• Nie Znaleziono Wyników

Nieznany list Konrada Prószyńskiego-Promyka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nieznany list Konrada Prószyńskiego-Promyka"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Nieznany list Konrada

Prószyńskiego-Promyka

Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 5/2, 174-181

(2)

Do druku p o d a ł Z e n o n K m i e c i k

Z am ieszczon y niżej lis t K onrada P ró szy ń sk ieg o — P ro m y k a (1851— 1903), w y ­ bitnego p ed a g o g a i p o stęp o w eg o d ziałacza sp ołeczn ego, p ochodzi ze zb io ró w B ib lio ­ te k i N arod ow ej, D zia ł R ę k o p isó w (sygn. 5963), N iek tó re fr a g m e n ty koresp on d en cji P r ó szy ń sk ieg o d r u k o w a ła „G azeta Ś w ią te c z n a ” w la ta ch 1931 i 1933. L ist P ró szy ń ­ sk iego d o A d a m a S zy m a ń sk ieg o za w iera w ie le cen n y ch w sp o m n ie ń i u w a g dotyczą­ cych d ziejó w „G azety Ś w ią te c z n e j”, nie u w z g lę d n io n y c h w d o ty c h c z a so w y c h op ra­ cow an iach o dziejach p ra sy lu d o w ej w K r ó le stw ie P o lsk im . „G azeta Ś w ią te c z n a ”, tygod n ik o ś w ia to w y dla w si, u k a z y w a ła się w la ta ch 1881—1939. K . P r ó sz y ń sk i b y ł

jej założycielem . .

K O N R A D P R Ó S Z Y Ń S K I D O A D A M A S Z Y M A Ń S K IE G O 1

-. [W arszawa] 25 III 1899 r.

Żądasz, żebym „krótko i w ęzłow ato” , a „po sw o jem u ” , to znaczy za­ pew ne szczerze, w ypow iedział, co u w ażam za rzecz najp iln iejszą, gdy idizife o zużytkow anie do bry ch chęci i o w prow adzenie w czyn zam iaru lu ­ dzi, k tó rz y p ra g n ą podjąć jak ieś w ydaw nictw o dla ludu. B ędę w ięc przede w szystkim i bezw zględnie szczerym i pow iem to, co już od daw na, szcze­ gólnie zaś o sta tn im i czasy stało się głów ną i w ielk ą tro sk ą m ego serca. Z acznijm y je d n a k od tego, co w liście potrąciłeś. W iem , że wydano· w e Lw ow ie „encyklopedię d la lu d u ” , alem jej jeszcze nie oglądał, chociaż ciekaw jestem . Że się rozeszła w 3000 choćby ty lk o w sam ej G alicji1, nie św iadczy to jeszcze b y n a jm n ie j o doniosłości i poży tk u z tego w y d a w ­ n ictw a 2. K siążka „o w szy stkim ” je s t d la ogółu um iejącego czytać zawsze

1 A d am S z y m a ń s k i — lite r a t ur. 1852 r. W 1877 r. brał u d ział w k o n sp ira cy j­ n y m R ządzie Ń a ro d o w y m . Z esła n y za to n a S y b erię p rzeb y w a ta m do 1894 r. B y ł w sp ó łp r a c o w n ik ie m w ie lu pism : „O piekuna D o m o w e g o ”, „Tygodnika P o w s z e c h n e g o ”, „P rżeglądii T y g o d n io w e g o ”, „K raju ”. Ś w o j e p ra ce o g ła sza ł w p ism a ch literack ich p o lsk ich i ro syjsk ich . A . S z y m a ń sk i b y ł au torem p ierw szej obszernej p racy o K. P r ó ­ szyń sk im pt. N a j l e p s z y e l e m e n t a r z ś w ia t a , K r a k ó w 1904.

