• Nie Znaleziono Wyników

Historyk i antyczni bogowie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Historyk i antyczni bogowie"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Krawczuk

(2)

- Czy nasze życie jest w rękach przypadku?

Profesor Aleksander Krawczuk: - Po pierwsze w rękach ewolu­

cji, a to jest mechanizm bezwzględny, i w rękach przypadku. Stoję na stanowisku Epikura. Wszystko to są atomy swobodnie się poruszają­

ce, które we wszelkich możliwych konfiguracjach tworzą niezliczoną ilość światów. Nasz jest tylko jednym z nich. A więc może być tak, że te moje przypadki kończą się zupełnie inaczej w innym świecie. Ale jak? Możliwości nie da się ogarnąć. Tak, jak istnieje nieskończony ciąg liczb, tak samo nieskończona jest liczba światów.

Elżbieta Dziwisz

Historyk i antyczni bogowie

...Corazciemniejsięrobi. Czemuteświatłagasną?

Taka była ostatnia myśl, którą zapamiętał profesor Aleksander Krawczuk, zanim mrok oblepiłgo szczelnie i wciągnął do głębi, w którejjest tylkociemność. Działosię to na sali sejmowej, w 1994 roku. Ostatni utrwalony w świadomości profesora obraz wra­

caze wszystkimi szczegółami,jak klatka filmu. ObradyprowadziłJózefOleksy, natry­ bunie przemawiał Aleksander Łuczak, a obok, w poselskiej ławie siedział profesor Józef Kaleta. I teświatła...

- Na sali byłteż obecnyminister zdrowia Marek Balicki, który sprawdził się wtedy bardzo dobrze jako lekarz! Poszedł rozległy zawał. Gdybym tak został w sejmowym hotelu - rano by mnietam znalazła sprzątaczka martwego -mówi do mnie.

Małobrakowało. Gdybytematdebaty był inny,to napewno zostałbyw hotelu, tak czuł się tego dniazmęczony isłaby. Alejak tu nie iść na dyskusję poświęconą polityce edukacyjnej? Wprost niewypadało!

- Na szczęście Hermes, bóg opiekuńczy ludzi urodzonych pod znakiem Bliźniąt, wywiązałsięz zadania - dopowiada.

Prosto z sejmu pogotowie przewiozło go do lecznicy przy ulicy Emilii Platter. Po miesiącu nastąpiła znacząca poprawa, lekarz rozważał nawet wyjazd na leczeniesanato­

ryjne do Konstancina. Profesor leżał w separatce. Żona przychodziła do szpitala co­

dziennie o dziewiątej rano. Tego dniateż.Kiedy mijała dyżurkę pielęgniarek,otrzymała propozycję wypicia kawy, która już nawet na nią czekała. Ale pani Barbara Krawczu- kowa podziękowała, chcenajpierw zajśćdo męża.

- Pamiętamją, jak wchodziła w drzwi, a potem głowa mi opadła i znowu ten sam mrok. Po pierwszym zawale nastąpiłdrugi. Lekarzeo nimmówią: dorzut. Jeszczebar­ dziej rozległy. Gdyby żona po drodzedo szpitala dłużej stała w korku albo jakby tak weszła do pielęgniarek, albo nawetprzystanęła na korytarzu,aby sprawdzić zawartość torebki...Lekarzenie dawali mi szans.

(3)

70 Uczeni przed lustrem

-Czy to znaczy, że naszeżycie jest w rękachprzypadku? - pytam.

- Po pierwsze w rękach ewolucji, a to jest mechanizm bezwzględny, i w rękach przypadku. Ale to mnie nieskłania do żadnychreligijnych refleksji.Stojęnastanowisku Epikura. Wszystko to są atomy swobodnie się poruszające,które we wszelkich możli­

wych konfiguracjachtworzą niezliczoną ilość światów. Naszjest tylko jednym z nich.

Awięc może być tak, że te mojeprzypadki kończą się zupełnie inaczej winnym świecie.

A jak?Możliwości niedasię ogarnąć. Tak jakistnieje nieskończony ciąg liczb,tak samo nieskończona jest liczbaświatów. A w każdym takim świecie realizuje się coś innego.

Na przykład w tym świecie zrealizowało sięto,żejazpanią rozmawiam. Ale winnym świecie mniejużnie ma, a pani zadaje pytania komuśinnemu - mówi profesor.

