■
PLBCÓHRB
LWÓW, 1 . LISTOPADA 1 B 1 Z r. Nr. 7 .
R e s . — Wojna.
W . K i e l e c k i i M. M a ń k o w s k i . — Inteligencya a robotnicy. (D y- skusya).
K o r n e l . — Kilka słó w o w alce ekonomicznej.
J a n k o z M a z o w s z a . — W yprawa do W ysokiego Mazowiecka.
Z r u c h u s o c y a l i s t y c z n e g o . — i. w. Z zaboru pruskiego.
P r z e g l ą d p r a s y s o c y a l i s t y c z n e j . — Hervć i nowa jego tak
tyka. — Kooperatywy a walka klasowa.
S p r a w o z d a n i a . — Dr. A. Pannekoek „Walka klasowa i naród".—
St. Posner „Dola i niedola J. Olrycha Szanieckiego".
E c h a .
WARUNKI PRENUMERATY:
R ocznie — 8 kor., 7 m arek, 8 fr. 50 ct., 7 sh., 1 doi. 65 centów , am. — Półro
cznie — 4 kor., 3 m arki 50 fen., 4 fr. 25 ct. 3 sh. 6 d., 85 centów , am.
K w artalnie — 2 kor., 1 m arka 75 fen., 2 fr. 15 ct., 1 sh. 9 d., 45 centów am.
Numer pojedynczy — 70 halerzy, 60 fen., 75 centim ów , 7 d., 15 centów am.
Numer pojedynczy w zaborze rosyjskim 50 kop.
ADRES REDAKCYI
I
ADMINISTRACYI:ZBARASKA 7. parter.
Nr. 7. Lw ów , L isto p a d 1912 r. Rok I.
PLACÓWKA
MIESIĘCZNIK POLITYCZNO-SPOŁECZNY.
W o j n a .
T u rc y a, sta ją c się p ań stw e m k o n sty tu cy jn em , w odrodzeńczym ruchu d ążąc do zd obycia siły i sam odzielności — sp ra w iła p rz y k rą niespodziankę w szy stk im państw om i państew k o m , k tó re zd a w n a cz y h a ły n a jej zgubę. B y ło już rz ecz ą uznaną, że „ch o ry cz ło w ie k "—
nie w y z d ro w ieje. R ozbiór T urcy i, jako w y n ik jej słab o ści i w e w n ę trzn eg o rozkładu, w y d a w a ł się „koniecznością d ziejo w ą11, do której naturalnie p rzy czy n ian o się w sze lk ie g o rodzaju in try g am i i potęgow aniem zam ętu, ab y w sposobnej chw ili jak n ajtań szy m kosztem zd o b y ć jak n ajw ięk sz ą część łupu. C hodziło ty lk o o to, żeb y pogodzić sp rzeczn e in te re sy i u stan o w ić n ie ła tw ą h arm onię d ra pieżnych ap e ty tó w . L ecz to b y ło ty lk o k w e sty ą czasu.
R ew o lu cy a tu re c k a p o k az ała jednak, że „c h o ry cz o w iek “ chce i m oże podźw ignąć się i za b ezp iec zy ć p rz eciw k o know aniom p rz y jaciół i nieprzyjaciół. M usiało to o cz y w iście w śró d ty c h o statnich w zbudzić o b aw ę, że, g d y na dobre w zm ocni się i ozdrow ieje, to w y p a d n ie zre z y g n o w a ć z za b o rczy ch zam iaró w . D latego też z w ró cono pilną u w a g ę n a w sz y stk ie czynniki w e w n ę trz n e g o ro zstro ju w T u rcy i, k tó ry c h n atu ra ln ie nie b ra k o w ało , — ab y je p o d sy ca ć i rozogniać. T u rc y a zaled w ie z a czę ła się p rz e o b ra ż a ć w ś ró d ogrom nych tru d n o ści: o drodziła się z a pom ocą rew o lu cy i m ilitarnej, nie zaś ludow ej, co sp ra w iło , że p rz e w ró t od b y ł się szy b k o i gładko, ale te ż nie b y ł d o statec zn ie głęboki; k o n sty tu c y jn y centralizm nie m ógł za żeg n ać an tag o n izm ó w w e w n ę trz n y c h , nie s tw o rz y ł zg o dnego poży cia tylu n a ro d ó w i plem ion, sto jący c h p rz ew aż n ie na b ard zo nizkim stopniu rozw oju i m anifestujących sw ą o drębność p rzez w y rz y n a n ie się w zajem ne. P o w sta n ia A lbańczyków , A rabów , nie ch cących się n agiąć do w y m ag a ń now oczesnej p ań stw o w o ści,
15
n iezad o w o len ie n a ro d ó w „ c h rz e śc ija ń sk ic h 11 z p rz e w a g i tureckiej,, w alki p o lity czn e w ś ró d sa m y c h T u rk ó w , k tó re d o p ro w a d z iły do o balenia rz ą d ó w m ło d o tu reck ich — w s z y s tk ie te w e w n ę trz n e sp rz ecz n o śc i i z a ta rg i o śm ielały ty c h w sz y stk ic h , k tó rz y chcieli się p o ży w ić k o sztem T u rc y i.
W io c h y p ie rw sz e ro z p o c z ę ły a ta k , sp o so b em b an d y c k im z a g a r
niając T ry p o litan ię. P rz y k ła d ten, jak ła tw o b y ło p rz ew id zieć , z a o s trz y ć m u siał a p e ty ty z a b o rc z e innych. W c isz y d o jrz e w a ł spisek p rz e c iw k o T u rc y i, k tó ry zjed n o c zy ł w sp ó ln y m in te re se m i w sp ó ln ą n ad zieją c z te ry p a ń s te w k a b a łk a ń sk ie i zm ienił się obecnie w po
żo g ę w ojny.
R zecz to stw ie rd z o n a , ż e p oza tem i p a ń ste w k a m i, m iste rn ie po
słu g u jąc się niem i dla sw o ich chuci n ie n a sy c o n y c h — sto i R o sy a.
B y ł o k re s czasu , k ie d y R o sy a „ r o z c z a ro w a ła się “ do s p ra w b a łk a ń sk ic h i pó łg ęb k iem już ty lk o , a n a w e t niech ętn ie m ó w iła 0 sw ojej m isyi u szc zęśliw ian ia i w y z w a la n ia b ra c i-S lo w ia n . B y ło to w ty m czasie, k ied y inne w a w r z y n y n ęc iły R o sy ę c a rsk ą , k iedy o n a c a łą s w ą en e rg ię i u w a g ę w y tę ż a ła w k ieru n k u dalekiego W sch o d u , nie m o g ła się w ię c w p o lity c e b a łk a ń sk ie j z b y tn io a n g a żo w ać. Z d a w a ło się, że R o sy a s p rz e n ie w ie rz a się sw ojej p o lity c e tra d y c y jn e j, zm ierzając ej do K o n stan ty n o p o la — i o b sta je p rz y n iety k aln o ści d z ie rż a w tu rec k ich . P a n sla w iz m w y c h o d z ił z m ody....
P rz y p o m in a m y , że w ty m cz asie K a u tsk y , p isząc o k w e sty i pol
skiej, na tej p o d sta w ie u trz y m y w a ł, iż k w e s ty a polska s tra c iła sw o je m ię d z y n a ro d o w e z n a c z e n ie : p o n iew a ż p u n k t ciężk o ści za g ran icz n ej p olityki ro sy jsk iej p rz en ió sł się gdzieindziej, p rz e to p an slaw iz m stra c ił już sw o je znaczen ie, a w ię c i k w e s ty a p olska, jak o p rz e c iw w a g a p an slaw izm u , nie o d g ry w a już roli. R ó w n ież w ty m czasie w obozie so c y a listy c z n y m liczne g ło sy o św ia d c z y ły się za „ re w i- z y ą “ d a w n y c h p o g ląd ó w m a rk so w sk ic h n a rolę T u rc y i i s p ra w ę o d ry w a n ia się od niej k ra jó w p o d le g ły c h : zm ian a polityki ro sy jsk iej — m ów iono — u su w a o b aw ę, że, b ro n iąc sam odzielności ty c h k ra jó w 1 ludów , — b ro n im y m im ow oli w ich rzeń i in te re só w d esp o ty zm u rosyjskiego.
J e d n a k ż e — po w ojnie ro sy jsk o -jap o ń sk iej i po R ew o lu cy i — rz ą d c a rsk i w ró c ił do sw ej tra d y c y jn e j p olityki b ałk ań sk ie j i, w ogóle,
„ sło w ia ń sk ie j11. A w a n tu rn ic z a p o lity k a n a D alekim W sc h o d zie z a
k o ń c z y ła się k lęsk ą sro m o tn ą. W p ra w d z ie c a ra t, k o rz y s ta ją c z p o
m o cy an gielskiej, nie zan ied b u je i d ziś a z y a ty c k ic h łupów , jak o tem
ś w ia d c z y jego p o lity k a w P e rs y i i w M ongolii. Ale p o lity k a ta nie
/
"la już teg o ro z m a ch u i ty c h ś w ie tn y c h p e rsp e k ty w , co d a w n ie j, p o z w a la te ż rz ą d o w i c a rsk iem u z e śro d k o w y w a ć siły s w e i c a łą u w a g ę na tra d y c y jn y c h d ro g a c h sw ojej „ e k sp a n sy i“ europejskie;].
