herby rycerstwa polskiego
Iuk uczymy się historii naszego narodu, tak sumo winniśmy się uczyć historii naszego rodu.
Konrad Bielski
7i;renliawa
RODOWOD LT]BELSKI
Mieczysława Wieńczysława Jana Bosco Saryusza Szreniawity Bielskiego
- 1-
Jestem obywatelem i mieszkańcem króIewskiego
miasta Parczewa, ale rodowodem i sercem zviązany jestem z Lublinem.
l{ Parczewie mieszkam od 55 lat, królewskim go nazywam, ponieuaf piąciu królów z dynastii JagieIlonów zattzymywało sią w tym mieście na dłuiej 2, razy. A w 141] roku podczas zjazdu panów poIskich
i Iitewskich w Horqdle zdecydorano, Że odtąd .,sejmy i stanowienia
tzeczy, kiedy tego będz1e potrzeba, w Lublinie aIbo w Parczewie
będą odprawiane'.. ht L564 roku Zygmunt August przyjął w Parczewie do realizacji w kraju postanowienia soboru Trydenckiego' Mamy tef przedmieście zwane Królewski Dwór.
Z Lublinem za to jestem zliązany rodowodem od okoto osiemdzie- sięciu pięciu lat, bowiem dziadkowie moi-: Mieczysław-Stefan-!{incenty Saryusz BieIski, urodzony w majątku Głusko DuŹe, i jego żona Jadwiga' de domo Szydłowska, urodzona w majątku l{yfnica, zamieszka1i w tym mieście około L9L2 roku, PI.ZY ulicy Krakowskie Przedmieście nr.
obecny ,9. oboje tef spoczywają na cmentarzu ptzy ul. Lipowej.
.iltot }ria"óItowi o
0jciec mój Tomasz Jan, urodzony w Stróży' uczęszczał. do Szkoły Lubelskiej, obecnie Colegium Anatomicum, u, którym mój starszy syn
zdawał egzamin do Akademii Medycznej. Został z niej wyrzucony ' oczywiście ojciec , Ż? udział w strajku przeciw zaborcy.
0jciec wspominał, jak w młodości chodził z kolegami na jabłka
do ogrodów, tu gdzie obecnie znajduje się ulica Chopina,gdzieś około skrzyżowania z 0kopową.
Matka moja Janina-Augusta 0strowska, po kądzieIi z rodu Zaorskich,
o którym będzie mowa nifej, urodzona w majątku Potoczek mieszkała r majątku Siemień wraz ze swą matką Józefiną i ojczymem Wincentym
Gtc..lricl..inr a przebywała w LubIinie f ragmentarycznie.
-z-
Ten okres ].ubeIski był jednak bardzo ważny dIa mojego istnienia.
Tu bowiem prękną brunetkę z piwnymi oczyma' pannę Ninę, paznaŁ rórnież przYstojny, aIe w zupełnie innym typie, blondyn z aksa- mitnym, głąbokim barytonem - Tomasz. Tu poczęta się ich miłość, urieńczona następnie ślubem w Katedrze w kaplicy z ktzyŻem pocho-
dzącym z Ttybunału, gdzie wedtug legendy, podczas nocnego sądu diabeIskiego Chrystus miał odwrócić głowę.
Matka moja przebywała pod koniec I wojny światorej i zaraz
po niej }, Lublinie, gdzie uczy*"n.o='* gry na skrzypcach u słynnego prof . Grudzińskiego, a śpiewu uffi'niej słynnej prof . Rupniewskiej,
która w młodości miała występy nawet w La Sca1i.
d, l4ąUczTcialka
)st rol rsf ioj lthi
ttegookresupochodziła,jakmiopowiadałaMatka,facecja
rynikła z pev.nego rozplakatowanego ogłoszenia zaborcy austriackie- 9o, który podczas I rojny światowej ogarnął trubIln.
0tóż na tym plakacie miało, być podobno napisane: ''Nie rolno rojsk J.K. Mości nazyuać - dziadami, curykami.' i Jeszcze jakiś epitet ktÓrego już nie pomnę. Lublin podobno rył ze śmiechu' rięc to ogłoszenie zostało zdjęte po paru dniach.
}'|atka rstąpiła na Katolicki Unirersytet Lubelski, h3 polonisty- kę.Pisyrałajuftrochę,afebytatoniezłatwórczość,została
kiedyś przedstariona ptzez rektora I.Radziszerskiego biskupori
Fulmanori.
