• Nie Znaleziono Wyników

Pierwsze powielacze - Bogdan Borusewicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pierwsze powielacze - Bogdan Borusewicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

BOGDAN BORUSEWICZ

ur. 1949; Lidzbark Warmiński

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe niezależny ruch wydawniczy, opozycja w PRL, życie polityczne

Pierwsze powielacze

Pierwszy powielacz od Piotra Jeglińskiego przewoził Wit Wojtowicz. On był aktorem teatru [Leszka] Mądzika i ten teatr pojechał do [Londynu]. Tam Wojtowicz otrzymał od Piotra powielacz, rozebrał i siedząc na tym powielaczu, przewiózł go przez dwie granice [krajów bloku sowieckiego] – NRD i PRL. Oczywiście gdyby to Mądzik wiedział, to by go zabił, ale na szczęście się nie dowiedział.

To był pierwszy powielacz, który zaczął się tutaj kręcić. Na tym powielaczu Janusz Krupski wydał pierwszy numer „Zapisu”, kilkaset stron. To była katorżnicza praca. Ja mu odradzałem, żeby wydawać kilkaset stron na powielaczu w sytuacji, kiedy na jednej matrycy można było wydrukować dwadzieścia egzemplarzy. A trzeba było wydrukować trzysta egzemplarzy, czyli olbrzymią ilość. To była ciężka praca, wszystko robione ręcznie, śmierdzący denaturat. Janusz jak przychodził, to mówił, że mu się kręci w głowie i ciągle się czuje pijany, i rankiem, i wieczorem, bo na dodatek robił to w swoim małym pokoju. Wyłączył się – ja wtedy starałem się do niego nie przychodzić – i tłukł ten „Zapis”, składając go codziennie, śpiąc w oparach denaturatu. Po dwóch miesiącach ciężkiej pracy zrobił „Zapis”. To był pierwszy powielacz, który został przywieziony od Piotra Jeglińskiego z Paryża.

W [1976] roku przez czechosłowackie Tatry przeniosło powielacz dwóch moich kolegów. To organizowali ludzie zaangażowani w późniejszy Ruch Młodej Polski.

Pochodzący z Gdańska Piotr Dyk przewiózł ten powielacz z Austrii, zakopał w odpowiednim miejscu, a następnie poszła po niego ekipa: Marian Piłka i mój kolega Olek Hall. Oni byli w ogóle po raz pierwszy w górach, nie znali gór, byli w półbutach, jakoś doszli, wzięli ten powielacz w plecak, przeszli, nocowali, na szczęście nie zamarzli ani nie spadli. Przekazali ten powielacz Andrzejowi Czumie i on zaczął wydawać pismo, które się nazywało „U progu”. Był to powielacz farbowy, dobry, bardzo wydajny, a my otrzymaliśmy nie farbowy, tylko spirytusowy. Farbowy był tej wielkości i mimo, że Wit miał odpowiednie gabaryty, to nie schowałby go pod siedzeniem, a spirytusowy był mały, ale bardziej zawodny, wydruki z niego były

(2)

nieczytelne i pracochłonne. Na takim powielaczu można było drukować jakieś ulotki, a Janusz wydrukował pierwszy numer „Zapisu”, który miał trzysta stron, czyli trzysta egzemplarzy razy trzysta stron – ile to kilogramów papieru, by go zadrukować. Ten powielacz spirytusowy potem powędrował gdzieś dalej i wpadł.

Na samym początku, kiedy powielaczy w ogóle nie było, myśleliśmy o tym, żeby powielacz gdzieś rąbnąć, mówiąc wprost, z jakiegoś zakładu, ale doszliśmy do wniosku, że wydawać możemy nielegalnie, ale powielacz powinniśmy zdobyć drogą legalną, ponieważ lepiej siedzieć za nielegalne wydawnictwo niż za legalną kradzież.

Były także problemy z maszynami do pisania, z kalkami do powielania. W 1977 r.

tych powielaczy było już znacznie więcej.

Data i miejsce nagrania 2008-01-29, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Piotr Krotofil

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Katolicki Uniwersytet Lubelski był w tym czasie bardzo mocno izolowany od reszty miasta i uniwersytetu państwowego − Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.. Mniej więcej po roku

Kiedy pisałem pracę magisterską, a dość długo szykowałem się do niej, to [Władysław Bartoszewski] podał mi temat.. Ponieważ nie mógł jeszcze wtedy prowadzić

Wykłady [Bartoszewskiego] dotyczyły okresu drugiej wojny światowej, przede wszystkim powstania warszawskiego i Polskiego Państwa Podziemnego. Oczywiście wychodził od

Wtedy bezpieka przechwyciła ten kanał, co się dla Charzewskiego zakończyło smutno, bo pojechał z poleceniem zwabienia Jeglińskiego do kraju, ale Piotr zorientował się i

Marian Piłka też był w Kole Historyków, wciągnąłem go do niego. Ta nasza grupa była w różnych układach, w różnych kręgach

Byłem takim zwornikiem, przewoziłem, przerzucałem, a potem to już się toczyło własną siłą, byłem już zajęty Gdańskiem, miałem tam pełne ręce roboty...

Tu już to środowisko szło własną drogą, a ja w Gdańsku zajmowałem się tworzeniem środowiska robotniczego i na tym się skoncentrowałem.. [Pismo

W Lublinie spotkałem bardzo ciekawych ludzi i wiele się tutaj rzeczy działo, choćby na KUL-u czy w duszpasterstwie dominikańskim, które było takim najważniejszym