Jan Błoński
Ofiarny kozioł i koń trojański
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2, 1-7
Badań
Literackich
i
Komitet
Nauk
o
Literaturze PAN
dwumiesięcznik 2, 1972
Ofiarny kozioł i koń trojański
Pisarz nie uspraw iedliw ia się nigdy, k r y ty k sta le. Poeta uważa sw e slówo za czyste, konieczne, doskonale: za k o t wicza je w głębiach osobowości, tajem nicach istnienia lub p rzy n a j m n iej w pierw otności języka. Przypom ina chętnie, że zabrał głos u początków ludzkości i jeśli głosi śm ierć poezji, nie zapom ina do dać, że poezja zm a rtw ych v:stan ie, \albo że św iat bez poezji nie będzie m iał żadnej wartości. Słow o k r y ty k a nie podaje się za nic innego n iż za w y p o w ie d ź skołatanej jednostki. Nie pow ołuje się na żadną pierw otność czy niepoznawalność. K r y ty k nie prow adzi ko respondencji z absolutem . Pam ięta, że zjaw ił się na świecie nied a w no; czuje się dzieckiem now ożytności, ale — w przeciw ieństw ie do tech n ika — nie czerpie stąd żadnej dum y: w literaturze obow iązują przecie fra d y c y jn e reg u ły starszeństw a. Jeśli obwieści śm ierć k r y ty k i, n ie zasm uci nikogo: przeciw nie na w et, 'niejednego ucieszy. Strzeże się w ięc [przezornie kassandrycznych przepow iedni... Godzi się na w łasną niższość. S tu liw szy uszy, znosi cierpliw ie obelgi. P rzyzn a je tw órcom , żć się stale m y li i że w yprzedza ją go naw et w trafności ocen. Czegóż m ógłby nauczyć kapłanów słowa, in ży n ie rów dusz? Nie łu d zi się rów nież, że cieszy się szacunkiem czy po pularnością w śród czyteln ikó w . P rzyznaje, że je st za d u fa n y (nie k o rzy się przed ta len tem ) i przem ądrzały (rozszczepia w łos na czworo). Ja k k a żd y pośrednik, w ie dobrze, że w chw ili transakcji pow inien zniknąć, poniew aż — własną obecnością — obnaża n ie zręczność pisarza i czyteln ika . O dkrycia k r y ty k ó w (Słow acki M
J A N B Ł O Ń S K I 2 szewskiego, N orw id Miriama, naw et Białoszewski Sandauera) f u n k c jo n u ją z w y k le anonimowo. B y ło b y bow iem obelgą dla tw ó rc y powiedzieć, że nie potrafi zdobyć czytelnika, i obelgą dla c z yte ln i ka, że nie u m ia ł zrozum ieć poety. Po pisarzach i c zytelnikach — k r y t y k ó w nie lubią także działacze. A r ty s tó w — n a w e t dzisiaj — otacza \nimb tajem nicy: n ig d y też nie wiadomo, czy rnie u jm ie się za n im i przyszłość. Za k r y t y k a m i nie u jm ie się na pew n o n ik t i dla tego nie onieśmielają nikogo. Oni też biorą cięgi, k ie d y literatura nabroi. T a kże w te d y , k ie d y pisarze boją się podnieść głos na poli t y k ó w , oskarżają o terror •— k r y t y k ó w . G dy w procesie k r y t y k i u w ie rzy ć choć na chwilę stronom, zostałaby już dawno skazana na nieistnienie.
Je st jed n a k prawdą, że bez k r y t y k i literatura zamiera, p rzy n a jm n ie j w X I X i X X w ieku. I dość się rozejrzeć dokoła, aby znaleźć w y m o w n e dowody.
K r y t y k ó w — na dobrą sprawę — lubią ty l k o literaturozna w c y . Po święcają i m uczone rozpraw y, racjonalizują kaprysy, uzasadniają opinie.... przeceniając nieraz rolę, jaką o d e g r a li1.
