• Nie Znaleziono Wyników

O chrześcijańską postawę wobec problemu samobójstwa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O chrześcijańską postawę wobec problemu samobójstwa"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Tadeusz Sikorski

O chrześcijańską postawę wobec

problemu samobójstwa

Collectanea Theologica 50/4, 43-59

1980

(2)

C o llectan ea Theologica 50 (1980) fase. IV

O CHRZEŚCIJAŃSKĄ POSTAWĘ WOBEC PROBLEMU SAMOBÓJSTWA

Ju ż blisko czterdzieści la t te m u P. L. L a n d sb erg w znany m e s e ju o sam o bó jstw ie d o b itn ie w sk azał n a n iew spółm ierność im pe­ ra ty w u m o ralnego do k rań co w ej s y tu a c ji życiow ej, k tó rą m a n o r­ m ow ać 1. W yw ołane tu napięcie m iędzy ab strak cjo n izm em p raw a a k o n k re te m ludzkiego w y d arzen ia m iało w k ró tce zdom inow ać m y śl e ty czn ą i rozładow ać się w b e z w aru n k o w y m stano w isku e g z y ste n cja listó w n a rzecz m o ra ln y ch w yznaczników sy tu a c ji za cenę u n iw e rsa ln y ch żądań norm y. L an dsberg nie w y prow ad zał w niosków ta k bardzo ra d y k a ln y c h i jed n o stro n n y c h . Owszem , z rez e rw ą p o tra k to w a ł ra c je św. Tom asza p rzeciw sam obójstw u, sz u k a ł je d n a k in n y ch pom ocnych o dniesień dla człow ieka, k tó ry p ra g n ie śm ierci i zam ierza spełnić to p rag n ien ie. W szakże głów na w a rto ść e seju niem ieckiego filozofa tk w i w bardzo zdecydow anym u p o m n ie n iu się o d o strzeżen ie w sam o b ó jstw ie rzeczyw istego p ro ­ b lem u . „ P ro b le m sam ob ó jstw a istn ieje w sposób bardzo a u te n ty c z - ПУ i j eg ° doniosłości w żad n y m w y p ad k u nie p ow in n y lek cew a­ żyć a n i teologia, an i filozofia c h rz e śc ijań sk a ” 2. L an d sb erg się n ie m y lił. I w y d a je się, że dziś jeszcze w yp ad a pow tórzyć jego obser­ w acje i p rzejąć się p rzestrog ą. E ksponow anie n o rm y m o ra ln ej ko ­ sz te m fa k tu b y ło b y n iek o rz y stn e i dla norm y, i dla człow ieka, k tó re m u n o rm a w in n a służyć. W sk u tek tego nie m ożna b y też tra f n ie orzekać o ch rześcijań sk iej postaw ie wobec p ro b lem u sa ­ m o b ó jstw a. Z arazem je d n a k propozycje L ansberga ju ż nie zadow a­ la ją dziś w pełni, co z kolei sk łan ia do dalszych p rze m y śle ń za­ g ad n ien ia.

1. D w ie A ntygony. K u now ej św iadom ości sam obójstw a Z w y k le k w estia śm ierci sam obójczej silniej pobudzała re fle k sję filozofów niż teologów . L an d sb erg m im o to skiero w ał sw ą p rz e ­ stro g ę rów now ażnie do je d n y c h i dru gich , b y w szystk ich u w ra ż li-1 Problem, m o ra ln y sa m o b ó jstw a . O spraw ach o sta tec zn yc h , W arszaw a 1967, 78— 112. J. L a c r o i x , a u to r przedm ow y, podaje, że esej p o w sta ł n a j ­ później w 1942, a u k a z a ł się w czasopiśm ie „ E sp rit” w g ru d n iu 1946.

(3)

wić na potrzebę odw ażniejszego resp ek to w an ia złożonej n a tu ry tego w yjątkow ego, choć nie w y jątk o w o rzadkiego, czynu. W ypada tu dodać, że przedw czesna śm ierć filozofa (w 1944 roku) w yłączy­ ła go z uczestn ictw a w biegu m yśli antropologicznej, k tó ra w ów czas oraz w lata ch p ow o jen nych w sposób szczególny u przyw ilejo w ała te m a t sam obójstw a. T ym czasem w ted y w łaśnie dokonał się, w fi­ lozofii i lite ra tu rz e , doniosły zw rot w pojm ow aniu ludzkich w y ­ m iaró w decyzji p rz e rw a n ia w łasnego życia. L an d sb erg b ył u jego początków , ale nie zdążył skonfrontow ać swoich poglądów z po­ glądam i in n y ch tw órców i w ypow iedzieć się do końca 3.

M oraliści kato liccy trz y m a li się z dala od now ych prądów . Roz­ leg ły w p ły w eg zy sten cjalizm u na k u ltu rę eu ro p ejsk ą zabrzm iał złow rogim w yzw aniem dla w szelkiej d o k try n y m an ifestu ją c e j p rzyw iązan ie do u n iw e ra ln y ch w yznaczników postępow ania. P rz e ­ w ażająca większość teologów w sp a rta przez o fic jaln y głos K ościo­ ła 4 zgłosiła sprzeciw wobec e ty k i sy tu a c y jn e j egzystencjalistó w . O drzucając je d n a k błęd n ą koncepcję „dróg w olności” propagow a­ n ą przez tę etykę, nie zdołała rozpoznać w niej obok k ąkolu w schodzącej tak że pszenicy. W tym , co dotyczy sam obójstw a, teo­ logowie ci pozostaw ali, p rzy n a jm n ie j pośrednio, w k ręg u ideałów etycznych, k tó ry c h w y ra z istą ilu stra c ją je s t w k u ltu rz e e u ro p e j­ skiej sta ro ż y tn a A ntygona. Nie docenili n a to m ia st p rzesłan ia je j ■współczesnej im ienniczki z d ra m a tu J. A n o u ilh a 5, k tó ra skupiła w sobie znam iona człow ieka now ej epoki i m iała się stać — ja k E le k tra J. G ir a u d o u x 6, O restes S a r tr e ’a 7 i inni jeszcze — sym bo­ licznym w yrazem odm iennego od g reckich w zorców ludzkiego sp ie ra n ia się ze św iatem .

Z ew n ętrzn e podobieństw o obu tra g e d ii — Sofoklesa i A nouilha — dokładne bez m ała pow tórzenie dram atis p erson arum i p rze ­ biegu ak cji to ty lk o w spólne tło, na k tó ry m ro zg ry w a ją się w y d a ­ rzen ia o b ardzo zróżnicow anej w ym ow ie. P o r tr e ty osób noszących id en ty czn e im iona i pow iązanych ze sobą ty m i sam ym i zależnoś­ ciam i społecznym i czy w spólnotą k rw i nie w y p ad ają jednakow o. P a ra le ln e postacie b o hateró w re p re z e n tu ją jask raw o rozbieżne po­ glądy na św iat, sens życia, pow inne odniesienia do bogów i ludzi. 3 Z d an iem J. L a c r o i x , L an d sb e rg zm ienił swój pogląd n a k w estię do­ puszczalności sam o b ó jstw a, gdy w 1942 ro zw ażył ją w św ietle osoby C h ry ­ stu sa. Z decydow any zrazu, w w y p ad k u d o sta n ia się w ręce gestapo, zażyć tru cizn ę, k tó rą zaw sze nosił p rzy sobie, potem zniszczył fiolkę, gdyż uznał, że nie może rozporządzać sw oim życiem {ta m że, 7).

4 I n s tru k c ja Św iętego O ficjum n a te m a t ety k i sy tu a c y jn e j (AAS 48, 1956, 144). In stru k c ję tę szczegółowo om aw ia J. F u c h s, E th i q u e o b je c t iv e

e t é t h i q u e de s i t u a t i o n , N ouv. Rev. Théol. 78 (1956) 798—818.

5 A n ti g o n e , P a ris 1977. D ra m a t p o w stał w r. 1942, a u k a z a ł się d ru id e m

w 1946.

c Electre, P a ris 1937. 7 L e s M o u ch es , P aris 1943.

(4)

Niezgodności te nie budzą n ajm n iejszeg o zdziw ienia. P odobnie ja k sta ro ż y tn i trag icy , rów nież dzisiejsi au to rzy tra k tu ją opisyw a­ ne przez siebie p rzy p ad k i jako p re te k s t do po ru szan ia isto tn y ch s p ra w eg zy sten cji ludzkiej 8. G irau d o u x ek sp lo atu je w E le ktrze pro b lem nienaw iści i spraw iedliw ości, S a rtre w M uchach pow ie­ rza O restesow i m isję n auczyciela filozofii wolności. J a k w ty m ko n tek ście n ależało b y sch arak tery zo w ać A ntygonę? T rag iczny los daw nej h e ro in y i jej dzisiejszego upostaciow ania?

