1
SPIS ZAWARTOŚCI TECZKI
• ł
...
9 . - (.(. ( ^ ^ 9 ^ 9 r F ^ ^ 9 ^ .
I./l. Relacja —-
1.12. Dokumenty ( sensu stricto) dotyczące relatora 1.13. Inne materiały dokumentacyjne dotyczące relatora II. Materiały uzupełniające relację \ [ ' v c) '■
III./l. Materiały dotyczące rodziny relatora —
III./2. Materiały dotyczące ogólnie okresu sprzed 1939 r.
I1I./3. Materiały dotyczące ogólnie okresu okupacji ( 1939-1945) III./4. Materiały dotyczące ogólnie okresu po 1945
III./5. Inne . . . "
IV. Korespondencja "
i • ! '
V. Nazwiskowe karty informacyjne \ f VI. Fotografie \ f ^
2
3
r . m
1 2
SŁOUJO
dzteprtk kafckki
Ze śródmieścia na Czerniaków
(Wspomnienie)
Po walkach n a Woli i Starym Miećcie, po k il
kudniow ym odpoczynku w Śródmieściu, grupka rekonw alescentów z baonn „Zośka" zdecydowała się d o s z y ć do m acierzystego oddziału. Ze szpi
talik a przy ul. Wspólnej poprowadził nas doktor
„Brom ” (Zygm unt Kujawski). O zmroku wyru
szyliśmy gęsiego w stronę płaco Trzech Krzyży.
Kościół św . A leksandra leżał w gruzach, zniszczo
ny bom bam i L uftw affe. Znów pojawiło mi się sko
jarzenie czarnych krzyży na skrzydłach niem ie
ckich sam olotów , napisu n a klamrach pasów w oj
skow ych G ott m it uns i zbombardowana św ią
tynia. (
„B rom ” szedł pierw szy i ostrożnie rozglądał się. Na placu T rzech Krzyży pow iedział:
— Z gm achu BGK, z rogu Nowego Św iatu i Alei Jerozolim skich, może być ostrzał. Do Książęcej
biegiem ! '
P rzebiegliśm y szczęśliwie. N astępnie p raw ą stro n ą ulicy w dól pod dom am i, d alej ścieżka obok zadrzew ionej skarpy i pfytldm row em łączniko
w ym w eszliśm y na podw órko trzypiętrow ego do
m u Książęca 1. Tu znajom e tw arze z plutonu
„A lek”, „U rsus” (Władysław Brzewni). „Majtek”
(Stanisław Cezak), „M auli” (Zenon Klimkowski)...
— Cześć! Czołem! — k ró tk ie pow itanie w m ar-
SZU.
Przez piw nice i rów łącznikow y przekopany przez ul. Rozbrat, zam askow any prowizoryczną barykadą, przeszliśm y do dużego gm achu Z akła
du Ubezpieczeń Społecznych. Na korytarzu stali dow ódca baonu „Zośka” — „Jensy” (Ryszard Bia- łous'. z dow ódca kom panii „Rudy” — „Morro”
(A ndrzej Romocki). D oktor „B rom ” zam eldow ał nasze przybycie. Zostaliśm y skierow ani do plu
tonów. Ze względu na poniesione straty , podczas w alk na Woli i S tary m Mieście, z trzech kom pa
nii baonu „Zośka” została utw orzona tylko kom pania „R udy”. W róciłem do budynku Książęca I.
Spotkałem „Bognę” (Barbara Gac). Dowiedziałem Si? od niej o tragedii piątego, powstańczego do
wódcy plutonu „A lek” podczas p rzebijania się oddziałów S tarów ki, przez pozycje n :emieckie. do Śródm ieścia. Gdy przebiegli ulicę Bielańska, pod okropnym , przerażajacym św istem kul. „Kolka”
(Czes’aw N antel) nagle upadł. Był ciężko ranny.
Nie m iał siły podnieść się. Żołnierze kom panii
„Rudy” biegli do przodu, ostrzeliw ani z różnych stron. Posadziła „K olkę” w ruinach, pod m urkiem . Cofnąć się przez ulicę B ielańską było niem ożliw o
ścią, - ta k stlny ogreft z k ara b in ó w maszynowych otworzyli Niemcy. „K olka” powiedział do „Bogny” :
— Zostaw m nie! U ciekaj!
Zgodnie z zasadą oddziału przedzierającego się przez pożycie wroga, „Bogna” pobiegła do przo
du, ale czuta niepokój, czy postap:la słusznie. Po
w iedziała mi, że szóstym dowódcą plutonu „Alek”
je st „X iążę” (A ndrzej Samsonowicz), przeniesiony do nas z plutonu „F elek”.
„X ięcia” znalem z akcji „W ilanów”. Był ranny w głowę. Po w ycofan:u się z W ilanowa do Chy
lić ciężarów ką — „Czerw onym Fordem ”, zostaw i
liśmy go z poległymi i ciężko rannym i u sióstr zakonnych przy ulicy P ańskiei. pod opieka dokto-
H Zastępca „X ięciaM — „Olgierd” (Wiesław TyczyA- ^ ski) też przeniesiony z plutonu „Felek”. Z pierw szej kom panii „M aciek” dołączyło do nas pięciu czy jg sześciu żołnierzy. Poznałem również „Hałusię” (Ha
lina Kostecka-Kwiatkowska) pełniącą w okresie okupacji służbę w „DYSKU” — Dy w ers ji ■ i i Sa- botażu K obiet oraz w san itariacie Kedywu Ko
m endy G łównej Arm ii K rajow ej. N ajliczniejsza by
ła drużyna „Lolka” (Leonard Pecyna), „Lolek” no- ' • sił nadal obandażow aną rękę na temblaku. Z' j e go drużyny „Warda” (Wojciech Wojtasiewicz) m iał | | czarną opaskę na oku.
