• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, d. 4 Września 1882. Tom I. M

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, d. 4 Września 1882. Tom I. M"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 2 3 . Warszawa, d. 4 Września 1882. T o m I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA11 W W arszaw ie: rocznie rs . 6

k w artaln ie „ 1 kop. 50 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20

k w artalnie „ 1 „ 80.

A d r e s R e d a k c y i

0 początku i posigpach paleontologii

przez H nxleyn,

0(1 oliwili, k iedy człow iek na w idok m u ­ szli lub kości zw ierząt zag rzebanych w p ias­

k a c h albo m ieszczących się w m asie skał, zw rócił bliższą u w ag ę n a n a tu rę szczątków zaginionych is to t czyli „skam ieniałości" i z a ­ stan o w ił się n ad przy czy n am i, k tó re spow o­

dow ały zn ajd o w an ie się ty c h przedm iotów w ziem i, poczyna się pierw sze zastosow anie n a u k bijologicznych i gieologicznych do b a ­ dań, k tó re dziś n azy w am y paleonto logiją.

P o d tą całkiem p ie rw o tn ą form ą m ożna p rz y ­ pisy w ać paleontologii bardzo staro ż y tn e po­

chodzenie, bo pism a filozofa X enofana z K o - lophonn, k tó ry żył n a 500 la t przed e rą chrze­

ścijańską, w spom inają o o d k ry c iu szczątków zaginionych isto t w kopalniach S y ra k u z a ń - skich. Od tego czasu począw szy, filozofowie a n aw et poeci, h isto ry c y i gieografow ie s ta ro ­ ży tn i m ów ią o w ykopaliskach, a w epoce o d ­ ro d z en ia p o w stają bardzo ożyw ione spory co do ich praw dziw ego pochodzenia.

J e d n a k ż e n iem a więcój j a k la t 200 od czasu, j a k zaczęto pow ażnie tra k to w a ć podstaw ow e za g ad n ien ia nau ki, a dopiero w ostatn iem stu -

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . Dr. T. Chałubiński.

J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, Dr.

L. Dudrewiez, m ag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J . Trejdosiewicz i prof. A. "Wrześniowski.

Prenum erow ać można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

P o d w a le Nr*. 2

leciu w artość skam ieniałości (archeologiczna) ze w zg lędu n a ich w ażność w ogólnój lii- sto ry i p o w staw a n ia ziem i została całkow icie uzn an ą.

P ierw sze d ok ład n e b adan ia szczątków k o ­ p aln y ch zw ie rzą t z ty p u kręg o w y ch w y k o n ał C u v ier i podał w sw ojem dziele, w ydanem w r. 1822 (R echerclies su r les o ssem ents fos- siles). Co zaś do p aleo nto lo gii straty g ra ficz- nćj, j e s t to n au k a zupełnie now a, gdyż p ierw ­ szy, k tó ry nad n ią pracow ał, W illia m S m ith , za życia o trzy m a ł w n ag ro d ę sw ojego o d k ry ­ cia pierw szy m edal W o llasto n a w 1831 r.

Ja k k o lw ie k paleon to lo gija w p o ró w n a n iu z in n em i n a u k a m i je s t jeszcze bard zo m łodą, ilość n aukow ego m a te ry ja łu , ja k i m a p rzed sobą, j e s t rzeczyw iście znakom itą. W pięć­

dziesięciu o statn ich latach liczba szczątków ko palny ch zw ierząt bezkręgow ych, znanych, p ow ięk szyła się w trójnasób, albo n aw et cztery razy.

Za p rz y k ład em C uv iera, k tó ry zaczął o k re­

ślać kopalne szczątk i kręgow ców , poszli z za­

p ałem i niom ałem p o w o d z en iem : A gassiz w S zw ajcaryi, vo n M eyer w N iem czech i n a- koniec O w en w A nglii. D ziś znaczna liczba pracow ników szpera n a je d n e m polu n a u ­ ko w cm.

W k ilk u g ro m ad ach k ró lestw a zw ierząt

liczba poznanych g a tu n k ó w ko p aln y ch w y ró ­

(2)

354 W S Z E C H Ś W IA T . 23.

w n y w a liczbie g atu n k ó w ży jąc y ch . W n ie k tó ­ ry c h w yp adk ach fo rm y zag in io n e są liczniej­

sze oil dziś istn ie ją cy ch . S ą cale szeregi zw ie­

rz ą t, k tó ry c h istn ie n ia n a w e t n ie d o m y ślili­

b yśm y się bez odkryć k o p aln y ch . A je d n a k bez przesady m ożem y to pow iedzieć, że nie zn am y jeszcze dziesiątój części skam ieniałości, k tó re będą kiedyś o d k ry te .

Sądząc z ilości szczątków skam ieniałych, znalezionych świeżo w p o k ład ac h form acyj trzecio rzęd o w y ch północnój A m e ry k i, p r z y ­ puszczać trze b a, że n ig d y nie dojdziem y do poznania szczątków k o p aln y ch zw ie rzą t s s ą ­ cych. k tó re się ta m zn ajd u ją, a przez analo- g iją irfożemy się spodziew ać, że podobne b o ­ g ac tw a z n a jd ą się i w A z y i w schodniej, skoro będzie z ró w n e m sta ra n ie m zbadana.

C ala ilość zw ie rzą t zaginionych z epoki m o- zozoicznój w S ta n a c h Z jed n o czo n y ch j e s t do­

p iero do p o zn an ia i zdaje się, że S ta n y zacho­

dnie są zarów no obficie zao p atrzo n e w p rz ed ­ staw icieli tój epoki, j a k w skam ieniałości po­

kładów trzecio rzęd o w y ch .

Mój p rz y ja ciel p an M arsh u w iad a m ia m nie, że w o sta tn ic h dw u la ta c h znaleziono na p rz estrze n i zw yczajnego pokoju szc zątk i k o ­ p aln e przeszło 160 form zw ie rzą t ssącyTch, n a ­ leżących do 20 g a tu n k ó w i 9 rodzajów i że w pokład ach tój sam ej epoki w ydobyto 300 gadów , k tó ry c h ro z m ia ry dochodziły od GO do 80 stóp z je d n ó j stro n y , a do w ielkości k ró li­

k a z drugiój.

Z adaniem m ojćj p ra c y j e s t w y kazanie w n a jk ró tsz y c h zary sach , przez j a k i e stopnio­

w a n ie doszliśm y do obecnego s ta n u p aleo n to ­ logii i do re z u lta tó w n ie w ą tp liw y c h .

N a p o cz ątk u m uszę zastrzed z, że celem m oim je s t w y k a zan ie g łó w n iejszy c h epok p a ­ leontologii, n ie zaś p o d aw anie szczegółow ej h is to ry i tój n a u k i.

Z ate m p o sta w m y sobie n ajp ierw p y tan ie, ja k ą je s t n a tu r a skam ieniałości? T ak ie je s t m ojem zdaniem , p o d staw ow e zagadnien ie p a ­ leontologii, t a k ą j e s t k w e sty ją , k tó rą m u sim y p rz ed ew szy stk iem rozw iązać, za n im p rz y s tą ­ pim y do ja k ie jk o lw ie k innój.

Czy skam ieniałości są szc zątk am i zw ierząt i roślin, ja k to zdrow e zm y sły s ta ro ż y tn y c h G reków k azały im p rzypuszczać,— czy raczój są one, j a k to pow szechnie m n iem an o w X V , X V I i X V I I w ieku, k am ien iam i, m in e ra ła m i, m ającem i k s z ta łty liści, m uszli i kości na po­

dobieństw o tego, j a k m in era ły , k tó re n azy ­ w am y k ry sz ta ła m i są ciałam i s ta le m i o k sz ta ł­

tach forem nych, gieom etrycznych? L u b m oże podług innój teo ryi, są one p ro d u k tam i zarod­

ków zw ierząt lub z ia rn roślinnych, k tó re do­

szły do bardzo niedoskonałego sto p n ia rozwoju?

Z am iast w yśm iew ać naszych przodków i sy- ste m a ty , k tó re p rzy jm ow ali, u siłu jm y lepiój zrozum ieć, dlaczego ludzie, niem niej od nas posiadający inteligiency i, m ieli w tój kw e- sty i poglądy, k tó re dziś m uszą się w ydać ab­

surdam i.

W ia r a w to, co niesłusznie n a z y w ają sam o- rod ztw em , czyli pojęcie, że m a te ry ja ży jąca m a za p u n k t w yjścia m a te ry ją m in eralną, nie- przyp uszczając ju ż wcale żadnój m a te ry i ży- wój jeszcze pierw otniejszej, to pojęcie dziś jeszcze p rz y ję te przez n ie k tó r y c h , niegdyś było p ra w d ą u zn a n ą przez w szystkich

P rz y ta c z a n o fo rm ę d rz ew iastą lodu i nie­

k tó ry c h m in erałów d la dow iedzenia tój w ła­

sności p lastycznój, k tó rą posiada ziem ia, a k t ó - ra to w łasność pozw alała m a te ry i n ieo rg a n i­

cznej p rzy b ierać fo rm y ciał organizow anych.

K to k o lw iek zajm o w ał się sk am ieniałościa­

m i, wie, że one p rz ed staw iają nieprzeliczone odcienie form, począw szy od m uszli i kości, k tó re są odbiciem form rzeczyw istych, aż do ty c h b ry ł k am ien isty ch , k tó re z m a te ry ją org an iczn ą bardzo słabe p rz e d sta w ia ją podo­

bieństw o.

Z n an e dziś dobrze re z u lta ty p rz em ian ch e­

m iczny ch d ziałający ch w n a tu rz e , m ocą k tó ­ ry ch su b sta n c y je organiczne przechodziły i przechodzą zw olna w s u b sta n c y je nieo rg a­

niczne, m ogły b y ły posłużyć w ciem nocie ów ­ czesnej za dowód p rzem ian y m a te ry i m in eral­

nej, w m a te ry ją organizow aną.

