• Nie Znaleziono Wyników

Podstawy obrzędowe a przestrzeń teatralna w "Dziadach"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Podstawy obrzędowe a przestrzeń teatralna w "Dziadach""

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Skuczyński

Podstawy obrzędowe a przestrzeń

teatralna w "Dziadach"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 79/2, 5-47

1988

(2)

I. R O Z P R A W Y I A R T Y K U Ł Y

P a m ię t n ik L ite r a c k i LX X E X , 1988, z. 2 P L I S S N 0031-0514

JANUSZ SKUCZYNSKI

PO DSTA W Y OBRZĘDOW E

A PR ZESTR ZEŃ TEATRALNA W „DZIAD ACH”

W y jaśn ijm y od razu. K ategorię p rzestrzen i te a tra ln e j rozum ieć bę­

dziem y jako p rzestrzeń projektow anego w dram acie, istniejącego tu ja­

ko tw ó r in ten cjo n aln y , w idow iska teatraln eg o 1. N atom iast podstaw ob­

rzędow ych kolejn y ch członów dram atycznego cyklu A dam a M ickiewicza przyjdzie każdorazow o n a jp ie rw dowieść — pom ijając, oczywiście, in au ­ g u ru ją c ą całość Dziadów ich część II. Przew odnikiem w ty m zadaniu sta n ie się jed n ak sam tw órca dzieła, w y stę p u ją c y rów nież jako jego ko­

m e n ta to r oraz teo re ty k d ram a tu słow iańskiego.

We w stępie prozaicznym do II części Dziadów, opublikow anym r a ­ zem z ty m u tw o rem w r. 1823, „uroczystość obchodzoną dotąd m iędzy pospólstw em w w ielu pow iatach Litw y, P ru s i K urland ii, na pam iątkę dziadów , czyli w ogólności zm arły ch przodków ” 2 — k tó ra leżała u źró­

deł d ra m a tu — M ickiewicz p rzedstaw ia jako sięgającą „początkiem sw oim ” sta ro p ru sk ie j u czty kozła; ta k bardzo zależy m u na te j genealo­

gii, iż dopuszcza się fałszu w stw orzonym przez siebie ciągu etym olo­

gicznym : K oźlarz H u slar — G uślarz 3. N astępnie pisze:

zwyczaj częstowania zmarłych zdaje się być wspólny w szystkim ludom pogań­

skim , w dawnej Grecji za czasów homerycznych, w Skandynawii, na Wscho­

dzie i dotąd po w yspach Nowego Świata.

K onsek w en tn ie rozszerzając k rąg genealogiczny obrzędu Dziadów, nie tylko czasowo, ale i tery to rialn ie, k ie ru je on w ty m m om encie uw agę z kolei m.in. n a greckie antesteria: obchody poświęcone pam ięci zm arłych przodków połączone z żałobnym zaw odzeniem koźlego korow odu Dioni­

1 Dokładniej na tem at tej kategorii zob. J. S k u c z y ń s k i , O przestrzeni teatralnej w dramatach Juliusza Słowackiego. W arszawa 1986.

2 W szystkie cytaty z Dziadów podajem y z: A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wyd.

Jubileuszowe. T. 3. W arszawa 1955. Na tym wydaniu opierać się też będziemy cy­

tując inne teksty Mickiewicza.

8 Zob. S. P i g o ń , Do źródeł „D ziadów” kowieńsko-wileńskich. W: Studia lite­

rackie. Kraków 1951, s. 133.

(3)

в J A N U S Z S K U C Z Y Ń S K I

zosa. T re n y koźlarzy tow arzyszące an testerio m uchodziły w czasach Mic­

kiew icza za źródło traged ii g reckiej i greckiego te a tru ; poglądy takie głosił m .in. E rn e st G roddeck — profesor poety na U niw ersy tecie W ileń­

skim 4. W iążąc D ziady z ucztą kozła, a następnie a n te steria m i tw órca II części Dziadów dokonuje zatem podniesienia „uroczystości obchodzonej dotąd m iędzy pospólstw em ” do ran g i źródła poezji d ram a ty c z n o -te a tral- n ej w ogóle — analogicznie do roli, jak ą ongiś o d egrały „pieśni kozła” 5.

M ówiąc ogólniej: p ro k lam uje on pow tórzenie „cudu greckiego” 6, a k t ponow nych naro d zin d ram a tu i te a tru na now ych, ściśle rodzim ych pod­

staw ach; ludow ość Dziadów, jak i ich bezpośredni zw iązek z w cześniej­

szym obrzędem pogańskim , stanow ić m ają najlepsze św iadectw o a u te n ­ tyczn ej rodzim ości tych podstaw . Dwa razy rodził się europejski d ra ­ m at i te a tr: w sta ro ż y tn e j G recji za czasów P iz y stra ta oraz w średnio­

wieczu, w E uropie Zachodniej. T eraz narodzić się m a raz trzeci: na Litw ie, w Χ ΙΧ -w iecznej Polsce.

Z am y słu twórczego, k tó ry zadecydow ał o pow staniu II części Dzia­

dów, niepodobna przecenić, ty m b ard ziej iż w p arze z ty m zam ysłem szły odpow iednie rozpoznania poety w obrębie przeszłości polskiej sztu ­ ki d ra m a ty c z n o -te a traln e j. Pisząc potem w Rosji, a być m oże jeszcze w k ra ju , w okresie w łaśnie p ow staw ania Dziadów kow ieńsko-w ileńskich, 0 h isto rii d ra m a tu w Polsce, M ickiewicz zaznacza, że zaniedbanie rozw o­

ju dialogów i m isteriów , k tóre — jego zdaniem — p o jaw iły się u nas na początku w. XV I („a może i w cześniej” — dodaje) pozbawiło Polaków

„sztuki d ram a ty c z n e j narodow ej, jak ą szczycą się H iszpanie i A nglicy” . N ato m iast tra d y c ję d ram a tu rg ii klasycznej — przeszczepioną na nasz g ru n t p rzez J a n a K ochanow skiego Odprawą posłów greckich — widzi on jako „dla n a ro d u nie in te re su ją c ą ” 7. To w łaśnie Dziadom — m ógłby pow iedzieć — m a przypaść w udziale w prow adzenie polskiego d ra m a tu 1 te a tru na u ry w a ją c ą się już przed trzem a w iekam i drogę sztuki p ra w ­ dziw ie narodow ej.

Pisaliśm y: zam ysł tw órczy. W stęp do Dziadów części II jaw i się w końcu jako „cały” program d ra m a ty c z n o -te a tra ln y M ickiewicza. I fak t ten w y d a je się znajdow ać potw ierdzenie już w czysto zew nętrzn ym oglą­

dzie poszczególnych części Dziadów. Z n am ienne jest opublikow anie n a j­

pierw części II, z góry o kreślające ten d ra m a t jako fra g m en t w iększej całości, te j w łaśnie całości, k tó ra w pełni dopiero pozw7oli w ybrzm ieć

4 Ibidem, s. 129.

5 Ibidem, s. 130.

® Zob. M. P i w i ń s k a , Romantyczna nowa tragedia. W zbiorze: Studia ro­

man tyczn e. W rocław 1973.

7 A. M i c k i e w i c z , O kry ty k a c h i recenzentach warszawskich. W : Dzieła, t. 5, s. 265, przypis. Te sam e sądy pojawiają się też w artykule M i c k i e w i c z a [Sztuka dram atyc zn a w Polsce] (w: jw., s. 277—278); badacze spierają się, czy ar­

tykuł ten pow stał jeszcze w kraju, czy już w Rosji.

(4)

program ow i tw órczem u poety. O kazuje się ponadto, że w p o w staw an iu n a stę p n y c h części Dziadów nie decydow ały b y n ajm n iej — ta k jak to się zazw yczaj dzieje w tak ich w yp ad kach — w zględy fab u la rn e czy te ­ m atyczne. Dążenie do u trz y m an ia ciągłości toku zdarzeniow ego w d a l­

szych częściach cyklu, osnucia ich m ate rii fab u la rn e j choćby w okół po­

staci jednego cały czas bo h atera, jest n ajsłabszą stro n ą dzieła. N atom iast jego tem a ty k a ulega w poszczególnych częściach ciągłym zm ianom . Obie te okoliczności tym b ard ziej jeszcze u w y d a tn ia ją fakt, iż w ty tu le cy klu ko nsekw entn ie w raca — co jest przecież też nie bez znaczenia — nazw a ludow ego obrzędu. O statecznie zaś rzecz całą w yd aje się rozstrzygać in n y jeszcze M ickiew iczow ski tek st teoretyczny.

W w ykładzie 16 k u rsu III L ite ra tu ry słowiańskiej — w ygłoszonym z k a te d ry w Collège de F ran ce rów no 20 la t po opublikow aniu II części Dziadów w raz z prozaicznym w stępem — za n ajw ażn iejszą cechę d ra m a ­ tu słow iańskiego M ickiewicz uw aża ukazanie zw iązku m iędzy rzeczyw i­

stością ziem ską a św iatem nadprzyrodzonym . U zasadniając sw oje sta n o ­ w isko pow ołuje się on na „ k u lt d uchów ”, w iarę „w indyw idualność d u ­ chów w ogóle” , k tó ra „nigdzie [...] nie jest tak silna jak u lu d u sło w iań ­ skiego” . Jak o egzem plifikację w łaściw ej Słow ianom „w iary w udzieln y b yt duchów po śm ierci”, jako przy k ład zjaw iska, gdzie w iara ta w y ra ­ ża się n a jp e łn ie j i w sposób kateg ory czny — podaje obrzęd D ziadów 8.