2 C hodzi P r ó sz y ń sk ie m u o w y d a w n ic tw o dla lu d u P o lsk iej M acierzy w e L w o w ie pt. En cy k lo p e d i a . Z b i ó r ze w s z y s t k i c h g ał ę z i w i e d z y . D zieło to, w d w u tom ach, u k a­ zało s ię w 1896 r. N ak ład jego· w y n o sz ą c y 5000 eg zem p larzy ro zk olp ortow an o w c ią ­

(3)

N I E Z N A N Y L I S T K O N R A D A P R Ó S Z Y Ń S K I E G O 175 bardzo po n ętn a i chętnie ją w szyscy n ab y w ają, gdy je s t tania. Tanie są zaś w y d aw n ictw a „M acierzy”, a w r o z p r z ^ a ż y ich n iezm iern ie d u żo znaczy pośrednictw o galicyjskiej R a d y K ra jo w e j i w szystkich niższych od niej autonom icznych urzędów . Nie przeczę, że ta k ie dzieło może i. pow inno być pożyteczne. A le ... czy m ożem y zdobyć się n a nie? P rz ed la ty k ilk u ­ nastu w padł n a m y śl 'wydania encyklopedii dla lu d u je d e n ze znanych, m ieszkańców W arszaw y. Z achęcał też m ię n iejed n o k ro tn ie i gorąco, że­ by m się wiziął do opracow ania lu b zredagow ania tak iej księgi. Z a sta n a ­ w iałem się więc nad tą spraw ą i doszedłem do· p rzekonania, że księga tak a nie m ogłaby być u n a s dziś i m oże długo jeszcze niczym innym , ja k dzie­ łem poronionym . E ncyklopedia w in n a być sk ró te m mnóstwa" p rac sp ecjal­ nych. N adto encyklopedia d la ogółu naszego, dla m ilionów (nie jestem zw olennikiem oklepanego z b y t w y rażen ia „dla lu d u ”) w in n a koniecznie w p e łn i czynić zadość w ym aganiom i p o trzeb o m najliczn iejszy ch w a rstw narodu, a to pod w zględem form y, jasności i w y k ład u , zrozum iałości d l a w s z y s t k i c h i pod w zględem trafności, pożyteczności w w yborze przedm iotów głów nych i ich części składow ych. K tóż w y k o n a ta k ie dzieło? N ależałoby zaprząc do tej p ra c y czy to jed n eg o człow ieka lub grono n ie­ liczne ludzi, albo też pow ierzyć części licznym specjalistom . Otóż w pierw szym w y p adku , choćby do p rac y tej w ziął się człow iek n a jb a r­ dziej uzdolniony, a n a w e t grono zdolnych ludzi, w y k o n alib y ją należycie ty lk o w ta k im razie, g d y by m ie li m a te ria ł dobrze obrobiony. M ateriałem zaś ta k im m u si być nie co innego·, jen o m onografie zupełnie d obrze pod w zględem fo rm y i treści, i p o ży tk u opracow ane. Z tak ich tylko m ateriałó w redaktorow ie, i to należycie uzdolnieni, p o tra filib y dobre wyciągi, sk ró ty poczynić. Ale tu je st tru d n o ść nie do pokonania. N a jp ie rw p y tan ie, czy znajdziem y ta k u zdolnionych redak to ró w ? P o w tó re ■—■ gdzież te m a te ­ ria ły dla nich? Z najdzie się k ilk a lub k ilk an aście książek, k tó re ju ż isto tn ie są m a te ria łe m odpow iadającym potrzebie. K ilk ą działów m ożna b y w e n ­ cyklopedii „dla lu d u ” opracow ać porządnie, z isto tn y m pożytkiem dla ogółu czytających. L ecz to ty lk o d ro b n a c z ąstk a tego, co encyklopedia za­ w ierać winna. D la 99/100 encyklopedii „ lu d o w e j” m a te ria łó w jeszcze nie m am y i nieprędko chyba m ieć je będziem y. Ludzie, k tó rz y się w ezm ą do opracow ania ency k lop ed ii tak ie j, czerpiąc m a te ria ł z dzieł d la m ilionow e­ go ogółu niezrozum iałych i nieużytecznych, n iep rak ty czn y ch , darem n ie ty lk o siły swe, czaś i pieniądze zużyją. W yjdzie z ich r ą k m a rn o ta, łu d zą­ ca ty lk o ogół, bez istotnego d lań pożytku. Więc cóż? chw ycić się d rugiego sposobu: pow ołać do· opracow ania encyklopedii licznych w spółpracow ni­ ków, specjalistów ? To ty m b ard ziej niem ożliwe. Choć m am y specjalistów znających swój przedm iot, ale gdzież są ci, k tó rz y b y zn ali zarazem isto t­ ne p o trzeb y n ajliczniejszy ch w a rs tw naszych i umieli, pod. w zględem fo r­ m y do w y m ag ań ty c h w a rs tw się stosować? Je śli i o ile tac y się znajdą, ;

(4)

niechże się w ezm ą do o pracow ania dzieł n a ogółu p ojedynczych rzeczom i działom pośw ięconych, dzieł, z k tó ry c h b y dopiero z czasem u ró sł m a­ te ria ł do u tw o rze n ia encyklopedii.