N iezró w n an y k lasy k i h u m an ista, T. Z ieliński, p a ro k ro tn ie w y ­ raz ił tak ą opinię o b o h aterce tra g e d ii Sofoklesa: „A ntygona jako p ierw sza m ęczennica m a praw o do tego, aby połączyć jej im ię z ideą, k tó rą ona oprom ieniła sw ą śm iercią” 9. Czy rzeczyw iście śm ierć A ntyg o n y była, zgodnie ze zdaniem Zielińskiego, m ęczeń­ ska czy raczej sam obójcza, n a co w skazuje m a te ria ln y bieg zda­ rzeń? P y ta n ie to au to m a ty c z n ie w y w o łu je k o n tro w e rsy jn ą kw es­ tię m o ra ln ą godziwości sam obójstw a z m otyw ów pośw ięcenia i ofiary. P od jęcie je j w ta k im sfo rm u ło w an iu nie b yłoby je d n a k w tej chw ili w łaściw e. W m iejsce więc rozum ow ań, k tó re z koniecz­ ności up o do bn iły by się do bezcelow ych dyw agacji, w ypada przede w szy stk im skupić uw agę n a p e ry p e tia c h w ielkiej córki Edypa, na je j b ezsk u teczny ch zm aganiach się z losem , na ideałach, ja k ie spo­ w odow ały w niej decyzję p o g rzebania zw łok b ra ta P o lin ejk a w b re w su ro w em u zakazow i w ładcy Teb, K reona. Je d y n ie ta k i tok postępow ania in telek tu aln eg o w olno uznać za m etodologiczny od­ pow ied n ik au torskiego zam ysłu trag edii, to znaczy, że tylk o tą drog ą m ożna w łaściw ie zin te rp re to w ać in te n c je pisarza. N a nią w łaśn ie w skazyw ał J. K le in e r w zn ak o m itym tekście o tra g iz ­ m ie 10. „T em atem tra g e d ii nie je s t sam m om ent śm ierci: je s t nim w iodący do śm ierci splot w ypadków . I organizm dzieła sztuki, i w zm ocnienie odczucia śm ierci żąda, b y śm ierć nie b yła d o d a t­ kiem m niej lu b w ięcej n ieorganicznym do łańcucha faktów , by nie jaw iła się jako niespodzianka, nie um ożliw iała in te le k tu a ln e g o sprzeciw u w form ie przekonania, że b o h a te r p o tra fiłb y łatw o u n i­ k nąć zagłady... N ie w ystarczy, że b o h a te r ginie. T ragizm w y stąp i n apraw d ę, gdy b o h a te r m usi zginąć” n .

W św ie tle uw ag K le in e ra dokładniej widać słuszność zdania Zielińskiego. A n ty g o n a nie je s t w ogóle lite ra c k ą ro zpraw ą o śm ierci, chociaż Sofokles pisząc te n u tw ó r jako tra g e d ię m usiał ta k pokierow ać rozw ojem w ypadków , by los jej głów nych postaci

8 Por.. E. F r o i s , A n tig o n e A nou ilh . A n a ly se critiq u e, Paris 1972, 6; J. A d a m s k i , H istoria lite ra tu ry fra n c u sk ie j, W arszawa 1970, 390.

9 S o fo k les i jego tw órczość tragiczna, K raków 1928, 271; t e n ż e , S zkice a n ty c zn e , K raków 1971, 260.

10 T ragizm , Lublin 1946, 16.

(5)

spleść z nią nieodw oalnie. Z ieliński u p a tru je w A n ty g o n ie tra g e ­ dię w ład zy i d latego w analizie te k s tu w iele stro n pośw ięca om ó­ w ieniu postaci K re o n a 12. K ró l Teb n ie ginie, lecz on w łaśn ie po­ nosi klęskę. N ie je s t b y n a jm n ie j odrażający . P rzeciw n ie, Sofokles n a k re ślił b o h a te rsk i w ręcz obraz K reo na, bez skaz i p rzy p a d k o ­ wości. P rz ed sta w ia go „jak o boga w błyszczącej zb ro i” , k tó reg o r a c ji — obro n y ro zu m u i p a ń stw a — strzegą, szczerze i w iernie, zdania w ypow iadane przez k rólew skiego syna, H e m o n a 13. Z ieliń ­ ski n ie lekcew aży obaw, ja k ie ta in te rp re ta c ja Sofoklesow ego za­ m y słu w zbudzić m oże w śró d m iłośników szlach etn ej a n ty g o n istk i K reona. „W tak ic h w a ru n k a c h s tra c h jakoś m ówić o K reonie i je ­ go praw dzie, ab y nie osłabić przez to sy m p a tii k u A ntygonie... Czy n ie lepiej p o stęp u ją ci, k tó rz y nie p rz y z n a ją K reono w i żad n ej p ra w d y i jego sam ego c h a ra k te ry z u ją jak o m ałostkow ego i a m b it­ nego ty ra n a ? Nie, pod żad n y m pozorem ” 14. I fak ty czn ie, w ielkość A n ty g o n y p ro m ie n ie je w yraziściej w zestaw ien iu z ideałam i króla, k tó ry nie będąc w ładcą idealnym , m iał przecież w yo strzo n e w idze­ n ie sw oich pow inności. W brew pozorom , Sofokles nie chciał u k a ­ zać w d ra m a tu rg ic z n y m k ształcie w alk i dobra ze złem , w y p ielę­ gnow anej cn o ty z ta n d e tą m oralną, lecz k o n flik t dw óch p raw d — p ra w d y ro zu m u państw ow ego z p raw d ą m iłości osobistej, p ra w d y p raw a pisanego z p raw d ą su m ienia i p ra w boskich 15.

A nty g o n a nie chciała u m ierać, n ie dośw iadczyła n a w e t pod­ szeptu owej taje m n ic y siły, k tó ra n iek ied y zagnieżdża się w czło­ w ieku dręczonym niepow odzeniam i i w z ra sta jako złu dna o ferta d róg w y jścia z im p asu przez zadanie sobie śm ierci. W ta k im je d ­ n a k stopniu ceniła n ak azy bogów, że nie sprzen iew ierzy ła się im n a w e t w obliczu niebezp ieczeństw a u tr a ty życia. W paśm ie n ie ­ szczęść, jak ie ją naw iedziły, sam obójstw o nie było dla n iej a lte rn a ­ ty w ą — n ie znała w a h a ń i załam ań. D latego też nie usiłow ała r a ­ tow ać się o stateczn ą ucieczką przed nap ły w em d alszych niepow o­ dzeń. D ecyzję o jej śm ierci po d jął rów nie k o n se k w e n tn y K reon. W ypada zatem zgodzić się ze stw ierd zeniem , że do podziem nego lochu przeznaczonego przez K reo n a na jej k o m n atę ślu b n ą z no­ w y m oblubieńcem H adesem poprow adzono ją jak o pow olną, spo­ k o jn ą m ęczennicę 16.

W końcu je d n a k A nty g o n a o d ebrała sobie życie. A le w ty m m iejscu, gdy w yczula się z n ag ła uw aga m o ralisty , w k o n stru k c ji d ra m a tu n a stę p u je epizod n a jm n ie j znaczący pod w zględem m o­

12 S o fo k les i jego tw órczość tragiczna, dz. cyt., 229—274. 13 T a m że , 274.

14 T a m że, 271. 15 T a m że , 266. 16 T am że.

(6)

raln y m . A ntygona, p ow tórzm y, m u siała zginąć. D om agały się tego k o n w en cje tra g e d ii jak o g a tu n k u literackiego. P onadto, od stro n y osobistego przeżycia, czyn A n ty g o n y b y ł a k te m defin ity w n eg o sprzeciw u w obec K reo na. S kazan a jego w e rd y k te m , nie zgodziła się na p rzy ję cie śm ierci p o dy k to w an ej przez niego. O drzuciw szy p raw d ę w ładcy, nie dozw oliła, b y do niego należało o statn ie słowo w je j spraw ie. W y d aje się, że ta k n ależało by też skom entow ać sens zd an ia Zielińskiego: „d u m n a dziew czyna nie chciała u m ierać pow olną śm ie rc ią ” 17. W każdym , razie szczegół te n m a d ru g o rzęd ­ n e znaczenie dla przew odniej idei d ra m a tu . „O statn ie sceny — p rzeko n ująco o b jaśn ia w y b itn y k lasy k — służą je d y n ie do u w y ­ d a tn ie n ia p ato su d ra m a tu , nie zaś jego id ei” 1S.

