PRZYRODA i TECHNIKA
c z a s o pi s m o , p o ś w i ę c o n e p o p u l a r y z a c j i nauk p r z y r o d n i c z y c h i t e c h n i c z n y c h
W y c h o d z i r a z na m i e s i ą c z w y j ą t k i e m l i p c a i s i e r p n i a K O M I T E T R E D A K C Y J N Y :
P rzew odniczący prof.- E. R o m e r , w iceprzew . prof. M. S i e d l e c k i R E D A K C J A : Dr. A n n a d ’A b a n c o u r t - K o c z w a r o w a , K atow ice, ul. Sienkiewicza 19 A D M I N I S T R A C J A : Lw ów, Czarnieckiego 12. P.K .O . 500.800
TREŚĆ
Artykuły. S ied leck i S t .: P olsk a w ypra % a p olarn a na w y sp ie N iedźw ied ziej. — W o d z ick i K . : W ę d ró w k i ssa
k ó w . — B a tta glia A .: W alk a z ciśnieniem g ó r o tw o ru. — S zm id J . : B ło n y p rz e ź ro cz y s te — film y . Sprawy bieżące. Co k a ż d y o O lszew skim i W r ó b le w skim w ied z ieć p ow in ien ?
Postępy i zdobycze wiedzy. R eag ow a n ie s k ó r y n a b a r
w y . — P rzed łu żen ie trw a n ia cią ży. — W p ły w d iety m ączn ej na zd row otn ość zęb ów .
Rzeczy ciekawe. T ra n ło so s io w y ja k o ź ró d ło w itam in. — C iało trzysta r a z y słodsze od cu kru.
Co się dzieje w Polsce? K a len d a rzyk a stron om iczn y na m iesią c grudzień .
Ruch naukowy i organizacyjny. Z ja z d L e k a rz y i P r z y r o d n ik ó w w Poznaniu.
Przegląd czasopism, ś w ia t i Ż y cie. — Ziem ia.
Słowniczek wyrazów obcych i terminów naukowych.
R O K X II Z E S Z Y T 9
L I S T O P A D 1 9 3 3 Prenumerata roczna z ł. 8’40
2 4 6 0
2> h
N A K Ł A D S. A . KSIĄŻNICA-ATLAS T. N. S. W ., LW Ó W -W A R SZA W A
Uwagi dla P. T. Współpracowników Przyrody i Techniki.
A rtyku ły i notatki uprasza się nadsyłać p r z e p i s a n e n a m a s z y n i e , lub pisane odręcznie w sposób b a r d z o c z y t e l n y . A rty k u ły te i notatki są honorowane w wysokości 60 zł.
za arkusz, o ile ukażą się w druku.
Oprócz honorarjum może autor otrzymać bezpłatnie 20 egzem
plarzy odnośnego zeszytu. Odbitki wykonuje się tylko na wyraźne życzenie autora na poczet honorarjum . A utorzy, reflektujący na odbitki, winni zaznaczyć, w jakiej form ie życzą je sobie otrzymać (w okładce, bez okładki, z nadrukiem tytułu lub bez, łamane lub nie i t. p .).
R ękopisów ani m aszynopisów red akcja nie zwraca.
Uwagi dla P. T. Prenumeratorów.
Pism a w' spraw ie prenum eraty nadsyłać należy ty lk o pod adresem A d m i
n istra cji P rzy rod y i T e ch n ik i: K sią żn ica -A tlas, Lw ów , Czarnieckiego 12.
Prenum eratę n ajlepiej w płacać blankietem P . K . O. na nr. 500.800.
P renum erata roczn a zł. 8,40, półroczna zł. 4,20.
Z eszyt p o jed y ń czy zł. 1,— .
Prenumeraty kwartalnej nie przyjm u jem y, ponieważ pism o obejm u je rocznie 10 zeszytów — w lip cu i sierpniu nie wychodzi.
Abonam ent w I półroczu obejm u je zeszyty 1— 5 (styczeń— m a j).
Abonam ent w I I półroczu obejm u je zeszyty 6— 10 (czerwiec— gru dzień ).
N a jta ń szem k o m p en d ju m w spółczesn ej w iedzy je s t
Świat i Życie
P rospekty w ysyła się na żądanie gratis.
A D M I N I S T R A C J A : K S I Ą Ż N I C A - A T L A S S . A . L W Ó W , CZARNIECKIEGO 12. - W A R SZA W A , NOWY ŚWIAT 59.
ROK XII. LISTOPAD 1933. ZESZYT 9.
PRZYRODA I TECHNIKA
C Z A S O P IS M O PO ŚW IĘ C O N E P O P U L A R Y Z A C J I N A U K P R Z Y R O D N . I T E C H N IC Z N Y C H
W S Z E L K IE P R A W A Z A S T R Z E Ż O N E . P R Z E D R U K D O Z W O L O N Y Z A P O D A N IE M ŹR Ó D ŁA.
S T A N IS Ł A W S I E D L E C K I, K raków .
P O L S K A W Y P R A W A P O L A R N A N A W Y S P I E N I E D Ź W I E D Z I E J .
Od 5 sierpnia 1932 r. do dnia 18 sierpnia 1933 r. przebyw ała na w yspie N iedźw iedziej, samotnie sterczącej w śród fal m orza Barentsa, m niej w ięcej w p ołow ie drogi m iędzy N ordkapem a Szpicbergiem , Polska E k sp ed y cja Polarna.
Celem i założeniem te j w y praw y była w spółpraca w m iędzynaro
dow ej sieci polarn ych stacyj m eteorologiczn ych i m agnetycznych, zakładanych przez szereg państw na okres trw ania t. zw. D rugiego Koku Polarnego.
K o n ce p cja m iędzynarodow ej w sp ółp racy na p laców kach nauko
w ych , w ysuniętych na daleką p ółn oc w zględnie południe, nie jest ideą nową.
A b y o b ją ć całokształt i stw orzyć p recyzyjn e teorje zjaw isk, za
chodzących w atm osferze ziem skiej lub w p olu m agnetycznem naszego globu, trzeba mieć dane z w ielu pun któw obserw acyjnych , rozsianych na pow ierzchni ziemi. T ych p laców ek ob serw acyjn ych brak zawsze w okolicach p odbiegun ow ych , które przedstaw iają w praw dzie z punk
tu widzenia geofizyk i może najciekaw sze pole badań, jed n ak ze w zglę
du na niezw ykle ciężkie w arunki dla życia m ogą b yć odwiedzane jed yn ie p e rjo d y c z n ie ; organ izacja i zaopatrzenie eksp ed ycyj p olar
nych wym aga zawsze w ielkiego nakładu p ra cy i dużych kosztów.
Pierw szy „R o k Polarny“ zorganizow any został na wniosek au- strjackiego p rof. W eyprechta w 1882— 1883 r. i w tym okresie w ięk
sze państwa E u rop y i A m eryki w ysłały swe ek spedycje p od bieguny.
Pierw sza ta, tak poważna impreza nie dała jed n ak w yników , jak ich oczek iw ał od niej świat naukow y, a to przedewszystkiem z p ow odu braku od pow iednich instrumentów, ja k też z p ow odu złej organiza
cji w ypraw i ów czesnej nieznajom ości k ra jów polarnych. H istorja w ypraw y pierw szego R oku Polarnego ma często charakter tragiczny.
W r. 1929 na M iędzyn arodow ym Zjeździe d yrek torów państw o
w ych instytutów m eteorologiczn ych w Kopenhadze, na wniosek p rof.
L a co u r’ a w yłon iła się t. zw. „M iędzyn arodow a K om isja R oku P olar
n ego“ , która miała zająć się organ izacją drugiego R oku Polarnego, w yznaczonego na lata 1932— 33, czyli w pięćdziesięciolecie pierwszego R ok u Polarnego.
25
386 Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej.
Szereg narodów zgłosił swój udział w tej imprezie, tw orząc w e
wnętrzne K om isje R oku Polarnego, zajm ujące się szczegółow em opra
cowaniem planów sw ych ek spedycyj.
Na czele Polskiej N arodow ej K om isji R oku Polarnego stanął d y rektor Państw ow ego Instytutu M eteorologicznego, d r inż. Jan Lu- geon. Z a ją ł się on całkow itą organizacją polskiej w y praw y polarnej.
R yc. 1. W yspa Niedźwiedzia. 1:250.000. W arstw ice co 100 m, w y sok ości w m e
trach. Norweska i polska stacja znajdow ały się w Tunheim na północnym w schodzie w yspy.
Jako placów kę naukową M iędzynarodow a K om isja R oku P olar
nego w yznaczyła Polsce wyspę Niedźwiedzią, położoną p od 74° 28' szerokości geograficzn ej półn ocn ej i 19° długości geograficzn ej wschodniej.
Z p ow odu specyficzn ych w arunków klim atycznych w yspa N iedź
wiedzia stanowi p rzyk ry i trudn y dla życia skrawek ziemi. Pogoda na w yspie odznacza się mgłami i w ich ram i; je j w y glą d to jed n o ol
brzym ie m onotonne pole głazów.
Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej. 387
P od w zględem jed n ak badań n aukow ych jest to jeden z n ajcie
kaw szych węzłów m iędzynarodow ych sieci placów ek polarnych, tak z p ow odu interesujących w arunków m eteorologicznych, ja k ze w zglę
du na to, że w yspa N iedźw iedzia leży w pasie najczęstszego w ystę
powania zórz polarnych oraz jest areną niezw ykle silnych i częstych zaburzeń m agnetycznego pola ziem skiego.
Zadaniem ek sp ed ycji na wyspie było zebranie danych obserw a
cy jn y ch z dziedziny w yżej w ym ienionych zjaw isk, i to danych za
rów no z obserw acyj i pom iarów wizualnych, d okon yw an ych przez człon ków w ypraw y, ja k też danych, zapisyw anych autom atycznie przez odpow iednie p rzyrząd y i aparaty, k tórych fun k cjon ow an ie trzeba było w ciąż spraw dzać, kontrolow ać i regulować.
R yc. 2. Miseryfjell z morza.
Tak w ięc p rzy organizow aniu ek sp ed ycji N arodow a K om isja R oku Polarnego stanęła przed zadaniem odpow iedniego w yekw ip o
wania w ypraw y w przyrządy naukowe oraz w yszkolenia trzech o b serwatorów, którzy p od ołalib y swej p ra cy na dalekiej północy, nie- tylko w y k on u ją c zakreślony im program naukow y, lecz również umieliby prow adzić swe gospodarstw o dom owe i zaopiekow ać się całkow icie swem życiem na sam otnej, przez szereg m iesięcy zupełnie od świata lodam i odciętej wyspie.
Przyrządów pom iarow ych i aparatów samopiszących udzielił eks
p e d y cji Państwowy Instytut M eteorologiczny, zaś do badań w dzie
dzinie magnetyzmu ziem skiego p oży czył w ypraw ie najnow szych apa
ratów sam opiszących Duński Instytut M eteorologiczny z t. zw.
F u n d acji R ockefellera.
25*
388 Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej.
W y b ó r kandydatów zadecydow ał o uczestnictwie inż. Cz. Cent
kiew icza z W arszaw y, W ładysław a Łysakow skiego ze L w ow a i moim.
W p racy na wyspie zasadniczo każdy z nas miał opiekow ać się pow ierzonym sobie działem badań i aparatów, przyczem dla inż.
Centkiewicza przypadł dział elektryczności atm osferycznej, W . Ł y sakowski w swej opiece miał dziedzinę magnetyzmu ziemskiego, mnie przypadła m eteorologja. Podział ten nie m ógł być oczyw iście rozu
m iany w ścisłem tego słowa znaczeniu, gdyż w wielu w ypadkach do poszczególnych pom iarów trzeba dw óch lub trzech ludzi, zaś obser
w acjom m eteorologicznym dziennym i nocnym nie m ógłby podołać tylko jed en z nas, a w razie czy jejś ch oroby lub w ypadku zawsze dw aj pozostali musieli dbać, aby praca stacji biegła niezm ienionym swym torem.
W czerw cu 1932 r. inż. Centkiewicz i Łysakow ski w yjech ali do Kopenhagi, gdzie w Duńskim Instytucie M eteorologicznym zapozna
wali się z aparatami m agnetycznem i n ajnow szej konstrukcji, syste
mu p rof. L a co u r’ a. Ja w tym czasie pracow ałem w obserw atorjum aerologicznem w Jabłonnie pod W arszawą, p rzygotow u ją c się do swej p ra cy w charakterze m eteorologa.
Okres bezpośredni przed w yjazdem był dla nas niezwykle „r u chliw y“ . Przygotow anie i w yekw ipow anie w yp raw y wymagam ogrom nego nakładu p racy i wysiłku. Zadaniu temu p odołał doskonale inż.
Centkiewicz, k tóry w ziął je prawie całkow icie na swe barki. Trzeba b yło pam iętać przy tern o wszystkiem, i tak, żeby wziąć zapasowe szkła do okularów śniegow ych, żeby był kit do okien, a fasola w d o brym gatunku i t. d. i t. d. bez końca.
W reszcie nadszedł dzień w yjazdu. 16-go lipca wyruszała z Gdyni w ycieczka polskiego statku „P olon ia “ na fio rd y N orw egji. Na tymże statku, wraz z 15.000 k g bagażu, odjechaliśm y w pierw szy etap p o
dróży. Jechaliśm y w p ięciu : kierow nik w ypraw y, dyr. P. I. M. d r inż. Jan Lugeon, inż. Gurtzman, adjunkt P. I. M., inż. Cent
kiewicz, Łysakow ski i ja. D w aj pierwsi nasi towarzysze pozostać m ieli na w yspie jed yn ie przez okres instalowania aparatów i pom a
gać nam w uruchom ieniu stacji badaw czej. M y zaś trzej pozostali żegnaliśm y Polskę na 14 miesięcy.
Okres spędzony na „P o lo n ji“ b y ł niezw ykle m iłym i cennym dla nas w ypoczynkiem po ruchliw ej p ra cy przygotow aw czej w W arsza
wie. P rzy sposobności zwiedziliśm y cudow n y kraj fjo r d ó w i skal
nych wysp.
W N arvik pożegnaliśm y gościnny statek, k tóry uw iózł na połu dnie ostatni dla nas skrawek Polski.
Ostatnim punktem naszego postoju było Tromsó, niewielka mie
ścina, pięknie położona na wysepce, oddzielonej wąskim sundem od zupełnie pustynnego, górzystego lądu północnej N orw egji. Tu przy obserw atorjum zórz polarnych, prowadzonem przez dyr. Haranga, założyliśm y pierw szy aparat samopiszący do badań elektryczności atm osferycznej. Ma on w spółpracow ać z takimiż aparatami, zainsta- lowanem i na w yspie N iedźw iedziej oraz w Jabłonnie pod W arszaw ą
Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej. 389
i ma stanowić jed n o ja k g d y b y ogniw o łańcucha, obrazu jącego w spo
sób cią gły przebieg pew n ych zjaw isk, zachodzących w najw yższych warstwach atm osfery ziem skiej.
Czyniąc ostatnie zakupy i przygotow an ia do rocznego p obytu na w yspie N iedźw iedziej, zatrzym aliśm y się w gościnnem Trom só 7 dni.
Dnia 2-go sierpnia, załadow aw szy nasze skrzynie na m ały state
czek S v e r r e, norm alnie trudn iący się połow em fo k i w ielorybów , w yjech aliśm y ku ostatecznemu celow i w ypraw y. W czasie całej trzy- d obow ej p od ró ży m orskiej tow arzyszyła nam piękna pogoda, d o
piero w ieczorem ostatniego dnia weszliśmy w m gły, które n ig d y pra
wie nie opuszczają w yspy N iedźw iedziej.
R yc. 3. W idok na p ółn ocn y w schód z M iseryfjell.
W yspa ukazała się nam nagle w śród poszarpanych mgieł, kam ie
nista, pustynna i niegościnna. Szare skały ożyw iały jed yn ie niezli
czone stada ptaków , które czarno-białą chmarą obsiadły wybrzeże lub też z wrzaskiem polatyw ały nad naszym stateczkiem. Ptaki te stanowią w łaściw ą faunę w yspy. P rócz nich ży je tam kilka lub k il
kanaście lisów białych, które p rzyw ęd row ały tu ze S zpicbergu wraz z ławicami lodowem i. W w iększych jeziorach w ysp y żyje pewien gatunek jesiotra, stanow iący przysm ak p racow n ików ra d jostacji norw eskiej.
Jedynym i ludźmi, ja c y zam ieszkują wyspę N iedźwiedzią, są trzej ra d jotelegra fiści norw escy, kontraktow ani na 12 m iesięcy przez N or
w eski Instytut M eteorologiczny. D w aj z nich obsłu gu ją niewielką stację nadawczą, utrzym ując stały kontakt z Tromsó, przesyłając
390 Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej.
swe obserw acje m eteorologiczne i odbierając przepow iednie p ogod y, które znów kom unikują p ływ ającym w pobliżu w yspy statkom ry backim lub łow ieckim . Zadaniem rad.jostacji jest też wysyłanie spe
cjaln ych sygnałów, służących do n aw igacji p rzy p om ocy ra d jogon io- m etrji.
Trzeci N orw eg jest kucharzem. Do prac jeg o, oprócz gotow ania, należy też staranie się o wodę, sprzątanie, palenie w piecach i t. p.
prace dom owe.
