• Nie Znaleziono Wyników

Wróccie mi moja Ojczyznę.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wróccie mi moja Ojczyznę."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok 1 14/12 1945 N:r 22

Wróccie mi moja Ojczyznę.

”Kogda krikn iet rat’ świata ja:

Kiń ty R u s, ży w i w raju!

Ja skazu: Nie choczu raja, Dajtie rodinu m oju!”

(Sergiusz Jesienin) Rzuć Polskę — k rzy kną święci z

nieba —

Otworem stoją raju drzwi!

Odpowiem: Raju mi nie trzeba.

Ojczyznę m oją wróćcie mi.

Gdzie szary odm ęt W isły bieży Poprzez rów niny żyznych gleb, Gdzie m atka k rając bochen

świeży,

Z czcią błogosławi czarny chleb.

Gdzie gniazd jaskółczych znajdziesz krocie

Pod okapam i złotych strzech, Gdzie barw ne garnki tkw ią na

płocie,

Gdzie brzmi radosny dzieci śmiech.

Gdzie żuraw skrzypi już od rana, W opłotkach pieje czujny kur, Las, pole, łąka rozśpiewana,

Gdyż zewsząd płynie ptaków chór.

Gdzie bocian klekce na stodole, A turk ot kół się niesie z dróg, Bo raźno jadą wozy w pole, Aż brona dźwięczy w nich lub

pług.

Ojczyznę m oją wież, wieżyczek, Skąd srebrnych tonów dźwięczy

krąg,

Przydrożnych krzyży i kapliczek, Zdobionych w kw iaty pól i łąk.

Gdzie szanow ana jest rodzina, Kobieta, dziecko, siwy włos, Honorem domów jest gościna, Choćby nie brzęczał złotem trzos.

A mnie, gdy zgasnę już na wieki, Pod brzóz płaczących złóżcie szum, Tęsknoty m oje w świat daleki Z gałązek spłyną wśród ich dum.

Leon Szym ański.

(2)

2

O sztuce wśród burzliwych dni.

(Wspomnienie) (dokończenie)

L ata wspólnej pracy ideowej zbli­

żyły nas ze sobą — zostaliśmy p rzy ­ jaciółm i.

Bywały chwile, gdy ogarniały m nie zw ątpienia, potrzebowałem rady przyjaciela.

Zastaw ałem Jerzego wieczorem przy stole zarzuconym książkam i, fotografiam i — pracow ał bez w yt­

chnienia przez szereg lat wojennych, opracow ując szereg p rac z historii sztuki. K atedra Łom żyńska, H isto­

ria Zachęty W arszaw skiej, Rzeźba Polska, Kapliczki Polskie; pam ię­

tam w tej chwili tylko te tytuły, owoc pracy nocnej przy świetle lam pki karbidow ej.

W tymże czasie pisze pracę do k ­ torską i składa na ręce swojego p ro ­ fesora Batowskiego.

Zapom inałem u Jerzego o tro ­ skach, o niebezpieczeństwach, o strasznej rzeczywistości — m arzy­

liśmy wspólnie o tym, jak w W olnej Polsce będzie się rozwijało życie kulturalne. Czytał w te wieczory dla m nie niezapom niane w yjątki ze swoich prac, stylem pięknym a p ro ­ stym pisane.

Gawędziliśmy długo w noc . . . Nikłe światło rzucało blaski na

Pierwszy konflikt

W szedł do mego pokoju, jak zwykle, bez pukania. Dźwigał na rę ­ kach jakiegoś szczeniaka. Przeraźli­

wego kundla. Maści ’’czarnej”, m ó­

wiąc naszym przedw ojennym stylem urzędowym.

— Przyszedłem pokazać panu te­

go pieska. Ładny?

rysunki oryginalne Matejki, drzew o­

ryty Kulisiewicza, litografie Mehof­

fera, pozostałości z dawnego zbioru, ocalałego z ew akuacji z zachodnich ziem . . .

*

Gross Rosen. B arak Nr 20. Zimo­

wa długa noc. Sen nie przychodzi.

Obrazy z niedalekiej przeszłości m igają jak w yraźny film w m yślach.

Słowa rozmów kiedyś prow adzo­

nych z najbliższym i dźwięczą jakby tuż obok.

Słowa Jerzego słyszę w yraźnie —

’’Sztuka w nadchodzącej Niezależ­

nej Polsce będzie uspołeczniona, dla ogółu, piękno będzie istotną potrze­

bą. Sztuka dla ogółu, a nie dla g ar­

stki bogatych snobów.”

*

Na stole, w b arak u dla uchodź­

ców, na północy Szwecji — leży list z W arszaw y ” . . . jeszcze o Jerzym nic nie wiadomo. Po pow staniu w y­

wieziony do Oświęcim ia” . . .

*

Chcę wierzyć Jerzy, że żyjesz i będziesz pracow ał dla Sprawy.

M. Wr.

polsko-szwedzki.

— Prześliczny — powiedziałem

— ale słuchajno F raniu, czy nie ma on przypadkiem pcheł? . . .

Sześcioletni brzdąc popatrzył na psa z m iną znawcy.

— Może i m a — orzekł — ale lego nie widać, bo pchła jest czarna i pies też czarny.

(3)

— 3 —

— Gzy to twój pies?

— Nie. To jest pies pani Jo h a n s­

son. Podoba się panu?

— Jestem zachwycony. Ale za­

bierz sobie go czem prędzej, bo mi zapchli cały pokój.

Chłopak nie zdradzał zbyt wiel­

kiej ochoty do odejścia. W oczach jego dostrzegłem jakieś chytre bły­

ski.

— Proszę pana, a wie pan jak on się nazyw a?

?

— On się nazywa ’’Cygan” .

— Bardzo ładnie się nazywa.

— A czy pan też będzie go tak nazywać?

— Oczywiście.

— Ale nie inaczej tylko ’’Cygan” ?

— upew niał się chłopiec.

— Dobrze. Będę go zawsze n azy­

wać cyganem. Tylko zabierz go już.

F ran uś wyszedł z pokoju. W go­

dzinę potem ujrzałem psa na k o ry ­ tarzu. Przypatrzyłem się m u d ok ła­

dnie. Było to napraw dę rzetelne kundlisko. Z dziada pradziada. Mło­

de, zwariow ane, biegało wszędzie jak z pieprzem , szczekało, witało radośnie wszystkich bez w yjątku i m achało już nie ogonem, ale całą tylną częścią ciała.

— Cygan!! — zawołałem.

— Inte zigan! Den heter Rexi — zaprotestow ały nagle jakieś głosy dziecięce i z za drzwi m ieszkania pani Johansson wychyliły się trzy płowe główki jej synów.

Już chciałem przyznać im rację, gdy wtem dotknęła m nie czyjaś rę ­ ka. Był to Franuś.

— On się nazyw a ’’Cygan”, bo on jest czarny. — podkreślił z całym naciskiem.

— Du vet inte. Den heter Rexi!

— ’’Cygan” ! — w rzasnął Franuś.

