• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1947.04.20 nr 16

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1947.04.20 nr 16"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

poeatow*

rTe“ Heffi' Cena 10 zł

»*ydza2i b ib lio t e c z n y B y d g o s z c z

* 1 . 1 baja 48

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K I

Rok I V Łódź, 2 0 kwietnia 1 9 4 7 r. V \ N r 16 ( 9 5 )

/.* v \ -^7

Julian Rata} o w > ’ > v

W odwiedzinach u czeskicn rolników

Pierwsza wycieczka przedstawicieli Związku Samopomocy Chłopskiej na ziemi czeskiej miała miejsce w końcu marca br.

Jakkolwiek trw a ła zaledwie tydzień, to jednak różniła się niepomiernie od zwyczaj­

nych wyjazdów zagranicznych, nie tylko napięciem emocjonalnym z ra c ji niedawno zawartego zasadniczego porozumienia Pol­

ski i Czechosłowacji. B y ł to przede wszyst­

kim fa k t zetknięcia się dwóch chłopskich organizaeyj zawodowych sąsiadujących kra jó w słowiańskich. B yła to pierwsza wymiana zdań, strzał startow y zapocząt­

kowujący nie ty lk o wzajemne ko n ta kty i zbliżenia, ale konkretną współpracę na po­

lu organizacyjnym i gospodarczym zawo- dowo-rolniezym.

Dla przybysza z Polski dotkniętej głę­

boko zniszczeniem wojennym, przejazd przez Czechy już od granicy w kierunku P ragi dostarcza niepowszednich wrażeń, które rosną w miarę posuwania się w głąb kra ju . Nie widać zniszczonych miast i wsi. W prost przeciwnie, wydaje się, że k ra ju tego nie nawiedziła wojna, tak cało i dostatnio wyglądają osiedla ludzkie, miasteczka i miasta.

Z drugiej strony nasuwa się porównanie

* naszymi niezniszczonymi połaciami Ziem Odzyskanych, gdzie uderza przede wszyst­

kim upodobnienie wsi do miasta W zakre­

sie budownictwa i zastosowania techniki, następnie uprzemysłowienia oraz sieci do­

skonałych dróg. Dymią niezniszczone fa ­ bryki, znikają strzechy słomiane i dre­

wniane budynki. Jednym słowem k ra j o zdecydowanie innym, dużo wyższym stop­

niu rozwoju gospodarczego, w którym rozwój ten nastąpił dawno i przemienił stru ktu rę gospodarczą k ra ju , upodabnia­

jąc ją do s tru k tu ry kra jó w zachodnio-eu­

ropejskich. Nieporównanie wyższy od na­

szego stopień uprzemysłowienia k ra ju jest widoczny we wszystkich fragmentach ogól­

nego obrazu ziemi czeskiej; technika roz­

przestrzeniła tu swoje zdobycze i uczyni­

ła je cechą dominującą i nieodłączną prze­

ciętnego, materialnego obrazu kra ju . Potwierdzenie możliwości czeskiej w y­

twórczości przemysłowej widzimy na wio­

sennym jego pokazie w Pradze, na targach praskich. W olbrzymim, prostokątnym, sześciopiętrowym gmachu, Prażske Vzor- kove Veletrny (Praski Pałac Targów Wzorów) oraz w pawilonach sąsiadującego terenu wystawowego rozłożone są ekspo- .naty produkcji przemysłowej wszelkich gałęzi przemysłu całego państwa. W w y, stawie uczestniczą zarówno przedsiębior­

stwa upaństwowione ja k i wytwórczość prywatna. Wystawa zwiedzana jest maso­

wo. Nieprzerwany pochód tłum u zwiedza­

jących krąży zwartą masą po odsłonię­

tych od wnętrza korytarzach wszystkich pięter potężnej budowli głównego pałacu wystawowego, niby krwiobieg potężnego organizmu.

T aki pokaz na tle Pragi, wspaniałego miasta, którego m ury splatają przeszłość historyczną narodu czeskiego z nowoczes­

nymi, świetnymi dzielnicami, czyni na mieszkańcu naszej stolicy Warszawy wra­

żenie normalności i niezakłóconego życia.

To co w Warszawie jest obrazem miasta, w Pradze Czeskiej ogranicza się do nie­

wielu spalonych czy zburzonych budyn­

ków z ratuszem staromiejskim na czele, gdzie broniący się przez parę dni powstań­

cy P ragi uwolnieni zostali przez nadejście Czerwonej A rm ii w pamiętnych, ostatnich dniach wojny.

C Z E C H Y ,

K R A J WYSOKO PRZEMYSŁOWY Jeżeli na pierwszy rzut oka ziemia czes­

ka uderza jako k ra j o daleko wyższym stopniu zaawansowania technicznego i ogólno gospodarczego, to warto przytoczyć garść wii-lom ości na temat źródeł tego

stanu rzeczy. Odrzućmy na chwilę w tych rozważaniach przy porównaniu z Polską element ta k bardzo ważny w obecnej do­

bie, ja k zniszczenia wojenne, a sięgnijmy do czasów przedwojennych, czasów pracy pokojowej. O dobrobycie społeczeństwa stanowi nie tylko ilość pracy, ale jakość te j pracy i je j kierunek. Ilość pracy w y­

konywanej w Polsce nie jest mała, ale jest ona dokonywana wciąż jeszcze z małym stosunkowo zasobem środków technicznych, maszyn i ulepszonych narzędzi pracy. Jed­

nym słowem słabe jeszcze jest u nas na­

gromadzenie kapitału w znaczeniu technicz­

nych środków produkcji. Im większe bo­

wiem jest umaszynowienie i utechnicznie.

nie gospodarki narodowej, tym większy jest je j produkt, a im bardziej nowoczesny jest cały aparat wytwórczy, tym bardziej wartościowy jest w ynik produkcji czyli dochód społeczny. Na aparacie w ytw ór­

czym dawnych ziem polskich ciąży zacofa­

nie techniezno-wytwórcze datujące się jesz­

cze z czasów zaborów, kiedy to wszystkie dzielnice k ra ju b yły w większym lub m niej­

szym stopniu pozbawione przemysłu wzglę­

dnie odsunięte od korzystania z jego do­

brodziejstw. Przykładem jaskrawym a za­

razem najbardziej przydatnym dla pm*óL Wnawezych rozważali jest historia gospo­

darcza naszych województw południo­

wych, które, znajdując się wraz z krajam i obecnej Czechosłowacji w obrębie monar­

chii habsburskiej, b yły je j polityką świa­

domie upośledzane gospodarczo pod każ­

dym względem; powstał tu typowy k ra j rolniczy z ogromnym przeludnieniem wsi, najgorszą strukturą gospodarstw ro l­

nych. Nie dopuszczano świadomie do roz­

woju przemysłu, którego terenem stały się właśnie ziemie czeska i morawska. Oczywi­

ście przewrót gospodarczy ja ki przyniósł pochód techniki przemysłowej wywarł wpływ na całość gospodarki narodowej w Czechach wiele dziesiątków la t wcześniej niż u nas, zwłaszcza biorąc pod uwagę fa kt, że nasze dwudziestolecie międzywo­

jenne, s ra c ji charakteru rządów przed- wrześniowych, nie przyczyniło się do isto t­

nego postępu naszej gospodarki narodo wej.

Tak w ielki dystans w czasie nie ucho­

dzi i stał się dostateczny dla zakwalifiko­

wania organizmu gospodarczego Czecho­

słowacji jako k ra ju o wysokim poziomie gospodarki kapitalistycznej (ciągle w zna­

czeniu poziomu techniki wytwórczej), zaś Polski do krajów rolniczych, objętych czę­

ściowo gospodarką kapitalistyczną. W y­

starczy wziąć c y fry dochodu społecznego Czechosłowacji, w któ rym produkcja prze­

mysłowa uczestńiczy aż 60 proc. udziałem zaś rolnicza liczy 36 proc., podczas gdy Polska ma stosunek gorszy niż wręcz od­

wrotny, gdyż rolnictwo stanowi u nas pra­

wie 2 razy więcej (68 proc.),, zaś przemysł

2 razy mniej (26 proc.) w dochodzie spo­

łecznym. Znajduje to swój wyraz dobitny w wartości dochodu społecznego przypada­

jącego przeciętnie w latach przedwojennych na głowę ludności. Otóż ta przeciętna w Czechosłowacji jest prawie 3-krotnie wyż­

sza niż w Polsce. Jeżeli Czechosłowacja jako k ra j 4 razy mniejszy powierzchnią, o 2 i pół raza mniejszej ludności produ­

kował w r. 1937 surówki 1,7 m il. ton, stali 2.3 mil. ton, podczas gdy dla Polski od­

nośne c y fry brzmią, 1,1 i 1,5 mil. ton, to można sobie uzmysłowić ja k wielokrotnie większe b yły podstawy w Czechosłowacji do stworzenia w tym k ra ju s tru k tu ry ' przemysłowo-gospodarszej.