-b-
Wtnioto wxko na"na wIą$n orw%&Lę'
!x%a% Nt kLqć Ostrowską (mo'tkp otlto'o)
do rEtoru iu1 wiorgzT.
-Ą.
JaIt Ło w urtiwaykv b1wa . . . siadł na kątaJTr,a tchna, go d,tzc' .. .
d*T ju€" gt,ń.
0 Stbliotokact cic
CTl,oc 1c3or Ćos ÓaJo" , yw!Ucx,\ z.lwrlęcto _
}Łvctacz, r:nią3t * głowio-oqkfad ync- w ?igcia., wIaJz.d,
srl{d"d, /,d- 'ć.
|7uacz 1p,r- 'piorku {iuka,
w trąwkg1,tt-o.nr pok.l' ...
l, 1
,d-oyw
,t
w rospolo I
neW kola. -.
nad,ztac
o
j'
aka,,clziobd,rf
ć.
-5-
Jak wspomniałem wyżej, Rodzice moi byli muzykalni. Ojciec
uczęszczał. do szkoły muzycznej I Lubtinie i właśnie na tym gruncie oboje poznali się. JeśIi chodzi o muzykowanie I Lublinie, to z opo-
riadań Rodziców wiem. fe jeżeli nie trórcą, to chyba pierrszym dy- rektorem Towarzystwa Muzycznego był prof. Mikieta, któremu kiedyś
w dowód uznania ofiarowano hebanową batutę. |{iadomo, fe batuta winna
być pałeczką Iekką, abY nie męczyć i tak bardzo pracujących rąk kapeImistrza. NaturaInie więc ta hebanowa batuta była praktycznie nie do uŻycia. Niemniej prof. Mikieta raz nią zadyrygował.
Nie wiem, CZY słynny swego czasu skrzypek Barczewicz zyany ,.kró1em tonu,. był też profesorem LubeIskiej Szkoły Muzycznej, ale wiem, że koncertował w Lublinie i widać go na zdjęciu z uczniami'
tej szkoły. To ten pan Y środku, w okularach. Ciekawostką jest, że szkoła ta mieściła się u, tamtych czasach tu, gdzie jest obecnie archiwum, a rięc między katedrą a Bramą Trynitarską.
*-
'Itls%I{l Po.t oL1raĘctrę Pdlta 5trr1żr1ltowokioQo
rą profosorowio .. Gąwlik . Sositski. Sr.Iord,Jś,
oWslda, l barcowicr . Rup? iaDweka- . Strzvżvk.nwl
-6-
H najryższym rzędzie, młodzieniec z kokardą zamiast krawata,
to Tomek Bielsti, mó j p,rzyszł.y 0 jcr-ec.
H Lub1ini-e w tamtych czasach koncertoxał też wspaniały, o świa- torej słarie skrzypek Bronisłat Huberman, z pochodzenia fyd.
Z koncertem jego wiążą się dwie bardzo szczegóIne oporieści moich Rodzicór-
Gdy został rozpIakatowany występ Hubermana, z racji jego pocho-
dzenia na koncert przyszło mnóstwo fydów,zupełnie nie meIomanów.
Jest to, jak wiadomo, nacja bardzo,.Eozszwargotana'j jak to się mówiło przed wojną. Gdy wirtuoz xszedł na estradę, ciągIe jakoś szepty nie chciały ustać. }ltedy skrzypek opuśc1ł ostentacyjnie instrument i powiedział wprost: .'Jak się nie uspokoicie, to nie będę wcaIe grał''. Natychmiast po saIi przeszło typoro żydowskie:
t'sza, sza"ri zalegta cisza-
Huberman, zresztą póź.niejszy twórca orkiestry symfonicznej
w Tel-Awivie, grał wspaniaIe. Ale po koncercie, na kolacji z Mikie- tą,zrobiłkvaśną Uwa9ę:,,Czy wy nie macie w Lublinie 1epszej publicz-
ności ?., .
Z tyn występem wiąŻe się tef inna opowieść mojej Matki.
Do koncercie do gabinetu artystów przyszedł między innymi prof.