— Rexi ! ! Rexi ! ! Rexi ! ! — gromko odpowiedział chór z za drzwi. N aj­

gorzej na tym wyszedł sam kundel, bo go uchwycono za skórę i w cią­

gnięto z pow rotem do m ieszkania.

Ale spokoju już nie było. Długo jeszcze słyszałem na k orytarzu Fra- nusiowe ’’Cygan”, ’’Cygan” i odpo­

w iadające mu za każdym razem chóralne ”Rexi”, ” Rexi”, ”Rexi”.

W dniach następnych powtórzyło się to samo. W eszło to niem al w po­

rządek dzienny pensjonatu. R an­

kiem, gdy jeszcze ciemno było, roz­

legało się najpierw szczekanie k u n ­ dla. W chwilę potem wołał F ranuś

’’Cygan”, ’’Cygan” a z dołu zaraz jak na kom endę odpow iadało m u

” Rexi”, ” Rexi” , ” Rexi”. Robił się przytym piekielny hałas, trw ający z m ałym i przerw am i aż do godziny 8-ej, kiedy to chłopcy pani Jo h a n s­

son szli do szkoły.

Jakoś się zdarzyło, że znów n a t­

knąłem się na kundla.

— ’’Cygan” ! — zawołałem, nie przeczuw ając niczego złego.

— ”Rexi” ! — odpowiedziała tym razem sam a pani Johansson, odw o­

łując psa do pokoju.

Epizod na pozór błahy. Ale jak brzem ienny w następstw a. T ym cza­

sem spraw a rodowego nazw iska Im- ci pana kundla zaogniała się coraz bardziej. F ran uś nie ustępow ał ani na jotę. Przed południem było to jeszcze jako tako, ale po południu w racali ze szkoły młodzi Johans- sonowie. W itało ich przede wszy­

stkim szczekanie psiska.

— Rexi! Rexi! Rexi! — zaczynali chórem bracia.

W odpowiedzi na to otw ierały się na II-gim piętrze drzwi, słychać było na schodach tupot drobnych nóżek dziecięcych i znów ta sam a historia.

— ’’Cygan” ! ’’Cygan” ! ’’Cygan”

— krzyczał F ranek jakb y go ze skóry obdzierano.

(4)

— 4 —

— Franek, bądź cicho, bo się rodzicom poskarżę — próbowałem grozić.

— Kiedy pies nazyw a się ’’Cy­

g an ”.

— Inte zigan! Rexi!

Spraw a nabierała rozgłosu. Mło­

dzi Szwedzi wzięli się na sposób.

Zwoływali chłopców z całego m ia­

steczka, ustaw iali się pod oknam i Franusia, a Hasse, najstarszy syn państw a Johanssonów brał na ręce kundla, poczym daw ał znak obec­

nym i całe towarzystwo darło się jak opętane.

— ” Rexi” ! ”Rexi” ! ”Rexi” ! hej

— hej — hej!!!

— ’’Cygan” ! ’’Cygan” ! — odpo­

w iadał Franus, posługując się zro­

bioną z papieru tubą.

Nie to było jednak najgorsze.

Bo oto chłopcy, uw ażając mnie, nie wiedzieć dlaczego, za sprzym ierzeń­

ca F rank a, urządzali również pod moim oknem kocią serenadę à la Rexi, Rexi hej — hej — hej. Teraz dopiero zrozum iałem podstęp F ra ­ nusia. Oto widząc, że sam jeden nie da rady trzem Johanssonom , zasu­

gerował mi tego ’’Cygana” i w taki sposób w pakow ał m nie w cały ten bałagan.

Konflikt zaostrzał się napraw dę.

Pani Johansson przedtem tak uprzejm a, teraz zim no odpow iadała na moje pozdrowienie. Pan Jo h a n s­

son też był dość m arkotny. P an ien ­ ka na poczcie patrzyła na m nie jak na zaprotestow any przedw ojenny weksel, a funkcjonariusz kolejowy pan Ericsson, daw niej tak rozm o­

wny, teraz często udaw ał, że m nie nie widzi.

A wszystko przez tego przeklętego kundla!

Dopadłem go kiedyś przed do­

mem.

— Czy ty wiesz, bydlaku, że je­

steś przyczyną poważnego zatargu polsko-szwedzkiego? ! ! !

— Inte fó rstar — zdaw ał się m ó­

wić kundel. P atrzał mi w oczy i m a­

chał ogonem na cały regulator.

— Tylko mi tu greka nie udaw aj!

Kto wie, może cię gdzieś w Norwegii jakaś SS-m ańska suka urodziła i litościwi ludzie w kobiałce do Szwe­

cji przynieśli, a teraz grasz rolę so­

lidnego szwedzkiego psa! Verstehst du deutsch?!

Ani powieką nie m rugnął. Patrzył mi prosto w oczy i nie przestaw ał m achać ogonem. To m nie zastano­

wiło. Na taką obelgę każdy szanu­

jący się pies zareagow ałby n a ty ­ chm iast w sposób jaknajb ard ziej stanowczy. ’’Cygan” puścił to jednak m im o ucha. Może napraw dę nie znał

języka niemieckiego? . . .

Tego dnia p an Olsson, miejscowy piekarz, który dotychczas sprzeda­

wał mi od czasu do czasu chleb bez kartek, odm ówił kontynuow ania tej charytatyw nej akcji. Oczywiście z powodu ’’Cygana” ! Sytuacja staw ała się pow ażna. Na przechadzce dzieci szwedzkie z za płotów wołały za m ną Rexi, Rexi, a zdaw ało mi się, że również starsi Szwedzi odsuw ają się ode m nie jak od zadżum ione- go . . .

Spotkałem kolegę. W ypłakałem przed nim swoją boleść.

— Słuchajno bracie, a jakiej płci jest ten twój ’’Cygan” ? zapytał przy­

jaciel.

— Wiesz, dopraw dy na tym się jeszcze nie zastanaw iałem . . .

— No to bryk aj zaraz do kundla i zbadaj rzecz na miejscu. Jeśli to suczka, to nie może nazywać się

’’cyganem ” .

Niestety. I ta ostatnia deska r a ­ tunku zawiodła. ’’Cygan” był 100- procentow ym samcem.

— Czy ty wiesz sukinsynu —

(5)

5 — syknąłem m u wściekle, że w intere­

sie zgodnego współżycia narodu szwedzkiego i polskiego należałoby ci właściwie kark ukręcić? — Dwa

’’lum inale” i trzy proszki brom u za­

żyłem tego wieczora. Zbudziłem się nazajutrz dość późno. Był to w y jąt­

kowo piękny dzień listopadowy.

Ciepło. Morze spokojne. Ani jednej chm urki na niebie. Ubrałem się szybko i wyszedłem na przechadzkę.

Na dzień ten przypadało jakieś świę­

to, bo dzieciska nie poszły do szko­

ły. Cała la zgraja wyległa na brzeg m orza. Biegała, wrzeszczała w nie- bogłosy, rzucała kam ienie do wody.