Rozważane wielkości statystyczne od­

noszą się do całego państwa czechosłowac­

kiego; składają się na nie jako na prze­

ciętne różne poziomem gospodarczym kraje ja k Czechy, Morawy oraz Słowacja. Jeśli uwzględnimy, że przeciętny, przemysłowy charakter całości s tru k tu ry gospodarczej tego państwa zawiera składnik w postaci nawslcroś rolniczej Słowacji, to same Cze­

chy tym bardziej uwypuklą swój dominu­

jący charakter wysoko przemysłowy.

PRZEMYSŁ ‘ - MODERNIZUJE K O LN IC fW O Niejednokrotnie daje się słyszeć u nas fałszywy pogląd, że tylko bezpośrednie, je­

dnostronne nakłady czysto rolniczego cha­

rakteru mają znaczenie dla podniesienia dochodowości i rozwoju rolnictwa. Obser­

wacja Czech jest materialnym zaprzecze­

niem tego błędnego stanowiska kierowa­

nego albo złą wolą, albo nieświadomością, jest zarazem potwierdzeniem faktu, że wzrost przemysłu jest zarazem wzrostem możliwości unowocześnienia rolnictwa przez wyposażenie go zarówno w udosko­

nalone środki produkcji i urządzenia tech­

niczne ja k również w środki transportu oraz wszelkie inwestycje stałe i ruchome aparatu wymiany.

M aterialny obraz Czech przekonuje o tym, że k ra j ten dawno już przekroczył w swej strukturze zawodowo - ludnościowej punkt 50 proc. ludności nierolniczej, co dla nas ciągłe jest celem gospodarczym, omal mistycznym do czasów wojny, a obec­

nie będzie możliwym do osiągnięcia dzięki wyzyskaniu potencjału przemysłowego Ziem Odzyskanych. Jeśli najpierwszym wa­

runkiem rozwoju nowoczesnego i racjonal­

nego rolnictwa jest wyciągnięcie nadwyż­

kowej i zbędnej ludności wiejskiej, to zdol­

ny to jest uczynić ty lk o przemysł i inne zawody pozarolnicze. Ten proces Czechy już przebyły i tym samym stworzyły pod­

stawowe w arunki dla powstania dochodo­

wości rolnictwa. Reszty dokonało rosnące zaopatrzenie wsi w dobra produkcyjne i konsumcyjne płynące strumieniem ze stro­

ny potęgującego się przemysłu.

»■ >

Pejzaż dolnośląski Rys. T. Sobolewski (Patrz art. „Nad Nysą“ , str, 5)

Stąd też można było zaobserwować sze­

roko zakrojoną mechanizację rolniczych terenów, wyposażonych w maszyny i tra k ­ tory. Już obecnie zasięg stacyj tra k to ro ­ wych obejmuje 20 proc. ogółu wsi czeskich, a w roku bież. dojdzie do 40 proc., ja k prze- widuje dwuletni narodowy plan gos­

podarczy. Jest rzeczą jasną, że realizację tak znacznych etapów umożliwiają nie ty i- ko dostawy UNRRA i pozostałości tra k ­ torów poniemieckich, lecz i produkcja prak­

tycznych i dostosowanych do warunków krajowych, małych traktorów 25-cio kon­

nych Zetorow (Zbrojówka) i Skoda.

Są powiaty, ja k .słynny Żatec — powiat uprawy „zielonego złota“ czyii chmielu, w którym istnieje centralna powiatowa sta­

cja maszynowa, wyposażona w kilkanaście traktorów oraz żniwiarek-wiązałek pro­

dukcji znanej czesko.morawskiej firmy;

„K notek“ ; stacja w tym powiecie rozpo­

rządza dużynl warsztatem mechanicznym, zatrudniającym 40 ludzi, k tó ry dokonuje nie tylko reparacyj ale i remontów maszyn rolniczych i traktorów . Prócz powiatowej stacji maszynowo-traktorowej zorganizo­

wanej na zasadach spółdzielczych, na po­

szczególnych wsiach (w Czechach nie ma gmin) znajdują Się punkty maszynowe i traktorowe obsługujące najbliższy teren; w omawianym wypadku 1 tra k to r wypada na 160 ha ziemi ornej. Wszystkie stacje traktorowo-maszynowe oparte są o spół­

dzielnie (drużstwa).

Obrót artykułam i zaopatrzenia rolni©»

twa, ja k również produktam i rolnym i od­

bywa się za pomocą sieci spółdzielni powia­

towych i ich „filia le k “ na wsi. Są to zasa­

dniczo spółdzielnie wszechstronne, obejmu­

jące swym zakresem całość potrzeb ro ln i­

ka. Są spółdzielnie, które p o tra fiły opano­

wać od 60 do 90 proc. obrotu inwentarzem żywym, zbożem,, 100 proc. produkcji mle­

ka tak, że znaczenie pośrednictwa pryw at­

nego praktycznie zostało wyeliminowane.

Uderza wszędzie- dobre wyposażenie spół­

dzielni w budynki, magazyny, urządzenia mechaniczne oraz środki transportowe, dzięki którym staje się ona skuteeznym i sprawnie działającym instrumentem po­

trzeb chłopa czeskiego. W ten sposób po­

stępujący proces mechanizacji produkcji rolnej z jednej strony oraz ekonomiczność spółdzielczego funkcjonowania zaopatrze­

nia i zbytu zaczyna stwarzać dla rolnika pewną premię kulturalną w postaci zao­

szczędzonego czasu pracy.

• CZESKI „ZEM ED ELEC “ A P O LITY K A

W kraju, gdzie tradycje ludowego spo­

łeczeństwa sięgają w przeszłość o wiela głębiej niż gdzie indziej, gdzie w obecnych czasach zwycięstwo polityczne w wybo­

rach do parlamentu odniosła partia komu­

nistyczna, znajdują się społeczne rezer­

w aty zacofania, którego siedliskiem jest drobnomieszczaństwo, takie same ja k w każdym kraju. Taki przeciętny drobno- mieszczanin • nie odczuwa ja k należy prze­

mian polityczno-społecznych i korzyści ja ­ kie z sobą przynoszą człowiekowi pracy;

gotów on jest powitać z równą serdeczno­

ścią jeden hib drugi kierunek ewolucji us­

trojowej, byleby tylko miał gwarancję do­

sytu i niezakłóconej wegetacji osobistej, bez żadnego względu na sprawy otocze­

nia społecznego.

I czeski ro ln ik (zemedelec) jest konser­

watywny, ja k wyraził się pewien doświad­

czony chłop, wykształcony agronom. Ró­

wnocześnie jednak dodał, że mimo to w i­

nien on realizować postulaty, które naka-.

żuje wypełniać polityka. Jest to prawdzi­

wie praktyczne wyznanie w ia ry ta k cha­

rakterystyczne dla czeskiego rolnika.chło- pa, wypowiedziane przez agronoma spo­

łecznego działającego w zawodzie rolniczym

(2)

Str. a „W I E S" Mr 16 (95) dziesiątki la t i znającego niewątpliwie do­

brze środowisko wiejskie. Tkw i w tym sens głęboki, w którym pewien konserwa­

tyzm obyczajowy podaje rękę wymogom każdoczesnej epoki i jest w tym swoim praktyeyźmie życiowym siłą rzeczy postę­

powy, powodując się zdolnością przysto­

sowania do nowej sytuacji. Wygląda na to, że chłop czeski chłopem został, ale równo­

cześnie stał się człowiekiem cywilizowa­

nym, użytkującym szeroko zdobycze ma­

terialne.

