W grudniu 2005 r. dotar∏a do mnie z Londynu smutna wiadomoÊç o Êmierci prof. Adama Micha∏owskiego. Od- szed∏ ostatni z dwóch moich wielkich Mistrzów sztuki i rzemios∏a medycyny: nauki i praktyki klinicznej. Adam nauczy∏ mnie trudnej umiej´tnoÊci ∏àczenia pracy labora- toryjnej z pracà lekarza przy ∏ó˝ku chorego. Wskazywa∏ na wiele przes∏anek wspólnych dla medycyny doÊwiadczalnej i klinicznej i na wzajemne wywa˝one we w∏aÊciwych pro- porcjach relacje mi´dzy nimi. Nauczy∏ mnie krytycznego myÊlenia i czytania literatury fachowej zawsze z zacho- waniem pokory do w∏asnej wiedzy i stosownie do wa˝ko- Êci konkretnego celu badania naukowego.
Przez okres 10 lat, ka˝dego dnia po pracy w Klinice Onkologii udawa∏em si´ do Zak∏adu Biologii Komórki i Terapii DoÊwiadczalnej, ˝eby popo∏udniami i nierzadko nocami, a tak˝e w Êwi´ta, wykonywaç wraz z moim Mi- strzem eksperymenty na zwierz´tach doÊwiadczalnych.
By∏ to okres trudny i niezwyk∏y zarazem – z jednej strony pe∏en wyrzeczeƒ, braku czasu na ˝ycie osobiste i jakàkol- wiek rekreacj´, z drugiej – fascynujàcy i dostarczajàcy niema∏o satysfakcji. Mój Mistrz cierpliwie, konsekwentnie i w sposób wyrozumia∏y wprowadza∏ mnie w zupe∏nie in- ny, nieznany mi przedtem, Êwiat prawdziwej nauki.
Adam imponowa∏ mi swojà niezwyk∏à erudycjà, ob- szernà wszechstronnà wiedzà, daleko wykraczajàcà poza medycyn´ i utrwalone hipotezy badawcze. Zafascynowa- ny by∏ mi´dzy innymi kulturà i filozofià krajów Dalekiego Wschodu na tyle, ˝e nauczy∏ si´ j´zyka chiƒskiego i ja-
poƒskiego. Emanowa∏ od niego spokój i cechowa∏a go umiej´tnoÊç skupiania uwagi na swoim rozmówcy.
Potrafi∏em s∏uchaç go godzinami, ch∏onàc wszystko co mówi∏, poniewa˝ zawsze wyra˝a∏ si´ bardzo precy- zyjnie i konkretnie, wa˝àc ka˝de wypowiedziane lub pisane s∏owo. By∏ pod tym wzgl´dem perfekcjonistà.
Rozmówców swoich traktowa∏ z powagà i nale˝nym szacunkiem, ponad jakimikolwiek podzia∏ami, ceniàc przede wszystkim ich wiedz´, uczciwoÊç, rzetelnoÊç, profesjonalizm i odwag´ w wypowiadaniu nie zawsze popularnych stwierdzeƒ i poglàdów. Unika∏ natomiast ignorantów, pozorantów, pochlebców, rutyniarzy i lu- dzi w ich mniemaniu nieomylnych. Surowy i wymaga- jàcy by∏ tak samo w stosunku do siebie, jak i do wspó∏- pracowników, znajomych i przyjació∏.
W czasach, w których przysz∏o nam ÊciÊle wspó∏- pracowaç (w latach 1972-1982) nie by∏o ∏atwo. Niejed- nokrotnie wydawaliÊmy ostatnie oszcz´dnoÊci z na- szych skromnych lekarskich pensji na zakup i skom- pletowanie niezb´dnego sprz´tu laboratoryjnego po to, ˝eby jak najlepiej wykonaç zaplanowane doÊwiad- czenia badawcze, z zachowaniem jakoÊciowych Êwia- towych standardów metodologicznych.
Nasza wspólna, mozolna i czasoch∏onna praca ekspe- rymentalna przedkliniczna i uzyskane wyniki stworzy∏y niezb´dne podstawy do uruchomienia po raz pierwszy w Polsce radioterapii niekonwencjonalnej wiàzkà neutro- nów pr´dkich w Centrum Onkologii i w Instytucie Fizyki Jàdrowej w Krakowie. Profesor Adam Micha∏owski by∏
promotorem mojej rozprawy doktorskiej w dziedzinie ra- diobiologii i onkologii, która by∏a zwieƒczeniem powy˝- szych wspólnych dokonaƒ.
