JV°. 3 3 . Warszawa, d. 14 sierpnia 1898 r. T o m X V II.
V
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA W W ars za w ie: rocznie rs. 8 , kw artalnie rs.
iZ p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenum erow ać można w Redakcyi .W szechśw iata"
i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranica.
Kom itet Redakcyjny W izech św iata stanow ią P anow ie D eike K., D ickstein S., H oyer H . Jurkiew icz K ., Kw ietniewski W!., K ram sztyk S., M orozew icz J., N»- tanson J., Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W .
A dres ISed.ałs:c37-i: ZKIreul^o-^eicie-IFrzed.mieście, 2STr ©©_
W p ły w czyn n ikó w fizycznych na kształt jaj ptasich.
Od czasu, ja k teorya celowości w budowie organizmów została podkopaną, a wreszcie zupełnie obaloną przez teoryą doboru n a tu ralnego, szczególną uwagę badacze przyro
dy zaczęli zwracać na zewnętrzne, fizyczne czynniki, wpływające na kształtow anie się w tym lub owym kierunku isto t żyjących i ich oddzielnych organów. Zaczęto g rupo
wać obserwacye nad wpływem naturalnych warunków bytu na różnicowanie się indywi
duów anatom icznych, a metoda doświad
czalna sta ła się powagą wyrokującą. Od
tą d filozofowie-przyrodnicy nie zadaw ałniają się twierdzeniem : „taki lub ów k sz ta łt zwie
rzęcia albo rośliny najlepiej odpowiada wa
runkom ich istnienia”, lecz s ta ra ją się de
dukcyjnie odtworzyć czynniki fizyczne i ich mechaniczne działanie na organizm y—czyn
niki, które wywołały te lub owe kształty.
Ponieważ jednak dzięki doborowi n a tu ra l
nemu utrw aliły się w organizm ach takie kształty, które każdego człowieka wprowa
dzają w zdumienie swoją odpowiedniością do do celów ich bytu, więc zwykliśmy tylko po
dziwiać m ądrość n atury, uwielbiać jej prze
zorność, nie sta ra ją c się dopatrzeć w tych
zjawiskach tych samych przyczyn, które zmu
szają ciała, pozostawione samym sobie nad powierzchnią ziemi bez punktu oparcia, sp a
dać, albo metalom rozpuszczać się w kw a
sach i wytwarzać sole.
Można jednak przytoczyć sporo p rzy k ła
dów takich zjawisk, wziętych ze świata o rga
nicznego, w których kształty, jako widome skutki działania sił fizycznych, nie odpowia
d ają żadnym celom biologicznym, są dla nich obojętne. Z a taki przykład posłuży nam tu
taj k ształt ja j ptasich.
W ostatnich czasach spotykamy się z k il
koma próbami zoologów zdania sobie s p ra wy z przyczyn, w arunkujących tak wielką różnorodność ja j ptasich nietylko pod wzglę
dem rozmiarów i zabarwienia skorupy, ale i pod względem jej zewnętrznego kształtu..
Otóż, co dotyczy formy zewnętrznej, to w do
syć jasny i niezbity dotychczas sposób wytłu
maczono ją sobie przez w arunki fizyczno- biologiczne, towarzyszące formowaniu się skorupy jaja w organizmie matki.
Nim przystąpim y do wyłuszczenia tych wa
runków, niezbędnem będzie kilka słów nad
mienić o zasadzie systematyki jaj ptasich na podstawie ich formy zewnętrznej.
W śród wielkiej różnorodności form wy
różniają się trzy główne typy jaj, między
514 WSZECHŚWIAT N r 33.
którem i reszta stanowi różne stopnie przej
ściowe. Pierwszy zasadniczy typ stanowią ja ja , najbardziej zbliżające się do kuli (fig. 1);
do d ru g ieg o typu zaliczają się ja ja re g u la r
nie wydłużone w postaci elipsoidy (fig. 2);
wreszcie—trzeci typ obejm ują ja ja kształtu najpospolitszego wśród ptaków : ja ja o je d nym grubszym (tylnim) i drugim zaostrzo
nym (przednim ) biegunach (ja ja maczugo- w ate, fig. 3). Do tego typu zbliżone są ja ja gruszkow ate (ovum pyrifornie, fig. 4) ').
Fig. 1. Jajko puhacza (Strix bubo).
Dawniejsi ornitologowie przypuszczali, źe ten lub ów k sz ta łt ja j ptasich przystosowany j f s t ku tem u, by, u k ład ają c się obok siebie w gnieździe, jaknajm niej zajm ow ały miejsca i najwygodniej mogły być przykryte przez w ysiadującego je p tak a. Przypuszczenie to je d n a k je s t niczem nieuzasadnione, gdyż nie zaobserwowano żadnego porządku, w jakim by ptaki swoje ja ja w gnieździe układały;
leżą one tam zwykle w najrozm aitszych pozy- cyach względem siebie i względem gniazda.
In n i ornitologowie twierdzili, że k sz ta łt ja ja
Fig. 2. Jajko ostrzygojada srokatego (Haemafopus ostralegus L.)
rodz siewki.
ptasiego odpowiada formie tułow ia p taka, a zatem ptaki krępe i z krótkiem i nogami niosą ja ja okrągłe, kuliste, a z ja jm a c z u g o - watych w ylęgają się ptak i o szerokich pier
siach i wąskim odwłoku, np. bekasy, kuliki i t. p.
T ego rodzaju obserwacye chociaż stw ier
d z a ją się dość często, nie mogą być jednak przyjęte za regułę, gdyż są fakty i wręcz przeciwne. N p. j a ja pingwinów mogą być
*) Wielkość wszystkich rysunków jest ’/ 2 na
turalnej.
zaliczone do pierwszego typu, również ja k i ptaków drapieżnych, pomimo to, źe tułów pingwinów przypom ina formę tułowia beka
sów, mających ja ja I I I typu.
W ostatniem dziesięcioleciu bieżącego s tu lecia uczeni przyszli do przekonania, że w kształcie ja j ptasich nie m ożna upatrywaćr tego lub owego czynnika biologicznego, poży
tecznego dla danego gatunku ptaka, a należy uważać ten k sz ta łt za konieczny (choć obo
ję tn y pod względem użyteczności d la p tak a) wynik warunków fizycznych, towarzyszących
Fig. 3. Jajko szlamika rdzawego (Litnosa rufa Briss.) rodz. brodzących cienkodziobycb.
tw ardnieniu skorupy. N a pierwszym planie działa tu siła ciążenia.
Wiadomo, źe j a j a pierw szego typu właści
we są ptakom drapieżnym , głównie sokołom i sowom (fig. 1); p tak i te w stanie spokoju zwykle trzym ają tułów w pozycyi prawie pio
nowej, a zatem pionowo utrzym uje się i ja jo wód. J a ja drugiego typu spotykamy u pły
wających, utrzym ujących swój tułów i ja jo wód przeważnie poziomo (fig, 2); najbardziej*
Fig. 4. Jajko nurzyka (Uria ringvia) rodz. alki.
wydłużone ja ja należą do ptaków najdłużej przebywających w wodzie (Oolymbus—nur, Podiceps—perkoz); wreszcie ptaki, zmienia
jące często swoję pozę wskutek tego, że albo pływ ają po wodzie, albo spokojnie siedzą na wybrzeżach, m ają ja ja I I I typu.
Rzecz prosta, że jajk o otrzym uje tak i kształt, w jakim odbywa się formowanie w a
piennej skorupy w ptasim jajowodzie. J a jk o
kuliste musiało być kulistem jeszcze p rz ed
otrzym aniem swojej tw ardej, stałej skorupy.
N r 33. WSZECHŚWIAT 5 1 5 Z drugiej strony doświadczenie fizyczne uczy
nas, że ciała płynne nie mogą mieć swojej własnej indywidualnej formy, lecz przybie
r a ją formę naczynia, w którem się te ciała znajdują. J a jk o ptasie przed otrzym aniem błony i skorupy jest konsystencyi gęstej cieczy, zatem i do niego wymienione prawo fizyczne musi się stosować.
