Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pismem M inistra Oświaty n r IV/Oc-2734/47
Wydano z pomocą finansową Polskiej Akademii Nauk
TRESC ZESZYTU 6 (2163)
P o ż a r y s k a K., W spomnienie pośm iertne o Profesorze Romanie Kozłowskim 141
G ó r s k i F., Nowoczesne ujęcie praw a biogenetycznego Haeckla . . . . 143
Z u r z y c k i J., Bioenergetyka błon p u r p u r o w y c h ...146
C z e c h o w s k i W., Polikalizm — najw yższy poziom organizacji życia spo łecznego o w a d ó w ... 148
S w i e b o d a M., Czy biały żuraw am erykański (Grus americana L.) będzie jeszcze ptakiem ło w n y m ? ...151
K o c h a ń s k a Z., Z historii badań nad fo to s y n te z ą ...153
Drobiazgi przyrodnicze Nowa nauka — m edycyna archeologiczna (W. J. P a j o r ) ...156
Rozpoczęcie badań lodowego szelfu Morza Rossa (S. B ernatt) . . . 157
Dzioborożec dwiurożmy, Dichoceros bicornis L. (A. Żakowicz) . . . 157
Psy odnajdują ofiary trzęsień ziemi (W. Karaszewski) ...158
Sosna „Ew a” jedna z najokazalszych na W armii i Mazurach (P. Stypiński) 159 R o z m a i t o ś c i ... 160
Recenzje K. Ł o m n i e w s k i , W. M a ń k o w s k i , J. Z a l e s k i : Morze B ał tyckie (B. K o w a ls k i) ... 163
Człowiek i nauka. Rocznik 1976 (K. M . ) ... 163
L. B e r g e r : F auna słodkow odna Polski (A. Żyłka) . . . . . . 164
H. W a l t e r : S trefy roślinności a k lim at (B. J a ś k o w s k i)...164
M. P. P i e t r o w: P ustynie kuli ziem skiej (B. Kowalski) . . . . 165
L. T. T h r e a d g o l d : The U ltrastru ctu re of th e Anim al Celi (A. J a siński) ... 165
Kosmos — Seria A. Biologia (Z. M .) ...166
K ronika naukow a Obchody Staszicowskie związane ze 150 rocznicą śmierci St. Staszica (K. M a ś l a n k i e w i c z ) ...166
Nowo m ianow ani profesorow ie wyższych uczelni w naukach przyrod niczych i pokrew nych (Z. M . ) ... 167
S p i s p l a n s z
I. SZLAMNIK RYCYK, Limosa limosa L. Fot. W. Puchalski II. RUSAŁKA PAW IK, Inachis io L. Fot. W. Strojny III. POMNIK STANISŁAWA STASZICA w P ile
IV. ABRAZJA BRZEGÓW nad Zalew em Szczecińskim. Fot. W. Kowalski
O k ł a d k a : PRZESTROJNIK JURTINA, Manida jurtina ? . Fot. J. Płotkow iak
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A
(R ok założenia 1875)
CZERW IEC 1977 ZESZYT 6 (2163)
KRYSTYNA POŻARYSKA (Warszawa)
W S P O M N I E N I E P O Ś M I E R T N E O P R O F E S O R Z E R O M A N I E K O Z Ł O W S K IM
W dniu 2 m aja 1977 r., o godz. 7 rano, zm arł powalony ciężkim paraliżem profesor doktor Roman K o z ł o w s k i , znakom ity uczony pol
ski o światowej sławie, twórca nowoczesnej pa
leontologii.
W r. 1913, w wydaw nictw ie „Annales de Pa
leontologie” ukazała się publikacja pt. Les fos- siles devoniens de Parana. A utorem pracy był początkujący, m łody paleontolog polski, Ro
m an Kozłowski. M ija już blisko 65 lat od daty ukazania się tej pracy, inicjującej działalność naukową największego z paleontologów pol
skich.
Profesor Roman Kozłowski, urodzony w r.
1889, stał się założycielem polskiej szkoły p a
leontologicznej. Liczne grono jego uczniów kontynuuje dzisiaj jego dzieło, podejm ując te m aty i kierunki wytyczone przez Profesora.
Ten w ielki erudyta, znający wszystkie oficjal
ne języki kongresów międzynarodowych, zdo
był sobie wielkie uznanie w nauce krajow ej i światowej.
Profesora Romana Kozłowskiego znam od lat 40. Podziwiałam zawsze Jego k u ltu rę oso
bistą, talent, niezw ykłą pracowitość, sumien
ność i oddanie nauce bez reszty, czemu w ła
śnie zawdzięczał swoje wielkie osiągnięcia i po
zycję światową w nauce.
