• Nie Znaleziono Wyników

Nasza Wspólnota, 2013, nr 19

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasza Wspólnota, 2013, nr 19"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

NASZA

WSPÓ NOTA

CENA 3 ZŁ

PISMO PARAFII

PW. ŚWIĘTYCH APOSTOŁÓW

PIOTRA I PAWŁA W KATOWICACH

nakład: 200 egz.

NUMER 19

13.10.2013

. BG

Panie, naucz nas się modlić...

(Łk 11,1)

(2)

t. Anna M. vdC Modlitwa przed relikwiami bł. Jana Pawła

II w karmelu

Procesja z relikwiami

Uroczysta Msza św. z homilią arcybiskupa

(3)

REDAKCJA:

REDAKtOR nACzElnA:

Barbara Stawowczyk sEKREtARz REDAKCJI:

Teresa Kryjon

REDAKtOR tEChnICznA:

Barbara Gaworska KOREKtA:

Anna Jabłońska OPIEKUn:

ks. proboszcz Andrzej Nowicki ADREs:

Parafia Świętych Apostołów Piotra i Pawła

ul. Mikołowska 32 40-066 Katowice PROJEKt wInIEty:

Wydawnictwo Pergamena, Jan Zając

— „Wydawnictwa w starym stylu”

sKŁAD I ŁAMAnIE:

Anna Nakonieczna DRUK:

Zakład Poligraficzny MEWA-DRUK ul. Achtelika 2

41-700 Ruda Śląska nAKŁAD: 200 egz.

ISSN 2080-2374

w nUMERzE:

s. 4—6

 Modlitwa serca

 Modlić się ze śpiewems. 7 s. 8—9

 O modlitwie z siostrami karmelitankami

s. 10

 Gdzie dwaj, albo trzej…

- o modlitwie małżonków s. 11

 Jak się modlimy?

s. 12—15

 zmień swoje życie z Maryją s. 16—17

A przecież to takie proste: pro- ście, a będzie wam dane.

Marka Jackowskiego sen o czuwaniu s. 18—19

 Kartki z dziejów Śląska.

Książę henryk Pobożny - obrońca Śląska i chrześcijaństwa s. 20 —22

 sandomierz i okolice

Drodzy

Czytelnicy!

N

umer 19. „Naszej Wspólnoty” poświęcony jest modlitwie. Mo- dlitwa jest szukaniem Boga, Stwórcy, Ojca, Odkupiciela, Zbawcy.

Modlitwy trzeba się uczyć wciąż na nowo, prosząc jak pierw- si uczniowie: „Panie, naucz nas się modlić” (Łk 11,1). W dzisiejszym świecie szczególnie uwydatnia się potrzeba duchowości, którą wła- śnie daje nam modlitwa, a jej przykłady pokazujemy w tym numerze

„Naszej Wspólnoty”. Autorzy poszczególnych artykułów dzielą się swo- imi doświadczeniami. Proponują znane i mniej znane formy rozmowy z Bogiem i pokazują jej piękno w różnych odsłonach: indywidualnej, zbiorowej, małżeńskiej, bardzo osobistej.

Polecam również ciekawy artykuł Beaty Brachaczek-Świerkot o po- szukiwaniu sensu życia przez muzyka Marka Jackowskiego. Sylwetkę Henryka Pobożnego, syna świętej Jadwigi, patronki Śląska, przybli- ża nam Antoni Wilgusiewicz na tle złożonej historii Piastów Śląskich.

Z Teresą Kryjon odkrywamy piękno Ziemi Sandomierskiej, uczestnicząc wirtualnie w wycieczce parafialnej, która odbyła się pod koniec czerwca.

Życzę miłej lektury.

Barbara stawowczyk

Modlę się, Boże, żarliwie Modlę się, Boże, serdecznie:

Za krzywdę upokorzonych, Za drżenie oczekujących, Za wieczny niepowrót zmarłych, Za konających bezsilność, Za smutek niezrozumianych, Za beznadziejnie proszących, Za obrażonych, wyśmianych, Za głupich, złych i maluczkich, Za tych, co z miasta wracają Z bijącym sercem do domu, Za potrąconych grubiańsko, Za wygwizdanych w teatrze,

Za nudnych, brzydkich, niezdarnych, Za słabych, bitych, gnębionych, Za tych, co usnąć nie mogą, Za tych, co śmierci się boją, Za czekających w aptekach I za spóźnionych na pociąg,

ZA WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW ŚWIATA, Modlę się, Boże, serdecznie,

Modlę się, Boże, żarliwie!

Julian tuwim, Litania

(4)

M odlitwa serca ma swoje głębokie ko- rzenie w patrystyce starożytnej. Praktyka ta, po- krywająca się z początkami monastycyzmu, zmierzała do scalenia osobowości ludzkiej dzięki nieustannej pamięci o Bogu przez „strzeżenie” ser- ca. Mistrzowie życia ducho- wego tego okresu, zgodnie z tradycją Księgi Powtórzo- nego Prawa (15,9) i Proro- ków, kładą nacisk na częste budzenie pamięci serca. Na modlitwę pojętą jako pamięć o Bogu, o którym „trzeba przypominać sobie częściej, niż oddychamy”

1

. Dlatego, jak poucza jeden z nestorów życia monastycznego święty Bazyli Wielki: „powinniśmy pilnować swego serca z wiel- ką czujnością, głównie po to aby nie rozstawać się z świę- tymi myślami Boga, które są odciśnięte na naszych du- szach jako niezniszczalna pie- częć. Trzeba baczyć na siebie, aby być uważnym na Boga”

2

. W tym sensie można powie- dzieć, że kontemplować sie- bie ma w języku duchowym określony cel: być w jedności z Bogiem. Jedność ta jest ob- jawieniem owej głębi właści- wej sercu człowieka, która od Boga pochodzi i którą tylko Bóg może wypełnić.

Ta świadomość jest nie- zwykle wyraźnie obecna we wschodniej tradycji hezy- chazmu

3

, sięgającej pierw- szych eremitów w Egip-

cie i Syrii w IV wieku. Ten nurt duchowości akcentuje przede wszystkim potrzebę nieustannej modlitwy, zwa- nej również „modlitwą czy- stą” lub „modlitwą serca”

(Mt 5,8), która przez wieki była utożsamiana z modlitwą Jezusową. Modlitwa ta jest oparta na stałym powtarza- niu krótkiej formuły stano- wiącej jej istotę. Wezwania te miały dwojaki charakter.

Jedne stanowiły prośbę o po- moc, skondensowaną w kilku słowach: „Panie wspomóż mnie”, „Jezu obroń mnie”.

Inne wyrażały błaganie o mi- łosierdzie lub ufne zdanie się na miłosierdzie Boga: „Panie, zgodnie z Twoją wolą zmiłuj się nade mną”, „Bądź mi li- tościw”, „Niech będzie wola Twoja”. Często wybierano także jeden wiersz psalmu, werset Ewangelii lub inne- go tekstu biblijnego. Z cza- sem szczególne znaczenie zdobyło wezwanie, które stało się standardową for- mułą modlitwy Jezusowej, czyli modlitwy serca: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmi- łuj się nade mną, bo jestem grzesznikiem”, stanowiące w rzeczywistości wypełnie- nie prośby Jezusa (Łk 18,1)

4

. W swej najgłębszej istocie praktyka ta nie jest jednak jedyną metodą budzenia pa- mięci serca w monastycznej duchowości chrześcijaństwa wschodniego. Bowiem pilno- wanie, strzeżenie serca przy-

biera tutaj także inną formę.

Jest ona związana z „pamię- cią” o śmierci. Rozmyślanie nad własną skończonością ma doprowadzić do pełne- go zaufania Bogu. Pamięć o śmierci przemienia się więc w pamięć o Bogu. Umożliwia osiągnięcie stanu wyciszenia i otwarcia na przyjęcie łaski, co w konsekwencji wiąże się ze świadomym przeżyciem Bożego daru obecności. Ten zaś, kto w taki sposób pilno- wał swego serca, trwał w sta- nie nepsis, czyli czujnej trzeź- wości.

W tradycji Zachodu mo- dlitwa oparta na rozważaniu Słowa Bożego i wprowadza- niu go do „serca”, rozumia- nego jako najgłębszy wymiar człowieczeństwa, znalazła swój wyraz dzięki Janowi Kasjanowi. Przyswajając Za- chodowi monastyczną trady- cję Wschodu, proponuje on odmawianie formuły, która pomaga osiągnąć stan ducha otwartego na Boga. Kasjan zachęca do odmawiania i cią- głego rozważania drugiego wersetu z Psalmu 69: „Racz mnie wybawić, o Boże; Pa- nie, pośpiesz mi na pomoc”, wskazując na jego szczegól- ną wartość. Jego zdaniem, werset ten jest bowiem wy- znaniem pokory wobec wiel- kości Boga. Zawiera w sobie czujność pilną i zawsze lękli- wą, zawiera świadomość na- szej ułomności, nadzieję na wysłuchanie i ufność, że po- moc zawsze jest bliska i tuż u boku naszego: kto bowiem ciągle wzywa obrońcy swego, ten wie na pewno o nieprze- rwanej jego obecności.

Znacznie później wartość tego krótkiego, ale jakże in- tensywnego, przeżycia obec- ności Bożej podkreśla także św. Ignacy Loyola. W jego przekonaniu z tym prze-

Modlitwa

serca

(5)

życiem związany jest akt pokory, który wyraża się w gestach przyklęknięcia, głębokiego pokłonu, które uświadamiają modlącemu

się, iż znajduje się wobec majestatu Boga

5

.

W duchowości zachod- niej znamienna jest wielka zbieżność pomiędzy postawą

„strzeżenia serca” na modli-

twie, a umartwieniem po-

żądań, namiętności, które

wymienia się jako warunki

skupienia podczas modlitwy.

(6)

Wymiernym potwierdzeniem tej tezy jest rozumienie mo- dlitwy przez św. Teresę z Avili.