* Z estaw iając tę ostatnią okoliczność z pozy- cyą jajowodów różnych ptaków podczas formo
wania się w nich ja j, przychodzimy do prze
konania, że na formę kształtującego się ja j- | ka oddziaływa ciśnienie ścian ptasiego I jajowodu i siła ciążenia. Obadwa czynniki:
sprężystość ścian jajowodu i ciążenie powo
dują posuwanie się kształtującego się ja jk a od przodu ku tyłow i—ku ujściu jajow odu;
przytem działalność w tej sprawie jajowodu (głównie przedniej jego części) musi być większą u ptaków o tułowiu poziomym, niż u ptaków, u których jajowód leży pionowo, gdyż u tych ostatnich jajk o samo opada wskutek siły ciążenia. U ptaków zatem pły wających, gdzie jajowód utrzym uje kierunek poziomy, sprężystość jego ścian, współ
działając sile ciążenia, nadaje ja jk u k ształt wydłużonej elipsy; przytem im pozycya jajo-
jwodu dłużej iniezm ienniej‘pozostaje poziomą, tem bardziej wydłużonem i przytem syme- trycznem będzie jajko. Jeżeli zaś, ja k to bywa u ptaków drapieżnych, albo u zimo
rodka (Alcedo ispida), w spokojnym stanie utrzym ujących tułów w postawie pionowej, jajowód ze znajdującem się w nim jajkiem pozostaje w kierunku pionowym, wtedy sprę
żystość ścian jajow odu, dążąca do wydłu
żenia ja jk a , je s t neutralizow ana przez siłę ciążenia, działającą na jajko w kierunku osi jajow odu : wtedy jajko otrzym uje kształt ku
listy.
G ruszkow ata, m aczugowata forma ja j d a
je się wytłumaczyć nachyleniem osi tułowia, a zatem i jajow odu ptaka do pionoweego kierunku siły ciążenia pod mniejszym lub większym kątem , albo ruchliwością ptaka, wskutek której ptak często zmienia swoję postawę.
Powszechnie znana je s t ruchliwość kuli
ków, które w poszukiwaniu żeru ta k n a chylają osadzony na długich nogach tułów, że przedni koniec jego więcej zbliża się ku ziemi niż ogon, albo przebiegają chyłkiem od
kałuży do kałuży, albo wreszcie spokojnie stoją na jednej nodze, trzym ając tułów p ra
wie pionowo. To też kuliki i większa część brodzących (jako to : T atanus, Limosa, Nu- menius i inne) sk ład ają ja ja trzeciego typu, t. j. maczugowate.
W bardzo wielu przypadkach można n a ocznie się przekonać o słuszności tego rodza
ju rozumowania. Są jednakże fakty, które naj
widoczniej przeczą tej teoryi, jakoby k ształt ja jk a m iał zależeć od położenia jajowodu względem kierunku siły ciążenia. W iadom o, że byw ają nienorm alne przypadki znoszenia przez kury jaj podwójnych, połączonych ze , sobą wąskim, wałkowatym mostkiem, sk ła dającym się z białka i powleczonym ta k ą sa
mą, ja k i obadwa ja ja , tw ardą wapienną sko-‘
rupą (fig. 5).
Fig. 5. Jajko podwójne, zniesione przez kurę.
W takich przypadkach obadw a jaja, połą
czone z sobą, różne zajm ują względem ja jo wodu pozycye, a pomimo to obadwa zacho
wują ta k ą formę, ja k a jest właściwa zwyk
łym, w norm alnych w arunkach złożonym jajom kurzym.
Ten jeden fakt wystarcza, żeby uznać wpływ powyżej rozwiniętego czynnika na kształt ja jk a za niewystarczający : ja k wszę
dzie w naturze, ta k i tu mamy do czynienia nie z jed n ą przyczyną, a z sum ą przyczyn różnych, mniej lub więcej nam znanych. To też i powyżej rozw iniętą hypotezę należy przyjmować z tem zastrzeżeniem , że sp rę
żystość jajow odu i siła ciążenia są ważnemi lecz nie wyłącznemi czynnikami, wpływające- mi na k ształt ja j ptasich.
K azim ierz Kulwieć.
C iała obee w k r y sz ta ła c h .
M inerały przeważnie są krystaliczne. W y
raz „k ry ształ” wywołuje w naszym umyśle
wrażenie prawidłowości, k tó rą m inerałom
516 WSZECHŚWIAT N r 33.
krystalicznym przypisywać zwykliśmy, ona bowiem przedewszystkiem zw raca n a siebie uwagę przy porównywaniu kryształów i ciał bezpostaciowych. Z praw idłow ością łączy
my zarazem pojęcie o czystości lub raczej przezroczystości kryształów , chociaż większa część minerałów przezroczystą nie jest, wsku
te k domieszek ciał obcych, w krysztale za
wartych. Często też spotykam y się z porów
naniem : „woda czysta ja k k ry s z ta ł” i t. p.
Mniemanie podobne je s t ta k rozpowszechnio
ne, źe ze zdziwieniem słucham y utyskiwań krystalografów i mineralogów na b rak i i nie
dokładności m inerałów na oko najpraw id- łowszych. P om ijając formę kryształów , któ- .r a rzadko^kiedy bywa ściśle geom etryczną, zwróćmy uwagę na czystość i przezroczystość minerałów skałotw órczych, a raczej na nie
dokładności ich w tym względzie.
P rzy g ląd a jąc się baczniej kryształom , do
strzeżem y w nich z łatw ością naw et okiem nieuzbrojonem plamki, ułożone bądź p ra widłowo, bądź nieprawidłowo, zawsze jed n ak psujące ogólną przezroczystość kryształu.
P rzy użyciu lupy, a jeszcze lepiej m ikrosko
pu, ilość tych plam ek dostrzeganych przez nas, znacznie się powiększy. P lam ki te sąto ciała obce, w krysztale zaw arte, k tó re zwać będziemy inkluzyami czyli wrostkami. P rzy uwaźnem badaniu wielu m inerałów skało
twórczych dojdziemy do przekonania, że nie
m a kryształów , któreby tycb inkluzyj czyli wrostków nie zaw ierały.
Inkluzye znane są już bardzo dawno; nie zwrócono jed n ak n a nie należytej uwagi, cho
ciaż, ja k to w ykazały b ad a n ia późniejsze, m ogą nam one dać wiele cennych wskazówek co do pochodzenia m inerałów , w których się znajdują.
Inkluzye sąto pory, wypełnione gazem, cieczą lub obojgiem jednocześnie, albo też sąto cząsteczki innych m inerałów , wrosłych w kryształ. B adania n ad poram i, gazem wypełnionemi, dowiodły, że zaw ierają one przeważnie p arę wodną, kwas węglany i węglowodory. Grazy te zn a jd u ją się tam pod bardzo dużem ciśnieniem, co najłatw iej zaobserwować możemy na soli trzask ającej (sel decrepitant, K n istersalz), u nas pospoli
tej w W ieliczce.
J e s tto zw yczajna sól kam ienna, zaw ierają
ca w porach węglowodory, które z trzaskiem
rozdzierają kryształy, przy rozpuszczaniu soli w wodzie, wskutek zmniejszonego ciśnienia zzewnątrz. Zjawisko to wskazuje nam nie- mylnie, źe krystalizacya soli trzask ającej od
byw ała się pod ciśnieniem.
Ciekawsze jeszcze z wielu względów są po- ry, wypełnione jednocześnie gazem i cieczą, w której niekiedy, ja k to zauważono w kw ar
cu, pływa kryształek soli kuchennej (fig. 1}.*
W e w rostkach tego rodzaju kryształek przy ogrzewaniu rozpuszcza się zupełnie, a przy ostudzeniu znowu się z roztw oru wydziela.