W epoce, w k tó ró j z dobrą w ia rą p rz y p u ­ szczano, że pow ierzchnia m o rza j e s t stałą, ląd zaś obniża się i podnosi n a ty sią c e stóp przez k o ły san ie pow racające co sto lat, — pojęcie, że skam ien iało ści n ie są ig rasz k am i n a tu ry , m usiało w y d aw ać się bardziój śm iałem , aniżeli Przyj§cie teo ry i, że góry i ró w n in y utw orzone ze sk a ł zaw ierający ch w danój chw ili m uszle m orskie, będą n anow o p o k ry te w odam i ocea­

nu. To też nie m oże nas dziw ić, że m im o j a ­ snych pojęć L e o n a rd a V inci i B e rn a rd a P a - lissy co do n a tu ry skam ieniałości, ich w sp ó ł­

cześni m ieli całk iem in n e te o ry je i że błędne

pojęcia dłużój trw a ły .

(3)

Ws 23. W SZ E C H ŚW IA T . 355 W" rzeczy samój p rz y końcu X V II w ieku

dopiero dano w yjaśnienie skam ieniałości, o parte n a podstaw ach naukow ych, k tó re nie m ogły już żadnej w ątpliw ości pozostaw iać.

Tym , co tę w ielką przysługę w yśw iadczył nauce, b y ł D u ńczyk M ikołaj S tenon, prof.

an a to m ii we F lorencyi. Z bieracze sk am ien ia­

łości z tój epoki posiadali pew ne okazy, k tó re nazy w ali glossopetrae. W pierw szćj połow ie X V I I w iek u F ab iju sz C olonna usiło w ał w y ­ tłu m aczy ć sw oim kolegom w sławnój akade­

mii dei L incei, że glossopetrae były to zęby re k in a ko p aln eg o ; arg u m e n tam i sw ojem i w szakże nie p rz ek o n ał nikogo. W pięćdzie­

sią t la t późniój S ten o n podjął tę k w esty ją;

zrobił sek c y ją głow y re k in a i pokazał w y r a ­ źnie, że zęby re k in a b y ły tem sam em , co glos­

sopetrae. S te n o n zaszedł ju ż nieco dalój, a n i­

żeli C olonna; w dalszym ciągu badał skam ie­

niałości i w y d a ł w r. 1669 owoc sw oich badań w małój rozpraw ce zatytnłow anój: „De solido in tra solidum n a tu r a lite r c o n te n to “.

W k ilk u słow ach m ożem y streścić ogólne poglądy S ten o n a.

S kam ien iało ści są ciałam i stalem i, k tó re n a tu ra ln ą dro gą znalazły się zaw artem i w in ­ n ych ciałach stały ch , m ianow icie skałach.

Ogólna fo rm u ła podstaw ow ego zagadnienia paleontologii może b y ć w te n sposób p osta­

w ioną: m ając ciało pew nćj form y, ntw orzonój zgodnie z p ra w am i n atu ra ln em i, znaleść w te m sam em ciele w ytłu m aczen ie sposobu jeg o po­

w staw a n ia i m iejsca, k tó re zajm uje w n atu rz e.

J e d y n y m środkiem rozw iązania tego zada­

nia j e s t przyjęcie pew nika, że jed n ak o w e p rz y czy n y w y w o łu ją jed n ak o w e sk u tk i, albo, ja k S te n o n tw ierdzi z p u n k tu w idzenia, k tó ry n as zajm uje, —ciała, k tó re są we w szy stk iem do siebie podobne, zo stały w ytw o rzo n e w j e ­ d n akow y sposób.

A poniew aż g lo sso p etry są w e w szystkiem podobne do zębów rekina, m uszą zatem p o ­ chodzić od ry b p odobnych do rekinów , a że w ielka liczba skam ieniałości p rzed staw ia n a j­

zupełniejszą tożsam ość w n ajdrobniejszych n a w e t szczegółach, z m uszlam i znajdo w anem i w m orzach lub w odach słodkich, — te szcząt­

k i p rzeto m uszą pochodzić od ta k ic h sam y ch zw ierząt.

N a sp ecy jaln e za rzu ty , ja k np. że n ie k tó re w y k o p a lisk a nie są zupełnie podobne do g a­

tu n k ó w żyjących, do k tó ry c h je zbliżają, że

różnią się sw ym składem , je ś li są podobne formą, że są to ty lk o dziury, odciski, k tó ry c h pow ierzchnia ty lk o podobną j e s t do o rg a n i­

zmów zw ierzęcych lub roślinnych, S ten o n od­

pow iada w yk azaniem przem ian, ja k im podpa­

d ają szczątki organiczne zakopane w ziem i, dowodząc, że m asa ich stała może się całk iem rozpuścić i przem ienić do tego stopnia, że z p ierw otn ego u tw o ru pozostanie ty lk o ślad, odcisk, zarys.

P o g lą d y te, w y b orn ie przedstaw ione ro k u 1669 przez S ten o n a, przew odniczyły w szyst­

kim n astęp n y m poszukiw aniom paleontolo­

gów, k tó rz y po nim pracow ali.

D źw ignia p a le o n to lo g ii, odbudow yw anie ty p u zaginionego p rzy pom ocy pojedyńczego zęba lub kości, opiera się ty lk o n a p ro ste m zastosow aniu rozum ow ań S ten on a. C h w ila zastan ow ienia przek o n a nas, że w nioski o sta­

teczne S ten o n a o glossopetrach za w ie ra ły w sobie odbudow anie całego zaginionego zw ierzęcia, przy pom ocy jeg o zębów. Z n aczy ­ ło to, że zwierzę, k tó reg o g lossop etry b y ły szczątkam i, m iało form ę i budow ę rekina; że m iało głow ę, k rę g o słu p , k o ńczy ny podobne do ty ch, ja k ie stan o w ią szczególny ch a ra k te r g ru p y ryb, do którój re k in a zaliczają; że je g o serce, skrzela, kiszki, p rzedstaw iały te sam e osobliwości co u re k in a.

W n io sk i pow yższe opierają się n a dośw iad­

czeniu, k tó re pozw ala nam tw ierdzić, iż zęby tego k sz ta łtu i tój budow y szczególnój, nie­

zm iennie m uszą to w arzy szyć o rganizacyi re ­ kinów i że ich się. nig dy nie sp o ty k a w in ­ n y ch organizm ach.

Do dziś dn ia jeszcze nie um iem y sobie w y ­ tłum aczyć, dlaczego to ta k je s t; m u sim y fa k t przy jąć ja k o praw o em p iryczn e m orfologii zw ierzęcój; m oże k iedyś znajdziem y tę p rz y ­ czynę w h isto ry i rozw oju całój g ru p y re k i­

nów, ale d otąd bezużyteczną całkiem j e s t rz e­

czą szu kanie tego rozw iązania w zw y kłem fizyjologicznem znaczeniu.

K to k o lw iek zajm ow ał się paleontologiją, wie, że je d e n ząb lub je d n a kość niezaw sze pozw alają nam sądzić o typ ie, do ja k ie g o zw ie­

rzę należało. M ożna posiadać k ilk a zębów lub znaczną n a w e t część szkieletu, a m im o to nie módz odbudow ać m ózgu zw ierzęcia i jeg o członków . T ylko g d y ząb lu b kość p rz ed sta­

wia cechy ch a ra k te ry sty c z n e , k tó re w iem y

że zn a m io n u ją p ew n e ty lk o zw ierzęta, w ted y

(4)

356 W SZ E C H Ś W IA T . JTs 28.

je d y n ie m ożem y ściśle oznaczyć, do jak ieg o ty p u zw ierzę kopalne należy.

N a w idok zęba trzonow ego k ro w y m ożem y odgadnąć, że on n ależ y do zw ierzęcia przeżu- w ajęcego, k tó re m iało d w a palce zupełne u każdćj nogi; m ając ząb trzo n o w y konia, o d ­ g adujem y, że on należał do czw oronoga n ie- przeżuw ającego, posiad ająceg o ty lk o je d e n palec u każdej nogi. A le g d y b y p rzeżuw ające i je d n o k o p y to w e b y ły g a tu n k a m i zaginione- m i, g d y b y śm y zn ali ich zęby trzo n o w e tylko, żadne fizyjologiczne ro z u m o w an ie n ie pozw o­

liłoby n a m ich odbudow ać, tem m niój jeszcze odgadnąć różnic, k tó re j e odznaczały.

C u v ier w swojćj „R o zp raw ie o p rz ew ro ta ch pow ierzch n i k u li ziem skiej" („ D isco u rs su r les re y o lu tio n s de la surface d u g lo b e“) sobie p rz y p isu je stw o rzen ie now ój m eto d y badań paleontologicznych. A le jeżeli się k to ś w czy ta w „P o sz u k iw a n ia n ad kośćm i kopałnem i “ (R ecb erch es su r les ossem en ts fossiles), jeżeli k to ś stu d y ju je p race O u rie ra , ła tw o pozna, że jeg o m eto d a j e s t m eto d ą S te n o n a . G dy zrobił zn a k o m ite o d k ry c ie , g d y p rz y pom ocy szczęki znalezionćj w p o k ład ach ziem skich odbudow ał całą m iednicę zw ierzęcia, do k tó ­ reg o szczęka n ależała, n ie w iedział jed n a k ż e i w ów czas, dlaczego szczególna fo rm a szczęki znajd u je się zaw sze u z w ie rz ą t w o rk o w aty ch ; dośw iadczenie go n auczyło, że te dw ie szcze­

gólne fo rm y b u d o w y zaw sze w p a rz e chodzą.

