• Nie Znaleziono Wyników

Głos Wąbrzeski 1927.02.24, R. 7, nr 23

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Wąbrzeski 1927.02.24, R. 7, nr 23"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

G IO S W Ą B R Z E S K I

PONMLKJIHGFEDCBA

Środa Damiana Ciwartek Macieja ap.

Piątek Zygfryda

Dziś wschód słońca o godz. 6,36 zach 17 2

Jutro . .. «--'3 .. }’ J

Dziś „ księżyca 23 8 U,»3

> • , Za ogloiz. pobiera •!« «d wierna mm, (7 lam.) 10 gr. za reklamy m atr. 34am. w wiadomoieiach potocznych 30 gr na P'etJ*- azej ,tr. iO gr. Rabatu udziela tie przy caratem ogła- azaniu. -Głoa Ugbrzeaki“ wychodzi trzy ra-» tygodn.

i to w poniedział"., arodg i piątek. Skrzynka pocztę- wa 23 Redakcja i adminiitraeja ul. Mickiewicza 11 Telefon SO. Kon’o czekowe P. K. O. Pozna*

n>ie*kc«al« 1.50 mIz od-

r r z e a p ła ia . noszeniem przw poezt, 20 «r W wypadkach niaprzewidzianycn. PW w,hxy.

manio prtedłiębiorłtwa, złożeniu pracy, przerwaniu ko- taonikacji. otrzyaaujący nie ma prawa ż«da« pozatermi.

aowyeh doatarcaeA gazety, lub cwretu eeny abona- i. Za driał cwtezzen. redakeia me odpowiada.

Nr. 23 Wąbrzeźno, czwartek 24 lutego 1927 r.

W o b ro n ie P o m o rza i czci k o b iety p o m o rsk ie).

O d r. 19 2 0 m y P o m o r z a n ie d o z n a w a liś m y n a ­ der lic z n y c h o b e lg i o s z cz e r o tw . Z a r z u c a n o n a m brak p o ls k o śc i i n a z y w a n o „ S z w a b a m i, p r u sk ie m i iw in ik m i, p r u sk ie m i m o r d a m i4*, p o s ą d z a n o n a s

• brak p a tr io ty z m u , o s k ło n n o ś c i g e r m a ń sk ie ,—

nawet z w y s o k ich s ta n o w is k r z u c a n o n a n a s o - belżywe p o s ą d z e n ia o z m o w ę z P ru sa k a m i — a nawet z k o m u n ista m i. — D o tą d je d n a k n ie ś m ie li

„ o d ro d z eń c y * p lu ć n a c z e ś ć k o b ie ty p o m o r sk ie j, c h o ć n ie m o g li p o w s trz y m a ć s ię o d r o ż n y c h g łu ­ p ic h k r y ty k i s z y d e r stw . D o p ie r o te r a z jakaś

„ o d ro d z eń c z a c z y te ln ic z k a " „ C z e r w o n e g o K u r jer a "

«rvlała w te r n p iś m id le ja d o w itą ż ó łć n a c z e ść p o m o r s k ic h m ie s z c z a n e k .

D o ś ć d łu g o z n o siliśm y lic z n e o b e lg i i o s z c z e r -

J x ii je d n a k p r z e b r a ła s ię m ia r a i c z a s M d o b itn ą , p o m o r s k ą o d p o w ie d ź .

K im ż e c i b e z w sty d n i o s z c z e r c y ?

S ą to lu d z ie , k tó r z y b y li n a P o m o r z u m o ż e p r z e z k ilk a ty g o d n i a a le tn isk u , a lb o p r z e z kilka d n i —, z e tk n ę li s ię p r z ejś c io w o z p o m o r sk ą lu d n o śc ią , le c z n ie z d o ła li je j a n i p o z n a ć , a n i

z r o z u m ie ć . ; x .

S ą n im i r ó ż n i p r z y b y s z e , J c to r y c h z a z y d zo n e umysły n ie s ą w s ta n ie z r o zu m ieć d u s z y P o m o ­ r z a ; s ą „ a u str ja c y " , k tó r z y w p r a w d z ie u' m ie ją m ó w ić p o p o ls k u , le c z p o z a „ W id n ie m a ic z e g o d o b r e g o n ie w id z ą , a w s z y stk o o c e n ia ją na m ia rę w ie d eń s k o -g a lic y js k ą ; z a k u te to g ło w y i z a tę c h łe w a tm o s fe r z e ż y d o w s k o - w ie d e ń s k o -g a - lic y jsk ie j d u sz e !

n im i n ie sz c z ę ś n i „ a k ty w iś c i p r a w ic o w i i le w ic o w i, k tó rz y w y s łu g iw a li s ię N ie m c o m , a marzyli o h a b s b u r s k ie j lu b h o h e n z o lle r n s k ie j P o l-

•ce — i m o ż e d z iś je s z c z e o ta k ie j m a r z ą . O n i to u m ieli p r z e fr y m a r cz a ć u p r a w n ie n ia n a s z e, w y ­ nikające z tr a k ta tó w , n a k o r z y ść N ie m c ó w ; o n i to s c h le b ia li i s c h le b ia ją N ie m c o m — sta r a ją c s ię o b łu d n ie z a r zu c a ć n a m s w e w ła s n e s k ło n n o ś c i niemieckie —, a n a w e t w r ę cz p o s ą d z a ć o z d r a d ę . S ą n im i In d z ie , k tó r z y k p ią s o b ie z p r a w a i K o n s ty tu c ji, z p r z y się g i i z p r a w o r z ą d n o ś ci, k tó ­ rzy z ja w n y m i z d r a jca m i p r z y ja zn e i z a ż y łe u -

tr zy m y w id i s to su n k i. . i »