Stanowi ona dla niej przede wszystkim wewnętrzny akt poznania i skruchy, zmierza do miłosnego przebywania z Bogiem. Warunkiem do- świadczenia bliskości Boga jest według św. Teresy stawie- nie się w Jego obecności, na- wiązanie wewnętrznego dia- logu z Mistrzem, patrząc na Niego wewnątrz siebie, przez rozważanie Jego tajemnic męki, śmierci i zmartwych- wstania, zgodnie z możliwo- ściami osoby. W przekonaniu św. Teresy, trzy wymagania mają zapewnić stałą pamięć o Bogu: miłość obopólna mię- dzy nami, zupełne oderwanie od rzeczy stworzonych oraz prawdziwa pokora

6

.

Nasza refleksja nad modli- twą serca, byłaby niepełna gdybyśmy pominęli jeszcze jeden istotny szczegół. Cho- dzi mianowicie o liczne za- chęty do jej praktykowania, które obok rzeczowego opisu istoty tej modlitwy, zawarte są w tekstach wielu autorów.

W pierwszym rzędzie, zwra- cają oni uwagę na pragnienie trwania w jedności z Bogiem, będące wyrazem czystej i bezinteresownej miłości, która wciąż szuka Boga. Wy- raźnie poucza o tej potrzebie Ewagriusz z Pontu: „nie dręcz się, jeśli od razu nie otrzy- masz tego, o co prosisz. Bóg pragnie dać ci jeszcze więcej, jeśli tylko wytrwasz z Nim na modlitwie. Cóż może być większego nad rozmo- wę z Bogiem i przebywanie w Jego obecności”

7

. Zaspo- kojenie tego pragnienia spra- wia, że słowa modlitwy stają się mniej ważne lub niemal ustają, a zastępuje je samo przeżywanie Bożej obecno- ści w swym wnętrzu. Wtedy

właśnie można mówić o mo- dlitwie serca.

Mistrzowie życia ducho- wego zachęcają także do wytrwałości w modlitwie serca i przestrzegają przed niecierpliwym oczekiwaniem na wyraźne rezultaty. W tym kontekście warto przywołać słowa Kaliksta i Ignacego, au- torów traktatu o modlitwie Jezusowej z XIV wieku, którzy pouczają: „owa nieustanna modlitwa w sercu i to, co się z nią wiąże, nie dokonuje się w sposób prosty i przypadko- wy, po krótkim i małym wy- siłku (…). Trzeba poświęcić wiele czasu i trudu, wysiłku ciała i duszy i ciągłego prze- zwyciężania siebie, by do tego dojść”

8

. Ich słowa zawie- rają wyraźną sugestię, że tak naprawdę nieustannej mo- dlitwy, „modlitwy czystej”,

„modlitwy serca”, nie można się nauczyć. Jej istotę i sens najlepiej zgłębiać modląc się.

Treść powyższych rozwa- żań prowadzi do następują- cych konkluzji: święci i mi- stycy Kościoła wschodniego i zachodniego przez swo- je osobiste doświadczenie obecności Boga oraz żywe świadectwo życia chrześci- jańskiego ukazują w sposób prawdziwie mistrzowski na jakiej drodze dokonuje się realizacja najwyższych aspi- racji ludzkiego ducha. W ich życiu owa realizacja przebie- ga w integralnym powiązaniu tego, co boskie i ludzkie, two- rząc arcydzieło pełni człowie- czeństwa na miarę Chrystu- sowej duchowej dojrzałości.

Nie ulega wątpliwości, że modlitwa serca jest dla nich jedną z dróg prowadzących do osiągnięcia tego celu.

Jako forma kontemplacji Boga ukazuje bowiem w spo- sób jednoznaczny pewną za- leżność, zgodnie z którą tam,

gdzie duchowość poprze- staje tylko na zmysłach i są- dzi, iż naturalnym rozumem może rozstrzygać w sytu- acjach, gdzie wiara powinna być przewodniczką, tam też wchodzi ona w krainę ułudy.

Bowiem mistykę jako rzeczy- wistość specyficznie chrze- ścijańską można zdefinio- wać tylko w jej powiązaniu z misterium Chrystusa i Jego Krzyża, które święty Paweł opisał jako wielki sekret sło- wa Bożego, objawiony światu w pełni czasów.

Ks. Andrzej nowicki 1. Św. Grzegorz z Nazjanzu, Oratio- nes theologicae, 1,4., w: Patro- logiae ursus completus. Series Graeca, Paris 1857-66, 36,16B.

2. Św. Bazyli Wielki, Homilia in illud Attende 7, w: Patrologiae ursus completus. Series Graeca, Paris 1857-66, 31, 213D.

3. Za twórcę hezychazmu uważa się Arseniusza Wielkiego (zm.

ok. 449), który usłyszawszy sło- wa: „uciekaj, milcz i bądź spokoj- ny”, porzuca karierę nauczyciela na dworze carskim i ucieka na pustynię. Pogłębienie tejże du- chowości dokonuje się za spra- wą św. Szymona Nowego Teolo- ga (949-1002), który przybliżył ją do mistycyzmu. Por. Hezychazm, w: M. Chmielewski, Leksykon duchowości katolickiej, Lublin- -Kraków 2002, s. 308-310.

4. Por. J. Y. Leloup, Mnich Kościoła Wschodniego. Modlitwa Jezuso- wa, Kraków 1993.

5. Por. I. Loyola, Ćwiczenia du- chowne, Kraków 1991, s. 75.

6. Św. Teresa z Avila, Droga dosko- nałości, 4, 3-4.

7. Ewagriusz z Pontu, De oratione, 49, w: Patrologiae ursus comple- tus. Series Graeca, Paris 1857- 66, 40, 1245C.

8. Traktat o modlitwie Jezusowej, w: J. Naumowicz, Filokalia. Tek- sty o modlitwie serca, Kraków 2002, s. 365.

(7)

Na

początku wypada przy- pomnieć, czym jest modlitwa. Najprostsza z definicji mówi, że modlitwa to spo- tkanie, rozmowa z Bogiem. Z Bogiem, który jest Miłością, troszczy się o nas i chce naszego dobra. Ten sam Bóg pragnie spotkania z nami, codziennie czeka, aż otworzymy przed nim swoje serce i zaczerpniemy z bogactwa Jego serca.

Modlitwa może mieć wymiar oso- bisty, ale również wspólnotowy. Roz- mawiać możemy w przestrzeni wła- snego serca, a także we wspólnocie, która się gromadzi, aby spotkać się z Bogiem, dziękować Mu i powie- rzać to wszystko, co noszą w sercach członkowie zgromadzenia. Euchary- stia, nabożeństwa, spotkania modli- tewne są miejscem, gdzie śpiew jest pożądany i konieczny. Śpiew jednoczy i buduje wspólnotę. Stajemy bowiem przed Bogiem jako Lud Boży, który łą- czą te same pragnienia i który zgod- nie wzywa objawienia się Jego mocy.

Muzyka i wspólny śpiew ubogaca- ją liturgię, nadają jej inny charakter, upiększają, zwłaszcza liturgię niedziel i uroczystości. Śpiew jest zarezerwo- wany dla ważnych wydarzeń w życiu Kościoła, w życiu wspólnot czy grup parafialnych. Co więcej, ćwiczenie śpiewów jest jednym z ważniejszych elementów przygotowania do przeży- cia celebracji liturgicznych. Zwróćmy również uwagę, że teksty liturgiczne – zawarte m. in. w Mszale – mogą być recytowane, jednak najczęściej są śpiewane. Stąd wniosek, że kształt, forma zewnętrzna treści teologicz- nych nie jest bez znaczenia.

Jeśli sięgniemy do tekstów bi- blijnych, zwłaszcza starotestamen- talnych, to zauważymy, że muzyka, śpiew, a także taniec spełniały w róż- nego rodzaju celebracjach liturgicz- nych ważną rolę. Wiele z psalmów wzywa do wielbienia, chwalenia Boga

na instrumentach, do śpiewania na Jego cześć. Św. Paweł w Liście do Kolosan zachęcał do śpiewania psal- mów, hymnów i pieśni duchowych.

Podobnie czynili ojcowie Kościo- ła. Znamy, często cytowane, słowa św. Augustyna: Kto śpiewa, dwa razy się modli. My dodajemy, że kto fałszu- je, ten trzy razy się modli, wskazując na jeszcze większą wartość modlitwy śpiewem człowieka, który niekoniecz- nie ma predyspozycje do śpiewania, ale angażuje się w nią ze względu na wspólnotę i samego Boga.

Teksty pieśni, tych bardziej i mniej liturgicznych, pomagają w modli- twie tym, którzy nie potrafią wyrazić tego, co czują swoimi słowami. Wiele osób zachwyca się bogactwem treści zawartych na przykład w pieśniach pasyjnych. Wyśpiewane z sercem po- zwalają głębiej wniknąć w rozważane tajemnice.

Organista lub kantor tak powinni animować śpiew, aby każdy mógł się w niego włączyć. Nie powinni zapo- minać, że liturgia to nie miejsce na wirtuozowskie, solistyczne popisy, ale właśnie przestrzeń modlitwy, któ- rej muzyka i śpiew powinny sprzyjać, a nie przeszkadzać. Wierni natomiast powinni mieć świadomość, że od ja- kości ich śpiewu zależy jakość liturgii.

Nie chodzi tutaj o to, by śpiewać pięk- nie, bo nie każdy został obdarzony dobrym głosem, ale żeby włączyć się w śpiew na miarę swoich możliwości, pamiętając, kto jest w tym wszystkim najważniejszy. Wspomniany wcze- śniej św. Augustyn w innym miejscu swoich Wyznań napisał, że kto mi- łuje, ten śpiewa. Miłując Boga, pra- gnę okazać mu miłość, wdzięczność, uwielbienie w jak najpiękniejszy sposób. Śpiew jest świetnym narzę- dziem, aby to uczynić.