D ziady stan ąć m ają zatem raz jeszcze u podstaw d ram a tu stricte n a ro ­ dowego, „plem iennego” — a więc w tak ie j sam ej roli, w jak iej te n lu ­ dow y obrzęd p rzy w o łan y został we w stępie do II części Dziadów.

W p a rtii egzem plarycznej w y k ład u 16, gdzie M ickiewicz p rzed staw ia trz y u tw o ry d ram aty czn e obrazujące k ieru nek , w jakim pow inien roz­

w ijać się d ra m a t słow iański, p rez e n ta c ja każdego z utw orów dokonana jest zależnie od sposobu u jęcia w nim św iata nadprzyrodzonego. Na te j podstaw ie przeprow adza też M ickiewicz w artościow anie ty ch utw orów . W konsekw encji w yżej od Borysa Godunowa A leksan dra P u szk in a (któ­

r y „niesłusznie zacieśnił d ra m a t do sfery ziem skiej”) staw ia Tragedię Obylicz Sim eona M ilutynow icza, od tego zaś d ra m a tu — N ie-B oską k o ­ medię Z y g m u n ta K rasińskiego. W ocenie Tragedii Obylicz k o n sta tu je n ajp ierw : „n adp rzy ro d zo n y św iat aniołów p o jęty jest w edle gm in ny ch w yobrażeń se rb sk ich ”, ale zaraz zarzuca M ilutynow iczow i: „Niczego wT nich [tj. wt gm innych w yobrażeniach] nie zm ienił ani też nie w zniósł się w yżej [...]”. Nie-B oską ko m edię uzn aje za tw ó r doskonalszy, ponie­

waż „św iat n ad p rzy ro d zo n y jest tu nie tylko poetycki i w d u chu g m in ­ nym , ale już u ję ty w edług pojęć ro zw iniętych przez nasz w ie k ” 9.

D ziady m ogą stan ąć u podstaw d ram a tu „plem iennego”, M ickiewicz

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 7

8 A. M i c k i e w i c z , Literatura słowiańska, kurs III. Przełożył L. P ł o s z e w - s к i. W: Dzieła, t. 11, s. 119—120.

6 Ibidem, s. 121.

(5)

8 J A N U S Z S K U C Z Y fłS K I

bowiem dopuszcza, w ięcej, dom aga się podnoszenia w yobrażeń obrzędo­

wych, ludow ych — p rzy zachow aniu cały czas ich n ajgłęb szej isto ty — do pojęć bardziej now oczesnych, chrześcijańskich, jak mówi, „rozw inię­

tych przez nasz w iek ” . Inn a rzecz, iż w ytyczona przez niego w ten spo­

sób droga rozw oju d ra m a tu słow iańskiego — rozdzielona w ty m w y ­ padku m iędzy dw a u tw o ry nie pozostające w żadnym bliższym w zajem ­ nym stosunku — jest w istocie drogą rozw oju poszczególnych części Dziadów, nie w spom inanych tu w ogóle, co najw y żej aluzyjnie, jako że autorow i w ykładów nie w yp adało mówić o w łasnej twórczości. P rz y uzasadnianiu ak tu w e w n ętrzn ej ew olucji cyklu n a podstaw ach obrzędo­

w ych jako przew odnik raz jeszcze służyć może sam poeta.

I jeszcze jedno. Na p oczątku w yk ład u 16 M ickiewicz mówi, iż d ra ­ m at „jest najsilniejszą realizacją a rty sty czn ą poezji”, że „W dram acie p o e z j a p r z e c h o d z i w d z i a ł a n i e w o b e c w i d z ó w ” — by zam knąć tę m yśl następująco:

Przeznaczeniem tej sztuki jest pobudzać, a raczej, jeśli wolno tak się w y ­ razić, zniewalać do działania duchy opieszałe 10.

P rzem aw iając z k a te d ry Collège de F rance był poeta nie ty lk o ba­

daczem lite ra tu ry , ale także ideologiem i politykiem — i ju ż n a sam ym w stępie sw ojej w ypow iedzi zdradza czysto prak ty czn y , d oraźny cel, któ­

ry przyśw ieca m u p rzy form uło w an iu program u d ra m a tu słow iańskie­

go. D ram at t e n ' stanow ić m a narzędzie propagow ania now ej „słow iań­

s k ie j” idei, jaką dla m ów cy był m esjanizm , w łącznie z p rog ram em cze­

kania na charyzm atycznego przyw ódcę.

Zasadniczym celem dramatu słow iańskiego [ma być] przygotowanie jedno­

stki i gromady do przyjęcia i urzeczyw istnienia idei m esjanizm u, którego prak­

tyczna realizacja m ogła się dokonać, zdaniem poety, jedynie „w społecznej rze­

czyw istości narodowej”

— dookreśla in ten cje M ickiewicza Sergiusz Z ad ru żn y n .

P ow ołujem y się nieprzypadkow o na a u to ra a rty k u łu , k tó ry nosi zna­

m ienny ty tu ł A rta u d — i Mickiewicz. Z ad ru żn y pokazuje po kolei, iż każdy z tych dw óch w izjonerów te a tru odw ołuje się do inn ej tra d y c ji k u ltu ro w ej i a rty sty c z n e j, eksponuje w pro jek to w an y m „w idow isku przyszłości” inne środki d ram a ty c z n o -te a traln e j ekspresji, itd. Ale obaj oni staw iają przed sztuk ą te a tru to samo, „najw yższe z m ożliw ych za­

dań: przem ienienie człow ieka” 12. R ealizację zaś tego zadania u p a tru ją w teatrze, k tó ry w swoim kształcie naw iązy w ałby do religijnego obrzędu, w w idow isku o ch a ra k te rz e obrzędow ym . P rz y czym A n to n in A rta u d ko­

jarzy te a tr z m agią, M ickiewicz — z ludow ym i obrzędam i re lig ijn y m i i litu rg ią chrześcijańską.

10 Ibidem, s. 116—117.

II S. Z a d r u ż n y , A rtaud — i Mickiewicz. „Dialog” 1968, nr 6, s. 111.

12 Ibidem, s. 118.

(6)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 9

W łaśnie, Z ad ru żn y dokonując eksp lik acji w y k ła d u 16 w kontekście pism późniejszego o 100 lat au to ra T ea tru i jego sobowtóra nie pod kre­

ślił w dostatecznie w y ra ź n y sposób, iż podstaw ow ym tw orzyw em „m i­

stycznego te a tru słow iańskiego” — w odróżnieniu od „m agicznego” w i­

dowiska T e a tru O k ru cieństw a — jest m it „ży w y ” , jego idee i w yo bra­

żenia, jego obrzędy. W rezultacie, w p rzeciw ieństw ie do tam tego w idow i­

ska, d ram a t i te a tr w pojęciu M ickiewicza pow ołuje do życia nie sw oisty ekw iw alent obrzędu, „obrzęd laick i” — jak pow iedziałby J e rz y G rotow ­ ski, jeden ze spadkobierców m yśli A rtau d a — ale a u te n ty cz n y obrzęd relig ijn y , ty le że „now ej, narodow ej w ia ry ”. O brzęd Dziadów, stojący u początku tak cyklu dram atycznego M ickiewicza, jak i w ogóle jego m yślenia o sztuce d ram a tu i te a tru , znalazłby w ten sposób sw oje n a j­

pełniejsze, bo stricte obrzędow e ucieleśnienie. Tak, poeta był istotn ie cały czas o w ład n ięty ideą stw o rzenia d ram a tu n a podstaw ie obrzędu — i z a w a rty w w ykładzie 16 p ro g ram d ram a tu (i te a tru ) słow iańskiego w y d aje się ostatecznie fak t ten potw ierdzać.

„W obrzędach ludow ych w idać było i słychać tylk o gospodarza lub żebraka w yw ołującego zm arłych. W szyscy inn i siedzieli p rzy stole lub m ogile w abso lutn ym m ilczeniu” — pisze M aria W antow ska 13. W innym zaś m iejscu dodaje: odtw orzenie „p o n urej, w m ilczeniu siedzącej gro­

m ady [...] byłoby najpraw d ziw szy m obrazem spraw ow anego na w si po­

gańskiego zw yczaju” 14. B iałoruskie D z ia d y 15 p rze jęte w form ie a u te n ­ tycznej nie stanow iły zatem m ate ria łu na dzieło d ram a ty c z n o -te a traln e . Zwłaszcza w czasach M ickiewicza 10 był to m ate ria ł, k tó ry z tego p u n k tu w idzenia dom agał się daleko idącj „obróbki” a rty sty czn ej. I tw órca II części Dziadów był tego fa k tu św iadom y. W liście do Ja n a Czeczota z 5/17 lutego 1823 pisał:

Posyłam dodatek do Dziadów [...]. Małej to są w agi dodatki, ale [...] mogą urozmaicić jednostajność obrzędu, nadać cokolw iek ruchu ch ó ro w i17.