Pochwili milczenia dodaje:

- Nie uważam swojegożycia za specjalnieważne i warte dyskusji. Jest tożycie zwy­ kłe, monotonne. Urodziłem się wKrakowie i tu pozostałem. Tylkojeden raz, siedem­

dziesiąt dwa lata temu, zmieniłem miejsce zamieszkania, za to nigdy zawodu ani za­ trudnienia. Pisałem książki nie odkrywcze, no może jedyną moją zasługą jest to, że ożywiłem zainteresowania starożytnością oraz świadomość, żew cząstce jesteśmy spad­

kobiercami kulturygreckiejirzymskiej...

Pochylona gałąź

- Najdawniejszy utrwalony wpamięciobraz z dzieciństwa jesttaki, że jacyśludziebie­ gają po schodach, owijają druty, zakładają pierwsze radio na słuchawki. Działo się to w naszym mieszkaniu,na trzecim piętrze, pod numerempiętnastym wRynku Głównym.

Nie wiem, ile miałem wtedylat. Może pięć? Kiedy miałem sześć lat, ojciec zmarł. Jeśli chłopiectraci ojcawtym wieku, topotem żyje wcieniu śmierci. Tego sięniczym nie wy­ równa,nie zaleczy, trauma zostaje - taśma magnetofonowa rejestrujegłos profesora.

Tłumacząc dalej stan emocji osieroconego dziecka, można stwierdzić, że zapewne nieunikniony jestżal,iż rówieśnicy ojcówmają, a on nie i spotkała go niczymnie zasłu­

żona kara, tylko dlaczego? Tego profesor Krawczukjuż mi nie mówi. Jest natomiast jedna prawidłowość, którą u siebie obserwuje, i ona go martwi. Jeśli kogoświdzi poraz ostatni przed jego śmiercią, wyczuwatrudny do zdefiniowania niepokój.Tego uczucia doznał, kiedy w latach pięćdziesiątych, jako młody asystent, spotkał kiedyś na ulicy profesora Ludwika Piotrowicza z żoną. Piotrowicz do niego z uśmiechem, że właśnie wyjeżdżająrazem do Zakopanego. AleksanderKrawczuk też z uśmiechem,ale po cichu, sam do siebie z pretensjami: co też znowu? Dlaczego? Po raz pierwszy tego niewytłu­

maczalnego niepokoju doznał w dzieciństwie, kiedy ojciec przed pójściem do szpitala podszedł do jego łóżeczkauśmiechnięty, aby siępożegnać na tych parędni, któreprze­ cież szybko miną.

To była prosta operacja, która się udała.Poinformacji,że wszystko jest w porządku, Maria Krawczukowa 1 maja 1928 roku poszła odwiedzić męża. Weszła na salę, patrzy - a jego łóżko jest zasłane i puste.

Szedł za trumną z młodszym bratem i mamą, która wtedy oczekiwała trzeciego dziecka. Dużo ludzi razem z nimi. Przemówienia. Ojciec był kierownikiem Drukarni Związkowej przy ulicy Mikołajskiej, drukarzem, prezesem Związku Zawodowego Dziennikarzy. Współpracował z Ignacym Daszyńskim. O przekonaniach lewicowych,

(4)

Historyki antyczni bogowie 71

socjalista. Matka natomiast, po seminarium nauczycielskim, zaprzyjaźniona z siostrą samego Michała Bobrzyńskiego, nie kryła poglądów prawicowo-konserwatywnych.

Ojciec został pochowany na Rakowicach, w grobie ziemnym, nieokazałym, rodzina nigdy niebyła zasobna.Z pogrzebu ojca zapamiętał jeszczedrzewo, a szczególniejedną gałąź, która prawie dotykała mogiły. Była ta współczująco pochylona gałąź i była, aż wzeszłym roku została ścięta.

„Trumienka sosnowa i grób”

Z Rynku Głównego, skąd z okna widać było kościółek Świętego Wojciecha i ma­ riackie wieże, rodzina Krawczuków w 1932 roku przeprowadziłasię do Podgórza, na ulicę Widok (potem Radockiego, obecnie Stawarza). Nieduży domek zaczął jeszcze budować ojciec. Jak się udało matce z nauczycielskiej pensji go wykończyć? Skromnie żyli. Ona przerabiała, cerowała, uczyłafrancuskiego,robiłaswetry na drutach. Wzięła pożyczkęz Banku Gospodarstwa Krajowego i długoją spłacała.