Gospodarstwa chłopskie nie są prowa­

dzone sposobem tradycyjnym , nie dążą do samowystarczalności. Specjalne kierunki produkcji rolniczej dające największe re­

zultaty gospodarcze w oparciu o warunki rejonizacyjne rolnictwa są cechą dominu­

jącą. Hodowla zwierzęca i uprawy specjal­

ne to są nie tylko dążenia, lecz już w dużej mierze zrealizowane zagadnienia, stając się istotną dźwiginą dochodowości chłop­

skich warsztatów rolnych.

Cały terenowy aparat instruktorski agro­

nomii społecznej jest również dostosowany do potrzeb specjalizacji produkcji rolnej.

Rozmieszczenie bowiem placówek tego aparatu nie odpowiada jednostkom admi­

nistracyjnym państwa, lecz poszczególnym rejonom rolnictwa. W ten sposób następuje

2granie działalności fachowej człowieka z warunkami naturalnymi.

Społeczeństwo czeskie cechuje dyscypli­

na społeczna; docenia ono konieczności po­

lityczno-gospodarcze państwa jako całości i uznaje potrzebę takiej organizacji, jaka jest najkorzystniejsza w danym okresie czasu dla całości. Aby przyśpieszyć w y j­

ście z trudności gospodarczych, jakie po wojnie nie ominęły nawet takich stosunko­

wo mało nadwyrężonych gospodarstw na­

rodowych ja k czechosłowackie, należy uzu­

pełnić zaopatrzenie gospodarki narodowej importem potrzebnych towarów, za któ ry trzeba płacić dewizami. Zdobywanie tych środków na im port odbywa się przez fo r ­ sowanie eksportu ja k najbardziej w arto­

ściowych i luksusowych produktów włas­

nych, które nie są do nabycia na rynku wewnętrznym; w wymianie wewnętrznej obowiązuje racjonalizacja i nabywanie to ­ warów na ka rtki. Te konieczności obowią­

zują wszystkich i dają w yniki dodatnie dzięki dyscyplinie społecznej i zrozumie, niu potrzeb ogólnych. Ceny tych samych artykułów na przedmieściu Pragi i w cen­

trum miasta nie wykazują różnic.

Ta dyscyplina społeczna, praktyczna na codzień, łączy się z pracowitością i sku­

pieniem widocznym na twarzach ludzi, mo­

że nie śpieszących się zbytnio i nie pracu.

jących tak gorączkowo, (ja k u nas na wie­

lu odcinkach) jakby pewnych, że opierają się o niezniszezony Wysoki szczebel roz­

woju gospodarczego. My wychodzimy ze stadium zniszczeń wojennych, o których chcemy zapomnieć ja k najszybciej; stwarza to pewną gorączkę czynu i szybkość dzia­

łania na wielu zwłaszcza podstawowych od­

cinkach życia. Chcemy równolegle załatwić problem odbudowy, ja k i dopędzić naSze zacofanie gospodarcze datujące się z prze^

szłości.

Postulat polityczny, tym razem w czy­

stym tego słowa znaczeniu, znajduje swo­

je odbicie w stosunku do zasług Czerwo­

nej A rm ii i w ocenie przyjaźni z Rosją Radziecką. Widoczne to jest zarówno w ośrodkach fabrycznych ja k i w ośrodku wiejskim. I na wysokich rusztowaniach obiektów przemysłowych w miastach, i na

budynkach wiejskich spotyka się nierzadko symboliczne znaki sierpa i młota wzglę­

dnie czerwoną gwiazdę.

Czesi podkreślają fakt, że Polska jest krajem, w którym nastąpiło większe zaa­

wansowanie polityczno-ustrojowe, że de.

mokratyzacja życia społeczno-gospodarcze­

go poczyniła u nas większe postępy. Przy­

znają, iż np. reforma rolna została u nas przeprowadzona w pełni, podczas gdy Cze­

chosłowacja nie doprowadziła u siebie do końca przebudowy ustroju rolnego. Odpo­

wiednie prospekty dekretów są jednakowoż w przygotowaniu.

BRATERSTWO POLSKO-CZESKIE 8-dniowy pobyt delegacji Związku Sa­

mopomocy Chłopskiej w Czechach od pier­

wszej chwili przybycia aż do momentu od­

jazdu upłynął w atmosferze bardzo ser­

decznego przyjęcia ze strony Ministerstwa Rolnictwa, Zjednoczonego Związku Czes­

kich Rolników, jako odpowiednika polskiej Samopomocy Chłopskiej oraz delegatów poszczególnych central spółdzielczych w Pradze.

Delegaci polscy byli kolejno gośćmi w y­

mienionych instytupyj centralnych oraz wielu rolniczych i spółdzielczych ośrodków terenowych. Każde zetknięcie się czy to z instytucją centralną, czy z poszczególną placówką terenową aż do małej „kampe- liczki“ (coś w rodzaju kasy Śtefczyka), zamieniało się w istną manifestację przy­

jaźni i serdeczności dwóch bratnich naro­

dów słowiańskich. Wszędzie podkreślano konieczność konkretnej współpracy gospo­

darczej, kulturalnej i politycznej. Każdy przyjazd do powiatowego miasta celem

zwiedzenia, pewnych obiektów gospodar­

czych spotykał się z serdecznym przyję­

ciem ze strony miejscowej rady narodo­

wej.

Zaznajomienie się z organizacją zawo­

dową czeskich chłopów przekonało nas, że istnieją zasadnicze podobieństwa obydwu związków: polskiego i czechosłowackiego pod względem zadań i celów, które realizu­

ją. Związek czeski powstał również z ducha reform y rolnej i tk w i swą podstawą świa­

topoglądową w nurcie współczesnych prze­

mian społeczno-gospodarczych.

Delegacja Zw. Sam. Chłopskiej była rów­

nież parokrotnie gościem M inistra Rolnic­

tw a Juliusza Durisza. Jednym z najsym- patyezniejszyth momentów pobytu na zie­

mi czeskiej było powitanie delegacji ZSCh przez ogólno-krajowy zjazd czesko.słowac kich agronomów, którzy w liczbie kilkuset manifestacyjnie przyjęli pojawienie Się delegacji na sali obrad prowadzonych pod przewodnictwem M inistra Durisza.

M inister Duriaz w yraził nadzieję, że ta pierwsza po wojnie w izyta polskiej chłop­

skiej organizacji zawodowej rozpocznie następny okres- stałe] współpracy fachowej w dziedzinie rolniczej obydwu krajów przez wymianę fachowców, studentów, sta­

łą informację o wzajemnych potrzebach i osiągnięciach.

Dążeniem bratnich nai’odów słowiań­

skich winno być ułożenia planowej wymia­

ny gospodarczej jako najlepszej i najpe­

wniejszej podstawy do trwałego ułożenia wszelkich stosunków.

Na miesiąc m aj zapowiedziana została liczna wycieczka czechosłowackich ro ln i­

ków do Polski.

Julian R ataj

A. I. Mołodczykow

PRZYRODA i MISTRZOWIE

^ łlum. Tadeusz Chróścielewskl W yjątek ze wstępu. ,

...Niektóre rośliny ogrodowe znamy już od przeszło 4000 la t np. pszenicę, jęczmień, proso, kapustę, ogórki, migdały. Inne po­

znaliśmy znacznie później. Owies, groch, żyto, rzodkiew, Wisznia liczą sobie około 2000 lat. Gryka pojawiła się jeszcze póź­

niej, to samo agrest, malina, czarna po­

rzeczka (smorodina), dynia, tykwa, pie­

truszka... Przejście od rośliny dzikiej do ogrodowej nastąpiło drogą .naturalnego doboru. Główną rolę grał tu od niepamięt­

nych czasów człowiek, zrazu bezwiednie, potem już świadomie — zbierał w lesie co ładniejsze i smaczniejsze jagody i przyno­

sił do swego koezowiska. Gdy rzucał pest­

ki, nie zdawał sobie sprawy, iż powoduje wyrastanie w bezpośrednim sąsiedztwie tych przyjemnych roślin. O stosowaniu świadomego doboru wiemy z m itów oraz eposu bohaterskiego; Pleśń o Hajawacie, opowieści północno-amerykańskich szcze­

pów indiańskich, Iliada i Odyseja...

Z rozdziału: Przemieniacze natury. K ii ment ArkadiewicZ Titniriazew.

Jeden z najwybitniejszych darwinistów.

Stawia sobie za cel, ja k się wyraża „pomóc rolnikowi, ażeby wyhodował dwa kłosy, gdzie dawniej rósł jeden“ .

