Julian Krzyżanowski
G. R. Noyes i jego przekład
Mickiewicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 551-556
G. R. NOYES I JEG O PRZEK ŁA D M ICKIEW ICZA
Poem s by A dam M ickiewicz T ran slated by various hands and edited by G eorge R apall Noyes P rofessor of Slavic Languages in the U n iv er sity of California. The Polish In stitu te of A rts and Sciences in Am erica.
New Y ork 1944, 8vo s. IX, 486.
Im ponujący tom o pięciuset niem al stronicach, zapoznający czy teln ik a am erykańskiego ze św iatem poezji m ickiew iczowskiej jest w ydarzeniem literack im ta k niezw ykłej m iary, iż zasługuje na zajęcie się nim dokładniejsze, aniżeli b y to było w skazane w w ypadku ja k ie gokolw iek innego przekładu. Stanow i on bowiem pow ażny krok na drodze nie ty le w prow adzania M ickiewicza w poczet klasyków św ia tow ych, (przecież poeta do ich gro n a w szedł już za swego życia!), ile udostępnienia go szerokim m asom m iłośników arcydzieł. Rów nocze śnie jest on w yrazem w ieloletniego i owocnego k u ltu poety naszego i to, dodajm y z m iejsca, k u ltu krzew ionego w sposób w ysoce kon sekw entny i zapew niający m u trw ałość. Pionierem tego k u ltu jest w ydaw ca ,,Poem s“ i in icjator zbioru, w ykonanego zespołowo, G eor ge R apall Noyes, sędziwy p rofesor U n iw ersytetu K alifornijskiego. Od niego w ięc uw agi o „Poem s“ tu ta j rozpocząć będzie najsłuszniej.
U pływ a w łaśnie pół w ieku od chwili, gdy dw udziestopięcioletni K alif orni jczyk (ur. 1873) w ylądow ał w P etersb u rg u , dokąd w y b rał się na studia slaw istyczne, k tó re m iały m u przynieść k ated rę języków słow iańskich na uniw ersytecie w Berkeley. Tak się zdarzyło, iż w śro dow isku naukow ym P e tersb u rg a , gdzie spędził dwa lata (1898— 1900), Noyes w ykształcił się nie ty lk o na tęgiego rusycystę, ale zapalił się rów nież do lite ra tu ry polskiej. Rzecz to zrozum iała, w stolicy bowiem carów przed laty pięćdziesięciu istniał bardzo niezw ykły ośrodek k u l tu ra ln y polski, w k tó ry m rej wodzili ludzie tacy, jak B audouin de C ourtenay, Spasowicz, Łoś, Ptaszycki. Z dobyta tu ta j znajom ość i ję zyka polskiego i pow stałych w nim arcydzieł literackich w ydała po latach plon obfity w postaci serii tomów, przynoszących przekłady utw orów J a n a K ochanow skiego („Poem s“ , 1932), M ickiewicza, K rasiń
skiego („Irid ion “ , 1927), Słowackiego („A nhelli“ , 1930), F re d ry („La dies and H ussars“ , 1925) i W yspiańskiego („M eleager“ , „Protesilaos and Laodam ia“ , 1933), nie m ów iąc o rzeczach drobniejszych, pom iesz czonych w czasopismach. W śród prac tych na czoło w ysuw ają się tłu
5 5 2 RECENZJE I PR ZEG LĄ D Y
m aczenia dzieł M ickiewicza, o k tóry ch i potrzebie i poziomie w ym ow nie św iadczą ich w znow ienia. W ydany tedy w r. 1917 piękny przekład prozą „P ana T adeusza“ („Pan Tadeusz or th e L ast F oray in L ith u a n ia “) w la t kilkanaście później (1930) wszedł do znanej powszechnie, olbrzy m iej serii klasyków , pojaw ił się bowiem w w ydaw nictw ie D enta „ E v ery m an ’s L ib ra ry “ , w ydane zaś obecnie „P o em aty “ są rozszerzo nym w znow ieniem zbiorku z r. 1925, noszącego ty tu ł „K onrad W al lenrod and O ther W ritings of A dam M ickiew icz“. I te w łaśnie dane, w skazujące na trzy d ziesto letn ią ciągłość p racy Noyesa, rozstrzyg ają 0 w spom nianym poprzednio jej w y jątk o w y m znaczeniu w dziejach przen ikania arcydzieł lite ra tu ry polskiej w dziedzinę nie tylko u zn a w an y ch ale i znamych pozycyj lite ra tu ry św iatow ej.