Grudziński i został przedstarriony przez dyrektora Mikietę Huberma-
nowi. Pan Grudziński chciał obejrzeć skrzypce artysty, bowiem był to oryginaIny Stradivarius. Huberman nie podał mu ich, Iecz ttzy_
mając za gryf, wyciągnął instrument w stonę Grudzińskiego. Ten po-
czuł się bardzo uraŻony. ZaŁoŻył ręce za plecy, spojrzał z daleka i powiedział.z ''Dzięku ję,rnistEzU,'. Na proszoną koIac ję pc koncercie nie przyszedŁ.
Z okresu zataz po I wojnie opowiadał mi 0jciec, jak występował w Lublinie wspaniały so1ista opery warszawskiej Stanisław Gruszczyń- ski. Miał tak potęŹny głos, Że przY uchylÓnych tyIko oknach sali
Torłarzystwa MuzycZnego, Iudzie, którzy nie dosta1i bi1etów, słucha- Ii swobodnie koncertu' stojąc przed kościołem l{izytek.
Były to opovłieści sprzed mego urodzenia. Chcą tu Z3cil1gt{.ć wiersz mojej Matki, który jak pEzypuszczam, przyczynił się do tego, Że ja jestem na świecie
Rod" r.Lco
llloi
-f-
NroJo sn]lo.śwu Srald"pi ltowi
\tr t ad'oazty ?aga Ł|!KL .
oszy I
JosrX ć - tpi los
l"D1.L
z.alapi II
a z,ŁaTf
,łłilłrł,,,"
-?u.KAbaracta.
LkLI,osIo żYć
!o usrT. ..
Ivsz5.
życia kyas
ywLyLLa',
(,tgi,g)
-8-
l{ Lublinie mieszkał też przez całe Życie najstarszy brat 0jca, Jetzy Aleksander. Początkowo pracownik Magistratu,
a później wie1o1etni pracownik Rady Adwokackiej, która wtedy się- gała af po Hołyń.
Stryj Jerzy podczas ostatniej wojny był więźniem hitlerowskim i siedział na Zamku Lubelskim. Udało się go jakoś wyrwać, aIe gdy wrócił do domu, okazało siĘ, Że żona jego Janina z Bogdanowiczów wraz z córką, czyLi moją stryjeczną siostrą Jadwigą-Hel.eną, zosta- ł.y aresztowane i przewiezione do obozu w RavensbrUck, gdzie prze- bywały do końca wojny.
Siostra Jadwiga była w obozie :królikiem doświadczaInym'..
Po wojnie skończyła łlydzLaŁ Farmacj1i na U.M.c.S. i pracowała tam jako asystent. Późnie j wyszła za nąf za ''wilni.uka'' l{łodzimierza Mojejkę, który ukończył KUL i był moim kolegą na prawie. Dwie ich córki Krystyna i Janina bardzo muzyka1ne ukończyły na U.M.c.s fizykę i mieszkają Y, Lublinie.
Wracając do stryjenki' czyli ciotki Jasi, jak 3ą nazywaliśmy,
to poza tym, Że była bardzą piękną kobiPtQ, miała teŻ bardzo ładny
głos. Po wojnie śpiewała kiedyś z Bogdanem Paprockim, teŻ zresztą lubliniakiem. Ciotka Jasia miała tak duzo uroku osobistego, ŻE była zarsze ozdobą każdego towarzystwa.
Zataz po wojnie współpracowała z księdzem Trochonowiczem w ów-
czesnym Caritasie, pEzYCzYniając się do ratowania i udzieIania
pomocy ofiarom wojny.
Razem ze swymi rodzicami mieszkał w Lublinie mój starszy brat stryjeczny Janusz-Mieczysław Bielski. Mieszkat tu tylko do począ.
tku wojny, ale poniewai wyrósł z naszego pnia i był osobą nietuzin-
kową, uważam , fE należy o nim wspomnieć.
0d L94? roku byŁ żołnierzem A.K. Brał udział jako dowódca dru- Żyny w II plutonie kompanii B l pułku Baszta w Powstaniu }larszawskim.
Po wojnie ukończył l{ydział Lekarski na Uniwersytecie Poznańskim.
HabiIitował sią na A.M. w Poznaniu. Był wyjątkowo płodnym naukowcem, wydał 297 ptac. Z wykładami objeź.dził cały świat. Między innymi
Brazylię, Meksyk, Egipt, Chiny i Japonię, Honkong, Tajwan, Australię i inne kraje.