W odró żn ien iu od sta ro ż y tn e j A n ty go n y , która: zachw yca urod ą i dojrzałością, bu dzi re sp e k t niezło m n ą m y ślą i czynem , A n tygona w spółczesna je s t w e w szy stkim — w jak o ściach du cha i ciała — zaprzeczeniem sw ej poprzedniczki. N iskiego w zrostu, n iez b y t ła d ­ na, n a zb y t zan ied b an a, m ało kobieca —■ oto kilka cech zew n ętrz­ nych, ro zm y śln ie sp iętrzo n y ch przez A nouilha, b y ułatw ić odczy­ ta n ie zaw iłego ry su n k u w n ę trz a tej postaci.

J e s t niezrów now ażona, zm ienna, k a p ry śn a , p o d atn a na iry ta ­ cje — n ied o jrzała. Ma w iele znam ion dziecka, ja k im jeszcze n ie­ d aw no była. N ie są to je d n a k oznaki zw yczajnej słabości czy, zw łaszcza, b an aln ego egoizm u i n iere fle k sy jn e g o sto su n k u do ży­ cia. J e j długi dialog z K reo nem , o w iele dłuższy niż u Sofokłesa, odsłania A n ty g o n ę p o szu k ującą sensu życia i zb un tow aną przeciw egzy sten cji pozornej, p ły tk iej i n iefraso b liw ej. T ylko z początk u odnosi się w rażenie, że gotow a je s t łatw o zrezygnow ać ze sw ych postanow ień. Szybko uleg a racjo m króla, k tó ry w ykłada je j bez­ zasadność relig ijn eg o obrzędu g rzeb an ia zm arłych. O ile je d n a k rzeczyw iście w yzb y w a się tej m o ty w acji czynu, o ty le pozostaje p rz y decy zji dokonania go. Ju ż nie ze w zględu na cześć należn ą zm arłym , nie z m iłości do b ra ta , lecz żeby zam anifestow ać sw oją całkow itą niezależność, w agę niczym nie skrępow anego w yboru, „dla sieb ie”, w edług term in olo g ii S a r tr e ’a 19.

K reo n Sofokłesa w im ię pow inności w ładcy, stra ż n ik a p orząd ­ ku społecznego, re p re z e n tu je ro zu m p ań stw a i d latego w y d ał w y ­ ro k śm ierci n a A ntygonę, k tó ra p rag n ę ła żyć. K re o n A nouilha, m im o obw arow anego groźbą śm ierci w łasnego zakazu g rzebania zw łok P o lin e jk a, u siłu je u rato w ać przestępczynię. O fe ru je je j dni pogodne i bezpieczne w k ró lew skim pałacu, p ró b u je zjednać w y

-17 T a m że , 270. 18 T am że.

19 K. M i c h a l s k i , H eidegger i filo zo fia w spółczesna, W a rsza w a 1978, 121.

(7)

rozum o w an y m dowodem , siłą, p o n ętn y m słow em o szczęściu. A le nie osiąga pożądanego sukcesu. A ntygona, zrazu zm ysłow o p rz y ­ w iązana do najm n iejszeg o p rze jaw u życia, te ra z chce um rzeć. W strę te m n ap aw a ją p ersp e k ty w a ow ych sp okojnych d ni ró w n o­ znaczna z a k c ep ta cją kom prom isu, w ym uszonej układności, z roz­ w iązłą b iernością w tra k to w a n iu zdarzeń. „B udzicie w e m nie w szyscy odrazę, sw oim szczęściem! T ym życiem , k tó re trz e b a ko­ chać, jakieko lw iek by było, niczym psy, k tó re liżą w szystko, co z n a jd u ją. I jeszcze te m ie rn e w idoki na k ażdy dzień, je śli się nie m a ty lk o zb y t d użych w ym agań. J a chcę m ieć w szystko od raz u i bez uszczerbku, w przeciw n y m razie rez y g n u ję. N ie chcę być sk ro m n a i zadow alać się m ały m d a tk ie m za to, że b y łam grzeczna. Chcę być dzisiaj pew na w szystkiego i żeby to było ta k piękne, ja k wów czas, gdy byłam m ała, albo wolę u m rzeć” 20.

A n tyg on a w y b iera tę o statn ią ew entualność. J e j sam obójcza śm ierć nie jest, ja k u Sofoklesa, lite ra c k im zabiegiem dla w zm oc­ n ien ia pato su traged ii, lecz uw ieńczeniem podstaw ow ego zam ysłu autorskieg o — uk azan ia rozpadu w szelkich pew ności w św iecie pozbaw ionym sensu.

W ty m jed n a k św iecie rów nież sam obójstw o A n ty g o n y po dd a­ n e je s t praw o m a b su rd u . Idea wolności, k tó ra w yw ołała w niej b u n t przeciw K reonow i, nie może osiągnąć celu — nie przynosi w yzw olenia. W zakończeniu d ra m a tu A n ty g o na w ypow iada zna­ m ienne słowa: „nie w iem już, dlaczego u m ie ram ” 21.

T ak więc now a h ero in a ginie n iepotrzebnie, choć to w łaśnie o dej­ ście zam ierzyła jak o gest ob darzony sensem . N iem niej A nouilh nie pogrążył b o h a te rk i w to ta ln y m absurdzie, pozw olił jej dopowiedzieć jeszcze jed no zdanie. „Bez m ałej A n ty g o n y b y libyście w szyscy zu ­ pełn ie spok o jn i” 22. W ostateczn ej w ym ow ie u tw o ru to drobne, zda­ wać by się mogło, stw ierdzen ie p rzy b ie ra postać sym bolu. W scenie finałow ej p o d ejm u je je chór w u ro czy sty m śpiew ie: „to praw da, bez m ałej A n ty g o n y b y lib y oni zupełnie spokojni. T eraz w szystko sk oń ­ czone. A le oni, m im o w szystko, pozostają spokojni. Ci, k tó rz y m ieli um rzeć, um arli... A ci, k tó rz y jeszcze żyją, poczną pow oli zapom inać o nich i m ylić ich im io na” 23. Je d e n z k o m en tato ró w A nouilha, E. Frois, czyni w zw iązku z ty m bardzo tra fn ą obserw ację. „Co po­ w iedzieć, jeśli nie to, że A ntygona przyw odzi łudzi do staw iania

sobie pytań? Oczywiście, m ożna ich sobie nie staw iać, nie zapytyw ać się o człow ieka, jego godność, sum ienie, sens życia i czynów, o w a r­ tość jakiegoś ’ta k ’ lub ’n ie ’. Można się zachow yw ać ja k Ism ena — 2,1 C y tu ję w przek ład zie w łasnym . Por. z oryg., A ntig o n e, dz. cyt., 101—102. 21 T a m że, 123.

22 T a m że, 125. 23 Taraże, 132.

(8)

m u sk ać się przed lu stre m i codziennie zm ieniać suknie; ja k m am - k a — p rzygotow yw ać dla in n y ch ciepłą kaw ę i ta rty n k i albo grać w k a rty ja k strażnicy . A le przecież problem y, jak ie p o d ejm u je A n ­ tygona, są zupełnie inn ej n a tu ry . I n a w e t jeśli nie udaje się jej przy nieść im rozw iązań, są dow odem jej niepok o ju i niezadow ole­ n ia ” 24.