Paleontologia polska przed pojawieniem się Romana Kozłowskiego miała nader skromne
osiągnięcia. W yjątkowo ubogo przedstaw iała się nasza literatu ra paleontologiczna. Szersze uznanie m iały jedynie prace F r i e d b e r g a , S i e m i r a d z k i e g o , G r z y b o w s k i e g o , W i ś n i o w s k i e g o . Po studiach w Paryżu, odbytych pod kierunkiem profesora M. B o u - l e ’a przebyw ał profesor R. Kozłowski przez 8 lat w Boliwii na stanow isku dyrektora P ań stwowej Szkoły Inżynierów Górniczych w O ru- ro, gromadząc bogate zbiory i prowadząc bada
nia w czasie swych licznych podróży w An
dach Boliwijskich. W roku 1921, w krótce po uzyskaniu przez Polskę niepodległości, powró
cił On do Europy, a następnie w 1923 r. do kraju. Uzyskane stanowisko profesora paleon
tologii przy K atedrze Geologii i Paleontologii na Uniwersytecie W arszawskim nie dało Mu na razie możliwości rozwinięcia w większym stopniu swoich talentów organizacyjnych i dy
daktycznych. Cały swój w ysiłek skupił na p ra
cy twórczej. W tedy to wykonał największe dzieło swego życia. Były to badania w ym arłej grupy bezkręgowców — graptolitów z grupy Dendroidea, w bardzo dobrym stanie zachowa
nia, z pogranicza kam bru i ordowiku, zakon
serwowanych w żelu krzemionkowym. Wszy
stkie prace preparacyjne, niezmiernie żmudne, prowadził samodzielnie za pomocą niesłycha
nie żrącego kw asu fluorowodorowego. Wydo
byte w ten sposób okazy stanow iły w owym
142
Prof. dr Roman Kozłowski (1889—1977)
czasie prawdziwą rew elację światową, ponie
waż graptolity były dotychczas znane w yłącz
nie w form ie sprasowanej, rozpłaszczonej, za
chowane w łupkach. Te trójw ym iarow e ekspo
n aty pozwoliły Mu na przeprow adzenie bardzo szczegółowych badań anatomicznych. Tak więc badacz ten, m ający bardzo dobre przygotow a
nie zoologiczne, przeprow adził w szechstronną analizę porównawczą z typam i niżej uorgani- zowanych zwierząt, ustanaw iając dla graptoli- tów nowe stanowisko system atyczne przez w łą
czenie ich do Hemichordata. Było to nadzw y
czaj śmiałe postawienie spraw y, gdyż zwierzę
ta te swoją morfologią zew nętrzną odbiegają bardzo silnie od pokrew nych im przodków k rę gowców. To osiągnięcie, choć dziś dyskusyjne, było na wielką miarę.
Badania te dowiodły, że paleontologia dy
sponuje m ateriałam i, które mogą dostarczyć szczegółowych danych morfologicznych, tak jak
to ma miejsce w zoologii. Profesor Roman Ko
złowski zapoczątkował w ten sposób swymi pracam i nad graptolitam i kierunek biologiczny w paleontologii i to jest jego wielka zasługa.
Wszystkie Jego długoletnie, dalsze prace m iały zawsze charakter nie powierzchowny, a bardzo wnikliwy. Nie zajmował się taksono
mią, lecz szeroko pojętą system atyką organiz
mów, starając się zawsze znaleźć nawiązanie do pojęć biologicznych ustalonych na m ateria
le żywym. Nadał On przez to inny, w pew nym sensie głębszy ch arakter paleozoologii, która powszechnie na świecie była dotychczas u p ra
w iana jedynie jako paleontologia stratygraficz
na, będąc narzędziem pomocniczym dla badań geologiczno-stratygraficzno-poszukiwawczych.
W czasach m iędzywojennych w arunki pracy w Zakładzie Geologii i Paleontologii U niw ersy
te tu W arszawskiego były bardzo skrom ne i ograniczone. Personel Zakładu składał się za-
J .o -i *3
ledwie z dwóch profesorów, 1 adiunkta i dwóch asystentów. Laboranta w ścisłym tego słowa znaczeniu nie było. Rolę tę spełniał woźny, którego głównym zadaniem było utrzym yw a
nie Zakładu w czystości, znoszenie węgla i pa
lenie w piecach. Prócz dydaktyki do zajęć w Zakładzie należało jeszcze utrzym yw anie dość obszernego Muzeum, którem u profesor Roman Kozłowski poświęcał stosunkowo dużo czasu. Część paleontologiczna prowadzona tam była na wysokim poziomie naukow ym i estety
cznym. P aru kolejnych asystentów pracowało głównie nad brachiopodami, kontynuując p ra
ce Profesora nad tą grupą.
W 1939 roku jedna z pierwszych bomb hi
tlerowskich, która spadła na Warszawę, zni
szczyła całkowicie Zakład Geologii i Paleonto
logii U niw ersytetu Warszawskiego wraz z Mu
zeum. Profesor przepracował te ciężkie lata w Instytucie Geologicznym pod zarządem nie
mieckim, gdzie była Mu oficjalnie zabroniona przez ówczesnego niemieckiego dyrektora wszelka praca naukowa.
Po wojnie, po pierwszych ciężkich latach zbierania okazów z gruzów wypalonego Zakła
du przedwojennego, stanowiących stuletni do
robek geologii polskiej, na które składały się spalone resztki kolekcji, w ty m cała bezcenna kolekcja P u s c h a , Profesor Kozłowski rozpo
czął organizować Zakład Paleontologii. Sm utne i ciężkie były to chwile, w których uczestni
czyłam w raz z Profesorem, najpierw przy p ra
cach w gruzach zaw ierających skamieniałości
„na w tórnym złożu”, a następnie w zajęciach organizacyjno-dydaktycznych, jakie prowadzo
ne były w mieszkaniu Profesora przy ulicy Wilczej 22, gdzie początkowo mieścił się Za
kład. A utorytet Profesora i pozytywne nasta
wienie władz Polski Ludowej do rozwoju nau
ki umożliwiło w stosunkowo krótkim , kilkulet
nim okresie stworzenie nowego w arsztatu p ra
cy, przewyższającego znacznie istniejący w w a
runkach międzywojennych. Początkowo był to jedynie Zakład Paleontologii na Uniwersytecie Warszawskim. Dalszym, wielkim krokiem na
przód było powołanie przy nowo utworzonej Polskiej Akademii N auk w 1952 roku Zakładu Paleozoologii przy Wydziale II. Dało to im puls do wybuchowego niejako rozwoju paleon
tologii polskiej, którą Profesor um iał zorgani
zować i ukierunkow ać. Jednocześnie prace nau
kowe samego Profesora w yw ierały wielki wpływ na dalszy rozwój badań nad kopalny
mi bezkręgowcami. Niemalże każda grupa ko-
palnych bezkręgowców znalazła swego opieku- na-specjalistę, który z na pozór mało wdzię
cznych nieraz m ateriałów potrafił pod św iat
łym kierunkiem Profesora dokonać cennych obserwacji posuwających naprzód stan wiedzy 0 danej grupie. Profesor sam pracował inten
sywnie znajdując jednocześnie czas dla każde
go słuchacza, poświęcając swoim pracownikom, doktorantom wiele swego cennego czasu. Był zawsze dostępny, cierpliwy, w yrozumiały i jed
nocześnie bardzo wymagający.