Z tego małego domku miałblisko na kopiecKrakusa.Stoijakieśtysiąc dwieście lat, w pogodne dnizjego wierzchołka widać Tatry. Tojest najstarszymonument wKrako­

wie. Możliwe, żebyłgrobowcem księcia. Zwłaszcza że związana z kopcem zabawa lu­ dowa, mająca swój początekw czasach pogańskich - Rękawka - zawdzięcza nazwę nie rękawom, w których mianonosić ziemię, a czeskiemu słowurakev,czyli trumna, chor­ wackiemu - raka, rakva, czyli skrzynia, co w języku starosłowiańskim oznaczało

„grób”. Może miała pierwotnie stanowić pamiątkę stypy i pogrzebu? Była związana z wielkimceltyckim świętem przesilenia wiosennego. Na naszych rdzennych ziemiach mieszkali Wandalowie, Celtowie, Germanie. W V wieku, w czasie wielkiej wędrówki ludów, odpłynęli zazachód, aichmiejscezajęli przybysze z poleskich błot, znad Dnie­ pru - Słowianie. Dowodzą tego badania wybitnego w skali europejskiej archeologa, profesoraKazimierzaGodłowskiego,ale niektórzyhistorycywolą przeczyćfaktom, byle tylkowyglądało, że kogojak kogo, ale plemion germańskich nad Wisłą nigdy nie było.

Tymczasem możemy zaręczyć, że ekspedycja cesarza Nerona po bursztyn, która przez Śląsk i Kujawy dotarła nad Bałtyk, stykała się po drodze z Wandalami, Burgundami, Wenedami,ale ze Słowianami - jeszcze nie.

-Dobrzy bogowie ustrzegli mnie przed tym,abymzająłsięhistoriąPolski! - mówi do mnie profesor Krawczukzwdzięcznościąw głosie.

-Aż tak!-niemogępojąć.

-Bo nasza historiajest zafałszowana odpoczątkudo końca! OdgenezySłowianpo dzień dzisiejszy! Gdybym pisałprawdę, byłbymopluty, wyklętyi potępiony. Zmuszony do tego, abyprzeczyć nawet temu, cowidziałem na własne oczy. Proszę łaskawie za­ uważyć, żew wieku osiemdziesięciu dwóch lat ogarniam pamięcią prawie jedną dzie­

siątą udokumentowanychdziejów Polski.

Miałzaledwie siedemnaście lat,kiedyjego życiei życie całegowojennegopokolenia młodzieży naznaczyło piętno wojnyi śmierci. Nie zdawali sobie sprawy, że tak tomoże być. W lipcu 1939 roku młodzież licealna z dużegowówczas województwa krakowskie­

go odbywała dwutygodniowe przeszkolenia z przysposobienia obronnego. Aleksander Krawczuk był wtedy uczniem IV Liceum imieniaTadeuszaKościuszki przy ulicy Za­

mojskiego. Pojechali do Starego Sącza. Chłopcy ubrani w zielone munduryprzemasze­

(5)

72 Uczeni przed lustrem

rowali radośniezdworca kolejowego nadPoprad, do świeżo wybudowanych baraków.

Rano i wieczorem apel, musztra, nauka rozpoznawania sylwetek samolotów wojsko­

wych polskich i niemieckich, strzelanie ze starych, jeszcze austriackich karabinów i najważniejsze w tym wszystkim: silne przekonanie, że wojna, jeśli wybuchnie, to nie potrwa długo, a my za kilka tygodnibędziemy wBerlinie!

„Niktnam niezrobi nic,bo z nami Śmigły Rydz, naszdrogidzielny wódz, sam ko­

mendant namgo dał!”- śpiewali i wierzyli, że takbędzie.

Nuciło się też inną piosenkę, niby żartobliwą, dosyć krótką. Wymieniało się imię i nazwisko, po czymnastępował refren:„Trumienka sosnowa i grób”.Toprzemieszanie prawdziwego tragizmu sytuacji z komizmem jest tematem na film, nawielką literacką epopeję, której on napisać niepotrafi.To musiałbybyć ktoś rangi Iwaszkiewicza.

Za parę miesięcy tesame baraki posłużyły Niemcom. Zwozili tutaj Żydów z całej Sądecczyzny i mordowali w okolicznych lasach. W czerwcu 1999 roku na tym terenie zbudowano ołtarz, przy którymodprawiłmszę świętą polski papież, Jan Paweł II.

Formacja Żelbet, 13. kompania, pseudonim Brutus

...Pokolenie młodzieży urodzonej w latach dwudziestych, jego pokolenie. Mieli - gdyby tak Hitler odważył się zaatakować - wkrótce defilować na ulicach Berlina.