Byli tam oczywiście wszyscy Jo- hanssonowie, był zezowaty Olsson, syn piekarza i był . . . nie, wzrok

Polska

Czy to praw da, ża w alka jest sen­

sem życia? W alka ras jest wypełnie­

niem praw biologii — tw ierdzą jedni i w ypisują to krw aw e hasło drapież­

ców n a swych sztandarach; walka klas jest treścią historii — mówią drudzy. Dla um ysłów prym ityw nych walka jako sens bytu jest rzeczą oczywistą i pozornie potwierdzoną przez praw a przyrodnicze: obser­

w ując naturę istotnie widzimy, że silniejszy pożera słabszego. Ale tylko w świecie ludzkim spotykam y n i­

szczenie się wzajemne. Żaden tygrys nie pożera tygrysa, podczas gdy lu ­ dzie tępią się naw zajem w perio­

dycznych atakach szaleństw a zw a­

nych wojną.

My ludzie z obozów i więzień nie­

m ieckich znam y walkę i walczyć gdy trzeba potrafim y. Lecz wojnę uw ażam y za katastrofę bezsenso­

wną i haniebną. Gdy przychodzi, —

m nie nie mylił, był z nimi również Franek! W najw iększej zgodzie tłam siło się całe to bractw o pom ię­

dzy wyciągniętym i na brzeg łodzia­

mi. Bawili się w ’’chow anego” . Z du­

m ienie moje wzrosło, gdy i kundla w tym zacnym tow arzystw ie spo­

strzegłem, a osiągnęło swój pun kt kulm inacyjny, gdy na własne uszy usłyszałem, jak wszyscy zgodnie wołali na psa . . . ’’Cygan”.

Zwyciężyła więc ostatecznie teza polska.

— Ja k ty to zrobiłeś? — pytałem potem F ranka.

— M usiałem im dać 12 polskich znaczków pocztowych i stary scyzo­

ryk — w estchnął bęcwał — taniej nie chcieli.

LKS. Pogończyk.

wojna.

nieunikniona jak trzęsienie ziemi, lid) atak furii w ariata — ulegamy ślepym siłom przyrody i walczymy jednocześnie spełniając n a jtru d n ie j­

szy z obowiązków, w przekonaniu, że człowiek jest nietylko indyw i­

duum , ale w rów nej m ierze elem en­

tem wyższej całości — narodu. P a ­ m iętam y jednak zawsze, że sens ży­

ciu nadają tylko siły ducha — czy je kto nazwie Ideą Przedw ieczną, czy Mocą Bożą. W yrazicielem D u­

cha w życiu ziem skim jest człowiek i popełnia on zdradę nieprzebaczal- ną, gdy o tym zapom ni. N atura bez Ducha jest ślepa, bezmyślna, chao­

tyczna i rozrzutna. Co powiedzieli­

byśmy o m yśliwym , który chcąc upolować jednego zająca ustaw iłby kilkadziesiąt tysięcy karabinów m a­

szynowych we wszystkich kieru n ­ kach i zaczął ze wszystkich naraz strzelać? — Praw dopodobnie zając

(6)

6 zostałby przypadkow o zabity, ale myśliwego nikt nie nazw ałby m ą­

drym . A tak właśnie postępuje P rzy ­ roda — i rezultatem takich elem en­

tarnych sił jest również wojna. W y­

znawcy idei walki są wyznawcam i bezdusznego chaosu.

W tej chwili grozi nam Polakom w yjątkow e niebezpieczeństwo. Nie­

naw istne więzy, jakie usiłują nam narzucić ciemne moce budzą obok buntu odruchy rozpaczy. Takim odruchem rozpaczy jest również przypisyw ane nam pragnienie w oj­

ny, wojny, która da nam wolność.

D ziennikarze zagraniczni pow ra­

cający z Polski twierdzą zgodnie, że stan rzeczy panujący tam obecnie na dłuższą metę utrzym ać się nie da, że ogół społeczeństwa spodziewa się zm ian, lecz jednocześnie nabiera przekonania, że zm iany sprow adzić może jedynie wojna.

Te obserw acje dom agają się jednej popraw ki: jeśli społeczeństwo pol­

skie spodziewa się w ojny — to czyni to z rozpaczy. My nie jesteśm y w y­

znawcam i chaosu. Naszych praw do wolności nie chcem y opierać na w ojnie i przem ocy i jesteśm y zaw ­ sze gotowi wyjść naprzeciw każdej szczerze wyciągniętej dłoni. Nasze praw o do życia opieram y przede wszystkim na głębokiej świadom o­

ści, iż jesteśm y jednym z ważnych elementów k u ltu ry zachodniej. E u ­ ropa bez Polski nie jest tą sam ą Europą. Nie operujem y w tym w y­

padku argum entam i idealistyczne­

go hum anitaryzm u, czy spraw iedli­

wości. W idzieliśm y przecież, choćby w czasie tej wojny, że m ożna znisz­

czyć naród niem al całkowicie, tak jak wyniszczono Żydów europej­

skich i że ’’spraw iedliw ość dziejo­

w a” jest pojęciem rozciągliwym.

Ludy św iata mimo reklam ow anego postępu tkw ią w barbarzyństw ie i każdy uważa, że dobre i słuszne jest tylko to co jest dla niego dobre.

Ciężar gatunkow y kultury pol­

skiej (bądźm y skrom ni) nie jest tak wielki, by móc kształtow ać myśl i ducha E uropy — ale dość duży, by stanow ić nie dający się usunąć czyn­

nik w europejskiej wspólnocie. N a­

sza k u ltu ra narodow a uratow ała nas w czasie 100-letniej niewoli. Jej ważkość rozstrzyga o naszym bycie.

W ielu z tych co zostają tu na em i­

gracji, czynią to by móc owocniej pracow ać dla kultury ; ci którzy w al­

czą w k raju , a walczy tam wielu, również ten cel postawić sobie m u ­ szą. Nie czekam y na wojnę, nie jesteśm y grom adą hien w ietrzących ścierwa nowych pobojowisk. My P o ­ lacy doskonale rozum iem y, że nowa wojna, znów na naszych ziemiach rozegrana, zam ieni tę kupę gruzów, jaką jest Polska obecna w krw aw ą pustynię.

’’Nikt bardziej nie nienawidzi wojny, niż praw dziw y żołnierz” po­

wiedział znaw ca tych spraw N apo­

leon, a my jesteśm y narodem żoł­

nierzy.

Ł. W in.

Tydzień polityczny.

Polsko-czeskie przym ierze ? Przedstawiciel Polski w Pradze wręczył Ministrowi Spraw Z agra­

nicznych M asarykowi notę, w której

proponuje się załatw ienie wszystkich spornych kwestyj między obu k r a ­ jam i. Nota w yraża gotowość Polski do rozpoczęcia ścisłej w spółpracy z

L

(7)

— 7 — Czechosłowacją oraz podkreśla, że pakt przyjaźni i w zajem nej pomocy byłby wielką obustronną korzyścią.

Polacy przejm ują niem ieckie zagrody.

Polacy, wśród których znaczną część stanow ią przesiedleńcy ze wschodu, przejęli już ponad 30 tys.

zagród chłopskich na zachodnim Pom orzu.