Badanie programów, pojęć, giełdy ocen to ulubione zajęcie historyka literatury. T e o re ty k a ciekawią z n o w u osobliwości w ypo w ied zi k r y t ycznej, zawiłe relacje, k tó r y m i wiąże się z literaturą piękną. K r y t y k a k r y t y k i ma. za p ew n e przed sobą dużą przyszłość, ponieważ — ja k w s z y s tk ie d o m e n y w y s o k ie j fachowości — przynosi sporo za gadek do rozwiązania. Je d n a k życzliwość, jaką uczony obdarza k r y tyk a , podszyta jest z w y k le interesem lub pobłażliwością.
B y w a nieraz, że badacz ceni k r y t y k a dlatego po prostu, że nie w i dzi różnicy m ię d z y jego działalnością — a własną; broni ta k — w masce — swego z a w o d u , ciesząc się po cichu, że czas, dysta ns i erudycja chronią go od gaff i p om yłek. Częściej w szakże uczony uw aża swą pracę za jakościowo odmienną, ponieważ ścisłą, sp raw dzalną. P a trzy w te d y na k r y t y k a z góry, w y ty k a ją c m u iamator- stw o i d y le ta n ty z m . W obu p rzypadka ch literaturoznawca lubi w k r y t y k u niezdarność. Broni k r y t y k i vj ogóle, ale rzeczywistego
1 Przynajm niej — odegrali jako jednostki. Zarówno pisarze, jak i badacze przeceniają zw ykle rolę krytyka, nie doceniając roli krytyki jako całości. Każdego pisarza otacza m gław ica sądów o literaturze i kulturze, stworzona — albo zapisana — przez krytyków. Ta m gławica wyznacza opinie, mniemania, ambicje. Dlatego pisarz, który krytyki chorobliwie nie cierpi (np. Dąbrowska), jest od niej — jako całości — zależny dokładnie tak samo, jak pisarz, który krytykę lubi i ceni.
k r y ty k a ośmiesza chętnie i poniża, nie przestając się cieszyć, że jest od niego mądrzejszy...
Jest jedn ak prawdą, że literaturoznawcom k r y t y c y są bardziej po trzebni aniżeli literaturoznawcy k r y ty k o m . F unkcja k ry ty c z n a jest zwyczajniejsza ja kb y, pierwotniejsza, bardziej oczywista niż zaję cia badacza literatury. Jest bliższa lekturze, dyskusji, e s tetycznem u otium. Człowiek jest najpierw i bardziej k r y ty k ie m , później dopiero literaturoznawcą.
Co o t y m w s z y s tk i m powiedzieć może ktoś, kto bywał k r y ty k ie m ? Czy podejm ie — raz jeszcze — beznadziejne spory? C zy będzie się starał pogodzić k r y t y k a z twórcą, działaczem, c z yte ln ik ie m i uczo nym ? Czy zacznie wyłuszczać m etody, na jakich się opiera, w z łu d n y m przekonaniu, że znajdzie kamień filozoficzny, k tó r y uspokoi zwaśnione strony i zapewni k r y t y k o m godne miejsce pod słońcem? Na pew no nie. M oże ty lk o -— na pół p ryw atn ie — 'wyznać, jak przed sobą s a m y m uzasadniał swe zajęcie. Co stanowi o postawie k r y ty k a , o swoistości tak spornego powołania? Jakie jest — mówiąc żartem i— „właściwe co” k ryty ka ? i
Cieszy go najpierw to, że jest dzieckiem swego czasu. Dziejowi p e symiści zapowiadali z w y k le zagładę k r y ty k i. W itk a c y twierdził, że w społeczeństwie m r ó w ek k r y t y k a zostanie „zniesiona zup ełn ie”. Mrożek dodawał, że jej energiczniejsi przedstawiciele znajdą za tru d nienie w plutonach egzekucyjnych. Także historycy m ają słusz ność, powiadając, że to, co dzisiaj o b e jm u je m y nazwą k r y t y k i , obej mowało niegdyś odmienne zadania. Zapewne, r u d y m e n ty k r y t y k i istniały od dawna. A le człowieka przeszłości nie zajmowało tak usil nie zrozumienie, opisanie, ocenienie i przysw ojenie konkretnego dzieła. Trudził się