E w olucja A nty g on y od Sofoklesa do A nouilha rozpina się więc m iędzy dw om a krań cam i: m ęczeństw em i sam obójstw em . To jed n ak, co w zak resie doznań zm ysłow ych, a więc w y m iern y c h jaw i się-w ta ­ k iej form ie —· o fiary i targ n ięcia się na sw oje życie, w sferze dożnań psychicznych i u m ysłow ych znaczy przesu nięcie się skup ien ia św ia­ dom ości ze sfe ry ra c ji zew n ętrzny ch, o b iek ty w n y ch na w ew n ętrzn e, su b iek ty w n e, z ra c ji p ra w p o rząd k u jący ch św iat religii i po lityk i na ra c je zagubionego w ty m świecie człowieka. T am te racje ·— k u ltu ry sta ro ż y tn e j — zdom inow ane przez ideę harm on ii w szechśw iata, sp rzęg ały życie ludzkie z ładem kosmosu, by uczynić je jego cząstką, w spó łd rg ającą i podległą. R acje w spółczesnej k u ltu r y stały się w y ­ kład n ią zaw ołań na rzecz człow ieka jako isto ty zasadniczo różnej od kosm osu, w olnej i tw órczej. W daw n ej tra g e d ii problem m o ra ln y w y ra s ta ł z k o n flik tu praw d, a jego rozw iązanie sprow adzało się p rze ­ de w szy stk im do u sta le n ia w łaściw ej h ie ra rc h ii w artości. U progu now ej epoki znalazła się' m yśl tw o rzenia dobra, p rzy czym za m ie r­ n ik tego, co w artościow e, uznano w yłącznie ludzką wolność. I ta k z w ielo rak ich uw ik łań , z pognębienia, ja k b y F en ik s z w łasnych po ­ piołów, znów odradzał się człow iek, ale zbun to w an y przeciw praw om boskim i ludzkim , przeciw , także, w szelkiej m iernocie u stro jo n ej w szaty w ielkości, n ied u m n y z siebie, lecz złakniony wolnego tch n ie­ nia i działania, k tó ry bez zap am iętania rzu cił się w objęcia wolności. T en w łaśnie b u n t m etafizy czn y w yw iódł ro zp am ięty w an ie n ad se n ­ sem istn ien ia aż na krań ce życia. „ J e s t ty lk o jed en problem filozo­ ficzny p raw dziw ie pow ażny —■ dow odził w słynn y m eseju A. C a­ m us — sam obójstw o. Orzec, czy życie je s t czy nie je s t w a rte tru d u , b y je przeżyć, to odpow iedzieć n a fu n d a m e n ta ln e p y tan ie filozofii. R eszta — czy św iat m a trz y w y m iary , czy um ysł m a dziesięć czy dw anaście kateg o rii — przychodzi p ó ź n ie j” 2S.

I A nouilh, i C am us, i S a rtre , jak o filozofow ie, nie dali sam obój­ stw u przyzw olenia. N iem niej rów nocześnie z ów czesnym udziałem psychoanalizy, w n ik n ęli w m ech an izm y form ow ania się sam obój­ czego zamj^słu w człow ieku. O dtąd tw ierdzenie, że sam obójstw o jest lub nie je s t zgodne z p raw em m o raln y m , że je s t czynem godziw ym lu b zgoła złym , przestało w ystarczać. N azw anie sam obójcy m ianem zd rajcy , tchórza, dezertera... zabrzm iało krzyw dząco.

24 P rz ek ła d w łasny. P or. z oryg., A ntig o n e, dz. cyt., 45. 25 Eseje, W arszaw a 1971, 91.

(9)

2. T rad y cja i now ato rstw o

W klasy czny m , po dręcznikow ym 26 w y k ładzie teologicznej e ty k i k ato lick iej k w estia sam o b ó jstw a p rezen to w an a b y ła n iezm iennie w oparciu o schem at: czyn a p raw o m o raln e, zniszczenie swojego życia a Boży zakaz zabijania. W ysiłek badaw czy m o ra listy sk up iał się p rzeto na zb ad an iu sylogizm u, w k tó ry m im p e ra ty w spełniał rolę p rze słan k i w iększej, k o n k re tn e działan ie b yło p rze słan k ą m n ie j­ szą, a w niosek p rzy n o sił odpow iedź na p y ta n ie o godziw ość tego działania. P o u sta le n iu tre śc i obu p rzesłanek w yprow adzenie w nios­ k u nie przed staw iało trudności. Pew nego kło p o tu p rzysparzało je ­ d y n ie stw ierd zen ie sto p n ia odpow iedniości analizow anego czynu do danego im p e raty w u , to znaczy określenie, czy to tu działanie je s t sam ob ójstw em czy też działan iem in n ej n a tu ry , m im o podo­ b ie ń stw do sam obójstw a. W ym ow nej ilu s tra c ji d o starczają zasta­ n ow ienia w okół śm ierci o. M aksym iliana K olbego 27.

J e s t p rz y ty m isto tn e, że w dochodzeniu do w niosku posługi­ w ano się zasadą głoszącą, iż g atu n k o w ą tre ść d ziałan ia w nosi czyn ­ ność zew nętrzn a, w n aszy m p rzy p a d k u a k t pozbaw ienia siebie życia. N ato m iast zam ierzeniom woli osoby działającej p rzy z n a w a ­ no znaczenie drug o rzęd ne, w tó rn e w sto su n k u do czynności ze­ w n ę trz n e j. T ak więc, jeśli kto ś pozbaw ił siebie życia, uw ażano, że popełnił sam obójstw o, n iezależnie od sp lo tu w y p adk ów i m o ty ­ wów, ja k ie złożyły się na podjęcie sam obójczej decyzji. Owszem , b ra n o pod uw agę, że ciąg złożonych zd arzeń m oże m ieć w pływ , n a w e t znaczny, na osłabienie woli człow ieka i zdolności jasnego rozeznania tego, co czyni, i dlatego zakładano, że nie każdy fa k ­ ty c z n y sam obójca ponosi odpow iedzialność m o raln ą za swój czyn. W y d aje się jed n ak , że te n p u n k t w idzenia, m im o bezspo rny ch w alo­ rów , dom aga się p ew n y ch dopow iedzeń. Jego czytelność, fu n k cjo ­ nalność i p raw d a są w zględne. Zależą do tego, czy spogląda się na nie z pozycji pierw szej czy d ru g iej A ntygony. W p ierw szy m przypuszczeniu sam obójstw o jaw i się jako n aru szen ie w yłączne­ go w ładztw a Boga n ad życiem ludzkim . Boskie p rzy k a z a n ie „nie z a b ija j” je s t tu nie ty lk o w skaźnikiem postępow ania, ale zarazem a u to ry ta ty w n ą i w y starczającą siłę m odelu jącą działanie człowieka. Moc im p e raty w u , um iłow an ie go przez tego, kto całkow icie za­ w ie rz y ł Bogu, niw eczą n ap ięcia i w alki, zm agania z w łasny m je ­ ste stw e m i św iatem , jak ic h dośw iadcza d ru g a A ntygona. W ty m 26 P o d k re śle n ie — w y k ła d p o dręcznikow y ·—■ m a isto tn e znaczenie. W ów ­ czesnym czasie ra n g a p o dręczników ak ad em ick ich teologii m o ra ln e j b y ła w y ­ soka w ta k im sto p n iu , że do dziś tr a k tu je się je ja k o jedno z w ażnych źródeł in fo rm a c ji o sta n ie w iedzy m o ra ln e j tam teg o okresu.

(10)

u jęc iu tra d y c y jn y w y k ła d k w estii sam obójstw a w tra k ta ta c h teo - logicznom oralnych nie w zbudzi zastrzeżeń.

W ykład te n n ie zab rzm i n a to m ia st przek on ująco, gdy czyn sam obójczy ro zp a trz y się oczam i b o h a te rk i A nouilha. P o w sta ją w ów czas dw ie podstaw ow e tru d n o śc i zw iązane z p o jm ow aniem d ziałan ia ludzkiego i in te rp re ta c ją praw a.

T eo ria działania, k tó rą pracom z teologii m o ra ln ej n a rz u c iły k o m e n ta rz e do pism św. T om asza z A k w in u i dziew iętn asto w iecz­ n e po dręczn ik i akadem ickie, od d aw n a razi d u alizm em czynu zew n ętrzn eg o i w e w n ę trz n e g o 28. K o n tro w e rsje w okół tego p ro ­ b lem u n ie p rzy n io sły do tąd zad ow alający ch rozw iązań. O ile je d ­ n a k d y sk u sja w zak resie ogólnego działu de actibus h um a n is roz­ w ija się n a z b y t wolno, to w przedm iocie d ziałań szczegółow ych o b serw u je się ju ż pierw sze po m yślne re z u lta ty . P o słu ży m y się za­ te m p rzy k ład em , k tó ry będzie b a rd z iej celow y niż kłop otliw e i żm udn e zastan o w ien ia czysto teo rety czn e.

