• Nie Znaleziono Wyników

M Warszawa, d. 11 Września 1882.Tom I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M Warszawa, d. 11 Września 1882.Tom I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 2 4 . Warszawa, d. 11 Września 1882. T o m I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA“

W W arszaw ie: rocznie rs . 6 kw artalnie „ 1 kop. 50 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20 k w artalnie „ 1 „ 80.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński.

J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag'. K. Deike, Dr.

L. Dudrewicz, mag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J. Trejdosiewicz i prof. A. W rześniow ski.

Prenumerować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r e s R e < l a k o y i : P o d w a le Nr. XI

Glinka, glina ilasta, gl. m arglow ata, glina piaszczysto-w apienna, gl. m amutowa, gl.

dyluw ijalna, popielatka, borowina, rędzina, glej — czy lóss?

p r z e z

^ L . ^ D M O W S K I E G O ,

J u ż sam a ta k pow ażna liczba term inów w ielkie znaczenie w yrażanej przez się rzeczy w skazyw ać p o w in n a ; jak o ż w szystkie one służą, do określenia zw ierzchniego pokładu ziemi, gdzie najściślejsze połączenie i u sto su n ­ k o w a n ie głów nych składow ych części sko ru­

py ziem skićj, a m ianow icie przew ażnie gliny w połączeniu z k rzem io n k ą w postaci subtel­

nego p ia s k u i w apnem , w postaci jego węglanu, w y tw o rz y ły u ro d zajn ą glebę, stano w iącą nąj- pożądańszy w y zy sk dla rolnictw a. A je d n a k cala ta obfitość n o m e n k la tu ry zdaje się stw ier­

dzać praw dziw ość znanego przysłow ia o od­

w ro tn y m sto su n k u m ięd zyliczbą sług, a o trzy ­ m y w a n ą od nich korzyścią, g d y źle obsłużeni z g ra ją sw ojskich posługaczy, u siłu je m y j ą pom nożyć j a k za sm utnój pam ięci pańszczy­

źn ian y c h czasów, jeszcze óbcym we w łaściw ą sobie lib e ry ją p rz y b ra n y m drabem . Bo, p y ta m się, j a k w y g ląd a w tój długićj lita n ii te rm i­

nów ów świeżo p rz y w o łan y p rzybysz loss,

coraz to częściój z w łaściw ą sobie b u tą n a k a r ­ tach naszych dzieł p rzyrodniczych się rozpo­

ścierający?

R ad b y m je d n a k na w stęp ie zi'zucić z siebie zarzu t przesadzonego puryzm u , ja k i d o tk n ął nied aw n o w alczących przeciw ko im m a try k u - lacyi tram w a jó w , a k tó re w raz z całym przy- borem n ab y tk ó w zachodniój k u ltu ry , czy to daw niejszych ja k : kocz, k areta, czy now szych jak. wagon, tender, p latfo rm a i t. p. bez wielkiój szkody dla ję z y k a ostać się m ogą.

O w szem , ta c y n a trę tn i przybysze często b a r­

dzo świadczyć m ogą o żyw otnćj en erg ii pol­

szczyzny, k tó ra w yciskając n a nich w łaściw e sobie piętno, dobrze im zasłużony in d y g ien at nadaje: ktob y np. w ta k zesłow iańska b rzm ią­

cych w yrazach, ja k pielgrzy m lub proboszcz, czy ja łm u ż n a lub paso rzy t, w ędrow ników z pod łagodnego nieba A uzonii lub H ellady, gościńcem przez N iem cy prow adzącym p rzy ­ byłych, chciał dopatryw ać? Tem m niej uzasa­

dni o nom a n aw et zgoła śm iesznem by łoby

usiłow anie spolszczać naukow e i poniekąd k o ­

sm opolitycznego c h a ra k te ru term in y . To też

n ik t z trzeźw y m poglądem nie ta rg n ie się na

n iety k aln o ść nazw czy to gieologicznych o k re ­

sów, czy odrębnych górutw orów , a godząc się

bezw arunkow o n a u p ra w n ien ie całego szeregu

D ew ońskich czy S y lu rsk ic h , D y jaso w y c h czy

T ryjasow ych, Bo-, M ijo- czy P lijoceniczn ych

(2)

3 7 0 W S Z E C H Ś W IA T . Nb 2 4 .

okresów , n ie m ożem y rów nież odm ówić go­

ścinności, ja k k o lw ie k obco dla naszego u c b a brzm iącym : m olasom , lijasom , oolitom , k aj- prom , ceclisztejnom i t. d.

Lecz całkiem m a się rzecz inaczój z ow ym u trap io n y m in tru ze m , k tó r y j ak k o lw iek w m o­

w ie naszój posiada dość liczną, od w spólnego źródłosłow u niem ieckiego losen pochodzącą parentelę, j a k np. lóźnie, lóźay, lózak, zlózo- w aó i lasow ać (w apno się lasu je), w łasnój swój p ostaci żadną m ia rą nie da w m iejscow e p rzy ­ b ra ć b arw y . C hociażbyśm y u p rz ątn ęli z fry ­ z u ry w s trę tn y n am d w u k ro p k o w y harcap, a podw ójne po ły fra k a podcięli n a sposób b a r­

dziój jed nolitó j k u rty , to i t a k n a w e t przeo­

b rażo n y w y stą p i on ja k o los — in n y obcy przybysz, k tó ry w y p a rł z u życia n asz ą s ta ro ­ sło w iań sk ą dolę. Z re sz tą chociażby śm y się nie potrzebow ali ra ch o w ać z t ą n ie p rz e p a rtą przeszkodą, czy podobna dozwolić, ab y m ow a k ra ju posługiw ać się m ia ła obcym w yrazem dla oznaczenia gleby, k tó ró j on n ieg d y ś m ia­

no spichrza E u ro p y zaw dzięczał, a choć o b e­

cnie t a sław a siln ie podk o p an ą została, a od­

k ąd A m e ry k a sąsiek i teg o spichrza aw em zbożem zasypać z a g ra ż a — da wne hasło, że „sy­

cim y zam orskich ludów głody" je d y n ie do p o ety ck ic h p rzechw ałek należy, zaw sze j e ­ d n a k roln ictw o nie p rzestało uw ażać się za głów ną p o d staw ę naszego b y tu . P raw d z iw ie b y łab y to now a p so ta złow rogiój fatalności, k tó ra ju ż ra z uposażyw szy nasz ję z y k łaciń ­ skim h o n o re m dla oznaczenia głów nój dźwi­

gn i dodatnich czy u je m n y c h czynów n a ro d u szlacheckiego, jeszcze glebie, sk ą d nasze zie- m iań stw o czerpie głó w n e sw e zasoby, nazw ę gicrm ań sk ieg o a u to ra m e n tu n arzucićby m iała.

D a B óg, że nie p rz y jd z ie do tój ostateczno­

ści i u siłow ania w prow adzenia t a k obco w y ­ glądającego przy b y sza, b y on n a dobre m iał się rozgościć w nauce, trw a łe g o s k u tk u o trz y ­ m ać nie m ogą. Zachodzi t u w szakże innego rodzaju niedogodność, pochodząca z niezw y- kłój obfitości sw ojsk ich term in ó w , n am n o żo ­ n y c h dzięki conajm niój nieoględnój gorliw o­

ści naszy ch uczonych, p ra g n ą c y c h ze swój stro n y zalecić ta k ą nazw ę, k tó ra b y w edług ich m niem ania rzecz sam ą najbliżój określać m ogła. S podziew am się, że zw rócenie u w a g i n a tę niedogodność n ie będzie p o czy tan e za zbyteczną i przesadną obaw ę i to ośm iela m ię do ponow nego w yp ow iedzenia sw y c h u w a g

w p rzekonaniu, iż one znajdą uw zględnienie w oczach każdego, k to po jm uje j a k często grzechy niedbalstw a i zbytecznój gorliw ości w n u rta c h sw ych się sp o ty k ają.

J a k ż e poradzić sobie w ty m kłop otliw ym w yborze m iędzy term in am i, liczbę półtu zin a dobrze p rzekraczającem i? Z daw ałoby się, iż nić p rzew odnią w ty m względzie p o w in n a n a­

su n ąć po trzeb a liczenia się z pospolitą m ow ą i w pro w adzen ia do ję z y k a tak ieg o term in u , k tó ry b y prócz uw zględnienia w y m ag a ń n au k i m iał szanse rozległego rozpow szechnienia, ja k o w yo brażający pojęcie zby t w ielkiego, choć pow szedniego znaczenia. T ru d n o bow iem przypuścić, ab y n aród w yłącznie rolniczy nie posiadał w swój m ow ie n azw y dla gleby, łą - czącój w sobie nąjbardziój po żądane w w y zy ­ sk iw aniu p rzy m ioty . To też nie b ra k takiój nazwy, ale raczój ich mnogość, zaściankow a, ż e ta k się w yrażę, rozm aitość sta n ę ła na zaw a­

dzie zgodzeniu się n a je d n ę i d ała pocliop lu ­ dziom pióra do tw o rzen ia term in ó w bardziój odpow iednich w ed łu g ich pojęcia w y m ag a­

niom n au k i, bez w zględu, czy one m ogą liczyć n a p raw o o b y w a te lstw a w potocznej m owie.