S ą n im i ż y d z i i m a s o n i, s ą s z a b e s g o je , k tó ­ r y m w ię c e j z a le ż y n a p o k la s k u ż y d o w sk o -m a so ń -

•k e -so c ja lis ty cz n e j m a fji, n iż n a p r z y ja źn i r o d o ­ w ity ch b r a ci — P o m o r z a n , b o m y P o m o r z a n ie o p ó r s ta w ia m y w p ły w o m m ię d z y n a r o d ó w e k n o - w o p o g a ń s k ic h , b o m y w a lc z y m y p r z e c iw w p ły ­ w o m w r o g im w ie r z e i n a r o d o w o śc i, b o m y z y d o w i ić h z w o le n n ik ó w n a P o m o r z e w p u ś c ić n ie

c h c em y . , .. , .

n im i lic z n i g e s z e fc ia r z e o s z u s ty i lic h w ia ­ rze, k tó r z y p c h a li s ię i p c h a ją n a P o m o r z e , a b y wyzyskiwać i k r z y w d z ie tu b y lc z ą lu d n o ś ć ta k , iak ją o s z w a b ia li i w y z y s k iw a li w p ie r w sz y c h la ta c h n ie p o d le g ło ś c i.

T a k ie to s z u m o w in y , ta k ie w y r z u tk i s p o łe ­ c z e ń stw a , n ie g o d n e m ia n a P o la k a , p lw a ły n a n a s i plwają i o b r zu c a ją nas c u c h n ą c e m b ło te m , k tó ­ r e g o ta k d u ż o m a ją w s w o ic h p lu g a w y c h ś r o d o ­

wiskach.

T a c y to lu d z ie n a r z u c a ją s ię n a s ę d z ió w p o ­ morskiej m o r a ln o śc i.

P r zy z n a jem y , ż e w o je n n e i p o w o je n n e s to ­ sunki p r z y c z y n iły s ię ta k ż e i U nas d o o b n iż e n ia m o r a ln o ś c i, le c z u p a d e k u n a s n ie b y ł ta k w ie lk i, jak m o ż e g d z iein d z ie j; to te ż r ea k c ja s iln a i s k u ­ teczna wnet się r o z p o cz ę ła i b y ła b y z u p e łn e u - z d r o w ie n ie s p r a w iła w k r ó tk im c z a s ie, g d y b y n ie były na P o m o r z e s p ły w a ły c ią g le n o w e fa le b r u ­ dów m o r a ln y c h ; a n a p ły w a ły te c u c h n ą c e fa le częściowo z z a c h o d u , le c z w ię c e j ze W s c h o d u a najwięcej z P o łu d n ia i W s c h o d u .

O d k ie d y to p o w s ta w a ły u n a s, ja k g r z y b y p o d e s z c z u , d a n cin g i, b a r y i k a b a r ety ., i ..[ó ż n e kluby"? C z y n ie p o r. 1 9 2 0 ? A k to je z a k ła d a ł.

a k to d o n ic h u c z ę s z c z a ł n a jg o r liw ie j ? K to to u n a s r o z b ija ł s ię n a s a m o c h o d a c h , o b s a d z o n y c h

ż o n a m i" , g d y p o d c z a s n a ja z d u b o ls z e w ic k ie g o n a fr o n c ie n ie b y ło d o ś ć ś r o d k ó w lo k o m o c y jn y c h , b y n a s z y c h r a n n y ch o d w o z ić d o la z a r e tó w ?

K tó ż to o p u s z c z a ł p r a w o w ite ż o n y b y n a P o m o r ze s p r o w a d z a ć la d a c z n ic e , w p r o w a d z a ć je w „ to w a r zy s tw o " i p r z ed s ta w ia ć ja k o p r a w o w ite ż o n y ? A lb o ź k to to z a p a s k u d z a ł p o m o r s k ie h o ­ te le ? N ie je d e n h o te lis ta s ię s k a r ż y ł, ż e p r z y c h o ­ d z ili „ p a n o w ie z ż o n a m i" , a p o te m w y k a z a ło się.

ż e n ie b y ły to ic h ż o n y , le c z la d a c z n ic e ? K to to s z e r z y ł b e z w s ty d w m ie js c a c h k ą p ie lo w y c h i le tn is k o w y c h ? K to s p r o w a d z a ł ż W a r s z a w y ,—