To z a ra z e m daje m u p o ż ą d a n ą sp o so b n o ść p rz y stro je n ia sw ojej poli
ty k i z a g ran icz n ej w id eologiczny p ła sz c z y k , o d p o w ia d a ją c y p o ż ą daniom n ac y o n alizm u ro sy jsk ieg o . P ie rw s z y m , um y śln ie za m g lo nym w y ra z e m teg o p o w ro tu d o czy n n ej i n ap a stn ic zej polityki a n ti- tu rec k iej i a n tia u s try a c k ie j b y ł n e o s l a w i z m , s tw o rz o n y p rz y usłużnej pom o cy K ra m a rz ó w i D m ow skich. T y lk o b e z b rz e ż n a g łu po ta p c lity k ie ró w n a sz y c h klas p o sia d a ją c y c h m ogła nie z ro z u m ie ć tego, że n eo slaw iz m je st n o w y m w y ra z e m dla o zn a cze n ia s ta re g o kieru n k u im p ery a lizm u ro sy jsk ieg o . Nie b y ło to w c a le sp rz e c z n o śc ią , lecz o w sz e m w y ra ż a ło p ra w d z iw y c h a ra k te r zab o rcz o ści ro s y j
skiej, g d y R o sy a p rz y k u rsie n eo sło w iań sk im z jednej s tro n y jak n ajsro ż ej p rz e ś la d o w a ła P o la k ó w , z d rugiej z a ś — z a le w a ła szp ie
gam i G a licy ę i p o d b u rz a ła p a ń s te w k a b a łk a ń sk ie p rz e c iw k o T u rc y i i A u stry i. W s ta re j p a n sla w isty c z n e j p o lity c e nic zg o ła się nie zm ie
niło — nie zm ieniło się i to, że R o sy a p o słu g u je sę n a ro d k a m i sło w iańskim i dla sw o ich celów , dopóki te g o s y tu a c y a p o lity c z n a w y m aga, ale k aż d ej chw ili g o to w a je s t je zd rad zić.
P ró ż n e b y ło b y w chw ili obecn ej d ociekanie, c z y d y p lo m acy f uda się p o ż a r b a łk a ń sk i „z lo k a liz o w ać ", c z y te ż p o ża r ro z s z e rz y się i w śla d z a tą w o jn ą pójdzie inna w o jn a, m oże c a ły sz e re g w ojen. C zy nie w y b u c h n ie w o jn a m ięd zy R o sy ą a T u r c y ą ? m ięd zy R o sy ą a A u s try ą ? N iepodobna tu nic p rz e są d z a ć . W id zim y n a p rę ż o n e a n tag o n izm y , b rz e m ie n n e piorunem w o jn y , ale w id zim y te ż p o k o jo w e p io ru n o ch ro n y . Ani F ra n c y a , ani N iem cy nie m ają b y n ajm n iej ch ę ci w y c ią g a ć m iecz a z p o c h w y w in te re sie nie sw oim , lecz sw o ich so ju szn ik ó w ; to te ż w id zim y p o śre d n ic z ą c e zabiegi ze s tro n y ty c h p a ń stw . C zy n n ik iem p o k o jo w y m jest ró w n ie ż sła b o ść m ilita rn a R osyi i p am iętn e c a ra to w i z ta k n ie d a w n e j p rz e sz ło śc i w id m o R e - w o lu cy i, jako sk u te k klęsk w o jen n y c h . Nie ulega w ą tp liw o śc i, że i A u s try a nie rw ie się do w o jn y , i w id a ć ze w sz y stk ie g o , że w oli jej ra cze j uniknąć. D zisiaj p a ń stw a z b ro n ią u nogi w y c z e k u ją d a lsz e g o ro z w o ju w y p a d k ó w i ch cą b y ć g o to w e „ n a w szelk i w y p a d e k 11. N ikt je d n a k nie m o że w ied z ie ć, czy p rz y takiej g o to w o ści i o d ra c z a n iu ty lk o , nie z a ś z a ła tw ia n iu a n ta g o n iz m ó w — nie w y b u c h n ie w o jn a , p rz e d e w sz y stk ie m najbliżej i n ajb ard ziej o b ch o d z ąca n as — w o jn a ro s y js k o -a u stry a c k a .
* *
—
207
15
*G ro z a w o jn y w isi w ięc nad nam i. J a k ż e się w o b e c niej m a m y z a c h o w a ć — m y , so c y a liśc i p o ls c y ? O c z y w iśc ie , m o żliw e s ą tu ró ż n e d ro g i p o stę p o w a n ia .
M o żna b y p o w ied z ie ć, że w o jn a, ja k o s p r a w a b u rż u a z y jn a , ja k o z a ta r g d w óch p a ń s tw b u rż u a z y jn y c h , nic n a s nie obchodzi. P r z y ta k ie j ta k ty c e , n a le ż a ło b y z a p ro te s to w a ć p rz e c iw k o w ojnie, o ś w ia d c z y ć , że re w o lu c y a so c y a ln a u su n ie p rz y c z y n y w o jen •— i ze jść z w id o w n i, cz e k a ją c , ry c h ło li w o jn a się s k o ń c z y i m o żn a b ęd zie w z ią ć się do z w y k łe j p ra c y so c y a listy c z n e j. B y ła b y to ta k ty k a c z y s to k o n te m p la c y jn a , o b o ję tn a n a ro z g ry w a ją c e się d o k o ła w a ż n e w y p a d k i, jak g d y b y m ó w ią c a do nich sło w a m i A rc h im e d e sa : „nie ty k a j mi m oich k ó ł“ .
O c z y w iśc ie , ta k ty k a te g o ro d z aju m o ż liw a je st ty lk o w te d y , g d y so cy a liz m nie je st cz y n n ik ie m ż y c ia p o lity c zn eg o , g d y je st se k tą , m o g ącą o d w ró c ić się plecam i do re a ln e g o ży c ia . P r z y ta k ty c e te g o ro d zaju so cy a liz m u ro c z y śc ie o g ła sz a s w ą b ezsiln o ść, sw o ją b ie rn o ść w o b e c k a ta s tro f p o lity c z n y c h , k tó re w s tr z ą s a ją s p o łe c z e ń stw a m i i p a ń stw a m i i m ogą m ieć sk u tk i nieobliczalnej doniosłości.
W o jn a nie je st o b o jętn ą dla p ro le ta ry a tu , w sz e c h stro rfn ie w p ły w a n a jego położenie, n a rz u c a się w ła d n ie jeg o u w a d z e — nie m oże b y ć te d y o b o jętn ą dla p rz e d sta w ic ie lk i p o lity c zn ej p ro le ta ry a tu — dla p a r ty i so c y a listy c z n e j.
R ozum ie się, że p a r ty a s o c y a lis ty c z n a je st p rz e c iw n ic z k ą w o jn y , jak o spo so b u ro z s tr z y g a n ia z a ta rg ó w m ię d z y p a ń s tw o w y c h . O gólne to je d n a k sta n o w is k o nie d aje jesz c z e k o n k re tn y c h w s k a z a ń , jak z a c h o w a ć się w o k re ślo n e j s y tu a c y i p o lity c zn ej, w o b e c tej c z y innej g ro ż ą c e j w o jn y . S o c y a liz m d ą ż y do s tw o rz e n ia w a ru n k ó w , k tó re b y u s u w a ły n ie b e z p ie c z e ń stw o z a ta rg ó w w o je n n y c h . Ale n a p rę ż o n e a n ta g o n iz m y p a ń s tw o w e , istn ie n ie m a te r y a łu p aln eg o w ró żnorodnej p o sta c i, ciąg łe niepokoje, że to tu, to ta m is k ra p a ść m o że n a n a g ro m a d zo n e p ro c h y — w s z y s tk o to ś w ia d c z y w ła śn ie , że w a ru n k ó w ty c h n i e m a . S o c y a liz m te d y , jak o siła re a ln a , re aln em u n ie b e z p ie c z e ń s tw u w o jn y sp o g lą d a ć m usi p ro sto w o czy .
Nie u leg a w ą tp liw o śc i, że so cy a liz m je st d ziś siłą pokojow ą.