Chciałabym poruszyć jeszcze jeden aspekt modlitwy śpiewem. Warto zastanowić się, czy mój śpiew może pomóc innym ludziom przeżyć spo- tkanie z Bogiem, czy może pociągnąć innych ku Chrystusowi. Może ja sam, zwłaszcza jeśli zostałem obdarzony pięknym głosem, mógłbym zaśpie- wać psalm, a może zaangażować się w działalność scholi lub chóru para- fialnego. W naszej parafii od 16 lat działa parafialny chór, który swoim śpiewem służy lokalnej wspólnocie.

Jego szeregi są otwarte dla wszyst- kich, którzy zgadzają się z nami, że śpiew spełnia w Kościele rolę nieba- gatelną. Zapraszamy na próbę w każ- dą niedzielę o 17.00. Może czekamy właśnie na Ciebie.

Elżbieta laksa

Modlić się śpiewem

(8)

R

ok Wiary został nam dedy- kowany, byśmy poważnie zastanowili się nad naszym stosunkiem do zawierzenia Naj- wyższemu i nad życiem, na ile jest ono zanurzone w tym niezwykłym oceanie dobroci, mądrości, miło- ści, miłosierdzia i pokoju jakim jest Bóg. Czy aby wiara nie ogranicza się tylko do zewnętrznych praktyk schodząc na poziom przyzwycza- jenia i miłego kontaktu z innymi, z którymi spotykamy się w koście- le, w salkach katechetycznych, czy na pielgrzymkach i rekolekcjach?

A przecież:

Akt wiary jest najdonioślejszym wyborem w życiu człowieka; to w nim bowiem wolność dochodzi do pewności prawdy i postanawia w niej żyć

/JP II, Fides et ratio 13/.

Zatem, jaka jest moja relacja z Bogiem? Czy tylko powierzchow- na, czy modlę się, aby uchronić siebie i swoją rodzinę od złego?

Czy jednak głębsza, kiedy to Bóg jest dla mnie tak niezbędny jak powietrze, którym oddycham? Je- żeli rzeczywiście tak - staram się Mu zrobić miejsce w moim sercu, jeżeli jestem w Bogu po prostu zakochana, to będę starała się na- wiązywać z Nim jak najbliższy i jak najczęstszy kontakt. I tak jak za- kochani - najpierw rozmawiają ze sobą głośno, ciszej, a potem rozu- mieją się bez słów, tak też pewnie powinna wyglądać nasza modli-

twa. Modlitwa uwielbienia, dzięk- czynienia… No właśnie modlitwa, bo o modlitwę miałam zapytać na- sze kochane siostry karmelitanki bose.

ÒAnna M. van der Coghen: Życie sióstr to w dużej mierze życie modlitwą. niektórzy sądzą, że zakonnicy i zakonnice żyjące w klasztorach kontemplacyj- nych (zamkniętych) to osoby tak rozmodlone i poważne, że aż strach się do nich zbliżyć.

tymczasem, poznawszy sio- stry bliżej, widzę, że jesteście wspaniałe, radosne, tętniące życiem. Mówi się, że miłosna uwaga to klejnot Karmelu – jak to wytłumaczyć? Powiedzcie, proszę, naszym czytelnikom, Jak to się dzieje, że czerpiecie tę radość życia i otwartość na drugiego człowieka?

siostry: - Naszym powołaniem jest życie w oddaniu Jezusowi Chrystusowi rozmyślając dniem i nocą Prawo Pańskie i czuwając na modlitwie. Św. Teresa od Jezusa uczyniła modlitwę fundamentem i pierwszorzędnym zadaniem życia karmelitanek bosych. Modlitwa jest przyjacielskim obcowaniem i często powtarzaną rozmową na samotności z Tym, o którym wie- my, że nas miłuje (Ż 8,5). Obowiąz- ku modlitwy nie można ograniczyć do ściśle określonego czasu prze- znaczonego na modlitwę. W du- chu reguły, winna ona przenikać

całe życie, aby chodzić w obec- ności żyjącego Boga (1 Krl 18,14) i aby całe życie stało się modli- twą w poszukiwaniu zjednoczenia z Bogiem. Przyjaźń z Bogiem, mi- łosna uwaga skierowana na Boga, rodzi komunię braterską.

ÒA jak wygląda wasza modli- twa?- Centrum naszej modlitwy jest codzienna Eucharystia. Modlimy się wspólnie całą liturgią godzin, która składa się z: jutrzni, godzi- ny czytań, godzin w ciągu dnia (przedpołudniowej, południowej i popołudniowej) oraz nieszporów i komplety. W myśl tradycji tere- zjańskiej codziennie przeznaczamy dwie godziny na modlitwę myślną - rozmyślanie: jedną godzinę rano a drugą wieczorem. Modlimy się w chórze zakonnym. Rozważamy Słowo Boże w myśli i w sercu. Każ- dego dnia poświęcamy około jed- nej godziny na czytanie duchowe.

Czerpiemy pokarm z Ojców Ko- ścioła i dokumentów Magisterium Kościoła, z pism świętych zakonu, zwłaszcza św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża oraz innych dzieł teologicznych.

Życie modlitwy wymaga czysto- ści serca, nieustannego nawraca- nia się ku Bogu. Dwa razy w ciągu dnia odprawiamy rachunek su- mienia: przed obiadem i wieczo- rem, w czasie komplety. Co dwa tygodnie przystępujemy do sakra- mentu pokuty i pojednania. Aby

O modlitwie z siostrami

karmelitankami

(9)

zachować klimat modlitwy prze- strzegamy milczenia i samotności.

Pracę i wszelkie zajęcia łączymy z milczeniem, aby klasztor był do- mem modlitwy.

ÒCo mogłybyście w sprawie modlitwy zasugerować lu- dziom zabieganym, żyjącym we współczesnym świecie?

- Wiara jest relacją. Relacja domaga się spotkania, dialogu, wzajemności. Bogu zależy na nas, nawet gdyby nikomu innemu na nas nie zależało. On jest bliski, ku nam. Ustawiczna modlitwa, posty, dyscyplina i milczenie są potrzeb- ne, aby podtrzymać żar miłości.

Przyjaźń trzeba pielęgnować. Wy- godnie życie nie może iść w parze z modlitwą (DD 4,2). Modlitwa jest królewską drogą do Nieba wielki skarb leży na niej ukryty, nie dziw zatem, że wszystko to tak dużo

kosztuje. Wszystko na tym pole- ga, by przystąpić do rzeczy z nie- zachwianym postanowieniem, iż nie spoczniemy, póki nie staniemy u celu (determinacja).

ÒJak się zatrzymać, by spojrzeć w głąb i stanąć w prawdzie przed Panem?

- Także w Karmelu musimy czasem wyhamować. Ojciec re- kolekcjonista zażartował kiedyś, mówiąc, że: czas hamowania zależy od tego ile mieliśmy na liczniku. Pracy zawsze jest dużo, a czasu mało. Modlitwa powin- na zajmować pierwsze miejsce w organizacji życia i w osobistych zajęciach.

ÒCzy mają siostry jakieś spo- soby, aby uniknąć rozproszeń podczas modlitwy?

- Tak jak każdy człowiek, do- świadczamy rozproszeń na mo-

dlitwie. Rozproszenia możemy uczynić treścią naszej przyjaciel- skiej rozmowy z Bogiem. Bóg chce być obecny w naszej codzienno- ści. Możemy zapraszać Go w na- sze obowiązki, w to co nas trapi.

Potrzebne jest pokorne uznanie siebie za człowieka grzesznego, słabego, który może być uleczony przez Tego, który nie przyszedł do zdrowych, ale do tych, którzy się źle mają (Mt 9,12). Pan Jezus chce nas obdarzać pogodną ufnością i spokojem wolnym od przygnę- bienia. Jednym ze sposobów na rozproszenia podczas modlitwy może być panowanie nad własną wyobraźnią, zachowanie higieny własnej wyobraźni (należy świa- domie kontrolować obrazy pocho- dzące z zewnątrz).

ÒCałe wasze życie przesiąknięte jest do głębi modlitwą, czy za- tem przyjmujecie intencje mo- dlitewne od ludzi?

- Tak, przyjmujemy intencje mo- dlitewne. Wiele osób przychodzi do furty klasztornej. Opowiadają o swoich potrzebach i troskach, piszą listy e-maile...

Òzakony kontemplacyjne zaj- mują, jak wiadomo, szczególne miejsce w Ciele Mistycznym Kościoła, a soborowy dekret Ad gentes potwierdza, że są one gwarancją obecności Kościoła w swej formie najpełniejszej.

tak się cieszymy, że właśnie na terenie naszej Parafii są sio- stry, które żyją tak zjednoczone z Bogiem i za nas się u niego wstawiają. Bardzo dziękuję w imieniu swoim i czytelników, że zechciały siostry uchylić rąbka tajemnicy związanej z życiem w ścisłej klauzurze.

Daje nam to, szczególnie teraz, w Roku wiary, dużo do myśle- nia i jest takie budujące.

Anna M. van der Coghen Skróty użyte w tekście to:

Ż – Teresa od Jezusa, Życie

DD – Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy

Fot. Anna M. vdC

herb karmelitański z napisem Rozpaliłem się żarliwością o Pana Boga zastępów

(10)

O

małżeństwie sakramental- nym nie jedno już napisano.

Jest obrazem Boga samego, miłosnej relacji Trójcy, gdzie miłość Boga Ojca i Syna jest tak obfita, że stała się odrębną Osobą. Podobnie jest w miłości małżonków, która ze swej natury jest święta i płodna.

Co jednak zrobić, by faktycznie nasze małżeństwo mogło wskazywać swoim życiem na Źródło Prawdziwej Miłości i iść drogą świętości do nie- ba? Jedną z propozycji są zobowią- zania małżeńskie, które proponuje Domowy Kościół, gałąź rodzinna Ru- chu Światło-Życie. Wśród nich ważne miejsce zajmuje modlitwa małżon- ków. Nie chodzi tu bynajmniej o mo- dlitwę małżonków z dziećmi, czy o in- dywidualną modlitwę męża lub żony (to zupełnie inne zobowiązania), ale o taki czas, kiedy małżonkowie modlą się razem, tylko we dwoje. Jest to ich intymne spotkanie z Bogiem.

