• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1948.05.16-23 nr 20-21

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1948.05.16-23 nr 20-21"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Stron 16

Opiata pocztowa niszczona ryczałtem,

J V U ¡ M E B f l R O O W O J I M Y Cena 30 zł.

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K I Rok V Łódź, 16—23 maja 1948 r. Nr 20-21 (149-150)

--- --- --- / w NUMERZE — — — -

między innymi:

S. Zalewski — O s t r a t e g ii d r u g ie j w o jn y ś w ia to w e j C. Johamsen — P o ls k a e m ig r a c ja c h ło p s k a w D a n ii M . Sołtysiak — M o je w s p o m n ie n ia

V . D edijer, S. Grussar, T. Lagunowa — P a r ty z a n c i A . S o w iń s k i — P a m ię c i T ade usza P ie tr z y k a

J. Ozga-Michalski — B a lla d y A . Kamieńska — L ist z P o z n a n ia

Genowefa Szturchaniec — O k r o n ik ę z a g ra n ic z n ą L . Budreclci — Z z a g a d n ie ń p u b lic y s t y k i

L . Gomolieki — O d c z a jc h a n u do m a s z y n y r o t a c y jn e j Z. Skwarczyński — E u ro p e js k o ś ć „ P ia s ta “

■N

J

Krzysztof Sławiński

I MPERI ALI ZM POKÓJ

C ZYM było zwycięstwo? Klęską faszyz­

mu. Sukcesem wolności i pokoju.

Ale czy dla wszystkich?

W tym mniej więcej czasie, gdy armie alianckie dobijały hitleryzm, Caldwell wy­

dał powieść pł. „Tragiczna ziemia". Dla­

czego — tragiczna? Jest to historia ubo­

giego farmera, Spence Dutaeła, z połu­

dniowych stanów, który w okresie wojny przenosi się ze wsi do miasta. Otrzymuje pracę w fabryce zbrojeniowej jako robot­

nik. Ale pracuje krótko. W ostatnich mie­

siącach w ojny szybko spada produkcja przemysłowa — fabryki ulegają likw idacji

— a Spend* Dutaet zostaje bezrobotnym.

W Ameryce jest coraz więcej Dułaetów.

Kiedyś spotyka damę z bogatych sfer, która robi mu wyrzuty, że w czasie, gdy na święcie toczy się wojna i Amerykanie gi­

ną za ojczyznę — on, zdrowy silny męż­

czyzna — nie pracuję. Spence odpowiada, że nie jest jedynym pozbawionym pracy, że tysiące takiich, jak on — ubogich farme­

rów obiecankami i odwoływaniem się do patriotyzmu wyrwano ze stron rodzin­

nych, a później — czy też dla dobra oj­

czyzny? — wyrzucono z fabryk.

Dutaet pracy nie z-najdujs ftńCJKl się co*

raz niżej. Jego córka zostaje prostytutką on sam kretynieje — a ich chlebem co­

dziennym jest — głód i nędza.

Caldwell maluje Amerykę — o której w Ameryce się nie pisze — w której ludziom odbiera się człowieczeństwo — i gdzie człowiek traci swą wartość społeczną.

Czy wiecie już dlaczego tragiczna? Mó­

wią, że Ameryka jest życiodajna. Ale A - meryka jest przede wszystkim im periali­

styczna.

Gdzieś Mark Twain maluje apokaliptycz­

ny obraz im perializmu:

„W oznaczonej godzinie Procesja ruszyła w drogę po ku li ziemskiej, podróżując w następującej kolejności:

Dwudziesty wiek

Młoda, piękna istota. Pijane, rozpustne oblicze. Płynie na rękach szatana. Chorą­

giew z napisem: „Chwytaj, co możesz! Co złapałeś, nie wypuszczaj!" Wartę honoro­

wą pełnią: monarchowie prezydenci, wo­

dzireje „TammaneeTiaU"*), złodzieje, ban­

dyci, a reszt ar. ci ltd.

Chrześcijaństwo

Monumentalna kobieta, na niej rozwiane suknie, przesiąknięte krwią... w jednej rę­

ce... trzyma procę, w drugiej — biblię, z odkrytym tekstem: „Wspomagaj swych bliźnich" itd... 7. kieszeni wystaje butelka z etykietką: „Przynosimy dary cywilizacji"...

Sztandar z dewizą; „Kochaj bliźniego swe­

go jak siebie samego". Symbol — czarna chorągiew".

Obraz jest katastroficzną wizją Twaina.

Symbolem romantyka.

A cóż powie realista?

Tygodnik „L ife " zamieścił artykuł swego redaktora. Henry Lewesa, pod jakże sym­

boliczną nazwą: „Dwudziesty Wiek". —

„Spójrz na dwudziesty wiek — pisał Lewes

— To jest nasz wiek. Jest nasz nie tylko dlatego, że w nim żyjemy, — ale jest nasz i z tego powodu, że jest to pierwszy wiek, w którym Ameryka okazała się kra­

jem rządzącym w świećie. W momencie prób musi stać się jasnym nasz cel, którym będziemy się kierować budując dwudziesty wiek — nasz w ie k!"

*) S ekcja p a r tii d e m okra tyczn ych.

Dutaet zapomniał, że życie ma jakikol­

wiek sens — a Lewes — mówti o sensie zdobywania. Czego? Pokoju.

To jest kłamstwo, że imperializm ame­

rykański chce zagarnąć świat. Jest takim samym kłamstwem ja k to, że woda wypeł­

nia próżnię, a ziemia toczy się wokół słońca.

„Kartele i trusty... — oświadczył kiedyś twórca brytyjskigo trustu chemiczego, A l­

fred Monik — w dstooie swej są tylko za­

wieszeniem broni w wojnie przemysłowej, i ludzie nie mają zamiaru przekazywać o- ręża i metod prowadzenia wojny tym, któ­

rzy za parę lat znów będą z nim i prowa­

dzić wojnę".

Warto by zbadać rolę kłamstwa w impe- rialiżmie. Jego funkcja jest niepomiernie wielka. Jest rodzajem totemu — wokół którego rządzący Skupiają rządzonych.

A kto rządzi Stanami Zjednoczonymi ? Imperia in imperio — ja k je nazywa Ale­

ksander Hertz. Monopole i trusty — które są niewidocznymi sprężynami p olityki we­

wnętrznej i zagranicznej. I nieraz stawiają departament stanu wobec faktów dokona­

nych. Jest rzeczą wiadomą, żę liczne repu­

b lik i Ameryki Południowej tak zwanę republiki bananowe — są po prostu ich własnościami. Rząd Venezuela znajduje się nie tyle w Caracas — ile raczej w pałacu Rookfellerów. A wewnątrz samych Stanów Zjednoczonych umiały sobie zbudować tak mocne fundamenty, że władają nieje­

dnym stanem. Tak np. mówi się, że sta­

nem Texas rządzi 20 korporacji przemysło­

wych.

A jak rządzą? Znów przytoczymy opis Twaina — zdobycie Filipin.

„Odkupiliśm y wyspę od jej pozornego władcy — i okazaliśmy zazdrosny spryt, gdy, udając skrzywdzonych przyjaciół — zagnaliśmy dowierzający nam naród w pu­

łapkę — i przymknęliśmy ją. Sprzedaliśmy człowieka, który był honorowym gościem naszej armii, gdy stracił już dla nas w ar­

tość — i zagnaliśmy go w góry. Zagarnę­

liśmy cały wielki archipelag, jakby teryto­

rium to było rzeczywiście nasze: uspokoi­

liśmy tysiące mieszkańców wysp i shańbi"

Mśmy ich. Zniszczyliśmy pola tych ludzi, spaliliśmy ich osiedla i pozbawiliśmy dachu nad głową osierocone wdowy i dzieci, wy­

gnaliśmy z ojczyzny 5 rozbiliśmy serca wie­

lu nieprzydatnych nam patriotów, a pozo­

stałe 10 m ilionów Filipińczyków ujarzmi­

liśmy z pomocą „dobrowolnej asymilacji"

(tak nazywają dziś muszkiety)..."

A czyż nie aresztowano sen. Taylora dla­

tego tylko, że odważył się bronić Murzy­

nów?

Pokój! Pokój ludziom dobrej w oli! 1o jest Ameryka, która przynosi światu swój pokój — i plan Marshalla.

Dziś współpraca ze Stanami Zjednoczo­

nymi jest sine qua non polityki krajów ka­

pitalistycznych, Postawiły na kartę któ­

ra przynosi przegraną. Ale nie dlatego, że poczuły nagłą miłość do monopoli amery­

kańskich. Zdają sobie nieraz sprawę z e- fektów współpracy.

6 kwietnia br. wybitny prawicowy pu­

blicysta francuski — Pertinax ogłosił arty­

kuł, w którym całkiem niedwuznacznie mówi, że proniemiecka polityka państw anglosaskich jest największą groźbą dla Republiki Francuskiej. Ale jednak godzi się na nią. Nie protestuje. Wręcz przeciwnie—

dowodzi, że Francja stara się jak najwię­

cej dołożyć do polityki, którą nazywa — frankfurcką.

Dlaczego?

Werner Sombart kończy swego ,,Bour- geois" charakterystycznym dylematem:

„Co przyniesie przyszłość? Co będzie, gdy kiedyś duch kapdtalistyczy straci swą dotychczasową energię — nas to nie inte­

resuje. Być może będzie musiał olbrzym—

ślepy już — ciągnąć demokratyczną landa- rę. A być może będzie to jutrzenka bo­

gów?...