P rzechodzę do spraw y, k tó rą u w ażam dziś za najlepszą. W ypadki, k tó ­ ry ch b y łem św iadkiem z bliska, a po trosze n a w e t u czestn ik iem bezpo­ średnim , m ając zaledw ie la t 10 — 14, spraw iły, żem bardzo w cześnie za­ czął się kry ty czn ie zap atry w ać n a sta n ogółu naszego. D aw no doszedłem do prześw iadczenia, że ogółem, naro d em są nie te w a rstw y jak o tak o uśw iadom ione, d la k tó ry c h w yłącznie p raw ie praco w ała lite ra tu ra , n a u k a i p ra sa (jak i d o tąd pracu je), ale je s t ty m ogółem m asa ciem na, zan ied b a­ na, nieśw iadom a, p rzez owe w a rstw y zw ana „ lu d em ” . Z początku, przez la t dziesięć, w iedziałem tylko·, że trzeb a te n ogół ożywić, ale nie u m ia ­ łem sobie jeszcze jasno zdać spraw y, co i ja k w 1 ty m celu czynić należy. Sam m arz y łe m o drodze dla siebie, k tó ra okazała się nie w iodącą do· celu. M ając rok 19-cty uczułem się ju ż rozbitkiem . O dtąd czas jak iś (łat kilka) ra to w a łe m głów nie tylko siebie, żeby nie zatonąć m arn ie i znaleźć g ru n t pod nogami.· D opłynąw szy doń, jak k olw iek pojm ow ałem znaczenie ośw ia­ ty m as i jej p o trzeb ę u nas, w .sobie je d n a k nie czułem jeszcze w yraźnego pow ołania do p racy n a ty m polu. D opiero po om acku doszedłem do p rz e ­ św iadczenia, że przede w szystkim trz e b a m asom naszym ułatw ić naukę czytania i następ nie d ru k ie m do nich trafić. Poniew aż zaś n ik t jakoś do tego się nie b ra ł podówczas, zacząłem sam słabszych sił swoich próbow ać n a tej drodze. I stało się, że p ró b y uw ieńczyły się sk u tk iem w zględnie pom yślnym . Nie jak ieś szczególne w rodzone zdolności, k tó ry c h n a tu ra m i nie dała, ale isto tn a p o trzeb a ogółu naszego z jednej stro n y , z d rugiej zaś świadom ość celu i gorąca chęć w niknięcia w u m y sły m as, tra fie n ia do nich spow odow ały te n skutek. Po* pięciu latach p rac y n a owej drodze , był ju ż k a w a łe k now in y w y k arczow anej i. przysposobionej do o rk i i siew u za pom ocą pism a periodycznego·. O w iele daw niej już w p raw dzie w ycho­ dziło w W arszaw ie ta k zw ane pism o ludow e, ale w m ałej bardzo ilości, nie

dosięgając n a w e t tysiąca egzem plarzy, i sprow adzane jed y n ie przez n ie­ k tó ry c h księży i d w o ry dla ich służby. K ied y zaś pod koniec 1880 roku

zdołałem uzyskać koncesję n a „G azetę Ś w iąteczn ą” i rozesłałem o niej w iadom ości drogam i u to ro w an y m i przez d ru k o w an e w ciągu pięciu lat poprzednich książeczki i elem en tarze, w n e t zapisało się. n a nią 2500 p rze d - płatników . P o te m liczba ich stopniow o w z ra sta ła i powoli doszła do tego, że dziś m uszę d ru k o w ać 12 600 egzem plarzy. Szczególniej pocieszającym je s t te n fakt, że p rz e d p łatn ik am i są n iem al w yłącznie ci czytelnicy, dla k tó ry c h „G azeta Ś w iąteczn a” je s t przeznaczona, nie zaś p ro tek to ro w ie ośw iaty z „w yższych sta n ó w ” . Co w ięcej, popieraczam i b ardzo gorliw ym i ośw iaty s ta ją się sam i czytelnicy „G azety ” , włościanie, ro b o tn icy fab ry c z ­ ni, po trosze i d ro b n a szlachta. Nie ty lk o u d zielają oni odczytane przez

