• Nie Znaleziono Wyników

Technika i wyrazistość mowy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Technika i wyrazistość mowy"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Henryk Szletyński

Technika i wyrazistość mowy

Palestra 19/7-8(211-212), 77-81

1975

(2)

N r 7-8 (211-212) W spółczesna w y m o w a sądowa 77

W ygłaszając te słow a sędzia m u si się w ięc czuć w ychow aw cą in d y w id u a ln ie u s to ­ su n k o w u jący m się do każdego człow ieka, k tó r y w szedł w kolizję z p raw em , a n ie u rzę d n ik iem z a ła tw ia ją c y m szablonow o k o le jn e p rzydzielone m u spraw y.

S ala są d o w a je s t w ięc nie ty lk o a re n ą w a lk i procesow ej, a le ró w n ież try b u n ą społecznej e d u k a c ji w za k re sie w y ja ś n ia n ia p ra w a i konieczności jego p rz e strz e ­ gania, k sz ta łto w a n ia w łaściw ych p o sta w o b y w atelsk ich oraz podnoszenia k u ltu r y p ra w n e j. N iestety , ta try b u n a w ciąż jeszcze je st niedostateczn ie w y k o rz y sty w an a do ty c h celów n a sk u te k n ie d o c e n ia n ia w ażności tego asp ek tu d ziała n ia w y m ia ru sp raw ied liw o ści p rzez n ie k tó ry ch sędziów .

N ależy żyw ić nadzieję, że sp o tk a n ie pośw ięcone w spółczesnej w ym ow ie sądow ej sp raw i, iż słow o w y p o w iad an e p ię k n ą m ow ą p o lsk ą n a sali sądow ej będzie w w ię k ­ szym jeszcze niż dotychczas sto p n iu przy czy n iać się do tego, aby spraw ied liw o ść była zaw sze o sto ją m ocy i trw a ło śc i P o lsk ie j R zeczypospolitej L udow ej.

4 .

HENRYK SZLETYŃSKI

Technika i w yrazistość mowy

„K ot niełow ny, chłop n iem ow ny — często g łodny”.

T ak poucza s ta re polskie p rzysłow ie, a p rzy św iad cza m u w iedza o przeszłości, w edle k tó re j P o lac y niem ałą w agę do urriiejętności m ów ienia w życiu publicznym , społecznym i w feto w a n iu rozlicznych u roczystości przyw iązyw ali.

P rz y p a d ł m i zaszczyt p rz e d sta w ie n ia spostrzeżeń i re fle k s ji o stro n ie dźw ięko- w o-słu ch o w ej publicznego p rze m aw ia n ia. U m iejętn o ść ta n azy w an a je s t w te a trz e dykcją, je d n a k ż e tra d y c y jn ie p o słu g u jem y się ty m te rm in em i n a in n y c h te re n a c h o k reśla ją c sposób w y m aw ian ia: p o p raw n o ść i spraw ność.

J a k w szy stk o w p rocesach h isto ry czn y ch , ta k i w te j p ra k ty c e b y w ały w u p o ­ w szechnionej d y k cji polskiej o k resy ro z k w itu i czasy z a ch w ia n ia się. D zisiaj p rz e ­ żyw am y nieled w ie u p ad e k sp raw n o ści d y k c y jn e j, za n ied b an ie tej p raw d y , że m ow a je s t nie ty lk o celem , ale i n arzędziem . W z a k re sie dźw ięko w o -ak u sty czn y m d a je się dostrzegać analo g ię d o sy tu a c ji w m ow ie ro zu m ian ej ja k o zjaw isk o literac k ie, a n ie trz e b a przecież udow adniać, że o rac ja, przem ó w ien ie publiczne je s t (a w k a ż ­ dym raz ie m oże być) u tw o rem literac k im .