W iele zadow olenia odczułem, gdy przy m igotli
w ym św ietle świecy dostrzegłem „Sema” (Wiesław Krajewski), dowódcę drugiej drużyny — dołączył j j do nas dopiero na Czerniakowie. Tuż przed Po
w staniem . podczas jakiejś strzelaniny tilicznei, był ^ ran n y w nogę. B yła też ,;Ewa” (Ewa Ott). „Ewia”, ■
razem z „Bogną” wyniosły m nieT anńego z Cm en- Halina Kostecka-Kwic tarza Ew angelickiego 8 sierpnia. Obok niei sie
d ziała „Zosia Żelazna” (Zofia Kasperska). Pozna
łem ją przed akcją „Wilanów!’. Z naszej, trzeciej drużyny, dostrzegłem tylko „Wiktora” (Bogdan Celiński).
— Chodź do nas — usłyszałem głos „Michała”
(Wojciech Lenart), „X iaże” opow iada o tym iak g rupa „felkow ców ” z Woli, przez Kam pinos i Żo
liborz d o tarła do nas na S tare Miasto. . . .
U siadłem obok „M ichała”, „Xiąże” potrafiły in teresująco i dow cipnie, opow iadać. Był dowódcą i miłym kolegą. Opowieści jego słuchaliśm y; ijie tylko jako sensacyjnej, w ielkiej przygody,, ale rów nież z głębokim, miłym wzruszeniem ich w ię
zi z żołnierzam i: baonu „Zośka”, Starów ki i ca
łego P ow stania W arszawskiego.
Odcięci od oddziału głównego na Woli w dniu 11 s eronia. w ostatn iej chwili zdołali się ukryć w sam ochodzie śm ieciarce. Przesiedzieli w niej
— dziewięć osób — do końca dnia, całą noc i n a stępny dzień w ciągłym zagrożeniu od Niemców.
Po dw óch tygodniach dołączyli do baonu „Zośka”
n a S tarym Mieście. Wiadomość, o tym bardzo nas wówczas uradow ała. Sądziliśmy, że wszyscy ‘ po
legli 11 sierpnia.
Podczas opow iadania „Xiecia” czas szybko m i
jał. Zapom inałem o grożącym nam w każdej chw ili niebezpieczeństw ie. N ie byłem jeszcze zo
rientow any. gdzie sa nasze ubezpieczenia, a gjćiiie pozycje niem ieckie. Tej nocy byłem zw olniony -ze służby na p o sterunku obserw acyjnó-ałarm ow ym . na podłodze, w towarzystwie .Michała*’ i kilku kolegów. Z „M ichałem ” staraliśm y się być razem , po śm ierci naszych braci, poległych od wybuchu niem ieckiej bomby lotniczej, w budynku F ra n ciszkańska 12.
N astępnego dnia otrzym ałem od „Xięcia” stena z dw om a magazynkami. Było to dla m nie w yróż
nienie. ponieważ n :e wszyscy z naszego plutonu m ieli broń. Razem z „M ichałem ” rozpocząłem służbę, zm ienianą co dw ie godziny. O bserwow a
liśmy wysypisko ziemi i gruzu, ciągnące się od m urku po drugiej stronie ulicy Książęcej, aż do w iaduktu mostu Poniatowskiego, z . lewej stroiły
— M uzeum Narodowe, z praw ej — , Gązow-
V go karabin maszynow patrzył i powiedział
— Mało mam amu czekać na lepszą o
Wyjechał czołg, jf n a wiadukcie i skie Powiśla. Co pewien trzony cel, a nas tępi runku Gazowni, gdzie nowiska „Czaty” i , d n iu , nie oddał ani w alk i o Powiśle.
Nocą miałem słu Wasserberger), z drug nikowego, przebiegaj!
Książęca 1. a dalszą kiej skarpy. Na p wyoh, były stanowisk stw o zagrażało nam
W nocy panował i główne przejście pon niakowem. Ukryci w mo ciemności, orientc ja cie l, czy nasi. Przecl ny transportowe dźw zaopatrzenie, Bez
„ F ila ” (Ludwik Mi nim służbę kilkunasl uwolnionych przez Niektórzy z nich byl -~ .v ^ .,;r.r ąjiiit.n.e „ 9 września, sobota,
• się w mej pamięci, służbę z „M ichałem”, niatowskiego, jeździł ściem motocyklista.
nas7 „Zosia Żelazna”, kawę, po kawałku po pól pięknego pc
— S kąd masz taki zapytałem zdziwiony
— W nocy podkrad nę ogrodów sejmowy nazryw ać.
