PRZEWODNIK MIŁOSIERDZIA
M iesięcznik Z w iązku Towarzystw Dobroczynności „C A R IT A S " i R a d W yższych Konferencyj św. W incentego a Paulo m ęskich i żeńskich.
Redaktor: Sekretarz jeneralny Związku, X . WALENTY Adres redakcji i administracji:
P o z n a ń , Aleje Marcinkowskiego, 22 II — Telefon 1989 —P DYMEK.
K. 0 . 206 143.
W a ru n k i przedpłaty:
Członkowie Zw iązku T ow arzyłtw Dobroczynności ,.C aritas" otrzym ują organ Związku bez
płatnie. — Przedpłata dla nieczłonków wynosi 8 zł. rocznie, płatnych w ratach kwartalnych.
00i,
U£
Poznań, lip ie c— sierpień 1925. Rocznik IV.
Treść num eru: Podstawy dobroczynności katolickiej. — O Fundacjach i Zakładach Dobroczynnych. — Św. W incenty a Paulo zaprawia osoby świeckie do dziel miłosierdzia. — Sw. Klemens Hoffbaucr apostołem m i
łosierdzia Warszawy. — Dom św. Józefa w Osiecznic. — Co rozlirriicć należy pod opieką nad małem dzieckiem. — Opieka nad osobami upeJjft*1*
dzonemi przez naturę. — O dostarczaniu pracy. — Z sprawozdania fran
cuskiego Rapport General z r. 1924. — S p r a w o z d a n i a : Sprawozdanie z czynności Tow. Kat. Opieki Dworcowej w Poznaniu. — Członkowie
Związku.
Niniejszy numer wychodzi za lipiec i sierpień. »
Redakcja.
Podstawy dobroczynności katolickiej.
Objaw y życia społecznego obecnej chwili muszą każdą społecznie myślącą jednostkę napełniać niemałym i szczerym lękiem.
S ą wprawdzie ludzie, wpatrzeni w siebie i swój własny dostatek, którym się wydaje, że żadna z warstw, że nieliczne tylko jednostki mają prawo do narzekania i utyskiwania na braki, jakie się w ytw orzyły w naszem niezależnem, lecz mło- dem, niedoświadczonem i walczącem z niezwykłemi trud
nościami państwie.
Kto jednak bliżej zechce się przyjrzeć obecnym warunkom życia, ten bez nadmiernego trudu i wysiłku spostrzeże w niem olbrzymie braki.
Jest pewnikiem czy dogmatem społecznym, że nie na
stąpi nigdy zrównanie wszystkich warstw pod względem ma
jątku, posiadania — wbrew nierealnym twierdzeniom obozu socjalistycznego. Musi jednak być zadaniem każdego kato
lickiego społecznika, aby ostrze różnic społecznych stępiać i usuwać wszystko, coby mogło goryczą i niezadowoleniem napełniać warstwy mniej uposażone. Praca ta przed wojną znacznie się posunęła naprzód, doznała przerwy podczas wojny i cofnęła się o dziesiątki lat wskutek dewaluacji oraz
przykrych następstw w dziedzinie zasad moralnych w y w o łanych długotrw ałą wojną. Przekrój obecnego społeczeństwa jest nienormalnym. U góry znalazła się nader cienka w ar
stw a zamożna i nie odm aw iająca sobie niczego. W skład tej W arstw y w eszły jednostki nowe, nieraz sposobem uczciwym, częściej nieuczciwym, lecz pozbawione na ogół długoletniej kultury i tradycji, któraby im nakazyw ała pamiętać nietylko 0 swoich własnych potrzebach, wygodach i zachciankach, ale także o losie bliźnich, którym szczęście nie sprzyjało wzgl.
którzy stali się nawet ofiarą ich w yzysku.
Na dole znalazła się w przestraszającej większości w a r
stwa, żyjąca w mniejszym lub w iększym niedostatku. B yła ona w prawdzie i dawniej, lecz nigdy w tak olbrzymiej ilości.
Na rogach ulic wielkomiejskich, zw łaszcza przed urzę- dowemi biurami pośrednictwa pracy, grom adzą się wielkie . ^ zastępy osób zdrowych i silnych, nieraz ojców rodzin, pozba
wionych bez własnej w iny możności pracy i w yżyw ienia swoich rodzin. Kto zechce w niknąć w nastroje ich duszy, ten nie potępi bezwzględnie ich spojrzenia pełne zazdrości 1 goryczy, objawy ich niechęci do osób, którym w arunki ży ciowe pozw alają korzystać z wszystkich przyjemności tego świata.
A już szczerym żalem i wielkim bólem napełniać nas muszą owe rzesze w ychodźców , pod względem fizycznym najlepszej cząstki narodu, którzy w sposób legalny czy niele
galny opuszczać muszą granice własnej ojczyzny, aby obcym w ysługując się panom, w śród łez tęsknoty zdobyć kaw ałek chleba.
Ubogich mieliśmy zawsze w śród wszystkich narodów.
L ecz obecnie zastępy ich pow iększyły się o dawniej nieznane typy. Niejeden inteligent pracował uczciwie, z wielkiem za
parciem się siebie przez całe życie. M im o trudnych w arun
ków życiow ych nagromadził nieco majątku, składał go w ban
kach czy papierach wartościowych, po zm artw ychw staniu Polski pospieszył, aby swe oszczędności zło ży ć na ołtarzu O jczyzny. W ojna i w ydarzenia powojenne uczyniły go że
brakiem. Dawniej mimo niewielkich dochodów wspierał uboższych od siebie, obecnie sam czekać musi na zm iłowanie serc litościwych.
Nielepiej przedstawia się położenie innego rodzaju ubo
gich. Byli oni kiedyś bardzo zam ożnym i, g dyż posiadali własne majątki ziemskie lub inne w arsztaty pracy. Znisz
czyła je wojna — a niejedna osoba, naw ykła do w ygód i wszelkich dostatków, ujrzała się nagle bez środków do życia.
Duma, często wstydliwość, nie pozw ala osobom tym żebrać, nędza staje się tem przykrzejszą i dokuczliwszą.
człow iekow i pracy zapewnić spokojna starość. Każdy, kto w ypełniał szereg przepisów z tej dziedziny, miał w starości i na w ypadek niezdolności do pracy, otrzym yw ać wsparcia i renty. Lecz równocześnie z dewaluacją pieniądza wsparcia i renty straciły na wartości, pomijając, że w okresie ogólnej dezorganizacji ciała) w ykonaw cze odnośnych instytucyj nie w yk on y w ały dostatecznie powierzonej im opieki społecznej.
W skład nowoczesnych ubogich wchodzą oczywiście też osoby, które nie bez własnej w iny zapoznały się z niedostat
kiem i nędzą. Obecnie więcej niż kiedykolwiek zdarzają się w ypadki lekkomyślności, lenistwa, rozrzutności. O bjaw y te zawsze były jedną z przyczyn ubóstwa, obecnie zaś tem więcej, skoro się zw aży, że zanik podstaw moralnych jest powszechnym. Kto tedy zapomina o podstawowej zasadzie gospodarki prywatnej, że należy pow iązać koniec z. począt
kiem, ten staje się z czasem ciężarem dobroczynności urzę
dowej czy prywatnej.
