• Nie Znaleziono Wyników

Socjologia literatury : stan obecny i zagadnienia metodologiczne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Socjologia literatury : stan obecny i zagadnienia metodologiczne"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

Lucien Goldmann

Socjologia literatury : stan obecny i

zagadnienia metodologiczne

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 61/1, 291-317

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X I, 1970, z. 1

L U C IE N G O L D M A N N

SOCJOLOGIA LITERATURY: STAN OBECNY I ZAGADNIENIA METODOLOGICZNE

Wokół stru k tu r alno-genetycznej socjologii k u ltu ry pow stał cały ze­ spół prac, odznaczających się głównie tym, że ich autorzy — chcąc usta­ lić spraw ną metodę dla pozytywnych badań faktów hum anistycznych, a szczególnie twórczości kulturow ej — zmuszeni byli zwrócić się do re ­ fleksji filozoficznej, którą można by określić ogólnie jako dialektyczną. Stanowisko takie w ypada zatem przedstawić jako pozytyw ną próbę badawczą, integrującą zespół refleksji o charakterze filozoficznym, i za­ razem jako postawę filozoficzną, skierow aną przede w szystkim ku pozy­ tyw nym badaniom, która doprowadziła do utw orzenia metodologicznej podstaw y całego zespołu konkretnych poszukiwań.

Ponieważ niejednokrotnie już stosowaliśmy pierw szą z tych m etod w yjaśnienia, spróbujm y tym razem posłużyć się drugą. Trzeba jednak koniecznie podkreślić na samym początku — zresztą bez większej n a ­ dziei co do użyteczności tego ostrzeżenia, bowiem przesądy m ają długie życie — że przedstawione tu uwagi o charakterze ogólnofilozoficznym nie w yrażają żadnej intencji spekulatyw nej: są one form ułow ane tylko w takiej mierze, w jakiej w ydają się nieodzowne dla badań pozytywnych.

Pierw szym ogólnym stw ierdzeniem leżącym u podstaw m etody stru k -[L ucien G o l d m a n n (ur. w 1913 r. w R u m u n ii) — stu d io w a ł p r a w o i li t e ­ ra tu rę w B u k areszcie, W iedniu, Z u rych u i P a ry żu , g d zie o trzy m a ł d ok torat ès le ttr e s . W la ta c h 1946— 1959 p ra co w a ł w C en tre N a tio n a l de la R ech erch e S c ie n ­ tifiq u e . Od 1959 r. jest k ie r o w n ik ie m stu d ió w so c jo lo g ic z n y c h , lite r a c k ic h i f ilo ­ zo ficzn y ch w É cole P ra tiq u e des H a u tes É tu d es w P a ry żu , od 1961 r. k ie r u je o śro d k iem bad ań so cjo lo g icz n o litera ck ich w U n iv e r sité L ib re d e B r u x e lle s. N a j­ w a ż n ie js z e prace: M ensch, G e m e in s c h a ft u n d W e lt in d e r P h ilo s o p h ie Im m a n u e l K a n ts (1948), S cien ces h u m a in es e t p h ilo so p h ie (1952), L e D ie u ca ch é (1956), R a c in e (1956), R e c h e rc h e s d ia le c tiq u e s (1959), P o u r u n e so c io lo g ie d u ro m a n (1964).

P rzek ła d w e d łu g w y d .: L a S o c io lo g ie d e la litté r a tu r e : s itu a tio n a c tu e lle e t p r o b lè m e s de m é th o d e . „R evu e In tern a tio n a le des S cie n c e s S o c ia le s ”, v o l. 19 (1967), nr 4.]

(3)

292 L U C IE N G O L D M A N N

turalno-genetycznej jest myśl, że wszelka refleksja o naukach hum ani­ stycznych dokonuje się nie od zewnątrz, ale od w ew nątrz społeczeństwa, że stanow i ona część — oczywiście zależnie od okoliczności: m niej lub bardziej ważną — życia intelektualnego tego społeczeństwa, a poprzez nie życia społecznego jako całości. Co więcej, jeżeli myśl jest częścią ży­ cia społecznego, rozwój tej myśli przekształca również — w różnym stop­ niu, w zależności od jej znaczenia i skuteczności — samo życie społeczne. W naukach humanistycznych podmiot myśli, przynajm niej częściowo i z udziałem czynników pośredniczących, należy więc do przedm iotu badań.

Z drugiej strony, ta myśl nie stanowi absolutnego początku i w ogrom­ nym stopniu zorganizowana jest przez kategorie społeczeństwa, które bada, lub społeczeństwa, które się z niej wywodzi: to znaczy, że badany przedm iot je st jednym z konstytutyw nych — a naw et jednym z n a j­ ważniejszych — elementów stru k tu ry m yśli badacza lub badaczy.

W yraził to wszystko Hegel w zwięzłej i znakomitej formule: „toż­ samość podmiotu i przedm iotu m yśli”. Złagodziliśmy tylko radykalny charakter tej form uły — wynikającej z Heglowskiego idealizmu, dla któ­ rego wszelka rzeczywistość jest duchem — zastępując ją inną, bardziej zgodną z naszym m aterialistycznym stanowiskiem dialektycznym, według którego m yśl jest ważnym aspektem, ale tylko aspektem rzeczywistości: mówim y o częściowej identyczności podmiotu i przedm iotu badań, przy czym identyczność ta nie odnosi się do wszelkiego poznania, lecz tylko do poznania w naukach humanistycznych.

Jakakolw iek by jednak była różnica między obu tym i formułami, jedna i druga im plikują twierdzenie, że nauki hum anistyczne nie mogą mieć ch arak teru w tym samym stopniu obiektywnego co nauki przyro­ dnicze i że ingerencja wartości, charakterystycznych dla pewnych grup społecznych, w stru k tu rę myśli teoretycznej jest w nich dzisiaj po­ wszechna i zarazem nieunikniona. Wcale to zresztą nie oznacza, że nauki te z zasady nie mogą dojść do takiej ścisłości, jaka w ystępuje w naukach przyrodniczych: będzie to jednak ścisłość odmienna i dopełniona in ter­ w encją wartościowań, niemożliwych do wyeliminowania.

* D ruga podstawowa idea wszelkiej socjologii dialektyczno-genetycz- nej jest ta, że fakty hum anistyczne są odpowiedziami indywidualnego lub zbiorowego podmiotu, stanowiącymi próbę zmierzającą do zmodyfi­ kow ania danej sytuacji w kierunku korzystnym dla aspiracji tego pod­ miotu. To zakłada, że każde zachowanie — a zatem każdy fak t hum ani­ styczny — m a charakter znaczący, który nie zawsze jest oczywisty i ba­ dacz m usi go swą pracą wydobyć.

Można w wieloraki sposób sformułować tę samą ideę, mówiąc na przykład, że każde zachowanie ludzkie (a prawdopodobnie naw et i zwie­

(4)

S O C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 293

rzęce) zm ierza do zm odyfikowania sytuacji odczuwanej przez podmiot jako b rak równowagi i do przyw rócenia tej równowagi; lub że każde zachowanie ludzkie (i prawdopodobnie każde zachowanie zwierzęce) moż­ na zinterpretow ać jako istnienie pewnego problem u praktycznego i dą­ żenie do rozw iązania tego problem u.

O pierając się na tych założeniach, koncepcja strukturalno-genetycz- na, której tw órcą jest niew ątpliw ie György Lukacs, zaleca radykalne przekształcenie m etod socjologii literatury. W zakresie tej dyscypliny wszystkie dawniejsze prace — i większość rozpraw uniw ersyteckich pod­ jętych po narodzinach nowej koncepcji — odnosiły się i nadal odnoszą do treści dzieł literackich i do relacji między tą treścią a treścią świado­ mości zbiorowej, to znaczy sposobami m yślenia i zachowaniem się ludzi w życiu codziennym. Prace przyjm ujące ten p u nkt widzenia prowadzą do naturalnego wniosku, że powiązania między tym i dwiema treściam i są tym liczniejsze, a socjologia lite ratu ry tym skuteczniejsza, im autor ba­ danych tekstów wykazał mniej wyobraźni twórczej i ograniczył się do przedstaw ienia swych doświadczeń, możliwie najm niej przetworzonych. Co więcej, ten typ badań musi, już z powodu samej metody, rozbijać jedność dzieła, zwracając uwagę przede wszystkim na to, co je st w nim jedynie odtworzeniem rzeczywistości empirycznej i życia codziennego. K rótko mówiąc, taka socjologia okazuje się tym owocniejsza, im m ier- niejsze są badane dzieła. R ozpatruje ona te dzieła bardziej jako doku­ m enty niż jako literaturę. Nie dziwi więc fakt, że w tych w arunkach większość zainteresow anych sztuką literacką uważa ten rodzaj badań w najlepszym w ypadku za czynność pomocniczą, mniej lub bardziej po­ żyteczną, a niekiedy całkowicie kw estionuje ich wartość.

Socjologia strukturalno-genetyczna wychodzi nie tylko z przesłanek odmiennych, lecz naw et przeciw stawnych. Chcielibyśmy powiedzieć tu taj 0 pięciu spośród najważniejszych.

1. Istotna relacja między życiem społecznym a twórczością literacką nie dotyczy treści tych dwu obszarów rzeczywistości ludzkiej, lecz tylko s tru k tu r myślowych, tego, co można by nazwać kategoriami, które orga­ nizują em piryczną świadomość pewnej grupy społecznej i zarazem świat fikcyjny, stworzony przez pisarza.