Został odznaczony ktzyŻem A.K. i medalem l{ojska Polskiego nada- nymi w Londynie-
}J domu stryjostwa, gdzie często bywałem' ucząc sią i studiując r LubIinie, miatem moŻność spotykania nieraz kolegę scenicz.nego Fiodora Szalapina' wspaniałego tenora, prof.Sequarda Różańskiego,
bardziej znanego w Rosji niż w kraju. Już jako staruszek był on
zatrudniony na KUL gdzie,'stawiał','głosy studiującym tam księżom.
-9-
0powiadał masę ciekawostek f sprzed rewolucji.
Przed rojną mieszkała teŻ u pani Papiewskiej moja starsza
Moskwy i Petersburga, naturalnie stryjostwa i chodziła do szkoły siostra Anna-Janina.
.ĄĄoja siostra
ANNA BIILSKĄ
Dyrektorka tej szkoły, pani Papierska, była szczególną osobą.
Nieduża, a właściwie mała, trochę jakby garbata, o dużej, raczej brzydkiej twarzy, miała ogromny taIent pedagogiczny i do tego była uosobieniem takiej pogody ducha, takiej miłości do dzieci,
Że wszystkie po prostu za nią szalały.
Pani Papiewska to było ogromne, tętniące wielką miłością do
dzieci SERCE.
Z podobnie wielkim sercem spotkałem się w wiele, wiele lat po-
tem w LubeIskiej Klinice Hemato}ogii Dzieciącej A.M. U pań dr.dr.
Filiks, Stefaniak i Odój, które leczyŁy moją ukochaną wnuczkę Joasię.
Mój osobisty znaczący kontakt z Lublinem rozpoczął się egzaminem do szkoły średniej w L9,9 roku. Zdawałem w Gimnazjum Staszica.
Podczas wojny H latach 194,-44 mieszkała teŻ w LubIinie moja
przyszł.a iona Zofia-rrena Kawińska ze swą siostrą. Chodziły na tak
zulane kompIety' pfzerabiając szkołę średnią.
Mój powtórny kontakt z tym miastem nastąpił w roku 1944 Iatem, kiedy to fazem z siostrą szukaIiśmy JeJ nafzeczonego' mego ptzY^
szłego Szwagra Wirgiliusza Bossowskiego, aresztowanego przez NK!{0 akowca
ByIi oni spędzeni i przetrzymywani na Majdanku, w barakach 1edwie opu5zczonych ptzez więźniów hit1erowskich.
Potem w latach L946-47 UcZęszCzałem do Iiceum Touarzystwa Szkoły Sredniej w Lublinie, które mieściło Się przY r.l1" Narutowicza,
obecnie nr. l9
-.10-
4 PLAC LITEW5KI ł1lETEK BlELsK|
5ĄKo 9TuDENT
I Rolu PR'ĄWĄ
49ł 8 r.
MIETEK BIEL5KI nd .,PIEDESTAŁKU . '
PLAC LITEV.ISKI
,,lgkg r.
I tym czasie mieszkałem }, konwikcie ks.ks.SaIezjanów, gdzie bierzmował mnie ówczesny biskup lubelski ks.Stefan t{yszyński.
Konyikt ten mieścił się jak i obecnie ptzY ul. KaIinorszczyzna.
Do Iiceum chodziłem po południu, a więc wracato się wieczorem,
a droga wiodła ptzez bramę Grodzką koto Zamku. U tamtych latach
na Zamku przebyrali ludzie przeciwstawiający się wt.adzy Iudorej.
tokół zamku chodziIi ptzez całą dobę strażnicy. Nieraz wracając
wieczorem ze szkoły, byłem zatrzymany ptzez tych ..bojców'' w bardzo prosty sposób:lufa automatu do brzucha i pytanie - gdzie tu i po co?
Idąc zaś do szkoły, około południa widziało się na Starym Mie-
ście koto ul. Rybnej kręcące się ''panienki'' z domu zupełnie nie
prywatnego.
Potem byłem juz na KUL-u, gdzie na równi z profesorami wykła- dającymi na Vydziale Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych, można było spotkać zUpełnie nieprzeciętnych luminarzy innych dyscyplin.
|{ymienię tu Jeszcze taz bpa Stef ana }lyszyńskiego , zaYsze otoczonego
gronem studentów. Drugim podobnym, jeśli chodzi o studentów, którzy nie chcieli go }Jpro5t wypuścić spośród siebie, był prof. Juliusz
Kleiner. Z siwą czupryną i takimż pięknym wąsem ' zawsze uśmiech- nięty i żartujący, chodził U, takim jakimś tuzurku (ach, te powo-
jenne trudności ) .