Zachodzi pytanie, skąd wiemy, jak i gaz w ypełnił badane przez nas pory i czy zauwa
żony kry ształ jest w rzeczywistości k ryszta
łem soli kuchennej. Odpowiedź na to daje nam rozbiór widmowy, a także pewne m ikro
skopowe metody chemiczne. Są one bardzo proste, polegają bowiem na pokruszeniu b a
danego m inerału pod wodą, w której zapo
mocą odpowiednich odczynników odnajduje
my obecność sodu i chloru (jeżeli k ry ształ w cieczy pory pływający był solą kuchenną), kwasu węglanego lub innych, których w wo
dzie pierwej nie było. Pomiędzy poram i, ciecz zawierającem i, znane są takie, które posiadają bardzo mały współczynnik za ła m a
nia św iatła i bardzo łatwo przechodzą w stan gazowy jjrzy slabem naw et ogrzewaniu. N a zasadzie tych danych przypuszczamy, że p o ry te są wypełnione kwasem ^węglanym ciek
łym . W roku 1869 Yogelsang i Geissler dowiedli, że wspomniane wrostki rzeczywiście zaw ierają ciekły kwas węglany. Tw ierdze
nie to było oparte nietylko na własnościach rozszerzalności, wspólnych własnościom kw a
su węglanego, zaobserwowanym przez A n drew sa, lecz zarazem i c a analizie sp ek tra l
nej, a także na reakcyi tw orzenia się węgla
nu wapnia, przy przepuszczaniu tego gazu przez wodę wapienną, według wzoru
C a(O H )j + C 0 2 = C aC 0 3 -f- H 20 .
w o d a w a p ie n n a k w . w ę g la n y w ę g la n w a p n ia w o d a
W ęglan wapnia nie rozpuszcza się w wo
dzie i dlatego łatw o go spostrzedz, gdyż
osiada w postaci białego proszku.
N r 33. WSZECHŚWIAT 517 W ro stk i tego rodzaju są niezbitym dowo
dem powstawania danego m inerału pod ciś
nieniem i to znacznem, wystarczyło bowiem do skroplenia kwasu węglanego. Niem a najm niejszej różnicy między takiem i wrost- kami, a bombami źelaznemi, wytrzymującemi ciśnienie aź 60 atm osfer, w których przecho
wują i sprzedają kwas węglany ciekły, m a
jący ta k ważne zastosowanie w przemyśle ostatnich czasów.
P o d mikroskopem drobne wrostki m ają szerokie ciemne kontury, jeżeli zaw ierają w sobie gaz, lub też wąskie i delikatne w r a zie gdy wypełnione są cieczą. W tych ostatnich spotykam y niekiedy pęcherzyk, wskazujący na jednoczesną obecność gazu i cieczy. N achylając lub w strząsając mine
ra ł z ta k ą inkluzyą pod mikroskopem, mo
żemy nadać ruch takiem u pęcherzykowi, co udaje się niezawsze. Do najrzadszych nale
ży samoistny ruch niektórych pęcherzyków, znajdujących się czasem w inkluzyach kw ar
cu. W tym przypadku przy zupełnej nieru
chomości p re p ara tu zauważyć się daje nie
ustanny ruch rotacyjny pęcherzyka w porze.
Zjawisko to je st przykładem wiecznego ru chu autom atycznego. J e s t ono bardzo po
dobne do t. zw. ruchu cząsteczkowego, który Brown obserwował w kom órkach roślinnych.
Z daje się, że ciepło je st tych ruchów przy
czyną.
Oprócz gazowych i ciekłych, znajdują się w kryształach i stałe wrostki, jak to na ] wstępie było zaznaczone. T e są albo ma- leńkiemi ziarnkam i innych minerałów, albo j też skrzepłem i bryłeczkami tej masy ognisto- j płynnej, która otaczała kryształ, jeżeli two
rzył się on w stygnącej lawie.
Inkluzye stałe, podobnie ja k i pory
jwypełnione gazem lub cieczą, m ają postać
Jnajróżnorodniejszą. Czasem są one mniej j lub więcej prawidłowemi kryształam i, ale nierównie częściej żadnej formy określonej nie posiadają. Z jaw iają się zaś nieraz { w ilości ta k wielkiej, że n ad ają minerałowi, ] w sk ład którego wchodzą, barwę zupełnie mu obcą. N p. spat polny, z natury bez
barwny lub biały, często bywa zupełnie czer- j wony od wrostków hem atytu, lub zielony— I od augitu.
Rozmieszczenie wrostków stałych, bezpo- [ staciowych nie różni się od inkluzyj ciekłych.
Są one rozrzucone bez porządku, lub też two
rzą warstwy, często zgrupowane dokoła środ
ka kryształu (fig. 2). P rzykładem praw id
łowego ich ugrupowania mogą służyć wrost
ki w leucycie (fig. 3), gdzie w bezbarwnej m a sie samego m inerału znajdujemy bure szklis
te bryłki. Z ap e łn ia ją one t. zw. „kryształy
Fig. 2. Fig. 3.
ujem ne” *) i wskutek swego u kładu w jednej warstwie równoległej do ścian kryształu w przekroju m ają k sz ta łt wieńca. P raw id łowość ich rozmieszczenia je s t uderzającą w kryształach miki z K anady, przedstawia bowiem rzędy, ułożone równolegle do niektó
rych płaszczyzn kryształu, tworząc pomiędzy sobą kąty 60°, 120° czasem zaś 90°. Roz
patru ją c blaszki takiej miki pod światło (d a j
my na to świecy) ujrzym y prześliczną gwiaz
dę sześciopromienną. Zjawisko to znaneni je st pod nazwą asteryzm u.
T ak się przedstaw iają spotykane w m ine
rałach inkluzye czyli wrostki. Przyczyny ich powstawania są w bezpośrednim związku z rośnięciem kryształu, o czem w piśmie ni- niejszem pisał Z. W eyberg 2) i zależą od roz
m aitej szybkości przyrostu różnych ścian kryształu.
Z powodu tej nierównomierności pow stają w krysztale rosnącym pewne miejscowe za
burzenia, rośnie on wtedy w tych miejscach tak szybko, źe chw yta odrobiny tego środo
wiska, które go otacza podczas jego wzrostu.
Gdy zatem warunki tworzenia się kryształu przem iną i proces zupełnie ustanie, ink lu zye mówią nam , co otaczało kryształ w cza
sie jego powstawania. T ak więc bryłki mate- ryi szklistej, spotykane w m inerale, dowodzą
!) Ujemnym kryształom nazywamy porę, ma
jącą postać kryształu, którego odcisk otrzymali
byśmy napełniając porę, ctajmy Da to, woskiem.
2) Wszechświat 1897 r. n-r 31, 32, 33.
519 WSZECHŚWIAT N r 33.
je g o ogniowego pochodzenia, dowodzą, że pow stał on w stygnącej lawie : kryształy je go, ścinając się, pochłonęły mechanicznie cząsteczki tej lawy.
M inerały, znajdujące się jak o wrostki w kryształach innych m inerałów , wskazują na dwie fazy krystalizacyi lawy. P rzy pierw
szej ściął się k ryształ wewnętrzny, który przy drugiej krystalizacyi został pochłonięty przez krystalizujący się następny.
Inkluzye mówią nam też, że dany m inerał pow stał w obecności kwasu węglanego pod Wysokiem ciśnieniem (pory wypełnione kw a
sem węglanym w stanie ciekłym ), w obecno
ści wody (pory z wodą lub p a rą wodną) lub też w obecności sodu i chloru (pory z krysz
tałkiem soli kuchennej). Z drugiej strony u tru d n iają one badanie m inerałów pod wzglę
dem fizycznym i chemicznym. P rzy znacznej ilości inkluzy] określenie ciężaru właściwego staje się niepodobnem , jak o bowiem wypeł
nione gazem , a więc lżejsze, w pływ ają na jego zm niejszenie. Niem niej trudnem jest otrzym anie do analizy m ateryału chemicznie czystego z m inerałów we w rostki bogatych, co wpływa na obniżenie się dokładności d a nych przy analizie otrzym anych. M ineralog przeto przy badaniu m inerałów zw raca na nie baczną uw agę. iD la wyżej przytoczonych powodów, a także dla znaczenia, ja k ie one m ają przy objaśnianiu genezy m inerałów skałotwórczych, nie lekceważymy wrostków, choć są ta k drobne i na pierw szy rz u t oka niedostrzegalne. P rzy czy n iają się one w znacznym stopniu do uchylenia rą b k a t a jemniczej zasłony, ja k ą p o k ry ta je s t dla nas
geneza wielu m inerałów skałotwórczych.
