O B Y W A T E L U ! K up dz iś je sz cz e m iij o n ó w kę na po sa g dla sw yc h c ó re k ! O BY W AT E LK O ! O d d a j c z ę ś ć s w e g o p o s a g u na z a k u p m ii jo n ó w k i!
Nr. 58 (146) M M M 1 Bill. L u b lin , dnia 21 listo p a d a 1920. R ok IV .
TYGODNIK POŚW IĘCONY SPRA W O M W A R STW PRACUJĄCYCH.
— — O rgan S to w a r z y sz e n ia R o b o tn ik ó w C h r z e ś c ija ń s k ic h ... ...
A d r e s R e d a k c j i i A d m in istra c ji:
K ra k o w s k ie - P r z e d m i e ś c ie 7, I p ię tr o (Lokal S to w . R o b o tn i k ó w Chrzęść.).
R edaktor przyjm uje:
w p o n ie d z ia łk i, w to rk i, śro d y i p ią tk i od g o d z. 6—7 w ie c z o re m .
W p i l n y c h sp ra w a c h r e d a k c y jn y c h , ja k ró w n ie ż w e w s z y stk ic h k w e s tja c h , o b c h o d z ą c y c h o s o b i ś c i e re d a k to ra „ R o b o tn ik a ”, n a le ż y się z w ra c a ć p o d a d re se m :
F e lik s K o zu b o w sk i. ul. Szopena 21, m. 12.
P R Z E D P Ł A T A W Y N O S I: k w a r ta ł, z p r i c a y łk ą 12 m k., d la c z ło n k ó w S to w a r z y s z a n ia na p ro w in o ji z p rz e s 0 mk.
C E N Y O G Ł O S Z E Ń : Z a w ie rs z p e tito w y 1 -s z p a lto w y na o s t a t n ie j s tr o n ie 6 m k ., na 1 -e j s tr o n ie 8 m k ., w t e k i o i e 10 m k. D ro b n e o g ło s z e n ia po 4 0 fe n . za k a ż d y w y ra z . A D M IN IS T R A C J A o tw a r ta o o d z ie n n le od Qodz. 0 — 3 po p o ł. i o d S— 9 w ie o z o re m z w y ją tk ie m ś w ią t i n ie d z ie l.
P R A C Ą i Ł A D E M .
P rzedstaw iciele ludu.
W cz asie g ło s o w a n ia w S e jm ie nad ty m u s t ę p e m naszej k onstytu cji, któ ry mówi o senacie, j e g o s k i a d z ie i z a k re s ie d ziałania,— so cjalistyczni p o sło w ie u r z ą dzili p r z y p o m o c y ż y d ó w w s t i ę t n ą scen ę k a rczem n ą. Z ż y d e m P e r l e m na czele (r e d a k to r e m p e p e e s o w e g o „ R o b o tn ik a "), z takimi o k a ra m i, j a k M o raczewski, D r e sz er, W o j t e k Malinowski,, O k o ń , S ta p iń - ski i im p o d o b n i —socjaliści nasi p o s t a nowili u d o w o d n ić i n ie s te ty u dow odnili, że z S e jm u m o ż n a zrojjić karczm ę, a z p o s ł ó w le w ic o w y c h — b a n d ę ło b u z ó w . Rzecz p r o s ta , że o g r o m n a Większość n a sze] izoy z a c h o w a ła r ó w n o w a g ę i sp o k ó j.
S zaleli, w y li, ryczeli, tupali i gw iz dali tylko socjaliści. P o p r o s tu o p ę ta ło ich jakieś licho, w y lazły z nich d u s z e c h a m skie i m io tały nimi po całej sali p o s ie dzeń. Z n a n y na g ru n c i e lu b e lsk im pos.