Otwarcie Uniwersytetu w W arszawie.

Uniwersytet W arszaw ski podjął na nowo swoją działalność. Ilość za ­ pisanych studentów dochodzi do 4 tysięcy. Wobec niemożności docze­

k an ia się rem ontu budynków u n i­

w ersyteckich, praca narazie odbywa się w prow izorycznych lokalach na mieście.

W ym iana handlowa polsko- szw edzka.

Dzięki przyznaniu przez UNRRA dodatku tonażu na przewóz rudy żelaznej ze Szwecji, zwiększono znacznie im port rudy. W zeszłym tygodniu przybyły z Luleâ 4 statki z ładunkiem 12 tys. ton rudy. Dalsze trzy statki są w drodze do Gdyni. —

W myśl um owy handlow ej za­

w artej ze Szwecją, dostarczy Polska 2 tys. ton cynku i 1000 ton bieli cyn ­ kowej. W toku są rokow ania o im ­ port ze Szwecji rudy cynkowej.

Konferencja w M oskwie.

15 grudnia nastąpi w Moskwie spotkanie M inistrów Spraw Z agra­

nicznych Stanów Zjednoczonych, W. B rytanii i Rosji Sow., podczas której m ają oni wym ienić między innym i poglądy trzech m ocarstw na tem at energii atom owej. K onferen­

cja przeciągnie się praw dopodobnie

przez całe święta, ale zakończy się przed rozpoczęciem obrad O rgani­

zacji Narodów Zjednoczonych w Londynie. Rządy francuski i chiń ­ ski zostały natychm iast zaw iado­

mione o zwołaniu konferencji, k tó ­ ra nie będzie, jak głoszą o ficjaln i kom unikaty dotyczyła spraw bez­

pośrednio interesujących te państw a.

Kwartalne spotkania Min. Spr. Zagr.

trzech wielkich m ocarstw zostały jeszcze postanow ione na konferen­

cji w Jałcie.

Długoterm inowa p o życzka am ery­

kańska dla Anglii.

Po zaw arciu um owy ekonom icz­

nej i finansow ej z rządem St. Zjedn., delegacja brytyjska udaje się do K anady dla przeprow adzenia po­

dobnych rozmów. Umowa brytyj- sko-am erykańska przew iduje nową długoterm inow ą pożyczkę St. Zje- noczonych dla Anglii. Dziennik

"New York Tim es” w ita z zadow o­

leniem zakończenie układów pod­

kreślając, że poza względami n atu ry gospodarczej, chodzi tu o u trzy m a­

nie węzłów w spółpracy i przyjaźni.

Odzyskanie potencjału gospodarcze­

go Anglii leży także w interesie Ameryki. Bliska i szczera w spół­

praca krajów anglosaskich z czasów w ojny pow inna trw ać także w czasie pokoju.

Z olbrzym iej sum y 4,4 m ilj. dola­

rów może Anglia rozporządzić głó­

wną częścią dla swoich celów h a n ­ dlowych, podczas gdy tylko 650 m i­

lionów dolarów m a być zużytych jako końcowa opłata za towary, otrzym ane na zasadzie um owy o pożyczce i dzierżawie, które zn a j­

dują się w Anglii. Zwrot długu n a ­ stąpić m a w ciągu 50 lat licząc od

1.1.1952 r. Została ustalona renta w wysokości 2 °/o.

(8)

8

R eform y w Anglii.

Izba Gmin zatw ierdzić m a w n a j­

bliższym czasie upaństw ow ienie Banku Angielskiego. Złożenie pro ­ jektu upaństw ow ienia przem ysłu węglowego nastąpi jeszcze w tym miesiącu. Rząd planuje także up ań st­

wowienie wszystkich brytyjskich linni lotniczych i telegraficznych, przedsiębiorstw elektryfikacyjnych i gazowych, kolei żelaznych i u rzą ­ dzeń portowych.

Apelacja katów z Belsen odrzucona.

M arszałek Polny Montgomery odrzucił 8.12 wszystkie apelacje zło­

żone przez skazanych w procesie w Lüneburg. Egzekucja 11 zbrodnia­

rzy z Kram erem i Greese na czele będzie m iała praw dopodobnie m iej­

sce jeszcze przed świętami.

Spraw y polskie w Izbie Gmin.

W parlam encie angielskim po d ­ czas dyskusji nad spraw am i pol­

skimi poseł praw icow y adm. Taylor stwierdził, że rząd polski znajduje się pod kontrolą rosyjską a arm ia pod dowództwem rosyjskim , że wol­

ność słowa, prasy i radia nie istnieje, że nie ustają aresztow ania masowe i deportacje. Jeden z podsekretarzy stanu odpowiedział, że nie istnieje

’’bezpośrednia” cenzura w Polsce, a partie dem okratyczne korzystają z pewnej swobody. Zresztą rząd so­

wiecki poinform ow ał Londyn, że obietnica Stalina dotycząca wojsk sowieckich w Polsce została wypeł­

niona; obecnie przebyw ają w Polsce tylko te oddziały, które są potrzebne dla ochrony linij kom unikacyjnych Armii Czerwonej w Niemczech.

Akcja polityczna P.S.L.

J a k donosi ’’A ftonbladet” z 9.12, organ w iceprem iera M ikołajczyka

’’Gazeta L udow a” w ystąpił z w yjąt­

kowo ostrym atakiem na obecny rząd polski. Pismo dom aga się, aby rząd w yjaw ił swoje plany upaństw o­

wienia przem ysłu. Gazeta krytykuje również politykę rządow ą na zie­

m iach zachodnich, gdzie zostało

’’zesłanych” dziesiątki tysięcy rodzin polskich i gdzie nie istnieje żadna organizacja pom ocnicza dla p rze­

siedleńców. To gwałtowne oskarże­

nie ’’Gazety L udow ej” nastąpiło bez­

pośrednio po raporcie am basadora angielskiego Cavendish-Bendinck'a, że wolność słowa i prasy nie istnieje w Polsce.

Powrót żołnierzy polskich z Włoch.

Pierwsze transporty żołnierzy pol­

skich, w racających z W łoch w itane były przez polskiego M inistra O bro­

ny, który oświadczył, że żołnierze będą korzystali z tych sam ych u p ra ­ wnień, co członkowie nowej arm ii polskiej. Minister ostro potępił ’’fał­

szywą propagandę”, która spraw ia, że tysiące żołnierzy polskich nie wraca do kraju.

Transporty Polaków z krajów ska ndyna w ski ch .

Akcja repatriacyjna z całej Skan­

dynawii do Polski trw a nadal.

Ostatnio do Gdyni przybyły statkiem

”Sern” 954 osoby, a statkiem ’’P o ­ sejdon” 947 osób z Norwegii. Poza- tym 200 osób przybyło ze Szwecji.

Do H älsingborgu przybyło 90 P ola­

ków, w tym większość mężczyzn, z obozów w Norwegii. Są to chorzy, których stan nie pozwala jeszcze na powrót do Polski. Zostali oni rozm ie­

szczeni w szpitalach.

(9)

— 9 — A tak i obrona.