Sław om ir Miklaszewski.
Praca psychiczna i temperatura mózgu.
(Ciąg dalszy).
I I .
J a k i wpływ w ywierają modyfikacye świa
domości i wogóle procesy psychiczne na mózg człowieka? O doświadczeniach nad mózgiem ludzkim w rodzaju tych, jak ie wykonywają w pracowniach in anim a vili, naturalnie, nie
może być mowy. Niedawno jednak, bo w ro ku 1893, Angelo Mosso, którem u już za
wdzięczamy n ad er subtelne badania nad k rą żeniem krwi w mózgu u ludzi z rozbitą czaszką, m iał >znowu sposobność mierze
nia bezpośredniego tem peratury mózgu u lu
dzi w podobnych warunkach. W szpi
talu w Turynie znajdow ała się dwu
nastoletnia dziewczynka, Delfina Parodi, z czaszką uszkodzoną u zbiegu kości czoło
wej, ciemieniowej i skroniowej. Pow stały stąd defekt kostny m iał 3 —4 cm w średnicy, pod nim widać było oponę tw ardą, pokryw a
ją c ą mózg i w jednem miejscu przedziura
wioną; przez te otwory w łaśnie—w czaszce i oponie—Mosso w prow adzał swój term o
m etr w głąb jam y czaszkowej bez wszelkiego bólu, ta k że zbiornik rtęciowy przyrządu do
tykał się bezpośrednio dna brózdy Sylwiusza czyli okolicy, gdzie mniej więcej zbiegają się ośrodki ruchowe i mowy. Z a pierwszym r a zem term om etr wskazywał 37,69°. Pacyent- ce kazano w ciągu 2 m inut opowiadać dzieje swej choroby, następnie w ciągu 1 minuty mocno ściskać szczęki i obie ręce, to znaczy wprawiano w ruch mechanizm woli, mowy i myślenia, jednakże wpływu n a tem peraturę mózgu nie zauważono najmniejszego; dopiero silne wzruszenie, mianowicie obawa przed chloroform em , podniosło j ą o 0,01°. N a za
ju trz stwierdzono u P arod i lekkie zapalenie g ard ła ze stanem gorączkowym (ciepłota mózgu = 38,14°), który poczęści zależał od zapalenia, poczęści zaś od silnego wzrusze
nia, albowiem pacyentkę uwiadomiono o m a
jącej nastąpić operacyi. P ła k a ła tedy rzew nie, prócz tego mówiła n a rozkaz przez '/1 min., ściskała peryodycznie rękę Mossa, liczyła bez przerwy do 30, następnie liczby nie
parzyste do 100 i t d., ale tem p eratu ra móz
gu nie podnosiła się. N agle wszedł do pokoju asystent i wszczął rozmowę z Mossem; dziew-
| czynka uważnie przysłuchiw ała się i sam a kilka słów wymówiła : po 8 min. mózg już był cieplejszy ,o 0.19°!
„B adania, dokonywane w mojej p ra cowni — dodaje au to r — dowiodły, że cia-
| ło może ogrzać się w następstwie w z ru
szeń w stopniu o wiele większym, aniżeli
powszechnie m niem ają. D -ra P atriziego,
1 zajętego w ciągu tygodnia notowaniem dzien-
j nych w ahań własnej tem p eratury (w od
N r 33. WSZECHŚWIAT 5 1 9
bytnicy), prosiłem o zastępstwo w wykładach.
Miał to być pierwszy jego odczyt publiczny;
gdy wrócił z audytoryum , tem p eratu ra wy
nosiła (w odbytnicy) 38,70° zamiast, jak zwykle, 37,20°—37,30°. . . B ra t mój od ty
godnia przeszło zajm ował się mierzeniem własnej tem peratury (również w odbytnicy), potrzebnem mu do pewnych badań; gdy 18 m arca 1885 r. o 5-ej popołudniu oświadczy
łem mu chęć ożenienia się, ju ż po upływie godziny m iał 37,9J°, czyli o 0,90° więcej niż dni poprzednich”.
Trzecie posiedzenie rozpoczęło się wie
czorem o godz. 9 min. 50. P arodi spała już od godziny. Term om etr wskazywał w mózgu 37,83°, w odbytnicy—37,99°. O go
dzinie 10 min. 50 w sąsiednim ogrodzie roz
legło się szczekanie psa. P acyentka po
mimo hałasu leżała nieruchomo i spała, ale tem p eratu ra mózgu wzrosła w ciągu 10 min. o 0,08°. O godzinie 11 min. 5 po
wtórne szczekanie oraz ponowny wzrost tem peratu ry o 0,02°, czyli razem w ciągu 15 min.
0 0,10°. Z e strony odbytnicy nie zauważono przez cały czas żadnych zmian. Z a przy
czynę ogrzania się mózgu w tym przypadku należy uważać wyłącznie i jedynie procesy psychiczne, albowiem Parodi nie wykony
wała żadnych ruchów i spała bez przerwy.
W dalszym ciągu mózg zaczął się oziębiać;
po upływie 1 godz. min. 20 słup w te rm o m etrze był opadł o cały 1 stopień i nie pod
nosił się nawet po przebudzeniu. Mosso wno
si stąd, że tem p eratu ra mózgu we śnie wogóle się obniża, może jed n ak znacznie sig pod
nieść w następstwie procesów duchowych bez
wiednych, nie pozostawiając najmniejszych śladów w pamięci; co zaś dotyczy świadomo
ści, to powrót jej odbywa się bez w ytw arza
nia ciepła w mózgu. Nietylko we śnie n a
turalnym , lecz i w sztucznym pod wpły
wem chloroformu Mosso stwierdził stopniowe 1 znaczne obniżenie tem peratury mózgu, k tó r e —rzecz godna uw agi—postępowało dalej naw et po powrocie P aro d i do przytomności, skąd wypływa, że albo procesy (chemiczne), podtrzym ujące świadomość, są tak słabe, że nie d a ją się rozpoznać, albo też odbywa się współcześnie z innymi procesami, które pomi
mo istniejących czynności myślenia i ruchu powodują oziębienie mózgu.
B ardziej szczegółowe obserwacye na D el
finie P aro di we śnie naturalnym wykazały c o następuje. Gdy chora, po wprowadzeniu term om etru do brózdy Sylwiusza oraz od byt
nicy, usnęła, zaraz zaczęło się oziębienie obu organów, dochodzące po upływie 40 m inut : w pierwszym do 0,76°, w drugim —do 0,54°.