D r e s z e r ok a z a ł n ad zw y czajn e b o h a te r stwo, g d y ż w y r w a ł je d n e m u z s e j m o wych s e k r e ta r z y kartki z glo sami i w ten sp o s ó b g ło s o w a n ie un ieważnił. Inny z le
w icow ych b o h a te r ó w rzucił się z za- ciśniętemi pięściami ku m arszałkow i T r ą in p c z y ń s k le m u . P o z o sta li w dals zym ciągu ry czeli, śp iewali „O cześć wam p a p o w i e " ,—tłukli pięściam i o p u lp ity , d r u zgotali je, walili butam i w p o d ł o g ę i w y daw ali p rz e r a ź liw e w rz a sk i aż do o c h r y pnięcia. O to , ja k p o jm u ją w olność s ł o w a i w olność sum ie nia socjaliści i w ie r ni ich s p r z y m ie r z e ń c y —żydzi. D o p ó k i S e jm uchw ala ł 8-godzinny d zień pra cy, dz ik ą re f o rm ę a g r a r n ą i t. p. „zbaw cze"
dla P o ls k i u s ta w y — socjaliści miotali w p r a w d z i e na S e jm obelgi, nazyw ając go p rz e d s ta w ic ie ls tw e m b u rż u a z y jn o -c h ło p - skiem , ale, po m ijając p e w n e w y b r y k i, z a c h o w y w a l i się mniej więcej po ludzku.
K ie d y je d n a k S e jm o śm ielił się w b r e w ich p o g r ó ż k o m u c h w a lić sen at, kiedy w ię k s z o ś ć p o słó w , zg o d n ie z w o lą z n acz
nej w ięk szo ś ci n a ro d u , ośw iad czj'la się za se jm e m d w u i z b o w y m — socjaliści w raz z ż y d a m i stracili z m y s ły , co im te m b a r dziej prz y s z ło , że w in telig en cję i ro z u m p o lity c z n y nig d y nie obfitowali.
S p o łe c z e ń s tw o , d o w ia d u ją c się O ty m n o w y m o b ja w ie b a n d y ty z m u p o lity cznego so c ja lis tó w i nasz ych n a js e r d e c z niejsz ych, będzie w ie dzia ło , co sądzić o p o d o b n y c h w y stę p a c h na p rzy s zło ść.
M ożna m ieć j e d n a k n adzie ję, że S e jm w im ię p o w a g i sw o je j i c ałe g o n a r o d u nie d opuści do p o w tó rz e n ia ta k ie g o s k a n dalu, jaki się z d a r z y ł p o d c z a s g ło s o w a nia nad sen atem .
Ciekawi je s te ś m y , co na to p o w ie lud ro b o c z y , któ ry w y sła ł tych p a n ó w do S e jm u , a b y str z e g li nie ty lk o in t e r e s ó w je g o , ale i honoru. O tó ż w y p a d a s t w i e r d z i ć , że p o s ł o w i e so cjalistyczni h a ń b ą
okry li t r y b u n ę sejm o w ą. Każdy p r a w y r o b o t n ik rum ieni się na myśl, jacy to p rz e d s ta w ic ie le lu d u z a s i a d a ją w S e jm ie , k tó r y ma być p rz e c ie w y o b r a ż e n ie m na
r o d o w e g o m a j e s ta tu i w y k w i te m k u ltu ry n arodow ej. Nie u le g a też wątpliwości, że ba rd z o w ielu z b łą k a n y c h o d w ró c i się od ty ch , dla k tó r y ch n ie m a nic ś w ię te g o , nic uczciwego, i k tó r z y n a w e t samych sieb ie u s z a n o w a ć nie um ieją.
P R O T E S T .
Na zebraniu w d. 14. b. m., od
bytem w Lublinie, członkowie Sto
warzyszenia Robotników Chrześci
jańskich, uchwalili następującą re
zolucję:
„Zebraiji w dniu 14. li s to p a d a r. 1920 ro b o tn ic y chrz e ś c ija ń sc y w Lublinie, w y r a ż a ją o b u rz e n ie z p o w o d u niesły chanej, b ru ta ln e j n a p a ści, jak iej si|^ d opuściło s o c j a li s t y czne p is m o „N aró d" w o b e c o s o b y J . E . B is k u p u \w K ielcach, ks. L osiń - ' s k i e g o —i w zjjw ają og ó ł o b y w a te li, uczciwie m yślących, do m as o w y ch p ro t e s tó w p rzeciw k o p o d o b n e m u p o n ie w ie r a n iu d o b re j s ł a w y nasz ych P asterzy.