Rząd warszaw ski oskarża rząd angielski, że z jego winy wielu żoł­

nierzy polskich nie w raca do kraju.

Anglicy z oburzeniem odpierają tę napaść, twierdząc, że tylko i w yłącz­

nie rząd polski może stworzyć takie w arunki w k raju , które zachęciłyby wszystkich Polaków do powrotu.

Interw encja w o jsk rosyjskich w Persji.

W ojska rosyjskie biorą czynny udział w w alkach dom owych, jak

podaje korespondent ’’O bservera” z Teheranu. Zamieszki rozszerzają się z jednej prow incji na drugą i auto- tytet perskiego rządu centralnego jest coraz bardziej podkopyw any.

N ow y ambasador am erykań ski w Chinach.

W ielką sensację w yw ołała w iado­

mość, że am basadorem am ery k ań ­ skim w Chinach m ianow any został gen. M arshall, dotychczasow y szef sztabu am erykańskiego, który ucho­

dzi za znawcę spraw azjatyckich. —

Z życia Polaków w Szwecji.

W L und pow stał z inicjatyw y szwedzkich studentów uniw ersytetu klub szwedzko-polski, m ający za za­

danie naw iązanie i utrw alenie bez­

pośrednich kontaktów . Na zebraniu odbytym w gm achu zw iązku stu ­ denckiego wyłoniono zarząd, sk ła­

dający się z trzech członków szwe­

dzkich i 2 polskich. W program ie przew iduje się zebrania towarzyskie oraz w ykłady, wieczory pieśni, k u r­

sy językowe polskiego i szwedzkie­

go. Stowarzyszenie m a zasadniczo c h arak ter akadem icki, lecz członka­

mi mogą zostać również osoby nie zw iązane z uniw ersytetem .

W obozie polskim w Osby utw o­

rzono klub polski z zarządem w n a ­ stępującym składzie: Przew odniczą­

cy — H. Lwy-Kotowicz; W iceprze­

wodniczący — J. Kotecki; Sekretarz

— Z. M azurkiewicz; członkowie za­

rządu — Z. Chlebińska, Z. W alew ­ ska.

F akt ten zasługuje na uwagę, gdyż o ile nam wiadomo, jest to pierwszy klub polski zorganizow any na terenie Szwecji wśród b. więź­

niów obozów konc. w Niemczech.

Polacy, którzy obejm ują pracę i

osiedlają się wśród społeczeństwa szwedzkiego, tw orzą w niektórych m iejscowościach (Lund, Malmö, Hälsingborg, Växjö, Uppsala i w in ­ nych) większe skupienia polskie.

Pow inny one stać się zkolei ostoją dla rodaków rozproszonych poje- dyńczo po całej Szwecji, żyjących często m iesiącam i bez kon taktu z m yślą i słowem polskim . Nie wolno nam o nich zapom inać. Nie wolno zapom inać o węzłach, łączących nas wszystkich w jedną całość. J e ­ dynie zorganizow anie się w stow a­

rzyszenia daje nam możność prze­

prow adzenia akcji samopom ocowej i k ulturalnej. W yrażam y gorące ży­

czenie, by przykład rodaków z Os­

by i Lund znalazł licznych n aśla­

dowców. O tworzym y w m iarę po­

trzeby nasze łam y dla dyskusyj i uwag zw iązanych z organizow aniem się Polaków i chętnie odpowiemy na zapytania, skierow ane w tej spraw ie do Redakcji. Przypom inam y jedno­

cześnie o istnieniu w Malmö Związku Polaków w Szwecji, sekcji Świat.

Zw iązku Polaków, z filiam i w Bro- m ölla i Oskarström .

(10)

10

Na niedziele 16 grudnia 1945 r.

Naukę, którą Kościół pragnie nam udzielić w tym okresie przygotow a­

nia, zaw ierają Msze św. czterech niedziel adw entu. Ich in troit zw ia­

stuje przyjście Chrystusa coraz b a r­

dziej bliskie, m odlitw y to przyjście w ypraszają, epistoły w skazują środ­

ki godnego doń przygotow ania, a Ewangelie coraz w yraźniej odsłania­

ją przed nam i osobę Chrystusa.

Trzy postaci św. są w nich uw y d at­

nione: o Matce Boskiej mówi Msza św. ro ra tn a i IV-ej niedzieli adw en­

tu; o św. Jan ie Chrzcicielu opow ia­

dają Ewangelie II, III i IV-ej nie­

dzieli; prorok Izajasz przem aw ia wiele razy w rozm aitych częściach Mszy św., szczególnie zaś zabiera

głos w Mszach św. w suche dni.

N ajdłuższą z tych Mszy św. jest so­

botnia. Zawiera ona cztery lekcje Izajasza proroka o przyjściu Mesja­

sza i jedną proroka Daniela. O stat­

nia, szósta lekcja mówi o przyjściu A ntychrysta i zaleca szybką p o p ra­

wę duszom naszym. Dobrzy chrze­

ścijanie gotują się zwykle na u ro ­ czystość Bożego N arodzenia przez spowiedź, aby w ten sposób i od sie­

bie złożyć d ar Bożemu Dzieciątku.

’’Uwierzysz, że się Bóg zrodził w bet­

lejem skim żłobie?

Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie.” (A. Mickiewicz)

Ks. B. S zym ański.

Komunikaty P.C.K.

1. W. Delegaturze P.C.K. (Stock­

holm, Regeringsgatan 22) m ają do odebrania listy: Józef Brzeziński, Iren a Chodowska, Ja n in a Cichoń, W iktoria D unajew ska, Jerzy Gasper- ski, W itold Harasim owicz, M arian Jakubow ski, Zofia Janusiew icz, Ma­

rian Jeziołkowski, M arta K am ińska, Zenon Kubiak, W alenty Rącza, Schein Berta, Szwede Stanisław i Ludw ik, Szwyga K rystyna, W in- cygster Guta, oraz list od p. Dr Bo­

gdana P etryny do niew iadom ej oso­

by. Również prosim y o wiadomości o losie p. K rystyny Górskiej ur. 1925 r., k tóra była w Ravensbrück jak też o M aksym ilianie Rem belskim i Bo­

gumile Rembelskim.

2. W zw iązku z nadsyłaniem przez Polaków przebyw ających w Państw ach Skandynaw skich listów w celu dalszego ich przesłania, Dele­

g atura P.C.K. w Stockholmie zaw ia­

dam ia, że obecnie pośredniczy ona w przekazyw aniu jedynie krótkich wiadomości na specjalnych b lan ­ kietach, skierow anych do najb liż­

szych krew nych. Panie Opiekunki Obozowe w m iarę potrzeby m ogą się zw racać o nadesłanie tych b lan ­ kietów z podaniem ilości żądanych egzemplarzy. Ten rodzaj korespon­

dow ania nie w yklucza oczywiście bezpośredniego przesyłania kores­

pondencji przez poszczególne osoby zwykłą drogą pocztową. —

(11)

11

Poszukiwanie rodzin.