Tymczasem - łapanki, obozy koncentracyjne, śmierć...

-Ale czasokupacji to nie było tylko bohaterstwo, obozy, cały ten koszmar. Nikt, kto tego nie przeżył- nie zrozumie. I pani też. Byliśmy młodzi, chodziliśmy na pierwsze randki, nauka natajnych kompletach była darem,głodni, bylejak ubrani, cieszyliśmy się życiem,nie zdając sobie sprawyz tego,ilerazy ocieramy się o śmierć - mówi profesor.

Wiosną 1940 roku osiemnastoletni Olek wędrował sobie przez miasto, nie przej­ mując się wcale tym, że jestjuż po godzinie policyjnej. Nic mu nie dało do myślenia nawet to, żeulicesąpuste. Już był przy Kalwaryjskiej, a tu z bramywypada kobieta:

-Łapanka, nie chodź tam!

Cofnął się dwa kroki. Przy kościele ŚwiętegoJózefa stałabuda. Kogo złapali, jechał do Oświęcimia. W jednym z pierwszych transportów. Pewnie by tam zginął.

- Jeśli żyjemy, to musimy służyćojczyźnie - myśleli zgodnie wszyscyi on też. Mło­ dy Polak powinien byćwArmii Krajowej.

Wstąpił brat, Włodek, i najmłodsza z nich, Krysia. Aleksander Krawczuk składał przysięgę przed dowódcą 13. kompanii kapitanem Marianem Rokoszem. Formacja Żelbet. Przyjął pseudonimBrutus.

- Niski, wokularach, zawsze byłem w wojsku nieudacznikiem - mówio sobie.

Dobrze, że jego bóg Hermes stale był w pogotowiu i czuwał.

Doregularnej armii Aleksander Krawczuk trafił napoczątku 1945 roku. Został skie­ rowany do pułku łączności, który częściowo ulokował się w Sieradzu, gdzie trwało szkolenie zapasowej kadry. Trzonżołnierzy stanowili ci,którzy szliznadOki na Berlin.

Jakby tamci wyginęli - oni mieli ich zastąpić. Przygotowywano ich na tę zaszczytną śmierć. Łącznościowcy byli ulubionym celem niemieckich snajperów. Na szczęście wojna się skończyła i przestalibyć potrzebni. Krawczuk, krótkowidz, doszedłw wojsku tylko do stopnia starszego Strzelca. W dodatku co to był z niego za żołnierz, który wszafceprzechowujeksiążki!

(6)

Historyk i antyczni bogowie 73

- A przechowywał pan?

-No tak. Wziąłem z sobą, aby nie wyjśćz wprawy,podręcznik do łaciny, Antygonę pogreckui listy Pliniusza.

- Niech pani Olek opowie,jak wrócił! - zachęca męża pani Barbara. I nieczekając, robi to zaniego. Dobrze pamięta opowieść rodzinną.

Matka, Maria Krawczukowa,wyjrzała przez okno, atu stoi koło furtki jakiś żebrak w długim płaszczu obwiązanymbylejak iz tobołkiem niedużym. Niezastanawiając się wcale, ukroiła kawał chleba, wychodzi, aby mu dać, bo chyba głodny. Patrzy - a to Olek! Trzyma w ręku teswojeksiążki do łaciny igreki.

Pająk wychodzi o zmierzchu...

- Najbardziej zafałszowana jest historia najnowsza, powojenna - mówię, bo sama pamiętam, jak Halina Gembalowa, moja licealna nauczycielka historii, męczyła się bardzo, aby cośnam powiedzieć przy użyciusłówkluczy.To była kiedyś sztuka!

- Jeden z niemieckich historyków trafnie zauważył - mówi na to profesor - że hi­ storiakończy się na upadkucesarstwa rzymskiego,a potem, kiedy najego gruzach do­ chodzi do powstania narodowych państw -zaczynasię publicystyka. Nie to, abyhisto­

ryk od razu kłamał, nie. Ale tak to zinterpretuje, coś tu przemilczy, tam doda i wy­ ostrzy, że prawdy za wiele nie widać... Historia Polski jest zakłamana, poczynając od 966 roku, od samegochrztu. Mytutaj w Małopolsce zostaliśmy chrześcijanamisto lat wcześniej,ztymżepodlegaliśmy biskupstwu praskiemu, o czym sięniemówi.

-A potem historia obrastała kłamstwami coraz bardziej itak do dnia dzisiejszego...