R o b o tn ic y chrześcijańscy w L u blinie, piętnująći jak na jo s trz e j ban
d y ty z m polity czny so cjalistó w , p r z e s y ła ją J. E. Ks. B is k u p o w i Ł o s iń s k ie m u w yra zy ho łd u i miłoś ci, i z uznanie m w s p o m in a ją J e g o o b y w a te ls k ą , p a tr jo ty c z n ą działalność i o p ie k ę n a r Indem w czasie, kie dy socjaliści u tr z y m y w a li p r z y j a cielskie s to su n k i z o k u p a n ta m i, d ziałając na s z k o d ę p o ls k ie g o sp o - ł e ć z e ń s tw a “.
P r z y p ise k R edakcji: W s z y s tk ie uczciwe pism a p o ls k ie u p ras za się o p r z e dru k n iniejs zego.
Ks. Prof. A l e k s a n d e r W ó y c ic k i.
Sprawa robotnicza w Polsce.
R O Z D Z I A Ł III.
P r z y c z y n y k w e stji rob otniczej.
G łó w n ą p rz e s z k o d ą , dla k tó r e j na
sza k la s a r o b o tn ic z a nie m o g ła ro zw ijać się norm alnie, ta k ja k ro s ły je j sio str z y - ce za chodnie, b y ł b rak u n a s w łasn eg o p a ń stw a . N a s tę p s tw e m te g o było, że losami p r o le ta r ja tu p o ls k ie g o kiero w ały tr z y n a jb a r d z ie j w ro g ie mu rząd y z a borcze. Nie p o s i a d a liś m y r z ą d u w ła s n e go, czyli pozb aw ien i byliśm y n a jo g ó l
niejszej, w s z y s tk o s p r z ę g a ją c e j więzi nie tylk o politycznej, lecz i s p o ł e c z n o - g o sp o d a r c z e j; b rak nam było o r g a n u cen
tralnego, k tó r y b y d a w a ł inicjatywę, kie ru n ek , tu d zież opiekę życiu p r z e m y s ło w e m u i ro b o tn iczem u . W k a ż d e m p a ń s tw ie w s p ó łc z e s n e m n a r o d o w e m r z ą d w ła sn y j e s t nie ty lk o p rz e d s ta w ic ie le m i o b r o ń c ą ludu r o b o c z e g o na z e w n ą tr z , ale te ż , i p r z e d e w s z y s tk ie m , głow ą, k ie ro w n ik iem , o p ie k u n e m jego. K a ż d y czyn, k a ż d a inicjatywa, k a ż d a refo rm a, k a ż d y p r z e w r ó t n ag ły p o s i a d a w rządzie o ś r o d e k , do k tó r e g o zw ró cić się może z p r o ś b ą lub g r o ź b ą r o b o tn ik dzisiejszy.
P o ls k a d o tą d nie p o s ia d a ła te g o o r g a nu. T o te ż ustró j i o b ie g p r a c y m usiał b yć u nas w zaniku; is tn ia ła ty lk o ch ao - tyczność tej p ra c y i m inim um jej w y dajn ości. Stąil i nasz a klasa r o b o tn ic z a w łaściwie nie żyła, lecz w e g e to w a ła . D łu g o ży ła o n a życie m tylko ro ślinnem ,
ja k czło w ie k w le ta r g u . A p rz e to st a n r o b o tn ic z y w k ra ja c h s a m o r z ą d n y c h E u ro p y z a c h o d n ie j na k a ż d e m polu , z a ró w n o g o s p o d a r c z e m i s p o l e c z n e m , jak
• i d u c h o w e m , o wiele p r z e ś c i g n ą ł n a s z ą klasę robotniczą.
Co g o r s z a , nie p o sia d a ją c w ła s n e go p a ń s tw a , w p a d liś m y p o d o p ie k ę trzech r z ą d ó w z a b o rc z y c h , b e z w z g lę d n ie w r o gich in t e r e s o m n a r o d u n a sz e g o , a d o bra k la s y r o b o tn ic z e j w szczególności.
