• Nie Znaleziono Wyników

Kapłan-przewodnik duchowy, czy jest komuś dzisiaj potrzebny? Cechy - zadania - duchowość kapłana i przewodnika duchowego według Henri J. M. Nouwena

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kapłan-przewodnik duchowy, czy jest komuś dzisiaj potrzebny? Cechy - zadania - duchowość kapłana i przewodnika duchowego według Henri J. M. Nouwena"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

KAPŁAN-PRZEWODNIK DUCHOWY,

CZY JEST KOMUŚ DZISIAJ POTRZEBNY?

CECHY - ZADANIA - DUCHOWOŚĆ

KAPŁANA I PRZEWODNIKA DUCHOWEGO

WEDŁUG HENRI J. M. NOUWENA1

Pisarstw o H e n ri N o u w e n a p o d ejm o w ało zawsze ak tu aln e p ro b lem y du sz­ pasterskie. Jako k a p ła n , w ykładow ca i p isa rz w ykazyw ał gotow ość n ie tylko d y sk u to w a n ia n a p a sto ra ln e w yzw ania sw oich czasów. D y sk u sja n a ważne, a czasam i b o lesn e te m a ty K o ścio ła p o p rz e d z o n a była jego k o n k re tn y m za­ a n g a żo w a n ie m . T ak się d z ia ło w p rz y p a d k u stu d en tó w , g d y p racow ał jako d u sz p a ste rz ak a d em ick i, ta k było w śró d lu d z i m o rz a , k ied y p rz ez jakiś czas był k ap e la n em n a statk u , tak też się d z ia ło w obec lu d z i u b o g ich . G d y chciał się n a o c z n ie p rz ek o n ać o sytuacji lu d z i b ie d n y c h , w yjechał d o A m ery k i Po­ łu dniow ej i za m ie szk ał p o ś ró d b ie d o ty B oliw ii2, a w o s ta tn ic h dziesięciu la­ ta c h życia n a stałe posług iw ał we w sp ó ln o c ie u p o śle d z o n y c h L’A rch e3.

Jed n y m z n ajisto tn iejszy ch zag ad n ień pisarstw a H e n ri N o u w e n a była p ro ­ blem atyka d u ch o w o ści k apłańsk iej, w ty m o g ro m n ie ważnej sprawy, jaką jest kierow nictw o duchow e. Jako k a p ła n d o strze g ał n ie tylko p ozy tyw ne stro n y p o słu g i d uszp asterskiej, ale u m ia ł zauw ażyć i nazw ać słabsze czy w ręcz kry­ zysowe aspekty k ap łań stw a sakram entalnego. W p o słu d z e k a p ła n a n ie chciał w idzieć tylko u rz ę d n ik a kościelnego w ypełniającego b e z d u sz n ie fo rm u la rz e w k ancelarii i n ien ag a n n ie celebrującego sakram enty w kościele. Jego w izja ka­ p ła n a to o b ra z ojca, p rz e w o d n ik a duchow ego, przyjaciela, k tó ry „ze sk arb ca swego serca w ydobyw a rzeczy now e i stare” (M t 13,52). K a p ła n , k tó ry u m ie

1 Henri J.M. Nouwen (1932-1996) ksiądz, duszpasterz, psycholog. Autor ponad 40 książek m.in. Zranio­ nego uzdrowiciela, Przekroczyć siebie czy Powrotu syna marnotrawnego. W Polsce do tej pory ukazały się tłuma­ czenia dwudziestu trzech jego książek. Wykładał na kilku uniwersytetach w Holandii i Stanach Zjednoczonych (Yale, Harvard). Ostatnie dziesięć lat życia spędził jako kapelan upośledzonych umy­ słowo wspólnoty L’Arche w Daybreak (Kanada). Jego wpływ na duchowość chrześcijańską porówny­ wany jest do T. Mertona czy C.S. Lewisa. Rozważania na temat znaczenia kapłana - przewodnika duchowego zostały ograniczone do książek jakie ukazały się tylko w języku polskim, z wyjątkiem Out of Solitude, Tree Meditations on the Christian Life by Henri J.M. Nouwen, Notre Dame, Indiana 2001.

(3)

d o strz e c b o lą c z k i w spółczesnego człow ieka i u m ie n im zarad zić. W k o ń c u k a p ła n , to człow iek, k tó ry d o strz e g a ją c kryzysy człow ieczego św iata czy ni o so b isty w ysiłek ro zw o ju duchow ego. Je d n a k w ed ług H e n ri N o u w e n a o ta­ kiego k ap łan a -p rz ew o d n ik a d uchow ego jest co raz tru d n ie j.

1. T

ę s k n o t a i k r y z y s

K ażd y człow iek szu k a przyjaciół. S zu ka się o só b b liskich , pon iew aż każ­ dy p o d św ia d o m ie wyczuwa, że bez przy jaźni, bliskości, m ożliw ości d zielen ia się sw oim życiem z in n y m i, czy w ręcz in ty m n o śc i, s a m o tn o ść , czyli p o trz e ­ b a bycia z k im ś razem , ale za ch o w a n ie m koniecznej tajem nicy, m o ż e za m ie­ n ić się w n ajg orszy sta n o s a m o tn ie n ia .

Przyjaciel, p rz e w o d n ik d u c h o w y czy p o p ro s tu bliska n a m o so b a to m o ­ że być tak że k a p ła n . A w n ie k tó ry c h sy tu acja ch życiow ych w ręcz m usi być to o so b a k ap łan a. N arody, społeczeństw a, w s p ó ln o ty i w k o ń c u po jed y n cze o so b y p o w in n y p o sia d a ć sw oich p rz e w o d n ik ó w d u ch o w y ch , p on iew aż isto t­ ne decyzje życio w e i w ielk ie próby w ym agają p rzew o d n ika . R za d ko drogę do „Jednego B o­ g a ” m o żn a p rzeb yć sa m o tn ie - p isał N o u w e n w d z ie n n ik u p o dczas swego p o b y tu

w opactw ie trap istó w w G enesse4. Po w ielu latach w ew n ętrzny ch p o szu k iw a ń d oszedł o n w k o ń cu d o przeko nania, że p o p ro stu nie jest łatwo żyć w p o jed y n ­ kę w m iejscu, gdzie p ostaw ił nas Bóg. D latego te ż - d o d aje N o u w e n - B óg daje tobie lu d zi, któ rzy pom agają c i w tym m iejscu w ytrw a ć, a ilekro ć sie o d d a lisz, p rzyw o łu ją cię z pow rotem 5. A k tu aln e stają się słowa z księgi Syracha: ,W ie rn y przyjaciel p o ­ tę ż n ą o b ro n ą , k to go z n a la zł, sk arb z n a la z ł” (Syr 6,14). T ęsk n o ty i w ew nętrz­ ne p ra g n ie n ia, ab y p o sia d a ć przy jaciela czy p rz e w o d n ik a du chow ego p rzez każdego człow ieka, N o u w e n p o tw ierd z a słow am i: P otrzebujem y kogoś, k to doda n a m odw agi, kied y ogarnia n a s p o ku sa , by z w szystkiego zrezygnow ać, zapom nieć, pogrą­ ż y ć się w rozpaczy. P otrzebujem y kogoś, k to n a s odw iedzie, kied y będziem y się p o ru sza ć zb y t szybko w n iezn a n ym kieru n ku lu b d u m n ie spieszyć k u n iezn a n em u celow i. P otrzebujem y kogoś, k to n a m zasugeruje, kied y czytać, a kied y m ilczeć, n a d któ rym i sło w a m i się za sta ­ n a w ia ć i co robić, kied y m ilczen ie w ytw o rzy w ięcej lęku n iż spokoju6.

P oszukiw anie przyjaciela, kogoś bliskiego czy k a p ła n a -p rz e w o d n ik a d u ­ chow ego n atrafia je d n a k n a d u że tru d n o śc i. T ru d n o śc i z n a le z ie n ia k ap łan a, k tó ry pokierow ałby życiem d u c h o w y m w pisane są w o g ó ln y kryzys ojcostwa. Zauw aża się i daje się o d c z u ć b ra k ojców, w ty m także ojców duchow ych. N ie ­ k tó rz y a u to rz y nie b o ją się naw et nazw ać n aszych czasów epoką bez ojca i m a tk J .

2 Wspomnieniem pisarskim pobytu w Boliwii była książka Gracias! A Latin American Journal, 1983. 3 Przez roku czasu pobytu w Trosly we Francji pisał krótkie spostrzeżenia w formie dziennika, które zo­

stały opublikowane w książce ... wyd. polskie, pt. Świt —podróż duchowa, Poznań 1989. 4 H. Nouwen, Dziennik z klasztoru trapistów, Warszawa 1987, s. 10.

5 H. Nouwen, Przekroczyć siebie, Poznań 2000, s. 45. 6 Tamże, s. 130.

(4)

Po części p ro b lem zw iązany jest z ro zb iciem życia m ałżeńskiego i rod zin n eg o oraz o d d z ie le n ie m lu dzk iej seksualno ści o d m iło śc i m ałżeńsk iej i ro d ziciel­ skiej. U w ażn a obserw acja życia prow adzi N o u w e n a d o sm utnej konstatacji:

W ielu, któ rzy n a zyw a ją siebie o jcam i albo p o zw a la ją , by ich ta k n a zyw a n o - o d O jca Św ię­ tego, p o p rzez ojców za ko n n ych , a ż do tysięcy „ ojców -księży” próbujących p rze k a za ć dobre n o w in y - p o w in n o u zm ysło w ić sobie, że o sta tn im czło w iekiem , któ ry będzie w ysłuchany, je st ojciec. S ta jem y w obec p o ko len ia , które m a rodziców , a le n ie m a ojców , w obec p o ko len ia , w którym k a żd y rości sobie pretensje, by sta ćsię autorytetem -p o n ie w a żje st starszy, d o jrza l­ szy, inteligentniejszy albo siln iejszy - je s t po d ejrza n y o d sam ego początku8 . Je śli p rzew o d ­ n ik ie m d u c h o w y m m a być k ap łan , k tó ry w sw oim n ajgłębszym p o w o ła n iu m a p e łn ić z a d a n ia ojca, czyli w pierw szy m rzędzie p o w in ie n o b d a rz a ć sp o ­ tk a n y c h lu d z i m iło ścią, życiem , an im o w ać d o d o b ra i przekazyw ać najszla­ chetniejsze w artości, to kryzys ojcostw a dosięga także kap łan a. C zęsto wie o n k im m a być, a jed n o cz eśn ie n iek tó re ak tu a ln e w y d a rzen ia ja sn o m ó w ią m u, k im jest ta k napraw dę. H e n ri N o u w e n kondycję k a p ła n a we w sp ó łczesn y m świecie o p isu je n a p o d staw ie b an a ln e g o w y d a rzen ia ze swego życia: K ilk a la t tem u, g d y byłem kapelanem n a sta tk u p ływ a ją cym m ięd zy H o la n d ią a A m eryką , stałem n a m o stku k a p ita n a , olbrzym iego H olendra, któ ry w gęstej m gle sta ra ł się zn a le źć drogę do p o rtu w R otterdam ie. M g ła b yła w istocie ta k gęsta, że stern ik ledw o w id z ia ł d zió b sta t­

k u . K a p ita n u w a żn ie nasłuchując operatora sta cji radarow ej, podającego ich pozycję m ięd zy in n y m i sta tk a m i, ch o d ził nerw ow o ta m i z pow rotem p o m o stku i w y k rzy k iw a ł ro zka zy stern iko w i. K ied y nagle p o tk n ą ł się o m n ie, w ybuchnął: „ D o cholery, niech m i ojciec ze jd zie z drogj!” K ied y je d n a k w ła śn ie za m ierza łem odejść, ogarnięty poczuciem w in y i niep rzy­ datności, w ró cił i p o w ied zia ł: „D laczego n ie sta n ie ojciec obok. To m oże b yć je d yn a ch w ila , g d y będę ojca napraw dę p o trzeb o w a ł’^ . H is to rię tę N o u w e n p o d su m o w u je n astę­

p u jący m i słow am i: B y ł czas, jeszcze n ie ta k d a w n o tem u , kied y czu liśm y się podobnie ja k k a p ita n , biegając p o na szym w ła sn ym sta tk u z w ielk im poczuciem siły i pew ności. Te­

ra z sto im y w drodze. O sam otnieni, b ezsiln i, n a uboczu, lu b ia n i p rze z n ieliczn ych czło n ­ kó w za ło g i, szorujących p o k ła d , któ rzy g o to w i są n a p ić się z n a m i p iw a w czasie sm ętnej pogody, a le n ie będą tra k to w a ć n a s z b y t p o w a żn ie, g d y za św ieci słońce.