W ciągu długich la t m oraliści b y li b ezrad ni w o kreślan iu sen su in ty m n eg o życia m ałżeńskiego. Je d y n y m w ów czas i w ła d n y m w y jściem m ogła być te o ria dw óch celów m ałżeń stw a — p ro k re a c ji i w z a jem n e j pom ocy lub m iłości, ja k w o sta tn im o kresie c h ę tn iej m ówiono. P ogląd te n sięgający k o rzen iam i do m y śli św. A u g u sty ­ na, p o p a rty później a u to ry te te m św . Tom asza i u tw ierd z o n y gło­ sem P iu sa X I w ency k lice Casti connubii w yd aw ał się ta k pew ny, że jeszcze w d e b a ta c h soborow ych n ad p rzy szłą k o n sty tu c ją G au­ d iu m et spes n iek tó rzy z biskupów p rze strz e g ali zbyt śm iały ch ich zdaniem m ów ców p rze d n iebezp ieczeń stw em sprzen iew ierzen ia się d o k try n ie Kościoła, gdy ci usiłow ali zaniechać n iefo rtu n n e g o ro z­ d ra b n ia n ia życia m ałżeńskiego na cele i zw łaszcza h iera rc h izo w a - n ia ich. Idąc ty m ślad em uw ażano, że zw iązki in ty m n e w m ałżeń ­ stw ie u z y sk u ją sens p rzede w szy stk im jako odpow iedź człow ieka na w ezw an ie n a tu r y do prop ag o w an ia życia. Z początku n a w e t panow ało prześw iadczenie, że w yłącznie p ro k re a c ja , czyli zam iar zrodzenia p o to m stw a m oże u sp raw iedliw ić zbliżenie seksualne. Z czasem dopiero poczęto się dom yślać, że tak że in n e m o tyw y , choć zw iązane z p ierw szym , m og ły b y w chodzić w rac h u b ę jak o m o ra ln ie godziwe: u c h ro n ien ie m ałżonka p rzed zdradą, uśm ierze­ nie n am iętno ści i, w reszcie, m iłość 29.

N ieporozum ienie w tej k w estii trw ało kilka wieków , a polega­ ło na ty m , że m y śl ety czn a ta m ty c h czasów, zgodnie z p a n u ją c y m i w te d y poglądam i, pozostaw ała pod d o m in an tą biologicznej w izji

28 O bszerniej p isałem n a te n te m a t w a rt. A c tu s h u m a n u s, S tu d ia T heolo­ gica V arsav ien sia 11 (1973) n r 1, 141— 159.

29 Szczegóły tej k w e stii p rz e d sta w ia m w a rt. P oznanie i tajem n ica . E n cy­

k lik a „H um anae v ita e ” ja k o im p u ls do ro zw o ju m oralności c h rześc ija ń sk ie j,

(11)

n a tu r y ludzk iej. P rz y n a jm n ie j to w szystko, co w życiu człow ieka zw iązane jest z czynnościam i o c h a ra k te rz e biologicznym i fizjo ­ logicznym , na p rzy k ła d p rzy jm o w an ie pokarm ów , zjaw iska sek su ­ alne, ro z p a try w a n e było n a p ierw szy m m iejscu w te j w łaśnie płaszczyźnie. D ostrzegano zatem głów nie biologiczny i fizjologicz­ n y w y raz ty ch działań, n a to m ia st bezw iednie rozm ijano się z fa k ­ tem , że abso luty zo w anie owego w y ra z u oznaczało red u k o w an ie najg łęb szy eh przeżyć i k re a c ji ducha ludzkiego do zdarzeń m a ­ te rialn y c h , do k tó ry c h dopisyw ano jed y n ie w fo rm ie a n ek su ich isto tn ą tre ść bez n azy w an ia jej je d n a k ‘ty m im ieniem . T ym czasem każde działan ie ludzkie, bardzo złożone i n ajp ro stsze, każd y gest ·—■ dow odzenie arm ią, kiero w an ie a k cją ra to w a n ia zasypany ch górników , w yciągnięcie ręk i do drugiego człow ieka, p rz y sta w ia ­ nie słu chaw k i do piersi p a c je n ta , w ygłaszanie słow a z am b o ny czy try b u n y w iecow ej, zbliżenie seksualne, targ n ięc ie się na sw oje ży­ cie —■ są ty lk o zew n ętrzn y m i p rze jaw a m i p ełny ch działań, k tó re zw ykło się nazyw ać w edług ich m a te ria ln e j postaci. A le o k reśle­ nie w te n sposób — na po dstaw ie w id zialny ch znaków — n a tu r y czynów w y d aje się dużym uproszczeniem . T reści przeżyć i zam ie­ rze ń człow ieka na ogół w y b ieg ają poza ich zew nętrzn ą, m a te ria l­ ną realizację. Z resztą w yk o nan e dzieło rzadko zadow ala: razi fo r­ mą, dalek ą od id ealn ych k sz ta łtó w p ro je k tu , je s t zw y kle p rzy k rą niespodzianką, zaskoczeniem i nie stanow i w p ełn i ucieleśnionego chcenia ludzkiego. Poza ty m sam a tre ść zam ierzeń by w a tru d n a do o k reślenia. J e j słow ny lub m y śln y n a w e t w y ra z nie zaw sze stan o ­ w i w ie rn e odbicie procesów , k tó re n a k ła d a ją c się na siebie tw orzą razem n ieła tw y do odgadnięcia sp lo t przeżyć. T ak więc p a trz ąc na d ziałanie lud zk ie okiem zew nętrznego o b serw ato ra nie należy za­ p ew n e zby t szybko ufać d o strzeg aln ej czynności — je s t ona sła­ by m odbiciem d ążeń człow ieka. P odobnie w n ik ając w jego w n ę t­ rze tru d n o w ierzyć od razu słow u i m yśli — nie zawsze są w łaści­ w ą w ypadkow ą u św iad am ian y ch sobie procesów psychologicznych. Bez uw zględ n ien ia tego nie w y d aje się m ożliw ym p opraw n e o k re ­ ślenie n a tu r y d ziałań i d a n ie pełnej odpow iedzi na p y ta n ie o ich w arto ść m oralną. T ym bard ziej, jeśli p rzed m iotem zastanow ień je s t ta k zaw iła złożoność przeżyć, że kończy się śm iercią sam o bój­ czą. L ek arz p rzy w o ła n y przez otoczenie trag iczn ie zm arłego m oże stw ierdzić zgon i odejść. M oralista, k tó ry b y ty lk o orzekł, że stało się zło, bo przekroczono praw o Boga, nie sp ełniłby jeszcze sw ojej m isji. Słowo „sam obójstw o” niew iele m ów i o sam obójstw ie, to znaczy o czynie, k tó ry nosi ta k ą nazw ę.

R ów nież in te rp re ta c ja p raw a m oralnego uległa podobnem u reduk cjo nizm o w i. N ależałoby z w iększą uw agą prześledzić w yniki b a d a ń egzegetycznych i zam iast b ezk ry ty czn eg o tw ierd zen ia, po­ staw ić p y tan ie, czy rzeczyw iście p iąte p rzy k azan ie D ekalogu m o­

(12)

że stanow ić k o ro n n y a rg u m e n t p rzeciw sam obójstw u. W iadom o, że teibliści są bard ziej ostrożni w w y ja śn ia n iu odnośnych tek stó w niż m oraliści. Ci o sta tn i ponow nie w sposób je d n o stro n n y ek sp lo atu ją Boży zakaz zab ijan ia człow ieka, ja k g d y b y jego tre śc ią b y ł zw y­ k ły sprzeciw S tw ó rcy wobec d e s tru k ty w n e j in g ere n cji stw o rzenia w dziedzinę, k tó rą otrzym ało na p raw ach u ży tko w n ika, a nie w łaściciela. K o m e n ta rze b ib lijn e nie dopuszczają tak ic h uproszczeń. Z re sz tą dow odzenie dzisiaj, że lite ra ln e tłu m aczen ie Pism a, zw ła­ szcza p rzy p isy w an ie term in olo g ii b ib lijn e j znaczeń zaczerp n ięty ch z języka i s tr u k tu r m yślow ych pew nej filozofii jest g ru b y m niepo­ rozum ieniem , b y ło b y w yw ażaniem daw no o tw a rty c h drzw i. N aka­ zy Boże w S ta ry m P rz y m ie rz u sp e łn ia ły w ażną fu n k cję w stopnio­ w y m przyg o to w an iu lu d u izraelskiego do późniejszego ogłoszenia, w N ow ym P rz y m ie rz u , p rzy k a z a n ia m iłości. W obec niem ożności skłonienia p ry m ity w n eg o jeszcze d u ch a Izraelitó w do pełnego m i­ łow ania każdego człow ieka, Bóg ty m czasem ograniczył swe orędzie do koniecznego m in im um — zakazu n ien aw istneg o zab ijan ia n ie­ p rzyjaciela. A le rozum ienie w łaściw ego sensu piątego przy kazan ia je s t m ożliw e dopiero wów czas, gdy spojrzy się n a nie z p e rsp e k ty ­ w y m iłości, w k tó re j otrzy m ało swój n ależn y w ym iar. S tąd n ie­ p o m iern ie duże znaczenie słów św. Paw ła: „N ie cudzołóż, nie k r a ­ dnij, nie zab ijaj, nie pożądaj, i w szelkie inne p rzy k azan ie zaw iera się w ty m słowie: będziesz m iłow ał bliźniego tw ego ja k siebie sam ego” (Rz 13,9).