Jerzy Milisiewicz poszukuje brata Karola, który ostatnio przebyw ał pod adresem , K onzentrationslager Block 15 H am burg — Neuengasse, Gefangenennum m er 6963.

Kazimierza Kossowskiego, ur. w Piotrkowie, wyw. z W arszaw y w dn. 2.9. (Pruszków) do Buchenwal- du, ob. konc. (W eim ar-Buchenwald)

Nr 93077 bl. 17 i znajdującego się rzekomo w Szwecji poszukuje St.

Tatarkiew iczow a, Łowicz ul. Tka- czew 13 ni. 6. —

Poszukuję Leona W ierzbińskiego, który w 1939/40 przebyw ał w wię­

zieniu w Sanoku (cela 17), potem na W iśniczu. Wyw. z końcem czerwca 1940 do Oświęcimia. W iadom ości o nim proszę kierować: H. Sztark, Ju n g fru g atan 30/11, Stockholm. — Anna Zborom irska (Jönköping, Folkhögskolan) prosi o wiadomości o W ojtku Jerzym Lalko, ur. 1923 r.

Aresztowany w W arszaw ie w czerw ­ cu 1944, podobno z Paw iaka wyw ie­

ziony do Stuttgardu. —

W itold Im ienicki, syn Kazimierza i Marii, ur. 27.2.1917 w Rosji, za­

brany z W arszaw y w dniu 5.X.1944, zam. W arszaw a, Kujaw ska 3 m. 7.

W iadom ość proszę kierować na adres: Stański — Dania, Skodsborg

— Sobad, Dansk Roda Kors, lub W arszaw a, K ujaw ska 3 m. 7 — Jadw iga Im ienicka. —

Ja n in a Suchińska (Älderdoms- hem m et, Brösarp) poszukuje syna Jerzego Suchińskiego, ur. 7/1.1915 r.

w W arszawie. Jerzy Suchiński wyw.

był z W arszaw y w d. 2.9.44 r.

‘ W/C d r K. Malik, H. Q. M. G. R.

A. F. Andover H ants — E ngland po­

szukuje Zofię Staniszewską, stud en t­

kę arch itektu ry Politechniki W a r­

szawskiej, która wyszła z dom u przy ul. Jasnej Nr 24 w W arszaw ie i nie wróciła. Zaginęła bez śladu. —

P. Stanisław ę M ichalik przybyłą z Bergen-Belsen poszukuje Z. Sokul- ska, Lund, E rik D ahlbergsgatan 4. —

r

a

Dbajcie o swoje zdrowie.

Szwedzka opieka społeczna daje wiele korzyści, m.in. zabezpie­

czenie na w ypadek choroby. Zapisujcie się do kasy chorych (erkänd sjukkassa) zawczasu, dopókiście młodzi i zdrowi.

Żądajcie w yjaśnień w najbliższej kasie chorych.

__________________________ J

V.

(12)

12

Ogłoszenia.

Upominek gwiazdkowy — to a l­

bum , zaw ierający zdjęcia z m iast polskich, opraw ny w efektowną, w barw ach polskich, utrzym aną o k ład ­

kę. Cena 1.50 kr.

Łatw a m etoda nauki języka a n ­ gielskiego, w której podana jest w y­

mowa dla każdego słowa. Cena 4 kr.

W ysyła za zaliczeniem J.R aykow - ski, Jun g fru g atan 22, Stockholm.

Na gw iazdkę dla chorych.

Nie zapom inajm y o chorych, k tó ­ rzy wigilię spędzą sam otnie wr szpi­

talach. Przyślijm y dary w postaci drobnych w ykonanych ręcznie p a ­

m iątek, ozdób n a choinkę lub in ­ nych drobiazgów, którym i możemy się podzielić. Term in — 20.12.

Adres: Polen H jälpen, Malmö — Re- gem entsgatan 18, na ręce p. M. Ré­

diger, z zaznaczeniem ” Na gwiazdkę dla chorych Polaków ”.

Ozdoby na choinkę.

Aby ułatw ić wszystkim trad y cy j­

ne obchodzenie Świąt, prosim y oso­

by, które zechcą w ykonać ozdoby na choinkę, aby porozum iały się możliwie szybko w tej spraw ie z p.

M. Rediger, Malmö — Regemenls- gatan 84 b, tel. 779 91.

Sprostowanie.

Do n r 21 ’’P o lak a” (Tydzień Poli­

tyczny, str. 4) do wzm ianki p.t. ”Z procesu w N orym berdze” w kradł się błąd. Zam iast ’’Niemiecki ad m i­

rał Canaris . . . ośw iadczył” i t.d.,

powinno być: ’’General Lahausen, w spółpracow nik adm . Ganarisa, sze­

fa w yw iadu niemieckiego i jak się okazało zaciętego w roga Hitlera,

oświadczył . . . ” i t.d.

Cennik ogłoszeń.

Poszukiw anie rodzin

1.50 Skr. — 3 wiersze W szystkie inne ogłoszenia

1.00 Skr. — 1 wiersz Cała strona 90 „

1/2 strony 50 „

1/4 „ 30 „

Redakcja zaw iadam ia, że ogło­

szeń nieopłaconych zgóry um ie­

szczać nie będzie.

Redakcja nie podejm uje się oceny rękopisów.

Redakcja prosi Czytelników dla ich własnego dobra o czytelne i dokładne podaw anie adresu przy zam aw ianiu i płaceniu prenum eraty.

W arunki prenum eraty: prenum e­

rata m iesięczna wynosi 1 Skr., po­

szczególny num er kosztuje 30 öre.

Redakcja i A dm inistracja: Tygo­

d n ik ’’Polak” — Lund, E rik Dahl- bergsgatan 4, tel. 168 89.

R edaktor Dr Zygm unt Łakociński.

Ansvarig utgivare: Kyrkoherde Daniel Cederberg, Staffanstorp.

(13)

MŁODY POLAK

Kok 1 Dodatek dla młodzieży N:r 2

Nagroda Nobla.

Poszanow anie pracy i myśli lu ­ dzkiej, poszanow anie człowieka, w ia­

ra w to, że ideały człowieczeństwa nie mogą uledz zagładzie w n ajgo r­

szej naw et zawierusze, to wszystko stanow i bardzo istotny czynnik skła­

dowy oblicza duchowego Szwecji.

Szwecja jest dziś krajem o dużej kulturze, dużym dobrobycie. Jest to w ynik nie tylko szczęśliwego losu ale też tw ardej i w ytrw ałej pracy.

Szwecja jest niewielkim krajem , który nie odgryw a dziś pow ażniej­

szej roli w polityce m iędzynarodo­

wej, ale nie ma chyba takiej dziedzi­

ny pracy i kultury, w której nie za­

znaczyłby się udział tego społe­

czeństwa. Jest szczególnie jedna instytucja szwedzka, k tóra w całym świecie posiada w prost w yjątkow e znaczenie. Jest to fundacja Nobla.