N astępnie, gdy tem peratura mózgu już w cią
gu 5 m inut znajdow ała się stale na jednym poziomie, zauważono nagły a niczem niewy- tłomaczony jej wzrost; przyczyna m u siała być oczywiście wewnętrzna, chora bowiem wymawiała jakieś słowa niezrozumiałe, poru-
| szała rękoma, d ra p ała się, aż się znowu uspo
koiła. To samo zjawisko powtórzyło się jeszcze dwa razy; ostatnim jednak razem procesom psychicznym, których mowa i r u chy rą k były oznakami zewnętrznemi, nie to warzyszyły żadue zmiany cieplno : mózg do
piero później począł się ogrzewać. Po p rz e
szło dwugodzinnym śnie obudzono chorą, wołając ją po imieniu, by zaś pobudzić czyn
ność psychiczną i ruchową mózgu, Mosso za
chęcał j ą do mówienia i ściskania obiema rękom a własnych jego palców : mózg wpraw
dzie nanowo się ogrzał, ale mniej niż o d bytnica, świadoma czynność psychiczna i r u chowa nie wytworzyła ciepła więcej aniżeli czynność bezwiedna we śnie. „W ypływ a z powyższych spostrzeżeń—powiada Mosso—
że sen nie sprowadza żadnych zmian istotnych w tem peraturze mózgu. Widzieliśmy również, że i przebudzenie nie zmienia tem peratury mózgu. Można zatem powiedzieć, że proce
sy, wywołujące i przerywające sen, nie m ają właściwości wytwarzania znacznej ilości ciepła. Łatwość, z ja k ą zasypiamy, budzi - my się i nanowo zasypiamy, szybkość, z ja k ą budzimy się pod wpływem najlżejszego szm e
ru i nanowo się w drzemce pogrążam y, świadczą, źe mechanizm wywoływania snu funkcyonuje z ta k ą szybkością i łatw ością, że nie je st w stanie zmieniać tem p eratu ry mózgu. Jedynie we śnie długotrw ałym oraz za spraw ą towarzyszących mu zjawisk w y
stępują poważne zmiany cieplne w mózgu i ciele . . . Procesy psychiczne same przez się nie są w stanie wywołać znacznego pod
wyższenia tem peratury mózgu, które zależy we śnie raczej od nieznanych nam przyczyn;
obok nich działają wprawdzie również czyn
ności psychiczne, ale nie przeważnie i p ra w
dopodobnie od nich niezależnie” .
520 N r 33i Gdy mowa je s t o bezpośredniem mierzeniu
tem p eratu ry mózgu u człowieka, godzi się przytoczyć również b adania daw niejsze i now
sze w tej mierze dokonywane, ale drogą, po
średnią. L om b ard , P aw eł B e rt, Tanzi i Musso, Broca, Seppili i inni—ju ż to przy pomocy przyrządu term oelektrycznego, jużto przy pomocy czułych term om etrów — badali zmiany cieplne, zachodzące w skórze i wogó- le miękkich częściach głowy, pod wpływem
irozm aitych stanów duchowych, wychodząc z założenia, że odpow iadają one takim że zmianom w samym mózgu. Pierw szy L om b ard *) stwierdził na skroniach, naw et w cza
sie wypoczynku umysłowego, niezmiernie szybkie i częste w ahania tem p eratu ry , nie przekraczające jed n ak 0,001° C. N a to m iast wszystko, co ściąga na się uwagę, [ jako-to szmer, widok przedm iotu lub osoby,. ! w większym stopniu jeszcze bardzo natężona p raca umysłowa, również wzruszenia, głoś
ne czytanie podwyższają te m p e ra tu rę głowy, wszakże najwyżej o */ao° C. Zjaw isko to wy
stępuje przedewszystkiem w okolicy wy
niosłości potylicowej. T anzi i Musso a) robili doświadczenia w stanie hypnozy na dwu ko
bietach, różniących się tak budową fizyczną, ja k również charak terem m oralnym : je d n a — [
blondyna, anemiczna, łagodnego usposobię-
jnia i czuła, druga— bruneta, mocno zbudo
w ana, wylana i zdolna do uczuć gwałtów-
inych. P oddając im najrozm aitsze wzruszę-
jnia, Tanzi i M usso w ogólności potwierdzili obserwacye L om barda, z tą różnicą, że za- ! m iast podnoszenia się tem p eratu ry postrze-
jgali kolejno to ogrzewanie, to oziębianie I głowy; powtóre zmiany term iczne występo- ! wały wyłącznie na czole, n a potylicy zaś j tylko wyjątkowo, mianowicie pod wpływem wzruszeń gwałtownych i długotrw ających.
T eraz powstaje pytanie, czy założenie, na j którem opiera się pośrednie mierzenie tempe- | ra tu ry mózgu, odpowiada rzeczywistości? Czy
jzmiany cieplne głowy istotnie odpow iadają
jpodobnym zmianom w mózgu i od nich po-
‘ ) Lombard : Experimen!s on the relation o f heat to meutal work, cyt. u Scbiffa, 1. c.
2) Tanzi i Musso : Le variazioni termiche J del capo durante le emozioni (Riv. di filos. scien- tif,, 1888) cyt. u S ouiy, Les fonctions du cer- veau, str. 38 6 sqq.
chodzą? W iele faktów przemawia przeciw takiem u poglądowi. W śród rozmaitych ka- tegoryj nerwów—zmysłowych, ruchowych, wydzielniczych— wyróżnia się jedna, ściśle związana z układem naczyniowym, zwłaszcza z tę tn ic a m i: sąto t. zw. nerwy naczynioru- chowe, z których jedne na podrażnienie od
powiadają zwężeniem tętnic, d ru gie— rozsze
rzeniem ich. Oba rodzaje nerwów naczynio- ruchowych m ają swoje ośrodki, głównie w mleczu przedłużonym i znajdują się stale w antagonizm ie z sobą, tak iż bądź n e r
wy zwężające, bądź rozszerzające naczynia , otrzym ują czasową przewagę. Otóż niektó
rzy fizyologówie wybitni utrzym ują, że pod
wyższenie tem peratury głowy, spostrzegane przez wyżej wzmiankowanych badaczy, nie je s t bynajm niej wyrazem ogrzania się mózgu, lecz następstwem wzmożonego dopływu krwi tętniczej do badanych części głowy, który to dopływ wzmożony zależy od czysto m iejsco
wych zaburzeń w sferze właśnie wspom nia
nych nerwów naczynioruchowych. S c h iff') podał następujący dowód doświadczalny.
Zauw ażył on, że zjawisko podwyższenia tem p eratu ry głowy pod wpływem wzruszeń wy
stępuje nietylko u człowieka, lecz również u zwierząt. T ak np. u k ró lik a—w tkance podskórnej dołu skroniowego przed uchem zewnętrznem oraz na potylicy, u k o ta —na potylicy, u in d y k a—w sposób niezwykle ja s krawy we wszystkich przydatkach napręż- nych skóry głowy i szyi. Przecinał więc w dniu doświadczenia lub o 1—2 dni wcześ
niej nerwy naczynioruchowe, prztznaczone dla wymienionych okolic, aby uniemożliwić wszelkie mogące w nich zachodzić zaburze
nia w obiegu k rw i: żadne podniety psychicz
ne i zmysłowe nie mogły w tych w arunkach wywołać podwyższenia tem peratury.
Mógłbym przytoczyć wiele innych dowo
dów; wszystkie one świadczą o tem, że próby pośredniego mierzenia tem p eratu ry mózgu są chybione. Ostatecznie więc, o ile rzecz dotyczy człowieka, rozporządzam y tylko wy
żej podanemi obserwacyami Mossa, jedyne- mi, na których można poniekąd polegać.
(D ok. nast.).
D -r A ■ Grosglik.
') Schiff, 1. c.
JNi' 33. WSZECHŚWIAT 521'
M E R C E R Y Z A C Y A.
O ddaw na staran o się nadać mniej kosz
townym m ateryałom tkackim , jakiem i są np.
wełna, a szczególniej bawełna, blask i pozór jedwabiu. Obecnie napotykamy w handlu tkaniny bawełniane, które jakkolwiek nie do
równywają blaskiem i wyglądem lepszym gatunkom wyrobów jedwabnych, to p rzynaj
mniej niewiele już u stępują gatunkom niż
szym. W ynik ten zawdzięczamy zastosowa
niu do bawełny pewnych metod bądźto che
micznych, bądź mechanicznych. Sposób che
miczny polega na zastosowaniu zasad, rz a dziej kwasów, lub innych związków chemicz
nych, któremi działamy na przędzę lub tk a ninę bawełnianą.
W r. 1844 M ercer, chemik angielski, chcąc odcedzić przez baw ełnianą tkaninę zgęszczo- ny ług sodowy od pewnego osadu, zauwa
żył, że włókna bawełny stały się krótsze, a jednocześnie grubsze i przezroczystsze.
Odcedzanie odbywało się powoli, a ciecz od
pływ ająca posiadała ciężar właściwy 1,265, kiedy dopływ ająca 1,3. M ercer znalazł, że zimny łu g o gęstości 20°— 30° Baume jest najodpowiedniejszy do wywołania tego skut
k u —ogrzewanie roztworu je s t szkodliwe.