Ju ż p rze d stu pięćdziesięciu la ty o rze k ał J a n Ś niadecki: „M ożna pisać p o p ra w ­ nie, a p rz y ty m źle”. P rzenosząc d e fin ic ję znakom itego uczonego, d ałoby się dziś rzec: „M ożna m ów ić po p raw n ie, a p rz y ty m źle”. Ż le — to znaczy n ie p rz ek o n y w a- jąco i nie dość estetycznie. T ec h n ik a i w y razisto ść m ow y w je j w a rstw ie dźw ięko- w o -a k u sty c zn e j zależne są nie ty lk o od n a b y te g o w m łodości przyzw yczajenia, ale i od sto p n ia am b icji pro w ad zącej do ró żn y c h sto p n i doskonałości. J e s t to św iad o m a skłonność do su b lim o w an ia tej m a te rii, ja k ą je s t polszczyzna potoczna, m ów iona. I ta k ie czynniki, ja k b a rw a i g a tu n e k głosu, szczególność jego c h a ra k te ru i w y ra zu b rzm ien io w o -in te rp reta cy jn eg o , są d alszym , n ie ja k o w yższym zak resem św ietności. P ie rw sz ą za sa d ą jest, rzecz ja sn a , zgodność z w ym ow ą n o rm aty w n ą , z ty m , co językoznaw cy o k re śla ją te rm in e m n au k o w y m : „d iale k t k u ltu r a ln y ”.

T rzeb a sobie w stę p n ie u p rzy to m n ić w spółczynniki k sz ta łtu ją c e isto tę p olskiej dykcji.

(3)

78 Z prac O środka Badaw czego A d w o k a tu ry N r 7-8 (211-212)

P ierw szy je s t n a tu ry sta łe j, a m ów im y o nim niechętnie. N iechęć nie je s t słuszna, p o n ie w a ż u tru d n ia p ra k ty k ę . O tóż rozró żn iając te dw a z jaw isk a -p o jęc ia: „jęz y k ” i „m o w a”, m ożem y bez obaw y posąd zan ia o szowinizm tw ierd zić, że ję z y k nasz je s t w sp an iały i piękny, n iezw ykle p o d a tn y d la najw yższej lite ra tu ry , n a jś w ie tn ie j­ szej poezji, n ajdoskonalszego o rato rstw a . N iestety! In aczej m a się rzecz, gd y idzie 0 g łośną m ow ę, o w a rstw ę dźw iękow ą, dźw iękow o-słuchow ą. T a je s t n ie zm iern ie tr u d n a i niew dzięczna. Liczne głosy cudzoziem ców w sk az u ją , że je s t sz o rstk a , że nie je s t urodziw a. K iedy Jó zef K o tarb iń sk i, o bdarzony św ie tn ą a r ty k u la c ją i p ię k ­ nym głosem , zadek lam o w ał p rzed S a rą B e rn a rd t u ry w e k z „B eniow skiego” Ju liu sz a Słow ackiego i zap y tan o ją , ja k się je j nasza m ow a podoba, b o sk a S a r a o d p arła w sw ojej o tw arto śc i: „B ardzo. Z upełnie ja k b y ktoś gryzł szkło”. B o h d an D rozdow ­ ski, p o e ta i tłu m ac z S zekspira, k tó ry w jego ojczyźnie spędził w iele la t, p isa ł p rze d p a r u tygodniam i, że „A nglicy, słysząc m ow ę polską, podnoszą k o łn ie rz e ”. A p rze d dw om a la ty Ja ro sła w Iw aszkiew icz w odczycie w ygłoszonym n a z e b ra n iu S ekcji P o ezji Z w iązku L ite ra tó w P o lsk ich w ypow iedział się: „ J a k w iadom o, ję zy k nasz nie należy do n ajp ięk n iejsz y ch n a św iecie, choć je st bardzo, ale to b ard z o b o g aty ”. I s to ta z jaw isk a tk w i w tym , że język polski, w p rze ciw ie ń stw ie do ję zy k ó w w łos­ kiego, angielskiego czy rosyjskiego, o p ie ra sw ój b y t przed e w szy stk im n a spółgłos­ k ac h , a w ielość spółgłosek syczących i szum iących (niektórzy m ów ią „szypiących”)

1 ich częste zbiegi są n a tu rą tego języka. O dczuw am y to ja k o sp raw ę zw y k łą, co­ dzien n ą. S ław n y nasz „chrząszcz b rzm i w trz c in ie ” nie je s t d la n a s zag ad n ien iem w odbiorze słuchow ym , ale... m oże być kłopotem w p ro d u k o w a n iu a rty k u la c y jn y m .