P raca ta, dziw nym tra fem n iezarejestro w an a na kartach „ P a m ię t n ika L iterackiego“ , m a jed n ak , jak się rzekło, inne jeszcze aspekty, przy k u w ające do niej uw agę zarów no m iłośników M ickiewicza, jak każdego, kogo in teresu je sp raw a stosunku lite ra tu ry polskiej do św ia ta pozapolskiego.
N ależy tu przede w szystkim m etoda pracy zbiorow ej, zastosow ana z doskonałym i w ynikam i przez uczónego-tłum acza. W w iększości m ianow icie w ypadków sporządzał on dosłow ne przekłady danych te k stów , po czym pow ierzał je osobom z swego grona obdarzonym ta le n tem poetyckim , k tó re nadały im postać w ierszy czy prozy poetyckiej, 1 w ten sposób pow stała szkoła Noyesa, jak g rup ę owych w sp ó łp ra cow ników nazw ać by można. G rup a ta, do k tó rej należy i żona orga nizatora, M rs Florence Noyes, obejm uje dziew ięcioro tłum aczy M ic kiewicza, przy czym dwie z osób w nią wchodzących opiera się już w p ro st na tekstach oryginalnych, polskich. Do tego niezw ykłego zespołu wchodzą: Josephine C arrol Brown, Doris D urst, Hazel H al m a H averm ale, W atson K irkconnell, Jew el P arish, M arjorie B ea trice Peacock, D orothea P ra ll Radin, D orothy Todd i B enjam in Col lins W oodbury. W yrazem zaś doskonałego zgrania całego zespołu je st choćby fakt, iż przekładu „D ziadów “ cz. III dokonały trz y osoby, D. R adin tedy, protagonistka gru p y, dała Prolog i sześć pierw szych scen A ktu I, sceny n astępne przełożył W. K irkconnell, od niego też pochodzi w iersz „Do przyjaciół M oskali“ , resztę zaś „U stępu“ tłu m a czyła M. B. Peacock.
Osiągnięcie jednolitego poziom u było tu m ożliwe dzięki tro sk li wej czujności in icjato ra i organ izatora pracy. Od niego też pochodzi jej naukow a opraw a, duży w stęp oraz obfite przypisy. Nim ty m i działam i się zajm ę, rad b y m jeszcze zaznaczyć, że am bicją zespołu było zachować w szelkie odcienie znaczeniow e oryginału, tak by p rze kład odtw arzał je m ożliwie w ie rn ie a zarazem tch nął jego pięknem . W obrębie lat dw udziestu zdarzało mi się prow adzić z prof. Noyesem listow ne dyskusje nad tym i czy owym i szczegółam i i zawsze byłem zdum iony gotowością, z jak ą znakom ity znaw ca naszych arcydzieł przyjm ow ał w szelkie w ątpliw ości i zastrzeżenia, które praca jego i jego grona mogła w yw oływ ać. Na nazw ę zaś znakom itego znaw cy lite ra tu ry polskiej tłum acz am ery k ań sk i w całej pełni zasługuje jako
a u to r w spom nianej naukow ej opraw y, k tó rą dopełnił przekłady. S tanow i ją przede w szystkim szczegółowy kom entarz, w p ro w adza jąc y czytelnika obcego w św iat M ickiewicza, uczący go posługiw ać się językiem poety w sensie nie słow nikow ym lecz znaczeniow ym , obejm ujący nie tylko znaczenie w yrazów i ich układów , lecz ró w nież to w szystko, co k ry je się m iędzy w ierszam i tekstów , co jest alu zją, co w inien dośpiew ać w swej duszy „czuły słuchacz“ . U stępy ko m entarza tego są n ieraz zwięzłymi i jasn y m i ekstrak tam i, re p re zen tującym i całe zespoły zagadnień, nam iętn ie d yskutow anych i osta tecznie nie m ogących doczekać się rozw iązania. Dla p rzyk ładu tylko w skażę stronicow e blisko w y jaśn ien ie w iersza „D rugi był w ieszczem ruskiego n a ro d u “ , u jm u jące stosunek M ickiewicza do P uszkina. Dla k om en tato ra wieszczem ty m jest oczywiście Puszkin, a nie R ylejew , jak to u nas próbow ano przypuszczać. „Jako poeta był R y lejew po stacią m niejszego w ym iaru, do któ rej M ickiewicz nigdy by się nie zw racał w ten sposób; w w ykładach p ary sk ich n a w e t go nie w spom n iał“ . Tak, arg u m en t to niew ątpliw ie rozstrzygający! W o bjaśn ie n iach sw ych Noyes sk ru p u la tn ie w yzyskał w szelkie zdobycze m ickie- wiczologii polskiej, k w itu jąc je um ieszczeniem nazw isk, zwł. Pigonia i U jejskiego, p rzy w ielu przypisach. Być może, że tu i ówdzie n a w e t ją zdystansow ał, w łączając w jej dorobek w yniki rosyjskich badaczy M ickiewicza u n a s dostatecznie nie w yzyskane, bo niedostępne. Tak doskonały znaw ca dzieł M ickiewicza jak re d a k to r ich w yd ania n a ro dowego, p rzerzucając kom entarz do „P oem s“ , k ilk akro tnie zazna czał nowości, z k tó ry m i w pracy swej się nie stykał, a k tó re n iew ą t pliw ie w nauce radzieckiej m ają źródło.