— I ’ ta k bez żad T5?o4rt1«ł«
4
.Olgierd" (Wiesław TycssyA- plutonu „Felek”. . Z pierw -
’ dołączyło do nas pięciu czy iłem również „Haluslę” (Ha- wska) pełniąca w okresie YSKU” — D yw ersji.-i; Sa-
’ sanitariacie K edyw u Ko- K rajowej. Najliczniejsza- by- jonard Pecyna), „Lolek” no- ą rękę na tem blaku. Z- je- Vojciech Wojtasiewicz) m iał f' *"■ '»’ ) *' J dczułem. gdy przy migotli- istrzeglem „Sema” (Wiesław
>rugiej drużyny — dołączył erniakowie. Tuż przed Po- ejś strzelaniny ulicznei. był . / ż „Ewa” (Ewa Ott). .,Ewa”,
>s!y m nieT arm ego z Cm ęn- Halina K ostecka-K w iatkow ska — sanitariuszka
> sierpnia. Obok niei afe- ,
(Zofia Kasperska). Pozna- ■ go karabin maszynowy, ale on tylko podszedł, po- rilanów ”. Z naszej, trzeciej patrzył i pow iedział:
— Mało m am am unicji. Odległość duża. Muszę czekać na lepszą okazję.
W yjechał czołg, jakiś nieduży, zatrzym ał się ąże” opow iada o tym iak na w iadukcie i skierow ał sw e działo w stronę ifoli, przez K am pinos i Żo- Powiśla. Co pewien czas oddaw ał strzał w upa-
Lączniczka Zofia Kasperska „Zosia ^niazna"
tylko „Wiktora” (Bogdan usłyszałem głos „Michała”
i Star.e. Miasto.
Kała”, „X iąże” potrafił in- opowiadać. ■ Był dowódca ie ś c i, jęgo słuchaliśm y ; ę ie j, w ielkiej przygody, ale łym wyruszeniem ich w ię- i „Zośka”, . S tarów ki i ęa- awskiego.
głównego na Woli w dniu j chwili zdołali się ukryć
;iarce. Przesiedzieli w niej końca dnia, całą noc i na- 1 zagrożeniu od Niemców,
trzony cel, a następnie skierow ał działo w kie
runku G azowni, gdzie w edług ^M ichała” były sta nowiska „C zaty” i „P arasola”. Do nas. w tym dniu, nie oddał ani jednego strzału. Toczyły się walki o Powiśle.
Nocą m iałem służbę ze „Sm okiem ” (Zdzisław W asserbergęr), z drugiej drużyny, obok rowu łącz
nikowego. przebiegającego pomiędzy budynkiem Książęca 1. a dalszą częścią tej ulicy do wyso
kiej ‘ skarpy. Na południu, w ogrodach sejm o
wych, były stanow iska niem ieckie. Niebezpieczeń
stwo zagrażało nam i z tego kierunku.
_____ ________ W nocy panow ał tu dość duży ruch. Było to ółączyli do "baonu „Zośka” główne przejście pomiędzy Śródmieściem i Czer- tdomość o tym bardzo nas niakowem. Ukryci w swych stanow iskach, pomi- ądziliśmy, że wszyscy * po- mo ciemności, orientow aliśm y się, czy to nieprzy- t. < • ■ ■ > jaciel. czy nasi. Przechodziły w obie strony kolum-
„Xięęia” czas szybko mi- n? transportow e dźw igając na plecach przeróżne grożącym nam w każdej zaopatrzenie. Bez trudu poznaw aliśm y oddział ie Nie byłem jeszcze zo— „Fila (Ludwik lclialski), ponieważ pełniło w isze ubezpieczenia, a gdzie nifn służbę kilkunastu byłych więźniów Żydów, nocy byłem zwolniony -ze uwolnionych przez baon „Zośka” z Gesiówki.
obserwacyfno-ałarftiowym. Niektórzy z nich byli nadal ubrani w c h a rak te
ru , ną pierwazym p i e t a * fi/jm n ie |g
:ystwie .Michała” i kilku 9 w rześnia, sobota, w yjątkow o mocno utrw aliła staraliśm y się być razem, • się w mej pamięci. Od wczesnego rana miałem ci. poległych od wybuchu służbę z „M ichałem ”. Co jakiś czas. mostem Po
ili czej, w budynku F ran- niatow skiego, jeździł pomiędzy Pragą a Śródm ie
ściem m otocyklista. Zę śniadaniem przyszła do rmałem od „Xięcia” stena n as „Zosia Ż elazna”. Przyniosła gorąca, zbożową Było to dla mnie wyróż- kaw ę, po kaw ałku chleba. kilka cukierków i...
po pól pięknego pom idora.
— Skąd masz takiego pięknego pom idora? — zapytałem zdziwiony.
-— W nocy podkradłam się z „H alusią” w stro- lie ulicy Książęcej, aż do nę ogrodów sejm ow ych i udało się nam trochę jwskiego. z lewej stropy nazrywać.
ve, z praw ej — G azów- — I tak bez żadnej osłony?
'szyscy z naszego plutonu
„M ichałem” rozpocząłem wie godziny. Obserwowa- i gruzu, ciągnące się od
Znów spojrzałem dłużej w niebieskoszare oczy Zosi. Uśm iechnęła się i pow iedziała:
— Muszę już iść. Na obiad gotujem y zupę po
m idorow ą z m akaronem . Cześć!
W kilkadziesiąt m inut później, od strony Mu
zeum Narodowego, na w iadukt mostu Poniatow skiego w jechał czołg i obrócił działo prosto na
nasz budynek.