Żeby nie teoretyzować, jak taka modlitwa powinna wyglądać, napiszę po prostu jak jest w naszym małżeń- stwie. Zaczynaliśmy od wspólnego Chwała Ojcu…, na koniec dnia, czę- sto już w łóżku przed snem. Czasem nadal w ten sposób dziękujemy za przeżyty wspólnie dzień. Naszą mo- dlitwą na zakończenie dnia bywa tak- że dziesiątka różańca w intencji nas, naszych dzieci, rodziców, dziadków, zmarłych z rodziny i wszystkich tych, którzy w jakiś sposób przetaczają po- jawiają się przez w naszyme życiue, a czujemy, że modlitewnego wsparcia potrzebują.

Od czasu do czasu sięgamy także po o wiele bardziej intymną wspól-

ną modlitwę w formie uwielbienia i dziękczynienia. Najpierw jedno, po- tem drugie z nas w prostych słowach uwielbia na głos Boga we współmał- żonku. Przykład? Panie Boże, chcę Cię uwielbiać w moim mężu, w tym że tak wspaniale go stworzyłeś, w Jego bliskiej relacji z Tobą. Dziękuję ci, że ugotował dziś taki dobry obiad, że bawił się z dziećmi i świetnie gra na gitarze.

Podobnie wyglądała nasza modli- twa małżeńska przed Najświętszym Sakramentem na ostatnich rekolek- cjach, kiedy w kaplicy byliśmy sami.

Każda modlitwa przed żywym Bo- giem, ukrytym pod postacią chleba, jest owocna i życiodajna. Wspólny czas przed Panem był właśnie taki.

Uwielbialiśmy Boga we współmał- żonku, w darze życia, w miłości ale i w najprostszych rzeczach. Takie uwielbienie Boga w stworzeniu osta- tecznie koncentruje nas na Dawcy Łask, na Tym, od którego wszystko pochodzi. Dlatego nasza modlitwa – mimo tego, iż nie ustalaliśmy wcze- śniej jak będzie wyglądać – podążała ku uwielbieniu Boga w Nim samym.

Zakończeniem tego czasu było odda- nie się Jemu, oddanie Mu pod wła- danie naszego małżeństwa, planów, tego co posiadamy i czym tutaj na ziemi się opiekujemy. Te 15 minut przed Jego Majestatem minęło szyb- ko, jednak owoce tego czasu będą utrzymywały się długo w postaci większej cierpliwości do siebie, zaufa- nia, miłości, zrozumienia. Dlaczego?

Bo tylko będąc blisko źródła Miłości mamy pewność, że nasza miłość nie zwiędnie.

Podsumowując, wiele małżeństw nie wstydzi się wspólnej nagości i bli- skości aktu małżeńskiego. Wstydzi się natomiast wspólnej modlitwy, zapro- szenia najdroższej osoby w życiu do swojej intymnej więzi z Bogiem. War- to się mimo wszystko przełamać, bo jeśli kochamy małżonka naprawdę, to powinno nam zależeć na jego życiu wiecznym.

Znamy małżonków, którzy do świę- tości wspólnie doszli: Maria i Ludwik Beltrame Quattrocchi, Joanna i Pie- tro Molla, Zelia i Ludwik Martin…

Pomogła im z pewnością wspólna modlitwa, która zmieniała się i wzra- stała wraz z nimi. Moi rodzice, będą- cy w Domowym Kościele już wiele lat, modlą się obecnie modlitwą, której propozycję zamieściłam powyżej.

Anna Malińska

Propozycja

modlitwy małżonków

Boże, w majestacie nieskoń- czony, który stworzyłeś nas na swoje wyobrażenie, pomóż nam dostrzegać w sobie wzajemne podobieństwo Twoje i szano- wać siebie. Miłości niepojęta, który w Synu swoim umiłowałeś nas do końca, odnawiaj w nas miłość, ślubowaną przed Twoim ołtarzem, aby w nas nie gasła i nie słabła, abyśmy miłując się wzajemnie, szukali Twojej woli na każdy dzień.

Boże, który wierny jesteś w obietnicach swoich, Boże wieczny i niezmienny, wzmac- niaj nasze słowo wierności mał- żeńskiej, aby nie zwyciężyła nas słabość, aby niebezpieczeństwa nas nie pokonały, ale by jaśniała wierność w naszym związku ku Twojej chwale i naszemu dobru.

Amen.

Gdzie dwaj albo trzej…

o modlitwie małżonków

(11)

M

odlitwa – przebywanie z Bogiem – nie jest po to, żebyśmy mieli lepsze samopoczucie, żebyśmy otrzyma- li jakieś dobra, ani też nie po to, abyśmy zadowolili Stwórcę. Jest zjednoczeniem się z Nim, radością z Jego obecności, rozmową, a co za tym idzie, otwarciem serca na Jego miłość.

Modlimy się w różny sposób. Jed- ni powtarzają wyuczone formuły lub przesuwają paciorki różańca, inni wypowiadają własne słowa albo rozważają treść Biblii, jeszcze inni modlą się bez słów – kontemplują Boga w głębokiej ciszy. Sporo ludzi przedkłada modlitwę wspólnotową nad indywidualną. Jak widać, jest wiele dróg modlitwy. Są tacy, którzy wybierają jedną z nich i tacy, którzy podążają wszystkimi. Każda ma swój sens i swoją wartość, bo modlitwa to przede wszystkim ogromne za- ufanie, zawierzenie i wierność. To nic, że są chwile, kiedy w ogóle nie czujemy obecności Chrystusa i na- potykamy jedynie Jego milczenie, są przecież też takie, kiedy mamy pewność, że On jest tuż obok, słu- cha nas i do nas mówi. Wsłuchi- wanie się w to, co mówi Bóg, jest często trudne, ponieważ to raczej my chcielibyśmy do Niego mówić – dziękować, prosić, przekonać do zmiany zdania, a chodzi jedynie o to, żebyśmy z Nim współdziałali w wypełnianiu Jego woli, w reali- zacji planu miłości. Najistotniejsze bowiem dla chrześcijanina jest po- znać myśli i drogi Boże, by do nich dorastać. My tymczasem częściej skupiamy się na problemie modlitw niewysłuchanych, zastanawiając się dlaczego nie otrzymujemy natych- miastowej odpowiedzi. Trzeba jed- nak wierzyć, że każda nasza prośba jest wysłuchana natychmiast, zgod- nie ze słowami Jezusa: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię

moje (…) proście, a otrzymacie (J 16,23). Możemy więc prosić za- równo o rzeczy drobne, jak i o duże.

Ważne, żeby były dobre i zgodne z wolą Najwyższego. Tak prosił Pan Jezus w Ogrójcu: Ojcze, jeśli to moż- liwe, niech mnie ominie ten kielich.

Wszakże nie jako ja chcę, lecz jako Ty ( Mt 26, 39). Wystarczy modlić się z pokorą i wytrwale, a Bóg sam wy- bierze czas i sposób zrealizowania naszych próśb. Pewnie odpowiedzi na niektóre z nich poznamy dopiero w wieczności.

Nieraz nam się wydaje, że nie po- trafimy się modlić, odczuwamy we- wnętrzną pustkę, jesteśmy rozpro- szeni, nie znajdujemy właściwych słów, dręczą nas różne wątpliwości, ogarnia poczucie winy. Nie martw- my się tym. Może właśnie wtedy modlimy się najbardziej. Pan Bóg kocha nas takich bezradnych, ale zarazem ufnych. Gdy nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami (Rz 8,26). Po- prośmy Go o pomoc.

teresa Kryjon Ò O doświadczenia związane z modlitwą zapytałam

osobę w starszym wieku oraz młodą mamę

- Nie jestem tak odważna, by powiedzieć, że umiem się modlić. Wokół pytania o mo- dlitwę jest we mnie wiele niepokoju. Prawdziwa odpowiedź jest chyba wciąż między tak i nie. Gdyby nie świadomość bezradności samych Apostołów w tej materii i zapewnienie o pomocy Ducha Świętego, gdy nie umiemy się modlić, byłoby kiepsko. Pomogło mi też kiedyś słowo mądrego kapłana: każdy modli się na swój sposób.

Bardzo wysoko cenię sobie dar Eucharystii. Powoli dorasta we mnie świadomość, że jest ona źródłem i szczytem. Trudno mi ubierać moją modlitwę w słowa. Jak lekarstwo traktuję nieraz przywilej korzystania z Liturgii Godzin. Brewiarz utkany jest z psalmów. To one najczęściej bardzo adekwatnie opisują sytuacje i uczucia noszone w moim sercu, dla- tego bywają balsamem dla mojej codzienności.

W modlitwie szukam nieraz wyciszenia, uspokojenia. Niekiedy bywa ona ucieczką w bezradności, upokorzeniu, pogubieniu; czasem jest wzywaniem pomocy, najczęściej nawet nieokreślanej werbalnie – bo On wie lepiej.

Modlitwa jest też czasem wypowiadania wdzięczności za obdarowanie, za otrzymane dobro.

Jeszcze z czasów studenckich wypraw autostopowych pozostał we mnie zwyczaj spon- tanicznego dziękowania za życzliwego kierowcę, który zabrał; za oczekiwany tramwaj, który szybko nadjechał; za osobę bardzo pożądaną w danej godzinie; udane rozwiązanie.

Są to jednak o wiele bardziej emocjonalne poruszenia serca niż słowa. Tych drugich po prostu mi brakuje. Brakuje mi ich szczególnie w czasie adoracji. Zastępuję je nieraz „we- wnętrznym śpiewaniem” znanych mi i odpowiednich pieśni eucharystycznych. Najchęt- niej jednak po prostu milczę. Pozostaje mi wciąż prosić: „ Panie, naucz mnie modlitwy”.