Działalność dydaktyczna i naukowa zm arłe
go Profesora Romana Kozłowskiego była bo
gata i wszechstronna. Pozostawił po sobie oko
ło 50 prac naukowych, w tym większość od
krywczych oraz 4 prace reprezentujące funda
m entalne monografie, nad którym i pracował przez wiele lat. Niestrudzony badacz i wycho
wawca wielu pokoleń paleontologów ibył świe
tnym dydaktykiem i organizatorem w arsztatu naukowego. Wiele sił i energii poświęcił na u fu n dowanie i prowadzenie dwóch czasopism pa
leontologicznych. „Palaeontologica Polonica”
1 „Acta Palaeontologica Polonica”, których był redaktorem praw ie że do ostatnich lat swego życia. Przez szereg lat był członkiem P rezy
dium Polskiej Akademii Nauk Komitetów Geo
logicznego i Zoologicznego, Głć-wnej Komisji K walifikacyjnej dla Pracowników Nauki, sze
regu Komisji w obrębie Akademii Nauk. Po
nadto przez jakiś czas udzielał się społecznie w Komitecie Obrońców Pokoju.
Profesor R. Kozłowski imponował rozległą wiedzą, ujm ującym obejściem i wysoką k u l
tu rą umysłową. Mimo przejścia na em eryturę pracował intensyw nie pozostawiając bezcenny dorobek naukowy, kładąc podwaliny pod no
woczesną paleontologię. W uznaniu zasług wy
różniony został najwyższym i odznaczeniami państwowym i i zagranicznymi. Doktor honoris causa trzech uniw ersytetów — Jagiellońskiego, Sorbony i Modeny, członek Francuskiej A ka
demii Nauk, Czechosłowackiej Akademii Nauk i Kolumbijskiej Akademii Nauk oraz członek honorowy szeregu Towarzystw Naukowych krajow ych i zagranicznych, laureat A m erykań
skiego Medalu M ary Clark Thompson, Belgij
skiego Medalu A ndre H. Dumont, B rytyjskie
go Medalu Wollastona, laureat Nagrody Pań
stwowej I stopnia PRL.
Był naszym Mistrzem, D yrektorem , Ojcem i Przyjacielem.
Cześć Jego Świetlanej Pamięci!
FRANCISZEK GÓRSKI (Kraków)
NOWOCZESNE UJĘCIE PRAWA BIOGENETYCZNEGO HAECKLA
Ontageneza jest powtórzeniem (rekapitulacją) filo- U niw ersytetu w Heidelbergu, ściślej należałoby po- gemezy. To lapidarne zdanie streszcza taw. praw o bio- wiedzieć, że oratogeneza, iw anaczeniiu rozw oju Osobni- genetyczne sform ułow ane w 1866 r. przez znakomitego ka, jest krótką i .zniekształconą rekapitulacją filoge- niemieckiego biologa i filozofa przyrody E rnsta H a e - nezy, ożyli roziwoju ewolucyjnego gatunku, do którego c k l a (1834—1919), długoletniego profesora zoologii dany osobnik należy. Praw o biogenetyczne uw ażałH ae-
1*
144
ckel za zasadnicze praw o biologiczne; zostało ono Ogłoszone najpierw w 2-tomowym dziele: Generelle Morphologie der Organismen (1866 r.), a następnie po
wtórzone w innych dziełach H aeckla, między innymi w Prinzipien der generellen Morphologie der Organi
smen, kftóre ukazało się w 1906 r. i jest skróconą prze
róbką dzieła Generelle Morphologie {istnieje polski prze
kład: Zasady morfologii ogólnej organizmów, PWN, 1960).
Na jednym przykładzie w yjaśnim y dokładniej treść p raw a biogenetycznego. Powszechnie wiadomo, że flą- d ry są rybam i m orskim i pozbawionymi budow y sy
m etrycznej. Jeist to związane z icih trybem życia, któ
re polega n a leżeniu n a dnie m orza i odżyw ianiu się dennym planktonem . Strona przylegająca do dna, z reguły lewa, jest płaska bezpigm entowa, w przeci
w ieństw ie do górnej, bardziej w ypukłej strony o b a r
w ie zbliżonej do barw y dna morskiego. Z asym etrią kształtu skojarzona jest dysym etria w budow ie an a
tomicznej; w szczególności na górnej stro n ie znaj
duje Się p ara oczu.
