• Nie Znaleziono Wyników

"Szkice do portretów", Jerzy Kwiatkowski, Warszawa 1960, Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 133, 3 nlb. : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Szkice do portretów", Jerzy Kwiatkowski, Warszawa 1960, Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 133, 3 nlb. : [recenzja]"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Głowiński

"Szkice do portretów", Jerzy

Kwiatkowski, Warszawa 1960,

Państwowy Instytut Wydawniczy, s.

133, 3 nlb. : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 53/1, 280-283

(2)

2 8 0 R E C E N Z J E

J e r z y K w i a t k o w s k i , SZKICE DO PORTRETÓW. (Warszawa I960). Państw ow y In stytu t W ydawniczy, s. 133, 3 nlb.

Jest to problem n iezw ykle interesujący, w jaki sposób aktualna sytuacja literacka oddziaływa na tę w izję piśm iennictw a przeszłości, którą tworzy histo­ ryk literatury, w jaki sposób w pływ a nie tylko na w artościow anie, ale także w ybór sam ego przedm iotu zainteresow ań i zasadnicze — z pozoru nawet całko­ w icie obiektyw ne — jego ujęcie. N iezw ykle interesująca byłaby praca nauko- znawcza, która przedstawia, jak dom inująca w danym okresie poetyka w aży na ujęciu przez badacza takiego czy innego utworu lub kierunku z przeszłości lite ­ rackiej, w jaki sposób np. poetyka pow ieści realistycznej w płynęła na rozw a­ żania b adaczy-pozytyw istów (typu Chm ielowskiego) o dziejach literatury polskiej, w jaki sposób poetyka m odernistyczna określiła K leinerow skie ujęcie proble­ m atyki rom antyzmu itp. Sprawa ta jest aktualna w stosunku do badaczy, którzy b yli tylk o uczonym i i nie angażow ali się w cale (albo robili to w stopniu m in i­ m alnym ) w e w spółczesne sobie procesy literackie. Cóż dopiero m ówić o k ryty­ kach, a w ięc z natury zawodu aktyw nych uczestnikach w spółczesności literackiej, którzy sięgają po problem atykę historycznoliteracką. Od razu w takim wypadku pow staje problem: jak traktow ać ich prace analizujące przeszłość literacką? Czy jako w ypow iedzi naukowe, których zadaniem jest w miarę m ożliwości obiek­ tyw n y opis faktów z zakresu h istorii literatury, czy też jako w ypow iedzi m a­ jące na celu — tak jak innego typu prace krytycznoliterackie — opis dopiero w dalszych planach, zaś jako zadanie naczelne — oddziałanie na aktualną sy­ tuację na pisarskim rynku, tym razem w sw oisty sposób, bo np. przez sw oiste rzutow anie aktualnych spraw w przeszłość.

Pytanie to nasuwa się także przy lekturze esejów Jerzego K w iatkow skiego poświęconych pięciu poetom z okresu dw udziestolecia (Lechoń, Leśmian, Iw asz­ kiew icz, Słonim ski, Paw likowska), a w ięc prac — z racji swego przedmiotu — już w jakiejś mierze przynajm niej historycznoliterackich. P ytanie to nasuwa się nie tylko z tych w zględów , by odpowiadając na nie książkę w łaściw ie zak la­ syfikow ać czy — tym bardziej — ocenić; działania te są przecież, a w każdym razie być mogą — m erytorycznie, in telektualn ie — rów nie w artościow e i cenne. Pytanie to pozwoli wprow adzić w m eritum książki.