(5)

N I E Z N A N Y L I S T K O N R A D A P R Ó S Z Y Ń S K I E G O 177 siebie n u m e r y sąsiadom , ale coraz częściej się zdarza, że ubogi człowiek, co sam zaledw o czytać um ie, oszczędza grosz i czyni ze sw ych pieniędzy ofiarę, zak u p u jąc d ru g i egzem plarz „G azety ” ma zachętę d la kogoś w t a ­ kiej wiosce, gdzie jeszcze ludzie nie są do czy tan ia w drożeni i nie chcą sam i płacić za siebie. Ja k ie oży denie p a n u je w śród czytelników , pojm ie te n tylko, k to siedzi w red akcji, gaw ędzi z przychodzącym i w ieśniakam i i odczytuje n ap ły w a ją c e od nich n ieu stan n ie listy.

D rugie pism o „ludow e” , daw niejsze, od czasu, ja k „G azeta Św iątecz­ n a ” zaczęła w ychodzić, s ta ra się iść jej śladem . I nie straciło n a w spółza­ w odnictw ie, lecz dużo zyskało1, gdyż d ru k u je się dziś ju ż w czterech ty ­ siącach egzem plarzy, a czytelnicy jego r e k r u tu ją się przew ażnie z tych, k tó rz y n a „G azecie Ś w iąteczn ej” w drożyli się w czytanie. Dziś zw ykle jed e n sąsiad sprow adza jedno pismo, a d ru g i inne, a b y n aw zajem obydw a sobie wypożyczać. Do drugiego p ism a nęcą szczególniej obrazki, n a k tó re „G azeta Ś w iąteczna” dotąd koncesji nie uzyskała. 12 600 egzem plarzy „G azety Ś w iąteczn ej” , jak k olw iek w y d a ją się liczbą pokaźną i d a ją niezłą podstaw ę m a te ria ln ą w y d aw n ictw u , w istocie je d n a k są liczbą m ałą. „G a­ zeta Ś w iąteczna” w in n a stopniow o dojść do 30 000 p rz y n a jm n ie j, bo w ię­ cej niż 30 tysięcy je st w iosek i osad w sam y m K rólestw ie. D otąd w w ielu m iejscow ościach pism a tego jeszcze nie z n a ją w cale. Czytelnictw o' jego szerzy się k ęp k am i po k ra ju . D okąd p rzy p a d k iem je d e n egzem plarz za­ błądzi, ta m po p a ru latach czytelnicy, ja k sam i często piszą i m ów ią, bez „G azety ” obyć się ju ż nie m ogą, a liczba ich w zrasta. Może b y ju ż do tego czasu n a w e t „G azeta” m ia ła owe 30 000 p rzed p łatn ik ó w , ale niestety, na przeszkodzie te m u sta ły n iek tó re pism a o k ie ru n k a c h krań co w y ch i ze względów; stronniczych lu b p ry w a tn y c h w rogie d la „G azety Ś w iąteczn ej” , a w pływ ow e w śró d znacznej liczby duch o w ień stw a i n iek tó ry ch w a rstw in telig en cji w iejskiej. S y stem atycznie i w y trw a le przez la t kilkanaście, z gorliw ością godną lepszej spraw y, rzu c a n ie m p o d ejrzeń n ajd ziw aczn iej­ szych, to te n d e n c y jn ą i k łam liw ą k ry ty k ą , to zm yślaniem p lo te k oszczer­ czych sta ra n o się w ty c h pism ach, i nie bez sk u tk u , pow strzym ać in te li­ gencję św iecką i du chow ną od p o p ieran ia „G azety Ś w ią t.” , a n a w e t n a ­ kłonić do jej prześladow ania. R eszta zaś p ra s y n aszej, nie p ro stu ją c b y ­ na jm n ie j tak ic h w ystępów , zachow yw ała się zw ykle n a jzu p ełn iej obo­ jętnie.

D ru g ą przeszkodą do· szybszego rozw oju czy teln ictw a były, bardzo' złe pod in n y m i w zględam i czasy dla „G azety Ś w iąteczn ej” w ciągu ubiegłych k ilk u n a stu la t jej istnienia. T eraz, zd aje się, p rzez n a jtru d n ie jsz e p rz e ­

p ra w y ju ż się przeszło i jeśli pom im o n ich „G azeta” liczebnie się rozw ijała, to je s t nadzieja, że w przyszłości rozw ijać się będzie lep iej, ale ... jeśli ty l­ ko jej sam ej w łasnych sił ży w otnych nie zabraknie.

