• Nie Znaleziono Wyników

Jeszcze o sprawie polskiego sylabotonizmu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jeszcze o sprawie polskiego sylabotonizmu"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Renata Mayenowa

Jeszcze o sprawie polskiego

sylabotonizmu

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 46/4, 469-482

(2)

MARIA RENATA MAYENOWA

JESZC ZE W SPRAW IE PO LSK IEG O SYLABOTONIZMU W dyskusji nad istotą sylabotonizm u nie zabieram głosu ani w ch arakterze red ak to ra naczelnego Słow nika T erm inów L iterac­ kich, którego tom poświęcony zagadnieniom sylabotonizm u został w łaśnie opracow any, ani w charakterze red ak to ra tego działu w P a- m i ę t n i k u L i t e r a c k i m , do którego dyskusja ta — ze w zględu na swój te m a t — przynależy.

Na dyskusję n a d tom em Słow nika T erm inów L iterackich po­ św ięconym sylabotonizm ow i je s t jeszcze za wcześnie. Choćby z tego powodu, że tom nie ukazał się w druku, a wobec tego w swoim, n aw et zresztą nie ostatecznym , kształcie może być znany tylko bardzo w ąskiem u g ro n u członków kom itetu redakcyjnego i recen ­ zentów. D yskusja zaś — p rzy n ajm n iej postulow ać to należy — pow inna objąć m ożliw ie szerokie grono zainteresow anych h isto ry ­ ków lite ra tu ry i prozodystów. Nie chciałabym także już teraz ko­ rzystać z u p raw n ień podsum ow ującego dyskusję red a k to ra działu, poniew aż n a tak ie podsum ow anie jest też jeszcze o w iele za wcze­ śnie. W nadziei zatem , że historycy lite ra tu ry docenią w agę tego zagadnienia dla swego w arsztatu naukow ego — jak o zagadnienia w istocie stylistycznego, prozodyści zaś zbliżą się do zagadnienia w zbogacającego ich w łasną problem atykę, pró bu ję zabrać głos jako i eden z k o n ty nu ato ró w dyskusji.

D yskusja dotycząca polskiego sylabotonizm u m a już za sobą w iele dziesięcioleci. Łoś, W óycicki, Zawodziński, K leiner, Siedlecki, Dłuska, ostatnio Skw arczyńska — w sposób m niej lub bardziej bezpośredni dyskusję tę podejm ow ali. Nie naw iązuję jed n ak bez­ pośrednio do tam tych, wciąż zresztą aktualnych polem ik. P u n k te m w yjścia dla m nie staje się głos K azim ierza Budzyka, zamieszczony w P a m i ę t n i k u L i t e r a c k i m 1. W polem ice o sylabotonizm padały głosy, k tó re w ogóle negow ały sam o istnienie zjaw iska, tj.

1 K. B u d z y k , Co to jest polski sylaboton izm ? P a m i ę t n i k L i ­ t e r a c k i , XLVI, 1955, z. 1, s. 123—152.

(3)

pokaźnego zrębu w ierszy zbudow anych dostatecznie konsekw entnie w m yśl ryg o rów nie w yczerpu jących się zasadam i k o n stru k c ji czysto sylabicznej, a stw arzający ch u tw o ry o specyficznym charakterze, k tó re w znacznej liczbie w ypadków d ają się odróżnić słuchem od w iersza czysto sylabicznego.

In ic jato r now ego etap u dysk usji nie przeczy istn ien iu zjaw iska. I to w łaśnie um ożliw ia m i obranie za p u n k t w yjścia jego w ypow ie­ dzi, w ty m pun k cie bow iem jesteśm y zgodni. A le poza tą zgodnością różnice zasadnicze zaczynają przesłaniać szczegółowe zbieżności po­ glądów. Głos m ój więc w zasadniczych spraw ach je s t w stosunku do głosu B udzyka polem iczny.

Budzyk, i to m oże różni jego głos w sposób najbardziej zasadni­ czy od w szystkich dotychczasow ych, widzi dysku sję dotyczącą pol­ skiego sylabotonizm u n a bardzo szerokim tle teoriopoznaw czym , a n a w e t ontologicznym . I nie tylko to. A rty k u ł jego pro p o n u je też taki, w ychodzący od najogólniejszych rozstrzygnięć, że ta k powiem, d ed uk cy jn y m odus procedendi:

Szczegółowa dyskusja nad sylabotoniczną częścią Słownika Terminów Literackich n ie jest możliwa, dopóki nie zostaną rozstrzygnięte ogólniej­ sze problemy metodologiczne, zwłaszcza tam, gdzie chodzi o charakter teorii rzeczywistości. Czy przyjm iem y tu teorię materialistyczną, czy też ograniczym y się do form ułowania tez o istnieniu bytów umownych, któ­ rych odpowiedników n ie znajdujemy w konkretnej rzeczyw istości2.