Maria Modlitwa jest spotkaniem, które dokonuje się między osobą ludzką a osobą Boga.

To porównanie przywołuje mi w pamięci pewne zdarzenie z ubiegłorocznych wakacji.

Podczas wspólnej modlitwy w jednej z polskich katedr nasz, wówczas trzyletni, syn przyglądając się nam, zapytał mojego męża: tato, a do kogo ty mówisz? Mąż odpowie- dział: modlę się, rozmawiam z Panem Jezusem. Syn cały czas nas obserwował i w końcu stwierdził: ale on do ciebie nic nie gada! Mąż próbował w prosty sposób wytłumaczyć syn- kowi, że my nie słyszymy głośnego mówienia Pana Boga, my wierzymy i w sercu słuchamy, co ma nam do powiedzenia. Syn z właściwą sobie miną posłuchał, poobserwował dalej, po czym dodał: już wiem, on ma zepsute baterie i dlatego nie gada.

Musimy sobie w czasie modlitwy uświadomić, że Bóg jest obecny w tej chwili dla mnie. Jak w przykładzie opowiadanym z życia św. Jana Vianneya, który kiedyś w Kościele przypatrywał się długo modlącemu się wieśniakowi i zapytał: co tu robisz? Ten odpowie- dział: On patrzy na mnie, a ja na Niego.

W czasie modlitwy rodzinnej Bóg obecny jest pośród nas: małżonków, rodziców i dzie- ci. Ważne by dzieciom od najmłodszych lat pokazywać prostą modlitwę i uczyć szczerej rozmowy z Bogiem. Nasz syn tak przywykł do modlitwy rodzinnej, że nie pójdzie spać, póki razem do niej nie staniemy i nie podziękujemy za dar życia w kolejnym dniu i nie przeprosimy za to, co nie było właściwe.

Aneta

Jak się modlimy?

(12)

skuteczna modlitwa

Kiedy chodziłam do gimnazjum nasz katecheta często powtarzał zabawne dla nas wówczas zdanie:

Pan Bóg to nie jest złota rybka.

W ten prosty, obrazowy sposób tłumaczył, że nigdy nie będziemy dostawali od Boga wszystkiego, o co prosimy, a modlitwa nie może polegać na przedstawianiu listy swoich próśb, że jest czymś wię- cej: trzeba też przepraszać, dzię- kować, a czasem po prostu być w myślach z Bogiem, w zgodzie i ufności. Mimo że jesteśmy tego uczeni od małego, trudno nam oprzeć się pokusie, by skuteczność modlitwy oceniać na podstawie bilansu próśb wysłuchanych i nie- wysłuchanych.

Wiele moich modlitw zostało wysłuchanych, ale pozostaje pe- wien problem, z którym od dawna zwracam się do Boga i który nie tylko nie zostaje rozwiązany, ale wręcz przeciwnie, czasem mam wrażenie, że i tak już poważna sytuacja jeszcze się pogarsza. Być może po prostu nie umiem mo- dlić się skutecznie, myślałam wiele razy.

Kilka miesięcy temu usłyszałam od pewnej znajomej o Nowennie Pompejańskiej. Polega ona na co- dziennym odmawianiu trzech lub czterech części różańca świętego przez 54 dni. Prośby mojej znajo- mej zostały wysłuchane jakiś czas po odmówieniu Nowenny i w jej życiu zaczęły dziać się rzeczy nie- samowite. Podobne świadectwa znalazłam później w Internecie.

Postanowiłam spróbować i odmó-

wić Nowennę w wakacje, kiedy mam mniej obowiązków i łatwiej mi znaleźć czas na ponad godzinną modlitwę.

Muszę przyznać, że odmawianie jej jest wyzwaniem. Przede wszyst- kim nie można zrobić ani dnia przerwy, a to przez prawie osiem tygodni jest trudne. Na przykład, kilka dni temu rozchorowałam się i cały dzień leżałam w łóżku z go- rączką – pomimo to musiałam odmówić trzy różańce. Innym pro- blemem jest to, że nie zawsze jest mi łatwo skupić sie przez tak długi czas – jestem raczej niecierpliwa i łatwo uciekają mi myśli.

Modlę się już trzydziesty pierw- szy dzień. Na pewno nie robię tego idealnie. Ponieważ jeszcze nie skończyłam, nie mogę napi- sać, czy moja modlitwa okazała się skuteczna. Po raz pierwszy w ży- ciu dostrzegłam jednak wyraźnie, że owoce modlitwy objawiają się nie tylko w postaci wysłuchanej prośby, ale że są to głównie nie- oczywiste korzyści, których braku może byśmy nie dostrzegli, a któ- rych obecność jest dużą wartością.

Czym jest dla mnie w tej chwili, wciąż niedokończona, Nowenna Pompejańska?

nieoczywiste owoce modlitwy

Po pierwsze, to na pewno wspa- niałe ćwiczenie cierpliwości i wy- trwałości. Uczy determinacji, nie pozwala się poddawać. Co zabaw- ne, może też pomóc uwierzyć we własne siły. Nim zaczęłam się mo- dlić, pytałam samą siebie, czy wy-

trwam. Teraz mogę odpowiedzieć swoim działaniem – daję radę.

Nowenna pozwoliła mi także odkryć różaniec, który dotąd od- mawiałam bardzo rzadko. Bałam się, że wyda mi się zbyt mono- tonny, tymczasem teraz, modląc się, co jakiś czas odkrywam w nim nowy rytm, który mnie uspoka- ja i pozwala poczuć się pewnie i bezpiecznie. Czasem, modląc się, mam ochotę po prostu roześmiać się z radości, bez żadnego konkret- nego powodu. Wtedy wręcz żału- ję, że odmówiłam już danego dnia wszystkie części, bo mam ochotę modlić się jeszcze i trwać jak naj- dłużej w stanie pełnego szczęścia.

Oczywiście przychodzą momen- ty kryzysu, dni, kiedy dużo trudniej jest mi się skupić, jednak i one bywają owocne. Niejednokrotnie, kiedy uciekają mi myśli, nawet w nich odczuwam siłę modlitwy, wypowiadanej wówczas jakby mimowolnie. Nagle stwierdzam, że powinnam zaoferować pomoc bliskiej osobie, która ma ostatnio zbyt wiele obowiązków. Zdarza się też, że przypomni mi się jakaś miła chwila związana z kimś, na kogo akurat jestem zdenerwowana i myślę wtedy - ,,dlaczego się na niego złoszczę? Przecież go lubię!”.

Kiedy ktoś jest smutny i nie wiem, jak go pocieszyć, niespodziewa- nie przychodzą mi do głowy różne pomysły. Często wydaje się, że to drobne rzeczy, nieistotne gesty, ale po chwili okazuje się, że mogą zmienić bardzo wiele.

Nowenna Pompejańska poma- ga też bardziej mobilizować się na co dzień. Kiedy zaczynam narzekać czy mam ochotę powiedzieć coś

Zmień swoje życie

z Maryją

(13)

uszczypliwego, szybko przywołuję się do porządku - ,,tak się modlę i jestem taka okropna?” Modlitwa zobowiązuje. Po pierwsze, muszę się starać, jeżeli chcę, żeby była skuteczna. Na przykład, skoro co- dziennie powtarzam jako i my wy- baczamy, muszę zrobić wszystko, żeby to była prawda, nieszczere słowa nie działają. Po drugie, to kwestia swego rodzaju honoru, obawy ośmieszenia się przed sa- mym sobą. Jeżeli nie umiem być dobra, moja modlitwa przemienia się w hipokryzję. Każdy zły czyn wydaje się teraz jeszcze gorszy, jakby czynił z niej wręcz bluźnier- stwo. Częściej zastanawiam się, co powinnam zmienić, żeby być lepszym człowiekiem. Nowenna Pompejańska działa jak pokrętło, którym zgłaśniam swoje sumienie.

Modlitwa to wspaniałe ćwicze- nie duchowe. Wcześniej nie trak- towałam modlitwy w ten sposób, nie myślałam w ogóle, że dusza

mogłaby jakkolwiek, ćwiczyć (poza codziennym mierzeniem się z rze- czywistością). Ostatnimi czasy bar- dzo modne stało się uprawianie sportu. W co drugiej gazecie czy programie telewizyjnym porusza się temat pracy nad kondycją czy konieczności zrzucenia zbędnych kilogramów – wszędzie pojawia- ją się hasła typu: schudnij w trzy miesiące, ćwicz dla zdrowia czy wręcz zmień swoje życie z… (tu pada nazwisko znanej trenerki fit- nessu). Nikt z nas nie jest idealny i za każdym razem stając przed lustrem, dostrzeżemy coś, co na- leżałoby poprawić, wyćwiczyć, na- ciągnąć, coś co stanowi aberrację obowiązującego kanonu piękna.

Dużo trudniej stwierdzić, jakie zmiany przydałyby się naszej du- szy. Nie oglądamy jej każdego dnia w lustrze i często nie wiemy, co dokładnie jej dolega. Może, skoro nic nie uwiera, wszystko z nami w porządku? Kiedy przeczytałam

w gazecie, że wystarczy pół godzi- ny ćwiczeń dziennie, żeby poczuć się dobrze w swojej skórze, pomy- ślałam z rozbawieniem, że ja wo- bec tego odkryłam trochę bardziej czasochłonne ćwiczenia duchowe.

Nie są to ćwiczenia oferowane przez gazety, ćwiczenia, których efekty dostrzegą sąsiedzi, ćwicze- nia, których rezultatów będą nam zazdrościć znajomi, ale poprawiają stan duszy, a tylko tak można na- prawdę zmienić swoje życie.