Kto wie?"

Sombart postawił pytanie przed pierwszą wojną światową. Ale w pełni aktualne stało się ono dziś, gdy „olbrzym " ślepnie i gnije.

Jest faktem niezaprzeczalnym, że kapita­

lizm przeżywa dziś swój najcięższy kryzys.

Nie trzyma w uchwycie — jak jeszcze po poprzedniej wojnie — socjalizmu i demo­

kracji — ale wręcz przeciwnie — demo­

kracja i socjalizm coraz, ciaśniej zaciskają pierścień w okół imperializmu.

Trudno się zgodzić z finałem całdwellow- skiego Dutaeta, Kretynizmem i apatią ro ­ botników.

Zakończenie drugiej wojny światowej przyniosło tak w ielki wzrost m chów - de­

mokratycznych — a w pierwszym rzędzie robotniczego — że imperializm czuje na sobie coraz wyraźniej ich oddech. Dutae- towie wzrastają w siły i świadomość. W Ameryce i na całym świecie. I coraz moc­

niej biją w m ur kapitalizmu.

A sam stary zmurszały kapitalizm za- plątuje się w tak wielką ¡ilość przeci­

wieństw, że z coraz większym trudem u- daje m u się z nich wyplątać.

W wyniku drugiej wojny światowej wzrosła ogromnie nicrówncm.erność roz­

w oju krajów kapitalistycznych. Coraz o- strzejszy staje się kontrast sytuacji! gos­

podarczej Stanów Zjednoczonych i pozo­

stałego świata kapitalistycznego. W arto by chociaż przytoczyć dane porównawcze po­

tencjału gospodarczego Stanów Zjedno­

czonych i A nglii — których dysproporcje przed ostatnią wojną były m niej więcej zrównoważone.

W 1945 r. Stany Zjednoczone produko­

wały miesięcznie energii elektrycznej w m i­

liardach kw/godzin — 18,5, Anglia — 3,1;

wydobywano węgla w Stanach Zjednoczo­

nych w milionach toin 47,5, w A nglii—15,4;

stali — 6 m ilionów ton i 1 m ilion. Szcze­

gólnie charakterystyczne są cyfry porów­

nawcze tonażu floty obydwu państw, w którym Anglia przed wojną miała wyraź­

ną przewagę. Tonaż floty handlowej irJiat się w 1945 r. jak 3:1 na korzyść Stenów Zjednoczonych, a floty wojennej jak 2:1.

Nie bez przyczyny pisał angielski „Eoo- nomist" w lutym 1946 r.: „Wzrost amery­

kańskich sił, które dziś znacznie przera­

stają angielskie, wykazuje nieunikniony wpływ na polityczne stosunki między oby­

dwoma państwami. Jeśli w przeszłości USA nie dążyły do przywództwa w zachodniej półkuli, i wolały przywództwo to pozosta­

wić w rękach W ielkiej Brytanii — to w zmienionej sytuacji i to położenie uległo zmianie. Stąd wniosek, że Wielka Bryta­

nia — by utrzymać harmonię między po­

lityką swoją a USA — musi przyjąć in icja ­ tywę amerykańską w tych wypadkach, w których dawniej bardziej naturalnym było przywództwo W ielkiej Brytanii".

Stany Zjednoczone uzależniają od siebie kraje — które dotąd szczyciły się swoją niepodległością i suwerennością. A w kon*

sekwencji hamują ich rozwój społeczny.

Czy tylko?

Kolosalny wzrost potencjału gospodar­

czego Stanów Zjednoczonych zawiesił nad nim i i nad zależnymi od nich krajami ka­

pitalistycznymi groźbę gwałtownego kryzy­

su gospodarczego — według przypuszczeń ekonomistów znacznie ostrzejszego cd wszelkich poprzednich kryzysów. Mówią o nim nawet ci pisarze burżuazyjni — któ­

rzy niechętnie stwierdzają rzeczywisty stan dzisiejszego kapitalizmu.

I jeszcze jedna sprzeczność. Gwałtowny proces koncentracji kapitału w Stanach Zjednoczonych przyczynił się do

p au p e ry­

zacji szerokich rzesz drobnych posiadaczy

— którzy siłą rzeczy stają w antagonizmie do kapitału monopolistycznego. (Jako do­

wód można by przytoczyć chociażby wzrost partii Wallace'a — mimo szykan stosowanych przez Wąll-Street i Biały D om ).

Czy można dziś jeszcze wątpić, że impe­

rializm, który wyciąga rękę po świat — nie jest wewnętrznie kontuzjowany? I jest już dziś publiczną tajemnicą, że okazuje coraz większy apetyt (na rynki zbytu) ty l­

ko dlatego — by wyleczyć swą chorobę—a reszta partnerów wyćzeku.jc ameryKsnsËfëJ pomocy — by uchronić się przed demo­

kracją.

*

Lord

V a n s itta r t w w y d a n e j w 1944 r. k s ią ż ­

ce

d o k o n u je c ie k a w e g o s tw ie rd z e n ia . O tó ż

— przyznaje — po długich rozmyślaniach doszedł do wniosku, że postęp społeczny ma charakter ruchu rakowatego — toczy się wstecz, a nie naprzód.

Myśl to charakterystyczna dla członka klasy reprezentującej imperializm. Tym charakterystyczni ej sza — że nie nowa.

Przed stu lały hasło powrotu do pier­

wotnych form społecznych głosili utopiści (Fourier), ideologowie drobne'miesz­

czaństwa (Proudhcn, Sismictndd) albo przedstawiciele klas odchodzących, któ­

rzy chcieli ominąć kapitalizm przez po­

w rót do przeszłości. U pierwszych było to wynikiem niedostatecznej analizy kapita­

lizmu, u ostatnich — pobożnym życzeniem.

Czym jest zaś stwierdzenie Vansittarta ? Wydaje się przyznaniem klęski kapitaliz­

mu. Choroby, która go drąży cd wielu dziesięcioleci. I niewątpliwie marzeniem, które umożliwiłoby uniknięcie socjalizmu.

W okresie międzywojennym głoszono

„Unłergaihg des Abendiandes" (upadek za­

chodu), katastrofizm, zanik cywilizacji, po­

w rót do barbarzyństwa. Żaden jednak z kciasitrofistów i głosicieli nihilizm u nie do­

strzegł ( — ślepy jest olbrzym!), że to wła­

śnie cn i jako współuczestnicy im perializ­

mu żyją pod naporem rozkładającego się ustroju — i sarni, niejednokrotnie własny­

m i rękoma kopać będą grób dla wychwa­

lanej przez siebie kultury i cywilizacji. Za­

patrzeni zaś w rozkładający się imperia­

lizm ■ — nie widzą nowej tworzącej się ku l­

tury.

Czyż to nie paradoks; Bernanos, katolik, w pisanych na emigracji książkach szerzy katastrofizm a Fucik w „Reportażu spod szubienicy" — mówi o miłości życia. Van­

sittart — członek klas rządzących — głosi pesymizm i regres, a komunista francuski Karol Peguy, na krótko przed rozstrzela­

niem przez gestapo pisze: „Porche du My­

stère de la deuxième vertu" — pean na cześć postępu przyszłości i nadziei?

(D alszy ciąg na Str 2 -e j;

(2)

S t r . 2 . .W I E S "

N r 20— 21 (149— 150)

Stanisław Zalewski

O strategii

drugiej wojny światowej

O peracje okrążające A r m ii R a d z ie c k ie j pod S ta lin g ra d e m

G

d y b y ktoś je d n y m słow em c h c ia ł scha­

ra k te ry z o w a ć strateg ię I I w o jn y ś w ia ­ to w e j, słow em ty m b y łb y — „m a - n e w r ‘. M a n e w r bow iem , w jego w ła ś c iw y m szerokim znaczeniu pogrzebany od przeszło stu la t, o d ro d z ił się w te j w o jn ie z ty m w ię k ­ szą siłą, im p o tę żn ie jszym i ś ro d k a m i tech nicz­

n y m i dysponowano. L o tn ic tw o i b ro ń p a n­

cerna o tw o rz y ły przed sztuką w o je n n ą now e h o ry z o n ty , s tw o rz y ły nowe, n ie p o m ie rn ie rozszerzone m ożliw ości. Z n ik n ę ły ra z na za­

wsze owe bezpłodne b itw y „ró w n o le g łe “ , w k tó ry c h spychano w n a ta rc iu czo ło w ym prze­

c iw n ik a z ysku ją c k ilo m e tr y bezużytecznego terenu, z n ik n ę ły w a lk i p o zycyjn e I w o jn y ś w ia to w e j, często b a rd z ie j w y k rw a w ia ją c e nacierającego n iż obrońcę, w w y n ik u zaś przynoszące co n a jw y ż e j sukces ta k ty c z n y . N ie ud a w a ło się p ra w ie n ig d y przed ty m w y j­

ście w w o ln ą przestrzeń o p e ra cyjn ą i roze­

g ra n ie b itw y niszczącej, b itw y ro z s trz y g a ją ­ cej lo sy w o jn y , b ra k o w a ło b o w ie m d e c y d u ją ­ cego c z y n n ik a — szybkości.