2. Doświadczenie wyłącznie jednostkowe jest stanowczo zbyt krótkie 1 ograniczone, aby mogło stw orzyć podobną stru k tu rę myślową; może ona być dopiero w ynikiem połączonej działalności dużej liczby jednostek, znajdujących się w sytuacji analogicznej, to znaczy tworzących uprzyw i­ lejow aną grupę społeczną, w skutek tego że jednostki te przeżywały przez dłuższy okres czasu i w sposób intensyw ny pewien zespół problemów i starały się znaleźć dla niego rozwiązanie znaczące. A więc stru k tu ry myślowe lub — aby użyć term inu bardziej abstrakcyjnego —

(5)

kategorial-294 L U C IE N G O L D M A N N

ne stru k tu ry znaczące nie są zjawiskami indywidualnym i, lecz zjaw iska­ mi społecznymi.

3. Wspomniana już relacja między stru k tu rą świadomości grupy spo­ łecznej a stru k tu rą św iata ukazanego w dziele literackim stanow i — w sytuacjach najbardziej korzystnych dla badacza — mniej lub więcej ścisłą homologię, ale często również zw ykłą relację znaczącą. W takim ujęciu może się więc zdarzyć — i naw et najczęściej zdarza się — że tre ś ­ ci całkowicie heterogeniczne, a naw et przeciwstawne, są stru k tu raln ie homologiczne lub ich wzajemne związki stają się zrozumiałe n a pozio­ mie stru k tu r kategorialnych. Świat fikcyjny, pozornie całkowicie obcy doświadczeniu konkretnem u — na przykład świat bajki fantastycznej — może być w swej struk turze ściśle homologiczny z doświadczeniem okre­ ślonej grupy społecznej lub przynajm niej znacząco związany z tym do­ świadczeniem. Nie ma już wówczas żadnej sprzeczności między istnie­ niem ścisłego związku dzieła literackiego i społecznej rzeczywistości historycznej a najsilniej rozwiniętą w yobraźnią twórczą.

4. Taka koncepcja pozwala w yjaśniać najwyższe osiągnięcia tw ó r­ czości literackiej rów nie dobrze jak dzieła przeciętne; okazują się one naw et szczególnie dostępne pozytywnem u badaniu. Z drugiej strony, s tru k tu ry kategorialne, które są przedm iotem tego rodzaju socjologii li­ teratu ry , stanowią właśnie to, co nadaje dziełu jedność, a zatem jeden z dwu podstawowych elementów jego charakteru specyficznie estetycz­ nego i, w interesującym nas przypadku, jego wartości ściśle literackiej. 5. S tru k tu ry kategorialne, które rządzą świadomością zbiorową, prze­ kształcone w świecie fikcyjnym stw orzonym przez artystę, nie są ani świadome, ani podświadome we freudow skim znaczeniu słowa zakłada­ jącym stłum ienie; są to procesy nieświadome, które — pod pew nym i względami — m ają cechy wspólne z procesami rządzącymi funkcjono­ waniem stru k tu r mięśniowych lub nerw owych i określającym i specy­ ficzny charakter naszych ruchów i gestów. Dlatego w większości w ypad­ ków w ykrycie tych stru k tu r i, im plicite, zrozumienie dzieła nie jest do­ stępne ani im m anentnym badaniom literackim , ani badaniom skierow a­ nym ku świadomym intencjom pisarza lub ku psychologii głębi, lecz ty l­ ko badaniom typu strukturalno-socjologicznego.

Z przedstawionych stw ierdzeń w ynikają ważne konsekwencje m eto­ dologiczne. Oznaczają one, że w naukach hum anistycznych studium po­ zytyw ne zawsze rozpoczynać się musi od próby podziału analizow ane­ go przedm iotu, w taki sposób, aby ten przedm iot ukazał się jako zespół

znaczących zachowań, którego stru k tu ra mogłaby w yjaśnić większość cząstkowych aspektów empirycznych, jakie badacz dostrzega w tych zachowaniach.

(6)

S O C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 295

mieć analizowane dzieło, winien najpierw dążyć do w ykrycia stru k tu ry wyjaśniającej quasi-totalność tekstu, a więc przestrzegać podstawowej reguły, o której specjaliści w zakresie literatu ry pam iętają niestety b a r­ dzo rzadko: badacz musi brać pod uwagę cały tekst i nic nie dorzucać do niego. Oznacza to również, że musi on wyjaśnić genezę tekstu, sta ­ rając się pokazać, jak i w jakiej mierze w ypracow anie stru k tu ry odkry­ tej w dziele m a charakter funkcjonalny, to znaczy jest zachowaniem zna­ czącym dla indywidualnego lub zbiorowego podmiotu w danej sytuacji. Takie postawienie zagadnienia im plikuje liczne konsekwencje, które w zasadniczy sposób m odyfikują tradycyjne metody badań faktów spo­ łecznych, a szczególnie faktów literackich. W ymieńmy kilka spośród n a j­ ważniejszych.

W r o z u m i e n i u d z i e ł a n i e m o ż n a p r z y p i s y w a ć s z c z e g ó l n e g o z n a c z e n i a ś w i a d o m y m i n t e n c j o m j e d ­ n o s t e k , a w p r z y p a d k u d z i e ł l i t e r a c k i c h ś w i a d o m y m i n t e n c j o m i c h a u t o r ó w .

W rzeczywistości bowiem świadomość jest tylko cząstkowym elem en­ tem zachowania ludzkiego, a jej treść nie odpowiada najczęściej obiek­ tyw nej naturze tego zachowania. W przeciwieństwie do tez niektórych filozofów, takich jak Descartes lub Sartre, znaczenie nie pojawia się w raz ze świadomością i nie utożsam ia się z nią. K ot ścigający mysz zachowuje się w sposób doskonale znaczący, mimo że nie w kracza tu taj, jako coś koniecznego ani naw et prawdopodobnego, choćby najbardziej elem en­ ta rn a świadomość 1.

Niewątpliwie, gdy człowiek, a w raz z nim funkcja symobliczna i myśl, pojaw iają się w rozwoju biologicznym, zachowanie staje się bez porów­ nania bardziej złożone; źródła problemów, konfliktów i trudności, a ta k ­ że możliwości ich rozwiązania, stają się liczniejsze i bardziej skompliko­ wane, lecz nic nie wskazuje na to, by świadomość obejmowała zwykle — lub naw et tylko niekiedy — całość obiektywnego znaczenia zachowań. W przypadku pisarza można w yrazić tę myśl o wiele prościej: zdarza się bardzo często, że powodowany troską o jedność estetyczną pisze on dzieło, którego ogólna stru k tu ra, tłum aczona przez krytykę na język po­ jęciowy, stanowi wizję odmienną, a naw et przeciwstawiającą się jego myśli, przekonaniom i intencjom ożywiającym go podczas pisania tego dzieła.

1 R ó w n ież D escan tes zm u szo n y jest zred u k o w a ć kota d o p ew n eg o rodzaju m a ­ s zy n y , to znaczy zn iw eczy ć go ja k o r z eczy w isto ść sp ecy ficzn ą , n atom iast S a rtre n ie p o zo sta w ia m u żadnego m ie jsc a w L ’E tre e t le N é a n t, rozróżniając ty lk o b e z ­ w ła d n e „ w -so b ie ” i św ia d o m e „ d la -s ie b ie ” (l’e n -s o i i le p o u r-so i).

(7)

296 L U C IE N G O L D M A N N

Dlatego socjolog lite ratu ry — i w ogóle k ry ty k — powinien tra k to ­ wać świadome intencje autora tylko jako jeden z licznych wskaźników, jako pewnego rodzaju refleksję nad dziełem. Dostarcza m u ona sugestii, podobnie jak wszelkie inne dzieło krytyczne, ale musi ją oceniać w św ie­ tle tekstu, nie obdarzając jej żadnym przywilejem.

N i e n a l e ż y p r z e c e n i a ć j e d n o s t k i w w y j a ś n i a n i u , b ę d ą c y m p r z e d e w s z y s t k i m b a d a n i e m p o d m i o t u i n ­ d y w i d u a l n e g o l u b z b i o r o w e g o , d l a k t ó r e g o r z ą d z ą ­ c a d z i e ł e m s t r u k t u r a m y ś l o w a m a c h a r a k t e r f u n k ­ c j o n a l n y i z n a c z ą c y .

Niewątpliwie dzieło m a dla autora praw ie zawsze znaczącą funkcję indywidualną, lecz najczęściej, jak to zobaczymy, funkcja ta nie jest — lub jest tylko w nieznacznym stopniu — związana z myślową stru k tu rą rządzącą ściśle literackim charakterem dzieła, a w każdym razie funkcja ta nie tworzy w żaden sposób stru k tu ry .

Dla Racine’a jako jednostki fak t pisania sztuk teatraln y ch — a ściślej sztuk, które on rzeczywiście napisał — m iał niew ątpliw ie znaczenie, jeśli odwołamy się do jego młodości spędzonej w Port-Royal, do jego później­ szych związków z ludźmi te a tru i z dworem, do jego powiązań z janse­ nizmem, a także do licznych w ydarzeń jego życia, m niej lub bardziej nam znanych. Ale istnienie tragicznej wizji było już jednym ze składni­ ków sytuacji, która doprowadziła Racine’a do uform ow ania sztuk. Na­ tom iast opracowanie tej wizji pod wpływem ideologów grupy janseni- stycznej z Port-Royal i Saint-C yran było funkcjonalną i znaczącą odpo­ wiedzią tzw. szlachty urzędniczej [noblesse de robe] na konkretną sy tu a­ cję historyczną. Dopiero w związku z tą grupą i jej m niej lub bardziej wypracowaną ideologią postaw ił sobie Racine jako jednostka pewne pro­ blemy praktyczno-m oralne, jakie doprowadziły do stw orzenia dzieła o strukturze opartej na tragicznej wizji w najwyższym stopniu koherent­ nej. Byłoby zatem rzeczą niemożliwą wyjaśnić genezę tego dzieła i jego znaczenie wyłącznie w powiązaniu z biografią i psychologią Racine’a.