O tóż n ieprzesądzając naukow ój ich doniosło­

ści, śm iem w nosić, iż sam a ich d w u w y razo - w ość u tru d n iła b y ich rozpow szechnienie, a to tem bardziój, jeżeli przyjdzie robić w ybór m iędzy np. g lin ą m am u to w ą lub d y lu w ijalu ą, brzm iącem i zb y t scyjentyficznie, gliną ilastą lub m arglow ą, ja k o nied ostateczn ie pojęcie określaj ącem i, gdy te rm in glina piaszczysto- w apienna, ja k k o lw ie k w olny od teg o za rzu tu , z b y t je s t złożonym , ab y m ógł w ejść w po to­

czne użycie. Je ż e li więc w szy stk ie te rm in y złożone, dla w zględów p ra k ty c zn y ch odpaść m uszą, p ozostaną w y ra z y pojedyńcze dotąd w ro zm aity ch okolicach k ra ju używ ane. Z ty ch n ąjbardziój rozpow szechniony w yraz g lin ka, ju ż przez to sam o pojęciu g ru n tu odpowiedzieć n ie m oże, iż term in em ty m w n au ce po łącze­

n ie m etalu g lin u z tlen em oznaczać się zgo­

dzono. P ozo staw iw szy prócz teg o n a uboczu w yrazy borow ina, popielatkó, i t. p. ja k o zby t w y jątk o w eg o , zaściankow ego ch a ra k te ru , bę­

dziem y m ieli do w y b o ru m iędzy dw iem a ogól­

niejszego rozpow szechnienia nazw am i: rędzina i glój, z k tó ry c h k ażda m a za sobą równój do­

niosłości p oparcie. T rzeba je d n a k przyznać,

że pod w zględem u sto su n k o w an ia sk ład ow y ch

części zachodzi pom iędzy niem i pew n a ró ż n i­

(3)

M 2 4 . W SZ EC H ŚW IA T. 371

ca: glój każe przypuszczać przew agę gliny n a d in n em i składnikam i, co stw ierd za się św iadectw em słow nika O rgelbranda, gdzie odpow iednie w yjaśnienia ludzie facbow i do­

brze z tra k to w a n y m przedm iotem obeznani, daw ali. T am pod w yrazem glćj czytam y:

„ziem ia g liniasta, w którój składzie więcój j e s t g lin y niż piasku i w apna; w czasie w ilgo­

tn y m tw o rzy zw ięzłą, k le jk ą i nieco przylega­

ją c ą do p ługa m asę, w suchym zaś tw ard n iej e i tw o rz y b ry ły " . Z a w yrazem je d n a k glej p rz em an ia n iety lk o je g o rozpow szechnienie, zw łaszcza n a R usi, a m ianow icie n a W o ły n iu i w G alicyi, ale bliskie fonetyczne pow inow a­

ctw o z całym szeregiem w yrazów w języ k a ch aryjskiego szczepu, ja k angielski clay, fra n ­ cusk i la glaise, dolno-niem . k lay th o n , dolno sask i klegg, hollend. kley, niem ów iąc ju ż o p obratym czych : serbsko-łużyckiem glonza, glinza, przechodzące w glen, czeskie slin, w ów czas, g d y dla rędziny L inde cy tu je je d y ­ n y ty lk o rów noznaczny w ro sy jsk im ję z y k u ruczew ina. A le w y raz ręd zin a prócz bardziój zbliżonego do pojęcia niem ieekiego lóssu zna­

czenia, przyczem stosow nie do przew agi j e ­ dnego lub drugiego sk ład n ik a rozróżniają cięższą lub le k k ą rędzinę, m a jeszcze za sobą ja k o w y raz pochodzenia m ałopolskiego wcze­

śniejsze piśm ienne użycie, ja k tego dowo­

dzi w iersz J a c k a P rzy b y lsk ieg o w tłu m a ­ czeniu R a ju utraconego (106J): „Ju ż n a E d eń -

skich rę d zin znajduję się brzegu" i cały szereg przyw odzonych przez L indego c y ta t („kałuża p ełn a rędzinnego bło ta z Ossol.“ str. 2).

Z re sztą chociażby tu n aw et zbyw ało na ścisłój odpow ieduiości n aukow em u pojęciu lub pow szechności użycia w y ra zu , pow inienby n a s zachęcić p rz y k ła d ta k często niewolniczo n aślad o w an y ch N iem ców , któ rzy te rm in w ła­

ściw ie u ż y w an y w nizinie górnego R enu, za- w artój m iędzy kraw ędziam i W ogiezów i C zar­

nego L a su , a w in n y ch m iejscow ościach ozna­

czany przez w y ra zy L eh m lub L e tte n , uogól­

n ili do n az w y pow szech n ó j, rozciągając j ą n a w e t do k ra in pozaeuropejskich, ja k np. n i­

z in y C hińskiój. M ialożby usiłow anie do w pro­

w adzania w użycie sw ojskich w yrażeń trz y ­ m ać się n a s je d y n ie w dziedzinie p olityki, ja k

to odgrzebanie jednodźw ięcznego orędzia w skazuje, a odw ieczną naszą k arm ic ie lk ą rę ­ dzinę lub glej złotodajny, k tó re za byle ja k ą koło siebie p racę z ta k ą niew yczerpaną hojno­

ścią się w ypłacają, pozw olim y w yprzeć z do­

brze zasłużonego stan o w isk a m odnym po stę­

powcom, lub co gorsza d um nie w y stęp ujące­

m u pod sw ym k u l tu r treg ie r skini sztan darem obcemu przybłędzie?

A te ra z zobaczmy, co m ów ią o rodow o­

dzie tego dobroczynnego żyw iciela ro dzaju ludzkiego?

J u ż sam a okoliczność, iż form acyja ta zale­

g a przew ażnie niziny, rozścielając się wzdłuż rzecznych strum ieni, k tó re toczą swe m ętn e jeszcze dziś uposażone w osadow y m atery ja ł w ody, pow inno w n iew ą tp liw y sposób w sk a­

zyw ać n a proces u tw orzenia się tego rodzaju pokładów . Jeszcze w ym ow nićj św iadczy o tem u k ład w a rstw o w y n a m u łu i obecność szcząt­

kó w organicznych, należących do fauny w y ­ łącznie lądów ój bądź w postaci c h a ra k te ry ­ sty czn y ch śliniaczków (succinea oblonga, p up- p a m u scarum i helix hispida), bądź w ko­

ściach zaginionych g ruboskórych olbrzym ów , co podszepnęło Z ejsznerow i n adać fo rm acy i nazw ę g lin y m am utow ój. Nic więc dziwnego, że tw ó rca paleontologii C uvier, idąc za prze­

k o n an iem uśw ięconem religijn em i tra d y c y ja - m i A syryjczyk ów , E g ip c y ja n i Żydów , a k tó ­ r e n aw et zn alazły odgłos w Tim aiosie P la to ­ na, ochrzcił okres w y tw o rzen ia się tój fo rm a­

cyi od d ilim n m — potop — okresem d y luw i- ja ln y m . Ja k k o lw ie k obecna n a u k a wie aż nadto, iż dłu g o trw ałe i stale w je d n y m k ie­

ru n k u działające p rzyczy ny w y w o łu ją zm ia­

ny, k tó re niekouiecznie k ażą się uciekać do g w ałto w n y c h katak lizm ó w i że w ypełnienie takiój np. niziny L om bardzkiój, jeszcze w epo­

ce czw artorzędow ej stanow iącój odnogę A d ry - ja ty k u , m ogło się dokonać osadem przyno­

szonym przez ojca w ód lom bardzluch rzekę P o , p o siłk o w an ą przez sw e d opływ y i inn e pobrzeżne alpejskie potok i ').

’) Ktoby nie miał zręczności naocznie się przekonać, jaką, to ilość namułu niosą rw ące lombardzkie potoki, chociażby się przem ykając żelazną przecinającą je ko­

leją od pogranicznej słowiańskiej Soczy (Isojizo), przez T agliam ento, Piave aż do wsławionej barkarolam i Bren- ty, ten rzuciwszy okiem na gieograticzną k artę zrozumie, dla czego każda z rzek przy swem ujśeiu zdobywa sobie kosztem morza coraz to rozrastające żuław y, począwszy od prastarego Nilu aż do ojca wód Nowego św iatu Mis­

sisipi, w yścielającego sobie pomost w łonie zatoki Mek­

sykańskiej. Okaże się naw et zbytecznem uciekanie się do plutonicznych teoryj w ahania się skorupy ziemskiej, w ce-

(4)

3 7 2 W S Z E C H Ś W IA T .

Ks

2 4 .

Skądże nagle pow stać m ogła te o ry ja w y tw o ­

rzen ia się now szych g lin ia sty c h pokładów d rogą pow ietrznego n aw ian ia, teoi*yj a, k tó ra znalazła u m iejętn ie streszczony w y ra z n a p ierw szych k a rta c h tego pism a? („O p o w staw a n ń i gliny"

W szech św iat N -r 1). N iem a w ątpliw ości, że pow aga im ien ia je j tw ó rc y , zn ak o m iteg o gie- ologa b ar. v. R ich th o fen a, k tó ry dw u letn ią swą, podróżą w e w n ę trz u C hin słusznie za odkryw cę n ie p rz e b ra n y c h b o g ac tw tego k r a ­ j u u w ażan y m być może, p o w in n a n ajzu p e ł­

niej u sp ra w ied liw ić stro n n icze un iesien ie nie sam ych jed y n ie ro d ak ó w p o d ró żn ik a. G dy j e ­ d n a k te n pogląd n ie ty lk o m ięd zy uczonem i dw u in n y ch przodow niczych n aro d ó w zacho­

du nie zn alazł d o tą d u zn a n ia , a n a w e t w n ie ­ m ieckich p od ręcznik ach b y w a p rz y jm o w a­

n y m nie b ezw arunkow o lecz z pew nem za­

strzeżeniem n iech to posłuży p o n iek ąd za u spraw ied liw ien ie śm iałości, z j a k ą a u to r n i­

niejszego a rty k u łu , o p iera jący się n a d y le ta n ­ cki ój raczej ciekaw ości niż n a zasobach g ru n - tow nój przyrodniczćj w iedzy, odw aża się w y ­ powiedzieć w ty m w zględzie k ilk a u w a g w nadziei, że one w y w o ła ją d y s k u s y ją i po­

budzą do ró ż n o stro n n eg o k w e sty i zbadania.

