• Nie Znaleziono Wyników

JV° 23 (1259). Warszawa, dnia 3 czerwca 1906 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JV° 23 (1259). Warszawa, dnia 3 czerwca 1906 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV° 23 (1259). W arszawa, dnia 3 czerwca 1906 r. Tora XXV.

T Y G O D N I K P O P D L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NA UK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P H K N U M K H A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r sz a w ie : rocznie mb. 8 , kwartalnie rub. 2.

Z p rz es ył ką p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować ino/.na w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. — T e l e f o n u 8 3 1 4 .

ŚW IE C E N IE , JA K O ZJA W ISK O BIOLOGICZNE.

W ydaw anie św iatła jest zjawiskiem, k tó ­ rego pojęcie do pewnego stopnia łączy się z tem, co się dzieje w przyrodzie m artwej.

Może dlatego, że świecenie zwykle związane jest ze zjawiskiem palenia; dlatego, że wystę­

puje w związku z wysoką, dla życia zabójczą tem peraturą — uderza człowieka i zastanaw ia wśród żyjącej przyrody. A ono częstsze jest, niż się w życiu codziennem przypuszcza.

B adania przyrodniczo-biologiczne dowiodły, że nieraz źródłem światła elementów m ar­

twej przyrody jest świecenie wytworzone przez żywe istoty. Częstokroć przechodząc wzdłuż wybrzeża morskiego widzimy nagle światło na powierzchni fali morskiej: widać, ja k drobne fale, uderzając o przybrzeżne k a­

mienie lub skały w ydają nagłe błyski. Cza­

sem znów na morzu widać ogromny, długi pas wody, który jak rzeka świecąca przecho­

dzi wzdłuż olbrzymiej powierzchni. Nie­

jednokrotnie patrząc z brzegu na przesuw a­

jący się wśród nocy po powierzchni morza statek lub łódź widzimy, że jego brzegi świe­

cą jasno, że fale, które pow stają po przecię­

ciu statkiem powierzchni morza, łam ią się nieskończoną ilością błysków, że za statkiem zostaje smuga św ietlana na powierzchni wody.

W okolicach podzwrotnikowych nieraz ogromne przestrzenie świecą łuną jasnego światła. To świecenie wśród m artwej przy­

rody m orza związane jest ściśle z istnieniem tam stworzeń żyjących. K iedy badania i ob- serwacye przyrodników wykazały, że źródła tego zjawiska należy szukać w spraw ach ży­

cia organicznego, odkrywano coraz nowe form y, które w tej akcyi biologicznej mogą brać czynny udział. Dziś wiemy, że w każ­

dej niemal grupie, począwszy od najniższych organizmów, jakiem i są bakterye i pierw ot­

niaki, aż do wysoko zróżnicowanych zwie­

rząt, które należą już do działu kręgowców niższych, spotykam y istoty, które mogą uczestniczyć w świeceniu. Z pośród niezli­

czonych form zwierzęcych i roślinnych, zdol­

ność do świecenia posiadających, są takie, które m ają specyalnie zróżnicowane organy i wśród nich zlokalizowane elementy, k tó ­ rych funkcyi zwierzę zawdzięcza świecenie.

Inne znów, niższe, jednokomórkowe nie m ają organów oddzielnych.

Nie będzie zadaniem referatu mego wyli­

czanie form, które powodują świecenie. Cho­

dzi mi raczej o analizę samego zjawiska. Po-

(2)

354

W S Z E C H Ś W IA T

,Na 23 dam więc 'tylko kilka przykładów organiz­

mów świecących.

W głębinach morskich znajdują się form y świecące z pośród wszystkich praw ie g ru p zwierząt. Spotykane tam są świecące gąbki, polipy, meduzy, żebropław y, wśród których | świecenie jest zlokalizowane w pewnych ko-

J

morkach. T ak u polipów świecą kom órki gruczołowe, leżące na niciach śródjelitnych, u meduz bardzo często gonady, a u ż e b ro p ła - wów ja k to w ykazały badania P etersa świe­

cenie jest zlokalizowane wzdłuż szeregu grzebyków. W grupie robaków typowem i organizm am i świecącemi są z wieloszczetów C haeropterus pergam entaceus, Nereis cirri- gera, a ze skąposzczetów E n chy traeu s al- bidus.

F orm y świecące wśród szkarłupni są już od bardzo daw na znane. Pom iędzy niem i na uw agę zasługuje wężowidło A m phiura squa- m ata i O phiotrix, która świeci tylko we wczesnych stadyach w rozw oju,gdy ż y je g łę- binowo, podczas gdy zw ierzęta dorosłe tracą zdolność tę całkowicie. Z pomiędzy roz­

gw iazd niedaw no o d k ry ta została śliczna form a świecąca o długich cienkich promie- m iach, B risinga, żyjąca we fiordzie H ardan- gielskim.

Typow ym przedstawicielem świecących mięczaków jest Pholas dactylns, którego całe ciało śluzem pokryte w ydaje św iatło. Do­

kładne badania w ykazały, że śluz ten jest wydzielany przez 5 organów znajdujących się na powierzchni zwierzęcia. Podobne Or­

gany znajdują się na ciele ślim aka Phylli- rhoe bucephalum . W śród głowonogów ist­

nieje jedna rodzina Oigopsidów, której w szy ­ scy przedstaw iciele w ydają światło. Zw ie­

rzę ta te m ają organy o bardzo skom plikow a­

nej budowie, zbliżonej do budowy oka zw ie­

rzą t wyższych. K ażdy okaz posiada kilk a rodzajów takich organów, różnie zbudow a­

nych. W zasadzie jed n a k każdy posiada w środku ciało świecące złożone z komórek, wypełnionych ziarnkam i silnie św iatło ła- miącemi, soczewkę, reflektor oraz chrom ato- fory. W śród - stawonogów znane są świecą­

ce w idłonogi m orskie, badane przez Gries- brechta, a z innych skorupiaków Mysis, E u - phasia.

Bardzo piękne są świecące osłonice, a wśród nich najbardziej zn ana Pyrosom a.

[ J e stto kolonia zw ierząt tw orząca olbrzymi i pierścień, wśród której każde indyw iduum posiada dw a p u n k ty świecące. Św iatło ta ­ kiej kolonii jest mieniące się: od czerwonego przechodzi w pomarańczowe, zielone i wresz­

cie staje się niebieskiem.

W ielka je s t liczba ryb świecących. Wśród nich świecą liczne spodouste, ale najlepiej zbadane zostały przez B rauera organy świe­

cące ryb kostnoszkiełetowych. Organy te są przekształconem i gruczołam i i posiadają ja k organ y głowonogów aparaty do odbija­

nia św iatła służące. W śród wyższych k rę ­ gowców w ydaw ania św iatła nie spotyka się już nigdy.

Świecenie powierzchni m orza zależy od drobnych istot, żyjących tam w wielkich ilo­

ściach. Są to liczne pierw otniaki, ja k zn a­

na powszechnie Noctiluca m iliaris oraz licz­

ne R adiolaria i Thallasicola nucleata, Oollo- soum i inne. Obok nich światło wydają także Peridineae, zaliczane do roślin np. Pe- ridiniuni divergenś, które w Tryeście bardzo często same powodują zjawisko świecenia morza.

E au n a i flora wód słodkich nie posiadają wcale okazów świecących, ja k o tem przeko­

nały liczne badania.

N a lądzie zjawisko świecenia w ystępuje nie tak może często ja k na morzu, ale rów ­ nież z łatwością obserwować się daje. N aj­

bardziej znane jest zjawisko to wśród owa­

dów. Ponieważ o owadach świecących w ro ­ ku zeszłym bardzo wyczerpująco p. Sterling pisał w ,N» 20 i 21 Wszechświata., więc, tu tylko kilkom a wspom inam słowami o w ystę­

pow aniu świecenia wśród tej grupy zwierząt.

Pow odują je liczne form y żyjące, u nas, jak L am pyris noctiluca i L. spleudidula oraz spo­

ty k an e w Am eryce południowej i M eksyku Pyrophórusy, a we Włoszech Luciola itali- ca. O rgany świecące owadów leżą zwykle ńa końcow ych pierścieniach odw łoka i składają

?;ię z dw u w arstw : jednej przezroczystej zw a­

n ej miąszową, leżącej po stronie brzusznej org anu i drugiej nieprzezroczystej, której ko­

m órki są wypełnione ziarnkam i kwasu mo­

czowego. Obie te w arstw y są w ścisłym

związku z nerwami i tchaw kam i, które się

wśród nich rozgałęziają. Z irinych owadów

obserwowano świecenie tylko u Chironomus

i u niedźw iadka Gyrylotalpa vulgaris, ale

(3)

JSIÓ 23

W S Z E C H Ś W IA T

355 w tych w ypadkach zwierzęta, ja k się okaza­

ło, były zakażone bakteryam i świecącemi, a same św iatła nie w ydaw ały.