T o , c o z w y k l e n a z y w a s i ę „ w p ł y w a m i ”, n i e m a ż a d ­ n e j w a r t o ś c i w y j a ś n i a j ą c e j i s t a n o w i c o n a j w y ż e j p e w i e n f a k t , k t ó r y b a d a c z p o w i n i e n w y j a ś n i ć .

Istnieją zawsze rozliczne wpływy, które mogą wycisnąć piętno na pisarzu; należy właśnie wyjaśnić, dlaczego tylko niektóre z nich — ewen­ tualnie tylko jeden — rzeczywiście je wyciskają, a także dlaczego od­ biór dzieł, które w yw arły wpływ, dokonał się z pew nym i zniekształcenia­ mi — i to właśnie z tym i konkretnym i zniekształceniami — w um yśle tego, który im się poddał. Otóż są to problemy, na które odpowiedź znaj­

(8)

SO C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y .., 297

duje się w dziele badanego autora, a nie, jak zwykle się sądzi, w dziele, które mogło na nie wpłynąć.

Krótko mówiąc, rozumienie jest problem em wew nętrznej koherencji tekstu, zakładającym dosłowny odbiór tekstu, całego tekstu i tylko tek­ stu, oraz badanie wew nątrz niego całościowej stru k tu ry znaczącej; w y­ jaśnianie jest badaniem podmiotu indywidualnego lub zbiorowego (w przypadku dzieła k u ltu ry sądzimy, z powodów wskazanych już gdzie in d z ie j2, że chodzi zawsze o podmiot zbiorowy), w stosunku do którego stru k tu ra myślowa rządząca dziełem m a charakter funkcjonalny, a tym samym znaczący. Dodajmy, że jeśli idzie o w zajem ny stosunek w yjaśnia­ nia i interpretacji, dwie, jak się nam wydaje, ważne rzeczy zostały od­ k ry te w pracach z zakresu socjologii stru k tu raln ej i w ich konfrontacji z pracam i psychoanalitycznymi.

W a r t o ś ć t y c h d w u m e t o d b a d a w c z y c h n i e j e s t t a s a m a w o b u p e r s p e k t y w a c h .

Gdy chodzi o libido, nie można oddzielać interpretacji od w yjaśniania zarówno podczas badań, jak i po ich zakończeniu. Natom iast w analizie socjologicznej rozdział taki jest możliwy po ukończeniu badań. Nie istnie­ je im m anentna interpretacja m arzenia czy delirium człowieka obłąka­ nego 3, a to prawdopodobnie po prostu z tej racji, że świadomość nie ma naw et względnej autonomii w płaszczyźnie libido, tzn. zachowania się podmiotu indywidualnego, skierowanego bezpośrednio ku posiadaniu przedm iotu. I odwrotnie, kiedy podmiot jest transindyw idualny, świa­ domość nabiera dużo większej wagi (nie m a podziału pracy, a więc mo­ żliwego działania bez świadomej kom unikacji między jednostkam i two­ rzącymi podmiot) i dąży do ukonstytuow ania stru k tu ry znaczącej.

Socjologia genetyczna i psychoanaliza m ają wspólne przynajm niej trzy elementy: a) twierdzenie, że każde zachowanie ludzkie należy co n aj­ mniej do jednej stru k tu ry znaczącej; b) tw ierdzenie, że aby zrozumieć to zachowanie, należy je włączyć do tej stru k tury , jaką badacz powinien w ykryć; c) twierdzenie, że ta stru k tu ra staje się rzeczywiście zrozumiała

2 Por. L. G o l d m a n n : L e D ieu cach é, G allim ard , P aris 1956; S cie n c e s h u ­ m a in e s e t p h ilo so p h ie . G onthier. P a ris 1966; R e c h e rc h e s d ia le c tiq u e s. G allim ard,. P a ris 1959; Le S u je t d e la c ré a tio n c u ltu r e lle (k om u n ik at p rzed sta w io n y w r. 1965 p od czas II C olloq u e In tern ation al de S o c io lo g ie d e la L ittératu re).

3 D latego zresztą w e F rancji, g d z ie sły n n a k sią żk a F reuda T ra u m d e u tu n g zo­ sta ła w y d a n a pt. E x p lic a tio n d es r ê v e s , n iek tó rzy p sy ch o a n a lity cy dopiero po w ie lu la ta c h za u w a ży li, że „D eu tu n g ” ozn a cza „ in terp reta cję”, n ie zaś „ w y ja śn ia n ie”. W g ru n cie rzeczy, je ś li ten ty tu ł d łu go n ie w zb u d za ł w ą tp liw o śc i, to p rzede w sz y stk im dlatego, że b y ł on ró w n ie słu szn y ja k ty tu ł o rygin ału . W an alizach F reu ­ d o w sk ich n ie da się b o w iem o d d zielić in terp reta cji od w y ja śn ia n ia : oba sp osob y o d w o łu ją się do p od św iad om ości.

(9)

2 9 8 L U C IE N G O L D M A N N

tylko wtedy, gdy ujm uje się ją w jej indyw idualnej lub historycznej genezie, zależnie od przypadku.

Streszczając: psychoanaliza jest, podobnie jak zalecana przez nas socjologia, strukturalizm em genetycznym.

Przeciw staw iają się sobie przede wszystkim w jednym punkcie: psy­ choanaliza stara się sprowadzić wszelkie zachowanie ludzkie do podmiotu

indywidualnego i do pewnej form y — ujawnionej lub w ysublim ow a­ nej — pragnienia przedm iotu. Socjologia genetyczna oddziela zachowa­ nie libidinalne, które bada psychoanaliza, od zachowań o charakterze historycznym (do których należy wszelka twórczość kulturow a), m ają­ cych podmiot ponadindywidualny i mogących skierować się ku przed­ miotowi tylko poprzez dążenie do koherencji.

Dlatego naw et jeśli wszelkie zachowanie ludzkie włącza się i w stru k ­ tu rę libidinalną, i równocześnie w stru k tu rę historyczną, jego znaczenie nie jest takie samo w jednym i drugim wypadku, a segm entacja przed­ miotu nie musi być identyczna. N iektóre elem enty dzieła sztuki lub utw oru literackiego — lecz nie dzieło lub utw ór w całości — mogą włączyć się w stru k tu rę libidinalną, co pozwoli psychoanalitykom zro­ zumieć je i w yjaśnić w powiązaniu z podświadomością jednostki. Wów­ czas jednak znaczenia ujawnione będą posiadać wartość tej samej n atu ry co wartość jakiegokolwiek rysunku czy utw oru człowieka obłąkanego. Z drugiej strony, te same utw ory literackie lub artystyczne, włączone w stru k tu rę historyczną, będą stanow ić stru k tu ry relatyw ne, mniej wię­ cej koherentne i jednolite, korzystające z dużej autonomii względnej; w tym tkw i jeden z konstytutyw nych elem entów ich ściśle literackiej czy artystycznej wartości.

Tak więc wszelkie zachowanie ludzkie i wszelki przejaw działalności człowieka są w różnym stopniu m ieszaninam i znaczeń jednego i d ru ­ giego rodzaju. W zależności jednak od tego, czy zaspokojenie libidinalne góruje do tego stopnia, że niszczy praw ie całkowicie koherencję autono­ miczną lub odwrotnie: włącza się w nią, praw ie jej nie naruszając, bę­ dziemy mieć do czynienia z dziełem obłąkanego lub z arcydziełem (zwa­ żywszy, że większość twórczych m anifestacji człowieka mieści się między tym i dwoma biegunami).

N a p r z e k ó r r o z l e g ł e j d y s k u s j i , k t ó r a t o c z y ł a s i ę , s z c z e g ó l n i e w n i e m i e c k i c h ś r o d o w i s k a c h u n i w e r s y ­ t e c k i c h , n a t e m a t r o z u m i e n i a i w y j a ś n i a n i a , t r z e b a s t w i e r d z i ć , ż e t e d w a s p o s o b y p o s t ę p o w a n i a b a d a w ­ c z e g o n i e s ą b y n a j m n i e j p r z e c i w s t a w n e i n a w e t n i e r ó ż n i ą s i ę m i ę d z y s o b ą .

(10)

SO C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 299

całą literatu rę rom antyczną poświęconą sympatii, „em patii” lub iden­ tyfikacji jako postaw koniecznych do zrozumienia dzieła. Rozumienie wydaje się nam postępowaniem ściśle intelektualnym : polega ono na możliwie dokładnym opisie stru k tu ry znaczącej. Bezpośrednie zaintere­ sowanie badacza dla swego przedm iotu, to znaczy sym patia lub an ty ­ patia, ew entualnie obojętność wobec przedm iotu badań — są to oczy­ wiście okoliczności sprzyjające rozumieniu, podobnie jak każdemu postę­ powaniu intelektualnem u. Wszakże, chociaż z jednej strony antypatia jest czynnikiem równie korzystnym dla rozumienia jak sym patia (nikt nie zrozumiał i nie określił lepiej jansenizmu niż jego prześladowcy, form ułując owe słynne „pięć tw ierdzeń”, które są ścisłą definicją wizji tragicznej), to z drugiej strony — również i wiele innych czynników może sprzyjać lub nie sprzyjać badaniom, na przykład dobra dyspozycja psychiczna, dobre zdrowie lub odwrotnie — stan depresji albo ból zębów. Otóż to wszystko nie ma nic wspólnego z logiką czy epistemologią.