A choćby poglądy zn a k o m iteg o podróżnika nie d ały się u trzy m a ć, n ie uszczupli to b y n a j­

m niej jeg o zasług n a polu p rz y sz ły c h m ięd zy ­ n arodow ych korzyści, j a k nie uw łacza p a ­ m ięci w ielkiego o d k ry w c y A m e ry k i K olum ba, p o m y łk a co do is to ty dokonanego przezeń

dzieła. (C. d. n.)

lu w yjaśnienia, dla czego g ruzy zburzonej przez A ttylę Akwiiei, zwykłego stanow iska rzym skiej floty, ba, naw et sam a klasyczna H ad ry a leży dziś o p arę godzin drogi od morza, którem u nazwę nadała. To też w cale niew e­

sołe myśli m ącą oko widza, oglądającego z kampanilli S. M arka przesadnie upoetyzow aną lagunę, a której zmiany w czasie słabego odpływu przypom inają raczej plamy w strętnej ropuchy niż zmienność barw chameleo- na; w y starczy zw yczajny proroczy pessymizm, aby zde­

tronizowanej królowej A dryatyku przepowiedzieć los jej poprzedniczki R aw enny.

') Allgemeine Erdkunde y. H ahn, H ochstedter und Pokorny 1881. Edycyja 3-cia, str. 467.

0 poGzątku i postępach paleontologii

przez I I u x J c y i i .

(Dokończenie.)

W y licza n astęp n ie Buffon pięć g ru p pom ni­

ków (dow odów ), k tó re uw ażać należy za św iadków pierw szych w ieków n a tu ry ; w szy­

stko to są fa k ty paleontologiczne.

1) N a pow ierzchni i w e w n ę trzu ziem i zn a jd u ją się m ałże i in n e m o rsk ie is to ty — a w szy stk ie ciała, w apiennem i n azyw ane, są utw orzone z ich okruchów .

2) B ad ając sk o ru p y i in n e p ro d u k ty m or­

skie, k tó re się w ydobyw a z ziem i w różnych k ra ja c h E u ro p y , p rz ek o n y w am y się, że zn a­

czna część g a tu n k ó w zw ierząt, do k tó ry c h te szczątki należą, nie istn ie je w cale w m o­

rzach przyległych. T a k sam o w idzim y n a łu p k a c h i in n y ch sk ałach w znacznych głębo­

kościach, odciski ry b i roślin nienależących do naszego k lim a tu i k tó re albo wcale ju ż nie istn ieją, albo istn ie ją ty lk o w południow ych krajach .

3) N a S y b ery i, j a k rów nież w różnych oko­

licach północnych E u ro p y i A zyi zn a jd u ją się szkielety, kości, zęby słoniów , hipopotam ów i nosorożców w ta k w ielkiój liczbie, że trzeb a nab rać zupełnego prześw iadczenia, iż zw ie­

rz ę ta te, k tó re dziś m ogą się sp otyk ać ty lk o w południow ych k ra ja c b , is tn ia ły niegd yś i n a lądach północnych. S zczątk i słoniów i in ­ n ych zw ierząt lądo w y ch sp o ty k ają się bardzo blisko pod p o w ierzch nią ziem i, g d y ty m cza­

sem m uszle i in n e szczątki is to t m orskich zn a jd u ją się zagrzebane w znacznój głę­

bokości.

4) Szczątki, kości i zęby słoniów, ja k o te ż zęby hipopotam ów zn a jd u ją się n iety lk o w k ra ­ ja c h pó łnocnych naszój półkuli, ale ta k ż e w północnych okolicach A m e ry k i, chociaż an i słonie an i h ip op otam y nie istn ie ją wcale n a lądach now ego św iata.

5) W środk u lądów, w m iejscach naj b a r­

dziój oddalonych od m órz, zn ajdu je się n ie ­ przeliczone m nóstw o m uszli, k tó ry c h w ięk­

szość n ależy do rodzajów zw ie rzą t, is tn ie ją ­

cych jeszcze obecnie w p o łu dniow ych m o ­

rzach. N iek tó re znow u z nich nie m a ją nic

(5)

24. W SZ EC H ŚW IA T. 3 7 3

w spólnego z ro d zajam i żyjąccm i, do tego sto­

p nia, że pew n e g a tu n k i zdają się zaginionem i i zniszczonem i z przyczyn dotąd nieznanych.

N ie będziem y dochodzić, do ja k ie g o stopnia te dow odzenia m ogą być słuszne; w y starcza ją one do uspraw ied liw ien ia tw ierd z en ia Buffo- na, że w pew nój danój epoce m orza zupełnie p o k ry w a ły lądy; że dalój, p ow staw an ie sk ał u tw o rz o n y ch ze sk am ieniałości w y m ag ało d a­

leko więcój czasu, aniżeli tra d y c y je uśw ięcone, p rzeznaczają go n a w iek ziemi; że k lim a t bie­

gunow y doznał ta k j a k i in n e k lim a ty stopnio­

wego oziębiania; że w ielka liczba g atu n k ó w zw ierzęcych nie istn ie je ju ż dzisiaj wcale, a p rz e w ro ty gieologiczne m ają pew ien zw ią­

zek z rozm ieszczeniem gieograficznem .

T e tw ierd zenia, te głów ne p u n k ty stan o w ią cały p lan paleontologii. Jed n eg o ty lk o p u n k ­ tu brakow ało de uzu p ełn ien ia obrazu; W iliam S m ith odnalazł go w o statn ich latac h X V III.

w ieku. T en sk ro m n y m ierniczy (gieom etra), zm uszony z pow ołania sw ojego do ciągłego p rzeb ieg an ia A n g lii w ro z m a ity c h k ieru n k ach , k o rz y sta ł z w y jątk o w o sp rzy jających w a ru n ­ ków , w ja k ic h znajdow ały się w ty m k ra ju p o k ła d y trzeciorzędow e, b y je zbadać s ta ra n ­ nie i porów nać skam ieniałości, k tó re w sobie zaw ierały.

W iern e, d o k ład n e n iesłychanie jeg o obser- w acyje w y k ry ły tę praw d ę niew zruszoną, że każdy p o k ład zaw iera p ew n e skam ieniałości jerrm ty lk o właściw e; co więcój, że porządek, w ja k im leżą w a rstw y nacechow ane tem i sk a­

m ieniałościam i, j e s t niezm iennie te n sam . To uogólnienie, ta p ra w d a w ielce w ażna, pręd­

ko została spraw dzona i ro zciąg nięta do w szy stk ich części k u li z i em ski ój, dostępnych dla gieologów . D ziś opiera się ona n a w iel­

kiój ilości obserw acyj i może być uw ażana za je d n ę z najlepiój u g ru n to w a n y c h praw d n a u k przyrod niczych.

O dkrycie w sp o m n ian e m iało dla gieołoga w ielk ą doniosłość. P o zw alało m u ono spraw ­ dzić tożsam ość sk a ł jed n eg o w ieku, k tórych ciągłość b y ła p rz erw a n ą lub sk ład zm ieniony.

W ięk sz e jeszcze znaczenie m iało ono dla bijo- loga, bo dowodziło, że podczas olbrzym ich cyklów , zaznaczonych przez w ytw orzenie się ró żnych skał, isto ty żyjące ulegały n ie u sta ją ­ cym przem ianom . N iety lk o bow iem p ierw otne g a tu n k i zaginęły całkow icie, ale nadto tw o ­

rz y ły się ustaw icznie now e w m iarę j a k ta m te w ym ierały.

Z atem dopiero w końcu zeszłego w ieku g ran ice paleontologii zostały ściśle zakreślone w k ie ru n g u gieologicznym i bijologicznym zarazem . S zkicując liisto ry ją dalszych p o stę ­ pów, m ów ić będę o bijologii i w pływ ie paleon­

tologii n a m orfologiją zoologiczną.

J a k skoro zostało uznanem n astęp stw o ga­

tu n k ó w zw ierzęcych i roślinnych, pierw sze p y tan ie ja k ie się n astręczało zoologowi i bota­

n ikow i było: ja k i zachodzi zw iązek m iędzy ga­

tu n k a m i, k tó re po sobie n astęp ują? S tu d y ja poczynione przez C iw iera nad szczątkam i ko- p aln em i zw ierząt ssących, znalezionych w j a ­ skin iach trzeciorzędow ej form acyi w M ont- m a rtre doprow adziły do odkrycia dw u w y­

gasły ch g atu n k ó w czw oronogów kopytow ych:

A nop lo th eriu m i P alaeo th eriu m .

Doniosłój w artości m ato ry jały , k tó rem i rozporządzał C uvier, pozw oliły m u u tw o rzy ć sobie dokładno pojęcie o narząd zie k o stn y m i uzębieniu ty c h dw u typów , oraz porów nać ich budow ę z k opy to w em i dni naszych.