— Uwaga, czołg na w iadukcie! K ryć się! Bę
dzie nas ostrzeliw ał! — rozległy się ostrzegawcze okrzyki. Przybiegł ,,Xiażę’’. Kazał nam cofnąć się w głąb budynku i po wybuchu pocisku spraw dzać przedpole.
W krótce detonacje w strząsnęły m uram i. a kłę
by py!u i rozbitych cegieł zapełniły naw et dalsze pokoje.
Po pew nym czasie dotarła do mnie w iadom ość:
— Pocisk rozerw ał się w k u ch n i! Zofia i H alusia zabite! „Pytek” (Jan Makowelski) j kilku cywili rannych!
Pocisk w ystrzelony z działa czołgu przeleciał pod sklepieniem bram y frontow ej budynku, n a
stępnie po drugiej stronie podwórka rozerw ał się na kraw ędzi okna kuchni.
„P ytek” był lekko ranny. Podczas wybuchu le żał pod ścianą, od strony okna. N atom iast Zosię i H alinkę uderzyły z wielka siłą liczne odłnm ki.
Ciała ich były okropnie zm asakrow ane. Cała ku
chnia została zdem olowana, zakrw aw iona.
Gdy się ściem niło, w pobliżu na łące, od stro ny s:karpy^ ^ j t o p a n o , duł— Z-włoki obu • dziew cząt złożone zostały do prowizorycznego gro
bu. W ciszy, m odlitw am i, żołnierze sanitariuszki i łączniczki pożegnały Zofię i Halusię.
W dniu 9 m aja 1945 roku odbyła się ekshum a
cja i pogrzeb poległych. Zostały pochowane we wspólnej mogile, v/ kw aterze harcerskiego baonu Armii K rajow ej „Zośka", na Cm entarzu W ojsko
wym — Powązki. Na brzozowym krzyżu sa dwie tabliczki nagrobkow e o następującej treści:
..S.+P. H alina K ostecka-K w iatkow ska sanit H a- V ' lusia lat 26 poległa 9.IX .1944 C zerniaków Kom
pania Rudy.
S.+P. Zofia K asnerska łacz. W anda — Zosii.
Żelazna odzn. KW lat 19 poległa 9.IX. 1944 Czer-sia U er- I
Sł£XDO
dziennik katolicki
5
waiR na Woli i S tarym Mieście, z trzech kom pa
nii baonu „Zośka” została utw orzona tylko kom
pania „Rudy”. W róciłem do budynku Książęcą 1.
Spotkałem „Bognę” (Barbara Gac). Dowiedziałem sifi od niej o tragedii piątego, powstańczego do
wódcy plutonu „Alek” podczas przebijania się oddziałów S tarów ki, przez pozycje n :em ieckie, do Śródmieścia. Gdy przebiegli ulicę Bielańska, pod okropnym , przerażajacym św istem kul. „Kolka”
(Czes'aw N antel) nagle upadł. Był ciężko ranny.
Nie m iał siły podnieść się. Żołnierze kom panii
„Rudy” biegli do przodu, ostrzeliw ani z różnych stron. Posadziła „K olkę” w ruinach, pod m urkiem . Cofnąć się przez ulicę B ielańską było nietnożliw o- tai” suny ogień z Karabinów m aszynowych otworzyli Niemcy. „K olka” pow iedział do „Bogny” :
— Zostaw m nie! U ciekaj!
Zgodnie z zasada oddziału przedzierającego się przez pozycje wroga, „Bogna” pobiegła do przo
du, ale czuła niepokój, czy postap:ła słusznie. Po
w iedziała mi, że szóstym dow ódcą plutonu „Alek”
je st „X iąźę” (Andrzej Samsonowicz), przeniesiony do nas z plutonu „F elek”.
„X ięcia” znałem z akcji „W ilanów ”. Był ranny w głowę. Po wycofn.n;u się z W ilanow a do Chy
lić ciężarów ką — „Czerw onym F ordem ”, zostaw i
liśmy go z poległymi i ciężko rannym i u . sióstr zakonnych przy ulicy P ańskiej, pod opieka dokto- . ra „B rom a” .i san itariu szk i „Marty” (Marta Klau- ze>. Działo się to w nocy z 26 ń a 27 w rześnia 1943
roku. • . ' ■ A - ; ■
„Bogna” zaprow adziła m nie do ciemnego poko
ju. Przy słabym św ietle św iecy zobaczyłem Sie- ' dz.«cvch cod śe?*nami, na podłodze. Chciałem s ;ę
zam eldow ać „X ięciu”, ale on w stał i Od razu w y- ciagnął dłoń na przyw itanie. P rzedstaw ił m nie zebranym . Było kilku now ych w plutonie „Alek”.
w samochodzie śmieciarce. Przesiedzieli w niej
— dziewięć osób — do końca dnia, całą noc i n a
stępny dzień w ciągłym zagrożeniu od Niemców.