Trzeba jednak pójść jeszcze dalej. Rozumienie i w yjaśnianie nie są dwoma odmiennymi sposobami postępowania intelektualnego, lecz jed­ nym i tym samym sposobem odniesionym do różnych współrzędnych. Powiedzieliśmy właśnie, że rozumienie jest odkryciem stru k tu ry zna­ czącej przedm iotu badanego (w interesującym nas przypadku — dzieła literackiego). W yjaśnienie jest jedynie włączeniem tej stru k tu ry , jako elem entu konstytutywnego, w stru k tu rę bezpośrednio otaczającą, której badacz nie rozpatruje szczegółowo, lecz tylko o tyle, o ile jest to ko­ nieczne do zrozumienia genezy badanego dzieła. W ystarczy za przedm iot badań wziąć stru k tu rę otaczającą, aby to, co było wyjaśnieniem, stało się rozumieniem, i aby badania w yjaśniające m usiały odnosić się do nowej, jeszcze rozleglejszej stru ktu ry .

Posłużmy się przykładem: zrozumieć M yśli Pascala lub tragedie Ra- cine’a to odkryć wizję tragiczną, która konstytuuje stru k tu rę znaczącą, jaka rządzi całością każdego z tych dzieł; lecz zrozumieć stru k tu rę jan ­ senizmu skrajnego to wyjaśnić genezę M yśli i tragedii Racine’owskich. I tak samo: zrozumieć jansenizm to wyjaśnić genezę jansenizm u sk raj­ nego; zrozumieć historię szlachty urzędniczej w XVII w ieku to wyjaśnić genezę jansenizmu; zrozumieć stosunki klasowe w społeczeństwie fra n ­ cuskim XVII wieku to w yjaśnić ewolucję szlachty urzędniczej, itd.

Wszelkie badanie pozytywne w naukach hum anistycznych musi więc mieścić się n a dwu różnych poziomach: na poziomie badanego przed­ m iotu i na poziomie stru k tu ry bezpośrednio otaczającej, natom iast róż­ nica między ty m i dwiema płaszczyznami badań tkw i przede wszystkim w stopniu pogłębiania dociekań na każdej z nich.

Badanie danego przedm iotu — tekstu, rzeczywistości społecznej itd. — można bowiem uznać za w ystarczające jedynie wówczas, gdy

(11)

300 L U C IE N G O L D M A N N

została odkryta stru k tu ra uwzględniająca dostatecznie dużą liczbę da­ nych empirycznych, przede wszystkim tych, które w ydają się szczególnie doniosłe 4 — tak, żeby stało się niemożliwe lub przynajm niej niepraw ­ dopodobne, aby jakaś inna analiza mogła ukazać inną stru k tu rę, docho­ dząc do tych samych wyników lub do wyników lepszych.

Sytuacja zmienia się, jeśli idzie o stru k tu rę otaczającą. Badacza inte­ resuje tylko jej funkcja w yjaśniająca w stosunku do przedm iotu jego badań; sama zresztą możliwość odkrycia takiej stru k tu ry będzie decy­ dować o wyborze tej właśnie spośród mniejszej lub większej liczby stru k tu r otaczających, które w ydają się dopuszczalne przy rozpoczęciu poszukiwań. Badacz zakończy więc swoje czynności, gdy dostatecznie uwidoczni relację między stru k tu rą badaną a s tru k tu rą otaczającą, aby wyjaśnić genezę pierwszej jako funkcję drugiej. Może on również pro­ wadzić swoje badania znacznie dalej, wówczas jednak zm ienia się w pew ­ nym momencie przedm iot poszukiwań i to, co było na przykład pracą nad Pascalem, może stać się pracą nad jansenizmem, nad szlachtą urzęd­ niczą itd.

Wziąwszy to wszystko pod uwagę, jeśli praw dą jest, że w praktyce badawczej interpretacja im m anentna i w yjaśnianie przez odwołanie się do stru k tu ry otaczającej są nierozdzielne i że postęp w każdej z tych dziedzin może jedynie wyniknąć ze stałej między nim i oscylacji, niem niej jednak ważne jest, aby ściśle rozgraniczać interp retację i w yjaśnianie w ich naturze i w przedstawianiu wyników. Podobnie trzeba stale p a­ miętać nie tylko o tym, że interpretacja jest zawsze im m anentna w sto­ sunku do badanych tekstów (podczas gdy w yjaśnianie jest zawsze ze­ w nętrzne w stosunku do nich), lecz również o fakcie, że wszystko, co jest zestawieniem tekstu z danym i zew nętrznym i — zarówno jeśli chodzi o grupę społeczną, o psychologię autora, jak i o plam y na słońcu — ma charakter w yjaśniający i pod tym kątem powinno być rozpatryw ane 5.

4 M ó w iliśm y już, że w w y p a d k u te k s tó w lite r a c k ic h za g a d n ien ie sta je się prostsze, p o n iew a ż w sk u te k za a w a n so w a n ej stru k tu ra cji p rzed m io tó w p od d an ych b ad an iu i ogran iczon ej liczb y fa k tó w (p ełn y te k s t i ty lk o te k st) m ożna n a jczęś­ ciej, je ś li n ie teo rety czn ie, to p rzyn ajm n iej w p ra k ty ce, za stą p ić k ry teriu m ja k o ś­ cio w e k ry teriu m ilo ścio w y m : w y sta rcza ją co dużą częścią tek stu .

5 P o d k reśla m y m ocno ten asp ek t zagad n ien ia, p o n ie w a ż zd arzało się nam p od ­ czas d y sk u sji ze sp ecja lista m i w za k resie litera tu r y sp o ty k a ć b ard zo często z od ­ rzu can iem przez n ich w y ja śn ie n ia i z ogran iczan iem się do in terp reta cji, a p rze­ cież w rzeczy w isto ści ich zam iary m ia ły ch arak ter w ró w n ej m ierze w y ja śn ia ją c y co i n asze. W isto c ie od rzu cali oni w y ja śn ia n ie so cjo lo g icz n e n a rzecz w y ja ś n ia ­ n ia p sy ch o lo g iczn eg o , k tóre, tra d y cy jn ie już p rzy jm o w a n e, sta ło się czym ś p ra ­ w ie n atu raln ym .

T ym czasem — i jest to zasada szczeg ó ln ie d o n io sła — in te r p r e ta c ja d zieła p o ­ w in n a odnosić s ię do całego tek stu w p ła szczy źn ie d o sło w n ej, a ocena jego w a r to śc i

(12)

SO C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 301

Otóż jeśli na pozór łatwo jest przestrzegać tej zasady, w praktyce jest ona nieustannie naruszana z powodu silnie zakorzenionych przesądów. Nasze kontakty ze specjalistami w zakresie badań literackich unaoczniły nam, w jakim stopniu trudno jest doprowadzić do tego, by ich postaw y wobec badanych tekstów były jeśli nie identyczne, to przynajm niej po­ dobne do postaw y fizyka czy chemika, który rejestru je w yniki doświad­ czenia. Aby ograniczyć się do kilku tylko doraźnych przykładów, wspom ­ nijm y historyka literatury, który w yjaśniał nam kiedyś, że H ektor nie może mówić w Andromasze, ponieważ um arł: chodziłoby więc tam o złudzenie kobiety, którą niezwykła i bez w yjścia sytuacja doprowa­ dziła do krańcowej rozpaczy. Nic podobnego nie znajdujem y niestety w tekście Racine’a, który tylko dw ukrotnie inform uje nas, że zm arły H ektor mówił.

Podobnie inny historyk literatu ry tłum aczył nam, że Don Ju an nie może żenić się co miesiąc, ponieważ naw et w XVII w ieku było to p rak ­

tycznie niemożliwe: należy więc nadać tem u stw ierdzeniu w sztuce Mo­ liera sens ironiczny i przenośny. Nie trzeba podkreślać, że jeśli p rzy ­ jęliśm y tę zasadę, można by bardzo łatwo przypisać tekstowi cokolwiek, naw et coś zupełnie przeciwnego niż to, co ten tek st w yraźnie stw ierd za6. Cóż powiedziano by o fizyku, który podawałby w wątpliwość w yniki doświadczenia, zastępując je innym i wynikami, w ymyślonymi przez sie­ bie tylko dlatego, że pierwsze w ydają mu się nieprawdopodobne? Tak samo w dyskusji podczas sympozjum w Royaum ont (w 1965 roku) było niezm iernie trudno przekonać zwolenników interpretacji psychoanali­ tycznych o elem entarnym fakcie, że — niezależnie od opinii, jaką by

z a le ż y je d y n ie i w y łą c z n ie od w a ż n o śc i tej części te k stu , którą u d ało się jej ob jąć. W yjaśnianie! m u si w y ś w ie tlić g en ezę tego sam ego tek stu , a ocen a jego zasad n ości z a le ż y je d y n ie i w y łą c z n ie od teg o , czy b yło w sta n ie u sta lić p rzy n a jm n iej śc isłą k o r e la c ję (i, je ś li to m o żliw e, re la c ję znaczącą i fu n k cjo n a ln ą ) m ięd zy sta w a n iem się w iz ji św ia ta i g en ezą te k stu (opartą w ła ś n ie na tej w izji) a p ew n y m i z ja w is k a ­ m i ze w n ę tr z n y m i w sto su n k u do tek stu .