bardziej nad aproksymacją n o r m y albo nad zgłę bieniem p raw d y ogólnej, której dzieło było tylk o odblaskiem, w cie leniem czy w y k ła d n ik ie m . Dlatego niestrudzenie k om e nto w ał w ie l kich Starców, zakładając milcząco, że to, co powiedziano dawniej, powiedziano lepiej (pomijał kwestię, o ile się sam oszukiwał). Dla tego również zmierzał do ustalenia wzorca, ideału, n o rm y doskona łości. Słowem , w d a w n y m społeczeństwie przeważała postawa nor- m odaw cy i komentatora, w obecnym — raczej postawa k r y ty k a . Jest chyba niesporne, że !iu stosunku jednostki (czytelnika) S spo łeczności (opinii) do dzieła literackiego nastąpiła w X V I I I i X I X w. zmiana, której w y k ła d n ik ie m jest rosnące znaczenie k r y t y k i — jak zresztą w szelkiej refleksji nad sztuką. Relacja a uto rytetu ustąpiła mianowicie relacji dialogu i współzawodnictwa; w następstwie zaś
J A N B Ł O Ń S K I 4 k o m e n ta rz i ,,sztuka p o e ty c k a ” zostały zastąpione esejem i a r ty k u łem. Zapew ne, do powstania k r y t y k i p rzyczynił się rozwój prasy i u n iw e rsy te tó w , podobnie jak rozszerzenie r y n k u książki. Ale nigd y by się tak nie rozpanoszyła, g d y b y nie głębsza konieczność k u l t u ralna. A m b iw a le n c je k r y t y k i odtwarzają właśnie napięcia postaw y dialogu i w spółzawodnictwa, która w literaturze w y k lu w a ła się p o woli i do tej pory nie w yczerpała swoich w szy s tk ic h sprzeczności. Dialog jest d ia le k ty c z n y m przen ika n iem zależności i samodzielności; pragnienie p rzew yższen ia jest w n im równie silne co poczucie po dziw u; opiera się zaś na c ie rp liw y m odtwarzaniu i przetwarzaniu — a rg u m e n tó w i p r z e m y śle ń partnera. Nie kończy się nigdy, ponieważ k w e stio n u je własne ko n k lu zje. Służąc prawdzie, poucza o jej nie- ostateczności.
A r ty s ta jest uwodzicielem, gw a łto w nikiem , czasem tyra nem . R za d ko b y w a tolerancyjny, ponieważ własną twórczością chciałby u n ie w ażnić poprzednie. Jest w ielką zasługą — także k ryty czn ą ! — G o m browicza, że w y w ló k ł na światło m e chanizm zaborczości, w a r u n k u ją cy działalność a r ty styc zn ą . S z tu k a nie jest de m ok raty c zn a — po wiadał — poniew aż św iadczy o odmienności i nierówności ludzi. Dlatego — m im o k r z y w d i cierpień, zadawanych a rty sto m — czu ła się spontanicznie lepiej w społeczeństwach autorytetu... T y m c z a se m k r y t y k jest dem okratą literatury. W w arun kach zaciekłego w sp ó łzaw odnictw a broni wszystkiego, co — w zaw iłych relacjach m ię d z y nadawcą a odbiorcą dzieła — niesie możliwość porozumie nia, co św iadczy o gotowości w zajem nego przeniknięcia uczuć i w y obrażeń. Idzie za większością, owszem , ale broni praw mniejszości, którą s y ste m a ty czn ie dopuszcza do głosu, choćby pod postacią p y tania czy zastrzeżenia.
R e p re ze n tu je racje Innego, którego artysta chciałby pochłonąć i od siebie uzależnić. Dlatego — yjbrew pospolitem u m n ie m a n iu — w działalności k r y ty c z n e j przeważa postawa rozumiejąca, pochwal na, aprobatywna. K ie d y jedn a k k r y t y k przyzw ala, to zawsze cząst kowo; k ie d y gani, nie odmawia nadziei, p r zyn a jm n ie j teoretycznie. Dlatego też k r y t y k nikogo nie może zadoioolić. Ale właśnie d e m o kracja ma to do siebie, że nikogo w zupełności nie zadowala — i dobrze wie, że nie zadowala.