Nie trzeba chyba dodawać, że różaniec jest spotkaniem z Mary- ją, czasem pozwala wręcz poczuć Jej obecność. Modlitwa przemie- nia cały świat, wszędzie pozwala widzieć znaki, uczy kontemplacji, przypomina, że wszystko jest dzie- łem Boga. Pewnego razu, kiedy skończyłam odmawiać różaniec, zobaczyłam na niebie promienie słońca wydobywające się spod ciemnych chmur i oświetlające ziemię złotym, pasiastym półko-

(14)

lem, zwane czasem łaską. Gdybym akurat się nie modliła, może na- wet nie zwróciłabym na nie uwagi.

W tamtym momencie poczułam ogromną radość, jakby Maryja da- wała mi znak, że mam modlić się dalej.

Co w tej chwili najbardziej za- chwyca mnie w modlitwie? Mo- dlitwa daje nadzieję. Nie ma chy- ba w życiu nic gorszego od utraty nadziei. Bez nadziei przyszłość wydaje się być tylko lodowatą otchłanią, w której nie czeka na nas nic dobrego. O taką otchłań nie warto walczyć. Niektórzy chcą o niej zapomnieć i uciekają w na- łogi, niektórzy w przerażeniu tar- gają się na swoje życie, inni stają się okrutni, bo skoro świat jest okrutny... Bez nadziei nie ma już Boga. Nowenna Pompejańska daje modlącemu się poczucie, że ma wpływ na swoją sytuację, wyrywa z pustki. Kiedy w naszym życiu dzieje się coś złego, wyda- rzeniom takim towarzyszą bezsil- ność, strach i samotność. Modląc się, nie jesteśmy już bezsilni, bo działamy. Nie boimy się, bo ufa- my. Nie czujemy się samotni, bo jest z nami Maryja. Często nie za- uważamy, że nadzieja, która po- pycha nas do modlitwy, jest sama w sobie ogromnym darem.

Choć brzmi to jak truizm, w tej chwili widzę, że wszystko ma sens.

Bez moich problemów nie pozna- łabym wszystkich wspaniałości, które niesie ze sobą modlitwa, nie przyszłabym do Maryi.

Odmawiając Nowennę Pompe- jańską, jestem pełna radosnego oczekiwania. W tej chwili czuję się szczęśliwa i nawet jeżeli dzieje się coś niepokojącego, powtarzam so- bie: ,,przecież się modlę, musi być dobrze”.

strach przed odrzuceniem próśb

Wiem, że modlitwa nie może zamieniać się w roszczenie, nie

zamierzam robić testu na obec- ność Boga we wszechświecie, nie chodzi mi o sprawdzenie skutecz- ności różańca. Wiem też jednak, że za wielkimi oczekiwaniami mogą przyjść wielkie rozczarowa- nia. Zanim zaczęłam odmawiać Nowennę, spytałam samą siebie:

,,czy jeżeli tym razem nie zostanę wysłuchana, przestanę wierzyć w Boga?”. Bardzo mocno wierzę, że moje prośby zostaną spełnio- ne, ale tego nie wiem. Nie chcę odwracać się od Boga, jeżeli nie wydarzy się to, o co proszę, ale nie jestem w stanie ze stupro- centową pewnością przewidzieć tego, jaka będę w przyszłości. Na swoje pytanie musiałam więc od- powiedź ,,nie wiem”.

Uważam, że świadomość wła- snej niewiedzy nie jest wcale niebezpieczna, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

W niewiedzy nie ma nic złe- go. Musimy ją zaakceptować, a odrzucić tylko towarzyszący jej strach. Odrzucić nie na rzecz pewności siebie. Pewność sie- bie łatwo mogłaby przerodzić się w pychę, tymczasem to pokora zmusza nas do pracy nad sobą.

Nie możemy też odrzucić strachu na rzecz pewności Boga, bo naj- częściej pewność Boga jest pew- nością wyobrażenia o Nim (,,jest dobry, a skoro jest dobry, zrobi wszystko tak jak ja tego chcę”).

Paradoksalnie, to pewność byłaby niebezpieczna.

Przyszłość jest niewiadomą i jedyną postacią, w jakiej może istnieć w życiu chrześcijanina jest zaufanie. Dlatego właśnie zaczęłam modlić się z ufnością, że Maryja nauczy mnie trwać przy sobie. Wiem, że jestem od- powiedzialna za każdy swój czyn tu i teraz. Kształtuję swoje życie w teraźniejszości. To wiara, a nie wiedza jest sensem modlitwy.

Modlitwa jest akceptacją faktu, że przyszłość kryje boskie a nie ludz- kie odpowiedzi, zgodą na obec- ność Tajemnicy w naszym życiu.

Zarówno życie, jak i modlitwa są rodzajem drogi. Tylko droga po- zwala dojść do celu i tylko po dro- dze mamy szansę siebie kształto- wać. Może wydawać się, że celem naszej modlitwy jest spełnienie się konkretnych próśb, a celem naszego życia jest wybudowanie domu, posiadanie dużej rodziny czy spłacenie kredytu i spokojna starość. Tymczasem prawdziwym celem, zarówno modlitwy jak i na- szego życia, jest sam Bóg. To do Niego zdążamy w swoich błaga- niach i czynach, to do Niego chce- my się zbliżyć. Pragnienie Boga jest w nas głęboko zakorzenione nawet, jeżeli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dlatego też Bóg nie tkwi w niewiadomej przyszło- ści, tam gdzie nasze proste ludz- kie dążenia. Jest z nami tu i teraz, pozwalając nam siebie poznawać.

Jego perspektywą jest wieczność.

Człowiek nie jest w stanie objąć wieczności rozumem. Bóg, bę- dąc zarówno Celem jak i Drogą, pozwala nam dotknąć wieczności w modlitwie, otworzyć na nią ser- ce, On sam prowadzi nas do sie- bie. Modlitwa zawsze daje nam to, o co woła nasza dusza i co jest dobre z perspektywy Boga, dlate- go nie możemy bać się rozczaro- wania modlitwą.

Bóg zna też ludzką naturę i nie potępia naszych ludzkich, ziem- skich marzeń i próśb. Nawet zaprasza nas do tego, żebyśmy modlili się w konkretnej inten- cji, zaprasza między innymi przez Maryję i Nowennę Pompejańską.

W ten sposób okazuje nam swoją nieskończoną miłość, dając w mo- dlitwie samego Siebie, rozpalając w nas płomień mądrości i dobro- ci. Ktoś powiedział, że kto szuka Boga, ten już Go znalazł. Modli- twa jest zawsze poszukiwaniem Boga. Nawet, jeżeli wydaje nam się, że szukamy tylko rozwiązania swoich ziemskich problemów, od- najdziemy Go poprzez modlitwę.

Paulina Konca

(15)

Cała Nowenna Pompejańska trwa 54 dni i dzieli się na dwie części po 27 dni. Nazywamy je czę- ścią błagalną i dziękczynną. Aby się nie pogubić, warto zaznaczyć sobie w kalendarzu dni trwania nowenny – datę rozpoczęcia i za- kończenia. Nowennę Pompejań- ską odmawiamy w jednej intencji przez cały czas jej trwania. Nie wy- mieniamy listy intencji, ale jedną, najlepiej precyzyjną i konkretną prośbę.

1. Różaniec składa się z trzech czę- ści (radosna, bolesna i chwaleb- na). W 2002 r. Jan Paweł II dodał część światła, której nie musimy odmawiać w Nowennie Pompe- jańskiej (chociaż warto). Każda część różańca liczy 5 tajemnic.

Z kolei każda tajemnica to jedna dziesiątka różańca. Tak więc po- liczmy: 3 części x 5 tajemnic daje 15 dziesiątek do odmówienia codziennie w Nowennie Pompe- jańskiej.

A teraz po kolei: nowenna Pompejańska krok po kroku przez 54 dni.

1. Najpierw żegnamy się znakiem krzyża.

2. Potem podajemy intencję i mó- wimy: „Ten różaniec odmawiam na Twoją cześć, Królowo Różań- ca świętego”.

3. Teraz czas na modlitwy począt- kowe różańca (Wierzę w Boga, Ojcze nasz, 3 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu) – odmawiamy je- den raz, na początku Nowenny w danym dniu.

4. Następnie odmawiamy róża- niec – piętnaście tajemnic. Nie trzeba ich odmawiać na raz, można podzielić np. tak, że rano modlimy się tajemnicami radosnymi, w południe tajem- nicami bolesnymi, a wieczorem – chwalebnymi.

5. Po skończeniu każdej części ró- żańca modlimy się krótką mo- dlitwą (błagalną lub dziękczyn- ną) – są one wymienione niżej.

6. na samym końcu modlimy się modlitwą Pod Twoją obronę oraz trzy razy z ufnością i wia- rą mówimy: „Królowo różańca świętego, módl się za nami!”

7. Modlitwy błagalne i dziękczyn- ne w nowennie Pompejańskiej Modlitwy końcowe w trakcie części błagalnej – modlimy się tą modlitwą przez pierwsze 27 dni nowenny.

„Pomnij o miłosierna Panno Różańcowa z Pompejów, jako ni- gdy jeszcze nie słyszano, aby kto- kolwiek z czcicieli Twoich, z Ró- żańcem Twoim, pomocy Twojej wzywający, miał być przez Ciebie

opuszczony. Ach, nie gardź proś- bą moją, o Matko Słowa Przed- wiecznego, ale przez święty Twój różaniec i przez upodobanie, ja- kie okazujesz dla Twojej świątyni w Pompejach wysłuchaj mnie do- brotliwie. Amen.”

Modlitwy końcowe w trakcie części dziękczynnej – modlimy się tą modlitwą przez drugie 27 dni Nowenny.

„Cóż Ci dać mogę, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie. Ile mi sił star- czy, będę rozszerzać cześć Two- ją, o Dziewico Różańca święte- go z Pompejów, bo gdy Twojej pomocy wezwałem, nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś. O ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do różańca świętego, wszystkim gło- sić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali. O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen.”

Zródło: http://pompejanska.rosema- ria.pl/2011/06/jak-odmawiac-nowenne- pompejanska-krok-po-kroku/#more-163

Jak odmawiać Nowennę

Pompejańską?