T ak więc pow oływ anie się w teologicznej a rg u m e n ta c ji p rze ­ ciw sam ob ó jstw u na p iąte p rzy k azan ie D ekalogu zgłasza dw ie obiekcje. P rz ed e w szy stk im w y d aje się, że p rób a tłu m aczen ia fu n ­ d am en taln eg o w ty m rozum ow aniu te k stu w yłącznie w oparciu o dan e sta ro te s ta m e n ta ln e w zaaw ansow anej ju ż h isto rii now ego lu d u ek lezjalnego nie jest zasadna. T ym b ardziej, że a u to rz y nie w n ik ając w szczegóły w y ja śn ie ń egzegetycznych, ograniczają się do p rzy taczan ia sp o strzeżeń z konieczności pow ierzchow nych. P rz ed m io te m Bożego zakazu nie je s t p rze rw a n ie biegu życia lu d z ­ kiego w ogóle, lecz jak o w y n ik nien aw iści i gniew u, k tó re pow o­ d u ją zerw an ie w ięzów m ięd zy lu d zk ich aż do złow rogiego p rag n ie ­ nia zadania śm ierci przeciw nikow i. Na analogiczne tru d n o śc i n apo­ ty k a się tak że p rz y analizie in n y ch te k stó w b ib lijn y ch , cy to w a­ n y c h zw y kle przez m o ralistó w obok p rzy k azan ia D ekalogu 30.

G dy w la tc h 1941— 42 k ształto w ała się m yśl L an dsb erg a o sa­ m obójstw ie i pow staw ał ów n iew ielk ich rozm iarów esej, k tó ry m iał u trw alić w pam ięci filozofów i teologów nazw isko jego a u to ­ ra, teologia m o ra ln a nie b y ła jeszcze p rzygotow ana do odnow y. N aw et w lata ch pow ojen n y ch pierw sze propozycje p rzem ian n ie

30 T ek sty te o m aw iam w a rt. E utanazja. P rzy c zy n e k do s tu d iu m m o ra ln e­

(13)

u zy sk ały zrazu ogólniejszego poparcia 31. Idee niem ieckiego perso- n a lis ty dość długo zatem nie m ogły w yjść poza g ranice filozofii. G d y w reszcie w p o m y śln iejszy m czasie rozb ud ziły zain tereso w a­ n ie i e n tu z jaz m m oralistów , pow odzenie perso n alizm u zbliżało się do kresu, by ustąp ić m iejsca in n y m prądom . N iem niej dob rod ziej­ stw o w yśw iadczone teologii przez L an d sb erg a b yło znaczne, ty m b a rd z iej że p ro fil jego m y śli zbiegał się szczęśliw ie z p lan am i przebudow y teologii m o ra ln ej przy g o tow an ym i przez czołow ych przed staw icieli te j d y sc y p lin y 32.

L and sb erg nie godzi się na e ty k ę sam ego im p e ra ty w u m o ra l­ nego. U zn aje jego wagę, lecz nie p rzy z n a je m u w arto ści w yłącz­ nej. W jego ro zu m ien iu zadanie e ty k i nie w y c z e rp u je się ty lk o n a w arto ścio w an iu czynów ludzkich, sięga dalej — k u sam em u człow iekowi, b y stać się w ie rn y m odbiciem jego zm agań i siłą w po dejm o w an iu decyzji. T ym sam ym tw órczość m o ra listy w in na p rze rw a ć g ran ice m etafizy k i, b y p rzejść tak ż e n a płaszczyznę k o n ­ k re tn e j lu d zk iej egzystencji. T reść d o k try n y m oralnej z w yro zu - m ow aną a rg u m e n ta c ją , jak k o lw iek bliska b y łab y p raw dy , nie w y ­ d a je się L andsbergow i p rz y d a tn a w k rań co w y ch sy tu acjach życio­ w ych. „W y o b raźm y sobie człow ieka, k tó ry odczuw a bardzo m ocno pokusę sam obójstw a... Je że li m u pow iem y, że pow inien żyć, żeby spełnić p rzy k azan ie, żeby nie zgrzeszyć p rzeciw miłości, ja k ą w i­ n ie n żywić wobec sam ego siebie, żeby w ypełnić obow iązek wobec ro d zin y i społeczeństw a, w końcu, żeby w łasnow olnie nie decydo­ w ał w kw estii, k tó rą je d y n ie Bóg m a praw o ro zstrzy gn ąć, p y tam , czy w szystko to jest w sta n ie pocieszyć nieszczęśnika i ulżyć w je ­ go nędzy i cierpieniu? A ni przez chw ilę nie w aham się odpow ie­ dzieć, że nie. A rg u m e n ty te znajd zie on albo w ątpliw y m i, albo zgoła niep rzy d atn y m i... Poza ty m , chodzi tu ta j n ie ty le o a b s tra k ­ cy jn e arg u m en to w an ie, ile o k o n k re tn y p rzy k ład . W ty m zaś w zględzie n a jw sp an ialszy i n a jb a rd zie j p rzek o n y w ający jest p rz y ­ k ład C h ry stu sa. T ak więc nie trz e b a pow oływ ać się na lite rę S ta ­ rego P rz y m ie rz a , lecz zw rócić m yśl k u duchow i Nowego T e sta ­ m e n tu ” 33.

S tanow isko L an d sb erg a było n o w ato rsk ie w n ajlep szy m zna­ czeniu tego te rm in u . Inspirow ało do k ry ty c z n e j w e ry fik a c ji t r a ­ d y cyjn ego w y k ła d u k w estii sam obójstw a w p racach teologicznych i sugerow ało now ą drogę b ad ań tru d n e g o zagadnienia. Z aufanie i n ad zieję w zniecała tro sk a filozofa o m ak sy m a ln e resp ek to w an ie przeżyć ludzkich i w nik liw sze sp o jrzen ie n a E w angelię, a więc zarów no zam ysł antropologiczny, jak i teologiczny jego eseju.

31 P rz y k ład e m p rac e J. L e c l e r c q a , zw łaszcza jego L ’e n seig n e m en t de

la m orale chrétienne, P a ris 1949.

32 G łów nie J. L e c l e r c q, B. H ä r i n g , J. F u c h s . 33 Por. dz. cy t, 101.

(14)

Z tego sam ego okresu, la t czterd ziestych , pochodzą inne w ażne uw agi n a te m a t sam obójstw a, spisane w lu źny ch n o ta tk a c h przez D. B onhoeffera, k tó re w eszły w skład jego E ty k i, dzieła n ie do­ kończonego, lecz m ającego opinią jednego z n a jlep szy ch dzieł m o­ ra ln y c h w teologii naszego czasu u .

P ogląd B onhoeffera n a sam obójstw o nie po k ry w a się z poglądem L and sb erg a, choć oba w y ra s ta ją ze zbliżonych dośw iadczeń. N ie­ m iecki teolog ro z p a tru je ta rg n ięc ie się człow ieka n a sw oje życie w dw óch płaszczyznach i w dw o jakim odniesieniu: w płaszczyźnie zjaw iska czysto ludzkiego oraz zjaw isk a w św iecie Boga, w odn ie­ sien iu osobowego ,,ja ” do siebie i w o dniesieniu w olności osoby do obdarzająceg o w olnością Boga.

B onhoeffer nie odm aw ia człow iekow i m ożliw ości p opełnienia sam o b ójstw a o znam ionach działan ia sensow nego. N azyw a je a k ­ te m sam ow ybaw ienia się człow ieka, sam ow yzw olenia się z życia, k tó re było chybione. N ie sądzi jed n ak , b y m ożna je było uw ażać za czyn spow odow any ostatecznie przez odczucie beznadziejności. Ja k k o lw ie k bow iem n a ogół sam obójstw a są popełniane w tak im w łaśn ie stanie, to d ecyzja p rze rw a n ia biegu swego życia je s t d e fi­ n ity w n y m sprzeciw em w olności ludzkiej wobec b eznadziejn ej sy­ tu ac ji, a nie odw rotnie. „ Jeśli nie w szczęściu i pow odzeniu, to p rz y n a jm n ie j w stan ie beznadziejności człow iek m oże się w y b a­ wić. Je śli nie może osiągnąć u zn an ia sw ych p ra w do życia w ciele, m oże to zyskać przez zniszczenie swego ciała. Je śli nie m oże z m u ­ sić św iata do zapew nienia m u ty c h praw , m oże je zdobyć w n a j ­ w yższej sam otności. Sam obójstw o jest u siln ą p róbą n a d a n ia w spo­ sób o stateczn y sen su życiu, k tó re straciło swój se n s” 3S.