B ad an ia te p rz ek o n ały zarazem , że Anoplothe­

rium , k tó re pod p ew nem i w zględam i przed­

staw iało podobieństw o z jednój s tro n y do św iń, a z drugiój do przeżuw ających , — ró ż n i­

ło się zarazem ta k w yb itn ie od ty c h dw u grup , że nie m ogło by ć pom ieszczonem w ża- dnój z nich. N ależało m u się raczój ja k ie ś po­

średnie m iejsce, będące ty lk o łącznik iem m ię­

dzy tem i dw iem a g ru p a m i ta k odm iennem i w faunie tegoczesnój.

T ak sam o rzecz się m iała z P alaeo th e riu m , k tó re służyło ja k o połączenie m iędzy sobą ta - pirów , nosorożców i ko ni. N astępn e p oszuk i­

w ania dały szereg fak tó w tój samój treści.

N ajciekaw szem i naj dziw niej szem o d k ry ­ ciem j e s t w y k azan ie w epoce mezozoicznój szeregu ty p ó w pośrednich pom iędzy p tak am i i gadam i, dw iem a k lasam i kręgow ców , ró- żniącem i się bardzo znacznie.

W faunie mezozoicznój przedział, ja k i je dzieli, j e s t całkow icie w yp ełn io ny z jednój s tro n y przez ptak i, k tó re p osiad ają c h a ra k te ­ r y gadów , z drugiój zaś przez gady, k tó re m ają cechy ptaków .

W n aszych czasach g ru p a ry b , zw anych

szklisto-łuskie (G anoidae), je s t t a k różną od

d w ud yszny ch (D ipnoi), że n a tu ra liś c i u tw o ­

rz y li z nich d w a rz ęd y oddzielne,! ą je d n a k

(6)

3 7 4 W SZ E C H ŚW IA T .

JTs 24.

p o k ład y dew ońskie z a w ie ra ją ty p y , o k tó ry c h tru d n o byłoby pow iedzieć napew n o, czy n a ­ leżą do jc d n y c b lu b drugich.

A gassiz w ciąg u długich i p ra co w ity ch b a­

dań, ogłoszonych w r. 1833 do 1842 p rzy p u ­ szcza, że is tn ia ł jeszcze innego ro d z aju zw ią­

zek pom iędzy d aw n em i i no w em i fo rm a m i życia. Z au w aży ł on, że ty p y ry b n ajd a w n ie j­

szych, p rz e d sta w ia ją b ard zo w iele cech. k tó re o d n ajd u jem y w zaro d k ac h ry b dzisiejszych i że n ie ty lk o u ry b , ale n a w e t u k ilk u grom ad b ezkręgow ych, posiad ający ch d łu g ą p aleonto ­ logiczną h isto ry ją , fo rm y ty p o w e o statn ie są bardziój zm ienione, więcój w yosobnione, a n i­

żeli form y p ierw o tn e .

F a k t w y k azan y przez prof. O w ena, że uzę­

bienie u k o p y to w y ch i u ssąc y ch m ięsożer­

n y ch z form acyi trzeciorzędow y ch j e s t zawsze zupełne, p o p iera ta k ż e pow yższą zasadę.

N iem niej cennem i w tój m ierze są obser- w acy je D a rw in a. P od czas n au k o wój podróży n a okręcie B eagle, i w a g ę je g o zw ró cił n a sie­

bie te n fa k t szczególny, że fauna, k tó ra bez­

pośrednio poprzed ziła fa u n ę obecnie is tn ie ją ­ cą, p rz ed staw ia Wszędzie te sam e szczególno­

ści co i fa u n a dzisiejsza. S kam ien iało ści epoki trzeciorzęd o wój lu b czw artorzędow ój, zn ale­

zione w A m ery ce południow ój lu b A u stra lii, dowodzą, że fauna, k tó ra p o p rz ed ziła epokę obecną odznaczała się, j a k dzisiejsza, obecno­

ścią bezzębnych i w o rk o w a ty c h zw ierząt, chociaż g a tu n k i obu epok bard zo się różnią m iędzy sobą.

M imo w ysokiój w a rto ści ty c h w skazów ek, k w e sty ja ścisłego zw iązk u form życia zw ie- rzęcego i roślinnego nie m oże b y ć rozw iązaną z zadow oleniem , je ż e li się n ie p o ró w n y w a stopień po sto p n iu całego szeregu fo rm je d n e ­ go ty p u przez cały d łu g i p rz eciąg w ieków .

W o statn ich la ta c h uczeni oddali się p ra c y w ty m k ie ru n k u i u zu p e łn ili j ą przy n ajm n ió j co do konia. M niej je d n a k j e s t ona zu p e łn ą od­

nośnie do g łó w n y ch g ru p z w ie rz ą t k o p y to ­ w y ch i m ięsożernych. W sz y stk ie w spom nia­

ne poszu k iw an ia p ro w a d zą do ty c h sam ych re ­ zultatów . W p e w n y m oznaczonym sze reg u for­

m y następ u jące po sobie p rz e d sta w ia ją w y łą ­ czności budow y, p o w ięk szające się stopniow o.

I tak: zw ierzęta ssące epoki obecnój, k tó re posiadają m iednicę i uzębienie odpow iednio zm ien ion e i zm niejszone, a p rz eciw n ie m ózg ro zw inięty , poprzedzały tak ie, k tó re p rz e d sta ­

w iały zm ian y m niej szój lub większój w agi w budow ie m iednicy i uzębieniu i mózg m niój rozw inięty.

P ra c e de G aud ry , M arsha i Copego do­

starc zają licznych przykładów na poparcie tego p raw a.

P o zo staje nam te ra z streścić re z u lta ty ty c h studyjów , k tó re m iały za przedm iot początek i p o stęp y paleontologii. C ała paleontologija op iera się n a dw u pew nikach: pierw szy, że skam ieniałości są szczątkam i zw ierząt i roślin, drugi, że s k a ły w arstw ow e, w k tó ry c h znajd u ­ j ą się skam ieniałości, są sk ałam i osadowem i.

K ażde z ty c h tw ierd zeń op iera się n a ty m pew niku, że też sam e s k u tk i są w yw ołane przez te sam e przyczyny . Je śli poza m a te ry - j ą żyjącą istn ie je p rzy czyn a zdolna w y tw o ­

rzy ć gałęź kopalną, m uszlę, kość, paleontolo­

g ija w ów czas tra c i sw oją podstaw ę. Jeż eli u w a rstw o w an ie sk ał n ie było sk u tk iem ty ch sam ych przyczyn, k tó re je dzisiaj w y w o łu ją, nie m am y w ta k im razie sposobu ocenienia p rzestrzen i czasu, an i p o rząd k u , w ja k im for­

m y życiow e n astęp o w ały je d n e po drug ich . Jeż eli w szakże p rzy jm iem y te d w a pew niki, zap ro w ad zą n a s one do bardzo w ażnych k o n - sekw encyj, a m ianow icie że:

1) M a te ry ja ożyw iona istn ia ła n a ziem i od czasów n iep am iętn y ch , k tó ry c h n a w e t m ilijo- n a m i la t obliczyć niepodobna.

2) P rze z ciąg ty c h nieprzeliczonych w ie­

ków m a te ry ja ży w a u le g a ła ciąg ły m zm ia­

nom , k tó re sp raw iły , że k ażd y o k res św ia ta zw ierzęcego i roślinnego m a sw oich p rz ed sta­

w icieli w k ilk u g atu n k ac h , k tó re nie istn ia ły w okresie p o p rzedzającym lub ju ż zag inęły w o k resie n astęp n y m .

3) W w ielu sku pien iach ssących, oraz n ie­

k tó ry c h sk u p ien iach gadów zaginionych, k tó ­ re p rz e trw a ły przez znaczne epoki gieologiczne i p rzech o w ały głów ne swoje ch a ra k te ry , sze­

re g różn ych form , re p rez en tu ją cy ch sk up ien ia w o d stęp ach czasu kolejno po sobie n a s tę p u ­ jący c h , je s t ściśle ta k i sam , j a k być pow inien,

g d y b y b y ł w y tw o rzo n y przez stopniow e zm ia­

n y początkow ych form szeregu.

S ą to fa k ty z h isto ry i ziem i ró w n ie oczy­

w iste, j a k fa k ty z h isto ry i ludów . S ta ra n n ie om in ąłem w szy stk ie hipotezy, k tó re w roz­

m a ity c h epokach u k ład an o n a ra c h u n e k p a ­

leontologii i pod k tó re chciano po dciągnąć

zdobycze tój n au k i.

(7)

te

24.

W SZEC H ŚW IA T.

375 N ie chcę nadużyw ać cierpliw ości m oich

czytelników , m ów iąc im o pom ysłach, k tó re m oże i b y ły nie bez pożytku, ale k tó re są całkiem obce praw dzie nstalonój w paleonto­

logii. Obecnie ta p raw da uznana pozostaw iła ty lk o dw ie m ożliwe hipotezy. P ie rw sz ą z nich j e s t ta: że w ciągu h isto ry i ziem i nieprzeliczo­

ne g a tu n k i zw ierząt i roślin istn ia ły w cza­

sach nieobliczonych, niezależnie je d n e od drugich. T a te o ry ja p rz y jm u je szczególne, za­

dziw iające sam orodztw o, k tó re w ytw arzało is to ty n a w e t ta k ie , ja k konie i słonie, drogą n a tu ra ln e g o procesu, w ciągu w szystkich epok, k tó ry c h ślady przechow ały n am sk ały osadowe; zm usza ona do w ierzenia w niezli­

czoną ilość aktów stw orzenia w ciągu o kre­

sów czasu niedających się obliczyć.