Telegrafistam i, z którym i los związał nas na wspólne roczne ży
cie, byli Fritz Óien, jed en z najlepszych dzisiejszych polarn ików norw eskich, zn ający zim y i lata grenlandzkie i na Ziem i Franciszka Józefa. P ływ ał po m orzach A n tark tyd y i Syberji. Na wyspę N iedź
w iedzią p rzyjech ał w tym roku wraz ze swą m łodą żoną Margaretą i półtorarocznym synkiem. B jornem . Drugim telegrafistą był E vald Oien, brat Fritza, dośw iadczony telegrafista, k tóry dotychczas w tej roli jeździł na statkach p olu ją cy ch na fo k i i niedźwiedzie. K ucha
rzem był m łody Sverre Andresem
Z pow odu bardzo wczesnej p o ry naszego przybycia na wyspę spotkał nas z początku jed yn ie Fritz, ja k o naczelnik stacji. Pokazał on nam odrazu nasze m iejsce zamieszkania. W spom nieć tu należy, iż w tej części w yspy, t. zn. na północnym w schodzie istniała kopal
nia węgla, czynna w czasie w o jn y i bezpośrednio po niej. P rospero
wała ona nieźle w okresie d obrej k on ju n ktury w ęglow ej, jednak w 1926 r., gd y nikt bardzo niedobrego zresztą węgla z. w yspy kupo
w ać nie chciał i gd y do tego wyli uch ł pożar w kopalni, w szyscy pra
cow n icy opuścili ją w panice, u ciekając przed nadchodzącą zimą i zostaw iając całkow ite w yekw ipow anie kopalni na pastwę klimatu i w ichrów . Opuszczone domki i w arsztaty zaw aliły się w smutne gruzy, z pośród k tórych sterczą czerwone od rdzy m aszyny, m otory i wszelkiego rod zaju żelaziwo, gn iją stare prow ianty lub bieleją k o
ści w ielorybów i niedźwiedzi. Dwa największe domki daw nej osady w yku p ił N orweski Instytut M eteorologiczny. Jeden z nich już sze
reg lat temu zamieniono na radj ostaćję, drugi dopiero w roku na
szego p rzyja zdu na wyspę odrestaurow ał rząd norw eski kosztem 10.000 koron i oddał go nam na mieszkanie na okres R oku Polarnego.
B yliśm y zaskoczeni wspaniałością naszej rezyden cji. Postanow ili
śmy dw a p ok oje na parterze zamienić na p o k o je pracy, jed en ma
lutki na p o k ó j akumulatorów. Na parterze mieściła się też kuchnia i mała śpiżarka. Na piętrze urządziliśm y warsztat mechaniczny, ma
gazyn żyw n ościow y i dwa pokoiki pośw ięciliśm y na sypialnie.
Jeszcze tegoż ranka, w dniu naszego przyjazdu, udaliśm y się, trzej przyszli zim ow nicy, ku brzegowi, aby zwiedzić okolicę naszego domu. Przyznać trzeba, iż z tego rekonesansu wróciliśm y wcale nie w w esołych nastrojach. B yłoby może przyjem niej, gd yb y tych gru zów i gn iją cych szczątków nie było na tej i tak ponurej i pustynnej wyspie.
Następne dni pośw ięciliśm y p racy dookoła w yładow ania naszego bagażu na ląd i rozpakow ania go w domu. Ciężką tę robotę umożli
Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej. 391
wiło nam urządzenie daw nego dźw igu w ęglow ego, w znoszącego, się przy zatoce, w k tórej m ogą zatrzym ać się statki. P rzy p om ocy za
rdzew iałej w in dy ręcznej ciągnęliśm y około 50 m etrów w górę nasze, setki kilogram ów n iejedn ok rotnie ważące, skrzynie. A było ich 137.
R ów nocześnie z tern urządzaliśm y nasz dom ek, starając się nadać mu charakter norm alnego dom u m ieszkalnego europejskiego. Z aczy
naliśm y też instalow ać pierwsze aparaty. Postaw iliśm y na kamien- nem p olu przed dom em dwa 17-metrowe, żelazne m aszty antenowe, należące do aparatury atm oradjografów . U stawiliśm y klatki m eteo
rologiczn e : dw ie na term ograf i h ygrograf, małą na psychrom etr Augusta, term om etry maksym alne i minimalne. Obok stanął słup
R yc. 4. P ółn ocn e w y b rzeże w y sp y N iedźwiedziej w zatoce K obbebukta.
z wiatrom ierzem systemu W ilda, dalej deszczow nica Helm am Pa i „w id elec ch m u row y“ B esson’ a. Na w ysokim transform atorze daw nej kopalni um ieściliśm y w iatraczek sam opiszącego anem ometru elek
trycznego, którego samopis zn ajd ow ał się w głów nym pokoju . G orączkowa praca d ookoła urządzenia naszej stacji zupełnie zmieniła nasz tryb życia, tern bardziej, że z p ow odu „w ieczn ego dnia“ , w tym okresie pan u jącego na w yspie N iedźw iedziej, godzin y posiłków normowane b yły nie porą dnia, lecz dokonaną pracą i zmęczeniem.
W rezultacie śniadania jed liśm y po południu, obiady w „n o cy “ i t. d.
Z biegiem dni życie nasze norm ow ało się coraz bardziej, zwłaszcza od chw ili zaczęcia regularnych obserw acyj m eteorologicznych, które zm usiły nas poniekąd do uregulow ania trybu życia.
W naszej kuchni tym czasem, dzięki trzem książkom kucharskim , rod ziły się coraz to doskonalsze m ajstersztyki.
392 Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej.
Oto m niej w ięcej zw yk ły b ieg dnia w tym okresie naszego życia na w y s p ie :
Rano o 7-ej w edłu g czasu Greenwich pobudka, zw ykle inż. Gurtz- man w ypędzał nas z łóżek pięknie śpiewaną piosenką o kukułce. Sku
tek b ył natychm iastowy. W szyscy zryw ali się, aby uciszyć śpiewaka.
Punktualnie o tej godzinie z dokładnością do jed n ej dziesiętnej części sekundy, obserw ator na ten dzień w yznaczony, robił pierw szy znaczek czasow y na elektrycznym samopisie atm oradjografu. Następnie robił takiż znaczek na m iliooltografie R ich a rd ’a, zapisującym natężenie prom ieniowania słonecznego. Obserwator odczytyw ał dalej i zapisy
w ał w „książeczce obserw acyj“ szybkość i kierunek w iatru ; z baro
metru n aczyńkow ego F u ess’a odczytyw ał ciśnienie i zapisyw ał je, po w yliczeniu popraw ek, przy znaczku czasowym na barografie.
D rugą część obserw acji stanowiło odczytanie przyrządów , um ieszczo
nych poza domem. W klatkach, na term ografie i h ygrografie robiło się znaczki czasowe i zapisywało godzinę ich zaznaczenia, dalej od czytyw ało się termometr „suchy1* i „z w ilg o co n y “ oraz term om etr max. i min. Ze stosunku tem peratur norm alnego term om etru i ter
m om etru z kulką owiniętą zwilżonym batystem , z którego w zależ
ności od w ilgotności pow ietrza paruje w oda, och ładzając rtęć ciepło
mierza, w yliczaliśm y w ilgotn ość pow ietrza. Do obserw acji należało dalej mierzenie w ysokości chmur, oraz o 7-ej m ierzyliśm y ilość opadu z ubiegłej doby.
Obserw acje m eteorologiczne zw ykłe robliśm y 4 razy na dzień:
o 7-ej, 13-ej, 19-ej i 1 w n ocy dnia następnego. P rócz tego o godz.
10-ej, 16-ej, 18-ej i 22-ej specjalne obserw acje chm ur; o godz. 24-ej kontrola chronom etrów , w edług radj ow ego sygnału czasowego, nada
wanego z Nauen. W okresie n ocy doch od ziły do tego obserw acje i po
m iary zórz polarnych, w ndesiącach październiku 1932 i łipcu 1933 cogodzinne obserw acje chm ur m iędzy godz. 4-tą rano a 1-szą w nocy dnia następnego.
N atychm iast po rannej obserw acji dyżu rn y rozpalał w piecu w głów nym p o k o ju oraz w kuchni, sprzątał i gotow ał śniadanie. Pod
czas tego pozostali członkow ie w ypraw y zajm ow ali się pracą dookoła instalacji aparatów (w ow ym okresie przedewszystkiem przyrządów sam opiszących do m agnetyzm u ziem skiego). P rzyrządy te, t. z w.
w arjom etry L a co u r’a, w ym agały urządzenia specjalnego amagnetycz- nego pawilonu, na ja k i zamieniliśmy opodal dom u stojącą szopę, daw niej stanowiącą skład mięsa.. Gnijące szczątki zwierząt wyrzuci
liśmy, usunęliśmy wszystkie, żelazne części i w ybudow aliśm y nowe ściany, izolu jące wnętrze „pawilonu** od szybkich zmian temperatury oraz prom ieni świetlnych. A paraty bowiem p racu ją w ciemni optycz
nej, n otu jąc na papierze fotograficzn ym prom ieniem światła zmiany pola m agnetycznego ziemskiego.
W reszcie, gd y stacja nasza szła ju ż normalnym trybem , gd y wśród nadchodzących ju ż śnieżyc należało, ja k o ostatnie prace przygoto
wawcze, jed yn ie zaopatrzyć się w zapas w ęgla z kopalni i uszczelnić
Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej. 393
okna i wszelkie szpary dla izo la cji ciepła w domu, nasi d otychcza
sow i towarzysze dyr. L u geon i inż. Gurtzman w yjech ali, korzystając z jed n ej z ostatnich ju ż ok azyj p ow rotu do O jczyzny.