- Proszę pani! - profesormacha ręką i dodaje jeszcze jeden argument, który prze­

mawia za tym, że dobrze robi, badając antyk, który buduje i podnosi na duchu, a nie narodowedzieje. - Polska historia jest po prostu bardzo smutna. Prawiewszystkokoń­

czysięnie tak. A poza tympełna deklaracji, megalomanii. I jak tu, dalekonie szukając, napisać na przykład prawdę o powstaniach? Wszystkich. Na powstaniu warszawskim kończąc. Już Michał Bobrzyński dowodził,że Polacy sąsami sobie winni. Aż to wydaje się nieprawdopodobne, jak można było takie olbrzymie państwo zniszczyć! No - nie­ stety. W tym olbrzymim państwie decyzje podejmowali ludzie o mentalności niektó­ rych naszych obecnych polityków. Onisą dziś dokładnie tacy sami!

Abypozostać wiernym sobie Aleksander Krawczuk po ukończeniu naUniwersyte­

cie Jagiellońskim historii oraz filologii klasycznej wybrał historię starożytną. W 1960 roku doktoryzował się u profesora Józefa Wolskiego (Kolonizacja Sullańska), w trzy lata później był już pohabilitacji (Virtutis ergo-nadanieobywatelstwa rzymskiego).Po uzyskaniu stopniadoktora, a przed habilitacją- wziął ślub.

- Podręcznik Sylwestra Zawadzkiego, który mi pożyczył, był zakurzony, a na do­ miar wymaszerował z niego prawdziwy pająk... Ale pająk widziany o zmierzchu po­ dobnoprzynosi szczęście!

Takieszczegółysą w stanie zapamiętać jedyniekobiety. Teraz też tak jest.Mężczyźni skupiają sięna istocie sprawy,wyłącznie.

-Do dziś pamiętam,jakbyła ubrana moja żona, kiedy jązobaczyłem po razpierw­

szy. W zielonym sweterku siedziała dziewczyna tchnąca świeżością... To był kolejny

(7)

74 Uczeni przed lustrem

szczęsnyprzypadek w moim życiu - mówi profesor. Jednak aby połączyć to pierwsze ich spotkaniez pająkiem, potrzebna jestdalsza relacja pani BarbaryKrawczukowej.

Jako studentka I roku historii nie znalazła sięwgrupie Krawczuka, ale prowadzący z nimi ćwiczenia z historii starożytnej zachorował i on przyszedł na zastępstwo. Od razu zaczął pytać. Kazał na przykład wymienićpo kolei wszystkie dynastie faraonów.

Kilka osób poległo, ona miała serce w gardle, naszczęście dał jej spokój. Po razdrugi spotkałago w czasie egzaminu z historii starożytnej u profesora Wolskiego. Wprzerwie głośno zapytała, czy ktoś może jej pożyczyć na parę dni książkę, którą należało „wpruć” na egzamin z ekonomii politycznej socjalizmu. Nikt nie miał, a tu odzywa się doktor Krawczuk:

- Japani pożyczę.

Przyszła po nią do katedry bardzostremowana, w tamtych czasach, nie tak, jak to bywa obecnie, do każdego wykładowcystudent podchodziłz należytym szacunkiem.

- A tenpająk?- pytam.

-Copani mówi! Nie śmiałamsię odezwać.

Poegzaminie,kiedyprzyszłaoddaćksiążkę, on zapytał:

- A może poszłaby pani ze mną do kina?

Onanato:

- Muszę zapytaćcioci! U niej mieszkam.Jeśli pozwoli...

Na wszelki wypadek on zakupił bilety na dwa filmy. Jedento był western, a drugi Tańczącwśródgwiazd, z taką pięknąmelodią. I na toposzli,chociaż on pocichu liczył, że onawybierze western...

Ślub odbył się wkrynickim kościele.Tam, uciekając ze Lwowa, zatrzymała się ro­

dzina pani Barbary. Teżokaleczona wojną. OjcieczginąłwOświęcimiu.

-Rok 1962 był dla mnieszczęsny także dlatego, że wtedy ukazała się mojapierwsza książka - Gajusz Juliusz Cezar. Potem było ich trzydzieści, dlatego następne już mniej pamiętam.

-Przeczytałam wpanainternetowej biografiipod hasłem Ktojest kim wKrakowie, że napisał pan kilkasetrozpraw naukowych, artykułów iesejów oraz czterdzieści książek.

-Może. Nieliczyłem...