D ru g a h ipoteza u trzy m u je, że g a tu n k i zwie­

rz ą t i roślin n a stę p u ją jed n e po d ru g ich — je s t ona w ynnikiem stopniow ych zm ian pierw szój.

J e s tto te o ry ja ew olucyjna; zdobycze paleon­

tologiczne o statn ich la t dziesięciu ta k zgadza­

j ą się z tą hipotezą, że gdyby jej niebyło, pale­

ontologow ie m usieliby j ą stw orzyć.

W przyszłości paleontologija zdaje się być niezależną od w szelkich względów hipotetycz­

nych. Z a la t 50 w h isto ry i paleontologii po­

wiedzą, że nasza epoka w y k ry ła przez obser- w a cy ją fa k tó w paleontologicznych praw o n a­

stę p stw a form zw ierząt w yższych. S tenon i C u v ier przez sw oją znajom ość praw e m p iry ­ cznych w spółrzędności części, zyskali możność w n io sk o w an ia z części o całości. Późniój zna­

jom ość p ra w a n a stę p stw a form pozw oliła n a ­ stępcom S te n o n a i C u v iera w nioskow ać z j e ­ dnój lub dw u form (postaci) o całym szeregu i odgadyw ać ty m sposobem w epokach n ie­

skończenie odległój przeszłości, istnien ie form żyjących, k tó ry c h n a w e t śladu dziś w ynaleść

niem ożna.

A . S.

W S P O M N IE N IA Z P O D R Ó Ż Y

P O P E R U

K R A ] I P R Z Y R O D A , przez

JANA SZTOLCM ANA.

(Dokończenie).

Z m niejszy ch ptak ó w dw u zaledwie w yli­

czyć m ogę, ja k o w łaściw ych delcie Tum bezu,

Jed e n z nich z tój samój fam ilii co i k acy k i (Q uiscalus assim ilis); je s tto p ta k w ielkości naszój sroki, ta k ja k i ona z d łu g im ogonem.

Sam iec je s t czarny, sam ica zaś szara. Nieod­

łączny też to m ieszkaniec m anglarów , w śród k tó ry c h się lęże i karm i, szukając m ałych krabikó w w błocie ryzoforow em . S am iec w locie składa ogon ry nien ko w ato, co robi wrażenie, ja k b y go w płaszczyznie piono- wój trzy m a ł. Z w n ętrza zarośli dochodzi n as czysty, k a n a rk o w y śpiew małój gajów ki (D endroćca aureola). M ały te n żó łty ptaszek trz y m a się w y łączn ie gąszczu m anglow ego lub jeg o pobrzeża. Gniazdo um ieszcza n a ro ­ snących w sąsiedztw ie k rz ak ac h m im ozy lub akacyi. Śpiew jeg o j e s t niekiedy je d y n y m głosem , ja k i się w śród ciszy ryzoforów rozlega.

Do najpokaźniejszych m ieszkańców d elty T um bezu należy w sp an iały k rok ody l (C rocodi- lus o cc id en talis)1). O lbrzym ie te gady spotkać m ożna leżące n ieruch om ie na brzegach k a n a ­ łów, z paszczą ro zw artą. Za naszem zbliże­

niem zw olna, niespiesząc się, w chodzą do w ody i pod jój pow ierzchnią nik ną.

Gdzie je d n a k rozwój życia zw ierzęcego do­

chodzi nadzw yczajnój potęg i, to n a ow ych m ieliznach w śród tego b ło ta grzęskiego. Dość j e s t n am rę k ę zanurzyć, aby schw ycić ja k ą m uszlę z rodzaju Y enus, T ellina lu b w ielkie

„ośle k o p y to " — p a ta de b urro, j a k n azy w ają m iejscow i p ew ien rodzaj A r ca. O strożnie j e ­ d n ak z zagłębianiem ręk i, gdyż w tem że bło­

cie żyje pew ien ra k (Sąuilla), pow szechnie u w ażany za jad o w iteg o . R a n y przezeń za­

dane m ają być n iek ied y śm iertelne i m iejsco­

w i d rżą przed nim . R a k ten pięknego k a r ­ m inow ego z b iałym koloru, posiada cały od­

w łok (to co u n as szy jk ą rakó w nazyw ają) nadzw yczaj ro z w in ię ty i ciężki; koniec jeg o uzbrojony j e s t licznem i kolcam i. P ie rw sz a p ara nóg nie posiada szczypców j a k zw y k ły ra k rzeczny, lecz rodzaj grzebieniastych n a­

cięć. R a k ku rczy je , chcąc się bronić, a n a ­ stępnie silnym nadzw yczaj ru ch em w y rz u ca j e naprzód, zadając ra n ę j a k lancetem . O sile tego ud erzen ia m ogłem się b y ł przekonać, gdym m u drążek podsuwał: je s t ono k ró tk ie a nadzw yczaj gw ałtow ne. Z b ytecznem je s t dodaw ać, że stw orzenie to ja d u nie posiada;

lecz z drugiój s tro n y nic dziw nego, że m ogło-

J) Szczegóły o tych g ad ach p a trz W szechśw iat N r. 1.

(8)

3 7 6 W SZ E C H ŚW IA T . M 2 4 .

b y zadać ra n y niebezpieczne, w pew ny ch n a w e t razach śm iertelne. U k ry ty w głębi b io ta, zadaje n am u d erzenie w tedy, k ied y się najm niój spodziew am y. T ępe zazębienia jeg o nóg p rzy silnem bardzo u d erzen iu szarpią, a nie tn ą w łó k n a m ięśni, gdy jednocześnie do ra n y w chodzi błoto m anglow e, zaw ierające ogrom ny p ro c en t gn ijący ch cząstek organicz­

nych; działa w ięc ono ja k b y ja d niebezpieczny.

P e w ie n ch łopak, sz u k a ją c y dla n as ja j b ło tn e­

go p ta s tw a zo stał przez sąuillę ran io n y ; nie za w ah a ł się ra n ę w y p a lić n a ty c h m ia s t, oba­

w iając się w idocznie g o rszych n astęp stw . R a k a tego zw ą m iejscow i „cam aro n b ru jo “ (rak-czarn o k sięźn ik ). Ten, k to go w idzi w m u ­ zeum zoologicznem w sło ik u ze sp iry tu sem nie dom yśla się zapew ne, że m a p rzed sobą t a k niebezpieczne stw orzenie.

C ała pow ierzchnia m ielizn je s t gęsto po­

d ziu ra w io n a przez k ra b y z ro d z aju G elasim us, trz y m a ją c e się w niew ielkiój od sw ych n o r odległości. R a k i te, j a k i ow a O cypoda w spo­

m in an a w y żó j, k rę c ą z b ło ta k u lk i, któ rem i, w edle obsei’w acyi p. Jelsk ieg o , z a ty k a ją swe n o ry w czasie p rz y p ły w u . G d y z pew nój odle­

głości spo jrzy m y n a ró w n ą pow ierzchnię m ie­

lizny, w idzim y j ą iisian ą tem i k ra b a m i, z k tó ­ ry c h p ew n a o dm iana p o ru sz a w pow ietrzu na p raw o i n a lew o sw em i w ielk iem i szczypcam i, do nożyc k ra w ieck ich podobnem i; zw ą te ż go

„ s a s tr i“ (kraw iec). Z a n aszem zbliżeniem ju ż w odległości ja k ic h 30 k ro k ó w ch ow ają się do sw ych nor; n ie k tó re je d n a k zn a la zły ju ż ta m intruzów , k tó rz y w p o sp iech u nie do swój n o ry zaleźli; p ra w y w ięc w łaściciel n o ry zo­

sta je w kłopocie, n iem o g ąc się pom ieścić i zm uszony część sw ego c iała n a w id o k w y ­ staw iać. W m iarę , j a k się n ap rzó d posuw am y, ju ż poza n a m i w y łażą spłoszone k ra b ik i. T y m sposobem za jm u jem y zaw sze śro d ek koła, m a­

jąceg o p ro m ień około 30 k ro k ó w , w olnego od ty c h stw o rzeń, g d y poza n ie m w ielk a ró w n i­

n a p rz y bacznem w p a tr y w a n iu się przez lo r­

n e tk ę okaże się u sia n ą poruszaj ącem i się zwol­

n a stw orzen iam i.

D w ie g ru p y k ra b ó w z a m ie sz k u ją p rz e w a ­ żnie m ielizny ryzoforow e, obie, j a k się zdaje, należące do rod zaju G e la sim u s. J e d n e z nich, w spom niane powyżój k ra w c y , o nożycach p łaskich i szerokich; d ru g ie, m niejsze od po­

przednich, o nożycach w y sm u k ły ch , z a o k rą ­ glonych. K ażda z ty c h dw u g ru p c h a ra k te ry ­

sty czn y ch liczy ja k ie 5 lub 7 odm ian, k tó re w spółcześni k arcynologow ie pew nie za od­

dzielne g a tu n k i uw ażają. O dm ian y te przedc- w szy stk iem różnią się m iędzy sobą w ielko­

ścią szczypców, a n a stę p n ie ubarw ieniem , k tó re od bardzo żyw ych kolorów przechodzi stopniow o do szarój jed n o stajn ó j b arw y .