B onhoeffer tw ierd z i jednocześnie, że czyn sam obójczy w inien być p o tępio n y pod w zględem m o raln ym , ale nie przez m oralność ludzką, lecz w y łączn ie w oparciu o fa k t spraw iedliw ości Bożej. „P oniew aż istn ie je ży w y Bóg, sam obójstw o pow inno być potępio­ n e jak o g rzech n ie w ia ry ” 36. Z daniem B onhoeffera czyn te n je s t w idom ym znakiem tego, że m im o iż usp raw iedliw ienie pochodzi jed y n ie od Boga, człow iek u siłu je je zdobyć w łasnym w ysił­ k iem — poza Bogiem.

J e s t w ty m stan o w isk u zn am ien n e rozdw ojenie św iata lu d zk ie­ go i boskiego. Z w ro t antro po lo g iczn y objaw ia bezdroża kuszącej sam ow ystarczalności człow ieka, ale i zarazem bezsens w ogóle po­ dobnej in ic ja ty w y . W olność ro zu m n ej isto ty ginie w p o m rokach a b su rd u z chw ilą, gdy w y k re śla z zasięgu swego działania w szel­ kie zw iązki z Bogiem. Z kolei je d n a k zw iązki te w iodą do s tw ie r­ 34 E th ik , M ünchen 1949. P o słu g u ję się tłu m aczen iem fra n cu sk im , E thique, P a ris 1965.

35 T a m że , 134. 36 T am że.

(15)

dzenia bezpożyteczności dośw iadczeń eg zy stencjalnych, k tó re skądinąd w analizach B onhoeffera znalazły głęboki w yraz. I tak , w połow ie X X w ieku, gdy przem ów iła A n ty g o n a A nouilha, u stam i pro testan ckieg o teologa raz jeszcze, choć w sw oisty sposób, w y ra ­ ziła sw e p rzesłan ie jej sta ro ż y tn a poprzedniczka i pierw ow zór. P ro b lem sam obójstw a znów pozostał o tw arty .

3. O to le ran c ję bez kom prom isu

Nie w y d aje się, b y zarzew ie sporu m ogła w ygasić now a śm ierć, ty m razem zabójcza, jed n ej z A ntygon. Dopuszczenie się z naszej stro n y „krw aw ego cz y n u ” b y ło b y zb y t łatw y m rozw iązaniem i, nade w szystko, rozw iązaniem złudnym . B o h aterk a ry chło b y odżyła i n ad al św ięciła triu m fy , bow iem p rzy k ła d każdej z nich je s t w sw oim k o n tek ście nosicielem p raw d y , n a w e t jeśli czas obec­ n y dopom ina się o p rzy zn an ie w ydatn iejszeg o m iejsca d ru g iej A n ­ tygonie.

Pow yższe uw agi odnoszą się rów nież do re fle k sji n ad chrześci­ jańską' postaw ą wobec p ro b lem u sam obójstw a. D w ie teologie, dw ie k oncepcje ch rześcijań stw a, dw ie w izje życia chrześcijańskiego zgłaszają tu żądania p ra w o b yw atelsk ich dla siebie. P ierw sza zro­ dziła się pod w p ły w em u w rażliw ien ia n a więź m iłosną człow ieka z Bogiém, a przeto i na w artości zupełnego zaw ierzen ia Bogu, od­ d an ia się Mu, „ z atra c e n ia ” siebie w Nim. J e s t to najgłęb szy i n a j­ pięk n iejszy w y m iar życia religijnego. W ty m o dniesieniu sam obój­ stw o b y ło by rzeczyw iście o stry m zaprzeczeniem sensu w spółbycia m iłującego stw o rzen ia z boską M iłością. W sku tek m niejszy ch lub w iększych o dchyleń od idealnego p ojm ow ania tej w ięzi sp otyk am y się jed n a k z zaciem nionym i obrazam i Boga, utożsam ianiem Miłości z P raw odaw cą czy W ładcą i w ów czas zdania teologiczne, relig ijn e pouczenia m o raln e i p ostaw y człow ieka w ierzącego tch n ą tre śc ia - m i o ak cen tach p rze su n ięty c h na pobocza w iary. W tak im z kolei układzie zakaz niszczenia życia, a w ty m zakaz sam obójstw a, nie zaw sze zabrzm ią przek o n ująco w św iadom ości człow ieka, k tó ry ce­ ni w olność i o tw iera się ty lk o na propozycje w yzw olenia.

D ru ga teologia b o sko-iudzką więź ro z p a tru je na kan w ie odro­ dzenia człow ieka w Jezu sie C h ry stu sie, życia nowego człow ieka w św iecie łask i i wolności. D latego bliższe jej są dośw iadczenia obdarzonych p ełn y m życiem , ich w alk i z w szelkim i ograniczenia­ m i w p raw n y ch , s tru k tu ra ln y c h , k on w en cjo n aln y ch u w a ru n k o w a ­ n iach istnienia. Rów nież i tę teologię spotykam y, podobnie ja k po­ przednią, w fo rm ach niedoskonałego w y ra z u jako n iesłuszn y pro ­ te s t przeciw każd em u im p eraty w o w i m o ra ln em u czy w ołanie o ta ­ ką wolność, k tó ra zacienia jej boskie źródło.

(16)

w szystk im w ażne w sy tu a c ji p rzesy cenia zastanow ień nad samcP· b ó jstw em sylogistycznym rozum o w an iem wokół piątego p rzy k a z a ­ nia D ekalogu i obowiązków m o raln y ch , jak ie ono im p lik u je. J e s t to też je d e n z g łów nych pow odów zw rócenia tu ta j sw ych sym p atii k u sym bolow i A n ty g o n y A nouilha i jej teologicznem u odpow ied­ nikow i 37. K o n sek w en tn ie m y śli so lid arn e k ie ru ją się k u stan ow is­ k u L and sb erg a, choć ze św iadom ością p o trzeb y u zu p ełn ien ia go po la ta c h św ieższym w kład em idei teologicznych.

Znaczne różnice dzielą od siebie czyny sam obójcze. Sam obój­ stw o ściśle ro zu m iane je s t d ra m a ty c z n y m fin ałem poczucia k r a ń ­ cowego osam otnienia. S k ła d ają się na nie niepow odzenia życiowe, k lęski osobiste w spraw ach, z k tó ry m i człow iek w iąże sens sw oje­ go istnien ia. Są to więc czy n nik i n a tu r y psychologicznej i, p rz y ­ znajm y, n ie a d e k w a tn e do w arto ści życia. Je d n a k w k o n k re tn y m p rzeżyciu liczą się jako zasadnicze przeszkody uniem ożliw iające sensow ne k o n ty n u o w an ie sw oich dni. Spięcie przeszkód, m im o w szystko n iep ro p o rcjo n aln y ch do decyzji położenia k resu sw oje­ m u życiu, jasno u k a z u je p arad o k s czynu sam obójczego, a zarazem siłę przeżyw anego d ra m a tu i jego społeczny w y m ia r. P rz erw a n ie biegu w łasnego życia je s t zaw sze o sta tn im krokiem p o przedzanym przez p ró b y rato w a n ia siebie. In s ty n k t sam ozachow aw czy, p rag ­ nienie życia są w takim, sto p niu silne, że człow iek jed y n ie w s ta ­ nie głębokiej d e p re sji zdolny je s t p rzy ją ć ew entu aln o ść fataln eg o w y jścia z im pasu. I dlatego zanim zdecyduje się n a te n krok, szuka pom ocnej ręki, oczekuje w skazan ia m u rozw iązań zgubnego pro b­ lem u, k tó ry c h sam nie p o trafi dostrzec. To dowodzi, że odpow ie­ dzialności za czyn sam obójczy spada rów nież na otoczenie, że n a­ leżałoby w ręcz m ówić o w spółodpow iedzialności za p op ełnian e sa­ m obójstw a. U kazanie człow iekow i zagubionem u w nieszczęściu fak ty c zn ie istn iejący ch p e rsp e k ty w życiow ych b y w a nierzadko je d y n ą re a ln ą ochroną przed odczuciem całkow itej p u stk i egzys­ te n c ja ln e j, k tó ra w łaśn ie z n a jd u je odpow iedź w sam obójstw ie. D latego też każda w iadom ość o o deb ran iu sobie przez kogoś życia je s t o skarżen iem rzuco n ym w adliw ym relacjo m m iędzyludzkim , więzom społecznym , obojętności na los tych, z k tó ry m i pow inno się w spółistnieć.