W latach 1868 — 1871 zaznajamia się ze zdobyczami wielkich uczonych Zachodu (Daume, Claude Bernard, K irch h o ff). P i­

sze znakomitą rozprawę: „Charles Darwin i jego teoria“ . jYkrótce potem nawiązał kontakt osobisty z wielkim Brytyjczykiem . Przez całe życie bada ową przedziwną sub­

stancję, która stanowi o zielonej barwne roślin t. zw. chlorofil. W dziele swym „ż y ­ cie roślin“ tłumaczy niejasny dotąd nie­

zmiernie skomplikowany proces przetwa­

rzania się promieni słonecznych w pożyw­

kę roślin, zwierząt i człowieka.

(Następują ogólnie znane od czasów Timd- riazewa wiadomości o pochłanianiu dwutlen­

ku Węgla, o węglu, wydzielaniu tlenu, o krochmalu, roli słońca 1 t. d.)

Najbardziej złożone funkcje wszystkich isto t na k u li ziemskiej — mówi Timiriazew

— to nic innego ja k zużywanie energii słonecznej chwytanej przez liście roślin.

Ciała wszystkich isto t są niejako utkane z promieni słonecznych. Więc wszystko, co żyje, to dzieci słońca.

Tak więc czysto praktyczne starania ro l­

ników około powiększenia urodzaju nabie­

ra ją w świetle nauki ogólnego znaczenia dla kontynuacji życia na ziemi i dlatego ludzkość zachowuje we Wdzięcznej pamię­

ci naukowe zasługi Klimenta Arkadiewi.

eza Timiriazewa. Urodził się 3 lipca 1843 roku. W młodości cierpiał niedostatek. Głę­

boko odczuwał radości i bóle rosyjskiego rolnictwa. Olśniewający wykładowca i świetny stylista z zapałem popularyzował nowe zdobycze nauki, czego nie robiono wtedy zbyt często.

*) P a ń stw o w e W y d a w n ic tw o L ite r a tu r y R o ln ic z e j, M o skw a 1948.

Z

M IA N Y w p rz y ro d z ie d zie ją się w o l­

b rz y m ic h odległościach tz a s o w y c h , toteż m im o w o li jesteśm y s k ło n n i patrzeć na n ią ja k o na coś skończonego, zam kniętego. To ogólne psychiczne n a b a ­ w ie n ie znalazło w X V I I w. w y ra z w dług o u trz y m u ją c e j się te o rii Szweda L inn cusza o stałości g a tu n k ó w . T e o rię tę o b a lił ja k w ia * dbm o uczony a n g ie ls k i Charles D a rw in w dziele ..Pochodzenie g a tu n k ó w “ — 1859 r.

(s ły n n a teo ria D a rw in a ). W przyro dzie ż y ­ w e j zachodzą stałe zm ia ny w k ie ru n k u p rz y ­ stosow ania do z m ie n ia ją c y c h się w a ru n k ó w życia (d z ie je się to w s k u te k t. zw. dobo ru n a tu ra ln e g o — s e le k c ji po w o dow an ej bezpo­

to m n y m ginię cie m słabszych oso bn ików w w alce o b y t. C z y n n ik i w s p ó łd z ia ła ją c e —- to is tn ie n ie cech w y ró ż n ia ją c y c h u ka żd e j z ja ­ w ia ją c e j się na ś w ia t is to ty , jednocześnie zaś dziedziczność). W tę autom atyczną, śle­

pa pracę p rz y ro d y w k ro c z y ł czło w ie k, z ra ­ zu, w p rz e d h is to ry c z n y c h czasach n ie ś w ia ­ domie. D ochodzi do te. dobo ru sztucznego.

S k u te k — to przerodzenie się n ie k tó ry c h g a tu n k ó w ro ś lin tra w ia s ty c h w zboża, a drze w — w d rz e w k a owocowe. Poczym in ­ w e n cja cz ło w ie k a u sta ła (stosun kow o n a j­

w iększa jeszcze w h o d o w li). Toteż p rz y z w y ­ czajone do statyczności wczorajszego życia w ie js k ie g o oko — gotow e w id z ie ć w n ie j b łę d n ie je de n z e lem e ntów in te g ra ln e j p rz y ro d y , n ie z m ie n n y od „ d n i s tw o rz e n ia “ . T a k ie spo jrze nie spow odow ało ongiś n a ro ­ dzenie się s e n ty m e n ta liz m u Rousseau, p o k u ­ tującego n ie je d n o k ro tn ie w poglądach na Wieś i W teraźniejszości.

D a rw in o tw o rz y ł przed nauką o lb rz y m ie p e rs p e k ty w y : '. m ożliw ość w tó rn e j, ś w ia d o ­ m ej ju ż in g e re n c ji w je j życie (udoskonale-

c ji i k rz y ż o w a n ia ). W ty m k ie r u n k u poszła m o m e n ta ln ie praca uczo nych całego św iata, da ją c w k r ó tk im stosu nkow o czasie nadspo dziew ane w y n ik i. Szczególnie duże zasługi p o ło żyła na uka a m e ryka ń ska — L u te r Be

a rb an k. W ytężoną procę n a u k o w o -o d k ry w - czą p ro w a d z i Rosja, gdyż d la n ie j udoskona­

le nie ro ś lin y i dostosow anie do n ie s p rz y ja ­ jącego k lim a tu wobec og rom n ej rozp ię to ści k lim a ty c z n e j Z w ią z k u i is tn ie n ia oljprzy- m ich d e fic y to w y c h lu b ze ro w ych gospódar' czo obrazów posiada kolosa lne znaczenie.

N a u k a po lska m a tu ró w n ie ż znaczne osiąg­

nięcia — działalność na uko w a d r. L u c ja n a F ile w ic z a w je go s ły n n y c h sadach ja b ło n io ­ w y c h w Sm olące p. W ęgroWern.

ś m ia łe osiągnięcia w te j d zied zinie uezo' n y e h ro s y js k ic h u jm u je c ie ka w a bro szura M o lo d c z y k o w a „ J a k cz ło w ie k zm ie nia r o ś li­

nę", k tó re j frn g m e n tó ry c z n e tłum a czen ie po­

d a je m y n iż e j.

W ch a ra kte rze tam tejsze j p ra c y n a u k o w e j uderza, obok śm iałości, je j uspołecznienie — tr a k tu je się ją ja k o zam ó w ie nie narodow e.

św iado m ość o b o w ią zku narodow ego t k w i zarów no w uczonym , ja k i w ro b o tn ic y w ie j s k ie j. P o d a je m y w y ją te k z ksią żeczki: „ M i­

s trz o w ie gospodarstw ro ln y c h ". Są to b io g ra ­ fie w y b itn y c h ro b o tn ik ó w ro ln y c h , k tó rz y osiągnęli specjalne w y n ik i i n ie je d n o k ro tn ie przez, sw o ją in ic ja ty w ę , rozsądek i »poświę­

cenie s ta n ę li o b o k uczonych w w a lce o w ła ­ dzę nad k lim a te m i ż y w ą p rz y ro d ą . M im o propagandow ego c h a ra k te ru dziełka , a n a ­ w e t w ła ś n ie dlatego, n a le ż y p o d k re ś lić k u lt ducha in ic ja ty w y , w y ra ź n e p rz e ła m y w a n ie , choć może n ie na całej lin ii, „ w schodu“ ' t. j.

bierności, na ja k ą często w s k a z y w a ło w czo­

rajsze p iś m ie n n ic tw o .

____________________ t. oh.

Z rodziału: W ielki reform ator przyrody

— Iwan Włodzimier zowie* Miczurin.

Ma za sobą długie i piękne życie. Przed 70 lat w odległym powiatowym mieście przystępuje do eksperymentów mających na celu wytworzenie nowych gatunków drzew. Zadanie niełatwe. Chce obrócić wszystkie części ziemi w sad. Sadownictwo stało wtedy w centralnej Rosji b. nisko.

Dobrych gatunków jabłoni i grusz nie by ło. Właściciele większych sadów usiłowali sprowadzać zagraniczne, ale te nie w ytrzy­

mywały surowego klimatu.

