• Nie Znaleziono Wyników

Z dni niedoli Anny Libery

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dni niedoli Anny Libery"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Henryk Barycz

Z dni niedoli Anny Libery

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 44/3-4, 313-323

(2)

H ENRYK BARYCZ

Z DNI NIEDOLI ANNY LIBERY

H istoria lite ra tu ry niew iele pośw ięcała do tąd uw agi grupie

pisarzy dla ludu, popularyzatorom , autorom książeczek dydaktycz­

nych i m oralistycznych i to zarów no z odcinka staropolskiego jak

z czasów nowszych. Jakże m ało wiem y o pierw szych tw órcach n a ­

szej lite ra tu ry popularyzacyjnej, obliczonej na zbyt masowy, przy­

stosow anej do gustu i potrzeb czytelnika przeciętnego. Czy możemy

dużo powiedzieć o takim Jan ie Koszyczku, A ndrzeju Glaberze, B ier­

nacie z Lublina (o tym bodaj najwięcej!), Tom aszu Płazie, Stanisław ie

Jurk ow skim i innych. Nie inaczej rzecz się m a z pisarzam i dzie­

w iętnastow iecznym i. W yjątkow o — można powiedzieć — dopisało

szczęście Józefowi Lompie, k tó ry stał się przedm iotem k ilk u mono­

grafii i w ydaw nictw źródłowych. Na ogół bardzo słabo znam y koleje

życiowe i w aru n k i twórczości tego ty p u ^pisarzy, mało orientujem y

się w pobudkach ich p racy pisarskiej, stosunku do czytającej pu ­

bliczności, w sile oddziaływ ania. Stan ich służby społecznej, jej nie­

jako dokum entacja dochowała się albo w niew ielkich strzępach

i okruchach, albo też po rychłej deaktualizacji przepadła w odm ętach

czasu.

Do jednej z zapom nianych postaci tej grup y pisarzy, poetki i pi­

sark i dla ludu, A nny L ibery (1804— 1886) w ystępującej pod litera c ­

kim nazw iskiem A nny K rakow ianki (właściwie po m ężu nazyw ała

się Leśniowska), chcem y obecnie n a chwilę powrócić, aby ukazać

najbardziej po nure k a rty jej egzystencji i niezw ykle ciężkiej sta­

rości. O dsłaniają one zarazem odw rotną stronę m edalu: praw dziw y

stosunek rep rezen tacji m iejskiej „Polskich A ten“ lat siedem dziesią­

tych ubiegłego w ieku do spraw y pomocy dla pisarki, stosunek rażąco

bezw stydny, w ykazujący b rak prym ityw nego ludzkiego podejścia,

rów ny stosunkow i do służby domowej, k tó rą w razie niezdolności

do pracy w yrzucało się na bruk.

(3)

314

H E N R Y K B A R Y C Z

O A nnie L iberze — pisarce związanej z terenem m iasta K rakow a,

poprzedniczce głośniejszej i bardziej utalen to w anej Jad w igi z Łobzo­

w a — w iem y niew iele. Z jej sm utnej, ciernistej drogi życiowej

posiadam y zaledw ie garść szczegółów, tyle, ile w k ró tk im nekrologu

podał jej je d y n y biograf, M arian D u b ie c k i1. Nie znam y n aw et peł­

nego obrazu jej twórczości, skoro sam a w r. 1874 podała o istnieniu

16 dziełek swoich w druk u i tyluż pozostających w rę k o p is ie 2,

E streich er zaś w ym ienia ich zaledw ie dziew ięć.

Córka Ja n a L ibery, nauczyciela ludow ego w M oraw icy, Tęczynie

i na K azim ierzu, w ybitnego działacza oświatowego z czasów Rzeczy­

pospolitej K rakow skiej, jednego z pierw szych pionierów m etody

masowego nauczania (m etody Bell L an kastra) i w ynalazcy własnego

sposobu (w ylepianie ścian izby szkolnej w zoram i do czytania i r a ­

chunków — na 50 la t przed K. Prom ykiem !), oddanego bez reszty

spraw ie podniesienia m oralnego i in telektu alneg o lu d u — A nna

L ibera w yniosła z dom u rodzinnego niew ielkie zasoby w iedzy in te ­

lek tu aln ej i k u ltu ry literackiej, a bez porów nania więcej entuzjazm u

dla idei p rac y społecznej w śród w arstw najuboższych i najbardziej

upośledzonych.

Początki twórczości literackiej A nny L ibery przypadły około

r. 1830; w druku, udostępnione d la publiczności ukazały się one

znacznie później (P o ezje, 1842; N ow e poezje, 1846; K ra kow iaki, 1848;

Poezje narodowe, P a ry ż 1849, nakładem T ow arzystw a N aukow ej

Pomocy; właściw ie K raków , d ru k Łukaszewicza). T en n u rt tw ó r­

czości A nny L ibery — przeznaczony dla kół oświeconych, in te li­

genckich — nie w y kazuje znam ion praw dziw ej p o e z ji3. P o etka to

słabego lotu, o sty lu niew yrobionym , język u surow ym , nie rozporzą­

dzająca bogatym arsen ałem środków artystycznego w yrazu ani

kunsztow ną strofą, n ie doró w ny w ająca — ja k słusznie zauważono —

w spółczesnem u poecie E dm undow i W asilew skiem u. N iem niej ton

ludow y jej utw orów , osobliwa ich barw a w iejska spraw iły, że proste

pieśni L ib ery stały się rychło w łasnością ludu, zabrzm iały bezim ien­

nie na w eselach i zabaw ach wsi podkrakow skiej, dostały się do szopki

krakow skiej.