Czy starożytni znali obozy koncentracyjne?

Wrogowie z różnych obozów filozoficznych i religijnychutrzymują, żeEpikur głosił jedynie pochwałę przyjemności i wygody, robiąc z tego cel ludzkiego życia, ale to jest uproszczenie i zamierzonyfałsz. Pisze o tym profesor w swojej ostatniej książce Polska za Nerona.

- Epikur jest ze wszystkich filozofów najuczciwszy - uzasadnia wybór jego myśli.

- Niczego nie obiecuje, nie zwodzi. Ludzkie ciało i duszato jest tylko splot atomów, które rozpraszają się,kiedyciało umiera. Śmierć jest końcem wszystkiego. A bogowie, jeśli nawet są,to nie interesują się losem człowieka, co widać gołym okiem. Człowiek jestzawsze sam. Może liczyć wyłącznie na własnyrozumi pomoc myślących podobnie.

I dlatego na przekór wszystkiemu ma żyć sensownie, postępować uczciwie, innym nie szkodzić, nie popełniać czynów niegodnych, ajako istota myśląca postępować racjo­

(8)

Historyk i antyczni bogowie 75

nalnie i przyzwoicie. Awszystko tonie zpowodu czekającej go nagrodypo śmierci ani teżkary,aledlatego, że jestigraszkąlosuizaistniał.

- A Hermes, który tyle razy panu pomagał? Możemy go nazwać Hermesem...

- Ta opowieść o Bogu, który jest miłością... - mówi na to profesor. - Na przykład katastrofaTitanica. Ludzie modlili się o ocalenie. I niektórym się udało przeżyć. Cze­ mu, można zapytać, Bóg ocaliłciebie, a nie kogo innego,kto na ocalenie bardziej zasłu­ giwał, miał więcej zasług? Za Stevenem Weinbergiem powtórzę, że uczciwie możemy stwierdzićtylkobezlitosne prawanatury, a więcej nic. Podobnepoglądy wyrażał Tade­ uszKotarbiński, zapewne Holocaust, którego był świadkiem,miał tuwpływ znaczący.

A dusza nieśmiertelna... Czy to znaczy, że mamy istnieć przez wieczność zeświadomo­ ścią swojej tożsamości,odrębności, z pamięcią,zbagażem wiedzy o tym, co się udało dokonać, a czego nie... Gorszego piekłaniemożnasobiewyobrazić!

Milczymy.

- Moja matka przed wojną uczyła języka polskiego w żeńskiej szkole, której jużnie ma, przy ulicy Józefińskiej - kontynuuje po chwili profesor Krawczuk. - W Podgórzu mieszkało wielu Żydów, Żydówki stanowiły połowę klasy, co najmniej. Jedno znajtra­

giczniejszych dla mojej matki okupacyjnych przeżyćto widok jej uczennic, które idą do getta, a niebawem pojadą do Oświęcimia, na śmierć, a onanie możeim pomóc ani ich uchronić, nic. Machały do niej i uśmiechałysię młodziutkie dziewczęta, które powinny żyć! Uczyła je, przybliżała polską literaturę i wartości, prawie każdą znała po imieniu.

Do końca życia matka nie otrząsnęła sięz tego, niebyław stanie zapomnieć twarzy tych dziewcząt. Halina Nelken, uczennica matki, której cudem udało się przeżyć, napisała wspomnienia z Podgórza. Pracowałapo wojnie w Muzeum Narodowym w Krakowie.

WyjechaładoIzraela.

Nie wiem,jakie okupacyjneobrazyi zdarzenia nosił dokońcaswoichdniw bolesnej pamięci profesor Tadeusz Kotarbiński. Nie wiem także, czy starożytność znała obozy koncentracyjne, które można by porównać do Oświęcimia, do Bergen-Belsen, dokąd trafiła zatrzymana zulotkami i podziemnąprasąszesnastoletnia siostra profesora, Kry­

styna, albo do Stutthofu, gdzie po upadku Mokotowa w powstaniu warszawskim zo­ stała wywieziona moja matka. Ale niepytam o to. Milczymy.

Minister kultury

- Kiedy się byłow PRL-ulewicowym,to siębyło w opozycji. Bo wtedyto nie był ustrój lewicowy. A terazteż to niejest jeszcze demokracja - mówi profesor Krawczuk.