Oczywiście, dy sk u tan to w i nie może chodzić o ogólną, w y rażającą się d ek laracją decyzję co do w yboru zasadniczego takiej czy innej teorii rzeczyw istości i nie tu m iejsce na potw ierdzanie decyzji, k tó re każdy z jako tako dojrzały ch pracow ników naukow ych nie tylko ju ż daw ­ no powziął, ale k tó re m iał okazję w k o n k retn y c h badaniach, rzeczy­ w iście od takiego rozstrzygnięcia zależnych, w ielo krotn ie ujaw nić. W ydaje m i się, że rozstrzygnięcia dotyczące zagadnień sylabotoni­ zm u nie łączą się, a p rzy n ajm n iej nie koniecznie m uszą się łączyć z zasadniczym i rozstrzygnięciam i ontologicznym i. A i m odus proce­

d endi nie m oże prow adzić od owych zasadniczych rozstrzygnięć do

teo rii sylabotonizm u. Nie jest ona do w ydedukow ania. N a tej linii zresztą pozornej deduk cji m ożna tylk o znaleźć się w sytu acji, k tó rą na początku sw ojej w ypow iedzi określił d y sk u ta n t jako „kłopotli­ w ą “ 3: m ożna p rzy najszczerszych d ek laracjach m aterialistyczn y ch znaleźć się w sprzeczności z em piryczną obserw acją.

2 Tamże, s. 152. 3 Tamże, s. 133.

(4)

W ydaje m i się zatem , że dyskusja toczy się, i toczyć się musi, n a tere n ie znacznie bliższym najprostszym konstatacjom em pirycz­ nym i pierw szym uogólnieniom , bardzo jeszcze dalekim od koniecz­ nych zw iązków z rozstrzygnięciam i zasadniczym i. Na ten w łaśnie tem a t przede w szystkim chciałabym się wypowiedzieć, ta k samo zresztą, ja k to zrobili moi poprzednicy.

I jeszcze jed en sprzeciw zasadniczy. Zdaniem Budzyka, którego głos je s t ty m bardziej cenny, że jest głosem historyka lite ra tu ry um iejącego się posługiw ać m ateriałem w ersologii dla rozw iązyw ania problem aty k i historycznoliterackiej, ta czy inna z dw óch p rzed­ staw ionych tu teorii sylabotonizm u prow adzi

do dwu całkow icie odmiennych koncepcji historycznoliterackich, zarów­ no przy określaniu genezy, jak i przy formułowaniu praw rządzących literaturą. K walifikując sylabotonizm jako system zgłoskowo-przyciskowy musimy wyprowadzać go z sylahizmu. A przecież w iem y dobrze, że sy - labizm poezji Kochanowskiego był w istocie zwycięskim odrzuceniem rygorów sylabotonizmu nielicznego średniowiecznych pieśni religijnych. W iemy również, że sylabotonizm M ickiewicza powstał przede w szystkim jako w ynik podniesienia do w yżyn artyzmu sylabotonizmu pieśni ludo­ w ych (na razie pomijam tu zaw iły problem w pływów m etryki greckiej i łaciń sk iej)4.

Otóż i ta teza, bardzo z m ojego p u n k tu w idzenia zasadnicza, nie w ydaje m i się słuszna. P rzy jęcie zgłoskow o-przyciskowej definicji sylabotonizm u nie zakłada b ynajm niej jego zw iązków genetycznych z sylabizm em . Sądzę, że n a w e t ci teoretycy^ k tó rzy w try b ie w y ­ kładu często m ów ili o sylabotonizm ie jako o system ie spełniającym w szystkie ry g o ry sylabizm u i ponadto pew ne ry g o ry dodatkow e, nie m usieli w iązać sylabizm u genetycznie z sylabotonizm em , fo r­ m ułow ali jed y n ie tezy o charak terze opisowym. Sądzę z kolei, że dysk usja n a tem a t genezy sylabotonizm u je s t rzeczyw iście p rzed­ w czesna i że jego źródła są niejednolite. Przypuszczam , że sylaboto­ nizm M ickiewicza pły n ie chyba głów nie z krystalizującego się jeszcze przed M ickiewiczem sylabotonizm u pieśni i a rii O św iecenia i początku X IX w. i jest dla twórczości Mickiewicza, naw et dla jego w ersyfikacji, problem em b ynajm niej nie centralnym . J e s t n a to ­ m iast in stru k ty w n y , bo pozw ala wskazać, że każdy historycznie okre­ ślony sylabotonizm m oże mieć swoje specyficzne źródło. Nie trzeba więc, a m oże w ręcz nie należy szukać dla rozm aitych epok sylabo­ tonizm u jednego źródła. J e s t też in stru k ty w n y i dlatego (i tu nie pod adresem Budzyka), że pozwala wskazać na związek

(5)

nizm u z szeroką p ro b lem aty k ą stylistyczną, n a genetyczne zw iązki z sentym entalizm em , n a stałe u M ickiewicza związki z gatunkam i pieśniow ym i.

Streszczając m oje stanow isko, nie widzę zw iązku m iędzy teo rią sylabotonizm u a określoną koncepcją historycznoliteracką. Co w ię­ cej, nie zakładam m ożliw ości w skazania jednego źródła dla różnych historycznych epok k ształtow ania się sylabotonizm u. J e śli zaś i ja sądzę, że ju ż n a ty m odcinku dysku sja ta pow inna angażow ać histo­ ry kó w lite ra tu ry , to z przyczyn znacznie p rym ityw n iejszy ch — dla nabycia um iejętn o ści analizy w iersza sylabotonicznego, u m iejętno­ ści, od k tó rej h isto ry k lite ra tu ry m usi wyjść, by um ieć różnorakie zagadnienia sylabotonizm u w łączyć w obraz procesów stylistycz­ nych, a zatem i h istorycznoliterackich.