B akterye świecące spotyka się wogóle bar­

dzo często. Oprócz zw ierząt lądowych po­

wodują one świecenie wielu zw ierząt m or­

skich zarówno żyjących, jak m artwych.

Świecenie np. ryb m artw ych jest zjawiskiem bardzo rozpowszechnionem. B akterye roz­

w ijają się na ich powierzchni w 24 godzin po śmierci zwierzęcia, a w m iarę tego, jak ryby takie ulegają rozkładowi, bakterye świecące giną w skutek tworzącego się na p o ­ wierzchni ryby am oniaku. W edług Molischa zjawisko to powodują: Bacillus photogenus, B. luminosus, B. gliceus oraz B. lucifer.

B akterye świecące rozw ijają się jednak nie tylko na zwierzętach m artw y ch ale i we­

w nątrz istot żyjących, pow odując ich zaka­

żenie. Oprócz tego bakterye świecące wy­

woływać mogą jeszcze takie zjawisko, ja k świecenie mięsa. Do niedaw na jeszcze u w a­

żano to zjawisko za bardzo rzadkie, wypad­

kowo tylko w ystępujące. I dopiero Molisch przekonał się, że świecić może każdy k aw a­

łek mięsa przyniesiony z rzeźni, o ile się go podda odpowiednim w arunkom . Pow odują to zjawisko rozwijające się na mięsie bak ­ te ry e — Bacterium phosphoreum , znajdujące się w bai’dzo wielkich ilościach w rzeźniach i lodowniach, w których mięso je s t przecho­

wywane.

Oprócz bakteryj do świecenia w świecie roślinnym w znacznym stopniu przyczyniają się grzyby. W lasach bardzo często znaleźć można świecące gałęzi i korzenie starych drzew, lub też nieraz całe pnie zwalone zdają się światło wydawać. Opadłe liście pozosta­

łe z roku poprzedniego również świecić mo­

gą, o ile pozostawały w miejscu wilgotnem, zabezpieczone od wyschnięcia. Oba te zja­

wiska: świecenie drzew i liści spowodowane są rozwijającemi się na nich pewnemi g a ­ tunkam i grzybów świecących. Grzyby ta ­ kie najczęściej są spotykane w krajach pod­

zwrotnikowych. W Europie południowej rośnie Agaricus olearius, a u nas znane są tylko dw a gatunki. Są niemi Ag. melleus oraz jeszcze jeden, odkryty przez Molischa, który poznał tylko jego grzybnię, a nie mo­

gąc określić g atun ku do którego należy, n a ­ zwał go mycelium x. W e wszystkich grzy-

j

bach świecących światło najczęściej je s t wy- [ dawane przez grzybnię, ale często świecą także części, noszące na sobie organy roz- I rodcze.

Podobnie ja k najwyżej uorganizowane zwierzęta, tak w państw ie roślinnem rośliny kwiatowe nie posiadają również zdolności do samodzielnego w ydaw ania światła. Z n a­

ne są wprawdzie wśród nich okazy, które w ciemności błyski świetlne wydawać mogą.

Spotykano je np. u nasfcurcyi i u pewnych gatunków m aku, ale w tych w ypadkach ma się do czynienia, ja k to w ykazały badania Molischa, ze zjawiskiem elektrycznem, zna- nem pod nazwą ognia św. Elm a, ale nie ma- jącein nic wspólnego z samodzielnem w yda­

waniem św iatła przez rośliny.

Własności fizyczne światła, wydawanego przez organizmy.

W ydawanie św iatła przez organizmy fi­

zycy zaliczają do zjawisk luminescencyi, to je s t do zjawisk świecenia pewnych ciał pod wpływem w arunków zewnętrznych. W tym w ypadku jest to chemoluminescencya, ponie­

waż powodują ją procesy chemiczne, w sub- stancyi świecącej zachodzące. W ytw arzanie rozmaitego rodzaju promieniowań tow arzy­

szy każdej reakcyi chemicznej. Nie widzi­

my ich jednak w każdej reakcyi chemicznej i tylko podczas niektórych są dostrzegane.

Polega to na tem, że w reakcyach chemicz­

nych, którym towarzyszy chemoluminescen- cya, zachodzi wydaw anie promieni, leżących w obrębie widma, które oko nasze zauważyć może.

Określenie koloru św iatła organizmów na­

potyka wiele trudności. Molisch np. obser­

wował, że św iatło bakteryj jest niebiesko- zielone, gdy jednakże spoglądał na nie zupeł­

nie wypoczętem okiem, nie m ógł w niem d o j­

rzeć zielonego ani niebieskiego odcienia, ale było ono zupełnie białe. W ogóle wśród św iatła organizmów najczęściej w ystępuje kolor niebieski i zielony. B iały oprócz ba­

kteryj zauważono tylko u samic Lam pyris.

Niebieskawe światło wydają Copepody, że­

bropław y oraz pewne polipy, np. P ennatula phosphorea, zielone zaś samce Lam pyris, me­

ksykańskie Cucujo i tylko Pyrosom a atlan-

ticum świecić może światłem czerwonem lub

pomarańczowem.

(4)

W S Z E C H Ś W I A T

No 23 Z badań nad widmem św iatła, w ydaw ane­

go przez organizm y żyjące okazało się, że jestto widmo ciągłe bez linij ciemnych. Ob­

serwował to już Becquerel. Później widmo Pyrophorusa badał Langley, a Molisch widmo bakteryj i grzybów. B adania te udowodniły, że widmo bakteryj ciągnie się od X 570 do X 450, widmo grzybów od X 570 do X 480, jest więc krótsze, a widmo św iatła Pyrophorusa od X 630 do X 430. W idm o św iatła bakteryj najdalej sięga w k ierunku promieni fioletowych, w widmie grzybów dom inują promienie żółte, zielone i niebie­

skie, w świetle owadów przew ażają prom ie­

nie zielone. U ltrafioletow a część widm a św iatła organicznego dotąd badana nie była.

Ody odkryte zostały prom ienie R oentgena i Beequerela oraz cały szereg pierw iastków radyoaktyw nych, które przez nieprzezroczy­

ste ciała oddziaływ ają na p ły tę fotograficz­

ną, nasunęło się pytanie, czy światło, w yda­

wane przez organizm y żyjące, podobnych własności nie posiada. W tym k ierunku przeprowadzono szereg bardzo ciekawych badań. W edług Suchlanda, k tó ry b adał światło Bacterium phosphorescens, nie może ono przenikać przez ciała nieprzezroczyste.

Dubois doszedł do wręcz przeciw nych wnio­

sków. Z doświadczeń jego wynika, że pro- m ieniete, podobnie jak promienie Roentgena, posiadają bardzo wielką zdolność do przeni­

kania i pewne ciała nieprzezroczyste ja k drzewo, k arton nie stanow ią dla nich żadnej przeszkody.

Jeszcze ciekawsze są w yniki doświadczeń fizyka japońskiego M uraoka. K ład ł on sze- reg p łytek metalowych: glinow ą, cynkową i m iedzianą jednakow ej wielkości na płycie fotograficznej, pomiędzy zaś tą p ły tą a p ły t­

kam i metalowemi umieszczał kaw ałek te k tu ­ ry z wyciętym w środku okrągłym otworem;

to wszystko umieszczał n a dnie płaskiego pudełka i przykryw ał kilkom a w arstw am i czarnego papieru. N astępnie w kładał do p u ­ dełka 300 świecących robaczków św iętojań­

skich i pozostaw iał je w niem przez dwie no­

cy. Chodziło mu o to, czy prom ienie w yda­

wane przez owady m ogą przeniknąć przez papier czarny i p ły tk i m etalow e i wyw rzeć działanie na p ły tę fotograficzną. K u wiel­

kiem u zdumieniu M uraoka zauważył, że po upływie 48 godzin płyta fotograficzna była

zczerniała cała z w yjątkiem tego miejsca, gdzie przypadało wycięcie w tekturze. Miej­

sce to na negatyw ie pozostało jasne. Gdy następnie pow tarzał to samo doświadczenie bez płytek m etalow ych, tylko umieszczał na płycie fotograficznej ową tekturę z w y ­ cięciem, okazało się, że miejsce znajdujące się pod wycięciem było zupełnie czarne, n a­

tom iast cała powierzchnia p ły ty przykryta tek tu rą lekko tylko zczerniała.