Ś w ie ż o w y tw o r z o n y s ta n p r a c o w n ik ó w p r z e m y s ło w y c h w P o ls c e o k re s u w iel
k o k a p it a l i s t y c z n e g o znala zł się w w a ru n k a c h szczególnie w r o g ic h dla s w e g o ro zw o ju .
Rucl* b o w ie m ro b o tn ic z y w s p ó ł
cz esny —to ruch d e m o k r a ty c z n y . D e m o k racja zaś w y m a g a do s w e g o r o z w o ju e le m e n ta r n y c h w olności o b y w a te ls k ic h : n ie tykaln ości o s o b i s te j, w oln ości s ło w a ż y w e g o i d r u k o w a n e g o , w oln ości ze b ra ń i zw iązk ó w i t. d. Z a t e m i k la s a r o botnicza, te n w y k w it d e m o k r a c ji w s p ó ł
czesnej, p o t r z e b u je takich s w o b ó d o b y w atels kich. Nasza zaś k la s a ro b o tn icza zo stała w tło c z o n a w n ie s ły c h a n ie cia sne r a m y życ ia po lity c z n o - sp o łe c z n e g o p o d r z ą d a m i o b c c m i i p o z b a w io n a był? tych n a jb a r d z ie j p o d s t a w o w y c h s w o b ó d , bez k tó r y c h p o ją ć się nie da z d r o w y rozw ój d e m o k r a c ji w spółczesnej.
(C iąg dalszy nastąpi).
Budujmy miłej Ojczyźnie dom..
B u d u jm y m ilej O jc z y ź n ie dom , W o ln o śc i dom i siły:
K ażd a p ie r ś b ra tn ia — g ra n itu złom , Z je d n e j ro d z im e j b ry ły . K ażda p ie r ś b ra tn ia — c e g ła na m u r.
D ź w ig n ię ty m o cą ducha, A liasło n a s z e —je d n o ś c i ch ó r, Co w ia rą w ju tro bucha.
N iech d n ie, co id ą z w ie c z n y c h d ró g Z lu z o w ać c zasó w w a rtę , P rz e z n a sz e o d rzw ia, p r z e z nasz p ró g
W s tą p ią n a d z ie jó w k a rtę ; Od fu n d a m e n tu aż po sz c z y t
O tw ó rz m y św ia tła w ro ta . N iech n am ju trz e n n y b ły śn ie św it,
N iech w zm o że d ech żyw ola!
Z w z ro k ie m u tk w io n y m w oną b iel, Co m ocy m ro k p rz e g a n ia , P a trz m y , o b ra c ia , w je d e n cel:
W cel w ielk i zm a rtw y c h w sta n ia ! C o k o lw iek czy n iin , c z y ń m y tak,
B y p rz y s z ło ś ć ro s ła z p ra c y : P o lsk a — to p lo n n asz i n asz znak:
B u d u jm y dom , rodacy!
M a r j a Konopnicka.
W n ied zielę, d. 21. listo p a d a
o d b ę d z ie się
w dolnej S a li p od om in ik ań sk iej
Z E B R A N IE T Y G O D N IO W E
z od czytem na tem at a k tu a ln y . P o c z ą te k o 6 -e j wiecz.
Chceszpaństwowspomóci zdobyćmajątek?Chceszposagzyskać dla swoichdziewczątek? Chceszsynomżycie zapewnić spokojne, a samw dostatkachukończyćdnieznojne?KUPMILJONÓWKĘ (wszyscydziśto czynią)...Kup, bocię ludzie o skąpstwoobwinią.
2. R O B O T N I K . Nr. 38.
I n w o k a c j a !
Młodzianie, niedośi mieć lekką rękę:
Ż n iw ia rz w śród łanu tra fia w Yąkole, Często los radość zm ieni w ttdrękę I wówczas już każda róża zakole.
W iedz, że miljOnik niedole sposzy, Uzbiera/ 1000I KUP szczęścia losyll A wtenczas m łodej, nieznanej doli
W ro ta się jarząc, z królewskim brzękiem Odewrą, lunie g r a d złotem w trzosy.