(6)

N ie o z e w n ętrzn ą an i o m a te ria ln ą stro n ę tu idzie. N asu w ają m i się obaw y inne, co do sił w ew nętrznych... A obaw y to niepłonne. Nie bierz m i za złe tego, co szczerze, z głębi przekonania, serca i um ysłu Ci powiem . Oto u w ażam za najw ażn iejszą i n ajp iln iejszą dziś sp raw ę zapew nienie n adal b y tu tak iej „Gazecie Ś w iąteczn ej”. A o te n jej byt, a raczej może 0 przyszłą je j jakość i jej k ie ru n e k się obawiam . D otąd sto ję i p ra c u ję niem al sam jeden. Oprócz jed nej niem łodej ju ż i w ątłego zdrow ia osoby, p an n y należycie w ykształconej, sum iennej i zacnej, k tó ra jest se k re ta rk ą red ak cji, nie znalazłem, nikogo, na, czyim pisaniu i zm yśle red a k c y jn y m m ógłbym polegać. P o szu kiw an ia i k o n k u rsy nie w y d a ły owocu pożąda­ nego·. Nie m am zastępcy atni następcy. Ludzie n ie p o jm u ją w prost, co 1 ja k d la tego naszego ogółu, zw anego ludem , pisać należy. W idzę, że nie m a innej rady, ty lk o trz e b a zebrać gronko lu d zi społecznie w yrobionych, m ający ch w ykształcenie ogólne odpow iednie, a chcących pracow ać na niw ie piśm ien nictw a d la pożytk u szerokiego ogółu, i zniewolić ich do studiów specjalnych, po części teoretyczn y ch , a b ard ziej jeszcze p ra k ty c z ­ nych. T rzeba ułożyć k u rs sy stem aty czn y w ykładów i ćwiczeń i po pro stu uczyć ty ch dob rej w oli ludzi. Czuję, że dośw iadczenie, jakie przez tyle la t zdobyłem,, pozw oliłoby m i uczynić zadość tak im wykładom, i urządzić szkołę: S p raw a to w ażna i pilna. Z resztą nie o· jedno pism o tu idzie. D ru ­ gie pism o ludow e w W arszaw ie, jak ko lw iek prow adzone je s t zbiorow ym i siłam i i usilnie sta ra się iść śladam i „G azety Ś w iąteczn ej” , pod w zględem opracow ania całego m a te ria łu bardzo w iele pozostaw ia do życzenia, co n ajlepiej sam i czytelnicy stw ierdzają. A co się dzieje za kordonem ? Cie­ szym y się, że ty le pism ta m wychodzi, że m a ją licznych czytelników . P o ­ w in n y m ieć ich jeszcze w ięcej, bo pod p ru sk im p an o w an iem w szyscy czy­ tać um ieją, k o rzy sta ją z p ra w politycznych, k o n sty tu c ji i jeśli nie polskie, to choćby niem ieckie pism a czytać będą. Dobrze, że są tam pism a polskie, s ta ra jm y się o ich rozw ój ja k najw iększy. Ale baczm y n a ich treść i j a ­ kość! Ileż ta m lichoty, n iedołęstw a i nieuctw a! J a k i .język popsuty! Ja k a pow ierzchow ność i jednostronność i w doborze, i w tre śc i artykułów ! I d la ta m ty c h prow incji należałoby w yrobić przez specjalne stu d ia p r a ­ cow ników odpowiednich. O p ra c y nad ty m w łaśnie, o potrzebie jej m yślę i p ra g n ą łb y m się jej oddać. Ale pogodzić jej z dotychczasow ym i, obowiąz­ kam i nie m ógłbym , czasu i sił b y nie starczyło. Ha, pom yślisz, k ied y je d ­ . ńego z dru g im pogodzić nie może, to trz e b a trzy m ać się tej pracy, jak a jest, a o innej nie m arzyć. Ale ba! W łaśnie „G azeta Św iąteczna” n a jb a r ­ dziej m i leży na sercu, o b y t jej m i idzie i dla jej dobra, dla d o b ra jej ce­

lów tam to drugie je st konieczne. .