Rzecz ja sn a , dla n as t a m ow a je s t n ajp ięk n iejsz a, p o ru sz a ją c a u cho i serce, je s t d a re m niebios, z któ reg o m ożem y k o rzy stać do woli. Je ż e li w sp o m n iałem o jej o b ie k ty w n y ch k w alifik acjac h , to dlatego, żeby uprzy to m n ić sobie, iż zdobycie w d y k cji p olskiej należytego, pow yżej m iernego poziom u w y m ag a szczególnej tr o s ­ ki, szczególnej p ielęgnacji, a w w ielu w y p ad k a ch — w p ra w y technicznej. N a pew no n ie trz e b a przypom inać, że obow iązek tego w ych o w an ia dy k cy jn eg o rozpoczyna się od w d ra ż a n ia dzieci w przedszkolach i nieustan n eg o tre n in g u w n a stęp n y c h k la ­ sach. D obre m ów ienie, k tó re je s t czynnością fizyczną i fizjologiczną, acz p sy c h o -fi- zyczną oczyw iście rów nież, należy zdobyw ać w najm łodszych la ta c h życia. T y m ­ czasem obecnie w szkołach naszych sp raw ie te j nie p rz y d a je się żadnej w agi i z n a j­ w yższym zasm uceniem je śli nie z rozpaczą w ypada stw ierdzić, że nie is tn ie ją r e a l­ ne p rze słan k i, k tó re by w skazy w ały n a to, iż h an ieb n y te n s ta n m ia łb y u lec zm ia­ nie. A zaznaczyć trze b a, że k o re k tu ry w p ro g ra m ac h nhu czan ia nie zm ienią niczego. P o trz e b n a je s t re fo rm a p o d staw o w a i bezw zględna. Nie o p rze d m io t tu idzie, ale o w ażne u w a rstw ie n ie tego, co się rozum ie przez w ychow anie o b y w atelsk ie.

Z daw ać by się mogło, że w ykroczyłem poza linię m ego r e fe ra tu . P ra g n ę w y ja ś ­ nić, że idzie m i o zaakcen to w an ie, iż zm iany w w ym ow ie złej lu b u le p sza n ie p o ­ p ra w n e j są o w iele tru d n ie jsze i w ym agają innych m etod w sto su n k u do je d ­ n o stk i ju ż d o jrza łej; a nie m ożem y pom inąć i tego w spółczynnika, ja k im je s t daleko id ący u p a d e k słow a w życiu codziennym , w w ym ow ie potocznej, k tó re j słu ch a się p rze z w iele godzin.

N ie znaczy to, byśm y nie p o tra fili opanow yw ać tych tru d n o ści, byśm y nie um ieli pom óc tem u , k to będąc n aw e t zaaw an so w an y w la tac h , ożyw iony je s t a m b icją dobrego w y m aw ia n ia i dobrego w ygłaszania. D y d ak ty k a i m e to d y k a te j u m ie ję t­ ności są u n as dość w ysoko rozw inięte, n a si dykcjoniści zasilan i są przez dw ie now e dyscypliny: przez fo n ia trię i logopedię, m am y m ożliw ość d ziałać szybciej i sk u te cz­ niej aniżeli przed laty. N ależy w spom nieć też o pom ocy, ja k ą ćw iczącem u p rzynosi ta śm a m agnetofonow a. N ag ry w am y obchodzący n as te k st i z u w ag ą w słu c h u jem y

(4)

N r 7-8 (211-212) W s p ó łc z e s n a w y m o w a sądowa 79

się, n o tu ją c w pam ięci lu b n a p ap ierze to, co u zn am y za n ie d o sta tk i i ocenim y ja k o o siąg n ięcia w p raw idłow ości i w ek sp resji, k tó re j sobie życzym y. P o te m n a ­ g ry w a m y , n a jle p ie j po p a r u dniach, te n sam te k s t p o w tó rn ie i znow u u w ażnie k o n tro lu je m y .

P rz y d o b rej w oli ćw iczącego się m ożna d okonać b ard z o w iele w u su w a n iu w a d ­ liw ości oddechu, w p o p raw ie n iu i w yszlach etn ien iu im postacji, w czystości i p r e ­ cyzji m ów ienia, słow em — w m ech an ice in s tru m e n tu i w biegłości po słu g iw an ia się nim .