Nie ulega najm niejszej wątpliwości, że św iatło, w ydaw ane przez organizm y, działa na płytę fotograficzną, ta k ja k światło dzien­

ne. Dowodzą tego próby fotografow ania np.

kolonij bakteryj w ich własnem świetle, k tó ­ re się zawsze udaw ały. Ale zdolność tego św iatła do przenikania przez przedm ioty nie­

przezroczyste zakwestyonow ał Molisch. Prze- dewszystkiem z zupełną pewnością wykazał, że światło wydaw ane przez organizm y nie

| może przenikać przez papier czarny, a na­

stępnie badał zachowanie się tego św iatła względem innych ciał nieprzezroczystych, a więc szarej tektury,, płytek cynkowych, g li­

now ych i miedzianych o 0,5 — 0,8 mm g ru ­ bości i w ykazał, że są one dla tego św iatła nieprzenikliwe. Na podstawie tych badań udało się mu wykryć błędy, które popełniał M uraoka i Dubois i objaśnić zjawisko, opi­

sane przez Muraokę, jako zjawisko pochła­

niania w sposób zupełnie odmienny. B ada­

jąc rozm aite rodzaje rodzaje tek tu ry , n atra­

fił na pewien jej gatunek o kolorze brnnat-

j

no-żółtym, k tóry położony na płycie fo togra­

ficznej, bez użycia jakichbądź promieni w y­

woływał jej zczernienie, a oprócz tego p rze­

konał się, że tem peratura oraz dostateczny stopień wilgotności w pływ ają również na zczernienie płyty. W ykazał więc, że zjaw i­

sko pochłaniania w razie dokładnego naślado­

w ania w arunków , w których swe dośw iad­

czenia robił M uraoka, można otrzym ać bez użycia jakiegokolw iek św iatła i że polega ono na bezpośredniem działaniu tek tu ry na płytę fotograficzną i nie ma nic wspólnego z własnościami św iatła, wydawanego przez organizm y.

Analogiczne rezultaty, dowodzące nieza­

leżności zmian na płycie fotograficznej od zjaw iska luminescencyi dały doświadczenia M olischa, które miały na celu skontrolow a­

nie, czy przez płytki drew niane promienie

(5)

W S Z E C H Ś W IA T

357 św iatła organicznego przechodzić mogą

i przez które stw ierdzone zostało, że w d o ­ świadczeniach Duboisa nie św iatło bakteryj działało na płytę fotograficzną, ale było to działanie samego drzew a na płytę. Molisch przeprowadzał badania, w których płytki 1 cm grube z drzew a dębowego i bukowego umieszczał na płycie fotograficznej w tem pe­

raturze 25 — 35° C. i otrzym yw ał dokładne obrazy odbicia drzew a na płycie, w których już makroskopowo widoczne były promienie rdzeniowe, granica między drzewem a korą.

Działanie więc było podobne do działania tek tu ry na płytę, gdyż i tu pewien wpływ wy wierała tem peratura i wilgotność. Molisch przypuszcza, że działanie na płytkę fotogra­

ficzną polega w tym przypadku nie na n a ­ świetleniu, ani na bezpośredniem zetknięciu drzewa z płytą, ale że zachodzi tu jakieś działanie chemiczne i przypuszcza, że jest to właśnie jakieś ulatniające się z drzewa ciało, które wywiera działanie na bromek srebra.

Molisch zauważył nawet, że drzewo znajdu­

jące się jak iś czas w tem peraturze 30° wyda­

wać zaczyna jakiś specyalny, silny zapach i uważa ten fak t za dowód, że wówczas pew ­ ne ciała z niego się ulatniają. Na podstawie tych badań doszedł do wniosku, że zjawisko pochłaniania polega na działaniu chemicz- nem i uważa, że doświadczenie Muraoki na­

leży powtórzyć z uwzględnieniem podanych przez niego faktów .

Siła światła, w ydaw anego przez organiz­

my praw ie wcale badana nie była. W ię­

kszość badaczów określała je w ten sposób, że jest to światło silne lub słabe, przy którem można czytać w takiej a takiej odległości, a dokładne badania przepx’owadził tylko Lo- de nad światłem bakteryj. Stwierdził on, że intensywność tego św iatła w warunkach sprzyjających jego rozwojowi wynosi na 1 mm kw adratow y powierzchni świecącej 0,000000000 705 świecy H efnera. Ażeby więc otrzym ać siłę św iatła, rów ną św iatłu wydawanem u przez norm alną świecę parafi­

nową, potrzebna jest powierzchnia świecąca wynosząca 2000 m kw adratow ych.

Jednakże przez odpowiednią hodowlę ba­

kteryj na pewnych podłożach można siłę te ­ go światła odpowiednio podnieść. Dubois próbował zużytkow ać światło bakteryj w for­

mie lam py. Budow ał ją w sposób następu- i

jący. B rał duże naczynie szklano z płaskiem dnem, napełnione ku lturą bakteryj świecą­

cych w bulionie. Od góry naczynie takie było otoczone cynfolią, która służyła jako reflektor. Zapomocą rurki kauczukowej do­

prowadza się świeże powietrze do kolonii.

Dubois tw ierdził, że taka lam pa świecić mo­

że przez kilka nocy, a gdy ju ż gasnąć zaczy­

na, należy dodać nowych ilości pożywienia, lub też zmienić całą zawartość lampy. P o­

dobne lam py konstruow ał Molisch, k tóry używał do tego celu kolb Erlenm eyera, w y­

pełnionych całkowicie świecącemi baktorya- mi. Lam py jego świecić mogły znacznie dłu­

żej, niż lam py budowane przez Duboisa.

W arunki świecenia organizmów.

a) W a r u n k i z e w n ę tr z n e .

Po tym ogólnym przeglądzie grup zwie­

rząt świecących i opisie zewnętrznej strony zjawiska trzeba zastanowić się nad w aru n ­ kami, wśród których ono się odbywa. W a­

runki te są częścią ogólnemi warunkam i pro­

cesów życiowych, ale nadto istnieją pewne szczegółowe warunki, od których właśnie to zjawisko jest zależne. Do tej pierwszej ka- tegoryi w arunków należy obecność tlenu w otoczeniu. Zależność ta była znaną od- dawna. Ju ż Boyle wykazał, że świecenie w próżni ustaje, ukazuje się zaś znowu w dostępie powietrza.

Z morfologicznego badania budowy orga­

nów świecących pewnych grup zwierząt mo­

żna również przypuszczać, że między zjawi­

skiem świecenia, a procesem utleniania ist­

nieje łączność. Organy świecące głowono­

gów i ryb kostnoszkieletowych oplecione są gęstą siecią naczyń krwionośnych. Podob­

nie u owadów dostrzedz można liczne bardzo rozgałęzienia tchawek wśród dwu warstw ich organów świecących.

Zależność świecenia od tlenu najlepiej można obserwować na bakteryach. Pfłiiger wykazał, że tylko bakterye usadowione na powierzchni ciała ryb wywołują ich świece­

nie, bo w arstw a tych bakteryj na całej po­

wierzchni pozostaje w zetknięciu z tlenom.

W kulturach świecą również tylko te bakte­

rye, które ugrupow ane są na powierzchni

pożywki, leżące zaś w głębszych warstwach

bez dostępu tlenu nie świecą. Najmniejsze

(6)

358

W S Z E C H Ś W IA T

JNe 23 jedn ak ilości tlenu w ystarczają do ukazania

się światła. Ciekawe bardzo doświadczenia w tym kierunku przeprow adził Beijerinck.

Do epruw etki, w której znajdow ała się kul • tu ra bakteryj w bulionie dodaw ał trochę chlorofilu i umieszczał ją w ciemności. G dy tylko tlen obecny w kolbce został całkowicie zużyty, świecenie kolonii ustaw ało. Oświe­

tla ł wówczas kolonię ta k ą na jedn ę chwilę zapałką, a wydzielona przez ten czas przez chlorofil niezm iernie m ała ilość tlenu pow o­

dowała świecenie kolonii. Analogiczne spo­

strzeżenie przeprow adził Molisch, k tó ry przekonał się, że nagły dopływ tlenu powo­

duje natychm iastow e świecenie kolonii b a­

k tery j. B rał on ru rk ę szklaną, w której nie było ani śladu tlenu, o czem świadczyła p ró ­ ba z kwasem pyrogalusow ym . Umieszczał w niej następnie bakterye, które świecić przestaw ały, skoro tylko brakło im tlenu.