1 M. D u b i e c k i , A n n a L ib e r a (A n n a L. K r a k o w ia n k a ). K ł o s y , X X II, 1886, t. 43 oraz F. M. S[ob ieszczań sk i] w E n c y k lo p e d ii P o w s zech n ej. T. 17. W arszaw a 1864, s. 1—2.

2 L ist do M. B och en k a z 10 X II 1874 w zbiorach p ryw atn ych .

3 Por. ch a ra k tery sty k ę tw órczości L ib ery w k siążce K . S o s n o w s k i e - g o, Poezja k r a k o w s k a z c z a s ó w w o ln e g o miasta. K raków 1901, s. 42— 46.

(4)

Z D N I N I E D O L I A N N Y L I B E R Y

315

Obok upraw y lite ra tu ry pięknej działała jednocześnie p isarka

na polu społecznym n a rzecz podniesienia ludu z ciem noty i z za­

cofania, nędzy i poniżenia, na rzecz ulżenia doli w arstw uciśnionych.

Zw iązana przez niepisany testam en t swego ojca, przez dziedzictwo

jego szlachetnej m yśli i pracy, przez w yznaw anie idei dem okratycz­

nych — A nna L ibera w alczyła żywym słowem, prelekcjam i i piórem

0 em ancypację kobiet, szerzyła ideę w strzem ięźliwości (powiastka

Przygoda z czartem Janka M agury pijaka, 1845), jedna z pierw szych

zajęła się palącym problem em obowiązków i p raw służby domowej

(Pani dobra i dobra sługa, opow iadanie prozą,' K raków 1845, i szereg

prelekcji w tym przedm iocie wygłoszonych w latach czterdziestych),

dopom inała się energicznie o podniesienie ośw iaty ludow ej, w spół­

pracow ała bezinteresow nie, w ierszem i prozą, w szeregu periodyków

ludow ych zaboru

austriackiego

( G w i a z d k a C i e s z y ń s k a ,

W i e ś n i a k ) , nie cofała się n aw et przed w ydaw aniem ze swych

arcyskrom nych zasobów książeczek dla ludu.

Działalność swą, nieraz — oczywiście — nieporadną, ale zawsze

podejm ow aną ze szlachetnych pobudek, rozw ijała L ibera w nie­

słychanie tru d n y c h w aru n k ach osobistych. „B yt nad er m ierny, któ ry

ją otaczał w chw ili przyjścia n a świat, nie opuszczał jej przez całe

życie, a bieda dokuczliw a i ciężkie bojow anie z tw ardy m i w a ru n ­

kam i życia tow arzyszyły jej w iernie od kolebki do m ogiły“ 4.

W z aran iu twórczości A nny L ibery zdaw ało się, że Senat Rzą­

dzący Wolnego M iasta przyjdzie pisarce z pomocą, otoczy ją opieką,

dopomoże do rozw inięcia szerszego lotu i da możność w yłącznego

pośw ięcenia się p racy tw órczej. Zam yślano o n adaniu stypendium

(w tej nadziei L ibera napisała n aw et w iązankę życzeń im ieninow ych

dla swego p ro te k to ra — senatora Aleksego W ężyka; K raków 1843),

ale ostatecznie skończyło się n a dobrych chęciach. Prow adziła więc

dalej w alkę z „ostatecznym niedostatkiem i praw dziw ą nęd zą“ . Było

to praw dziw e bojow anie z tw ard ą dolą: w dzień uciążliw a praca

hafciarska n a u trzym an ie własne i m atki, w nocy sam okształcenie

1 praca literacka. Ale zbliżająca się starość i choroby czyniły pisarkę

coraz m niej odporną n a w a /u n k i życia. W r. 1868 zagrożona k a ta ra k tą

oka, a ty m sam ym u tra tą pracy, zdecydow ała się odwołać do Józefa

M ajera, ówczesnego prezesa Tow arzystw a Naukowego K rakow skiego

i radnego m iejskiego, przedstaw iając swe rozpaczliwe położenie.

Apel, zdaje się, nie odniósł skutku i pisarka zdołała dotrw ać w bie­

(5)

316

H E N R Y K B A R Y C Z

dzie i poniżającym ubóstw ie do r. 1873, kiedy ślepota jednego oka

a zagrożenie drugiego zm usiły ją d efinityw nie do w ypuszczenia

igły z ręki. W idmo ostatecznej nędzy i b rak u środków do życia skło­

niło ją do nowego zaapelow ania o uzyskanie ze strony zarządu m iasta

stałego w sparcia.