Od ty ch u zupełnień w ażniejsze jed n ak b y ły inne działania. U trzy ­ m ana zostaje jeszcze folklorystyczna i re lig ijn a p raw d a o Dziadach —

18 M. W a n t o w s k a , „Dziady” kowieńsko-w ileńskie. W zbiorze: Ludowość u Mickiewicza. W arszawa 1958, s. 254.

14 Ibidem, s. 318.

15 W a n t o w s k a (op. cit., s. 222) stw ierdza wprost: „Nie m a [...] żadnej w ia­

domości, która by potwierdzała przypuszczenie, że M ickiew icz oglądał Dziady li­

tew sk ie”. A trochę w cześniej (s. 145) podaje, że w szystko to, co poeta pisze na te­

mat obrzędu, zw iązane jest „z tradycją obchodzenia Dziadów na Białorusi”. W tym m iejscu w arto też zaznaczyć, że odpowiednikiem D ziadów były tzw. przewody w o­

łyńskie (zob. S. P i g o ń , Wołyńskie prze w o d y . W: D rze w ie j i wczoraj. Kraków 1966).

16 Na dramat tzw. statyczny czekać trzeba będzie do w ystąpienia M. M aeter- lincka.

17 M i c k i e w i c z , Dzieła, t. 14, s. 219.

(7)

10 J A N U S Z S K U C Z Y Ń S K I

kiedy oglądam y zm arły ch w realn ej, ludzkiej postaci, p rezen tu jący ch w obec zgrom adzonych na obrzędzie w łasne życie i w yciągających z nie­

go m o ralne nauki, zachęcanych przez w ieśniaków i w ieśniaczki do „jadła i n a p o ju ” . U czestnicy Dziadów w ierzyli w rzeczyw istą obecność duchów w m iejscu odbyw ania obrzędu. W ierzyli tak mocno, że d u ch y owe

z całym realizmem wyobraźni w idzieli przy sobie siedzące, gdy zostaw iali im m iędzy sobą puste krzesła, gdy słyszeli jakoby poruszenia łyżką czy tale­

rzem [...]18.

Podczas Dziadów w spom inano zm arłych, w spom nienia te m ogły być połączone „z pew nym pouczeniem obecnych, z p rzykładow ym pokaza­

niem w artości dobrego życia” 19. W reszcie głów ną in ten cją Dziadów było w spólne biesiadow anie z ducham i przodków . Poprzez przygotow anie w spólnej uczty u czestnicy obrzędu spodziew ali się ulżyć po śm iertny m cierpieniom swoich bliskich, a jednocześnie zapew nić sobie ich życzli­

wość i pomoc we w łasnym życiu doczesnym , w tru d a c h i kłopotach go­

spodarskich 20.

Ale w Dziadów części II na uroczystości sp raw ow an ej przez w ieśnia­

ków i w ieśniaczki pojaw ia się w idm o Złego P a n a — osoby spoza chłop­

skiego k ręg u społecznego. Z p row eniencji szlachecka jest też p rze d sta ­ w iona przez Złego P an a h isto ria życia. Z kolei postaci Dzieci, Józia i Rózi, oraz Dziew czyny — zgodnie z daw nym i, jeszcze sen ty m e n ta ln o - -rokokow ym i w zorcam i prezentow ania w lite ra tu rz e b ohaterów z lu ­ du — w ystylizow ane zostają na m odłę ark ad y jsk ą. W łącznie z obrazem ziem skich przew in. Staw iać to m usi pod znakiem zapy tan ia pełną iden ­ ty fik ację w ieśniaczej grom ady z ty m i postaciam i. T ym bardziej iż ucze­

stn icy obrzędu jednocześnie sko n fro ntow an i są z ukazu jącym i się pod postaciam i K ru k a i Sow y sługam i Złego P an a, w k tó rych opow ieściach zaw arta jest już n ajzu p ełn iej realistyczn a p raw d a o losie pańszczyź­

nianego chłopa. M ilczące W idmo z końca d ra m a tu na obrzędzie Dziadów pojaw ia się na szczególnych p raw ach — i już okoliczności tego po jaw ie­

nia się w skazują m.in. na nieludow e pochodzenie „ducha m łodego” 21.

Z w szystkich duchów p rzy by ły ch na Dziady jedy nie K ru k i Sowa są

„społecznie” najbliżsi sp raw u jący m obrzęd. W ystęp u ją one jed n ak tylko w orszaku Złego P ana, przychodzą na D ziady razem z n im ,-n ie zostają n ato m iast nań przyzw ane, nie ich — tak jak i nie p rzybysza ostatniego, jakim jest W idmo — oczekują zgrom adzeni w kaplicy. Co jednocześnie znam ienne: w opow ieściach sług Złego P an a nie m a m iejsca dla w in bądź też chodzi o w inę szczególną, określoną przez porządek społeczny,

18 W a n t o w s k a , op. cit., s. 318, zob. też s. 263.

19 Ibidem, s. 246.

20 Ibidem, s. 237.

21 Jest on tu „nieproszonym gościem ”, ponadto jawi się jako sam obójca (a akt sam obójczy sprzeczny jest z ludową moralnością).

(8)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 11

nie zaś przez n a d rz ę d n y porządek Boski (jak w ina K ru ka, nb. w ram ach tego sam ego porządku w rezu ltacie uchylona: jabłka „Bóg dał jak ogień i w o d ę”, w. 273). P o n ad to K ru k i Sowa opowieści sw oje p re z e n tu ją nie ty le w obec uczestników Dziadów, co wobec Złego P ana, chodzi o poka­

zanie jego ziem skiej egzystencji, a nie o obraz ich życia.

Postaci, pod k tó ry m i duchy uk azu ją się „zm ysłow ie” n a obrzędzie, naw iązują, co praw da, do ludow ych w yobrażeń na tem a t „gości z za­

św ia ta ” , jedn ak przyw ołane zostają rów nież w zorce ikonograficzne p rzy ­ należne k u ltu rz e „w ysok iej” . O braz Dzieci przypom ina barokow e anioł­

ki, D ziewczyna zaś o trzy m u je ry sy p asterk i z rokokow ej sielanki, z obra­

zów F rançois B o u c h e ra 22. L ud najczęściej w yobrażał sobie zm arłych w postaci ptaków 23 — i tak ą w łaśnie postać p rz y jm u ją w idm a sk rzy w ­ dzonych sług Złego P ana, jako K ru k i Sowa sto jący ponadto na czele całego ptasiego korow odu, złożonego z dalszych ofiar Złego Pana.

W reszcie w idm a z II części D ziadów nie zjaw iają się n a obrzędzie

„dla b iesiad y”. Dzieci proszą tylko o „gorczycy dwa z ia rn a ” — „jadło” nie należące do zestaw u św iątecznych p o traw specjalnie przygotow yw anych na uroczystość 24. Z ły P an, co praw da, p rag n ą łb y być nakarm ion y , m usi on jed n ak w końcu stw ierdzić — p rzy całkow itej aprobacie odpraw ia­

jących obrzęd — iż nie dla niego są Dziady. D ziew czyna oczekuje jed ­ nego: „po ig ran ia” z m łodzieńcam i. Milczące W idmo przybycie sw oje na obrzęd tra k tu je jako okazję do spotkania z P a ste rk ą . Co w ięcej, rów nież K ru k i Sowa zaprzeczają istocie obrzędu jako w spólnej biesiady grom a­

dy w iejskiej z ducham i zm arły ch — nie dopuszczając Złego P an a do m iejsca odbyw ania Dziadów, nie dozw alając, by ktokolw iek pożywił go i nspoił. Czynią to w reszcie sam i uczestnicy Dziadów w sto sun k u do chłopskich sług Złego P an a, k tó ry m nie p ro p o n u ją — ta k jak innym duchom — „jedzenia i n a p itk u ”.

W II części Dziadów sy tu a c ja d ram aty czn a istotnie obrzędow ej pro­

w eniencji, obrzędow a ze sw ej n a tu ry , zam ykająca w sobie in potentia całą m etafizykę Dziadów — w y pełniona jest m ate ria łe m d ram atycznym , k tó ry w rezu ltacie spraw ia, iż zostaje zakw estionow ana, a w każdym razie raz po raz uchy lan a p raw d a fo lklorystyczna i relig ijn a o obrzę­

dzie. J a k daleko poeta odchodzi od realiów Dziadów, n a jle p ie j uzm ysła­

w ia sposób istnienia w u tw orze „ w ą tk u ” Sow y i K ruka, postaci poten­

cjalnie będących n a jb a rd zie j „p ełn o p raw n y m i” b oh ateram i dzieła, w isto­

cie zepchniętych na drugi jego plan. G dy się z tego też p u n k tu w idze­

nia p a trz y na II część Dziadów, w idać n ajw y raźn iej: tak jak Sowa i K ru k pojaw iają się w dram acie w yłącznie po to, aby dokonać sąd u n ad Złym

22 K. G ó r s k i , Tadeusz z ręką na temblaku. W: Z historii i teorii literatury.

Seria 1. Wrocław 1959, s. 181.