I to nie ty lk o d la te g o , że głosi id e a ł p o k o jo w eg o w s p ó łż y c ia n a r o d ó w . Ale ró w n ie ż d la te g o , że w e w s z y s tk ic h k ra ja c h , g d zie s o c y a lizm k o rz y s ta z n o rm a ln y c h w a ru n k ó w ro z w o ju , gdzie nie p o trz e buje liczy ć n a k a ta s tro f y z e w n ę trz n e , k tó re b y u ła tw iły m u jego w a lk ę — że w sz ę d z ie ta m p ro le ta ry a t m a ż y w o tn y in te re s w p r z e- c i w d z i a ł a n i u w ojnom . W p a ń s tw a c h z a ch o d n io - eu ro p ejsk ic h
I
—
209
-p ro le ta ry a t nie m a ż a d n e g o in te re su w p o p iera n iu d ąż n o ści w o jo w n ic z y c h , p rz e c iw n ie jeg o ż y w io łe m n a tu ra ln y m je st p o lity k a p o k o jo w a , k tó r a n a jb a rd z ie j s p rz y ja jeg o ro z w o jo w i i tw o r z y a tm o sfe rę n a jk o rz y s tn ie js z ą dla jeg o w a lk i k la so w e j. W o jn a o z n a c z a d la p ro le ta ry a tu n ę d z ę i niedolę, n ie sły c h a n ą d an in ę k rw i i g ro sz a .O n je st „m ięsem a rm a tn ie m “ i on ponosi k o sz ta . I d la jak ich ce ló w o fia ry te się p o n o si? W e ź m y p rz y k ła d . W z e s z ły m ro k u n a w ło sk u n iem al w is ia ła w o jn a m ię d z y N iem cam i a F r a n c y ą z p o w o d u — M a ro k k a . C h odziło tu o in te re sy c z y s to k a p ita listy c z n e , o a m b ic y e i łu p y kolo
n ia ln e — i d la ta k ic h s p r a w lud niem iecki m iał sie p a ć się z ludem fra n cuskim , dla ta k ic h s p ra w m iano cofn ąć w s te c z ro z w ó j sp o łe c z n y i k u ltu ra ln y całej b o d aj E u ro p y ! Albo p rz y p o m n ijm y so b ie w y p ra w ę T ry p o lita ń s k ą , w y w o ła n ą ró w n ie ż in te re se m k a p ita lis ty c z n y m i a m b ic y ą m o c a rs tw o w ą , a z a ra z e m w y m ie rz o n ą p rz e c iw k o p a ń stw u , k tó re w ła ś n ie o d ra d z a ć się z a c z ę ło !
P r o le ta r y a t w ię c ponosi o fia ry dla o b c y c h sob ie celó w . Nie d o ś ć te g o : w o jn a p o tę g u je silę ty c h cz y n n ik ó w , k tó re s ą n a jb a rd z ie j w ro g ie p ro le ta ry a to w i — u s u w a z p o rz ą d k u d z ien n e g o s p ra w y p o lity k i w e w n ę trz n e j — ro z p ę tu je sz a ł n a c y o n a lis ty c z n y i sz o w in i
s ty c z n y — sło w e m , tw o r z y w a ru n k i ja k n a jg o rsz e d la ro z w o ju w a lk i k la so w e j i m ię d z y n a ro d o w e g o w sp ó łd z ia ła n ia .
Z ro z u m ia łą te d y je st rz e c z ą , d la c z e g o s p r a w a p r z e c i w d z i a ł a n i a w o jn ie, a g ita c y a p o k o jo w a ta k w a ż n ą o b ec n ie rolę o d g ry w a w so cy a liź m ie m ię d z y n a ro d o w y m . W o jn ę o d c z u w a się po p ro stu jak o k a ta s tro fę , k tó ra o g ro m n ą sz k o d ę p rz y n o si k lasie ro b o tn icz ej i z a w ic h rz a n o rm a ln y ro z w ó j m ię d z y n a ro d o w e j w a lk i so c y a listy c z n e j.
C z y je d n a k m o ż e m y z a s a d y te s to s o w a ć do p a ń s tw a ro s y j
sk ie g o ? C z y m a m y u w a ż a ć za k lę sk ę i n ie sz c z ę śc ie , g d y p a ń s tw o to w p lą c z e się w a w a n tu r ę w o je n n ą n a w z ó r w o jn y ja p o ń sk ie j?
C z y niem iłe n am m a ją b y ć k a ta s tro f y z e w n ę trz n e , s p a d a ją c e n a d z ie r ż a w y c a rsk ie , n a k n u to w ła d z tw o m o s k ie w s k ie ? C z y i w s to su n k u do p a ń s tw a ro sy jsk ie g o m a m y u w a ż a ć z a n a jp o ż ą d a ń sz y dla so cy a liz m u jeg o w e w n ę tr z n y ro z w ó j, n ie z a k łó c o n y w o jn ą ?
Kom u ro zu m ien ie k o n k re tn y c h w a ru n k ó w p o lity k i s o c y a li
sty c z n e j nie p o d y k tu je o d p o w ied z i n a te p y ta n ia — te m u ją p o d - sze p n ie p o p ro stu in s ty n k t re w o lu c y jn y , c h y b a ż e j e s t p a ń s tw o w y m p a try o tą ro sy jsk im .
T o, co się ty c z y polity k i s o c y a listy c z n e j, p ro w a d z o n e j w n o r
m a ln y ch w a ru n k a c h , nie m o że m ieć z a s to s o w a n ia w w a ru n k a c h
p a ń s tw a ro sy jsk ie g o . P o g rą ż e n i w n a jg łę b sz e j niew o li, w w ię z a c h n a jc z a rn ie js z e j re a k c y i — c z y ż nie m u sim y z z a d o w o le n ie m w ita ć w y p a d k ó w , k tó re o sła b ia ją n a sz e g o w ro g a , a n a m p o z w a la ją ro z w i
n ą ć s z ta n d a r cz y n n e j w a lk i? T y c z y się to w s z y s tk ic h lu d ó w z w s z e c h ro s y js k ie g o w ię z ie n ia , ale n a jb a rd z ie j ty c z y się n a s — so - c y a lis tó w p olskich, k tó r z y nie w id z im y m o ż liw o śc i, a b y lud n a s z n a g ru n c ie p a ń s tw o w o ś c i ro sy jsk ie j m ó g ł ro z w in ą ć s w e siły . W s z y s tk o , co p a ń s tw o w o ś ć tę o sła b ia , je st dla nas, dla n a sz e j w a lk i n ie p o d le g ło śc io w e j, w a ru n k ie m s p rz y ja ją c y m i k o rz y s tn y m .
Z a ję c ie w ła ś c iw e g o s ta n o w is k a w o b e c w o jn y m o że b y ć rz e c z ą k ło p o tliw ą dla ty c h , k tó r z y p rz y s to s o w a li w s z y s tk ie s w e n a d z ie je o o iity c z n e d o D u m y i d u m o k rą ż s tw a i n a w e t m a rz e n ia m i p o za
„ a u to n o m ic z n ą 41 p rz y n a le ż n o ś ć do p a ń s tw a ro sy js k ie g o nie się g a ją . W c z a sie w o jn y , to c z ą c e j się na nasziem te r y to r y u m , nie m o że b y ć p rz e c ie u n a s innej o ry e n ta c y i re w o lu c y jn e j, ja k w y r a ź n ie p rz e c iw - ro s y js k a , nie m o że b y ć in n eg o ru c h u , ja k pod s z ta n d a re m s e p a r a ty s ty c z n y m , nie m o że b y ć in n y ch d r e s z c z ó w n ad z ie i i e n tu z y a z m u , j a k n ie p o d le g ło śc io w e .
B ie rn o ść , z d a w a n ie się n a los b e z rz u c e n ia na sz a lę w ła s n e j siły , b y ły b y tu n a js ro m o tn ie js z ą , ale z a ra z e m n a jg o rs z ą i n a jg łu p sz ą po lity k ą . P o lity k a ta k a p r z y p a d a n ie w ą tp liw ie do sm a k u n a s z y m k la som p o sia d a ją c y m , dla k tó ry c h re w o lu c y jn y w y s iłe k w celu o s ią g n ię c ia w o ln o ści je s t b a jk ą o ż e la z n y m w ilk u . A le polski lud p r a c u ją c y , w a lc z ą c y pod s z ta n d a re m s ó c y a lis ty c z n y m , nie m o że z a c h o w y w a ć się b ie rn ie w te d y , g d y po k ra ju idzie n a w a łn ic a , g d y n a ja z d c a rs k i je st w p o ło żen iu g ro ź n e m i n ie b e z p ie c z n e m , g d y „ c z a s n a d s z e d ł — dla ludzi s iln y c h ". B ie rn o ść n a s z a nie uchroni n a s od z g lisz c z i ruin i n a jk r w a w s z y c h h e k a to m b lu d zk ich — ale te ż t y l k o z g liszc za, ru in y i h e k a to m b y o fiar n am za p e w n i. B ie rn o ść n a s z a d o w o d z iła b y , ż e ś m y godni losu n ie w o ln ik ó w , k o p a n y c h p rz e z c z a r n ą se c in ę ro s y js k ą . B ie rn o ś ć z a b e z p ie c z y nam n a d łu g ie la ta — s ro ż s z ą je sz c z e n iew o lę.