- Co nie znaczy, aby moje pokolenie miało tylko iwyłącznie bić się w piersi. Chociaż historycy skorzydo usług,a dużo jest takich, przedstawiają okresPRL-uwyłącznie jako

„czarną dziurę”. Tylko że co rusz z tej czarnej dziurywyskakująjakieś Iwaszkiewicze, Wajdy, odbudowane miasta, wyższe uczelnie, ogromny awans społeczny wsi, długoby takmożna. Apodwaliny obecnych reform ustrojowych kto położył?- pyta mnieprofe­

sor. Jakominister kultury i sztuki wlatach 1986-1989był członkiem ostatniego PRL- -owskiego rządu, który ustąpił miejscaekipieTadeuszaMazowieckiego.

-Rakowski.

- Mieczysław Rakowski może mieć dzisiaj żal, że owoce jego reform skonsumowali inni. A jakie tobyłyreformy, pamięta pani?

(9)

76 Uczeni przed lustrem

- Ustawa oprzedsiębiorczości, wymienialność złotego...

- ...ustawa o stowarzyszeniach, czylipełnej wolności słowa i poglądóworaz swobo­ da podróżowania i paszportyw szufladzie! Jakto już miał premier Mazowiecki, to do­ słowniewystarczyło podnieść pokrywkę do góry, aby wszystko ruszyło! Kiedy w 1986 roku otrzymałem propozycję objęcia teki ministra kultury i sztuki, wiedziałem, że idziemyw kierunku dziejowej zmiany - mówi dalej profesor.

Dotąd razwmiesiącu można gobyło oglądaćw telewizjijako autora „Antycznego świataprofesora Krawczuka”, jednego z najlepszych programów edukacyjnych, emito­ wanego nieprzerwanie od połowy lat siedemdziesiątych. Od 1986 roku - także jako ministra.

-W każdym historyku jesttrochę niespełnionego polityka. Aleco też był ze mnie za polityk! Tyle tylko, żekiedy otrzymałem okazję zrealizowania niektórychswoich wizji, to nie stchórzyłem, podjąłem ryzyko, pewną rolę zmiękczającą odegrałem na rzecz dokonania dziejowej przemiany drogą ewolucyjną, a potem- na rzecz przygotowania Okrągłego Stołu. Rakowski, Czyrek, Barcikowski, Messner, no i Jaruzelski dawali do zrozumienia, że oczekują podpowiedzi,politykniepowie wprost wszystkiego...

-Co im pan podpowiedział?

-KiedyśzaproponowałemWojciechowi Jaruzelskiemu,aby opiekę nad kopcem Pił­ sudskiego w Krakowie powierzyć krakowskiej chorągwi harcerskiej. On do mnie po chwili mówi:„To dobry pomysł, ale jeszcze poczekajmy...”. Mówiłem o literaturze dru­ giego obiegu,która jest Polsce potrzebna.Walczyłemodopuszczenie do rozpowszech­ niania zatrzymanych przez cenzuręfilmów.Wwypadku „Wiernej rzeki” Kuźmińskiego - skutecznie. Byłem ostatnim ministrem kultury, który miał pieniądze - dwa procent budżetu!Teraz to jest jakiś ułamekprocenta...

W podsumowaniu swojego ministrowania, które można przeczytać w Internecie, profesor Krawczuk zawarł kilka dokonań.Renowacja kościoławRudkach na Ukrainie, gdzie jest pochowany Aleksander Fredro,rozpoczęcie prac przy odbudowie cmentarza Orląt we Lwowie i zakończenie budowy nowego gmachu Muzeum Narodowego wKrakowie.

- A ryzyko? - pytam,bo przecież sam otym ryzyku mi mówił.

- Bałem się, jak mnie tam w Warszawie przyjmą. Nikogo nie znałem. Ale patrzę:

jest wministerstwie świetny specjalista od budżetu, jest bardzo dobrydyrektorgabine­ tu, który ma kontakty, to po co ichzmieniać? Dzisiajsięmówi o kluczu partyjnym.

- Dzisiaj,czyliw okresie demokracji, której zdaniempana nie ma- mówię,bo do­ brze byłoby coś więcej naten temat powiedzieć.

- Najlepiej istotę demokracji oddają dwaterminy używane w Grecji jeszczewcześ­

niej, zanim Perykles wygłosił swoją słynną pochwałę demokracji, co miało miejsce w430 roku przed naszą erą w Atenach, w czasie pogrzebu żołnierzy poległych wbi­

twachze Spartą. Pierwszy termin- „isenomia” - możnaprzetłumaczyćjako równe dla wszystkich prawo. Drugi - „isegoria” - to jednakowe dla wszystkich prawo zabierania głosu. Czy środki przekazu są u nas zupełnieniezależne od orientacji politycznej i od kapitału? Taka drobna uwaga: jakim kapitałem trzeba obecnie dysponować, aby na przykład założyćogólnopolski dziennik?