28 W a n t o w s k a, op. cit., s. 264, 284.

24 Zob. ibide m , s. 263.

(9)

12 J A N U S Z S K U C Z Y Ń S K I

P anem , ty lk o ab y spełnić to zadanie, tak samo cały lu do w y obrzęd oka­

zuje się tu ta j w istocie p rzy w o łan y w celu stw orzenia p o dstaw y do pod­

jęcia p ró b y osądzenia ludzkiego życia, w in tych, k tó rz y na ty m św ie- cie — m ów iąc k ró tk o — nie cierpieli. W ina ziem skiego „bezcierpienia”

ciąży zarów no na Złym P an u , jak n a Dzieciach i na D ziew czynie — głów nych b o h a te rac h II części Dziadów; w ina ta stanow i je d y n y współ»·

n y rys, łączący ta k przecież różne w sw ym przebiegu h istorie ich życia.

C ierpienie jaw i się jako nieodłączny a try b u t lu dzkiej kondycji, jed ynie ono o tw iera drogę do nieba, do zbaw ienia wiecznego; dopiero w kon­

tekście ty ch poglądów m ożna w ogóle mówić o w inie ziem skiego bez­

cierpienia 25. Sowa i K ru k są niew inni.

Z inscenizacji obrzędu, w m iarę w iern ej jego tran sp o zy cji n a język d ram a ty c z n o -te a traln y , II część Dziadów przerad za się w poetycki tra k ­ ta t etyczny. Nad m etafizy ką Dziadów górę bierze „dopisana” do nich m oralisty ka. M ickiewicz pozostaje odtąd przede w szystkim w zgodzie z ow ym „pew nym dążeniem m o ra ln y m ” i „pew nym i n a u k a m i” , o k tó ­ ry ch to elem en tach jako niero zerw aln ie zw iązanych z ludow ym i „zm y­

śleniam i p o czw arn y m i” pisał w e w stęp ie do dram atu .

W ty m sam ym w stępie poeta pow ołuje się na „bajki, pow ieści i pieś­

ni o nieboszczykach p ow racających z prośbam i lub p rzestro g am i” — i w e w szystkich ty ch „zm yśleniach po czw arnych” z n ajd u je w y raz m o ra ln ej ten den cji. Może zatem Dziadów część II nie m u siałab y sięgać „aż” po sy tu a c ję obrzędow ą z całą jei p o ten cjaln ą m etafizyką, aby i ta k p rze­

kazana została idea u tw oru ? O statecznej odpow iedzi na to p y tan ie do­

starcza sposób uk ształto w an ia p rzestrzen i te a tra ln e j w dram acie.

M iejscem akcji w II części Dziadów M ickiewicz czyni kaplicę. D ziady tym czasem odbyw ano na cm en tarzach bądź w dom ach rodzinn y ch 26. Nie to jed n ak odstępstw o od realiów topograficznych obrzędu jest n a jis to t­

niejsze. W k ap licy z n ajd u ją się tru m n y , jest więc to kaplica c m e n ta r­

na — a jako obiekt tego ro d zaju naw iązu je ona do tam te j, fo lk lo ry sty cz­

n ej p ra w d y o D ziadach. P o nad to kaplica — z n a tu ry sw ojej locus sacer — jest n iejak o au tom atyczn ie obdarzona owym w alorem niezw ykłości, k tó ­ ry sta je się każdorazow o udziałem w szystkich m iejsc odbyw ania czyn­

ności obrzędow ych, w ty m i Dziadów. Nie idzie zatem o w y bó r m iejsca scenicznego, k tó re sam o w sobie n ajzu p ełn iej odpow iada obrzędow ej sy tu acji d ram aty czn ej. O w iele istotn iejszy — i bogatszy w k o n sek w en ­ cje n a tu ry d ra m a ty c z n o -te a tra ln e j — okazuje się sposób u k sz ta łto w an ia tego m iejsca.

T rzy podstaw ow e e lem en ty o k reślają „ w y stró j” kaplicy: ciem ność,

25 Z punktu w idzenia etyki chrześcijańskiej Dzieci i D ziew czyna są n iew inne, w inny jest natom iast Kruk (ukradł jabłka z ogrodu pana).

2e S. P i g o ń , Formowanie „D zia dów” części drugiej. Rekonstrukcja genetyczna.

W arszawa 1967, s. 13 n.

(10)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 13

a k u sty czn a p u stk a oraz zam knięcie, całkow ite odizolow anie od otocze­

nia. Do tego dochodzą jeszcze znajdujące się we w n ę trz u tru m n y . M iej­

sce sceniczne op atrzone zostaje tak dużą stosunkow o liczbą „g ro źn y ch ” a try b u tó w , iż budzić już tylko może uczucia niepokoju, p rzerażen ia, lę­

k u — grozy w łaśnie; jaw i się n ajw y ra ź n ie j jako p rze strz e ń p o ten c jal­

nego zagrożenia, gdzie oczekiwać należy „najgorszego” . A tm o sfera ta okazuje się zaś ty m b ard ziej sugestyw na, iż podana zostaje w przeżyciu zbiorow ym chóralnego en sem b le’u.

„ P rz e strz e n n e ” działania poety, łącznie z w ypow iedziam i chóru po­

w ołanego n a scenie m .in. jako m edium pom ocne w k ształto w an iu p rze ­ strz e n i te a tra ln e j, w ek sp resji sw ojej są tak dalece ekspansyw ne, że ro zgryw ające się w k ap licy c m en tarn ej obrzędow e czynności p o tw ier­

dzać już ty lk o m ogą skupione wokół tego m iejsca sceniczne konotacje.

M etafizyka D ziadów — jakąkolw iek postać p rzy b ra łb y sam obrzęd — przerad za się w d em o n strację zbiorow ej psychologii, i to bardzo jedn o­

stro n n e j. Pod koniec sp raw ow ania Dziadów, przed pojaw ieniem się o sta t­

niego przybysza, W idm a, G uślarz powie w prost: „Skończona straszn a o fia ra ” (w. 516). „ S tra sz n y ” jest obrzęd, „stra sz n e ” są obrzędow e do­

znan ia grom ady w ieśniaków — w szystko n ajzu p ełn iej a d ek w atn ie do grozy ew okow anej przez m iejsce sceniczne.

A le obrzęd nie dobiegł jeszcze końca. T rzeba zjaw ien ia się na D zia­

dach „ducha m łodego” z „pąsow ą p ręg ą ” biegnącą „od p iersi aż do n ó g ” , nie przyzw anego przez sp ełn iający ch ofiarę, cały czas m ilczącego, nie reagującego na żadne zaklęcia i działania m agiczne, uw agę w iejsk iej gro m ad y k ieru jąceg o na uśm iechającą się P a ste rk ę w żałobie, k tó re j

„m ąż i rodzina zd ro w a” (w. 602) — aby okazało się, iż dopiero obecnie sy tu a c ja p rz y jm u je w szelkie znam iona „seansu grozy” . U czestnicy obrzę­

du, nie rozpoznając i nie pojm ując zjaw iska, w obec k tó reg o zostają po­

staw ieni, tera z dopiero m ają dostatecznie w iele powodów, aby objaw ić uczucia niepokoju, przerażenia, lęku. Dopiero w ty m m om encie cm en­

ta rn a kaplica sta je się w jednoznaczny sposób p rzestrzen ią zagrożenia.

W ostatn im epizodzie d ra m a tu objaw ia się p ełn a adekw atność, p rzy sta - walność sy tu a c ji d ram aty czn ej, w y p ełn iającej ją psychologicznej m a te ­ rii — i m iejsca scenicznego stanow iącego „opraw ę” całości. Co rów no­

cześnie znam ienne: nie jest to już sy tu acja stricte obrzędow a, ze w zglę­

du zarów no n a fakt, iż W idmo zjaw ia się na D ziadach w chw ili, gd y G uślarz zdążył w łaśnie zakończyć „straszn ą o fiarę”, jak i n a c h a ra k te r tego W idma, sposób jego zachow ania się itd.

Z jaw ienie się o statniego W idm a odsłania praw dę, iż w szystko, co dzia­

ło się w cześniej, pozostaw ało w zgodzie z oczekiw aniam i uczestników Dziadów, m iędzy w iejsk ą grom adą a „gośćm i” z zaśw iatów istniało p e ł­

ne zrozum ienie, k ażd ej ze stro n przychodziło ty lk o realizow ać zn an y z góry i dobrze o panow any „scen ariu sz”; sy tu a c ja d ram a ty c z n a była tu

(11)

li J A N U S Z S K U C Z Y Ń S K I

najzu p ełn iej „zw yczajna” 21. M ówiąc ogólniej: w dram acie nie doszło do ścisłej w zajem n ej odpow iedniości sy tuacji, przeżyć jej uczestników i m iej­

sca akcji. F a k t ten zaś rzuca się ty m bardziej w oczy, iż „p rzy okazji’' poeta zaprzeczył realiom obrzędu, istotniejszym aniżeli um iejscow ienie go w kap licy cm e n tarn e j: podczas odpraw iania Dziadów zapalano świe­

ce, okna odsłaniano albo i otw ierano, aby dusze m ogły w ejść spokojnie do w n ę trz a (w w y p ad k u o dbyw ania obrzędu w chatach) 2S.