K to ś m ó g łb y p ow iedzieć, iż to praw dziw a iro n ia lo su , że k a p ła n , k tó ry jest wezwany, by m ó w ić o fu n d a m e n ta ln y c h p ro b le m a c h życia: n a ro d z in a c h i śm ierci, m iło śc i i n ienaw iści, k tó ry p o w in ie n zauw ażać i ostrzegać, uczyć koch ać i cierp ieć sto i często n a o b rz e ż a c h w y d arzeń , alb o ich n ie d ostrzeg a­ jąc a lb o b ęd ą c w pozycji osoby, której się n ie słu c h a 10.

Kryzys ojcostw a, a co za ty m id zie kryzys k a p ła n a i p rz e w o d n ik a d u c h o ­ wego n ie przekreśla tę sk n o ty i n ieu stan n e g o u św ia d a m ia n ia sobie, k im pow i­ n ie n być przyjaciel, o so b a bliska, a szczególnie k ap łan . Im b ard ziej jesteśm y z d o ln i d o strze g ać jego kryzys, ty m głośniej w in n iś m y w ołać, jakie cechy i d o

8 H. Nouwen, Zraniony uzdrowiciel, Poznań 1994, s. 41. 9 Tamże, s. 96.

(5)

k tó ry c h z a d a ń k a p ła n jest powołany. N a jp ierw zw ró ćm y uwagę n a głów ne ce­ ch y k ap łan a -p rz ew o d n ik a duchow ego.

2. C

e c h y k a p ł a n a

-

k i e r o w n i k a d u c h o w e g o

Jakiego w ięc k ap ła n a -p rz e w o d n ik a d u ch ow ego p o sz u k u je się dzisiaj? Ja­ kie m usi p o sia d a ć cechy, k tó re stały by się o d p o w ied z ią n a zap o trzeb o w an ie d u chow e lu d z i o cz eku jący ch w sk az an ia im k ie ru n k u d ro g i życiowej? H e n ­ ri N o u w e n pozw ala sobie w yliczyć cechy, k tó re w yraziście u k a z u ją o b ec n o ść k a p ła n a we w sp ó łc z e sn y m świecie: w spółczujący, k o n te m p la ty w n y k rytyk, n ie u sta n n e j m o d litw y , p rz e b a c z e n ia i w sp a n ia ło m y ś ln o ś c i. D o p ie ro p rz y o b ec n o ści ta k ic h predy spo zycji m o ż e o n w yp ełn iać p o w o łan ie we w spółcze­ sn y m świecie. Tak w k ró tk ic h h asłac h m o ż n a b y scharakteryzow ać cechy ka­ p łan a-p rze w o d n ik a, a szczegółow o w ygląda to n astępu jąco.

2.1. W spółczucie.

Je śli p rzew o d n ik duchow y m a b yć czło w iekiem B o żym d la przyszłego p o ko len ia , m oże n im b yć ty lko ta k dalece, ja k dalece p o tra fi w spółczuć z czło w iekiem w spółczuciem B o żym . ( ...) S tą d w spółczucie m u si sta ć się rdzeniem , a n a w et isto tą a u to rytetu 11 - p isał H e n ri N o u w en . W spółczucie m o ż e m y ro z u m ie ć jako rodzaj e m p atii, czyli wczuwa- n ia się w przeżycia i p o ło żen ie in n y c h ludzi. N ie jest to jed n ak rodzaj pow ierz­ chow nego d o sto so w an ia się d o zaistniałej sytuacji, poniew aż k a p ła n pracując p o ś ró d lu d z i i b ęd ą c bliski n im n ie traci swojej to żsam o ści, n ie d osto so w u je się d o n ic h . W sp ó łcz u cie n ie jest też fo rm ą lito ści, gdyż lito ść o d d a la lu d z i o d siebie, a w spó łczu cie pozw ala u n ik n ą ć n ie p o trze b n eg o d y stan su . M o że najb ard ziej o d p o w ie d n im słow em d o p e łn ia ją c y m w sp ó łczu cie jest określe­ nie „w spólne d ośw iad czen ie” alb o „w spólne o dczuw anie”; oka zyw a n ie w spółczucia, to dzielen ie czyjegoś „ czu cia ”, w szczególności czyjegoś cierpienia. W ten sposób ro zu m ia n e w spółczucie w ym aga o d nas o w iele w ięcej, n iż ty lko odruchu lito ści czy słow a pocieszenia!-2.

H e n ri N o u w e n d o p e łn ia zn a cze n ie tego w ażnego słowa n astęp u ją co : K to m o­ że u ra to w a ć dziecko z płonącego dom u, n ie n a ra ża ją c się n a poparzenie? K to m oże słu ch a ć opow ieści o sam otności i rozpaczy, n ie ryzyku ją c dośw iadczenia podobnego bólu w sw ym sercu, a n a w et u tra ty ta k cennego p o ko ju ducha? K ró tko m ów iąc: k to m oże o d d a lić czyjeś cierpienie, n ie w chodząc w nie? W ielkim złu d zen iem duchow ych p rzew o d n ikó w je st to , iż są d zą , że m ogą kogoś w yp ro w a d zić z p u sty n i, sa m i ta m w pierw n ie będąc. P rzew o d n ik duchow y żą d a zro zu m ie n ia , a le zro zu m ien ie w ym aga w spólnego dośw iadczenia. ( ...) P o­ p rze z osobiste za a n g a żo w a n ie dośw iadczam y i coraz lepiej rozum iem y, że pójście z a za g u ­

11 H. Nouwen, Zraniony uzdrowiciel, s. 51. 12 H. Nouwen, Zmień moją żałobę w taniec, s. 79.

(6)

bioną ow cą je s t p ra w d ziw ą słu żb ą tym , któ rzy zo sta li osam otnieni15. C zy w spó łczucie jest w ięc m ożliw e d o zrealizow ania? Bo w ydaje się, że m im o d o b ry c h chęci, w spó łczu cie n ie leży u rzeczyw istych p o d sta w naszego życia. N ie jest naszą sp o n ta n ic z n ą i niejako w p isan ą w n as reakcją n a lu d zk ie biedy. R ad a N ouw e- n a id zie w ięc w n a stę p u ją c y m k ie ru n k u . W spółczucie w najpełniejszym p rzeja w ie m oże b yć p rzyp isa n e ty lk o B ogu. B óg je s t T ym , któ ry w spółczuje napraw dę. P o n iew a ż J e ­ zu s n ie b y ł za le żn y o d lu d zi, a je d yn ie o d B oga, m ógł ta k bardzo się do n ich zb liży ć , trosz­ czyć się o nich , pouczać, u zd ra w ia ć .(...) P ra w d ziw a w ięc słu żb a za c zyn a się w m om encie, g d y ze tkn iem y innych z czym ś w ięcej n iż ty lk o z sobą — z O jcem , któ ry je st źró d łem i cen­

tru m u zd ro w ien ia 14.

W sp ó łczu cie k a p ła n a n a b ie ra więc szerszego zn aczen ia. N ie o g ran icza się tylko d o e m p a tii, ro z u m ie n ia czy w y rażen ia lito śc i, ale staje się w sp ó ln y m d o św iad czen iem , n a k tó re m usi sobie p o zw o lić k a p ła n w ra m a c h w yp ełn ia­ n ia swojego p o w o łan ia. A le p rz ed e w szy stk im au ten ty c zn e w sp ó łcz u cie ro­ dzi się ze z je d n o c z e n ia z B ogiem i d o N ieg o prow adzi.

2.2. K ontem platyw ny krytyk.

D ru g ą cechę p rzew od nika duchow ego wyrazić m o ż n a w sform u ło w an iu, iż p o w in ien to być ko ntem platyw ny krytyk. C o o zn a cza być k o n tem p laty w n ym krytykiem ? C ech a ta łączy w so b ie dwa elem enty: k ry ty cy zm (nie k ry ty k an c­ two), czyli trzeźw e sp o jrze n ie n a o taczającą nas rzeczyw istość i u m ie ję tn o ść jasnego k o n stru o w a n ia w n io sk ó w w o p a rc iu o dziejące się w ydarzen ia. In n y ­ m i słow y to człow iek, k tó ry p o trafi praw idłow o o d cz y ta ć „z n a k i cz asu ” .

Jasne w id ze n ie św iata i za d an ia, jakie m a d o w y p e łn ie n ia człow iek m o ż li­ we jest n ie tylko d zięk i w s p o m n ia n e m u krytycyzm ow i. K ry tycyzm m u si być d o p e łn io n y k o n tem p lacją, czyli n a jp ie rw re g u la rn ą m o d litw ą , k tó ra p ow o­ li p rz e m ie n ia się w n ie z m ie rn ie bliskie bycie z B ogiem , d o tego sto p n ia , że w B ogu i z B ogiem ro z p o c z y n a się każde d ziałan ie. M isty cy zm n ie jest k ro ­ k ie m d o ty łu w obec d z ia ła ln o śc i zew n ętrzn ej n a rzecz in n y c h lu d z i. M isty ­ cyzm je st przeciw ieństw em w ycofania się ze św ia ta - precyzuje H e n ri N o uw en . B lisk ie zjednoczenie z B ogiem p ro w a d zi do ja k n a jb a rd ziej tw órczego w łą czen ia się w e w spółcze­ sny św ia t. S ta n y ekstatyczne i w izje zastępuje p o w o li „ w ew n ętrzn a m ocna pew ność jed n o ­ ści z B ogiem , po czu cie now ej siły i w y trw a n ia ”. C hociaż m isty k często p rzeżyw a w tym b ardzo a ktyw n ym okresie „ nagłe p rzyp ływ y g w a łto w n ych uczuć”, je s t spokojny i trzeźw y w sw oich codziennych ko n ta kta ch z lu d źm i”15.