O k re ślen ie n a tu r y sk am ien iało ści m usiało zaznaczyć n ow y p o stęp w n a u c e paleo n to lo ­ gii. P o zw a la ło ono ju ż odsłaniać niejak o h i- sto ry ją ziem i. W istocie bow iem , je ś li skam ie­

niałości są szczątkam i z w ie rz ą t i roślin, w y ­ n ik a stąd , że ich p o d obieństw o ze zw ierzęta­

m i ląd o w em i lu b z m ieszk ań cam i w ód słod­

kich, k aż e przy puszczać istn ie n ie lądów lub w ód słodkich, a podobieństw o ic h z m o rsk ie - mi o rg a n iz m am i każe zn ow u przypuszczać obecność m o rza w epoce, w k tó rć j ż y ły ow e zw ierzęta. W b ra k u dow odów p rzeczących trz e b a p rz y p u ścić, że o rg a n iz m y lądow e i m o r­

skie dow odzą is tn ie n ia lą d u lu b m o rza w ty c h m iejscach, w k tó ry c h b y ły znalezione. T e w nioski n a rz u c a ją się sam e w s z y s tk im u m y ­ słom, począw szy o d X e n o fa n a , k tó r y ju ż ta k ż e u trzy m y w ał, że sk am ien iało ści b y ły szczątka­

m i organizm ów .

S ten o n w idział w te m w sk az ó w k ę licznych zm ian w aru n k ó w gieologicznycli w T o sk an ii

i ro zum ow ania jeg o są godne now oczesnych gieologów. P ra c e D e M ailleta n a początku X V I I w iek u m ia ły za p rzed m io t sk am ien ia­

łości, a Buffon bliżćj jeszcze tę rzecz ocenił w dw u sw oich zn ak o m ity ch dziełach: „Teo- r y ja ziem i" i „E po ki n a tu ry " (la T h ć o rio do la te rre i L es ćpoąues de la n a tu rę ), z k tó ry c h pierw sza by ła debiutem , d ru g a zaś o statn im w y stęp em n au k o w y m w ielkiego p rz y ro d n ik a.

B uffon n a p o czątk u sw oich „E p o k n a tu r y 1' ja sn o w y k a z a ł podobieństw o istniejące pom ię­

dzy n a u k a m i gieologicznem i, a n a u k a m i a r- cheologicznem i.

„ J a k ten , k tó ry przedsiębierze pisać dzieje narodów , m usi w różn y ch ro z p atry w a ć się dow odach, m usi najdaw niejsze, n a kru szcach w ybijane, p rzezierać p am iętn ik i, zb u tw iałe w iekiem dochodzić pism a, dla poznaczenia epok dzieł ludzkich i dla ro zeznania czasu od­

m ian rządów . T a k chcąc pow ziąć w iadom o­

ści dziejów n a tu ry , trz e b a pilnie w zruszyć w szy stk ie św iata m e try k i, trzeb a w w n ę trzn o ­ ściach ziem i n ajd aw n iejszy ch dokopyw ać się św iadectw i sk rz ętn ie tu i ow dzie ich rozrzu­

cone zbierać cząstk i i porządne przyp adk ów fizycznych ułożyć znaki, po k tó ry c h m ożnaby dojść początkow ych n a tu r y w ieków . T en j e ­ den ty lk o j e s t sposób staw ian ia p ew n ych na- drożnik ów w nieskończoności i k ład zen ia licz­

bow ych k am ien i p rz y drodze przepaści w ie­

ków " '). (D ok. n a st.)

W SPOM NIENIE

z w / c i e c z k i p r z y r o d n i c z e j

odbytej w południowych okolicach kraju w miesiącu L ipcu r. b.

podał Józef Nusbaum.

(Ciąg dalszy.)

O p isany powyżój sposób w y d o b y w an ia w ę­

gla, czyli sposób t. zw. odbudow y filarów je s t wogóle n ajbard ziej rozpow szechniony, a u n as w K ró le stw ie w szędzie, z w y ją tk ie m k o palni ,,P a ry ż “ w D ąb ro w ie, u ży w an y . Sposób te n

') „Epoki n a tu ry 1* p. Buffona w ydane w ięzyku fran ­ cuskim, p. X. S taszica przetłum aczone na język polski.

Edycya d ru g a. K raków 1803, str. 1 i 2.

(5)

tfs 23. W S Z E C H Ś W IA T . 357 nie tego nadzw yczaj ciekaw ego i zagadkow e­

go zjaw iska, m ożna sobie objaśnić dw ojako:

albo przez m iejscow e n ag łe opuszczenio się rów noległych początkow o i poziom ych w a rs tw albo też, co w ydaje się praw dopodobniejszem , przez działan ie bocznego ciśnienia n a w a rstw y początkow o poziome, sk u tk iem czego te o sta­

tn ie sfałdow ały się. N astępu jące ry s u n k i schem atyczne bliżej n am to w yjaśniają:

P IA S K O W IE C . f

PIASKOWIEC

PiAęknwiPi*

~ j PIASKOWIEC

ja k k o lw ie k bardzo w ygodny, gdyż m oże być

zasto sow any w pokładach rozm aitego u p ad k u , tę je d n a k sła b ą posiada stro n ę, że sp rz y ja bard zo p ożaro m kopalni. P o ż a ry k o p aln i, je śli p o zo staw ić n a stro n ie pożary s k u tk ie m w y ­ buchów gazu błotnego ( C I I ,), w naszych ko­

paln iach w cale się nieznajdującego, zależą od obecności w w ęglu ta k zw. p iry tu żelaznego (siarek żelaza), oraz od obecności m iału w ę­

glowego. A m ianow icie p iry t żelazny, bardzo w w ęglu pospolity, przechodzi pod

działaniem tle n u i w od y w siarczan żelaza, a p rz y ty m procesie chem i­

cznym ta k w iele w ydziela się ciepła, że je s t ono w stan ie zapalić m iał w ę­

glow y. O tóż te n o sta tn i grom adzi się.

w w ielkiój ilości we w spom nianych wyżój, podp ierający ch filarach w ęglo­

w ych, gdyż sk u tk iem silnego ciśnie­

nia, n a ja k ie są w ystaw ione, bardzo ła tw o u le g a ją k ru szen iu . P r a k ty k a dow iodła, że n ajw ięk sz a część poża­

rów w kopaln iach w ę g la pow staje w łaśnie w s k u te k prow adzenia robót m eto d ą odbudow y filarów .

O becnie sposób te n coraz częściój za stęp o w an y b y w a przez ta k zw ane podk ładki, k tó re poznam y, w spom i­

n ając o k o p a ln i w ęgla „ P a r y ż “ w D ą­

brow ie, gdyż je d y n ie w tój dopiero ko p aln i u n as w K ró le stw ie sposób te n

p ra k ty k u je się. W ko p aln i R e n a rd a w ielk i k o ­ ry ta rz , m ając y k ie ru n e k ze w schodu k u zacho­

dowi. posiada około 360 m e tró w długości. K o ­ p aln ia ta m niój j e s t do zw iedzania w ygodna, poniew aż je s t bardzo w ilgotna; pod ty m w zględem „ P a ry ż " o wiole j ą przew yższa.

W k ilk u m iejscach znaleźliśm y w kopalni n a ścianach k o ry ta rz y b ard zo p ięk n e odciski pniów L ep idodendronu, k tó re ja k b y n ap isy n a s ta ry c h grobow cach w y m ow nie w sk azy ­ w a ły n a odległe sw e dzieje. Z arów no w ym o­

w n ie o p isy w ały nam odległe dzieje i p rze­

w ro ty globu naszego, liczne t. z. uskoŁ i, n a k tó re p. d y re k to r ko p aln i k ilk ak ro tn ie - ,vra- cał n asz ą u w ag ę. Oto, w je d n e m m iejscu po­

k ła d w ę g la j e s t ja k b y ścięty ja k ą ś zaczarow a­

n ą r ę k ą i zastąpiony przez piaskow iec, dalój znów n ag le w ęgiel w y stęp u je, znów p ia sk o ­ w iec go w y p ie ra i t. d., a to bez żadnych przejść, ta k , że m ożna dokładnie palcem w sk a­

zać n a g ran icę obu rodzajów skał. P o w sta w a ­

W m iejscu mm (gdzie przypuśćm y p rz e p ro ­ w adzony j e s t k o ry ta rz w kopalni) w obu r a ­ zach sp o ty k am y tu ż obok siebie n a je d n y m spoczyw ające poziom ie w a rstw y w ęg la i p ias­

kow ca. D o lin y u tw orzon e w m iejscach k m o­

g ły być z czasem osadam i n ap ły w ow em i w y ­ pełnione, ta k , że p ow ierzch n ia ziemi została zrów nana.

N a podobnie ciekaw e zjaw isko zw rócił ju ż prz ed tem u w ag ę naszą prof. T rejdosiew icz, w skazując nam usk ok , w y stęp u jąc y pod B ędzinem p rz y drodze żelaznój do Sosnow ic, w p u n k cie przecięcia się jój z szosą od B ędzi­

n a do D ą b ro w y W te m m iejscu tuż obok sie­

bie w je d n y m poziom ie w y stęp u je z lewój stro n y drog i żelaznój w apień m u szlo w y (n a ­ leżący ju ż do form acyi T ryjasow ój), a z p ra - wćj — pokład w ęg la kam iennego; id ąc cokol­

w iek dalój, widać, że w ęgiel ginie, a z obu

stro n w y stę p u je ju ż ty lk o p o k ład w apien ia

m uszlow ego.