Tę gehennę rozpaczliw ą odsłaniają dobitnie listy sędziwej

p isark i skierow ane do J. M ajera i M ieczysława Bochenka, profesora

ekonomii politycznej U n iw ersy tetu Jagiellońskiego z la t 1873— 1875,

pochodzące częściowo ze zbiorów publicznych, częściowo zaś p ry ­

w a tn y c h 5. Ale ten w strząsający, praw dziw ie rozpaczliw y obraz n ie ­

doli starej pisarki, jak i po upływ ie trzech ćw ierci w ieku ry su je się

dotąd w yraziście, nie zdołał zm iękczyć serc b iu ro kratów m agistra­

ckich i rad n y ch m iejskich. Z arząd m iejski, k tó ry był w yłącznie po­

w ołany do zapew nienia egzystencji pisarce, um ył ręce i nie czytawszy

jej prośb y zaw iadom ił przez Bochenka, ,,że w yjątkow o klęska ogoło­

ciła m ag istra t z funduszów “. Z chw ilow ą „w spaniałom yślną o fiarą“

w ystąpił A dam Asnyk, z jakim ś w ielkim , „natch nio ny m “, ale n ie ­

realny m p ro jek tem — sam Bochenek. Trzeba było m iesiącam i

kołatać dalej u w pływ ow ych osób (M ajer, Bochenek, M. Zyblikie-

wicz). W reszcie zabiegi M ajera przyniosły Liberze jałm u żnę zarządu

m iejskiego w kwocie 8 zł reń skich m iesięcznie; z stałą ofiarą 10 złr.

na m iesiąc pospieszył P io tr M oszyński. To była „pom oc“, której

udzielono zasłużonej pisarce: za dużo, żeby um rzeć, za mało, żeby żyć.

i

Do Józefa M ajera D ostojn y P an ie!

M am zaszczyt, lu b o osob iście n iezn an a D ostojn em u P anu P rezesow i, przed staw ić m ą osob ę w liśc ie n in iejszy m p rzepraszając n ajuprzejm iej za tę m oją śm iałość. Od daw na jak o ku przew od n iczącem u kraju n aszego o św ia cie zw racałam sw eg o ducha w celu te jż e ogólnej o św ia ty jako jedna z p racow n ic za tak ą od r. 1842 przez sąd p u b liczn y uznana. P rzeszkody m a teria ln e n ie d o zw o liły m i w ie le w yd ać d zieł m oich, lecz, ile zdołałam , te na św ię ty m ołtarzu o jczystej literatury złożyłam , n ic w zam ian n ie m ając ani żądając m ieć oprócz p ożytku m oralnego czytających . D ziełk a te, k tórych szczupła liczba, są następujące* P o e z je w y d a n e w r. 1842; — P o e z je n o w e r. 1846; — D obra p a n i i d obra służąca, broszurka w r. 1845; — P r z y g o d a z c z a r t e m Jan k a M agu r y, w ierszem p rzeciw p ija ń stw u ludu, w r. 1845; — P o e zje n a r o d o w e w r. 1849; — W i e js k a ro dzin a, w ierszem , w r. 1859; — J a d w ig a , k r ó l o w a pols ka, dram at w 4 aktach, w r. 1866; oprócz tego p isałam do G w i a z d k i C i e s z y ń s k i e j , do N i e w i a -5 L isty L ib ery do J. M a j e r a w rk p sie B ib lio tek i P A U 2020 (-5 listów ), listy do M. B o c h e n k a w zbiorze pryw atnym .

(6)

Z D N I N IE D O L I A N N Y L I B E R Y

317

s t y, a obecnie zbiór legen d , pow iastek, piosnek na tle narodow ym osn u ­ tych drukuje tu tejszy księgarz p. W ild pod tytu łem W ia n e c ze k z w o n n y c h k w i a t k ó w u w i t y dla dzieci.

Co się dotyczę [!] rękopism ów , ty ch m am znaczną ilość, co dow odem jest m ej pracy i chęci przysłużenia się krajow i. Oprócz inn ych , kończę dzieła prozą i w ierszem dla ludu w iejsk ieg o pod tytu łem L i s t y w i e j s k i e j d z i e w c z y n y B o g u sła w y. T e prace m oje z najw ięk szym trudem i cierp ie­ n iem m oralnym w yd an e, n ie zw róciły przecież z tu tejszych św ia tły ch m ężów i p atriotów uw agi na ich autorkę, aby przyjść w pom oc jej u siło ­ w aniom , gd y n ie postanow iono dotąd in stytu cji obejm ującej sw ą opieką k w ia t literatu ry ojczystej. W praw dzie u nas n ie odm aw iają sła w y i p o­ grzebu a n a w et pom nika pośm iertnego sw ym w ieszczom , lecz za życia k am ionują ich opuszczeniem , lek cew ażen iem , a co najgorsza, tam ują roz­ w ój ich prac zostaw iając ich sam ym sobie, bez podania bratniej ręki.

O śm ielam się tu przytoczyć, że w r. 1842 po w y d a n iu p ierw szego to ­ m iku m ych p oezyj S en at R ządzący przez senatora ś. p. p. A lek seg o W ę­ żyka ośw iad czył m i, iż w y jm ie igłę z m ej ręki, abym m ogła u m ysłow o pracow ać. P óźniej prezes Senatu, p. K siężarski, ofiarow ał m i stypendium z fu n d u szów akadem ickich, lecz zaszłe zm iany polityczn e w r. 1846 zn isz­ czy ły p a triotyczn e chęci Senatu. D ługi przebieg la t nad igłą, którą zara­ b iałam h aftu jąc na u trzym anie życia, w yczerp ał s iły m oje i zam glił w zrok 0 tyle, że ig łę z rąk w yp u ścić m usiałam w ła śn ie w obecnym roku, będąc zagrożoną prędką kataraktą. P ozbaw iona nadal sposobu utrzym ania jako tutejsza od w ażyłam się zobrazow ać po k rotce D ostojnem u Panu to sm utne a b olesn e p ołożen ie jed yn ej od lat 26 autorki K rakow ianki, której dolę P rześw ietn e T ow arzystw o N au k ow e za głosem sw ego N ajczcigodniejszego Prezesa u w zględ n ić m oże. [...]6

A nna Libera D. 25 listopada 1868 r.