Taką ty po w ą p o sta c ią jest św. B enedykt, p a tro n Europy. Jako z a k o n n ik nie był b e z p o śre d n io zw iązan y z p o lity k ą sw oich czasów. Je d n a k b a rd z o trafn ie p o tra fił z o d d a le n ia o ce n ia ć w y d a rzen ia , k tó re d z ia ły się w Ita lii i E u ro p ie.

13 H. Nouwen, Zraniony uzdrowiciel, s. 82. 14 H. Nouwen, Zmień moją żałobę w taniec, s. 88-89. 15 H. Nouwen, Dziennik z klasztoru trapistów, s. 135-136.

(7)

Trafniej n iż ci, k tó rz y byli czasam i b e z p o śre d n io zaan g ażo w an i w w ydarze­ n ia społeczno-polityczne. Św. B enedykt m ó g ł być p o strzeg an y jako „człow iek z p ro w in c ji”, ale pośw ięcając się w p e łn i sw ojej w spólnocie, p o ło ży ł fu n d a m e n ty p o d no­ w ą E u ro p y6. C zyli, k o n tem p laty w n y k ry ty k m a odw agę p o k azać, w jakiej sy­ tu acji żyje k ażd y człow iek, o ile zw róci się d o n iego o p o m o c.

2.3. N ieustan na m odlitw a

K o n te m p la ty k , m is ty k to jak w s p o m n ie liś m y czło w iek m o d litw y N ie m o ż n a ukazyw ać in n y m w ielkich d zieł B ożych, jeśli się ich n ie d o św iad cza w sobie. A m o ż n a ich dośw iadczyć w g łęb o k im zjed n o c zen iu m o d litew n y m . M o d litw a n ie p rz e n o si k a p ła n a w sta n y m istyczne, ale - co najw ażniejsze - pozw ala d o strze c człow ieka z jego p ro b le m a m i „ tu i te ra z ” . P rze w o d n ik d u ­ chow y n ie p o d ą ża z a p rze lo tn y m i m o d a m i - p o d k re śla N o u w e n , i co w ydaje się być niezw ykle isto tn e , jako człow iek m o d litw y - zachęca sw oich p rzy ja ció ł do sta ­ w ia n ia uczciw ych, często bolesnych i w yprow adzających z rów now agi p y ta ń , by za jrze ć p o d p o w ierzch n ię g ła d k ic h za ch o w a ń i u su n ą ć w szystko , co p rze szk a d za w d o ta rciu do

sedna spraw y17. O d w ażne staw ianie spraw człow ieka i u kazyw anie ich w praw ­ dzie ewangelicznej ro d zi się z d u c h a m o d litw y i zjed n o c zen ia z B ogiem . Stąd sobie i in n y m co d o m o d litw y staw ia p ro ste i jasne w ym ag an ia. C hociaż cały sw ó j czas chcem y u czyn ić czasem d la B oga to nigdy to n a m się n ie u d a , je ś li n ie pośw ięci­ m y M u ko n kretn ej m in u ty , g o d zin y, p o ra n ka czy w ieczoru, d n ia , tygodnia czy m iesiąca. W ym aga to w iele dyscypliny i p o d ejm o w a n ia ryzyka , p o n iew a ż za w sze n a m się w ydaje, że w danej c h w ili m a m y cośpilniejszego do zro b ien ia18. W in n y m m iejscu zauważa:

J e śli napraw dę w ierzym y n ie ty lk o w to, że B óg isn ieje , a le że je s t a ktyw n ie obecny w n a ­ szym ży c iu - u zd ra w ia ją c, n a u cza ją c i p ro w a d zą c n a s - m u sim y w y zn a czyć czas o ra z m iejsce, w któ rym m oglibyśm y p o św ięcić uw agę w yłą czn ie Jem u lt). O p ró c z regularnej m o d litw y ra n o i w ieczorem , spraw ow ania E u ch a ry stii i k o rz y sta n ia z sakra­ m e n tu p o je d n a n ia , szczeg ó ln ą fo r m ą n a b ie ra n ia sił d la k a p ła n a p rz ew o d ­ n ik a duchow ego jest c o d z ie n n a , najlepiej g o d z in n a ado racja N ajśw iętszego S ak ram en tu . S am H e n ri N o u w e n n ie m ia ł w ielkiego p rz e k o n a n ia co d o cza­ su, k tó ry trze b a p rz ezn a czy ć n a m o d litw ę ad o racy jn ą. Przyw oływ ał n a jb a r­ dziej p rozaiczn e arg u m e n ty przeciw, typu: „w czasie g o dzinn ej adoracji ciągle m a m ro zp ro szo n e m y śli”, albo: „w ty m czasie m ó g łb y m z ro b ić k ilk anaście spraw w ięcej”, itp. D o p ie ro sp o tk a n ie z bł. M atk ą Teresą z K a lk u ty20i pow ol­ 16 H. Nouwen, tamże, s. 32.

17 H. Nouwen, Potrzeba intymności, Poznań 2003, s. 238. 18 H. Nouwen, Przekroczyć siebie, s. 129.

19 H. Nouwen, Uczynić wszystko nowe, 67.

20 Wspomnienie spotkania z bł. Matką Teresą opisuje w Tu i teraz, Kraków 1997, s. 74: „Przed kilku laty miałem możność spotkać się z Matką Teresą z Kalkuty. W tym czasie zmagałem się z wieloma pro­ blemami i skorzystałem z okazji, by zapytać Matkę Teresę o radę. Gdy tylko usiedliśmy, zacząłem jej wyjaśniać wszystkie moje problemy i trudności, starając się ją przekonać, jak bardzo to wszystko by­ ło złożone. Gdy po dziesięciu minutach szczegółowych wyjaśnień wreszcie zamilkłem, Matka Teresa spojrzała na mnie łagodnie i powiedziała: „No cóż, jeśli przeznaczysz godzinę dziennie na adorowa­ nie twojego Pana i jeśli nie będziesz czynił niczego, o czym wiesz, że jest niewłaściwe - wszystko będzie dobrze”.

(8)

n a p ra k ty k a tej fo r m y m o d litw y d o p ro w a d z iły go d o p rz e k o n a n ia , że w a ż­ ne je d n a k je s t to , że p rzeb yw a n ie w obecności B oga je d n ą g o d zin ę każdego ra n ka - d zień p o d n iu , ty d zie ń p o tygodniu, m iesią c p o m iesiącu - w ca łko w itym za g u b ien iu i z tysią ­

cem rozterek zu p ełn ie zm ie n ia życie. M ogę m yśleć, że k a żd a g o d zin a je st bezużyteczna, ale p o u p ływ ie trzyd ziestu lu b sześćdziesięciu czy dziew ięćdziesięciu tych bezużytecznych g o d zin stopniow o za czn ę sobie zd a w a ć spraw ę, że n ie byłem sam , ta k ja k m yślałem 21. A rg u m e n ­ ty „ p rz e c iw ” n ie z o sta ły d o k o ń ca u su n ię te . N a b ra ły d la N o u w e n a in n eg o zn a c z e n ia , tz n . n ie p rz ek reśliły w ysiłku, jaki trz e b a w łożyć w m o d litw ę ad- oracyjną. P odczas m o d litw y często ulega się złu d ze n iu , że się n ic p o d cza s m o d litw y n ie dzieje. A le kied y się trw a n a n ie j i potem p a trzy w stecz, nagle czło w iek u św ia d a m ia sobie, że je d n a k coś się d zia ło , coś, co je s t n a jb a rd ziej osobiste, n a jb a rd ziej obecne, czego n ie m o żn a d o św ia d czyć bezpośrednio, lecz co w ym aga dystansu. K ied y sobie m yślę, że jestem ty lko roz­ targniony, że p o pro stu m arnuję czas, dzieje się je d n a k coś, co je st n a zb y t ulotne, by to pojąć, dośw iadczyć, zro zu m ieć. D opiero p a trzą c w stecz w id zę, że sta ło się coś bardzo w ażnego. C zyż n ie odnosi się to do w szystkich napraw dę w ażnych w yd a rzeń w życiu ? K ied y jestem razem z k im ś kogo bardzo kocham , rza d ko m ó w im y o uczuciu, ja k ie n a s łą czy. B ow iem to u czucie je s t z b y t istotne, żeb y m ogło b yć tem atem rozm ow y. P ó źn iej je d n a k , p o ro zsta ­ n iu , kied y z e sobą korespondujem y, dociera do nas, ja k w iele ono d la n a s zn a czyło , i w tedy n a w et o tym p iszem y22. Postawa m o d lite w n a k ap łan a -p rz ew o d n ik a duchow ego okazu je się być k o n ieczn a d o w y p e łn ien ia z a d a ń m u p o w ierzo ny ch. D z ia ła­ n ie bez m o d litw y jest bezow ocne. T ylko w m o d litw ie i ty lko p rze z n ią m ożem y b yć siln ie zw ią z a n i z Jezusem i zn a le źć siłę, by p rzy łą c zy ć się do N iego w drodze. D rogą Je zu ­ sa m ożem y iść ty lko z Jezusem 23 - pisze H e n ri N o u w en .

2.4. Przebaczenie

W iemy, że przebaczać jest tru d n o . Jeśli naw et jesteśm y gotow i przebaczyć ze w zględu n a gest p o je d n a n ia ze stro ny krzyw dziciela, to b ard zo tr u d n o o prze­ b aczen ie p ły n ące p ro s to z serca. A w ła śn ie p rze z u sta w iczn e przebaczenie stajem y się ja k O jciec - p isał N o u w e n w „Pow rocie syna m a rn o tra w n e g o ”24.