D w a n ajb ard ziej ro zp o w szech n io n e i n ieb ezp ieczn e dla badań p rzesąd y tk w ią z jed n ej stro n y w m n iem a n iu , że te k s t m u si b yć „ sen so w n y ”, to znaczy m o ż liw y do p r z y ję c ia d la sta n o w isk a k r y ty k a , a z d ru g iej stron y — w żą d a n iu , aby w y j a ś ­ n ia n ie b y ło zgod n e z o g ó ln y m i p o g lą d a m i czy to sa m eg o k ry ty k a , czy to jego w ła s n e j gru p y, której p o g lą d y in tegru je: w obu w y p a d k a ch żąd a się, aby fa k ty b y ły zgod n e z p ogląd am i bad acza, za m ia st b ad ać zask ak u jące tru d n o ści i fa k ty , p ozorn ie sp rzeczn e z ro zp o w szech n io n y m i p ogląd am i.

6 P o d o b n ie autor dość zn an ej rozp raw y p o św ięco n ej P a sca lo w i, cy tu ją c s tw ie r ­ d z e n ie filo z o fa , że „rzeczy sta ją s ię p ra w d ziw e lu b fa łsz y w e , z a leż n ie od stro n y , z której się na n ie p a trzy ”, d odaje, jako dobry k a rtezja n in , że P a sca l o czy w iście ź le s ię w y r a z ił i ch cia ł p o w ied zieć, że rzeczy „w y d a ją s ię ” p ra w d ziw e lu b fa łs z y ­ w e z a le ż n ie od stron y, z której się na n ie patrzy.

(13)

302 L U C IE N G O L D M A N N

się miało o wartości tego rodzaju w yjaśniania, a naw et gdyby mu się przyznawało wyższą wartość — nie można mówić o podświadomości Orestesa ani o pragnieniu Edypa poślubienia swej m atki, ponieważ ani Orestes, ani Edyp nie są ludźmi żywymi, lecz tekstam i, i że nie m am y praw a dodawać czegokolwiek do tekstu, który nie mówi ani o podświa­ domości, ani o kazirodczym pragnieniu.

Jeśli w yjaśnianie psychoanalityczne tra k tu je się poważnie, zasady w yjaśniającej szukać można jedynie w podświadomości Sofoklesa lub Ajschylosa, ale nigdy w podświadomości postaci literackiej, któ ra żyje tylko poprzez to, co o niej- stw ierdza tekst. Co do w yjaśniania — istnieje wśród badaczy literatu ry szkodliwa skłonność do preferow ania w yjaś­ niania psychologicznego — niezależnie od jego skuteczności i w yników — po prostu dlatego, że w ydaje im się ono najtrafniejsze, podczas gdy jedyna prawdziwie naukow a postaw a polega oczywiście n a rozpatryw a­ niu — możliwie najbardziej bezstronnym — wszystkich nasuw ających się sposobów w yjaśnień, naw et pozornie najbardziej absurdalnych (dla­ tego też wspominaliśmy wyżej o plamach na słońcu, chociaż nikt poważ­ nie nie myśli o znalezieniu w yjaśnienia na tej drodze), i dokonaniu wyboru jedynie i wyłącznie na podstawie uzyskiwanych przez nie w y­ ników oraz na podstawie tego, czy pozw alają wyjaśnić bardziej lub mniej ważną część tekstu.

Socjolog literatu ry — wychędząc od utw oru, który reprezentuje dla niego zespół danych empirycznych, podobnych do tych, przed jakim i stoi każdy inny socjolog podejmujący badania — musi najpierw roz­ wiązać w stępną trudność: ustalić, w jakiej m ierze owe dane stanow ią pewien przedmiot znaczący, pewną stru k tu rę, mogącą dopiero stanow ić pole owocnych dociekań naukowych.

Dodajmy, że socjolog literatu ry i sztuki znajduje się wobec tego pro­ blemu w sytuacji uprzywilejowanej w porów naniu z badaczami pracu­ jącym i w innych dziedzinach; można bowiem przyjąć, że w większości wypadków dzieła trw ające dłużej niż pokolenie, które je zrodziło, sta­ nowią taką właśnie stru k tu rę znaczącą 7, podczas gdy jest rzeczą zupeł­ nie niemożliwą, aby segmentacje potocznej świadomości lub obiegowych teorii socjologicznych ściśle odpowiadały — w innych dziedzinach — przedmiotom znaczącym. Na przykład nie jest bynajm niej pewne, czy obiekty badań takie, jak „skandal”, „d y k tatu ra”, „zachowanie k u lin arn e” itd. stanowią takie przedmioty. W każdym razie socjolog literatu ry — jak każdy inny socjolog — musi sprawdzić swój obiekt i nie wolno mu

7 Ju ż sam ten fa k t sta n o w i ep istem o lo g iczn y i p sy ch o so cjo lo g iczn y w a r u n e k ta k ieg o p rzetrw an ia.

(14)

przyjm ować od razu, że dane dzieło czy grupa badanych dzieł stanow i stru k tu rę jednolitą.

Pod tym względem postępowanie badawcze jest takie samo w każdej chyba dziedzinie hum anistyki: badacz musi uzyskać pewien schem at, model złożony z ograniczonej liczby elementów i relacji; w oparciu o ten schem at powinien on umieć w yjaśnić większość danych em pirycz­ nych, uznanych za konstytuujące badany przedmiot.

Dodajmy, że zważywszy n a uprzyw ilejow aną sytuację dzieł k u ltu ry jako przedmiotów badań, wym agania socjologa literatu ry mogą stać się o wiele większe niż te, które staw iają jego koledzy. Nie będzie b ynaj­ mniej przesadą żądanie, aby taki model w yjaśnił trzy czw arte lub cztery piąte utw oru. Istnieje już pew na liczba studiów, które zdają się spełniać to wymaganie. Jeśli używamy term inu „zdają się”, to dlatego że nigdy nie mogliśmy — po prostu z powodu niedostatecznych środków m ate­ rialnych — przeprowadzić na tekście dzieła kontroli, akapit za akapitem lub replika za repliką, chociaż z punktu widzenia metodologicznego ta k a kontrola nie przedstaw ia oczywiście żadnej trudności 8.

Najczęściej w socjologii ogólnej, a bardzo często w socjologii lite ra ­ tury, gdy badanie odnosi się do wielu dzieł, badacz będzie oczywiście zmuszony do w yelim inowania całego szeregu danych empirycznych, k tó re zdawały się początkowo należeć do wyznaczonego przedm iotu badań i, przeciwnie, dołączyć inne dane, o których najpierw nie myślał.

W ym ienim y tylko jeden przykład: kiedy przystąpiliśm y do socjolo­ gicznych badań nad dziełami Pascala, musieliśmy już na samym począt­ ku dokonać oddzielenia Prowincjałek od Myśli, ponieważ odpowiadają one dwu wizjom świata, a więc dwu odrębnym modelom epistemolo- gicznym, m ającym odmienne podstwy socjologiczne: um iarkowany i na pół kartezjański jansenizm, którego najbardziej znanym i przedstaw icie­ lami byli A rnauld i Nicole, oraz jansenizm skrajny, dotychczas nie zna­ ny; m usieliśm y go więc szukać i odkryliśm y go u czołowego teologa, Barcosa, księdza z Saint-Cyran, do którego zbliżali się między innym i Singlin, duchowy przew odnik Pascala, Lancelot, jeden z nauczycieli Racine’a, i przede wszystkim M atka A n g elik a9. Wydobycie stru k tu ry

S O C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 3 0 3

8 D od ajm y w zw iązk u z tym , że p ierw sza p o d jęta p rzez nas w B ru k seli prób a, od n oszącą się do sztu k i L es N è g re s G eneta, p o zw o liła na p rzy k ła d zie a n a lizy p ie r w sz y c h stro n ic w y ja ś n ić — poza w stę p n ą h ip o tezą d otyczącą stru k tu ry ś w ia ­ ta sz tu k i — c a ły szereg fo rm a ln y ch elem en tó w tek stu .

9 G łó w n y zarzut, jak i m ożn a p o sta w ić w ię k sz o ś c i stu d ió w o P ascalu , w y n ik a zresztą stąd , że au torzy ty ch p rac, w y ch o d zą c od -w yjaśn ian ia p sy ch o lo g iczn eg o , w y r a ź n ie sfo r m u ło w a n e g o lu b ty lk o zak ład an ego, n ie w y o b ra ża li so b ie n a w e t, ab y P a sc a l m ó g ł w ciągu k ilk u m ie się c y , a m oże n a w et k ilk u tygod n i, p r z e jść od jed n eg o sta n o w isk a filo zo ficzn eg o do dru giego, c a łk o w ic ie p rzeciw sta w n eg o ,

(15)

304 L U C IE N G O L D M A N N

tragicznej charakteryzującej myśl Barcosa i Pascala doprowadziło nas z drugiej strony do włączenia w przedm iot naszych badań czterech spo­ śród głównych sztuk Racine’a, mianowicie Androm achy, Brytanika, Be- reniki i Fedry — rezultat tym bardziej zaskakujący, że historycy lite­ ratu ry , wprowadzeni w błąd przez cechy zew nętrzne [manifestations de surface] i usiłujący znaleźć relacje między Port-R oyal a twórczością R acine’a, szukali ich dotychczas w w arstw ie treściowej i kierow ali się przede wszystkim ku sztukom chrześcijańskim (Estera, Atalia), nie zaś ku sztukom pogańskim, których kategorie stru k tu raln e ściśle przecież odpowiadały strukturze myśli skrajnej grupy jansenistycznej.