Jerzy K w iatkow ski jest obecnie nie tylko bodaj n ajaktyw niejszym krytykiem poetyckim, w pełni panującym nad całą produkcją liryczną współczesności. Jest jedynym w łaściw ie krytykiem , który sform ułował i spopularyzował w licznych artykułach, recenzjach i polem ikach swój w łasny program literacki w od n ie­ sieniu do liryki (dla podkreślenia rzadkości zjawiska krytyka, który w ystęp uje tylko i w yłącznie w e w łasnym im ieniu, można by m ów ić o „programie p ryw at­ nym ”). Program, na tyle znany, że nie trzeba go tutaj streszczać, zawarł się w ta ­ kich sztandarowych zawołaniach, jak „nowy rom antyzm ” czy „surrealizm ”. Za­ w arł się także w negacji tego, co było — tak w teorii, jak praktyce — najbardziej rozpowszechnionym m odelem poezji w spółczesnej. Można go nazwać m odelem awangardowym , tak jak rozum iał go Julian Przyboś i tak jak oddziaływ ał on na tych poetów powojennych, którzy z przesłanek m iędzyw ojennej awangardy w ychodząc odbiegli od nich daleko, i to w różne strony, ale zachowali jakieś z tej szkoły w ywodzące się principia (poeci tacy np., jak Różewicz, Białoszew ski, Karpowicz).

W ydaje się, że pomiędzy częścią negatyw ną programu K w iatkow skiego a opu­ blikowanym przez niego tom em szkiców o poetach okresu m iędzyw ojennego zachodzi ścisły związek. Otóż krytyk w ybrał jako przedm iot analizy tych ty lk o

(3)

poetów, którzy nie przeszli przez szkołę awangardy i na ogół w teorii i praktyce zaprzeczali jej zasadom, a — z drugiej strony — nie b yli uznawani (poza L eśm ia­ nem i Paw likow ską) przez jej koryfeuszów . W obrębie tych antyawangardowych ugrupowań szuka K w iatkow ski tradycji dla poezji dzisiejszej, szuka zresztą pośrednio, bo żadnego z opracow ywanych poetów nie wskazuje jako wzoru. Szuka jako u tych, którzy pozostają blisko rom antycznego modelu poezji (rozu­ m ianego nie zawsze w sensie określonym historycznie), którzy nie rezygnują z bezpośrednio przekazywanego w zruszenia, którzy w reszcie nie k ultyw ują tego, co krytyk — nie zawsze zresztą w sposób dostatecznie jasny — nazyw a „ab­ strakcją” (w łaśnie za jej tolerow anie karcony jest Leśmian). Sam w ybór okre­ ślony jest przez program K w iatkow skiego-krytyka. Nie w daw ajm y się jednak dalej w przedstaw ianie odpowiedniości pomiędzy jego założeniam i jako ak tyw n e­ go uczestnika aktualnego życia literackiego a w jakiejś mierze już historyczno­ literackim i opisam i poezji m iędzyw ojennej. Powiedzm y tylko, że jego rozważania mają zawsze dwa punkty odniesienia. Jeden znajduje się w e w spółczesnej sy ­ tuacji literackiej, drugi zaś tkw i w sam ym przedmiocie, który krytyk usiłuje opisać jako należący już do przeszłości, opisać obiektywnie.

K siążkę K w iatkow skiego odczytyw ać w ięc można w sposób dwojaki: albo odnosić do system u jego założeń jako ingerującego w aktualność literacką k ry­ tyka, albo traktow ać jako sam oistną w ypow iedź naukową. Żadne jednak z krań­ cowych „odczytań” nie w ydaw ałoby m i się słuszne: rozprawy tego typu jak

Szkice do p o rtr e tó w są ze swej istoty tw oram i pośrednimi, w których w arstw a

ściśle opisowa nakłada się na to, co nazw ać można „warstwą postu latyw n ą”, w spółistnieje z nią. Przeszłość, naw et tak niedaleka jak dw udziestolecie, nie jest w zasadzie dla K w iatkow skiego terenem , na którym jak by zastępczo przedstawia problemy nurtujące aktualnie twórczość literacką. Nie rezygnując ze sw ych kom petencji krytyka, traktuje dorobek analizow anych przez siebie poetów z pietyzm em , w tym sensie, że usiłuje określić ich m iejsce w historii, rzetelnie opisać.