Od la t trzyd ziestu ju ż nie m iałem ani jednego tyg o d n ia zupełnego w y ­ poczynku. P ra c a i niepokój n ieu stan n e. Od la t zaś 19 życie p ędzę gorącz­ kowe, sypiam 5 — 6 ra z y n a tydzień, a często bardzo 24 — 48 godzin bez

(7)

N I E Z N A N Y L I S T K O N R A D A P R Ó S Z Y Ń S K I E G O 179 p rz e rw y czynnym i przy to m n y m być m uszę, nie kładąc się ani n a chwilę. Bliscy i lekarze n a z y w a li m e zdrow ie żelaznym , grożąc jed n ak , że do p o ry dzban w odę nosi. P ra w d ę m ówili. Od pew nego czasu m ocno na zdro­ w iu szw ankuję. Czuję, że stopniow o je st m i coraz ciężej, gorzej. L ek arze każą leczyć się, a jako pierw sze lek a rstw o zalecają oderw anie się od za­ jęć n a czas dłuższy, wypoczynek. W p rzeciw n y m razie zapow iadają szybki i zupełny rozstrój nerw ow y , ślepotę, a może i śm ierć rychłą. I sam w iem instynktow nie, że to w szystko w isi nade m ną. Lecz ni,e m am czasu choro­ wać ani leczyć się. P rzem ag am się codziennie. P o zo stają do w y b o ru dw ie

drogi, a zdecydow ać się n ależało b y szybko, k tó rą z nich w ybrać:

1) P iersza drog a — ta sam a, po k tó re j kroczę dotąd. Pracow ać roz­ paczliw ie, w ydaw ać z tygodnia na ty dzień pism o i w k ró tce paść n a sta n o ­ w isku, niedołężnym lu b m artw y m . Sum ien iu m em u to' n ie zaszkodzi, ale spokojnie dokończyć żyw ota m i nie da. Bo cóż się stan ie z p racą m oją? Ci czytelnicy, k tó ry c h się w yrobiło, może ju ż nie zdziczeją, będą się s ta ­ ra li o jak ą ś stra w ę um ysłow ą. Ale czyż na ty m ju ż poprzestać w ypada? M asy pow inny ożywiać się dalej, szerzej a. szerzej. A co z „G azetą Ś w ią­ teczn ą” się stanie? P ra w n i m oi sukcesorow ie, żona i dziew ięcioro dziatw y, p o s ta ra ją się może dalej ją w ydaw ać, choćby dlatego, żeby nie m ieć głodu. Więc wychodzić jakoś, będzie, ale jak ? Gdzie n astęp ca do m ej pracy? N a jakie drogi on pism o w prow adzi? Gdzie jak ak o lw iek g w aran cja, że i ja k odpowie zadaniu? Nie! P ro sty rozsądek i tro sk a o b y t i dalszy rozw ój spraw y, k tó re j początek zrobiony, nie pozw ala m i poprzestać na tak iej drodze. Więc jak aż inna? Oto: ■

2) Pókim żyw . i n ie w y c z e rp a n y jeszcze z sił do pracy, pow inienem przekazać w ydaw nictw o „G azety Ś w iąteczn ej” kom uś pew nem u, k to d a l­ szym i jej losam i przejm ie się, z a in tere su je bezpośrednio, kto ważność jej cenić p o tra fi i będzie nad jej re d a k c ją czuwał. Je śli kogoś tak ieg o zn ajd ę i w y daw nictw o będzie ode m n ie p rzy ję te , w te d y p rzy g o tu ję p ew ien za­ pas m ateriałó w do^ d ru k u , zorg an izuję z ty c h sił, jak ie ju ż są, i m oże p rzy pom ocy kogoś nowego red a k c ję zastępczą, tym czasow ą i oddam się na p a rę m iesięcy k u ra c ji zaleconej przez lekarzy. N astępnie, w ypocząw szy i wzm ocniw szy się n a zdrow iu, rozpocznę p rac ę n ad przysposobieniem teo rety czn y m i p ra k ty c zn y m odpow iednich k a n d y d a tó w do dalszego p ro ­ w adzenia „G azety Ś w iąteczn ej” . O ile m i też czas pozwoli, będę sam jej w spółpracow nikiem (choć już nie re d a k to re m an i w ydaw cą). Jednocześnie też w ezm ę się do w ykończenia i puszczenia w św ia t p a ru dziesiątków m ych p rac i w y d aw n ictw książkow ych, k tó re uw ażam za. potrzebne, a dziś dla b ra k u czasu zaniedbyw ać muszę...