K a p ła n -p rz e w o d n ik d u c h o w y jak k a ż d y człow iek p o d d a n y jest t r u d n o ­ ścio m p rzeb aczan ia. D ośw iad cza czasam i atak ów n a swoją o so bę lu b w yniki p o słu g i d uszpastersk iej. I w p ierw szym o d ru c h u zacho w u je się w stylu: „n ie sz k o d z i”, czy „n ie m a sprawy, p rzecież n ic się n ie s ta ło ”, a lb o „n ie, w ogóle n ie czuję się d o tk n ię ty ” . B ędąc ra n io n y sam ra n i n ie p o trz e b n y m i słow am i. H e n ri N o u w e n w ysuw a w nio sek , że m im o c z y n ie n ia gestów p rz e b a c z a n ia ciągle cz u je m y się ro z g o ry cz en i i p an u je w n as złość, p o n iew aż n ie p rz e b a ­ czyliśm y z serca. P od św iad o m ie czekam y n a słowa p rz e p ro sz e n ia i uspraw ie­

21 H. Nouwen, Świt. Podróż duchowa, s. 39.

22 H. Nouwen, Dziennik z klasztoru trapistów, s. 109-110. 28 H. Nouwen, Świt. Podróż duchowa, s. 104.

(9)

dliw ienia, oraz n a p o tw ierd z en ie, że to je d n a k ja m ia łe m rację. A przecież B oże przebaczenie n ie sta w ia ża d n ych w a ru n kó w ; p o ch o d zi z serca, które niczego d la siebie n ie żą d a ; z serca, któ re je s t ca łko w icie w olne o d szu k a n ia siebie. W ła śn ie to B o że przebacze­ n ie m uszę ćw iczyć codziennie25 — obiecyw ał sobie N o u w e n . Jako k a p ła n , k tó re m u zo sta ła p o w ierzo n a w ład za o d p u s z c z a n ia grzechów , c z u ł się w yjątkow o zo ­ b o w iąz an y d o o b d aro w y w ania in n y c h p rz eb ac zen iem . W zyw a m n ie ono ciągje do w zn o szen ia się p o n a d podszepty, że przebaczenie je s t rzeczą n iem ą d rą , n iezd ro w ą i nie­ p ra ktyczn ą . W zyw a m n ie, by w zn ieść się p o n a d po trzeb ę odbierania dow odów w d zięcz­ ności i kom plem entów . W końcu żą d a , bym w zn ió sł się p o n a d zra n io n e serce, które cierpi, czuje się p o krzyw d zo n e, w c ią ż chce ko n tro lo w a ć i k a że m i sta w ia ć w a ru n ki czło w ieko w i, którem u m a m w ybaczyć26.

2.5. W spaniałom yślność

K olejną cechą k ap łan a -p rz ew o d n ik a duchow ego jest w sp an iało m y śln o ść. N a jb ard ziej w id o c z n a jest o n a w łaśn ie w postaw ie ojca z ew angelicznej p rzy ­ pow ieści o „Synu m a rn o tra w n y m ” . O jciec n ie tylko daje synow i to czego o n żą d a o d niego, ale o b d aro w u je syna p rzeb aczającą m iło ścią, g d y sk ru sz o n y pow raca d o d o m u . W sp a n ia ło m y śln o ść ojca w yraża się w p ostaw ie, iż ofia­ row uje więcej n iż m o ż n a b y się sp od ziew ać. Z o s ta ł p rz ecież sk rz y w d zo n y (przez m ło d szeg o syna) i jest n iespraw iedliw ie p o tra k to w a n y (przez starsze­ go syna).

Je d n a k tylko w sp a n ia ło m y śln o ść n a w z ó r ew angelicznego o jca prow adzi d o w spółczującego ojcostw a. Taka postaw a n ie p rz y c h o d z i sam a z siebie, n ie jest czym ś sp o n ta n ic z n y m . W y m ag a ćw iczenia. O w oce otw arteg o serca m o ­ gą być p o d o b n e , jakie do św iad czy ł i zapisał H e n ri N o u w en : Ilek ro ć czynię kro k k u w spaniałom yślności, w iem , że przechodzę z e strachu do m iłości. Jed n a kże n a p o czą tku te k ro k i n ie są ła tw e, p o n iew a ż bardzo w iele em ocji i u czu ć p o w strzym u je m n ie p rze d do­ brow olnym daw a n iem . D laczego m a m pośw ięcać energię, czas, p ie n ią d ze — i ta k — n a w et p ośw ięcać sw oją uw agę kom uś, k to je lekcew aży? M o że zd o ła b ym jeszcze przebaczyć, ale

obdarow ać w inow ajców!27.

Praktykow ana w sp an iało m y śln o ść uczy jedn ocześn ie sprawiedliwego trak­ tow ania osób, które zn a jd u ją się w o rbicie naszej pom ocy. Patrząc n a fragm ent „E w angelii w E w angelii”28- jak często nazyw a się p ię tn a s ty ro z d z ia ł E w an­ gelii wg św. Ł ukasza - zauw ażam y, że sposób, w ja k i m łodszy syn zo sta ł obdarow any sza tą , pierścieniem i sa n d a ła m i oraz p o w ita n y w dom u w sp a n ia łym p rzy jęc ie m ,ja k rów ­ n ie ż sposób, w ja k i sta rszy syn je s t proszony, by z a ją ł sw e n iep o w ta rza ln e m iejsce w sercu O jca i u sia d ł p rzy stole obok bra ta , u ka zu je, że w szystkie granice ojcow skiego za ch o w a n ia

25 Tamże. 26 Tamże, s. 146. 27 Tamże, s. 147-148.

(10)

zo sta ły p rzeła m a n e. N ie je st to w izeru n ek B oga, którego dobroć, m iłość, przebaczenie, tro ­ skliw ość, radość i w spółczucie n ie m a ją ża d n ych granic. Jezu s p rzed sta w ia B o żą w spania­ łom yślność, odw ołując się do w yo b ra źn i fu n kcjo n u ją cej w ku ltu rze , jednocześnie cały czas ją p rzekszta łca ją c29. Jezus p o p rz e z u k a z a n ą postaw ę O jca u czy nas, w jaki sp o ­

só b p o p ra w n ie być w sp a n ia ło m y śln y m .

W y m ie n io n e wyżej cechy k a p ła n a -p rz e w o d n ik a duch ow ego u k a z u ją go jako człow ieka o wielkiej w rażliw ości ludzk iej, żyjącego blisko człow ieka, je­ go praw dziw ych p o trz e b i nie unikającego w ażnych problem ów . P rzew o d n ik d u c h o w y to k toś, k to z jednej stro n y jawi się jako o so b a stąp ająca trzeźw o p o ziem i, a z d ru giej ujaw nia swoje cechy p o w o łan ia, k tó re stają się o tyle jasne, 0 ile są zw iązane a u te n ty c z n ą relacją z B ogiem .

3. Z

a d a n i a k a p ł a n a

-

p r z e w o d n i k a d u c h o w e g o

Po z o b a c z e n iu - w n ajbard ziej o g ó ln y ch zary sach - g łó w n y ch cech k apła­ n a -p rze w o d n ik a d uchow ego sp ó jrz m y n a z a d a n ia , jakie m a d o w y p e łn ien ia we w spółczesnym świecie i Kościele. M o ż n a je określić n astęp u jący m i wyzwa­ n ia m i: ro z ja śn ia n ie w ew nętrznego zagm atw ania, w yd ob yw anie z człow ieka tego, co jest w n im najlepsze, ła m a n ie dystan su , ro z b u d zan ie w iary w w artość 1 sens życia oraz ukazyw anie nadziei. Jako k ap łan - p rz ew o d n ik d u ch o w y słu­ ży także p o m o c ą w n ajp ro stszy c h z a d a n ia c h rozw oju wiary, np. k ry ty cz n y m s łu c h a n iu i ro z w aża n iu słowa Bożego.

3.1. Rozjaśnianie wew nętrznego zagmatwania

Pod treścią tego k ró tk ieg o z d a n ia ro z u m ie m y cały s p lo t ró ż n y c h sytuacji w sp ó łczesn eg o człow ieka, w k tó re jest o n uw ikłany. A jest ic h n ie z lic z o n a ilość, p o cząw szy o d sytu acji ro d z in n y c h , p o p rz e z zaw odow e, a skończyw ­ szy n a k ło p o ta c h życia cod zien nego, k tó re - c h o ć czasam i b a n a ln e - u rasta­ ją d o rangi w ielkich problem ów . K ap ła n i-p rze w o d n icy d u ch o w i często n ie są przyg o to w an i, b y sp o jrzeć n a zagm atw anie człow ieka jako p ro b le m k o nk ret­ nej osoby, k tó ra go przeżyw a jako coś w yłącznie in dy w id ualneg o. A przecież k ło p o t jakieś o so b y - z a b rz m i to m o ż e zb y t p atety czn ie - jest jedy ny n a świe­ cie, ch o ć n a p o z ó r m o ż e w ydaw ać się ró w n y tysiącu in n y m . Bo k łó tn ia m a ł­ żeń sk a m o że tylko z p o z o r u w ydaw ać się k łó tn ią , jaką przeżyw ają w szystkie m ałżeństw a; n ie p o ro z u m ie n ia w p racy tylko n a pierw szy r z u t o k a m o g ą się jawić iden tyczne jak w in n y c h za k ła d ach , nie m ó w iąc o p ro z ie życia ro d z in ­ nego, k tó ra tylko w pierw szy m w ra żen iu ustaw ia w je d n y m rzęd zie w szystkie p ro b le m y m ałże ń sk ie i ro d z in n e n a świecie. S p o strzeżen ie H e n ri N o u w e n a

(11)

w obec w yzw ań w sp ółczesn ości, jakie staw ia się k ap łan o w i jest n a w skroś pe­ sym istyczne: N a p ra w d ę p rzy kro p a trzeć, ja k ubogo p rzygotow ana o ka zu je się w iększość chrześcijańskich p rzew o d n ikó w , g d y w e zw a n i są , by zo sta ć p rze w o d n ik a m i d uchow ym i w tym p ra w d ziw y m sensie. W iększość z n ich p rzy w y k ła do m yślenia ka teg o ria m i olbrzy­ m iej sk a li organizacyjnej, do „ o trzy m a n ia ” lu d z i zgrom adzonych w kościołach, szkołach i szp ita la ch , a ta k że do kiero w a n ia p o ka zem , co m oże p rzyp o m in a ć dyrektora cyrku. D a­ lekie sta ły im się g łęb ie i p o ru szen ia ducha. M o żn a p o w ied zieć, że n a w e t w p ew ien spo­ sób się ich lęka ją . O baw iam się, że z a p a rę d ziesią t la t K ościół zo sta n ie oskarżony o to, że n ie sp ełn ił sw ego podstaw ow ego za d a n ia - u k a za n ia lu d zio m tw órczych dróg do n a w ią ­ z a n ia k o n ta k tu ze źró d łem życia,30. C z y p e sy m iz m H e n ri N o u w e n a jest u za sad ­ niony? M o ż n a b y dyskuto w ać czy naw et się n ie zgodzić, ale w ypow iedziane z d a n ia z p ew n o ścią dają w iele d o m yślenia. W pierw szy m rzęd zie w in n i się n a d ty m za sta n o w ić k ap łan i, n a ile m ają siłę d u c h a , b y w c h o d ząc w lu d zk ie problem y, b ęd ą chcieli i p o trafili je rozw iązać.

3.2. W ydobyw anie z człow ieka tego, co jest w n im najlepsze

M ów i się, że człow iek ze swej n a tu ry jest dobry. Jest to praw da, lecz n ie d o koń ca. Jeżeli człow iek rzeczyw iście z n a tu ry swej jest d o b ry to ty lk o w ty m zn a c z e n iu , że m o że czy n ić d o b ro , jeśli jed n o cz eśn ie w ysila się w pokonyw a­ n iu ró ż n y c h tru d n o ś c i i o g ran iczeń , k tó re czasam i u tru d n ia ją m u u jaw n ia­ n ie d o b ra w sob ie i in n y c h . N ie m o ż e m y je d n a k p rzy jąć zasady, że „ d o b ry z n a tu ry ” za k ła d a łatw ość cz y n ie n ia d o b rz e. Św. Paweł kondycję lu d z k ą traf­ n ie u ją ł w słow ach: „ N ie ro z u m ie m tego, co czy nię, b o n ie czy n ię tego, co chcę, ale to, czego n ien aw id z ę - to w łaśnie czynię... „ (R z 7,14n). Z a d a n ie m k a p ła n a jest u k a z a n ie i w ydobycie z człow ieka ziaren d o b ra , k tó re B óg zasiał w lu d z k ic h sercach. W n ie k tó ry c h sercach zaczęło o n o d o p ie ro kiełkow ać, a w n ie k tó ry c h ju ż jest n a tyle o becne, że m o g ą o n i d zielić się d o b re m z in ­ n y m i. Z a d a n iem p rzew o d n ika duchow ego je st w ydobycie tęgo, co najlepsze w czło w ieku , i p ro w a d zen ie go k u b a rd ziej lu d zk ie j w spólnocie’1.