Te w ystępujące w szkicach K w iatkow skiego odniesienia krytycznoliterackie mają jednak poważne konsekw encje. M otyw ują to, co w innym w ypadku nie m iałoby prawdopodobnie uzasadnień, to m ianow icie, co nazwać by można pewną nieokreślonością metody postępowania badawczego. M otywują nie dlatego, że w odniesieniu do krytyki zastosow ać m ożna jakąś w tej m aterii „taryfę u lgow ą”, lecz z tej racji, iż krytyka ma przecież inne cele niż ściśle poznawcze, (i ją zresztą obowiązują w tym zakresie pew ne rygory). K w iatkow ski w zasadzie nie odw ołuje się do żadnego sprecyzowanego system u teoretycznego, gdzieindziej bow iem szuka punktu oparcia czy — szerzej — tych czynników, które z poszcze­ gólnych szkiców czyniłyby spoiste konstrukcje intelektualne. Więcej nawet: w tych m om entach, w których krytyk zdaje się przybliżać do tego, co można by nazwać m etodą i założeniem teoretycznym , najw ięcej budzi się w ątpliw ości. Chodzi o to, że K w iatkow ski dąży — nie form ułując zresztą nigdy expressis

ve rb is tej tendencji — do opisania piękna utworu poetyckiego. Dążenie oczy­

w iście szlachetne w swym m aksym alizm ie i budzące sym patię, ale m imo w szystko w tej w ersji, w jakiej w ystęp uje ono u K w iatkow skiego, nie do przyjęcia. N ie do przyjęcia w zasadzie tylko dlatego, że jest niekonsekw entne. Jak sądzić można ze szkiców o Leśm ianie i Iw aszkiew iczu (bo w nich w łaśn ie ta ambicja krytyka ujaw niła się najpełniej, om ijając szkice pozostałe), autorowi w ydaje się, że m ówiąc o pięknie utworu, w yrokując o tym, co jest w nim estetyczne, a co n ieestetyczn e (w obydwu szkicach ten w łaśnie przym iotnik pojawia się najczęściej), m ówi jeszcze o przedmiocie. Jest to — rzecz jasna — złudzenie, bo

(4)

2 8 2 R E C E N Z J E

w takich wypadkach m ów i się tylko o w łasn ej percepcji utworu, daje się św iad ectw o w łasn ej, jeszcze zazwyczaj nie zracjonalizowanej sk ali wartości. I przy przyjęciu takiego stanu rzeczy jako założenia dążenie do bezpośredniego oceniania estetyczn ego dałoby się utrzymać. K rytyk, gdyby chciał konsekw entnie takich założeń się trzym ać, spełniałby tę rolę, jaką w yznaczył mu Roman Ingarden: zdaw ania sprawy z w łasn ych konkretyzacji dzieła literackiego. Rolę, choć całkow icie inną od tej, jaką spełniają autorzy naukowych opisów literatury, m ających cele ściśle poznawcze, w cale nie do pogardzenia, dlatego że wpływać ona może ak tyw n ie i prawdopodobnie skutecznie na kształtow anie smaku lite­ rackiego odbiorców, a także u jaw niać sam proces kształtow ania się owego smaku. Sygnalizow ana am bicja opisu piękna dziw i o tyle, że — choć oczyw iście nie w form ie tak m aksym alistycznej — daje się ła tw o zracjonalizować, przełożyć na język analitycznego konkretu. W tedy m ianow icie, gdyby krytyk odwołał się do nowoczesnej poetyki, tego jej kierunku w pierw szym rzędzie, który najkonse- kw entniej reprezentuje Roman Jakobson. P oetyka ta z natury rzeczy nie ma w sw ym zasobie term inologicznym słow a „piękno”, ale — zastanaw iając się nad różnym i fun kcjam i języka i ich hierarchią — tworzy precyzyjne narzędzia pozw alające rozróżnić w ypow iedzi literackie od w szelkich innych typów wypo­ wiedzi. pozwala określić to, co jest sw oiście literackie. A o to, zdaje się, chodzi także Jerzem u K w iatkow sk iem u , gdy u siłu je dawać „opisy estetyczn e” poezji, „analizy artyzm u”.