W spo m niałem ju ż powyżój, że m ielizny r y ­ zoforowe p o siadają słab y sp ad ek k u wodzie, z czego widzieć m ożem y, iż nie w szystkie ich części w jed n a k o w y sposób zalew ane zostają i gdy części o poziom ie niższym po dlegają co­

dziennie zalew an iu przez m ałe p rz y p ły w y n a ­ w et, in n e wyżój położone, czekać m uszą czas dłuższy, aby je w oda p o k ry ła. W a ru n k i więc b y tu dla k ra b ó w jed nó j i tój samój g ru p y nie są wszędzie jedn ak o w e, a ró żnica w nich j e ­ szcze w zrośnie w oczach naszych, g dy doda­

m y, że i g ru n t, w ja k im raczki żyją, n ie wszę­

dzie je s t jed n ak o w y ; je d n e z k ra b ó w ży ją w g rzęsk iem błocie i te w ogóle p osiadają szczypce słabsze, g d y przeciw nie in n e p rz eb y ­ w a ją n a ró w n in k a ch porośnięty ch cy peru sa- mi, czyli n a sam y m b rzeg u w y sp piaszczy­

sty ch. M iejsca te p o siad ają g ru n t tw a rd y , zaw ierający duży p ro c en t p iask u i zalew ane b y w a ją przez n ajw iększe ty lk o p rzy p ły w y n a no w iu lub w czasie pełn i księżyca, zatem cze­

k a ją 2 tyg odn ie czasu, ab y w ciągu p a ru dni zrzędu b y ć zalanem i przez p rz eciąg czasu b a r­

dzo k ró tk i w a rstw ą wody n a p arę cali g ru bą.

J e d n a z odm ian m niejszego g a tu n k u k rab ó w m ieszka o p arę w io rst w g ó rę rz ek i nad w odą zupełnie słodką.

Szczegóły te podaję w celu zachęcenia j a ­ kiego przyszłego p o d ró żnik a do b ad ań b a r­

dziój detaliczny ch niż m oje, n ad sto su n k ie m ró żnic u k ra b ó w do różnic w w a ru n k ach b y tu . M n ie zajęcia k o lek to rsk ie nie pozw alały oddać się b a d a n iu bardzo ciekaw ej w e d łu g mego zdan ia k w e sty i. To co w in n y ch gru p ach zw ierząt, j a k np. u p tak ó w w yśw iecić n am się u d a p rz y zw iedzaniu w ielkich obszarów, gdzie w a ru n k i b y tu zm ieniają się w sk u te k zm ian w szerokości gieograficznój lub w zględ­

nego położenia n ad poziom em m orza, tu, k to w ie, m o gliby śm y ro zstrzy g n ąć n a p rzestrzen i 1 w io rsty k w ad rato w ó j, d zięki ró ż n ic y k ilk u stóp w e w zg lęd n y m poziom ie ró żn y ch części m ielizn.

N a b ło tn isty c h w yspach, porosłych gąsz­

czem dziw oklow ym żyje prześliczny G rapsus,

(9)

t e

2 4 . W SZEC H ŚW IA T. 3 7 7

p ięk n ie czerw ony w żółte k ro p k i i k reski. P o ­

jed y n cze je d n a k osobniki, ja k ie spoty kam y, zejść się łatw o nie dają, k ry ją c się szybko w sw y ch głębokich dziurach. N a w yspach pierścieniow ych, n a gran icy ryzoforów i zw y- kłój roślinności w idzim y w ielkie pół-stopow e n o ry olbrzym iego k ra b a o błęk itn ó j sk o ru ­ pie i czerw onych nogach. J e s tto ta k zw any S inboca, co dosłow nie znaczy „bezgęby" (G e- carcinus). L ecz ty c h zejść niełatw o, a ro zk o ­ pyw ać ich norę, w któ rój m iry ja d y kom arów siedlisko znajdu ją, n iek ażdy się odważy. B y ­ w a ją je d n a k przypadki, że sp o tk an e przez nas dw a czubiące się sam ce w ziąć łatw o m ożem y, w ów czas bow iem , rozgrzane w alk ą, zapom i­

n a ją o zw ykłój swój ostrożności.

M ają te ż ry zo fory i sobie w łaściw y g atu n ek o stry g (O strea), czepiający się ko rzen i dziwo- ltlów w śród b ło ta m anglow ego. Co ro k u pe­

w ien F ra n c u z wozi ich znaczny tra n s p o rt do L im y , aby sm akoszom tam tejszy m za dobrą cenę sprzedać.

P ię ć ty p ó w okolic przedstaw ia n am więc po­

m orze p eru w ija ń sk ie . O s ta tn i z nich, czyli m a n g la ry , najm niejszego je s t znaczenia, oprócz bow iem ujść T um bezu i Z aru m illi nigdzie więcój n ie w y stęp u je; je s t zato najbardziój c h a ra k te ry sty c z n y m . P o d w zględem rozcią­

głości najw ażn iejszy m , bo nąjw ięcój obszaru zajm u jący m , je s t ty p n azw an y przez nas

„w zgórzam i" (L as L om as), ciągnie się bow iem w północnem P e r u szerokim pasem , sięgając w górę k ilk a ty się c y stóp nad poziom em m orza.

W z a je m n y ro zk ład sch a rak tery zo w an y ch dopieroco okolic ła tw o n a m u tk w i w pam ięci p rzy n astęp u ją cy m schem acie. P a s przy m o r­

ski, szeroki na k ilk an aście w io rst, zajm uje p u sty n ia czyto piaszczysta, czy skalista.

W ty m sam y m co on k ieru n k u , ty lk o u pod­

nóża A ndów i n a dolnych rozgałęzieniach tego p asm a ciąg n ą się w zgórza pasem n a k ilk a ­ dziesiąt w io rst szerokim . O ba te pasy podłu­

żne, czyli rów noległe do b rzegu m orza, a za­

ra z e m do k ie ru n k u K o rd y lijeró w p rzecinają co p ew n ą odległość doliny rzek. W północnem P e r u (w prow . Tum bez) „w zgórza" dochodzą do sam ego b rzegu m orskiego, czyli że ta m p u ­ s ty n i przy m o rsk ićj b ra k zupełnie; m iejsca zaś w zgórz od stro n y podgórskiój zajm uje pas b ro dy A bsalona, k tó ry z kolei bardziój ku

północy (dolina Z arum illi), podchodzi bardziój k u m orzu.

Poniew aż „w zgórza11 są niezró w n an ie bo­

gatsze w roślinność od p u sty n i przym orskiój, a pas brody A bsalona od wzgórz, w idzim y więc z tego, że w m iarę, j a k się zbliżam y do g ranicy E cu ad o ru zm ienia się szybko u ro ­ dzajność g ru n tu i w ilgotność. W zgórza ru g u ­ j ą pusty n ię, a jeszcze bardziój k u północy

sam e są w y ru g o w an e przez „pas brody A bsa­

lona". Chociaż dalój k u północy, poza g ran i­

cę E cuado ru , ja k ą je s t rz ek a Z aru m illa, nie należałoby się zapuszczać, zm uszony je ste m to uczynić, aby u w y d a tn ić szybkie, pow iem lepiój, g w ałto w n e przejście od p u sty n i do naj- pyszniejszych lasów zw rotnikow ych.

W spom niałem ju ż przedtem , że jad ąc z m ia­

s ta Tum bezu k u Z aru m illi, zauw ażyć m oże­

m y stopniow aną zm ianę w krajobrazie; że zm iana ta gw ałtow niej czuć się daje, gdy nad brzegiem doliny Z arum illańskiój staniem y.

P rzejed źm y rzekę, a znalazłszy się n a p ra ­ w ym jój brzegu od stro n y E cu ad o ru , zauw a­

żym y jeszcze w iększą zm ianę. R oślinność ta bogatsza i ja k iś powój o pyszn ym fijoletow ym kw iecie p o k ry w a wielkie przestrzenie, stan o ­ wiąc gęste ściany n a brzegach zarośli. Ta j e ­ d n a k okolica podlega jeszcze zm ianom pór ro k u i znaczna część drzew tra c i liście w po­

rze suchój. D opiero po dwugodzinnój jeździe dostajem y się do P a lm a lu — najcudow niej­

szego lasu pod słońcem , leżącego n a dolnych rozgałęzieniach A ndów . T u ju ż ro k cały r o ­ ślinność liście traei, czyli nie tra c i ich wcale, i ro k cały okolica zachow uje je d e n i ten sam c h a rak ter. M am y tu palm k ilk a gatu n k ó w , m am y bam busy (G uadua), a palm y i bam busy to niezaw odny zn ak w ilgotności k lim atu .

S pójrzm y na niebo: i ta m g ra n ic a dw u k ra in widoczna; po jednój s tro n ie ch m u ry ciężkie ołowiane, rów nem półkolem odcięte;

po drugiój niebo czyste bez jednój ch m u rk i.

W ciągu pół godziny przejeżdżam y z k ra in y

ciągłych deszczów, k tó re ta m niem al ro k cały

b y w a ją , do k ra in y deszczów pery jodycznych,

k tó re ty lk o przez kilk a m iesięcy w roku, i to

głów nie nocam i padają.

(10)

378

W SZ E C H Ś W IA T .

M 24.

Praca fizyczna i praca umysłowa

przez M. Siedlewskiego.

(C iąg dalszy.)