J a k ie k o lw ie k b ę d ą n a sz e siły , m u sim y ich u ż y ć n a jsk u te c z n ie j.
J a k ie k o lw ie k b ę d ą w a ru n k i, s k o r z y s ta ć z nich m o ż e m y ty lk o na
d ro d z e w alk i. C o k o lw ie k z d o b ę d z ie m y , z d o b ę d z ie m y p rz e z lud p r a
c u ją c y , w y z y s k u ją c y d la s p r a w y w y z w o le n ia g ro ź n ą d la c a ra tu
c h w ilę d ziejo w ą .
211
—O c z y w iś c ie , nie m o ż e m y o p ie ra ć się n a ż a d n y c h k o m b in a c y a c h d y p lo m a ty c z n y c h ani te ż łu d z ić się, że w o b e c n y c h w a r u n k a c h ja k ie k o lw ie k m o c a r s tw o w y s u n ie p rz e c iw k o R o s y i k w e s ty ę p o lsk ą.
W d z isie jsz e j s y tu a c y i ż a d n e m u z; m o c a r s tw o k w e s t y ę p o lsk ą nie ch o d z i. W y m o w n y m p o d ty m w z g lę d e m je s t fa k t, ż e w ła ś n ie w chw ili p o w s z e c h n e g o n a p rę ż e n ia s to s u n k ó w , P r u s y — so ju szn ik A u stry i — z a m ie rz a ją z a s to s o w a ć po r a z p ie r w s z y u s ta w ę o w y w ła s z c z e n iu . O z n a c z a to ja k g d y b y m a n ife sta c y jn e u sp o k a ja n ie R o sy i, że N iem cy b y n a jm n ie j nie z a m ie rz a ją zm ien ić sw e j p o lity k i po lsk iej, a te m sa m e m s o lid a ry z u ją się p o d ty m w z g lę d e m z R o sy ą .
Ś m ie sz n e m b y ło b y , g d y b y ś m y od k tó re g o k o lw ie k z p a ń s tw o c z e k iw a li ja k ic h k o lw ie k „ g w a ra n c y j" . Nie w o ln o się łu d zić p ło n n ą m y ślą , ż e m o ż e m y z a w ie r a ć so ju sz e z p a ń s tw a m i i że ro la n a s z a p o le g a n a tem , b y b y ć p rz y c z e p k ą do c z y je jś arm ii. N a sz a p o lity k a a n tiro s y js k a w y m a g a , a b y ś m y w y z y s k a li w s z y s tk ie s p rz y ja ją c e m o m e n ty i w a ru n k i, ale n ik t z a n a s nie sp e łn i n a sz e g o re w o lu c y j
n e g o z a d a n ia . T o te ż w s z e lk a d w u z n a c z n o ść pod ty m w z g lę d e m , d a w a n ie w s k a z a ń , w k tó ry c h ro la n a s z a s p ro w a d z a się ja k b y ty lk o
d o o k a z y w a n ia „ u s łu g “ — je s t b a ła m u c tw e m
P a m ię ta ć ró w n ie ż n a le ż y , że ja k w z w y k ły c h , ta k i w w o je n n y c h c z a s a c h b u d o w a ć m o ż e m y ty lk o n a en e rg ii re w o lu c y jn e j n a s z y c h w a r s t w p ra c u ją c y c h . W s z y s tk ie te ż y w io ły , k tó re p ra g n ą b y ć c z y n n ik ie m w a lk i, i c h s z ta n d a ro w i m u s z ą się p o d p o rz ą d k o w a ć . Nie ja k a ś m ę tn a k o o rd y n a c y a ró ż n y c h ż y w io łó w , nie k o m p ro m isy ze s ła b e m i g ru p a m i, lecz s u b o r d y n a c y a w o b e c je d y n e j u n as re w o lu c y jn e j k l a s y , s t a n o w i w ła ś c iw e i re a ln e w s k a z a n ie p o lity c zn e.
C h o d z ić p o w in n o nie o ł a tw ą i d o ś ć ja ło w ą k rz ą ta n in ę poli
ty c z n ą , nie o ja k ie ś R z ą d y n a ro d o w e , nie o p a r te o w a lc z ą c e s z e re g i, le c z o ja sn ą , w o ln ą od z łu d z e ń o r y e n ta c y ę p o lity c z n ą i o p rz y g o to
w y w a n ie rz e c z y w is te j siły . R e s -
Inteligencya a robotnicy.*)
(Dyskusya.)
IV. —
Tow . S aw icz w artykule: „Inteligencya a robotnicy11 („Placów ka"
Nr. 3—4) poruszył niezm iernie doniosłą kw esty ę stosunku robotników do
*} D yskusyę zakończym y w n a stę p n y m zeszycie »Placówki«. Przyp. Redakcyi.
inteligentów . W obec szerzenia się prądów antyinteligenckich, dyskusya w tej spraw ie jest bardzo na czasie.
B ezsprzecznie poglądy tow . S aw icza n a społeczne stanow isko inte- ligencyi są, ogólnie biorąc, słuszne, lecz p rz y czy n y pojaw ienia się u n as
„m ścicieli1*, „m achajczyków “ i t. p. kierunków nie tkw ią, jak błędnie sądzi tow . Saw icz, w nietakcie niektórych inteligentów , w przyw ilejach, z k tó ry ch k o rzy stają inteligenci, siedzący w więzieniu i t. p„ ale m ają inne głębsze podstaw y.
Ja k słusznie za u w aż y ł tow . Saw icz, w y ż sz e zarobki, oraz stopa ż y ciowa, zbliżona do burżuazyjnego sposobu życia, są czynnikam i, utrudnia
jącym i ścisłą łączność w w alce przeciw ko wspólnem u w rogow i, p ro le ta - ryuszów , żyjących ze sp rzed aży p racy um ysłow ej, i robotników , ży jący ch z p ra cy fizycznej. Ale nie jest to bynajmniej jedyna przeszkoda.
W ogóle inteligencya znajduje się pod wielu w zględam i w lepszem położeniu ekonomicznem, niż p ro leta ry at fabryczny, gdyż jej by t jest:
bardziej zabezpieczony.
W czasie każdego zastoju ekonom icznego tysiące robotników tra c ą pracę, gdy fabryki zm niejszają w ytw órczość. T ym czasem inteligenci są od tego rodzaju nagłych i nieprzew idzianych w y p ad k ó w daleko bardziej zabezpieczeni; gd y ż sam rodzaj ich zajęcia, k tó ry w ym ag a daleko lep
szego zżycia się z danem przedsiębiorstw em , oraz bardzo często polega na zaufaniu do danych jednostek, — jest dla nich doskonałą ta rc z ą ochronną. K apitalista m oże znaleźć każdej chwili na rynku odpow iednią ilość robotników , którzy, choć nigdy nie pracow ali w jego fabryce, będą w bardzo krótkim przeciągu czasu rów nie spraw nie w ytw arzali, jak p ra cujący w niej od szeregu lat. Ale b yłoby z jego stro n y zb y t w ielkiem r y zykiem pow ierzać kierow nictw o techniczne nieznanym inżynierom lub obroty ńnansow e zd aw ać ludziom, do k tórych nie żyw i specyalnego zaufania.
N iezw ykle w ażnym czynnikiem, w p ły w ający m na stosunek inteli
g e n c ji do dążeń społecznych klasy robotniczej, jest pożycie codzienne obu tych w a rstw . A to nie jest bynajmniej tego rodzaju, b y w spółdziałało pojęciu ich rów ności i tożsam ości interesów , gdyż inteligent zazw y czaj, chociaż sam zależny jest od kapitału, jednocześnie jest przełożonym człow ieka p ra cy fizycznej i p rzy zw y czaja się go trak to w a ć nie jako jed
nostkę rów ną, m ającą z nim te sam e interesy w zw alczaniu klasy posia
dającej, lecz jako coś niższego, jako osobę podw ładną. W ten sposób w y tw a rz a się podobieństw o stosunku burżuazyi i inteligencyi do ro botników .
W reszcie nie w olno zapominać, że w dzisiejszych czasach społe
—
213
—czeństw o w daleko w iększym stopniu dba o p otrzeby kulturalne inteli
gencyi, jako rów noznaczne z potrzebam i burżuazyi. To też inteligencya m a szkoły średnie, u niw ersytety, teatry , biblioteki i t. d. i t. d., gdy ty m czasem szkoła ludow a jest u nas przynajm niej niemożliwie zaniedbana, te a try lub koncerty ludowe są n aw et w Europie zachodniej dosyć rzadkie, nie m ów iąc o odpowiednich bibliotekach, które, jeżeli istnieją, to są p rz e w ażnie dziełem instytucyi robotniczych, a w ięc nie przez społeczeństw o dla robotników , ale przez nich sam ych dla siebie są stw orzone.