3.3. N iszczen ie dystansu

W a żn ą cechą k a p ła n a jest ró w n ie ż u m ie ję tn o ś ć z b u d o w a n ia relacji b li­ skości i w zajem n ego z a u fa n ia . S taw iając p y tan ie: czy je d n ą z najw ięk szy ch ra n człow ieka n ie jest w łaśnie rezerwa, z jaką kogoś traktujem y, N o u w e n nie b o i się pow iedzieć: T ragedią chrześcijańskiego ka p ła n a je s t to , że w ielu zn a jd u ją cych się w autentycznej potrzebie, szukających u niego uw ażnego w ysłuchania, słow nej otuchy, p rze­ baczającego objęcia, m ocnego uścisku d ło n i czy n a w et nieporadnego w y zn a n ia , że n ie d a

30 H. Nouwen, Zraniony uzdrowiciel, s. 48-49. 31 Tamże, s. 53.

(12)

się n ic w ięcej zro b ić, zn a jd u je g o ja k o ka p ła n a pełnego dystansu, któ ry n ie chce się sparzyć. N ie je s t w sta n ie albo n ie chce w y ra zić swego w zru szen ia , g n iew u , w rogości czy sym p a tii. P aradoksem je st to , że ci, któ rzy chcą b yć d la „ każdego”, często są n iezd o ln i, aby b yć blisko z kim k o lw iek . K ied y w szyscy sta ją się „ bliscy”, trzeba się w ów czas za sta n o w ić, czy kto ko l­ w iek m oże b yć rzeczyw iście m o im „ p ro xim u s”, to zn a c zy tym , któ ry je s t m i n a jb liższy32. S tało się w ięc coś, co m o ż n a b y nazw ać „g ło sze n iem Ew angelii n a d y sta n s” . W kościele d y stans k a p ła n a w obec w iern y ch w sp o só b n a tu ra ln y tw o rzy a m ­ b ona: najczęściej p o ło ż o n a jest wyżej i stosu nk ow o daleko, b y m ieć pew ność, że n ik t k a p ła n a n ie zapyta, n ie p o d ejd zie d o niego i n ie b ęd zie o n m u siał się z czegoś tłu m aczy ć. P o n a d to trze b a zauw ażyć p ro b le m b ycia k a p ła n ó w w o­ bec u b o g ich . Powoli też p rzyjm uje się zwyczaj w kościele bycia z u b o g im i n a dystans. W białej koszuli. Ileż to z g ro m a d z e ń z a k o n n y c h w sw oich h asłac h m a p o sła n ie d o u b o g ich ? I n ie w iedzą, co to z n a c z y być z u b o g im i, ro z m a ­ w iać z n im i o ich p ro b lem a ch , słu ch ać ich n u d n y c h o p o w ia d a ń - n u d n y c h , b o k a p ła n i raczej m ają w szystkiego p o d d o sta tk ie m . D ystans... je d n a z n aj­ gorszych p o staw k ap łan a -p rz ew o d n ik a duchow ego.

3.4. W iara w wartość i sens życia

K a p ła n to człow iek afirm u jący życie, m ów iący, że życie - p o m im o licz­ n y ch tru d n o ś c i - m a sens i w arto je d o b rz e przeżyć. W czasach, k ied y n a o k o ­ ło p ró b u je się w r ó ż n y sp o só b p o n iż a ć życie i d eprecjon ow ać to, co p ięk n e i trwałe, k a p ła n w in ie n być straż n ik ie m tro sk i i w alki o autentyczne w artości.

D la czło w ieka z głęboko za ko rzen io n ą w ia rą w w a rto ść i sens ży c ia k a żd e dośw iadcze­ n ie kryje n o w ą obietnicę, k a żd e sp o tka n ie niesie now e spojrzenie, a ka żd e zd a rze n ie — no- w ep rzesła n ie - zauw aża N o u w e n33. W y daje się, że n ie jest to ty lko w yrażenie poetyckie. K ryje o n o w sob ie o g ro m n e p ra g n ie n ie lu d z i i za d an ie, k tó re sta­ w ia się kapłan o w i. N ie z m ie rz o n a liczb a osób, k tó re przybyw ają d o kościoła w g ru n c ie rzeczy n ie zawsze w id zi w sobie w iarę w sens życia. Są przygniece- n i n ie tylko tru d n o ś c ia m i życia codziennego. T ru d n o z ro z u m ie ć im rów n ież w a rto ść i sens słów P ism a świętego, n a u c z a n ia katolickiej n a u k i społecznej czy w ym agań życia m ałżeńsko-rodzinnego. P onad głow am i i u m y sła m i lu d zi w ierzących są ró w n ie ż kierow ane listy p asterskie biskupów . K a p ła n jawi się w ów czas n ie ty lko s tra ż n ik ie m czystości n a u k i K o ścioła. Jakże w ielu lu d z i oczekuje, że m im o za g m atw an ia i za m ie sz a n ia w ew nętrznego o raz t r u d n o ­ ści życia n a co d zień , u k aże im - p o m im o w szystko - n ie tylko w w iarę Bo­ ga, ale także w w arto ść i sens życia, p o m o ż e c h o ć w jakiejś części z ro z u m ie ć niszczące człow ieka cierp ien ie oraz p ozw oli z n ad z ie ją p okonyw ać ró ż n o ra ­ kie tru d n o ś c i życia codziennego.

32 Tamże, s. 81. 33 Tamże, s. 84.

(13)

3.5. U kazyw anie nadziei

Teologiczna c n o ta nad ziei jest jed n ą z najbardziej - jak się w ydaje - zagm a­ tw anych. C ó ż to jest nadzieja? Lepsza przyszłość? N o u w e n określa ją n astę­ pująco: P odczas g d y osobista troska, za a n g a żo w a n ie są p o d trzym yw a n e sta le w zrastającą w ia rą w w a rto ść i zn a czen ie ży cia , najgłębszą m otyw acją w p ro w a d zen iu p rzyja ciela k u p rzyszło ści je st n a d zieja . O na to spraw ia, że m o żliw e staje się spojrzenie p o za sp ełn ia n ie do­ raźnych życzeń i naglących potrzeb, a ta k że daje w izję w ykraczającą p o za lu d zk ie cierpienia, a n a w et śm ierć?14. N adzieja, m o ż n a pow iedzieć, daje n a m p oczu cie b ezp ieczeń ­ stwa i pew ność, że to co się w yd arza m a swój g łęb o k i sens.

S tąd też k a p ła n p o w in ie n w iedzieć, że n a d z ie ja n ie jest s z tu c z n y m p o ­ cieszaniem , iż w przyszłości b ęd zie lepiej, a lb o u k azy w an iem m glistej p rzy­ szłości, w której jaśniej b ę d z ie m y ro z u m ie li nasze życie. N ie tru d n o za u w a ży ć - pisze N o u w e n - w ja k i sposób p ra w d ziw a , szczera n a d zieja ró żn i się o d o p tym izm u . N ie chodzi o pogodne usposobienie, d zię k i którem u w ierzym y, że ju tr o będzie lepiej. O pty­ m ista m ó w i: „W ojna się skończy; tw oje rany zo sta n ą w yleczone; depresja m in ie; w krótce w szystko będzie dobrze”. O ptym ista m oże m ieć rację, a le m oże się i m ylić. N ik t z n a s bo­ w iem n ie m oże za p a n o w a ć n a d okolicznościam i.

N a d zieja n ie w yrasta z pozytyw nych prognoz dotyczących kondycji św ia ta . (...) N a d zie ­ ja je s t zw ią za n a z B ogjem . M a m y n a d zieję i radość w w ierze, p o n iew a ż u fa m y, że p o d - czasgdy otaczający nas św ia t o kryty je st ciem nością, B óg n a d n im m a w ła d zę35. N a d zieja z m ie n ia życie człow ieka, z m ie n ia p odejście d o życia. M o ż n a pow iedzieć, że „ n a d zieja wlewa n a d z ie ję ” jak w p rz y p a d k u pew nego ż o łn ierza, k tó ry zo stał sc h w y ta n y i w z ię ty d o n iew o li. P rze w iezio n o go d alek o o d ojczyzny. C z u ł się o s a m o tn io n y z d ala o d sw oich n ajbliższych, o d tego co m u b y ło kochane i drogie. N ie d o cierały d o n ieg o ż a d n e w ieści o d n ajbliższych, w ięc cz u ł się coraz b ardziej ro zg o ry czo n y i zdesperow any. Powoli tracił sens życia.

Lecz nagle, n ieoczekiw anie o trz y m a ł list. C o praw da p rz ez ty g o d n ie p o ­ d ró ż y list był poszarpan y, z a b ru d z o n y i m o c n o zniszczony, ale jego treść wla­ ła w serce ż o łn ie rz a iskrę now ego życia. Z d a n ia , k tó re czy tał b y ł n iezw ykle proste: „ C z e k a m y n a ciebie, abyś w ró c ił d o d o m u . U n as w szystko d o b rz e, n ie m a rtw się” . W jednej ch w ili w szystko się o d m ie n iło . Ż o łn ie rz p o z o s ta ­ wał dalej w ty m sam y m w ięz ie n iu , w ykonyw ał dalej tę sam a m ęczącą pracę, jad ał te sam e skąpe i n ie d o b re jedzenie. Z m ie n iło się jed n o : w iedział, że ktoś n a n iego czeka. C zek a n a jego u w o ln ie n ie i p o w ró t. N a d z ie ja o d m ie n iła je­ go życie36.