Przechodzę do zagadnień, k tóre m ają sw oją dokum entację w a rty k u le Budzyka, ta k iż mogą się stać przedm iotem rzeczyw istej polem iki. Z aczynam od sam ej definicji sylabotonizm u jako ry tm u nie zgłoskow o-przyciskowego, lecz zgłosko w o-zestroj owego. U zupeł­ n iam w ypow iedź B udzyka tak samo, jak to uczynił mój poprzed­ nik 5. Sądzę m ianowicie, że m ówiąc o regularności ry tm icznej ze­ strojów d y sk u ta n t „m a na m yśli reg u la rn e pow tarzanie się w tej samej kolejności zestrojów akcentow ych o tej sam ej ilości sylab i ty m sam ym położeniu ak centu...“ 6

M ateriałem , w oparciu o k tó ry Budzyk zbudow ał sw oje uogól­ nienie, je s t jed y n ie m ate ria ł Czat M ickiewicza. Poruszona w jego a rty k u le spraw a D ożyw ocia b y ła w łaściw ie ty lk o ilu stra c ją „n adu ­ żyć m etry stó w “ i nie stanow i m ate ria łu do pozytyw nego uogólnie­ nia teoretycznego. O czyw istą rzeczą jest i dla Budzyka, i dla jego oponentów , że je s t to m ateriał, k tó ry przez sam ą sw oją nikłość m oże pozwolić ty lk o n a bardzo nieśm iałe sform ułow anie hipotezy. D yskusja pow inna zm ierzać do rozszerzenia bazy m ateriałow ej. Tylko sk ru p u la tn a analiza szerokiego m a te ria łu może nadać blasku życia któ rejk o lw iek z tez konkurencyjnych. Bazę m ateriałow ą po­ szerzył sw oim głosem J e rz y W oronczak o fra g m en t z K w ia tów pol­

skich Tuw im a, S c e n y p rzy stru m ien iu Szenw alda i o Deszcz jesien ­ n y Staffa. On też w prow adził słuszne pop raw k i do analizy Czat.

C hciałabym , dorzucając w łasne obserw acje z innych tekstów , w pełni podpisać się pod jego analizą w y b ran y ch utw o rów oraz pod

5 J. W o r o n c z a k , W spraw ie sylabotonizm u. P a m i ę t n i k L i t e ­ r a c k i , XLVI, 1955, z. 3, s. 159—170.

(6)

w nioskiem o ogólnej p rym arności rozkładu akcentów w w ersie n ad rozkładem przedziałów m iędzyzestroj owych. Dotychczasowy p rze­ bieg dyskusji skłaniałby m nie zatem także do odrzucenia propono­ w anej przez Budzyka definicji sylabotonizm u i do przyjęcia defini­ cji trad y cy jn ej. M ateriał dotąd analizow any w dyskusji chcę po­ szerzyć o k ilk a niew ielkich tekstów . Z całą lojalnością wobec inicja­ to ra dyskusji szukałam w ierszy o tzw. toku am fibrachicznym , k tóre najczęściej w y kazują daleko idące uporządkow anie przedziałów m iędzyzestroj owych. U derzająco regularny pod tym względem je st piękny w iersz N orw ida pt. W spom nienie. (Nawiasem m ówiąc i po­ sługując się tra d y c y jn ą term inologią, niem al konsekw entnie diarezo- wrany am fibrach nie zawsze jest potępienia godny, „przekreśla poezję“, jakkolw iek stw arza tendencję do takiego „oznaczania“ granic poszczególnych zestrojów , że w pew nym sensie deform uje norm alny tok wypowiedzi.) Istotnie odstępstw od zasady trz y zgło­ skow ych zestrojów z akcentem n a środkow ej sylabie je st tu bardzo niew iele, bo zaledw ie 6 na w iersz liczący 48 wersów. Ale odstępstw od regu larn eg o rozm ieszczenia akcentów w edług schem atu sSssSss SssSs nie m a w ogóle. Stopień regularności zatem jest, n aw et jak na tak k ró tk i wiersz, niezw ykły.

W eźm y w iersz dłuższy a charak terystyczn y — Słowackiego D u­

m ę o W acławie R zew uskim , k tó ra w swoim czasie b y ła przedm iotem

analizy F ranciszka Siedleckiego. O dstępstw od regularności w roz­ kładzie przycisków jest 4, odstępstw od regularności w rozkładzie przedziałów m iędzyzestroj owych — co najm niej 21. Poniew aż rze­ czy, z d a w a ł o b y się, najprostsze: kw alifikacja zespołu w yrazów jako zestroju, spraw a w yznaczania sylab akcentow anych — okazują się bynajm niej nie bezsporne, w yjaśnię zasady, w edług których postę­ powałam , i zacytuję wersy, w których regularność rozkładu p rze­ działów m iędzyzestroj owych została zachw iana. By ograniczyć do m inim um in te rp re ta c ję m ateriału, trak tow ałam m ate ria ł słow ny przy w yznaczeniu sylaby akcentow anej tak, jakb ym te słowa spot­ kała w słow niku, a nie w ciągłej wypowiedzi, w której działają ekspresyjne i logiczne bodźce, niew ątpliw ie w pływ ające n a siłę akcentu. Postępow ałam tak z jednym w yjątkiem , przyjętym , jak świadczy jego analiza Czat, przez Budzyka. Tam m ianowicie, gdzie oksyton zbiegał się z paroksytonem , postępow ałam w m yśl p rzeko­ nania, że oksyton się atonizuje, paroksyton zaś zatrzym uje swój akcent i oba w yrazy tw orzą jed en zespół ściągnięty o ry su n k u sSs; np.: „Żyj długo — bądź zdrow a [...] niósł w łasne [...] kół fale...“ itp.