Zaprzeczeniem tych dwu wyŻej wymienionych był słynny pisarz
Jan Parandowski. i'/ysoki, przygarbiony i przewaŹnie skrzywioflY, jakby czymś zniechęcony. Przynajmniej takim go zapamiętałem.
A oto nasi wykładowcy:
Prof . Leon |Ja1ban, bardzo powaZny egiptolog, wykładał U na5
historię ustrujów państwowych i prawnych. Niedobrze było zdawaĆ u niego egzanliny, Edy panowała Zła pogoda. Łarnało Eo w kościach
po pobycie w obozacłr niemieckicil.
PotęŻnej postur'1 prof . tlJit K].onowiecki, SpeCjairsta od admini-
stracji, zavlsze l,-.y,ł jednakowo uśiniechnięty, larówrio gdy stawiał piątkę, co zresztę zdarzaŁo Się tlieczęsto, jak tez gdy fundował dwóję którąś z kolei.
- 44-
Jego syn o tym samym imieniu jest obecnie biegłym P.z.}'|
Prof. Zdzisław Papierkowski był zav,sze bardzo poważny, aIe nie ponury, baliśmy się go jak ognia i to z racji jego absolutnej bez- stronności.
U niego liczyła się tylko i wyłącznie wiedza z danego przedmiotu.
Ani wyg1ąd, ani żart, ani żadna praca społeczna np.w '.Bratniaku.,
nie mogły byĆ protekcją. TyIko konkretna i to uyczerpująca odpowiedź na pytanie była miernikiem powodzenia u prof. Papierkowskiego.
Ksiądz Mirek wykładając socjologię szokował nas tym, Że w tamtych czasach potrafił przyJść na rykłady nie w sutannie l-ecz'.po cywilu...
Prof. Czekanowski, antropolog o miądzynarodowej sławie, mawiał czasem:"Nie ma nic gorszego dla studenta jak pytanie asystenta".
IASIA.HELA.BAslĄ
DZ.IE DZINIE,C KUL 194 8 n.
IASIA ,HĘLA . BASIA, TADEK i.l^lĘTf,p 1 KRAK0V\JSKIE PRTEDM . 49lrB..
Doktor Jerzy KaIinowski, nie wiem, jak on to robił w tamtych czasach, aIe był zawsze e1egancki, wyktadał historię filozofii.
Był synem słynnego przed, a szczegóInie podczas wojny dziekana
Rady Adrłokackiej. Gdy okupant zaŻądał przedstawienia Iisty adwoka-
tów, których na1eiałoby usunąć z Lub1ina, wpisał na tę Iistę tylko
swoje nazwisko. Na podeście schodów przed Samym wejściem do Archi-
katet]r.V Lubelskiej znaJduje się pamiątkowa ptyta ku czci dziekana KaIinowskiego. Przejaw wieIkiej skrornności. Hszyscy wchodzęcy po
niej depczą.
JuŹ na pierwszym roku studiów zetknąłem się z palestrą, ponie-
waż stryjeCZ.nY brat mego ojca był dziekanem Rady Adwokack1ej w Lublinie.
Konrad tsierski, adwokat i literat, zwany popularnie "Kondziem", a prZeZ nas, czyIL młociszę częśĆ rodzlny z racji charakterystycznego noSa- ''wUjo tapir,'. był postacię barrjzc.l koioi]owQ.
$TRYT KONRAD
I
' KoNDll0 (
\\-.,t,-,'
.1., al ,.' ^ '/.r1',"
, Ć.1 r
Jak w5pomniałem' pisał wiersze i prozę. Lubił dobrze zabawić
się w dobrym towarzystwie. Lubił czasem pociągnąć i to nieŹ1e.
Gdy byt w takim nastroju' Hspaniale fecytował wiersze' zarówno
swoje jak teŻ klasyków, a szczególnie lubił Norwida 1 Słowackiego.
Stryj Konrad kochał muzykę i znał się na niej. Nie opuścił
Źadnego koncertu Czy występu, ale tylko wtedy gdy był nieprzecię- tny dyrygent lub so1ista. Stryj kochał też teatr. Zresztą żona
jego Krystyna, d€ domo l{irska, była w młodości aktorką u 0sterwy w Reducie. Daję tu początek wiersza ''Ballada,,, w rodzinie zwana
BaIladą pijacką, dedykowanQ Jaraczowl'.