Choć nieznane nam są kopalne form y fląder, to nie w ątpim y, że współczesne gatunki wywodzą się n a drodze ew olucyjnej z gaituników o budow ie sym etry
cznej epok minionych. W spółczesna asym etria b u dowy jest wynikiem powolnego i stopniowego przy
stosow ania się przodków fląder do szczególnie mało ruchliwego trybu życia. N atom iast badania nad roz
w ojem form współczesnych w ykazały, że w b a r
dzo wczesnych stadiach rozwojowych em briony m ają budowę sym etryczną i kształtem nie różnią się od em brionów innych gatunków ryb. W ciągu dalszego rozw oju embrionów zachodzi stopniowo zanik syme
trii n a korzyść budowy asym etrycznej, tak c h arak tery stycznej dla form współczesnych. W szczególności oko znajdujące się po dolnej stronie ulega w ciągu rozwo
ju em brionalnego przem ieszczeniu n a stronę górną.
W tym 'w ypadku ontogeneza je s t niew ątpliw ie Skróco
nym pow tórzeniem rozw oju filogenetycznego.
N atom iast nieznane są dobre przykłady p raw a bio- gameftyicznego w świecie roślinnym , z w yjątkiem może przem iany pokoleń. XJ paprotników , mszaków i w ątro - bowcó(w rotawój polega n a w yraźnej ałterm acji dw u po
koleń. Jedno, zw ane gam etofitem , jest m ałych rozm ia
rów i prostej budowy; w ykształca ono rodnie z kom ór
kam i jajow ym i zapładnianym i przez plem niki w ytw o
rzone w pleminiiach. Z zygoty w y rasta drugie pokolenie zwane sporofitowym. Na ogół jest ono nieco .większych rozm iarów, to co nazyw am y paprocią, jest właśnie poko
leniem sporofitoiwym. Na dolnej stronie liści w ykształ
cają się liczne zalążnie z zarodnikam i. W odpowiednich w arunkach zarodniki k iełkują i w ytw arzają pokolenie gametofitowe (u paprotników tzw. prothallium).
W szczątkach — jeżeli można się ta k wyrazić — od
n ajduje się również przem ianę pokoleń u roślin k w ia
towych. ściśle rzeczy biorąc roślina kw iatow a jest spo- rofitem , a pokolenie gam etofitowe jest zredukow ane do kilku komórek, k tó re przejściow a pojaw iają się w organach kw iatowych, w słupkach i pręcikach. Do
puszczalne jest zatem zaryzykow anie tezy, że rozwój roślin kw iatow ych jest rów nież bardzo zniekształconym powtórzeniem rozwoju filogenetycznego.
Byłoby jednak błędem m niem anie, że w swych kon
cepcjach Haeckel nie m iał poprzedników. Na 2 lata przed ukazaniem się G enerelle Morphologie, tj.
w 1864 r. pojaw iła się książka treści polemicznej:
J. M ii 11 e r a pod tytułem Fur Darwin, w której au to r uzasadniał tezę, że w rozwoju osobnika można się dopatrzeć pow tórzenia rozwoju ewolucyjnego gatunku.
Znacznie wcześniej, bo w drugiej dekadzie X IX w.
znany niem iecki anaitom J. F. M e c k e l (1781—sl833) sform ułow ał twierdzenie, że kolejnym etapom rozwoju em brionalnego zwierząt wyższych
o d p o w i a d a j ądoro
słe form y zwierząt na niższym poziomie organizacyj
nym. Teza ta spotkała się z zadintereswwantiem współcze
snych biologów i znana była pod nazwą paralelizm u rozwojowego embrionalnego zwierząt wyższych i niż
szych. Można się w niej dopatrzeć pierw szej próby sform ułow ania praw a biogenetycznego. Zdaniem bio
logów francuskich do podobnych wniosków doszedł w 1842 r. A. S e r r e s .
Do koncepcji piaraleliizmiu niechętnie był usposobiony Carl von B a e r (1792—1876), tw órca współczesnej em
briologii. Przypuszczalnie widział on w niej niezgo
dność ze sform ułowanym i przez siebie ogólnymi p ra wami rozwojowymi o rg aiizm ćw zwierzęcych, znany
m i dzisiaj pod nazwą p raw rozwojowych von Baera.
A utorytet von Baera spraw ił, że koncepcja M eckla po
szła w zapomnienie na Szereg lat, ale odżyła po 1859 r.
po ukazaniu się dzieła D arw ina o pochodzeniu gatun
ków.
Szybkie um acnianie się teorii ewolucyjnych w d ru giej połowie X IX w. stworzyło atm osferę naukow ą sprzyjającą recepcji przez biologów koncepcji ewolu
cyjnych Haeckla, w szczególności praw a biogenety
cznego. Mimo to pozostało ono niem al zupełnie zigno
row ane przez zoologów — jak to zaznacza Haeckel w przedmowie do Prinzipien z 1906 r. Przyczyny na
leży szukać w tym, że 2-tomowa Generelle Morpholo
gie była dziełem, z którego korzystali zoologowie za
angażowani w badaniach nad określonym i grupam i zwierzęcymi, a które niem al zupełnie pom inęli biologo
w ie o innych zainteresow aniach. Ta sytuacja skłoniła przyjaciół H aeckla do nam ówienia go do zredagow a
nia dzieła znacznie mniejszych rozmiarów, a pod wzglę
dem poziomu i treści dostosowanego do średniego w y
kształcenia biologicznego. Tym dziełem jest książka Naturliche Schopfungsgeschichte, k tó ra ukazała się w 1868 r. Pom ysł był dobry, ponieważ książka została przyjęta bardzo przychylnie w Niemczech, czego do
wodem jest ukazanie się w dalszych latach do 1903 r.