Ogólne położenie pogarsza bardzo znacznie kwestja mieszkaniowa. Dawniej istniał u nas przepis, że nie należy tw orzyć mieszkań w suterenach i na poddaszach. Przed w ojną do przepisu tego istotnie się stosowano. Obecnie nie- tylko że o nim całkowicie zapomniano, lecz stworzono now y rodzaj mieszkań — po barakach, który można spokojnie na
zw ać hańbą kultury 20-go wieku. Nie posiadamy niestety statystyki, któraby dokładnie ilustrowała stosunki mieszka
niowe. W ystarczy jednak stwierdzić jako pewnik' nie ule
gający, w ątpliwości, że w naszych większych miastach w je- dnem łóżku sypia po kilka osób a w jednem pokoju przebywa po kilka rodzin bez różnicy płci i wieku. Nie potrzeba osobno podkreślać jak wielka z tego powodu szerzy się demoralizacja, jak wsKutek tego cierpi zdrowie cielesne i moralne narodu.
Należy się obawiać, że dusze tym sposobem zniszczone i zm ar
nowane podniosą na Sądzie B ożym straszne oskarżenie na tych, którzy ten stan zawinili lub zaniedbali go usunąć.
W szystkie powyższe objaw y nie byłyby ostatecznie tak groźneini, gdyby dusza narodu była zdrową. W ielki pęd do idealizmu, śmiała przedsiębiorczość, twarda pracowitość usu
nęłyby w niedługim czasie wszelkie niedomagania. T ym cza
sem rak zepsucia zakradł się do wszystkich w arstw, toczy niewinne serca młodzieży, rozsadza wierność małżeńską, prowadzi do panowania zm ysłów nad szlachetnemi poryw am i ludzkiej natury. U jawnia się w tem cała nicość i nędza obecnej cywilizacji.
Jedynie człowiek ślepy, lub nie chcący w idzieć m ógłby nie zauw aży ć braków i chorób obecnegp stulecia, które po
nadto tak bardzo spotęgowała w szechświatowa wojna.
I nędzy społecznej w ypowiedzieli w alkę dumni tw órcy T rak
tatu W ersalskiego i umyślili stw orzyć w M iędzynarodow ej Konferencji Pracy skuteczne narzędzie tej walki. Lecz za
poznawanie lub niedocenianie czynników nadprzyrodzonych jest bardzo słabą stroną tej w zasadzie słusznej tendencji.
Także poszczególne państwa obecnie więcej niż dawniej pracują nad usunięciem braków społecznych. P o w o łały one w tym celu osobne ministerstwa, które n. p. u nas przyjęło n azw ę: „Ministerstwo P racy i Opieki Społecznej11. I nie m ożna twierdzić, jakoby ono nie położyło dużych około spraw y zasług. Lecz i ono, ulegając w pływ om materjalisty- cznym, chciałoby zło napraw ić jedynie środkami ekonomicz- nemi, przepisami suchego i bezdusznego prawa, w ykluczając niemal całkowicie troskę o duszę i życie nadprzyrodzone.
To też mimo rozliczne ustawy, dekrety, zarządzenia, biura i urzędy los ludzi, żyjących w potrzebie, nie wiele się na
praw ił.
W wszystkich tych działaniach, bez trudności stwierdzić m ożna w ielką bezduszność, natomiast dużo pedantyzmu i biu
rokracji. W szędzie odczuw a się brak tego przykazania, na którem zbudow ana jest moralność i kultura chrześcijańska.
O dy uczony żydow ski zbliżył się do P ana Jezusa z za
pytaniem : „Mistrzu, które jest największe przykazanie w za
konie ? “ otrzym ał odpow iedź: „Będziesz m iłow ał Pana Boga tw ego“ . Temi słow y odpow iedź została w łaściw ie w yczer
pana. Pom im o to dodał Pan Jezus jako uzupełnienie:
„A wtóre, równe jemu: Będziesz m iłow ał bliźniego swego jak siebie samego44. (Mar. X II, 30— 31). Tem samem w skazał Pan Jezus, że nie może być m ow y o praw dziw ej miłości Boga bez równoczesnej miłości bliźniego i odwrotnie.
O przykazaniu tem w yśpiew ał apostoł narodów prze
piękną pieśń: „G dybym m ów ił językam i ludzkiemi i aniel
skiemu, a m iłościbym nie m iał, stałbym się jako miedź brzę
cząca albo cym bał brzm iący. I chociażbym m iał proroctwo i w iedziałbym wszystkie tajemnice i w szelką naukę, i m iał
bym w szystką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a m iłościbym nie m iał — nic nie jestem. I choćbym wszystkie majętności moje rozdał na żyw ność ubogich i choćbym w ydał ciało moje tak, iżb y m gorzał, a m iłościbym nie m iał: nic mi nie po
m oże44. (I Kor., X III, 1— 3).
Słow a te oraz dobrze zrozumiana intencja Zbawiciela zapaliły szczerych jego w yzn aw ców do wielkich dzieł m iło
sierdzia. Apostołowie, w idząc nędzę często rozpowszech
nioną wśród pierwszych chrześcijan, w ydali zarządzenie, aby osoby zamożniejsze znosiły różne dary celem podziału pom iędzy brać cierpiącą głód i niedostatek. W ielu sprzeda
wano role i domy, a zapłatę składali przed nogi Apostołów .
Ananiasza zaś i żonę jego Safirę spotkała doraźna kara, ponieważ mimo ślubowania zamierzali część majątku zatrzy
mać dla siebie (Dz. Ap., III i IV).
Św. Paw eł, wielki organizator Kościoła katolickiego, stal się równocześnie organizatorem jego działalności charyta
tywnej. N akazyw ał poszczególnym gminom składanie ofiar i jałm użny celem przesłania dla ubogich chrześcijan w .Jero
zolimie, których nie zaw ahał się nazw ać naw et „św iętym i11 (I Kor., XV, 1).
Działalność dobroczynna Kościoła katolickiego stała się ju ż w pierwszych czasach tak rozgałęziona i wszechstronną, że apostołowie wzgl. ich bezpośredni zastępcy, biskupi, ogar
nąć jej i opanować nie mogli. W tym celu prowadzili osobny urząd, diakonów, których zadaniem było w pierwszym rzę
dzie opiekować się ubogimi jak wogóle spełniać uczynki miłosierne co do 'ciała i duszy.
Działalność ta doczekała się nowego rozkw itu w wiekach średnich, przepojonych tak bardzo praw dziw ym duchem Chrystusowym. W wszystkich krajach pow staw ały bractw a Ducha Św., których Szczytnem zadaniem było tw o rzy ć szpi
tale. dla chorych, schroniska dla chorych, przytułki dla nie
m ow ląt i sierot. Dzieła ich przetrw ały do czasów obecnych:
niejedna parafja może dzięki ich działalności i dzisiaj zapewnić starcom i staruszkom spokojną starość.
Z tego ducha w yrosła też praw dziw a gwiazda dobroczyn
ności katolickiej, św. W incenty a Paulo. Rolę diakonów z pierwszych czasów chrześcijaństwa starał się przelać na kobietę katolicką, katolicki ruch dobroczynny ujął w now o
czesne karby organizacyjne, podobnie jak św. Tomasz z Ak- ■%»
winu, dał nam sumę w iary, tak św. W incenty pozostawił nam sumę miłosierdzia1).
W szyscy w ielcy jałm użnicy ludzkości pojęli dobrze słowa Pism a św., że w iara bez. uczynków m artw ą jest. W śród uczynków tych nie ostatnie, a jedno z pierwszych miejsc zaj
m ują uczynki miłosierne co do duszy i ciała.