T ak i je st m ój pilan i sp raw ę tę całą uw ażam dziś za n ajw ażn iejszą i najp iln iejszą w dziedzinie w y d aw n ictw m ający ch na celu rozw ój d u ­ chow y szerokich m as naszego narodu. M ożliwe to, że ty, Adam ie, lub

(8)

ktokolw iek in ny zaśm iejecie się z polito w an iem n ad e m ną. Skoro, je d n a k m am być szczerym , w ypow iadam to, co je s t n ajg łęb szy m m oim przeko­ naniem . W obec tej sp ra w y .wszelkie inne w y d a w n ic tw a p rz y p a n u ją c y c h dziś jeszcze w śród in te lig e n c ji naszej poglądach i p rz y siłach p iśm ien n i­ czych, jak im i n aró d nasz rozporządza, w y d a ją m i się rzeczam i bardzo p o d rzę d n y m i i nie w iodącym i w p ro st do celu.

A te ra z w racam jeszcze do pierw szego okresu w d ru g im punkcie, do­ ty czący m dróg, jak ie w idzę p rzed sobą. N ad m ien iłem ta m o p otrzebie przekazania w y d aw n ictw a „G azety Ś w ią tec z n e j” kom ukolw iek. J a k i na jak ich w a ru n k a c h m oże się ono odbyć? Sam d la siebie p o trz e b u ję niew iele, ale m am liczną rodzinę i w ychow yw ać m uszę grom adkę dzieci. P o zb y w a­ jąc się jedynego sposobu do życia i u trz y m an ia rodziny, m uszę te ż jej losy zabezpieczyć. W ty m celu w arto ść „G azety Ś w iąteczn ej” m u si być oszacow ana i p rzek azanie jej w inne ręce m oże odbyć sdsę dro g ą sp łaty pieniężnej. Lecz kto m a być jej n ab yw cą? „G azeta” nie je s t zw yczajnym to w arem n a sprzedaż. J e j pow odzenie i cele nie p rz e stan ą m n ie i n ad al obchodzić. C hciałbym w ięc koniecznie upew nić się, że pójdzie ona dalej w ty m sam ym k ie ru n k u ja k dotąd, że n ie zejdzie n a żadne m anow ce ani gwoli, jak im bądź złu d ny m dążnościom, an i w w idokach spekulacyjnych, p olujących li ty lk o n a zyski m a te ria ln e ja k najw iększe i co za ty m idzie — na ja k najw ięk szą liczbę p rze dp łatn ik ó w , k tó ry c h się pozyskuje przez, w y ­ zyskiw anie nam iętności lu b schlebianie słabostkom . C hciałbym też u c h ro ­ nić „G azetę Ś w iąteczn ą” od częstego przechodzenia z r ą k do rąk. Dlatego :nierad bym odstępow ać jej jed n ej osobie, lecz p rag n ę ją przekazać licz­ n iejszem u gro nu lud zi z różnych sfer, k tó rz y b y u tw o rzy li spółkę u d zia­ łow ą, z udziałam i np. po 1000 rub li. M ógłbym i sam do> tej spółki należeć, biorąc jakiś udział n a siebie.

O m a te ria ln y b y t „G azety Ś w iąteczn ej” i jej w spółw łaścicieli żadnego pow odu do obaw nie widzę. N ajcięższe pod k ażd y m w zględem la ta „G a­

z e ta Ś w iąteczn a” p rze trw a ła , więc w edług w szelkiego p raw dopodobień­ stw a nieprzew idzianych przeszkód n a sw ej drodze nie napotka. W spólni­ cy będą też m ieli od sw ych ud ziałó w zysk pew ny. G d yby „G azeta Św ią­ teczn a” zatrzym ała, się tylk o n a tej liczbie p rzed p łatn ik ó w , ja k a jest w ty m ro k u — czego n a w e t nie przypuszczam , bo dotąd liczba ich z k ażd y m ro ­ kiem stale się zwiększa, to zysk czysty do podziału, po opędzeniu w szel­ kich kosztów w ydaw nictw a, h o n orariów a u to rsk ich itd., w ynosiłby m in i­ m u m 6000 ru b li rocznie. K sięgi ra c h u n k o w e i dowody, rozum ie się, są do

spraw dzenia. N a uw adze zaś m ieć należy nie ty lk o spodziew any p raw ie pa pew no w zro st liczby p rzedp łatn ik ó w , a: stąd i zysków p rz y d o ty ch ­

czasow ym stan ie „G azety” , ale jeszcze i nie w yzyskane w cale przeze m nie sposoby podniesienia poczytności pism a i dochodu z niego. Oto: 1) m ożna pozyskać p ra w o um ieszczania w „G azecie” ilu stracji, na czym pism o zyska