T ryum fem je d n a k m etody badaw czej Noyesa i jego u m iejętn o ści p atrzenia naukow ego na poznaw ane zjaw isko jest obszerny „W stęp“ , przynoszący syntetyczny, zwięzły zarys w iadom ości o życiu i poezji M ickiewicza. Podstaw ow e dane biograficzne u k azu ją się tu w postaci doskonale udokum entow anej w ynurzeniam i sam ego poety lub osób dobrze poinform ow anych, i u k ład a ją się w całość zupełnie przekonyw ającą. Uczony kalifo rnijsk i zna doskonale m anow ce n a szej legendy m ickiew iczow skiej, każącej przem ilczać to w szystko, co ze stanow iska jej w yznaw ców jest niew ygodne. P raw iąc tedy o sto sunk u poety do P ow stania listopadow ego, ośw ietla rzecz pełnym i go ryczy w yznaniam i samego M ickiewicza, dodając od siebie, że „nie je st to spraw a, n ad k tó rą historycy lite ra tu ry polskiej lubiliby się rozw odzić“ (s. 28) i przeciw staw ia autorow i „D ziadów “ C zarto ry s kiego, k tó ry nie w ierząc w insurekcję, nie stanął na uboczu i robił co mógł dla w spólnej spraw y. W pływ tow ianizm u na M ickiewicza u jm u je w lapid arn ej form ule, iż „w yw arł on m ek o rz y stn y w pły w na jego pracę profesorską, a w sk u tek tego na jego rozwój in te le k tu a ln y i jego stanow isko w świecie, na jego stosunki z kolonią polską w P a ry ż u i n a jego szczęście rodzinne“ (47). G dzieindziej nie tai ubole w ania, iż „najw iększy poeta polski k a rie rę sw ą zakończył jako skrom ny, trzeciorzędny publicysta fran cu sk i“ (59). Mimo tego uzasadnio nego sceptycyzm u rozw ażania swe Noyes kończy przekonaniem , iż
5 5 4 RECENZJE I PR ZEG LĄD Y
M ickiewicz, w chwili, gdy rozstaw ał się z tw órczością, był w ielkim poetą, ale słusznie w stydził się w łasnego życia; gdy w lat dw adzieś cia później rozstaw ał się z życiem, był niezłom nym szerm ierzem spraw.y, k tó rej służył, „bez względu na to, co cynik lub am erykański b usinessm an m ógłby pom yśleć o ch arakterze tej słu żb y “ (62), doty czyła ona bowiem, m iędzy innym i, „zbratan ia ludów i narodów , ró w ności politycznej i ekonomicznej w szystkich lud zi“ (63). Tego rodzaju poglądy w y d ają mi się jedynie słuszne, bo uw ażam za rzecz dale ko tru d n iejszą dostrzec w ielkość M ickiewicza praw dziw ego, z jego w szystkim i błędam i i upadkam i, aniżeli efektow ną ale tan ią w iel kość gipsowego posągu.