IV chwili, gdy ru rk ę tak ą otw ierał, świecenie ukazyw ało się natychm iast. Do tego same­

go wniosku doprowadziły go w yniki drugiej seryi doświadczeń. B rał ru rę na 1 — 11 /3 m długą i około 8 cm szeroką. N apełniał ją praw ie całkowicie k u ltu rą bak tery j, B acte­

rium phosphorescens, w bulionie tak , że ty l­

ko u góry znajdow ało się trochę powietrza zajm ującego 1— 11/ 2 cm3. Po upływie kw a­

dran sa cała m asa bulionu staw ała się ciem­

ną z w yjątkiem powierzchni. Odwracał wówczas ru rę dnem do góry, a pęcherzyk po­

w ietrza, przechodzący przez całą wysokość ru rk i powodow ał świecenie całej m asy bu­

lionu. Za wstrząśnięciem takiej ru ry , w y ­ pełnionej b akteryam i w ystępuje również świecenie całej ich m asy w skutek tego, że tlen dostaje się wówczas do głębszych w arstw płynu. N a zasadzie ścisłej zależności świe­

cenia od obecności tlenu liczni badacze opie­

rali tw ierdzenie, że świecenie jest zjawiskiem towarzyszącem oddychaniu. Do nich należy Pfliiger, k tóry świecenie uważa za zależne od „spalania iizyologicznego“, zachodzącego w organizmie. W ielu botaników było rów­

nież zdania, że świecenie grzybów znajduje się w bezpośredniej zależności od oddycha­

nia, a Sachs uw aża świecenie za konieczny skutek oddychania i nazywa je „fosforescen- cyą w skutek oddychania". W tw ierdzeniach swych Sachs opierał się na obserwacyach Fabrego. k tó ry porów nyw ał ilość wydzielo­

nego C 02 przez grzyby świecące i nieświe- cące. Um ieszczał Agaricus olearius świecący w czystym tlenie i obserwował, że 1 g świe­

cącej substancyi tego grzyba przez 36 godzin w tem peraturze 12° C. wydziela 4,41 cm3 C 02, podczas gdy 1 g substancyi nieświecącej umieszczonej w tych samych w arunkach wydziela tylko 2.88 cm3 C 0 2.

Takie same badania przeprow adzał w dal­

szym ciągu w tem peraturach niższych i za­

wsze mógł zauważyć, że podczas świecenia organizm oddycha znacznie intensywniej.

W yprow adza więc z badań swych wniosek, źe świecenie jest w zupełności od oddycha­

nia zależne. Późniejsze jednakże badania botaników nie potw ierdziły zapatry w ań o związku między procesem oddj^chania, a świeceniem. Okazało się, że w arunki, ja ­ kie w pływ ają pobudzająco na natężenie od­

dychania, nie koniecznie wzm acniają natęże­

nie świecenia. Natężenie oddychania zależne je st od tem peratury. Im wyższa je s t tem pe­

ra tu ra , tem oddychanie staje się intensyw- niejszem. G dyby świecenie było zależne od oddychania, to w razie podniesienia tem pe­

ra tu ry w zrastałoby ono stale i jednostajnie w raz ze w zrastaniem intensywności oddy­

chania. Tymczasem dzieje się wprost p rze­

ciwnie. K rzyw a, wskazująca zwiększenie intensyw ności oddychania, idzie w górę aż do granicy życia, a świecenie osiąga maximum swej intensywności znacznie niżej od tem pe­

ratu ry , w której życie ustaje. W razie obni­

żania tem peratury rzecz m a się odwrotnie.

Intensyw ność oddychania zmniejsza się ogrom nie szybko, podczas gdy świecenie w tem peraturach nizkich w ystępuje bardzo silnie. Co więcej, pewne bakterye świecić m ogą w tem peraturach poniżej zera leżących, a więc w tem peraturach, w których oddy­

chanie wraz z życiem ustaje. Ale właśnie w ykluczenie związku między ąkcyą oddy­

chania a zjawiskiem świecenia zniewala nas do poznania roli tlenu wśród przebiegu tego zjaw iska, ponieważ fakty, które poznaliśmy poprzednio, stanowczo wskazują, że tylko w obecności tlenu świecenie może się odby­

wać. Molisch porów nyw a proces świecenia bakteryj do procesu w y tw arzania się w nich barw nika. Ten ostatni jak i świecenie odby­

w ać się może w obecności tlenu, a więc na

powierzchni kolonii w bezpośredniem ze­

(7)

JSIs 23 359 tknięciu z tlenem powietrza. W tem peratu- i

rach wyższych bakterye nie w ytw arzają b ar­

w nika wcale albo praw ie wcale. W idocznie więc produkow anie jego, jak i proces świe­

cenia polega na utlenieniu, ale nie znajduje się w związku z oddychaniem .

W ogóle w organizm ie obok oddychania zachodzą jeszcze inne zjaw iska utleniania, nie m ające nic wspólnego z oddychaniem.

Mniemanie to je s t zupełnie zgodne z tw ier­

dzenie Pfeffera, że nie wszystkie procesy, zachodzące w komórce, a polegające na po­

bieraniu tlenu i wydzielaniu bezwodnika, węglowego zaliczać należy do oddychania.

Do takich właśnie zjawisk należałoby zali­

czyć fosforescenęyę i produkcyę barw nika.

Za kryteryum rozstrzygające w tym kierun­

ku, czy podczas akcyi oddychania zachodzą wśród komórki zjaw iska utleniania, należy uważać stosunek ilościowy pochłoniętego tlenu do wydzielonego C 0 2. Otóż w spra­

wie zależności świecenia od tlenu byłoby bardzo ważne wykazanie, czy zachodzące w tem zjawisku procesy utleniania są także źródłem produkcyi bezwodnika węglowego, a więc czy ilość w yprodukow anego tego gazu odpowiada ilości pochłoniętego tlenu. T a spraw a dotychczas nie jest wyjaśniona.

W ten sposób sprawę zależności świecenia od tlenu określićby można tak, że zjawisko fosforescencyi stanowczo polega na proce­

sach oksydacyjnych,ale nie m am y dotąd do­

statecznych danych na twierdzenie, że istnie­

je tu związek między oddychaniem a świece­

niem.

W badaniu wTpływ u zew nętrznych w arun­

ków na każde zjawisko biologiczne zasadni­

czą rolę odgryw a określenie wpływu tem pe­

ratu ry na świecenie. T utaj nie można nic sta­

łego powiedzieć. B akterye świecące np. ro­

sną i świecą najlepiej w tem peraturach, od­

powiadających klim atowi, w którym się roz­

wijają. B akterye podzw rotnikow e świecą najintensyw niej w tem peraturach wyższych, podczas gdy rozw ijające się u nas w znacz­

nie niższych. Beijerinck obserwował maxi- inum rozwoju i świecenia photobacterium indicum koło 3 0 —32° C., a photobacterium luminosum, znajdujące się w morzu północ- nem koło 2 5 —28° O. B acterium phospho- reum świecić może w 0°, nato m iast w 32°

świecenie znika.

U zw ierząt również próbowano określić wpływ tem peratury na świecenie. B ongart badał tę zależność u Lam pyris noctiluca i przekonał się, że owady te świecić mogą w granicach między 23° a 59° 0. W roku zeszłym ogłosił w tym kierunku rozprawę Peters, który badania swe przeprowadzał nad żebropław am i Mnemiopsis Leidii. Świe­

ciły one w granicach od 9 do 37° C., optimum przypadało na tem peraturę 21,4° C., t. j. na tem peraturę morza, w którem zwierzęta owe żyją. Fizyologiczne krańce tem peratur, w tym w ypadku 9 i 37° C. działają hamująco na świecenie i wogóle wszelkie zmiany naw et 0 4° od optimum zarówno w jednę, ja k 1 w drugą stronę powodują zmniejszenie in­

tensywności światła.

Bronisława Ja k im o wic z ów n a .

(BN)

GÓRNY N I L .')

W ypływ ając z jeziora W iktoryi, Nil tw o ­ rzy wodospady Ripona, blisko na 2 m wyso­

kie, poczem aż do Foweiry toczy gw ałtow nie Czyste swe fale, wśród zarośli papyrusow ych.

W tej części biegu rzeki nie spotykam y in ­ nych przeszkód prócz wodospadów Owena oraz kilku nieznacznych ra f skalistych; u rzą­

dzenie śluz lub przekopanie przejścia przez te przeszkody uczyniłoby Nil spławnym na całej przestrzeni pomiędzy Fow eirą a jezio­

rem W iktoryi.

Inaczej rzecz się ma na przestrzeni pom ię­

dzy Fow eirą a wodospadami Murchisona.

Tam nieprzerwanym ciągiem następują po sobie rącze potoki, wodospady i k atarakty.

Pomiędzy Fow eirą a Fajao, odległemi od siebie o 80 km, różnica poziomu wynosi oko­

ło 350 m. W odospady, któremi rzeka spu­

szcza się ostatecznie z płaskowzgórza Ugan- da-U goro poprzez wyłom we wschodniej ścianie jeziora Alberta, m ają 40 m w yso­

kości.