A dres: U lica św , Jana L. 305, na pierw szym piętrze. 2

Do M i e c z y s ł a w a Bochenka W ielm ożny P an ie D obrodzieju!

Przepraszam n ajuprzejm iej W. P ana D obro[dzieja] za śm iałość z za­ trudnienia Go m oim pisaniem . Jako Szanow nem u R adcy tu tejszego m ia ­ sta oraz P rzezacnem u O b yw atelow i odw ażam się p rzedstaw ić n ajsm u t­ niejsze p ołożen ie m oje z gorącą i p ełn ą ufności prośbą o n ajłask aw sze w sta w ie n ie się za m ą osobą w m agistracie, iżbym z funduszu dla p ra w ­ d ziw ie ubogich przeznaczonego etatow e w sp arcie uzyskać m ogła. Zasada, na której śm iem opierać m oje żądanie, jest w gruncie dostateczną, gdyby ją w z ię li na u w agę m ężo w ie szlachetnych i w yższych przekonań. N ie w y ­ pada m i w obec W .Pana D obrodzieja m ów ić o sobie w zględem m ych prac 1 zasług, jakie n ie m yśląc o przyszłości b y ły jedynym celem m ojego życia,

(7)

3 1 8 H E N R Y K B A R Y C Z

lecz C zcigodny P atron m ej spraw y, k tórego n a ju n iżen iej błagam o jej p rzyjęcie, w in ien m ieć treściw e z m ej stron y ob jaśnienie. [...] 7

O bok m ozolnej ręcznej pracy na Codzienne u trzym an ie życia w y d a ­ w a ła m n ie bez tru d ów d ziełk a słu żące na czasie do um oralizow an ia ludu w ie jsk ie g o i p osełałam do czasopism b ezp łatn ie różne prozą i w ierszem utw ory. C iągła w a lk a z ostateczn ym n ied ostatk iem , p raw d ziw ą nędzą, sp row ad zała na m n ie dość często o sła b ien ia i k ilk u m iesięczn e choroby. Bóg przecież z a ch o w a ł m i ży cie z resztk am i nadziei, że jeszcze zapra­ cow ać n a u trzy m a n ie b ęd ę zdatną. — L ecz oto m ając m ocno osłabiony w zrok nad h a fto w a n iem przyszła na m n ie ciem n ota le w e g o oka, zo sta w ia ­ jąc m i słab o w id zą ce oko praw e. N ie m am już żadnej n ad ziei w yżyć 0 w ła sn y c h siłach , gdyż w ie k p odeszły, w y n iszczo n e zdrow ie n ie d ozw a­ la ją m i żadnego p rzyjąć obow iązku. R ękopism a, jak ie posiadam , n ie robią m i żadnej p ersp ek ty w y , gdyż w n aszym kraju n ik t z prac literackich u trzym an ia sob ie za p ew n ić n ie m oże. J ed y n y środek, jaki m i pozostaje, jest w sp a rcie m ia sta za p ośred n ictw em tak znak om itego O byw atela 1 R adcy m a g istra tu ry tu tejszej.

P rzezacn y P an ie! racz p rzyjąć na sie b ie ob ow iązek w zg lęd em p ra w ­ d ziw ie n ieszczęśliw ej, k tó ry go n ie shańbi. N ie od syłaj m n ie, abym oso­ b iście d ziałała, gd yż to b y ło b y darem nym , a jednak w tak im położeniu, w jak im dziś się znajduję, n ie podobna m i w y trw a ć d łużej, jest ono bo­ w ie m po dłu gich , ciężkich zapasach ostateczn e k ryzys, na zgon z zgry­ zoty, z n ied ostatk u lub ży cie przez u d zielon ą m i pom oc. M am że w yrazy d osad n iejszym i obrazow ać, co cierp ię lub w ynurzać do w n ętrza, jak w ie lk ą ufn ość pokładam w O sobie W. Pana D obr[odzieja] udając s ię do niego?

W zruszenie w szech stron n e, ża l głęb ok i, rozpaczliw y, m ącą m i m yśl, n ie dopuszczając jej zdobyć się na potrzeb n e w yrażen ia. W ysoka szla­ ch etn ość P ańska, w iem , rozum ie m nie, chociaż u czuw am lęk a n ie [!], aby m n ie n ie z a w io d ły m o je n a d zieje i m agistrat odm ow nej n ie dał odpow iedzi.

K ończę upraszając n aju p rzejm iej o ła sk a w y odpis. M am honor prze­ słać w y ra zy g łęb o k ieg o uszan ow an ia oraz w y so k ieg o pow ażania, z jakim i zostaję W ielm ożn ego Pana D obrodzieja

p ow oln a sługa A nna Libera D. 12 listop ad a 1873 r.

A dres: U lica Ż ydow ska nr 251, na piętrze.

P. S. G odzi m i się n in ie przytoczyć zasłu gi śp. drogiego m ojego Ojca, Jana L ibery, k tóry przez 25 lat aż do c h w ili zgonu p o św ięca ł się o św ia cie m ło­ d zieży lu d ow ej, będąc zarazem n a u czy cielem w iejsk ich n a u czy cieli jako w yn alazca w ła sn ej m etody ła tw eg o nauczania. Jem u tak że tech n ik a k ra­ k ow sk a w in n a sw ój byt. On p ierw szy podał projek t do S en atu jej za­ p row ad zen ia, k tóry K osicki, dyrektor G im n a z ju m 8, cią g le n ak łan ian y , 7 O puszczono u stęp w y licza ją cy p race i dorobek litera ck i autorki id en ­ ty czn y z u stęp em listu nr 1.

8 M ow a za p ew n e o p rzed staw ion ym przez L iberę w r. 1818 projek cie u tw o ­ rzenia n ied zieln ej szk oły „czytania i p isa n ia “ d la uczniów i czeladn ik ów

(8)

rze-Z D N I N IE D O L I A N N Y L I B E R Y

przez N iego p rzyw iód ł do skutku, n ie m ogąc jednakże zaprow adzić szkoły agronom icznej jed n ocześn ie w tym projek cie objętej.

Ż yw ot Ojca m ego sk reślon y jest pobieżnie w B iografii sła w n y ch P o­ lak ów O rgelbräta [ ! ] 9.

3

Do te goż W ielm ożny Panie!

Z n a jw ięk szą w d zięczn ością odczytałam ostatni list W. Pana, lecz brakło m i śm ia ło ści do przesłan ia najczu lszej podzięki, aby m ą osobą n ie zatrudniać ła sk a w o ści m i okazanej bez m ej w zg lęd em W. P ana zasługi. O becnie dow iad u ję się najuprzejm iej, czy mój w sp ółu d ział do sek cji IV jest potrzebnym , lu b o zbyw a m i na odw adze. Co do P rzezacnego Pana A snyka, m ocno jestem w zruszona tak jego w span iałom yśln ą ofiarą, ró w ­ n ie jak n atch n ion ym p om ysłem W. Pana, p ełn ym dobroci, lecz przestrasza m n ie pogłoska, iż m a pojechać do G recji i to w tym m iesiącu. D onosząc o tym p olegam n a jzu p ełn iej na szlach etn ości W. Pana, godząc się na w szystk o, co ob yw atelsk a godność i łaska W. P ana u czynić dla m nie raczy.

Składam w yrazy serdecznej podzięki i n ajgłębszego uszanow ania W iel­ m ożnego Pana uniżona sługa

A nna Libera D. 12 styczn ia 1874 r.

4

Do tegoż W ielm ożny P an ie D obrodzieju!

Od daw na zb yt bolesną staczam w alk ę, co m am p rzed sięw ziąć w m ym znow u ostatecznym , najsm u tn iejszym położeniu. W yjątk ow o p ostaw iona w śród społeczności, zdaję się n ie n ależeć do niej, gdyż n ie m a in stytu cji, któraby u w zględ n iała tw órcze literatury prace, zajm ow ała się skuteczną pom ocą, prócz księgarsk iego handlu, na który w obecnym czasie u nas autorow ie n ic liczyć n ie m ogą. D łu gie też lata pracując u m ysłow ie o w ła sn y ch siłach, zdobyłam , com m ogła, n ie troszcząc się o b y t przyszły, ufna, iż w w iek u p odeszłym zyskam p u bliczną nad sobą opiekę, zw łaszcza gdy już szesn astu d ziełam i i dziełkam i dałam się poznać krajow i a drugie ty le posiadam w rękopism ach. N a tej zasad zie 'roku zeszłego ośm ieliłam się udać do W. P ana D obr[odzieja], lecz w yją tk o w o k lęsk a ogołociła m a ­ g istrat z funduszów , jak W ny Pan Dobr[odziej] w odpow iedzi na m ą prośbę oznajm ić m i raczyłeś, zatym n ad zieje m oje zostały w zaw ieszen iu m ieśln iczych . L udw ik К o s i e k i (1792— 1846), profesor filologii klasyczn ej w L iceum św . A nny, od r. 1832 jego dyrektor, w r. 1833 objął stan ow isk o d yrektora L iceum św . Barbary. P o zam ian ie go w 1843 r. na In stytu t T echniczny b y ł do r. 1844 jego dyrektorem .

0 E n c y k lo p e d ia po w szech n a . T. 17. W arszaw a 1864, s. 1. P onadto o L iberze w zm ianki w literatu rze n aukow ej: L. T r z c i ń s k a , S z k o l n ic t w o lu d o w e w R z p l t e j K r a k o w s k i e j (1815— 1846). K raków 1907, s. 66. — L. R ę g o r o w i c z , Historia I n s ty tu t u Technic znego w K r a k o w ie . K raków 1913, s. 25. — W. B o b - k o w s к a, N o w e p r ą d y w sz k o ln ic t w ie lu d o w y m z p o c z ą tk u X I X w. K raków 1928, s. 230.

(9)

320

H E N R Y K B A R Y C Z

aż do d zisiejszej ch w ili. G dy p rzeto dotąd lo s m ój w n iczym się n ie zm ie­ n ił a potrzeb co d zien n ych życia oraz m ieszk an ia i niezb ęd n ej usłu gi zasp o­ k oić czym n ie m am , ośm ielam się zgłosić p on ow n ie do tych sam ych w ie lc e szla ch etn y ch uczuć W. P an a D obr[odzieja], aby raczył znow u w n ie ść n a R adzie p ołożen ie m oje oczek u jące od m iasta pom ocy stałej, do­ żyw otn iej. W ty m celu m am zaszczyt złożyć na czcigodne ręce W. Pana D obr[odzieja] g o to w e do druku p race m oje, św iad czące, iż pragnęłam być użyteczn ą. T ych n ie m am za co drukow ać, a prenum erata dla m n ie już za trudna. M oże teg o roku przy dobrych ch ęciach w y ją tk o w y ch św ia tły ch m ężó w sk ład ających R adę m ogłab ym uzysk ać styp en d iu m w w zn io słą m y ś l n iegd yś S en a tu R ządzącego i tych zacnych recen zen tów , którzy ty lo k ro tn ie p rzyp om in ali Polakom , aby m i w y jęto ig łę z ręki.

D aruj ła sk a w ie W. P an D obr[odziej] n ajśm ielszej m ej prośbie, po­ chodzi ona z k on ieczn ości ratu n k u życia w b olesn ym k ryzys n iedostatku, z k tórego krok m am tylk o jed en opuszczona od w szy stk ich , do szpitala..., lecz d okończyć n ie jestem w stanie...

P olecając się św ia tłej, n ajszla ch etn iejszej op iece W. P ana D obrodzieja m am zaszczyt w y n u rzy ć g łęb o k ie u sza n o w a n ie — uw ielb ien ie!...

pow olna sługa A nna Libera D. 10 grudnia 1874 r.

A dres: U lica Ż yd ow sk a nr 251. 5

Do Józefa M ajera Jaśn ie W ielm ożn y Panie!

M am zaszczyt n inie, skład ając n a jg łęb sze u szan ow an ie, przypom nieć m ą osobę J. W m u P an u w p od w ójn ym J. W go P an a u rzędow aniu, jako P rezesow i k rajow ego św ia tła oraz radcy tu tejszeg o św ietn eg o m agistratu, do którego zn iew o lo n a k on ieczn ością w n io sła m prośbę o ła sk a w ą nad sobą op iek ę co do dalszego m ojego bytu, w w iek u p od eszłym m ocno o sła ­ b ionym , bez funduszu utrzym an ia będąca.

W alczyłam aż dotąd najrozp aczliw iej n ie p rzestając pracow ać u m y­ słow o, czego są d ow od em ręk op ism a m oje różnej treści w ierszem i prozą osn u te na tle m oraln ym i estetyczn ym . Jed yn a w K rak ow ie pisząca k o­ bieta w pośród o g óln ego postępu oraz w y ższy ch id ei narodow ych przez n ikogo n ie zostałam w u siło w a n ia ch sw y c h poparta, chociaż w r. 1848 p ierw sza p u b liczn ie w n o siła m w y z w o le n ie k ob iet na zasad zie w sp óln ej n au k ow ej ośw iaty. M iło m i jed n ak że w sp om n ieć, iż JW. P an jako ów ­ czesn y rektor A k a d em ii ra czyłeś ła sk a w ie p ozw olić m i sa l szk oln ych na k ilk a od czytów , za co dziś p rzech o w y w a m w dzięczność. K w estie usam o- w o ln ien ia ludu, o św ia ty tegoż i trzeźw ość b y ły m oim i k w estiam i. W p ierw ­ szej działałam p ośrednio w p ły w a ją c na m ężów zn an ych z sw eg o św ia tła i m iło ści kraju, szczególn iej na ś. p. filozofa B ron isław a T r e n to w sk ie g o 10, czym w y le g ity m o w a ć się m ogę, co zaś do zakładania szkół w iejsk ich n a ­ p isałam w r. 1859 p o w ieść w ierszem pod ty tu łem W ie js k a ro d z in a i tę m ięd zy lud rozdałam . Co do trzeźw ości ludu, tę k w estię, poruszaną bro­ i° w cza sie trzy ty g o d n io w eg o pobytu autora C h o w a n n y w K rakow ie (5— 26 k w ietn ia 1848).

(10)

Z D N I N IE D O I I A N N Y L I B E R Y

321

szurą przez profesora H e c h la 11 całkiem bezskutecznie, przeprow adziłam szczęśliw ie z w ła sn eg o n atchnienia tam , gdzie p rzystało ją rozpow szech­ n ić w im ien iu religii i obyczajów , biorąc za w zór zacnego a znanego św iatu ks. M atw iu 12 naw racającego n ieszczęśliw ą Irlandyją z nałogu p ija ń ­ stw a do przysiąg na trzeźw ość. To stało się k o n fe s y jn ie 13 w r. 1844, czego szczegółow o w y ja śn ić n ie czas jeszcze. Tę krótką spow iedź zasług, na jakie stać b y ło pracującą m ozolnie na codzienny chleb w ie lc e ubogą k o­ bietę, zn iew olon a jestem przytoczyć, aby J. Pan w staw iając się za m ną do Ś w ietn ego M agistratu o etatow ą pom oc czuł przekonanie, że jak ob ecnie tak i na przyszłość n ie poniży sw ej dostojności p rotekcją p u ­ bliczną m ej osoby. B y ł srogi czas p otępiania n ajśw iętszych u siłow ań, p o­ tępiania w oln ości i o św ia ty ludu, w śm ieszność obracania zdolności i g e ­ niuszu kobiecego. W tej czarnej ciem noty falach i ja tonąć m usiałam obrzucona n iesp raw ied liw ością i potw arzą. D ziś jasność praw d o d w iecz­ nych rozśw ieca coraz dalej, d a l e j 14 drogę boskiego postępu w naszym szczególnie zacofanym kraju, w jego m ilion ow ych osobnikach, dla k tó ­ rych m ilion ow a praca n ie jest zbyteczną, zatym i m oja b yła konieczną, gdy ją czułam w sw ym sercu jako obow iązkow ą dorzucając ziarnka p o­ siew u na odradzającą się przyszłość.

P olecam się n a jśw iatlejszem u uznaniu J. W go Pana a dobrotliw em u sercu, k tóre m n ie ośm iela do ufności, że za przew ażnym głosem J. Wgo P ana zysk u jąc od m iasta m ego rodzinnego pom oc, odzyskam fizyczne i m oraln e siły, cierpiąca znacznie od sześciu m iesięcy, n ie będąc w y sta ­ w ion a na rozpaczliw e położen ie kończenia życia w opuszczeniu w szech ­ stronnym , n ie m iaw szy na dziś, na jutro [nic] prócz bólu d otk liw ego i żalu nad m ym nieszczęściem .

Mam zaszczyt pow tórzyć m oje n ajgłębsze w zru szen ie JW. Pana P rezesa n ajp ow oln iejsza sługa

A nna Libera K rakow ianka D. 2 sierpnia 1875 r.

Adres: U lica Żydow ska L. 251.

6

Do M i e c z y s ł a w a Bochenka W ielm ożny Panie!

Z n ajd elik atn iejszą n ieśm iałością, zniew olona znów jestem zdać spraw ę W. Panu D obr[odziejow i], że rezultatem m oich starań od lipca, p olecając się znakom itym pp. Z y b lik ie w ic z o w i15 i M ajerow i, jest ten sarn los mój rozpaczliw y. P od an ie do M agistratu n ie b yło przedstaw ione, lecz odrzucone. N a w et sekcja w sparć nic n ie uczyniła. Lubo w codziennym ciężkim sm utku tracę przytom ność n ie m ając żadnej pom ocy od tej, od 11 F. H e с h e 11, O p ij a ń s t w i e , o jego s z k o d liw y c h s k u tk a ch i o środkach zapobieżen ia onemu. K raków 1844.

12 Libera m a na m yśli znanego apostoła w strzem ięźliw ości w Irlandii i A n glii, Toebalda M athw ua (1790—1856).

13 W form ie ślubow ania kościelnego. 14 P od k reślen ie pisarki.

15 M ikołaj Z yblikiew icz, prezydent m iasta K rakow a.

(11)

3 2 2 H E N R Y K B A R Y C Z

której m ieć ją w in n a m i ani sp od ziew ać się m ogę, n ie utracam jeszcze n adziei w doznanej n a jła sk a w szej dobroci W. Pana D obr[odzieja], że now o spraw ą m oją W. P an D obr[odziej] zająć się raczysz porozum iaw szy się z W. p. M ajerem zap ew n ia ją cy m m n ie o sw ej p rzychylności. M rów cze m oje u trzym an ie n ie obciąży gm in y, k ilk a n a ście reń sk ich m iesięc zn ie za­ ch o w a ły b y ży cie m oje. ■— Jak że b yłab ym życzliw a, g d yb y to się ziściło! K oń czę łzam i i p ra w d ziw y m b ólem serca, na k tóre od roku zapadłam , w ciągłej zostając kuracji, co stw ierd zić m oże w ie lc e zacn y p. Jaszczu row - ski. M am zaszczyt przesłać W. P an u R adcy serdeczną cześć, z którą p o­ zostaję za cierp liw ą i w yrozu m iałą dla m n ie dobroć

pow olna sługa A nna Libera D. 30 października 1875 r.

Ul. Ż yd ow sk a Nr. 251.

7

Do Józefa M ajera J a śn ie W ielm ożny Panie!

N a jczu lsze J. W m u Panu sk ład am p odziękow anie, n aju n iżen iej p rze­ praszając za zw ło k ę w y n u rzen ia m ej w d zięczn ości, czem u na przeszkodzie b yła słab ość m oja, że n ie m ogłam się zdobyć na tę św ię tą dla m nie p o­ w in n ość. W yjed n an e przez J. W go P ana w sek cji w sp a rcie u cieszyło m nie jako uzysk an a w ła sn o ść i u w ierzen ie p otrzebie m ego sm utnego p oło­ żenia. P ozostaje m i jeszcze nadzieja co do w yd an ia szczególn ie trzech dram atów m oich: E s te r k a — D orota — A p o s t a t a 16, k tóre m ogłyb y zyskać u zn an ie oraz choć n ajm n iejszą m a teria ln ą p rzynieść korzyść, gdybym m iała sk red y to w a n y m a ły n ak ład na o g ło szen ie prenum eraty w inseratach, prosp ek cie itp. druki.

O, g d yb y to z d aw n a up ragn ion e ży czen ie m oje ła sk a w ie przez ż y ­ czliw ą dobroć J. W go P ana uiszczon e zostało, lecz brakuje m i sił i w y ­ razów , abym w y p o w ied zia ła , jak b yłab ym szczęśliw ą i w dzięczną!

P o n a w ia ją c d zięk i serdeczne, b ło g o sła w ię p ięk n ym a zaszczytnym dniom J. W. Pana, zarazem łączę n a jg łęb sze u szan ow an ie i u w ielb ien ie

p ow oln a sługa A nna Libera D. 26 styczn ia 1876.