W iadom o, że p o d sta w ą dob rej m ow y je s t d obre oddychanie, skoro pow ietrze, k tó re w d y ch a m y i n a ty c h m ia st w ydycham y, je s t p a liw e m żyw ej m ow y. D obra te c h ­ n ik a o d d y c h a n ia w m ow ie je s t p o d sta w ą w iększości jej e fe k tó w i zapobiega zm ę­ czeniu, zm ęczeniu nie ty lk o w a p a ra c ie m ow y, a le w całym organizm ie, a Więc i w c e n tru m m ózgow ym . A nigdy n ie należy zapom inać o tym , że k ie d y m ęczy się m ów iący, to m ęczy się rów nież słu ch ający . E fe k t dobrego m ów ienia nie po leg a n a ja k ie jś o b ie k ty w n ej sile fizyczno-głosow ej, lecz n a rozpiętości w ł a s n e j p o sia ­ d an e g o głosu o raz n a dobrze w ym ierzonej średnicy, n a u m iejętn o ści, z ja k ą się z niej k o rzy sta . N iezm iernie w aż n e p ra w id ło poucza nas, że n ie w olno rozpoczynać p rze m ó w ien ia od podw yższonego tonu. Zaw sze należy zaczynać od sw ego to n u n a j n i ż s z e g o , albow iem n a tu ra ln a te n d e n c ja k ie ru je m ów iącego k u tonom w yższym . T ak a ju ż je s t n a tu r a człowiecza. K iedy p rze m aw ia m y z ożyw ieniem , a zw łaszcza z em ocją, w ów czas idąca w górę fa la foniczna m oże pow odow ać s y tu a ­ cje niebezpieczne n ie ty lk o d la a p a r a tu m ow y, ale i dla św iadom ości m ózgow ej. Z n a k o m ity m e to d y k i d y d ak ty k fra n c u sk i E rn e st Legouve opisał w y d arze n ie, k tó ­

rego św iad k iem był n a sali sądow ej. O brońca rozpoczął swój plaidoyer w to n ie

podw yższonym , w sk u te k tego m ów ił coraz w yżej, a k iedy doszedł do g ran ic y sw o­ je j gó ry głosow ej, nie ty lk o w yczerpał sw ój p o te n c ja ł głosow y, ale i m yśl m u się sp lą ta ła . Z m uszony więc był przeprosić sąd, rez y g n u jąc z dokończenia p rze m ó ­ w ienia.

N iezależnie od n ie tru d n y c h ćw iczeń zn ak o m itą pom ocą w osiąganiu spraw ności o d dechu i jego ry tm iczn o ści je s t p ły w an ie (oczywiście stylem , chociażby ty lk o zw y k łą żabką). T ru d n iejszy m zad an iem byw a u su w an ie niedobrej, n ieszlach etn ej, często dzisiaj sp o ty k a n ej g w arow ej tonacji, gdyż je s t to uzależnione od sto p n ia w y cz u len ia słuchow ego danego osobnika. W śród d w udziestu pięciu dziew cząt i chło p ­ ców , k tó ry c h p o egzam inach m a tu ra ln y c h p rzy jm u jem y n a p ierw szy ro k W ydziału A k to rsk ieg o Szkoły T e a tra ln e j, blisko połow a odznacza się w ad liw ą in to n a cją, i te n b ard z o pow ażny n ie d o sta tek a ta k u je m y przede w szystkim , b y doprow adzić do to n a cji, do m e lo d ii zgodnej z n o rm aty w n ą , podległą tra d y c ji, k tó r a je s t przecież koniecznością trw ało śc i k u ltu ra ln e j.

T eraz p ro b lem słyszalności. Is tn ie je pow szechne m niem anie, że je s t ona zależna od pojem ności i n a s ile n ia głosu, że zatem je s t to pro b lem należytego p ro d u k o w a ­ n ia i em ito w an ia sam ogłosek. O czywiście, n iedobre k sz tałto w an ie sam ogłosek, ich

n ie d o k w itan ie, a w ięc nied o stateczn e trw a n ie w czasie, je st m a n k a m e n te m u tr u d ­ n ia ją c y m słuchaczow i n ależ y ty odbiór te k stu , i zb y t k ró tk ą sam ogłoskę n ie je d ­ n o k ro tn ie u m ów iącego o bserw ujem y. A le w tym sam ym sto p n iu co sam ogłoski d e c y d u ją o nośności spółgłoski, ich u m ie ję tn e dynam iczne w yciskanie ru ch o m y m i n a rz ą d a m i m ow y (m iękkie, czyli ty ln e podniebienie, język, w argi), ic h e k sp re sy w - ność. N iedostrzeganie tej p ra w d y je st n a d e r pospolitym błędem . T rz eb a zauw ażyć, że je śli ktoś d a je zbyt w iele głosu, to w ów czas sam ogłoski ro zb rzm iew ają ta k sil­ nie, iż spółgłoski są zagłuszane w ich rezonansie. D latego zdatność a rty k u la c y jn a ty le ż je s t w aż n a co ruchliw ość głosow a, fon acy jn a. A oto trzy sp o ty k a n e u tru d n ię