Szybkość, k tó rą w ra z z powszechnym za­

stosow aniem m o to ru w a rm ia c h w alczących rozporządzano w I I w o jn ie ś w ia to w e j, spra­

w iła , że m a n e w r — i to w g w a łto w n e j f o r ­ m ie — s ta ł się zno w u m o ż liw y . P osiadając szybkość m ożna b y ło sięgać po w ie lk ie cele

— zniszczenie w ie lk ic h zg ru p o w a ń n ie p rz y . ja c ie ls k ic h , a przez to dążyć do ro z trz y g a ją - cej zm ia n y stosunku s ił i osiągnięcia stop­

n io w o m iażdżącej ic h prze w a gi, przesądzają, cej lo sy w o jn y .

M a n e w r o krą ża ją cy, re a liz o w a n y przez w y jś c ie na s k rz y d ła i t y ły p rz e c iw n ik a szyb­

k ic h je dn ostek pa n ce rn ych w s p a rty c h potęż­

n y m lo tn ic tw e m , otoczenie go, ro z e rw a n ie na k a w a łk i i c a łk o w ite zniszczenie — b y ł ty p o ­ w y m m a n e w re m u b ie g łe j w o jn y .

A le m y liłb y się ten, k to w z o ró w tego m a ­ n e w ru szuka łb y w p ie rs z y m okre sie „ w o jn y

M a n e w r o k rą ż a ją c y w pó łn . F ra n c ji s ie rp ie ń 1944

b ły s k a w ic z n e j“ (1.9.1939 — 22.6.1941), w h i t ­ le ro w s k ic h z w ycię stw a ch w Polsce, F r a n c ji czy na B ałkan ach. K a m p a n ie te, rozegrane

„b ły s k a w ic z n ie “ , w p ra w d z ie uw ieńczone b y ­ ł y c a łk o w ity m powodzeniem , w a lczono je d ­ n a k z p rz e c iw n ik ie m zup ełnie n ie p rz y g o to ­ w a n y m do w o jn y tech niczn ie i m yślo w o, w w a ru n k a c h p rz y g n ia ta ją c e j p rz e w a g i s ił i środ ków . W n io s k i w y c ią g n ię te z ty c h k a m ­ p a n ii, o p arte p o w ie rz c h o w n ie je d y n ie na ich

W yniku, z n a tu r y rzeczy ła tw o m o g ły być błędne. T a k ie w ła ś n ie błędne w n io s k i w y ­ s n u ł H itle r .

K ie d y w 1941 r. począł on stosować na wschodzie swe „w y p ró b o w a n e “ na zachodzie m etody, m e to d y k lin ó w pa n ce rn ych p rą c y c h na przód n ie oglą dając się na b o k i i ty ły , w o d e rw a n iu od po suw ają cej się d a le ko z t y łu p o w o ln e j p iech oty, okazało się, że m e to d y te są fałszyw e. Co b y ło słuszne w sto su n ku do p rz e c iw n ik a słabego, stało się zgubne tam , gdzie p rz e c iw n ik b y ł s iln y , p rz y g o to w a n y do w o jn y , gdzie op e ro w a ł m etod am i, w y p ły ­ w a ją c y m i z d o k try n y re a ln e j i n a u k o w o prze m yśla n e j. T en b łą d k rw a w o o k u p ił n a ­ p a s tn ik ju ż w 1941 ro k u w b itw ie pod M o ­ skw ą i szeregu następnych.

W zo ru m a n e w ru okrążającego na le ży szu­

kać gdzie in d z ie j.

G dyb yśm y, zno w u w te le g ra fic z n y m s k ró ­ cie, c h c ie li prze d sta w ić przebieg owego d łu ­ giego i wstrząsającego d ra m a tu , ja k im b y ła c z te ro le tn ia ka m p a n ia na w schodzie, m o g li­

b yśm y użyć ja k o a n a lo g ii o w e j s ły n n e j b it ­ w y pod K a n n a m i (216 r. przed Chr.).

K ie d y w ódz R z y m ia n V a rro n w d n iu b itw y u jr z a ł prze d sobą w o js k a H a n n ib a la gotow e do w a lk i, spostrzegł, że uszykow ane są w ja k iś d z iw n y , n ie s p o ty k a n y dotychczas spo­

sób. R zeczyw iście — środek o d d z ia łó w k a r . ta g iń s k ic h w y g ię ty b y ł w łu k w y b rz u s z o n y w stro n ę R zym ian. Ł u k te n m ia ł być spręży­

ną — zderzakiem , m ia ł osłabić uderzenie c ię ż k ie j m asy le g io n ó w rz y m s k ic h u s ta w io ­ n y c h w og ro m n y pro sto kąt. W ódz R z y m ia n nie ro z u m ia ł je d n a k istotnego sensu u g ru p o ­ w a n ia H a n n ib a la . K ie d y z ro z u m ia ł — b y ło ju ż za późno. Z w a r ty p ro s to k ą t le g io n ó w rz y m s k ic h u d e rz y ł w łu k — zderzak, p o w o li spłaszczył go i zagęścił, następnie począł w y ­ gina ć go do ty łu , A le w ty m m om encie b y ł ju ż o g a rn ię ty od czoła i s k rz y d e ł przez K a r - ta g iń c z y k ó w , a k ie d y k a w a le ria H a n n ib a la uszykow ana na s k rz y d ła c h u d e rz y ła na t y ły R zym ian, pie rście ń dokoła n ic h za m kn ą ł się.

Rozpoczął się trz e c i a k t — a k t zniszczenia d w u k ro tn ie silniejszego p rz e c iw n ik a .

P odobnie stało się z a rm ia m i H itle ra : K ie ­ d y w 1941 ro k u p a r ły one na wschód, w y g i­

n a ją c zderzak osłonow ych a r m ii ra d z ie c k ic h aż pod M oskw ę, H itle r w o ła ł d n ia 3 pa ździer­

n ik a w u n ie s ie n iu bliskie go , ja k sądził, z w y ­ cięstw a: „T e n w ró g je s t ju ż z d ru z g o ta n y i n ig d y sic nie podniesie“ . H itle r — podobnie ja k Y a rro n — m y lił się; to ty lk o zderzak w y g ią ł się do ty łu . Rozpoczął się a k t d ru g i.

W k o le jn y c h operacjach okrą żających, po­

cząwszy od S ta lin g ra d u , na p rz e ło m ie 1942 i

1943 r., gdzie z g in ę ły c a łk o w ic ie d w ie arm ie n ie m ie c k ie m arsz. F auiusa, kończąc na P r u ­ sach W schodnich w s ty c z n iu i lu ty m 1945 r.

i B e rlin ie w k w ie tn iu i m a ju tegoż ro k u , w n ie p rz e rw a n y m ła ń c u c h u ty c h o p e ra c ji znisz­

czono c a łk o w ic ie n ie m ie c k ie s iły zbrojne.

W z o ró w o p e ra c ji o k rą ż a ją c y c h tu w ła ś n ie szukać należy.

S tra te g ia rad zie cka n ie b y ła je d n a k po­

dobna do szaleńczej s tra te g ii H itle ra . D z ia ła ­ n ia ra d zie ckie b y ły zawsze m etodycznie przez d o w ó d ztw o ra d z ie c k ie ' przem yślane, p rz y g o ­ to w a n e i ś w ie tn ie przeprow adzone. B ro ń pa ncerna s ta n o w iła w y d łu ż o n e ra m ię p iech o­

t y ściśle z n ią w sp ółd zia łające . L o tn ic tw o prze d łu ża ło d z ia ła n ie czołgów, a a r ty le r ia to ­ ro w a ła im drogę. T o ścisłe w s p ó łd z ia ła n ie w s z y s tk ic h b ro n i w e w s z e lk ic h fazach w a lk i je s t in n ą jeszcze is to tn ą cechą s tra te g ii r a ­ dzieckie j.

A le m a n e w ro w i w I I w o jn ie ś w ia to w e j chciano nadać w ię k s z y jeszcze rozm a ch; nie -w y s ta rc z a ła ju ż szybkość b ro n i pa nce rnej — t y ły p rz e c iw n ik a otoczone od czoła i obu s k rz y d e ł przez o d d z ia ły naziem ne m ia ło za­

m k n ą ć lo tn ic tw o . T a k i w ła ś n ie m a n e w r o- k rą ż a ją c y „ w trz e c im w y m ia rz e “ p rz e p ro w a ­ d z ili na w ie lk ą skalę A ng lo sasi w s ie rp n iu 1944 r. w pó łnocno - zachodniej F ra n c ji.

K ie d y a rm ie a m e ry k a ń s k ie B rą d le y ‘a p rz e ­ ła m a ły w k o ń c u lip c a riie m ie c k i fr o n t pod A v ra n c h e s i, początkow o, po suw ają c się na p o łu d n ie do L o a ry na stępnie s k rę c iły na wschód, 7 a rm ia n ie m ie cka w N o rm a n d ii zna la zła się w w o r k u z a m k n ię ty m trzech s tro n : od p ó łn o cy przez K a n a d y jc z y k ó w i A n g lik ó w , od zachodu i p o łu d n ia przez A m e ­ ry k a n ó w . C z w a rty b o k od w schodu b y ł o - tw a rty - — zam knąć go m ia ło lo tn ic tw o na l i n i i S ekw any, od P aryża aż do ujścia. U - prze d n io ju ż zburzono na S ekw anie m osty stale.