a n a w e t z n ie m ie c k ie g o G d a ń sk a b e z w sty d n ic e ? K to to w ś c isk a i s ię ja k w ą ż z d r a d z ie c k i w d o ­ b r e p o m o r sk ie r o d z in y , b y w p r o w a d z a ć z e p s u c ia , k to to p o p e łn ia ł z b r o d n ię b ig a m ji ? K tó ż to d o ­ p u s z c z a ł s ię o s z u stw i fa łsz e r s tw , a b y m ie ć śro d ­ k i n a h u la s z c z e ż y c ie ? K to to d a w a ł tu b y lcz e j lu d n o ś ci z g o r s z e n ie p r z e z p ija c k ie a w a n tu r y , z a ­ c z e p ia n ie k o b ie t n a u lic y ? K to to o d z n a c z a ł s ię le k c e w a ż e n ie m r e lig ji i o b o w ią z k ó w r e lig ijn y ch ? A w ia r o ło m s tw a , c u d z o łó s tw a , r o z w o d y — , a n a w e t z a m ia n y ż o n o d k ie d y to s ta ły s ię z n a ­ n e u n a s i z b y t c z ę s te ? B y ły n ie s te ty d a w n ie j te ż w y ją tk o w o n ie je d n e z ty c h z b r o d n i, le c z ta k b y ły p o tę p ia n e , ż e w s p o m in a n o o m c h c h y b a c z a se m d la p r z es tro g i le c z p o r. 1 9 2 0 p e w n e k o ła w c a le ju ż n ie o d c z u w a ją , ż e to s ą z b r o d n ie . T a k , te lic z n e g o r s zą c e p r z y k ła d y w y s tę p k ó w i z b r o d n i z a r a ż a ły p e w n ie ć ty c h i o w y c h P o r n o - m o r z a n , k tó r z y s ty k a li s ię z te m i s z u m o w in a m i.

- - L e c z to ju ż je st p ie k ie ln ą z ło śc ią , n a jp rz ó d w n ie ś ć z g o r s z e n ie i z e p su c ie ,— a p o te m na ty c h p r z e z s ie b ie z e p su ty c h p lw a ć i o b łu d n ie na­

r z u c a ć się na s ę d z ió w ty c h s w o ic h o fia r .

N a jh a n ie b n ie js z ą z a ś o h y d ą , n a jp lu g a w s z ą o b łu d ą i n a jc y n ic z n ie js z ą z ło ś c ią je st, je ż e li p i s m a c y p iś m id e ł, k tó r y m o p r ó c z k ilk u b o ż y s z c z n ic n ie je st ś w ię te m — a n i p o w a ż a n ia g o d n e m , te ra z g d y ju ż c a łe w ia d r a c u c h n ą c y c h s w y c h p lw o c in w y p lu li n a P o m o r z a n , ś m ią p lu g a w ą s w ą ż ó łc ią o p lw a ć p o m o r s k ie k o b ie ty , a m ia n o w ic ie m ie s z c z a n k i.

N a jp r z ó d z a p y tu je m y s ię , o ja k ic h to m ie ­ s z c z a n k a c h W a r s z a w s k i C z e rw . K u r je r ta k p lu ­ g a w ie p is z e ? M a m y tu b y lc z e m ies z cz a ń stw o , k tó r e s w o ją w y tę ż o n ą p r a c ą w y p ie r a ło n ie m c ó w ( i ż y d ó w , k tó r e w ła s n e m i s iła m i i r z e te ln ą p r a c ą p o p r a w ia ło b ila n s n a r o d o w y n a P o m o r z u . T e r o ­ d z in y m ie sz c z a ń s k ie w o g ó ln o ś c i s ta ły i sto ją n a w y s o k im p o z io m ie m o r a ln y m , te r o d z in y o d z n a ­ c z a ły s ię i o d z n a c z a ją r e lig ijn o śc ią i c z y s to ś c ią o b y c z a jó w , a p r a w d z iw y m p a trjo ty z m e m . W n ic h to K u r jer C z er w , i je g o „ c z y te ln ic z k a ’* n ie z n a jd ą b ło ta m o r a ln e g o , w ja k ie m s ię lu b u ją . M ie s z c z a ń ­ s k ie r o d z in y r z e m ie ś ln ic z e m u s ia ły c ię ż k im tr u d e m z d o b y w a ć u tr z y m a n ie i p r z etr w a ły b o jk o t n ie ­ m ie c k i — i w y tr w a ły w p a tr jo ty ź m ie . M o r a ln e b r u d y n ie b y ły w ty c h k o ła c h z n a n e. A in te li­

g e n c ja m ie jsk a ? W s z er e g u d z ie s ią tk ó w la t z d a ­ r z y ł s ię tu i o w d z ie ja k iś s k a n d a l — , p o tę p ia n y b e z w z g lę d n ie , le c z b y ły to ta k r za d k ie w y ją tk i, iz w c a le n ie o b n iż a ły s z a li m o r a ln o ś c i ty c h

„ C z y te ln ic z k a " C z e r . K u r je ra m o ż e w ię c m ie ć c h y b a n a m y ś li n a p ły w o w e m ie sz c z a ń stw o , k tó r e ­ m u o d d a je iś c ie n ie d ź w ie d z ią p r z y słu g ę . P is z ą c y m a ło z n a k o ła n a p ły w o w e g o m ie sz c z a ń stw a , b y c h c ia ł lu b m ó g ł o je g o m o r a ln o śc i w y d a ć sp r a ­ w ie d liw y s ą d . 2 1 d a js s ię n a m je d n a k , ż e te ż w ię ­ k s z o ś ć n a p ły w o w e g o m ie sz c z a ń s tw a , a m ia n o w ic ie te ż k o b ie t je g o n ie s to i n a ta k n is k im p o z io m ie m o r a ln y m , ż e s ą ta m k o b ie ty i , p a n n y r e lig ijn e i m o r a ln e , k tó r y m c z c i o d m a w ia ć n ie w o ln o .