Prowadzą one, m oim zdaniem , do nieporozum ień. U jaw niają bowiem — rzecz byłaby zrozum iała przy postaw ie k onsekw entnej — niepokojący norm aty- wizm , uw idoczniony przede w szystk im w rozważaniach o słow n ictw ie Leśmiana. K rytyk, sądząc, że przeprowadza analizę estetyczną poezji, pyta, czy to lub owo słow o jest piękne. O czyw iście, brane sam o w sobie, a do tego oceniane z dzi­ siejszej pozycji, poprzez dzisiejszy smak językow y, nie jest na ogół piękne. Odpowiedź taka inform uje w szakże tylk o o upodobaniach eseisty, nie m ówi zaś niczego o samej poezji Leśm iana, gdyż jest odpowiedzią na pytanie w adliw ie postaw ione. W łaściw ie sform ułowane, brzm iałoby m niej w ięcej tak: jaką funkcję w całokształcie p oetyk i autora D z ie jb y leśnej p ełn i taki lub inny typ słownictwa? Przy tak postaw ionym pytaniu odpowiedź m ogłaby poprowadzić do w artościo­ w ania opartego na spraw dzalnych kryteriach.

Szkic L e ś m ia n - a r ty s ta przy sw ych w ręcz irytujących założeniach jest pasjo­ nujący; to jedna z nielicznych, rzeczyw iście doniosłych w ypow iedzi krytycznych o genialnym poecie. Szkic ten ujaw nia zresztą najpełniej w łaściw ości krytyki K w iatkow skiego, obok bow iem owych niespraw dzalnych założeń teoretycznych w ystępują tu najlepsze strony jego działalności pisarskiej: św ietne um iejętności analityczne, doskonałe pom ysły interpretacyjne, w reszcie coś, co można — w sposób aż nadto nieprecyzyjny — określić jako „słuch poetycki”. Rozprawka ta naw et w tedy, gdy — jak sądzę — form ułuje tezy bądź jaskraw o niesłuszne, bądź niespraw dzalne, w nosi do w iedzy o poezji tw órcy Łąki nowe i cenne tony.

Szkic o Leśm ianie to zresztą na tle pozostałych prac zawartych w książce pozycja nieco paradoksalna: dotyczy przecież najw iększego z pięciu om awianych poetów, a jest przy tym najbardziej krytyczny, ostry, wręcz polem iczny w sto­ sunku do autora D zie jb y leśnej.

Rzecz to poniękąd zrozum iała: w istocie z całej piątki Leśm ian jest lirykiem najbardziej żyw ym , skłaniającym — tak, jak sk łaniać może aktualna nowość — także i do oporu. O pozostałych poetach (może poza Iwaszkiew iczem , którym jest zafascynow any) pisze K w iatkow ski w ła ściw ie jako o zjaw iskach zam kniętych (literacko — oczyw iście). N aw et szkic o P aw lik ow skiej, zresztą n iew ątpliw ie

(5)

najlepsza spośród prac napisanych dotychczas o tej poetce, nie stanow i w tej m aterii w yjątku, m im o w ysokiej rangi, jaką k rytyk słusznie przyznaje autorce

Baletu p o w o jó w . O ile rozprawa o P aw likow skiej, pełna w ielu trafnych obser­

w acji, ale w pew nej m ierze pozbawiona określonego kośćca problem owego, spra­ w ia w rażenie zalążka m onografii, o tyle szkic o tw órczości L echonia jest nie „szkicem do portretu”, ale pełnym portretem literackim autora K arm azyn ow e go

poem atu, pozw alającym m yśleć o nim już jako o poecie w p ełn i om ówionym , niejako przez k rytykę „załatw ionym ”. Portretem w p ełn i udokum entow anym i spraw dzalnym (rzecz inna, czy nie przesadzającym w ocenie tego bardzo prze­ cież k onw encjonalnego liryka). O ile szkic o Leśm ianie w ydaje się najciekaw szy poprzez sw e pom ysły interpretacyjne, portret Lechonia w ydaje się najw iększym dokonaniem w ciek aw ym i cennym tom ie Jerzego K w iatkow skiego.