Po dwóch tygodniach dołączyli do baonu „Zośka"
na Starym Mieście. Wiadomość, o tym bardzo nas wówczas uradow ała.' Sądziliśmy, że wszyscy • pp- '
legli 11 sierpnia. *
Podczas opow iadania „Xięęia” czas szybko m i
jał. Zapom inałem o grożącym nam w każdej chwili niebezpieczeństw ie. Nie byłem jeszcze zo
rientow any. gdzie sa nasze ubezpieczenia, a gdzie pozycje niem ieckie. Tej nocy byłem zw olniony -ze służby na posterunku obserw acyjnó-ałarfnow ym . W t -nrrcspptrm w poferta. ńa pierwszym piętrzę, na podłodze, w tow arzystw ie .M ichała’,’ , i kilku kolegów. Z „M ichałem ” staraliśm y się być razem , po śm ierci naszych braci, poległych od w ybuchu niem ieckiej bomby lotniczej, w budynku F ra n ciszkańska 12.
N astępnego dnia otrzym ałem od „X ięcia" stępa z dw om a m agazynkam i. Było to dla m nie wyróż- nienie, ponieważ n e wszyscy z naszego plutonu m ieli broń. Razem z „M ichałem ” rozpocząłem służbę, zm ienianą co dw ie godziny. O bserw ow a
liśmy w ysypisko ziemi i gruzu, ciągnące się od m urku po d rugiej stro n ie ulicy K siążęcej, aż do w iaduk fu mostu Poniatow skiego, z lew ej strony
— M uzeum N arodowe, z p ra w e j — G azow
nię. !
Po pew nym czasie w iaduktem przejechał sam o
chód pancerny i po k ilk u n a stu m inutach wróeił na Pragę. Trzech pochylonych żołnierzy > niem ie
ckich szybkim krokiem przeszło no . w iadukcie ,w kieru n k u Muzeum Narodowego. Nic -im nie m o
głem zrobić na ta k ą odległość ze ste n a an i „M i
chał”, uzbrojony w pistolet parabellum . W oła
liśmy do „Sigmy” (Zygm unt Śluzek) obsługujace-
w ych, były stano w is stw o zagrażało nam
W nocy panow ał główne przejście po:
niakowem. Ukryci x mo ciemności, orienl jaciel. czy nasi. Przei ny transportowe dź\
zaoDatrzenie, Bez ;
„F ila” (Ludwik M nim służbę kilkunaj uwolnionych przez Niektórzy z nich bj 'ryjifer.-ne odzienie w
9 września, sobota się w mej pamięci, służbę z „M ichałem”
niatowskiego, jeździł ściem motocyklista, nas „Zosia Żelazna”
kawę, po kawałku po pól pięknego i
— Skąd masz tal zapytałem zdziwion
— W nocy podkra nę ogrodów sejmów nazrywać.
— I ■ ta k bez ża
— Pistolety miały;
firny — to mówiąc, i czonej do pasa. Zgr Przeczesała palcami
— A co na to
— „X iążę” wyraził sze śniadanie,’ ale gc ga-iśmy się pod śts zadowolony.
Rozległ s'ę św ist i huk, m u ry zatrzęsły się. Na głowę spadła m i w ielka pacyna ty n ku . Pocisk przeleciał w zd łu ż N aszej U licy i w b ił się w na
rożnik B anku , tu ż za Barykadą. Podchorąży Stary odskoczył od Pelikana i zg ięty w pół ruszył bie
giem na sw e daw ne stanow isko. P elikan tęż się skulił i niem al na czworakach przesunął się ku zew n ętrzn ej ścianie kam ienicy, do w y su n ię tej z przodu, placówki. Uniósł do góry głovię, chcąc ro
zejrzeć się po uVcy, ale zaraz sk rył się za m urem , gdyż świszcząc i klaszcząc po asfalcie przeleciała seria z niem ieckiego kaem u. N iem cy bili bez przer
w y z pobliskiego bunkra. R ozpoczął: się atak.
S kuliłam się pod m urem , aby stać się ja k n a j
m niejsza, ja k na jm n iej w idoczna: Zacisnęłam aż do bólu pow ieki, ja k b y m ój w zro k m ógł przycią
gać pociski. T a k m i opowiadano dawno, dawno tem u i do d z:ś w ierzyłam w to święcie. Pom ału zaczęłam je otwierać, w szparce oka dostrzegłam przyczajonego pod m urem Pelikana, obok niego paru chłopców z drugiego plutonu. K tóryś z nich chciał w yjrzeć przez okienny otwór, ale P elikan ściągnął go na ziemię. Siedząc nasłuchiwali. Ulicą zbliżał się pom ału czołg. M im o h u ku strzałów i św istu poc‘sków w arkot posuwającego się naprzód czołgu w yb ija ł się z w rzaw y. B y t rów ny, m iaro
w y, z każdą chw ilą rósł i potężniał. B ył groźny.
O bok m nie przebiegło paru chłopców. Poznałam w śród nich krępego, przysadzistego Zenka, i d łu giego Pawełka, któ rzy dźw igali b utelki z benzy
ną. Czołg stale się zbliżał, w a rko t się w zmagał.
Pelikan popraw iał pas i kaburę z pistoletem , czyż
by chciał z niego strzelać? Chłopcy przycza jen i ko ło niego klęczeli za m urem , inni czołgali się wśród ruin, ktoś się odchylił do tyłu, ja k b y przym ierza
jąc się do rzutu granatem. R ytm iczn y stukot w bi- jął m l się w głowę, p rzenikał ją na w skroś, pora
żał cale ciało. Ssałam pokrw aw ione palce. Chcia
łam, że b y to w szystko ju ż minęło, skończyło się ja k najprędzej. Czołg szedł nadal do przodu. C hy
ba jest ju ż na w ysokości pierw szego plutonu. Dla
czego nasi nie strzelają?... Słuchać straszny krzyk.