Z a s a d o m tz w . „ w o ln e j m iło śc i" a lb o r a ­ c z e j z w ie r z ę c e j r o z p u s ty h o łd u ją c h y b a te k o la , k tó r e w y r z e k ły s ię B o g a , k tó r y c h b o g ie m m a m o n a str o je , z a b a w y — , ty m z a s a d o m h o łd u ją le w ico w c y , k tó r z y w y s łu g u ją s ię m a fji ż y d o w s k o -m a s o n sk ie j,

— a te k o ła p r z e c ie ż ta k b lisk ie C z er w . K u r -

Rok VII

je r o w i i je g o p r o te k to ro m . — J e ż eli „ c z y te ln c z k a

i „ z w o le n n ic z k a " C z er w . K u rje ra w ty c h k o ­ ła c h z n a la z ła ta k ą o h y d n ą r o z p u stę , to C z er w . K u r je r i je g o z w o le n n ic y n ie p o w in n i b ia d a ć , r a ­ c z ej s ię c ie sz y ć ż e le w ic o w e b e z b o ż n e zasady ta k p o ję tn e z n a la z ły u c z e n n ic e , p o w in n i s ię c ie ­ s z y ć. ż e k r ó le s tw o A n ty c h r y s ta — ż y d a ju ż się

z b liż a . —

W ie m y , ż e C z er w . K u r je ro w i i p o k r e w n y m m u p iś m id ło m n ie c h o d z i w c a le o m o r a ln o ś ć , ż e r a c ze j c h o d z i o to ty lk o , b y tu o y lc z ą lu d n o ść p o ­ m o r sk ą z o h y d z ić , b o ć r o z u m u je, ż e je g o c z y te l n ic y n ie b ę d ą w c a le o d r ó ż n ia li tu b y lc z y c h m i® * s z c z a n e k o d n a p ły w o w y c h , ż e n ie b ę d ą

s ię s k ą d o w e „ m ie sz c z a n k i" p r z y b y ły i d o ja k ic h k ó ł n a le ż ą , d o ja k ie g o p le m ie n ia s ię z a lic z a ją ? .

T a k ie p iś m id ła , ja k , K u r je r C z e rw , n ie z d o ln e o b r a z ić p o m o r s k ic h k o b ie t, b o m o r a ln o ś ć ty c h o h y d n y c h p is m z b y t n is k o s to i. P o n ie w a ż je d n a k ta k ie p iś m id ła b e z w s z e lk ie g o p o c z u c ia p r a w d y i g o d n o śc i te r n b e z w sty d n ie js z e m i i n ie - g o d z iw s z e m i s ię sta ją , im w ię c e j im s ię p o b ła ż a , d la te g o u w a ż a m z a k o n ie c z n e , b y P o m o r s k ie S to ­ w a r z y sz e n ia M ę s k ie i Ż e ń s k ie z c a łą s ta n o w c z o ­ ś c ią p o tę p iły tę p lu g a w ą r o b o tę .

Ż ą d a m y , b y p a n W o je w o d a s p o w o d o w a ł, a- b y ty m w s z y s tk im p iś m id ło m , k tó r e zohydzają P o m o r z e i s z k o d z ą p o ls k ie j s p r a w ie n a P o m o ­ r z u , o d e b r a n o d e b ju t p o c z to w y , n a c a ły r n P o m o ­ r z u . D c m ig a m y s ię , b y d o w ó d z c a D .-, O . K. p.

g e n e r a ł B e r b e c k i n ie t a j n y m , lecz ja9 w n y m n a k a z e m z a k a z a ł w s z y s tk im w o js k o w y m a b o n o w a a ie i c z y ta lie ta k ic h p ism , g d y ż ic h o s z c z e r s tw a o b r a ża ją w ie r n ą lu d n o ś ć p o m o r­

s k ą . p o g łę b ia ją r o z s tr o je , a p o ś r e d n io s łu ż ą w r o ­ g o m P o ls k i.

Ż ą d a m y , b y ż a d n a r e sta u r a c ja , k a w ia rn ia lu b h o te l n ie a b o n o w a ły i n ie w y k ła d a ły p ism takie­

g o k ie r u n k u , k tó r e z o h y d z a ją P o m o r z e i tu b y l­

c z ą lu d n o ś ć , je ż e li c h c ą lic z y ć na k lije n te lę po­

m o r sk ą .

W z y w a m y w s z y s tk ic h P o m o r za n , a b y bez­

w z g lę d n ie b o jk o to w a li lo k a le , w k tó r y c h p o d o b n e p iśm id ła s ą w y ło ż o n e , b y o d r o z n o s ic ie li g a z e t lu b z k io s k ó w , w k tó r y c h z n a jd ą ta k o w e , n ie ku­

p o w a li a n i g a z e ty ż a d n ej, a n i k s ią ż k i.

M u s im y iś ć d a le j je sz c z e : R o d z in y lu b o - s o b y , k tó r e ta k ie p iś m id ła u tr z y m u ją , c z e m o k a ­ z u ją s ię ic h z w o len n ik a m i, m u sim y o m ija ć i ża­

d n y c h to w a r z y sk ic h s to su n k ó w n ie u tr z y m y w a ć d o p ó ty , d o p ó k i n ie n a s tą p i g r u n to w n a naprawa i p e łn e z a d o sy ć u c z y n ie n ie .

W ie m y d o b r z e, ż e je s t n a P o m o r z u d o ś ć d u ­ ż o z a c n y c h i p o w a ż a n ia g o d n y c h p r z y b y sz ó w , k tó r z y s ta n o w c z o p o tę p ia ją r o b o tę „ o d r o d z e n - c z y c h r ó ż n y c h c z y n n ik ó w " i tz w . o d r o d z e n c z y c h p is m .