Stolatowi Jaracrowi
ODA
...?amtęŁasr. P@wr4ao w dziociństwre erogia, przo.sŁxogi łta|ki ld'ys sxę rblizat' nięhacxxią. óo kwadra"tow"j kara{ki, butalki, r ktor5ch rłoto vtzttosiI1 sio zagacTr.J,
7, amia*.kiwał,y larw.1 t czc'rwofl o"kr o et rachy.
MoJro ,Lranica iliwok pł.iwa[1 w epir.itusio
(kto wód,ki d.użo pijo ,umrr ąi koniacl.ąia xlttsst)
d $rklarto sryjki w srafio., sucha u.a' sŁola toięta szLił1 mt zi<, !o noĆdoh jak siod,moJtiowo śr,vięta.
Oto si@dzrsz w zliałkliwoj !'rna-;pro,!TĄ tobio bla-d.r. ó1ic.wcz;tta 7aeŁoć s@ytŁLj r e1ty
' aa stolc, flc.zki vlirta.
pxzaó" to6ą wsz5stko otwarto, jak d.tawi pvbTicrttogo d.or...', 7tźJrt* po calyr"u iwic,cic sam- i 4Le7.LĄ&ta1 nikorntl
w iograsl. rta b a- obab ącĘ barony żIdPacv. raŁa' a,
pt-xnŁo.sz, po lv\.rssr5rpi r walczYóz z. wód lawaIorrr, w woJospaóach Niagary ką9rcsr lysaw4 {Łowg
i vł Da-tor.o;' ca-1v3o9r prawJzlwę r.t'rr.grŁskĄ króIowg' kobrc't1 wsz.;sŁkrcl." sfor yoJają cr piorsi ttaLtr.nialc,
y. malor'Lrch stltok w kroilsr!i sączJ stc' wIlĄo Erało
f,onral BrąIskt
_ 45_
Bywałem w niektórych procesach, w których stawat stryj,
ale brać adwokacką poznawałem raczej pLzy stolikach kawiarnianych
czy to "u Rutkowskiego", jak Jeszcze sprzed wojny nazywano Lubli- niankę, CZY u Semadenie90. Byłem tałl przedstawiony jako bratanek i dlatego mogłem mimo młodego wieku i studenckiej czapki,
(studenci KUL-u chodzi1i wtedy w białych matych rogatywkach z dwoma
czerwonymi paseczkami na otoku - bratniackich) uczestniczyć w gEo- nie tak poważnych adwokatów, i innych osób, znajomych stryja.
Tam poznałem dwu braci Kobusiewiczów. Starszego Stefana, dawne-
go adwokata jeszcze z Hotynia, i jego brata Wacława, o aparycji i manierach księcia, świetnego mówcy. Tam poznałem potężnej postu.
ry adwokata Zmigrodzkiego, zavsze uśmiechniętego i wesotego.
Pod koniec ŻycLa trawiony bardzo poważną chorobą wykazywał tak nie- przeciętny hart ducha L Żelazną, dopóki mógł, dyscypIinę fizyczną,
Że podziwialiśmy go Uszyscy.
Również świetnego adwokata pana Witolda Przeciechowskiego,
który byt tak uroczy w towarzystwie, tak wspania1e i elegancko
umiał opowiadać kawały czy przypadki, czasem .podmalowane,. ze 5praw' Że wszyscy pokładali się ze śmiechu.Pamiętam teŻ bo jakŻeŻ można by
go zapomnieć adw. t{ojciecha Jarosławskiego wspaniatego cywilistc zavsze uśmiechniętego.
Poznałem teŻ zavsze bardzo powaŹnego .'karniaka.'byłego dziekana Korciaka i siwiutkiego jak gołąb, '.Llładziu'. Tarkowskiego, jak nazY - wał go mój stryj, wybitnego..cywiIistę.., który był znany z tego,
fe zaŁoŻył. i prowadził na bieząco kartotekę ciekawszych otzeczeń Sądu Najwyższego. l{ tamtych czasach zaraz po wojnie, gdy ze wszeI- kimi pubIikacjami byto bardzo krucho, zbiór pana Tarkowskiego był tym, cZym obecnie pamięć komputerowa.
w takim towarzystwie o sprawach zawodowych rozmawiało się raczej zupetnie fragmentarycznie. To nie było w dobrym stylu. Tam się
rozmawiało o książkach' o występach artystów, filmach, sztukach teatralnych i o wspomnieniach sprzed i z wojny.