O 1200 m w dół rzeki znajduje się stacya

’) Sprawozdanie z podróży, złożone Towarzy­

stwu Geograficznemu w Londynie przez pułko­

wnika Delme-Radcliffea - — streszczone podług

Geographical Journal w czasopiśmie Ciel et Terre

z dnia 1 marca 1906.

(8)

360

W S Z E C H Ś W IA T

JMe 23 Fajao, dziś opuszczona. Szeroki na 135 ni

i bardzo rozhukany w miejscu, gdzie tw orzy wyżej wymienione wodospady, Nil tu ta j je s t jak gdyby zduszony w przesm yku sześcio­

metrowej zaledwie szerokości, z którego w y ­ dobywa się, by w dwu susach rzucić się w obszerne łożysko dolne. N astępnie płynie kanałem szerokim na jakieś sto metrów wśród strom ych pagórków skalistych, poro­

słych krzewam i, które pną się i sp latają wza­

jemnie. W F ajao rzeka rozszerza się tw o­

rząc w spaniały staw na 450 m szeroki, k tó ­ rego ciche wody poplam ione są m asam i bia­

łej piany, pochodzącej z wodospadów. B rze­

gi są równe, okolone wielkiem i drzew am i, przeglądającem i się w spokojnej fali.

Na każdej ławicy skalistej lub piaszczy­

stej, ja k zresztą na całej powierzchni tego przepysznego staw u, utworzonego przez Nil, spostrzegam y krokodyle w stadach niezliczo­

nych. Zapewne niem a n a kuli ziemskiej miejsca, gdzie straszne te zw ierzęta znajdo­

w ałyby się w tak wielkiej liczbie, ja k tu ta j.

Rozbawione hypopotam y sapią i chrząkają, m ałpy z drzew drażnią się z krokodylam i, orły wodne wrzeszczą do współki, antylopy pasą się na brzegu a gdy noc nadejdzie, w y ­ latują wam piry i przeszyw ają powietrze we wszystkich kierunkach, podobne do smoków japońskich. Od strony północnej słychać ry k lw ów i krzyk ostry, podobny do dźwię­

ku trąbki, k tó ry w ydają słonie spragnione, śpieszące do rzeki, by ugasić pragnienie.

A szum wodospadów, k tó ry daje się słyszeć nieustannie uzupełnia ten zespół barw ny i hałaśliw y, dziw ny i przejm ujący, k tó ry nie­

łatw o zaciera się w pamięci.

Począwszy od F a jao rzeka hie staw ia ju ż przeszkód żegludze n a całej swej przestrzeni aż do Nim ulu. Lecz tu ta j poziom wody je s t nadzwyczaj zm ienny; był on bardzo nizki w rok u 1898, a odtąd obniżał się ustaw icz­

nie w ciągu lat 1899, 1900 i 1901.

Pułkow nik Delm e-Radcliffe kazał poza­

kładać ogrody poniżej posteru n k u Nimul- skiego. Otóż dowiedział się później, że zostały one zatopione przez rzekę, skąd w y ­ nika, że poziom jej m usiał podnieść się o 2 do trzech m etrów ponad poziom z r. 1901.

Ody stan wody je s t niski, barki zagłębia­

jące się na m etr z największą trudnością przedostać się mogą przez niektóre miejsca,

[ zasypane piaskiem , mianowicie przez ławicę piaszczystą, położoną na południowym k rań ­ cu jeziora Rube.

W łaśnie w te m miejscu, gdzie rzeka w pły­

wa do jeziora A lberta, ujście jej zawalone je s t szeroką ław ą papyrusów , którą jednak

przecina kilka kanałów.

Pom iędzy W adelai a Nimulem koryto rze­

ki zapchane jest jeszcze olbrzymiemi m asa­

mi papyrusów i nagrom adzonego szlamu;

mimo to przedostać się przez nie nie jest zbyt trudno. Szerokość rzeki w tej okolicy w aha się pom iędzy 200 m a 11/2 albo naw et 3-ma kilom etram i.

Jezioro A lberta jest przecudne. Ze szczy­

tu strom ej pochyłości wznoszącej się nad Ki- bero - 350 m ponad poziomem jeziora, rozta­

cza się widok wspaniały. Po drugiej stronie jeziora w odległości 100 km wznoszą się strom e szczyty łańcucha, dzielącego dorze­

cza N ilu i K onga wysokie na 2000 m i wię­

cej. W zdłuż całego tego łańcucha widać w oddali m nóstwo kaskad i wodospadów, odcinających się n a ciemnej zieleni górskich zboczy. Od strony północnej dostrzedz moż­

na depresyę, skąd nadpływ a Nil Biały, za­

nim rozpocznie wędrówkę swą ku morzu Śródziemnemu. A zaś w stronie południo­

wej ukazują się niziny i trzęsaw iska, otacza­

jące ujście Semliki. Jeszcze m gły i chm ury przysłaniają olbrzymi grzbiet Ruw enzori o śnieżnych wierzchołkach; w dnie jasne gdy zasłona ta się rozwieje widok jest niepo­

rów nany.

Pod Nimulem Nil bieży w ciasnym wąwo­

zie. Z początku woda spływ a po szeregu ła ­ godnych spadzistości, lecz dalej o trzy kilo­

m etry od Nim ulu rzeka rzuca się nagle w w ą­

wóz Fola, tw orząc tam na przestrzeni 400 m gw ałtow ny potok, szeroki na 20 m. Prąd pozostaje szybkim na przestrzeni 30 km, ale skały i wysepki krępują tu bieg rzeki. K ra ­ jobraz jest niezwykły.

Dalej, aż do potoków Beddeńskich łożysko rzeki je s t miejscami skaliste, ale innych przeszkód woda nie napotyka na swej dro­

dze. „G uzyu Beddeńskie są ledwie na kilka stóp wysokie i sztuka inżynierska z łatwością m ogłaby umożliwić parowcom dostęp w górę rzeki aż do ujścia Assuy.

G dyby roboty te, które nie m iałyby w so­

bie nic nadzwyczajnego, zostały wykonane,

(9)

JYo 23

W S Z E C H Ś W IA T

361 natenczas nic — prócz przeszkód w wąwozie

F o la —nie przeszkadzałoby statkom przebie­

gać całej przestrzeni od m orza Śródziemnego do jeziora A lberta. K aw ałek plantu kolejo­

wego długi na 30 hm wystarczyłby do połą­

czenia wód spławnych, położonych z dwu stron pomienionego wąwozu.

T utaj możemy zaledwie zaznaczyć — jako perspektyw ę przyszłości—możność zużytko­

wania olbrzymiego zasobu energii, zaw arte­

go w potokach i wodospadach Nilu w sa­

mym tylko obrębie p rotektoratu Ugandy.

W edług obliczeń W illiam a G-arstina objętość wody, dostarczanej przez Nil w aha siępomię- dzy 30 a 120 m sześciennemi na sekundę.

W okolicy pozbawionej w ęgla — p rzy n aj­

mniej o ile dziś o tem sądzić można — kwe- stya zużytkow ania tej energii stać się musi niebawem kw estyą ogromnej doniosłości praktycznej, dom agającą się szybkiego za­

łatw ienia—tem bardziej, że straty , związane z elektrycznem przenoszeniem energii maleją coraz to bardziet w m iarę rozwoju techniki.

W szystkie bez w yjątk u dopływ y Nilu ze strony prawej są rzekami peryodycznemi.

N aw et Assua, która w pew nych okresach czasu m ierzy 110 vt szerokości na 6 głębo­

kości, a więc sama przez się jest rzeką po­

tężną, w okresie suszy daje się przebyć su­

chą nogą.

W ygląd ogólny: orografia. Jako całość prowincyę N ilu (dawniej znaną pod nazwą

„okręgu wojennego rzeki N iluM) można uw a­

żać za dno doliny, wznoszącej się stopniowo od poziomu rzeki aż do wysokości 1000 lub 1200 m nad poziomem m orza i ciągnącej się na 100 do 130 hm na zachód od łożyska.

G ru n t tej doliny, zlekka falisty, zraszająlicz- | ne rzeki, które w okolicy L ango (pomiędzy Nilem a Assuą) gubią się w rozległych bło- j tach, ja k w Ugandzie. W środkowej części prowincyi napotykam y wyniosłości g ran ito ­

we niezmiernie ciekawe. Podw ójny a b a r­

dzo forem ny łańcuch takich wyniosłości oka­

la i zamyka niejako dolinę, również podwójną U nyam y i Ayagi. Pagórki granitow e napo­

tykano także w kraju L ango oraz w okolicy Bari; tak np. Belinian, R ejaf i t. d. przedsta­

wiają się jako góry odosobnione, które tw o­

rzą wyraźne bardzo granice.