W o b e c c ią g le p o w ta r z a ją c y c h s ię o b e ’g i o - s z c z e r s tw , r z u c a n y c h w n ie g o d z iw y c h c e la c h , c i z a c n i p r z y b y sz e n ie p o w in n i z a d o w o lić s ię li ty l­

k o c ic h e m i p o u fn e m p o tę p ia n ie m t-j s z a ta ń s k ie j r o b o ty , le c z p o w in n i ja w n ie i p u b lic z n ie ta k o w ą p o tę p ić , i s o lid a r n ie z n a m i b o jk o to w a ć takie pi- ś m id ła i k o ła , k tó r e je p o p ie r a ją .

W r e s z c ie p o w in n iś m y b y ć o s tro ż n i i zda­

ła s ię o d s u w a ć o d „ ta k ic h o d r o d z e ń c ó w " , k tó r zy ja k a fr y k a ń s k ie h ie n y w s z ę d z ie w ę s z ą p a d lin ę i w c u c h n ą :ej p a d lin ie s ię lu b u ją . J a k ie j k to s m a k i, m y ś li, ż e k a ż d y ta k i. A w y k o b ie ty i p a n ­ n y p o m o r s k ie , te r a z w ie c ie ja k was o c e n ia ją c i o d r o d z eń c y , k tó r z y ta k o b łu d n ie „ c a łu ją r ą c ? k i i „ p a d a ją d o n ó ż ek " , i k tó r zy s ą n a ju n ize ń sz y - m i s łu g a m i" — , te r a z w ie c ie , ja k ty c h r ó ż n y ch n a r w a ń c ó w i n ie z n a n e j p r z e s z ło ś c i „ d a m y tr a k to w a ć 1

Z a c n y c h i w y p r ó b o w a n y ćh p r z y b y s z ó w tr a ­ k tu je m y ja k b r a c i, — le c z n ie p e w n e fig u r y tr a ­ k tu je m y ta k , ja k s o b ie z a s łu g u ją , b o k o m p r o m i- s o w a ć w o b e c ta k ic h p o d e jr z a n y c h fig u r n ie je s t

wskazane. P o m o r z a n in .

(2)

Antoni Makowski i Aloks. Lontkowski

przed Izbą Karną w Torunia — za pobieie.KJIHGFEDCBA

E pilog pam iętnej spraw y. — Złam ana fałszyw a dum a. — N arady z obrońca m ec.I S okolskim . — A kt oskarżenia. — N a ulubionym koniku. — T o nie oni w inni — ale redaktor, któ ry na nich napadł. — M akow ski pozbaw iony praw a głosu. — D laczego p. A leks L . rew idow ał redaktora? — W yrzucony za d rzw i przez prokuratora. — P . Lontkow ski ,m dleje0 !!! — T o była sym u la cja !!! O dczyta­

nie artykułu. — Ś m iech na sali. — T łum iona w esołość — O skarżeni się w stydzą. — Zeznania św iad­

ków . — C o zeznał poster. W ierzbow ski? — M ow a P rokuratora. — M ow a obrońcy. — D w ie różne m iary- — S zprycha narzędziem m ordu. — Lontkow ski w y kręcą kota ogonem . — N ow a bajeczka.

N arada S ądu. — W yrok. - D w a m iesiące w ięzienia i sto złotych grzyw ny. — S ic tranisit gloria m undi!:!

P am iętna i przejm ująca sw ą ohydą scena, jaka się rozegrała w d . 21 w rześnia w lokalu G rand C a fk — i na ulicy K ościuszki — znalazła nako- niec sw ój epilog przed Izbą K arną S ądu O kręgo­

w ego w T oruniu. D w aj „najszlachetniejsi" ryce­

rze pięści i kija, którym i słusznie szczycić by się m ogło każde społeczeństw o.... polinezyjskie, pata gońskie — lub sam ojedzkie — zasiedli dum nie i z .w dziękiem " na law ie oskarżonych, aby o trzy­

m ać z rąk S ędziów słuszną i zasłużoną nagrodę za tak efektow ne i praw dziw ie zw ierzęce rozm ó>

w ienie się z redaktorem naszego pism a — p. Jó­

zefem K ubickim , — któ ry po ttj .rozm ów ce* przez 10 tygodni nie m ógł opuścić szpitala.

P rzez cztery m iesiące bohaterow ie nasi — pp. M akow ski i Lontkow skiłudzili się. że przy w y datnej pom ocy dobrego adw okata w yjdą, ja k zw ykłe dotychczas — cało z tej opresji praw nej..

T em bardziej p rzykrym b ył dla nich zaw ód jakie­ go doznali.... N o. ale o tem - potem ! T ym­ czasem m usim y zapoznać naszych C zytelników z przebiegiem rozpraw y głów nej, jaka odbyła się w poniedziałek dn. 21 bm .

P atrząc na obu oskarżonych — przechodzą­

cych po korytarzach oądu O kręgow ego lub deba­

tujących z adw okatem S ekulskim , którego w ym o­

w ie obaj bohaterow ie m iasta pow ierzyli sw e losy n ikt by nie przypuścił naw et, że m a do czynienia z ludźm i oskarżonym i o tak ohydne czyny! B u­

tne m iny obu obyw ateli kazały przypuszczać ra­

czej — że to oni oskarżają — lub że przyszli je­

dynie po to, by kom uś (kom u??) dyktow ać sw e w arunki. B yło to tak uderzające, że jakiś naiw ny km iotek patrząc na pełne butnego .dostojeń­

stw a* oblicze pana M akow skiego w ygłosił do sw ego sąsiada zdanie. — ze to „m usić som pon nacel- nik od ichniego sądu.* — T ak to pozory m ylą czasem tych, któ rzy p rz y w y k li s ą d z ić bliźnich z w yglądu zew nętrznego.