Przypominam sobie z tego okresu dwie krotochwile. starszy z pa-
nów Kobusiewiczów, Stefan, opowiadał o jakimś wspaniałym tancerzu kozaku, natufalnie sprzed wojny, który tańcząc, skakat na półtora
metra w górę i robił szpagat. Na to stryj Konrad dodał:..A potem bardzo powoli opadał''.
Drugi żart był w wykonaniu redaktora Gralewskiego, przyjacieIa stryja. Siedzieliśmy jak zwykle u ..Rutkowskiego.. przy wieIkich
oknach, 9dY raptem Gralewski zwrócił uwagę b,Szystkich:- Popatrzcie idzie chlebodawca Kondzia.
- ĄĄ-
Spojrze1iśmy, a tam było widać, jak jezdnią przy krawężniku,
w drewniakach i w 5zaEyrn uLęziennym ubraniu szedł aEesztant, Pfo-
wadzony ptzez strażnika z Iufą skierowyną pod nogi. Tak kiedyś byIi prowadzani do sądu więŹniowie.
Stryj uśmiechnął się raczej kwaśno.
Do grona adwokatów, których można było spotkać w kawiarniach, nalefeli naturalnie Jeszcze inni. Swietni mówcy, eleganccy panowie
i panie, o rozIegłym spojrzeniu na sprawy ku1tury, historii czy przemian społecznych. Naturalnie te ostanie były raczej krytykowane.
5am śIubowanie adwokackie składałem w roku L955.
Z młodszego grona adwokatów, już mych kolegów uniwersyteckich, wymienię tu dziekanów: Irka Bieniaszkiewicza, paroletniego prezesa ''Bratniaka'. na KUL-u, obecnego członka Naczeknej Rady Adwokackiej Jurka Markiewicza, literata parającego się szczegóInie historią
ZamojszczYzny, Jasia CzyŻewskiego, dwukrotnego dziekana Rady Lubel- skiej, a potem juŻ z młodszego pokoIenia Jurka Kiełbowicza.
Snując wspomnienia o pa1estrze 1ubelskiej nie sposób pominąć
panią Beatę Sendecką, wieloletnią kierowniczkę biura Rady Adwoka- ckiej. Pracowała z dziesięcioma dziekanami o bardzo różnych charak- terach a zvaŻyuszy jej staŻ i absolutną perfekcyjność w tej nie łatuej pracy, można by ją nazwać instytucją. tłl Radzie zavsze pano- wał nastrój eIegancji, pogody ducha i przyjaź.ni. Dlatego niektórzy
i chyba słusznie nazywali ją ''Dobrym Duchem Rady'..
Stryj Konrad na przykład przeważnie nie czytał pism które wychodziły spod ręki pani Beaty. Po prostu wiedziat, Że gdy z nią coś uzgodnił mógł być całkowicie peY{ny, Ż3 nie będzie tam nawet
cienia niewłaściwego sf ormułowania. Podpisywał .'y' ciemno'' .
Do Rady, a właściwie pani Beaty, można było przyjść na kawę,
ale czyni1i to wyłącznie prawdziwi koneserzy.
PoniewaŻ wyŻej wspomniani Iudzie, szczegóInie ci stras spo-
tykali się przewainie w kawiarniach, pozwo1ę sobie tu przypomnieć oprÓcz'.Rutkowskiego''-Lublinianki, ostatnio zlikwidowanej mimo po- nad osiemdziesięcio1etniej tradycji, (ach ta koniunktura pieniądza) rÓwnież ,'Semadeniego'' na rogu Krakowskiego Przdm. i Staszica, oraz wspaniałą restaurację ..Radzymińskiego,', znaną szczególnie z dosko- nałych śniadań, mieszcząCą się ptzY Krakowskim Przedm. zaraz obok
"Rutkowskiego".
Przypomnę teŻ wspaniały skIep z doskonałymi wędlinam , takimi
''przedwojennnymi.'np.kiełbasą 1itewską, PtzY Krakowskim Przedm.
pod kolumną -,,PYzika.. pod obecnym nt. 66.
_,r5_
l{ tamtych czasach po Lub1inie yeź.dziŁo się pEzeważnie doroikami,
a zimą saneczkami z Jaiiczararni. llaturalnie nie było to dostępne
dla studenta.