3) M etoda dośw iadczalna, w prow ad zo n a do fizyjologi przez F lo u re n s a k ilk a d z ie sią t la t tem n , o k az ała się bardzo płodną w re z u lta ty . B y ła ona p oraź p ierw szy zasto so w an ą do fizyjologii m ózgu i w tój też gałęzi n ajw ięk ­ sze oddała usługi. N a tu ra ln ie dośw iadczenia dokonyw ane b y w a ją p ra w ie w y łączn ie n a zw ierzętach, lecz p raw a, zd ob yte przez a n a to - m iją porów naw czą p o zw alają n am w y n ik i ty c h b ad ań w pew nój dość określonój m ierze stosow ać i do człow ieka. N a m ocy ty c h to b a­

d ań psy chofizyj o logo w ie orzek ają, iż zjaw isk a psychiczne, k tó re o b ejm u jem y m ian em św ia ­ dom ych, o dbyw ają się w szarój su b stan cy i w ielk ich półk ul m ózgow ych. W tój 3— 4 m i-

Poziomy przekrój półkul mózgowych.

lim etrów grubój w a rstw ie , p o k ry w ającó j na- k sz ta łt k o ry pó łk u le m ózgu i złożonój z m ili- jonów kom órek n erw o w y ch , w rażen ia s ta ją się św iadom em i, czyli p rz e tw a rz a ją się w czu­

cia; w niój rów nież rodzą się chcenia dow ol­

ne, im p ulsy ruchow e, k tó re przechodzą w p r ą ­ dy nerw ow e, działające n a m ięśnie i w p ro w a­

dzające w ruch te lu b owe członki. P o n iew aż najzaw ilsze czynności duchow e n a te d w a ele­

m enty: czucia i chcenia rozłożyć się dadzą, p rzeto i one ta m sw oje siedlisko m ieć m uszą.

W tój korze m ózgowej o db y w ają się n a js u b ­ teln iejsze ro zu m o w ania m a te m a ty k a , n a jb a r­

dziej ab stra k c y jn e w yw ody m etafizyka, zaró­

w no j a k i bezładne m yśli dziecięcia; ta m się sn u ją najidelniejsze m arzen ia po ety , zarów no j a k i chłodne, a przezorne w y ra ch o w a n ia przem ysłow ca; ta m p o w stają w zniosłe p ro ­ je k ty filan trop a, zarów no j a k i p o tw o rn e pla­

ny zbrodniarza; ta m się gnieździ naj k a p ry ­ śni ej sze, najbo gatsze w odm iany uczucie m i­

łości, zarów no j a k i je d n o z n ajp ro stszy ch , n ajjed n o stajn iejszy c h — uczucie przy jem n o ­ ści po zaspokojeniu p ra g n ie n ia.

Jeż eli p rzed m io t astron om ii im p on uje n a m ogrom nością sw ą i m ajestatem , jeżeli n a p a w a nas zdum ieniem , zm ięszanem z pokorą, to ba­

dania p sy chofizyj ologiczne budzą w n as po­

dziw i uw ielbienie dla potęgi teg o m aleńkiego la b o ra to ry ju m m yśli; z tego to siedliska duch, ja k b y stu ra m ie n n y B ryjareu sz, w strz ą sa zie­

m ią, cały u k ład p la n e ta rn y opasuje splotam i sw ej przędzy i, ośm ielony pow odzeniem , sięga aż do m gław ic, aż do k ra ń có w w szechśw iata.

J e s tto n ajw ięk szy w św iecie zdobyw ca, n ig d y niezw alczony, gdyż po k a ż d y m u p a d k u w staje j a k A nteusz, z p o tro jo n ą siłą, n ig d y n iezm ę- czony, gdyż ani n a chw ilę znać n ie chce spo­

czynku, n ig d y n i e s y t y , gdyż zaledw ie je d e n tr y ju m f odniesie, ju ż po now e la u r y sięga, najnieszczęśliw szy w chw ili, w k tó ró jb y w szy­

stko ju ż posiadł, gdyż ży jąc w iecznie ty lk o zaborem , nie m iałb y ju ż ra c y i b y tu . Szczę­

ściom dla niego chw ila ta n ig d y n ie n astąp i.

J a k u ła m e k 0,999... nieograniczenie się zbliża do jed n o ści i n ig d y z n ią się zrów nać nie może, ta k i m yśl, n ieu stan n ie dążąca do w iedzy zu- pełnój n ig d y jój nie posiędzie i dla teg o za­

wsze będzie m iała n a co spozierać w zrokiem p o ż ą d liw y m i czem sw ą chciw ość zaspakajać...

S po strzeg am , że d ałem się unieść fan tazy i;

w tej chw ili widocznie z bardziój północnych s tre f m ojego m ózgu n a d p ły n ę ły chłodniejsze fale rozw agi, b y m ię zw rócić n a w łaściw ą drogę. Ja k ie ż dośw iadczenie n aprow adziło fizyjologów n a dom ysł, że z jaw isk a św iado­

m ości m a ją siedlisko w p ółku lach m ózgowych?

S p o strzeg li oni, że po zniszczeniu ty ch półkul

u p tak ó w , u żab, u ry b u s ta ją w szelkie czyn­

(11)

Jfs 24.

W SZEC H ŚW IA T.

379 ności psychiczne świadome; u staje czucie,

iista ją ru c h y dowolne. Ż aba w te n sposób zo- p ero w an a nie widzi, nie słyszy i sam a się nie porusza. Jeż eli j ą ukłóć w nogę igłą, noga się skurczy; jeżeli będziem y kłóli żabę raz poraź, m ożna j ą zm usić do skakania; jeżeli j ą w rz u ­ cim y do w ody, żaba p ły n ąć będzie. R u ch y te nie są w szakże an i dowolne, ani świadom e:

są to albo p ro ste odruchy, ta k ie same, ja k kurczenie się d łoni człow ieka śpiącego, g d y j ą połaskoczem y, albo też a k ty autom atyczn e, ta k ie sam e j a k ru c h y lu n aty k ó w , osób zahi­

pno ty zow anych i t. p. Rzeczyw iście, żaba p ły ­ nąć będzie w p ro sty m k ie ru n k u , nieom ijając przeszkód dopóty, dopóki nie ud erzy nosem o przeciw legły brzeg n aczynia (jeżeli nie za­

trz y m a się pierw ój w sk u te k w y czerp an ia nerw ow ego), w ted y staje i, jeśli jój nie ruszać, to zdechnie n a tem sam em m iejscu. Żabę ta k ą lub p ta k a m ożna karm ić, w pych ając m u p o k a rm do g ard ła ; zw ierzę sam o go połknie, gdyż p o ły k an ie je s t a k te m odruchow ym ; w te n sposób m ożna je u trzy m ać p rzy życiu przez dość długi przeciąg czasu, gdyż organy tra w ie n ia , oddychan ia i k rą żen ia k rw i, nie u cierp iaw szy nic n a w ycięciu półkul, m ogą fu n k cyjonow ać dalój norm aln ie. Jed n ak że trze b a je koniecznie karm ić; pozostaw ione sa­

m em u sobie zw ierzę zdechnie, choćby j e ob­

sypać pokarm em . N a zw ierzętach, ja k pies, k o t, m ałp a i inne, dośw iadczenia tego w y k o ­ nać niepodobna, gdyż u nich pociąga ono za sobą śm ierć w sk u te k tego, że u w yższych zw ie rzą t w iększa je s t zależność m iędzy o rga­

nam i, ta k , iż śm ierć jednego pow oduje w ięk ­ sze osłabienie, a n a w e t i śm ierć in n y ch . D la­

teg o to niższe zw ierzęta m ogą żyć pomimo o k ro p n y c h częstokroć kalectw ; żółw ia np.

tru d n o j e s t p o p ro stu zabić, je śli uderzać no­

żem byle gdzie: trze b a m u ju ż albo trafić w serce, albo uciąć łeb; zw yczajną glistę mo­

żna przeciąć n a dw oje, niezabijając jó j; żabie m ożna uciąć nogę bez obaw y o jój życie, pod­

czas gdy człow iek, pozostaw iony w ty m s ta ­ nie bez pom ocy, u m arłb y n a pew no. W idzim y w ięc, że u w yższych zw ie rzą t i n a tu ra ln ie u człow ieka niem ożna się dowiedzieć o czyn­

ności półkul m ózgow ych przez ich bezpośre­

dnie zniszczenie. J e d n a k m ożna iść dro gą uboczną. P ó łk u le łączą się z re sztą m ózgu zapom ocą ta k zw anych odnóg m ózgow ych, przez k tó re w chodzą do p ó łk u l w rażenia, a w y ­

chodzą im p u lsy ruchow e; stosow nie do tego każda odnoga składa się z dw u połów: czucio- wćj i ruchow ój. Jeżeli ek sp e ry m e n ta to r lub choroba zniszczy czuciow ą połow ę jednój ta- kiój odnogi, to n astęp u je paraliż czucia w j e ­ dnój połowie ciała, jeżeli zniszczy ru ch ow ą połowę — to paraliż ru chu . Czucie u sta je dla­

tego, że w rażenia nie m ogą dojść do półkul, b y się ta m stać świadom em i, ru c h y dowolne s ta ją się niem ożliw e dlatego, że im p u lsy r u ­ chow e dowolne, zrodzone w półku lach , nie m ogą się z nich w ydostać, by przejść na n e r­

w y ruchow e i przez nie podziałać n a m ięśnie;

ru c h y zaś refleksyjne, czyli ta k zw ane odru­

chy, w ty m o statn im w y p ad k u , poniew aż nie- zależą od świadom ości i p ółku l m ózgow ych, pozostają nieuszkodzone; jeżeli chorego, w te n sposób sparaliżow anego, ukłó jem y w porażoną rę k ę —to rę k a się skurczy, choć sam n ie je s t

n ią w stan ie poruszyć.