Zw ięzła i jasna, choć przeobfita w drobne n a w e t szczegóły bio g rafia poety w ykazuje jednak w ujęciu Noyesa dom ieszkę nieco za baw ną. Biograf w spom ina oczywiście w szystkie kobiety, któ re po jaw iły się w życiu tw órcy G ustaw a, odbiega tu jed n a k w pew nym m om encie dość rad y k aln ie od poglądów na te sp raw y biografów pol skich. J a k wiadom o, lubią oni rozw odzić się nad M arylą, doszukiw ać się tajem niczej adresatk i sonetów odeskich, w spom inać K saw erę D eybel itd. Mnie by się w ydaw ało, że w galerii tej na plan pierw szy należałoby w ysunąć H en ry ettę Ewę, bo ta w łaśnie dziew czyna na poezji M ickiewicza zaw ażyła n ajb ard ziej, choć nie chciał dostrzec tego ani W ładysław Mickiewicz, ani nie um ieli ci, k tó rz y idą za jego au to ry tetem . Noyes natom iast cały dw ustronicow y, nieproporcjo n aln ie długi ustęp poświęcił K arolinie Paw iow ej, u nas znanej jako Jaenisch, by dojść do przekonania, iż poeta igrał z jej uczuciami; m oże i słusznie, pom yśli czytelnik dotarłszy do zdania, iż m ałżeń stw o M ickiewicza z tą personą nie byłoby szczęśliwe. Cała ta sp ra w a w ygląda m i trochę na przysłow iow ego „P iłata w C redo“ i odro bink ę psuje całość pięknego ujęcia.
W ywodom biograficznym tow arzyszy bardzo rów nież zwięzłe, ale jasne, tym więcej że dopełnione uw agam i kom entarza, p rzedsta w ienie twórczości Mickiewicza. A u to r doskonale o rien tu je się w n auce o M ickiewiczu i rów nie doskpnale podaje jej w yniki. Jeśli tu i ówdzie potyka się, to odpow iedzialność za to spada raczej na trz y generacje jego polskich inform atorów , badaczy i kom entatorów dzieł M ickiewicza, aniżeli na niego samego. Chodzi m i tu o dwa w y padki najjaskraw sze. W uw agach o „D ziadach“ drezdeńskich pisze Noyes, iż zgodnie z typow ą postaw ą rom antyczną Mickiewicz oparł te m a t swego poem atu „nie na Pow staniu listopadow ym ani na w y darzeniach z czasów rozbioru P olsk i“ , lecz na w łasnych przeżyciach i przygodach (30). Było by to słuszne, gdyby nie „W idzenie“ Ks. P io tra i jego m otyw centralny, scena Golgoty, przez naszych kom en tato ró w i Noyesa poczytyw ana za sym bol rozbiorów . W yjaśnienie to nie w y d aje mi się słuszne, sądzę bowiem , co daje się dowieść bez trudn o ści, iż scena ta oznacza w łaśnie pow stanie, jest rzutem oka w przyszłość i rów nocześnie pom ostem do dalszych, projektow anych a niew ykonanych części poem atu. I dopiero z ty m zastrzeżeniem p rzy stać by m ożna na stanow isko Noyesa, choć oczywiście uległoby
ono autom atycznie znacznej m odyfikacji. W uw agach znow uż o „K sięgach N arodu P o lskiego“ , m ówiących o ich doniosłości w Polsce i F ran cji, konieczne było by dodanie inform acyj o za sięgu b ro szu ry politycznej M ickiewicza i jej oddziaływ aniu na w szystkie niem al n arody, zry w ające się do niepodległości, aż po I r landczyków czasu pierw szej w o jn y europejskiej. Słusznie czy nie, zgodnie z in ten cjam i sam ego M ickiewicza czy na przekór im , stały się one katechizm em n acjonalizm u, w zam ierzeniach pisarza n a jsz la chetniejszego, w realizacji rozm aitego, ale to nie obciąża ich tw ó rcy - pielgrzym a!
Uwagi te i zastrzeżenia nie m ają oczywiście na celu zm niejsze nia doniosłości pracy P ro feso ra z Berkeley. Dotyczą one spraw dro bniejszych, nie przeszkadzają w ięc spoglądać z podziw em n a sk re ślony przezeń w izerunek, i to skreślony zarów no z m iłością jak z rzetelnym , wręcz im p o n ujący m znaw stw em p o rtreto w an ego ge niusza.
Pozostaje wreszcie zająć się tym , co w tom ie jest najw ażniejsze, sam ym i przekładam i. Chcąc jed n a k powiedzieć o nich coś rz e te l niejszego, należałoby im pośw ięcić długą rozpraw ę, w spom nieć o ich nieunik n io ny ch u sterk ach i w skazać ich w spaniałe osiągnięcia. Na pracę tak ą nie tu m iejsce, nie pozostaje więc nic innego, jak po prze stać n a p a ru ogólnikow ych inform acjach. P ierw sza z nich dotyczy zaw artości tom u, uderzającej sw ym niezw ykłym bogactw em . „Oda do m łodości“ , pięć ballad, „D ziadów “ cz. II, „G raży na“ , kilk a e ro ty ków, całość „Sonetów k ry m sk ich “ , „Trzech B udrysów “ , „K onrad W allenrod“ , „F ary s“ , g arść w ierszy włoskich, „D ziadów “ Cz. III, „Księgi N arodu i P ielg rzy m stw a“ ,kilk a w reszcie liryków późniejszych, aż po „Słowiczku m ó j“ — oto snop żniw a poetyckiego, do którego doszedł Prof. Noyes i zespół jego w spółpracow ników . Ilości zaś d o trzy m uje godnie jakość przekładów . R ezygnując z dociekań n ad ich w aloram i, nie mogę jed n ak oprzeć się pokusie pokazania ich techniki na dw u przykładach.