To nasycenie bawełny zgęszczonym ługiem sodowym i wywołanie wspomnianych zmian zowie się obecnie merceryzacyą. Podobnie ja k ług sodowy d z ia ła ją : kwas siarczany (50°— 55° Baume), kwas azotny i zgęszczony roztw ór chlorku cynku.
W łókno bawełny pod mikroskopem ma postać spłaszczonej i skręconej rurki.^Otwór, czyli światło rurk i, ciągnie się przez całą długość. Po dokonanej merceryzacyi włók
no przedstaw ia grubą, mniej lub więcej okrągłą komórkę roślinną, której ściany stały się grubsze, a otwór znikł praw ie zupełnie.
W łókna bawełny sk ład ają się z drzewnika, czyli celulozy ( 0 ,aH 20O10); przy m erceryza- cyi tworzy się t. zw. celuloza alkaliczna—
C12H 2 oO10 2 N aO II; przy przemywaniu wodan sodu się oddziela, a przy celulozie pozostaje cząsteczka wody i celuloza merceryzowana posiada skład chemiczny C |aH 20O i0H 2O.
Zwiększony o 4,5 —5,5°/0 ciężar bawełny za
leży właśnie od owej dołączonej cząsteczki wody.
P rz y tym procesie wytrzymałość bawełny zwiększa się znacznie. M ercer znalazł, że pasek tkaniny, który rozrywał się przy obcią
żeniu 13 fun., po merceryzacyi wytrzymywał obciążenie do 22 fun., a wiązka włókien, któ
r a rozrywała się przy obciążeniu 13 uncyj, po m erceryzacyi zryw ała się przy 19 unc.
W łókna, użyte do doświadczeń, skracały się o . % a nawet '/* pierwotnej długości, tak że tkanina, licząca 200 włókien na cal, po ukoń
czeniu działania zbiegła się tak, źe liczyła ich 270.
Pasm o bawełny w celu merceryzacyi m a
cza się w wodzie gorącej, dla wydalenia powietrza z pomiędzy pojedynczych włókien, następnie w wodzie zimnej i po wyciśnięciu wody zanurza się na jednę m inutę w ługu.
sodowym, poczem włókno 65,5 cm długie skraca się do 50 cm. Dłuższe moczenie wywiera już tylko nieznaczny skutek i po 33 m inutach włókno zbiega się do 46,5 cm, po
czem już i kilkunastogodzinne moczenie w łu gu pozostaje bez wpływu; skrócenie wyno
si 2 9 % .
Bawełna merceryzowana silniej niż zwy
czajna łączy się z barwnikami.
P o raź pierwszy bawełnę m erceryzowaną wystawiono podczas wystawy londyńskiej w r. 1851 i wtedy jedno z towarzystw fr a n cuskich ofiarowało za p aten t 40 000 f. szter., wkrótce jed nak wynalazek poszedł w za
pomnienie.
Obecnie z bawełny merceryzowanej wyra
biają m ateryały, zwane „crepon”. W tym celu zgęszczonym ługiem drukują pewne miejsca tkaniny, na których bawełna kurczy się i wywołuje na gładkiej tkaninie ch arak terystyczne wypukłości, złożone z tkaniny nie merceryzowanej. Im łu g jest bardziej zgęszczony, tem silniejsze wywołuje wypuk
łości.
Z am iast drukow ania na tkaninie ługiem , można odwrotnie pokryć niektóre części gu
mą, album inem , lub innemi podobnemi ma- teryałam i, a następnie całą tkaninę prze
ciągnąć przez ług, który działa tylko na m iejsca nie pokryte gum ą i te m erceryzują się i pozostają gładkiem i— pokryte gum ą kurczą się.
Pięknie wyglądają tkaniny z nici wełnia
nych, przeplatanych bawełnianemi, tworzą
ce mi k ratę lub pasy. T ak a tkanina przecią
522 WSZECHŚWIAT N r 33.
ga się przez zimną, kąpiel ługow ą, mniej lub więcej stężoną, płócze w wodzie i uw alnia od resztek ługu zapomocą rozcieńczonego kwasu siarczanego i jeszcze ra z płócze w wodzie.
P o d działaniem ługu baw ełna się kurczy, wełna zaś tworzy wypukłości. W łó k n a mie
szają się w rozm aity sposób, np. 12 nitek baw ełny i 30 nitek wełny; zbytecznie pasów lub k ra t wełny rozszerzać nie m ożna, gdyż wtedy wełniane pasy pofałdow ałyby się tylko na brzegach. Z am iast wełny m ożna łączyć z baw ełną jedw ab, przyczem otrzym ują się tkaniny podobne.
Kurczenie się baw ełny pożądane je s t tylko przy wyrobie tkanin „crepon”, w innych przy
padkach je st szkodliwe. Thom as i Prevost, w Crefeld, chcieli zapobiedz kurczeniu się baw ełny przez napięcie tkaniny; skutek był niespodziewany — napięta i m erceryzowana baw ełna stra c iła właściwy sobie wygląd i s ta ła się podobna do jedw abiu.
W edług brzm ienia patentu, baw ełna w pas
m ach m erceryzuje się silnie naciągnięta, na
stępnie w tym że stanie przemywa ta k długo, dopóki nie zniknie owo silne wewnętrzne n a
pięcie; po wymyciu baw ełna ju ż się dalej nie kurczy. N ajlepsze re z u lta ty otrzym uje się, używ ając ługu sodowego o 15°— 32° Baumó.
M erceryzacya n astępuje bardzo prędko, je żeli się w łókna oczyści z tłuszczu przez wy
gotowanie w roztw orze sody i następnie do
brze zwilgocone zanurzy w łu g u sodowym;
zwilgocenie włókien je s t konieczne, gdyż w przeciwnym przypadku pęcherzyki po
w ietrza przylegające do włókien przeszk a
d zają ługowi równomiernie przenikać baw eł
nę. K oniec reakcyi poznaje się po p e rg a m i
nowym wyglądzie włókien. Jeż eli m erc ery zacya odbywa się nie w tkaninie lecz w p a s
mach, zawiesza się je n a dwu żelaznych d r ą gach, k tóre następnie zapomocą odpowied
niego przyrządu oddala się — i wszystko razem zanurza się w ługu. Tkaniny zanurza się napięte na ram ach. N abyty blask je d wabiu nie znika naw et po w ypraniu.
W ytrzym ałość bawełny merceryzowanej w napiętym stanie zwiększa się w mniejszym stopniu, niż nienapiętej. P ięć nici 50 cm długich, podwójnie skręconych, n-r 40 n a tu ralnej bawełny zostały zerwane przy obcią
żeniu 1440 g , m erceryzowanej przy napię
ciu— przy obciążeniu 1 950 g, merceryzowa-
! nej bez napięcia dopiero przy 2420 g. P rzed
! rozerwaniem pierwsza i druga nić wydłużyły się z 50 do 55,5 cm, trzecia do 58,25 cm.
N aprężona podczas działania ługu baw ełna pochłania więcej barw nika, lecz zatrzym uje go słabiej i łatwiej się odbarwia. T a k a b a wełna jest przezroczystsza i włókna jej są mniej spłaszczone, niż naprężonej.
M etody fizyczne nadaw ania połysku pole
g ają n a przepuszczeniu tkaniny pomiędzy dwuma polerowanemi walcami. Pojedyńcze w łókna zostają spłaszczone i wygładzone, a przez to lepiej odbijają światło, t. j. nabie
r a ją większego połysku. Im silniejsze jest ciśnienie walców, tem większego tkanina n a biera połysku. Maszynę tę zwą „C alander”
(magiel). Jed e n walec je st metalowy, n a j
częściej stalowy, drugi z masy papierowej.