Z biegiem czasu zaczęły się także inne czynniki — poza Kościołem katolickim — zajm ow ać dobroczynnością, m iano
wicie zarządy miast. Pierwotnie działały w ścisłej łączności z Kościołem, później się coraz więcej z pod jego w p ły w u usu
w ały. P rzyczyniła się do tego w wielkiej mierze nauka Lutra oraz w yp ły w ająca z niej reformacja. Pierwotnie chciano w obozie tym wskrzesić zapał i sprawność organizacyjną pierwszych chrześcijan w dziedzinie dobroczynności. Kiedy jednak w Kościele katolickim dzięki uchw ałom soboru Try-
') Przew odnik Miłosierdzia IV , 1, str. 7.
denckiego akcja dobroczynna rozw inęła się w niebyw ałych rozmiarach, kiedy dobroczynność stała się ozdoba i najpięk
niejszym kwiatem, w yrastającym z nauki katolickiej, cala bezduszność protestantyzmu objaw iła się pom iędzy innemi i w tern, że nie zdobył się na szerszą w tym względzie akcję.
Obok nielicznych prób w poprzednich wiekach dopiero wiek 19-ty w ydal poważniejsze rezultaty.
Natomiast cały ciężar prac dobroczynnych, nie znalazłszy w sobie sił tw órczych pod dostatkiem, przerzucił na państwo.
To ostatnie zaś upadając pod ciężarem innych zadań, złożyło go na barki sam orządów, t. j. gmin wiejskich, miast, pow ia
tów, zw iązków prowincjonalnych ćzy wojewódzkich. C zy n niki te w yrzuciły też z słow nika swojego w y razy jak dobro
czynność, praca charytatyw na, a w miejsce ich w staw iły w y raz: opieka społeczna, w ykluczając tern samem podsta
w ow ą zasadę dobroczynności katolickiej, jej pobudkę n ajw a ż
niejszą, t. j. Chrystusowe przykazanie miłości bliźniego.
U rzędowa opieka społeczna zajmuje się tedy losem ubo
gich, chorych,_ sierot, kalek, upośledzonych cieleśnie i um y
słowo i t. d. Środki na ten cel potrzebne czerpie z podatków obywateli.
Byłoby krzyw dą, gdybyśm y nie chcieli uznać wielkiej doniosłości i olbrzymich zasług urzędowej opieki społecznej.
M usim y też przyznać, że dobroczynność pryw atna, choćby najofiarniejsza i najdoskonalej zorganizow ana nie jest w m oż
ności ogarnąć wszystkich potrzeb, jakie się w obecnych cza
sach ujawniają.
Z drugiej jednak strony należy stwierdzić szereg braków
— urzędowej opieki społecznej.
Czerpie ona swoje środki z podatków obywateli, jest zatem opartą na prawie i przymusie.
Każdy katolik uświadamia sobie w prawdzie słowa Zba
wiciela: „O ddajcież tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest Bożego, Bogu“ . (Mat. X X II, 21). Doświadczenie poucza nas jednak', że płacenie podatku jest ciężarem, który się speł
nia na ogół niechętnie i z uporem. Nikt nie uśw iadam ia też sobie, że część tych świadczeń przeznaczona jest na cel naj
szlachetniejszy, bo na opiekę nad ubogimi, sierotami i t. d.
O byw atel płacący podatki nie odczuw a w ewnętrznego zado
wolenia, że spełnia, uczynek miłosierny, zostaje pozbawionym idei poświęcenia i ofiarności a także zasługi odnośnie do swojej przyszłości, do życia duszy, życia pozagrobowego.
Zachodzą w ypadki, że urzędow a opieka społeczna za
wodzi wzgl. że wszystkich zadań spełnić nie może. Św ieżo m am y w pamięci okres dewaluacji polskiej marki. Opieka państw ow a w ów czas zupełnie zaw iodła n. p. wobec inwali-
dów , wobec których każde państwo do szczególniejszej po
w inno się poczuwać wdzięczności. Społeczeństwo w ielko
polskie pospieszyło państwu z pomocą tw orząc pod przew od
nictwem J. E. Ks. Prym asa T ow arzystw o Pom ocy Inw alidom W ojennym i zdołało uchronić niejednego inwalidę od naj
gorszej nędzy.
W czasie największej dewaluacji pow staw ały po pow ia
tach Komitety Obywatelskie, składające ofiary w zbożu i roz
dzielały je pomiędzy ubogich i zakłady dobroczynne. Po w iększych miastach tw o rzy ły się Komitety Tanich Kuchen, żyw iące tysiące osób bezrobotnych lub pozbawionych w inny sposób środków utrzymania. Działalność tychże instytucyj zapisała się złotemi głoskami w dziejach ruchu dobroczynnego Wielkopolski.
W czasie ostatniej powodzi w Małopolsce z w ielkim tylko trudem udało się Radzie M inistrów znaleźć fundusze na do
raźną pomoc. Pozatem społeczeństwo samo mimo trudne w arunki gospodarcze spełniło swoje obowiązki wobec klęską
dotkniętych bliźnich.
I właśnie w okresie klęsk żyw iołow ych urzędow a opieka społeczna zw ykle okazuje się niew ystarczającą. Z pomocą musi podążyć dobroczynność prywatna.
W całokształcie działań dobroczynnych jest dziedzina, o której wyrzeKła działaczka nawet z obozu niekatolickiego, Elżbieta Fry, słynne słow a: „Charity of the Soul is the Soul of Charity — piecza nad duszą jest duszą dobroczynności".
O dziedzinie tej zapomina zw ykle urzędowa opieka społeczna lub traktuje ją po macoszemu. Ona nie w idzi w ubogim czy chorym czy dziecku istotę obdarzoną duszą nieśmiertelną, nie troszczy się tyle o jego życie nadprzyrodzone, ile raczej tylko 0 rozwój jego sił fizycznych, o zdrowie ciała i mięśni. W pań
stw owych czy gminnych szpitalach francuskich z urzędu nie wolno jest przyw ołać kapłana do konającego, chyba na w y ra ź
ne jego życzenie, zatwierdzone przez zarząd szpitala. Ten
dencje do bezw yznaniowości są i w naszej opiece społecznej bardzo silne. Toć w pew nym zakładzie dla chorych dzieci 1 u nas zawieszono krzyże bez krucyfiksu — o charakterze protestanckim — chociaż w zakładzie przebyw ają li tylko dzieci katolickie.
Biorąc powyższe rozw ażania pod uwagę, dochodzimy do wniosku, że pożyteczną i konieczną jest urzędowa opieka spo
łeczna, że jednak ręka w rękę z nią pracow ać i działać po
w inna dobroczynność prywatna.
Ta ostatnia z różnych może pochodzić źródeł, różne mogą być jej pobudki. W ew nętrzna jej w artość zależy nie od w iel
kości złożonej ofiary, ile właśnie od intencji, jaką się kiero
w ała osoba spełniająca dobry uczynek.
Pobudką dobroczynności może być miłość własna, próż
ność, szukanie własnej chw ały. Niejedna osoba czyni dobrze, aby ją za to chwalono, aby o niej pisano w gazetach. Nie
jedna firma składa ofiary na dobre cele, aby się przez pu
bliczne podziękowanie ze strony odnośnych instytucyj czy organizacyj tanim kosztem zareklamować.
Inni kierują się oportunizmem, zw łaszcza społecznym.
T w orzą dzieła, „m iłosierdzia" z lęku i obaw y przed przew ro
tami społecznemi w czasach powszechnej nędzy i bezrobocia.