M ickiewicz pozostaje pod w pływ em utw orów spod zn aku tzw. lite­

r a tu r y gro zy oraz te a tru w czesnorom antycznej d ram y i opery, k ied y zja­

wom z m a rły c h każe się ukazyw ać w łaśnie w cm en tarn ej kaplicy, nocną porą. W stw o rzen iu osobliw ej d ek o racji ew okującej „wokoło zgrozę i nie­

bezpieczeństw o” w idać chęć n arzu cen ia widzom n astro ju , jednocześnie dek oracja ta w raz z elem en tam i m uzycznym i, przy w o łany m i w d ram a ­ cie 29, spełnia d ru gi podstaw ow y p o stu lat ówczesnego w idow iska scenicz­

nego: służy bu dow an iu p o ru szającej odbiorcę ilu z ji 30.

M ickiewicz odbiega od u ta r te j ju ż trad y cji, dając duchom jako tło

„nie zam ki gotyckie czy p o n u re ściany klasztorów starod aw ny ch, lecz pospolitą cerkiew kę w ie jsk ą ” 31. Z nam ieniem oryginalności jest też re ­ zygnacja z sen ty m en taln eg o , „konw encjonalnego już niem al zużytkow a­

nia św iatłości księżycow ej” 32; do kaplicy „księżyca jasność b lad a / Szcze­

linam i [...] nie w p a d a ” (w. 7— 8 ) 33. N ajb ard ziej jed n ak n o w atorska — w zestaw ien iu z p rzy ję ty m i przez poetę w zorcam i — jest owa absolutna praw ie ciem ność, k tó ra panow ać w in n a n a scenie 34. Ciemność p rz e ry ­ w ana tylk o co jakiś czas płom ieniem zapalanych kolejno p rzez G uślarza garści kądzieli, w ódki w kotle, w ianków . J a k pisze Ju liu sz K leiner,

[poeta] ograniczył się do św iateł sztucznych, ożywiał mroczną przestrzeń ich rozbłyskiem chw ilow ym i rozm aitością ich rodzajów, różnością płom yków i og­

nia buchającego, w reszcie odmienną wartością em ocjonalną źródeł **

27 Z. S t e f a n o w s k a , Próba zdrow ego rozumu. W: Próba zdrow ego rozumu.

Warszawa 1976, s. 28.

28 W a n t o w s k a , op. cit., s. 253.

29 W pierwszym jego w ydaniu pojaw iły się tytuły typu: Duo, Aria, Recitativo.

30 Zob. M. W i t k o w s k i , Ś w ia t teatraln y młodego Mickiewicza. W arszawa 1971, s. 149—152.

81 J. K l e i n e r , Mickiewicz. T. 1. Lublin 1948, s. 375.

82 Ibidem, s. 368.

88 „Nie w pada” dzięki zaw ieszeniu w oknach „całunów” (w. 6). Okoliczność ta n ie przeczy jednak tem u, iż w kaplicy widać będzie potem „w oknie upiora”

(w. 166), tj. w idm o Złego Pana. Niekonsekw encję tę G ó r s k i (op. cit., s. 180—182) ujm uje w kategoriach tzw. techniki świadomych niekonsekw encji jako rysu zna­

m iennego dla kształtow ania fabu ły u M ickiewicza.

84 Nie, oczywiście, na w idow ni, która pozostawała wówczas (aż po reform ę R. Wagnera i później jeszcze) ośw ietlona.

85 K l e i n e r , op. cit., s. 369.

(12)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 15

Dołącza się do tego jeszcze blask w idm , uzysk ujący ch przede w szyst­

kim św ietln y c h a ra k te r 36.

Tw órca II części Dziadów pod ejm u je sam odzielne poszukiw ania w ra ­ m ach u ru ch am ian y ch przez siebie te a tra ln y c h konw encji op ery i dram y.

Nie podw aża to jed n ak fak tu , iż pod jego piórem sy tu a c ja d ram aty cz­

na zw iązana z odpraw ianiem obrzędu okazuje się w końcu li tylk o fu n k ­ cją nastrojow ości, po ruszającej w idza iluzji, jak iej oczekiw ano wówczas od sztuki te a tru . Inna rzecz, iż na W ileńszczyźnie la t 1820— 1823, k iedy pow staw ał d ram a t, opera i d ram a b y ły te a tra ln ą aw angardą.

W II części Dziadów zw iązki z ludow ym i D ziadam i zostają zreduko­

w ane do tego stopnia, iż d alej już chyba nie m ożna było pójść. M ickie­

wicz zaprzecza nie tylko praw dzie fo lklory sty czn ej o obrzędzie, ale po­

zostaje w sprzeczności z w łasną a rty sty czn ą p raw d ą n a te m a t D ziadów.

T e a tra ln e konw encje o p ery i d ram y całkow icie p rzy sta ją ty lko do o stat­

niego epizodu dram atu , z rzeczyw istością obrzędow ą m ającego już nie­

w iele wspólnego. Je st to też n a jle p ie j sk o n stru o w an a p a rtia u tw o ru, po­

niew aż zostaje od razu „poczęta” w duchu ty ch konw encji.

IV część Dziadów nie jest — ta k jak część II — d ra m a ty c z n o -te a tra l- ną parafrazą ludow ego obrzędu; nie objaw ia w każdym razie tego ro­

dzaju c h a ra k te ru w prost. H istoria m iłosnego bólu G ustaw a, dodatkow ą siłę w yrazu zyskując poprzez fakt, iż d em o n stru je ją sam jej b ohater, posiada w szelkie dane ku tem u, aby przesłonić całość akcji d ram aty cz­

n ej dzieła, bez reszty zaciążyć na ostatecznym jego w ydźw ięku.

J e st tym czasem w IV części Dziadów jeszcze znam ienn y „m arg in es”

G ustaw ow ych dziejów; w edług zasad kom pozycyjnych, narzuconych przez protagonistę d ram a tu , jest to n astę p u jąc a po „godzinie m iłości”

i „godzinie rozpaczy” — „godzina p rzestro g i” . P rzy p ad a ona na koniec w ystąpienia b ohatera, stanow i p a rtię finalną u tw o ru i dlatego też b a r­

dziej jeszcze zw raca na siebie uwagę.

W „godzinie p rzestro g i” G ustaw prow adzi z K siędzem d y sku sję na tem a t Dziadów, w k tó re j z całą żarliw ością b ro n i „najpiękniejszego świę­

ta, bo św ięta p a m ią te k ” (w. 1166) — i dom aga się od K siędza jego p rzy ­ wrócenia. Jednocześnie G ustaw p rez e n tu ją c y dotąd s ta tu s niejedno zn a­

czny — nie wiadom o, czy człow ieka żywego, czy człow ieka um arłego — odsłania nie budzący już żadnych w ątpliw ości c h a ra k te r d u ch a-p o w ro t- nika; ujaw n ia tym sam ym sposób id en ty czn y z bytem w idm z II części Dziadów. Ksiądz, spostrzegłszy to: „ach, to upiór! m ara!” (w. 1211), wcho­

dzi w rolę G uślarza, tak samo ja k G uślarz do w idm Dzieci, Złego P ana, Dziewczyny, w reszcie „ducha m łodego” — k ie ru je tera z do „ u p io ra ” czy

„ m ary ” pytanie: „Mów, czego potrzeb u jesz...” (w. 1211). W odpow iedzi na te słowa G ustaw kończy — jak czyniły to tam te w idm a — h isto rię

89 Ibidem, s. 369.

(13)

16 J A N U S Z S K U C Z Y N S K I

swego życia i po śm iertn y ch cierpień, a całość pow ieści p u e n tu je m oralną nauk ą. Id en tycznie jak m oraln e sen ten cje tam ty c h b o haterów n a u k a G u­

staw a pozostaje rów nież w zgodzie z założeniam i p rzy d an ej obrzędowi D ziadów ety k i, głoszącej w artość ziem skiego cierpienia — i konieczność od po k u to w an ia po śm ierci w in y „bezcierpienia”, w ty m w y p ad k u rów­

now ażnego z nim p rzeby w an ia za życia „choć raz [...] w niebie” (w. 1280).

N aukę tę p o w tarza n astęp n ie C hór posiadający w szelkie znam iona w iej­

sk iej g ro m ad y o dp raw iającej D ziady w II części cyklu.

W „godzinie p rzestro g i” G ustaw ow a obrona Dziadów, dom aganie się p rzyw rócen ia przez K siędza ludow ego obrzędu przechodzi „niepostrze­

żenie” w scenę nocy Dziadów. W poró w n aniu z II częścią Dziadów obraz obrzędu różni się jed n ak w k ilk u isto tn y ch szczegółach. M iejscem Dzia­

dów jest m ieszkanie Księdza, K siędzu też przypada, jak już w skazyw a­

no, rola G uślarza. W iejska grom ada nie je st bezpośrednim uczestnikiem obrzędu. Nie oglądam y też obrzędu w całości, ale ty lko w części koń­

cowej. P o n ad to G ustaw — p ow tórzm y — w ielo k rotn ie przypom ina w ar­

tości Dziadów i dom aga się p rzyw rócenia obrzędu. W ostatn iej scenie oba w ątki: D ziadów i ich G ustaw ow ej obrony, sp la ta ją się nierozdzielnie.