Na lewym brzegu strom a pochyłość odda­

la się nieco od rzekiy po wypłynięciu tej

ostatniej z jeziora Alberta; lecz niebawem zbiega się znowu z łańcuchem naprzeciw Ni­

mulu. P unktam i kulmimieyjnemi są tu szczy­

ty Otze i Elengu.-t, wznoszące się na 1000 m nad poziom rzeki i tworzące wraz z grupą pagórków przeciw ległych słynny wąwóz Fola.

W arunki hygieniczne: Prow incya Nilu słynie jako najniezdrowsza część protektora­

tu U gandy. Faktycznie jed n ak rzecz się przedstaw ia tak, że, pomijaj ącm alaryę, euro­

pejczycy nie chorują tam więcej, niż w na­

szych krajach.

P rodukty naturalne: W całej prowincyi rosną w obfitości: adhurra czerwona, tele- bun, dukhu, kukurydza, semsem, tytoń, pa­

ta t słodki. B anan napotykam y tylko w pa­

ru koloniach Aluru; zaznaczyć należy, że w Ungoro rośnie on wszędzie. Pułkow nik Delme Radcliffe i jego towarzysze stw ier­

dzili, że w pobliżu stacyi udają się wybornie niektóre rośliny europejskie. W okolicy dawnej stacyi E m ina paszy znaleźli oni wie­

le dzikich krzaków bawełny, o kokonach, wypełnionych obficie baw ełną długą, co przemawia za tem, że bawełnę m ożnaby tam upraw iać z powodzeniem. Główną przeszko­

dą w zachodniej okolicy prowincyi Nilu, a w szczególności w krainie Bari, je s t brak deszczu, trw ający przez długie okresy; je ­ dnakże urządzenia irygacyjne mogłyby za­

radzić temu stanowi rzeczy.

Chów bydła stanowi główne zajęcie k ra­

jowców. Zwłaszcza bydło rogate znajduje się w obfitości. Sir Sam uel B aker widział wsi, posiadające sześć lub nawet dziesięć tysięcy sztuk bydła rogatego. Dziś liczby te zmniejszyły się znacznie skutkiem niszczące­

go działania zarazy a także wojen zaciętych, które prowadzą ze sobą oddzielne ple­

miona.

Odpowiednie środki zapobiegawcze zdo­

łają uchronić kraj od tych klęsk, a wówczas chów bydła stanie się głównem źródłom bo­

gactw a prowincyi Nilu.

Ogromne stada słoni żyją w tych okoli­

cach, szczególnie na północy, a kły ich do- sięgają tu rozmiarów niezwykłych. Zwie­

rzęta te przychodzą w wielkiej liczbie ze zbo­

czy Elgoriu idąc szlakiem ściśle w ytkniętym ,

który, o ile się zdaje, służy im tylko w porze

wędrówki; droga ta prowadzi ze wschodu

(10)

362

W S Z E C H Ś W IA T

Ne 23 przez Lirę, przecina Assuę i zwraca się tym

sposobem ku krainie Acholi. Słonie te czę­

sto przebyw ają Nil w okolicy południowego krańca rozszerzonej części rzeki w pobliżu

W adelai. , ,,,

Klim at: Pora deszczowa rozpoczyna się zazwyczaj w kwietniu; jednakże deszcze zd a­

rzają się bardzo często naw et poza obrębem tego okresu ulew. W latach norm alnych pora deszczowa trw a dw a miesiące; następnie we wrześniu zaczyna się drugi okres desz­

czów, k tó re.jednak są już m niej silne.

W prowincyach Nilu tem p eratu ra jest znacznie wyższa, niż w Ugandzie, wobec: te ­ go. że średnie wzniesienie całej okolicy wy­

nosi o 600 m mniej. W dolinie rzeki byw a niekiedy bardzo gorąco. Najwyższe tem pe­

ra tu ry zapisano w Gondokoro; są one w rze­

czy samej niezm iernie wysokie. Naogół jednak kraju tego nie m ożna nazwać g o rą­

cym w tem znaczeniu, jakie w yrazow i tem u nadajem y mówiąc np. o In d y a c h

W przyszłości m ożna będzie pomyśleć o Założeniu kolonij w ysuniętych bardziej ńa wschód w okolicach, położonych wyżej o kli­

macie chłodnym a zdrowym. W krainie La- tu k a góry wznoszą się na 2700 m nad poziom morza.

Tłum . S. B.

S Ł Ó W K IL K A

O W Y K Ł A D Z IE M IN ER A LO G II W SZK O LE Ś R E D N IE J.

(Dokończenie).

P rzystępując do skreślenia bliższego, szcze­

gółowego, rzekłbym realnego, tych p o g lą­

dów, jak ie powyżej wyłożyłem , mianowicie do w yznaczenia planu i program u lekcyj m i­

neralogicznych spotykam zaraz na wstępie trudność niem ałą, m ianowicie je s t nią różno­

rodność typów szkoły średniej. Nie wiem ja k w przyszłości ułożą się te stosunki, ale dotychczas mieliśmy szkoły realne ty p u mi- nisteryum oświaty, szkoły realne ty p u m ini- steryum skarbu, czyli t. zw. handlowe, dwu rodzajów -— wyższe 7-klasowe i niższe 4-kla- sowe, szkoły m iejskie i t. zw. „pen sy e“ żeń­

skie,. T ypy te różnią się z wielu względów.

I Co praw da, na m ineralogię we wszystkich nich, lub praw ie we wszystkich przeznacza­

no dwie godziny w tygodniu przez cały rok i dla dzieci, które już uczyły się zoologii i bo-

| tajniki. Lecz w jednych klasa ucząca się mi- j neralogii m iała już pewne przygotow anie g e ­

om etryczne i fizyczne, czasami nieobce jej

j

były naw et zasady chemii, w innych działo się przeciw nie zupełnie lub częściowo.

Sądzę przeto, że najwłaściwiej będzie, je ­ żeli pocznę sobie w sposób następujący:

uznam pracę swoję za wyłącznie program o­

wą, dam tylko najogólniejszy zarys m aterya- łu i jego opracowania. Innem i słowy posta­

ram się niejako wyłożyć, jakbym chciał mieć postaw ioną m ineralogię w szkole średniej.

A zatem: w arunek pierw szy—wykład ele­

m entarny w klasie ja k naj niższej, wykład ob­

szerniejszy a raczej naukowszy w klasie jak- najw yższej. Czynię to z tej przyczyny, że dla dzieci drobnych, sądzę, daleko łatwiejsze jest obserwowanie prostych oznak m inera­

łów i skał niż różnorodnych i często zaw i­

łych cech zw ierząt i roślin. A więc w pierw ­ szym roku nauki szkolnej niech będą odby­

w ane z dziećmi m ałem i pogadanki o m inera­

łach jaknajpospolitszych, o skałach jaknaj- częściej widzianych. Nie podobna tu w da­

wać się w jakiekolw iek głębsze rostrząsania, ściślejsze badania. Pokazać należy tylko to, co dziecko zobaczy gołem okiem bez trudu, opisać tylko to, co może ono z łatwością samo rozróżnić. W ięc nasam przód radziłbym zwró­

cić uwagę, że dziecko małe jest wielkim uty- litary stą , sądzę przeto, że

W

tych elem entar­

nych pogadankach należy za przedm iot obrać wielorakie p rod uk ty techniczne i ich surowe m ateryały. W ięc tynk, cegła, kafel, glina.

Te dla miejskiego dziecka najlepiej znane ciała niech idą na początek. Odbijemy od rnuru kaw ał ty n k u , dam y go dzieciom w rę ­ ce, niech go potłuką, niech zauważą w nim z iarnk a piasku, niech p o traktują go wodą, któ ra w apna nie rozpuści, jeżeli ty n k stary, niech obleją go kwasem, niech zauważą b u ­ rzenie się z kwasami, niech w ten sposób od­

dzielą ziarnka piasku od wapna. Potem po ­ każem y im wapno niegaszone, zwrócimy uw agę na pracę m ularzy, grzebiących w bia­

łych dołach, z których kurzy się para, po k a­

żemy im wapień, wypalim y go, a potem

(11)

otrzym ane stąd wapno przerobim y na wo- dzian wapniowy, damy do rąk epruw etkę ciepłą od tej reakcyi. Potem pokażemy bia­

ły wapień z Częstochowy, pokażemy ry su ­ nek, jeszcze lepiej model wapiennika, wapień z Kielc różnokolorowy, wapień włoski lub grecki na posągi, wreszcie kredę i dowiedzie­

my, że ze wszystkich ty ch ciał możemy zro­

bić zaprawę m ularską. W ytłum aczym y dla­

czego się dosypuje piasku do zaprawy. Na- koniec, jeżeli będziemy mieli bardzo duży ta­

lent dydaktyczny i popularyzatorski, w yja­

śnimy, że człowiek wapień popsuł, a przyro­

da napow rót go naprawia.