(7)

P rzyd ziału e n k lity k i w zględnie p ro k lity k i do sąsiedniego w y razu akcentow anego dokonyw ałam na podstaw ie ścisłych zw iązków skład­ niowych. Cząstkę więc atoniczną s i ę z reg uły w iązałam z czasow­ nikiem . Oto zestaw wersów, w k tó ry ch typow a dla u tw o ru re g u la r­ ność rozk ład u przedziałów m iędzyzestroj owych została zakłócona:

I stał przed kościołem , i kornym bił czołem, [...] Choć broń była żeńska, lecz stal damasceńska, [...] A niw a mu do stóp kłaniała się złota, [...]

Lecz jeszcze z dziedzińca, od wrót sw ego domu [...] Gdzie błądzą jak w iatr Beduiini.

I w szedł do siedziby, bez zamka, bez szyby [...] I był jakby głazem pod cara rozkazem, [...] Więc Emir w stepow e zapuszcza się szlaki, [...] Czyngiskan szedł — B att lub Kantemir. Podkradać się — bić — i brać działa.

A k ied y z m gły srebrnej w ybiło się słońce, [...] Mur dział jak mur złota, a za nim piechota [...] Tak jak oczerety połamał bagnety,

W złamanych m iecz w iał błyskawicą.

Przem ogliby nasi, choć bój był rozpaczny — Wtem wódz od armaty dał rozkaz dwuznaczny: [...] Lecz śm ierć zw yciężyła, niech dziś w ięc m ogiła Ma łzy, a nie skargi wygnańca.

I zasnął głęboko — bo trud go osłabił [...] O! czemuś, Emirze, nie oddał kindżała...

Ale nie tylko p otw ierdzenia zjaw iska zanalizow anego ju ż przez W oronczaka szukam w ty m przykładzie. Chcę się odwołać do pew nej obserw acji, k tó rą każdy m usi sam dla siebie w ykonać: oto zacytu jm y przykładow o dw ie stro fy (23, 24), w k tó ry c h w y stęp u je zarów no ta k rzadkie w ty m u tw orze zakłócenie w rozkładzie regularności akcentów , ja k i zakłócenie w rozkładzie przedziałów m iędzyzestro- jow ych, b y stw ierdzić, k tó re z dwóch zjaw isk w yw ołuje zam ącenie ta k reg ularn ego przecież ry tm u :

23. A kiedy z m gły srebrnej w ybiło się słońce, Ujrzeli M oskałów — straż przednią i Dońce. Mur dział jak mur złota, a za nim piechota W bagnety porosła jak zboże.

24. I cicho... Wtem bomba śmierciami ciężarna Upadła w szeregi zwichrzona i czarna. A nasi w tej chw ili jeszcze się modlili, Do nieba wołali: „O Boże!“

Otóż stro fa 23 m a w dwóch w ersach (1, 3) zakłócenie w re g u ­ larności rozkład u przedziałów m iędzyzestroj owych, stro fa zaś 24

(8)

m a w w ersie 3 raz jeden zakłócenie w regularności rozkładu akcen­ tów. M oje w ielokrotne doświadczenie czytelnicze każe m i tw ierdzić, że w k larow nym syłabotoniku zakłócenia w rozkładzie przedziałów m iędzyzestrojow ych nie czuje się w ogóle, natom iast zakłócenie w regularności rozkładu akcentów odczuwa się n aty chm iast jako ostre zam ącenie rytm u. J e st to w m oim poczuciu obserw acja po­ wszechna, niezależna od indyw idualnych in te rp re ta c ji i potw ierdza­ jąca — obok w ym ow nych liczb — w sposób nie m niej istotn y p ry - m arność regularności akcentow ej nad regularnością w rozkładzie przedziałów m iędzyzestroj ow ych w polskim sylabo tonizmie.

Zanim przejdę do dalszych zagadnień, chciałabym poszerzyć ba­ zę m ateriałow ą dyskusji o jeszcze jed en k ró tk i tek st poetycki, re p re ­ zentu jący inny u k ład akcentów niż dotąd przeze m nie analizow ane. Tekstem tym jest znany w iersz M ickiewicza Do B... Z. (Bohdana Zaleskiego), przysięgłego sylabotonisty, składający się z trzech stro f czterow ersow ych, w któ ry ch każdy w ers nieparzysty je st ośmio­ zgłoskowy, każdy p arzy sty zaś sześciozgłoskowy:

Słowiczku mój! a leć, a piej! Na pożegnanie piej

W ylanym łzom, spełnionym snom, Skończonej piosnce twej !

Słowiczku mój! tw e pióra zzuj, Sokole skrzydła weź,

I w ostrzu szpon, zołoto-stron Dawidzki hymn tu nieś! Bo wyszedł głos, i padł już los, I tajne brzemię lat

Wydało płód! i stał się cud! I rozraduje świat;

Rozkład sylab akcentow anych i nieakcentow anych, w yznacza­ nych na tej sam ej słow nikow ej zasadzie, przedstaw ia poniższa ta ­ bela:

Kolejność sylab 1 2 3 4 5 6 7 8 akcentowane 0 10 0 10 0 1 2 0 6 nieakcentowane 12 2 12 2 12 0 6 0

U kład natom iast zestrojów przedstaw iony inaczej, niż to uczynił W oronczak, w ygląda tak:

4 + 2 + 2 5 + 1 3 + 1 + 3 + 1 3 + 2 + 1

(9)