Miczurin postanowił .wyhodować drzew ka wytrzym ałe na zimno. Na przestrzeni pół wieku dokonuje olbrzymiego dzieła Z początku bierze w Kózłowie w dzierżawę opuszczoną sadybę. Razom z żoną przeko puje zagony. Znikąd pomocy. Miezurir taszczy całymi kilom etram i wiązki drzew na plecach. Początkowo, podołmie ja k inni usiłuje przyzwyczaić do kozłowskiego kii matu gatunki zagraniczne. Widzi jednak bezowocność wysiłków: jedne po drugich usychają. Wtedy krzyżuje północne — w y­

trzymałe, z południowymi. Posiadając nad zwyczajny dar wnikania w ta jn ik i przyro­

dy, zauważa, że młode mieszańce łatwo się poddają oddziaływaniu ogrodnika. W yko­

rzystuje to Iwan Włodzimierzowicz dla

umocnienia w swych zielonych wychowan­

kach cennych cnót i właściwości, krz y ż u je gatunki najbardziej odległe ł utrw ala za­

le ty obojga rodziców: wytrzymałość na chłody, płodność, smak. Każdy nowo w y­

tworzony gatunek był wynikiem ogromnej i długoletniej pracy. Do Miczurina istniał pogląd, że skrzyżowanie dwóch zdecydo­

wanie różnych gatunków nie może dać re­

zultatu. Iwan Włodzimierzowicz obserwu­

jąc rozwój hybrydów, dochodzi do wniosku, że konieczne jest tu jeszcze wtórne skrzy­

żowanie. Zaszczepiwszy na. gruszy nowy gatunek jabłoni otrzymał jabłka o kształ­

cie przypominającym gruszki. Ten gatunek nazwał Renetą Bezgramotną. Dla uszla­

chetnienia hybrydu stosował też szczepie- lie szeregu innych gatunków w koronie lrzewka. Wypracował całkiem nowy spo- łób krzyżowania odmiennych gatunków

*w. krzyżowanie przedwstępne w celu otrzymania, hybrydu-pośrednika. Tak np.

lynia i tykw a nie krzyżują się. Krzyżuje więc Miczurin dwa rodzaje ty k w y i dopie­

ro nowo wytworzony gatunek kojarzy z dynią. Iwan Włodzimierzowicz Miczurin w niebywale ciężkich warunkach przez 60 lat Walczył o władzę nad rośliną. Nie zwraca go z raz obranej drogi ani bieda, ani wzruszanie ramionami. Wyprowadza coraz to nowe gatunki. W swych niezliczonych

doświadczeniach trzym a się stale jednej maksymy: „M y nie możemy oczekiwać da­

rów od przyrody — nasze zadanie zdobyć je “ . Południe przenosi na północ; stwarza dziesiątki nowych gatunków jabłoni, grusz, czereśni, winogron, morel — drzew, któ ­ rych nigdy nie było w środkowych poła­

ciach Rosji Europejskiej. Mało płodną, lecz za to wytrzym ałą na mrozy „C hinkę" krzyh żuje z południowym gatunkiem B elfler żół­

ta i otrzymuje znakomitą jabłoń Belfłer- Chinkę. Do Miczurina nie spotykało się w rosyjskich sadach zimowej gruszy. Stwa­

rza więc świćtny gatunek t. zw. Bera Z i­

mowa Miczurina. Czereśnię znano na pół­

nocy ty lk o ze słyszenia. Iwan Włodzimie­

rzowicz skrzyżował wiśnię z czereśnią i otrzymał niezmiernie wytrzym ałą na zimno wiśnię „Cudo północy". To płodne drzewko posiadające zawsze piękny, soczysty owoc ocalało w czasie ostrych zim 1939— 41 r. a przecież wtedy marzły najstarsze i najw y­

trzymalsze drzewa. Nowe gatunki wino­

gron Miczurina sadza nie tylko w Tam- bowszczyśnie lecz i' w okręgu Kalinina. Po długich wysiłkach udało mu się wyhodo­

wać gatunek morel północnych. Drogą wielokrotnego krzyżowania wytwarza prze­

dziwną roślinę Czampadur — wiśnio.cze- remeha (owoce wiśni — kiście czeremchy).

Krzyżując dziką jarzębinę z głogiem otrzymuje jarzębinę jadalną, ¡5 amerykań­

skiej jerzyny wyprowadza t. zw. malinę Texas — bardzo płodna i soczysta.

Aż do w ojny Światowej pracuje znako­

m ity uczony samotnie, bez poparcia. M i­

mo to odrzuca doskonałe finansowo pro­

pozycje Stanów Zjednoczonych.

Po rewolucji stworzono dlań d o s k o n a le w arunki pracy. W Kozłowle, przechrzczo­

nym na jego cześć na Micaurińsk', powstaje całe miasteczko naukowe: laboratoria, se­

minaria, szkoła rolnicza, olbrzymi sad do­

świadczalny. Liczny personel naukowy (uczniowie) kontynuują prace swego W iel­

kiego Nauczyciela. W r. 1939 Miczurińsk obchodzi miłą uroczystość — 60Jecie dzia­

łalności naukowej Iwana Włodżlemirzowi- eża. Otoczony uznaniem całej Rosji pra­

cuje z niezmiernym wysiłkiem do ostat­

niej chwili życia. Umiera 7 lipca 1935 r.

Pogrzeb odbył się na koszt państwa. Dzień pogrzebu byl dniem,ogólno związkowej ża­

łoby. i

Kontynuator dzieła Darwina i M iczuri­

na, Akademik Trofim Denisowies Łyseńko.

Walka o władzę nad przyrodą przechodzi teraz w ręce uczniów i następców M iczuri­

na. Z ich grona w ybija się T rofim Deniso.

wicz Łyseńko. Przedmiotem jego zaintere­

sowania są płody rolne. Powszechną uwagę kół naukowych zwróciło na młodego uczo­

nego wynalezienie t. zw. metody „jarow ba- c ji“ . Dziś stosuje się ją bardzo często

(c. d. na str. 3 - e jf

(3)

Nr 16 (95) „W I E $" Str. 3

D r M i e c z y s ł a w K a f e l i A m a iic t Z i e f e w i c z

50 lat pracy kobiety wiejskiej

N a te re n ie H a n d z ló w k i d z ia ła ł ró w n ie ż Z w ią z e k M ło d z ie ż y W ie js k ie j „ W ic i“ , k tó r y v / p o w ie c ie ła ń c u c k im i p rz e w o rs k im i na te re n ie całego zresz ą w o je w ó d z tw a lw o w ­ skiego b y ł s iln ą org an izacją. W ie lk i w p ły w w y w ie r a ł tu W ie js k i U n iw e rs y te t O rk a n o w y ' w Gaci. k tó r y r o k roczn ie w y s y ła ł n o w y c h w y c h o w a n k ó w do p ra c y w o k o lic z n y c h w siach.

W H a n d zló w ce do „ W ic i“ na le żało 70 c hłop ców i 45 dziew cząt. Poza ty m is tn ia ło t. zw . przedszkole w ic io w e , do k tó re g o n a ­ le żała m ło dzie ż- (p o u k o ń c z e n iu s z k o ły po * w s z e c h n e j) p rz y g o to w u ją c a się do p rz y s z łe j p ra c y społecznej a w szczególności do w z ię ­ cia u d z ia łu w d z ia ła ln o ś c i ru c h u lu do w eg o.

C h ło p c ó w w prze dszko lu b y ło 50, dziew cząt 20. Z e b ra n ia m ło d z ie ż y należącej do „ W ic i“

o d b y w a ją się ra z w ty g o d n iu . D ziew częta tw o rz ą w ła s n ą g ru p ę zw aną „S e k c ją K o le ­ żan ek“ . W a rto tu z w ró c ić uw ag ę na m e to d y p ra c y w ic io w y c h S e k c y j K o le ż a n e k , Z e b ra ­ n ia ic h n ie o p ie ra ły się na w y g ła s z a n iu od­

g ó rn y c h e x c ath edra w yg ła sza n ych odczy-

* ) P a trz 1 część: a rt. „O was, k o b ie ty “ ,

„W ie ś “ N r 14— 15.

Przyroda i mistrzowie

(c. d. ze str. 2-ej.)

lecz gdy w 1929 r. posiana ua wiosnę na polu jego ojca ozimina wydała kłos jeszcze tego samego roku, zdumieli się' chłopi oko­

liczni, a również osłupieli specjaiiśei-agro- nomowie. Na pierwszy rzut oka sposób cał­

kiem prosty: Ziarno przeznaczone do wio­

sennego siewu moczy się i doprowadza do -pęcznienia, potem się ochładza i trzym a przez określony czas pod niską temperatu­

rą. Potrzebne to na to, aby kie łki nie prze- Toiły przedwcześnie pokrywy.