(9)

N I E Z N A N Y L I S T K O N K A D A P B Ô S Z Y N S K I E G O 181 w iele w oczach mas, 2) m ożna p rz y „G azecie” drukow ać choćby cały a rk u sz d o d atk u z ogłoszeniam i p łatn y m i, o k tó re p rz y ta k ie j ilości n a k ła d u b ardzo łatw o, 3) spółka n iech y b n ie znalazłaby większe poparcie d la „G azety Ś w iąteczn ej” w sferach in te lig e n c ji za p o śred n ictw em i sw ych osobistych stosunków , i pism dla in telig en cji w yd aw an y ch , a z k tó ry m i ja, p rzy moim b ra k u sp ry tu i czasu wolnego, żadnych stosunków nie u trzy m y w ałem .

Ludzie więc zasobni w grosz n a udziały, jeśli ta k ą spółkę utw orzą, po d trzy m u jąc i u trw a la ją c p rac ę poczętą, a dziś lu b niezadługo w y sta ­ w ioną n a niechybne w razie dalszego osam otnienia p rzerw an ie się i zanik, spełnią p rzysłu gę społeczerytw u, do jak iej m a ją obecnie w y ją tk o w ą spo­

sobność, p rzy sługę stokroć donioślejszą od w ie lu in n y c h przedsięw zięć, o k tó ry c h duiżo się m ów i i pisze; z d ru g iej zaś strony, o czym jeste m n a j­ m ocniej przekonany, zrobią jednocześnie d o b ry in te re s finansow y.

P lan u , o k tó ry m Ci donoszę, p raw ie p rzed nikim jeszcze nie ro zw ija ­ łem. W odpowiedzi zaś n a Tw e żap y tan ię k o m u n ik u ję go Tobie w tej m yśli, azali i ta m w T w ym sąsiedztw ie ci, k tó ry m sp raw a w y d aw n ictw

isto tn ie poży teczn y ch leży n a sercu, nie u z n a ją tro sk m oich za słuszne, a p la n u mego za d o b ry i zam iast skierow ać swe siły i chęci do rzeczy n ie­ określonych i niepew nych, nie zapiszą się, choćby w pokaźniejszej liczbie, na k a n d y d a tó w do przyszłej spółki. P o lecam to Tw ej pieczy i uznaniu. Czas je s t drogi, sijły m oje niepew ne, wiadom ości od Ciebie będę rychło oczekiwał.

T ym czasem ściskam Cię i całuję

Cytaty

Powiązane dokumenty

"Ustawa o spółdzielniach i ich związkach oraz

lifikow anych prac fizycznych w tym że przedsiębiorstwie, instytucji lub organi­ zacji — na okres do p iętnastu dni i za opłatą należną od w ykonyw anej pracy

Uznanie dziecka przed notariuszem, gdyby się w praktyce zdarzyło '(pod rządem praw a niemieckiego nie było właściwie uznania w naszym rozum ieniu, lecz tzw. sąd

A. Rajzmana, który wypowiada pogląd, że czyn o znikomym społecznym niebezpieczeństwie nie traci charakteru bezpra­ wia kryminalnego, różniąc się przy tym

powołano 18 kolegów do Centralnego Zespołu Wizytatorów, 13 kolegów na zastępców Rzecznika Dyscyplinarnego NRA, 13 kolegów do Komisji Pracy Zespołów,

Andrełowicza umowa w obrocie uspołecznionym nie jest tylko wyrazem woli stron w zakresie kształtowania stosunku cywilno­ prawnego, lecz jednocześnie stanowi

Juliusz Sas-Wisłocki znanym „adwokatem adwokatów”, jak Go niektórzy koledzy dla Jego gruntownej w iedzy prawniczej nazy­ wali, kiedy po raz pierw szy zetknąłem

Trzecim dopuszczalnym sposobem jest pokrycie należności zespołu adwokackiego, ustalonej w walucie obcej, z kwot zainkasowanych przez zespół adwokacki na rzecz