W y siłk i te zw ykle bardzo szybko ustają — w miarę zaniku niebezpieczeństwa przewrotu.
Do wielkich rozm iarów doszła działalność, oparta na hu
manitaryzmie. Z niego bierze początek cała urzędow a opieka społeczna oraz cały szereg nader wielkich i pow ażnych or
ganizacyj humanitarno-dobroczynnych. Pobudką działania nie jest w iara św., nie jest idea miłości bliźniego, a raczej przy
rodzone, czysto ziemskie współczucie z dolą ludzką, troska nietyle o duszę, ile raczej o potrzeby ciała ludzkiego.
Pobieżny przegląd pow yższych rodzajów dobroczynności prywatnej wskazuje, że nie m ają one nic wspólnego, żadnej łączności z dobroczynnością katolicką.
Źródłem tej ostatniej, jej jedyną pobudką jest miłość Bo
ga i' bliźniego, jak to w ynika z pow yżej przytoczonego przy
kazania Zbawiciela. O ba przykazania są z sobą jak najściślej i jak najistotniej złączone i zespolone, nie można w ykonyw ać jednego bez równoczesnego stosowania drugiego. Dobroczyn
ność katolicka działa z pobudek najw yższych i najszlachetniej
szych, ponieważ taką jest w ola samego Boga, ponieważ każ
dy ubogii, każd y człow iek cierpiący lub pogrążony w nędzy jest jakoby sam ym Chrystusem.
U czynki miłosierne, Które z takiego w y p ły w a ją źródła, sprowadzają niezliczone łaski na duszę czyniącą dobrze.
Skarbi sobie ona olbrzymie zasługi, które w ocenie życia odegrają w ielką rolę. „A ktokolwiek dał się napić jednemu z tych najmniejszych kubek zimnej w ody tylko w imię uczu
cia: zapraw dę powiadam w am , nie straci zapłaty swojej11.
(Mat. X, 42.)
Dobroczynność w pojęciu katolickim jest ścisłym obo
wiązkiem każdego wiernego w yznaw cy Chrystusa. P an Jezus nie udzielił r a d y m iłow ania bliźniego, a w ydał ścisły n a k a z , w yraźne p r z y k a z a n i e . Często utożsamiał siebie z dziećmi, ubogimi, głodnymi, pragnącymi, nagimi, więźnia
mi. Uczniom i w yznaw com swoim dał polecenie, aby ilekroć podążają z pomocą komukolwiek z upośledzonych, upatryw ali
w nim jego samego. Zaznaczył równocześnie, że ilekroć po
mocy tej się odmawia, czyni się to wobec samego Zbawiciela.
Św iadczą o tem słowa, jakie sam Zbawiciel w ypow ie na Sądzie Ostatecznym : „Tedy rzecze król tym, którzy będą po praw icy jego: Pójdźcie błogosławieni ojca mego, otrzymajcie królestwo w am zgotowane od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść; pragnąłem, a napoiliście mnie;
byłem gościem, a przyjęliście mnie; nagim, a przyodzialiście mnie; chorym, a nawiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie“ .
Tedy mu odpowiedzą sprawiedliwi m ężow ie: Panie, kie- dyżeśm y cię widzieli łaknącym , a nakarmiliśmy cię, pragną
cym, a daliśmy ci pić? kiedyśmy cię też widzieli gościem ' i przyjęliśmy cię, albo nagim i przyodzialiśm y c ię ? Albo kie
dyśm y cię widzieli niemocnym, albo w ciemnicy i przyszliśmy do ciebie?
A odpowiadając, król rzecze im: Zapraw dę powiadam w am : cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili.
Tedy rzecze i tym, którzy po lewicy będą: Idźcie ode mnie przeklęci w ogień wieczny, który zgotow any jest djabłu i aniołom jego. Albowiem łaknąłem , a nie daliście mi jeść;
pragnąłem, a nie daliście mi pić; byłem gościem, a nie przy
jęliście mnie; nagim, a nie przyodzialiście mnie; niemocnym i w ciemnicy, a nie nawiedziliście mnie.
Tedy mu odpow iedzą i oni, m ów iąc: Panie, kiedyżeśmy cię widzieli łaknącym albo pragnącym, albo gościem, albo na
gim, albo niemocnym, albo w ciemnicy, a nie służyliśm y to
bie?
Tedy im odpowie, fnów iąc: Zapraw dę powiadam w am : Cokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście nie uczynili.
I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawiedliwi do żyw ota w iecznego". (Mat. X X V , 34— 46).
Są to słowa pełne pociechy i słodyczy dla dusz miłosier
nych, pełne grozy i przerażenia dla samolubów. O żadnem przewinieniu czy zaniedbaniu nie m ów ił Pan Jezus tak w y raźnie w stosunku do sądu Bożego, jak o zaniedbaniu uczyn
ków miłosiernych. Tem w yraźniej w ynika z tych słów, jak wielkim obowiązkiem każdego katolika jest spełnianie uczyn
ków miłosiernych.
I niechaj nikt nie mówi, że dobroczynność katolicka jest rzeczą zbyteczną. Pomimo, że państwa i samorządy spełnia
ją urzędow ą opiekę społeczną, znajdują pod dostatkiem za
jęcia i pracy siostry miłosierdzia różnego typu zgromadzeń.
A sióstr tych jest na całym świecie pokaźna liczba, bo blisko
pięćkroć sto tysięcy. Niemi właśnie posługuje się przew ażnie urzędow a opieka społeczna, niezdolna hasłami hum anitaryzm u pow ołać dostatecznej ilości pracow ników na polu dobroczyn
ności. Zniewolona jest sięgać po te pracowniczki, dla których jedynym celem ży c io w y m jest służyć Bogu i bliźniemu.
Nawet w obozach obcych, często nam wrogich, umiano pracę ich i poświęcenie należycie ocenić. W roku 1870 rządy niemieckie — protestanckie, zaw e zw ały pomocy 342 zakon
ników — w tem 159 jezuitów — oraz 1567 sióstr miłosierdzia, które na polu w alki i w lazaretach w ojskow ych pielęgnowały 62,000 chorych i rannych żołnierzy, czuw ając nad nimi ogó
łem 4.167,571 dni. A kitedy w Niemczech rozszalała t. zw.
w alka kulturalna i kiedy zamierzano w yp ęd zić z kraju także siostry miłosierdzia, w ów czas na posiedzeniu gabinetu ośw iadczył minister w ojny Kamecke: „Bez sióstr miłosierdzia nie odw ażę się poprow adzić żadnej w o jn y ". I siostry pozo
stały.
N aw et w czasie rewolucji francuskiej, która w y p o w ie działa wojnę Bogu i niszczyła wszystko, co G o przypom i
nało, rząd rew olucyjny przyjął w dziesiątym roku rewolucji uchwałę, że nie należy usuwać sióstr miłosierdzia, „poniew aż doświadczenie poucza, że siostry działały w szędzie dla dobra cierpiącej ludzkości*11).
Anglja jest krajem idealnej opieki społecznej. Pom im o to na półtora miljona ludności katolickiej d ziała tamże 450 kon- ferencyj m ęskich2). Dla porów nania w arto wspomnieć, że na terenie archidiecezyj gnieźnieńskiej i poznańskiej, obejm ują
cych przeszło półtora miljona katolików , istnieje zaledwie 35 konferencyj męskich św. Wincentego, a Paulo. Liczba konfe- rencyj żeńskich jest dzięki Bogu znacznie większa.