0d 5praw prozaicznych przejdę do kultury.
Jako młodemu człowiekowi, zataz po wojnie utkwity mi w pamięci
szczególnie dwa występy artysty Hładysława Surzyńskiego. Pierwszy
z nich to ''0d Cida do Źołnierza polskiego,'. A drugi to ''Miłość wśród wieków..z Marią Gorczyńską. Do tej pory widzę ogromnego wzro-
stu Surzyńskiego w czarnej pelerynie i białej koszuIi,z kołnierzem
wyłożonym a Ia Słowacki' recytującego fragment modlitwy Konrada
z wyzwolenia:.'... i ktzyŻ na progu znaczę. KtzyŻ znalzę nie dlate-
go bym na się ktzyŻ przejmował, Lecz byś mnie Boie od męki, męki
ktzyia zachowat.--"
}J ogóIe obsada sztuk w lubelskim teatrze zataz po wojnie była doskonata.
Przypominam sobie Klejera, Kondrata(ojca obecnie bardzo popular- nego Marka), młodziutkiego Michnikowskiego w ''Obronie Ksantypy.., o których rozmawiałem w audycji te1efoniczno-radiowej właśnie
z Markiem Kondratem.
l{ Lub1inie styszałem grających artystów tej miary jak skrzypacz- ka Irena Dubiska, Czy pianiści Raul Koczalski i władysław Kędra.
Z lżejszej mUzY r.{spomnę o trzech kinach których już obecnie nie ma. Chodziła do nich głównie młodzieŻ. Były to:''CoE5o'. u zbie9u
ulic Staszica i Radziwiłowskiej, ''RiaIto.' na 5tarym Mieście i ''Gwia- zda'' na Bernardyńskiej.
Poniewai status materiaIny mych rodziców po wojnie był bardzo
mafny, już od drugiego roku studiów musiałem pracować na własne utrzymanie.
Mieszkałem w domu akademickim pEzy ulicy obecnie i przed wojną
Niecałej, która w czasie mych studiów nazywała się ltlyszyńskiego, natura].nie nie kardynała i pracowałem w tworzącym się Państwowym Muzyeum na Majdanku. Sam widziałem walające się popioty ludzkie i masę odzieŻy, którą dopiero przystosowywano do ekspozycji.
DyrektoremMuzeum był wtedy maIarz Stanisław Brodziak. Potem praco-
wałem w tworzącej się Dyrekcji 0kręgowej PKs, która mieściła się przy uI. f Armii Hojska Polskiego obecny nE. ll.
U Lublinie mieszkała przez parę lat po wojnie moja bardzo kocha- na siostra Anna Bossowska, która YyszŁa za nąf za swego narzeczo- nego z okresu wojny, akowca który szczęśIiwie powrÓcit z łagrów sowieckich.
Syn ich Bogusłarr ukończył
jako uczeń brał udział w
Córka zaś Irenka, Po mężu
na UMcs mikrobiologię.
- Ą6-
w Lublinie szkołę średnią montażu oświetlenia Bramy
Bartłomie7czyk kończyła
i jeszcze Krakorskiej.
w Lublinie
F
.iVloja siostra
ANNĄ b0sSoWsKA
+tf\
Zausze miałem miłość do medycyny, ale wybierając ten kierunek
nie mógłbym pracować, a to było konieczne. Poszedłem więc na prayo.
A może tak się stało, ponieważ moi Rodzice brali śIub przed krucy- fiksem z Trybunału?
Ta moja ',medyczna., miłość zaowocowała pośIubieniem pieIęgniarki, ś1icznej brunetki, uczennicy krakowskiej szkoły załoionej i prowa- dzonej jeszcze nawet po wojni e ptzez Annę RydlÓwnę- Haneczkę z ,.tle- sela'' ttlyspiańskiego.
Moja prxys:rTa yona z0rIA KAWIŃSKA
Ale nie tylko to, bowiern rlwa j moi synor,łie oraz synowa Są absol- rentami Akademii Medycznej b, LubIrnte.
H okresie studiów miałern Spofo koleżanei< i koIegów właśnie z medycyny. Sam jako CnGIy przebywałem kiIka Eazy w szpitaiach lubelskich i dlatego Znam trochę reaIiów r ploteczek z teqo śro- dowiska, z tamtego okres,-,r -