Oto są najw ażniejsze p rzyczyny, które nie pozw alają tej części in- teligencyi, k tó rą faktycznie do proletary atu zaliczyćby należało, zrozu
mieć sw e położenie i stanąć w jednym rzędzie z ludem pracującym do walki z w yzyskiw aczam i.
Z tych w zględów inteligencya, jako całość, nigdzie w ruchu socya- listycznym udziału nie bierze. C zynią to tylko jednostki z pośród niej, ale te w te d y nie w alczą już w imię sw ych klasow ych interesów , w imię toż
sam ości interesów inteligencyi i robotników , lecz do pew nego stopnia d e k l a s u j ą s i ę , w ystępują już tylko jako rzecznicy p ro letary atu . Takie jednostki są bezw ątpienia bardzo pożądane, posiadają bow iem często duże w ykształcenie, jakie trudno zdobyć robotnikow i, służą mu często za w odzów i teo rety k ó w (choć nie w yłącznie), oraz przekuw ają dzisiejszą kulturę w oręż, służący proletaryatow i.
Tak się dzieje w krajach, żyjących w w arunkach mniej w ięcej nor
m alnych. U nas jednak (a rów nież w Rosyi), oprócz ludzi w yżej zdefinio
w anych, p rzyłączają się do ruchu robotniczego bardzo liczne jednostki, nie m ające z nim nic w spólnego. Dziki ucisk, jakiemu podlegają w szyscy, nie chcący poddać się kornie sam owoli carskich czynow ników , u nas w zm ocniony specyalnie prześladow aniam i na tle narodow ościow em , pcha cały szereg ludzi z inteligencyi w szeregi rew olucyjne, a że niem a partyj szczerze rew olucyjnych poza socyalistycznem i, w ięc w stępują do tych oiganizacyj, nie będąc w łaściw ie socyalistam i, nie zapoznaw szy się często pizedtem ani z zasadam i socyalizm u naukow ego, ani z praktycznem i poti zębam i robotników , lecz wiedzione jedynie tem peram entem re w o lucyjnym. P rz y bardzo szybkiem zużyw aniu się ludzi w robocie partyjnej tego rodzaju jednostki dostają się nieraz na bardzo odpow iedzialne s ta nowiska, na których ujaw niają nieznajomość istoty i potrzeb ruchu pro- letaryackiego lub stają się podatnym m ateryałem dla pew nych zboczeń ideow ych, k tóre są rów nież w ynikiem naszych specyficznych w arunków .
Wielu znow u działaczy, skom prom itow anych w kraju, przesiadując
latam i na obczyźnie, traci z czasem kontakt z ruchem, choć mu są głęboko
oddani. W yw ołuje to u nich rozm aite spekulacye um ysłow e, do któ ry ch
inteligencya posiada dużą skłonność, a owocem ich n. p. zw oływ anie zjazdów iredentystycznych i t. p. U S -deków znowu objaw ia się to ina
czej, w ystępuje w formie zaciekłego sekciarstw a. W imię tego sek ciar
s tw a rozbijają ruch robotniczy, w szędzie w ęszą „drobonom ieszczańską ideologię**, w yszukują nieistniejących różnic m iędzy partyam i socyali- stycznem i, — nie o ruch robotniczy im chodzi, tylko o ich doktrynerski kram ik.
Tych w szystkich zboczeń inteligenckich robotnik nie jest w stanie zrozum ieć. P ow staje tedy rozgoryczenie na inteligentów, częściow o zu
pełnie słusznie, ale w gniewie idą w zapomnienie w szystkie ich zasługi, przypisuje się im wogóle w szystko złe, jakie istnieje, lub kiedykolw iek istniało, nie odróżnia się w innych od niewinnych, nie uw zględnia sp ecy ficznych w aruków p ra cy naszych partyj. To też nie należy się łudzić, że prądy antyinteligenckie prędko znikną w polskim ruchu robotniczym . Dopóki będzie u nas istniała ciem nota m as, dopóty zaw sze będą się tu łały tego rodzaju pojęcia w głow ach jednostek lub grup całych, że inteligencya ponosi odpowiedzialność za w szystko złe, ale rów nież póki w szeregach partyj będą się znajdow ali inteligenci tylko socyalizu- jący, póki nad ruchem będą panow ali zagranicznicy, póty będzie dużo pow ażnych i słusznych pow odów do niezadowolenia.
Zdaniem mojem, aby przeciw działać prądom antyinteligenckim , n a
leży być ostrożnym w przyjm ow aniu inteligentów, nie urządzać m aso
w ych obław na m łodzież studyującą, ale rozw ażnie oddzielać plew y od ziarna, oraz zająć się pow ażnie p ra c ą w kraju, polegającą nie tylko na odsyłaniu robotników z ich dolegliwościami do niepodległej Polski, lub ustroju socyalistycznego, ale zajęciu się niemi już dziś o tyle, o ile w a runki i środki pozw alają. To będzie najlepszym środkiem agitacyjnym dla socyalizm u i niepodległości. W p ły w y em igracyi należy ograniczyć do minimum, gdyż tylko sam a p arty a krajow a może najlepiej wiedzieć, czego jej potrzeba i utrzym ać stosow ną linię taktyczną.
W . Kielecki.
V.
G dybyśm y koniecznie chcieli odpow iedzieć krótko na pytanie tow.
S aw icza: „Któż winien nieporozumieniom m iędzy inteligencyą a robotni-
k a m i? “ — to bezw ahania odpow iedzielibyśm y, że w pierw szym rzędzie
m y robotnicy jesteśm y winni. O dpow iedzielibyśm y tak głównie dlatego,
że jest bardzo pożyteczną rzeczą w łasne swoje błędy najsam przód sobie
w yjaśnić. P ow tóre, zbyt wielką przed staw iam y siłę liczebną w partyi,
abyśm y na garstkę, chociażby panującą, zw alać mieli całkow icie winę.
—
215
—P otrzecie — nie z nieba spadła ta garstka, ani też nie z woli bożej rej wodzi w partyi, a m y jej słucham y, a naw et ta g arstk a — pow iedzm y to szczerze — imponuje nam. Imponuje nam — a jednocześnie jesteśm y z niej niezadowoleni.
Zanim jednak trochę bliżej określę, dlaczego tak się dzieje, m uszę przedtem w skazać, do jakich w łaściw ie inteligentów m am y pretensye.
Do tych — odpow iadam — któ rzy rej w odzą w partyi.
Inni inteligenci partyjni nie są nam ani solą w oku, ani kolką w boku.
Przeciw nie, są oni bardzo cenni pod bardzo wielu względam i, a naw et ich położenie inteligenckie, czy tam burżujskie, jest nam bardzo — że tak rzeknę — na rękę.
Przecież na nich to opiera się praw ie cala m aszy n ery a partyjna, jak biura, adresy, mieszkania, bardzo często m am y u nich składy, pielęgnują oni rannych, w reszcie okazują nietylko partyi, ale n aw et poszczególnym ludziom bardzo w ydajną i różnorodną pomoc — i to dzięki w łaśnie swem u inteligenckiemu stanow isku. Gdy — jak to często byw a — przeforsują oni sw ą incżność i u tracą sw e stanow iska, w te d y tracim y i m y w iele i pragniem y bardzo, żeby znów te lub podobne stanow iska pozyskali.
Zachowanie więc przez tow. z inteligencyi jak najdłużej tych s ta nowisk — pow iedzm y to sobie w yraźnie — leży także w interesie ro botników , bo leży w interesie partyi.
Z tego w ynika potrzeba oględnego, rozumnego szafow ania, nie sza
stania się tych to w arzy szy — co przecież nie jest rzeczą łatw ą, bo nie
łatw e jest zachow anie i pogodzenie inteligenctwa, czy tam burżujstw a, z socyalizmem , z robotą partyjną.
Nie będę się dłużej nad tym i tow arzyszam i rozw odził, tem bardziej, że nie przypuszczam , abym był niew łaściw ie zrozum iany, bo w szyscy zgodzim y się, że w spółudział inteligentów, choćby tylko jako sym pa
tyków w partyi, naw et najliczniejszy, jest wielce pożyteczny i pożądany.
*
Mówiąc więc o złych stosunkach z inteligentami, m am y na względzie głów nie i praw ie w yłącznie w odzirejów partyjnych.
Z araz na w stępie zaznaczyć muszę, że w szelkie partye, me tylko polskie, cierpią na brak sił kierow niczych. Uznanymi zaś, jakgdyby dyplo
m ow anym i kierow nikam i są — inteligenci.
Któż im ten dyplom daje? — Może te dyplom y sami sobie wzajem nie podpisują?