(16)

W

czerwcowym nume- rze magazynu „Ma- lemen. Life Style and Everything InBetween” ukazał się ostatni wywiad przeprowa- dzony z Markiem Jackowskim - kompozytorem i gitarzystą, lide- rem zespołu Maanam - zmarłym 18 maja 2013 r.

Tekst Grzegorza Kapli Ma- rek Jackowski. Wyjście światła2 przybliża czytelnikowi postać muzyka, który nie wstydził się opowiedzieć o swoim życiu, po- szukiwaniu jego sensu, zbłądze- niu, odrodzeniu i spełnieniu.

Pragnieniem artysty było na- pisanie książki o tym, co jest naj- ważniejsze w życiu człowieka.

Zgodnie ze swoim planem, spo- tykanym ludziom zadawał takie pytanie i zbierał ich opowieści o sensie życia. Pozwoliły mu one ostatecznie stwierdzić, że szczę- ście jest poza słowami. W sferze transcendentnej.

W opowieści o „drugim ży- ciu”, o szansie, która została dana muzykowi, poruszająca jest jego szczerość. W rozmowie z dziennikarzem zastanawiał się nad pewnego rodzaju intymną tajemnicą, której doświadczył.

Wiele lat minęło od dnia, kie- dy przestał pić. „A pił kiedyś na śmierć.” I kiedy przyszedł ko- niec - a to wiedział natychmiast - w tym ostatecznym momencie poprosił. Tak wspominał tamte chwile: „Tylu ludzi odeszło , bo nie poradziło sobie. A przecież

to takie proste: proście a będzie wam dane. Świat czasem jest podły, kobiety niewierne, przy- jaciele oszukują. Jak tu wierzyć, że wystarczy poprosić? Nie po- trafisz przebaczyć? To trudne, ale poproś. Mnie się udało. Nie potrafisz rzucić alkoholu czy he- roiny? Poproś. Nie potrafisz się oprzeć innej kobiecie? Przecież jeśli ulegniesz, niszczysz wszech- świat. Rodzinę, dzieci. Wszystko, co kochasz... No dobrze. Tu po- wiem: mnie się nie udało, ale ja poprosiłem w tym ostatecznym momencie”.

Dojrzałe spojrzenie na mi- niony czas pozwoliło artyście stwierdzić: „Ja każdemu życzę, żeby wytrzeźwiał i był pięknym człowiekiem. (…) W muzyce czu- wanie jest ważnym obszarem, jeśli się zagapię, będę grał w po- przek akordu. To drobiazg, ale łatwo go dostrzec. W życiu gubi się człowiek łatwo, a dostrzec to strasznie trudno”

Ważnym i symbolicznym do- świadczeniem był dla Marka Jac- kowskiego powtarzający się sen obrazujący spotkanie na ulicy z Janem Pawłem II, który patrząc na muzyka, kręci głową i mówi

„Oj, Mareczku, Mareczku”.

A w kolejnym śnie Ojciec Święty stoi na podwyższeniu i mówi: „Piątek po Wielkim Piąt- ku. Wyjście światła.” Sny zostały zapisane za namową kolegów z zespołu. Czuli, że to może być ważne.

I kiedy po czterech latach zmarł Jan Paweł II, Marek Jac- kowski pojechał z żoną i dwiema córkami do Rzymu, pożegnać Ojca Świętego. Kolejka do krypty ciągnęła się bez końca. W piątek zrobili zdjęcia przy bazylice. Po powrocie, gdy na jednym z nich widać było, jak Marek stoi w słu- pie światła, a wokół tłum ludzi, ale nikt tego światła nie widzi - żona artysty stwierdziła: „Wyj- ście światła”. Przypomniał sobie wówczas o tamtych snach. Poru- szony zdał sobie sprawę z tego, że zdjęcie zrobiono w drugi pią- tek po Wielkim Piątku, jak przed laty usłyszał we śnie.

W kontekście ogłoszonego w ten właśnie piątek papieskie- go testamentu słowo „czuwaj- cie”, stało się dla muzyka najważ- niejsze. Jego sen był o czuwaniu.

Takie przesłanie odczytał, ale i przekazał w swoim ostatnim wywiadzie. Trzeba czuwać „żeby nie zdradzić, żeby nie pogubić miłości, żeby w nas nie zgasło światło. To właśnie jest najważ- niejsze w życiu.”

Marek Jackowski nie napisał książki o sensie istnienia, ale zo- stawił kilka cennych rad i wska- zówek:

Ważne, żeby w tym co się gra, była prawda.

Jeśli nie będziemy dla siebie dobrzy, zginiemy.

Jeśli coś jest dobrze zrobio- ne, to musi przynieść sukces.

Dobra wędka daje ci rybę. Do-

A przecież to takie proste:

proście,

a będzie wam dane.

Marka Jackowskiego 1 sen o czuwaniu

(17)

bre grzybobranie to obiad na dwa dni.

„Nauczył się łowić w dzieciń- stwie. Jak wszyscy na Warmii.

Po wojnie bieda była taka, że jak chciałeś jeść, trzeba było ryb nałowić. Albo uzbierać grzybów.

Póki nie napełniło się wiadra, nie było po co wracać. Więc nieraz chodził po nocy. Bez latarki. Na- uczył się wtedy drogę odnajdy- wać po ciemku. Przyroda nauczy- ła go harmonii, przekonania, że świat jest kompletny. Jest w nim miejsce na słońce, jest miejsce na burzę. I jest na wiatr”.3

Ukształtowała go Warmia.

Pochodził spomiędzy lasów i je- zior. To nauczyło go wolności.

I może właśnie umiejętność od- najdywania nocą drogi w lesie pozwoliła mu odnaleźć właściwą drogę w życiu? „Przecież nic nie jest przypadkowe” – powiedział.

W każdym wydarzeniu ukry- te są ślady Bożej Opatrzności, a modlitwa jest wielką siłą. Pa- miętając o tym, czego doświad- czył Marek Jackowski: Prośmy, a będzie nam dane - Przecież to takie proste.

Beata Brachaczek-Świerkot

1. Marek Jackowski, ur. 11 grudnia 1946 w Starym Olsztynie, zm. 18 maja 2013 w San Marco (Castel- labate).

2. Grzegorz Kapla: Marek Jackow- ski. Wyjście światła. W: „Male- men. Life Style and Everything InBetween”, Nr 6 (38), czerwiec 2013, Warszawa, s.53-66.

3. Por. Tamże.

Fot. Sonia Jackowska

Redakcja dziękuje Agencji Rock house Entertainment z wrocławia za możliwość opublikowania zdjęć Marka Jackowskiego.

(18)

K

ażdy z nas pamięta ze szkol- nych lekcji historii władców o dziwnych dla nas przy- domkach. Nieraz nas one śmie- szyły, nieraz napawały dumą jako Polaków, a czasem budziły zasta- nowienie nad swoim znaczeniem.

Do tej ostatniej kategorii na pew- no należy Bolesław Chrobry - sło- wo od dawna już nie używane w naszym języku, a tłumaczone jako dzielny, odważny. Przydomki te często odnosiły się do zewnętrz- nych cech władcy i to w sposób dziś dla nas nie do przyjęcia. Nie sposób bowiem wyobrazić sobie, by nawet nielubianego premiera czy prezydenta oficjalnie nazywać Grubym, Łysym czy Krzywoustym.

Był przecież także Laskonogi czy Plątonogi, co dziś byłoby odebra- ne jako chamskie natrząsanie się z kalectwa. Niektóre z przydom- ków odnosiły się do uwłosienia władcy, jak Kędzierzawy, Rudy, Czarny lub Biały, a także jego wie- ku - jak Stary. Warto tu dodać, że w wypadku Zygmunta Stare- go nie chodziło o wiek jako taki, lecz odróżnienie od jego syna Zygmunta Augusta, którego uczy- nił współrządzącym (było więc formalnie jednocześnie dwóch królów o imieniu Zygmunt). Inne przydomki odnosiły się do cech charakteru władcy i jego doko- nań politycznych. W pierwszym

wypadku najbardziej znany jest wspomniany Chrobry, w drugim Kazimierz Wielki – jedyny polski władca uhonorowany takim przy- domkiem (choć – jak w wypadku innych wielkich postaci – niektóre jego czyny są dziś co najmniej kon- trowersyjne). Czyny zadecydowały o nazwaniu wnuka Chrobrego Od- nowicielem, a smutne losy życio- we o nazwaniu najstarszego syna Krzywoustego – Wygnańcem. Co do cech charakteru były tu zarów- no pozytywne, jak w przypadku Bolesława Śmiałego, zwanego też Szczodrym (choć porywczy cha- rakter przyczynił się do jego zgu- by), jak też negatywne, jak Gnu-

śny (czyli Leniwy – tak określano do XIX wieku Mieszka II). Dla wy- jaśnienia warto dodać, że w przy- padku niektórych władców mamy do czynienia nie z przydomkiem, lecz drugim imieniem nadanym im na chrzcie – najbardziej znany jest tu przypadek Władysława (imię słowiańskie – tradycyjne) Herma- na (imię niemieckie, traktowane wówczas jako chrześcijańskie).

Opisane zjawisko w całej pełni wystąpiło wśród Piastów śląskich.

Założycielem tej linii był bowiem Władysław II Wygnaniec. Jego sy- nowie Bolesław Wysoki i Mieszko Plątonogi byli pierwszymi wład- cami Dolnego (Bolesław) i Gór-

Kartki z dziejów Śląska - Antoni Wilgusiewicz

Książę

Henryk Pobożny

- obrońca Śląska i chrześcijaństwa

Bazylika w trzebnicy - obecnie w zarządzie ss. boromeuszek

(19)

nego (Mieszko) Śląska. Następ- cą Bolesława we Wrocławiu stał się Henryk Brodaty. Władca ten przyczynił się do rozwoju gospo- darczego Śląska, gdzie prowadził działalność podobną do tej, któ- rą zasłynął później w Polsce Kazi- mierz Wielki. Był też uczestnikiem rywalizacji o dzielnicę krakowską, a więc o zwierzchnictwo nad całą, podzieloną przez jego pradziada Krzywoustego na dzielnice Polską.