M a n e w r te n w s ka li, ja k ie j go zam ierzał dow ódca a lia n c k ic h s ił lą d o w y c h gen. M o n t­

gom ery, n ie u d a ł się. P o m im o o g rom n ych s tra t N ie m c y z d o ła li się p rz e p ra w ić przc-z Sekw anę i u ra to w a ć znaczną część sw e j 7 a rm ii. P otężne lo tn ic tw o anglosaskie, w b re w p rz e w id y w a n io m M on tg om e ry'e go , n ie p o ­ t r a f iło szczelnie zam knąć okrążającego p ie rś ­ cienia.

W in n e j jeszcze fo rm ie , ró w n ie ż na w ie lk ą skale, zastosowano na zachodzie m a n e w r „ w trz e c im w y m ia rz e “ .

K ie d y w e w rz e ś n iu 1944 r. 21 g ru p a a rm ii*

pod do w ó dztw em gen. M on tg om e ry'e go m i­

n ę ła B ru k s e lę i doszła do k a n a łu M oza -E s- caut, zdecydow ano u c h w y c ić na ty ła c h n ie ­ m ie c k ic h p rz e p ra w y przez p o tró jn ą przesz­

kod ę rzeczną: Mozę, W a a l i D o ln y Ren. D z ia ­ ła n ie to m ia ła p rz e p ro w a d z ić a lia n c k a 1 a r­

m ia io tn ic z o - desantowa. Z rzucono je d n o ­ cześnie: 1 an gielską d y w iz ję spadochronow ą do n a jb a rd z ie j w y s u n ię te g o re jo n u A rn h e m na D o ln y m Renie, 32 a m e ryka ń ską d y w iz ję lo tn ic z e - desantow ą w re jo n ie N ijm e g e n na W a a lu i ró w n ie ż am e rykań ską 101 d y w iz ję Io tn iczo - desantową w re jo n ie E in d h o v e n -

— jego kultura i cywilizacja. A gnijąc — roznosi chaos i rozkład.

Czy to jest pokój, o którym marzyły na­

rody w czasie wojny? Czy można się więc dziwić, że narody buntują się i wałczą i nazywają pocztylionów imperialistycznego (bez) ładu zdrajcami?

Ale zwycięstwo przyniosło również praw­

dziwy pokój i wolność —. pomnożyło siły tych, którzy o pokój i wolność walczą.

Kim są? 1 gdzie? Są wszędzie —• na całym świecie. Bo front walki z imperia-

G rave w p o b liż u M ozy; tro c h ę p ó ź n ie j także po lską b ryg a d ę spadochronow ą. D o ty c h je dn ostek spadochronow o - desantow ych m ia ł p rz e rw a ć się poprzez n ie m ie c k i f r o n t 30 k o rp u s a n g ie ls k i, w y k o rz y s ta ć „ k o r y ta r z “ przez n ie s tw o rzo n y, rozszerzyć go, ostatecz­

nie opanować p rz e p ra w y i w te n sposób za­

p e w n ić sobie ła tw e w ta rg n ię c ie w g łą b N ie ­ miec.

O pe ra cja ta n ie ud a ła się. N ie m c y r o z b ili an gielską d y w iz ję spadochronow ą, k tó ra przew ożona w dw óch rz u ta c h lo tn ic z y c h , z b y t w o ln o k o n c e n tro w a ła się w re jo n ie A rn h e m . S tra c iła ona w je ńcach z górą 6.000 lu d z i t j. oko ło p o ło w y swego stanu lic z e b ­ nego.

Trzeba je d n a k s tw ie rd z ić , że po m im o niep o­

w odzenia ty c h dw óch d z ia ła ń lo tn ic z y c h , znaczą one no w e d ro g i ro z w o jo w e m an ew ru .

* * -*

W d ru g ie j w o jn ie ś w ia to w e j w a lczą m i- N iio n c w e a rm ie . Nasycenie p rz e s trz e n i s iła m i, tzw . „gęstość o p e ra c y jn a “ je s t ogrom na, f r o n ty zaś — ciągłe. Ż eby w ię c o s k rz y d lić , otoczyć i zniszczyć n ie p rz y ja c ie la trze b a przede . w s z y s tk im p rze ła m a ć jego f r o n t w je d n y m lu b k ilk u m iejscach. S tąd in n a ty p o ­ w a op era cja — b itw a prze ła m u ją ca , k tó ra p o ­ przedza z w y k le m a n e w r okrążający-

N a ta rc ie p rze ła m u ją ce po zycje s iln ie zaz­

w y c z a j um ocnione i najeżone ś ro d k a m i o g n io w y m i je s t n ie z m ie rn ie tru d n e w w a ­ ru n k a c h nowoczesnej w o jn y . A r t y le r ia od­

g ry w a w n im zasadniczą ro lę . Po s tro n ie r a ­ d z ie c k ie j, k tó r a d o p ro w a d z iła m e to d y prze­

ła m a n ia do w ie lk ie j doskonałości, p o w s ta ł n o w y , nie zn a n y dotychczas te r m in — „n a ta r ­ cie a r ty le r y js k ie “ . N ig d y dotychczas a r ty le ­ r ia n ie d z ia ła ła ta k m asowo. W n a ta rc iu pod S ta lin g ra d e m ilo ś ć d z ia ł na g łó w n y c h k ie ­ ru n k a c h p rz e ła m a n ia sięga 300 na 1 k m fro n tu , tzn. tr z y ra z y w ię c e j n iż w n a jw ię k ­ szych b itw a c h p o z y c y jn y c h p ie rw s z e j w o jn y ś w ia to w e j. Poza a r ty le r ią — czołgi i lo tn ic ­ tw o są po tę ż n y m i ś ro d k a m i p rze ła m a n ia . R o ­ la p ie c h o ty n ie z m ie n iła się — je s t po d a w ­ ne m u zasadnicza.

A le nadew szystko po s tro n ie ra d z ie c k ie j s iln y na cisk w b itw a c h p rz e ła m u ją c y c h k ła ­ dziono na doskonałe - w s p ó łd z ia ła n ie w s z y s t­

k ic h b ro n i. To w s p ó łd z ia ła n ie ja k ró w n ie ż pedantyczne p rz y g o to w a n ie i m etodyczna praca sztabów p la n u ją c y c h n a ta rc ie je s t ń ie - o d zow nym w a ru n k ie m powodzenia.

P rze ła m a n ie pla n o w a n e je s t zawsze z p u n k tu w id z e n ia op era cyjne go w y z y s k a n ia taktyczne go sukcesu. T rzeba w ię c przełam ać obronę na całej głębokości, aby w w y rw ę we fro n c ie rz u c ić szybkie z w ią z k i pancerne, o- k rą ż y ć i zniszczyć w ie lk ie z g ru p o w a n ia n ie ­ p rz y ja c ie la .

* * ł!-

T ru d n o po m in ąć c z y n n ik ekonom iczny, k ie d y się m ó w i o s ta te g ii d ru g ie j w o jn y ś w ia to w e j. N a s k u te k n ie b y w a łe g o w z ro s tu te c h n ik i i w ie lk ie g o zużycia m a te ria łu w o -

lizmem przechodzi przez wszystkie pań­

stwa i narody — Europy, Azji, Afryki, Ameryki. Walka toczy się wszędzie.

W Polsce — gdy zacieśnia się jedność par­

tii robotniczych i wzrasta szybko produk­

cja przemysłowa, w Grecji — gdy naród walczy z rodzimym faszyzmem, w Chinach

— gdy armia ludowa rozbija wojska Czang Kai Szeka, w Ameryce — gdy ro ­ botnicy organizują strajki. Wszędzie.

Walka przybiera różne formy i różny charakter. Ale za przeciwnika ma zawsze

— imperializm, zó cel — pokój.

K rz y s z to f S ła w iń s k i

jennego, zaopatrzenie fr o n tu m usiało opie­

ra ć się przede w s z y s tk im na bieżącej p ro d u k ­ c ji. P ań stw o prow adzące sam odzielnie w o j­

nę m u s i w ię c posiadać w dostatecznym sto­

p n iu ro z w in ię ty prze m ysł, ab y zaspokoić p o ­ trz e b y fro n tu . 1 tu z całą ja skra w o ścią w i­

doczny jest w p ły w u s tro ju po lityczn ego i społecznego p a ń stw a na sposoby pro w a dze­

n ia w o jn y , wyż« s ość zaś system u gospodarki s o c ja lis ty c z n e j r;ad system em k a p ita lis ty c z ­ n y m je s t oczyw ista.

Is to ta gospodarki s o cja listyczn e j poleca na w łasno ści społecznej ś ro d k ó w p r o d u k c ji oraz na p ia n o w y m ch a ra kte rze go spo da rki i o rg a ­ n iz a c y jn e j r o li p a ń stw a w ż y c iu gospodar­

czym k ra ju . P ań stw o może w ię c ra c jo n a ln ie w yzyska ć w s z y s tk ie zasoby d la obrony k ra ju .

V«’ pa ństw a ch k a p ita lis ty c z n y c h , gdzie ś ro d k i są w łasnością p ry w a tn ą , z n a tu ry rzeczy p ro d u k c ja je s t m n ie j lu b w ię c e j bez- p la n o w a z p u n k tu w id z e n ia po trze b p a ń s tw o ­ w ych . W okresie w o jn y p o w s ta ją ta rc ia m ię ­ dzy in te re s a m i poszczególnych przedsię­

b io rs tw i państw em . K on ie czna je s t in te r ­ w e n c ja pa ństw a — n a tra fia ona je d n a k na różne tru d n o ś c i; w re z u lta c ie — m o b iliz a c ja s ił eko no m icznych je s t spóźniona, a m o ż liw o ­ ści gospodarcze — niew y k o rz y s ta n e .

S ta lin m ó w i: „D o św ia dcze nia w o jn y uczą nas, że u s tró j ra d z ie c k i okazał się nie ty lk o lepszą fo rm ą o rg a n iz a c ji ekonom icznej i po­

stępu k u ltu ra ln e g o p a ństw a w ła ta ch poko­

jo w e j ro z b u d o w y , lecz także lepszą fo rm ą m o b iliz a c ji w s z y s tk ic h s ił n a ro d u do od pa r­

cia w ro g a w czasie w o jn y “ .

* * *-

N a jw a ż n ie js z y m c z y n n ik ie m s tra te g ii, o- bo k s z tu k i w o je n n e j, te c h n ik i, e k o n o m ik i,

M a n e w r w „trz e c im w y m ia rz e “ F la n d ria , w rze sień 1944

je s t - - czło w ie k. O grom ne znaczenie c z y n n i­

ka m ora lne go na w o jn ie je s t dobrze znane.

W szystkie p a ństw a p rz y g o to w u ją c e się do w o jn y w s z e lk im i ś ro d k a m i m o b iliz u ją 1 s iły m o ra ln e sw ych na rod ów . Różne są je d y n ie źró d ła skąd się te s iły czerpie.

M o ra le fa szysto w skich N iem ie c, s z y k u ją ­ cych agresję, siłą rzeczy trzeba b y ło oprzeć na sztucznych i fa łs z y w y c h po dstaw ach: te ­ o ria ra sizm u g io s iła ideę raso w e j wyższości N ie m c ó w i p ra w o „doskonalszej ra s y “ do p a ­ n o w a n ia nad in n y m i n a ro d a m i; g e o p o lity k a zaś, podniesiona do godności p a ń s tw o w e j n a u k i h itle ro w s k ie j, p ro p a g o w a ła kon ie cz­

ność zdobycia kosztem in n y c h n a ro d ó w

„p rz e s trz e n i ż y c io w e j“ , niezbędnej d la d a l­

szego ro z w o ju „n a ro d ó w p a n ó w “ . H itle ry z m w y c h o w y w a ł w du ch u ś m ie rte ln e j n ie n a w iś ­ ci de in n y c h n a ro d ó w — zwłaszcza s ło w ia ń ­ skich.

Cóż w ię c dziw nego, że m ora le N iem ców , op a rte na b e z p ra w iu i n ie n a w iś c i człow ieka, załam ało się.

Z u p e łn ie inaczej w Z w ią z k u R adzieckim . S iły m o ra ln e -w y p ły w a ją ta m z s o cja listycz­

nego u s tro ju , w k tó r y m nie is tn ie ją k la sy posiadające, a s to su n ki m ię dzy lu d ź m i opie­

r a ją się n a w s p ó łp ra c y w u s tro ju , k tó r y h a r­

m o n ijn ie łą czy do bro je d n o s tk i z dobrem spo­

łecznym , w y c h o w u je łu d z i w z b io ro w e j p ra ­ c y i w p a ja zasady s o c ja lis ty c z n e j e ty k i. Ten u s tró j m u s ia ł s tw o rz y ć n o w y ty p żołnie rza i n o w y ty p a rm ii. U s tró j ra d z ie c k i po d n ió sł czło w ie ka, z a h a rto w a ł m o ra ln ie , u s z la c h e tn ił i z ro d z ił w n im w y ją tk o w e s iły duchowe.

Ż o łn ie rz ra d z ie c k i w ie d z ia ł o co w a lc z y i r o ­ z u m ia ł, że spra w a je go je s t słuszna. Jego si­

ły m o ra ln e nie t y lk o n ie z a ła m a ły się w k r y ­ ty c z n y m okresie w o jn y , lecz n ie u s ta n n ie r o ­ sły. I ty m się tłum a czą giga ntyczne w y s iłk i żołn ie rza i cz ło w ie k a zaplecza, ja k ic h nie zna­

ła dotychczas h is to ria , o k tó ry c h nie sądzo­

no, że są w ogóle m ożliw e.

*

W p rz e c iw ie ń s tw ie do p ie rw s z e j w o jn y ś w ia to w e j, now e re w e la c y jn e w y n a la z k i techniczne p o ja w ia ją się d o p ie ro pod kon ie c d ru g ie j w o jn y ś w ia to w e j i na je j przebieg nie m a ją większego w p ły w u . Posiada się w ię c z b y t m ało dośw iadczeń b o jo w ych , ab y o k re ś lić ja k ą ro lę m ogą odegrać i ja k w p ły ­ nąć na ro z w ó j s tra te g ii. T a k im i w y n a la z k a ­ m i są przede w s z y s tk im bom ba atom ow a, po­

c is k i k ie ro w a n e o w ie lk ie j donośności ty p u V -1 i V -2 i s iln ik o napędzie o d rz u to w y m z b liż a ją c y m szybkość sam o lo tó w do szybko­

ści d ź w ię k u . Ś ro d k i te po w o jn ie z n a jd u ją się w okresie ciągłego ro z w o ju . T ru d n o je st prze to usta lić, ja k ą ro lę mogą odegrać w przyszłości.

N a leży je d n a k s tw ie rd z ić , że w b re w po glą.

dom n ie k tó ry c h te o re ty k ó w w o jn y Zachodu, w y o lb rz y m ia ją c y c h znaczenie te c h n ik i — cz ło w ie k bedzie zawsze o d g ry w a ł na w o jn ie de cydującą rolę.

I m p e r i a l i z m i p o k ó j

(D okończenie ze str. 1-ej)

Cofa się wstecz i gnije tylko imperializm

(3)

N r 20— 21 (149— 150) „W I E S" Str. 3

L M S T Y W. E i

i ! ! ¡ m i i ! ! ! i ! i m m i m m i i i i i i m i i m m i i i m i m i i i i i i i i i i ! i i i i i ; ( i i i i i H i M i m i m i i i i ! m i m i i i i ] i i m i ! i m M i i m i i i i m i i m m i i i m ! i t i i

Jan Marszałek

W „ K r a j u W a r t y

O

K U P A C J A prze ora ła głęboko stosun­

k i społeczne na w s i p o ls k ie j. Z m ia n y , ja k ie ona spow odow ała m ia ły z a ró w ­ no podłoże po lity c z n e , ja k i gospodarcze.

N ie na w s z y s tk ic h teren ach P o ls k i b y ły one je d n a k identyczne. N ie w ą tp liw ie nieco in a ­ czej p rz e d s ta w ia ła się sy tu a c ja na terenach ówczesnej G. G., inaczej na te re n a ch w łączo­

n y c h do Rzeszy ja k np. w tzw . „ k r a ju W a r­

t y “ (W a rth e la n d ), a inaczej na .ta k ic h „p ra - n ie m ie c k ic h “ teren ach ja k Śląsk, czy Po­

m orze.

To, o czym będę pisał, d o tyczy ty lk o i w y ­ łą c z n ie o k rę g u nad W a rtą (W arthegau).

G e n e ra ln y m w stępem do m a ją c y c h w k ró tc e na stąpić m aso w ych w y s ie d le ń ch ło p s k ic h b y ­ ło zag rab ien ie d w o ró w , k tó re na prze ło m ie 1939/40 r. c a łk o w ic ie prze szły pod zarząd n ie m ie c k i, a m ie szkań cy ic h w ra z z p ie r w ­ szym i w y s ie d le ń c a m i z m ia s t i m iasteczek zesłani zo sta li do • u tw o rz o n e j ju ż w ów czas G e n e ra ln e j G u b e rn ii.

D o czasu p ie rw s z y c h ż n iw o k u p a c y jn y c h , w ieś w s w o je j m asie na ogół n ie u c ie rp ia ła . Poza -sporadycznym i w y p a d k a m i chłopom p o p ra w iła się s y tu a c ja m a te ria ln a . W y w o ła ­ n y w o jn ą w zm ożony p o p y t na p ło d y ro ln e s ta ł się źród łe m p o w a żnych dochodów go­

s p o d a rs tw chłop skich, ta k m a ły c h , ja k i d u ­ żych. O czyw iście te osta tn ie ze ...zrozum iałych w z g lę d ó w b y ły u p rz y w ile jo w a n e . Zasobność Spichrza decydo w ała o w ię k s z y c h dochodach.

A le i m niejsze gospodarstw a od czuły n a ty c h ­ m ia s t po m yśln ą k o n iu n k tu rę gospodarczą.

Szczególnie po żą d a n ym i k lie n ta m i b y łi Ż y ­ dzi. N a w e t ic h prze sie dle nie do g h e tta i od­

grodzenie od społeczeństwa polskiego, p o p a r­

te o s try m i zarzą dze nia m i o k u p a n ta z a b ra n ia ­ ją c y m i u trz y m y w a n ia w z a je m n y c h stosun­

k ó w h a n d lo w y c h — nie zam kn ęło chłop om dobrego r y n k u z bytu . W p ro s t p rz e c iw n ie . G h e tta p rz y ś p ie s z y ły jeszcze proces o d p ły w u p ie n ię d z y i to w a ru z m ia s t do w s i. Ż y d b o ­ w ie m z a m k n ię ty w ghetcie p ła c ił cenę n ie ra z d w u k ro tn ie wyższą. N ie t y lk o dlatego, że ści­

śnięta w g h e tta ch masa lu d n o ś c i ż y d o w s k ie j n ie m ia ła dostępu do o d o o w ie d n ie j ilo ś c i p ro - d u k ó w ż y w n o ścio w ych , lecz i dlatego, że po­

c zątko w o Ż y d ó w stać b y ło n a to, b y za p e w ­ ne, a z czasem coraz pow ażniejsze ry z y k o , na ja k ie ic h do staw cy ze w s i b y li na raże ni, p ła ­ cić o d p o w ie d n io w yższą cenę.

N ie c a łe j w s i je d n a k dochody te m ia ły pozostać s ta ły m udzia łem . D r u g i r o k b o w ie m o k u p a c ji zaczęli N ie m c y m as o w y m w y s ie ­ d la n ie m chłopów .

N a p ie rw s z y ogień p o szły gospodarstw a w iększe. P o lity k a o k u p a n ta b y ła p ro sta : k o n ­ tro la g o spo da rki ro ln e j przez s ko lo n izo w a n ie w s i p o ls k ic h elem entem n ie m ie c k im . X ta k ja k zag rab ien ie z ie m i d w o rs k ie j dało im k o n ­ tro lę n a d p ro d u k c ją ro ln ą -w ie lk ie j w ła s n o ś c i z ie m s k ie j, ta k w y s ie d le n ie co bogatszych go­

spodarzy i obsadzenie ic h gospo da rstw p e w ­ n ie js z y m , bo n ie m ie c k im e lem e ntem m ia ło b y ć da lszym k ro k ie m n a te j sam ej drodze.

W stosunkach społecznych w s i w y w o ła ło to zasadniczą zm ianę. B ogaty, a w ię c w p ły ­ w o w y dotychczas w s w y m ś ro d o w is k u gospo­

darz, je ś li n a w e t u d a ło m u się u k r y ć przed w y s ie d le n ie m , s ta w a ł się w ła ś c iw ie nędza­

rzem . S kazany n a pra cę w ch a ra kte rze s łu ­ żącego, „k n e c h ta “ (n ie rza d ko w s w o im w la ­ n y m gospodarstw ie) u n ie m ie ckie g o osied leń­

ca, lu b u swego byłeg o sąsiada P olaka , tr a c ił sw ą dotychczasow ą pozycję społeczną.

N a to m ia s t dro bn e gospodarstw a, k tó re na ogół zac h o w a ły s w y c h w ła ś c ic ie li, s ta ły się d la n ic h ź ró d łe m znacznego aw ansu gospo­

darczego i społecznego. N a w e t 3—4 h e k ta ro ­ w y gospodarz w ła ś n ie ze w z g lę d u na k o ­ n iu n k tu r ę gospodarczą m ia ł oka zję ła tw e g o

w zbogacenia się, a ty m samym, p o dn iesien ia s w e j p o z y c ji społecznej w ra m a c h społeczno­

ści p o ls k ie j. M im o ściągania k o n ty n g e n tó w c h ło p i po zo sta li na sw ych gospodarstw ach, z d o ln i b y lib y do p o c z y n ie n ia n ie m a ły c h in ­ w e s ty c ji, g d y b y n ie u c is k p o lity c z n y h itle r o w ­ ców i zw iązana z ty m niepew ność ju tr a . T o ­ też k a ż d y chłop, b ie d n y , czy bogaty, w y ­ sie dlo ny, cz>’ po zostający n a w ła s n y m gospodarstw ie, c h c iw ie n a s ta w ia ł uszu na w s z e lk ie n o w in y , w ia d o m o ści p o lityczn e . B r a k dobrze zo rg a n izo w a n e j i sta łe j p ra s y po dziem ne j („g a z e tk i“ do w s i d o c ie ra ły t y l ­ k o sporadycznie) i b ra k o d b io rn ik ó w r a d io ­ w y c h s tw a rz a ł doskonałe pole do popisu d la w s z e lk ic h „d o b rz e p o in fo rm o w a n y c h “ , n a jczę ściej gości z m ia sta , k tó r z y id ą c na w ieś za „s z m u g le m “ o p o w ia d a li chłop om n ie ra z w rę c z fan ta styczn e h is to rie . H itle r a u ś m ie r­

cano w ty c h op ow ia d a n ia ch co p e w ie n czas, każdą w iosnę zaczynano lą d o w a n ie m A n g li­

k ó w w G d y n i. R o sja n a dłu g o prze d agresją n ie m ie c k ą p rz e k ra c z a ła B ug, prze d każdą zim ą re g u la rn ie w y b u c h a ła w N iem czech r e ­ w o lu c ja i następo w a ła bezw zględna k a p itu la ­ c ja h itle ro w c ó w . F ra g m e n t p rz y p a d k o w o za­

słyszanych w ia d o m o ści s ta w a ł się podstaw ą bardzo ^ szczegółowo op ra c o w a n y c h p la n ó w stra te g iczn ych , k tó re m ia ły prz y n ie ś ć ostate­

czną k lę s k ę h itle ro w s k im N iem com . O c z y w i­

ście ^ z czasem „fa n ta ś c i“ t r a c ili coraz b a r­

d z ie j k re d y t m o ra ln y u chłopskiego słu cha­

cza, ale n ie w y d a je m i się, b y c h ło p i n a w e t w czasie n a jw ię k s z y c h p rze śla dow ań m ie li u tra c ić w ia r ę w Polskę., T y le ty lk o , że oce­

n ia ją c trz e ź w o zw odniczość ra d io w y c h w ia ­ dom ości lo n d y ń s k ic h o d rz u c a li ie n a rzecz k o n k re tn y c h fa k tó w , ja k ie pod k o n ie c w o jn y coraz n a ta rc z y w ie j d a w a ły o sobie znać g łu ­ c h y m i d e to n a c ja m i fr o n tu w schodniego.

M oże jeszcze b a rd z ie j is to tn e z m ia n y w stosunkach społecznych w s i „W a rth e la n d u “ w y w o ła ła p rze pro w ad zon a w trz e c im ro k u przez N ie m c ó w kom asacja d ro b n y c h gospo­

d a rs tw c h ło p skich , pozostających w rę k a c h p o lskich .

K o n tro la p r o d u k c ji r o ln e j p rz y ta k roz- p ro s z k o w a n y c h gospodarstw ach nastręczała N iem com bardzo pow ażne tru d n o ś c i. N a jle p ­ szym w y jś c ie m z s y tu a c ji b y ło b y skom asow a­

n ie ty c h gospo da rstw i oddanie ic h n ie m ie c ­ k im osadnikom . B r a k je d n a k ty c h osta tn ich, ja k ró w n ie ż k on ie czność, w z m a c n ia n ia n o w y ­ m i ro c z n ik a m i po w a żnie n a d sza rp n ię tych fr o n tó w zm uszały N ie m c ó w do pozostaw ien ia ty c h skom asow anych gospo da rstw P olakom .

To^ zaś stało się p rzyczyn ą p o w a żnych k o n ­ f lik t ó w w ło n ie społeczności w ie js k ie j. G o­

spodarz, w k tó re g o ręce oddaw ano zarząd n a d c a ły m skom a sow anym gospodarstw em , n ie ra z u w a ż a ł się za p e łn o p ra w n e g o w ła ś c i­

ciela. J a k k o lw ie k n ie b y ło to z ja w is k o po­

wszechne, to je d n a k zdarzało się, że tz w .

„b a u e r“ zagarnąw szy z zie m ią in w e n ta rz ż y w y s w y c h sąsiadów n ie ra z m le k a d la dzie­

c i n ie c h c ia ł sprzedać w y d zie d ziczo n ym . P o­

dobne f a k ty z d a rz a ły się n ie ty lk o w ś ró d obcych, lecz i w rod zin ach. Z a d a w n io n e an­

ta g o n iz m y i u ra z y na jczęściej n a tle m a ją t­

k o w y m (choć społeezne a n ta g o n iz m y w e ­ w n ą trz g ru p y c h ło p s k ie j m ia ły sw o je zna­

czenie) s tw a rz a ły p o w o d y do ba rdzo b r u ta l­

n e j p o lit y k i od w e tu . Z a d ra ż n ie ń n a ty m tle b y ło m nó stw o. N ie k tó re do' dziś nie z n a la z ły jeszcze swego epilogu.

N ie w ą tp liw ie obok w z g lę d ó w gospodar­

czych m u s ia ło i to leżeć w p la n a c h o k u p a n ­ ta, b o w ie m skłó con ych ła tw ie j b y ło u tr z y ­ m ać w ryzach . D iv id e e t im p e ra — b y ło m ię ­ dzy in n y m i k a rd y n a ln ą zasadą n ie m ie c k ie j p o lit y k i o k u p a c y jn e j.

T e m u też chyb a przede w s z y s tk im p r z y ­ pisać n a le ż y b ra k na te re n a ch „ W a rth e la n ­ d u “ a k ty w n y c h o d d z ia łó w p a rty z a n c k ic h . J a k k o lw ie k org an izacje p o lity c z n e i w o js k o ­ w e is tn ia ły , b ra k b y ło na szerszą skalę za­

k ro jo n y c h d y w e rs ji i a k tó w sabotażu, o ja ­ k ic h d o ch o d ziły je d y n ie s łu c h y zza g ra n i­

c y G. G.

O czyw iście nasycenie k r a ju ż y w io łe m n ie ­ m ie c k im ja k i w y s ie d le n ie n a jb a rd z ie j w a r ­ tościow ego elem entu do obozów k o n c e n tra ­ c y jn y c h b y ły po w ażną przeszkodą w o rg a n i­

zo w a n iu p a rty z a n tk i, n ie m n ie j w ła ś n ie w e ­ w n ę trz n e skłócenie w s i ta k ą a k c ję skazyw ało z g ó ry na niepow odzenie.

W zajem ne żale i p re te n s je w y s ie d lo n y c h do

„b a u e ró w “ i o d w ro tłiie , p rz e d w o je n n e jeszcze u ra z y n a tle społecznym (b ie d n ia k ó w do b o ­ gaczy), sztucznie podsycane przez N ie m c ó w fa w o ry z o w a n ie m ele m e n tu b a rd z ie j lo ja ln e g o (Le istun gspo łe ) u n ie m o ż liw ia ły zorg an izow a­

ną a k c ję z b ro jn ą p rz e c iw o k u p a n to w i na te ­ ren ach „ k r a ju W a r ty “ .

Józef Kapuściński

a r n a

K

IE D Y P olskę z a ję li N ie m cy, zag a rn ę li m ły n y pod sw ó j zarząd, u tw o r z y li sze­

re g przepisów , k tó re u tr u d n ia ły m ie le ­ n ie zboża na m ąkę. N ie o p ła c iło się na w e t ry z y k o p rz e k u p ie n ia N iem ca, gdyż s k o n fi­

skow ane zboże zaw iezione do m ły n a stano­

w iło s k a rb w ie lk i. N ie m ożna zem leć w e m ły n ie , będziem y m e łli na żarn ach — po­

w ie d z ie li sobie lu dzie . P o w y c ią g a li k a m ie n ie

z k ą tó w , o c zyścili c a ły a p a ra t Ż arnow y i da­

le jż e m leć, co się dało. Z. początku N iem cy nie z w ra c a li na to uw ag i, ale k ie d y lu d z ie do m ły n a coraz m n ie j p rz y w o z ili, a m im o u t r u ­ d n ie ń chleb je d li — zaczęli się ; interesow ać ża rn a m i. („H a u s m u h le “ )— to je st m ły n a m i do­

m o w y m i. W ydan o n a jp ie r w k a r ty p rz e m ia ­ ło w e ty m , k tó rz y o d d a li w yzn aczo ny k o n ­ ty n g e n t zboża; na m ocy te j k a r ty m ożna b y ­

j ft: t v * »5 i 1 ))

ło zem leć ograniczoną ilość zboża, ale w ta k m ik ro s k o p ijn e j ilości, że sam i N ie m c y r o ­ z u m ie li, że to je s t nie w ysta rcza ją ce . Z n o w u p rz y każd ej o k a z ji o g lą d a li się za Chlebem n a w s i, czy ju ż z n ik ł ze s to łu chłopa. K u sw e m u z d u m ie n iu spostrzegli, że na w s i n a ­ w e t ten, co n ie w y k u p ił M e h lk a rty na chleb

— m a chleb. W te d y w y d a n o s u ro w y zakaz u ż y w a n ia żare n w e w ła s n y c h gospodar­

stw ach. A le co kogo ob cho dził d u ż y ja k p ła c h ta afisz n a urzędzie g m in n y m , że n ie w o ln o m le ć na żarnach, że za to g ro z i k a ra g rz y w n y , zniszczenia żaren, obóz, areszt itd . L u d z ie c z y ta li, ś m ia li się, p o k p iw a li ta k szpet­

nie, że g d y b y N ie m c y to s ły s z e li — to b y ca­

łą w ie ś s p a lili. D la „św ięteg o s p o k o ju “ , bo d ia b e ł n ie ś p i — o b ra c a li sw o je żarn a w ieczo­

ra m i, o św icie, lu b w nocy. W y c ią g a li z u - k r y c ia zboże, m e łli n a żarnach, m ie s z a li m ą ­ k ę zbożową z k a rto fla m i, k u k u ry d z a n k ą , p ie ­ k l i chleb, p la c k i i ' k p i l i z p la k a tu G eneralne­

go G u b e rn a to ra . W reszcie i ta s ie la n k a się skończyła. C zy to n a s k u te k po d s łu c h u pa­

t r o li nocnych, czy też p rz y m ile n ia się u k r a iń ­ s k ic h n a c jo n a lis tó w , k tó r z y b y li n a usługach N ie m c ó w — zostało w y d a n e zarządzenie o zup ełnej k o n fis k a c ie żaren, a ściślej m ó w ią c k a m ie n i gó rnych .

R ozporządzenie p rz y s z ło . n agle i w te j sa­

m e j c h w ili zostało w yko n a n e . Z a ra z po w y ­ w ie s z e n iu p la k a tu przez p o lic ję u k ra iń s k ą w y s tę p u ją c ą w asyście n ie m ie c k ie j, szła ta k zw ana k o m is ja od dom u do dom u, zab ie ra ła górna k a m ie n ie od żaren i zw o z iła do ty m -

Jan Marcinek

czasowego m agazynu p rz y k a n c e la rii w ó jta . P ote m ju ż k ie d y m ia ła być cała w ieś w te n sposób ogołocona z żaren, m ia ło się odbyć ge neralne tłu c z e n ie ty c h k a m ie n i i w y r ó w ­ na n ie ty m złom em w y b o i na drodze.

Z p ie rw s z e j części w s i zw iezio no k a m ie n ie do k a n c e la rii m o ż liw ie najlepsze, ale w d r u ­ g ie j ju ż lu d z ie o c h ło n ę li z p rz y g n ę b ie n ia i zaczęli m yśle ć i k o m b in o w a ć — zaczęto w y ­ s z u k iw a ć najstarsze k am ien ie, u k ry w a ć te dobre, a na żarna na kła dać te, k tó re le ż a ły pod schodam i, na przyzbie, czy też pod p o d­

w a lin a m i do m u albo stodoły. K a m ie n ie te m ig ie m w y c ie ra n o z ziem i, po sypyw ano m ą ­ k ą , n a k ła d a n o n a żarna i o b o ję tn ie czekano

„ k o m is ji“ . S koro K o m is ja się z ja w iła i orze-, k ła k o n fis k a tę , chłop z p o korą i u d a n y m ża­

le m p ro s ił „ś w ie tn ą k o m is ję “ o pozostaw ienie k a m ie n i, aby k u ro m zem leć trochę. Z g ó ry b y ł p e w n y w y n ik u sw ej pro śby — to też g d y usły s z a ł z u st N iem ca — weg, ra u s! — zdej-<

m o w a ł z g łę b o k im w s tc h n ie n ie m ó w k a m ie ń , śm ie jąc się w duszy, ra d ze swego s p ry tu a g łu p o ty całej k o m is ji i w y n o s ił n a wóz, k ła * dąc go czasem ta k le k k o , że ó w k a m ie ń p ę k a ł na d w ie p o ło w y. Jed na k w iększość c h ło ­ p ó w została poszkodowana. Ć i w s ty d z ili się sam i siebie, a n ie chcąc pozostaw ać W ty le zaczęli się z b ija ć g ru p k a m i i ra d z ić n a d ty m , w ja k i sposób zabrać te sw oje dobre ka m ie n ie , w zam ian za stare, k tó re po w ycią * g a li z ró ż n y c h z a ka m a rkó w . P rośba n ic n ie pomoże, w y k u p n o czasem ry z y k o w n e — n a j­

lepszy fo r te l w guście im ć Z agłob y. Z w y k le w w ie czó r, w k a n c e la rii g m in y b y ło dużo im teresa ntów . D r z w i od m agazynu, gdzie leża-1 ły „s ro g ie “ ka m ie n ie , b y ły o tw a rte . B r a ł chłop ja k iś s ta ry k a m ie ń pod płaszcz, p rz y n o s ił go do k a n c e la rii, jego sąsiad p o d rz u c a ł u p a ­ trz o n y d o b ry ka m ie ń , s k ła d a ł u nóg, p o ty m szedł prze d oblicze samego w ó jta i żądał ja ­ kiegoś w y ja ś n ie n ia : czy to z w y k a z u p o d a tk u czy k o n ty n g e n tu , zależy co b y ło a k tu a ln e . W ó jt z p o czą tku tłu m a c z y ł się, lu b o d m a w ia ł zależnie od h u m o ru , te n n ie ustę pow ał, za­

czyna ła się sprzeczka, czy d łu g ie spra w d za­

n ie — lu d z ie b y li za ję c i d ysku sją , a tym c z a ­ sem sąsiad n ib y to, że je s t m u gorąco z d e j­

m o w a ł p a lto , lu b k u rtk ę , trz y m a ł prze d so­

bą, opuszczał n a k a m ie ń i s p ry tn ie o tu la ł k a ­ m ie ń i w y n o s ił się z izb y, w s p ó ln ik k o ń c z y ł dyskusję, prze pra szał w ó jta i w y c h o d z ił. W ciągu k ilk u w ie c z o ró w z n ik n ę ło zno w u k ilk a k a m ie n i. W reszcie po zap row adze niu spisu k a m ie n i, w y d a n iu zaświadczeń, w s z y s tk ie k a m ie n ie złożono w je d n e j izb ie oczekując dalszych rozka zów .