O brony Dziadów dokonyw ał G ustaw w istocie już od sam ego począt­

ku. Jego zw ierzenia, osnute w okół m iłości i rozpaczy, sprow adzają się — ta k jak rzecz u jm u je Zofia S tefanow ska — do „p rób y zdrow ego rozu­

m u ” , na jak ą przez zakochanego i cierpiącego b o h atera zostaje w y sta­

w ion y K siądz, św iadek ty ch zw ierzeń, p o d ejm u jący jednocześnie z bo­

h a te re m d yskusję. G u staw szaleństw o sw ojej m iłości — i to szaleństw o

„m etodyczne” , podkreśla badaczka — p rzeciw staw ia cały czas zdrow e­

m u rozsądkow i K siędza 37. Inne rozum ienie św iata, jakie G ustaw propo­

n u je sw em u adw ersarzow i, to m .in. takie, k tó re jest udziałem uczest­

ników Dziadów. W łaśnie z p e rsp e k ty w y końcow ej apologii „św ięta p a ­ m ią te k ” G ustaw ow y spór z K siędzem objaw ia sw ój ostateczny sens i cel:

w ten sposób G ustaw prow adzi z K siędzem „grę o D ziady”. T ylko pod­

w ażyw szy uprzednio ra c je jego „zdrow ego ro zu m u ” , n akazu jące m .in.

„w ytępić re sz ty zabobonu” , k tó ry „Pospólstw o [...] w g ru b ej u tw ierd za ciem nocie” (w. 1170, 1189), tylko od tego m om entu G u staw może z całą siłą p ersw azji zwrócić się do K siędza ze słow am i: „P rzyw róć nam Dzia­

d y ” (w. 1172).

W ięcej. R ów nież cała sy tu a c ja d ram aty czn a w utw orze od początku jaw i się — analogicznie do roli m iłosnych w y znań pro tag o n isty — jako przygotow yw anie, aranżow anie przez G ustaw a nocy Dziadów, z K się­

dzem w roli przew odnika. Oto G ustaw p rzy byw a do dom u K siędza w dniu chrześcijańskiego św ięta zm arłych; zam iast czasu przynależnego

„pogańskim ” Dziadom jest Dzień Zaduszny, k tó ry „Kościół święci / Za [...] spółchrześcijan dusze” (w. 5— 6); w przedm ow ie do części II p o eta

*7 S t e f a n o w s k a , op. cit., s. 35—41.

(14)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 17

■'wspominał o zw iązku czasow ym obrzędu D ziadów z Zaduszkam i. G u- fstaw zjaw ia się poprzedzony skiero w an y m przez K siędza do Dzieci w e ­ z w a n ie m do w spólnej m odlitw y za zm arłych; m iejsce pogańskich zaklęć isłużących w yw o ływ an iu duchów zm arłych z a jm u je m odlitw a w łaśnie .,,Za ty ch spółchrześcijan dusze, / K tó rzy spom iędzy nas wzięci / Czyś- icowe cierpią k a tu sz e ” (w. 6— 8). Jednocześnie Dzieci u jaw n ia ją całą n ie ­

zwykłość przybyłego w tym m om encie do dom u gościa; rola C hóru — .„naiw nego” k o m en tato ra obrzędow ych czynności — p rzy p ada Dzieciom i g ru n tu je się na w łaściw ej ich w iekow i em ocjonalności. G ustaw ow i p ro ­ p onu je się „jadło i n a p ó j” ; nie są one przygotow ane specjalnie na obrzę­

dow ą ucztę, ale pochodzą z księżowskiego stołu, p rzy k tó ry m dopiero co zakończono kolację. W reszcie G ustaw opow iada historię swojego ży­

cia, w łaśnie ową histo rię m iłości i rozpaczy, stanow iącą głów ny trzo n u tw o ru.

W m iejsce zw yczajów i pojęć ludow ych, k o n sty tu u jąc y c h obrzęd, s ta ­ now iących o obrzędow ości sy tu acji d ram aty czn ej w II części Dziadów, p o jaw iają się teraz ich odpow iedniki: z jed n ej s tro n y e lem en ty ch rze­

ścijańskie, z d ru g ie j — domowe, uzw yczajniające całą s y tu a c ję 38. To, co w tej sy tu a c ji jest — m im o w szystko — niezw ykłe, w y d aje się długi czas grun tow ać tylko na „nieszczęściu”, „chorobie” przybyłego niespo­

dziew anie gościa, na zagadkow ości w ogóle, jak ą P u steln ik -G u sta w o ta­

cza sw oją osobę i w szystko, co czyni.

W IV części d ra m a tu pow ołana zostaje now a w e rsja Dziadów. L udo­

w y obrzęd p rzy jm u je form ę nastaw io n ą w y raźnie na osobę K siędza, na rolę, jak a m a K siędzu przypaść pod koniec rozw oju tej, w istocie sw ojej już obrzędow ej sytuacji, obrzędow ej w now ym duchu. To w zw iązku z osobą Księdza sy tu a c ja ta u jęta zostaje w ra m y chrześcijańsk iej obrzę­

dowości zw iązanej z D niem Z adusznym ; u jaw n ia się w ten sposób w za­

jem na odpowiedniość chrześcijańskiego św ięta zm arły ch i ludow ej u ro ­ czystości Dziadów, jak też łączący oba te św ięta w spólny im — re lig ijn y i czysto ludzki — sens. K siądz pow inien w rezu ltacie uchylić sw ój u ta r ­ ty sąd o D ziadach jako „pełnym g u ślarstw a obrzędzie św ięto k rad zk im ” (w. 1188) — i w ystąpić w roli G uślarza. W św iadom ości K siędza istn ieje ponadto drugi k ry ty c z n y sąd na tem a t Dziadów: są to „północne schadz­

ki / Po cerkw iach, p u stk ach lub ziem nych p ieczarach ” (w. 1186— 1187).

Nowa noc Dziadów rozgryw a się zatem w m ieszkaniu Księdza, zam knię­

ta jest w ram y zw yczajnej dom ow ej sy tu a c ji podejm ow ania gościa w ro­

dzinnym kręgu. Znow u zostają stw orzone odpow iednie okoliczności dla przyjęcia przez Księdza obowiązków G uślarza.

Ale Ksiądz istotę sy tu acji, jak a pow staje z chw ilą znalezienia się G u­

88 W. J a n k o w s k i („Dziady” wileńsko-kowieńskie. Sniatyn 1911, s. 13) zw ró­

cił np. uwagę n a „użycie [tu] [...] dom owego środka: wody, która chłodzi rozpalone czoło pustelnika”.

•2 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 1968, z . a

(15)

18 J A N U S Z S K U C Z Y N S K I

staw a w jego m ieszkaniu — jej obrzędow y c h a ra k te r — poznać może dopiero pod koniec rozw oju ak cji dram atyczn ej. I dzieje się ta k nie bez przyczyny: dopełnić się n a jp ie rw m usi G ustaw ow a „gra o D ziady” , aby ta now a noc Dziadów m ogła być urzeczyw istniona w pełni. Do tego cza­

su istota sy tu a c ji jest „m askow ana” poprzez k o nsekw entne u trzy m y w a­

nie jej zagadkowości. G ustaw nie odsłania p raw d y o ch arak terze swej egzystencji, nie objaw ia celu swojego przybycia do Księdza, „głos z k an­

to rk a ” zostaje przez niego „p odrobiony”, itd.

„D uch m łody” m ilczał w śród wieśniaków’ i w ieśniaczek zgrom adzo­

nych n a obrzędzie spraw ow an ym przez G uślarza 39. Nieprzypadkow o. J a ­ ko sam obójca, jako „osobne in d y w id u u m ” nie znalazłby wspólnego języ­

ka z ludow ym audytorium . Sw oją miłość, w yró żniającą go spośród w szy­

stkich in n y ch kochanków , i sw oją rozpacz, k tó ra doprow adziła go aż do targ n ięcia się na w łasne życie, G ustaw przedstaw ić może tylko K siędzu.

A w każdym razie Ksiądz je st osobą b ardziej odpow iednią aniżeli w ie j­

ska grom ada, aby stać się św iadkiem dokonyw anego przez b oh atera są­

du n ad w łasn y m życiem. K siądz był nauczycielem G ustaw a, on u k ształ­

tow ał jego osobowość. W dom u Księdza, w otoczeniu tego domu z n a j­

dują się pam iątki po ukochanej; w m yśl k a ry , jaką przychodzi G u sta­

w ow i znosić po śm ierci, m usi on w racać w te „m iejsca p am iątek ” . J e d ­ nocześnie ludow e Dziady, z całą stojącą za nim i m oralistyką, są G u sta­

wowi potrzebne. Tylko one m ogą w ytłum aczyć „grzech”, jakiego on się dopuścił n a ziemi — kochając. I nadać zarazem sens cierpieniom , jakie przychodzi m u znosić po śm ierci.

IV część Dziadów to k o lejn a d ram a ty c z n o -te a traln a p arafraza lu do ­ wego obrzędu, tym razem czyniąca jego c e n traln y m i postaciam i chrześci­

jańskiego księdza oraz rom antycznego kochanka, do ty ch osób dostoso­

w ująca jego form ę. W skutek tego od pierw ow zoru odchodzi się tu jesz­

cze d alej aniżeli w części I I 40. W zakresie jed n a k konstruo w ania sam ej sy tu a c ji d ram aty czn ej obserw ow ać m ożna ten d en cję a k u ra t przeciw ną.

A w pełni u jaw n ia tę złożoność d ra m a tu p ro jek to w an a w nim p rzestrzeń tea tra ln a.