Wynalezienie metody poprzedziły niezwy­

kle staranne i drobiazgowe badania na stacji doświadczalnej w Handze (Asserbaj- dżan). W związku z jarowizacją wyprowa­

dzi! Łyseńko t. zw. teorię jarowości roz­

w oju rośliny. Sama metoda ma niezwykle doniosłe znaczenie dla gospodarstw ro l­

nych. Już w r. 1937 jarowizacja dała 10.000.000 centnarów dodatkowego ziarna.

Obliczono, iż przy prawidłowej jerowiza- c ji można otrzymać z hektara 2 — 3 cen­

tn a ry nadwyżki.

Rozpracowanie te o rii jarowego rozwoju roślin dopomogło mu do wyprowadzenia szeregu nowych gatunków cennych dla ro l­

nictwa zbóż.

Na odesskiej stacji doświadczalnej se­

le kcji i genetyki wyhodował nowy szybko- dojrzewający gatunek pszenicy odpornej na rdzę i śnieć.

Wynalazł również metodę ochrony bul­

wy k a rto fla od wyrodzenia się (na połu­

dniu). Stosuje letnie sadzenie. Kontynuując badania Darwina i Miczurina daje nowe po­

glądy na kwestię dziedziczności organiz­

mów. Śmiały nowator, każdy nowy sąd po­

przedza pedantycznymi pracami ekspery­

mentalnymi. Prowadzi je nie ty lk o w ciszy laboratorium, ale i na zwykłych gospodar­

kach.

Niezmiernie rozwinięty jest w nim pęd za nowym — jedna z najcenniejszych wła­

ściwości człowieka. Łyseńkę powołano na członka rzeczywistego Akademii Nauk Z.

S. R. R., jest on również prezesem Ogólno­

związkowej Akademii Nauk Rolniczych im.

Lenina.

Z rodziału: Zmiany w śniecie roślin­

nym na ziemi.

Przed k ilk u la ty obiegła świat wiado­

mość, że akademik M ikołaj Wasyliewicz Cycyn wyhodował wieloletnią pszenicę drogą krzyżowania z różnymi gatunkami perzu. Perz był zawsze dotąd plagą egip­

ską pól, teraz ten szkodnik od wieków niszczący rolę musi służyć do uszlachetnie­

nia pszenicy.

Cóż to się stało?

Otóż, w ciągu tysiącleci pszenica wyde- likatniała, a perz wprost przeciwnie, w y­

robił w sobie żelazną wytrzymałość. Psze­

nica jest rośliną jednoroczną, perz — wie­

loletnią. A więc połączyć cenne właściwo­

ści tych tak bardzo różnych roślin!

i oto od dwóch la t szczęśliwie zimuje pod Moskwą pszenica Cycyna. Ten sam uczony z dużym zespołem pomocników na­

ukowych pracuje usilnie nad wyhodowa­

niem drzewnych odpowiedników roślin trawiastych i odwrotnie (groch drzewnjr, wiśnia i śliwa — traw iaste).

Wciąż rozszerza się władza człowieka nad przyrodą. I. I. Marczenko wyhodował wieloletni słonecznik przez krzyżowanie bulwy ze słonecznikiem.

A. I. Dzierżawin krzyżując twardą psze­

nicę z wieloletnim żytem otrzym uje żyto- pszenice. Chleb z barwy i smaku nie wiele różni się od pszenicznego.

Ziarno daje więcej mąki niż pszenica

„U kraińska“ , przypiek też jest. lepszy.

A. I. Mołodczykow

łó w , co m a m ie jsce w in n y c h organizacjach.

G łó w n y n a c is k k ła d z ie się tu n a dyskusję,, na z b io ro w e tw o rz y w o m y ś li. T en sposób p ra c y o trz y m a ł ju ż n a w e t w szeregach m ło ­ dzieży „ w ic io w e j“ w łasną , ro d z im ą nazwę.

Są to : d u m a n ia w ic io w e . W w y tw o rz e n iu tego ty p u p ra c y o rg a n iz a c y jn e j, od egrały w ie lk ą ro lę w ła ś n ie k o b ie ty .

S ekcje K o le ż a n e k urzą dza ją w sp óln e że­

b ra n ia z k o ła m i sąsiedzkim i, uczestniczą w zjazdach p o w ia to w y c h j w o je w ó d z k ic h . Ńa zeb ran iach w ic ia r k i często z a b ie ra ją głos.

W czasie naszego p o b y tu w H a n d zló w ce od­

b y w a ł się w ła ś n ie Z ja z d D elegatów . B ra ło w n im u d z ia ł 98 m ężczyzn i 17 k o b ie t 1) N a z e b ra n iu ty m w y s tą p iły w d y s k u s ji d w ie k o b ie ty . P rz e m a w ia ły one z zam iarem : od­

p a rc ia z a rzu tu , k t ó r y w y s u n ą ł je de n z k o le ­ gó w de le gató w m ó w ią c o s w o je j w s i. P o w ie *' d z ia ł on:

„że ko le ż a n k a n ic n ie znaczy w ż y c iu n a ­ szych k ó ł w ic io w y c h “ . P ostaram y się p r z y ­ toczyć treść t e i ' o b ro n y ja k ie j p o d ję ła się je d n a z W ic ia re k .

„S ły s z y m y n ie ra z od k o le g ó w , że koleża n­

k a n ic n ie znaczy w ż y c iu naszych k ó ł „ w i ­ c io w y c h “ . N ie w ie m , czy w e W szystkich k o ­ ła c h w ic io w y c h ta k m ó w ią , ale słyszę to na naszym te re n ie , w p ra w d z ie n ie od w szyst­

k ic h k o le g ó w , je d n a k m ó w ią to n ie ra z k o ­ le d z y o du żej w a rto ś c i o rg a n iz a c y jn e j. N ie b ro n ię tu k oleża nek dlatego może, że sama je a 'e m ko b ie tą , nie. M ó w ię to z o b s e rw a c ji i g łęb okie go p rze kon ania, że ko le ż a n k a zna­

czy b a rdzo dużo w K o le M ło d zie ży. N a tu r a l­

n ie t y lk o koleżanka, k tó r a m a na uw adze ulepszenie życia w grom adzie. N a p rz y k ła d w naszym K o le M ło dzie ży, k tó re p o w s ta ło w 1933 r . n a jw ię c e j z r o b iły k o le ż a n k i, choćby na po zór inaczej się w y d a w a ło . C z ło n k ó w w naszym k o le je s t m a ło : lic z y m y ic h ty lk o 15 -w ty m 6 koleżanek. M a ło je s t u nas k o ­ le żanek w y ro b io n y c h , k o le g ó w rozb ud zonych społecznie je s t w ię c e j. G d y b y ś m y pracę n a ­ szą w k o le „p o p ę d z ili“ w szyscy razem , to k o ło nasze ro z w in ę ło b y się w s z y b k im cza­

sie, b y liś m y gło śn i z naszą pra cą na szeroką prze strze ń M o ło p o ls k i. A te ra z k a ż d y może zarzu cić nam , że n ie chcem y pracow ać, b o pra ca w c a le się n ie ro z w ija , lecz ja k b y u p ad ła. P ow od em osłab ien ia n a ­ szego k o ła je s t b ra k koleża nek o d o b re j chęci. N ie m a ic h teraz w naszym kole, m u ­ s ia ły się porozchodzić, bo ta k im w ż y c iu w y p a d ło . W p ra w d z ie nied użo ic h odeszło bo t y lk o trz y . ale b ra k ic h d o tk liw ie odczuw a­

m y , b o b y ły to pierw sze k o le ż a n k i do pra cy.

Z o s ta li (ko le d zy i resztą koleżanek, Sie p rą -' ca z a k u lą ła . W in n y c h k o ła c h ró w n ie ż da się zauw ażyć to samo co i w naszym : n ie k tó re z n ic h n a w e t c a łk ie m u p a d ły . O czyw iście niezawsze odchodzą z k o ła k o le ż a n k i w s k u ­ te k kon ie czności ż y c io w y c h ja k n p . w y p ro ­ w a dzenie się n a in n ą w ieś czy do m ia sta za pracą. Z darza się, że ksią dz je z k o ła w y ­ p ro w a d z i ' i do b ra c tw a różańcow ego w cią g ­ nie. T a k ie k o le ż a n k i, k tó re przechodzą 7, k o ­ la w ic io w e g o do A k c ji K a to lic k ie j n ie prze d­

s ta w ia ją te ra z w ie lk ie j w a rto ś c i, a je d n a k bez n ic h źle się d zie je z k ołem .