10 wydań rozszerzanych i uzupełnianych, oraz kilku przekładów na języki obce. Tym samym praw o bio- genetyczne, omówione w tej książce, doczekało się w Niemczech uznania za jedno z zasadniczych praw biologicznych.
Chłodniejsze było przyjęcie, z jakim to praw o spo
tkało się we F ran cji i w W ielkiej Brytanii. Zoologowie franouscy podkreślali, że praw o biogenetyczne ważne je st dla rozw oju organów, ale nie organizmu jako ca
łości. Na przykład ich zdaniem em brion człowieka, choć posiada na pewnym etapie organy analogiczne do o r
ganów stwierdzonych w em brionach ryb, to mimo to em brion człowieka nigdy nie posiada organizacji doro
słej ryby w ciągu swego rozwoju.
Biologowie angielscy byli zdania, że dla poparcia swych koncepcji Haeckel interpretow ał pewne fakty naukow e w sposób budzący poważne zastrzeżenia. J e d n ak istotna przyczyna k ry ty k wysuniętych pod ad re sem praw a biogenetycznego tkw iła gdzieindziej, m ia
nowicie w dysproporcji czasowej, jak a zachodzi po
m iędzy ontogenezą a filogenezą. Nawet u najwyższych
f,saków okres em brionalny ledwo przekracza 20 m ie
sięcy: okres Ciiąży u człowieka -wynosi 9 miesięcy, u konia 11, a iu słanlia 21. Są to okresy m inim alnej d łu gości w porów naniu z bliżej nieznanym i, ale niew ątpli
wie bardzo długimi okresam i rozrwoju filogenetycznego, które należy szacować ina miliony lalt. Wiedział o tym sam Haecikel i zaznaczał, że z tego powodu ontogeneza nie może być w iernym i dokładnym odwzorowaniem filogenezy. Nieuniknione isą je j zniekształcania, w y ra
żające się wypadnięciem z ontogenazy pewnych etapów filogenezy łub ich poważne zredukow anie i zdeformo
wanie. Haeckel pisze w Zasadach morfologii (1906), że gdyby ontogeneza była dokładnym powtórzeniem filo
genezy, to w ystarczyłoby bardzo staran n e ustalenie ko
lejnych etapów rozwojowych em briona danego gatun
ku, żeby móc odtworzyć etapy filogenezy; tym samym zbędnymii stałyby się uciążliwe badania paleozoologi- czne inald filogenezą gatunków zwierzęcych zwłaszcza wyższych.
Zależnie od znaczenie, jakie przypisuje się zniekształ
ceniom o jakich mowa, na prawo biogenetyczne można się zapatryw ać jako n a praw o w zasadzie ważne i słusz
ne; alho można 'zająć stanowisko, że te znielksztiałcania są zbyt duże ii pozbaw iają (to praw o biologicznego zna
czenia. W spółczesna n au k a zajęła to drugie stanowisko i skreśliła praw o Haeckla z listy p ra w biologicznych, chioc przyznaje, że było ano stym ulatorem badań em- briologicznych przeprowadzonych n a w ielką skalę. P rzy pomnijmy, że w Polsce gorącym zwolennikiem nie tylko ewolucji, ale również i praw a Haeckla był. J. N u s - b a u m - H i 1 a r o w i c z, profesor U niw ersytetu we Lwowie w latach 1902—1917. Współcześni polscy zoolo
gowie ustosunkow ali się negatywnie do p raw a bioge- netyazinego. W Embriologii z 1912 r. można wyczytać, że współczesna embriologia stwierdza, że proste ujęcie ,jpraiwta biogenetycizmego” przez Haeckla niie od
powiada rzeczyw istości Ontogeneza nie jest prostym po
wtórzeniem filogenezy” (str. 303).
Jednak niezależnie od poglądów na ważność praw a bioigeaetycznago nasuw a się pytanie w jak iej mierze współczesne osiągnięcia biologii m olekularnej modyfi
k u ją koncepcję Haeckla. Na to pytanie można udzielić pew nej odpowiedzi.
Od daw na wiadomo, że rozwój organizmu w wyso
kim stopniu zależy od czynników otoczenia takich jak tem peratura, światło, stężenie tlenu, ilości pożywienia, pH środowiska u organizmów morskich lub słodkowo
dnych itd. Zm iany w natężaniu tych czynników albo sprzyjają rozwojowi organizmu, albo go opóźniają, a naw et zniekształcają lub (Uniemożliwiają. K lasy
cznym przykładem jest etiolacja roślin zielonych w y
rosłych w ciemności. Jednak jest oczywiste, że w ym ie
nione wyżej czynniki otoczenia nie determ inują roz
w oju organizmu; ontogeneza jest przede wszystkim wyznaczona przez inform ację genetyczną utrw aloną (zakodowaną) w chromosomalnych podwójnych DNA helisach. Od te j inform acji zależą właściwości gatunku, do którego dany osobnik należy. Czynniki zewnętrzne są w stanie jedynie sprzyjać lub zakłócać przebieg on- togenezy zdeterm inow any przez inform ację genetyczną.
Znakom itym przykładem , ilustrującym przemożną ro lę spełnianą przez nią w ontogenezie, jest cykl rozwo
jowy wielu owadów, np. motyli. P unktem wyjściowym jest zygota, z której rozw ija się stadium larw alne, czyli gąsienica; z kolei przeobraża się ona w poczwarkę, w której w ykształca się ostatnie stadium rozwojowe
zwane imago, czyli to co powszechnie nazywa się mo
tylem. Jest oczywiste, że ten skomplikowany cykl ży
ciowy nie jest wynikiem w pływ u czynników otoczenia, lecz jest wyznaczony przez inform ację genetyczną.