N arady oskarżonych z adw okatem przerw ało w ejście S ędziów i P rokuratora. T rzeba było zajm ow ać m iejsca!... Zdum ienie publiczności, kto ra ujrzała obydw óch butnych .naczelników * — na law ie oskarżonych — objaw iło się tak gw ar­

nie, że przez chw ilę nie było m ożna słow a usły­

szeć, — z pow odu szm eru ja ki pow stał na sali.

T ym czasem przew odniczący odczytał akt o- skarźenla, zarzucający A ntoniem u M akow skiem u w ystępek czynnej zniew agi z art. 223 kk. — zaś A leksandrow i Lontkow skiem u — ciężki uraz cielesny, K radzież i czynną zniew agę — dokona­

ne na osobie red. Józefa K ubickiego, skończyw ­ szy z tem — S ąd udzielił głosu oskarżonym , o- czekując w idocznie od nich jak egoś rzeczow ego w ytłóm aćzenia popełnionych w ystępków . —

T ym czasem zarów no p. M akow ski ja k i pan Lcntkow ski w siedli znów na sw ego ulubionego konika grając rolę nieszczęsnych ofiar złego redaktora K ubickiego, któ ry od pierw szej ch u fii

j _L --LUMBS-W. --- !!!'_ UJ

Postęp - czy wszetecznictwo?

Moda — tańce.

111.

Tak bywało nawet w literaturze i sztuce, tak bywało i bywa również w dziedzinie mody.

O kurczowem trzymaniu się „przeżytej już półnagiej i podkasanej mody", poważny obywa­ tel tak się wyraził: cóż chcecie, nasze panie nie mają tyle pieniędzy, by się przyzwoicie ubrać, a znów porzucić galganki i kupićprzyzwoitekostju*

my, na to też groszy niemają, więc -- z oszczę­

dnościowych względów trzymają się głupiej mo­ dy i narażają się na szyderstwo i pośmiewisko.

Nie wiemy, czy wszystkie powyższe wywody trafią do przekonania naszych małomiejskich i wiejskich kobiet. Czas najwyższy, bywyzwoli­ ły się z niewolniczych pęt mody, — by każda zdobyła się na osobistą, przyzwoitą modę

Powitać powinny z radością zapowiedź pe­ wnych Polskich Organizacyj Kobiet, że wypracu­

ją swoistą, czysto polską modę, opartą na naro­

dowych strojach, które dostosują do obecnych czasów i wymagań.

II.

Jeżeli nowe mody są wszetecznictwem głu­

potą, i mimowolnem popieraniem bezwstydu, to modne tańce już jawnym i obrzydliwym bez­

wstydem i zdeptaniem wszelkiego poczucia szla­

chetności i godziwości.

z niezrozum iałych pow odów uczul do nich nie­

naw iść, ja ki dał ujście w pam iętnym artykule p.t.

„P otw orne żniw o ko ru p cji".

T łum acząc m o tyw y sw ego postępow ania pan M akow ski tw ierdził, tak niestw orzone rzeczy, i tak nielitościw ie .w ykrę ca ł kota ogonem ", — że audytorium aż się dusiło od śm iechu. N ajpię­

kniejszym epizodem tego opow iadania — była historia jaką oskarżony opow iedział S ądow i na te­

m at ow ych pam iętnych zajść w G randee. O tóż

— on — pan M akow ski — bynajm niej redaktora nie uderzył i w cale nie rozum ie, jak m ożna go o tak nieładny czyn w ogóle posądzać?! B yło tam w praw dzie .coś* — ale to nie było bicie!

P oprostu — on chcial się tylko przekonać, czy redaktor m a przy sobie rew olw er. — M oże tam p rzy tej okazji coś się zdarzyło — z czego oskar­

żony nie m ógł i nie m oże zdać sobie spraw y — ale to nie było bicie! Ten redaktor — to jest ło tr z pod ciem nej gw iazdy — skoro n oże tw ie r­

dzić, że tak spokojny i delikatny obyw atel, jak p. M akow ski pobił go i to w tak ohydny sposób!..

N iejedną jeszcze bajeczkę m iał zam iar pan M akow ski opow iedzieć S ądow i — cóż — kiedy, niestety — p. P rzew odniczący, nie m ogąc już dłu­

żej słuchać podobnych bredni i w idząc, że w szel­

kie upom nienia nie skutkują, odebrał m u praw o głosu, pow ierzając zarazem dalszą obronę — w y­

m ow ie p. Lontkow skiego. —

Zaczęła się now a kom edia. — P an L . bo­

w iem , nie dow ierzając sw em u organow i głosu u- m yślnie starał się m ów ić bardzo cLho, nam yśla­

jąc się przytem pół godziny nad kaźdem słow em zanim w śród ciężkich m ęczarni — w ydal je na św iat.