Isto ta proponow anego tu rozw iązania w yraża się w p o stu la ­ cie przen iesien ia zastan o w ień teologicznych n ad sam obójstw em z in d y w id u alisty c zn e j in te rp re ta c ji tego czynu na in te rp re ta c ję społeczną, z leg alistyczn ej na ek lezjaln ą. P ie rw sz a jest w y nik iem u w rażliw ien ia n a niezgodność podejm ow anego działania z norm ą m oraln ą. I w ty m przede w szystkim tk w i jej siła. J e j słabością n a to ­

37 P o m ija m ra c ją nie m niej w aż n ą ·— kon cep cją czynu ludzkiego, k tó rą w zm ian k o w ałem w p o przednim punkcie.

(17)

m ia st jest w yizolow anie czynu sam obójczego z u w a ru n k o w a ń spo­ łecznych, k tó re m a ją pow ażny w p ły w na jego zaistnien ie. W kon­ sekw encji, p y ta n ie o ch rześcijań sk ą p ostaw ę wobec p ro b lem u sa­ m obójstw a o trz y m u je odpow iedź jed y n ie cząstkow ą i dlatego n ie ­ dokładną. Sprow adza się ona do p rzek azu in fo rm a c ji etycznej © obow iązującym postępow aniu, skiero w an ej do jed n o ste k f a k ty ­ cznie lub p o ten c jaln ie zagrożonych przez pokusę targ n ięc ia się n a sw oje życie. Społeczny w y m iar śm ierci sam obójczej, a zatem i im p eraty w n ie ro zum iana w spółodpow iedzialność za te n czyn, są je j obce. N iepodobna bow iem u tożsam iać ideału w spółistnienia z m in im alisty czn y m zaangażow aniem n a rzecz drugiego człow ieka, któ reg o p oczątkiem i, p rak ty czn ie, kresem , jest przek azan ie b rzm ie ­ n ia n ależn ej norm y. W każdym razie tra d y c y jn e ujęcia naszego zagad nienia zm uszają do w y rażen ia tej, nieco surow ej, opinii. Z m ierzając do p o w strz y m a n ia człow ieka od podjęcia rzeczyw iście b łęd n e j decyzji, są sw o isty m apelem o jego n aw ró cen ie — o zw ro t k u n o rm ie i działanie zgodne z norm ą, ja k g d y b y w ty m odniesie­ niu, p rz y n a jm n ie j w ty m bezpośrednio, w ypow iadała się istota życia chrześcijańskiego, a n ie w m iędzyosobow ej re la c ji chrześci­ ja n in a z C h ry stu sem , co tra fn ie podniósł L andsberg.

C zyn sam obójczy dom aga się n ad to n a p ra w ie n ia re la c ji społecz­ nych, a w naszym p rzy p a d k u naw ró cen ia w ie rn y c h zgrom adzonych w K ościele, czego tra d y c y jn a odpowiedź, tak że L andsberg, nie podnosi, W te j sy tu a c ji godzi się posunąć rozw iązanie k w estii o jed e n — te n w łaśn ie — krok: sam obójstw o c h rześcijan in a upo­ m in a się o w e ry fik a c ję a u te n ty z m u życia społeczności chrześcijan, w k tó re j trag iczn a śm ierć n astąp iła. N ie w ty m je d n a k celu, by w skazyw ać n a w sp ó łw in n y ch i odw racać się od nich, lecz by pono­ wić w ezw anie C h ry stu sa: ,,czas się w y p ełn ił i bliskie je s t k ró ­ lestw o Boże. N aw racajcie się i uw ierzcie w E w ang elię” (Mk 1, 15). Je śli zatem p rzy jm ie się, że najczęściej sp o ty k an e sam obójstw o je s t p ara d o k sa ln y m i d ra m a ty c z n y m fin a łem krańcow ego osam ot­ nienia, lud zkiej b ezradności i u tra ty nadziei w im pasie życiow ym , zastano w ienia e ty k a po w inn y w skazać na n o rm ę i p ra k ty k ę dos­ konałego w sp ó łistn ien ia jak o podstaw ow e w ezw anie m oralne. Teolog m o ra lista p o w inien w skazać n a n o rm ę i p ra k ty k ę życia eklezjalneg o .

D odajm y, że fa k t sam obójstw a w in ien w ogóle stać się p rze d ­ m io tem głębokiej zad u m y c h rześcijan i w szystkich, k tó ry m p ro ­ blem y człow ieka nie są obojętne, nad zaw iłym i k o lejam i istnienia, b y w jego zd arzen iach m y śl sam obójcza nie znajdow ała łatw ego p rz y stę p u jako złudne, kuszące rozw iązanie, k tó re p rz y b ie ra się w stró j wolności. Ta o statn ia — w olność — je s t znakiem w yw o­ ław czym sp ra w ta k w ażnych dla przyszłości ro d zin y ludzkiej, p rz y sp a rz a .tyle re a ln y c h tru d no ści, że nie sposób pozwolić sobie

(18)

na zajm ow anie m y śli podszeptam i, k tó re będąc dalek ie od zawo­ ła ń w olnościow ych, u siłu ją n iem n iej przem ów ić do człow ieka ich w sp an iały m głosem .

PO U R U N E A T T IT U D E C H R ÉT IEN N E A L ’É G A R D D U PR O BLÈM E DU SU IC ID E

L ’a rtic le pose la q u estio n su iv a n te : com m ent le m o raliste c h ré tie n d e ­ v ra it-il a b o rd e r le p ro b lèm e du suicide a fin de se c ré e r des chances de p o uvoir lu i a p p o rte r u n e solu tio n sa tisfa isa n te ? L ’a u te u r l’e x a m in e en trois é ta p e s. E n p re m ie r lieu, il p ré se n te une ré fle x io n a u to u r des ch an g em en ts de la conscience d u suicide e t il le fa it à la base de d eux exem ples litté ra ire s de l’a c te su ic id a ire : ceux des A ntigones de S o p h o c l e et de J. A n o u i l h . E n su ite, il e n tre p re n d une critiq u e des schém as selon lesquels le suicide est d ’h a b itu d e tr a ité p a r les p en seu rs c h ré tie n s: les m o raliste s d ’o rie n ta tio n c la s­ sique, P.L. L a n d s b e r g et D. B o n h o e f f e r . E nfin, il in tro d u it sa p ro p re v ision de l ’a c te h u m a in , a u -d e là d u d u alism e de l’acte e x té rie u r et in té rie u r, e n y in s is ta n t su r le co n d itio n n e m en t histoi'ique et social de l ’ag ir co n cret de l’hom m e. C ’est d an s ces ca d res q u ’il an a ly se en m êm e tem ps l ’a c te suici­ d a ire en ta n t q u ’une décision q u i dévoile n o n se u lem en t u n d ra m e in d iv id u el, m a is au ssi une d éfo rm a tio n des re la tio n s in te rp e rso n n e lle s et c o m m u n au taires, v o ire ecclésiales. Ces d e rn iè re s o b se rv a tio n s lu i p e rm e tte n t de d ép a sse r des rép o n ses tra d itio n n e lle s au p ro b lèm e d u suicide, tro p ju rid iq u e s, au ssi celles d es p en seu rs m odernes, plus théologiques d é jà m ais encore tro p in d iv id u a lis­ te s, et esq u isser une p ro p o sitio n de tr a ite r la q u estio n au se in d ’une m o raie ecclésiale.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wskazano najważniejsze przepisy prawne regu- lujące ewidencjonowanie wykonywanych przez funkcjonariuszy i pracowników policji czynności w ramach prowadzonych postępowań

Choć różne sposoby argum entacji mogą być często korzystne lub naw et nieodzowne, jednak pam iętać należy zawsze o potrzebie przeko­ nania dziecka, że

Collectanea Theologica 50/4,

Biuletyn katechetyczny Collectanea Theologica 50/4,

misjologiczno-religioznawczy Collectanea Theologica 50/4,

Stanisław Kalinkowski Biuletyn patrystyczny.. Collectanea Theologica

Aczkolwiek w ostatnim dziesięcioleciu utworzono w Polsce wiele nowych wydziałów teolo­ gicznych, powstały też nowe czasopisma i wydawnictwa, mający tak długą i piękną

znalazł się niemal od początku swego działania wobec poważnej troski, mianowicie starania się o ponowne zalegalizowanie statutu Polskiego Towarzystwa Teologicznego,