(6)

3 5 8 W SZ E C H Ś W IA T . Jfa 2 3 . O puściw szy S osnow ice, u d aliśm y się znów i

do D ąb ro w y w celu zw iedzenia szybu „ P a ry ż " , ) k tó reg o o d k ry w k ę w idzieliśm y ju ż n a sam y m początku. K o p aln ia „ P a r y ż " , należąca do kom panii fra n c u sk o -w ło sk ió j, j e s t je d n ą z n a j- lepiój u n a s w k ra ju u rz ąd zo n y c h ko p aln i w ę­

gla. Z a słu g u je t u n a u w a g ę olbrzym iej siły m aszy n a p a r o w a , p o m p u jąca b ez u stan n ie dzień i noc w odę z k o p aln i „ P a ry ż " i je d n o ­ cześnie z k ilk u in n y c h k o p aln i do tejże k o m ­ panii n ależ ący c h („K oszelew ", „H ieronim ").

G d y b y n a p ew ie n czas m aszy n a ta działać przestała, w szy stk ie p ra w ie k o ry ta rz e k opalni b y ły b y w odą zalane, ta k w ielk a ilość tój o sta­

tniój sączy się b e z u sta n n ie w k o p a ln ia c h w ę­

gla. To też w ogóle w k o p a ln ia c h ty c h m iej­

scam i chodzi się zu p e łn ie ja k b y po deszczu i ze ścian sp ły w a ją s tru g i w ody, ze sklepień sp ad ają k rople, a pod n o g am i b ło to i stru m ie ­ nie. K o p a ln ia „ P a r y ż “, j a k ju ż w spom niałem , je d y n ą j e s t u n a s w k ra ju , gdzie p row adzi się w ydobyw anie w ę g la bardziój ra c y jo n a l- n y m sposobem , zapom ocą t a k zw . pokładki.

W a rs tw a w ęgla nie je s t t u ró w n o le g łą ; m a k ie ru n e k u k o śn y . O tóż w zdłuż spodniój po­

w ie rz c h n i w a rs tw y p rz ep ro w a d zo n y j e s t j e ­ den głó w n y chodnik, w zdłuż górnój — d ru g i.

O ba te cho dniki połączone są szeregiem ró ­ w n o leg ły ch do siebie, poziom ych chodników , je d e n pod d ru g im . P o p rz ep ro w a d zen iu głó­

w n y ch chodników , n a p rz ó d robi się n ajn iższy chodnik poziom y i n a m iejsce w y b ra n eg o w ę­

g la kładzie się k am ień , t. j . piaskow iec, s ta ­ now iący n a d k ła d w ęgla. M ając g r u n t k a m ie n ­ n y pod nogam i, e k sp lo a tu je się dalój w ęgiel, t. j. ro b i się d ru g i, nad p ie rw sz y m położony chodnik; g d y w ęgiel z niego w y b ra n y zosta­

nie, znów k o ry ta rz te n z a sy p u je się k a m ie ­ n iam i i ro b o tę p row adzi się wyżój i t. d. Z a ­ n im w ęgiel zo staje w zu pełności z danego k o ­ r y ta r z a w y d o b y ty , te n o s ta tn i stę p lu je się, t. j. je g o ścian y i sk lep ien ie p o d p iera się bel­

kam i, zabezpieczającem i je od zapadnięcia.

J a k olbrzy m iem j e s t niew idoczne n a p ie rw ­ szy rz u t o k a ciśnienie g ó rn y c h w a rstw , m o­

żna przek onać się z tego, że w sz y stk ie te pod­

pierające belki, pom im o znacznój swój g ru b o ­ ści, w k ró tce po p o sta w ie n iu u le g a ją s k rz y ­ w ieniom , złam aniom , a n ie k tó re za p rzyło że­

n iem ucha w yraźne o k az u ją trzeszczenie, k tó re też niem ałego nabaw iło n a s s tra c h u ; b yliśm y pew ni, że sklepienie k o r y ta r z a za chw ilę

się zapadnie i zdruzgocze n as n a m iazgę.

R o b o tn ik w k op aln iach w ęg la m a rn y w ie­

dzie żyw ot: dla k ilk u zło ty ch dziennego za­

ro b k u pośw ięca zbaw ienne św iatło i ciepło słoneczne i spuszcza się z cu ch n ącą la ta r k ą w rę k u w ciem ne i zim ne podziem ia. D opiero k ied y słońce p ochyli się za ho ry zo n t, g d y zło­

w rog ie cienie zm ro k u o k ry w a ją ju ż oblicze ziem i, on opuszcza ciem nie kopalni, b y ze św item znów do nich powrócić. In n i ro b o tn i­

cy nocą p ra c u ją w k o p aln i a dzień p rzesyp ia­

ją . Ach! ja k ż e s m u tn a je s t tre ść tak ieg o ży­

w ota bez ś w ia tła !

G dy po kilkogodzinnem p rz e b y w a n ia w lo­

chach kopalni w y d o stałem się n a pow ierzchnię ziem i i ra p to w n ie uczu łem ciepły p rom ień słońca, p ra g n ąłem , g d y by m i ty lk o było po­

zwoliło, spojrzeć z zach w y tem w lśniące jeg o oblicze. B o i ja k a ż siła n agro m ad ziła w łonie ziem i te potężne w ęg la po kłady , jeżeli n ie siła p ro m ien i tój w spaniałój gw iazdy? P o d ich działaniem n astęp o w ały procesy życiow e w o rg an izm ach daw nój roślinności; siła p ro ­ m ieni słonecznych d ostarczała im en e rg ii che- micznój dla ro z k ła d an ia d w u tle n k u w ęg la z atm o sfery i n ag ro m ad zan ia w ciałach sw ych ty c h olbrzym ich zapasów węgla.

P o zw iedzeniu ko p aln i w ę g la obejrzeliśm y za k ład y zw ane „ H u tą B an k o w ą ". Szczegól­

niój za in te reso w a ł n as tu t. z w. piec w ielki, służący do w y ta p ia n ia żelaza z ru d . P ie c w ielki j e s t to w y so k i n a k ilk a p ię tr, m u ro w a ­ n y z cegły ogn io trw ałej piec, u dołu i u góry zw ężony. Od dołu przez sp ecy jalne o tw o ry w p ędzane w ciąż zo stają m aszy n ą p aro w ą św ieże zapasy o grzanego pow ietrza. N a dno pieca k ład zie się drzew o i w ęgiel, n a w ęgiel syp ie się ruda, a n a tę o s ta tn ią w a rs tw a p ia­

sk u z w apn em , po tem znów w a rs tw a węgla, ru d y , znów w a rstw a p ia sk u i w ap n a i t. d.

N a stę p n ie od dołu zapala się drzew o; w y tw a ­ rz a się bardzo silny ciąg p ow ietrza i w ęgiel się rozpala. P o d w pły w em w ę g la i pew n ych je g o zw iązków w tej w ysokiój te m p e ra tu rz e ru d a o d tlen ia się i uw olnione żelazo ściek a na dół w p ostaci o g n isto -p ły n n ej m asy . R o zto ­ pio ny piasek z w ap n em tw o rz ą rodzaj szkła zw anego żużlem , k tó re o k ry w a ściekające po­

to k i żelaza, zabezpieczając j e od n aty c h m ia ­ stow ego łączen ia się z tle n e m atm o sfery . Że­

lazo spuszcza się z pieca d w a ra zy dziennie,

żużel zaś ciągle w y p ły w a . W m iarę w y p ły ­

(7)

tó 23. W SZ EC H ŚW IA T. 359 w an ia żużla i żelaza z góry znów się do pieca

sypie węgiel, rudę, piasek i wapno, ta k , że zw ykle piec je s t czynny bezu stan k u , dopóki nie ulegnie zniszczeniu.

P ie rw sz y pro d u k t żelaza, zaw ierający do 5 % węgla, zowie się surow cem . Jeżeli ogrze­

wać do czerwoności surow iec p rzy ciągłym dostępie pow ietrza, cały praw ie w ęgiel ucho­

dzi z niego (łączy się z tlenem pow ietrza) i po­

zostaje t. z. żelazo sztabow e. Z surow ca lub też z żelaza sztabow ego o trzy m u je się stal, za w iera ją ca do 1 '/.>% w ęgla. W D ąbrow ie w y ta p ia ją żelazo z ru d y , zw anćj lim onitem (wodne połączenie tle n u i żelaza) i sferosyde- ry te m (połączenie k w a su w ęglanego i żelaza).

P o opuszczeniu D ąbrow y skierow aliśm y w y p ra w ę naszą w okolice S ław kow a, B ole­

sław ia i O lkusza, b y zwiedzić kop alnie galm a- nu, oraz obejrzeć ro b o ty przy' osuszaniu k o ­ p aln i O lkuskich. O puściw szy D ąbrow ę, w y ­ dostaliśm y się na obszerne te ry to ry jn m T ry - ja su , rozciągające się daleko na południe aż poza O lkusz. B ru d n o żółte, je d n o sta jn e drogi, oraz nieznośny pył, po ry w an y z ziemi najlżej­

szym w iaterk iem i p u d ru ją c y literaln ie tw a ­ rze i u b ra n ia , zdradzają obecność w apieni;

w samój rzeczy jed zie m y teraż wciąż po w a­

pieniu m uszlow ym T ryjasow ćj form acyi.

F o rm a c y ja T ry jaso w a należy do g ru p y for- m acyj m ezozoicznych czyli drugorzędow yck.

P o d cza s osadzania się ty ch form acyj (T ry jaso ­ wa, J u ra js k a , K redow a) przedstaw icielam i flo­

ry naszćj ziem i b y ły głów nie rośliny szyszkowre, sagow cow e i paprocie, a tak że poraź pierw szy p o jaw iły się rośliny7 dw uliścieniow e, ze zw ie­

rz ą t prócz polipów, szkarłupniów , m ięczaków , ry b oraz labiryntodo ntów . k tó re ży ły ju ż i w form acy jach pierw szorzędow ych, pojaw iły się poraź pierw szy g ad y (jaszczury i żółwie), p tak i, oraz niższe zw ierzęta ssące.