Z ich w yjazdem silniej odczuliśm y nasze osamotnienie i bardziej jeszcze opustoszała wyspa. U trzym yw aliśm y stały kontakt z telegra
fistami N orw egam i, k tórych dom ek w znosił się o 200 m od naszego.
Z p ow odu jed n ak w ielkiej ilości p ra cy oraz, niekiedy, w ielkich tru d ności p rzejścia ow ych 200 m drogi, odw iedzaliśm y się tylk o raz na ty dzień, w soboty. G ryw aliśm y w ted y w b rid g e ’a i podobną do bilardu grę norweską, a od października rozpoczęte sobotnie a u d ycje ra d jo- we stw arzały nastrój bardzo p rzyjem n y i pozw alały zapom nieć o tem,
R yc. 5. Południow y brzeg w y sp y Niedźwiedziej z 400-metrowym klifem H ambergfjellet na praw o.
że żyjem y na w yspie N iedźw iedziej. Statek, k tóry uw iózł na p ołu dnie naszych tow arzyszy, nie był jed n ak ostatnim, ja k i zatrzym ał się p rzy w yspie w 1932 r. W ostatnich dniach listopada, k iedy oddaw na zapadła ju ż „w ieczna n oc“ , odw iedził nas statek ryback i niem iecki, na k tórym m eteorolog, p. H ennings, robił obserw acje i pom iary w związku z R okiem Polarnym . W parę dni po je g o odwiedzinach, kiedy na m orzu zaczął ju ż bieleć pierw szy lód, zahuśtał się pod brzegami w ysp y norw eski stateczek ocean ograficzn y „B orgeres“ , który w iózł dla nas pocztę i ja k o niezw ykle nam m iły p re z e n t: drzew ko Bożego Narodzenia. N iestety tego „d n ia “ , w y ją tk ow o ciem nego z p ow odu m gły i śnieżycy, rozhuśtane morze nie pozw oliło naszym gościom na w ylądow anie, a z całej przesyłki dla nas udało się nam p rzy pom ocy liny w yciągnąć na brzeg jed yn ie drzewko. Poczta dla
394 Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej.
nas i nowa maszyna do ra d jostacji w róciły zpow rotem do Tromsó i m iały się stać, przy ponow nej próbie ieh dostarczenia, w lutym, przyczyną omało że nie tragedji.
N adeszły wreszcie święta B ożego Narodzenia, pod w zględem pra
cy niczem nie różniące się od dni norm alnych. M oże nawet roboty p rzybyło, gdyż trzeba było przecież w ypiec jakieś „ciasta“ świąteczne i t. p. sm akołyki. W ilję spędziliśmy w nastroju podniosłym , lecz w e
sołym, w ręczając sobie nawzajem podarki i składając życzenia. N a j
milszym oczyw iście prezentem gw iazdkow ym była au d ycja specjalnie urządzona dla nas przez Polskie R ad jo, w czasie której k olejn o prze
m awiały nasze rodzin y z Krakowa, W arszawy i Lw owa.
Bezpośrednio przed świętami B ożego N arodzenia nastąpiło prze
silenie się dnia i n ocy i, choć jeszcze przeszło dwa miesiące nie mie
liśm y oglądać słońca, pocieszaliśm y się, że połow a najcięższego okresu naszego pobytu na w yspie ju ż minęła
Głównym przedm iotem naszych trosk w okresie n ocy b y ły obser
w acje zórz polarnych. W spaniałe to zjaw isko, niemal bez przerw y przez okres m iesięcy zim ow ych rozśw ietlające niebo, przysparzało nam wiele pracy. Czynione przez nas obserw acje zórz polegały na określeniu fo rm y zjaw iska, w edłu g klucza p rzyjętego w m iędzynaro
dow ym atlasie zórz polarnych, na oznaczaniu położenia świetlnej wstęgi, łuku czy k oron y w śród gwiazd,, dalej na mierzeniu teod oli
tem azymutu i w ysokości zjawiska, fotografow an iu i pom iarach spek
troskopow ych. K w estja zbadania k oin cyd en cji zaburzeń m agnetycz
nych z w ystępow aniem i form am i zórz ma być jedn ym z w yników naszych obserw acyj. Jak wspomniałem, zorze obserw ow aliśm y bardzo często i, o ile tylk o chm ury nie przeszkadzały, czyniliśm y bez prze
rwy ich pom iary.
Po dłu gich miesiącach zim y nadszedł wreszcie okres, k iedy około południa m ogliśm y bez sztucznego światła rozróżnić nieco kolorów otoczenia na dworze. W styczniu i lutym długość zmierzchu połu dnio
w ego wzrastała gwałtownie, aż wreszcie dnia 11-go lutego, gd y idąc na południe w ysp y po pocztę, którą przyw iózł nam po raz drugi statek „B orgenes“ , przekraczaliśm y w yniosły grzbiet górski, zasła
n ia ją cy nam z ra d josta cji w idok ku południow i, ujrzeliśm y nagle, nisko nad białym od lodu horyzoncie m orskim czerw ono-krw aw ą tarczę w ytęsknionego słońca. Dnia tego norw eski statek oceanogra
ficzn y zaw inął do w olnej od lodu zatoki na południu w yspy, zwanej po norw esku „S o r Hamna“ , aby dostarczyć maszyn dla telegrafistów i pocztę, która przez okres wielu m iesięcy urosła do niebyw ałych roz
miarów. Cały ten bagaż zapakow any został przez przezornego kapi
tana „B orgen esa“ w 5 beczek, które trzeba było n ajpierw przy po
m ocy rzuconej nam z łodzi lin y przyholow ać do brzegu, potem w y ciągnąć na strom e pięćdziesięciom etrow e urw isko brzegu, ponad któ- rem stały przygotow ane sanie. Ciągnął je malutki konik Blakka, z rasy ponny islandzkich, k tóry dziś stanowi jed yn ą fu n k cjon u jącą pozostałość daw nej kopalni węgla. W e czwórkę, dw óch telegrafistów, Centkiewicz i ja, pracow aliśm y ciężko, ciągnąc po niebezpiecznym
Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej. 895
stoku ciężkie, lecz bardzo cenne beczki. R w ały się nam p rzy tem liny, ręce i nogi drętw iały od mrozu, wreszcie wszerz całego zbocza runęła lawina śnieżna, zm iatając nas ze sobą a pozostaw iając jed yn ie Cent
kiewicza. Z p ow odu bardzo dużego zmęczenia oraz zupełnej ciemności, odłożyliśm y pracę w yciągn ięcia beczek na dzień następny. N ocy tej szalejąca śnieżyca i burza morska zabrała nam cenną pocztę i ma
szynę dla ra d jostacji.
Z p ow odu tego, że zatoka zamarzła bezpośrednio po burzy, spo
dziew aliśm y się, że beczki z je j w ód nie w yp łyn ęły na otw arte morze, i sądząc, że może choć jed n ą z nich w yrzuci na brzeg litościw a fala, urządzaliśm y szereg „rekonesansow ych“ w ypraw na południe w yspy.
R yc. 6. A lki na połu dn iow y ch urw iskach w y spy .
Dnia coraz szybciej przybyw ało, to też narciarskie w ypady, w cza- się k tórych przejść trzeba b yło z p ó łn ocy na południe niem al całą w y spę, p ozw oliły nam dobrze zw iedzić ten skraw ek ziemi, na którym przeżyliśm y długie mięsiące polarnego dnia i nocy. Poznaliśm y też i obserwowali bujne życie zwierzęce, p od względem flo r y zupełnie pustynnej w yspy. Przez całą niem al zimę, z w yjątkiem kilku n a j
m roźniejszych dni utrzym yw ały się na wybrzeżach, w starannie w śniegach urw isk w yk op an ych schronach, zgrabne krótkoskrzydłe m ew y, zwane po norw esku „H avhest“ a po łacin ie: Fulmarus glacialis, oraz ogrom ne białe lub szare Maase (Larus eburneus, La- rus glaucus). Z nadejściem dnia odw iedzały wyspę piękne śnieżno
białe, czarnonogie m ewy (G avia alb a), n ajpięk niejszy chyba ptak arktyczny, gnieżdżący się na krach lodow ych . G dy lo d y ustępo
396 Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej.