W łaśnie teraz w jesieni, gdy zbli­

ża się data 10-go grudnia, data śmierci wielkiego w ynalazcy szwe­

dzkiego Alfreda Nobla, oczy całego kulturalnego św iata zwrócone są w stronę Szwecji. F undacja Nobla zdobyła sobie w całym świecie sta­

nowisko, jakiego nie posiada żadna podobna instytucja. W myśl testa­

m entu fu nd ato ra nie zna ta insty­

tucja rzeczywiście żadnych granic ani różnic m iędzynarodow ych.

Uparcie sprzeciwia się wszelkim próbom zaprzeczenia obiektywnej wartości nauki i praw a i zaprzęgnię­

cia ich do służby interesom jakiejś koncepcji politycznej. Rok w rok,

od kilkudziesięciu lat zasila w arszta­

ty twórczej myśli ludzkiej szereg całkiem pokaźnych sum pienięż­

nych, które wielu badaczom i pisa­

rzom dopomogły w ich wysiłkach.

Jedynie na polu twórczości litera­

ckiej m ożna było czasem słyszeć głosy, że zbogacony uzyskaniem nagrody pisarz tracił swój rozpęd twórczy. Naogół trudno w prost oce­

nić, jak wiele w postępie ludzkości owe coroczne nagrody znaczą. Nie m a praw ie żadnego ważniejszego dokonania na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, które zostało po­

m inięte przez kom itet Nobla. A idzie tu przecie nieraz, jeżeli chodzi o b a ­ dania i odkrycia uczonych w dzie­

dzinie m edycyny zwłaszcza, dosło­

w nie o kwestię życia i śmierci setek i tysięcy ludzi.

W ystarczy przypom nieć tu kilka takich w ypadków właśnie z dzie­

dziny m edycyny. I tak w pierwszym roku istnienia nagrody odznaczony został odkryw ca szczepionki prze- ciw dyfterytow ej Niemiec E. von Beh­

ring. Go to odkrycie znaczy, to n a j­

lepiej wiedzą setki tysięcy m atek.

W roku 1902 odznaczony został człowiek, który życie swe poświęcił walce z m alarią, Anglik Ronald Ross, w następnym roku dobroczyńca dzieci, odkryw ca ’’sztucznego słoń­

ca ” Duńczyk N. R. Finsen, potem z kolei wielki fizjolog rosyjski Iw an Pawłów, w roku 1905 wspólnie z laureatem nagrody literackiej Hen-

(14)

14 — rykiem Sienkeiwiczem odbierał n a ­ grodę za walkę ze straszliw ym w ro­

gie człowieka, gruźlicą Niemiec Ro­

bert Koch. I lak rok po roku z za­

cisznych w arsztatów pracy i lab o ra­

toriów instytucja szwedzka powo­

łuje do nagrody o ogólnoświatowym znaczeniu tych, którzy wedle słów testam entu Alfreda Nobla ’’najbar- dziej zasłużyli się ludzkości” . W ie­

my, w jakich w arunkach p row a­

dziła swe badania nad radem nasza rodaczka Maria Skłodowska Curie, której cały żywot może być bez przesady nazw any bohaterskim . Jej dw ukrotne odznaczenie nagrodą Nobla, raz wspólnie z mężem w za­

kresie fizyki w roku 1903 i pow ­ tórnie już samodzielnie w zakresie chemii w roku 1911 stanow i prze­

cież dla całego św iata potwierdzenie tych w ciężkim trudzie dokonanych zasług dla dobra ludzkości.

Pożółkły już daw no k arty owego testam entu, ale co rok ożyw ają na nowo pam iętne słowa, które tak dzi­

wnie brzm iały w ostatnich czasach w wielu k rajach E uropy: ’’Jest to m oja wola, aby przy udzielaniu n a ­ grody nie kierow ano się żadnym i względami na przynależność n a ro ­ dową, tak aby nagrodę otrzym ał najgodniejszy” .

Testam ent Alfreda Nobla pocho­

dzi z dnia 27. listopada 1895 roku.

Statut fundacji z 1900. Istnieje pięć nagród, a m ianowicie: nagroda za w ybitną pracę w dziedzinie m edy­

cyny, fizyki, chemii, literatury oraz pracy dla pokoju.

Z. F.

(d.c.n.)

Wiadomości o kulturze polskiej.

(c.d)

Proces w yodrębniania się plemion polskich ze wspólnoty słowiańskiej trw ał długo. B ajka-podanie o trzech braciach: Lechu, Czechu i Rusie sta ­ nowi piękny, aczkolwiek bardzo uproszczony, symbol tych przem ian, które zachodziły na przestrzeni se­

tek lat. Ślady kultury tych ludów w granicach m iędzy O drą a W isłą i Bugiem są, jak już podkreślono, bardzo fragm entaryczne, jednakże w ykazują historyczną ciągłość — każda now a faza w ykazuje pewne elem enty wywodzące się z poprze­

dniej. Narzędzia pracy (w ykonyw a­

ne najprzód z kam ienia, kości, drze­

wa, potem z żelaza wytapianego z rudy darniow ej), budownictw o, za­

bytki kultu religijnego, a wreszcie ślady coraz bardziej rozwiniętego rzemiosła, a naw et zdobnictwa — wszystko to świadczy o tej ciągłości.

Jeżeli chodzi o proces krzepnięcia form życia społecznego i politycz­

nego, to najw cześniej i n ajw y raź­

niej zarysow uje się on na zachodzie, gdzie istnieje dość ostra granica dwóch światów, słowiańskiego i ger­

m ańskiego. Na wschodzie i południu stan jest bardziej płynny, granice giną we wspólnocie słow iańskiej i przez długi czas będą ulegały w ah a­

niom i przesunięciom, zależnie od tego, jakie będą losy tych centrów przyciągających, które pow staną zwłaszcza w W ielkopolsce czy na M orawach lub w Czechach. T ak np.

ziemie W iślan z Krakowem, które sam e przez się stanow iły już dość wcześnie pewną całość społeczno- polityczną, długo przechodziły zmienne koleje, to przyciągane do państw a W ielkom orawskiego, to po­

tem włączone częściowo do księstwa Praskiego, aby wreszcie zrosnąć się

(15)

— 15 — ostatecznie dopiero w r. 990 z p ańst­

wem Mieszka I.

Państw o to ugruntow uje się na dłużej pod przew odnictw em P ia­

stów, którzy wychodzą zwycięsko z walki o władzę usym bolizow anej w legendzie o Popielu, którego ’’m y­

szy zjadły” . Mieszko I reprezen tu ją­

cy, jak się przypuszcza, już piątą z kolei generację Piastów, jest pierw ­ szym władcą historycznym . Kieruje on jako książę dość juz dużym i sil­

nym państw em , obejm ującym w ięk­

szość ziem zam ieszkałych przez szczepy polskie.

W tym czasie dociera do Polski chrześcijaństw o i ono to stanie się w ażnym elementem rozwojowym kultu ry duchowej naszego narodu.

Chrześcijaństwo zachodnie rozkrze- wiło się w tym czasie w Czechach i na W ęgrzech, na wschodzie zaś, na Rusi, utrw aliło się ono w postaci obrządku wschodniego z Bizancjum.