(5)

-80 Z p r a c Ośrodka B adaw czego A d w o k a tu ry N r 7-8 (211-212)

nia w tej spraw ności: nied o stateczn e ro zlu źn ien ie żuchw y i b r a k le k k o ści w jej o p adaniu (nazyw am y to szczękościskiem ), n ie p ełn a ru ch liw o ść ję zy k a o ra z n ie z m ie r­ nie często sp o ty k a n e zalen iw ien ie w arg.

Te m a n k a m e n ty d a ją się u su w ać u człow ieka dorosłego, n a w e t za a w a n so w a ­ nego w la tac h . Rzecz ja sn a, trz e b a pew n ej p a s ji w ty m w zględzie, by zdobyć sp raw n ą, w y ra z istą , estety czn ą dykcję. B ard zo w iele w y p ad k ó w p o tw ie rd z a p rz e ­ konanie, że nie ty lk o p rzy k o n tro li fachow ca, a le rów nież p rzez osobiste ćw iczenia osiąga się n ie by le ja k ie re z u lta ty .

P rz ed e w szy stk im p rzez głośne czytanie. W e F ra n c ji w szkołach ogólno k ształcą­ cych ju ż po w o jn ie p ru sk ie j 1870 ro k u w p row adzono przed m io t, k tó ry n az y w a się bardzo p rosto: la lecture à haute voix, k ie ru ją c y nim zw ie się l’instructeur de la lecture, a dziew iętnastow ieczny podręczn ik E rn e s ta L egouvé pt. „L’art de la lecture” uzyskał do ro k u 1939 p ięćdziesiąt pięć w ysoko n ak ład o w y ch w y d ań . Owo ra c jo n a l­ nie u p ra w ia n e głośne czy tan ie p rzynosi b ard z o pow ażny pożytek.

T eraz sp ra w a zasad i w ym ag ań orto fo n ii (dyscypliny an alogicznej w słow ie m ów ionym do o rto g ra fii w słow ie pisanym ). W ty m za k re sie zn akom icie sp e łn ia ją zad an ie o pracow ane przez prof. Z en o n a K lem ensiew icza „ P ra w id ła p o p ra w n e j w y ­ m ow y p o lsk ie j” — sk ro m n a b ro szu rk a, k tó re j szóste w y d a n ie u k az ało się w r o ­ k u 1973. W ty m działku, k tó re je s t w y n ik ie m zarów no a n k ie t ja k i d y sk u sji w f a ­ chow ym gronie, u stalono, że sto jąc n a sta n o w isk u m ow y obiegow ej zm ierzam y k u p o stu lato w i m ow y uroczystej, um yślnej ja k o w zorow i w yższego rzęd u . T akie dw a stopnie w ym ow y od d a w n a p rzy ję ły się u n as o ficjalnie w rozum ieniu, że co innego je s t r o z m a w i a ć , a co innego m ó w i ć (franc, d i r ep a r l e r ) . Istn ie je za te m d y k c j a s p r a w n a , ta k a , k tó r a co n a jm n ie j nie razi, i d y k c j a e s t e t y c z n a , k tó ra obok rzeteln o ści w ykonaw czej odznaczać się m oże sugestyw - nością i pięknem . D ruga odm iana je st żyw ą m a n ife sta c ją u m iło w a n ia języka.

W ysiłki te i dążen ia pro w ad zą do efek tu , k tó ry p o eta sied em n asto w ieczn y K rz y ­ sztof O paliński nazyw ał „w dzięcznom ow nym ”. P ięk n a ta d e fin ic ja n ie w y czerp u je się, zapew ne, n a sp raw ie techniki. Idzie n a m przecież nie ty lk o o to, aby nasze m yśli u ja w n ia n e przez zespoły b rzm ieniow e o d b ie ra n o zgodnie z naszą w olą i in te n cją, od ra z u i bez dw uznaczności. C hcem y, aby te zespoły b rzm ieniow e były p o n ad to n arzędziem naszych szczególnych celów.