Michał G ło wiński

TEORIA DRAMATU NA ZACHODZIE (1945—1960)

2

Poprzednie nasze sprawozdanie * objęło w ypow iedzi teoretyczne dotyczące dram atu w pow ojennym piętnastoleciu. Szukaliśm y ich w pism ach estetyków , w syntetycznych pracach teoretyków i historyków literatury, w teoriach litera­ tury i w teoriach dramatu, w różnego typu artykułach o charakterze postula- tyw n ym i — często — polem icznym.

Przegląd ten pragniem y teraz uzupełnić w skazaniem na w ypow iedzi w sp ół­ czesnych nam tw órców dramatu, którzy św iadom ie realizują pewną koncepcję przez siebie explicite sform ułowaną. W ypowiedzi takich jest m nóstw o: niem al w szyscy dram atopisarze są przy jakiejś okazji do takiego aktu zracjonalizowania sw oich założeń w ezw an i (wyw iad prasowy czy telew izyjn y, przedm owa do w yd a­ nia dram atów, polem ika na tem at inscenizacji). S łuszna chyba będzie selekcja, biorąca pod uw agę tylko tych twórców, których koncepcje w zn ieciły szerokie kręgi na wodzie, przedostając się i do dyskusji w publikacjach naukow ych, jak teorie Eliota czy Brechta. Z tego względu w ypadnie — na razie — pominąć pisarzy młodszej generacji (Ionesco, Dürrenmatt); przed nim i jeszcze — jak wolno oczekiw ać — i w iele nowych dramatów, i może ew olu cja czy ostateczna precy- zacja stanow isk.

Od razu na w stęp ie trzeba też przełamać w łasn e rygory chronologiczne, określone w tytu le, i cofnąć się do poprzedniej, czwartej dekady obecnego wieku. Z tych lat bow iem pochodzą pierwsze w ypow iedzi tw órców , których koncepcje zaciążyły bardzo na w spółczesnej dramaturgii: Claudela, Eliota, Brechta, Marcela. W tej kolejności też im się przyjrzymy.

O w ciąż żyw ym oddziaływaniu Claudela m ówią „Cahiers Paul C laudel” oraz „Cahiers de la Compagnie M adeleine Renaud — Jean Louis B arrau lt”, k ilk a­ krotnie w całości pośw ięcone Claudelowi, w których B arrault pow ołuje się na

* Zob. I. S ł a w i ń s k a , Teoria dramatu na Zachodzie. (1945—1960). „Pa­ m iętnik L iteracki”, 1961, z. 3, s. 290—316.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zdzisław P uniew

[r]

Wieczorem jemy z żoną kolację w hotelu, a mnie ciągle jawi się w pamięci ta usłużna dodatkowa łyżka zupy, którą siorbałem, którą doitałem, bo byłem

Jest to jedyne tego rodzaju wydaw­ nictwo prawnicze w Polsce, niezbędne dla znajdujących się w obcych krajach licznych instytutów i placówek nauko­ wych,

Dlatego też w razie nowelizacji postanowień normujących ustrój adwokatury wydaje się celo­ we wprowadzenie następującego przepisu: „Należności członków

zw łaszcza

O dpow iedź je st

Trzeba tu dodać, że w najnowszym statucie „wzorcowym” rolniczej spółdzielni produkcyjnej II typu, wydanym przez CZ RSP w 1976 r., istnieje wyraźne