Z punktu widzenia teoretycznego pom yślny wynik tego pierwszego etapu badań i doniosłość uzyskanego tą drogą modelu koherencji ujaw ­ niają się oczywiście w tym, że model ten w yjaśnia quasi-całość tekstu. W praktyce istnieje jednak inne kryterium — w ynikające nie z założe­ nia, lecz faktyczne, które wskazuje dość niezawodnie, iż znajdujem y się na dobrej drodze: jest nim fakt, że pew ne szczegóły utw oru, dotąd wcale nie przyciągające uwagi badacza, okazują się nagle ważne i zara­ zem znaczące. W ymieńmy jeszcze trzy przykłady w związku z tym zagadnieniem.

W okresie kiedy prawdopodobieństwo stanow i regułę przyjm owaną praw ie jednomyślnie, w Andromasze Racine’a przem awia umarły. Jak w yjaśnić to pozorne odstępstwo od zasady?

k tó re — jak o p ie r w sz y w k ręgu m y ś li za ch o d n io eu ro p ejsk iej sfo r m u ło w a ł z n ie ­ z w y k łą ścisło ścią : u zn a w a li w ię c oni za o c z y w iste is tn ie n ie p o k r e w ie ń stw a m ięd zy P r o w in c ja tk a m i a M y śla m i.

S k o ro jed n ak n ie m ożna b yło — i n ad al n ie m ożna — przyjąć d la obu te k stó w in te r p r e ta c ji jed n o litej, m u s ie li on i od w ołać się do różn ych za b ieg ó w (przesadny s t y l, te k s ty p isa n e dla lib erty n ó w , te k sty w y ra ża ją ce p o g lą d y lib erty ń sk ie, n ie zaś p o g lą d y P ascala, itd.), aby w y ja śn ić , że filo z o f c h c ia ł p o w ied zieć — lu b p rzy n a j­ m n iej m y ś la ł — co innego, niż rzeczy w iście n a p isa ł. Z a sto so w a liśm y od w ro tn e p o­ stę p o w a n ie , stw ierd za ją c na sam ym początk u , że o b a d zieła m ają charak ter śc iśle k o h eren tn y i p ra w ie c a łk o w ic ie p rzeciw sta w ia ją się sob ie. D opiero p otem p o sta w i­ liś m y p y ta n ie, w ja k i sposób czło w ie k , choćby g e n ia ln y , m oże p rzejść ta k szy b k o o d jed n eg o sta n o w isk a do dru giego — od m ien n ego, a n a w e t p rzeciw sta w n eg o . D o­ p ro w a d ziło nas to do od k rycia B arcosa i sk rajn ego ja n sen izm u , k tó re n aty ch m ia st w y ja ś n iło problem .

Isto tn ie: w o k resie p isan ia P raw in cja te k P a sca l sp o ty k a się z d ok tryn ą k r y ty ­ k u ją c ą g o i o d rzu cającą jego tezę teo lo g iczn ą — d ok tryn ą i ca ły m sy stem em e ty c z ­ nym . W y w ie r a ły on e bardzo duże w p ły w y w śro d o w isk u ja n sen istó w ; P a sca l m u ­ sia ł za tem zastan aw iać się ponad rok, czy m a rację on, czy jego sk ra jn i k rytycy. D ecy zja zm ian y sta n o w isk a d o jrzew a ła w ię c w nim p o w o li i w c a le n ie dziw i fak t, ż e m y ś lic ie l form atu P a sca la — który długo ro zw a ża ł słu szn ość sta n o w isk a , nim j e w k oń cu p o p a rł — m ó g ł je sform u łow ać w sposób b ard ziej ra d y k a ln y i k o h e­ re n tn y , niż u czy n ili to przed nim g łó w n i te o r e ty c y i ob roń cy te j p o sta w y .

(16)

S O C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 305

W ystarczy znaleźć schem at wizji rządzący m yślą skrajnego janseniz­ mu, aby stwierdzić, że dla jansenistów milczenie Boga i fakt, iż jest on po prostu widzem — prowadzą do koniecznego wniosku: nie istnieje żadne wyjście w granicach świata, pozwalające dochować wierności w ar­ tościom, żadna możliwość słusznego życia w świecie, a wszelka próba w tym kierunku podejmowana n atrafia na niemożliwe do spełnienia, i nie znane zresztą praktycznie, w ym agania bóstwa (wymagania, które jawią się najczęściej w sprzecznej postaci). Świeckie przekształcenie tej koncepcji w sztukach Racine’a prowadzi do stworzenia dwu niemych osób, czy też dwu niemych sił, wcielających sprzeczne żądania: Hektor, który wymaga wierności od Andromachy, i Astyanaks, który wymaga opieki; miłość Ju n ii do Brytanika, domagająca się, aby go chroniła przed niebezpieczeństwami, i czystość Junii, domagająca się odrzucenia wszel­ kiego kompromisu z Neronem; lud rzym ski i miłość w Berenice; później Słońce i Wenus w Fedrze.

Jeśli jednak milczenie tych sił lub postaci w sztukach, wcielających absolutne wymogi, związane jest z brakiem rozwiązania w granicach świata, to oczywiste, że z chwilą kiedy Andromacha znajduje rozwiąza­ nie umożliwiające jej poślubienie P y rru sa (dla ochronienia Astyanaksa) i odebranie sobie życia, zanim stanie się jego żoną (dla ocalenia w ier­ ności) — milczenie H ektora i A styanaksa przestaje odpowiadać stru k ­ turze sztuki, a wymogi estetyczne, silniejsze od zewnętrznych reguł, prowadzą do krańcowo nieprawdopodobnej sytuacji, w której zm arły mówi, i ukazuje możliwość przezwyciężenia tej sprzeczności.

Jako drugim przykładem posłużymy się słynną sceną wzywania du­ chów w Fauście Goethego, kiedy Faust zwraca się do duchów m akro- kosmosu i ziemi, będących odpowiednikami filozofii Spinozy i Hegla. Odpowiedź Ducha streszcza samą istotę tej sztuki, a zwłaszcza jej pierw ­ szej części: opozycję między — z jednej strony — filozofią Oświecenia, której ideałem była wiedza i rozumienie, a filozofią dialektyczną, opartą na działaniu — z drugiej strony. Replika Ducha ziemi: ,,Równyś ducho­ wi, coś go pojąć zdolny, / Nie mnie!” — jest nie tylko odmową, lecz rów ­ nież jej wyjaśnieniem : Faust jest jeszcze na poziomie „rozum ienia” , to znaczy na poziomie ducha makrokosmosu, od którego chciał się właśnie uwolnić. Będzie mógł połączyć się z Duchem ziemi dopiero wtedy, gdy znajdzie praw dziw e tłum aczenie Ewangelii według św. Jan a („Na po­ czątku był Czyn”) i gdy zawrze pakt z Mefistofelesem.

Tak samo w La Nausée S artre’a, jeżeli samouk — reprezentujący również ducha Oświecenia — czyta książki z biblioteki w porządku alfa­ betycznym, to dlatego że autor, świadomie czy nieświadomie, w ystąpił tu z saty rą przeciw jednej z najważniejszych cech myśli Oświecenia: idei, że można przekazać wiedzę przy pomocy słowników, w których 20 — P a m ię tn ik L ite r a c k i 1970, z. 1

(17)

306 L U C IE N G O L D M A N N

układa się ją w porządku alfabetycznym (wystarczy pomyśleć o Słow ­ n iku Bayle’a, o Sło w n iku filozoficznym W oltera, a przede wszystkim o Encyklopedii).

Gdy badacz posunął się już możliwie daleko w poszukiwaniu we­ w nętrznej koherencji dzieła i jego modelu strukturalnego, powinien zwrócić się ku w yjaśnianiu.

W tym miejscu m usim y uczynić dygresję dotyczącą zagadnienia, o którym już wspom inaliśmy. Istnieje rzeczywiście — mówiliśmy już 0 tym — zasadnicza różnica między w zajem nym ustosunkowaniem in ter­ pretacji i w yjaśniania w trakcie badań a sposobem, w jak i ta relacja przedstaw ia się po ich ukończeniu. Podczas badania bowiem w yjaśnianie 1 rozumienie w zajem nie się wzmacniają, w skutek czego badacz musi nie­ ustannie przechodzić od jednego do drugiego, i odwrotnie, natom iast w chwili gdy przeryw a badanie, by przedstawić jego rezultaty, może on, a naw et musi, ściśle oddzielić im m anentne hipotezy interpretacyjne od hipotez w yjaśniających, które w ykraczają poza dzieło.

Aby w yraźnie podkreślić odrębność obu sposobów postępowania, można rozwinąć to przeciw stawienie, zakładając fikcyjnie in terpretację bardzo daleko posuniętą dzięki analizie im m anentnej i dopiero później skierow aną ku w yjaśnieniu.

Poszukiwać w yjaśnienia znaczy poszukiwać rzeczywistości zew nętrz­ nej w stosunku do dzieła, przedstaw iającej w raz z jego stru k tu rą bądź stosunek zm iany równoczesnej [un rapport de variation concomitante] (zachodzi on niezw ykle rzadko w przypadku socjologii literatury), bądź najczęściej relację homologii lub zwykłą relację funkcjonalną, to znaczy stru k tu rę spełniającą pew ną funkcję (w znaczeniu, jakie te słowa m ają w naukach o życiu lub naukach o człowieku).

Nie da się powiedzieć a priori, jakie są rzeczywistości zew nętrzne wobec dzieła, które mogą spełniać podobną funkcję w yjaśniającą w sto­ sunku do jego cech specyficznie literackich. Jest jednak faktem, że h i­ storycy lite ra tu ry i k rytycy — o ile tylko zajmowali się w yjaśnianiem — odwoływali się dotychczas przede wszystkim do psychologii indyw idu­ alnej autora, a niekiedy — rzadziej i dopiero od niedaw na — do stru k ­ tu ry myśli pew nych grup społecznych. Nie m a na razie potrzeby rozpa­ tryw ania innych hipotez w yjaśniających, jakkolw iek nie mamy wcale praw a elim inowania ich a priori.