W jaki sp o só b więc k a p ła n m o że być człow iekiem , k tó ry u kazu je nadzieję w spółczesnem u człowiekowi? K a p ła n n ie je s t lekarzem , którego podstaw ow ym za d a ­ niem je s t zlik w id o w a n ie bólu. M a on raczej p rzen ieść b ó l n a p o zio m , g d zie m o żn a się n im

34 Tamże, s. 86.

35 H. Nouwen, Zmień moją żałobę w taniec, Kraków 2004, s. 64-65. 36 Por. tamże, s. 74-75.

(14)

p o d zielić. K ied y kto śp rzych o d zi ze sw ym osam otnieniem do ka p ła n a , m oże ty lk o oczeki­ w ać, że będzie ono zro zu m ia n e i w spółodczute, ta k ż e n ie będzie ju ż m u sia ł w ięcej p rze d n im uciekać, a le p rzy jm ie je ja k o w yra z sw ej fu n d a m e n ta ln e j lu d zk ie j kondycji. K ied y m a tk a boleje n a d stra tą swego d ziecka , za d a n iem ka p ła n a n ie je s t pocieszanie je j, że m a w dom u jeszcze dw oje zdrow ych, p iękn ych d zieci. O n je st w ezw any, by pom óc je j dostrzec, że śm ierć tego d ziecka o dkryw a p rze d n ią je j w ła sn ą śm iertelna kondycję, tę sa m ą człow ieczą kondy­ cję, któ rą on i in n i z n ią d zielą 37. Jest to tr u d n a ro la d la k ap łan a , b y praw idłow o reagować n a krzyw dę, z ra n ie n ia czy b ra k n ad ziei. N o u w e n k on tyn uu je swoje ro zw ażania p o d su w ając n astęp u ją cą myśl: B y ć m oże g łó w n ym za d a n iem ka p ła n a je st b ro n ić lu d z i p rze d w yolbrzym ionym lu b urojonym cierpieniem . W ielu lu d zi cierpi z po­

w odu fa łszy w y c h za lo żm , n a których opiera sw e życie. T a kim za ło żen iem je s t p rzeko n a n ie, że n ie p o w in n o b yć strachu czy osam otnienia, sprzeczności czy w ątpliw ości. A le cierpienia ty lk o w ów czas m ogą b yć tra kto w a n e tw órczo, kied y ro zu m ie się je ja k o rany nieodłączne o d lu d zk ie j kondycji. D latego ka p ła ń stw o je s t słu żb ą , która dokonuje ko n fro n ta cji w ży ciu czło w ie ka38. N ie d a się ukryć, że w s p o m n ia n a k o nfron tacja m o że być czasam i

b a rd z o tr u d n a d la sam ego k ap łan a-k iero w n ik a duchow ego.

3.6. Dawać: klim at - słow o - dom

C h a ra k te ry sty c z n y m rysem p isarstw a H e n ri N o u w e n a jest u m ie ję tn o ść w yrażan ia w k ilk u słow ach, jak b y h asłach , is to tn y c h elem en tó w życia. Trzy pow yższe słowa o k reślają z a d a n ia jak ie w in ie n w y p e łn ić k ap łan -p rze w o d - n ik duchow y, a szczeg ó ln ie d u sz p a s te rz a k a d e m ic k i w o bec p o w ie rz o n y c h m u m ło d y c h ludzi.

3.6.1. D arow ać k lim a t

H e n ri N o u w e n jako w ykładow ca uniw ersytecki m ia ł żyw y k o n tak t z m ło ­ dzieżą stu d en ck ą . Z auw ażył on, że p o d w ielom a w zg lęd a m i w spólnota a ka d em icka je st n a jb a rd ziej tru d n ym i m ęczącym m iejscem pracy duszpasterskiej. Co cztery la ta „ para­ f i a ” ca łko w icie się zm ie n ia . Z a ka żd ym razem ka p ła n staje p o n o w n ie w obec now ej fa li

poszukujących, pyta ją cych i krytycznych lu d zi, któ rzy za p ro szen i do k o n ta k tu z księdzem m a ją za zw y c za j m ieszane u czucia. W ciąż n a now o p ro szą g o, aby za rea g o w a ł n a p o k a ź­ n y ła d u n ek zw ą tp ien ia , agresji, osam otnienia i b y ł p rzew o d n ikiem w intensyw nym zm a ­ g a n iu , by o d kryć siebie i sens ży cia . O znacza to n ieu sta n n ą prośbę o szczerość, autentyczność, o tw artość i p ra w ie bezgraniczną dyspozycyjność. A kied y w końcu, często p o d łu g im czasie, zd o b yw a za u fa n ie i za k ła d a ja k ą ś w spólnotę, w krótce od kryw a , że w ra z z absolutorium w szystko się kończy. S tu d en ci odchodzą. K a p ła n zostaje. Z w yją tkiem ka rtek n a B o że N a ­ rodzenie n ie otrzym u je o d n ich zb y t w ielu w ieści, a p o d zięko w a n ia są rzadkością. O n w ie,

37 H. Nouwen, Zraniony uzdrowiciel, s. 102. 38 Tamże, s. 102.

(15)

że studenci m u szą odejść; w ie n a w et, że n ie p o w in n i z a bardzo p rzy w ią zy w a ć się do szko ­ ły czy do niego i ż e kszta łcen ie do sam odzielności cza sa m i obejm uje ta k że w yrzeczenie się p o d zięko w a ń . W ie je d n a k ró w n ież, ja k to b o li, kied y lu d zie, w których tyle za in w esto w a ł z siebie, odchodzą. (...) D la stu d en ta u c ze ln ia je stfa zą p rze m ija ją c ą , d la ka p ła n a je s t try­ bem życia:39. W idać, że d la k ap łan a -p rz ew o d n ik a du chow ego jest to przy g o d a fascynująca i zarazem stresująca. Fascynująca, poniew aż co ro k u n ow oprzy- byw ający stu d e n c i, to k ażd y z n ic h o so b y świat. K ażd y z n ic h p o c h o d z i z in ­ nej rodzin y , w której p an o w a ły o d m ie n n e zw yczaje, w k tó rej a k c en to w an o in n e w artości, czy p o p ro s tu n ajb an a ln ie jsz e przyzw yczajenia. I ty m sam y m a u to m a ty c z n ie k a ż d y z n ic h całą swoją o so b o w o ścią w n o si w szelkie d o b re i złe stro n y sw oich ro d z in d o w s p ó ln o ty stu den ckiej. K a p ła n m u si uw ażnie się p rz y g lą d n ą ć w sz y stk im o s o b o m , n ie za szy bk o w ydaw ać o c e n y i m ie ć o g ro m n ą cierpliw ość pow olnego przekazyw ania im w artości lu d z k ic h i ewan­ gelicznych. Z arazem p rz y g o d a k ap łan a -p rz ew o d n ik a duchow ego - jak zosta­ ło w sp o m n ia n e - jest stresująca, p oniew aż w raz z w y tw o rzen iem m in im u m atm o sfery sprzyjającej p rz y ja źn i ro z p o c z y n a się praw ie n iek o ń czący się cykl p y ta ń w stylu: „D laczego zostałeś księdzem ? D laczego w ierzysz w Boga? D la­ czego się m o d lisz?” P y tan ia te, ch o ć w jakiś sp o só b są nużące, m ają swój w alor n ie tylko d la studentów . T ak się dzieje — zauw aża N o u w e n - kied y studenci za d a ­ ją p y ta n ia , to k a żd e p y ta n ie o sens ży cia je s t jednocześnie p yta n iem o sens jego ka p ła ń stw a . P yta n ie: „P o co żyję? Je st jednocześnie p yta n iem : D laczegojesteśkapłanem ?” O czyw istejest, ż e n ie ty lk o stu d en t, a le ta k że, a m oże n a w e t b a rd ziej, ka p ła n u św ia d a m ia sobie, ż e o jego egzystencję chodzi. J e śli je s t p ra w d ą , że psychiatra, któ ry pracuje b lisko z lu d źm i zn a jd u ją cy­ m i się w ko n flik ta ch , m u si bardzo d o kła d n ie obserw ow ać w ła sn e życie em ocjonalne, to je st to jeszcze p ra w d ziw sze w p rzy p a d ku księd za , któ ry m a codziennie k o n ta k t z ostatecznym i p y ta n ia m i o życie i śm ierć. I ta k ja k p ro m ien ie rentgenow skie m ogą leczyć i szko d zić, rów ­

n ie ż konfrontacja z ty m i p y ta n ia m i m oże m ieć dobry b ą d ź z ły s k u te k0.

W y n ik a więc, że głów ne za d a n ie k a p łan a w śród stu d en tó w k on centru je się w o k ó ł m yśli: zap ew n ić im k lim a t. N ajlepiej k lim a t życia dom ow ego, w k tó ­ ry m cz u lib y b ez p ieczeń stw o i troskę. Być m o ż e p raw d ziw y m p ra g n ie n ie m w ielu m ło d y c h lu d z i żyjących z d ala o d d o m u n ie jest zn ajd o w an ie o d p o w ie­ dzi n a g łębo kie i często bo lesne p y ta n ia , ale o d n a le z ie n ie k lim a tu , w k tó ry m b ęd ą m o g li te p y ta n ia zadać. P ierw szym w a ru n kiem p y ta n ia n ie je st odpow iedź n a nie, a le za a kcep to w a n ie go - tra fn ie zauw aża N o u w e n . D latego w p ierw szym rzęd zie p o trzeb a za te m k lim a tu pozw alającego szu k a ć bez lęku i p y ta ć bez w styd u41.

39 H. Nouwen, Potrzeba intymności, s. 268-269. 40 Tamże, s. 270.

(16)

3.6.2. D aw ać m o żliw o ść ro zm o w y

D ru g im k ro k ie m jaki w in ie n u c z y n ić d u sz p a ste rz w a k a d e m ik u jest „ d a­ wać słow o” czyli m o żliw o ść rozm ow y. G d y p o d aro w an y jest k lim a t życia d o ­ m ow ego, w ów czas m o żliw a staje się rozm ow a. W d o b ry m k lim a cie m o ż n a staw iać naw et n a jtru d n ie js z e p y ta n ia . Jeśli n ie m a o d p o w ie d n ie j atm o sfery to n ajp ro stsze p y ta n ia p o tra fią z a m ie n ić się w n ieb ezp ieczn e i wybuchow e.

W iem y, - pisze N o u w e n - ż e n a jb a rd ziej pow szechną fo rm ą cierpienia psychicznego w e w spółczesnych a ka d em ika ch je s t depresja. D epresję w yw o łu ją p y ta n ia , których n ie w olno było z a d a ć i które zo sta ły p o łkn ięte i zm ien io n e w g łęb o kie poczucie w in y. P yta n ie: „Po co żyję? ” za m ie n ia się w ka rę zw ą tp ien ia w siebie: „ C zy w a rto żyć?”42.