Dobroczynność katolicka, w y p ły w ająca z cnoty miłosier
dzia, może się poszczycić zaletami, do jakich nie dosięga ża
den inny rodzaj w tej dziedzinie.
Na południow ym wschodźte Afryki położoną jest wyspa Madagaskar, będąca pod rządam i francuskiemi. M ieszkańcy tejże w yspy są bardzo nieszczęśliwi, gdyż podlegają strasz
nej chorobie trądu. Kiedy rząd francuski postanowił zabrać się do leczenia tej choroby, daremnie szukał osób, któreby się podjęły opieki nad nieszczęśliwymi. Dopiero gdy Z grom adze
nie sióstr ośw iadczyło gotowość pielęgnowania owych bieda
ków, nie troszcząc się o swoje życie, nie m ów iąc już o zdro
wie, m ógł rząd francuski rozpocząć swoje „hum anitarne1 ‘ dzieło. Do tego rodzaju poświęcenia zapalić może jedynie
‘) Charitas X , str. 6.
!) Przew odnik M iłosierdzia IV , str. 32.
wielka miłość Boga, która i w najnieszczęśliwszym każe upatryw ać istotę stw orzoną na obraz i podobieństwo Boże.
W czasie ostatniej w ojny, w jednym z szpitalów polo- w ych we Francji miało miejsce następujące wydarzenie.
W śród licznych rannych znalazł się m łody żołnierz. Był w praw dzie ochrzczony, lecz, jak to we Francji byw a, w cza
sie w ędrów ki życiowej zapomniał, że jest katolikiem. Obec
nie, w obliczu śmierci przypom ina sobie, że jest Bóg, że na
leży się z nim pojednać. Do siostry miłosierdzia, opiekującej się nim, odzyw a się: „Siostro, chciałbym księdza". Lecz skąd w ziąć księdza na zawołanie, kiedy w szyscy na froncie! Sio
stra stara się w zbudzić w rannym żal doskonały. W tem uo- wiaduje się, że kapłan jest w drugim końcu sali. Jest w śród rannych, obie nogi m a zmiażdżone, a przytem jest ranny w ramię i piersi! W idok nieszczęśliwego ją odstrasza, długo się w aha, czy go prosić o wysłuchanie spowiedzi. W reszcie się decyduje. Kapłan skinieniem g łow y w y ra ża swoją zgodę.
S łużba przenosi kapłana w raz z łóżkiem do rannego i skru
szonego młodzieńca. G ło w y ich się zbliżają, odbyw a sie ci
cha spowiedź, a skoro kapłan w ypow iedział słow a rozgrze
szenia — obaj zeszli z tego św iata1).
Do tak heroicznego poświęcenia zdolna jest zapalić jedy
nie praw dziw a1 miłość Boga i bliźniego!
Miłosierdzie chrześcijańskie jest w ytrw ałe. Nie może się zrażać i nie zraża się niewdzięcznością tych, którym dobrze czyni. W y trw ało ści tej domaga się czuwanie nad niespokoj
nym i niecierpliwym chorym. Skoro nawet najbliższa rodzina w yrzeknie się opieki nad nim, w ów czas wstępuje w jej pra
w a f obow iązki osoba Bogu poświęcona, bez w zględu na nie
bezpieczeństwo i długotrw ałość1 choroby. Żadne grymasy chorego, żadne niegrzeczności sierot nie mogią odstraszyć opiekuna czy opiekunki od spełnienia szczytnego powołania.
Z istoty dobroczynności katolickiej w ynika także jej bez
interesowność, jak to w ypow iada apostoł narodów : „A ko
niec przykazania jest miłość z czystego serca i sumienia do
brego i w iary nieobłudnej“ (I Tym. I, 5). Cechę tę ilustruje oświadczenie pewnej niewiasty w Florencji. W y biegła na ulicę trzym ając w jednej ręce pochodnię, w drugiej zaś w ia
dro wody. Kiedy ją zapytano o przyczynę tego postępowa
nia, ośw iadczyła: „Pochodnią chciałabym spalić niebo, a wo
dą w ygasić piekło, aby ludzie m iłow ali Boga dla niego sa
mego, nie oglądając się ani na nagrodę w niebie, ani na karę w piekle11. Podobnie czystą i szlachetną, jak sama m iłość Boga pow inny być uczynki miłosierne, z tejże miłości biorące swój początek.
’) Gaell, K sięża na polu walk Francji.
Najpiękniejszą jednak zaletą dobroczynności katolickiej, przez żadną inną należycie niedocenianą, jest piecza nad du
szą ludzką, tym najcenniejszym skarbem każdego czowieka.
1 dobroczynność katolicka ociera Izy, gdzie potrzeba, karmi łaknących, poi pragnących, odwiedza w ięźniów , słowem, obejmuje wszystkie potrzeby doczesne człow ieka cierpiące
go i nieszczęśliwego. JednaKże na pierwsze miejsce w ysuw a, najwięcej uwagi poświęca potrzebom duszy.
Św . M arja M agdalena była osobą zam ożną, opływ ającą w wszystkie bogactw a tego świata. W edle pojęć hum anita
ryzm u nie w y m ag a ła by żadnej opieki czy pomocy, g d y ż nie była chorą na ciele i nie b y ła ubogą. Tymczasem Pan Jezus uczynił ją przedmiotem swojej opieki i Boskiej miłości, ponie
w a ż m iała d u s z > ę zniepraw ioną i chorą.
I dzisiaj kryje się nader często pod bogatemi strojami i lśniącemi drogocennościami dusza schorzała, błądząca, grze
szna, zw ątpiafa. Opiekę nad nią spełniać może i pociechę do pałacu nieść ubożuchny kapłan, skromna zakonnica lub biedna w yrobnica, ży jąca z pracy rąk, okryta łachmanami. O ileż więcej cenić trzeba gorącą m iłość ii serdeczne współczucie aniżeli największe dary! Ileż więcej znaczą dla złamanej du
s zy słow a szczerej pociechy i przyjaznej rady, aniżeli piękna odzież i bogato zastaw ione stoły! C zy ż biedna sierota zna
leźć może większe szczęście ponad to, że w opiekunce sw o
jej odnajdzie jakoby no w ą matkę, odkryje na nowo serce m a
cierzyńskie! Do nikogo więzień młodociany nie zapała wię kszą wdzięcznością, jak do osoby, która umie w nim ponow nie w zbudzić chęć do życia, zam iłow anie do pracy, utr\yalić go i lepiej zahartow ać do w alki z niebezpieczeństwami życia.
Ź ródło nowego szczęścia i zadowolenia odtw arza, kto zdołał rodzinę podupadłą i b łąd zącą doprow adzić do uczciwego i chrześcijańskiego życia.
A gdyby się w yd aw ać miało, że wszystkie w ysiłki są daremne, że w ża!den sposób błądzącego bliźniego uratować nie m ożem y, w ów czas pozostaje nam jeszcze broń potężna, miłosierdzie pod postacią m odlitw y. Tę jałm użnę każdy, choćby najuboższy, spełnić może. Nie ginie ona nigdy. I cho
ciaż skutki jej często są zakryte przed okiem ludzkiem, to jednak ona działa, a niezbadane w yroki Boże obrócą ją dla dobra bliźniego1).
Kto tak pojmie dobroczynność katolicką, kto zechce zro
zumieć jej istotę, jej zalety, na tego spełnienie uczynków m i
łosiernych sprowadzi wielkie zadowolenie i szczęście we
wnętrzne.