4 + 3 + 1 3 + 2 + 1 3 + 1 + 3 + 1 3 + 1 +2 3 + 1 + 3 + 1 3 + 2 + 1 3 + 1 + 3 + 1 5 + 1

A zatem dla dłuższych w ersów cztero krotn ie po w tarza się układ: 3 + 1 + 3 + 1, raz — u kład: 4 + 2 + 2 i raz — układ: 4 + 3 + 1 ; dla k ró t­ szych w ersów trz y k ro tn ie p o w tarza się układ: 3 + 2 + 1, dw u k ro t­ nie — u k ład 5 + 1, raz jed en — 3 + 1 + 2. N ie m a przecież porów na­ nia m iędzy stopniem regularności w jed nej i w drugiej płaszczy­ źnie. A le znów nie o to czy nie ty lk o o m atem atyczn ą stro nę dowo­ du m i idzie. Idzie m i także o to, że n o rm aln y czytelnik czytając ten w iersz słyszy przecież w yraźn ie w ew n ętrzn ą m iarow ość każ­ dego w ersu. N atom iast „rach u n ek zestrojów “ w skazyw ałby przed e w szystkim n a pew ne podobieństw o m iędzy poszczególnym i w ersam i, bardzo n iew iele by zaś m ów ił o istnieniu owej w ew nętrznej m iaro - wości w obrębie w ersu.

Ale teraz, by p rzejść do innego, bardziej może zasadniczego p u n k tu dyskusji, chciałabym stw ierdzić, że owo słow nikow e w yzna­ czanie sylab ak centow anych nie zaw sze jest słuszne. Na ogół jest ono daleko idącym uproszczeniem w stosunku do prozy i jeszcze w iększym uproszczeniem w stosunku do poezji. Chcę wskazać na d w u k ro tn ie w y stępu jące w w ierszu w yrażen ie „słow iczku m ó j“ . Zaim ek „m ó j“ spo ty k an y w słow niku jest atonem . P rz y n o rm aln y m szyku w yrazów „mój słow iczku“ w toku prozaicznym jego atonicz- ność n a ogół nie budzi w ątpliw ości. W tym że toku, p rzy szyku p rze­ staw ny m „słow iczku m ó j“ zakończone w ykrzyk nik iem spraw ia, iż atoniczność zaim ka je s t już ty lko faku ltaty w n a. W kontekście akcentow anym cytow anego u tw o ru w y daje m i się, iż p rzy n o rm al­ nym , w łaśnie nie uprzedzonym czy taniu ak cen tujem y ów zaimek. G dybyśm y to zjaw isko uw zględnili, uzyskalibyśm y w czw artej sylabie ab so lutn ą regularność akcentow ą, jeśli zaś idzie o reg u ­ larność układ ó w zestrojow ych, byłaby ona o ty le większa, że dla dłuższych w'ersôw m ielibyśm y pięć w ypadków o stru k tu rz e : 3 + 1 + 3 + 1. I znów o zjaw isku ty m m ów ię po to, by przejść do za­ gadnienia, k tó re je s t najb ard ziej chyba istotne dla dyskutanta, a k tó re dotyczy sform ułow ań przeciw staw iających czynniki języ­ kowe, prozodyjne czynnikom rytm icznym , wierszowym .

(10)

Wiadomo, że teo ria o możliwości przeciw staw ienia czynników językow ych, prozodyjnych czynnikom rytm icznym , w ierszow ym po­ w stała z ten d en cji form alistycznych zarów no w p rak ty c e poetyckiej, jak i w teorii. Wiadomo, że by ła ona jed n ą z jask raw ych ilu s tra ­ c ji tezy o deform acyjnym ch arak terze języka poetyckiego w sto ­ sunku do ogólnonarodowego języka literackiego. Wiadomo, że po­ w stała n a jej tle ch arak tery sty czn a teo ria tran sakcen tacji ostać się nie może. O drzucenie teorii nie oznacza jed n ak nigdy, że poszcze­ gólne obserw acje, dokonane w jej ram ach, są fałszywe. O ty ch po­ szczególnych obserw acjach, k tó ry ch słuszność pozostała w mocy, chcę tu w łaśnie mówić.

W szyscy bez w y ją tk u zdajem y sobie spraw ę z istnienia z ja ­ w iska przerzutni. K ażdy z nas, czytelników poezji, m iał tak ie p rze ­ życie podobne do postaw ienia nogi na nieistniejący stopień, zw iąza­ ne z tym , że in to n acja ty p u kadencyjnego, któ rą jesteśm y skłonni zrealizow ać w spadku każdego w ersu, zderza się z podyktow aną przez składnię w ypow iedzenia intonacją, k tó ra nie pozw ala zrea­ lizować in tonacji k adencyjnej w m iejscu przez s tru k tu rę w ersu w yznaczonym . Chyba, że się zrezygnuje z sensowności wypow iedze­ nia. Zjaw isko je st zupełnie niew ątpliw e. Nie bylibyśm y go w ogóle spostrzegli, gdyby nie było ono rezultatem zderzenia się dwóch s tru k tu r intonacyjnych. Co w ynika dla realizatora w iersza z faktu, że n ap o ty k a on p rzerzutnię? N a ogół zwycięża in tonacja podykto­ w ana koniecznościami, najogólniej mówiąc, treściow ym i. Inaczej może być tylko w tedy, gdy chcem y osiągnąć efekt hum orystyczny, nb. dosyć częsty w w olnym w ierszu bajki. P am iętajm y o tym , że k aden cyjn y c h a ra k te r klauzuli w y stęp u je bynajm niej nie tam tylko, gdzie w y stąp iłb y także w prozie. W ystępuje on często tam , gdzie w prozie bynajm niej n ie m usiałby wystąpić. W ystępuje tam , gdzie te n typ in to n acji z n a tu ry swojej nie jest w prozie niem ożli­ wy. J e s t zatem zjaw iskiem prozodyjnym , językow ym , które w w ier­ szu i n a sk u tek świadomości sylabicznej rozpiętości w iersza może się kształtow ać inaczej niż w prozie. G ranice owego „inaczej“ nigdy nie zostały zbadane. W p rak ty ce wersologicznej um iem y się z grubsza obchodzić ze zjaw iskiem przerzutni. A le fakt, że samo istn ien ie zjaw iska uw aru n ko w ane jest istnieniem in to n acji specy­ ficznie w ierszow ej, zdaje się nie ulegać wątpliwości.