K ażd y człow iek chce m ó w ić i być słuchany. Św. Paweł pisze, że „w iara ro ­ dzi się ze s łu c h a n ia ” (R z 10,17), ale m o ż n a b y d o d ać , ze „ s łu c h a n ia każdego in acz ej” . Jak te n p ro b le m precyzuje N o u w en ? D uszpasterz a ka d em icki p o w in ien p o tra fić d a ć słow o, które byłoby szczerą odpow iedzią n a n iep o w ta rza ln e i w ysoce zin d y w i­ d u a lizo w a n e potrzeby studentów . N ie każd em u p o trzeb a zachęty, n ie ka żd y p ro si o popraw ­ k i, n ie ka żd y je st gotow y d a ć się za p ro sić n a m o d litw ę lu b słu ch a ć S ło w a Bożego. S ą tacy, któ rzy p ro szą o m ilczen ie albo o jed n o słow o, in n ym p o trzeb a n a u k i, a jeszcze in n ym tylko zro zu m ien ia . N ie k tó rzy chcą uśm iechu, in n i tw a rd ej ręki, a jeszcze in n i w sparcia. S ą te ż tacy, których trzeba zo sta w ić w spokoju42. Jeśli w ięc k a p ła n p o sia d a u m iejętn o ść słu­ ch a n ia , wie, że n ie m o ż n a p o te m m ó w ić tego sam ego w szystkim stu d e n to m . K ażd y z n ic h w ym aga inn ego słowa. Z resztą p o d o b n ie jest w p rz y p a d k u in ­ n y ch zawodów. Lekarz nie przep isu je tej sam ej recepty w szystkim p acjen to m . K tó ry p ra w n ik daje tę sam ą radę k o lejn o p rz y c h o d z ą c y m k lien to m ? D latego w pesym istycznej tonacji N o u w e n konstatuje: S m u tn o p a trze ć ,ja k w iele duszpaster­ skich d zia ła ń opiera się n a za ło żen iu , że ka żd e dobre sło w o jest dobre d la każdego. C zęsto ka p ła n zachow uje się ja k ubogi sprzedaw ca, któ ry chce sprzedaćcały K ościół w je d n ym p a ­ kiecie ka żd em u , kogo a ku ra t u d a m u się sp o tka ć W iele duszpasterskich niepow odzeń w ią że się z tym , że ka p ła n n ie p o tra fi p o sta w ić dia g n o zy w ko n ta kcie duszpasterskim i duszpa­ sterskiej ro zm o w ie44. K a p ła n p rz e w o d n ik d u c h o w y praw id łow o w y p ełn i swoje zad an ie, g dy zd o b ę d z ie u m ie ję tn o ść „ s łu c h a n ia k ażdego in acz ej” .

3.6.3. D arow ać d o m

T rzecim i ch y b a n a jtru d n ie js z y m w yzw aniem , p rz e d ja k im staje k a p ła n ak a d em ick i to zatroszczyć się d la stu d e n tó w o d o m . D o m ro z u m ie m y jako m iejsce, gdzie m o ż n a dośw iad czy ć bezpieczeństw a, bliskości, ciepła, z ro z u ­ m ie n ia czy pew nego sto p n ia in ty m n o ści. Jed n y m z najw iększych p ro b lem ó w

42 Tamże, s. 256. 43 Tamże, s. 261. 44 Tamże, s. 259-260.

(17)

m ło d y ch , k tó rz y zn a jd ą się w d o m u ak a d em ick im jest nie tyle sam o tn o ść, p o ­ czucie o sa m o tn ien ia 15. S tu d e n c i są bardzo niespokojni, sta le stoją n a w ieży strażniczej, notu ją c u w a żn ie w szelkie ruchy otoczenia, w yczu len i n a reakcje n auczycieli i teologów. M a ­ ją „ w ysunięte a n ten y”, aby w yła p yw a ć sygnały, które sugerow ałby drogę do dobrych ocen, listó w rekom endacyjnych, korzystnych sem in a rió w m agisterskich i w końcu do dobrej pracy. ( ...) Je d n a k m im o że w czasie tych życiow ych p o szu k iw a ń m a ją zw iększo n ą potrzebę ciepła, czułości i odprężenia, d la w ielu studentów ich w spółlokator z p o ko ju b a rd ziej je st obcym n iż kum plem , kolega z g ru p y—b a rd ziej ryw alem n iż przyjacielem , a n a u czyciel—b a rd ziej p rze­ łożonym n iż p rzew o d n ikiem16S tąd też, to p ra g n ie n ie in ty m n o śc i dom ow ej jest m o że je d n ą z najw ażniejszych tro sk d la d u sz p a ste rz a akadem ickiego.

C zy jest więc m ożliw e, b y w sytuacji życia akadem ickieg o stw orzyć coś n a w zó r dom u? P ropozycja N o u w e n a jest następująca: n ależy pró b o w ać tw orzyć w spólnoty, d o k tó ry c h s tu d e n t c z u łb y pew nego ro d z a ju p rzy n ależn o ść . D la w szystkich fo rm w s p ó ln o ty jest ważne, b y u k ształto w ać zdrow ą rów now agę m ię d z y bliskością a dystan sem . Jest to je d n a k n a tyle tru d n e za d an ie, że w ięk­ szość stu d en tó w szuka natychm iastow ego rozw iązyw ania sw oich problem ów , alb o szybkiego za sp o k o je n ia swojej sa m o tn o śc i. W ów czas za m ia st w spólnoty m ogą w ytw o rzyć się k lik i, za m ia st w olności — lepkość, a za m ia st m iło ści — n a w e t lęk4 —

p o d su m o w u je N o u w en .

M o ż e m y zauw ażyć więc trz y o b sza ry za an gażow ania k ap łan a -p rz ew o d n i­ ka duchow ego jako d uszpasterza akadem ickiego. A b y był on w sw oim pow oła­ n iu sk u tecz n y p o w in ie n stw arzać k lim a t, w k tó ry m s tu d e n t m ó g łb y zadaw ać najw ażniejsze p y ta n ia bez lęku; p o w in ie n p o sia d a ć u m ie ję tn o ść rozm ow y, k tó ra b y ła b y o d p o w ie d z ią n a in d y w id u a ln e p o trz e b y m ło d e g o człow ieka, i p o w in ie n tw o rzyć w a ru n k i d o m o w e, g d zie s tu d e n t m ó g łb y d o św iad c zy ć p rz y ja ź n i i pew nej fo r m y in ty m n o ś c i z z a c h o w a n ie m ró w n o w ag i m ię d z y bliskością a dystan sem .

4. D

u c h o w o ś ć k a p ł a n a

-

p r z e w o d n i k a d u c h o w e g o

C h c e m y p rz y p a trz e ć się teraz d u c h o w o śc i k a p ła n a - p rz e w o d n ik a d u ­ chowego. R ozw ażając cechy d u ch o w o ści kapłań sk iej o d n ie sie m y się p rz ed e w szystkim d o pracy duszpasterskiej N o u w e n a w śró d studentów . N ie ozn acza to, że cechy tejże du cho w o ści zarezerw ow ane są tylko d o kategorii k a p ła n ó w p o słu g u jący m m ło d zieży akadem ickiej. C h o ć cechy duchow o ści kapłańskiej

45 Jest to charakterystyczne rozróżnienie w pisarstwie H. Nouwena. Samotność rozumie jako potrzebę życia nie tylko w pewnym oddaleniu od ludzi, ale przede wszystkim styl życia razem z Bogiem. Samot­ ność jest koniecznym elementem dla kogoś, kto chce się duchowo rozwijać. Natomiast osamotnienie jest duchową pustką, której należy unikać. Bez dobrze przeżywanej samotności człowiekowi grozi osa­ motnienie.

46 H. Nouwen, Potrzeba intymności, s. 262-263. 47 Tamże, s. 265

(18)

w o g ó ln o ś c i d o ty c z ą tak że k a p ła n a ak a d em ick ieg o , to w ydaje się, że p rz e ­ w o d n ik d u c h o w y w śró d stu d e n tó w p o w in ie n m ieć jeszcze jakieś dodatkow e spraw ności. M ó w iąc w ięc w p o n iższy c h z d a n ia c h o k ap łan ie p ra cu jący m ze s tu d e n ta m i, p rzyjm ujem y, że c h o d z i ró w n ie ż o k a p ła n ó w p ra cu jący c h p o ­ śró d in n y c h środow isk.

Z a g a d n ie n ie to m o ż n a ująć także p y tan iem : Jak sam k a p ła n m o że p o z o ­ stać sobą, by ć zintegrow aną o so b ą we w sp ó ln o cie parafialnej czy stu den ckiej, k tó ra ciągle się z m ie n ia i ze swej n a tu ry b e z u sta n n ie w ym aga zaangażow ania. T roskę o rozw ój d u ch o w o ści d u sz p a ste rz a w ed łu g H e n ri N o u w e n a m o ż n a w yrazić trz e m a słow am i: m ilczen ie, p rzy jaźń , w nikliw ość.

4.1. M ilczenie

U niw ersytet kojarzy się z m iejscem d ziała ln o śc i in telektu aln ej i zdobyw a­ n ia wiedzy. H e n ri N o u w e n jako d łu g o le tn i w ykłado w ca u niw ersytecki m a 0 m iejscu stu d io w a n ia d osyć k rytyczne zd an ie: U niw ersytet je s t n ie ty lko m iejscem d zia ła ln o ści in telektu a ln ej, a le ta k że sporego p rze in te lek tu a lizo w a n ia ; n ie ty lk o m iejscem racjonalnych zach o w a ń , a le ta k że w ym yślonych racjonalizacji. J e st to praw dopodobnie n ie ty lk o m iejsce sło w a , a le ta k że m iejsce g a d a tliw o śc i i w ielo sło w ia . A relig ia n ie sta n o w i w y ją tk u ^ . Ta m yśl p row adzi N o u w e n a d o w n io sk u , że p o ś ró d rozg adan ego świata, n ie tylko akadem ickiego, d u sz p a ste rz p o trze b u je n a d e w szystko m il­ czenia. M ilz e n ie - pisze N o u w e n - o zn a cza odpoczynek cia ła i u m ysłu , w któ rym stajem y się dostępni d la Tego, którego serce je s t w iększe o d naszego. (...) M ilc zen ie to chw i­ la , w któ rej n ie ty lko przeryw a m y dyskusje z in n y m i, a le ta k że w ew nętrzne dyskusje z sa ­ m ym sobą; w któ rej m ożem y oddychać sw obodnie i p rzy ją ć sw oją tożsam ośćjako dar. „ Ju ż n ie ja żyję, lecz żyje w e m n ie C hrystus”. To w m ilczen iu D uch B o ży m oże się m o d lić w nas 1 w n a s ko n tyn u o w a ć sw oją tw órczą pracę. N ig d y n ie zn a jd ziem y B oga w stu d en ta ch ,jeśli w nas n ie będzie B oga, któ ry rozpoznałby w n ich siebie. B ez m ilczen ia D uch u m rze w nas, a tw órcza energia naszego ży cia odpłynie i zo sta w i nas sam ych zim n ych i zm ęczonych. B ez m ilczen ia stracim y sw ój rdzeń i sta n iem y się o fia rą w ielu , któ rzy będą dom agać się naszej u w a g p . N ie jest to w ięc m ilc z e n ie d la sam ego m ilc z e n ia , ale p u n k te m wyj­ ścia jest praw da, że bez p ry w atno ści, d o m u , g dzie k a p ła n by ły bez stu d e n tó w i sam d la siebie, n ie jest m ożliw e skuteczne o d d ziały w anie n a in n y ch . P od o b ­ nie jak ż a d en lekarz nie m o że p o z o sta ć zdrowy, jeśli tylko - ch o ć b y z najw ięk­ szym o d d a n ie m - będzie przebyw ał p o ś ró d sw oich pacjentów , a ty m bardziej lekarz p sy chiatra - n ie m o że b yć w p e łn i w ład z u m ysłow ych, jeśli jego życie pryw atne n ie b ęd zie zdecydow anie o d d zielo n e o d zawodowego.