S y n tety z u ją c, m ożem y określić, że dążen ia nasze o b e jm u ją cztery czynniki: I — czynnik fizyczny. N ośność (ażeby n as słyszano), w y ra źn o ść (ażeby nas ro z u ­ m iano) i w yrazistość (ażeby n as słuchano);

II — czynnik in te rp re ta c ji. P rz e ja w ia się on w zgodności d źw iękow ych e fe k tó w m ow y z je j treścią;

III — czynnik form y. Ten w y ra ż a się p rz e d e w szystkim w k sz ta łto w a n iu stylów (rozm ow a, opis w yd arzen ia, opow ieść, przem ów ienie, proza ry tm ic zn a , w iersz liry c z ­ ny, b ajk a, oda, etc.);

IV — czynnik ety k i języka. P ielęg n o w an ie i ro zw ija n ie p o p raw n o ści m ow y ojczystej je s t obow iązkiem , w ażnym d la życia k u ltu ra ln e g o i spoistości narodow ej.

W m oim re fe ra c ie ograniczyłem się do u w ag o czy n n ik u I, fizycznym , oraz o IV, etycznym . P ro b le m y w yznaczane w czy n n ik ach II i I II — in te rp re ta c ja i fo r­ m a — sta n o w ią za k res dalszy. P ierw szy m stopniem je s t biegłość i w ytrzym ałość m e c h a n i c z n a m ięśni, ich p raw id ło w y ch czynności, w łaściw e w y k o rzy sty w an ie naszych środków -m aturalnych, ześrodkow anych w a p a ra c ie m ow y. N a w rzesień br. L udow a S półdzielnia W ydaw nicza zapo w iad a sk ro m n ą książeczkę pt. „P raw idłow e m ów ienie — Ć w iczenia i w skazów ki”. P o zw alam sobie polecić ją uw ad ze osób, k tó re n a d d oskonaleniem sw o jej w ym ow y p ra g n ą sam o d zieln ie pracow ać.

(6)

N r 7-8 (211-212) W s p ó łc z e s n a w y m o w a sądowa 81

N astęp n y m e tap e m je s t dbałość o to, ab y p rzem ów ienie było p rze k o n y w a ją c e i su g e sty w n e p rz e z oddziały w an ie dźw iękow e. W kraczam y tu w d o m en ę s p o ­ s o b ó w . Choć po w in n y one być p ro ste i bezpośrednie, b y w ają rów n ież w y ra fin o ­ w ane, m ogą angażow ać rów n ież p ew n ą grę. J a k to m a w iali R zym ianie: Oratorem irasci m inim a decet, simulare non dedecet — m ów cy n ajm n ie j w y p a d a się gniew ać, ale u d aw a ć g n ie w — przystoi.

I w reszcie: skoro p rzem ów ienie je s t u tw o re m literac k im , a w ięc u tw o re m a r ty ­ stycznym , to d a je m ożliw ość i p ro w o k a cję do w y k o rz y sty w an ia za sa d p r o z o d i i , k tó ra o b ejm u je : a k c e n t dynam iczny i toniczny, in to n ację, ry tm ik ę i m elodykę. N asu w a się w ów czas w iele fasc y n u jąc y ch p y ta ń . N a p rzy k ład : Czy m o w a p o lsk a m oże b rzm ieć m uzykalnie, ja k m ow a sta ro ż y tn y c h H ellenów , d o k tó re j chciał j ą p rzy ró w n y w a ć H en ry k Sienkiew icz, albo ja k sceniczna m o w a w ło sk a lu b an g ielsk a? Z ap ew n e może, je śli się je j d a je w łaściw e u k ła d y . W g rę w chodzi u m ie­ jętność, k tó r a nazyw a się „ in stru m e n ta c ją głoskow ą” ; je s t to o rg a n iz a c ja dźw ięków m ow y sto so w a n a w celu osiągania określonego e fe k tu w u tw o rze lite ra c k im . G dy S łow acki pisze, n ie w ą tp liw ie słysząc to, co pisze, a m y głośno i n ie spiesząc się m ów im y:

„O dkąd zn ik n ęła ja k sen ja k i złoty U sycham z żalu, u m ie ra m z tę sk n o ty ”

to m am y w ów czas do czynienia z m u zy k ą naszej p olskiej m ow y dzięki geniuszow i poety.