T ry ja so w a fo rm a cy ja dzieli się n a 3 piętra:

dolne, najstarsze, p rzed staw iające osady n ad ­ brzeżne, środkow e, osadzone z m órz, oraz gór­

ne, zw ane k ajp re m , przedstaw iające głów nie osady wód słodkich. U nas, w południow ych częściach k ra ju w y stęp u ją w szy stk ie 3 p ię tra form acyi T ryjaso w ej. W sp o m n ian e wyżój po­

k ła d y w apienia m uszlow ego, ta k licznie u n as w y stęp u jąc e, stan o w ią w łaśnie środkow e pię­

tro T ry ja su . Skam ieniałości, sp o ty k an e w w a ­ pieniu muszlowTym , w skazują, ja k bogatem

ju ż było życie organiczne w oceanach tćj epoki.

L asy tego ok resu ch a rak tery zo w a ły się nadzw yczajnem b ogactw em roślin sagow co- w ych (C ycadeae). R ośliny te b y ły z w ia stu n a­

m i now ego czasu w rozWoju roślinności n a- szćj ziemi; w y ró w n y w ały one bogactw em form paprociom i skrzypom , ta k obfitym w epoce węglow ój, by j e później w epoce J u - rasow ój pi’ześciągnąć. F a u n a ja k ż e różną b y ła od naszćj: olbrzym ie jaszc zu ry (N o tho sau ru s) k ą p a ły się w n u rta c h m orza, ociężałe la b iry n - tod onty z rod zaju C h iro teriu m stąp ały po m iękkim , b ag n isty m gruncie, ani śniąc o tem , że odciski stóp ich n a tu ra n a zaw sze uw ieczni i dziś, gdy po kłady, po k tó ry c h te zw ierzęta stąp ały , w y sch ły i stw a rd n ia ły , znajd ujem y odciski n iezg rab n y ch ich lap. Na dnie m o r- skiem k rzew iły się b u jn ie fantasty czn e lilijow - ce, a z głow onogich m ięczaków A m o n ity i N a u tilu sy p ru ły fale oceanów; p tak i ożyw ia­

ły ju ż zielone gąszcze w ysp, a z ssących po­

ja w iły się ju ż w orkow ate.

J a d ą c ted y wciąż po p o kładach w apienia m uszlow ego, po dnie oceanów epoki T ry ja so - wój... przybyliśm y do schludnego Sław kow a, by ze św item puścić się drogą do B olesław ia i t u kopalnie g alm anu obejrzeć. R u d a g alm a- now a, p rz ed staw iająca, j a k rzekliśm y, w ęglan c y n k u i krzem ian cy nk u obficie w y stęp u je w okolicach B o lesław ia i O lkusza. Około B o ­ lesław ia istn ie je kopaln ia rządo w a w K rą żk u , oraz k o p aln ia p ry w a tn a p. K ra m sty . W K rą ż ­ k u zw iedziliśm y sam ą kopalnię, a u p. K ra m ­ s ty płóczk arn ię ru d y galm anow ćj.

K opalnie g alm an u zupełnie in n y noszą ch a­

r a k te r niż kopaln ie w ęgla. W ty~ch o sta tn ic h jed en w idzieliśm y wszędzie g łów ny szyb, k tó ry m w ęgiel w yd ob yw an y zostaje z kopalni, k o ry ta rz e ty c h kopalni n iezb y t są w ysokie, w ilgotne, a ściany ich czarne, w kopalni g a l­

m a n u w K rążk u przeciw nie, istnieje a i 25 szybów, k o ry ta rz e k o p aln i są wyższe, obszer­

niejsze, m iejscam i p rzy p o m in ają zupełnie g ro ty n atu ra ln e, a ściany ich brudno-żółtego są koloru.

G a lm an znajdu je się w ziem i nie w a rs tw a ­ m i j a k węgiel, lecz w postaci oddzielnie ro z­

rzu co n y ch gniazd w dolom icie (w ęg lan w a ­

pnia i w ęglan m agnezu). W dolom icie ty m

w w ielu m iejscach zn a jd u je się ta k ż e piękn ie

lśniący k ry sta lic z n y k a lc y t (w apień), a w g n ia-

(8)

360 W SZ E C H Ś W IA T . M 23.

ziłach g a lm an u — sre b rzy ste odłam k i błyszczu ołow ianego (siarek ołow iu). K o p a ln ia g alm a­

n u w K rą ż k u o w iele j e s t p ły tszą, n iż opisane wyżój kopalnie w ęg la, n a jw ię k sz a bow iem jój głębokośó dochodzi tu 18 sążn i pod p o ­ w ierzchnią ziem i. K a żd y szyb j e s t dokoła obudow any; ru d a w y d o b y w a się szybam i nie zapom ocą m a sz y n y parow ój, lecz rę c z n ą w in ­ dą (w p ry w a tn ć j k o p aln i j e s t w in d a parowa}.

Do k opalni schodzi się szybem po drabinie.

N ie zapom nę n ig d y w rażonia, ja k ie g o dozna­

łem , gdy w z ią w szy w rę k ę m a łą cu ch n ącą la ta r k ę górniczą, zacząłem się spuszczać szy­

b em w ciem ną o tc h ła ń po sto p n iach zupełnie p ra w ie pionow ój, 18-sążniow ćj d ra b in y ; zda­

w ało m i się, że ju ż n a zaw sze św ia tło słone­

czne żegnam .

P łu c z k a rn ia ru d y galm anow ój w rządow ój k o p aln i w K rą ż k u , bardzo j e s t p ierw o tn a , r ę ­ czna; zato p ięk n ie j e s t urząd zo n a w ielk a p a ­ ro w a p łu czk a rn ia ru d y w k o p aln i p ry w a tn ó j.

P ła k a n ie ru d y galm anow ój czyli oddzielanie od niój w szy stk ich pobocznych dom ięszek, j a k ru d y o ło w ian ó j, sia rk u żelaza, dolom itu, o d b y ­

w a się w p ro st d ro g ą m echaniczną, p rzez d zia­

ła n ie w ody. C ały m szeregiem b ard zo dow ci­

p n ie obm y ślanych m an ip u lacy j, o trz y m u je się z ru d y dro b n y żw ir, k tó ry n a stę p n ie p rz ep u ­ szczany przez specyjalne k o ry ta z w o d ą osa­

dza się n a dnie ty c h o statn ich . Ż e zaś różne dom ięszlti ru d y ró ż n y m a ją ciężar w łaściw y, o sady te w a rs tw u ją się tak , że n a sam em dnie osadza się ja k o najcięższa ru d a ołow iana, n a d n ią siare k żelaza, późniój w a rs tw a g al­

m anu, a w reszcie, ja k o sto su n k o w o n a jlż e j­

szy — dolom it. W p r a w n y ro b o tn ik zdejm uje z g ó ry ło p a tk ą w a rs tw ę d olom itu i w y b iera z n a jd u jącą się pod n im w a rs tw ę g alm an u . T ą m eto d ą n a stę p u je oddzielenie i oczyszczenie r u d y galm anow ój od dom ięszek.

P o zw iedzeniu ty c h zak ład ó w ru sz y liśm y k u O lkuszow i, a po drodze zboczyliśm y w stro n ę w celu o b ejrz en ia robó t, pro w adzo ­ n y ch przez p. K osiń sk ieg o p rz y osu szan iu k o ­ palń O lku skich.

W w iek u 16 i 17, j a k w iadom o, sław n e b y ły pod O lkuszem k o p aln ie ru d y ołowianój i srebra, lecz n a p o c z ą tk u 18-go stu le c ia k o ­ palnie te zalane z o sta ły w o d ą i o d tąd pom im o k ilk a k ro tn y c h u siło w ań aż do o s ta tn ic h cza­

sów osuszenie ich nie u d aw ało się. Około czterdziestu la t tem u próbow ano n a w e t m a­

szy n ą p a ro w ą w ypom pow ać w odę z zalanój ko p aln i i zbudow ano w ty m celu żelazny szyb, ale w szy stk ie te usiło w an ia spełzły n a niczem . W L ip cu 1880 ro k u liczony in ży n ier-g ó r- n ik p. K osiń sk i podał n o w y p ro je k t osuszenia ko palń O lk u sk ich i o trzym aw szy pom oc od rz ąd u rozpoczął ro bo ty , k tó re p ra w d ziw ą chlu­

bę g ó rn ictw u k ra jo w em u przynoszą. S zu k a­

ją c po s ta ry c h k ro n ik a c h i czyniąc poszuki­

w a n ia w n a tu rz e p. K o sińsk i w sk azał m iej­

sce, w k tó re m zn ajdo w ała się niegdyś zasyp a­

n a obecnie sztolnia (t. j . odbudow ane ko ry to ), odpro w ad zająca wodę z kopalni, a rozpoczą- w szy ro b o ty z try u m fe m j ą odnalazł. W y b u ­ d o w a n a obecnie now a sztolnia, 750 sążni dłu­

gości m ająca, odprow adza szerokiem k o ry tem w ody z zalanój kopalni, a n iedług o ju ż zape­

w ne k o p aln ia do teg o sto p n ia osuszoną zosta­

nie, że m ożna będzie rozpocząć eksp lo atacy ją ra d y . Z k o paln i tój je d n a k n ie będzie teraz w y d o b y w a n ą ru d a oło w iana i srebro, gdyż przodkow ie nasi w yeksplo ato w ali ju ż pod ty m w zględem kopalnie O lkuskie; obecnie osusza­

nie kopalni m a głów nie n a celu ek sploatacyją r u d y cynkow ój czyli g alm anu, w n adzw y ­ czaj nój obfitości tu w y stęp u jąceg o ').

P o żeg n a w szy O lkuskie, ru szy liśm y dalój k u południow i, k u uroczy m okolicom P ie sk o - wćj sk ały i O jcow a. (D ok. n ast.)