') K . Jocrger: Der Geist der Caritas.
O czyw ista jest rzeczą, że niewszędzie i niezawsze było i jest tak wysokie pojęcie o dobroczynności katolickiej. 1 do jej. szeregów um iała się zakraść bezduszność, załatw ianie spraw na sposób rzemieślniczy, a nadewszystko bezplano- wość i niesystematyczność. Zadaniem chwili obecnej jest braki te usunąć, aby i nasze pokolenie w naszem katolickiem państwie zasłużyć sobie mogło na miano praw dziw ych uczniów Chrystusowych.
Trzćba nam przedewszystkiem uznać doskonałość i w iel
kość dobroczynności katolickiej. Trzeba nam w zbudzić mocną wolę, że jej bronić będziemy po wszystkie czasy, gdyż urzę
dowa opieka społeczna nie jest w możności spełnić w szy st
kich zadań na niej spoczywających.
W y zn ać nam trzeba najgłębszą cześć i największe uzna
nie dla wszystkich wielkich dobroczyńców ludzkości, w śród których i nasi przodkowie nie ostatnie zajm ow ali miejsce. Oni zrozumieli i pojęli praw dziw ą istotę dobroczynności katolic
kiej i dlatego umieli tw orzyć dzieJa, które m iały pociechę w cierpieniu, ulgę w chorobie.
Pam ięć o nich w yw ołuje w nas uczucie zawstydzenia i samooskarżenia1, że w dzisiejszych trudnych czasach sta
liśmy się bezradnymi i bezw ładnym i. Szukam y pomocy i le
karstwa na dzisiejsze bolączki wszędzie — w działaniach po
litycznych, w zw iązkach gospodarczych — zapominając, że rany ludzkości w yleczyć może jedynie m iłość Chrystusowa.
Kiedy św. Augustyn zastanawiał się nad zanikiem w iary i upadkiem obyczajów w okresie narodzenia się Zbawiciela, wypow iedział pamiętne słow'a: „P rzy jść musiał lekarz nie
zw y k ły i wielki, bo czekał nań pogrążony w cięŻKiej chon>- bie człow iek“ — m ając na myśli cała ludzkość. Ludzkość i dzisiaj pogrążoną jest w wielkiej chorobie nędzy moralnej i materialnej. Jej lekarzem niechaj się stanie z przykazania miłości poczęta, zespolona, pełna gorliwości i w ytrw ania do
broczynność katolicka.
Trzeba nam zatem w ypow iedzieć wojnę największemu w rogow i wszelkiej dobroczynności, t. j. samolubstwu. W edle nauki katolickiej jesteśmy tylko szafarzami dóbr doczesnych.
One m ają być jedynie środkiem do osięgnięcia celu ostatecz
nego, t. j. zbawienia. Do nadmiaru tychże dóbr, do pozosta
łości m ają praw o ubodzy. „W szakże co zbyw a, dajcie jałm uż
ną, a oto wszystkie rzeczy są w am czyste". (Łuk. X I, 41).
Trzeba nam zw alczać błędne mniemanie, jakoby spełnie
nie uczynków miłosierdzia było aktem dobrej woli, chwilowej podniety lub swobodnej fantazji. Jest to obowiązek ścisły i w yraźnie przez samego Zbawiciela na nas nałożony. I nie
chaj się nikt nie w ym aw ia, że sam posiada niewiele, że sam walczyć musi z niedostatkiem. Choćbyśm y jadali tylko chleb
z solą — posiadamy więcej aniżeli ci, co go wcale nie mają.
„Kto m a dwie suiknie, niech da niemającemu, a kto ma po
karm y, niech tak samo uczyni11. (Łuk. Ili, 14).
Zasady dobroczynności katolickiej pow inny stosować przedewszystkiem zrzeszenia charytatyw ne, jako w yk o n a w cy programu katolickiego w tej dziedzinie. W z ię ły one swój początek przew ażnie od św. W incentego a Paulo bezpośred
nio czy pośrednio. Jego duchem pow inna być ow iana ich dzia
łalność. P obudką ich działania nie może być ani próżność, ani w łasna chwała, ale w myśl owego wielkiego świętego, w ła sne uświęcenie i bezinteresowna miłość.
Do tak wzniosłego celui pow inny być dostosowane w szel
kie środki działania. Katolicka organizacja dobroczynna nie może grom adzić swoich środków, za pom ocą w ystaw nych balów , c z y naw et dancingów. Sposoby te demoralizują spo
łeczeństwo. Nie m ożna czynić dobrze, skoro się rów nocze
śnie obraża P ana Boga rozrzutnością, niew łaściw em i stroja
mi, nieprzyzw oitem i tańcami, nadużyw aniem pokarmu i alko
holu. Zamiast m arnow ania sił i czasu na urządzanie hucz
nych w ieczorków czy zabaw „m iłosiernych", należałoby ra
czej całą energję skierow ać ku temu, aby społeczeństwo k a tolickie przekonać o obow iązku spełniania uczynków miłosier
nych. Skutki naw et finansowe będą zapewne większe aniżeli w ątpliw e co do ilości i jakości dochodu z zabaw i balów.
Po tych pracach wstępnych będziemy mogli w ysunąć swoje postulaty w innej dziedzinie. Jak już się wspomniało, urzędow a opieka społeczna jest na spraw y w yznania i życia nadprzyrodzonego duszy mniej lub więcej obojętną. O ileby ona w najw yższych czynnikach, t. j. w ministerstwie nadal spoczyw ać m iała w rękach socjalistów lub po części naw et i żydów , stanie się ona sprawom tym naw et w rogo usposo
bioną. W naszem państwie toczy się, jak w iadom o, cicha, ale wcale zacięta w alka o zw ycięstw o zasad katolickich. W nie
jednych sprawach zw yciężyliśm y, w innych ponieśliśmy k lę skę. W alka ta dotyczy także spraw dobroczynnych w zgl.
opieki społecznej. O braz, jaki nam przedstawia obecna Francja, powinien nas napełniać lękiem i obaw ą. „Najstarsza córa Kościoła11 w swej oficjalnej polityce nie ma Kościoła, owszem od czasu do czasu w ypo w iad a mu w alkę. Nie bez w i
ny są katolicy, którzy swych spraw nie dopilnowali dosta
tecznie. O by podobny zarzut nie spoczął kiedyś na katolikach polskich! S tanow im y przecież w naszem państwie znaczną większość. P ow inniśm y przeto sw oją w olę przeprowadzić.
Ustaw y tw orzą się w sejmie. Tam pow inni znaleźć się nasi przedstawiciele, aby praw odaw stw o z dziedziny opieki spo
łecznej owiane b y ły duchem katolickim. W ykonanie ustaw z dziedziny opieki społecznej należy przew ażnie do samo
rządów . I w ciałach sam orządow ych, zw łaszcza w radacli gminnych, miejskich, w ydziałach pow iatow ych i w ojew ódz
kich nie powinno nas zabraknąć. W ów czas będziemy mogli spowodow ać, aby chorzy nie byli pozbawieni opieki dusz
pasterskiej, aby nasze sieroty doznały w ychow ania religij
nego. W szelkim tendencjom bezw yznaniow ym należy się jak najmocniej przeciw staw ić i d ąży ć do przepojenia także urzędowej opieki społecznej duchem katolickim.