Demokracja jest sposobem rozwiązyw ania k o n k re tn y c h zagadnień k o n k r e tn y c h ludzi z m ożliw ie n a jm n ie js z y m uszczerbkiem dla in n y c h ludzi i innyc h zagadnień. K r y t y k a jest sposobem rozumienia dzieł literackich z możliw ie n a jm n ie js z y m uszczerbkiem dzieł od
miennych. M iędzy fu n kc ją k r y t y k a a pojęciem demokracji istnieje niewątpliwie pokrew ieństw o i, jeśli m ożna sobie 1wyobrazić 'współ czesnego Sarbiewskiego, to Irzykow skiego czy Sandauera n a w e t do bry król Staś przegnałby na cztery wiatry.
We współczesnej literaturze k r y t y k pełni więc naprawdę f u n k cję świadka dialogu. Dialog rodzi się w te d y , k ie d y d w aj ludzie prag ną się porozumieć. Ale porozumienie literackie pełne jest zagadek i pułapek. Pisarz pragnie narzucić czytelnikow i własne uczucia, po glądy, urojenia, fantazm aty. Pragnie także — co może n a jw a żn ie j sze — narzucić m u w łasny sposób mówienia. 1 c zytelnik gotów się poddać, ale znaki dzieła odczytuje przez własne wspomnienia, po trzeb y i wyobrażenia. Nie m uszę przypominać, że każdy czyteln ik czyta (nieco) odmienną książkę. W literackim dialogu pisarz propo nuje, często gwałtownie i nieuprzejmie; c zyte ln ik urzeczywistnia, na ogół koślawo i z ociąganiem. Pisarz potwierdza się przez c zy te l nika, czytelnik przez pisarza — uświadamia i odkrywa.
Dzieło jest p u n k te m spotkania, schem atem wyobraźni, przestrzenią upośrednienia. Nie m ożna więc powiedzieć, aby k r y t y k był ty lk o u czestn ikiem dialogu, któ ry ma miejsce m ię d zy nadawcą a od biorcą tekstu. Literatura może od biedy fu nkcjonow ać bez trzech groszy k rytyka . K r y t y k jest raczej świadkiem... św iadkiem n ie z b ę d n y m hic et nunc, w naszych czasach i naszej cywilizacji. A lb o w ie m nie m a dzisiaj N o rm y, która by wyznaczała szlak kulturze, nie m a też w ielkich Przodków, do których można się w każdej chwili odwołać. Jest ty lk o — jest jeszcze... wola porozumienia, wola dia logu. I właśnie k r y t y k jest d ysponentem i strażnikiem dialogowych wartości. Jest t y m , któ ry zabiega, aby dialog n aw iązyw ał się n a prawdę, nie w yko lejał za bardzo i nie tonął w ostatecznym niepo rozumieniu. Dla pisarza jest pierw szym czytelnikiem , któ ry odsyła m u jego >— zniekształcony i— \obraz. Dla czytelnika jest ostatnim
z twórców, k tó r y — wielce niedoskonałą — interpretacją nadbudo w uje dzieło. Dlatego k r y t y k jest pożyteczn y także w te d y , kiedy się m yli, nie t y l k o w te d y , k ie d y ma słuszność.
Przede w s z y s tk im jed n ak k r y t y k reprezentuje racje literatury. W y stępuje w imieniu w szy stk ich dzieł, które pow stały i mogą powstać, w y stęp u je — szerzej — w imieniu całokształtu k u ltu r y 2. Ale
prze-2 Dlatego jest jednocześnie niedouczony i przeuczony. Łączy i miesza wszystko ze wszystkim: osobiste wyznania z teorią gier, etnologię z poetyką i psychiatrię z semiologią... ale w najwyższym stopniu kapryśnie, przypadkowo i niepo- rządnie.