Polacy byli św iadkam i pokojowego krzew ienia się chrześcijaństw a na południu, a równocześnie bezpośre­

dnio zaczęli odczuwać skutki innej akcji m isyjnej, m ianowicie krzew ie­

nia chrześcijaństw a siłą przez Niem­

ców w śród słow ian zachodnich nad Odrą, co w rzeczywistości polegało na brutalnym podboju tych ludów i germ anizacji ich ziem. Po stocze­

niu walki z taką w ypraw ą ’ m isyj­

n ą ” m argrabiego Gerona, kiedy Mieszko m usiał się upokorzyć i przyjąć czasowo zwierzchnictwo niemieckie, postanow ił on pozbawić na przyszłość Niemców pretekstu

’’naw racan ia” i przyjął chrześci­

jaństw o dobrowolnie z Czech, zawie­

rając m ałżeństw o z księżniczką cze­

ską D ąbrówką. Ten krok jest nie­

wątpliwie w yrazem świadomości po­

litycznej księcia polskiego. Data owej pam iętnej bitwy z Niemcami, data roku 963, pierwsza data histo­

ryczna w naszych dziejach nie jest datą szczęśliwą, ale stanow i dowód świadomości dążenia form ującego się państw a do samodzielności poli­

tycznej i k ulturalnej i gotowości bronienia się przed przem ocą.

Z. F.

(c.d.n.)

Budowa materii

(c.d.)

B om bardując atom najró żno ro­

dniejszym i pociskam i, naturalnie również o charakterze atom owym , np. atom am i helu, zdołano ustalić, że budowa każdego atom u przypo­

m ina m niej więcej układ kosmiczny we wszechświecie. Składa się on m ianowicie z t.zw. ją d ra i elektro­

nów krążących dokoła niego po o r­

bitach, tak jak ziemia krąży do­

koła słońca. Samo jądro posiada pewien dodatni ładunek elektryczny, elektrony zaś są ujem nym i ład u n ­ kam i elektrycznym i. Ł adunki k aż­

dego jąd rą i krążących dokoła niego

elektronów są sobie rów ne co do wielkości, w układzie tym ustala się przeto pew na równowaga. Atomy pierw iastków prom ieniotw órczych samodzielnie w ysyłają ze swej o r­

bity elektrony oraz ładunki d odat­

nie, natom iast u innych atom ów możemy sztucznie wywołać ten roz­

pad, bom bardując je innym i ato ­ m am i przy zastosow aniu napięcia milionów volt.

Dzięki możności przem iany jed­

nych atom ów w drugie, odżyła stara alchem iczna teoria ’’kam ienia filo­

zoficznego”, przy pomocy którego m ożna rzekom o wszystkie ciała

(16)

F

16

przem ieniać w złolo. Jeżeli jeden rodzaj atom ów rozpadając się daje inny, to czem użby nie m ożna było przeistoczyć np. ołowiu w złoto?

Należy tylko próbować — pole do badań stoi otworem.

Pierwszy model atom u zbudow a­

ny przez N. Bohra (1913 r.) opierał się na założeniu, że atom stanowi niejako system planetarny, w którym rządzą te same praw a przyciągania wzajem nego co w układzie słonecz­

nym, czyli praw o graw itacji. W myśl tego założenia atom składałby się z jąd ra centralnie położonego o ła ­ dunku dodatnim i z otoczki elektro­

nów, które poruszają się po określo­

nych orbitach i których ładunek ujem ny neutralizuje ładunek d odat­

ni jądra. Średnica tego jąd ra jest według różnych pom iarów znikom o m ała — wynosi bowiem zaledwie 108 cm. Jąd ro atom u w arunkuje je­

go masę i własności radioaktyw ne, t.j. prom ieniotwórcze, natom iast in ­ ne własności fizyczne i chemiczne atom u zależą od elektronów.

Postulat Bohra, aczkolwiek w za­

łożeniu słuszny, stw arzał wiele tru d ­ ności przy w yjaśnieniu zjaw isk energetycznych zachodzących w ato ­ m ach. Nie mogę tutaj zapuszczać się w zbyt zawiłe dla niespecjalistów rozw ażania, zaznaczam tylko, że w myśl dalszych badań (W. Pauli 1924 i P. A. M. Dirae 1928 r.) przyjęto obecnie dla elektronów krążących dokoła jąd ra określony m oment m agnetyczny rotacji.

Na tle tych rozw ażań nad budo­

wą m aterii dziwnem się może w yda­

wać, że te wszystkie przedm ioty, które przyzw yczailiśm y się uznaw ać za tak trw ałe i niew zruszalne jak

np. skały granitowe, to wszystko jest tylko zlepkiem wiecznie d rg ają ­ cych znajdujących się w ustaw icz­

nym ruchu — m ikroskopijnych czą­

stek. Czym jest więc właściwie ta m ateria? Czym różni się od energii?

Spróbujm y wykonać proste do­

świadczenie elektrolizy t.j. rozkładu jakiejś substancji pod działaniem prądu elektrycznego. Niewidoczny przebieg elektronów ładuje w tym przypadku elektrody t.j. dwie m eta­

lowe płytki zanurzone w roztworze danej substancji. Płytki te zaczyna­

ją przyciągać jony t.j. atom y lub grupy atom ów naładow ane ła d u n ­ kiem o znaku przeciw nym do znaku przyciągającej je elektrody i w ten sposób pow staje ruch cząsteczek m aterii razem z ładunkiem elek­

trycznym . Istotną różnicą między energią elektryczną a poruszaną przez niąm aterią jest w przypadku elektrolizy tylko określona m asa jo ­ nów czyli ich ciężar. Doszliśmy więc na tym przykładzie do w yniku, że m asa ciała jest czynnikiem w y­

różniającym m aterię od energii. W myśl najnow szych badań z zakresu energii cząstek atom ow ych okazało się jednak, że m asa jest też wiel­

kością względną, zależną tylko od szybkości, z jak ą się dana cząstka porusza.

W rezultacie naszych rozw ażań m ateria i energia przybliższym po­

znaniu okazały się jednym i tym sam ym zjaw iskiem o dwu obliczach.

Potężny czarnoksiężnik ’’p rzyroda”

zaklął jak w bajce energię w form ie m aterii i kazał jej odgrywać rolę trwałej, niew zruszalnej opoki na której świat zbudowano.

Dr. W. Sołodkow ska.

Lund J945. Carl Blom s B oktryckeri

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

110 Co zdaje się podziałało, a dowodem tego byłoby poselstwo do wielkiego mistrza, przez które książę żalił sie, że nowy wybór (chodziło tu zresztą już o Bolesława) jest

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

Choć z jedzeniem było wtedy już bardzo ciężko, dzieliliśmy się z nimi czym było można.. Ale to byli dobrzy ludzie, jak

 Fizyka, 7.3: wyjaśnia powstawanie obrazu pozornego w zwierciadle płaskim, wykorzystując prawa odbicia; opisuje zjawisko rozproszenia światła przy odbiciu

W mojej pierwszej pracy trafiłem na towarzystwo kolegów, którzy po robocie robili „ściepkę” na butelkę i przed rozejściem się do domów wypijali po kilka

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje