• Nie Znaleziono Wyników

29. Warszawa, d. 16 Października 1882. Tom I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "29. Warszawa, d. 16 Października 1882. Tom I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

•M - 2 9 . Warszawa, d. 16 Października 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA14 W W arszaw ie: rocznie rs . 6

kw artaln ie „ 1 kop. 50 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20 kw artalnie „ 1 „ 80.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński.

J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, Dr.

L. Dudrewicz, mag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J. Trejdosiewiez i prof. A. W rześniow ski.

Prenum erow ać można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A i i r c s R e d a k c y i P o d w a l e N r .

Roślina i zwierzę we wspólce.

S T U D Y J U M Z O O L O G I C Z N E s k re ś lił

Just yn Karl i ński , doktorant medycyny.

J a k k o lw ie k dziw ny n a pozór zdaw ać się m oże ty tu ł, ja k i n a czele niniejszego położy­

łem szkicu — niem niój j e s t on w łaściw y.

C hciałb y m słów k ilk a powiedzieć o ciekaw ym fakcie niedaw no o d k ry ty m , iż n iek tó re ze zw ierząt z najniższą o rganizacyją p rz y jm u ją do swego w n ę trz a ró w n ie nisko organizow ane rośliny; dozw alają ty m że w zrastać, użyczając im przez p rzezro czy stą sw ą pow łokę p otrze­

bnego św iatła i pow ietrza, naw zajem zaś ży ją n ad m iarem ich p ro d u k tó w , tak , iż nie pozo­

s ta je im do czynienia nic innego, n ad bierne w y staw ia n ie swej pow ierzchni n a tw órcze św iatło słoneczne. N ajw iększa część zw ierząt różni się, j a k wiadom o, od zielono zabarw io­

n y ch roślin tem , iż nie m ogą się j a k te o s ta ­ tn ie pow ietrzem i zw iązkam i m in era ln e m i ży­

wić, a bez koniecznego dla w zrostu i życia roślin św iatła słonecznego zupełnie odbyw ać się m ogą.

Z drugiój s tro n y odpowiednio zielonym ro ­ ślinom koniecznie do życia swego p o trze b u ją­

cym św iatła, sp o ty k am y i zw ierzęta, k tó ry ch zabarw ienie w yraźnie pochodzi od znaj duj ą- cśj się w ich ciele zieleni. P o niew aż zaś zie­

leń roślin ty lko pod w pływ em prom ieni sło­

necznych żyw ieniu się i oddychaniu roślin je s t pom ocną, rozkładając znachodzący się w p ow ietrzu d w u tlen ek w ęgla, p rzy sw ajając węgiel, a w ydzielając tlen, n asuw ało się p y ­ tanie, czy i owe zielone zw ierzęta w ten sam odżyw iają się sposób. P y ta n ie to przed nie­

daw n ym czasem u w ażał prof. P a t r y k G-eddes za pom yślnie na m ocy w łasnych badań roz­

w iązane. O to w y n ik i jeg o badań. N a w y ­ brzeżach B retan ii do pospo litych zw ierząt

w ypada zaliczyć W y p ła w k i (P lan aria ), w p ły tk ic h sto jący ch w odach m orskich się zn a- chodzące i w y grzew ające całem i dniam i po­

w ierzch nię ciała swego n a słońcu. Z auw a­

żył on, iż p rz y te m z ciała ich w ydobyw a się, w postaci d ro b n iu tk ic h banieczek, gaz. Ze­

b ra n y pod kloszem , z całą troskliw ością pod­

d an y ścisłem u rozbiorowi, gaz te n okazał się tlenem .

P o n ie w aż w iem y, iż niższe w odorosty w ta k i sam sposób tlen z siebie w ydzielają, poniew aż dalój z w ie rz ę ta te pozostaw ione w ciem ności, w n e t ginęły, a zapom ocą alkoholu przep y szn y w yciąg zieleni z ciała ich u zyskać b yło m ożna, podczas g d y w yg o to w an e w w odzie pozosta­

w iały ciecz b arw iącą się za dodaniem jo d u n a

(2)

450 W SZ E C H ŚW IA T . JTs 29.

fijoletowo, okazując w składzie sw ym skro b ię roślinną (krochm al) co i in n e próby okazały;

sądził prof. Geddes, iż o d k ry ł zw ie rzę ta spo­

sobem żyw ienia się i o d d y ch a n ia zbliżone do roślin, pośrednie przynajm nió j niejako pod ty m w ażnym w zględem m iędzy ro ślin n y m a zw ierzęcym św iatem , zbliżające n iejako brzegi tój sztucznej przepaści, ja k ą staw iać chciano m iędzy dw om a tem i św iatam i.

T a k sta ła sp ra w a w 1878 ro k u .

Zielone zabarw ienie w niższym świecie zw ierzęcym dość je s t rozpow szechnione, znaj­

d u je m y je m iędzy O tw o rn icam i (P orosa), N iew ackam i (F oram inifera), R oznożkam i (R h i- zopodaj w szelkiego rodzaju, G ąb k am i, M edu- ram i, K oralam i (A nthozoa), R o b ak am i (Y er- m es). D aw no ju ż badaniem sp ek trosko pow em i chem icznem w ykazano,' iż za b arw ien ie to pochodzi od zieleni, a w ięc od p ro d u k tu ta k rozpow szechnionego w św iecie ro ślin n y m .

O dk ry cie to do rozpaczy p rzyprow adzało badaczów, gdyż w y ry w ało im je d e n z w ażnych

p u n k tó w odróżnienia rośliny od zw ierzęcia.

N ieb rak tw orów ta k u o rg anizow anych , a raczój ta k m ało u o rganizow anych, iż n iep o ­ dobna ich ani do je d n eg o an i do d ru g ieg o za­

liczyć p ań stw a. H a eck e l u tw o rz y ł dla nich osobne p ań stw o P ra tw o ró w czyli P ie rw o t­

n iak ó w (P ro tista ), tru d n iejsza je d n a k b y ła sp ra w a z w ynalezieniem w zględu, w e d łu g k tó reg o zaliczenie ich do jed n eg o z trze ch ta k p o w stały ch p ań stw m iejsce by m ieć m ogło.

D aw niój zw ano zw ierzęciem tw ó r, obdarzo­

ny m iejscozm iennością — rośliną, to co p rz y ­ tw ierdzone stale do podłoża sam o tegoż opu­

ścić nie j e s t w stanie. B y łto w zgląd, dla k tó ­ rego g ąb ki m orskie, k o ra le i t. d. daw niój do roślin zaliczano. Z bieg iem czasu poznano stale osiadłe zw ierzęta, a rośliny, opu szczają­

ce w ro z m a ity c h sta d y ja c h ro zw o ju sw ą sie­

dzibę, wolno się poruszające; poznano drobne, ale zaw sze istn iejące ru c h y osiadłych ju ż roślin.

I wzgląd n a przew ód p o k arm o w y n iew iele prakty czn iejszy m się okazał. Z n alazły się zw ierzęta bez śladu n a w e t tak ieg o przew odu, ja k np. rozliczne p a so rz y ty i in n e tw o ry całą sw ą pow ierzchnią pobierające pok arm , a z.dru- giój strony rośliny ow adożerne, k tó ry c h d o k ła­

dne zbadanie nieśm iertelnem u zaw dzięczam y D arw inow i. Owe rośliny dokony w a ją tra w ie n ia pokarm ów zw ierzęcych zapom ocą soków n a ­

der zbliżonych sk ładem sw ym i działaniem do w ydzielin gruczołów przew odu pokarm ow ego w ysoko n aw et o rg an izow any ch zw ierząt. N a- od w rót poznano n iek tó re z O słonnic (T unica- ta), w y tw a rzają ce p ra w d ziw y bło nn ik (cel- lulosa). P o zn ano „pączkow anie" n a n a jn iż ­ szym stopniu rozw oju stojących zw ierząt, po­

znano, że i zw ierzęta coś na k s z ta łt pobocz­

nych w ydają pędów, w zrastając w „krzew y"

i „lasy “ olbrzym ie. J a k o ostatn i, długo nie­

zachw ianie u trz y m u ją c y się w zgląd, na m ocy k tó reg o odróżnienie zwiei’zęcia od ro­

śliny m ogło m ieć m iejsce, pozostała okolicz­

ność, iż roślina pobierać m oże p ok arm p o trze­

bny w p ro st z otaczaj ącćj j ą atm o sfery i ze zw iązków nieorganicznych, zam ieniać zw iąz­

ki n ieorganiczne n a organiczne, czego w św ie­

cie zw ierzęcym nie dostrzeżono. R ośliny wyższość tę p obierania p o k arm u w p ro st z oto­

czenia, p rz y sw ajan ia w ęgla znajdu jącego się w bezw odniku w ę g la n y m pow ietrza, zaw dzię­

czają zieleni, albo j a k now sze ok azu ją b ada­

nia, p o k re w n em u tójże zw iązkow i, ściśle z n ią połączonem u t. z. hipochlorynow i, och ran ia­

nem u przez zieleń od zb yt siln ych św iatła prom ieni i m ającem u w łasność ro zk ład ania d w u tle n k u w ęgla. Z tegoż w zględu pozbawio­

ne zieleni tw o ry roślinne, j a k g rzy b y i inne p aso rzy ty , p otrzeb u ją gotow ego organicznego podłoża, z k tó reg o czerpią pożyw ienie. Ale i to o statn ie refug iu m , szu kających różnic m iędzy dw om a św iatam i przyrod nikó w , nie ostało się bez zaczepki. W zgląd ta k d o ty ch ­ czas w aln y zachwńały b ad a n ia now e, m iędzy inn em i i Geddesa; zauw ażono zw ierzęta w y ­ dzielające tlen, żyjące bodaj w dystylo w an ćj w odzie byle im ożyw czych słońca nie brakło prom ieni.

Z n a k o m ity an g ielsk i zolog H u x ley przed w ielu la ty o d k ry ł by ł w śluzow atem ciele p rzezro czystych , k rzem ienn ym szkieletem op atrzo n y ch W acn ik ó w v. K racin n ik ó w ( R a ­ dio laria) m ałe żółte ciałka, rozm nażające się przez dzielenie i w ta k znacznój n araz w y stę ­ p u jące niekied y liczbie, iż niem ożna im by ło p rz y p isać znaczen ia osobnego ja k ie g o n a rz ą ­ du, owszem m u siał j e uw ażać za sam oistne tw o ry , k tó re ja k o n ap ły w obcy ży ły w e w nę­

trz u ty c h istot. H aeckel, k tó reg o znako m i­

ty m pracom zaw dzięczam y bliższe poznanie bu d o w y ty c h n ajniższy ch tw o ró w , odkrył, że owe żółte ciałka za dodaniem jo d u p rz y b ie ra­

(3)

tfg 29. W SZEC H ŚW IA T. 451 j ą ciem no-niebieską, fijoletow ą barwę., że za­

w ierają w składzie sw ym skrobię, podobną zachow aniem się względem odczynników do tój, ja k a się znajduje w kom órkach roślin­

nych. Co do ich c h a ra k te ru właściw ego, ju ż w 1871 r. zn ak o m ity ro d a k nasz C ieńkow ski u zn ał je za sam odzielne, jednokom órkow e wo­

dorosty, k tó re się d o stały b y ły do ciała O tw ornic, k tó re dalój tam że ż y ją i zauw ażył n astępnie, że p rz e trz y m u ją śm ierć zwierzęcia, że n aw et m im o tejże dalój się rozm nażają, sk ąd tłu m aczy ła się ta okoliczność, że w nie­

k tó ry c h O tw ornicach wcale, w in n y ch oka­

zach w w ielkiój znachodziły się ilości.

T e z a p a try w a n ia n a silny n a tra fiły opór;

chciano koniecznie owo żółte ciałka uw ażać za ja k ie ś „kom órki w ątro b o w e", to za ja ja , za n arząd y do przew odu pokarm ow ego należące, z ap atry w an ia, k tó re jeszcze E h re n b e rg po­

w ziął o tak ich zielonych ciałkach w ciele w y ­ moczków.

W niew iele la t po w ystąp ien iu C ieńkow - kiego, zaczął badać prof. Gej za E n tz (p.

W szechśw iat N -r 16) w K lau sen b u rg u owe zielone ciałka, znachodzące się w e w n ętrzn y ch w arstw ach ciała w ielu w ym oczków z rzędu O rzęsków (C iliata). W ym o czk i owe ta k wiele w sobie posiadają zieleni, iż niety lk o całe zie­

loną p rz y jm u ją barw ę, ale n aw et k ro p li w o­

dy zielony n ad a ją w ygląd. Toż sam o daje się zauw ażyć u t. zw. wym oczków w iciow atych (E lagellata), pospolitych w w odach naszych np.

E u g le n a y irid is. Co dziw niejsza, ten sam ga­

tu n e k w n iek tó ry c h m iejscow ościach zupełnie pozbaw iony był ciałek zielony-ch w sw em w nętrzu, podczas gdyr w in n y ch w ielką zaw ie­

ra ł tychże ilość, przezco konieczna p rz y n a ­ leżność ty ch że do organizm u zd ała się być uchyloną.

P r z y dalszych badaniach znalazł G ejza E n tz , że zabarw ienie to znajduje się zawsze u ty ch osobników , k tó re żyw iły się jed n o k o - m órkow em i w odorostam i z rodziny P ro to co c- caceae, P alm ellaceae i t. p , lub wreszcie m niejszem i w ym oczkam i, k tó re ju ż zielone ciałk a w sobie zaw ierały.

P o zniszczeniu ciała takiego w ym oczka, uw olnione ży ły dalój, rozm nażały się i p o ru ­

szały, w ty m stan ie od w odorostów żyjących n a w olności niczem się nie różniły. P r z y sztu - cznój hodow li w ym oczka takiego i k arm ien iu go jed n o k o m ó rk o w e m i w odorostam i zielone-

mi, p rzek on ał się tenże badacz, że jed n e z po­

m iędzy „ p o łk n ięty ch 1', że się ta k w yrażę, wo­

dorostów , w czasowój ja m ie odżywczój za­

trzy m a n e, zostały straw io n e, in n e zdołały się w cisnąć w w n ętrze ciała i w w a rstw a c h po­

w ierzchniow ych się usadow iały.

R ów nocześnie z E ntzem , zupełnie niezależnie od siebie p racu ją n ad ty m sam ym przedm io­

tem dwaj berlińscy uczeni: b o tan ik S ch w en - dener i zoolog D -r K . B ran d t.

S ch w en den er zajął się tw o ra m i, pospolicie znanem i pod n azw ą „m chów ", a p o rastające- m i obficie m u ry , gałęzie drzew, lub głazy — ow em i wiszaram i, do bród kozich podobnem i, ow ym m chem islandzkim , płucnikiem i t. p., k tó re w istocie nic w spólnego, nic po k rew n e­

go z m cham i nie m ają, należą bow iem do po­

rostów . S ch w end erer w ykazał, iż rośliny te by - najm niój pojedyńczem i tw o ra m i n ie są, lecz owszem je s tto zbiór, ko nglom erat, splot licz­

n y ch jed n o k o m ó rk o w y c h w odorostów , sple­

cionych d elik atnem i n itk o w atem i roślinkam i.

Te o platające owe wodorostyr roślinki, sposo­

bem zaw sze p aso rzy tu jący ch grzybów , żyją p ro d u k tem zielonych w odorostów , prod u k tem , którego same, ja k o pozbaw ione zieleni, w y­

tw o rzy ć nie są w stanic, p aso rzy tu ją niejako n a tychże; naw zajem zaś w odorosty czerpią z o p latający ch je n itek p o trzebn ą sobie w il­

goć, chroniąc się przed wypchnięciem . J e s tto obraz pięknój. a wiernój spółki, te m trw alszój, że obie stron y naw zajem się potrzebują; jed en in te re s — życic — je łączy.

P odo bn y p rz y k ła d w spólnego życia u p a ­ try w a ł E n tz w' sw ych w ym oczkach; spółka ta tem dziw niejsza, iż łączą się do w spólnego życia ro ślin a i zw ierzę. W ym o czek za w iera­

ją c y w ciele sw em w ielk ą ilość wodorostów , nie p obierał ju ż innego po karm u , przepuszczał ty lk o przez ciało sw e wodę i opłuk iw ał owo w odorosty . W o d o ro sty b io rą potrzebn y sobie, a w m ałój bardzo ilości w w odzie znajdujący się d w u tlen ek wTęgla i p rz y sw ajają z niego węgiel, a tle n w y d zielają — ale tle n u w łaśn ie p o trzeb u je wym oczek. S półk a tem w y g o d n iej­

sza, że wolno p oruszający się w ym oczek, bio­

rą c niejako „kom orne" w n a tu ra lija c h od w o­

dorostu, sam nic innego nie m a do rob oty, ja k pływ ając, w ystaw iać części sw ego ciała n a działanie słońca, nic bez tego je d n a k , b y p rz y ­ padkow e w obręb czasowój ja m y odżywczój, n asu w ające się pochodne k o m ó rk i w odorostu

(4)

452 W SZ EC H ŚW IA T. JTS 29.

nie sta w a ły się jeg o pokarm em . N aw zajem zaś w odorost w chw ili śm ierci zw ierzęcia z rozkładu ciała jeg o czerpie d w u tlen ek węgla.

P ro f. G. E n tz b ad a n ia sw e i ich w y n ik i ogłosił ju ż z p o czątk u 1876 r. O głoszone w j ę ­ zyku w ęgierskim , niedostępne b y ły in n y m badaczom. N iem cow i ted y , w yż w sp o m n ian e­

m u D -ro w i K . B ran d to w i dostało się w udzia­

le o d k ry cie tego sam ego fa k tu po ra z w tó ry , chociaż n a in n y ch zw ierzętach. D oszedł on do ty c h sam ych re zu ltató w , ja k ie w przód ogłosił b y ł E n tz, lecz zupełnie sam odzielnie.

J e s tto je d e n z w ielu przykładów , ja k b ra k jak ieg o ś wspólnego ję z y k a n au k ow ego j e s t przyczyną, iż o d k ry cia id ą w niepam ięć, lub n aw et nie dochodzą do w iadom ości in n y ch n a te m sam em polu p ra cu jący c h badaczów .

B ad an ia B ra n d ta , j a k pow iedziałem , do ty c h sam ych dop row adziły rezu ltató w . Z ają ł się on badaniem zielono za barw ion ych „ W ir ­ ków " (T u rb ellaria), gąbek i m eduz, po w ięk - szój części słodkow odnych ja k N adecznik (S pongilla) i pospolita w w odach naszych S tu łb ia (H y d ra). O dróżnił on zielone od żół­

ty c h w odorostów w ciele zw ie rzą t p rzeb y w a­

jący c h , dając im nazw ę Z oochlorella i Zoo- x an th ella; zauw ażył, że ro zm aite g a tu n k i w o­

dorostów spotyk ać m ożna w ciele zw ierząt i ośw iadczył się za spółką m iędzy zw ierzęciem a rośliną. Z auw ażył, że z w ie rz ę ta ta k ie zu­

p ełnie dobrze w d ystylow anój w odzie żyć m ogą, byle im nie b ra k ło św ia tła , w k tó re g o b ra k u giną. W dystylow anój w odzie p rzy b ra k u św iatła ginęło n ajp ierw zw ierzę, p otem roślina; ta o statn ia okazała się bardziój w y ­ trz y m a łą , u trz y m y w a ł j ą zresztą czas ja k iś d w u tlen ek w ęgla, z ro z k ła d u zw ierzęcia po­

w stały.

W yżój w spom nieliśm y o b ad a n ia c h uczo­

nego angielskiego P a tr y k a G eddes, dok o n a­

n y ch w Roskoff; opuściliśm y je n a ro k u 1878, zaznaczając z a p a try w a n ia jeg o . B a d a n ia te prow adził on dalój to n a w y brzeżach B re ta n ii, to w połudn iow ych W ło szech ; je g o b a d a n ia i w yniki tychże, w k o ń cu ro k u zeszłego ogło­

szone, rzucają jeszcze więcój św ia tła n a prze­

bieg owćj spółki m iędzy rośliną, a zw ie­

rzęciem.

R ozróżnił on 4 g a tu n k i ta k ic h w odorostów , k tó re grupuje w rodzaj P hilozoon. R ozsze­

rz y ł badania swe n a zielono lub p o m arań czo ­

wo b a rw n e U k w ia ły (A n th e a C ereus, C ereac- tis au ran tiaca ) n a rog ow y koral: G orgonia i nieb iesk ą M eduzę, t. zw. Skrzeplicę: Y elella.

W to k u rzeczy niejed n o k ro tn ie zw racałem u w a g ę na uzu p ełn ian ie się w zajem ne w e w zględzie oddychania. G eddes zauw ażyw szy, że ro ślin a żyw i się w ydzielinam i zw ierzęcia, w k tó re m żyje, dom yśla się. że i zw ierzę, prócz o bu m ierających , a n iek ied y i żyw ych w odorostów , k tó re tra w i, zy sk u je p o k arm z n adw y żki p ro d u k tó w ro ślin n y ch , z ja k ió jś i-ozpuszczalnej odm iany skrobi. G eddes p o d ­ dał dokładnój analizie ilościowój gaz, u w a ln ia ­ ją c y się z ciała w yżw ym ien ion ych zw ierząt, i oznaczył p ro c en t tle n u p rz y poszczególnych ty c h tw orach; tle n te n j e s t zapew ne zw y żką n iep o trz eb n ą ju ż organizm ow i zw ierzęcem u.

T a k p ięk n y i ciekaw y obraz w spółki n a pograniczu dw u św iatów , o ja k im b y n a w e t nie zam arzy ł szu k ający „cudow nój harm o n ii"

w świecie u m ysł po ety, o d k ry ty został przez d o p atru jącego w szędzie w a lk i o b y t, p rz y sto ­ so w an ia się w szelkiem i śro d k am i do otacza­

ją c y c h w a ru n k ó w , w spółzależności jed n y ch tw oró w od drugich we względzie zy sk an ia sobie środków do życia i zo staw ien ia p o to m ­ stw a — u m y sł badacza. J a k ż e piękn y i poe­

ty czn eg o u ro k u pełen by łb y to obraz, g d y b y cały św ia t zw ierzęcy z ro ślin n y m w podobną w szedł w spółkę. N ie by łoby w ted y je d n a k w spó łubieg ania się, nie było by w alki o b y t, nie b yłob y postępu i doskonalenia się. Ze s ta ­ n o w isk a przyrodniczego za szczęśliw ą uwTażać należy okoliczność, iż spółka ta k a w ty ch ty l­

ko m a m iejsce grom ad ach, k tó ry m zb y w a n a odgraniczonćj ja m ie odżywczój, gdzie n iem a soków tra w ią c y c h . Co dziw niejsza, sp o ty k a ­ m y się i tu z pew nego rodzaju p ostępem . Z w ierzęta, k tó re n a s zajm u ją, m ogą istn ie ć bez w e w n ą trz ży jących ro ślin , j a k i ro ślin y bez ow ych zw ierząt. S półk a o p a rta n a podzia­

le pijacy, n iek ied y m oże być zb yteczną, M usi w ięc o na p o w staw ać sk u tk iem dłuższego p rz y g o to w an ia, s k u tk ie m n a tu ra ln e g o dobo­

ru . K o ra l G o rg o n ia pojawTia się w d w u od­

m ianach: białój i czerw onój; je d y n ie b iała żyje w e współce z w odorostam i, d ru g a zaś nie, a zapew ne dlatego, że pow ierzchnia jój nieprzezroczysta, n ie m ogłaby w o dorostow i dostarczyć potrzebnego św iatła.

O d k ry c ia te, k tó re n a razie w form ie, w j a - lciój je G eddes w 1878 ro k u p rzedstaw ił, za­

(5)

te 29. W S Z EC H ŚW IA T. 453 ch w ia ły w zgląd, w edług k tó reg o rozróżniano

zw ie rzę ta od ro ślin po obecności w nich zie­

leni, b y nąjm nićj w zględu tego, ja k to stan o w ­ czo zaznaczyć m ożna, n ie obalają. Zieleń n a­

leży do rośliny, zn ajdująca się w ciele zw ie­

rz ą t, nie do nich, ściśle biorąc należy — lecz j e s t z a w a rta w k o m ó rk ac h w odorostow ych i spełnia w łaściw e sobie zadanie, przyczem i zw ierzęciu p o trzeb n y dostaje się produkt.

P u n k t te d y rozgraniczenia ty c h dw u św iatów pozostał; może przyszłe b adania i now e od­

k ry c ia go u su n ą, może poznam y tw o ry , w is to ­ cie zapełniające przepaść, rozgraniczającą tw o ­ r y zwierzęce najniższe od roślinnych, tw o ry okazujące jed n o p lem ien n e od obu św iatów pochodzenie, a n a stęp n ie dopiero różniczku­

ją c e się odm iennie i podające ty m sposobem niezbity dowód i u g ru n to w a n ie te o ry i descen- dencyjnój.

przez

Eugienijusza Dziewulskiego ■)•

§. 5. W y sy łac z B lak ea sk ład a się z m ik ro ­ fonu o udoskonalonój budow ie i cew y in d u k ­ cyjnej. F a le głosowe n ie działają w prost n a m ikrofon B lakea, lecz za pośrednictw em bla­

szki żelaznój, którój w y m ia ry i sposób p rz y ­ tw ierd z en ia je s t p raw ie te n sam co w te ­ lefonach.

C ały przyrząd (fig. 1) je s t przy tw ierd zo n y do deski drew nianój D , ustaw ionój pionowo, opatrzonej otw orem lejkow atym . P o za w ęż­

szym końcem tego o tw o ru , czyli z, ty łu deski um ieszcza się blaszka żelazna Z, przeznaczo­

n a do przy jm o w an ia d rg a ń od fali głosowój.

B laszka żelazna Ź m a b rz eg opasany p ie r­

ścionkiem k au czu k o w y m i je s t osadzona w opraw ie żelaznój przytw ierdzonój do tylnój części. B rze g p rzedni blaszki opiera się o opra­

wę, a z ty łu b laszka j e s t p rz y trz y m a n a p rz y brzegach przez dw ie sprężynki, k tó re są um ieszczone n a końcach średnicy poziomój k o ła blaszki, a przeto nie są oznaczone na załączonym ry su n k u , k tó ry przed staw ia pio­

now e przecięcie p rz y rząd u B lakea. T a k osa­

dzona blaszka m oże być niezm iernie łatw o

*) P. N -ry 26 i 27 W szechśw iata.

odchylona od swego położenia rów now agi.

P o za blaszką znajdu je się w łaściw y m ikrofon, k tó ry składa się z k u lk i platynow ój P zaw ie- szonój n a sprężynie S 3 i k a w a łk a w ęgla (koks) W opraw ionego w guzik m etalo w y G, unoszony przez sp rężyn ę S i , p o k ry tą ru r k ą kauczukow ą. O p isan y m ikrofon m a k s z ta łt nieco podobny do strzem ienia, którego boki stanow ią sprężyn y S, i S 3, a dolną część k u lk a

1 łll

iw

Fig. 1.

Nr. 1. Przecięcie pionowe mikrofonu Blakea w połowie naturalnej wielkości (V 2). Nr. 2. Tegoż przecięcia część

górna w naturalnej wielkości (Vi).

platy n o w a P i w ęgiel W szczelnie do siebie p rzy stające. S p ręż y n y w gó rn y ch sw ych czę­

ściach są ta k zawieszone, że je oddziela (izo­

luje) k a w a łe k k au c zu k u K , t. j . zły przew o ­ dnik. S p ręż y n a Sj je s t w p ro st p rzy tw ierd zo­

na do łu k u żelaznego Ł , k ied y sprężyna S 2 osadzona w opraw ie izolującćj K. Ł u k żela­

zn y Ł , unoszący ca ły m ikrofon, je s t w górnój części zaw ieszony n a tafelce m osiężnój M do­

skonale sprężynuj ącój, a zaś w dolnój u c is k a ­ n y przez śrub ę U. T en sam sposób p rz y tw ie r­

dzenia łu k u Ł pozw ala go zbliżać i oddalać w zględem blaszki Ż. Zapom ocą ś ru b y U do­

prow adza się do szczelnego zetk n ięcia w ę ­ giel z k u lk ą p latynow ą, a tę o s ta tn ią z b lasz­

k ą żelazną. Czułość p rzy rządu osięga się odpo- w iedniem zestaw ieniem zetknięć. Jeż eli p rz y ­ rz ą d te n w łączy m y w obwód za w iera ją cy w sobie elem ent i telefon w te n sposób, że j e ­ den koniec obw odu łączy m y ze sp rę ż y n ą izo­

low aną S a, a d ru g i z k tó ry m k o lw ie k p u n k te m

(6)

454 W S Z E C H Ś W IA T . jy§ 29.

łu k u Ł czyli ze sprężyną 8 ,, w ów czas fale głosow e skierow ane na blaszkę Ż, w p ra w ia ­ j ą j ą w ruch, ja k to m a m iejsce w telefonie,

a odchylenia blaszki w je d n ę lu b d ru g ą stro ­ nę od położenia jój rów n o w ag i zw ięk szają lu b zm niejszają ucisk w y w ie ra n y przez k u lk ę p laty n o w ą P na w ęgiel W . T y m sposobem opór n a p o ty k a n y przez p rą d e lek try czn y p rzy przejściu przez p u n k t ze tk n ię c ia p la ty n y z węglem, u legając odpow iednim zm ianom , w y ­ w o łu je różnice w n atężen iu p rą d u krążącego w obwodzie, k tó re o d tw arzają głos w telefo­

nie. A zatem p rzy rząd dopieroco opisany je s t m ikrofonem .

W p ierw o tn y m m ikrofonie przy p ad k o w e w strząśn ien ia bardzo silnie d ziałały i czy niły go n iep ra k ty czn y m , w p rzy rząd zie B la k e a tę niedogodność u su n ięto . Z jednój s tro n y po­

krycie sp ręży n y 8 ! ru r k ą kauczukow ą, zm n iej­

sza w rażliw ość m ik ro fo n u n a g w a łto w n e w strząśn ien ia, poniew aż r u r k a kau czu k o w a p raw ie n ie p o w strz y m u je bardzo drobnych ruchów sprężyny, a p rzeciw nie silne zgięcia czyni niem ożebnem i. Z drugiój s tro n y sposób zaw ieszenia m ik ro fo n u czyni go bardzo czu­

ły m n a zm ian y ciśnień w y w a rte n a blaszkę w k ie ru n k u poziom ym , k ied y pionow e p ra ­

wie n a niego nie działają. W strz ą śn ie n ia przy p ad k o w e dochodzące do tego m ikrofonu, zaw ieszonego na desce pionow ój, p rzym oco- wanój do ściany, m ogą być ty lk o pionow em i, czyli nie działającem i n a m ikrofon, przeci­

wnie fale głosowe, ja k o p ad ające w k ie ru n k u poziom ym , to j e s t p ro sto p ad ły m do blaszki, b ędą działać bardzo silnie.

§. 6. M ów iliśm y, że w m ik ro fo n ie zm iany w yw ołane przez fale głosu p o w in n y w y w o ły ­ wać różnice w n atężen iu p rą d u e le k try c z n e ­ go, krążącego po d ru ta c h teleg raficzn y ch przynajm niój o bilijouow ą je g o część, ażeby b y ły one w stanie odtw orzyć głos w telefonie.

Jeżeli przypuścim y, że te m u w a ru n k o w i s ta je się zadosyć, k iedy telefo n z m ik ro fo n em i ele­

m entem są połączone d ru te m teleg raficzn y m , długim n a je d n ę w io rstę, to zachodzi p y ta n ie , ja k im zm ianom u legnie zjaw isk o p rz y użyciu do połączenia d ru tó w teleg raficzn y ch d łu g ich n a dwie w iorsty. O dpow iedź na to p y ta n ie m e je s t ta k łatw ą, ja k b y n a ra z ie zdaw ać się mogło. M usim y więc dosyć oględnie postęp o ­

wać przy jego rozw iązaniu i p rz ed ew sz y st- k iem przyw ołać na pam ięć p ra w d y fizyczne, j

ju ż przez nas n iejed n o k ro tn ie w spom inane p rzy tra k to w a n iu rzeczy o telefonie i m ik ro ­ fonie.

N ależy pam iętać, że opór sam ego m ikrofo­

n u je s t ilością m ałą w p o rów naniu z oporem d ru tu telegraficznego dłu giego n a 1 w io rstę.

Z tego powodu m ożem y powiedzieć, że przy drucie długim n a 2 w io rsty opór będzie d w a ra zy w iększy, niż p rzy d ług im n a 1 w iorstę.

P on iew aż n atężenie p rą d u j e s t odw ro tn ie pro- p o rcyjo nalne do oporu, przeto n atężenie p r ą ­ du w p ierw szym p rz y p ad k u będzie o połow ę słabsze, niż w d ru g im p rzy p ad k u . D o tąd ro z­

w iązaliśm y p y ta n ie co do n atężen ia całkow i­

tego p rą d u k rążącego w obwodzie, obecnie przejdziem y do ocenienia wielkości zm ian w n a tę ż e n iu p rą d u w obu pow yższych p rz y ­ padkach.

P rzy p u ściliśm y , że zm ian y w oporze m ik ro ­ fonu, w yw ołan e przez fale głosow e p rzy d r u ­ cie długim n a 1 w iorstę, w y w o łu ją w natęże­

niu p rą d u różnice, stanow iące jeg o bilijonow ą część. Z m ian y te nie zależą w cale od w ielko­

ści oporu d rutów , jeżeli więc p rzy d ru tac h d łu ­ gich n a 1 w iorstę stan ow ią one bilijonow ą część całego oporu, to p rz y długich n a 2 w ior­

s ty czyli p rzy oporze 2 ra zy w iększym będą stan o w ić dw ubilijonow ą część całego oporu, a za te m różnice w n atężen iu p rą d u b ędą w y ­ nosić dw u b ilijo n o w ą część n atężen ia p rą d u , krążąceg o w d ru tac h d w uw iorstow ych.

Z b ie ra ją c to, co pow iedzieliśm y, w ypada, że po 1-sze n atężenie p rą d u krążącego w ob­

w odzie p rzy d ru ta c h 2 w io rstw ow yeh będzie dw a ra z y m niejsze, niż p rzy d ru ta c h 1- w ior­

sto w y cli i po 2-ie, że sto su n ek zachodzący pom iędzy zm ianam i w n atęż en iu p rąd u , a n a ­ tęże n iem sam ego p rą d u j e s t p rz y d ru ta c h 2-w7io rsto w y ch d w a ra zy m niejszy, niż przy 1-w iorstow ych. In n e m i sło w y zm ian y są dw a ra z y m niejsze, lecz w ielkość, u leg ają ca ty m zm ianom rów nież je s t d w a ra zy m niejsza.

A zatem w ielkość zm ian w n atęż en iu p rą d u p rz y oporze 2 ra zy w iększym j e s t ilością 4 ra z y m niejszą (czyli lub 2 do k w a d r.)

A zatem zm ian y w natężen iu p rą d u są od­

w ro tn ie p rop orcy jonaln e do k w ad rató w z opo­

rów obwodu. P ra w o to stosu je się rów nież do n a tę ż e n ia głosu odtw orzonego, k tó re je s t p ro po rcyjo naluem do zm ian n atężen ia p rąd u .

Ł ączen ie p o jed yńczy ch stacyj telefonicz­

ny ch z sobą odb yw a się za pośrednictw em

(7)

Ns 29. W SZ EC H ŚW IA T. 455 stacy i głów nej, przeto p rzy kolej nem łączeniu

stacy i danój z innem i pojedyńczem i, rozsiane- m i po W arszaw ie, długości d ru tó w telegrafi­

cznych przeprow adzających p rą d y z danój stacyj do innych, będą nader różne. Jeż eli­

b y p rzy drucie długim na 1 w io rstę głos był dostatecznie silnie odtwoi'zony, to p rz y d łu g im n a 2 w io rsty będzie 2 X 2 czyli 4 razy słabszy, a zaś p rzy d ru tac h długich na pół w iorsty głos odbierany b y łb y 4 razy silniejszy.

Dośw iadczenie uczy, że używ ając telefo­

nów zaprow adzonych w W arszaw ie, czy p ro ­ w adzim y rozm ow ę z abo n am en tam i bliższemi czy dalszem i, natężen ie głosu pozostaje ja k b y niezm ienione, czyli że w pływ y, o k tó ry ch mówiliśmy, zdołano usunąć. Zachodzi p y ta ­ nie, w ja k i sposób?

P rzez użycie cew y indukcyjnój zdołano j e ­ den w pływ oporu obw odu całkow icie usunąć, a dru g i znacznie zm niejszyć. Oewa in d u k cy jn a (fig. 2) składa się z dw u cew w chodzących je -

Fig. 2.

Przecięcie poprzeczne cewy indukcyjnej w naturalnej wielkości w w ysyłaczu B lakea.

dna w drugą, cew a zew n ętrzn a je s t n aw in ięta d ru tem grubym , zew n ętrzn a zaś cienkim . O pór ja k i posiada cew ka w e w n ętrzn a je s t sto ­ sunkow o ilością m ałą, k ied y opór cew y ze- w nętrznój może być bardzo znaczny p rz y u ży ­ ciu d ru tu cienkiego a długiego.

E le m e n t galw aniczny, m ikrofon i cewę we­

w n ę trzn ą łączy się z sobą, ta k , że stanow ią jed en obwód zam knięty, a w obwodzie cew y zew nętrznej um ieszcza się telefon. T y m spo­

sobem obwód m ik ro fo n u posiada m a ły opór nieulegający znacznym zm ianom ; przy ty c h w a ru n k ach łatw o je s t w yw ołać w m ikrofonie zm ian y w oporze, k tó re b y stan o w iły bilijono- w ą część oporu całego obwodu. Z m ian y n a tę ­ żenia p rą d u elektrycznego, krążąceg o w cewie w ew n ętrznej w y w o łu ją p rą d y w zbudzone

w cewie zew nętrznój. Jeż eli opór cew y ze- w nętrznój je s t ta k znaczny, że daje porów nać się z oporem d ru ta telegraficznego, któ reg o długość liczy się na w io rsty , w ów czas odm ia­

n a długości d rutów , łączących dw ie stacy je telefoniczne w yw ołuje nieznaczne różnice w natężen iu prądów . P rz y k ła d lepiój objaśni nam tę rzecz: przypuśćm y, że opór d ru tu cien­

kiego, n aw iniętego na cewę zew nętrzną, ró ­ w n y j e s t oporow i d ru tu telegraficznego, dłu ­ giego n a 2 w iorsty, jeżeli tera z w eźm iem y dw a p rz y p ad k i pod uw agę, to je s t g dy d ru ty telegraficzne będą długie n a 1 w iorstę, a d r a ­ gi raz n a 2 w io rsty, to opory obwodów w y ­ rażą się liczbam i 2-f-1 = 3 i 2 -f-2 = 4 , czyli, że opory m ają się do siebie j a k liczby 3 do 4, a za­

tem n atężenie p rą d u elektrycznego przy dłu g o ­ ści d ru tó w 2 w io rsty będzie trz y ćw ierci ( 3/ 4) natężenia p rą d u p rz y drucie jed n o w io rsto - w ym . W ten czas k iedy cew y nie używ aliśm y, to ra ch u n ek nas przekonał, że natężenie p rą ­ du w ty c h sam ych w a ru n k a c h m alało do ćw ierci ( ’/ 4). Z tego w y n ik a, że użycie cew y indu kcy jn ój pozw ala o trzy m y w a ć w telefo­

n a c h zjaw iska, k tó ry c h siła ze zm ianą odle­

głości (długości d ru tó w ) ulega nieznacznym zm ianom .

M ikrofon B lakea razem z cewą in d u k c y jn ą stan o w i przyrząd do w y sy łan ia głosu i z tego pow odu n azy w am y go w y s y ł a c z e m . W praw d zie telefon rozw iązał zadanie p rzesy ­ ła n ia głosu n a znaczne odległości, lecz głos o d tw arzan y posiadał bardzo słabe natężenie.

W y n a la z e k m ikrofonu pozw ala w telefonio w yw o ływ ać głos dowolnój siły. Jed n a k że ze w zrostem n atężen ia głosu w te n sposób od­

tw orzonego, jego p rzy m io t n az w an y dźw ię­

cznością u leg a znacznój zm ianie. W m ik ro ­ fonach udoskonalonych, do ja k ic h należy B la­

kea, ow a zm iana dźw ięczności głosu je s t zna­

cznie m niejsza, tak , że dla odtw orzonego głosu o slabem natężen iu p raw ie nie istnieje, a ze w zrostem siły głosu staje się coraz w ię k ­ szą. P rz y użyciu silnego źródła elektryczn o­

ści m ożnaby odtw orzyć głos, d ający się sły - szyć z pewnój odległości od telefonu, lecz b y ł­

by on zm ienionym do tego stopnia, że w y g lą ­ dałb y n a przedrzeźnianie głosu p ierw o tn eg o.

Chcąc otrzym ać głos czysty, używra j ą j a k o źródła 1 elem entu galw anicznego, lecz telefon należy trzy m a ć bezpośrednio p rzy uchu, aby m ow ę odtw orzoną dobrze słyszeć.

(8)

456 W SZ E C H ŚW IA T . Jfe 29.

Z apoznaw szy się z urządzeniom telefonu B ella, m ikrofonu w pierw otnój form ie i w y - syłacza B lacka, przejdziem y do opisania s ta ­ cyi telefonicznej.

WSPOMNIENIA Z PODRÓŻY

PO PERU

K R A ] I P R Z Y R O D A , przez

JANA SZTOLCM ANA.

S i e r r a .

O puszczam y suche pom orze p e ru w ija ń sk ie . D ro g a nasza p row adzi je d n y m skłonem doli­

n y pom orskiój, k tó ra im więcój k u górze, tem bardziój się zwęża. Jednocześnie zauw ażyć m ożem y, że roślinność sta je się coraz b o g a t­

szą, szczególniój po brzegach stru m ien ia, k tó ­ r y z szum em toczy sw e fale po k am ien i- stem łożysku. C zyste jeg o w ody k a sk a d am i spadają z w ięk szych bloków kam ienn ych.

Je s te ś m y w górach! W ą z k a drożyna, k tó ­ rę d y ledw ie m uł lub k o ń przejść m oże p ro w a­

dzi to je d n y m to d ru g im skłonem w ąw ozu. Co chw ila m ijam y dom y, lub pola u p ra w n e — ju ż to k u k u ry d z y , czy pszenicy, lub in n y ch roślin. K a n ały iry g ac y jn e, porosłe pięk n em i k rz a k a m i szum ią n a w szy stk ie stro n y . D ro g a corazto bardziój stro m ą się staje, aż w reszcie poszła w ężyk iem po stro m y m bard zo spadku.

D ługo, długo trzeba n a m się piąć, a po t obfi­

cie zrasza czoło nasze. W reszc ie po k ilk u g o - dzinnem n ie u sta n n e m d ra p an iu się w górę, doszliśm y szczy tu naszój drogi. Ś w ieży p rą d w ia tru w io n ął ożywczo n a nas; m ożem y ode­

tc h n ą ć p e łn ą piersią: p rzed n am i S ie rra , p rz e ­ sław n a p e ru w ija ń sk a S ierra! k o leb k a cy w i- lizacyi In k a só w ; ta sam a S ie rra , k tó r a E u ro ­ pę o bdarzy ła k u k u ry d z ą i kartoflem , d w iem a drogocennem i roślinam i.

S ie rra po h isz p a ń sk u znaczy piła, w p rz e - nośnem je d n a k znaczeniu u ż y w a ją tego w y ­ razu dla oznaczenia teg o łań c u c h a gór. W P e ­ r u wszakże S ie rra oznacza zupełnie co innego, pod ty m w yrazem bow iem rozum iej ą okolice za w arte mniój więcój m iędzy 4000 i 10000 stóp, bezleśne i przez człow ieka zam ieszkałe.

T yp em je d n a k S ie rry je st okolica bezleśna, iipraw na, położona m niój więcój n a 8000 stóp.

P o n iew aż zw y kle okolice n a tój wysokości położone sąsiad u ją z bardzo głębokiem i doli­

nam i, z k tó ry ch niejed n a liczy niespełna 2000 stóp w ysokości nad poziom m orza, w idoczną je s t rzeczą, że i tu sp o tk am y ro zm aite ty p y , zupełnie różne od siebie; z ty c h je d n a k w y ­ b iera m y trz y najbardziej ch arak tery sty c zn e, a m ianow icie: S ie rra w łaściw a, Q uichua

i D olin a górnego M arańonu. O sta tn i ty p pod w zględem c h a ra k te ru zbliża się bardziój do pom orskiój doliny, niż do S ie rry , poniew aż je d n a k bezpośrednio sąsiaduje z ty m re g ijo - nem , dzieląc z nim następ stw o pór ro k u , z drugićj zaś stro n y , poniew aż w chronologi­

cznym p o rząd k u w y stęp u je dla n as po p rzeje­

chaniu S ie rry , w olałem go i tu po sc h a ra k te ­ ry zo w an iu tego reg ijo n u pomieścić.

S i e r r a w ł a ś c i w a . K a żd y zrozum ie, że ja k k o lw ie k dw ie sk ra jn e okolice bardzo się od siebie różnić będą, to je d n a k znajdzie­

m y pośred nich przejść ta k doskonałą sery ją, że n am każdego ty p u w dobrze określone g ra ­ nice u jąć niepodobna; zam iast w ięc baw ić się w jało w e oznaczanie granic, lepiój je s t odm a­

low ać k aż d ą okolicę n a takiój w ysokości, n a ja k ić j w y stęp u je ona w swój najbardziój ty - powój pow ierzchow ności. Jeżeli więc dla S ie rry właściw ój w eźm iem y za ta k ą w y so ­ kość 8000 stóp n ad p. m. to d la te g o , że okolice niżój leżące, przechodzą stopniow em i p rz ej­

ściam i do K iczuy (Q uichua), g dy przeciw nie m iejsca powyżój 8000 stóp leżące, zbliżają się stopniow o do P u n y .

J e s te ś m y w ko tlin ie jak ieg o ś w ażniejszego stru m ie n ia górskiego. G ó ry po większój czę­

ści łag o d n em i spad kam i spuszczają się do głębi tój doliny, p ozw alając oku obejm ow ać obszern y k ra jo b raz. S k ło n y ich w znacznej części p o k ry w a ją k w a d ra ty pól u p raw n ych , czepiających się niekiedy po spadk ach dość p rz y k ry c h . T am , gdzie rę k a lu d zk a n ie tk n ę ła jeszc ze g ru n tu , w y stę p u ją obnażone sk a ły szarój lub biaław ój b arw y ; gdzieniegdzie czer­

w ona glina. M iejscam i rz ad k a, n ieład n a m u ­ ra w a g ru n t p ok ryw a. W ja ra c h i p aro w ach kęp y k rz ak ó w ła tw o rozróżnić po ciem niej- szój z ie le n i; toż sam o pow iedzieć m ożna o brzeg ach rzeki, czy stru m ie n ia , gdzie w i­

dzieć m ożem y b u k ie ty drzew . Z wysokości, z jak ió j p a n u je m y n ad całą k o tlin ą, drogi

(9)

m 29. W SZEC H ŚW IA T. 457

•ttAJta

' r,»7fiirt££-

'WłaTnlkw jf

SaMJA

b ut.

Mapa północno-zachodniej części Ameryki południowśj.

(10)

W S Z E C H Ś W IA T . As 29.

p rzed staw iają nam się ja k o białe w ężykow ate I tasiem k i; jeżeli dobre m am y oczy, ro zró żn ia­

m y pojedynczo w znoszące się dom ki o sza- j rycli ścianach z b ło ta i o szarym d achu z tr a - j w y kordylijerskiój. W id o k wogóle niebardzo ponętny. B ra k m u tego p ięk n a dziewiczości, ja k ie posiadają m iejsca p rzez człow ieka n ie- ty k an e. W ięcój m a w sobie poezyi p u sty n ia, ; niż p a rk angielski.

Z bliska widok d la n as p onętniejszy, w iem y przyn ajm n ió j czego się spodziew ać. D rog a prow adzi m iędzy dw om a ży w o p ło tam i z ag a­

w y, ja k ie m i P e ru w ija n in otacza p ra w ie w szy­

stkie pola. M ijam y co chw ila dom ki o drzw iach, bez okien; przecin am y s tru m y k i pom niejsze lub k an a ły irry g a c y jn e . P o la k u k u ry d z y w p eł­

ni rozw oju, pięknój lu cern y , pszenicy, ję c z ­ m ienia, k arto fli m ile uro zm aicają k rajob raz.

R oślinność w parow ach, po brzegach m n ie j­

szych stru m ie n i dość j e s t bogata. O lcha p e- ru w ija ń sk a pod w zględem wielkości p ry m trzy m a w ty c h zaroślach, k tó ry c h ją d ro s ta ­ now i je rz y n a p ern w ija ń sk a (R u b u s), o b ia ły m niew ielkim k w ia tk u . G ąszcze tój ro ślin y są niedostępne z pow odu kolców h ac zy k o w a ty c h , w ja k ie j e s t uzbrojona. D nem ja r u p ły n ie spo­

kojnie, szem rząc w śród kam ieni, stru m y k o b iaław y ch w odach.

D no doliny stan o w i nieszero k a rów nina, w śród którój w ężykiem p ły n ie s tru m ie ń , zbli­

żając się ro do praw ój to do lewój s tro n y p o d ­ nóża skał. Ł ożysko jeg o za w alają w ielk ie bloki kam ienne, ślady ty c h w ielkich p rz ew ro ­ tów, ja k ic h św iad k a m i b y ły w szy stk ie g ó r­

skie okolice. S tru m ie ń , czy ja k go m iejscow i n azy w ają rz e k a (rio ), tw o rz y cały szereg o b ­ szernych rezerw o aró w w ody, z k tó ry c h k a ż ­ dy n astęp n y leży nieco poniżój od p o p rze­

dzającego; re z e rw o a ry te m iejscow i n a z y w a ­ j ą rem anzos od w y ra z u m anzo (spokojny),

przechodzą zaś je d e n w d ru g i albo k ask a d ą, albo co się częścićj zdarza, m a łą b y s trz y n ą wśród dw u lub więcój k a m ie n n y c h bloków .

C ały szereg ró w n in ek , z a w a rty c h m iędzy lu k am i rzeki, p o ra sta p ię k n a zielona m u ra w a , lub niew ysokie zarośla je r z y n y , olch, z k ę p a ­ m i jasno-zielonych w ierzb (S alix h u m b o ld tia- na). Znaczna część je d n a k pod u p ra w ę z a ję tą została, choć ry zy k o w n a to rzecz, g dyż p rz y ­ p ły w y rzeki m ogą plon cały unieść. P o n ie ­ waż jedD ak g ru n ty dobre, m ieszkańcy odw a-

| żają się tu siać, szczególniój lucernę, pod k tó ­ rą g ru n t ró w n in ek n ad a je się bardzo.

W g órnych k o n d y g n ac y ja ch S ie rry , n a w y­

sokości 9 do 10 ty sięcy stóp nad p. m. dość

^ często spotk ać m ożna zagłębienia w śród gór,

! rodzaj p raw d ziw y ch k o tlin niem ający ch u j­

ścia. D oskonała rów ność ich dn a zdaje się ' św iadczyć, że b y ły to kiedyś jezio ra, któro czyto w sk u te k p rzew rotów , czy z in ic y ja ty - w y ludzkiego gienijuszu zostały z w ody oswo­

bodzone. Dziś środkiem tak ich rów nin, oko­

lonych ze wszech stro n niew ysokiem i góram i, p ły n ie stru m y k niew ielki, m ający w dolnój swój części dziurę, w którój ginie, aby w y pły­

nąć o p a rę w iorst poniżój. B ag n iste brzegi s tru m ie n ia p o ra sta szeroko-listna roślina, zw ana przez krajo w ców un ig^n. K ęp y drzew urozm aicają w idok; są to te sam e w ierzby, dochodzące tu swój górnój granicy, lub w iel­

k ie w iśnie p eru w ijań sk ie, zw ane capuli (C era- sus capuli), n ajw ięk sze z drzew n a ta k zna- cznój w ysokości.

K to b y chciał w tój części K o rd y lijeró w pięk n e w idoki oglądać, niechaj się nie pnie na szczyty, gdyż ta m k ra jo b raz uderzy go ty lk o rozciągłością, a nie pięknością. Lepiój niech zejdzie n a dno tego w ąw ozu o stro m y ch ścia­

nach: ta m zobaczy bogatą, choć n iew yso ką roślinność, p o k ry tą pięknem i różow em i lub żółtem i k w iatk am i, n a k tó ry c h k o lib ry u w i­

j a j ą się bez końca, szu kając pożyw ienia. S tr u ­ m ień o czystój, kryształow ój w odzie przelew a się pięk n em i k ask ad am i z jed n eg o k am ien ia n a d ru g i. Z n ajd u jem y się n a w ysokości 10000 stóp, zatem s k w a r słoneczny nie je s t d la nas p rz y k ry m , łagodzi go bow iem silna ew ap ora- c y ja ciała i w ia tr św ieży z sąsiedniój P u n y w iejący.

S ie rra , j a k każda in n a bezleśna okolica P e ­ ru , podlega zm ianom pó r ro k u doskonale od­

gran iczo n y m , chociaż te nie p rz ed staw iają na kra jo b razie śladów ta k w idocznych, j a k n a

„w zgó rzach" lub w dolinie Z aru m illi. L ato tr w a przez M aj, C zerw iec, L ipiec, S ierp ień i W rzesień , a wówczach po całych ty godniach, niek ied y n a w e t po całych m iesiącach deszczu nie widać. Złyr to znak dla hodowców koni lub m ułów , albow iem d łu ga susza m oże zniszczyć cały zasiew alfalfy (lucerny), jeżeli ta odpo­

w iednio nie joót iry g o w an a. Z ato n ajlepszy to czas do podróży, drogi bow iem suche d ale­

ko są dostępniejsze, aniżeli w porze dżdżystój,

(11)

te 29. W SZEC H ŚW IA T. 459 a podróżny z całem zaufaniem m oże obóz swój

rozbić w śród czystego pola, nieobaw iając się, że go deszcz w nocy zaskoczy'.