M ieszkanie Księdza — stół nakryty, tylko co po w ieczerzy — [...] dwie św iece na stole — lampa przed obrazem N ajśw iętszej Panny Maryi — na ścienie zegar bijący.

89 Jeżeli nawet milczące Widmo z części II nie jest tożsame z G ustawem , to w jednym i w drugim wypadku chodzi o postać reprezentującą tę samą osobowość (zob. J. S a l o n i, K om pozycja „Dziadów” wileńskich. Łódź 1961, s. 57—69).

40 Jakkolw iek w czasach M ickiew icza zdarzało się, iż obrzędowi przewodniczył ksiądz — tak jak zresztą pokazał poeta w pierwszej redakcji II części Dziadów . Znamienna jest jednak jego rezygnacja z tego ujęcia, jak i zaakcentowanie potem w części I (w. 87): „ksiądz gusłów nie dozwoli”. A paza tym (jak już w skazywano) Dziady odprawiane były na cm entarzach albo w domach.

(16)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 19

T ek st głów ny uzupełnia te dyspozycje sceniczne o kom inek, na k tó ­ ry m płonie ogień, szafę z książKami, k an to rek , krucyfiks. W rezu ltacie pow ołane zostaje na scenie w n ętrze m ieszkalne posiadające w szelkie zn a­

m iona p rze strz e n i realistycznej, k tó re zestaw iane być może z a u te n ty c z ­ n y m i tego ty p u w n ętrzam i z początku X IX w ieku. W yposażone jest ono jednocześnie w dostatecznie w iele elem entów , aby ewokować na scenie odpow iednią atm osferę.

O tw iera się przed nami [...] sceneria [...] zaciszna i powszednia: sceneria, która m ogłaby służyć za tło jakiejś realistycznej idylii czy komedii m ieszczań­

skiej,

— pisze W acław B orow y 41, w skazując zarazem , że w M ickiew iczow skich in fo rm a c ja c h „ p rz estrzen n y ch ” zaw arta jest też sugestia całej p raw ie fa b u ły d ram aty czn ej, k tó ra m ogłaby zostać w takim otoczeniu ro zeg ra­

na. W każdym razie mówić m ożna o odw ołaniu się poety do k o n k re tn e j tra d y c ji d ram a ty c z n o -te a traln e j. J e s t to raz jeszcze tra d y c ja te a tru d r a ­ m y, tyle że w najw cześniejszych te a tru tego realizacjach, tj. rea listy cz ­ n ej d ra m y rodzinnej. P otw ierdza to pierw sza zaraz sy tu a c ja d ram a ty c z ­ n a w pokoju K siędza: po kolacji K siądz otoczony Dziećm i odm aw ia m o­

dlitw ę. S y tu a cja ta dookreśla jednocześnie k rą g skojarzeń, jakie w iążą się odtąd z ty m pokojem : w szystkie one m ieszczą się w polu sem antycz­

n ym hasła „dom ”, nacechow anym dodatnio.

P rzy b y cie do tego m ieszkania P u steln ik a-G u sta w a , k tó ry je st „dzi­

w acznie u b ra n y ”, k tó ry u Dzieci budzi lęk, przerażenie itd., pozostaw ać m usi w jaw n e j sprzeczności z w łaściw ościam i m iejsca scenicznego. Nie jest to jed n a k sprzeczność tego sam ego ty p u co w Dziadów części II.

Tym razem chodzi o zabieg w pełni celowy.

W „godzinie m iłości” m ieszkanie K siędza uzy sk uje a try b u ty „m ałe­

go [...] w łasnego d om u ” (w. 40), gdzie m ożna usiąść „z dziećm i p rzy ko­

m in ie” (w. 43), gdzie „ciepło, w ygodna zacisza” (w. 185). A try b u ty te ujaw n ia p ro tag o n ista d ram atu , k tó ry sam p rz y jm u je teraz postać P u s te l­

nika; in fo rm u je Księdza, że przestrzeń, z k tó re j przybyw a, p rzy n a leż y do pejzażu „słotnej, ciem nej p o ry ” (w. 45), „w ichru, gromów, bu rzy sro ­ g ie j” (w. 186); ogień w kom inie p rzeciw staw ia żarow i płonącem u w e w łasn ej piersi; ogłasza przed K siędzem „gałąź jed lin y ” jed yny m sw oim tow arzyszem i przyjacielem i w ciąga ją n astęp n ie do w n ętrza pokoju.

Potem , w „godzinie rozpaczy”, m ieszkanie K siędza jaw i się jako „lu by dom ek” (w. 731), dom ek pełen pam iątek (w. 819) — a P u steln ik o d k ry ­ w a swoje „w łaściw e” imię: G ustaw , a także w cześniejsze zw iązki z K się­

dzem i jego dom em ; w tok opowieści w p lata też relację z p ob y tu w opusz­

czonym dom u „nieboszczki m a tk i” , gdzie nic już nie pozostało z „luby ch p a m ią te k ”.

41 W. B o r o w y , O poezji Mickiewicza. T. 1. Lublin 1958, s. 114.

(17)

20 J A N U S Z S K U C Z Y Ń S K I

P u ste ln ik -G u sta w konotacje skupione w okół m iejsca akcji w ydoby­

w a i eksp o n uje w sposób system atyczny, stopniowo, n a zasadzie w y raź­

n e j gradacji. N ajp ierw u jaw n ia sferę znaczeń zw iązanych z czysto „m a­

te ria ln y m ” postrzeganiem m ieszkania K siędza („godzina m iłości”), po­

tem k o n c e n tru je się już w yłącznie n a ew okow anych przez nie sensach

„duch ow ych ” („godzina rozpaczy”). Sw ój n a ra s ta ją c y p rzy ty m stosunek e m ocjonalny do te j przestrzen i ak cen tu je poprzez zastąpienie słow a

„dom ” jego w e rsją d em inutyw ną. I jest to jeden k ieru n e k jego działań.

Istn ieje bow iem i k ieru n e k drugi. W parze z sukcesyw nym w zbogace­

niem p rzestrzen i m ieszkania K siędza o nowe znaczenia zm ienia się jed ­ nocześnie stosun ek b o h atera do w łasnej osoby, do sposobu ujęcia de­

m o n stro w an y ch przez siebie dziejów miłości i rozpaczy, do w y ła n ia ją ­ cego się z te j opowieści obrazu jego „sy tu acji życiow ej”. D ziałania te pozostają każdorazow o w relacji jaw nie opozycyjnej, dokładniej: pole­

m icznej w obec znaczeń zaw arty ch w obrazie m ieszkania K siędza. T ak w ięc jako gość „m ałego [...] w łasnego dom u” G ustaw p rzy b ie ra postać P u steln ik a; do w nętrza, w k tó ry m K siądz m oże usiąść „z dziećm i p rzy k om inie” , w nosi gałąź jed lin y i ją obw ołuje swoim jedy n ym to w arzy ­ szem i przyjacielem . N azyw ając m ieszkanie Księdza „lubym dom kiem ”,

„dom kiem p a m ią te k ” odkryw a z kolei przed swoim gospodarzem ry sy G ustaw a, zw ierzenia m iłosne p rzery w a odbiegającą — zdaw ałoby się — od te m a tu rela cją z pobytu w opuszczonym dom u „nieboszczki m a tk i” . M iędzy znaczącym i cecham i księżowskiego dom u odsłanianym i przez bo h a te ra a w chodzącym i z nim i w k o nflik t jego działaniam i zachodzą ta k ścisłe pow iązania, iż tru d n o w końcu wskazać, gdzie jest „przyczy­

n a ” , a gdzie „ sk u te k ”. Jedno w każdym razie nie ulega w ątpliw ości: za sp raw ą sw oistej obosieczności efektu, jaki pow staje w m ieszkaniu K się­

dza, zrealizow ane m ogą być dw a te zadania, k tó re p rzyp ro w adziły pro- tagonistę d ra m a tu do dom u jego daw nego nauczyciela. Oto w yd ob yw a­

jąc w opozycji do w łasnej „sy tu acji życiow ej” w szystkie „dom ow e” a tr y ­ b u ty księżow skiego pokoju, a k cen tu je on — i sta je niejak o na ich s tr a ­ ży — te w łaściw ości w nętrza, k tó re odróżniając m ieszkanie K siędza od

„cerkw i, p u ste k lub ziem nych pieczar” p re d e sty n u ją je do stan ia się m iejscem obrzędu Dziadów z gospodarzem w roli G uślarza. Z d ru g ie j stron y : u jaw n ia jąc przez swoje zachow anie, sprzeczne jak gdyby z w ła ś­

ciw ościam i tego w nętrza, całe szaleństw o, co znaczy też: nieszczęście swo­

jej miłości, sw ojego losu — dopuszcza się on ty m sam ym sw oistej p ro ­ w okacji w obec Księdza, ostatecznie: uderza w racje jego „zdrow ego ro ­ zu m u ”, b ro n i przed nim obrzędu Dziadów.