w a ły w kanałach spokojn ego morza, przy pięknej p ogodzie p ojaw iły się kaczki edredony (Som areria mollissima i Som. spectabilis), które b y ły niebylejaką atrakcją i przysmakiem naszej „k on serw ow ej“
kuchni. W pogon i za niemi urządzaliśm y w małej łodzi w y praw y m y
śliwskie na morze, niekiedy bardzo interesujące i efektow ne. Z nad
chodzeniem w iosny ptaków , tak co do ilości osobników , ja k i gatun
k ów przybyw ało szybko, i już około czerwca wybrzeża w y sp y N iedź
w iedziej przedstaw iały jed n o olbrzym ie rojow isk o rozkrzyczanego i w esołego ptactwa, bijącego się o m iejsce na skałach. Ze zwierząt ssąsych, ja k ju ż wspomniałem, żyje na wyspie kilka białych lisów, które przyw ędrow ały tu wraz z lodem. Sezonowo na m orzu p o ja w iają się foki. Obserwowaliśm y je kilkakrotnie w jesieni i na wiosnę w czasie m orskich w ypadów na kaczki. R ów nież sezonowo odw ie
d za ją wyspę niedźwiedzie polarne. W zimie, lecz ju ż w okresie dnia, t. z w. w m arcu lub kwietniu, obniżają się ku południow i ław ice lo
dów , stanow iących normalnie część ow ych białych „cza p “ bieguno
w ych. K raniec b a rjery lo d o w e j utrzym uje się normalnie w ciągu tych miesięcy, kilka lub kilkanaście mil na południe od wyspy. Na tym że w ędru jącym „w ieczn ym “ lodzie u trzym ują się stada fok, a wraz z niemi niedźwiedzie. Z p ow odu bardzo silnych w ichrów połu dniow ych i południow o-zachodnich w m iesiącach zimy, barjera lodow a nie doszła w og óle w tym roku do w yspy N iedźw iedziej, lecz w swem najw iększem przybliżeniu zatrzymała się 16 mil angielskich na północ. Ponieważ zaś morze zamarzło lokalnie w gęstą papę igieł i talerzy lodow ych , której żadne zwierzę przepłynąć nie może, więc też niedźw iedzie nie od w iedziły ok olic naszej stacji. Nasz tow a
rzysz P ritz Oien opowiada, że w 1931 roku, k iedy poprzednio zim ował na wyspie, w idział 27 sztuk tych zwierząt.
Z radością pow italiśm y w czerw cu okres składania ja j przez ptaki.
P rzyby ło nam nowe, smaczne i świeże pożyw ienie. Ponieważ od wielu m iesięcy jed liśm y bez zmiany jed yn ie konserwy, na które ju ż patrzeć nie m ogliśm y, lub ptaki przez siebie upolowane, więc z tern większym zapałem przyrządzaliśm y sobie teraz jajeczn ice, om lety lub słodkie ciasta. J a ja w szystkich praw ie gatunków ptaków , m ieszkających na wyspie, są jadalne- i smaczne, jed yn ie wielkie, białe ja ja m ew Havhest niezbyt p rzypadły nam do gustu z p ow odu specyficznego zapachu.
(Mniej w ięcej w tym samym okresie, w m aju i czerwcu, zaczęli p o
jaw iać się na wyspie pierwsi ry b a cy i ło w cy fok. Trudno opisać ra
dość, z ja k ą witaliśm y pierw szych gości norweskich, którzy wysiedli na ląd i odw iedzili nasze dom ki. Od pięciu m iesięcy nie rozmawa- liśm y z nikim obcym , a trzy miesiące nocnej ciemności w ięziły nas bezw zględnie w szczupłem gronie tow arzyszy. Zapytaniom i opow ia
daniom nie było końca. Z biegiem czasu odw iedzali nas potem A n glicy , Francuzi, nawet R osjanie. W szyscy ustosunkow yw ali się do nas zawsze bardzo serdecznie i przyjacielsko, i w szyscy prawie poin
form ow ani byli, że tu na wyspie N iedźw iedziej P olacy pracu ją dla R oku Polarnego.
Lipiec b y ł ostatnim miesiącem „g o r ą c e j“ pracy. Przez M iędzy
narodow ą K om isję R oku Polarnego został on w yznaczony ja k o mie
siąc specjaln ych badań chmur. W szystkie stacje p odbiegun ow ej sieci m eteorologicznej ro b iły w tym czasie m ożliwie najczęstsze ich obser
w acje i pom ary. Na w yspie staraliśm y się dzielić swe zajęcia tak, aby od godzin y 4-ej rano do 1-szej w „n o c y “ co godzinę robiona była obserw acja. Oczyw iście ze w zględu na częste m gły nie zawsze to b yło potrzebne.
Polska wyprawa polarna na wyspie Niedźwiedziej. 397
R yc. 7. Dzień 3 maja na w y spie Niedźwiedziej.
N adszedł w reszcie sierpień. Na w yspie początek jesieni. Zbliżał się czas naszego odjazdu. Pakow aliśm y p ow oli nasze aparaty i go
spodarstwo. N ajp ierw p rzyrząd y do pom iarów prom ieniow ania sło
necznego, potem aparaty m agnetyczne bezw zględne, teodolity, zapa
sowe części i t. p., prow adząc jed n ak normalne obserw acje i pozosta
w ia ją c fu n k cjon u ją ce głów ne przyrządy. W reszcie 17 sierpnia zwinę
liśm y w ciągu kilkunastu godzin pospiesznej p ra cy naszą stację ba
daw czą i spakowaliśm y cały nasz bagaż do 15 w ielkich skrzyń.
Dnia 18 sierpnia odjechaliśm y z w ysp y N iedźw iedziej z uczuciem, że ten rok, na niej przeżyty, kosztow ał nas wiele w ysiłków , lecz w ie
ziona przez nas skrzynia notatek, danych obserw acyjnych , diagra
m ów i w ykresów warta jest kapitału w łożonej p ra cy i roku życia trzech ludzi.
398 Wędrówki ssaków.
D oc. U. J. dr K A Z IM IE R Z W O D Z IC K I.
W Ę D R Ó W K I S S A K Ó W .
W ędrówki zwierząt stanowią niewątpliwie jedn o z najciekawszych zjawisk biologicznych, spotykamy je bowiem u całego szeregu różnych form zwierzęcych. Na innem m ie jscu 1 podałem garść szczegółów, do
tyczących tej dziedziny b iologji ptaków. U ssaków zjawiska te są sto
sunkowo najm niej znane, może głównie z tego powodu, że mniej wpa
dają w oczy obserwatorowi, a także i dlatego, że z natury rzeczy są bardziej ograniczone pod względem przestrzeni w porównaniu do pta
ków lub owadów.
D ecydującą przyczyną, która wyzwala te procesy biologiczne, jest, ja k wiadomo, przedewszystkiem czasowe lub stałe pogarszanie się warunków bytu, stąd zjawiska wędrówek nasuwają niejednokrotnie wiele analogij z różnemi procesami o charakterze społecznym lub po
litycznym , jakie natrafiam y w historji różnych ludów. Poza tem spo
tykam y u ssaków także takie wędrówki, których w dzisiejszym stanie naszych wiadomości z zakresu biologji tych zwierząt nie jesteśmy w stanie dostatecznie sobie wyjaśnić. W spomnę tutaj okresowe ciągi szczura piżmowego w Am eryce Północnej o szerokim częstokroć za
sięgu, lub szczura wędrownego w Europie, który ju ż w historycznych czasach zdołał, posuwając się od wschodu, wyprzeć niemal zupełnie swojego pobratymca, szczura śniadego.
U ssaków, podobnie jak u ptaków, możemy wyróżnić form y stale osiadłe, koczujące, wreszcie zwierzęta okresowo lub stale wędrujące.
Poza tem pod względem charakteru wędrówek odróżniają się zasad
niczo zwierzęta ssące lądowe od morskich tak dalece, że wymagać będą osobnego rozpatrzenia.
W pierwszym rzędzie zwrócim y uwagę na ssaki, wyróżniające się stałemi, ale stosunkowo niewielkiemi zmianami miejsca swojego pobytu. Do tego typu należy za H i l z h e i m e r e m 2 zaliczyć w ę - d r ó w k i m a ł p , u których, szczególnie u gatunków żyjących gro
madnie, możemy zauważyć stałe zmienianie miejsca pobytu. Innemi słowy, zn ajdują się one jak rok długi „na szlaku“ . Rzecz cie
kawa, nie znamy ani przyczyn tego stanu rzeczy, ani kierunku tych wędrówek. Paktem jest, że nawet w okresie przychodzenia na świat młodych nie udało się stwierdzić dłuższego zatrzymania się w ędrują
cego stada. „Szlak“ , jak twierdzi H e s s e , 3 przebiega zawsze nieda
leko wody, nie oddalając się od niej więcej jak 5— 6 km.
1 K . W o d z i c k i : N iektóre problem y w ędrów ek ptaków. Przyroda i Technika, I X , 1932.
2 M . H i l z l i e i m e r : Die W anderungen d. Säugetiere, Ergebn. d. Biol.
V , 1929.
3 R. H e s s e : Tiergeographie. 1929.
Wędrówki ssaków. 399
Dzięki myśliwym jesteśmy stosunkowo lepiej poinform owani eo do wędrówek naszych zwierząt łownych. Zwierzęta te, jak np. zając, po
siadają osobny rewir, w którym przepędzają zazwyczaj dzień, udając się z nastaniem zmierzchu do częstokroć dosyć oddalonego żerowiska.
W zimie ściągają zazwyczaj zające, szczególniej polne, do lasu lub w jego pobliże.