Dalej cegła. Znów ją potłuczem y, zoba­

czymy w niej piasek i ciało czerwone. Z czer­

wonej m asy w yługujem y kwasem solnym związki żelazowe, a rozpuściwszy w tym od­

czynniku trochę rdzy ze starego klucza do­

wiedziemy, że to są te same ciała. Nie wa­

dzi potem amoniakiem strącić tę „rdzę“ z po­

wrotem. Przyniesiem y glinę, pokażemy jej plastyczność, pokażemy jak się robią cegły, ja k się wypalają, pokażemy glinianki, zwró­

cimy uwagę, że przez glinę woda nie prze­

cieka i t . d .

Właściwie, gdybym chciał napisać program takiego w ykładu, m usiałbym napisać ksią­

żeczkę dla m ałych dzieci. W ięc po tych dwu przykładach zaznaczę, że w tym wy­

kładzie początkowym opis, term inologia, za­

stosow anie—to są rzeczy główne.

Po wapnie, piasku, glinie, można wziąć głaz granitow y grubo ziarnisty, rozbić, po­

kazać składowe m inerały, opisać, odróżnić, nazwać, zwrócić uwagę n a łupliwość, różni­

ce twardości. Pokazać glebę i podglebie.

W ypalić glebę dla odróżnienia ciał organicz­

nych od m ineralnych. N astępnie nad W isłą (w W arszawie) pokazać sterty przywiezione­

go gipsu, zbadać go, wypalić, pokazać gips palony, pokazać odlew i stiuk, zrobić odlew.

Następnie nauczyć nazyw ać i odróżniać metale. Pokazać rudę żelazną, opowiedzieć o wielkim piecu. Pokazać piryt, zreduko­

wać ołów z galeny. Cynku i cyny nie radzę, bo to metale trudne, chyba na dobrych sztab- kach: jedna zginana chrupie, druga sięłam ie.

R ud y tych dwu m etali również są nie łatw e, więc lepiej dać im spokój. Pokazać jak i me­

tal rodzimy. W tym wykładzie początko­

wym nie można pom inąć klejnotów — zbyt

_JMÓ 23 363

| często rzucają się one dziecku w oczy. Opo-

| wiedzieć o szlifowaniu, pokazać kryształ g ra -

| natu, berylu, am etystu koniecznie w skale lub w paragenezie z innemi. K ry ształ luź­

ny obałam uci więcej niż nauczy.

Sądzę, że te pogadanki w klasie najniższej mogą objąć m inerały następujące:

Siarka (zapałki, pi’och strzelniczy); dya- m ent (cięcie szkła); grafit (ołówki, tygle);

złoto, srobro, rtęć (termometr); miedź, żelazo;

piryt, galena; woda, lód, kwarc; rudy żelaza;

kalcyt i wapienie; skalenie; kaolin i gliny;

gips, sól kamienna; węgle, nafta.

W klasach wyższych zazwyczaj przyjęte bywa wykładać wszelkie przedm ioty „syste­

m atycznie11. Ja k i system zastosować należy w danym razie do mineralogii? Mnie się zda­

je, że system ten powinien być ten sam co w klasie początkowej—od rzeczy prostej do złożonych, od przedmiotów znanych do ob­

cych i nowych. A więc tu taj należy właści­

wie dać kurs obszerniejszy, zupełniejszy, uogólniony, lecz również wystrzegać się sche­

m atu uniwersyteckiego.

Powyżej zaznaczyłem, że kurs wyższy mi­

neralogii radbym widział w najwyższej kla­

sie szkoły średniej. Przyczyny tego tw ier­

dzenia są jasne. Cykl mineralogiczno-geolo- giczny wym aga od ucznia przygotow ania wszechstronnego przyrodniczego. W ykład mineralogii przepada, gdy udzielany jest uczniom, którzy nie przeszli kursu geometryi, fizyki, zoologii, botaniki, którym obca jest zupełnie chemia. Im większe jest ich w tym względzie przygotowanie, tem łatwiej uczyć się będą i tem więcej się nauczą. Rozległy ten cykl nauk niech będzie niejako zakończe­

niem, koroną, syntezą w ykształcenia przy­

rodniczego w szkole.

Po kwestyi, w jakiej klasie wykładać na­

leży mineralogię, bezpośrednio następuje kw estya m ateryału wykładowego. W tym względzie sądzę, że wykład szkolny nie po­

winien wykraczać poza m inerały wyszcze­

gólnione poniżej:

Siarka, dyam ent, grafit, złoto, srebro, rtęć, miedź, ż e l a z o , platyna, p i r y t , m arka- syt, chalkopiryt, argentyt, g a l e n a , anty- m onit, tetraedryty, blenda, cynober, w o d a , l ó d , korund, k w a r c , chalcedon, opal, ka-

W S Z E C H Ś W I A T

(12)

364

W S Z E C H Ś W IA T

sy tery t, k up ryt, li.monit, rudy m anganu, he- | matyt, magnetyt, sferodyseryt, boiaks, soda, m alachit, ażuryt, aragonit, k a l c y t , d o l o ­ mi t , smitsonit, oliw in, p i r o k s e n y , a m- f i b o l e , s k a l e n i e , topaz, turm aliny, gra­

naty, boryl, zeolity, kalam in, talk, serpentyn, chloryty, ł y s z c z y ki , k a o l i n i g l i n y ,

j

apatyt, saletry, g i p s , s ó l k a m i e n n a ,

j

fluo ryt, bursztyn, w ę g l e , wosk skalny, j o l e j s k a l n y , m eteoryty.

W szystkie te m inerały w w arunkach po­

myślnych udaw ało mi się przejść w ciągu roku (dwie lekcye tygodniowo), lecz ja k zwy­

kle dużo tu założy od zdolności klasy.

M inerały te podzieliłem na trzy kategorye:

oznaczone pismem rozstawionem — n ajw a­

żniejsze — pow inny być w ystudyow ane n a j­

szerzej i najdokładniej, pobieżniej te, które w ydrukow ane kursywą; trzecia kategorya, drukow ana w zwykły sposób i uzupełnienie wiadomości stanow iąca, może być trak to w a­

na w ki lku słowach każdy, lecz rozum ie się powinna być dem onstrow ana i znana. O gra­

niczanie kursu może odbywać się ich właśnie kosztem; w razie potrzeby można zatrzym ać się tylko na najw ażniejszych z tej kate- goryi.

Nakoniec przystępuję do najw ażniejszego:

ja k i powinien być porządek w ykładu. Naj- właściwiej w ydaje mi się prowadzić ten w y­

kład grupam i naturalnem i, t. j. przedstaw iać m inerały w pewnym związku genetycznym .

1) W ykład zacząłbym od wody, zaznacza­

jąc na wstępie, że będziemy mówili o wodzie jako o ciele mineralogiczno-geologicznem, więc o zbiorowiskach wodnych i o wodzie wraz ze wszystkiem co ona zaw iera w sobie w przyrodzie. A więc, po streszczeniu w ia­

domości o wodzie atm osferycznej, wilgoci skalnej, wodzie rzek, jezior, źródeł i oce­

anów, jako substancyi, t. j. jak o roztworze wodnym różnych ciał, należałoby przystąpić do działania wody na powierzchnie ziemi a więc: wietrzenie, erozya, niszczenie gór, tworzenie się dolin, kras, lóss, osady rzeczne i morskie (tu gips, sól kam ienna) burzące działanie morza, pow staw anie jezior, pu­

stynie.

2) Lód. Dwa rodzaje lodu: powłokowy i firnowy. Lodowce i ich znaczenie geolo­

giczne. Moreny (dem onstracya na wyciecz­

ce). E poka lodowcowa.

3) Od w ody m ożna przejść do minerałów żyłowych i potrącić również niektóre inne na drodze wodnej pow stające. Więc, wspom­

niaw szy o szczelinach w skałach i o ich wy­

pełnianiu, można tu dać k ró tką charaktery­

stykę i opis siarczków, chalcedon, opal.

4) J a k o dalsze rozpatryw anie tego, co w roztrząsaniu wody i jej działalności się na­

darzyło, możnaby wziąć głazy narzutowe.