Ale każdy z kom ponentów m ieszkania K siędza ,,gra” ponadto sam o­

dzielnym i znaczeniam i i rolam i. I to w sposób ta k ek sp resy jn y , iż w re ­ zultacie obie te funkcje, k tó re w yżej przypisane zostały księżow skiem u pokojow i jako całości, okazują się być pełnione przez pojedyncze ele­

m e n ty p rzestrzen n e. W ięcej. Z elem entów ty ch w y ła n ia ją się now e jesz­

(18)

P O D S T A W Y O B R Z Ę D O W E A P R Z E S T R Z E Ń T E A T R A L N A W „ D Z IA D A C H ” 21

cze znaczenia i role, któ ry ch nie jest w stan ie ujaw nić do końca całościo­

w y odbiór m iejsca scenicznego. Co zaś najw ażniejsze: m iejsce to, za­

chow ując pełne pozory p rzestrzen i rządzącej się zasadam i iluzji, odsła­

n ia w istocie znam iona p rzestrzen i sy n tety czn ej, od początku podporząd­

k ow anej w ym ogom złożonej sy tu acji dram aty cznej.

G ustaw ow a „gra o D ziady” prow adzona jest przy udziale czterech kom ponentów m ieszkania Księdza. P ierw szy z nich to zegar „na ścienie” . Na p y tan ie K siędza o nazw isko P u steln ik — p atrząc na zegar — odpo­

w iada: „N azw iska, jeszcze rano... powiedzieć nie m ogę” (w. 34). G est obserw ow ania przez b o h a te ra w skazów ek zegara pow tarzać się będzie odtąd często, a w raz z nim — bądź po w ysłu chaniu bicia zegara — po­

w racać będą w jego w ypow iedziach kw estie typu: „Lecz już późno, a d łu ­ ga do przebycia droga!” (w. 759), czy też: „Oto dziesiąta w y b ija [...] / Jeszcze, jeszcze dw ie godziny” (w. 706— 710). W skazując u p ły w a ją c y czas, zegar reg u lu je w szystkie działania P usteln ik a-G u staw a. W ten spo­

sób działania te w p ro st zd rad zają „program ow y” c h a ra k te r, u ja w n ia ją istnienie u swoich podstaw zam ysłu „tak ty czn eg o” , zasad „ te a tru w te a ­ trz e ”. R egułam i g ry objęty jest zarów no czas trw an ia „ w y stąp ie n ia ” b ohatera, jak i wiedza, k tó rą na sw ój tem a t p rzekazu je K siędzu, w ogó­

le m otyw y tem atyczn e jego w ypow iedzi.

N astęp ny w kolejności kom ponent m ieszkania Księdza w prow adzony do akcji to kom inek z płonącym na nim ogniem. D ostarcza on b o h ate­

row i p rete k stu do zaatakow ania Księdza ty ra d ą o ogniu „tysiąc razy, / M ilion ra z y ” w iększym (w. 72— 73), jak i płonie w jego sercu — w mo­

m encie, kiedy K siądz prop o n u je m u ogrzanie się pfrzy kom inku. W re ­ zultacie kom inek stw arza jak b y p u n k t w yjścia aktu, k tó ry zam yka w so­

bie cały niejako w ątek szaleństw a miłości, dem onstrow anego przez P u ­ stelnik a-G ustaw a, a stanow iącego podstaw ow y środek jego „g ry o Dzia­

d y ” .

U jaw nione zostaje też podłoże in te le k tu a ln e przeżyć, k tó re s ta ły się udziałem p ro tag o n isty d ra m a tu — i ich bliskość osobie K siędza. Z bi­

blioteczki stojącej w m ieszkaniu K siędza — k tó ra jest n astęp n y m w ko­

lejności elem entem tego w n ę trz a w prow adzonym do akcji — P u s te ln ik w yciąga książki, dzieła R ousseau i Goethego, aby powołać się w d y sk u ­ sji z K siędzem na „żyw ot H eloizy” (w. 130), „ogień i łzy W e rte ra ” (w.

131). Dzieła te, fakt, że z n a jd u ją się one w, m ieszkaniu K siędza, uczynić go w in n y uw ażniejszym ob serw ato rem G ustaw ow ego szaleń stw a m iło­

ści: „gra o D ziady” w y d aje się już w y raźn ie kierow ać w stro n ę osoby Księdza.

Z kolei k a n to re k staje się dla P u steln ik a-G u sta w a już w sposób bez­

pośredni rekw izy tem w „grze o D ziady”. W przeciw ieństw ie do ta m ty c h elem entów w yposażenia w nętrza, k tó re w istocie pozostaw ały w związ­

ku pośrednim z ostatecznym celem przybycia b o h atera do m ieszkania K siędza, ten sprzęt, osnute w okół niego zdarzenie, w y d ają się już w p ro st

(19)

22 J A N U S Z S K U C Z Y ttS K I

w skazyw ać, iż g ra idzie o Dziady. Oto wobec sk o n sterno w an ych Dzieci P u s te ln ik „udaje głos” kołatka, którego przedstaw ia jako duch a proszą­

cego o „troje pacio rek” (w. 768); potem w „godzinie p rzestro g i” z kan­

to rk a dobiegnie podobny głos, ty le że będzie on już bez w ątp ien ia n a j­

b a rd z iej „au te n ty c z n y ” 42.

C ztery kom ponenty m ieszkania Księdza i zorganizow ane w okół nich odpow iednie działania P u steln ik a-G u sta w a zam yk ają w swoich ram ach — u ję ty jak b y w skrócie i ro zw ijan y stopniow o — cały scenariusz „gry o D ziady” . Ale razem z prow adzoną przez siebie g rą P u steln ik -G u sta w a ra n ż u je jednocześnie now ą noc Dziadów z K siędzem w roli przew od­

nika.

J u ż na sam ym początku didaskaliów czytam y: „stół n a k ry ty , tylko co po w ieczerzy” . Razem z ty m elem en tem pojaw ia się zatem w pokoju K siędza ce n traln y rek w izy t ludow ego obrzędu; m iejscem , p rz y którym odbyw ano biesiadę z ducham i zm arłych, był stół bądź m ogiła, gdzie za­

staw ian o ucztę. P o tra w y n a księżow skim stole, pozostałe po dopiero co zakończonej „w ieczerzy”, n a su w a ją dodatkow e skojarzen ie z uroczysto­

ścią Dziadów. O statecznie zaś k w alifik acji pokoju na m iejsce odbycia obrzędu d o pełniają „dw ie świece n a sto le” i „lam pa pod obrazem N aj­

św iętszej P a n n y M ary i” . W m ieszkaniu K siędza istn ieją w rezu ltacie trz y źródła św iatła; w edług w ierzeń ludow ych „m iały one jak o b y moc przyciągania zjaw ” 43. Gasnąc potem po kolei, w okolicznościach niezro­

zum iałych w ogóle dla Księdza, św iatła te b u d u ją w y m iar m etafizyczny przestrzen i księżowskiego pokoju — niezbędny a try b u t w szelkich aktów obrzędow ych. G ustaw zresztą na p y tan ie K siędza: „K to to zgasił św iecę?”, odpow ie w prost: „K ażdy cud chcesz tłum aczyć” (w. 722— 723). Poza ty m n a d n a tu ra ln y w y m iar przestrzen i dopełniony jeszcze będzie przez pianie koguta tow arzyszące zniknięciu w idm a G u staw a — „znany to w w ierzeniach ludow ych znak zbliżającej się północy, a więc po ry zni­

k ania duchów ” 44.

M ickiewicz w IV części Dziadów odchodzi już od nastrojow ości li ty lk o obrzędu, od uczynienia D ziadów p rete k ste m do ukazania na scenie jedynie egzotycznego „obrazka te a tra ln e g o ” . P rz y pow oływ aniu lud o­

w ej uroczystości do rozw iązania obcego jej z n a tu r y zagadnienia ro m a n ­ ty czn ej miłości, podnoszeniu obrzędu D ziadów jak b y o stopień w yżej — w każdym razie z p e rsp ek ty w y w łasnych p e ry p e tii życiow ych — poecie u d a je się zarazem w ydobyć część owego niezw ykłego w aloru, jak i w in ­ no ewokować m iejsce odbyw ania czynności obrzędow ych. P rz y czym

42 Dokładnej analizie „głos z kantorka” poddają A. W a ż y k (Kilka m y śli o romantykach. W: Cudowny kantorek. W arszawa 1979) oraz J. K o t t (C u dow n y kołatek z Mickiewiczowskiego kantorka. „Pismo” 1981, nr 4).

48 W a n t o w s к a, op. cit., s. 304.

44 Ibidem, s. 303.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

Ale zażądał, by poddano go egzaminom (ostrość wzroku, szybkość refleksu), które wypadły pomyślnie, toteż licencję, w drodze wyjątku, przedłużono na rok. Kilka lat

Uzasadnić, że przestrzeń liniowa wszystkich wielomianów (rzeczywistych bądź ze- spolonych) nie jest przestrzenią Banacha w żadnej

Udowodnić, że średnia arytmetyczna tych liczb jest równa n+1 r

W koreańskiej mitologii możemy spotkać się z wieloma istotami pochodzącymi zza światów: Dzisin i Thosin to duchy ziemi, Kwisina można spotkać na drogach i traktach – uważa się

Nie wiadomo również, czy odporność na niedokrwienie nie jest związana z powtarzającymi się krótkimi okre- sami niedokrwienia chorego mięśnia sercowego, co mogłoby

W razie zaciągnięcia zobowiązania w trakcie trwania wspólności mająt- kowej, za zgodą małżonka, istnieje możliwość zaspokojenia się wierzyciela bez ograniczeń z

nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się