- Ma się rozum ieć — odpow iedzą mi — że tak. Ciągną za uszy jeden
drugiego, ab y sobie, jako inteligentom, zachow ać w ładzę nad prole-
taryatem ...
— Zachowanie w ład zy nad proletaryatem , nad p a rty ą — odpow ia
dam — jest ich psim obowiązkiem , bo u licha, cóż b y to byli za niedo
łęgi ci nasi kierow nicy, jeśliby tej w ład z y nie chcieli mieć i ją zachow y
w ać, a naw et zw iększać!
— T ak — odpow iedzą mi — ale u steru partyjnego nie powinni b y ć tylko inteligenci, bo jak to tw ierdzi tow . R usak — „w yłączne rz ąd y in- teligencyi nie są rzeczą dobrą".
Zadajm y sobie przeto pytanie, dlaczegóż kierow nikom zależy na tern,, ab y ster p arty i by ł w ręku inteligentów ?
P rzypuszczać, że w tem m ają oni jakieś niezrozum iałe, zatajone in
tere sy klasow o-inteligenckie — w żadnym razie nie m ożem y — bo w tedy nie byli by — socyalistam i, a w ięc nie powinni b y n aw et znajdow ać się w p arty i socyalistycznej — Dlaczegóż w ięc ciągną oni do centralnych ciał partyjnych, inteligentów ? P rzecież w iedzą dobrze, że wielu na to oburza się.
Żeby tak napraw dę wielu oburzało się — tego powiedzieć nie m o
żem y. Z resztą wspom nijm y przeszłość. P rzecież niejednokrotnie byw ali u steru robotnicy. M am y w ięc dośw iadczenie i, w łaśnie na niem opie
rając się, kierow nictw o wie, że niew ielka pociecha z tych to w arzy szy była. Albo chow ali oni sw e poglądy i dośw iadczenia do kieszeni — i p rzystosow yw ali się do poglądów ogółu tow . kierow ników — albo też spraw iali wiele am barasu sw em zachow aniem się.
Jeśli p rzystosow yw ali się, to zaprzepaszczali tę myśl, k tó ra ich po
staw iła u steru. Jeśli zaś chcieli być w ychow aw cam i inteligentów, aby ich na dobrych kierow ników proletaryackich w yrobić, to ta ich rola b y ła ponad siły — natrafiała na zupełne niezrozum ienie, bo nie z tego końca to uświadom ienie iść powinno. Do steru p arty i w ybierani są ludzie z w y - robionemi pojęciami. Jakżeż m oże takich ludzi przerobić chociażby naj
dzielniejszy robotnik, który nie m a tych różnych dodatnich cech, odzna
czających w y tra w n y c h działaczy partyjnych z inteligencyi?
A w ięc — pow iadam — kierow nicy w olą mieć inteligentów w sw o- jem środow isku, bo z robotnikam i m ają albo dużo am barasu, albo też robotnicy, gdy się przystosow ują, to bezsprzecznie w tedy pod wielom a w zględam i nie dorów nyw ają kierow nikom z inteligencyi.
T aka mniej więcej jest opinia kierow ników -inteligentów o kierow ni- kach-robociarzach.
T eraz zapytajm y się, jak sobie inteligenci przedstaw iają stosunek m asy partyjnej do kierow ników -robotników . Lub raczej — co na jedno w ychodzi — zadajm y sobie pytanie, jak my do nich się odnosimy.
Otóż, pow iedzm y sobie tę praw dę, że chociaż kierow nicy z pośród
— 2 1 7 —
robotników są bardzo mile w idziani -— ale są to jakby m alow ani kiero
wnicy, z którym i jakoś nie napraw dę, niechętnie załatw iam y interesy partyjne. Na zebraniach wolim y także posłuchać inteligenta, bo i tu on nam imponuje więcej, niż swój b ra t robociarz. P ra w d ą jest, że byw a czasem inaczej, ale tylko w tedy, gdy się buntujem y.
Z tego naszego stosunku doskonale zdają sobie sp ra w ę kierow nicy p artyjni — niedziw przeto, że u steru niechętnie chcieliby mieć w spółkie- row ników -robotników .
Ale popatrzm y na tę sp ra w ę z drugiego końca. P rz y p a trz m y się tym z pośród nas, którzy, jako wybitniejsi, są tem sam em kandydatam i na m niejszych lub w iększych kierow ników w partyi. T ac y (a szczególniej jest to stałem zjaw iskiem w środow isku es-deckiem ), zazw yczaj chorują for
malnie na chęć przedzierzgnięcia się na inteligentów.
Jak to w praktyce byw a, każdy nieraz w idział. B yw a, że taki w y bitny robotnik, dzięki niew łaściw em u zachow aniu się, staje się pośm ie
w iskiem ogólnem, co w cale mu nie przeszkadza znaleźć sobie jednak gdzieś takie środow isko, w którem jego zachow anie się imponuje. W ted y traktuje sw ych to w arzy szy z w ysokości sw ego inteligenctw a, w y m y ślając im ordynarnem i słowam i, jakiem i nie zaw sze w y m y śla swoim pod
w ładnym najgorszego gatunku burżuj. P raw i im duby sm alone uczonemi słow am i, k tórych nikt, ani on sam n aw et nie rozumie.
Taki osobnik jest także ofiarą ogólnie przez nas sam ych przyjęty ch poglądów . A ofiar takich, chorujących w m niejszym lub w iększym stopniu na inteligenctw o, jest pośród nas z b y t wiele.
Z astanów m y się jednak, co nas pędzi, jak w sidła jakieś w tę chorobę?
M ówią nam — w ygodne położenie burżujsko-inteligenckie... zazdrość, zaw iść i t. d.
— W cale nie to! — odpow iadam — bo w te d y cóż za ideow cy byli
byśm y! Nas pędzi na te błędne drogi głów nie dbałość o interesy ideowe, partyjne. Gorliw ość ideow a budzi w nas chęć jak najw ydatniejszego słu
żenia naszym umiłowaniom, a rów nocześnie spostrzegam y, że brak nam różnych wiadomości, w iedzy, a także odpowiedniej um iejętności m ów ie
nia, pisania, b rak um iejętności system atycznego m yślenia — brak nam tego, co ma, jak nam się zdaje, k ażdy inteligent. Później, gdy w eszliśm y już na tę fałszyw ą drogę, w platają się różne am bicyjki i w ted y już brniem y na dobre.
M ówię m oże zbyt ogólnikowo, ale trudno inaczej m ów ić o ogólnych
zjaw iskach życia zbiorow ego, w którem k ażd y na swój sposób działa,
p atrz ąc z jednej strony na w zo ry , z drugiej na żelazne ram ki pojęć i w a
runków , panujących w tym lub ow ym stopniu w różnych socyalistycz-
n ych partyach.
W arunki te, poglądy te, m y stw arzam y sami, m y je zatw iard zam y — nie pow inniśm y przeto zw alać w iny całkow icie na w odzirejów p a rty j
nych, boć i oni znajdują się pod w pływ em i liczyć się bardzo m uszą z temi żelaznem i ram kam i, o k tó ry ch mówiliśmy.
W praw dzie m ożnaby kierow nikom zarzucić, że za m ało są oni w y chow aw cam i i nie zajm ują się w yrobieniem naszem od gruntu. Ale, jak to w yżej pow iedziałem , zaw iele m ają oni pracy. B rak sił kierow niczych zm usza ich do zw ężania zakresu sw ych p ra c do tego stopnia, że ograni
czają sw ą rolę do w ydaw ania rozporządzeń, załatw iania bieżących spraw i do m ów odśw iętnych.
Temu brakow i m ają zaradzić szkoły partyjne — ale one usiłują nas w parę tygodni przerabiać na inteligentów. W szkole w tłacz a się w na-*
sze m ózgow nice najniezbędniejsze w iadom ości i argum enty, m ające słu żyć na w szelkie w ypadki, abyśm y zatkać .potrafili gęby naszym przeci
wnikom ideowym . P ow odzenie nasze jest w te d y jakby zabezpieczone.
Bo choć, m ów iąc po praw dzie, po szkole b y w a u nas kasza w głow ie — ale od czegóż s p ry t? Na sprycie w ięc p rzyuczam y się w yjeżdżać w d y sputach i t. p. i brniem y coraz to dalej — w bladze.
Cóż w ięc dziwnego, że ten zapal, k tó ry cuda tw o rz y — u lata? Cóż dziwnego, że stajem y się urzędnikam i p artyjnym i? Cóż dziw nego, że niepostrzeżenie z ideow ców stajem y się fachowcam i, pracującym i p r z y i dei ?
C zyż m am y w sobie poczucie w spółodpow iedzialności ogólno p a r ty jn ej? Ono, jeśli było, milknie w nas. P rzecież pracujem y tylko p rzy in
teresie partyjnym , lub raczej — trzym am y się w ózka partyjnego, a on nas ciągnie...