Teraz, g d y w szyscy fizyjologow ie są p rz e­

konani, że mózg je s t organem duszy, in n a k w e sty ja stoi n a porządk u dziennym , m ia­

now icie k w e sty ja lokalizacyi czynności u m y ­ słow ych w ro zm aity ch okolicach k o ry m ó­

zgowej. W p raw d zie zdania fizyjologów w ty m przedm iocie m ocno się różnią, lecz dziś w przybliżeniu m ożna oznaczyć tę część k o ry mózgowój, w którój w rażen ia do­

chodzą do świadom ości i tę część, z którój w y­

chodzą popędy ruchow e. M am y także pow o­

dy, k tó re n as sk łan iają do tw ierdzenia, że w zjaw iskach, z k tó ry c h się sk ład ają w yższe czynności um ysłow e, w zjaw iskach intelig ien- cyi uczestniczą przew ażnie przednie zrazy półkul m ózgow ych (zw róćm y u w agę n a to, że od w ieków ju ż w ąskie i niskie czoło uw aża się za oznakę ciasnoty um ysłow ój). T e dane, zdobyte przez nauk ę, że ta k pow iem , w ty ch dniach, są tu d la n a s p o n ie k ą d zbytkiem , gdyż dow odzą więcój, aniżeli n am p o trzeba do u za­

sadnienia naszego założenia.

4) Zauw ażono paralelizm m iędzy rozw ojem

m ózgu i stopniem inteligency i ta k u ludzi, j a k

i u zw ierząt. W iadom o pow szechnie, że ludzie,

odznaczający się w ysokiem i zdolnościam i

um ysłow em i. posiadają zazw yczaj głow y,

a zatem i m ózgi w iększe od p rzeciętn y ch .

P rz e c ię tn a w aga m ózgu m ężczyzny w ynosi

mniój więcój 1390 gram ów , m ózg zaś B y ro n a

i C u v iera w aży ł przeszło 1800 gr., S chillera

1785 gram ów , A gassiza 1512, G a u sa 1942.

(12)

3 8 0 W SZ E C H Ś W IA T . M 2 4 .

W a g a m ózgu id y jo tó w (m ikrocefalów ) w a h a się od 1100 do 300 gram ów . Jeżeli w e­

źm iem y n a uw agę w iek, to o kazuje się, że śred n ia w a g a m ózgu m ężczyzn n ajw ięk sz ą je s t w peryjodzie od 30 do 40 roku, a k o ­ biety m ięd zy 20 i 30-ym ro k ie m życia, co się w y b o rn ie zgadza z p eryj odom n a jw ię k sz e ­ go ro zw o ju in te lig ie n c y i u obu płci. M ózg starc ó w m niój w aży, gdyż rów nolegle z u p a d ­ k ie m sił u m y sło w y c h idzie i częściow y zanik m ózgu. M ózg k o b ie ty w aży średnio 1250 gr., a w ięc znacznie m niój, niż m ózg m ężczyzny, i bądź cobądź faktem je s t, że pod w zględem obszaru i po tęgi in telig ie n cy i k o b iety u s tę ­ p u ją m ężczyznom . K o n s tra st te n okaże się n ie ta k w ielkim , je ż e li, co j e s t ra cy jo n aln ićj, w eźm iem y w agę m ózgu nie ab so lu tn ą, lecz w zględną, t. j. sto su n e k w agi m ózgu do w a g i ciała: jeże li w agę ciała i m ózgu m ężczyzny p rz y jm iem y za 100, to w aga ciała k o b iety b ę­

dzie 92, a w ag a jó j m ózgu ty lk o 90. P rz e c i­

w nie u niższych ra s, gdzie k o b ie ta ró żn i się od m ężczyzny fizycznie bardzo m ało, a d u ch o ­ wo p ra w ie wcale, ró żn ica m ięd zy m ózgiem ko b iety i m ózgiem m ężczyzny j e s t bez p o ró ­ w n a n ia m niejszą, niż u ra s w yższych, gdzie różnice fizyczne i duchow e są dość znaczne.

Jeż eli będziem y b ad a li ro z m a ite ra s y ludzkie, n a p o tk a m y ta k iż sa m sto su n e k m iędzy w a g ą m ózgu i in telig ie n cy ją; w aga m ózgu negrów ta k się m a do w agi m ózgu europejczyków , ja k 90 do 100; bad an ia n a d k ilk o m a m ózgam i buszm en ó w w y k a z a ły w agę dziew ięciuset kilkudziesięciu gram ów ; trz e b a jed n a k ż e b rać n a u w agę szczupłość ty c h ludzi, k tó r a znacznie złagodzi te n k o n tra s t. K ów nież co do o b ję to ­ ści czaszek p o ró w n y w an o euro p ejczy k ó w z ludźm i niższych ra s z jednój s tro n y i e u ro ­ pejczyków d zisiejszy ch z europ ejczy k am i X I I . w ie k u (w e d łu g czaszek, znalezionych n a c m en ­ ta rz a c h z teg o w ieku). D a n e s tą d o trzy m a n e, p rz ed staw ia oboczna t a b l i c a '):

Z tój ta b lic y w idzim y, że n a jw ię k sz a ilość p a ry żan d zisiejszych m a czaszkę objętości 1500— 1600 centym , szer., p a ry ż a n z X II -g o w ieku 1400— 1500, s ta ro ż y tn y c h eg ip cy jan tyleż, n eg ró w 1300— 1400, au stra lo z y k ó w 1200— 1300. Jeżeli zaś w eźm iem y p rz eciętn ą

*) T ablica t a w zięta je s t z dzieła: „Le cerveau comme organe de la pensće“ p. C harlton B astian , y. II, p. 18.

objętość czaszki dla każdego, to otrzy m am y w tój sam ój kolei cyfry : 1570, 1520, 1490, 1430, 1340. L e B on p o ró w n y w ał obwód gło­

w y osób, należących do ro zm aity ch k las lu ­ dności p ary sk ió j i n a zasadzie ty c h pom ia­

ró w u szy kow ał j e ta k w p o rz ąd k u n a stę p u ją ­ cym : 1) uczeni i literaci, 2) bu rżuazyja, 3) a ry s to k ra c y ja rodow a, 4) służący. Id źm y

1

£ fc*

j s

i » i 45.0 25.0 20.0 10,0 0,0 0,0 0,0 100,0

>-*

£ -0 fco H

<X> o 7,4 35,2 33,4 14,7 9,3 0.0 0,0 O

O

o

r - H

^•5. ,0

*? R £

— O c o 0,0 12,1 42,5 36,4 9,0 0,0 0,0 100,0

Paryżanie z XIIwieku osób 0,0 7.5 37.3 29.8 20.9 4.5 0.0 100,0 ’

Paryżanie dzisiejsi osób 0,0 10.4 14,3 46,7 16,9 6,5 5,2

O

o ' 1

o

r - H

Objętośćczaszki w centymetrach sześć. 1200—1300 1300—1400 1400—1500 1500—1600 1600—1700 1700—1800 1800—1900

dalój i obaczm y, czy n iem a sto su n k u m iędzy ciężarem m ózgu i m iejscem , k tó re d ane zw ie­

rz ę zajm u je w h ie ra rc h ii zw ie rzą t k ręg ow ych , a k tó re słu ży ć może za m iarę je g o in te lig ie n ­ cyi. K w e sty ją t ą zajm ow ał się an ato m fra n ­ c u sk i L e u re t i znalazł, że sto su n ek w agi m ó ­ zgu do w ag i ciała je s t u ry b 1 : 5668, u g a­

dów i płazów 1 : 1321, u p ta k ó w 1 : 212, u ssących 1 : 186. W takiój też k olei id ą te g ro m a d y w sy stem ie k rę g o w y ch i nie u leg a w ątpliw ości, że w ta k im sam y m p o rz ąd k u n a­

p isalib y śm y je , g d y b y n a m kazano uszykow ać g ro m a d y k rę g o w y ch w kolei w zrastaj ącój in ­ telig ie n cy i niezależnie od w szelkich d an y c h

o w adze ich m ózgu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ślinach się znajduje, pochodzi z rozkładu dwutlenku węgla i dostaje się przez zielone części roślin. Ale czy przeto rozwiązaliśmy całkowicie naszą

wiska analogiczne przedstaw iają nam się w naszym układzie słonecznym, gdzie i sama bryła naczelna i krążące dokoła niój planety i ich księżyce również

szać się co do swój objętości. Co się tyczy skorupy, spodnie jej w arstw y pod ciśnieniem tych, które na nich leżą, a jeszcze bardziój pod działaniem

Pożyw ne więc dla rośliny części gruntu, wzięte przez korzenie, rozchodzą się potem po innych jój organach zapomocą wody i tw orzą ów sok odżywczy rośliny,

Zachodzi więc pytanie, czy nasze uogólnienie m usi się zawrzeć w tych dość ciasnych granicach, jak ie m u w ytyka potoczne pojm ow anie słowa „praca“, czy

rodanku (siarkocyjanianu) ołowiu i siarku antym onu przygotow anego drogą mokrą, z dodatkiem chloranu potasu, oraz ciał barw iących i kleistych. Siedłew skiego

T ak przygotowany przyrząd i napełniony badanym płynem staw ia się na siatce, tafli żelaznśj lub kąpieli piaskowej i zwolna niewielkim płomieniem ogrzew a. Przez

Drapieżnik ten je s t zwykle przez lato wszędzie u nas pospolitym, lecz wszędzie nielicznym, w tym zaś roku pojaw ił się w daleko większej obfitości, przez