Wśród zmiennych losów tej rywa- lizacji udało mu się zostać senio- rem, a myślał nawet o koronacji na króla Polski. Niestety zmarł 19 marca 1238 roku i został po- chowany w kościele przyklasz- tornym w Trzebnicy, wybudowa- nym z posagu jego żony Jadwigi.

Z pewnością był najwybitniejszym ze wszystkich władców Śląska w historii.

Wspomniana Jadwiga była żoną Henryka od około 1186 roku. Jako córka Bertolda, księcia Meranu i Agnieszki z rodu Wettynów, hra- biów Andechs, należała do elity ówczesnej Europy. Wystarczy po- wiedzieć, że jej siostry były żonami królów Francji i Węgier. Od dzie- ciństwa niezwykle religijna, po- święcała się dziełom dobroczynno- ści, fundowała klasztory, z których dziełem jej życia był wspomniany już klasztor cystersek w Trzebni- cy (1202). Po urodzeniu ośmiorga dzieci wspólnie z mężem złożyła śluby czystości, po czym osiadła w Trzebnicy, gdzie zmarła w opi- nii świętości 15 października 1243 roku. Bardzo szybko, bo już po 24 latach została kanonizowana. Jest uznawana za patronkę Śląska i Pol- ski, czczona także w Niemczech (jej imię nosi berlińska katedra rzymskokatolicka).

Łatwiej nam po tym obszer- nym wstępie zrozumieć dlaczego syn Henryka i Jadwigi nosił przy- domek Pobożny. Jako jedyny syn - obok siostry Gertrudy, przełożo- nej klasztoru w Trzebnicy – prze- żył śmierć swego ojca. Urodził się około roku 1196 i wobec śmier- ci braci rychło został przyszłym

sukcesorem tronu książęcego we Wrocławiu, a być może i przyszłym królem Polski. Około 1217 roku ojciec uzgodnił jego małżeństwo z córką króla Czech Anną, z którą miał dwunastkę dzieci (w owych czasach nie było to nic szokują- cego). Ojciec stopniowo przygo- towywał go do przejęcia władzy, a matka umacniała w wierności Bogu i nauce Kościoła. Nigdy nie było między nim a rodzicami kon- fliktów, co na tle ówczesnej prak- tyki występującej w rodzinach panujących historycy określają jako sytuację bez precedensu. Już w 1234 roku za zgodą ojca Henryk został tytularnym księciem Śląska i Polski, a w cztery lata później po śmierci ojca objął jego tron.

Kontynuował politykę ojca w taki sposób, że dziś mówi się o monar- chii Henryków śląskich. Zażegnał między innymi spór, w jaki ojciec wszedł z biskupem wrocławskim Tomaszem. Podobnie jak ojciec dbał o dobre stosunki ze Stolicą Apostolską, której w młodości został oddany pod opiekę. Choć musiał uznać suwerenność przy- szłego księcia krakowskiego Bole- sława Wstydliwego, a także księ- cia opolskiego Mieszka Grubego,

to nadal zachował duże szanse na uzyskanie korony Polski, co było marzeniem jego ojca. Gdyby je zrealizował, losy Śląska i całej Pol- ski prawdopodobnie wyglądałyby całkiem inaczej…

Niestety… 9 kwietnia 1241 roku na polu pod Legnicą musiał stawić czoła apokalipsie, która nadeszła od wschodu, pustosząc ówczesną Europę. Według histo- ryków nie miał żadnych szans na zwycięstwo, niezależnie od takich czy innych zarzucanych mu błę- dów. Przewaga wojsk mongol- skich pod każdym względem była ogromna. Jako prawy, chrześcijań- ski rycerz stanął do walki w obro- nie swojej śląskiej ziemi, ale także chrześcijaństwa i europejskiej cy- wilizacji i w walce tej zginął. Jego zmasakrowane ciało odnaleziono i pochowano w kościele francisz- kanów we Wrocławiu. Władzę po nim objął najstarszy syn, Bolesław zwany Rogatką. Znany z hulasz- czego trybu życia, znienawidzony przez rycerstwo i duchownych, szybko roztrwonił dorobek ojca i dziada, zaprzepaścił tym samym szanse na ponowne złączenie Ślą- ska z Polską… Historia bywa czasa- mi zadziwiająco okrutna….

Średniowieczna podobizna henryka Pobożnego

(20)

Z

iemia Sandomierska to jeden z piękniejszych regionów na- szego kraju. Obfituje w miej- sca ważne pod względem zarów- no historycznym, przyrodniczym, jak i kulturowym oraz sakralnym.

Położona między Pilicą a Wisłą oraz Sanem a Dunajcem przycią- ga miłośników architektury, sztuki i wspaniałej przyrody. Te powo- dy wystarczyły, aby wziąć udział w parafialnej wycieczce zorganizo- wanej tam pod koniec czerwca.

W słoneczny, upalny poranek udajemy się w drogę, spodziewa- jąc się wielu wrażeń i niespodzia- nek. Pierwszym miasteczkiem, które zwiedzamy jest Koprzyw- nica, a w niej pocysterski zespół klasztorny, po którym oprowa- dza nas miejscowy przewodnik.

Z niezwykłą swadą przybliża dzie- je klasztoru z XII wieku i kościoła św. Floriana. Świątynia zadziwia przepięknie namalowanymi sce- nami biblijnymi, a sprowadzone z Krakowa relikwie św. Floriana skłaniają do refleksji i modlitwy.

Nieopodal Koprzywnicy znajduje jedna z najstarszych wsi w Sando- mierskiem. Sulisławice z sanktu- arium Matki Bożej Bolesnej są dla Ziemi Sandomierskiej tym, czym dla Polski Częstochowa. Przyby- wają tu liczni pielgrzymi, prosząc o łaski i dziękując za te już otrzy- mane. Niewielki, lecz urzekający obraz Matki Bożej Sulisławskiej ma 400 lat i był świadkiem wielu nad- przyrodzonych zdarzeń, jak choć- by tego - przywołanego przez ka- płana-przewodnika - dotyczącego cudownego ocalenia miejscowego licealisty z wypadku.

Upał nie słabnie, dlatego w Kli- montowie chętnie wchodzimy do

kolegiaty św. Józefa. W świątyni ufundowanej w 1637 roku przez Jerzego Ossolińskiego znajdujemy trochę ochłody, ale przede wszyst- kim imponujące barokowe wnę- trze. To tylko przedsmak tego, co nas dzisiaj czeka – prawdziwa per- ła architektury romańskiej – Opa- tów. Ledwo przekraczamy granicę miasta, od razu widzimy wznoszą- cą się ponad nim kolegiatę Święte- go Marcina Biskupa.

Jest ona najważniejszym tutej- szym obiektem, budzącym zain- teresowanie nie tylko szukających miejsc kultu, ale również miłośni- ków szeroko pojętej sztuki sakral- nej i historycznej. Sympatyczna

pani przewodnik szczegółowo pre- zentuje dzieje kolegiaty i z ogrom- ną pasją omawia elementy wnę- trza takie jak: prezbiterium, ołtarze boczne, portale, gotycki krucyfiks, sklepienia, liczne obrazy i płaskorzeźby. Bogactwo architek- toniczne oraz ilość i piękno malo- wideł sakralnych i historyczno-ba- talistycznych są nie do opisania, a błękitno-różowe wnętrze nadaje bazylice specyficzny klimat. Każ- dy skrawek ściany, sufitu, podłogi jest pokryty czymś niezwykle cen- nym. Warte obejrzenia są: zespół nagrobków w kaplicy grobowej rodziny Szydłowieckich, freski w kruchcie i skarbcu, malowidła:

Bitwa pod Grunwaldem, Odsiecz Wiednia, Bitwa na Psim Polu, Ukrzyżowanie, wizerunki świętych z symbolicznymi atrybutami i mo- tywami roślinnymi, wnęka ścienna z relikwiarzami Świętego Marcina Biskupa, Świętej Faustyny Kowal- skiej i Błogosławionego Michała Sopoćki oraz arcydzieło polskiego

Sandomierz i okolice

Kościół zwiastowania najświętszej Marii Panny w Kazimierzu Dolnym Fot. Irena Kontny

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak zatem widzimy, na przestrzeni 25 lat stanęło na misyjnej roli Burundi i Rwandy 24 polskich Karmelitów Bosych. Dużo, bo trzeba pamiętać, że wszyscy zakonnicy

szafa, potem kilka wyrazów, gdzie dwuznak ,,sz’’ jest w środku wyrazu np. maszyna, a teraz

z miłosierdzia Bożego i łaski Świgtej Stolicy Apostolskiej biskup Diański, sufragan i wikary kapitulny biskupstwa Wrocławskiego, dziekan tumski,. kawaler i.. swój

Przejawia się on jako więź z Bo- giem i braćmi, która jest w stanie trwać mimo ucisków i prześlado- wań, wieź mogąca ten pokój nawet umacniać, a dzięki

Zda- rza  się,  że  odzywa  się  w nas  bunt,  myślimy,  że  nasza  wiara  to  tylko  cierpienie,  że  jest  smutna,  ciężka,  ponura.  Niektórzy  mówią, 

W jednym z dokumentów Sobór Watykański II przypomniał, że każde ludzkie życie może i powin- no być święte: wszyscy w Kościele, niezależnie od tego, czy należą do

na niby się kochać będziemy więc chociaż upij się ze mną nigdy się tak nie kochałeś a i napoju takiego nie piłeś miły od

Maja Skibińska, Katedra Sztuki Krajobrazu, Wydział Ogrodnictwa, Biotechnologii i Archi- tektury Krajobrazu, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego (skibinska_maja@wp.pl)