:To w ołają ludzie... Co to za ludzie?... S kąd się oni lo zęli? P elikan w y ch y lił się zza m uru. Zastrzelą go. Uważa], kochany, uważaj... Co to? Co się sta
ło? Nie słychać w arkotu czołgu. C zyżby zatrzym ał się? M oże coś im się zepsuło? Przestali strzelać, zaległa cisza, taka dziw na, straszna cisza... M uszę zobaczyć, co się stało, co to jest?
Podczołgałam się do ze w n ętrzn ej ściany, gdzie p rzy kle jo n y do m uru P elikan w coś się w patryw ał.
Schw yciłam go za rękę, podciągnął m nie do góry i pom ału przyciskając do m u ru głowę skierow ał
ją w prawo. Zobaczyłam.
K ilkadziesiąt m e tr ó w od nas, pośrodku ulicy, stał czołg, w ielki, oliw kow o-zielony tygrys.’ W id zia łam ju ż kilka kro tn ie te stalowe fortece, które! gdy w lo k ły się ulicam i, ziem ia drżała, szy b y d źw ię
czały, a ludziom truchlały serca: A le to b yty - ja kieś inne tygrysy, które ciągnęły gdzieś ńa wschód, za Wisłę. P atrzyłam na nie ze zgrozą i n ie n a w iś
cią życząc im , aby u tk n ę ły po drodze. S zły jed-
musieli być mieszkał rych wyciągnięto w jeszcze ubrać. Mężczj rynarki, jeden z nich froku. O bok niego p sukience mocowała si du żołnierzem: Ktoś s lary, g d yż klęcząc sz ' nim, d w ie starsze pa', wolały; a może śpiew wie: H aniu, odzie jes też dzieci!
W szystkich wypch
Requiem dl
Fragment powieści pt. „Barykada” Zbigniewa CZj
nak m iarow o, równo, w stalow ym ordynku, który prócz nienaw iści budził strach. A le ten czółg-tygry$>
k tó ry wyciągał w m oją stronę długą lufę, był in ny. To był czołg, któ ry m iał nas zniszczyć, zb u rzyć B arykadę i przejechać się po nas do śródmiąśęie.
W ysunięta lufa kołysała się lekko ja k szyja pan
cernego dinozaura, raz w lewo, to znów w praWo.
K piła z nas sw ą bezkarnością. G d yb y w ieżyczka czołgu zrobiła w lewo p ełn y obrót, lufa dotknęła
by niem al ściany niedopalonej kam ienicy. W niej zaś tk w ili nasi chłopcy. P ierw szy pluton podcho
rążego Starego, K rzysztofa... Dlaczego oni milczą?
Dlaczego nie strzelają? N ie rzucają butelek z 'b e n zyną? C zyżby ich przerażała bezczelność N iem ców?
W w ieżyczce otw orzył się w łaz i z w nętrza w yd o stał się na czarno ubrany czołgista, któ ry dał kóm uś znak, otw orzyły się z przodu inne włazy. N iem cy bezkarnie w yłazili na zew nątrz, coś wołali, poka
zy w a li rękami... To stam tąd, zza czołgu, dochodził straszny krzyk , płacz, wołania, lam ent. W ypychani z tylu przez żołnierzy kolbam i karabinów ustaw ia
li się przed czołgiem ludzie — zakładnicy; zbijali się w bezładną grupę, tłoczyli się, przewracali... 2’»
z tn y d żie śd b ro zbityi bardziej niedołężni, 1 starali się dźwignąć i naprzód, popychani j czeli za ich żyw ym n ca czołgu machnął ri szych rzu c ił granatem odbił się ód stalowego mi nie czyniąc nikorm szym granatem poszł wskakiwać, z powrott krocząca zaś z tyłu lub w . Pałacu, po d Pozostała tyłko na v zakładników, którzy i nić, w którą stronę u pobiegła bezładnie w inni kręcili się w kółc cząjnie'ukląkł i zaczął żoioej sukience, trzyi zaczęła biec w naszą paru m ężczyzn. Starsi ulicy.
Nagle czołg ożył. 1
4
6
ij cnw ui z a o a ii się u s r y t ciarce. Przesiedzieli w niej końca dnia, całą noc i na- n zagrożeniu od Niemców, lołączyli do baonu „Zośka”
adomość o tym bardzo na*
ądziliśmy, że wszyscy * po
c i ę c i a ” czas szybko mi- grożącym nam w każdej ie. Nie byłem jeszcze zo- jsze ubezpieczenia. a gdzie nocy byłem zwolniony -ze obseru-aey.jno-ałarrnowyrn.
rju, na pierwszym o ietrie, ystwie .Michała’’, i kilku staraliśm y się być razem, • ci. poległych od wybuchu niczej, w budynku Fran- Fmalem od „Xięcia” stena
Było to dla mnie wyróż-
■szyscy z naszego plutonu
„Michałem” rozpocząłem wie godziny. Obserwowa- i i gruzu, ciągnące się od lie ulicy Książęcej, aż do swskiego. z lewei strony we, z praw ej — Gazow- aduktem przejechał sam o- Ikunastu m inutach wrócił ylonych żołnierzy niem ie- przeszlo po . w iadukcie ,w Kłowego. Nic -im nie mo- Uegłość ze stena ani „Mi- Istolet parabellum . Wołp- munt Służek) obsługujące-
wyoh. były stanow iska niemieckie. Niebezpieczeń
stwo zagrażało nam i z tego kierunku.