Moje spotkanie z Adamem Polewkq

B

Y Ł O to w d ru g im ro k u o s ta tn ie j w o jn y ś w ia to w e j, w p ie rw s z e j p o ło w ie k w ie t­

nia. D zień b y ł nad w y ra z s m u tn y i p o n u ry . Po p o łu d n iu zaczął padać śnieg d u ­ ż y m i p ła tk a m i. D ro g i b y ły rozm o kłe, pełne w y b o jó w i błota.

W racałem z S ie p ra w ia , gdzie p ra c o w a łe m w c h a ra k te rz e zastępcy sekre ta rza gm innego, s tru d z o n y i g ło d n y. Ż ona p rz y ję ła m n ie s k ro m n y m obiadem , k t ó r y b y ł zarazem p o d . w ie c z o rk ie m i k o la c ją . Jeszcze n ie skończy­

łe m jedzenia, g d y w b ie g ła do iz b y córeczka i p o w ia d a : — T a tu s iu , A d a m P o le w k a p rz y ­ je cha ł. W m ilc z e n iu p o ło ż y łe m ły ż k ę i razem z żoną w y s z liś m y n a spotkanie.

P o le w k ę zna łe m z o p o w ia d a n ia żon y i tr o ­ chę z lite r a tu r y . P rz y je c h a ł chłopską fu r m a n ­ ką , zaprzężoną w d w ie zbiedzone szkapy, w ra z z żoną i córeczką — p ię k n y m p o d lo t­

k ie m . W rażen ie m o je na w id o k ty c h lu d z i, z m a rz n ię ty c h i niedostatecznie u b ra n y c h b y . ło silne, ty m b a rd z ie j, że sam b y łe m b ie d n y.

Po p r z y w ita n iu z a b ra liś m y się do p rz e n ie ­ sie nia s k ro m n y c h sp rzę tó w i szczupłego za­

pasu żyw ności. N a p y ta n ie P o le w k i, co b ę ­ dę żądał za m ieszkanie, odpo w ie działe m , że m ie szkan ie odstąpię be zpłatnie , lecz poza ty m , w n ic z y m m u pom óc n ie mogę, bom b ied ny.

Je że li chłop skie stare tw ie rd z e n ie , że

„ m y ś l u c z y n k ie m rz a d k o się sta n ie “ , n ie zaw ­ sze się iści, to w stosu nku do P o le w k i ziściło się w całej p e łn i. W yjeżd żają c z B ro n o w ie do B ie ń k o w ie , należących do p o w ia tu m y ś le n ic ­ kiego, z a b ra ł z sobą dro bn e narzędzia rz e ­ m ie ślnicze i p e w ie n zapas m a te ria łu , a lb o ­ w ie m n a u trz y m a n ie ro d z in y m ia ł zarabiać w y ro b e m zabaw ek dziecięcych, a ja k się póź­

n ie j okazało n ie z ro b ił przez c a ły te n czas a n i je d n e j.

P o le w k a m im o swego ub óstw a b y ł c z ło w ie ­ k ie m a m b itn y m . P om im o, że ta k ja , ja k o też i m o ja żona, nie d a liś m y poznać po sobie, że je s t d la nas zaw adą i że ż a łu je m y dochodu, ja k i m ożna b y ło osiągnąć za w y n a ję c ie in ­ n y m lu d z io m m ieszkania, to je d n a k s ta ra ł się naszą rzeko m ą stratę, w in n y sposób n a g ro ­ dzić. Z n a ją c się na z d o b n ic tw ie lu d o w y m , a p rz y ty m w ła d a ją c w p ra w n ie pędzlem od­

m a lo w a ł z du żym poczuciem a rty z m u Stancję w k tó r e j m ieszkał. I to n ie ty lk o w m o im dom u, lecz także w dom ach sąsiednich m oż­

na k u n s z t jego pędzla p o dziw ia ć, a i w p a ła ­ c u byłeg o obszaru d w o rs k ie g o w K a w ą c in a c h też m ożna zobaczyć jego m a lo w a n ie .

Tym czasem — co ch a ra k te ry s ty c z n e d la czasów o k u p a c ji — w zm a ga ła się na w s i po­

trz e b a o św ia ty. P ie rw s z y m p io n ie re m ta jn e ­ go na uczania w tu te js z e j o k o lic y b y ł na uczy­

c ie l z G orzkow a Z b ig n ie w S za tk o w s k i, w y ­ s ie d lo n y z poznańskiego. T en m ło d y , en er­

g ic z n y cz ło w ie k , zapuszczał się także poza g ra n ice w io s k i, w k tó r e j pra c o w a ł, a chodząc od do m u do do m u za m a rn e w yn a g ro d ze n ie na uczał m łodzież, w zakresie szko ły p o w ­ szechnej, o rg a n iz o w a ł k o m is je eg z a m in a c y j­

ne, u ła tw ia ją c m ło d zie ży złożenie egzam inów . D z ię k i jego ow ocnej p ra c y zło żyło k ilk u ch ło p có w z o k o lic y egzam iny z V I I k ł. szko ły powszechnej, a m ię d z y t y m i W ła d y s ła w M a r ­ c in e k i S ta n is ła w K a n ia z B ie ń k o w i:. To b y ­ ł y p o czą tki, to b y ł posiew , k tó r y m ia ł w yd ać ow oc w n ie d a le k ie j przyszłości.

Pęd do o ś w ia ty zataczał coraz to szersze k r ę g i/ M ie js c o w a i oko liczn a lu dn ość d o w ie ­ dziaw szy się, że P o le w k a n ie t y lk o p o tr a fi ła d n ie m alow a ć, lecz także posiada obszerne w ia d o m o ści n a u k o w e w ró ż n y c h k ie ru n k a c h w ie d z y i w ła d a k ilk o m a ję z y k a m i, zaczęła się do niego zbliżać. Jego w y s o k a k u ltu r a to w a ­ rz y s k a i łagodna n a tu ra z je d n a ły m u w k r ó t ­ ce szacunek i zau fanie ta k , że szybko s ta ł się n ie z w y k le p o p u la rn y i pow szechnie lu b ią * n y i to nie t y lk o przez starszych gospoda­

rz y , lecz także i przez m łodzież, k tó r a gro., m a d n ie g a rn ę ła się do niego. N ie dłu g o cze­

kać, a m o ja c ha łu pa z a ro iła się m łodzieżą z p o d rę c z n ik a m i n a u k o w y m i i w k ró tc e n ie b y ło k ą ta w k tó r y m b y n ie pisano zadań i n ie słuchano w y k ła d ó w . N a u k a tr w a ła n ie ty lk o w d n ie powszednie od ra n a aż do póź­

nego w ieczora, lecz także w nied ziele i św ięta.

N ie sposób w y m ie n ia ć po n a z w is k u w s z y s t­

k ic h k o rz y s ta ją c y c h z n a u k i, a lb o w ie m u c z y li się n ie ty lk o m ie js c o w i, lecz także z o d le g ły c h o ko lic, G orzkow a, N o w e j W si, R a cibo rska, C ze chó w ki i K o ź n ic W ie lk ic h . A że pra ca P o­

le w k i i jego żony b y ła ow ocna, św iadczy fa k t, że k ilk u z jego u c z n ió w i uczennic u - częszcza dziś na U n iw e rs y te t J a g ie llo ń s k i ł A k a d e m ię G órniczą w K ra k o w ie , w ie lu zaś m łodszych uczęszcza do g im n a z ju m w W ie­

liczce i do lic e u m ' w K ra k o w ie .

Cytaty

Powiązane dokumenty

wania wioski kollokatorów nie posiada też żadnych znamion walk klasowych. To po prostu spór w dobrej rodzinie. Nie można tego kłaść na karb przeinaczeń

montowa, sytuacja jest już jednak — cal. Rosja dała się zastraszyć kaźnią dekabrystów, opozycyjne ruchy postępowo społeczne z ’ edwie się za­. czyn?^. były

tycznie tylko dostrzegali sprzymierzeńca w robotnikach — grupie społecznej, która tych samych obciążeń ugodowych również wyzbyć się nie mogła. Górne warstwy

VŁ!iąc teraz w y, coście wśród magnolii skryli armaty, dajcie nam dzień jeden bez broni na traw ie, przy szmerze wody płynącej i świeżej trzciny wplątanej

sek szedł w tym kierunku, „ażeby po raz pierwszy w dziejach USA zjednoczyły się w okresie pokoju z krajam i znajdującymi się poza granicami półkuli

Tych dziewcząt ciemnych i czystych które są stąd i W wąd wedle woli Które są jak drzwi wzniosłe w murach iego lała Niepokojące dzbany bez napoju

Jak pytania rzuconego nagle, które potem napełnia wstydem, że zbyt nieostrożne wystrzegam się uważniejszych spojrzeń w zachwiane w połowie zwierzenie.. Dobrze by