• Nie Znaleziono Wyników

Ryszard Dziewa i Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Lublinie - Wojciech Onyszkiewicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ryszard Dziewa i Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Lublinie - Wojciech Onyszkiewicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WOJCIECH ONYSZKIEWICZ

ur. 1948; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, opozycja, działalność opozycyjna, życie polityczne, niepełnosprawni, Ryszard Dziewa, Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Lublinie

Ryszard Dziewa i Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Lublinie

Ja z nimi miałem wcześniej kontakt, bo to było takie środowisko, które dużo wcześniej zaczęło swoją opozycyjną działalność. Oni też oczywiście dostawali

„Robotnika” i z nimi współpracowałem też. Czułem się jakoś tam z nimi związany. To byli fantastyczni ludzie. Ryszard Dziewa, wielka postać. Ale też środowisko było dobre i aktywne. To jest taka historia, najlepiej chyba opisana w „Potopie”, jak ojciec mówił do Wołodyjowskiego, że albo będą się ciebie bali, albo będą się z ciebie śmiali.

Jesteś malutki i musisz w związku z tym być świetnym szermierzem. Tak jest często z ludźmi niepełnosprawnymi – oni albo uważają, że ponieważ są niepełnosprawni, muszą być dwa razy lepsi niż pełnosprawni, albo uważają, że coś im się należy z tego powodu, że są niepełnosprawni, i się użalają. Ci należeli do tych, którzy uważają, że mają być dwa razy lepsi niż pełnosprawni, być fantastyczni i świetni. I różne świetne rzeczy robili już wcześniej. Ludzie zarządzający tymi spółdzielniami też rozumieli tę specyfikę i mówili, że ze spółdzielniami inwalidów, niewidomych przynajmniej, to jest tak, że wystarczy z jedną powspółpracować, namówić ją, żeby wykonała jakiś skok, to już cała reszta dogoni, żeby nie być gorsza. Tacy świetni, ambitni ludzie. I taki był Ryszard Dziewa i ludzie z jego środowiska. Nie pamiętam szczegółów współpracy, mimo że później na pewno to była jakaś tam współpraca przy kolportażu, ponieważ niewidomi musieli mieć – może wtedy, może później – coś wspólnego z kolportażem kaset. Natomiast mnie zostało jeszcze jedno takie wspomnienie, w którym znajomi myśleli, że mnie zamordują za krzywdę, którą zrobiłem Ryszardowi Dziewie. W Lublinie taką ważną rzeczą były wybory delegatów na zjazd. To było strasznie ważne, żeby one się odbyły możliwie zgodnie, żeby się nikt nie mógł przyczepić, że tu coś jest nie tak. A to strasznie skomplikowane. W tych różnych zakładach pracy były różne formy, w jakich się to mogło odbywać, przy [udziale] prawników z UMCS-u – to było też świetne środowisko – którzy utworzyli taką komisję doradzającą. Przychodzili ludzie z różnych zakładów pracy i tym się

(2)

zajmowali. I ja miałem wariacki pomysł, na który wszyscy patrzyli ze zgrozą, to znaczy wciągnąłem do tej komisji Ryszarda Dziewę, który słuchał tego wszystkiego, co oni mówili, i tym swoim brajlem notował. Zmieniali się ci wszyscy doradcy. Po krótkim czasie on wiedział wszystko i stworzył doskonały serwis telefoniczny. Po prostu był w stanie precyzyjnie odpowiedzieć na każde spotkanie. Znajomi patrzyli na to ze zgrozą, bo byli pewni, że to będzie katastrofa po prostu, że wstawiamy człowieka w sytuację, która się musi skończyć jedną wielką kompromitacją, przecież ten człowiek nie widzi, jak możemy mu to zrobić. A skończyło się naprawdę fantastycznym rezultatem. No tacy to byli ludzie i takie mam właśnie wspomnienie, niejedyne zresztą, jeśli chodzi o ludzi niepełnosprawnych, gdzie słowo

„niepełnosprawny” wydaje się być nieporozumieniem, bo on jest supersprawny właśnie dlatego, że jest superambitny. Tyle potrafię powiedzieć o Ryszardzie Dziewie. Zawsze [patrzyłem n niego] z absolutnie najwyższym podziwem.

Data i miejsce nagrania 2015-03-17, Warszawa

Rozmawiał/a Łukasz Kijek

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ja się w tym wszystkim jakoś tam czułem człowiekiem „Robotnika”, wszystkie te rzeczy były drukowane w „Robotniku”, wokół „Robotnika” zrobiło się takie środowisko, które

I był taki człowiek, który się nazywał Wijata, nie pamiętam, jak miał na imię, którego nachodzili, nachodzili, no i w końcu on zdecydował, że po prostu pisze skargę właśnie

Jak było dokładnie, trzeba zapytać Wojtka, ale zresztą nie przypadkiem w tej ekipie pojawia się Hania, żona Krzynia, Aśka itd., nie pojawia się Wojtek – gdyby był, toby

Zresztą też jest to kompromitujące, ale ja wtedy, w sierpniu, miałem takie wrażenie, że coś się przewaliło, czas takiej koniecznej aktywności obywatelskiej się skończył,

Z tym, że w dalszym ciągu on jeszcze oczywiście daleki był od picia piwa, czy tam [palenia] papierosów, nie, był bardzo grzeczny, ale było widać, że jest dumny, że jest w

Podobno ten pociąg miał gdzieś jechać na wschód, wieźć jakieś towary i właśnie od tego się wszystko zaczęło. O tym słyszałem już w

Moja działalność doprowadziła do tego, że po pewnym czasie władze spółdzielni bardzo zdecydowanie wystąpiły przeciwko mnie, oczywiście pod naciskiem Komitetu Wojewódzkiego

Oni bardzo nam pomogli, byli jak gdyby wartownikami, którzy pilnowali, żeby nic się nie działo, czy ewentualnie mogli przeszkodzić komuś, kto na terenie spółdzielni chciałby