A cóż na to w szy stk o — m ów ią i robią kierow nicy partyjni?
Oni godzą się z faktem i też pracują... przy interesie partyjnym , w y m yślając sw ym podw ładnym tak samo, jak podw ładni im w ym yślają.
A w zajem ne nierozum ienie się w zrasta, bo w z ra sta także nierozum ienie tych ról, jakie są naturalnym udziałem w p arty i socyalistycznej k iero
w nictw a partyjnego i jej członków .
W łaśnie to nierozum ienie sw ej w łasnej roli przez jednych i drugich jest p rzyczyną głów ną zam ętu, k tó ry rozsadza jedną p arty ę za drugą.
* *
*
W ażna spraw a, k tó rą podniósł tow . Sawicz, tylko pozornie może być uw ażana za sp raw ę stosunku robotników do inteligentów. W rz ecz y w i
stości zaś jest to sp ra w a stosunku m asy partyjnej do sw ych kierow ników .
Kierow nicy partyjni są zaw sze mile w idziani przez robotników , o ile
—
219
—stoją na w ysokości sw ego zadania bez w zględu na to, że są inteligentam i, a n aw et — jak to m ów iłem — inteligenctw o to jest pożądane.
W aśnie biorą głów nie swój początek z tego, że kierow nicy partyjni nie rozum ieją i nie doceniają tej m asy, której są kierow nikam i, p rz ed sta
wicielami i rzecznikam i.
K ierow nicy partyjni oduczyli się liczyć z m asą, a n aw et uw ażają to za zb y teczn y i szkodliw y przesąd, n azyw ając go — głupim sentym entem . Dlatego też stracili to czucie, k tóre łączy ich z p a r ty ą i upraw nia ich w ładzę.
W praw dzie kierow nicy p artyjni koncepcye sw e troskliw ie w y sz u kują i opracow ują, ale one nie są w ykw item myśli ogólnopartyjnej. Kie
row nictw o partyjne koncepcyi sw ych nie w zięło z myśli ogólnopartyjnej i dlatego w łaśnie są one tylko sztucznie narzucane partyi, jako now y jakiś eksperym ent.
K ierow nicy w ięc nie rozumieją, że, jako tacy, są rzecznikam i i w y konaw cam i m yśli i woli m asy partyjnej, k tó rą pow inni przeto rozum ieć — lub też, jeśli bagatelizują m asę party jn ą — powinni ustąpić ze sw ych stanow isk.
C złonkow ie zaś proletaryackiej partyi, sami powinni m yśleć o sw ym rozwoju, ab y stanąć mogli także na w ysokości s w e g o zadania. Oni m uszą z kierow nictw em sw em w spółdziałać i czuć się w spółodpow ie
dzialnymi, bo inaczej kierow nicy są bezsilni a ich w ysiłki m uszą pozostać płonne.
* * *
Nie m ożem y w szy sc y w p arty i stać się uczonym i socyologam i, eko
nom istam i i t. d., a jednak silimy się na to.
W cale nie uczone dociekania spraw iły, że w stąpiliśm y do p a rty i i nie na teo ry i opieram y się, gdy zyskujem y dla p arty i now ych członków i now e w pły w y .
G dy uczony technik oblicza grubość jakiegoś w alca, to robotnik go
czasam i kry ty k u je i tw ierdzi, że jest w alec ten, dajm y na to, — za cienki
W podobnych w yp ad k ach robotnik w y c zu w a om yłkę w obliczeniach
technika. W każdym razie robotnik ten nie będzie kontrolow ał obliczeń
inżyniera. Robotnik ten szukać będzie jakichś innych dróg udowodnienia
sw ego zdania. Niech w ięc technika obliczenie kontroluje technik, k tó ry
zna się na m echanice i m atem atyce. Socyologom niech odpow iadają so-
cyologow ie, a ekonom istom ekonomiści. M y zaś pow inniśm y się p rz y
uczać opierać sw oje zdania na argum entach, w zupełności nam dostępnych
i którym i całkow icie w ładam y. A rgum enty te są, trz e b a tylko zechcieć
je znaleźć.
G dybyśm y choć część ty ch sil, k tó re zużyliśm y na przysw ojenie sobie pozorów naukow ości, pozorów inteligenctw a — zużyli na w yszu- Kanie argum entów i podstaw , nam dostępnych, dla naszy ch poglądów i przekonań, to nie tylko nie potrzebow alibyśm y chodzić na pasku inte
ligentów i do tego paska w zdychać, lecz pasek ten sta łb y się zupełnie zbędnym . W ted y to dopiero praw dziw ie podnieślibyśm y poziom sw ej in- teligencyi. Nasze słow a sta ły b y się zrozum ialsze dla m as p ro letary atu , bo b y ły b y więcej przy sto so w an e do um ysłow ości m as, pociągały by głębiej i w ładniej — bo to, co m ów ilibyśm y, rzeczyw iście rozum ielibyśm y sami jasno i głęboko. S łow a w te d y nasze zn ajd o w ały b y tak że zrozum ienie i w iększy oddźw ięk w śród inteligentów , bo i do nich p roste i szczere sło w a nasze trafiły b y snadniej.
K ierow nictw o p a rty jn e liczyło by się z nami, bo tw o rzy lib y śm y w te d y ży w ą siłę, potężną nietylko żyw iołow ością, lecz także św iado
mością. T eraz jesteśm y tylko popolaryzatoram i uczonych socyalistów i, dodajm y, dość m iernym i.
W ted y b ylibyśm y rzecznikam i p ro leta ry atu . B ylibyśm y rz e c z y w i
stym i pośrednikam i m iędzy pro letary atem a kierow nictw em partyjnem i rzetelną nauką.
P a r ty a nasza, stając się praw dziw ie w te d y przedstaw icielką p role
tary a tu , w y g ra ła by na sile i znaczeniu zew nętrznie. W ew nętrznie zaś zyskalibyśm y rozm ach — niepożytą energię, w ynikającą z przejęcia się naszą W ielką Ideą. Ideą tą w ted y całkow icie m oglibyśm y się p rzejąć — chociażby tylko dlatego, że w najdrobniejszych szczegółach rozum ieli
byśm y ją, opierając to zrozum ienie na gruncie całkow icie nam d ostęp
nym, bo na gruncie w łasn y ch naszych uczuć, dośw iadczenia życiow ego i „chłopskiego rozum u11.
O ile dziś p r z e j ę c i jesteśm y naszą Ideą, zaw dzięczam y to m y robotnicy, zupełnie tak samo, jak to w arzy sze inteligenci, w cale nie teo- ry o m lub faktom naukow ym , k tó re tylko p r z e k o n y w a j ą . P r z e j ę c i e s i ę Ideą zaw dzięczam y w yłącznie naszym uczuciom i naszem u
dośw iadczeniu życiow em u. D laczegóż w ięc schodzim y z tego gruntu?
— D latego — odpow iadają mi — że to b y łb y p rz e sta rz a ły so cya- lizm... bo te pojęcia dobre b y ły w czasach dzieciństw a socyalizm u... to utopijny socyalizm z przed stu lat... T e ra z m am y socyalizm naukow y, za sa d y jego są rzeczyw istem i podstaw am i ruchu i t. d. i t. d.
— F a k ty naukow e — odpow iadam — bardzo szanujem y, i bardzo
nauce w dzięczni jesteśm y, że je w y d o b y ła na św iatło dzienne. P o w in
niśm y je poznać i przysw oić sobie, pow inniśm y się kształcić, ale dla nas
będzie to w zupełności dostępne dopero po rew olucyi zwycięskiej...
—
221
—P rzedew szy stk iem jednak pow inniśm y odnaleźć' siebie sam ych.
C hętnie brać będziem y od inteligentów w iedzę i naukę, ale głów ny nacisk k łaść m usim y na w łasne siły, na naszą m ożność na to, co p racą du
chow ą w y k rz esać m ożem y z naszych uczuć, z naszego dośw iadczenia życiow ego. Bo tą drogą najlepiej zdążam y do podboju p ro letary atu . Bo tą drogą gdy się potoczy m yśl rew olucyjna pro letary atu , rozbłyśnie jakby now ym entuzyazm em .
W cale nie będzie to utopijny prąd socyalizm u z przed stu lat, op arty tylko na uczuciu —nie będzie to także teorety zu jący socyalizm , so cy a
lizm sekciarski, w ązko-klasow y, lecz będzie on pośredni, bo o p arty na obydw óch. — Będzie to socyalizm ży w y , bo usiłujący w życiu u rzeczy w istnić pracę, w ysiłki stulecia. Będzie to p rąd potężny, bo, nie m a rz ą c zbytnio i nie teo rety zu jąc zbytnio, obejmie cały Lud P olski — Czynem .