P oza tem jednak — obrona jego niew iele ró­

żniła się od obrony p. M akow skiego. T ak, jak jego poprzednik — tak i p. L. starał się na- próżno przekonać S ąd, że w szystkiem u jest w i­ nien tylko sam redaktor K ubicki, którego prow o­

kacyjne zachow anie się w lokalu G rand C affe — w yw ołało słuszne oburzenie. O burzenie to w yła dow ało się w ten sposób, że on, pan Lontkow ski zm uszony b ył przeprow adzić osebistą rew izję w kieszeniach redaktora i ?abrać m u szpryckę do iniekcji, z którą następnie udał się do pana P rokuratora w T oruniu, żądając natychm iastow ego aresztow ania p. K ubickiego za to, że śm ie on tak m ordercze narzędzia nosić w e w łasnej kieszeni.

N iestety — pan P rokurator nie docenił nale­

życie obyw atelskiej zasługi pana Lontkow skiego

~ i — w yrzu cił go za d rzw i razem ze szprycką.

(W tem m iejscu w yw ody oskarżonego prze­

ryw a pan P rzew odniczący — m ów iąc ironLznie .N ie potrzebuje się pan tem chw alić, bo niem a czem .* —)

S konsternow any na chw ilę pan L . — w y­

słuchaw szy jeszcze jednego napom nienia S ądu, aby się streszczał — postanaw ia scharakteryzow ać S ądow i jedynie, tylko przebieg pam iętnych zajść

Starożytne narody, dopóty były moralne i silne, dopóki nie znały żadnych wirowych tańców, lecz tylko figurowe i poważne korowody.

Najnowsze tańce trzeba bezwzględnie i jak najostrzej potępić ze względów estetycznych, kul­ turalnych i cywilizacyjnych, a szczególnie zesta­ nowiska moralności.

Nowsze tańce — to łamańce chyba odpo­

wiednie la linoskoczków —, albo brutalnych a- paszów, których gustom odpowiadająich wstrętne figury. Każdy, kto posiada choć szczyptępoczu- cia piękna, przeraziłby się i wstręt by odczuł, gdyby siebie mógł widzieć w takich łamańcach i w tak obrzydliwie wstrętnych pozach. A jeże­

li mężczyzna w tych tańcach tak wstrętną przed­

stawia figurę, to kobieta wygląda już jakby jaka epileptyczna warjatka.

Każdej kobiecie i dziewczynie chodzi o to, by dobrze się przedstawiała, i dla tego każda unika wszystkiego, co byszpecić mogło. Już z tego choćby względu żadna nie powinna brać udziału w modnych, szpetnych tańcach.

Nowomodne tańce nic nie mają wspólnego z kulturą i cywilizacją. Stwierdzonem jest, że wszystkie te tańce wywodzą swój początek z naj­

ordynarniejszych szpelunek miast portowych i wielkich miast,albo też od kowboyów ame­ rykańskich lub od dzikich. Wielkomiejscy tanc- mistrze, aby dogodzić żądzy nowości wielkomiej­ skich hulaków, przystroili nieco owe najbrutal- niejsze łamańce i puścili je w świat jako po­ nętną nowość.

21 w rześnia — bez dodatków . Zaczyna, tedy od początku historię ow ego w ieczoru, jak to on Lontkow ski kupiec i obyw atel m iasta W ąbrzeźna, po .aw anturze* z redaktorem K ubickim spokojnie opuścił lokal G randki udając się do dom u, jak na solidnego obyw atela przystało.. A le zły i zepsuty redaktor K ubicki nie m ogąc straw ić obrazy — do- pędził sam otnego pana Lontkow skiego — i uderzy­

w szy go silnie w ka rk — krzyknął. — .M asz łotrze!* O szołom iony pan Lontkow ski zachw iał się pod ciężarem potężnej pięści redaktora — i — zem dlał, co m u jednak nie przeszkadzało w idzieć, jak napastnik jego t. j. p. K ubicki, rozrzucił w szystkie gazety, jakie m iał przy sobie — a sam padł na bruk i tłukąc głow ą o kam ienie — zaczął krzyczeć.P olicja ! ratunku".

W ogóle tw ie rdzi pan Lontkow ski — cały ten napad b ył tylko udany, i jeśli kto został w tym w ypadku poszkodow anym i pobitym to tylko on Lontkow ski, kupiec i obyw atel w ąbrzeski! Jednak­

że będąc z natury w spaniałom yślnym — w ybacza on redaktorow i ten napad, nie chcąc się m ścić, i żąda tylko, aby i jego uw olniono od hańbiącego zarzutu, pobicia tegoż redaktora.

T utaj znów p. P rzew odniczący przeryw a o- skarżonem u m ów iąc:

„C hyba sam pan nie w ierzy w tą bajeczkę dla dzieci!*

U w aga ta konsternuje ostatecznie p. Lontkow sk.

U siłuje on jeszcze przez chw ilę tłum aczyć S ądow i jak bezecnym i czarnym charakterem jest pan K ubicki — jednakow oż S ąd stw ierdza znow u, że nie jest od słuchania bajeczek — i odbiera oskar­

żonem u praw o dalszego głosu.

N a w niosek adw okata S ekulskiego — nastę­

puje odczytanie artykułu „P otw orne żniw o korupcji"

któ ry m a służyć jako dow ód, że oskarżeni m o­

g li być zdenerw ow ani, napotkaw szy w gazecie tak piękny w izerunek pana A ntoniego M akow skiego. — C zytanie artykułu trw a przeszło godzinę. N a tw a­

rzach sędziów znać w esołość... którą ham ują za­

słaniając sobie usta, abyT iie w ybuchnąć śm iechem . A udytorium śm ieję sie głośno bez w zględu na obecność sądu.