Praca fizyczna i praca umysłowa

przez

M. Siedlewskiego.

(Ciąg dalszy.)

T e ra z ju ż do zrozu m ienia m echanizm u, po­

średniczącego m iędzy p ra c ą i stru m ie n ie m k rw i w p ra c u ją c y m o rg an ie ciała, pozostaje n am k ro k ty lk o ; w p rzytoczon ym dopieroco p rz y k ła d zie zam iast ta rc ia p o d staw m y zm ia­

n y , ja k ie zachodzą w o rg an ie podczas p ra cy i podniecająco działają n a n e rw y czuciowe — i rzecz skończona. U w ażn y c z y te ln ik może

') W ięcej szczegółów o osuszaniu kopalń Olkuskich znajdzie czytelnik w świeżo w ydanym II. tomie P am ięt­

nika Fizyjograficznego w rozpraw ie p. Kosińskiego p. t.:

„K opalnie Olkuskie, ich przeszłość i przyszłość".

(9)

Jfs 23. W SZ EC H ŚW IA T. 361 n as jeszcze za trzy m ać n astęp u ją cą uw agą:

w idzę w y jaśnion y szczegółowo zw iązek m ię­

dzy p ra cą i szerokością naczyń, lecz dlaczego m i ta k samo nie w yłuszczono zw iązku m iędzy p ra c ą i działalnością serca? S łu szn em u żąda­

n iu pospieszam y zadość uczynić, tem bardziój, że poprzednie w yjaśnienia pozw alają w k ilk u słow ach rzecz całą zaw rzeć. R u ch y serca za­

leżą od sp ecyjalny ch zw ojów nerw ow ych, m ieszczących się w sam ym że organie; zwToje te ze swój stro n y zn a jd u ją się pod w p ły ­ w em jednój z gałązek n e rw u błędnego, h a- m ującój ich czynności; jeżeli p rz e tn ie m y tę gałązkę, w ted y jój w p ły w ustanio zupełnie i en erg ija zw ojów sercow ych zam anifestuje się w całój sile n iezw y k le przyspieszonem bi­

ciem serca. P ra c a , za pośrednictw em nerw ów czuciow ych i rd z en ia przedłużonego (z k tó re ­ go bierze p o czątek nerw błędny), p o w strz y ­ m u je to h am u jąc e działanie rzeczonój gałązki i pozostaw ia w olniejsze pole dla czynności zw ojów sercow ych.

J u ż p rzedtem w y rozum ow aliśm y na pod­

staw ie ogólnych praw fizyjologicznych, jaki pow inien być sto su n ek m iędzy p racą i s tr u ­ m ieniem k rw i, te ra z zbadaliśm y m echanizm , zapom ocą k tórego ów stosunek, teorety czn ie w y k ry ty , zostaje u rzeczyw istnionym w p ra k ­ tyce, jed n em słow em zależność m iędzy p racą i k rą żen iem została w y jaśn io n a a p rio ri i a po­

steriori, d ed u k c y jn ie i in d u k cy jn ie. W id zi­

m y teraz, że j a k w m achinie parowój pa­

lenie w y tw a rz a ciepło, a ciepło pod dzia­

łan iem całego szeregu przyrząd ów prze­

tw a rz a się w ru c h , ta k tu ta j głów nym p ośre­

d nikiem m iędzy p ra c ą i stru m ien iem k rw i je s t u k ła d nerw ow y.

N a te m m o glibyśm y zakończyć pierw szą połow ę a rty k u łu , lecz ze w zględu n a to, co będzie w drug iój połowie, m u sim y tu dodać p arę słów o antagonizm ie m iędzy o rganam i ciała. A n tag o n izm p o w sta je stąd , że ilość k rw i w organizm ie, k tó rą m a ją się dzielić w szy stk ie o rg an y , je s t sta ła (około 11 funt.).

S tą d w y p a d a, że im więcój k rw i z ja k ie jk o l­

w ie k p rz y czy n y (najczęściój w sk u te k pracy) o trzy m a je d e n organ, te m m niejsza jó j ilość pozostanie do podziału in n y m . Z daw ałoby się, że te n an tag o n iz m m usi b y ć ab so lu tn y m ; b y ł­

b y on tak im , g d y b y p raca w y w o ły w a ła ty lk o rozszerzenie się tę tn ic w p racu jący m organie;

w te d y rzeczyw iście, podczas gdy serce w d a­

n y c h odstępach czasu w y sy łało b y wciąż j e ­ d n akow ą ilość k rw i (d a jm y n a to A ) do ciała, p ew ne jój ą u a n tu m a m usiałoby być obrócone n a w y nagrodzenie za p racę i do podziału dla w szy stk ich organów zostałoby A — a, t. j.

o ty le m niój, o ile więcój m a o trzym ać o rg a n p ra c u ją c y nad to, coby m u przypadło z po­

działu. Lecz, j a k w iem y, p raca przyspiesza jeszcze działalność serca, w sk u te k czego, pod­

czas gdy org an p racu jący otrzym ujo sw ą nad­

w yżkę, całe ciało wogóle tra c i daleko mniój niż to, co zy sk u je ta m te n . M niej n ie zaś nic.

N ad w y żk a dostarczona przez serce, nie może po kryć w szy stk ich rozchodów, ja k ie pociąga za sobą praca; w organizm ie okazujo się coraz w iększy deficyt, k tó ry go w końcu zm usza do zap rzestania pracy i do spoczynku. T akie opó­

źnianie się serca w dostaw ie m a te ry ja lu od­

żywczego będzie dla n as łatw o zrozum iałem , skoro sobie przypom nim y, że z pom iędzy w ielu fal, n a k tó re się rozbija w rdzeniu k rę ­ gow ym fala ru c h u cząstkow ego, w zbudzone­

go w nerw ie przez pracę, je d n a ty lk o obróco­

n a zostaje na przyspieszenie czynności cen­

tralneg o o rg a n u k rą żen ia. P ra w o a n ta g o n i­

zm u w y ja śn ia nam , dlaczego p raca jedn ego lub k ilk u organów w yczerp u je n iety lk o jo sam e, lecz i cały organizm ; w y ja śn ia nam także, dla czego, gdy je d n e o rg an y fu n k cy jo - n u ją silniój niż zw ykle i w sk u te k teg o ciągn ą k re w k u sobie, inne, o trzy m u jące mniój k rw i m uszą pozostaw ać w spoczynku. S tą d to po­

chodzi, że nie je ste śm y w stan ie pracow ać od­

raził fizycznie i u m y sło w o , że po najedzeniu się by w am y n iezdatni do zajęć w ażniejszych.

S tą d w yp ły w a także, że je śli człow iek pośw ię­

ca się specyjalnie je d n e m u rodzajow i pracy, to odpow iedni o rg an jeg o ciała m usi być obfi- ciój z a o p atry w a n y w k re w , inne zaś uboższe w n ią i dlatego m niój zdolne do pracy. Z tój to p rzy czyn y żarłocy nie b y w a ją zdolni do p ra c y fizycznój, ani um ysłów ój (niech się po­

cieszą choć tem , że przecież i ich ulubione zajęcie n azy w am y tu pracą), atleci cyrkow i nie odznaczają się inteligiencyją, a ludziom , p ra c u ją c y m umysłów'o, zazwyczaj n ie k w itn ą rum ieńce n a tw arzy , gdyż m ózg ty c h lu d zi zab iera lw ią p o rc y ją z ogólnój ilości k rw i, k r ą - żącój w ich ciele. Lecz zestaw iając t u słowa:

m ózg i praca um ysłow a, w y p rz ed za m y kw e-

s ty ją i w k raczam y m im o woli w dziedzinę

drugiój połow y arty k u łu .

(10)

362 W SZ E C H ŚW IA T . K i 23.

O d d aw n a ju ż pojęcie o m ózgu, ja k o o o rg a­

nie duszy, zyskało sobie p ra w o o b y w a te l­

stw a w nauce. W y z n a ć je d n a k ż e należy, że dopiero now oczesna fizyjologija pojęcie to n a n iezb ity ch u g ru n to w a ła podstaw ach. S taro ży ­ tność m ało wogółe zro b iła dla fizyjologii, a dla n a u k i o czynnościach u k ła d u nerw ow e­

go n ajm n iej. W p ra w d z ie u w ielu spom iędzy filozofów i zarazem n a tu ra lis tó w g reck ich n a­

p o ty k a m y zdanie, że m ózg j e s t siedliskiem duszy, lecz ró w nież w ielu było ta k ic h , k tó rzy j ą um ieszczali w sercu i tak ich , k tó rz y za ognisko czynności u m y sło w y ch u w ażali piersi, a najw ięcćj ta k ic h , k tó rz y ro z m a ity m ta k zw.

w ładzom d u szy w ro z m a ity c h o rg a n ach k w a ­ te rę w yznaczali. T a k np. P la to tw ierd ził, że rozum m ieści się w głow ie, uczucie w sercu, a żądza w w ątrobie; w e d łu g E p ik u ra rozu­

m n a część duszy sied ziała w p iersiac h , zaś b ez ro zu m n a ro z p o ściera ła się po całem ciele.