W nocy panował tu dość duży ruch. Było to główne przejście pomiędzy Śródmieściem i Czer- niakowem. Ukryci w swych stanow iskach, pomi
mo ciemności, orientowaliśm y się. czy to nieprzy
jaciel. czy nasi. Przechodziły w obie strony kolum ny transportow e dźw igając na plecach przeróżne zaooatrzenie. Bez trudu poznawaliśmy oddział
„Fila’* (Ludw ik Michalski), ponieważ pełniło w nim służbę kilkunastu byłych w ięźniów Żydów, uwolnionych przez baon „Zośka” z Gesiówki.
Nfjfcktarzy z nich byli nadal ubrani w charakte- -!SSP!płKrie © hienie w biato-niebieskle f e r .
9 w rześnia, sobota, w yjątkow o mocno utrw aliła się w m ej pamięci. Od wczesnego ran a miałem służbę z „M ichałem ”. Co jakiś czas. mostem Po
niatowskiego, jeździł pomiędzy P ragą a Śródm ie
ściem motocyklista. Ze śniadaniem przyszła do nas „Zosia Żelazna”. Przyniosła gorąca, zbożową kaw ę, po kaw ałku chleba. kilka cukierków i...
po pól pięknego pom idora.
— Skąd masz takiego pięknego pom idora? — zapytałem zdziwiony.
— W nocy podkradłam się z „H alusią” w stro nę ogrodów sejm ow ych i udało się nam trochę n azry wać.
— I tak bez żadnej osłony?
— Pistolety m iałyśm y zę sobą. Strzelać po tra
fim y — to mówiąc, poklepała po kaburze, przytro
czonej do pasa. Z grabnie w yglądała w panterce.
Przeczesała palcam i dość długie blond włosy.
— A co na to „X iążę” ?
— „Xiążę” w yraził zgodę, żeby przygotow ać lep
sze śniadanie,' ale gdy się dow iedział, że podczoł- gałiśmy się pod stanow iska niem ieckie, nie był zadowolony.
— Pocisk rozerw ał się w Kucnnu £Otia i n aiu sia zabite! „Pytek” (Jan Makowelski) i kilku cyw ili rannych!
Pocisk w ystrzelony z działa czołgu przeleciał pod sklepieniem bram y frontowej budynku, n a
stępnie po drugiej stronie podwórka rozerw ał się na kraw ędzi okna kuchni.
„P ytek” był lekko ranny. Podczas wybuchu le żał pod ścianą, od strony okna. Natom iast Zosię i H alinkę uderzyły z wielka siłą liczne odłnm ki.
Ciała ich były okropnie zm asakrow ane. Cała ku chnia została zdemolowana, zakrw aw iona.
Gdy się ściem niło, w pobliżu na tace, od stro ny skarpy, w ykopano płvtki 4<+ł. Zwłok* oba—
dziew cząt złożone zostały do prowizorvcznego gro
bu. W ciszy, m odlitw am i, żołnierze, sanitariuszki i łączniczki pożegnały Zofię i Halusię.
W dniu 9 m aja 1945 roku odbyła się ekshum a
cja i pogrzeb poległych. Zostały pochowane we wspólnej m o g ile,. w k w aterze harcerskiego baonu Arm ii K rajow ej „Zośka”, na C m entarzu W ojsko
wym — Powązki. Na brzozowym krzyżu są dwie tabliczki nagrobkow e o następującej treści:
„S.fP. H alina K osteckn-K w intkow ska sani! H a- ^ lusia lat 26 poległa 9.IX .1944 Czerniaków K om
pania Rudy. t-,
S.+P. Zofia K asoerska łacz. W anda — ZosiaW Żelazna odzn. KW la t 19 poległa 9.IX.1944 Czer- j niaków K om pania Rudy." ^ W sierpniu 1994 roku zupełnie przypadkow a spotkałem się z B a rb a rą Kostecką, bratow a H ali
ny Kosteckiej. Od niej otrzym ałem fotografię H a
liny oraz inform ację: „Mąż Haliny, aresztow any przez gestapo w 1942 roku. był na Paw iaku. Zm arł w obozie w O święcim iu.”
JULIUSZ BOGDAN DECZKOWSKI
— „LAUDAtfSKI”
zewnętrznej ściany, gdzie likan w coś się w patryw ał.
podciągnął m nie do goły dó m uru głowę skierow ał
od nas, pośrodku ulicy, iwo-zielony tygrys: W idżia- stalowe fortece, które! gdy mia drżała, szyby dżw ię- iły serca: Ale to były - ja - ciągnęły gdzieś na wschód, nie ze zgrozą i nienaw iś- nęły po drodze. Szły jed-
m usieli być m ieszkańcy okolicznych dom ów, któ ry ch wyciągnięto w nocy. Nie w szyscy zdołali się jeszcze ubrać. M ężczyźni naciągali na piżam y m a
rynarki, jeden z nich był ty lko w n iebieskim szla
froku. Obok niego pulchna blondynka w różow ej sukience mocowała się z popychającym ją do przo
du żołnierzem: K toś się p otknął i chyba zgubił o k u lary, gdyż klęcząc szu ka ł coś na ziem i. Dalej, za n im , dwie starsze panie trzy m a ły się za ręce i coś wołały; a m oże śpiewały... K toś krzyczał rozpaczli
w ie: Haniu, gdzie jesteś, dziecko?! Boże, tam były te ż dzieci!