Inform acja genetyczna jest w ew nętrznym czynnikiem rozwojowym niepozbawionym szczególnych własności.
W ciągu rozwoju organizmu przebiegają w nim bardzo liczne procesy przem iany m aterii, podczas których pew ne związki zanikają a inne pow stają; równolegle za
chodzą liczne przemijany energetyczne. Tymczasem in
form acja genetyczna jest wielkością, która w ciągu on- togenezy nie ulega zmianom, mimo przemożnej roli, jaką spełnia w rozwoju; co najw yżej ulega ona bardzo nieznacznym, m niej luib więcej przypadkowym m ody
fikacjom. Stałość inform acji genetycznej jest czynni
kiem zapew niającym podobieństwo potomstwa do ro
dziców.
J a k wiadomo, od czasów Darwina ewolucja osobni
ków należących do danego gatunku polega na bardzo powolnym i stałym zachodzeniu w nich zmian niezna
cznych dziedzicznie utrwalonych. Z reguły prowadzą one do wyższego poziomu organizacyjnego lub do lep
szego dostosowania się do w arunków otoczenia; tylko wyjątkow o u pasożytów obserw uje się uwstecznienia już osiągniętego poziomu ewolucyjnego. Jednak zm ia
ny, jakie zaszły we własnościach organizmu w ciągu ewolucji gatunkowej, są w y n i k i e m — a nie przy
czyną — bardzo powolnych i nieznacznych zmian, jakie zachodzą w ciągu wieków w rozm iarach i składzie no
śników inform acji genetycznej, tj. w podwójnych DNA helisach ulokowanych w chromosomach. Jest bowiem zaisadniczym założeniem genetyki m olekularnej (jej do
gmatem!), że przekazyw anie inform acji odbywa się w kierunku od DNA do komórkowych centrów m etabo
lizm u (ribosomów), a nie n a odwrót.
Ze skom binowam a naszęj wiedzy ew olucyjnej i w ie
dzy uzyskanej przez genetykę m olekularną wynika ko
nieczność przyjęcia, że w ciągu eiwolliucji gatunkow ej bardzo powoli, ale stale zachodziły nieznaczne zmiany w ilości i składnie nośników inform acji (DNA helis).
Dostrzegalnym wyrazem tych zm ian są zm iany we w ła
snościach morfologicznych, anatom icznych i fizjologicz
nych organizmów w ciągu ich efwoluoji. Jednak podob
nie jak Haeckel z uw agi na dysproporcję między onto- igenezą a filogenezą musimy przyjąć, że współczesna inform acja genetyczna ulokow ana w kom órkach osob
ników należących do tego samego galtunku jest m niej luib więcej różna od inform acji, k tó ra była zaw arte w osobnikach żyjących w poprzednich etapach ewolu
cyjnych. Współczesna inform acja nie zaw iera.i nie m o
że zawierać wszystkich etapów inform acyjnych, jakie 'obejmowała ew olucja gatunku w przeszłości, od czasu pojaw ienia się życia na ziemi (miało ito miejsce ok. 2 m iliardy lat temu). Zmiany zachodzące podczas ewolu
cji polegały (przypuszczalnie) na zaniku pewnych ele
m entów inform acyjnych, na m odyfikacji innych, a n a w et n a pojaw ianiu się zupełnie nowych. Niestety, w tym izakresie nasze wiadomości są niem al zerowe.
Powyższe krytyczne uwagi nasuw ają m yśl zmodyfi
kow ania dotychczasowej treści praw a biogenetycznego i sform ułow ania go w sposób uw zględniający osiągnię
cie biologii m olekularnej. Na pierwszym miejscu n ale
ży zastąpić pojęcia ontogenezy i filogenezy przez poję
cia inform acji onitogenetycznej i filogenetycznej, a n a stępnie stwierdzić, że:
P raw o biogenetyczne sprowadza się do tezy, że infor-
146
m acja ontogenetyczna jest w ynikiem w yselekcjono
w ania w ciągu ewolucji gatunku pew nych elem entów inform acyjnych z zapasu inform acji filogenetycznej.
Ilość w yselekcjonow anej inform acji zaw arta w podw ój
nych DNA helisach współczesnego osobnika jest przy
puszczalnie bardzo m ała w stosunku do całego zapasu inform acji filogenetycznej danego gatunku. T aki stan rzeczy wyklucza zapatryw anie się na inform ację onto- genetyczną jako n a naw et przybliżoną rekapitulację in form acji filogenetycznej. Jed n ak zjaw iska ataw istycz
ne świadczą, że w DNA współczesnych gatunków są za
pisane pew ne elem enty inform acyjne, które są niejako zakonspirowane, a u jaw n iają się jedynie w szczegól
nych okolicznościach.
Jeszcze jeden p u n k t w ym aga w yjaśnień. Ewolucja jest procesem w yraźnie kierunkow ym ; w zasadzie prze
biega ona oid potziamiu organizacyjnie niższego do po
ziom u wyższego. Z kolei to oznacza, że selekcja ele
m entów inform acyjnych m usi mieć również przebieg kierunkow y; w ciągu ewolucji zachodzi ona w sposób n ie przypadkow y lecz ukierunkow any. Należy się zapy
tać jaki jest mechanizm, który zapewniła tę kierunko- wiość? I na to pytanie można udzielić w yjaśnień. S tru k tu ra chrom osom alnych DNA helis, choć stosunkowo trw ała, nie jest absolutnie stabilną. Znane są czynni
ki, jak światło ultrafioletow e, prom ieniow anie jonizują
ce, peiwne związki (tzw. mutageny), k tóre nieznacznie d lokalnie m odyfikują s tru k tu rę podw ójnych DNA helis.