W yjaśnienia psychologiczne budzą jednak, gdy tylko poważnie za­ stanowim y się nad nimi, wiele stanowczych obiekcji.

Pierw sza, najm niej ważna, w ynika stąd, że dysponujem y bardzo ubogimi inform acjam i o psychice pisarza, którego nie znaliśmy i k tó ry najczęściej dawno już zmarł; w skutek tego większość rzekomych w y­

(18)

S O C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 307

jaśnień psychologicznych to tylko mniej lub bardziej inteligentne i zręczne fikcyjne konstrukcje psychologiczne, tw orzone najczęściej w oparciu o świadectwa pisane, a zwłaszcza o samą twórczość. Mamy w tym w ypadku do czynienia nie tylko z kołem, lecz z błędnym kołem, ponieważ psychologia „w yjaśniająca” staje się jedynie parafrazą dzieła, które ma właśnie wyjaśnić.

Innym argumentem , o wiele poważniejszym, jaki można przeciw sta­ wić wyjaśnieniom psychologicznym, jest fakt, że — o ile dobrze wie­ m y — nigdy nie udało się w yjaśnić tym sposobem dużej części tekstu, lecz tylko kilka jego cząstkowych elem entów lub kilka cech bardzo ogól­ nych. Otóż, jak już powiedzieliśmy, wszelkie w yjaśnianie, które odnosi się tylko do 50— 60% tekstu, nie przedstaw ia żadnej większej w artości naukowej, ponieważ można zawsze skonstruow ać wiele innych sposobów w yjaśniania jakiejś części tekstu tej samej wielkości, chociaż oczywiście nie będzie to część ta sama. Jeżeli zadowalam y się tego rodzaju w y­ nikami, można w każdej chwili sfabrykow ać Pascala-m istyka, k artezja- nina lub tomistę, Racine’a corneille’owskiego, M oliera-egzystencjalistę itd. K ryterium wyboru między licznymi interp retacjam i zależy wówczas od błyskotliwego um ysłu lub inteligencji danego k ry ty k a w porów naniu z innym krytykiem , co nie m a oczywiście nic wspólnego z nauką.

Trzecim wreszcie zarzutem, może najpow ażniejszym , z jakim mogą spotkać się w yjaśnienia psychologiczne, jest fakt, że jeśli tłum aczą one — a tak jest tutaj niewątpliw ie— pew ne aspekty i pew ne cechy dzieła, dotyczy to zawsze aspektów i cech, które w w ypadku literatu ry — nie są literackie, w w ypadku dzieła sztuki — nie są estetyczne, w w ypadku dzieła filozoficznego — nie są filozoficzne, itd. N aw et najlepsze i n ajb ar­ dziej pomyślne w yjaśnianie psychoanalityczne dzieła nie powie nam nigdy, czym dzieło to różni się od tekstu lub ry sunku człowieka obłą­ kanego, które psychoanaliza potrafi w yjaśnić w tym samym stopniu, a może naw et lepiej, przy pomocy m etod analogicznych.

Sytuacja ta, jak nam się zdaje, związana jest n ajpierw z faktem, że jeśli dzieło jest równocześnie w yrazem zarówno stru k tu ry indyw idual­ nej, jak i stru k tu ry zbiorowej, to zyskuje ono indyw idualną ekspresję przede wszystkim jako: a) wysublim owane zaspokojenie pragnienia po­ siadania przedm iotu (por. analizy freudow skie lub pow stałe z inspiracji freudyzmu); b) w ytw ór pewnej liczby indyw idualnych montaży psy­ chicznych, które mogą wyrazić się w pew nych swoistych cechach stylu; c) mniej lub bardziej w ierne czy też zniekształcone odtworzenie zdo­ bytej wiedzy albo przeżytych doświadczeń. Jednak żadna z tych dróg do ekspresji nie stanowi jeszcze w artości literackiej, estetycznej lub filozoficznej — słowem, wartości kulturow ej.

(19)

308 L U C IE N G O L D M A N N

czy innym opowiadaniem — te same w ydarzenia odnajdujem y w Ore- stei Ajschylosa, w Elektrze G iraudoux i w Muchach S artre’a trzech dziełach, które oczywiście nie m ają nic istotnie wspólnego — ani z psy­ chologią takiej czy innej postaci, ani naw et pow tarzaniem się mniej lub bardziej często pewnych właściwości stylistycznych. Signifié dzieła jako dzieła literackiego m a zawsze ten sam charakter: jest to pew ien kohe­ ren tn y świat, w którym rozw ijają się w ydarzenia, w którym umiejsco­ w iona jest psychologia postaci i w którego koherentną ekspresję w łą­ czają się stylistyczne autom atyzm y autora. A więc dzieło sztuki różni od utw oru człowieka obłąkanego właśnie fakt, że obłąkany mówi tylko o swoich pragnieniach, nie zaś o świecie z jego praw am i i problemami.

Odwrotnie: w yjaśnienia socjologiczne szkoły lukâcsowskiej — cho­ ciaż jeszcze nieliczne — staw iają właśnie zagadnienie dzieła jako stru k ­ tu ry jednolitej, praw, które rządzą jego światem, i więzi między tym ustrukturalizow anym światem a formą, w jakiej jest on wyrażony. Tak się dzieje, że te analizy — gdy osiągają pomyślne w yniki — w yjaśniają o wiele większą część tekstu, zazwyczaj praw ie jego całość. Wreszcie nie tylko ujaw niają one często ważność i znaczenie elementów, które całkowicie uszły uwagi krytyki, pozwalając n a ustalenie związków m ię­ dzy tym i elementami a resztą tekstu, lecz również odkryw ają ważne relacje, nie dostrzegane dotychczas, między badanym i faktam i a wieloma innym i zjawiskami, o których dotąd nie myśleli ani krytycy, ani histo­ rycy. Również w tym w ypadku ograniczymy się do kilku przykładów. Znany był od daw na fakt, że Pascal pod koniec życia powrócił do zainteresow ań naukowych i do „św iata”; przecież zorganizował naw et publiczny konkurs na tem at zagadnienia cykloidy, jak również konkurs na skonstruowanie pierwszego środka zbiorowego tran sp o rtu („omnibusy za pięć groszy”). Nikt jednak nie powiązał tego indywidualnego zacho­ w ania się Pascala z kształtowaniem Myśli, a szczególnie z centralnym fragm entem tego dzieła — „zakładem” [le pari]. Dopiero w naszej in ter­ pretacji, gdy połączyliśmy milczenie Boga oraz pewność jego istnienia w doktrynie jansenistycznej ze szczególną sytuacją szlachty urzędniczej w e Francji po wojnach religijnych i z niemożliwością znalezienia zado­ walającego rozwiązania w granicach św iata [une solution intramondaine] tych zagadnień, z jakim i się ona spotykała — dostrzegliśm y związek między najbardziej skrajną form ą tej doktryny (wyrażającej niepewność w sposób najbardziej radykalny i rozszerzającej ją z woli bożej na samo istnienie Boga) a faktem odrzucenia świata nie w samotności, na ze­ w nątrz niego, lecz w jego wnętrzu, z nadaniem mu ch arakteru właśnie wewnątrzświatowego [intramondain] 10.

10 T en zw rot ku za in tereso w a n io m n a u k ow ym , b ęd ą cy z a ch o w a n iem w p ełn i k o n sek w en tn y m , raził o czy w iście in n y ch ja n sen istó w , k tórzy, p rzek on an i o is tn ie ­

(20)

S O C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 309

Podobnie, gdy już podkreśliliśmy związek między genezą jansenizm u wśród ludzi należących do szlachty urzędniczej a zmianą polityki k ró ­ lewskiej i narodzinami m onarchii absolutnej, można było stwierdzić, że nawrócenie się arystokracji hugonockiej na katolicyzm było tylko drugą stroną tego samego m edalu i stanowiło jeden i ten sam proces.

Na koniec przykład, który odnosi się do samego problem u form y literackiej: w ystarczy przeczytać Don Juana Moliera, aby dostrzec, że ma on stru k tu rę odmienną od innych wielkich sztuk tego samego autora. Jeśli bowiem istnieje wokół Orgona, Alcesta, A rnolfa i H arpagona świat związków międzyludzkich, pewne środowisko społeczne, a dla każdego z trzech pierwszych bohaterów — postać w yrażająca zdrowy rozsądek życiowy i wartości, które rządzą światem utw oru (Kleant, Filint, C hry- zal), to brak jest czegoś analogicznego w Don Juanie. Sganarel obdarzony jest tylko służalczą mądrością ludu, jaką odnajdujem y u praw ie w szyst­ kich lokajów i pokojówek z innych sztuk Moliera; dialogi Don Ju an a są więc w rzeczywistości jedynie monologami, w których różne postacie (Elwira, ojciec, widmo), nie m ające ze sobą żadnego powiązania, k ry ty ­ kują zachowanie Don Ju an a i przepowiadają mu, że wywoła w końcu boski gniew, lecz bohater wcale się nie broni. Sztuka ukazuje nadto sytuację absolutnie niemożliwą: Don Ju an żeni się raz na miesiąc, co w ówczesnej rzeczywistości było oczywiście wykluczone. Lecz w yjaśnie­ nie socjologiczne łatwo tłum aczy wszystkie te osobliwości. Sztuki M oliera pisane są z perspektyw y szlachty dworskiej, a wielkie komedie charakte­ rów nie są ani abstrakcyjnym i opisami, ani analizami psychologicznymi, lecz satyram i na rzeczywiste grupy społeczne, których obraz skupia się w konkretnej właściwości psychologicznej lub charakterologicznej: godzą one w mieszczanina, który lubi pieniądze, i nie sądzi, że służą przede wszystkim temu, aby je wydawać, który chce zaznaczyć swą władzę w rodzinie, który chce stać się szlachicem; w dew ota i członka Brac­ tw a Świętego Sakram entu, którzy w trącają się do życia innych ludzi i zwalczają libertyńską moralność dworu; w jansenistę, który jest nie­ w ątpliw ie godny szacunku, lecz zbyt sztyw ny i odrzucający najm niejszy kompromis.