W szystkich w ypchnięto przed czołg. Było ich
bardziej w lewo. Była teraz w ycelow ana w Ba
rykadę.
P elikan szarpnął m nie do tyłu. Ledwo się sk ry
liśm y pod ścianą, gdy czołg plunął ogniem, a z kaem u przeleciała po ruinach kam ienic św iszczą
ca seria. Na głow y posypał się nam ty n k, pospa
dały cegły. Z akładnicy m iotali się na ulicy.
P a trzyliśm y na nich. sparaliżowani swą bezsil
nością, ja k biegnąc w yciągają ręce, ja k błagalnie krzyczą szukając u nas pomocy. To był najstrasz
n iejszy w idok w m oim życiu.
Tuliłam się do ściany, ściskałam dłoń Pelikana m odląc się: Boże, dopomóż im , Boże, spraw coś...
uiem dla Powstania
ści pt. „Barykada” Zbigniewa CZAJKOWSKIEGO (kpr. pchr. „Dębicz”)
stalowym ordynku, który itrach. Ale ten czołg-tygryt, stronę długą lufę, był in~
niał na* zniszczyć, zburzyć lię po nas do śródmieścia, się lekko ja k szyja pan- 0 lewo, to znów w prawo.
rnóścią. G dyby w ieżyczka )ełny obrót, lufa dotknęla- lalonej kamienicy. W niej
Pierwszy pluton podcho- )fa... Dlaczego oni milczą?
\’ie rzucają butelek z'b e rt-
’rażala bezczelność N iem - się właz i z w nętrza w ydo- 1 czołgista, który dał kom uś rzodu inne włazy. N iem cy ewnątrz, coś wołali, poka- itąd, zza czołgu, dochodził ołania, lam ent. W ypychani 1 łbami karabinów ustaw ia- dzie — zakładnicy: zbijali yczyli się, przewracali... To
2 trzydzieścioro zb itych w m ałą grom adkę. Starsi, bardziej niedołężni, leżeli na ziem i, czołgali się, starali się dźw ignąć i stanąć na nogi. G dy ruszyli naprzód, popychani przez żołnierzy, czołgiści za częli za ich ż y w y m m u rem coś szykow ać. Dowód
ca czołgu m achnął ręką, dał znać. K tóryś z na
szych rzucił granatem . T rafił w czołg, lecz granat odbił się od stalowego korpusu i w yb u ch ł na zie
m i nie czyniąc n ik o m u w iększej szkody. Za pie rw szym granatem poszły następne. Czołgiści zaczęli wskakiwać- z pow rotem przez w łazy do w nętrza, krocząca zaś z ty łu piechota kryła się za czołg lub tu Pałacu, po drugiej stronie N aszej Ulicy.
Pozostała ty lko na ulicy grom adka przerażonych zakładników, którzy nie wiedzieli, co z sobą czy
nić, w którą stronę uciekać, gdzie kryć się. Część pobiegła bezładnie w stronę naszych stanow isk,
■ inni kręcili Się w koło, ktoś upadł, ktoś inny z w y czajnie ukląkł i zaczął się modlić. Blondyna w ró-
■żoieej■ sukience, trzym ając za rękę dziew czynkę, zaczęła biec w naszą stronę, za nią pospieszyło p aru mężczyzn. Starszy pan w szlafroku leżał na ulicy.
Nagle czołg ożył. L ufa drgnęła i obróciła się
Z ru in kam ienicy, gdzie tk w ił pierw szy pluton, w ybiegła nagle mała, kusa postać. Poznałam po szczeciniastej, czarnej czuprynie i harcerskiej blu
zie naszego Ryśka. Biegł sku lo n y w stronę czołgu dźw igając coś w rękach. Stało się to ta k nagle i niespodziewanie, że n ik t nie zauw ażył w ogólnym bałaganie małego łącznika.
Z am arłam z wrażenia. Pelikan sku lił się, ja k b y chciał skoczyć m ałem u na pomoc. A on biegł na
dal, ju ż był niem al pod tygrysem , naraz stanął, odchylił się do ty łu i zam achnął ręku. W górę poleciała na czołg butelka i z trzaskiem rozbiła się o w ieżyczkę. B enzyna rozlała się po stalow ym korpusie. Czołgiści byli nie m n ie j zd u m ie n i n iż m y sami, ale w popłochu sk ry li się do w nętrza zam ykając przedni właz. Jed n a k czołg się nie za
palił. W ted y R ysiek zam achnął się po raz drugi i przerzucił butelkę ponad w ieżyczką na ty ł czoł
gu. R ozbiła się i m om entalnie buchnął płomień.
Zapalił się!
Żołnierze zaskoczeni nieoczekiw anym pożarem zaczęli strzelać bezładnie. Z akładnicy rozproszyli się po całej ulicy. W dym ie i w ogniu zginął m i z w idoku m ały łącznik.
7
8
9
10
11
12
ZOFIA KASPERSKA zginęła 9 września w Powstaniu