Osobniki z w ten sposób zm utow anym i DNA helisami będą się między sobą w słabej m ierze różnić. W danej
populacji ogół tych różnic znany jest od daw na pod nazwą zmienności w obrębie gafcunkiu, czyli gatunko
wej. Różnice te są albo korzystne, albo nie dla osob
ników, które je posiadają. Są one podstaw ą selekcji ja
ka się powoli dokonywuje w m iarę upływ u czasu. P ro wadzi ona do elim inacji osobników gorzej uorganizo
wanych lub przystosowanych do życia w danych w a
runkach, a sprzyja rozm nażaniu się osobników lepiej przystosowanych lub uorganizowanych. Na tej drodze zostaje zapewniona kierunkowość procesów ew olucyj
nych.
Powolny, ale stale zachodzący proces eliminacyjny, o którym mowa jest równoczesną elim inacją osobników o niepożądanym składzie elem entów inform acyjnych zaw artych w DNA helisach. Elim inacja osobników go
rzej przystosowanych lub uorganizowanych, czyli p ro ces, który często określa się nie bardzo szczęśliwym w yrażeniem „walka o b y t” jest tym czynnikiem, k tó ry spraw ia, że w ciągu ewolucji selekcja elementów in form acyjnych nie zachodzi w sposób chaotyczny, lecz ukierunkow any od poziomów organizacyjnie niższych do poziomów wyższych.
N otatka bibliograficzna: W spomniany w tekście prze
kład na język polski Prinzipien der... został dokonany przez J. T. Jakubowskiego i F ryderykę Piątek pod re dakcją prof. d r Zdz. Raabe. A utoram i wymienionego w tekście podręcznika Embriologia (1972, PWN) są pro
fesorowie U J Z. Grodziński, Cz. Ju ra, H. Krzanowska, H. Szaraki.
JA N ZURZYCKI (Kraków)
BIOENERGETY KA BŁON PURPU ROW YCH
D okonane w ostatnich latach odkrycie błon p u rp u - rojwych, zbadanie ich stru k tu ry , a przede wszystkim roli, jaką odgryw ają w przem ianach energetycznych niektórych mikroorganizmów, stało się swojego rodza
ju sensacją w zakresie fotobiologii.
B łony purpurow e w ystępują u b ak terii z rodzaju Halobacterium. Organizmy te odznaczają się bardzo specyficznymi wym ogam i życiowymi, są w ybitnym i te r- m ofilam i — optym alna tem p eratu ra dla ich w zrostu wynosi 57°C — oraz w ym agają środow iska o bardzo wysokim stopniu zasolenia. H alobakterie w ystępują w przyrodzie zasadniczo w ciepłej strefie klim atycznej w zbiornikach solankowych, w w ysychających staw kach wody m orskiej itp. D ają się one łatw o hodować w w arunkach laboratoryjnych n a pożywce z peptonem zaw ierającej 250 g chlorku sodu ina litr pożywki.
Błony purpurow e nie są stałym elem entem stru k tu ralnym komórki. Ich w ytw arzanie zależy głównie od dwóch czynników: niedoboru tlenu i obecności św iatła.' K om órki pobrane z k u ltu r młodych, zupełnie lub p ra w ie zupełnie -nie posiadają tych błon. Ich synteza n a stępuje dość gwałtownie w końcowej fazie w zrostu k u l-, tu ry , kiedy kom órki w ykazują w ysoki stopień zagę
szczenia i tym samym kiedy w ybitnie pogarszają się sto
sunki tlenowe. Eksperym entalnie można zahamować tw orzenie tych błon naw et w bardzo gęstych kulturach, przez ich intensyw ne przew ietrzanie i na odw rót w pły
w ać h a zainicjowanie syntezy błon naw et w kulturach młodych, stosując środowisko niedostatecznie dotlenio
ne. Przy b rak u św iatła tworzenie błon purpurow ych jest około 10 razy słabsze .niż w świetle.
Miejscem w ystępow ania błon purpurow ych jest zew nętrzna powierzchnia protoplastu. Błony te stanowią pewnego rodzaju inkrustaoję plazm alem y, tworząc w bu
dowane w nią pola o średnicy dochodzącej do 0,5 (im.
Pola te rozmieszczone są nieregularnie (ryc. 1) i w k ra ń cowych w ypadkach ich całkowita powierzchnia może zajmować do połowy ogólnej pow ierzchni protoplastu komórki. Po hem ogenizacji komórki, pola błon p u rp u row ych nie ulegają silnemu rozpadowi, zachowują swą zawartość i płatow atą stru k tu rę, co bardiao ułatw ia ich izolację i oczyszczanie i umożliwiła przeprow adzenie o d powiednich badań biochemicznych i biofizycznych.