Pierw szy to końcowy w a ru n e k Tw ardow skiego „Jeszcze jedno, będzie k w ita “ w przekładzie D orotei P ra ll Radin, autorki n a jw ię k szej ilości tłum aczeń w tom ie.
O ne m ore task b efo re you get m e — E ven m a g ic h as an end — H ere’s M adam e T w ard ow sk i: le t m e
In trod u ce m y little friend.
For a year I ’ll m a k e m y d w ellin g W ith B eelzeb u b . A bove You sh all p ass th e year in sp ellin g
Me as h u sb an d w ith m y love.
S w ear her lo v e and recognition A nd o b ed ien ce u nalloyed; F ail in o n ly on e condition,
5 5 6 RECENZJE I PR ZEG LĄD Y
W ram ach zbliżonego m etru m P an i R adin zachow ała tu całą po- toczność ujęcia oryginału, całą jego żywość i całe zabarw ienie komicz ne. Drobiazg to oczywiście, ale te sam e zalety cechują całą pracę zna kom itej tłum aczki M ickiewicza.
P rzy k ład d rugi to początek w iersza „Do przyjaciół M oskali“ w tłum aczeniu profesora K irkconnella, d rukow anym ju ż daw niej w „Slavonic R eview “ :
D o y e rem em b er m e? W hen m u sin g traces
My fr ie n d s’ death s, b an ish m en ts, and b a ffled sch em es, Y e also gather, and you r foreign faces
H ave righ t o f citizen ry in m y dream s.
W here are y e n ow ? R y le y e v ’s n ob le sh ou ld ers T hat once I clasp ed , n o w b y th e ts a r ’s decree H ang slo w ly ro ttin g w h e r e a g ib b et m olders;
A cu rse on folk th a t m urder prophecy!
P rzekład rów nie w iern y , w y kazujący dro bn iutk ie jeno i nieu n ik nione odchylenia, p rzy n ajm n iej dla czytelnika, k tó ry zrósł się z brzm ieniem słów M ickiewicza, zdum iew ająco w ręcz odtw arza m e lancholię w spom nień i n iep o ró w n an y odcień rezygnacji, w iejący z te go poem atu.
W p rogram ie uroczystości, zw iązanych z 150-ą rocznicą urodzin tw órcy „P ana T adeusza“ przew idziany jest zjazd tłum aczy naszego poety. Je śli do tego tu rn ie ju dojdzie, spodziewać się wolno, że „szkoła N ovesa“ zajm ie w nim jedno z m iejsc naczelnych. T ryum f ten będzie n ależnym hołdem złożonym Profesorow i z B erkeley w pięćdziesięciolecie jego pracy, godnej najgłębszego nie tylko uzna nia ale i podziw u.
Julian K rzyżan o w sk i
PO EZJE M ICKIEW ICZA W PRZEK ŁA D A CH RO SY JSK ICH Adam M ICKIEW ICZ — Izb ran n o je — L irika — B ałłady — Poem y. P ierew od s polskogo pod red ak cijej M. F. Rylskogo i B. A. T urgano- wa. Ogiz G o sudarstw iennoje Izdatielstw o C hudożestw iennoj Litie- ra tu ry . M oskwa 1946, 8-0, s. 601, nlb. 2.
Godzi się, choćby ze w zględu na pełnię spraw y — raz jeszcze zająć się w yd an ą przed dw om a laty rosyjską antologią poezyj Mic kiewicza, m im o iż om ówiono ją ju ż w poprzednim roczniku „P am ięt nika L iterackiego“. R ecenzent ograniczył się tam do przedstaw ienia opraw y naukow ej om aw ianego zbioru, poskąpił zaś uw ag na tem at tego, co pięk n y tom , b ity w im p on ującym nakładzie 25000 egzem pla rzy, czytelnikow i przynosi, a w ięc sam ych tekstów Mickiewicza. A w łaśnie one stanow ią dopełnienie innych przekładów , k tó rym i zaj m uje się rocznik obecny, i pozw alają zorientow ać w rozległości k rę