W ydaje m i się, że każdy z nas zna zjaw iska akcentow e o tak im sam ym charakterze. Nie m ożna przeczyć tem u, że akcent gram atycz­ ny, k tó ry pełni fu nk cję m etryczną, jest o w iele silniejszy od

(11)

akcen-tu gram atycznego nie pełniącego tej funkcji. Znam y także w toku prozaicznym w ypadki pow staw ania tzw. zestrojów rozpadow ych i zestrojów ściągniętych. Jak iek o lw iek są w a ru n k i pow staw ania takich zjaw isk w prozie czy w w ierszu, nie m oże być dla ty ch zja­ w isk obojętne położenie zestro ju wobec kluczow ych dla s tru k tu ry w ersu punktów . W iemy, że istn ieje zjaw isko fak u ltaty w n y c h ato- nów. W w ierszu tak i fa k u lta ty w n y aton m usi się w ielokrotnie w y­ raźn ie „opow iedzieć“ po jed nej lub drugiej stronie, jeśli stru k tu ra m etryczna, k tó rą sobie szybko uśw iadom iam y, tego w ym aga. Sło­ wem , w iersz m oże jednoznacznie definiow ać fa k u lta ty w n e czynniki prozodyjne. Z ag adnieniem m arginesow ym jest zagadnienie m ożliw o­ ści tra n sa k ce n tac ji. Je j kom iczny lu b pieśniow y c h a ra k te r styli­ styczny spraw ia, że m ożna w praw dzie dopuścić jej istnienie tylko w nielicznych, sty listy czn ie um otyw ow anych w ypadkach, ale nie m ożna negować je j istn ien ia w ogóle.

R ealizacja m etry czn a określonej s tru k tu ry m etrycznej je s t z pew nością w ypadkow ą licznych czynników językow ych n ie należą­ cych do w zorca m etrycznego. W iem y przecież, że m ożna ta k w ażny p u n k t w ersu ja k średniów ka uw ypuk lić lu b zatuszować, bynajm niej nie p rzek reślając jej istnienia. W ystarczy poza średniów ką um ieścić silny przedział into n acy jny, by ją dość znacznie osłabić; w ystarczy poprzeć ek sp resy jn y m lub logicznym naciskiem inne w yrazy, nie ten, k tó ry stoi w średniów ce, i oto m am y typow ą sy tuację: śred ­ niów ka jest, bo je s t sta ły przedział m iędzyzestrojow y, ja k chcą niektórzy, lub m iędzy w yrazow y, ja k proponow ałaby pisząca te słowa; je s t zatem określona s tru k tu ra m etry czn a w ersu, w łaśnie średniów kow a; ale d yk to w ane przez in te rp u n k c ję i analizę treściow ą tek stu w alory fonetyczne zam azują jej w artość, sprow adzają jej w yczuw alność do m inim um . Oczywiście, jak ko lw iek b y łab y stoso­ w ana tak a średniów ka, je s t ona przecież zbudow ana z w alorów prozodyjnych, językow ych. N ie m oże być zbudow ana z niczego in­ nego. Ale w w ersie, kon kretny m , żyw ym w ersie m ogą się ścierać ze sobą w alo ry językow e w spółbudujące s tru k tu rę m etryczną w ersu z w alo ram i zacierający m i klarow ność tej stru k tu ry . W ydaje m i się to zjaw iskiem d ostrzeganym przez w szystkich, zjaw iskiem bardzo bliskim jeszcze pierw szy m konstatacjo m em pirycznym . I ta k długo, dopóki zjaw isk ty ch nie podnosim y do godności ilu stra c ji tezy o de- form acyjnym c h a ra k te rz e języ k a poetyckiego, ta k długo, dopóki poruszam y się na te re n ie m ożliw ie ostrożnej obserw acji rzeczyw i­ stości, nie m usim y obiektyw nie popierać an i form alistycznych teorii

(12)

poezji, an i idealistycznych teo rii rzeczywistości. Rozum iem , z d ru ­ giej stron y, niebezpieczeństw o poruszania się w śród zjaw isk m ało opracow anych przez prozodię, m ało dotąd w ym iernych i z h ie ra r­ chizow anych w sw ojej sile, ale chyba nie m niejszym niebezpie­ czeństw em je st przeoczanie ty ch zjaw isk, trak to w an ie w szystkich akcentów i w szystkich granic m iędzyzestroj owych al pari.