Chcąc pow yższe zadanie spełnić, będzie trzeba dokonać wielkiej i w ytrw ałej pracy. Do w spółdziałania będzie m u siała stanąć każda jednostka, biorąca w ten lub ó w sposób udział w katolickim ruchu dobroczynnym. Nie w olno jednak chodzić luzem, bo jednostka nie dokona rzeczy wielkich.
W szystkie w ysiłki należy zespolić, zjednoczyć i w ytw o rzyć silny obóz ruchu dobroczynnego. Nie potrzeba osobno do
wodzić, że w obecnych czasach jedynie w ielka organizacja z centralą sprawnie działającą dokonać może wielkich rzeczy.
Najlepszym dowodem tego twierdzenia, są zw iązki za
wodowe, które um iały zjednoczyć olbrzym ią liczbę członków . Pom im o to, £e zasady działania są w niektórych zw iązkach bardzo niejasne i chwiejne, potrafiły zw iązki samą swoją liczbą w y w rze ć potężny w p ły w na bieg życia gospodarczego.
W katolickim ruchu dobroczynnym bierze przecież także udział w ielka liczba osób, idea jest przepiękna i ustalona — a jednak głosu naszego nikt nie słyszy, na niego nie zw aża, poniew aż brak nam jest organizacji. Powstaje stąd w ielka szkoda dla ruchu dobroczynnego, dla Kościoła a przede- w szystkiem dla cierpiącej ludzkości.
W innych krajach, o starej kulturze politycznej i spo
łecznej i o wielkiej zw artości wew nętrznej organizacje te utworzono z w ielkim pożytkiem dla sprawy.
Korzyści i potrzebę tego rodzaju organizacji ujrzał jasno Prym as Polski, Jego Eminencja X. Kardynał Dalbor, i w skrze
sił w r. 1917 Zw iązek T ow arzystw Dobroczynności „Cha- ritas“ . Do nazwy] w prow adzono obcy w yraz, lecz uczyniono to z pełną świadomością. W y ra z te, oznaczający czynną m iłość Boga i bliźniego, m a stale przypominać, skąd kato
licka działalność dobroczynna pow inna czerpać swoje soki żyw otne, jakiemi kierować się pobudkami, do jakich zdążać celów.
Zw iązek nie m ógł niestety spełnić od razu w łaściw ych swoich zadań. D ziałalność sw ą musiał dostosować do po
trzeb w ynikających z działań w ojennych. Spełnił w ięc prze- dewszystkiem opiekę nad dziećmi, przew ażnie sierotami, przyw iezionem i na teren archidiecezyj Gnieźnieńskiej i P o znańskiej z w szystkich stron św iata, jak z W estfalji, H am burga, Berlina, z Kresów, wschodniej Małopolski, W o ły n ia
i Podola, z głębi Rosji, Sybiru, Japonji i S tanów Zjednoczo
nych Północnej Ameryki.
Obecnie można akcję tę uw ażać przew ażnie za zlikw ido
w aną. Zw iązek może zatem przystąpić do zrealizow ania w ła ściwych swoich zadań. Czeka go najpierw obszerna praca organizacyjna, stworzenie dla siebie podstaw działania. Jego ekspozytury czy filje czy koła będą się m usiały znaleźć w każdej większej miejscowości. Skoro zostaną utworzone odnośne podstawy w archidiecezjach Gnieźnieńskiej i P o znańskiej, Z w iązek zaproponuje pow ołanie podobnej orga
nizacji także w inych diecezjach Rzeczypospolitej Polskiej.
W ó w c zas nietrudną będzie rzeczą uzyskać odpowiednie w p ły w y na kształtow anie się tak opieki społecznej jak całego ruchu dobroczynnego. Co do działalności tak Z w iązku jak jego lokalnych ekspozytur nasuw a się cały szereg zagadnień.
Aczkolwiek urzędow a opieka społeczna opiera się na bardzo ścisłych ustawach to jednak wielu upraw nionych z niej nte korzysta, bądźto z nieświadomości tychże osób, bądźto z powodu nieznajomości praw w odnośnych urzędach, bądź też dla braku środków lub innych w zględów . Zadaniem pra
cow ników w obrębie zw iązku będzie, aby w yzyskać w szyst
kie istniejące upraw nienia choćby drogą skargi czy zażalenia.
Tym sposobem będzie m ożna usunąć niejedno zło, ulżyć nie
jednemu cierpieniu.
Do dobroczynności pryw atnej należy w prow adzić system i celowość. Daw anie jałm użny żebrakow i na ulicy jest często czynem dem oralizującym miasto charytatyw nym . W skazanie w łóczędze miejsca pracy ma większe znaczenie aniżeli po
staranie się dlań o nocleg i utrzymanie. W y k ry cie w łaściw ej przyczyny niedostatku i ubóstwa, n. p. pijaństwa i usunięcie jej może dla odnośnej osoby czy rodziny błogosławione mieć skutki.
Zdarza się jeszcze i dzisiaj nader często, że n. p. dwie czy kilka organizacyj wspierają tę samą rodzinę, podczas gdy inna w ukryciu przym iera z głodu. W stosunku do urzędowej opieki społecznej dobroczynność katolicka pow inna odgryw ać rolę pionierów : w sk azyw ać praw dziw ie potrzebujących, po
starać się o wsparcie gminne a w alczy ć z ubóstwem symu- lowanem i bezwzględnie je tępić.
P om iędzy zrzeszeniami dobroczynnemi dochodzi nieraz do niepotrzebnych i gorszących tarć i nieporozumień. Nie nastąpiło pom iędzy niemi rozgraniczenie pola pracy. Nie
które z pośród nich są nadmiernie zachłanne, zapom inając równocześnie o zadaniach w łaściw ych. Stanow i temu będzie można zapobiec bez trudu, skoro nastąpi zgodne i przyjazne porozumienie się co do zakresu działania.
Dobroczynność obejmuje niezliczony dziedziny, aby w spom nieć tylko o opiece nad chorymi, ubogimi, sierotami, w ięźniam i, m łodzieżą przestępcza i t. d. W innych krajach o każdej z tychże dziedzin opublikowano nader obszerną literaturę; u nas znachodzi się zaledwie skromne początki.
Z w iązek będzie się musiał postarać o w iększy zastęp pra
cow ników fachowych, którzy się zechcą podjąć popularyzacji odnośnych dziedzin w iedzy. Nie m ożna przytem pominąć większej propagandy na rzecz dobroczynności katolickiej.
Inaczej bowiem ruch cały pozostałby w ukryciu.
Do tego dojdą potrzeby o zakresie w iększym , jak n. p.
pomoc na w ypadek klęsk żyw iołow ych, tworzenie now ych
■działów dobroczynności, zakładów dla osób upośledzonych, jak kalek, niewidomych, um ysłow o upośledzonych i t. d., których to zakładów jest w Polsce ilość niedostateczna.
Nasze organizacje dobroczynne lękają się zw ykle, że Zw iązek m ógłby zagrażać ich samodzielności. Tendencje takie nie istnieją i nigdy istnieć nie będą. Dla wszysttrich organizacyj jest pracy poddostatkiem. Chodzi jedynie o to, aby w szystkie te prace połączyć w jednym obozie dla dobra cierpiących i upośledzonych.
Należy sobie jasno zdaw ać sprawę, że od zrealizowania całego programu dzieli nas jeszcze bardzo, bardzo daleka droga. Zrobiono przecież zaledwie skromny początek. Kto ma1 jednak wiarę i przekonanie do swojej myśli, ten nie może przerazić się żadnemi trudnościami. Nie można w ątpić, że praca ta znajdzie szczere poparcie.