Bardziej ju ż s k o m p l i k o w a n y m t y p e m w ę d r o w c ó w są zwierzęta, żyjące na północy 1 u!) w strefie alpejskiej. Nasz świstak, będący, ze względu na przebywanie w wybudowanej przez siebie ja-
R ye. 1. M ałpeczka tuż po urodzeniu.
mie, zwierzęciem napozór osiadłem, przecież, jak to stwierdzono w Alpach, schodzi z nastaniem zimy o paręset metrów niżej. Podobne zjawiska dadzą się zauważyć u zajęcy bielaków lub u gronostai. Je
szcze w X I X wieku sławne b yły w ę d r ó w k i b i z o n ó w Am eryki Północnej, z czein była ściśle związana egzystencja większej części szczepów indyjskich tak dalece, że bizon wszedł w większość ich wie
rzeń i praktyk religijnych. Zwierzęta te, ja k opisuje D i x o n , „p o ruszały się ku południowi stadami, idącemi w tysiące, a nieraz i w dzie
siątki tysięcy“ , nie osiągając atoli granicy stale w czasie zimy zalega
ją cy ch śniegów. Jak się zdaje, decydującą przyczyną tyci) wędrówek była chęć przedostania się poza strefę groźnych „blizzards“ czyli gwał
townych burz śniegowych, szalejących zimową porą na prerjach. Że
400 Wędrówki ssaków.
tak było, tego dowodem są t. zw. „ścieżki bawole“ , które skutkiem co
rocznego przesuwania się przez nie dziesiątków tysięcy sztuk bizonów zamieniły się w głębokie parow y na równym stepie, oraz wielkie masy czaszek i części szkieletów, jakie po dziś dzień spotyka się w północnem Colorado lub W yom ing.
Stosunkowo mało poznane są ciekawe wędrówki niedźwiedzi na na
szych kresach północno-wschodnich, dochodzące, zdaniem K r e m e n - t z a, do 30— 40 mil pomiędzy „letniskiem“ a miejscem pobytu zimo
wego i gawrowania.
Jednem z najciekawszych zjawisk z omawianego zakresu jest do
brze znana myśliwym z d o l n o ś ć o r j e n t o w a n i a s i ę i często z pedantyczną dokładnością przestrzegane poruszanie się zwierzyny po tych samych szlakach, zwanych w języku myśliwskim „wekslami“
lisiemi lub dziczemi.
Do najciekawszych takich gościńców zwierzęcych należy zaliczyć ś c i e ż k i n o s o r o ż c ó w i s ł o n i . Jak opisuje B r e h m , ścieżki te, podobnie jak lin je kolejowe lub szosa, wytyczone na podstawie długotrwałych studjów i pomiarów inżynierów, biegną od w odopojów lub m iejsc zasobnych w żerowiska do m iejsc stałego pobytu tych zwie
rząt poprzez góry i doliny, przekraczając je najodpowiedniejszem i łukami i serpentynami. Że szlaki te istnieją od czasów niepamiętnych, dowodzą miejsca, gdzie znajdują się skały granitowe z wytartemi śla
dami stóp słoni. Ileż generacyj słoni musiało się posługiwać temi sa- memi szlakami, by przez tarcie stosunkowo miękkich poduszek stopo
wych m ogły powstać głębokie stopnie i wyżłobienia. Ileż wieków mu
siały słonie temi samemi szlakami wędrować i jak potężne muszą być przyczyn y biologiczne tak wiernego obierania tego a nie innego szlaku!
In n y typ przedstawiają nam coroczne w ę (1 r ó w k i s s a k ó w p o ł u d n i o w o-a f r y k a ń s k i c h lub z płaskowyżów A z ji Central
nej. Jak stwierdzają zgodnie podróżnicy, Wędrówki te są potężnemi ruchami, ogarniającemi w sposób masowy większość zwierząt niepa- rzystokopytnych i przeżuwaczy. Stadom tych zwierząt towarzyszą dra
pieżniki. Step lub sawanna, częstokroć zapełniona stadami antylop, w krótkim czasie pustoszeje zupełnie. Pozostają jedynie te zwierzęta, które dzięki zdolności do snu letniego lub innym przystosowaniom nie ulegają potężnemu i bezwzględnemu prawu koniecznej corocznej wę
drówki.
P rzyczyn y tych wędrówek są zazwyczaj dw ojakiej n atury: w je d nych wypadkach decyduje nastanie p ory suchej, zamieniającej w krót
kim stosunkowo czasie tryskającą zielenią sawannę w szarą pustynię.
W innych decydującą przyczyną jest konieczność zaspokojenia głodu mineralnego, głównie w postaci soli kuchennej. W tym ostatnim wy
padku zwierzęta ciągną bądź w kierunku wybrzeży morskich, gdzie rosną rośliny sololubne, bądź do istniejących naturalnych źródeł lub złóż mineralnych.
Do najciekawszych wędrowców A fry k i południowo-środkowej na
leży niewielka antylopa ( A n t i ł o p e m a r s u p i a l i s Z i m m e r - m a n n ) ze względu na masowy charakter swej wędrówki. Znany po-
Wędrówki ssaków. 401
dróżnik L i v i n g s t o n e obserwował nad rzeką Oranje stada tego gatunku, dochodzące do 40.000 g łó w ; inny podróżnik E. K r e t s c h - ' m a r znalazł się przypadkiem na szlaku stada, liczącego, według jego obliczeń, przeszło 20.000 sztuk. W idok był niezrów nany: najpierw p o
suwały się forp oczty po kilka, kilkadziesiąt i kilkaset sztuk, poczem wielki tuman kurzu wraz z unoszącemi się nad nim sępami zwiastował nadciąganie głównego stada, grożącego podróżnikom niechybną śmier
cią przez stratowanie. Śmierć taka spotkałaby napewno podróżników, gdyby nie ogień z karabinów i pow stający rychło zwał trupów, które, tworząc zaporę, ocaliły obóz Kretschmara od niechybnej śmierci. Rzecz
R yc. 2. A ntilope m arsupialis Zim m erm ann.
oczywista, w dzisiejszych czasach wędrówki te ani w przybliżeniu nie mają takiego masowego przebiegu.
Brak miejsca nie pozwala nam zapoznać się z dokładniejszym op i
sem stosunkowo dobrze poznanego przebiegu wędrówek innych form , jak np. jeleni. W spom nim y natomiast pokrótce charakterystyczne zjawiska, zachodzące u niektórych zwierząt, zamieszkujących arktyczne stepy i tundrę.
Szczególnie interesujące są wędrówki niektórych a r k t y c z n y c h g r y z o n i , u których często z nieznanych nam bliżej powodów po
w staje zbiorow y odruch, ogarniający masowo wszystkie osobniki da
nego gatunku. W ymienimy opisywane przez podróżników rosyjskich
26
402 Wędrówki ssaków.
masowe ciągi wiewiórek syberyjskich, przyczem nieraz osobniki wę
drujące, natrafiwszy na sadyby ludzkie, wchodzą do nich, idąc na pewną zagładę.
N ajbardziej znanym wędrowcem jest jednak leming ( L e m n u s l e m n u s L .). Ciekawe to zwierzątko roślinożerne odznacza się, jak wiadomo, całym _ szeregiem właściwości, odrębnych od swoich bliższych i dalszych pobratym ców ; występuje przedewszystkiem w t. zw. strefie podalpejskiej, będąc ściśle związane z pewnemi gatunkami roślin, które naogół jednak dosyć skąpo występują w tej strefie klimatycznej. Nad
mienić należy, że lemingi uchodzą za jedne z najm niej towarzyskich zwierząt.
Najciekawszą właściwością leminga jest okresowe powiększanie się ich liczby w pewnych latach. Z przyczyn, niedokładnie jeszcze pozna-
R y c 3. Lemingi.
nych, ilość wykoceń przekracza znacznie stan normalny. Z początkiem jesieni, wobec niemożności znalezienia dostatecznej ilości pożywienia dla tak wielkiej ilości zwierząt, następuje gwałtowny ruch wędrowny lemingów w inne okolice. W ędrówka ta, aczkolwiek ma charakter ma
sowy» pozostaje jednak wędrowaniem indyw idualnem ; każdy osobnik ciągnie w pewnej odległości od swojego najbliższego sąsiada. Nie ma ona właściwie c e lu : prowadzi przed siebie tak, że częstokroć całe takie stado lemingów, dostawszy się nad brzeg w ody lub morza, pogrąża się w niem bez żadnego zastanowienia. Dziesiątkowane przez choroby i to
warzyszące im drapieżniki, stado lemingów z nastaniem zimy zimuje, by na wiosnę podjąć wędrówkę. Tylko w w yjątkow ych wypadkach udało się stwierdzić wędrówkę powrotną do pierwotnego miejsca po
bytu lemingów. Z powodu braku pól uprawnych w okolicach, zamie
szkiwanych przez lemingi, nie dochodzi zazwyczaj do większych strat m aterjalnych dla człowieka, poza t. zw. „gorączką lemingową“ , cho
robą zakaźną, o bliżej nieznanych dotąd przyczynach i przebiegu, po
Wędrówki ssaków. 403
jawiającą się u człowieka w wypadku dłuższego przebywania w oko
licy, w której wędrują lemingi.
Zupełnie inny typ wędrówek ssaków lądowych stanowią c i ą g i r e n i f e r ó w , powszechnie znane krajowcom podbiegunow ych okolic północnej półkuli. Reny z nastaniem pory zimowej opuszczają tundrę, by, przekroczywszy granicę lasów, schronić się w nich przed zimą.