J e ż e li m a m y sądzić te o ry je z p u n k tu ich u z a ­ sadnienia, to w sz y stk im pow y ższym p o g lą­

dom p rz y zn ać m u sim y je d n a k o w y stopień słuszności, czyli raczćj w szy stk im zarów no słuszności odm ówić. Z e sta n o w isk a o b jek ty - w nego niew ięcćj ra cy j m iał A lk m eo n tw ie r ­ dząc, że dusza je s t w m ózgu, niż P arm en id e s, u trz y m u ją c , że siedliskiem jć j j e s t pierś. N a ­ w e t ta k pozyrty w n y n a tu ra lis ta , j a k A ry s to ­ teles, nie m iał n ajm niejszego pojęcia o czyn­

nościach m ózgu, choć ju ż zauw ażył, że u czło­

w ieka j e s t on sto su n k o w o n ajw iększy; n e rw y p rzy jm o w ał za ścięgna, a za zbiornik życia duchow ego uw ażał serce. N adto zrobić m u si­

m y jeszcze tę uw agę, że p o g ląd y filozofów g re ck ich dla naszej k w e sty i n ie m a ją żadnćj doniosłości z teg o pow odu, że w nieb m ow a je s t o m ózgu lub innój części ciała ty lk o ja k o o siedlisku nie zaś ja k o o o rg a n ie duszy. M y tu u ży w am y ty c h słów ja k o jed n o zn aczn y ch , n ie m ożem y je d n a k sądzić, b y tak iem iż by^ły d la P la to n a i je g o kolegów . U czeni g re ccy w ogrom nój w iększości, je śli m ieścili duszę w m ózgu lu b w sercu, to bez w ą tp ie n ia w cale nie dlatego, iżb y sądzili, że m y śl się ta m w y ­ tw arza w s k u te k działania, czy też w spółdzia­

ła n ia o rg a n u lecz je d y n ie po to, b y dusza, ja k o odrębna su b stan cy ja, sam odzielnie istnieć m o­

gąca, m iała zapom ocą czego kiero w ać m ach i­

n ą zwierzęcą. Jeż eli w ięc m ożna im p rzyp isać zdanie, że m ózg j e s t o rg a n em duszy, to chyba w tem znaczeniu, w ja k ie m się m ów i o dzien­

nik u, ja k o o organie tego lu b owego m in istra . Toć i D escartes, je d e n z odnow icieli m yśli filozoficznój w X V I I w ieku, m etafizy k z k rw i i kości, k tó ry uczył, że dusza (w te m sam em znaczeniu co u G reków ) nie m a absolutnie nic w spólnego z ciałem , w yznaczał jój siedli­

sko w ta k zw anój szyszce m ózgowój, nieprze- to, iżby u zn aw ał ja k ą k o lw ie k jój zależność od tego o rg an u, lecz je d y n ie chyb a przez w rodzo­

n ą człow iekow i dążność do uzm y sław ian ia i u m iejscaw ian ia. Jeż eli w ięc m iędzy filozofa­

m i G re cy i byli tacy , k tó rz y „siedlisko duszy"

pojm ow ali w znaczeniu bardziój zbliżonem do teraźniejszego, to w k ażdym razie ich głosy b yły bardzo nieliczne i słabe śród spółczesnyeh echo budziły. S ła w a o d k ry c ia zasadniczych faktó w w dziedzinie fizyjologii nerw ow ój n ale­

ży się lekarzo m greckim . J u ż spółczesny A ry ­ stotelesow i H erofil poznał, że w łaściw em prze­

znaczeniem n erw ó w j e s t pośredniczenie woli i czuciu. Z n ak o m ity G alen, anato m z I i- g o w.

po C h ry stu sie odróżnił n erw y czuciowe od r u ­ chow ych i spostrzegł, że w szy stk ie w s tę p u ją do m ózgu i stą d zaw nioskow ał, że te n o sta tn i org an je s t siedliskiem zjaw isk duchow ych.

J a k w idzim y, zd an ie że „m ózg je s t organ em d u sz y “, pozostało aż do czasów G alen a ty lk o hipotezą; z G alencin pogląd ten, n a p o z y ty ­ w niejszych o p a rty po dstaw ach, podniósł się do sto pn ia teo ry i, k tó ra n ab ierała coraz w ię­

cćj praw dopodobieństw a, aż w reszcie w n a j­

now szych czasach s ta ła się faktem . T a k sam o pogląd h elijo cen try c zn y b y ł hipotezą u P y ta - gorejczyków*, te o ry ją u K o p ern ik a, a dziś je s t w y rażen iem fa k tu . N iety lk o w szakże w n a u ­ ce u stalił się ta k i pogląd na sto su n e k m ózgu do duszy; p rz e d a rł się on do m as, do życia potocznego, gdzie lo kalizo w anie w ładz rozu­

m ow ych w yraźn ie się przebija w ro zm aity ch z w ro tach m ow y. M usim y te ra z w yłożyć pod­

staw y , n a k tó ry ch się opiera ta k i pogląd; nie m ożem y n a tu ra ln ie w yszczególniać w szy stkich fak tó w , w eźm iem y n a u w ag ę ty lk o głów ne, k tó re dadzą się podprow adzić pod n a stę p u ­ ją c e k ateg o ry je.

1) S p o strzeżen ia kliniczne w y k azały , że ro z m a ity m zboczeniom w sferze czynności du­

chow ych n ad e r często to w arzy szą chorobliw e

zm iany w m ózgu, ja k o to: zm iękczenie,

stw ard n ie n ie , p rz ek rw ie n ie , zanik, zlepienie

się m ózgu z je g o pow łok am i, p u ch lin a w odna

w m ózgu i t. d. W p raw d zie w w ielu w y p a d ­

(11)

Jfs 23. W SZ EC H ŚW IA T. 363 k ach chorób psychicznych m ikroskop nie w y ­

k r y ł żadny ch uszkodzeń w m ózgu, lecz to by- najm niój nie dowodzi, że budow a i czynność m ózgu je s t zupełnie norm alną. Z m iany w b u ­ dow ie m ikroskopow ój m ogą być ta k subtelne, że ich oko badacza n aw et p rzy dzisiejszój do­

skonałości m ikroskopów dostrzedz nie zdo­

łało. W reszcie zm iany m ogą dotyczyć ju ż nie m ikroskopow ój, lecz m olekularnój budow y i w ta k im razie fu n k cy ja doznaje zboczenia, podczas gdy m ik ro sk o p nie w y k azu je żadnćj zm iany. Istn ie je bardzo w iele chorób czysto nerw ow ych, w k tó ry c h jed n ak ż e budow a h i­

stologiczna elem entów tk a n k i nerw ow ój nie w ydaje się wcale zm ienioną. M ikroskop nie w sk az u je n am najm niejszój różnicy między n erw am i czuciow em i i ruchow em i, choć prze­

cież ja k a ś różnica istn ie ć m usi. T ak w ty m ja k i w poprzedzającym w ypadku jedno z dw ojga:

albo zm iana j e s t histologiczna i nie została jeszcze dostrzeżo na w s k u te k niedokładności bad a ń lub z b y t małój jeszcze doskonałości in stru m e n tó w , albo też zm iana je s t m oleku­

la rn a i w ta k im razie praw dopodobnie do­

strzeżona nigdy nie będzie, choć może być zbadana ubocznie, gdy chem iją i fizyka idiła- du nerw ow ego, w kolebce jeszcze będąca, n a ­ le ż y ty rozw ój osiągnie. Te choroby nerw ow e, k tó ry m to w arzy szą dostrzegalne zm iany w od- pow iedniój „ tk a n c e , zow ią się organicznem i, te zaś, w k tó ry c h zm ian takow ych nie d o strze­

żono — fu n k cy jo n aln em i. Nic n am nie prze­

szkadza przy puścić, że te spom iędzy chorób u m ysłow ych, w k tó ry c h nie w y k ry to śladu uszkodzenia w mózgu, są funkcyjonalnem i chorobam i tego organu.

2) R o z m a ite choroby m ózgowe przechodzą w te m sam em lub n astęp n y c h pokoleniach w u m y sło w e i n ao d w ró t. W szelkie nadużycia, k tó re osłabiają i w yniszczają u k ład n erw ow y, m ogą w k o ń cu doprow adzić do m niejszych lub w iększych zboczeń um ysłow ych; d an a osoba m oże zresztą w paść ty lk o w chorobę n erw o w ą, lecz zato potom stw o je j może u ltd z obłąkaniu. D zieci nałogow ych pijaków m ogą odziedziczyć po rodzicach n ie p rz e p a rty pociąg do fatalnego tru n k u , m ogą się stać epilepty­

kam i, lu b w reszcie zw aryjow ać. Z drugiój s tro n y w iadom o, j a k często w ielkie w strz ą - śn ie n ia m oralne, tro sk i, zgryzoty, zm artw ie­

n ia w y w o łu ją chorobę m ózgow ą. P o to m k o ­ w ie o b łąk an y c h odziedziczają predyspozy-

cyją n ie ty lk o d o chorób um ysłow ych, ale tak że

do nerw ow ych. (O. d. n.)

W S P O M N IE N IA Z P O D R Ó Ż Y

PO PERU-

K R A J I P R Z Y R O D A , ]>r.:ez

JANA SZTOLCM ANA.

(Ciąg dalszy).

Uo n ajw span ialszych ozdób ty c h okolic n a­

leży niew ątpliw ie olbrzym i chrząszcz z fam ilii B uprestó w (Z łotków ) — E u ch ro m a gigantea.

L o t jeg o ta k j e s t im p on ujący i głośny, że m ógłby w zachw yt w prow adzić niejednego entom ologa. P o zachodzie słońca zlatu ją się n a kał b y dlęcy piękne zielone k ró w k i (P h a - naeus), o pasując wielkie kola, zanim n a m iej­

scu usiądą. W zacienionych m iejscach unoszą się ró żno barw n e m o ty lk i, jed en z pom iędzy nich (A geronia) lubi siadyw ać n a p ro sto p a­

dłych pniach drzew , p rz y k ła d ając sk rz y d ła do ko ry, do k tó rej z ub arw ien ia j e s t bardzo p o ­ dobnym . M otyl te n w locie w yd aje niekiedy rodzaj trza sk u , podobnego do tego, ja k i robi p o ta rta zapałka. W ogóle jed n ak dolina Z a ru - m illi dla entom ologa nie dostarcza bogatego pola, co łatw o pojąć, w ziąw szy n a uw agę, że tu jeszcze życie roślinne nie je s t ro zw in ięte w całój pełni, ja k w sąsiednich lasach E c u a - doru, lub w lasach w schodniego sto k u K o rd y - lijerów i porzecza A m azony.