A w ięc pow inniśm y w yrobić z siebie now y ty p rew olucyjny — ty p robotnika św iadom ego sw ych celów i sam odzielnego. W ted y k ażdy z członków p arty i zajmie w łaściw e sobie stanow isko, odpowiednie jego
zdolnościom. M ie c z y s ła w M a ń k o w sk i-
Kilka słów o walce ekonomicznej.
W alka klasy robotniczej o popraw ę bytu m ateryalnego — w języku potocznym — n az y w a się w a lk ą ekonom iczną, w odróżnieniu od w alki politycznej, m ającej na celu zdobycie pełni praw politycznych.
S am a ta klasyfikacya, choć do pew nego stopnia uzasadniona, — w inna być w życiu z całą ostrożnością p rzeprow adzana. P rz y zb y t ścisłem bow iem rozgraniczeniu ty ch dwóch, organicznie z sobą zrośniętych, dzie
dzin w alki klasow ej — otrzym uje się z jednej strony apolityczną formę w alki ekonom icznej, z drugiej zaś, zd arza się, że sp ra w y ekonomiczne, nie znajdują należytego uw zględnienia u kierow ników naw p arty jn y ch .
Za p rzy k ład zupełnego odseparow ania w alki ekonomicznej od w szel
kiej „polityki11 służyć m ogły dawniej angielskie trade-uniony (zw iązki z a w odow e), k tóre stroniły bezw zględnie od socyalizmu, pokładając całą n a
dzieję w pełnych sw ych kasach i wielkiej ilości członków . W m iarę jak ro sły ich zasoby i liczebność — ro sła pew ność w trade-unionach, że one sam e będą w stanie norm ow ać place robocze, pow iększać dobrobyt klasy robotniczej — jednem słow em , prow adzić p ro le ta ry a t do lepszej przyszłości.
L ecz gdy w yolb rzy m iały w szechpotężne organizacye kapitalistyczne, k tóre m iały zasobniejsze k a sy od najpotężniejszych zw iązków zaw odo-
1&
w ycli, — gdy w alka m iędzy tym i olbrzym am i sta w a ła się coraz zaciętsza, o k azy w ało się, że bez siły politycznej, bez w łasnej potężnej reprezentacyi politycznej — w yniki w alki b y ły b y nieraz więcej niż w ątpliw e.
O lbrzym i strejk, k tó ry m iał w ybuchnąć 1908 r. w przem yśle b aw ełn ia
nym — został zażegnany za pom ocą interw encyi w ład z politycznych.
Kapitaliści byli w ted y w spaniale przygotow ani, zapotrzebow anie to w a rów wielkiem nie było, — mogli w ęc spokojnie czekać. Gdy tym czasem -zdecydowana p o staw a organizacyj trade-unionistycznych — zapow iadała nieunikniony konflikt. P o w strzy m ać m as rozgoryczonych nie dałoby się:
klęska ew entualna nietylko, że b y łab y całym ciężarem spadła na barki p ro letary atu , ale jednocześnie w y rz ąd ziłab y nieobliczalne szkody cało k ształ
towi interesów ekonom icznych Anglii. Zrozumieli to politycy angielscy i do strejku wogóle niedopuszczono: kapitaliści ustąpili. Nie będę cy to w ał w ięcej przykładów , — w spom nę tylko ostatni strejk w ęglow y, o którego
losach zadecydow ał — parlam ent.
Zrozumieli to robotnicy angielscy i już od dłuższego czasu odbyw a sie tam sta ły zw ro t ku akcyi politycznej.
Związki zaw odow e niemieckie solidaryzują się w praw d zie z w alką polityczną, ale niechętne są energiczniejszym jej form om : w y razem tego b y ła np. niechęć św iętow ania 1. maja, ze w zględu na to, że to z b y t drogo kosztuje, oraz w y m ag a ustaw icznego p rzeciw staw iania się represyom kapitalistycznym . R ozum owanie to w y w ie ra bardzo zły skutek, bo sp ro w a d za zim ne rachunkow e kalkulacye do dziedziny uczuciowej i politycz
nej. T rudno ściśle obliczyć, czy w a rto tyle a tyle tysięcy m arek pośw ięcić na przeprow adzenie 1. m aja; — bo nie m ożna wogóle na pieniądze obli
cz a ć solidarności robotniczej — poczucia swej siły i w iary ! W Niemczech co praw da nie grozi to pow ażnejszym i konfliktami: silna organizacya po
lity c zn a umie nadać w łaściw y kierunek całokształtow i w alki klasowej.
W szędzie istnieją tendencye, usiłujące nadać ruchow i robotniczem u to czy inne zabarw ienie: jedni chcieliby widzieć, aby w szy stk ie rozpo- rządzalne siły socyalistyczne b y ły zaprzągnięte do kierow nictw a spraw ekonom icznych (zw iązki zaw odow e, kasy chorych i t. p.), inni punkt cię
żkości p rzesuw ają ku organizow aniu akcyi politycznej klasy robotniczej, jak w y b o ry do parlam entu, rad gm innych i t. d. I jedna i druga tendencya ma sw oje, że tak powiem , psychologiczne uzasadnienie: każd y najgoręcej popiera w alkę z osobiście mu znanemi i odczuw anem i bolączkam i prole
ta ry a tu . T o w a rzy sze robotnicy, bezpośrednio odczuw ający na sw ych bark ach cały ciężar niewoli kapitalistycznej, pozbaw ieni m ożliw ych w a runków bytow ania, mimowoli uw ażają każdą najdrobniejszą zdobycz eko
nom iczną za zjaw isko, posiadające wiele więcej w agi, niż zdobycze
—
223
—~w dziedzinie politycznej. Jest to zupełnie zrozum iałe: w szelka zdobycz m ateryalna, bądź w postaci podw yżki płacy, bądź skrócenia dnia robo
czego, bądź innej, daje się zaraz odczuw ać, — i przez to sam o służy za w y raźn y , w p ro st nam acalny dowód dobroczynnych skutków walki eko
nomicznej. T ym czasem robota polityczna ma charakter więcej p rzy szło ściow y, k ażący nieraz czekać bardzo długo na sw e skutki. W eźm y n. p.
akcyę p roletaryatu w A ustryi o czteroprzym iotnikow e praw o głosow ania:
m ateryalne korzyści z tej doniosłej akcyi każą na siebie jeszcze długo cze
kać. Mimo to nikt nie zaprzeczy, że niem a zakątka życia publicznego, w którym by się dodatnie skutki dem okratyzacyi parlam entu nie d aw ały odczuć. Niedocenianie więc doniosłości akcyi politycznej jest szkodliwe, nie tylko jako kurza ślepota polityczna, ale w p ro st jako niebezpieczeństw o zejścia na zupełnie fałszyw e drogi, jak to później zobaczym y.
Nie mniej brzem ienna w skutki jest druga krańcow ość — „polityko- mania". Nasi politycy zaw odow i, czy też niezaw odow i już przez to samo, że są wciągnięci w w ir roboty agitacyjno-politycznej, lub że się znajdują w huczącym m łynie parlam entarnym , często nic pozatem nie w idzą i nie słyszą. W szystko, co nie m a tego szerokiego rozm achu, jaki posiadają w szelkie akcye polityczne, uw aża się za drobiazg, o k tó ry troszczyć się winni m aluczcy „z dołu“ . P olitycy, zajęci pracam i, zm ierzającem i do re form daleko idących w życiu publicznem, lekcew ażą sobie tę żmudną w alkę o by t i praw o do istnienia.
Niezmiernie ciekaw ym objaw em b y ła dyskusya publiczna w obozie to w arzy szy galicyjskich na tem at, komu należy przypisać zasługę z w y cięstw a w kopalniach nafty na P odkarpaciu: akcyi „z dołu“ (ekono
micznej), czy też akcyi „z g ó ry “ (parlam entarnej). Ruch ten skończył się zupełnem zw ycięstw em robotników : podw yżka plac, ośmiogodzinny dzień roboczy (jedyny w Austryi) i t. d. T ow arzysze „z dołu“ dow o
dzili, że cała akcya parlam en tarn a b y łab y tylko czczą m anifestacyą, gdyby strony zainteresow ane nie w idziały i nie czuły siły robotników i potęgi, płynącej z ich solidarności. Jeden zaś z reprezentantów poli
tycznych podkreślał zasługi socyalistycznego Kola parlam entarnego, które, jego zdaniem, sw ą akcyą parlam entarną umożliwiło zw ycięstw o strejkow e. Jak często byw a, p raw d a leży tu pośrodku.
To przesuw anie punktu ciężkości w tę czy inną stronę w partyach, pracujących na gruncie legalnym , jest złem, ale nie niebezpiecznem, bo widocznem, a w skutek tego dającem się łagodzić i ew entualnie usuwać.
W w arunkach „nielegalnych1*, takich, jak w K rólestw ie, rzecz się p rz ed staw ia w iele gorzej i niebezpieczniej. To, co w legalnych w arunkach jest drobnostką i za pomocą mniej lub w ięcej energicznych środków usunięte
16*