A naliza ich pozwoli podać kw arc, skalenie, łyszczyki, kaolin i gliny (nawiązać do iłów

j

m orenowych poprzednio poruszanych) a n a­

stępnie przejść do bardzo obszernego cyklu zjaw isk. Poszukiw ania w ystępow ań pier­

wotnych gran itu , u nas znanego w postaci : głazów narzutow ych, da możność dać wiado-

; mości o pierwotnej skorupie ziemi, o łupkach krystalicznych a więc praw ie o wszystkich krzem ianach w spisie powyższym umieszczo­

nych i o procesach górotw órczych, no i rozu­

mie się, o górach, ich składzie i budowie.

A to, rozw ijane, nakaże mówić o zapadli- nach, trzęsieniach ziemi, szczelinach, te re ­ nach szczelinowych, załamach, przejść do w ulkanizm u, którego roztrząsanie pozwoli dopełnić krzem ianów i skał najważniejszych z grupy skał litych. Oddział ten należy za­

kończyć nauką o w nętrzu ziemi o m eteory­

tach, żelazie, dyamencie.

5) N astępnie przypom nieć można osady m orskie i wychodząc z opisu występowania jakiegoś wapienia kieleckk'go lub t. p. wyło­

żyć węglany, mówić o w arstw ach w skoru­

pie ziemi, w trącić rudy, i od warstw wapieni przejść do skał wogóle osadowych i dać tu zarys następstw a utworów geologicznych w czasie i przestrzeni.

Przez porów nanie i analogię różnych w y­

stępowa ń i paragenez minerałów poszczegól­

n ych m ożna wpleść praw ie wszystkie m ine­

rały powyżej w skazane i z powodu jakiegoś p rzypadku charakterystycznego w trącać uo­

gólnienia teoretyczne, pomnąc, aby nie wy­

szły one z zakresu następującego:

K rystalografia—praw o stałych kątów, pra­

wo pasów i odcinków racyonalnych, prawo sym etryi, pojęcie o jednorodności k ry sta ­ licznej, różnokierunkowość.

M ineralogia—opis, pochodzenie i w ystępo­

wanie m inerałów I-szej kategoryi w spisie

I wyżej umieszczonym.

(13)

M 23

wszechświat

365 P etrog rafia—ogólna ch arak terystyk a skał

przeryw anych i przerywających; gran ity pierworodne, gnejsy, łupki łyszczykowe, łupki ilaste, g ran ity intru zy jne i ich pasy kontaktów , gabro, przykład skały żyłowej, bazalty, trachity , andezyty, wapienie, pia­

skowce, iły.

Geologia —■ działanie wody i lodu, w ulka­

nizm, trzęsienia ziemi, procesy górotwórcze, budowa gór, zarys historyi lądów, zarys przeszłości ziemi.

Paleontologia — zarys rozwoj u św iata zwie- rzęcego i roślinnego, kilka najważniejszych grup: trylobity, graptolity, korale, lilie m or­

skie, am onity, ryby, skrzeki, A rchaeopteryx, wielkie płazy i ssaki; sygilarye, lepidoden- drony.

„W szechśw iat“ nie je s t czasopismem pe- dagogicznem, więc nie mogę na łam ach jego rozwijać program u wyłożonego szczegółowo.

Daję go tylko w zarysie ogólnym, więcej bo­

wiem szło mi tu o danie poglądów ogólnych, o poczynienie jakich takich wyłomów w tw ardym m urze rutyny, niż o pedantyczne drobiazgowe przepisy program owe, tem bar- dziej że jestem jaknajżarliw szym wyznawcą zasady, aby nauczyciel jaknaj więcej dawał inicyatyw y własnej, stosowanej nieustannie do rodzaju umysłowości uczniów i ich uspo­

sobień, a jaknajm niej wiązał się program em choćby naw et przez.samego siebie nakreślo­

nym.

Jestem przygotow any na zarzut chaotycz- ności wyłożonego program u. Czyniących mi te zarzuty nasam przód odsyłam do tego, co pisałem w artykule niniejszym a następ­

nie mogę odpowiedzieć, że w szkole idzie nie o system atykę i klasyfikacyę, lecz o to, aby w ykład jaknajłatw iejszą drogą zdążał do ce­

lu zasadniczego — do pobudzenia zdolności um ysłowych ucznia i do wyrobienia w nim ciekawości naukowej na całe życie. Celu tego dopina przedewszystkiem w ykład zaj­

mujący, bez względu na to, czy będzie ma- teryał jego ta k lub inaczej ułożony.

Z. Weyberg.

STYPENDYUM C H EM II STO SOW A NEJ.

Zebrani na VI Kongresie międzjaiarodowym chemii stosowanej chemicy polscy w liczbie kil­

kunastu, z różnych krajów europejskich przybyli, na zebraniu swem w d. 1 maja r. b., zastanawia­

jąc się nad małą produkcjinością Polaków w dzie­

dzinie zastosowań chemii naukowej do potrzeb przemysłu, doszli do przekonania, że jedną z przy­

czyn, wywołujących taki stan rzeczy, jest zamała w kraju liczba pracowni naukowych i brak wogó­

le wszelkich pomocy w tym kierunku. Najzu­

pełniej słuszny wniosek dalszy, że lepiej jest po­

myśleć o jakiemkolwiek, chociażby na początek w małych rozmiarach, zaradzeniu złemu, aniżeli czekać w bezczynności na zmiłowanie boże, do­

prowadził zebranych do postanowienia utworze­

nia na najbliższe 3 lata, dzielące chwilę obecną od następnego Kongresu chemii stosowanej, sty- pendyura, którego zakres i warunki podajemy, przytaczając opracowany na wspomnianem powy­

żej zebraniu regulamin:

1) W myśl uchwały chemików-Polaków, obec­

nych na VI Kongresie Chemii Stosowanej w Rzy­

mie 1906 r., organizuje się na lat 3 (t. j. do przy­

szłego VII Kongresu) przy pracowni chemicznej Muzeum Przemysłu i Rolnictwa Stypendyum dla prowadzenia badań w dziedzinie Chemii Stoso­

wanej.

2) Stypendyum udziela się w stosunku 720 rubli rocznie. Prócz tego na potrzeby naukowe stypendysty (na opłatę za pracownię, na przyrzą­

dy, preparaty, książki i t. p.) gwarantuje się su­

ma do 280 rubli rocznie.

3) Stypendyum wydawane jest maksymalnie na przeciąg jednego roku; może być jednak przez zawiadujący stypendyum zarząd prolongowane.

4) Prócz stałego stypendyum zarząd w miarę posiadania funduszów udziela zapomóg na pro­

wadzenie badań doświadczalnych w dziedzinie chemii stosowanej.

5) Zarząd składa się z 5 członków, wybranych na VI kongresie na przeciąg lat trzech.

6) W razie ustąpienia z zarządu któregokol­

wiek członka, pozostali posiadają prawo koop- tacyi.

7) Zarząd: a) dokonywa wyboru z pośród zgłaszających się na stypendyum kandydatów;

b) dostarcza stypendyście środków; c) rozpatruje sprawozdania stypendysty; d) zajmuje się zbiera­

niem na stypendyum funduszów i dysponuje temi funduszami.

8) Fundusze składają się a) z jednorazowych składek i b) ze stałych (minimum rubla miesięcz­

nie).

9) Wypłaty w granicach sumy przeznaczonej

dla stypendysty dokonywa się za podpisami

2 członków zarządu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

zmieniającego rozporządzenie w sprawie trybu i sposobu udzielenia zamówienia na wydrukowanie i doręczenie zestawów pytań testowych oraz zadań na egzamin adwokacki (Dz.

J a k się później przekonam y, to ciągłe wahanie się g ru n tu stanow iło niezbędny czynnik przy tw orzeniu się pokładów węgla, których ce­.. chę

Charakterystyczną różnicę tego skrzydła od pierwszego stanowi rosszczepienie się pokładu z początku na dwa, a następnie na trzy oddzielne pokłady. W Sosnowcu

rocznie za

Przewodniczący Andrzej Mentel – chciałem spytać, to jak to będzie regulowane bo stoimy dzisiaj przed podjęciem uchwały, która będzie jutro na sesji i mam pytanie, jak to

Nauczyciel religii prowadzący zajęcia w grupie międzyszkolnej lub pozaszkolnym (pozaprzedszkolnym) punkcie katechetycznym albo uczący na terenie kilku szkół lub

W posiedzeniu udział wzięli: Stanisław Huskowski sekretarz stanu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji wraz ze współpracownikami, Paweł Orłowski podsekretarz

Dokument dwustronicowy, formatu A4, o wymiarach 210 x 297 mm, wykonany na papierze ze znakiem wodnym, niewykazuj ącym luminescencji w promieniowaniu