A w ię c zau w a żm y ja k ważną je s t k o b ie ta w K o le M ło d zie ży, a szczególnie ta czynna i św iado m a sw ych celów „ W ic ia r k a “ , k tó ra cz u je i ro z u m ie po trze bę te j p ra c y . D o ty c h ­ czas ty c h ś w ia d o m y c h i zapalonych do p ra ­ cy je s t m a ło w naszym z w ią z k u , ale i ta k one dużo ważą. M u s im y p rz e w id y w a ć , że ja k z naszego k o ła odeszły n a jd z ie ln ie js z e k o le ż a n k i ta k m ogą odejść i z in n y c h k ó ł, a w te d y pra ca może zakuleć je ś li na m ie j­

sce d a w n y c h k oleża nek n ie w e jd ą now e z ró w n ą e n e rg ią i u m iło w a n ie m p ra c y w i­

c io w e j. D la te g o naszą tro s k ą serdeczną po­

w in n o być, ab yśm y p o z y s k a li m łodsze d z ie w ­ c z y n y i z pośród n ic h w y c h o w a li p rz o d o w ­ n ic z k i w p ra c y w ic io w e j. M ó w ię to przew aż­

n ie do ko le g ó w , bo dziś jeszcze zdarza się, że lu d z ie p rz e p ija ją sporo p ie n ię d z y zam iast

*) M a ły p ro c e n t k o b ie t, na le ży tłum a czyć ty m , że z w y k le na de le gató w zja zdu p o w ia ­ tow ego w y b ie ra n i są m ężczyźni.

dopom óc s io stro m j c ó rk o m , w y s ła ć je do W ie js k ie g o U n iw e rs y te tu O rkanow ego, żeby ,m ia ły sposobność popracow ać n a d sobą i p rz y g o to w y w a ć się do spe łn ien ia zadań ż y c io w y c h w grom adzie w ie js k ie j i w r o ­ dzinie.

K o b ie ta je s t n ie m n ie j w a ż n y m c z y n n ik ie m w ż y c iu i w o rg a n iz a c ji, a n iż e li mężczyzna.

M ożna dużo za rz u tó w sliawiać k o b ie to m , ale trzeba na to się zgodzić, ( je ś li się m a trzeź­

w y u m y s ł), że bez u d z ia łu k o b ie t a n i k r o k u n ie z ro b i się w żadnej dziedzinie.

K o b ie ta przez d z ie s ią tk i a n a w e t s ę k i la t

• żyła w p o n iż e n iu i p o niew ierce. U w ażano ją za rzecz, sprzedaw ano, a i dziś jeszcze są k r a je gdzie k o b ie tę tr a k tu je się ja k n ie w o l­

nicę. M ężczyzna zaś od la t m a , p ra w o do kształce nia swego u m y s łu , swego p a trz e n ia w ś w ia t.

N ie w y s u w a jc ie . w ię c k o le d z y go ło słow ­ n y c h z a rz u tó w ale w ła ś n ie pom óżcie k o b ie ­ cie czem prędzej w e jść ja k n a jg łę b ie j w ro ­ bo tę społeczną i. p o lity c z n ą a w te d y i n a w s i i na św iecie się z m ie n i“ .

T a k ic h ja k ta, k tó ra ta k p rz e m a w ia na zebraniach, k tó r a w ie czego ż y e ^ od n ie j w y m a g a i ja k ie m a zająć stan ow isko wobec lic z n y c h k w e s tii ż y cio w ych , je s t n a w s i co­

ra z w ię c e j.

P o d a liś m y p rz y k ła d ty p o w y dla ówczes­

nego śro d o w iska w ie js k ie g o . 7. IN N E O R G A N IZ A C J E

Prócz w y ż e j w y m ie n io n y c h , is tn ia ło k ilk a in n y c h o rg a n iz a c ji zarzeszających zarów no k o b ie ty ja k i m ężczyzn, k tó ry c h początek d a tu je się jeszcze sprzed I-szej w o jn y ś w ia ­ to w e j. N p. K asa S tefczyka, k tó r a została za­

łożona w 1901 ro k u . G ospodarze tu te js i p o ­ w ia d a ją , iż „p o c z ą tk o w o b y ło n ie m a ło tr u d ­ ności, gdyż lu d z ie n ie m o g li zrozum ieć, że to d la ic h d o bra , że n a w e t n a jb ie d n ie js z y może pożyczać n a n is k i pro cen t, przez co w y z y s k zostanie c a łk o w ic ie u s u n ię ty “ . D a w ­ n ie j K asa ta n o siła na zw ę Reifeiśena, póź­

n ie j została prze m ian ow an a na K asę S ie f- czyka. Z reorg an izow an a w 1924 r o k u m a w 1938 ro k u 500 c z ło n k ó w w ty m 50 p ro ce n t k o b ie t.

J e ś li id z ie o organizację sam opom ocowe o ch a ra kte rze spółd zielczym n a te re n ie H a n ­ d z ló w k i, to u d z ia ł k o b ie t n ie da ■ się t u w y ­ od ręb nić, gd yż należą one do ty c h in s ty tu - c y j w ra z z c a ły m i ro d z in a m i. W w y p a d k u ty lk o gd y k o b ie ta niezam ężna p ro w a d z i go­

spodarstw o, lu b g d y je s t w d ow ą , n a le ż y sa­

m o d z ie ln ie do o rg a n iz a c ji.

K ó łk o R o lnicze oraz Sklep K ó łk a R o ln i­

czego założone zostało w 1903 r o k u ; w czasie p ie rw s z e j w o jn y ś w ia to w e j zostało zniszczo­

ne,, działalność je go p rz e rw a n a ja k też i w ie lu in n y c h o rg a n iz a c ji. N a d s p ra w ą tą ub olew a - F ranciszek . M a g ry ś w „Ż y w o c ie C h łop a - D ziałacza“ . T w ie rd z i on, żę prze d I. w o jn ą ś w ia to w ą p ra c o w a ły w H a n d z ló w ­ ce w sz y s tk ie te in s ty tu c je , k tó re g m in a m ieć p o w in n a . A w ię c S kle p K ó łk a R olniczego, K asa R eifeiśena, M le c z a rn ia , C h ó r W ło ś ­ c ia ń s k i i T e a tr C h ło p s k i, S tróż Pożarna, K ó ł­

k o R o lnicze, B y ło w ie iu lu d z i c h ę tn y c h do p ra c y społecznej. B y li m ó w cy, działacze.

W czasie w o jn y w szystko z n ik n ę ło . B y ł w H a nd zlów ce na dzw yczaj z d o ln y organista, k tó re g o ró w n ie ż w o jn a w y rw a ła . Z nalazła się je d n a k dziew czyna, k tó ra na le żała do chóru, za w ła sn e oszczędności z k ra w ie c z y z - n y k u p iła fo rte p ia n i zastąpiła organistę.

Z czasem zaczęło w szystko w ra cać do d a w ­ nego sianu. Po w o jn ie (m ó w im y stale o I-s z e j w o jn ie ś w ia to w e j) z p o w ro te m za w ią ­ zano K ó łk o R o lnicze i założono sklep. Do K ó łk a rolniczego na le żało w 1938 ro k u — 35 k o b ie t.

M le c z a rn ia została założona w 1910 ro k u . P oczątkow o w y w o ż o n o a r ty k u ły do sąsied­

n ie j w s i A lb ig o w e j, pó źniej je d n a k m le cza r­

n ia ha nd zlow ska s ły n ie coraz b a rd z ie j z ja ­ ko ś c i s w ych w y ro b ó w ; w y ro b y te j m le c z a rn i rozp ow szechn ia ją się n a w e t w o k o lic z n y c h p o w ia ta c h . W ro k u 1939 sp ó łd zie ln ia m le ­ czarska lic z y 340 cz ło n k ó w w iy m 120 k o ­ b ie t. Z e b ra n ia zarzadu do k ‘ órego w chodzą 3 k o b ie ty , o d b y w a ją się ra z na m iesiąc.