Z początkiem skwarnego i krótkięgo lata podbiegunowego podążają znów do tundry, by, ja k twierdzą krajow cy, uchronić się przed spe
cjalnie dokuczliwemi dla nich komarami. Niewątpliwie jednak momen
tem decydującym jest tu brak pożywienia i szukanie zaciszniejszych schronień w lasach, ucieczka przed owadami zaś objawem wtórnym.
R yc. 4. Karibu.
R enifery w ędrują stale w pewnym ordyn k u : najpierw pojaw iają się na szlaku samice i młodzież, zamykają zaś pochód stare samce. W idok ciągnących reniferów jest niesamowity. Przestrzegają one również stale tych samych szlaków a w czasie wędrówki poroże tych zwierząt (samic i samców) przypom ina wolno poruszający się las. Pochodom reniferów towarzyszą wilki. Zjaw isko wędrówek renów Kanady P ół
n ocnej, zwanych karibu, posiada poza tem duże znaczenie gospodarcze dla pierwotnych ludów tam tejszych : upolowane reny dostarczają za
pasu suszonego mięsa na cały okres zimowy.
Z w róćm y zkolei uwagę na w ę d r ó w k i z w i e r z ą t s s ą c y c h m o r s k i c h . Jak wiadomo, cały szereg ssawców morskich ma ogromne znaczenie dla ludzkości, gdyż dostarcza nadzwyczaj cennych surowców w postaci tłuszczów i futer, stąd też jesteśmy co do szeregu ich wła
sności biologicznych stosunkowo dobrze poinform owani. Gatunkom tym grozi zagłada skutkiem rabunkowego eksploatowania ich przez łowców.
2 6»
404 Wędrówki ssaków.
R yc. 5. Ren dziki w biegu.
D w u p ł e t w o w c e (C etacea), ja k walenie lub delfiny, z ma- łemi wyjątkami należą do zwierząt wędrujących, przyczem główną przyczyną jest niewątpliwie konieczność znalezienia dostatecznej ilości pożywienia. Stąd też istnieje ścisły związek pomiędzy wędrówkami waleni a wędrówkami innych drobniejszych mieszkańców mórz, sta
nowiących ich podstawowe pożywienie. Czy jednak decyduje tu po
suwanie się ciągów pewnych ryb, czy też, szczególniej w odniesieniu do waleni, zamieszkujących morza podbiegunowe, może zmiany cie
płoty w ody pod wpływem prądów morskich — nie zostało do tej pory definitywnie wyjaśnione.
Jeszcze ciekawsze są obyczaje c z t e r o p ł e t w o w c ó w (Pinni- pedia), z których, jak wiadomo, parę gatunków gości od czasu do czasu nawet na naszem wybrzeżu Bałtyku. Odbywają one dalekie wę
drówki nie dla znalezienia pożywienia, lecz dla odbycia wykotu i od
chowania m łodych na pewnych ściśle określonych wysepkach skali
stych lub wybrzeżach oraz dla wnet potem następującej rui. Z w ie
rzęta pojaw iają się w ściśle określonym porządku pod względem wieku i p łci. Odbywa się to zazwyczaj w lecie, poczem po paromiesięcznym pobycie na lądzie zwierzęta odbyw ają zpowrotem 4— 5 miesięcy trwa
jącą wędrówkę w nurtach oceanu. Co do tej ostatniej nie posiadamy dotąd żadnych bliższych danych, wiemy tylko jedno, że te same foki lub niedźwiedzie morskie zpowrotem pojaw iają się na tern samem wy-
Wędrówki ssaków. 405 brzeżu w roku następnym. Szczególnie dobrze poznano (i omal nie w ytępion o, g d y b y nie energiczna interw en cja rządu Stanów Z je d n .), obyczaje t. zw. niedźwiedzi morskich, pojaw iających się corocznie na wyspach Kom andorskich lub Prybyłow a. Na tych ostatnich, jak twier
dzi B r a s s, ju ż w końcu m aja pojaw iają się stare wyrośnięte samce, które staczają ze sobą zażarte walki dla zdobycia możliwie dogodnych m iejsc na skalistem i wąskiem wybrzeżu dla założenia swoich hare
mów, które powstają w połowie czerwca z chwilą przybycia samic.
W końcu września pierwsze opuszczają w yspy samce, które, przejęte swojem i sułtańskiemi obowiązkami, przez ten okres prawie się nie od
żywiają. Samice odpływ ają dopiero w połowie października, udając się na wędrówkę, która, jak twierdzą niektórzy przyrodnicy, dochodzi d o 2000 mil morskich odległości od miejsca rui.
Dobiegliśm y do końca naszych rozważań. W ynika z nich, że od
nośnie do wędrówek zwierząt ssących lądowych kwestja o k r e s o w e g o p o g a r s z a n i a s i ę w a r u n k ó w b y t u wysuwa się na plan pierwszy. Stąd też zjawiska wędrówek tych ssaków należy praw dopodobnie uwrnżać, jeśli się można tak wyrazić, za zjawiska filogene
tycznie niewątpliwie młodsze, niż np. wędrówki ptaków.
Natomiast te same zjawiska u zwierząt ssących morskich są, jak widzieliśmy, o wiele więcej skomplikowane. W ystępują tu wprawdzie równie wybitnie i wędrówki wyżej wspomnianego charakterystycznego
R yc. 6. Niedźwiedzie m orskie na skalistem w ybrzeżu.
406 Walka z ciśnieniem górotworu.
dla ssaków typu. Poza tem jednak pojaw iają się zjawiska, stojące w ścisłym związku z rozwojem tych zwierząt w postaci przeniesienia się na czas rui i wykotu zpowrotem na ląd.
Inż. A N D R Z E J B A T T A G L IA , R u da Śląska.
W A L K A Z C IŚ N IE N IE M G Ó R O T W O R U .
Jak cała technika, tak i górnictw o ma za zadanie opanowanie i wykorzystanie naturalnych sił przyrody. W górnictwie jednak, które działa na terenie w ystępow ania zjaw isk o charakterze żyw iołow ym , pierw iastek w alki z m artwą przyrodą uw idacznia się najbardzej ja skrawo. W szystkie żyw ioły zagradzają górnikow i drogę do podziem nych skarbów. Ogień, w oda, gazy i ciśnienie mas skalnych, otaczają
cy ch w yrobiska, to najw ażniejsi i niezmiernie nieraz potężni w rogo-
•wie górnika.
W niniejszym artykule ogran iczym y się do rozpatrzenia zjawiska ciśnienia skał, które posiada charakter stały, tow arzyszy każdej od budow ie górniczej, a wskutek tego jest naczelnym problem em gór
nictwa.
Co to jest ciśnienie górotw oru i skąd się bierze?
Mimo, że górn ictw o jest jed n ą z najdaw n iejszych um iejętności ludzkich, nie znaleziono dotychczas właściwie w yczerpującej odpo
w iedzi na to pytanie. D rogą dośw iadczenia w ytw orzyły się zasady sztuki górniczej, ustalono pewne, niezawsze w ystarczające sposoby ob ron y przed ciśnieniem, ale nie w yjaśniono istoty zagadnienia, nie u jęto go w form ę te o rji naukow ej. Przyczyną tego jest skom pliko
wana postać zjawiska, niedającego- się w yrazić w form ułach mecha
niki, zmierzyć eksperymentalnie, a wreszcie naocznie zbadać poza granicam i w yrobiska.
D opiero w ostatnich dziesiątkach lat praca nad zbadaniem ci
śnień, w ystęp u jących p rzy odbudow ie, postąpiła naprzód. Stworzono kilka teoryj powstawania ciśnień, jed n ak do całkow itego w yjaśnie
nia spraw y jest jeszcze bardzo daleko.
N iektóre teorje ciśnień są w ręcz sprzeczne ze sobą, jak kolw iek wnioski końcow e, z nich wysnute, różnią się nieznacznie i przew ażnie pozostają w zgodzie z p raktyką górniczą.
Nie w d ając się w om awianie różnych teoryj, tłum aczących zja wiska, posłużymy się najprostszą z nich z zastrzeżeniem, że, choć jest najjaśniejszą, nie przesądzam y kw estji, czy jest jedyn ą trafną.
B ędziem y posługiw ali się przykładam i z kopalń węgla, gdyż te są u nas najliczniejsze, najbardziej typow e, a wreszcie w nich najsilniej uw ydatnia się w p ływ ciśnienia górotw oru.
Dotarłszy do pokładu szybem, przekopem lub sztolnią, rozcinam y teren od bu d ow y chodnikam i poziom em i i pochylniam i na mniejsze pola, te zkolei dzielimy dalszeini chodnikami na jeszcze mniejsze
Walka z ciśnieniem górotworu. 407
w ycinki. T w orzy się p odział p okładu na pewne elementarne „k a w a ł
ki“ , zwane, zależnie od swej wielkości, filaram i lub ścianami. Układ chodników , kształt i w ielkość najm n iejszych elem entów pokładu, stosunek ich do lin ji rozciągłości i upadu, d a ją nam cech y zasadnicze systemu odbu dow y.