W P aźd z ie rn ik u zaczynają deszcze padać i ciągną się przez te n i n a stę p n y miesiąc.

Z w ykle ta k byw a, że cały G rudzień, a n aw et niekiedy i część S ty czn ia przechodzi bez de­

szczu. M iejscow i n azy w ają to veran o ') del Nińo, czyli „latem D zieciątka J e z u s “. W S ty ­ czniu znów deszcze zaczynają padać; ciągną się przez L u ty i dochodzą swój najw iększej siły w M arcu, chociaż niekiedy to n astaje do­

piero w K w ietniu, skoro chłop p eru w ija ń sk i k ieru je się przysłow iem : „en A v ril aguas m ili" — w K w ie tn iu wód tysiąc, przezco w y ­ ra ża w ielką m asę wody, ja k a w ty m m iesiącu spada. W e d łu g je d n a k m ych k ilk u letn ich ob- serw acyj te n czas n ajw iększych deszczów częściój w ypadać m usi w M arcu i nieraz m ie­

siąc K w iecień odznacza się ju ż pięk n ą pogo­

dą, chociaż b y w a ją też lata, że jeszcze w M aju deszcze padają.

N ienależy je d n a k sądzić, aby w porze dżdżystój deszcze padały bezustanku. N iech B óg broni. Z w ykle rano b y w a pogodne, do­

piero popołudniu kolo drugiój godziny około w ierzchołków zaczy n ają się grom adzić czarne chm ury. W k ró tc e zaczyna padać deszcz rzę­

sisty, k tó ry trw a k ilk a godzin. P o d wieczór ustaje, choć zw ykle ch m u ry nie u stę p u ją aż o zachodzie słońca lu b wieczorem . D eszczom tak im to w arzyszą często grzm oty i pioruny, gdyż K o rd y lijery --- to ojczyzna elek try cz­

nych m eteorów ; u ra g a n y je d n a k w tój części K ordylijerów są p ra w ie nieznane. N ienależy je d n a k m niem ać, aby silne, a niek ied y szalo­

ne w iatry , dm ące przy 11 aj piękniejszej pogo­

dzie w n iek tó ry ch p rzesm ykach, różniły się wiele od urag an ó w tro p ik o w y ch , to w arzy szą­

cych burzom elektrycznym . N a w yżynach G u a rim a re a (pom iędzy O utervo i L lam a w północnem P e ru ) siła w iatró w dochodzi w m iesiącach C zerw cu i L ip cu tak ieg o n apię­

cia, że zostają uniesione w przepaść zw ierzęta

>) Verano Peru używ a się nie dla oznaczenia pe- wnój pory roku, leez dla oznaczenia pięknego czasu.

Jeżeli więc w śród kilku dni deszczów znajdzie się jeden, dwa lub trzy pogody, mówią, że „hemos tenido tre s dias de V«rano“ — mieliśmy trzy dni pogody, A naw et przy wielkiój łatw ości hiszpańskiego języ k a do tw orzenia słów, mówią, nieosobiście „veranea“, co znaczy „jest pogoda".

wielkości b arana. U pew niano m nie naw et, że niek ied y i jeźdźcówr w raz z w ierzchow cam i podobny los spotkał.

Z d arza się jed nak niekiedy, że się niebo zaciągnie chm uram i n a trz y lub cztery dni czasu, a g ęsty choć n iezb y t k ro p listy deszcz pada z m ałem i p rzestan k am i przez cały te n czas. W y p a d k i je d n a k tak ich deszczów są dość rzad kie i w ciągu jednój zim y nie po­

w tarza się to częściój nad dw a lub trzy razy.

Bywra też niekiedy, choć w yjątko w o , że deszcz ta k i ciągnie się z m ałem i p rz e sta n k a ­ m i przez cały tydzień.

K ażdy ro k m a jed en dzień w yjątkow o sil­

nego deszczu lub g ra d u , k tó ry m ieszkańcy C hachapoyas nazw ali Cordonazo de S an F ra n ­ cisco, w ypada bowiem m iędzy l i i P aździer­

nika. W samój rzeczy m ogłem spraw dzić w latac h 1879 i 1880 j a k burza ta stale tr z y ­ m a się tego k ró tk ieg o pery jod u, a obejm uje w ielką przestrzeń k ra ju . W pierw szym z dw u przytoczonych la t obserw ow ałem j ą w C ha­

chapoyas n a w ysokości 7600 stóp nad p. m.

Rozpoczęła się około 4 godziny popołud niu i trw a ła przez przeciąg godziny. S tra sz n e po­

toki deszczu w połączeniu z gradem , la ły się z g ęsty ch chm ur, k tó re często p rzecinały w ę­

ży k o w ate pioruny. S iln iejszą je d n a k b y ła burza, obserw ow ana przezem nie ro k u n astęp ­ nego w osadzie O m ia (n a wschód od C h acha­

poyas w system ie rzeki H u a lla g i). Z aczęła się około 8-ój wieczorem i tą ra z ą deszcz ty l­

ko padał, ale zato ja k i deszcz! T rw a ła ta bu­

rz a z godzinę, chociaż deszcz nie p rzestał p a ­ dać aż dopiero w nocy. S ilne eksplozyje elek­

try cz n e p o w tarzały się, w ielokrotnie.

K ażda z tak ich k ilk u g o d zin n y ch b u rz spro­

w adza dla k ra ju w ielkie szkody. S tru m ie n ie i rzek i w y stęp u ją z brzegów , unosząc pola u p raw n e, często też dom y i ludzi. P o k a z y ­ w ano m i m ałe stru m y k i, k tó re zam ieniają się w tedy na n iepo w strzym an e po to ki mętnój w o­

dy, niosąc w swych szalonych n u rta c h pnie po­

w y ry w an eg o drzew a. L u d przechow ujący w iernie sw e pogańskie zabobony, p rz ejęty grozą położenia tw ierdzi, że przodem , przed pierw szem i w odam i w ezbranego p o to k a idzie H n aca-uillcu, ja k iś zły duch m itologii p e ru ­

w ijański ój.

D ro gi s ta ją się w ted y nieznośnem i. W ro z- miękłój glinie, rozdcptanój k o ń sk iem i k o p y ta­

m i tw o rzą się dziury, w k tó re n o g a m u ła lub

Cytaty

Powiązane dokumenty

ślinach się znajduje, pochodzi z rozkładu dwutlenku węgla i dostaje się przez zielone części roślin. Ale czy przeto rozwiązaliśmy całkowicie naszą

wiska analogiczne przedstaw iają nam się w naszym układzie słonecznym, gdzie i sama bryła naczelna i krążące dokoła niój planety i ich księżyce również

szać się co do swój objętości. Co się tyczy skorupy, spodnie jej w arstw y pod ciśnieniem tych, które na nich leżą, a jeszcze bardziój pod działaniem

Pożyw ne więc dla rośliny części gruntu, wzięte przez korzenie, rozchodzą się potem po innych jój organach zapomocą wody i tw orzą ów sok odżywczy rośliny,

Zachodzi więc pytanie, czy nasze uogólnienie m usi się zawrzeć w tych dość ciasnych granicach, jak ie m u w ytyka potoczne pojm ow anie słowa „praca“, czy

rodanku (siarkocyjanianu) ołowiu i siarku antym onu przygotow anego drogą mokrą, z dodatkiem chloranu potasu, oraz ciał barw iących i kleistych. Siedłew skiego

czne oszczędności (8 do 13 tysięcy franków rocznie) przez zaprow adzenie św iatła elektrycznego, przez poniesie­. nie stosunkowo nieznacznego nakładu jednorazowego, na

T ak przygotowany przyrząd i napełniony badanym płynem staw ia się na siatce, tafli żelaznśj lub kąpieli piaskowej i zwolna niewielkim płomieniem ogrzew a. Przez