M a n g l a r y . U jście rzeki T um bezu w pó ł- nocnem P e ru (3° 30' sz. połud.) przed staw ia nam ty p okolicy je d y n y w swoim rodzaju, nie- m ając y drugiego, podobnego sobie w całym k ra ju . Olicę m ówić o zaroślach ryzoforow ych, k tó re m iejscow i n az y w ają L os M anglares od w y ra z u m angle ■) (R hizophora m angle). O so­

bliw e te drzew a, p o rastające je d y n ie w u j­

ściach rzek do m orza, w k rajach podrów uiko-

') Hiszpanie tworzą, w yrazy na oznaczenie m iejsca, gdzie rośnie ja k a roślina, przez dodanie końcówld al do nazwy rośliny. T ak więc p la ta n a l będzie oznaczać miej­

sce, gdzie rośnie płatan o (banan) — w ęe bananiarnię;

palraal od w yrazu p a lm a — miejsce gdzie rosną palm y

i t. d. W w yrazie m an g lar lite ra l z o sta ła zamienioną

na r jedynie dla dźwięczności.

(12)

364 W SZ E C H Ś W IA T . JTs 23.

w y c h po siadają w łaściw y sobie c h a ra k te r, k tó ry udzielając się okolicy, tw o rz y z niój ty p odrębny, zupełnie do in n y c h niepodobny.

Z rzek p e ru w ija ń sk ic h ty lk o T um bez i Z a ru - m illa posiad ają w sw em u jściu ryzofory.

G d y b y śm y z w ysokości lo tu p ta k a rzucili okiem n a ujście T u m b ezu , p rzedstaw iałoby się n am ono ja k o ca ły sy ste m w y sp różnój wielkości, z k tó ry c h je d n a k n ajw ięk sz e nie posiad ają n a w e t 1 w io rsty k w a d r, pow ierz­

chni. W y s p y te porozdzielane są licznem i k a ­ n a ła m i, zaw ierającem i w odę sło n ą. Je d n e z ty c h k a n a łó w p osiadają k ie ru n e k mniój więcój p ro sto p a d ły do głów nogo k ie ru n k u rzeki, g d y in n e p rz eciw n ie są do teg o k ie ru n ­ k u rów noległe. Tego je d n a k schem aty czn ego poglądu n a k a n a ły T um bezu, nie n ależ y brać w ścisłem znaczeniu, k ie ru n e k ic h bow iem je st bardzo z m ie n n y i je d y n ie w h isto ry i u tw o rz e n ia d e lty podo b n y pogląd m a zna­

czenie *).

Z e w zględu n a sposób, w ja k i p o ra s ta ją w y ­ spy rz ek i T um bezu ryzoforam i, podzielić je m ożem y na: 1) R yzoforow e w ścisłem zna­

czeniu, to j e s t p oro słe całkow icie m anglam i;

2) pierścieniow e, czyli p osiadające gąszcz ry - zoforow y li ty lk o n a obw odzie, g d y środek w y sp y p rz ed staw ia n a m też sam e zarośla alg arro b ó w , ak acy i, m im oz i t. d. i t. d., co i dolina p om orska; za p rz y k ła d tak ió j w y s p y posłużyć nam m oże L a C ondesa w delcie T u m ­ bezu; 3J półpierścieniow e, to je s t ta k ie , k tó re p o siadają ty lk o p as gąszczu m anglow ego od stro n y w ew n ętrzn ój delty, ja k np. w y sp a S a n ta -L u c ia ; 4) w reszcie w y d m y piaszczyste pozbaw ione zup ełn ie ryzoforów , lu b zaledw ie posiad ające w je d n y m k o ń c u p o cz y n ający roz­

ra s ta ć się gąszcz ty c h drzew . Do ta k ic h n a­

leży w y sp a S a n J a c in to . W y d m y piaszczyste p o ra sta zrzad k a k a rło w a ta m im o za. M nóstw o m a rtw e g o drzew a, w y rzu can eg o p rzez p rz y ­ p ły w y m o rsk ie zaw ala te n rodzaj w y sp .

P o d z ia ł te n m a w sobie to znaczenie, że za­

razem w sk az u je n a odpow iedni w iek wrysp, gdy bow iem p ierścien io w e, za jm u jąco w e­

w n ę trzn ą, w ierzch o łk o w ą część d elty , są n aj- daw niejszój form acyi, p ó łp ierście n io w e są od nich m łodsze i le ż ą bliżój m orza, w y d m y zaś piaszczyste p o w s ta ły n aj późniój i za jm u ją

■) Przedm iot ten traktow any w publikaeyi k s. T adeu­

sza Lubom irskiego W iad. z N auk przyr. 1882.

część p rz y m o rsk ą, czyli przeciw w ierzchołko- w ą d elty . Te też trz y g a tu n k i w ysp m a ją je ­ dynie znaczenie w h isto ry i u tw o rz en ia się d elty rzeki, gdyż czw arty, to j e s t w y sp y ry - zoforowe w ścisłem znaczeniu tego w y ra zu uw ażaćby raczój należało za o derw an e przez wodę części ryzoforow ego gąszcza.

S p y ta sz je d n a k , czytelnik u, co to są ry z o ­ fory? S ą to n iew ątp liw ie je d n e z n ajcie k aw ­ szych drzew n a świecie. W łaściw ością ich je s t, że owoc k ie łk u je n a drzew ie jeszc ze i dopiero gotow a ro ślin k a spada n a g ru n t, gdzie korze­

nie zapuszcza. M angle n ad to p u szczają z g a­

łęzi k o rzen ie pow ietrzne, p ro p ag u jąc się ty m sposobem z w ielk ą łatw ością. O sobne drzew o ryzoforow e przed staw i nam się ja k o posiada­

ją c e liczne lasko wato korzenie, łącząco się na w ysokości ja k ic h 15 stó p w niew y so k i pieniek.

Liście posiada m ięsiste, dość duże.

R yzofory p o ra sta ją li ty lk o n a pew n y m ro ­ dzaju m u łu , utw o rzo neg o w części przez m uł rzeczny, a w części przez g n ijące ciała m iry - jad ó w m uszli i ra k o w aty ch , w n im ży ją­

cych. Z aw ie rać m u si duży pro cen t w ap na, pochodzącego ze sk o ru p i p an cerzy ty c h stw o­

rzeń. M u ł ta k i ró ż n i się b a rw ą łu p k o w ą od zw y kłeg o m u łu rzecznego. Z niego to u tw o ­ rzone są obszerne m ielizny, przyleg ające od stro n y w ew n ętrzn ój do w y sp p ółpierścienio- w ych i w ydm piaszczystych. M ielizny te, po­

siadające w ogóle bardzo niski poziom i m ały spadek k u wodzie, zalew ane b y w a ją przez w szy stk ie p rz y p ły w y , ty lk o g ó rn e ich części po dlegają je d y n ie w ielk im p rzy p ły w o m n a n o w iu lu b w czasie polni księżyca.

M ielizna ta k a p rz e d sta w i n a m się ja k o ob­

szerna, j a k stó ł ró w n a p ow ierzchnia, p o d ziu ­ ra w io n a m ilijon am i otw orów , w k tó ry c h ra k i lub k o n c h y siedzibę zn a jd u ją . M uł, a raczój błoto, z ja k ie g o są one u tw o rzo n e, n iew szę- dzie posiad a je d n a k o w ą gęstość i g dy zw ykle od s tro n y w y sp y lub po brzegach j e s t o ty le tw a rd e , że m oże ciężar człow ieka u trzy m ać, k u śro dk ow i m ielizny coraz się s ta je rzadszem , aż w reszcie zm uszeni je s te ś m y czołgać się n a brzuchu, gdyż stą p a ją c nogam i, g rzęźniem y po pas. M ielizny te w przyszłości porośnie gąszcz ryzoforow y, k tó ry ju ż się zaczął pro­

pagow ać w je d n y m k o ń cu w yspy.

G ąszcz m ang low y, krzew iąc się n a g rzę-

skiem błocie, p rzy czy n ia się bardzo do jeg o

u stalen ia. G d y rz ek a w czasie w iosennych

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pożyw ne więc dla rośliny części gruntu, wzięte przez korzenie, rozchodzą się potem po innych jój organach zapomocą wody i tw orzą ów sok odżywczy rośliny,

Zachodzi więc pytanie, czy nasze uogólnienie m usi się zawrzeć w tych dość ciasnych granicach, jak ie m u w ytyka potoczne pojm ow anie słowa „praca“, czy

czne oszczędności (8 do 13 tysięcy franków rocznie) przez zaprow adzenie św iatła elektrycznego, przez poniesie­. nie stosunkowo nieznacznego nakładu jednorazowego, na

T ak przygotowany przyrząd i napełniony badanym płynem staw ia się na siatce, tafli żelaznśj lub kąpieli piaskowej i zwolna niewielkim płomieniem ogrzew a. Przez

D epesza przesłaną z Coimbry pod dniem 20 W rześnia do Europy, podaje położenie komety według spostrzeżeń, czynionych podczas przejścia jej przez południk;

Drapieżnik ten je s t zwykle przez lato wszędzie u nas pospolitym, lecz wszędzie nielicznym, w tym zaś roku pojaw ił się w daleko większej obfitości, przez

sposobu, k tóry pozw ala na sztuczne otrzym yw anie, sposobami czysto chemicznemi, mocznika (karbam idu), m ateryi najbogatszej w azot ze w szystkich ciał

N aw et w spoczynku tylko ram iona dotykają ziemi, ciało zaś krążkow ate je s t wzniesione, w tedy ofiura przedsta­. w ia się jak o krążek w sp arty n a