Jako kon sekw en cje od bu d ow y pow stają opróżnione z w ęgla prze
strzenie, ograniczone ociosam i, spodkiem i piętrem, w w ęglu lub ka
mieniu. Przestrzenie te osuw ają się aż do w ybrania całego odcinka, p rzyczem daw n iej odbudow ane w yrobiska zaw alają się, albo zostają celow o w ypełnione piaskiem, czy kamieniami.
J ak ju ż wspom niałem , we wszelkich w yrobiskach, ja k chodniki, filary, kom ory i t. d., występuje ciśnienie większe lub mniejsze. Z ja wisko ciśnienia wyraża się odpadaniem kawałków węgla (lub kamie
nia) w piętrze, odpryskiw aniem ociosu, pęcznieniem spodka, stałem zm niejszaniem się p rzek roju w yrobiska, lub nagłem i zawałami.
v p a a
£=□./y roi//A a c z y n n e
ja p rzeA o p A p o c /ty //? /a c c/>oc//?Ai p o z/o sn e c / za ó /e sA / fh/yzo A /sA a.
o c/ó i/c/o tty n fi/a r z e j
R yc. 1. R y c. 2
Jak w idzim y, przebieg zjaw iska jest bardzo różnorodny. Da się tu jed n ak stw orzyć pew ien podział, k tóry ułatw i nam orjen tację.
M ożem y w yróżn ić górne, boczne i spągow e o b ja w y ciśnień. N aj- częstszem i najprostszem a rów nocześnie najniebezpieczniejszem jest zjaw isk o ciśnień górnych. Jeżeli przebiega stopniow o, m ożem y za
obserw ow ać następujące fa z y : zarysow yw anie się piętra, odstawanie je d n y ch w arstw kamienia od drugich, osiadanie ich na obudowie, zginanie i pękanie belek, aż wreszcie, gd y w ytrzym ałość tych ostat
nich zostanie przekroczona, następuje zawał.
P rzebieg zjaw iska ciśnienia bocznego może b yć albo zbliżony do p ow yżej opisanego (pękanie i obłam ywanie się o ciosów ), albo też odm ienny i p o le g a ją cy na stopniowem zbliżaniu się ociosów do siebie p rzy niew ielkiem spękaniu.
Ciśnienie spągow e d aje się zaobserwować ja k o t. zw. pęczn iejący spąg. W y g lą d a to ja k b y skała spągowa, popękaw szy na drobne odła
my, rosła i „pu ch ła“ . Stara się ona w ypełn ić sobą całe w yrobisko.
408 Walka z ciśnieniem górotworu.
P rzeprow adzony p ow yżej podział opiera się na cechach czysto zewnętrznych, w ystępow ania ciśnień i nie przesądza kierunku działa
nia sił ciśnienia. Jak w dalszym ciągu przekonamy się, nie są to po
jęcia rów noznaczne.
K lasyfikację ze względu na kierunek występowania ciśnień na
leży uzupełnić podziałem w edług ich przebiegu. Może 011 b yć bardzo rozm a ity: od niezw ykle gw ałtow nych zawałów, przychodzących pra
wie bez jak ich k olw iek ob jaw ów wstępnych, aż do niezmiernie w o l
nego, równomiernego zacieśniania się wyrobiska. Rozpatrzym y tylko w ypadki skrajne. Przykładem pierw szego typu są ciśnienia górne, w ystępujące w przytoczonej poniżej form ie wtedy, gd y nad pokła
dem węgla mamy ławę skały twardej, jak np. zbitego piaskowca.
W wypadku tym, w czasie odbudowy nie odczuwamy ciśnienia, do
piero gd y przestrzeń w yrobisk jest znaczna, następuje gwałtowne załamanie się tw ardej skały na całej opróżnionej z w ęgla przestrzeni.
W w ypadk u ciśnień w oln odziałających , w ystępu jących przy ska
łach bardziej plastycznych, ja k np. łupki ilaste, mamy przytoczone ju ż rów nom ierne pęcznienie spągów, zbliżanie się ociosów lub łagod ne opuszczanie stropu.
W śród teoryj, w y jaśn ia ją cy ch nam powstawanie om ów ionych zjaw isk, najjaśniejszą jest teorja, opierająca się na założeniu, że wszelkie masy skalne (m ożnaby to samo pow iedzieć o każdym ma- terjale struktury ziarnistej) m ogą być rozpatryw ane jak o ciała, p o
siadające m niejszą lub większą płynność i lepkość. Naturalnie lep
kość mas skalnych jest bez porów nania większa niż najbardziej lep
kich cieczy, płynność zaś mniejsza. P ojęcie „lepk ości“ lub „lepności“ , używane w odniesieniu do cieczy, właściwie lepiej jest zastąpić tu słowem „sp ójn ość“ . P rzyjm u jąc to założenie, musimy uznać, że ruch mas skalnych dookoła w yrobisk stosuje się zasadniczo do praw hydrodynam iki.
Pow yższa teorja w y d a je się na pierw szy rzut oka paradoksalna.
W ja k i sposób skała, którą przyzw yczailiśm y się uważać za sym bol stałości i m ocy, może być uważana za ciało płynne? Na te w ątpliw ości można odpow iedzieć, że rozważa się tu nie „skałę“ , czy p ojed yń czy
R yc. 3.
Walka z ciśnieniem górotworu. 409
je j blok, ale górotw ór ja k o jedn ą masę, która to masa sw ojem zacho
waniem się na terenie od bu d ow y daje nam podstaw y do zwątpienia w Jej „o p ok ow ą “ stałość.
N aturalnie m usim y tu przeprow adzić pew ne stopniowanie. N a j
większą płyność i najm niejszą spójność posiadać będą skały takie, ja k w osk ziemny, p ok ła d y piasku, m iękkie łupki i gliny, największą zaś spójność i praw ie żadnej płyn n ości skały w ybuchow e, ja k bazal
ty, i twarde osadowe, zbite, ja k piaskowce.
W szystkie m asy płynne m a ją ten dencję do w ypełnienia pustek, zn ajd u ją cy ch się w ich wnętrzu. T en den cji tej przeciw staw ia się lep
kość (sp ó jn o ś ć), po je j przezw yciężeniu pustka zostaje wypełniona.
W cieczach zjaw isko to przebiega momentalnie. W masach skalnych czas jest czynnikiem pierw szorzędnego znaczenia. Na przezw ycięże
nie spójności skał p otrzebny jest czas, zależny od rodzaju skał, w iel
kości wyrobisk, budow y tektonicznej górotworu i szeregu innych czynników . Z biegiem czasu d ookoła w yrobiska w ytw arza się posu
w ająca się coraz dalej w głąb skał strefa rozluzowania, w której ma
sa skalna częściow o lub całkow icie utraciła swą spójność. Jak w y nika z tego, cośm y dotychczas pow iedzieli, ciśnienia muszą b yć p ro p orcjon aln e do w ielkości strefy rozluzowania.
Działanie sił ciśnienia w jed n olitym ośrodku skalnym winno być rozłożone w m yśl p raw h ydrodynam iki rów nom iernie na całą p o w ierzchnię w yrobiska. W praktyce jed n ak mam y do czynienia ze ska
łami uwarstw ionem i o różnej spójności, co pow odu je, że w ystępow a
nie ciśnień w w yrobiskach nie jest jedn ak ow e ze w szystkich stron.
Ciśnienie atakuje przedew szystkiem tę stronę w yrobiska, z k tórej skała jest najsłabsza.
Tak np. zjaw iska, które określiliśm y poprzednio ja k o ciśnienie spągowe, często b yw a spow odow ane działaniem sił, skierow anych na ociosy, które, będąc w tym w ypadk u znacznie w ytrzym alsze niż spąg, nie ulegają skruszeniu, natomiast w yciskają skałę spągową w górę.
Omawiana te o rja tłum aczy znane każdemu górn ikow i zjaw isko, że na terenach, objętych silniejszemi ruchami tektonicznemi, wystę
pują ciśnienia wyjątkow o silne. W czasie tworzenia się uskoków, do
tych czasow a spójność skał zostaje zniszczona tak, że p rzy odbudow ie górn iczej natrafiam y na skałę o spójności znacznie niższej, niż n or
malna dla tego gatunku skały. Ponieważ w ielkość ciśnień zależna jest od spójn ości skały, w ięc na terenie u skokow ym spotkać się musimy z ciśnieniami większem i niż gdzie indziej.
P rzytoczon a tu te o rja posiada tę stronę ujem ną, że nie tłum aczy nam w sposób dostateczny zrozum iały ciśnień nagłych, ja k również nie w yjaśn ia istnienia zależności m iędzy głębokością w yrobisk od powuerzchni ziemi a ciśnieniem.
Jak k olw iek bow iem niesłuszne jest twierdzenie, że ciśnienie na w yrobiskach jest p rop orcjon aln e do je g o odległości od pow ierzchni ziemi, ja k to niegdyś przypuszczano, to jed n ak stw ierdzić trzeba, że naogół na kopalniach głębszych mamy ciśnienia większe, niż na p łyt
kich.