Zwyciężysz, w ygrasz! Nadejdzie lnolej...
M łodzianie, wówczas lekką m iej rękę...
POGADANKI EKONOMICZNE.
O BOGACTW ACH.
Ekonom ja polityczna je s t nauką 0 bogactw ach. T r z e b a więc wyro bić s o bie o nich dokładne pojęcie. Bogactwo ,—to potęga. S p ra w ia ono, że inni lu
dzie ro b ią dla nas to, czego pragniemy, a zato w y n ag rad zam y ich bądź to bez
pośrednio jaka pracowników, bądź też pośrednio, kupując w ytw o ry ich pracy.
Bogactwem jest to wsz ystko, co zaspokaja usprawiedliw ione, rozs ądne p o tr z e b y człowieka. Pożyteczna usługa lub użyteczny p rz e d m io t są niezawodnie również bogactwem .
P rz e z długi czas sądzono, że bo
gactwo naro dów zależy od ilości złota 1 srebra, będącej w ich posiadaniu. Ten b łędny pogląd był przy czyną 50 wojen w wieku XVII i XVIII. P otem nie któ
rzy ekonomiści uważali za bogactwo to tylko, co ■ można kupić lub sprzedać.
1 ten pogląd był również mylny. Bo
gactw o je s t równoznaczne z tem, co d o - ore i użyteczne. D obry klimat, rzeki sp ławne, d o b ra rola, ry b n e wody, g łę bokie pokłady węgla czy kruszców, s ta n ow ią b ezw ątp ienia bogactw o kraju, a jed,nak tych właściwości p rz y r o d z o nych powietrza,* wody i ziemi kupić nie można.
Dobro—jakież to doskonałe o k re ślenie! N ajwyższe dobro je s t p r z e d
miotem filozofjl i religji; d o b ra s ą p i z e d - miotem ekonomji politycznej. Dobrem j e s t wszystko, co zmierza do u doskona
lenia jednostki i rodzaju ludzkiego. W y nika stąd, że oprócz dóbr materjalnych czyli bogactw i oprócz d o b r zmysłowych, są jeszcze do b ra niem aterjalne, jak: wy- kszałcenie, zamiłowanie do pracy, uczci
wość i t. p.
W z ro s t b ogactw je s t wtedy tylko niezaprzeczonem dobro dziejstwem, gd y idzie w parze ze w zrostem sprawiedli ■ wości i moralności.
B ogactw o służy, ja k powiedzie
liśmy, do zasp okajania usprawiedliw io nych potrzeb człowieka.
P o tr z e b a jest to brak jakiejś rz e
czy koniecznej, użytecznej lub przy jem nej. Z potrzeb y wyra dza się żądza czy
li chęć posiadania, a z żądzy działanie.
Ekonomja polityczna wskazuje, co nale
ży czynić, aby praca zaspokoiła nasze po trzeby.
Pożywienie, odzież i mieszkanie są głównem i potrzebami ciała. W y k sz ta ł
cenie umysłu, rozrywki duchowe, st o sunki rodzinne i towarz yskie, praca spo
łeczna, dobre uczynki, praktyki religijne
—oto potrzeb y duchowe. Ilość i jakość tych wszystkich potrzeb zależy od wa
runków prz yrodzonych, od stopnia cy
wilizacji i kultury.
Mądrość, z doświadczenia płynąca, ja k i moralność chrześcijańska, nakazują umiarkow anie w potrzebach. Filozof rzymski, Seneka, powiedział: „Jeśli chcesz być bog atym, powściągaj swe żądze, zamiast powiększać majątek".
Zdan ie to ja kby w y ję te żywcem z e ko
nomji politycznej.
(C iąg dalszy nastąpi).
i
życio uran siomiran.
K om unikaty Zarządu.
Na mocy uchwały Członków, z gro
madzonych w dniu 14. b. m., zebrania tygodn iow e będą się rozpoczynały o godz. 5-ej po południu, tak, ab y po odczycie mogła się odbyć dłuższa d ys
kusja, co prz y późniejszym terminie ze
brań było utrudnione. Komunikując o tem, Z arz ąd prosi członków o ja k najliczniejszy w nich udział, jak również o punktualne zjawia'nie się na sali.