A tym czasem realizacja ry tm u nie w ym aga oczywiście realizo­ w ania pau z ani m iędzy tak zw anym i stopam i, ani m iędzy ta k zwa­ nym i zestrojam i. R ealizuje się zwykle pauzy m iędzy zespołam i w iększym i niż stopa lub zestrój.

W róćm y do zagadnień specyficznie sylabotonicznych. W ydaje m i się, że pozytyw ny k ształt propozycji B udzyka jako teo rii polskiego sylabotonizm u je s t nie do przyjęcia. Dotychczas cytow ane p rzy ­ kłady kazałyby odrzucić zestrójow ość jako podstaw ę system u. Skoro w cytow anych dotąd przy k ład ach u k ład akcentow y w ysuw a się n a p lan pierw szy, jak o d eterm in u jący c h a ra k te r ry tm u , n ie widzę nic groźnego w term inach: tok trocheiczny, jam biczny, am fibrachicz- n y itd., dopóki są to term in y czysto opisowe, nie m ów iące o niczym innym , ja k tylk o o pew nym , jednorodnym układzie akcentow ym . W płaszczyźnie czysto opisowej wolno też m ówić o najprostszej je d ­ nostce takiego toku, tra d y c y jn ie nazyw anej stopą. A le w y d aje się, że tak ie czysto opisow e posługiw anie się ty m i term in am i nikogo by nie zadowoliło. Mówię to w b rew opinii w yrażonej przez poprzed­ nich dyskutantów . Idzie o to, czy ty p y poszczególnych toków i stóp są rzeczyw iście słyszalne jako toki swoiste, k tó re się odróżnia jedne od drugich, jednoznacżne. W inten cji B udzyka w aru n k iem sły ­ szalności toku jest odpow iednie uporządkow anie granic m iędzyze­ stroj owych, w m oim n ato m iast przekonaniu w arun kiem słyszalno­ ści, a zatem i jednoznaczności określonego toku je s t cały zespół zjaw isk, k tó re chciałabym zanalizow ać na przykładzie.

P am iętam y tok Czat. Może nie dość potocznie m a się w p a ­ m ięci ten szczegół, że drukow ane po raz pierw szy w M e l i t e l e m iały in n y kształt stro f iczny, m ianowicie, dziś drukow ane jako dłuższe w ersy 1 i 3, o rym ie w ew nętrznym , rozpadały się n a dwa w ersy siedm iozgłoskowe. S trofa zatem w yglądała tak: 7a 7a 10b 7c 7c 10b. Nie um iałam się dowiedzieć, kto i dlaczego zm ienił układ stroficzny ballady. A szczegół je st nie bez znaczenia. Toku akcento ­ wego Czat już nie będę przypom inała.

A oto dla p rzy k ład u dw ie pierw sze zw rotki M ickiewiczowskiego

(13)

Nasz Naczelnik nad Trockim jeziorem Po kowgańskiej potyczce nocuje. Strzelcy leżą na kępie taborem: Jeden rany sw e mchem opatruje,

Drugi strzelbę przeczyszcza, nabija, Kaptur z brzozy na zam ek nasuwa; Ten w półsenny pod głow ę płaszcz zwija. I usnęli. Straż stoi, wódz czuwa.

Ich schem at ak centow o-zestrojow y w ygląda tak:

ssSs/sSs/sSs ssSs/sSs/sSs Ss/Ss/sSs/sSs Ss/Sss/S/ssSs Ss/Ss/sSs/sSs Ss/Ss/sSs/sSs ssSs/sSs/sSs ssSs/S/Ss/S/Ss

W yrysow any sch em at akcentow y pod w zględem ro zkład u akcen­ tó w m etry czn y ch je s t absolu tnie zgodny z rozkładem akcentów m e­ try czn y ch w dziesięciozgłoskowych w ersach Czat. A i s tru k tu ra ze­ stro jow a je s t bardzo podobna. G dyby ktoś chciał się posłużyć nazw ą toku n a podstaw ie sam ego w y k resu akcentów , bez w glądu w inne, n iem etry czn e cechy w iersza, nie u w y d atn io n e n a w ykresie, m u ­ siałby powiedzieć, że m a do czynienia z rozkładem akcentów cha­ ra k te ry s ty c z n y m dla toku anapestycznego. O ile jed n ak w stosunku

d o Czat tego ro d zaju kw alifik acja w y d aje się słuszna nie tylk o w sensie form alno-opisow ym , lecz jak o określenie rzeczyw iście słyszalnego ry tm u , o ty le w w yp adk u Noclegu — sądzę — rzecz się m a inaczej. W u tw o rze ty m w y stę p u je ogrom nie często c h a ra k te ry ­ styczne zjaw isko, m ianow icie po czw artej sylabie w w ielu w ypad­ k ach m am y w yznaczoną przez in te rp u n k cję n ajsiln iejszą z m ożli­ w ych pauzę intonacyjną. J e j sygnałam i in te rp u n k cy jn y m i są znaki ta k ie jak: kropka, w ielokropek, w y krzyknik, znak zapytania, m yśl­ nik. W ypadków tak ich w w ierszu złożonym z 64 w ersów znajdzie­ m y 16. T ak ostre in to n acy jn e podkreślenie średniów ki spraw ia, że każdy z członów w ersu u zy sk u je sw oją samodzielność, a w tedy re a ln y ry tm pierw szego członu m a cechy trocheiczne, drugiego — am fibrachiczne.