Tym wszystkim typom społecznym może Molier przeciwstawić wi­ dzianą przez siebie rzeczywistość społeczną oraz własną libertyńską i epikurejską moralność: niezależność kobiety, skłonność do kompromisu, właściwą m iarę we wszystkich rzeczach. W w ypadku Don Juana nato­ m iast nie chodzi o odrębną grupę społeczną, lecz o jednostki k tó re w ew nątrz tej samej grupy, jaką przedstaw ia dzieło Moliera, w sposób

niu B oga, n ie u zn a w a li „za k ła d u ” ; stąd d ziecin n a le g e n d a o bólu zębów , k tó ry sp o w o d o w a ł o d k ry cie ęy k lo id y .

(21)

310 L U C IE N G O L D M A N N

przesadny nie zachowują um iaru. Dlatego niemożliwe jest przeciw sta­ wianie Don Juanow i moralności innej niż ta, którą on wyznaje. Można m u tylko zarzucić, że chociaż m a rację w tym , co robi, to jednak nie powinien przesadzać i dochodzić do absurdu. Zresztą w jedynej dzie­ dzinie, której moralność dworska, przynajm niej teoretycznie, nie za­ kreśla żadnych granic i dopuszcza przesadę — w odwadze i m ęstwie — Don Juan staje się postacią całkowicie pozytywną. Ponadto m a on rację, dając jałm użnę żebrakowi, ale niesłusznie czyni to w sposób blużnier- czy; nie musi też koniecznie spłacać długów, lecz nie powinien zbytnio szydzić z Pana Dimanche (choć jednak i tutaj postaw a Don Ju an a nie jest w rzeczywistości całkowicie antypatyczna). Wreszcie, ponieważ głów­ nym zagadnieniem kontrow ersyjnym , jeśli chodzi o m oralność libertyń- ską, jest oczywiście problem stosunków z kobietami, Molier m usiał dać do zrozumienia, że Don Ju an postępuje słusznie, lecz również i tutaj przebiera miarę. Poza w yraźnym podkreśleniem, że przesadza on, pory­ w ając się naw et na dziewczyny w iejskie i nie pam iętając o swej pozycji społecznej, m iara ta nie dała się ściśle określić. Molier nie mógł powie­ dzieć, że Don Juan nie ma racji, uwodząc co miesiąc jedną kobietę zamiast zadowolić się jedną na dw a lub sześć miesięcy; stąd rozwiązanie w yrażające dokładnie to, co trzeba było powiedzieć: Don Ju an żeni się — i w tym nie ma nic zasługującego na naganę; przeciw nie — czyn ten jest bardzo słuszny, lecz, niestety, Don Ju an żeni się co miesiąc — i to staje się już przesadą.

Mówiąc w tym artykule o różnicach, jakie istnieją między stru k tu ­ raln ą socjologią literatu ry z jednej strony — a w yjaśnianiem psycho­ analitycznym lub tradycyjną historią lite ratu ry z drugiej, pragnęlibyśm y poświęcić również trochę miejsca dodatkowym przeszkodom, które od­ dalają strukturalizm genetyczny od strukturalizm u formalistycznego z jednej strony i od historii em pirycznej, nie socjologicznej — z drugiej.

Dla strukturalizm u genetycznego całość zachowania ludzkiego (uży­ w am y tego term inu w jego najszerszym znaczeniu, obejm ującym także zachowanie psychiczne, myśl, w yobraźnię itd.) ma ch arakter stru k tu ­ ralny. W przeciwieństwie więc do strukturalizm u formalistycznego, upa­ trującego w strukturach, najw ażniejszy wycinek, ale tylko wycinek całościowego zachowania ludzkiego, a więc zaniedbującego to, co wiąże się ściśle z daną sytuacją historyczną lub z konkretnym etapem bio­ grafii, w wyniku czego następuje oddzielenie s tru k tu r form alnych od konkretnej treści tego zachowania, struk tu ralizm genetyczny jako zasadę staw ia hipotezę, według której analiza stru k tu raln a pow inna uwzględ­ niać w dużo większym stopniu czynnik historyczny i indyw idualny

(22)

SO C J O L O G IA L IT E R A T U R Y : S T A N O B E C N Y ... 311

i musi stać się kiedyś, gdy będzie znacznie bardziej zaawansowana, sam ą istotą metody pozytywnej w historii.

Ale wówczas właśnie socjolog będący zwolennikiem strukturalizm u genetycznego — w konfrontacji z historykiem, k tó ry . zajm uje się przede wszystkim faktam i indywidualnym i, ich bezpośrednim charakterem — spotyka się z trudnością przeciwstawną tej, jaka dzieliła go od form a- listy, ponieważ historyk i form alista, mimo istniejącej między nimi opo­ zycji, uznają wspólnie zasadniczy punkt: niemożliwość pogodzenia ana­ lizy stru k tu ralnej z historią konkretną.

A więc nie ulega wątpliwości, że fakty bezpośrednie nie m ają cha­ rak teru strukturalnego. Są one tym, co w języku naukowym można by nazwać „mieszaniną” dużej liczby procesów stru k tu racji i d estruktu- racji, których żaden naukowiec nie może badać tak jak są, w formie danej bezpośrednio. Wiadomo, że nauki ścisłe zawdzięczają swój duży postęp między innym i właśnie możliwości stworzenia na drodze labora­ toryjnego eksperym entu takich sytuacji, które zastępują „m ieszaninę” (interferencję składników aktywnych, jakie stanowią rzeczywistość co­ dzienną) — tym, co można by nazwać sytuacjam i czystymi, na przykład takim układem, w którym wszystkie czynniki są niezmienne, z w y jąt­ kiem jednego wyodrębnionego elementu, poddawanego zmianom i bada­ niu. W historii niemożliwe jest niestety stworzenie takiej sytuacji; n ie­ mniej i w tym wypadku, podobnie jak we wszystkich innych dziedzi­ nach badań, bezpośredni obraz nie odpowiada istocie zjawisk (w prze­ ciwnym razie, jak powiedział Marks, nauka byłaby niepotrzebna), tak że głównym problemem metodologicznym nauk społeczno-historycznych je st właśnie znalezienie takich metod pozwalających odkryć główne ele­ m enty, których „m ieszanina” i interferencja stanowią rzeczywistość ■empiryczną. W szystkie ważne pojęcia z dziedziny badań historycznych (renesans, kapitalizm, feudalizm, a także jansenizm, chrystianizm , m a rk ­ sizm itd.) m ają status metodologiczny takiego właśnie typu i bardzo łatwo jest wykazać, że nigdy ściśle nie przystaw ały do konkretnej rze­ czywistości em pirycznej. Niemniej praw dą jest, że metody stru k tu raln o- -genetyczne pozwoliły już na znalezienie pojęć odnoszących się do rze­ czywistości mniej ogólnych, lecz oczywiście zachowujących w dalszym ciągu ten sam status metodologiczny. Nie mogąc tu taj zająć się bliżej podstawowym pojęciem świadomości .możliwej n , powiedzmy przynaj­ m niej skrótowo, że badanie stru k tu raln e w swym dążeniu do konkretu nigdy nie może dotrzeć do jednostkowej mieszaniny i winno zatrzy­ mać się przy stru k turach koherentnych, konstytuujących jej elementy. 11 Por. L. G o l d m a n n : C o n scien ce ré e lle e t co n scien ce p o ss ib le (k om u n ik at p rzed sta w io n y n a IV C ongrès M on d ial d e S o cio lo g ie w r. 1<959) i S cien ces h u m a in es -et p h ilo so p h ie .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Place zabaw miały stanowić jednocześnie miejsca spotkań, a liczna obecność pojedynczych urządzeń zabawowych na ulicach i chodnikach (sic!) miała prowokować do zabawy i na

Każda podprzestrzeń skończeniewymiarowa jest podmo- dułem skończenie generowanym.. (12) Niech A będzie addytywną

Odrzuca się tutaj upraszczające założenie, że zachowania ankietera ograniczają się i mogą być ograniczone do zadawania pytań z kwestionariusza i notowania odpowiedzi,

Wrześniowe posiedzenie rady odbyło się, zgodnie z zapo- wiedzią, w nowej siedzibie Delegatury WIL w Kaliszu.. Byłam tam drugi raz po otwarciu i muszę przyznać, że podo- ba mi

Nam udało się to zrobić, bo w tym roku spotkanie naszego niezwykłego roku zorganizowane zostało właśnie w Świnoujściu.. Było więc wspólne zwiedzanie, wspólne spacery i

kulturaln~j stawał się powoli terenem o wzbogacającej się umysłowej i duchowej kultu- rze polskiej, a dziś jest jednym z głównych centrów życia naukowego i

Szybkość spadającego ciała będzie ted y tylko tak długo rosła, aż siła tarcia zrówna się z siłą ciężkości; od owej chw ili ciało będzie się poruszało

Przyszłość ta związana jest, jak się wydaje, z możliwością zachowania idei swoistości ludzkiej świadomości, działania i praktyki (jako jawnych dla samych siebie),