O skarżeni siedzą bladzi, z opuśzczonem i gło­

w am i .. Zdaje się, że ze w stydu nieledw ie w lezą pod ław ki!.. T ym czasem w esołość w zrasta g w ał­

tow nie.

N areszcie a rtykuł się ko ń czy! P anow ie M a­

kow ski i Lontkow ski znow u podnoszą głow y lę kli­ w ie — i niepew nie spoglądając na sędziów .

N astępują przesłuchy św iadków . P ierw szy zeznaje redaktor K ubicki, — dając kró tki obraz pam iętnych zajść, zapoczątkow anych w dniu 16 w rześnia i zakończonych w d. 21 w rześnia... H i­

storia krótka — ale w ym ow na — rzuca dostatecz­

nie jasne św iatło na całokształt spraw y — w yjaś"

niając w szystkie je j ciem ne punkty. A dw okat p. S e­

kulski usiłuje zbić z tropu zeznającego — jednak­

że bezskutecznie. R edaktor, opow iedziaw szy szcze­

gółow o przebieg całej spraw y — odpow iada na szereg pytań ze strony S ądu, P rokuratora i obroń­

cy — poczem zajm uje m iejsce. W chodzi drugi św iadek, w łaściciel restauracji G rand C affe — p.

B laszkow ski. — Zeznania jego nie w niosły nic no­

w ego do spraw y — zarów no, ja k i zeznania pana G erkego, w łaściciela zakładu jubilersko— zegar­

m istrzow skiego. O baj św iadkow ie nie przypom ina­

sobie dokładnie szczegółów zajścia — to też i opow iedzieć m ogą niezbyt w ie le!. D opiero ostat­

ni św iadek posterunkow y A ntoni W ierzbow ski de­

cyduje o spraw ie. Z najdow ał się on w ów czas na u licy K olejow ej, gdzie pełnił służbę, gdy nagle spo­

strzegł dw óch ludzi szybko podążających w kie­

runku apteki. P ierw szy szedł red. K ubicki — któ-

Istotnie zaś w tańcach tych ujawnia się cała ohyda rozpętanego w człowieku zwierzęcia, żąd­

nego rozpusty i podniet do niej.

Nowomodne tańce przedstawiają się jako najbliższa okazja do rozpusty, a nawet już jako wstęp do niej. Nie ma w nich ani krzty piękna, ani odrobiny szlachetności i godności, ani śladu kultury lub cywilizacji, raczej ujawnia się w nich zwrot wstecz do stanu dzikości. Jak może kul­

turalne, szanujące się, społeczeństwo znosić taką wyuzdaną dzikość, jeżeli nawet mahometański sułtan marokański przyjrzawszy się przez chwilę takim tańcom, wyraził swe zdziwienie, że coś po­ dobnego uprawiają kulturalni Europejczycy.

A ze stanowiska moralności nigdy za ostro nie można potępić tych ohydnych, najwstrętniej­ szych i najrozpustniejszych tańców. Wszak wi- docznem jest, że one muszą rozniecać najniższe instynkty, rozbudzać zwierzęcenamiętności. Nie umiem nazwać nawet tych ohydnych łamańców, lecz wiem, że zgodnie wszyscy rozsądni ludzie oświadczają, że są one nie tylko okazją najbliż­ szą do rozpusty, lecz zdecydowaną już publiczną rozpustą osłoniętą pozorami. Chyba bardzo nis­

ko już upad'ismy, jeżeli u nas takie rzeczy sję znosi, i pozwala się nanienawet w przyzwoitych towarzystwach i na zabawach, które mają ucho-

<Jzić jako przyzwoite.

Nie chcę twierdzić i nie twierdzę, że każda osoba, uprawi jąca te dzikie Sposoby tańca, jest występną, że ma złe zamiary i chęci. Przypu-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jednym z tych jest zasada, iż agentom , posiadającym w łasne składy w ym ierza się poda­.. tek nie od prow izji, a od

cji damskiej staniały ceny, a zniżka ta wyraziła się dość pokaźną cyfrą 20%, którą również przy­.. pisać należy spadkowi cen surowca o 25 do 30 %, To samo

Ciechocinka w liczbie 600 osób uchwalili jednomyślnie poprzeć tw órczą inicjatywę Bloku, zm ierzającą do dalszej, rozpoczętej a nie ukończonej napraw y naszego Państw a

wyrobów wódcza nych z bardzo obszernemi ubikacjami trzypiętrowemi i piwnicami, obszerne podwórze ze stajniami. Ubikacje nadają się do

Po odczytaniu protokółu z ostatniego w alnego zebrania nastąpiły spraw ozdania poszczególnych członków zarządu i to; prezes drh.. N iedzielski Franciszek, sekretarz

Na drugi dzień, gdy przyjechał po słomę, to już drugi właściciel miał furę naładowaną słomą i zastanawiał się, w którą stronę mogła być wywieziona słoma, uwa­.

rego, albo m usi nastąpić splata banków, albo zostanie wyznaczony kurator dla obrony interesów wierzycieli. Przeprow adzając pew ną analogję z odszkodowaniem

Z brodniarz pow alił ją na ziem ię uderzeniem siekiery w skroń — poczem przyszła kolej na babkę — Z ielińską (lat 70) i na najm łodszego synka L ew andow skich