Analiza składu błon purpurow ych oraz badania stru k tu raln e wykonane metodam i rentgenograficznym i po
zwoliły stwierdzić, że błony te składają się tylko z dwóch komponentów: lipidów i białek. Lipidy u sy tuow ane są w form ie typow ej dla błon biologicznych w arstw y dw um ol^kulam ej, k tó rej grubość jest jednak w yraźnie m niejsza niż w innych błonach komórkowych, wynosi bowiem tylko około 50 A. K om ponent białko
w y okazał slię chromoprloteidem, tj. kom pleksem drobi
ny białka i grupy barw nikow ej. Cząsteczki tego kom pleksu rozmieszczone są regularnie w płaszczyźnie bło
ny, zgodnie z sym etrią heksagonalną. Są one wtopione
w w arstw ę lipidową, jednakże w sposób asym etryczny
(ryc. 1); około 2/3 malsy zwrócone je st w k ieru n k u zew
nętrznym błony, 1/3 ku w nętrzu komórki. Bliższa ana-
liza chrom oproteidu wykazała jego ogromne podobień
stwo do rodopsyny (purpury wzrokowej) — substancji odgryw ającej podstawową rolę w procesie widzenia u kręgowców. Inną, specyficzną stru k tu rę ma oczywi
ście część białkowa, natom iast barw nik z białkiem tym związany został zidentyfikowany jako 13-cds retinal, podczas gdy w rodopsynie w ystępuje 11 -cis retinal, a wtięc zasadniczo identyczny związek o innej tylko konfiguracji przestrzennej. Chrom aproteid błon p u rp u rowych został nazw any bakteriodopsyną, a jego w łasno
ściom pochłaniania św iatła (maksimum absorpcji przy
560 nrn) błony .zawdzięczają purpurowoczecwone zabar
wienie, od którego wywodzi się ich nazwa.
Analogie między rodopsyną i bakteriorodopsyną koń
czą się jednak n a podobieństwie ich isjkładu i podobnych zdolnościach pochłaniania śiwiiattła. F unkcje biologiczne obu barw ników i dalsze losy pochłoniętej energii świe
tln ej są już zupełnie inne. W purpurze wzrokowej ab
sorpcja kw antu św iatła powoduje przekształcenie zagię
tego łańcucha 11 -cis retinalu w form ę wyprostowaną (aill-trans), a następnie oddzielenie b arw n ik a od cząs
teczki białka. N atom iast oświetlenie bakteriorodopsyny powoduje przekształcenie 13-cis retinalu w krótkotrw a
łą foirimę o przesuniętym układzie podwójnych wiązań (retroretinal), która nie oddziela się od białka i po cza-
Bakterio-
ro d o p sy n a
o o ° o O o ° O O o o o ° o ° o Q
00 000000000 i
L ip id y
Ryc. 1. Błony purpurow e u Halobacterium halobium.
TJ góry — schem at kom órki bakteryjnej z zaznaczonymi płatam i błon purpurow ych. Poniżej — schemat s tru
k tu ry błony purpurow ej
Ryc. 2. U góry — schem at przem ian kompleksów ba- kteniorodopsyny 560 i 412 i towarzyszące im odrywanie względnie przyłączenie protonu, poniżej — działalność błony purpurow ej jako pompy protonowej, hu = światło
M inuty
Ryc. 3. Zmiany pH środowiska w zawiesinie komórek Halobacterium pod wpływem okresowego oświetlenia sie krótszym niż 1/200 sekundy powraca do stru k tu ry wyjściowej. Ta krótkotrw ała przem iana ma jednak po
w ażne konsekwenaje. Towarzyszy jej nie tylko zmiana w idm a absorpcji (maksimum absorpcji przesuw a się z 560 do 412 nm), ale także przekształcenie konfomma- cyjme kom ponenty białkowej i naljpierw -oddzielenie, a później przyłączenie protonu (ryc. 2). Asymetryczne ułożenie ciząsteczek bakteriiorioldopsyny w błonie p u rp u row ej w ydaje się mieć ścisły związek iz tą ostatnią ce
chą przem ian rodopsyny wywiołanych światłem. Jon w o
dorowy uw alniany ijest z innej części kompleksu, a n a stępnie do iinmej zostaje dołączonyi Regularne ułożenie cząisitek bakteriarodopsyiny w błonie purpurow ej po
woduje, że błona tak a działa jako pom pa protonow a n a pędzana energią świetlną, transpor/tiując protony z je d nej stilony (od w nętrza kom órki) na drugą (tj. do środo
wiska). Działanie tego rodzaju pompy powinno się u w i
docznić zmianą pH zarówno w nętrza kom órki jak i jaj otoczenia. W istocie zmiany takie zarejestrow ano (ryc.
•3). Oświetlenie zawiesiny Halobacterium powoduje w zrost kwasowości środowiska, zanikający po wyłącze
niu światła. Dziełalność pom py protonowej powoduje więc pojaw ienie się ostrego gradientu stężeń jonów wo
dorowych, występującego przy zewnętrznej pow ierzchni komórki. T aki gradient elektrochemiczny może b y ć . przekształcony w energię chemiczną i to w sposób kon
trolowany przez biochemiczne mechanizmy komórkowe.
Ruch pow rotny stale pompowanych protonów odbywa się przypuszczalnie poprzez enzym ATPazę zlokalizo
w aną w plazm alem ie i dostarcza energii koniecznej do syntezy ATP. W związku z tym pojaw ia się now e źród
ło ATP, a poziom tego związku w kom órce pod nosi się.
Energia św ietlna pochłonięta przez bakteriorodopsynę zostaje zatem częściowo przekształcona w energię uży
teczną dla przem ian biochemicznych kom órki zaw artą w maknoergicznym w iązaniu w ATP. Dotychczas tego rodzaju przekształcenie energii św ietlnej na chemilczną znane było tylko z procesu fotosyntezy (fosforylacja fo- Sciana komórkowa
Bfony purpurow e
K o m p l e k s 5q q