Dzi´ki Adamowi pozna∏em wielu znakomitych na- ukowców i lekarzy ze Êwiatowych oÊrodków onkologicz- nych – albo przy okazji konferencji naukowych, które per- fekcyjnie przygotowywa∏ i organizowa∏ w kraju i na które ich zaprasza∏ – albo, kiedy korzystajàc z jego rekomenda- cji i pomocy dane mi by∏o okresowo pracowaç w znanych onkologicznych oÊrodkach w Europie i USA. Moja blisko dwuletnia praca w laboratorium i w klinikach w Harvard Medical School w Bostonie oraz w Memorial Sloan-Ket- tering Cancer Center w Nowym Yorku by∏a nie tylko wspania∏à przygodà intelektualnà badacza i lekarza, ale tak˝e najwa˝niejszym s∏upem milowym na mojej drodze zawodowej.
W naszym Instytucie Onkologii przy ul. Wawelskiej w Warszawie prof. Adam Micha∏owski skutecznie budo- wa∏ pomosty pomi´dzy naukami podstawowymi a klinicy- stami. Ch´tnie uczestniczy∏ w odbywajàcych si´ 2 razy
Wspomnienie • In memoriam
NOWOTWORY Journal of Oncology •2006 •volume 56 Number 3 • 364–365
Wspomnienie o profesorze Adamie Micha∏owskim
w tygodniu znakomitych seminariach kliniczno-patolo- gicznych, na których omawialiÊmy schorzenia nowotworo- we szczególnie trudne i problematyczne w swoim przebie- gu. Niejednokrotnie jego krytyczne komentarze i logiczne wywody budzi∏y podziw i uznanie klinicystów.
Moi dwaj nie˝yjàcy ju˝ dzisiaj Wielcy Mistrzowie:
profesorowie Adam Micha∏owski i Tadeusz Koszarowski zawsze wpajali w nas, ˝e leczy si´ nie nowotwory i nie ciekawe przypadki, a ludzi chorych na nowotwory, co wy- maga od nas wszystkich wielkiej odpowiedzialnoÊci, usta- wicznego uaktualniania naszej wiedzy i indywidualnego podejÊcia zespo∏u terapeutycznego ordynujàcego i wyko- nujàcego kompleksowà strategi´ leczenia skojarzonego.
Autorytet i charyzm´, jakà posiada∏ profesor Adam Micha∏owski, zawdzi´cza∏ swojej prostolinijnoÊci i rów- nemu traktowaniu wszystkich swoich partnerów, nieza- le˝nie od tytu∏u naukowego czy te˝ posiadanych kwalifika- cji. Wa˝ne by∏y jedynie rzeczowe argumenty oparte o me- dycyn´ faktów.
Przyszed∏ niestety moment, kiedy prof. Adam Mi- cha∏owski na skutek ró˝nych przyczyn subiektywnych i obiektywnych zdecydowa∏ si´ skorzystaç z zaproszenia kolegów naukowców z Wielkiej Brytanii i podjà∏ decyzj´
o kontynuowaniu swojej pracy naukowo-badawczej w Hammersmith Hospital w Londynie. Pracowa∏ tam in- tensywnie od 1980 r. a˝ do emerytury.
W ostatnich latach swojego ˝ycia zmaga∏ si´ dzielnie z dwoma nowotworami. Do ostatnich dni zachowa∏ nie- zwyk∏à aktywnoÊç umys∏owà i fizycznà, w coraz wi´kszym jednak stopniu ograniczanà post´pujàcà nieub∏aganie chorobà – mimo stosowanego leczenia. Profesor Adam Micha∏owski do koƒca ˝ycia by∏ osobà skromnà, cichà i nie absorbujàcà swojego otoczenia.
Adam przez ca∏e swoje ˝ycie tworzy∏ na naszych oczach sylwetk´ Mistrza wszechstronnego, który swojà postawà i post´powaniem zaÊwiadcza∏ o tym, jakie sà naj- wa˝niejsze wartoÊci lekarza-naukowca. Sàdz´, ˝e ci wszy- scy jego uczniowie, wspó∏pracownicy i przyjaciele, którzy mieli okazj´ z nim si´ zetknàç i wspó∏pracowaç – zachowa- jà go w pami´ci na zawsze.
Dzi´kuj´ Ci Adamie za to, ˝e by∏eÊ w moim ˝yciu prawdziwym diamentem i niedoÊcignionym wzorcem leka- rza, naukowca, nauczyciela, humanisty – cz∏owieka rene- sansu, a tak˝e moim nieformalnym ojcem chrzestnym.
Dr n. med. Janusz Meder Prezes Polskiej Unii Onkologii
Kierownik Kliniki Nowotworów Uk∏adu Ch∏onnego Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Sk∏odowskiej-Curie w Warszawie
365