S p raw ozdanie z zebrania.
R e d a k to r K an arow sk i, który już p arokrotnie dał się poznać naszym Człon
kom jako doskonały n.ówca, wygłosił na ostatniem zebraniu w d. 14. b. m.
niezm iernie zajmujący wykład na temat:
„Z zagadnień naszej polityki zew nętrz
nej". W prelekcji swej, wypowiedzianej z wielką siłą i życiem, red. Kanarowski zestawił najpierw politykę zewnętrzną z zagadnieniami polityki wewnętrz nej, wyjaśniwszy zaś różnicę między jedną a drugą, wsk azał najważniejsze kwestje’
polityczne doby obecnej. Dla ułatw ie
nia słuchaczom przeg ląd u p re le g e n t p o dzielił sferę intere só w zagranicznych Polski na dw a fronty: zachodni i w scho
dni, poczem umieścił po stro nie w scho
dniej s p r a w ę litewska, wileńską, biało
ru ską i ukraińską, wszystko to na tle p a nującej na wschodzie E u r o p y spraw y r osyjskiej—po drugiej zaś stro nie p o s ta wił kw estję stosunku Niemiec i Czech do P olski, spraw ę G dańska, z agadnienie t.
zw. małej e n te n t e y , nareszcie nasz s t o su nek do wielkiej e n te n t e y , w szczegól
ności zaś do Francji, Anglji i A m ery k '.
Z kolei przeszedł szan. p r e le g e n t do r o z p atr ywania każdej kwestji z oso bna i w prz eszło godzinnym .wywodzie wyjaśn iał słuchaczom najżywotn iejsze spraw y p o lityczne, podkreś lają c zwłaszcza znacze
nie kwestji wileńskiej, białoruskiej i u- kraińskiej na wschodzie, a doniosłość spraw y gdańskiej i górnoś ląskiej na za
chodzie. Dużo uwagi pośw ięcił red. K a
naro wsk i wyśw ietlen iu stosunku Anglji do Polski oraz uwydatnieniu roli, jaką ż ydostw o spełnia w polityce współczes
nej.—Zebra ni, którzy z niesłabnącem za
intereso waniem słuchali w ywodów pre le
genta, nagrodzili je zasłużonymi oklaska
mi, poczem zabrał gło s red. K ozubow- sk i i przedstaw iw szy obecnym spraw ę napaści „Narodu" na ks. Biskupa Ł o siń skiego, zgłosił rezolucję z protestem , któ
rą zebrani uchwalili jednomyślnie. T re ś ć tej rezolucji podajem y na czele num eru p. t. „ P r o te s t" .— Pod koniec ze bra nia prezes S to w arzyszenia, p. Dziewiecki, wezwał obecnych do składania drobnych bodaj ofiar na głodnych Wilna. Zaini
cjowana w ten sposób sk ładka przy nio
sła 255 mk.
Z wraca się uw agę na o głoszen ie o zebraniu, umieszczone na str. 1-ej,
HANNA B O S K A . 1)
J a r z ę b i n a .
Niedaleko od miasteczka i traktu, na wsi W o li stał młyn jana. S z y maniaka. Ż w aw o płynęła rzeka, by stro sp ły w ała w oda ze śluzy, pieniła się i bu
rzyła cudną falą. Ochoczo turkotał młyn, ra źno śpiewali młynarczycy i Jan stary niekiedy z uciechy coś pod nosem za
mruczał. W młynie roh.oty było dużo, wody dosyć, tak, że od życia i pracy aż wrzało.
O b o k stała chata Jana, a prz y niej był śliczny ogró dek . Bliżej sztachet, na grządkach, rosła marchew, pietruszka, troszkę buraków, w kącie bakon, s ta rannie pielęgnowany przez jana, dalej kwiaty, a więc: żółte nagietki, ciemne georg inje i cudne ró żowe malwy, zaglą
dając e w sam e okna chaty.