P rz y s p ó łd z ie ln i m le c z a rs k ie j u tw o rzo n e zostało K ó łk o K o n tr o li O bór, oraz U b e zp ie - czalnia B y d ła , gdzie na le ży 80 osób. M a ona n a celu w s k a z y w a n ie ro ln ik o m w ja k i spo­

sób na le ży u trz y m y w a ć czystość w gospo­

d a rs tw ie . Poza ty m m ie rz e n ie w y d a jn o ś c i m le k a , w y n a jd y w a n ie i k rz y ż o w a n ie ras, oraz z akład anie s ta jn i. W o sta tn ich la ta c h p rz e d w o je n n y c h ilość c z ło n k ó w w zro sła . K to b o w ie m na le ży do s p ó łd z ie ln i m le c z a rs k ie j, ob ow iąza ny je s t rów nocześnie w p isać się do K o ła K o n t r o li O bór. P rzym us te n b y ł ba rdzo uzasadniony, gdyż d z ię k i u ś w ia d o m ie n iu w s z y s tk ic h o je d n a k o w e j k u ltu r z e h o d o w la ­ n e j/s z y b c ie j osiągnie się r ó w n y po zio m w y ­ d a jn o ści m le k a — m o ż liw ie ja k n a jw ię k s z y . B ard zo często org anizow ano d w u d n io w e k u rs y , n a k tó ry c h b y w a li obecni zazw yczaj » -wszyscy czło nko w ie . K u r s y te pro w a dzą prze w a żnie in s tru k to rz y , w y g ła s z a ją c fa ch o ­ w e od czyty oraz pogadanki. R e fe ra ty są r ó w ­ nież w ygłaszane przez w ła s n y c h czło nkó w . I ta k n p . w ciągu 1988 i 1939 ro k u n a ta ­ k ic h k u rsa ch w ie c z o rn y c h ja k o re fe r e n tk i w y s tą p iły 5 ra z y m ie jscow e k o b ie ty - d z ia ­ ła c z k i.

W r o k u 1924 zorganizow ano ró w n ie ż S półdzielczą S zkółkę D rz e w e k O w oco w ych , a z in ic ja ty w y O chotniczej S tra ż y P ożarnej w y b u d o w a n o ła ź n ię grom adzką, p rz y k tó r e j m ia ła znaleźć pom ieszczenie p ra ln ia m echa­

niczna. B y ło b y to n a p ra w d ę w ie lk im d o b ro ­ d z ie js tw e m d la gospodyń W iejskich. Pozwo­

liło b y b o w ie m na duże ic h odciążenie w p ra ­ cy. K o b ie ty pracę sw ą w y k o n y w a ły b y zna­

cznie prędzej, ró w n a ło b y się to je d n a k n ie t y lk o zaoszczędzeniu czasu, ale s ił i zdro­

w ia .

T o też, ja k z p ro to k u łó w ró ż n y c h o rg a n i- zacyj m ie js c o w y c h w y n ik a , k o b ie ty h a n d z - lo w s k ie 11 ra z y p o d n o s iły spraw ę w s w ych u c h w a ła c h i rezo lu cjach , dom agając się re a liz a c ji.

W yczółkow ski — W T Ę S K N O C IE

Kobieta wiejska przy pracy

Z o rg a n iz a c ji ■ założonych prze d pierw saą w o jn ą św ia*ow ą na le ży jeszcze w y m ie n ić C h ó r i T e a tr w ło ś c ia ń s k i. D o c h ó ru -należało 49 osób w ty m 18 dziew cząt, w tea trze b ra ­ ło u d z ia ł 120 osób w ty m 60 dziew cząt. W i­

dzim y, że u d z ia ł m ężczyzn i k o b ie t w te j o rg a n iz a c ji licze b n ie m n ie j w ię c e j je s t r ó w ­ n y . T u ta j należą chłop cy i dzewczęta z całej w s i bez w zg lęd u n a p rze ko n a n ia p o lity c z n e . Pieśni, k tó ry c h uczą się n a pró ba ch c h ó ru o d śpiew u ją w kościele w czasie nabożeństw a oraz na w ie c z o rk a c h j akadem iach urządza­

n y c h z o k a z ji ś w ią t n a ro d o w ych . T e a tr czę­

sto urządza p rz e d s ta w ie n ia n a w s i, a n ie ra z n a w a l w yjeżdża do sią sied nich m ia st. D o ­ chody przeznaczane są n a p o trz e b y o rg a n i­

z a c ji np. za ku p s tro jó w itd . D ru ż y n a B a rto ­ szowa, k tó ra is tn ia ła w czasach p rz e d w o je n ­ n y c h 1913— 1914 n ie została w zn o w io n a . N a ­ le żało do n ie j 30 k o b ie t i 50 m ężczyzn.

8. PO W O J N IE

T a k to w s k ro m n y m zarysie w y g lą d a ł p rz e d w o je n n y u d z ia ł k o b ie t w ż y c iu o rg a n i­

z a c y jn y m w s i H a n d z ló w k a . M ie s z k a n k i te j w s i b y ły n ie w ą tp liw ie w z o re m dla w ie lu in n y c h ośro dkó w w ie js k ic h . Dość w sp om ­ nieć, że je d n a z n ic h w y b ra n a została w ro ­ k u 1938 prezeską zarządu w o je w ó d z k ie g o z w ią z k u K ó ł G ospodyń W ie js k ic h .

Dziś po b lis k o sześciu la ta c h d ru g ie j s tra ­ s z liw e j w o jn y , k tó ra zno w u z b u rz y ła ta k ciężko w y p ra c o w a n y do ro b e k w ie lu w s i, — H a n d z ló w k a po raz d ru g i w sw e j h is to r ii o d bu do w yw a ć będzie swe pe łn e życie org a­

n iza cyjn e . S y tu a c ja je s t o ty le lepsza, że i w czasie o k u p a c ji n ie prze sta ło tu tę tn ić po d­

ziem ne żyęie społeczne. N a leży się w ię c spo­

dziewać, że H a n d z ló w k a będzie n a d a l ś w ie ­ cić p rz y k ła d e m i daw ać do w ó d ta k m a ło u nas znanej p ra w d z ie : że kobieta wiejska jest prawie na równi z mężczyzną współ­

czynnikiem rozwoju i postępu polskiej wsL P odaliśm y p rz y k ła d je d n e j w s i — H a n d z ­ ló w k i, ab y n a n im w y k a z a ć ja k h is to ry c z n ie r o z w ija ły się prace i w y s iłk i k o b ie t w ie j­

sk ic h w dzied zinie społecznej. N a tle tego p rz y k ła d u le p ie j j ja ś n ie j w y jd z ie n a m ob­

raz pra c społecznych k o b ie t w ie js k ic h w ró ż­

n y c h org an izacjach całej Polski*

Cytaty

Powiązane dokumenty

bez odpowiedzi jest dlaczego nie jest od piątku do niedzieli lub wręcz od soboty do niedzieli, ponieważ jego program jest mało intensywny, tak że można by go zmieścić w 2

Mona take rcznie wstawi dat rozpoczcia i zakoczenia delegacji korzystajc ze znaczników A i B, które znajduj si w przyborniku w prawej czci ekranu lub bezporednio na wykresie

skiego farmera, dla którego jego zagon ojczysty wcale nie jest święty, a jeśli przedstawia jakąś wartość, to tylko w do­. larach obliczoną, jak inne towary

montowa, sytuacja jest już jednak — cal. Rosja dała się zastraszyć kaźnią dekabrystów, opozycyjne ruchy postępowo społeczne z ’ edwie się za­. czyn?^. były

VŁ!iąc teraz w y, coście wśród magnolii skryli armaty, dajcie nam dzień jeden bez broni na traw ie, przy szmerze wody płynącej i świeżej trzciny wplątanej

sek szedł w tym kierunku, „ażeby po raz pierwszy w dziejach USA zjednoczyły się w okresie pokoju z krajam i znajdującymi się poza granicami półkuli

Tych dziewcząt ciemnych i czystych które są stąd i W wąd wedle woli Które są jak drzwi wzniosłe w murach iego lała Niepokojące dzbany bez napoju

raz mniejsze. Dziś różnice wskazań etyczno-moralnych w różnych dziennikach stają się coraz rzad­. sze. Ich rola