Oczekujem y go najpierw ze strony Najdostojniejszego Episkopatu polskiego. Podobnie jak w innych krajach Jego poparcie i Jego przykład pociągnie za sobą tak duchow ień
stwo jak w iernych. Skoro episkopat niemiecki sprawę or
ganizacji uznał za swoją, zyskała ona w stosunkowo niedłu
gim czasie pokaźną liczbę sześciu set tysięcy członków . Nie w ątpim y też, że w ładze państw ow e udzielą nam swej pomocy. Chcem y im być pomocnymi w w yk o n y w a niu opieki społecznej, która w czasach powojennych stała się jednem z najprzedniejszych zadań państwa.
Duchow ieństw o katolickie, które z woli Kościoła stoi na straży nauki Zbawiciela, będzie m ogło czy to z ambony czy na zebraniach bractw i stowarzyszeń stale przypominać, przykazanie m iłości, obow iązek m iłosierdzia oraz stać si$
w ykonaw cą tego przykazania.
W szyscy katolicy będą mogli działalność tę wspierać majątkiem lub pracą, materjalnie lub moralnie. Do w szyst
kich bowiem m ają zastosowanie słowa ewangielji: „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec W asz m iłosiernym jest“ . (Łuk.YI,36).
si.
\
O Fundacjach i Zakładach Dobroczynnych.
P o d z i a ł f u n d a c y j .
U staw odaw stw o rozróżnia rozmaite fundacje, które się dzieli z w zględu na sposób ich powstania na fundacje między żyjącem i i na fundacje na w ypadek śmierci. Z w zględu na ich cel m ożna je dzielić na fundacje familijne, fundacje pry
watne, mające osobowość praw ną, a me będące fundacją fam i
lijną, (n. p. w Poznaniu fundacja im. Graszyńskich), dalej na fundacje powiernicze t. j. nie mające własnej osobowości prawnej, jak n. p. komunalne, należące do jakiego stow arzy
szenia i t. p., na fundacje kościelne należące do kościoła, albo kościelno-szkolne.
F u n d a c j a m. ż y j ą c y m i jest jednostronnem ośw iad
czeniem woli, ale występuje dopiero na zew nątrz po przed
łożeniu w łaściw ej W ła d z y (w ojew ództw u. Sądow i. Kurator
ium i t. p.) w niosku ną zezwolenie.
Zapis w ym aga:
a) pisemnej formy,
b) w skazania celu fundacji i przeznaczonego m ajątku, ale tylko w tym w ypadku, jeśli dla osiągnięcia celu fundacji niezbędnym jest gotowy majątek.
c) upewnienie organizacji zarządu przedmiotem fudacyjnym, d) akt fundacyjny musi objaw iać wolę, aby przedmiot fun
dacji uzyskał osobowość praw ną.
O dw o łać ustanowienie fundacji może ustanawiający, dopóki w łaściw a W ład za nie udzieliła zezwolenia na fundację.
Skoro zezwolenie nastąpiło, odwołanie musi być zg ło szone u najw yższego przedstawiciela w ładzy t. i. obecnie na zasadzie art. 14 ustawy polskiej z dnia 23. 6. 1921 w Radzie M inistrów.
P rzez isamo ustanowienie fundacji nic przenosi się m a
jątku na fundację, lecz fundator musi to uskutecznić osobną czynnością.
Fundacja na w y p a d e k ś m ie r c i może zaistnieć jako a) jednostronny akt testamentarny, lub b) w ynikać z układu spadkowego.
Fundację f a m i l i j n ą stanowi zarządzenie zw iązku fa
milijnego z w oli fundatora z tem, że przeznaczona jest dla celów jednej lub większej ilości familji.
Zezwolenie na ustanowienie fundacji familijnej udziela w łaściw y Sąd pow iatow y, w obrębia którego fundacja ma istnieć.
O ile ma powstać f u n d a c j a f a m i l i j n a n a w y p a d e k ś m i e r c i , w ów czas Sąd winien przed zatwierdzeniem fundacji w ezw ać członków familji dla oświadczenia się, przy- czem zażalenie może zgłosić każdy spadkobierca, w y k o
n a w c a t e s t a m e n t u i c z ł o n k o w i e f a m i l i i , k t ó r z y s t a w i a s i ę p r z e d s a d e m w n a z n a c z o n y m
i m t e r mi n i e .
Z m i a n a s t a t u t u lub zniesienie fundacji familijnej może nastąpić na podstawie jednogłośnej uchwały familijnej, która w inna być przez S ąd zatwierdzona.
Do fundacyj m iędzy żyjącem i oraz fundacyj na w ypadek śmierci, jak i fundacyj pryw atnych, o ile one pow stały przed rokiem 1900 m ają być w edług § 163 ustaw y w prowadzającej kodeks cyw ilny stosowane § § 25— 53, 85 i 89 kodeksu cy
wilnego oraz odnośne przepisy ogólnego praw a krajowego, dotyczące nadzoru nad fundacjami. O ile chodzi o fundacje, powstałe po roku 1900, to należy stosować do nich wszystkie przepisy dotyczące fundacyj, zawarte w kodeksie cyw ilnym , a nadto odnośne przepisy ogólnego praw a krajowego doty
czące nadzoru państwowego.
F u n d a c j e p o w i e r n i c z e czyli fiducjarne nie sta
now ią w łasnej osobowości t. j. są złączone z organizacją państwa lub korporacją publiczną np. Magistratem. S ą to obowiązujące dany spadek zapisy dokonane tak miedzy ż y jącym i jak i na wypadek śmierci.
F u n d a c j e k o ś c i e l n e t. j. zapisy kościołowi na dany szczegółow y cel stanow ią część majątku kościelnego i podlegają z tem dozorowi kościelnemu w myśl ustaw y z. dnia 20. 6. 1875 Zb. ust. 241 lub Og. pr. Kraj. Część II. zyt. 11.
U z n a n i e p r a w o m o c n o ś c i f u n d a c j i .
Każda f u n d a c j a , b ę d ą c a o s o b ą praw ną, byle nie fundacja familijna', staje się praw om ocną skoro uzyska po myśli art. 4 rozp. z dnia 16. 11. 1899 (Zb. U. str. 562) zatw ier
dzenie obecnie R ady M inistrów. W niosek o takie zatw ier
dzenie należy przedłożyć w ojewodzie tego obwodu, w którym fundacja ma być erygowana.
Udzielenie w yżej omawianego zatw ierdzenia przygoto
w y w a ł Minister w którego zakres działania wchodziła od
nośna fundacja, z udziałem Ministra Sprawiedliwości.
W myśl art. 5 w yżej wspomnianego rozporządzenia tu
dzież art. 4 ustaw y w ykonaw czej do niem. kodeksu sywil.
z 20. 8. 1899 potrzebne jest rów nież zezwolenie obecnie Rady M inistrów na zmianę statutu w celu nadania mu innego prze
znaczenia.
W innych w ypadkach zm iany statutu w ym agaia zezw o
lenia W ła d z y nadzorczej. R o zw iązać fundację m ożna na podstawie § 42 og. praw a kraj. (O. pr. krajowe) wówczas, jeżeli sposób zużytkow ania fundacji stał się niew ykonalnym lub szkodliw ym w zgl. na podstawie § 87 kodeksu cyw ilnego o ile chodzi o fundacje powstałe po roku 1900. W tedy państwo,