Z boku p rzeg ląd ała sw oją w ysm u
kłą kibić w w odzie—w ysoka, o deli kat
nych listkach i czerwonych koralach j a rzębina.
Co roku kwitła i co roku w ydaw a
ła jagody, a na jesieni, g dy przym ro zek p o w arzy ł rośliny, jarzębin a wsz ystkie swe dzieci wrzucała ’ w wodę, w toń prz ezroczą i chłodną; tam ginęły razem ja g o d y krasne, znajdując śm ierć cichą
i piękną. Mało bra kowało tych siostrzyc bliźniaczych we wspólnym gro bie. Cza- seip tylko jakiś ptak dziobnął któ rą lub sw awolny w iatr zizucił. jednak rę ka najw ięks zego szkodnika, człowieka, nie śmiała zerw ać cudnych korali drzewka.
Jarzębina ta była własn ością syna młynarza, W alka Szymaniak a. Sam ją
■posadził i pielęgnował, osłaniał przed wiatrem i mrozem, g d y była maleńka, podlewał podczas suszy, obierał z g ą sienic na wiosnę, a zaw sze kochał i pa- ti zył z miłością nietylko ja k na swoją własność, ale jak n a 'k o c h a n k ę , dziew czynę najmilszą.
Radowała się dusz a W ałkow i, gdy wiosną rozwijały się listki drzewka, gdy potem jarzębina-kochanka na sw ą zielo
ną p ostać narz ucała biały zawój kwia
tów, niby dziewczyna, zasłaniająca przed chłopcem lica, w stydem płonące i oczy, przerażone sam ą mocą kochania. 1 jak dziewczyna, która nie kryje się długo przed- ukochanym, tak i ona rychło zrzu
cała zasłonę kwiatów, okazując zachwy
conemu chłopcu lica—jagody.
W ałe k kochał sw e drzewko, za
chwycał się je g o pięknością, s tizeg ł za
zdrośnie od szkodników, nie pozwolił też nigdy zry wać korali swej jarzębiny. Ileż to razy siostry lub dziewczęta wiejskie chciały ich na bukiety lub paciorki!
W ałe k wszakże z oburzen iem ich p ro ś
by odrzucał. Chłopak j łobuzy chciały
by mu czasem zrobić na prz ekór i o g o łocić drzew ko, bały się je d n a k silnych pięści młynarczyka. W zru szali chłopcy ram ionami na to dziwactwo, ale żaden z nich jarzębin y nie skrzywdził. P rz y zwyczaili się zresztą do tego, że W ałe k jes t inny, niż oni wszyscy. Co do tego, to mieli zu pełn ą rację: —W a łe k był inny, o, zupełnie inny.
Pra ca na roli była dla niego nie k rw aw ym znojem, ale uciechą, ob rz ą d kiem świętym, uroczystością. W czesn ą wiosn ą wyru szał z pługiem w pole i z po w ag ą orał tę św iętą ziemię. Nad jego g ło w ą ra dował się skowro nek, a W a łe k przew racał skibę za skibą i cieszył się, gdy ziemia traciła m artw ą .zimową b a r wę i przywdziewała świeżą, wiosenną, z odcieniem brunatno-w iśniowym .
O, jakże cudny był zapach tej zie
mi świeżo zoranej, o, jak dobrz e i p ię knie było w te d y w W ałk ow ej duszy!
Z p o w a g ą rzucał ziarna w ziemię, cieszył się i zdumiewał tym wiecznym cudem, który małe i napozór martwe ziarnko przeistacza w ży w ą i bu jną roślinę.
R ozumiał dobrze, że ziem ia—to m atka rodzona, k tó ra nas karmi i odzie
wa, że to je s t opiekunka wierna, która nie opuści nigdy, po śmierci przytuli, a za życia pocieszy i rozweseli w zmar
twieniu. (Ciąg dalszy nastąpi).
R edakto r:
Feliks Kozubowski.
Druk. M. Kossakowsk a w Lublinie.
W y d a w n ic tw o S to w a r z y s z e n ia Robotników Chrześcijańskich w Lublinie.