J A N B Ł O Ń S K I
6
cież to samo czyn i literaturoznawca! I tak, i nie. Różnicę unaoczniają zarzuty, które sobie stawiają. Uczony zarzuca fcry tyk ow i dowolność, k r y t y k u czonem u — dogm atyzm . Dlaczego? Otóż dlatego, że — re prezentując in teresy literatury — k r y t y k obdarza pisarza w ię k s z y m zau fa n ie m niż badacz. Badacz chce określić miejsce, jakie dzieło z a jm u je w całości kulturalnego s y ste m u (obojętnie, ja k go ro zu mie). K r y t y k o w i zależy raczej na u c h w y c en iu nowości, niepow ta rzalności, którą wnosi pisarz. Uczony broni wszystkiego, co jest lite raturą; k r y t y k w szystkieg o , !co literaturą jeszcze nie jest, ale stać się może. Ostatecznie więc k r y t y k i literaturoznawca z a jm u ją się t y m s a m y m (współczesność jest u p r z y w ile jo w a n y m , nie w y łą c z n y m te r e n e m działalności kryty czn e j). Posługują się też podobnym i m e todami, ponieważ obaj grabią sąsiednie dyscypliny, od semiologii po
etnografię. ,
Różnią się w szakże — i nieraz różnią do nienawiści — p u n k te m w i dzenia i postawą wobec literatury. Papierkiem l a k m u s o w y m jest z w y k le ambicja sy ste m u , której k r y t y k b y w a na ogół pozbawiony. Przeciwnie, im bardziej uczony ogarnięty jest s y ste m o w ą n a m ię t nością, t y m chętn iej k r y t y k ą gardzi albo z k r y t y k i rezygnuje. Do skonale u p rz y to m n ił to sobie Barthes. C z y m bowiem — powiada — zajm ow ać się będzie rzetelna jiauka o literaturze, jeśli k ie d y k o lw ie k naprawdę powstanie? „Nie będzie ona n auką o treściach (...) ale nauką o w aru nka ch treści, to zn a czy o form ach (...). Je j model bę dzie pczyw iście lin g w is ty c z n y ”. B ędzie yiauką o całokształcievopera cji, k tó r y m m ożna poddać znaki języ k o w e . N atom iast „stosunek k r y t y k i do dzieła jest s to su n k iem znaczenia do f o r m y ”. Ale 'znacze nia są dziedziną zm ienności i jednostkowości...
Trudno w y ra ź n ie j powiedzieć, że k r y t y k jest w sto su n k u do uczo nego artystą i że reprezen tu je racje jednostki przeciw system ow i, historii przeciw naturze. Jest nie ty lk o z przyrodzenia demokratą — doda łb ym — ale ta kże personalistą. Bardziej niż porządkować chciałby zrozumieć, bardziej niż wyjaśniać — doprowadzać do po rozumienia. Nad wierność normie i wierność literaturze (jako in sty tu c ji) przekłada przekonanie o dialogow ym charakterze prawdy. S k ło n n y jest do nieporzą dku i przekraczania granic nie 1ty l k o !d y s c y p lin arn ych , ale rodzajowych: ale też w głębi serca czuje się bliższy sztuce niż nauce.
Dlatego jest o fia rn y m kozłe m i tro ja ń sk im k oniem jednocześnie. Dlatego, m yślą c o porozumieniu, nie przestaje w y w o ły w a ć kłótni. Dlatego, marząc o demokracji, brnie stale w błędach i
wypaczę-niach. K r y t y k a jest — cokolwiek się powie — dziedziną r y z y k a i kaprysu, namiętności i oślego uporu. Jest jednak także dziedzi ną spontaniczej swobody i uczucia braterstwa, które rodzi się w lu dziach, co — niezależnie od ostrości sporów, jakie toczą, a wiado mo, jakie b yw ają bolesne — umieją się w zajem nie docenić we własnej odrębności. Mało kto rozważał moralną użyteczność k r y ty k i.
K r y t y c y '.wszystkich krajów, nie łączcie się, ale rozpraszajcie — w waszej różnorodności jest wasza siła.