(10)

Historyki antyczni bogowie 77

Historyk i antyczni bogowie

Hermes, o którym profesor Krawczuk tyle razy wspominał, byłopiekunem mów­ ców, wynalazcą alfabetu, astronomii, miar i wag, co sprawiło,że na szczególną opiekę i pomoc z jego strony liczyli kupcy oraz podróżnicy. Jego posągi stały przy drogach i na rozdrożach. Ale choćbyśmy nie wiem jak daleko jeździli i wędrowali - uważa profesor - to liczy się najbardziej to stałe, jedno miejsce. Od 1932 roku nieprzerwanie mieszka w domku, którywybudowała matka, wciąż go remontuje, chociażjest nieudacznikiem wtym względzie,ale to jestkonieczne, bo używanewtedymateriały były nienajwyższej

jakości. Bibl.Jag.

- Moje łóżko stoi dotąd tam, gdzie stało wewrześniu 1939 roku. A więc gdybymtak przespał te siedemdziesiąt dwa lata - to bymsię obudziłw tym samym miejscu. Ostat­ niozałatwiłem ważną dla mnie sprawędysponowania grobem rodziców. Wiem, gdzie spocznie moja urna. Zwyczajem antycznym zostanę po śmierci poddanykremacji, co ma jeszcze i takie dodatkowe znaczenie, że nie trzebaczekać dwadzieścia pięć lat, aby można było w tym grobie kogoś następnego pochować. Jest to zatem takżepostępowa­ nie oszczędne. Myślenieo jednym własnym mieście, domu i grobiecechuje Europej­

czyka-mówi do mnie.

I jeszcze jedno. Otóż wstąpienie Polski do Unii Europejskiej to dla niego wielkie iważne wydarzenie,którego doczekał w swoim długim życiu. Uniajakotwórpolitycz­ ny jest mocno osadzona w tradycji cesarstwa rzymskiego. Drugim takim solidnym zakotwiczeniem są olimpiady. Pierwszanowożytna olimpiada w 1896 roku oznaczała, że nareszcie poczternastu wiekach Europa przerwała okresbrudu, zakłamania,seksu­

alnych kompleksów, ascezyijedenHermes to wie,czegojeszcze. Dopiero teraz wraca­ my do postawy ludzi antyku. Pozytywnego stosunku do własnego ciała i radości życia tui teraz.

Bo wszystko, comoże zdarzyć się nam dobrego - powtarza Aleksander Krawczuk za Epikurem - ma miejscetutaj. W tym świecie, w którym za sprawą ewolucji oraz przy­ padku zrealizowałasię także nasza bardzodługarozmowa, jedna i druga.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ale w międzyczasie, jak się odratowałem fizycznie, moja siostra zaczęła pracować, moja mama zaczęła coś zarabiać i jakoś się to układało. Muszę

Ten rabi nie poszedł się modlić – to był Jom Kippur – on nie poszedł się modlić, on się został przy tym dziecku.. On mu dał tę jego butelkę, żeby on pił trochę tej

Jak się pracuje w rodzinie i cały czas się je obserwuje, to jest inne życie. Kiedy czasami się weźmie plastry z gniazda i się przykryje poduszką, to wszystkie od

W Polsce, gdy lekarka postawi na swoim i będzie się starała o pogodzenie tych trzech fundamentalnych rzeczy ze sobą, skaże się na niskie zarobki.. Ale nie te diagnostyczne, bo

Nieraz o ósmej rano okazywało się, że chory, którym mieliśmy się zajmować, jest już zbadany przez Kępińskiego, że nie uszanowano naszego prawa pierwszeństwa w tworzeniu

Lublin –zresztą Kraków też –był bardzo mocno poklejony [plakatami]. Powiedziałbym wręcz, że [istniała] konkurencja, kto więcej

I on zawsze tak fajnie opisywał, że tam pszczoły się troszkę zdenerwowały, tam pożądliły go, i on poszedł, obmył ciało wodą i wrócił. Nie ubierał się, bo

I krzyknęła na mnie, to tylko raz było, że krzyknęła na mnie: „Marta, skup się!”–bo błąd robiłam. Napisałam „Piłsucki” a później „Piłsudzki” a to i tak nie