Średniów ka o c h a ra k te rz e cezury zam azuje c h a ra k te r toku stopowego. Silne p auzy in to n acy jn e przecinające stopę zam azują lub w ręcz rozb ijają c h a ra k te r toku stopowego. Tok diarezow any jest

(14)

oczywiście bardziej w yrazisty od toku cezurowego, Jeżeli poza- m etryczne elem enty prozodyjne nie p o d trzym u ją toku w y n ik a ją ­ cego z rozkładu akcentów , jeżeli toku tego nie pod trzy m u je tak w ażny e lem en t m etry czn y ja k średniów ka, tok wyznaczony przêz rozkład akcentow y zaciera się tak bardzo, że p rzestaje być dla czytelnika odczuwalny.

N iew ątpliw ie w ty m procesie zacierania toku w ynikającego z ak­ centów — zacierania go przez in ne elem enty stru k tu ry w ersu i s tru k tu ry prozodyjnej wypow iedzi — pow stają form y pośrednie, niejasne, nieklarow ne, dwuznaczne. Gdzież jedn ak w żywej rze­ czywistości tych zjaw isk nie ma?!

Nie sądzę też, by w e w szystkich w ierszach reprezen tu jący ch polski sylabotonizm h ierarch ia czynników stru k tu ra ln y c h m usiała być ta sam a. Praw dopodobnie — m ówię to n a zasadzie jed y n ie po­ bieżnej obserw acji — w twórczości choćby K onopnickiej, a naw et A snyka znajdzie się sporo w ierszy, k tó rych s tru k tu ra je st akcen- /towo-zestrojowa. Być może, hipoteza Budzyka, stając się bodźcem d o nowego i dokładniejszego przebadania w ierszy sylabotonicznych, wykaże, że istn ieje ich kilka typów . W ydaje się jednak, że form ułą hajogólniejszą pozostanie formuła- akcentow a.

Co z k ry ty k i trad y cy jn ej teo rii sylabotonizm u przeprow adzonej przez B udzyka w y daje m i się słuszne? N iew ątpliw ie słuszny je st ata k n a tzw. praw o zastępstw a stóp. W żadnym ze znaczeń tego sło­ w a nie m ożna tu m ówić o praw ie. W ydaje m i się też, że form uła ta je s t raczej w yrazem tęsknoty tych, którzy jej używ ają, do m ożliw ie daleko posuniętej racjonalizacji rzeczyw istości niż in ten cją ścisłego zastosow ania term in u „p raw o “ . Jakkolw iek spraw a ta się p rze d sta ­ wia, n a term in ten nie m a m iejsca w teo rii sylabotonizm u. Bardzo m ożliw e jednak, że słuszna je st obserw acja em piryczna, iż zasada stabilizacji w szystkich lub niektórych akcentów najczęściej nie obejm u je akcentu pierwszego. Ostrożności w ym aga niew ątpliw ie stosow anie pojęcia katalek sji. O zjaw isku tym m ożna m ówić tylko w klauzuli w ersu lub w n iek tó ry ch w ypadkach w średniówce. Nie m ożna o niej m ówić w innych p u n ktach w ersu bez obaw y dopro­ w adzenia do zupełnej dowolności in te rp re ta c ji toku.

Z upełnie zbyteczne dla analizy polskiego w iersza, n aw et w sen­ sie opisowym, w y daje m i się pojęcie anakruzy. W p rak ty c e też nie je s t ono n a ogół stosow ane. Ostrożność nakazyw ałaby też odrzuce­ nie pojęcia logaedu. N a jego m iejsce należałoby się posłużyć opisem niejednolitego toku akcentowego.

(15)

W ypowiedź m o ją sform ułow ałam w in te n c ji w yw ołania dalszej d yskusji — w m yśl zasady sform ułow anej niegdyś ta k pięknie przez Tadeusza K otarbińskiego, że p ra w d a n ie da się w y milczeć, ale m oże się da w ydyskutow ać. W y dysku to w an ie p raw d y je st tu w dużym sto p niu zależne od tego, czy się w prow adzi do dyskusji dostateczną ilość m ate ria łu , k tó ry się będzie analizow ało bez u p rze­ dzeń, nie zm ierzając z b y t szybko do najb ard ziej zasadniczych uogólnień.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Poziom trudności zadań jest taki jak na maturze głównej i nie zniechęca do rozwiązywania testów... O ile procent ma mniej pieniędzy pan Kowalski niż

Rysunek techniczny -wykład Geometryczna struktura powierzchni Tolerancja wymiarów liniowych PasowaniaPasowania Tolerancja geometryczna A.Korcala Literatura źródłowa:

El enchus cleri

chodząc przez liść żywy w ykazuje wszystkie pasy właściwe alkoholowem u rostworowi chlorofilu; są one cokolwiek posunięte ku barw ie czerw onej, co może zależeć

Ani czysty ani domieszkowany półprzewodnik nie zapewniają na tyle dużej ilości par elektron dziura aby można było wykorzystać je jako źródło światła Materiał można

„Budowlani” w Warszawie, 03-571 Warszawa ul. Tadeusza Korzona 111. Zapłata należności nastąpi przelewem na konto Wykonawcy wskazane na wystawionej fakturze, w terminie 14 dni

The aim is to analyze parameters of microclimate (humidity and temperature regime) in sheepfold environment and sheepfold walls made from wooden panels with straw filler

Natomiast to, czego musiałaś się nauczyć w drodze zdobywania wiedzy i treningu - to umiejętności (kompetencje) twarde, czyli specyficzne, bardzo określone,