K ończąc, p ra g n ę pow iedzieć, że w m ojej w ielo letn iej p ra k ty c e m ia łe m ju ż b ard z o liczne o k az je za b ie ra ć głos w sp raw ac h słow a m ów ionego poza m oim te re n e m zaw odow ym , tj. w zespołach p rac o w n ik ó w te a tr u i jego adeptów . Je d n a k ż e d zisiej­ szy m ój sk ro m n y r e f e r a t po czy tu ję sobie w tej p ra k ty c e za w y d a rz e n ie ja k n a j­ b a rd z iej d la m n ie zaszczytne zarów no z r a c ji in sty tu c ji o rg an iz u jąc ej to sp o tk a n ie ja k i ze w zględu na osoby w nim uczestniczące. Z a d an ie m i tej m ożliw ości s k ła ­ d am serdeczne podziękow anie W ielce S zanow nym O rganizatorom i proszę pozw olić sta re m u ak to ro w i i sta re m u dykcjoniście złożyć Zespołow i do S p ra w W ym ow y S ądow ej n ajg o rę tsz e życzenia św ietnego ro zw o ju w n iezm iernie w ażn ej i n ie zm ier­ n ie p ięk n ej akcji.

5.

U w agi na łe m a ł spotkania w dniu 2 0 m arca 1 9 75 r.

B R O N ISŁA W KOCH

Nie w y sta rc zy być d obrym p ra w n ik ie m , znać doskonale m a te ria ł sp raw y . A dw o­ k a t m u si jeszcze um ieć p rze d staw ić sw oje ra c je sądow i. W iele zaś w y m ag a ń sta w ia się m ów cy sądow em u.

S ztu k a w ym ow y, ja k k a ż d a inna u m iejętn o ść, — aby osiągnąć w n iej p ew n ą p e rfe k c ję — w ym aga przyg o to w an ia zaw odow ego i stałego dosko n alen ia się. S ą to tru iz m y , czasem je d n a k trz e b a w ra ca ć do stw ie rd z eń oczyw istych. N ie m a n a razie p o d sta w an i ty tu łu do oceny jakiegoś p rzeciętnego poziom u przem ó w ień w y g ła ­ szanych w naszych sądach, choć nie u leg a w ątpliw ości, że je s t on bard zo zróżnico­ w any. Je d n o je st pew ne: od d aw n a b ra k było skoordynow anych, rze te ln y c h w y sił­ k ów zm ierzający ch do podnoszenia u m ie ję tn o ści p rze m aw ia n ia w sąd ach . P oza u k az u ją cy m i się, i to rzadko, a rty k u ła m i przy czy n k arsk im i, poza n ie w ielk ą liczbą godzin pośw ięcanych na szkolenie ap lik an tó w , zag ad n ien iam i sz tu k i w ym o w y

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ilość ciepła zużyta na ten cel jest znacznie mniejsza, niż przy parze wodnej, jeżeli się zważy, że rtęć potrzebuje do ogrzania i do zamiany na parę

Pojęcie kierunku również traciło tu swoje znaczenie; mogliśmy się kierować wprost na południe i po paru chwilach, lecąc w prostej linji, lecieliśmy już na

O nowej teorji działania ustroju nerwowego (teorji W eissa)... O nowej teorji działania ustroju nerwowego (teorji

O nowej teorji działania ustroju nerwowego... T utaj podnieta przebiega

mie, zwierzęciem napozór osiadłem, przecież, jak to stwierdzono w Alpach, schodzi z nastaniem zimy o paręset metrów niżej. Podobne zjawiska dadzą się zauważyć

Z rozpadającej się chrom atyny ją d e r komórkowych pow stają naokoło pojedynczych pasorzytów właśnie wielościenne kryształki, w których m ikroorganizm po

Niewątpliwie przy niskiej cenie przyczyni się ten pierwszy podręcznik ochrony przyrody do zrozumienia i rozpowszechnienia idei ochrony przyrody wśród szerszego

kreślonego przez powietrze, mają wyżej wzm iankowaną postać torów spiralnych. Tarcie powietrza o powierzchnię zm niejsza jego szybkość, a tern sam em siłę