B ardziej złożone maszyny tego rodzaju po
siad ają do 10-ciu walców. Połysk zwiększa się przez ogrzanie walców parą, m ieszaniną
; gazu i powietrza, lub włożeniem wewnątrz walca rozgrzanych dusz. P ołysk zwiększa się też przez nadanie stalowemu walcowi większej szybkości obrotowej, niż papierowe
mu, tk anin a bowiem wtedy nietylko poddana je s t ciśnieniu, ale i wygładzeniu przez tarcie, i Ciśnienie nie może jed n ak przechodzić poza pewną granicę, gdyż wtedy nabiera szkodli
wego połysku, zwanego tłustym (Speckglanz).
(Prom etheus).
W. W.
Oziębianie sztuczne.
G rom adzenie przez zimę zapasów lodu na miesiące letnie w miejscowościach, o b fitują
cych w wodę stojącą lub rzeczną, dostarcza zajęcia tysiącom rą k . N ie wszędzie jed nakże odpowiednie ku tem u znajdują się warunki. Zapotrzebow anie wielkich m iast i fabryk zazwyczaj nie odpowiada dowozowi, stąd też po łagodnej zimie cena lodu w znacz
niejszych ogniskach przemysłu dochodzi do bajecznej wysokości. Je stto jed n a z przy
czyn, której pierwsza m aszyna oziębiająca
zawdzięcza swe narodziny. W ynalazek ten
borykał się z wieloma trudnościam i, zanim,
dzięki postępom na polu term odynamiki,
N r 33. WSZECHŚWIAT 5 2 3 p rz y b rał ta k ą postać, w jakiej go na tem
miejscu opisać zamierzamy.
Aby łatwiej zrozumieć podstawy, na j a kich opiera się budowa maszyn i urządzeń oziębiających, winniśmy przedewszystkiem uprzytomnić sobie jednę z najbardziej z n a nych zasad fizycznych. Z asada owa polega na tem, że do przeprowadzenia jakiejkol
wiek cieczy w stan lotny—inaczej mówiąc, w gaz czy p a r ę —zużytkowaną zostaje pewna ilość ciepła, k tó ra bynajmniej nie wpływa na podwyższenie tem peratury, lecz służy jed y nie do wytworzenia pary. Ową ilość ciepła, n iedającą się wykazać zapomocą term om e- m etru, nazywamy ciepłem utajonem parow a
nia. Jeżeli znów, biorąc odwrotnie, jakikol
wiek gaz przeprowadzać będziemy pod ciś
nieniem w stan ciekły, to ciepło utajone wy
dzielić się musi nazewnątrz.
Fig. 1.
N a tej zasadzie oparto budowę maszyn oziębiających. Gaz skroplony, przechodząc w stan lotny, pochłania ciepło z atmosfery otaczającej i tym sposobem powoduje obni
żenie tem peratury.
F ig. 1 schematycznie przedstaw ia u rz ą
dzenie ap a ratu . K om presor, czyli tłocznia P , jestto rodzaj zwykłej pompki powietrznej z autom atycznie działaj ącemi wentylami ssą- cemi S |, S2 i tłoczącem i D ,, D2. Tu gaz ulega zgęszczeniu. R u ra tłocząca CO, pro
wadzi gaz z tłoczni P do kondensatora K ; tam przybiera on postać wężownicy, ochła
dzanej wodą, przypływ ającą przez otwór A, uchodzącą zaś przez otwór E. W oda, ochła
dzająca kondensator, poruszana je st zapomo
cą m ieszadła, na rysunku nie uwidocznione
go. Skroplony gaz, wydzieliwszy swoje ciep
ło utajone, z kondensatora przez wentyl R przedostaje się do re g en ato ra V. R eg ene
ra to r, podobnie ja k i kondensator, jestto wę- żownica, posiadająca nazewnątrz mieszadło, lecz zam iast wody otacza ją trudno zam arza
jący roztw ór soli. W regeneratorze zacho
dzi zjawisko wprost przeciwne, tu bowiem gaz skroplony, ulegając parowaniu, pochła
nia cieplik kosztem roztw oru soli, skutkiem czego ten ostatni ulega stopniowo coraz większemu oziębianiu. Gaz w stanie lotnym pow raca do tłoczni P przez ru rę ssącą G G i takież wentyle S, i S 2 , oziębion^zaś roz
twór soli zapomocą pompy przeprowadzony zostaje ruram i do odpowiedniego budynku (np. piwnicy w browarze), skąd powraca zno
wu do naczynia, mieszczącego regenerator.
D la utrzym ania niskiej tem peratury, zarów
no regenerator, ja k i ru ra ssąca GG, m uszą być zabezpieczone od dopływu ciepła przez pokrycie odpowiednim m ateryałem izolu
jącym.
Ciało, które naprzem ian występuje pod postacią gazu albo cieczy, je st w całym obie
gu najważniejsze. Stosowano w tym celu głównie kwas węglany i amoniak. Ten ostatni okazał się najodpowiedniejszy ze względu na swą taniość i niezapalność. Prócz tych, amoniak posiada jeszcze inne nader ważne zalety. D aje się skraplać pod względ
nie nieznacznem ciśnieniem, odznacza się wy
soką wydajnością, t. j. w stosunku do ilości, przy parowaniu pochłania bardzo wiele ciep
ł a —i nakoniec, posiada ostry zapach, dzięki którem u najm niejsza niedokładność przy uszczelnieniu maszyny z łatwością spostrzedz się daje.
Z powyższych zatem względów, większość używanych dotychczas w przemyśle maszyn oziębiających posługuje się amoniakiem , ja k kolwiek w ostatnich czasach ukazywać się zaczęły maszyny, stosujące kwas węglany lub dwutlenek siarki.
W ogólnych zarysach p raca maszyn ozię
biających przedstaw ia się w sposób następu
jący. M aszyna parow a, m otor gazowy albo elektryczny wprowadza w ruch tłocznią, ta zaś przeprow adza zgęszczony amoniak do kondensatora. Tu następuje zupełne skrop
lenie gazu, połączone z wydzieleniem ciepła
utajonego. W regeneratorze odbywa się
proces odwrotny. A p a ra t ów, jak wyżej
WSZECHŚWIAT N r 3 3 .
powiedzieliśmy, ogólną budow ą nie róż
ni się prawie od kondensatora. T ak je den ja k drugi umieszczone są zazwyczaj w wysokich cylindrach, z t ą tylko różnicą, że reg en erato r nie je s t otoczony wodą, lecz roz
tworem soli kuchennej lub chlorku wapnia, który, oddając potrzebne do parow ania ciepło, ulega tym sposobem oziębieniu.
N iektóre fabryki umieszczają re g en erato r bezpośrednio w miejscu, w którem chodzi o utrzym anie bardzo niskiej tem peratury, zazwyczaj wszakże skutek ten otrzym uje się drogą pośrednią, przy pomocy cieczy, k tóra po oziębieniu zostaje przeprow adzona dalej odpowiedniemi ruram i.
P rzy oziębianiu cieczy zapomocą roztw o
ru soli o tem p eratu rze 4 —6° poniżej zera, używane są dwie metody. P ierw sza polega na przepuszczaniu cieczy (np. śm ietanki w m leczarniach) przez
sieć r u r , zanurzoną w roztworze soli; d ru ga, przeciwnie, za sa
dza się na przepusz
czaniu przez ru ry roz
tworu soli, podczas gdy oziębiana ciecz z n a j
duje się nazew nątrz tychże (fig 2).;
Jeżeli chodzi o u- trzym anie niskiej tem p eratu ry w danem po
mieszczeniu, naówczas
ru ry oziębiające przechodzą pod sufitem, zim
ne powietrze opada na dół i w ytw arza sta łą cyrkulacyą. Czasem sieć ru r oziębiających um ieszczaną bywa w oddzielnej izbie, dokąd z jednej strony dopływa ciepłe, z drugiej zaś uchodzi oziębione już powietrze. J e s tto spo
sób nader praktyczny, gdy chodzi i przecho
wywanie produktów spożywczych, albowiem otrzym ane tą drogą chłodne powietrze po
zbawione je st zupełnie wilgoci. W tym celu można również działać bezpośrednio roztwo
rem soli, rozpylając go w postaci d robn iut
kiego deszczu. R oztw ór słony chciwie wszel
ką wilgoć pochłania.
Obecność ludzi, otw ieranie drzwi, wnosze
nie różnych przedm iotów i t. p. przyczyny powodują wprawdzie s tra tę zim na w kam e
rach o powietrzu oziębionem, nierównie więk
sza jednak s tr a ta pow staje skutkiem prom ie
5 2 4
niowania i dlatego na dokładną izolacyą ścian wypada najbaczniejszą zwracać u w ag ę D obrem i m ateryałam i izolacyjnemi są : to rf, węgiel drzewny i koks, o wiele mniej p o d at
ną trzcina, gdyż szybko gnije.
Głownem zadaniem maszyn oziębiających jest przygotowywanie lodu. W praw dzie od czasu zaprowadzenia sztucznych urządzeń, dozwalających ochładzać bezpośrednio całe budynki, fabrykacya lodu p rz y b rała znacznie mniejsze rozm iary, w każdym razie i dziś jeszcze przedstaw ia się ona bardzo poważ
nie. W ielka dogodność przewozu, możność nadaw ania bryłom dowolnych rozmiarów, nakoniec łatw a podzielność lodu na drobne kaw ałki czynią zeń dostępny przedm iot do codziennego użytku, posiadający jesziz e i tę niezaprzeczoną wyższość, że je st czysty, cze
go o lodzie naturalnym powiedzieć nie można.
Sztuczne przygotow anie lodu odbywa się w cienkich blaszanych naczyniach czyli „for
m ach” , które, napełnione wodą, po zanurze
niu na pewien czas w oziębionym do 10—15°' poniżej zera roztw orze soli, po zamrożeniu wody d ają t. zw. „bloki”. M ożna też otrzy
mywać lód postępując odwrotnie, t. j. cien
kie blaszane naczynia, przez które przepływa zimny roztw ór soli, zanurzać w dużych zbior
nikach z wodą. N a powierzchni wody for
m ują się wtedy płaskie kaw ałki lodu, które odrąbywać trzeb a od r u r oziębiających. Spo
sób ten je s t o wiele mniej praktyczny od pierwszego.
Zwykły blok wydobywa się z formy przez zanurzenie jej n a chwilę w gorącej wodzie*
W oda, do wyrobu lodu używana, zawiera, w zwykłych w arunkach, pewną ilość powie
trz a , które przy ścinaniu się wody w lód przybiera postać pęcherzyków i skutkiem te
go bloki zawsze^ są nieprzezroczyste, m ęt
ne. Podobny wpływ wywierają sole wa
pienne, zaw arte w tw ardej wodzie. Chcąc mieć lód zupełnie przezroczysty, najlepiej po
sługiwać się wodą destylowaną lub otrzym a
ną ze skraplania pary, zużytej przez maszy
nę parową.
N a zakończenie jeszcze słów kilka o niektó
rych praktycznych uługach maszyn oziębiają
cych. ^Zapomocą nich czyniono próby prze
chowywania mięsa przez zam rażanie. Mięso silnie zamrożone otrzymywało rodzaj szklis
tej powłoki i wogóle przechowywało się n ad
N r 33
w s z e c h ś w i a t525 zwyczajnie długo. A toli m a ono tę wadę, że
po ogrzaniu traci natychm iast dużą zaw ar
tość swoich soków; uznano zatem za lepsze nie dopuszczać zbyt silnego zam rażania, lecz utrzymywać sta łą tem peraturę około 1—2°
poniżej zera, bacząc by powietrze było suche.
W jednej z olbrzymich piekarń am ery
kańskich przechow ują ja ja kurze w ten spo
sób, że ro zbijają całe ich zakupy i płynne żółtka wraz z białkam i wlewają w naczynia 20-litrowej objętości. N aczynia te w chłod- nem miejscu zostają zalutowane, następnie zaś przeniesione do zamrożenia. W stale utrzymywanej tem peraturze 2° poniżej zera j a j a przechowują się la ta całe bez u traty sm aku, należy tylko zaw artość naczynia po otwarciu używać odrazu.
W niektórych m iastach istnieją stacye cen
traln e , które zgęszczony am oniak przepro
w adzają ruram i do kondensatorów i regene
ratorów , umieszczonych w różnych punktach m iasta. D ru g a sieć ru r prowadzi amoniak, juź w stanie lotnym, z powrotem do tłoczni na stacyi cen tralnej. Do regulow ania tem p eratu ry służą wentyle, umieszczone na sta- cyach odbiorczych. Z udogodnienia tego korzystają przeważnie hotele i fabryki kon
serw, nie b ra k jed n ak zapotrzebowań i od prywatnych osób, których liczba w zrasta z każdym rokiem.
Zofia Seidler.
Niepogody w ubiegłym miesiącu.
Lipiec r. b. pod względem meteorologicznym należał do miesięcy wyjątkowych. Krótko scha
rakteryzować go możemy w ten sposób : tempe
ratura była za niska, opad wód atmosferycznych za wysoki i zachmurzenie nieba za wielkie.
Temperatura średnia z całego miesiąca na stacyi meteorologicznej przy Muzeum wypadła 16,6° C.
rL obserwacyj robionych w ciągu poprzednich lat 12 na tejże stacyi wypada temperatura średnia normalna 19,8° C. W roku bieżącym wypadła więc o 3,2° C niższą niż normalnie. Tak niskiej temperatury średniej od czasu założenia stacyi przy Muzeum nie otrzymano ani razu. A m w et z porównania wypadków spostrzeżeń, robionych na stacyi me‘eorologicznej przy Obserwatoryum astronomicznem warszawskiem, zestawionych przez prof. Kowalczyka w tomie I Pamiętnika Fizyograficznego, okazuje się, że od roku 1826
| tylko lipiec 1832 r. był od tegorocznego lipca
! coko’wiek chłodniejszy i lipiec w 1844 r. miał
| temperaturę średnią mniej więcej równ^ tempe
raturze roku obecnego Przy takim porównaniu należy zwrócić uwagę na to, że temperatura lipca średnia na stacyi w ogrodzie botanicznym w y
pada przeszło o 1° C niższą aniżeli na stacyi śródmiejskiej przy Muzeum. Szczególniej za niską wypadła temperatura średnia godzin p o łudniowych; temperatura średnia o godz. 1 po południu jest 18,6° C, gdy normalna z 12 le t
nich obserwacyj wynosi 22,5°, a więc prawie 0 4° C więcej. Najwyższa temperatura obser
wowana wynosiła tylko 25,1° C d. 2 go; tak ma
łego maximum w lipcu dotąd na stacyi przy Mu
zeum nie notowano. Najniższe teperatury noc
ne za to nie były tak bardzo niskie; notowano 1 niższe. Zachmurzenie średnie wypadło 8, co na lipiec jest bardzo wiele. Liczba ta bowiem oznacza, że jeżeli wystawimy sobie sklepienie nieba podzielone na 10 części równych, to śred
nio 8 takich części byto pokryte chmurami.
Szczególniej w godzinach południowych uderza- j jący jest brak słońca; zachmurzenie średnie
o godzinie 1 po południu wynosiło 9.
Wysokość wody opadłej z deszczu wynosiła 111.5 mm. Jestto ilość bezwątpienia bardzo znaczna, i daleko wyższa od średniej z lat 12-tu (7 0 m); wszakże już dwa razy na stacyi przy Muzeum notowano opady wyższe, mianowicie : w roku 1889 było 156,6 mm i w roku 1897 było 131.6 mm wody z deszczu.
Podobne mniej więcej wypadki otrzymano i na innych stacyach meteorologicznych Królestwa z wyjątkiem opadów. Opady były najznaczniej
sze w przestrzeni od zachodniej granicy (W łocła
wek) do lewego brzegu Wisły i w pasie pomiędzy Warszawą a Częstochową. Tam one dosięgały a nawet przenosiły 100 mm. Na południe od tego pasa i na wschód za Wisłą opady były znacznie mniejsze na sumę, wszakże deszcz jak kolwiek drobniejszy padał nie mniejszą liczbę dni (2 0 do 23).
Kw.
Z