48 Tamże, s. 268. 49 Tamże, s. 273-274.

(19)

4.2. Przyjaźń

Kapłan to człowiek przyjaźni. Kapłan daje przyjaźń, ofiaruje ją wiernym w parafii, czy studentom i sam jej potrzebuje. Jest to trudne zadanie, ponie­ waż sam kapłan - jako człowiek - ma potrzebę bliskości, przyjaźni. Potrzeba przyjaźni czy bliższych relacji niesie ze sobą jednak i pewne niebezpieczeń­ stwa. Dlatego Nouwen przestrzega: K a p ła n a ka d em icki, któ ry u za le żn i się o d p rzy ­ ja ź n i stu d en tó w , zn a jd zie się w bardzo niebezpiecznej sytu a cji50 Niebezpieczeństwo dotyczy każdego, nie tylko akademickiego kapłana. Dlaczego? Jak już zosta­ ło wspom niane studenci przybywają na studia spędzając w akademiku kil­ ka lat, więc po kilku latach i tak go opuszczą. Jeśli wspólnota studencka to główne źródło duszpasterskiej satysfakcji księdza, łatwo stanie się on ofiarą zm iennych sympatii i preferencji oraz szybko utraci wolność. G dy [k a p ła n ] p o ­ trzebuje stud en tó w do zaspokojenia sw ych em ocjonalnych p o trzeb , p rzyw iera do n ich i n ie je st w sta n ie za ch o w yw a ć dystansu, któ ry p o zw a la m u b yć in n ym . K ied y ty lko studenci od­

kryją jego w ielk ą p otrzebę za p rzy ja źn ien ia się z n im i, p o zn a w a n ia szczegółów ich ży cia , b yw a n ia u n ich n a przyjęciach, a ta k że bliskiego uczestnictw a w ich codziennych w zlo ta ch i upadkach, tracą zd o ln o ść odnoszenia się do niego w tw órczy sposób51. Stąd już widać,

jak trudno kapłanowi dać m łodym autentyczną przyjaźń, która połączyła­ by elementy bliskości i odpowiedniego dystansu. Zasadność przestrogi m oż­ na by podsumować następująco: często (nie zawsze) przyjaźń ze studentami paraliżuje lub w znacznym stopniu ogranicza m ożliwość bycia ich duszpa­ sterzem. Rozwiązaniem problemu m oże być według Nouwena sugestia, iż w pierwszym rzędzie kapłan potrzebuje dla siebie domu, miejsca oraz „swo­ ich” czyli nie studentów-przyjaciół, z którymi m ógłby dzielić radości i smut­ ki pracy duszpasterskiej. Kiedy będzie potrafił uczynić krok, by zatroszczyć się o swoją przyjaźń, o tyle łatwiej i bezpieczniej stanie się przyjacielem stu­ dentów i będzie im m ógł jaśniej ukazywać kręgi ich przyjaźni.

4.3. W nikliw ość

O prócz m ilczenia i przyjaźni ważną cechą duchow ości duszpasterza akademickiego jest wnikliwość. W nikliwość potrzebna jest, by kapłan m ógł sensownie patrzeć na własną drogę kapłańską. Nouwen spostrzega, że wie­ le cierpienia i niezrozum ienia współczesnych księży-przewodników ducho­ wych bierze się z wypaczonych emocji, a wolność duszpasterską kapłanów ograniczają nie tylko potrzeby przyjaźni czy sympatii, łecz także teologicz­ ny pogląd na własne istnienie. Zaczyna się od tego, iż jeśli duszpasterz aka­ demicki sądzi, że jego zadaniem jest przyprowadzenie jak największej liczby

50 Tamże, s. 275. 51 Tamże, s. 275.

(20)

s tu d e n tó w n a M szę św iętą czy d o sakram en tów , m o ż e b y ć p ew ien, że - jak pisze N o u w e n - uniw ersytet sta n ie się jego czyśćcem 52. P o d o b n ie , gd y jego m yślenie przybiera fo rm ę zależności: im więcej n aw ró co n y ch studentów , ty m m o je ka­ p łań stw o jest bard ziej p o trz e b n e - m o że być pew ien, że w krótce jego praca sta n ie się pow odem zg o rzkn ien ia 55. W nikliw ość, k tó ra p rz e n ik n ię ta jest w iarą i zdrow ym dystan sem d o w y d arzeń dokonu jący ch się w świecie p o trz e b n a jest, b y k ap łan o d n a la z ł się jako człow iek i p rz e w o d n ik duchow y. W ielu ka p ła n ó w d zis ia j je s t głęboko zaniepokojonych. W ko n fro n ta cji z g w a łto w n y m i p rze m ia n a m i w postaw ach ko­

ścioła za d ręcza ją się, a n a w et w p a d a ją w p a n ik ę , i to cza sa m i do tego sto p n ia , ż e g ło szą , iż te czasy są złe , stu d en ci są degeneratam i, a chrześcijaństw o za p a liło ju ż sw o ją o sta tn ią św ieczkę. P o ja w ia się tu p yta n ie: czy je st to rzeczyw iście w y n ik tro ski duszpasterskiej, czy ra­ czej o zn a ka ich m a łej w iary? M o że z b y t ła tw o d a liśm y się zła p a ć w ograniczoność naszych w łasnych poglądów . To spraw ia, ze stajem y się niespokojni za m ia st w o ln i, n iew ierzący z a ­ m ia st w iern i, p o d ejrzliw i za m ia st u fn i54 C ó ż w ięc n ależy uczy nić, b y w n ik liw ość stała się w ażną cechą d u cho w ości kap łań skiej i n ie stracić d o k o ń ca nadziei? Z ac h ęta N o u w e n a b rz m i n astęp u ją co : P ogłębianie w n ikliw o śc i czyńm y p rze z stu ­ d io w a n ie S ło w a , a w ó w cza s zro zu m ie n ie naszego za d a n ia ja k o św ia d kó w tego S ło w a m oże n a s u ra to w a ć p rze d sta n iem się o fia rą w ła sn ej ograniczoności. P o n iew a ż w n ikliw o ść to m ied zy in n y m i p rzekra cza n ie schem atów i odw ażne p a trzen ie w p rzyszło ść'5.

P

o d s u m o w a n i e

O jc ie c Jó z e fA u g u sty n w niew ielkiej, ale b ard zo ciekawej książce o kierow ­ nictw ie d u ch o w y m , napisał: C i, któ rzy pragną p ro w a d zić życie duchow e, szybko zd a ją sobie spraw ę, iż je st to p ra ktyczn ie n iem o żliw e bez dobrego kiero w n ictw a duchow ego. I cho­ c ia ż je st rzeczą oczyw istą, że ostatecznym źró d łem ży c ia duchow ego je s t sam B ó g to je d n a k narodzinom duchow ym m u si tow arzyszyć drugi czło w iek N ie m ożna p ra w id ło w o kierow ać sam em u sw oim życiem duchow ym 516. R o zw ażan ia n a te m a t k a p ła n a - kiero w n ik a duchow ego w p ism a c h H e n ri J.M . N o u w e n a tylko p o tw ierdzają z d a n ia w ielu teologów. Praktycznie nie m o ż n a postępow ać n a p rz ó d w życiu d u cho w y m bez dob reg o p rz e w o d n ik a duchow ego. H e n ri N o u w e n w n ie k tó ry c h sytuacjach rozciąga k o m p eten c je p rz e w o d n ik a du chow ego także d o kręgu o só b b ard zo bliskich, n ie o g ran iczając w pływ u kierow nictw a tylko d o o só b d u ch o w n y ch .

Św ięcenia ka p ła ń skie — jak n ap isali W illia m B arry i W illia m C o n n o lly - n ie są konieczne do skutecznego kiero w n ictw a duchow ego57. Jed n ak że każdy, k to p re te n d u ­ je d o roli p rz e w o d n ik a duchow ego w in ie n o d z n a c z a ć się w yrazistym i cecha­

52 Tamże, s. 278. 53 Tamże. 54 Tamże, s. 279. 55 Tamże, s. 280.

56 J. Augustyn, Kierownictwo duchowe, Kraków 1992, s. 5.

(21)

m i, k tó re H e n ri N o u w e n określa jako: w spó łczu cie, k o n tem p lacja i krytyka, m o d litw a, p rzeb aczen ie i w span iało m y śln o ść. K a p ła n p rz e w o d n ik d u ch ow y w in ie n je d n o c z e śn ie w y p e łn iać k o n k re tn e z a d a n ia , jakie staw ia p rz e d n im a k tu a ln a sytuacja świata, kościoła i człow ieka. D o n ajisto tn ie jsz y ch zn a k ó w czasu, n a k tó re p rz e w o d n ik d u c h o w y w in ie n b ac zn ie zw racać uwagę należy: ro z ja śn ie n ie w ew nętrznego zagm atw an ia, w ydob yw anie z człow ieka tego, co jest w n im najlepsze, n iszcz en ie n ie p o trz e b n e g o d y stan su m ie d z y k ap łan e m a w iern y m , ukazyw anie w iary w sens życia i w lew anie n ad ziei. S zczeg óln ym z a d a n ie m zw łaszcza k a p ła n a p racu jącego w śró d s tu d e n tó w jest d aro w an ie m ło d y m , szczególnie ty m , k tó rz y m ieszkają w ak a d em ik ach : bezp ieczn eg o k lim a tu , m o żliw ości ro z m o w y i tw o rzen ie „czegoś n a w z ó r d o m u ro d z in n e ­ g o ” . W yżej w y m ien io n e z a d a n ia b ęd z ie o tyle t r u d n o w y p e łn ić k ap łan o w i, o ile n ie się b ędzie troszczył i n ie b ęd zie rozw ijał w sobie cech d uchow ości ka­ płańsk iej. H e n ri N o u w e n zalicza d o n ic h szczególnie trz y w artości: p o trz e ­ bę m ilc zen ia, p rz y ja źn i i w nikliw ości.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzięki internetowej ofercie teatralnej możliwe jest też wracanie do spek- takli już kiedyś zobaczonych na żywo („Mam możliwość przypomnienia sobie widzianych

W filmach pokazujących jak szyje się patchwork, a potem quilt – tych nakręconych przez Angielki lub Amerykanki –często widzimy, że materiały na robótkę można

Pasieki oprócz tego, że przynoszą miód, mają też przyczynić się do ratowania gatunku zagrożonego zmieniającym się klimatem, chemizacją rolnictwa oraz

Gdy dziecko czuje się bezpiecznie, może skupić się na odkrywaniu świata i zdoby­. waniu kolejnych

3UDFH Z GUHZQLH RUD] PRQWDĪ RGE\á\ VLĊ Z SU]\VSLHV]RQ\P WHP-

Z niew ym ow nym bólem spojrzała na oblicze Jezusow e, na którym w szechw ładnie zapanow ał m a jestat śm ierci.. uczynienia czegoś dla

Według prognoz makroekono- micznych, 2020 rok będzie w RC kolejnym rokiem wzrostu gospo- darczego. Chociaż jego dynamika ma się obniżyć z 2,7 proc. na 2 proc., zdaniem

Nazwisko i Imię