8

Do tegoż' J a śn ie W ielm ożn y Panie!

D w a rok i cierpiąca na zdrow iu w d osk w ierającym nied ostatk u , którego za m oje rodzinne m ia sto K raków , m ój kraj, się w styd zę, ze łzam i b oleści i przerażenia zbliżam się drżąca z n ow ą u fn ością do JW. P ana o łask aw ą radę, która już d w a razy b y ła m i sk u teczn ą cok olw iek , lecz n ied o sta ­ teczn ą przez p. p. czło n k ó w sek cji IV, k tórzy w m ej osobie uznali tylko 16 A. L i b e r a , A p o sta ta . P o e m a t w 7 p ieśnia ch [osnuty na tle życia St. O rzechow skiego]. K rak ów 1879. U k azał się nakładem autorki w cen ie 1 zł.

(12)

Z D N I N I E D O L I A N N Y L I B E R Y

323

ubogą, żądającą jałm użny!... Co m am dalej pow iedzieć! n iestety niech orzekną h istoryje literatury polskiej przeszłe i n ajn ow sze oraz czyny m oje z 1848 roku, k ied y biurokraci, jak H ilary M e c isz e w s k i17 i inni w y stęp o w a li groźnie i oszczerczo p rzeciw p ierw szej w P olsce k ob iecie m ów iącej o kobietach zacofanych w ośw iacie i nieśw iad om ości siebie. Jeden J. W. P an sta łeś się przych yln ym jako praw d ziw y M ędrzec i p a ­ triota. Do tego jed yn ego n ajśw iatlejszego M ęża D ostojnego udaję się o opiekę [ ...]18

najniższa sługa A nna Libera D. 12/12 1883.

Adres: Ul. P iasek L. 10 — dom ek p. R ylskiej. 9

Do tegoż Jaśn ie W ielm ożny Panie!

D zięki! D zięk i najuniżeńsze JW [Panu] za udzieloną nad zieję w śród w a lk i z p rzeciw ień stw em , o którym n ie m iałam w yobrażenia [...]19

Co do zapytania, czegobym żądała?— odpow iadam : n ie życzyłabym sobie żądać! W praw dzie JW ny Pan najłask aw iej dla m n ie trudzić się raczyłeś, za którą to w yrozu m iałość jestem najw d zięczn iejszą oraz błogosław iącą, jednakże, ach!, dziś w 78 roku życia przy dochodzie m iesięczn ym 18 reń­ skich czuję się biedną w yjątkow o. D ochód ten obejm uje w szy stk ie życia potrzeby: za p om ieszk an ie płacę 8 reń. m iesięczn ie, jest 'to jeden m ały pokój, w którym m ieszczę kuchnię, opał i inne gospodarskie graty, 10 reń. p ozostaje na żyw ność, odzież konieczną, usługę, której ciągle osłabiona sam a, jasno, jak niegdyś, w yk on yw ać już n ie m ogę będąc b olesn ą ruiną ciągłej nędzy, w której uzyskałam pom oc jed yn ie od śp. hr. P iotra M o­ szyń sk iego 10 reń., oraz od JW go Pana protekcji 8 reń. z M agistratu. Co w y łu szczy w szy dodaję, iż n ie m am śm iałości przedłużać m ego pisania, tylk o dzięk ow ać za d obrotliw e pod jęcie spraw y, najpokorniej obecnie przedstaw ionej,

JW Pana D obroczyńcy m ojego uniżona i pow dlna sługa K raków 17 grudnia 1883 r. A nna Libera

17 H ilary M e c i s z e w s k i (1802— 1855), w zięty p ublicysta, dyrektor teatru k rakow skiego, historyk w o ln eg o m iasta, przyw ódca liberalnej opozycji w se j­ m ie R zeczypospolitej K rakow skiej, w r. 1848 objąw szy redakcję D z i e n n i k a P o l s k i e g o , k on serw atyw n ego organu w ła ścicieli ziem skich w G alicji, prze­ szedł do obozu zachow aw czego.

18 Z akończenie listu n ie zaw ierające istotnej treści opuszczono. 19 Opuszczono jedno zdanie nie zaw ierające istotnej treści.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tymczasem prasa rządowa szerzyła o Witosie różne bezpodstawne plotki a nawet oszczerstwa. Wspomniana już poprzednio agencja „Iskra“ rzuciła na niego podejrzenie

[r]

Pro spirituali bono populi et ad augendum splendorem episcopalis oppidi huius eppus Szembek anno 1724 collegiatam erexit, quae ab austriaco regimine anno 1788

S ta ty sty k a w ykazuje, że obok każdej pojedyńczćj siły ludzkiej obecnie pracu je sto rów now artych jój sił m echanicznych. d., a pole zbytu znajd u je na

³alnoœci Wydzia³u Elektroniki, Telekomu- nikacji i Informatyki Politechniki Gdañskiej (WETI PG) jest dobr¹ okazj¹ do krótkiego pod- sumowania dokonañ, prezentacji stanu aktual-

Automatyka i Robotyka Politechnika Świętokrzyska Laboratorium 1 semestr II stopnia Centrum Laserowych Technologii Metali SMiUA.. Laboratorium Serwonapędów Maszyn i

Turzyca nitkowata Carex lasiocarpa Turzyca dzióbkowata Carex rostrata Klon jawor.

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie