• Nie Znaleziono Wyników

Z dziejów "Historii polskiej" Kitowicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dziejów "Historii polskiej" Kitowicza"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Przemysława Matuszewska

Z dziejów "Historii polskiej"

Kitowicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 53/4, 365-392

(2)

I.

R O Z P R A W Y

I

A R T Y K U Ł Y

PRZEMYSŁAWA MATUSZEWSKA

Z DZIEJÓW „HISTORII PO L SK IEJ” KITOWICZA

Historia polska, zwana też w prost P a m iętn ika m ix, to drugie oboik Opisu obyczajów podstawowe dzieło Jędrzeja Kitowicza. Dzieło m niej

popularne i nie ta k bezspornie cenione, znane dotychczas jedynie z nie­ starannych w ydań XlX^wiecznych. Błędy, a niekiedy i świadome znie­ kształcenia tek stu dokonane przez pierwszych edytorów, Raczyńskiego i Poplińskiego, pow tarzane przez ich następców — potęgow ały jeszcze wrażenie chaosu i nieładu przy lekturze dzieła, którem u sam autor nie zdążył nadać ostatecznego kształtu. Bo Historia polska jest pracą nie dokończoną, przerw aną w trakcie szeregowania i zespalania zgromadzo­ nych m ateriałów w jednolitą całość. Ocenę wartości tego dzieła musi więc poprzedzić próba uporządkow ania samego tekstu w oparciu o do­ chowane przekazy rękopiśmienne.

N ajpierw autograf. W Bibliotece Kórnickiej lokalizował go już w r. 1860 ks. Teodor Kiliński, jednak jego inform acja, u k ry ta w przy­ pisie do kolejnego z licznych wznowień przestarzałego już wówczas podręcznika historii lite r a tu r y 2, nie posłużyła wydawcom lwowskim z 1882 r. do ulepszenia tekstu ani nie zachęciła — w ciągu stu lat b li­ sko — badaczy Kitowicza do obejrzenia rękopisu. Uczynił to dopiero Roman Pollak, którem u „listy Kitowicza, odnalezione w zbiorach kór­ nickich, pozwoliły zidentyfikow ać jako niew ątpliw y autograf zarówno jego Opis obyczajów w rękopisie n r 2265 Bibl. Czartoryskich, jak i tzw. Historię Polski w rękopisie kórnickim n r 433” 3. U jaw nione w w y­ niku tych oględzin dopiski ołówkowe „Poplińskiego czy Łukaszewicza”, świadczące, że rękopis był przez pewien czas w ich posiadaniu, oraz ogło­ szone w ty m samym arty k u le fragm enty korespondencji z archiw um redakcji „O rędow nika Naukowego” w zbudziły zainteresow anie dla „zy­

1 Oba ty tu ły pochodzą od K i t o w i c z a .

2 L. Ł u k a s z e w i c z , R ys dzie jó w piśm iennictw a polskiego. Wyd. 2, dopro­ w adzone do roku I860. Poznań 1860. K iliński był redaktorem w ydań z lat: 1859, 1860, 1866.

3 R. P o l l a k , Kitowiczia na. „Pamiętnik L iteracki”, 1952, z. 1/2, s. 610.

(3)

gzakowatej drogi” autografów Kitowicza. Niebawem Tadeusz M ikulski, wiedziony trafn ą intuicją historycznoliteracką, odtw orzył precyzyjnie lo­ sy Opisu obyczajów. P rzy okazji wzbogacił też wiedzę o drugim ręk o p i­ sie pam iętnikarza i sform ułow ał kilka postulatów badawczych:

Bardzo zaw iła — pisał — i niejasna w w ielu szczegółach w ędrów ka au to­ grafu Historii polskiej [...] w ym aga osobnych dociekań. Podejm ie je n iew ą tp li­ w ie — niechby najrychlej — w ydaw ca pism historycznych K itow icza, ustalając zygzakowatą drogę rękopisu T eofila W olickiego i podstaw ę m ateriałow ą kopii Michała W iszniew skiego — w ścisłym oparciu o studium autografu Historii polskiej (dziś w B .bliotece K órnickiej, rkps 433), który jest może id en tyczn y z rękopisem W olickiego4.

Podejm ując ten apel spróbujm y rozwinąć przynajm niej niektóre z w ysuniętych w nim sugestii. Podstaw ow ym źródłem inform acji o lo­ sach rękopisu jest w zm iankow any już w yżej przypis Kilińskiego, w k tó ­ rym polemizuje on z Wójcickim:

P. W ójcicki pisze: „Rękopisma K itow icza z biblioteki ks. ks. m isjonarzów w arszawskich dostały się do księgozbioru ks. ks. pijarów; obecnie już ich tam nie ma, bo w ziął je przed kilkunastą laty śp. Edward hr. Raczyński do wydania". Rzecz się ma atoli inaczej. Rękopis ks. K itow icza składał się z 12 ziszytów - Rękopis zaś, z którego drukował h r .. Raczyński, składał się z jednej księgi in 4to, w złocone brzegi i pięknie oprawnej. Rękopis ten w idzieć można w k siąż­ nicy hr. T. D ziałyńskiego w Kórniku. Posiadał zaś ten rękopis początkowo arcy­ biskup T eofil Wolicki, od niego pożyczył p. Pantaleon Szuman, radzca rejen cyj- ny, od tego zaś p. Bajerski, sędzia apelacyjny w Poznaniu, a przez syna tego, Lucjana, dostał się do pana Poplińskiego, profesora przy gim nazjum poznańskim, który go udzielił Ed. hr. Raczyńskiem u, a ten w ydał go w roku 1840, w „Obrazie P olak ów ”, w trzech pierwszych tomach, i zawiera w ypadki od roku 1750— 1787. D alszy zaś ciąg pam iętników J. K itow icza nabył hr. E. Raczyński od p. Michała W iszniewskiego z Krakowa, doprowadzony do r. 1796, i w ydał w 3 tomach w Poznaniu w r. 1845. Jest także w ydanie K itow icza pierwszej części przez W ojkowskiego, któremu p. Pcp liń sk i udzielił rękopisu, w reku 1840, jako też w yjątk i z niego w „Tygodniku Literackim ”. — Opis zaś obyczajów i zw yczajów przez K itow icza znajduje się w 4 tomach „Obrazu Polaków i P olsk i” (tem [7], 8, 9 i 10) w ydanych w roku 1841 przez hr. E. Raczyńskiego, które nabył tenże od p. Sieńkiew icza z Paryża (zapew ne z bibliot. puław.). Tak w ięc twierdzenie p. W ójcickiego, iż p. hr. E. R aczyński zabrał rękopisma K itow icza z biblioteki ks. ks. m isjonarzy czy pijarów w W arszawie, upada 5.

4 T. M i k u l s k i , Ze stu diów nad Oświeceniem. W arszawa 1956, s. 95—97. Tu ponadto w obszernych przypisach cenne w skazów ki i odsyłacze bibliograficzne (m. in. do korespondencji W i s z n i e w s k i e g o ) . Oparty o nie fragm ent brulio­ nowej redakcji zaw ierający rekonstrukcję losów rękopisu W o l i c k i e g o i kilka przypuszczeń dotyczących kopii, jaką rozporządzał W iszniewski, zachował się w pa­ pierach M ikulskiego. Udostępniła m i je uprzejm ie p. Zofia M i k u l s k a .

(4)

„H IS T O R IA P O L S K A ” K IT O W IC Z A 3 6 7

Zacytow ałam dopisek Kilińskiego w całości, by odczytać go na nowo 6 z m anuskryptem kórnickim przed oczami. Zabieg ten pozwala już na w stępie zamienić w pew nik ostrożną hipotezę Mikulskiego: rękopis Bi­ blioteki K órnickiej 433 j e s t i d e n t y c z n y z rękopisem Wolickiego. Jest to istotnie „księga in 4-to, w złocone brzegi i pięknie opraw na” ; „składa się z 305 stron, wciąż tą samą ręką pisanych i gdzieniegdzie co do stylu i rzeczy tą samą ręką popraw ianych” — jak donosił W iszniew­ skiem u współpracownik i kolega redakcyjny Poplińskiego Józef Ł uka­ szewicz, w liście z 29 m arca 1842 \ Listy redaktorów „Orędownika” do krakowskiego profesora, ogłoszone drukiem już dawno, ale do biblio­ grafii K itcwicza wprowadzone dopiero przez Tadeusza Mikulskiego, są tym cenniejszym źródłem, że wśród nich ocalone przez Romana Pollaka ułamki listów Wiszniewskiego odnajdują swoje miejsce, dając się w łą­ czyć w logiczny ciąg dw ustronnej korespondencji. Cytowany wyżej list Łukaszewicza jest najw yraźniej odpowiedzią na propozycję W iszniew­ skiego z 25 m arca 1842, o czym obszerniej w dalszym ciągu artykułu. Tymczasem szukam y jeszcze wiadomości o sam ym rękopisie. „Nam się zdaje — pisze Łukaszewicz w tymże liście — że rękcpism nasz jest auto­ grafem ”. I dla upew nienia się posyła W iszniewskiemu jedną k artę tekstu do porów nania pisma. W brew oczekiw aniu próba w ypadła n e­ gatyw nie — Wiszniewski orzekł, że to ńie ręka Kitowicza. Nie przece­ niajm y jednak wagi tego sądu- Uczony historyk mógł się z łatwością omylić, jeśli za podstawę studiów grafologicznych przyjął wspomnienie sprzed lat co najm niej dziesięciu:

w idziałem w Puławach w łasnoręczne K itow icza listy i p a m i ę t a m , że charak­ ter m iał inszy 8.

Był to argum ent w ystarczający może, by obniżyć w oczach adresa­ tów w artość ich w ydania (o co zapewne chodziło Wiszniewskiemu 6 Inform acje K i l i ń s k i e g o pierwszy w ykorzystał S. K r z e m i ń s k i , autor obszernego artykułu o K itow iczu w W ie lk ie j en cyklopedii pow szechn ej ilu s tr o w a ­ n e j (t. 35/36, s. 557—562). A rtykuł ten do dz:'ś jest w ym ien iany jako jedno z n a j­ pow ażniejszych studiów poświeconych K itow iczow i, dlatego w arto sprostować kilka zaw artych w n:'m dość istotnych nieporozumień. K rzem iński zakładając m ylnie, że to w łaśn ie z księgi W o l i c k i e g o w ydrukow ano w Poznaniu Opis obyczajó w , dochodzi do wniosku, iż nie mogła ona m ieścić F am iętnik ów . Zaprzecza temu au to­ graf. N iesłuszne ckazuje się też przypuszczenie K rzem ińskiego, że zam ieszczone w w ydaniu lw ow skim z 1882 r. noty, „których nie ma w ogłoszonej przez S !en k ie- w icza części raptularza”, mogą pochodzić z dalszego ciągu owego raptularza, po­ chodzą bowiem w szystkie bez w yjątku z dodatków Poplińskiego, o których niżej. 7 L is ty do Michała Wis zniewskiego. (Z a rchiw um hr. Przeździeckich), opubli­ kowane w: „Krcn'ka Rodzinna”, 1886—1887. C ytow any list: 1886, s. 267—268.

8 List z 13 V 1842 (zcb. P o 11 a k, op. cit., s. 613). W bibliotece puław skiej mógł być W iszniew ski ty lk o przed r. 1830; rozproszone podczas powstania zbiory nie w róciły już do Puław. Por. K. B u c z e k , Biblioteka pu ław ska w czasie w a l k p o ­ w stania listopadowego. „Silva Rerum”, 1930, s. 10— 12.

(5)

w związku z w łasnym planow anym przedsięwzięciem edytorskim). Nam jednak w obecnym stanie badań nie przeszkodzi on uznać rękopis Wo­ lickiego za niew ątpliw y autograf, k tó ry swego czasu trafił do rąk Po- plińskiego i stał się podstaw ą pierw odruku z r. 1840, a obecnie prze­ chowywany jest w Bibliotece Kórnickiej pod sygn. 433.

Księga kórnicka obejm uje wszakże jedynie pierwszą część dzieła, tyle, ile w ydał Raczyński w „Obrazie Polaków ”, a Zawadzki przedruko­ wał w tomie 1 edycji lwowskiej z roku 1882. Dla reszty tekstu Historii nie dysponujem y już autografem . Ocalał tylko XIX-wieczny odpis, do­ strzeżony szczęśliwie przez Stanisław a Pigonia w śród nie w ykazanych jeszcze w inw entarzu zbiorów Biblioteki PAU (obecnie PAN) w K rako­ wie i n a te j podstaw ie w prow adzony do now ej redakcji K orbuta. Jest to rękopis n r 1906, opatrzony ekslibrisem W ładysława Wężyka. Właści­ cielem jego był również (zapewne wcześniej) Michał Wiszniewski. Li­ sty do redaktorów „Orędow nika Naukowego” pozw alają to stwierdzić ponad wszelką wątpliwość. 25 marca 1842 Wiszniewski pisze:

W ostatnim liście w spom inaliście o Pamiętnikach K itowicza. D ostałem teraz drugi odpis, w ięc mam kom pletne. Rękopis mój ma 650 stron in 4-to gęstego pisma, z tych 135 tylko w ydrukow aliście w 2 tomikach. A le odmiany w tekście bardzo częste i znaczne; w idać, żeście przerabiali.

W następnym liście, 13 m aja, dodaje:

Rękopis, który ja mam K itow icza, jest kopią rękopisu, który b ył albo może i jest dotąd w łasnością pijarów na Żoliborzu. Nie jest to w ięc oryginał, ale pew nie, że obszerniejszy od w aszego; mój się kończy na słowach: „umarł po­ w róciw szy do Polski r. 1785, w ieku sw ego circiter 54” 9.

Ta dokładna charakterystyka umożliwia identyfikację rękopisu PAU 1906, którego w ygląd i zaw artość całkowicie zgadza się z cytowanym opisem.

Dwa omówione rękopisy, autograf kórnicki i krakow ska kopia, do­ pełniają się wzajemnie, tw orząc podstawowy kanon tek stu Historii pol­

skiej Kitowicza 10. Z nich to w łaśnie opublikowano ją po raz pierwszy.

*

Wobec faktu, że następne w ydania były w gruncie rzeczy tylko bez­ krytycznym i przedrukam i (z jednym w yjątkiem , o któ ry m niżej), a ręko­ 9 Fragm enty listów cytuję za: P o l l a k , op. cit., s. 612 i 613. Sens listu z 13 V 1842 uspraw iedliw ia — w m oim przekonaniu — kilka zmian interpunkcji i jedno uzupełnienie literow e w tekście, zwłaszcza że w ydaw ca nie m ógł skontro­ low ać jego poprawności w obec zniszczenia oryginału.

10 By wyczerpać przekazy rękopiśm ienne, należy tu w ym ien ić ponadto: a) t. 1 rkpsu Bibl. Polskiej w Paryżu, sygn. 240, zaw ierający odpis autografu kórnickiego; b) tzw. F ragm en ty i d e f e k ty w t. 2 tegoż rękopisu, om ówione w dalszej części niniejszego artykułu; c) odpis L. C h o d ź k i , znany jedynie z inwentarza ręko­ pisów Bibl. Narodowej, jako nr 479 zbiorów rapersw ilskich, wraz z nimi zaginiony.

(6)

„ H IS T O R IA P O L S K A ” K IT O W IC Z A 369

pisy spoczywały do niedaw na w ukryciu bibliotecznym, czas najwyższy poddać krytycznej ocenie poznański pierw odruk. Składa się on z dwóch edycji częściowych:

1. Pamiętniki do panowania Augusta III i pierwszych lat Stanisława

Augusta przez nieznajomego autora. Wydane z rękopism u przez E. Ra­

czyńskiego. Poznań 1840. „Obraz Polaków i Polski w XVIII W ieku”. 2. Pamiętniki księdza J. Kitowicza do panowania Stanisława Ponia­

towskiego z m anuskryptu dotąd drukiem nie ogłoszonego. T. 1—3. Po­

znań 1845. W: Dzieła historyczne ks. J. Kitowicza. W ydanie zupełne. T. 4— 6.

Podstaw ę obu znamy: dla pierwszej jest nią rękopis kórnicki 433, dla drugiej rękopis PAU 1906. Rozpatrzmy je po kolei.

O Raczyńskim, w ydaw cy pierwszej części, tyle da się powiedzieć dobrego, że podjął cenną inicjatyw ę wydobycia na światło dzienne ca­ łej serii pam iętników staropolskich. Wiadomo jednak, że nie troszczył się zbytnio o wierność publikowanych tekstów, poświęcając często praw ­ dę historyczną na rzecz dobrego imienia tej czy innej familii. Cenzurze ideologicznej — jak te prak ty ki w ydaw cy określił Tadeusz M ikulski — nie oparły się i teksty Kitowicza. Różnice m iędzy autografem Opisu

obyczajów a jego w ersją drukow aną stw ierdził w 1930 r. Michał Janik,

a „tekst po raz pierwszy w ydany w całości” przez Romana Pollaka prze­ konuje o ich znaczeniu n . Spostrzeżenia Pollaka tyczące Historii polskiej i w yk ry te przez niego rozbieżności między tekstem drukow anym a auto­ grafem k ó rn ick im12 zachęciły mnie do systematycznego ich prześle­ dzenia. Uzyskane tą drogą pełne zestawienie odm ian tekstu w ykorzystu­ ję obficie w niniejszym artykule, omalwiając w szystkie ważniejsze róż­ nice między pierw odrukiem a w ersją autorską.

Pokaźną grupę wśród nich tw orzą zmiany dokonane w imię maksym y sform ułow anej przez Łukaszewicza: „Mann muss niemanden beleidi­

gen” 13. Aby więc nikogo nie obrazić, usunięto takie epitety Kitowicza,

jak „szałaput koronny” (o Potockim, staroście kaniowskim, BK 8 — R I 20 14), „dum ni tchórze” (o Tarłach, BK 9 — R I 21), „niezły w

arto-11 M. J a n i k , N ie dru kow an y rozdział „ O p isu 'o b y c z a jó w ” Kitowicza. „Pam ięt­ nik L iteracki”, 1930. — J. K i t o w i c z , Opis o b yc za jó w za panowania Augusta III. Opracował R. P o l l a k . Wyd. 2, zm ienione. Wrocław 1951. „Biblioteka Narodowa” I, 88.

12 P o l l a k , op. cit., s. 611.

13 W liście do W iszniewskiego z 29 III 1842. Zob. L is ty do Michała W is zn ie w ­ skiego, 1886, s. 267.

14 W skazując źródła przykładów w dalszym ciągu artykułu posługuję się na­ stępującym i skrótami: BK = rkps Bibl. Kórnickiej nr 433, R = wyd. Raczyńskiego, W = wyd. W oykowskiego, P = wyd. Poplińskiego z r. 1845, Z = wyd. Zawadzkiego, PAU = rkps PA U nr 1906, BP = rkps Bibl. Polskiej w Paryżu nr 240. Cyfry rzym skie oznaczają tom, arabskie stronę.

(7)

głów” (o Gronowskim, dziedzicu wsi Brylewo, BK 22 — R I 53), „chu- deusz [...] wielkiego ju naka udający” (o Albinie Lenartow iczu, BK 142 — R II 36 15), „aw an tu rn ik ” (o Dzierżanowskim, BK 144 — R II 40), „zdrajca” (o Wyganowskim, BK 213 — R II 185) itp.

W ykropkcwano, zredukow ano do inicjałów lub zastąpiono eufe- micznymi określeniam i nazw iska osób, które niezbyt chlubnie zapisały się w historii polskiej; do przykładów w skazanych przez Pollaka w arto dorzucić: Wydżgę (BK 20 — R I 49) i Szymakowskiego (BK 65 — R I 155), zrywaczy sejmowych, Pretw icza, sprawcę zamieszek w K aliszu (BK 122 — R I 287), Polaka Łabęckiego, zausznika R epnina (BK 129 — R II 4), niejakiego Trzebnickiego, k tó ry ułatw ił' Moskalom opanowanie K rako­ wa (BK 152 — R I I 60), Gurowskich, oskarżycieli M orawskiego przed puł­ kownikiem moskiewskim Rönnem (BK 216 — R H 191), Chomińskiego, który miał się przyczynić do klęski konfederatów litew skich pod Ogiń­ skim (BK 294 — R III 198). Przeredagow ano w yrażenia w rodzaju: „porwanem u [Szulerzyckiemu] kazał wyliczyć sto batogów ” (BK 31) na „ukarać go kazał” (R I 76), „z zuchwalca stał się podłym życia miłośni­ kiem ” (BK 165) na „z zuchwalca stał się potem życia m iłośnikiem ” (R II 88), „Cóż przecie dobrego na poparcie konfederacyi uczynił ten Malczewski? Oto...” (BK 169) na „Tymczasem M alczewski’’ (R IJ 99), „W zwyczaj weszło [...] stanowić try bu nały gwałtownością, raz p arty ja Potockich [...], drugi raz fam ilija C zartoryskich przem agała” (BK 43/44) na „W zwyczaj weszło [...], że na trybunałach raz partya Potockich...” itd. (R I 106/107)

W zdaniu: „Wyganowski został na szubienicę wskazany, lecz na proś­ bę usilną jegoż samego, aby przynajm niej po żołniersku zginął, został rozstrzelany” (BK 214) — „szubienicę” zmieniono na „śm ierć”, a dalszy ciąg zdania, po przecinku, na: „lubo na niego pew nych dowodów nie było” (R II 187). Z opisu rozgryw ek przedelekcyjnych w 1763 r. wy­ padł zw rot zdradzający sym patię autora dla stronnictw a saskiego, a nie­ chęć do Czartoryskich: „uw olniwszy się od tych daw nych ojczyzny zdrajców ” (chodzi o Familię, BK 83/84 — R I 201) — oraz charaktery­ styka samozwańczych kandydatów do korony, Lubom irskiego i Jabło­ nowskiego: „żaden z kierujących interesem w akującego tronu i nie po- m yślił (o nich], bo pierwszy m iany był za w aryjata, drugi nie miał za­ sług” (BK 84 — R I 203). W zdaniu mówiącym o tym, jak to kasztelano­ wa Branicka „niemal cały dw ór swój tym sposobem nobilitow ała”, po­ minięto następujące w dalszym ciągu wyszczególnienie: „kucharzów, kawiarzów, fryzerów, kam erdynerów , m uzykantów ” (BK 118 — R I 279).

15 Mimo ostrożności w ydaw ców to, czego nie usunęli z charakterystyki Lenar­ towicza, w ystarczyło, by sprowokować polem iczną broszurę jego syna. Zob. A. L e ­ n a r t o w i c z . Biografia Kaz. Albina z Giezgiezłowca Lenartowicza. Poznań 1844.

(8)

„ H IS T O R IA F O L S K A ” K IT O W IC Z A 371

Opuszczono też w relacji o ucieczce Bierzyńskiego z niewoli insynuację umieszczoną w nawiasie: „pogłoska była, iż za okupieniem się Dzierża­ nowskiem u” (BK 144 — R II 40); także wiadomość obciążającą Bierzyń­ skiego: „lubo się trzym ał przy Moskwie i brał od niej pensyją przez kil­ ka miesięcy” (BK 145 — R II 41). Z charakterystyki Ignacego Malczew­ skiego, m arszałka konfederacji, wyelim inowano partie mówiące, iż był on „płochego i porywczego genijuszu [...], a p rzy tych talentach, robocie przedsięwziętej przeciwnych, serca zajęczego” (BK 154 — R I I 65), że „sam najpierw szy przed nieprzyjacielem uciekał” (BK 162 — R II 32), że:

Przy tym był serca lękliw ego, do żadnej potyczki obecnie sam nie stanął, chyba niespodzianie napadniony; ale zaraz za pierwszym w ystrzałem na pikiecie z konsylijarzam i swym i, którym i byli K cbierzycki, Radoliński, W ilczyński, Koź­ m iński, Konarski, i z w ybranym i do straży sw ojej kilkudziesiąt końmi co n aj­ lepszego ludu uciekł i prędzej się aż chyba trzeciego dnia po rozpłoszeniu do zgromadzonych w jakie m iejsce konfederatów nie pokazał. [BK 162 — R II 81] Nie wszedł też do pierwszego w ydania obszerny fragm ent przedsta­ w iający niechlubny koniec k ariery Bętkowskiego:

Przy którym [Morawskim] chodząc kilka czasów, żadnego odważnego dzieła przeciw nieprzyjacielowi nie pokazawszy, nareszcie zabrawszy mu w iele rzeczy skarbowych i kilkanaście koni uciekł do M oskałów, przyjąw szy służbę w ojsko­ wą w pułku Renna w randze wachm istrza; w którym to przedzierzgnieniu siebie z Polaka w M oskala biednych konfederatów , którzy się w ręce mosk ew skie dostali, prześladowcą był najokrutniejszym . A gdy po skończonej konfederacyi p tłk Rcnna dostał crdynansu w yńścia z kraju polskiego, Bętkow ski został w ojczyźnie, w której za infam isa od publiczności poczytany, nie m ając n'gdzie miru, udawszy się na debosz i hultajskie życie stracił m ajątek w szystek ojczysty, do ostatniej przyszedł mizeryi. [BK 161 — R II 79/80]

Pozostało również w rękopisie, by nie kom prom itować do reszty by­ łego konfederata, bliższe określenie „łotrostw a”, jakiego n a koniec chwycił się Bachowski: „konfederatów ustronnych i po kilku się włóczą­ cych łapiąc i obdzierając” (BK 176 — R II 117).

O niektórych opuszczeniach zadecydował z pewnością wzgląd na „ przy sto jncść”. Na „paskudną gębę” Kitowicza narzekał przecież i Wisz­ niewski 16. Złagodzono więc w yrażenie: „poszła sześćdziesiątletnia baba za Rogalińskiego młokosa” (BK 27), zastępując określenia dosadne „ba­ b a”, „młokos” neutralnym i „kobieta”, „m łody” (R I 66; wydawca dodał jej za to jeszcze dziesięć lat)- Skreślony został obraz rozpusty, jaka w kradła się podczas w ojny siedm ioletniej na dw ór królow ej w Dreźnie (BK 37 — R I 89), i plotkarska relacja o poselstw ie Corticellego:

Rzecz ledw o do w ierzenia podobna, którą jednak mam za pewna, jako od najpoufalszych z gabinetu królew skiego w yniesioną: w W iedniu K ortycelli l* W liście z 25 III 1842. Zob. P o 11 a k, op. cit.. s. 613

(9)

om am iwszy namowam i zw odniczym i jednę panienkę, nie m ając do tego gdzie indziej sposobności, upatrzywszy porę w kościele, za ołtarzem przebrał po m ęsku i w yw iózł do W arszawy. [BK 301 — R III 220]

Opis rozryw ek królew skich w gabinecie Bacciarellego (BK 301 — R III 219) pozbawiono pikantnych i drastycznych szczegółów; usunięto, skąd się tylko dało, naw et w zm ianki o m etresach Stanisław a P oniatow ­

skiego, a także jego brata, Kazimierza.

Do zniekształceń tekstu przyczyniła się również cenzura zaborcza. N ajbardziej widoczne ślady jej interw encji odnaleźć można tam , gdzie mowa o samych panujących, których Kitowi cz — trzeba to przyznać — traktow ał w swych pam iętnikach dość bezceremonialnie. S tanisław a P o ­ niatowskiego nazwał „oszustem ” (BK 107). O królu pruskim w yraził się: „ten sztuczny m onarcha” (BK 86; sztuczny = chytry, obłudny). O cesarzu Józefie jeszcze mocniej:

Nieszczęśliw i i ła tw o w ie rn i Polacy szukali p rotekcyi n a p rzec iw je dnem u zd ra jcy u drugiego zdrajcy. Józef albowiem cesarz przez trzecie osoby (nigdy sam przez się) zw odził Polaków , iż byle się cały naród porwał do broni, namówi m atkę cesarzową Maryją Teresę, że mu da pomoc; co było c z y s t y m oszukań-

stw em , jako się da w idzieć niżej. [BK 131]

Carowej K atarzynie i jej drodze do tronu poświęcił obszerny, m iej­ scami istotnie niecenzuralny fragm ent:

Katarzyna mędrsza i obrotniejsza od Piotra, męża, m ając pod dostatkiem przyjaciół w w ojsku, w senacie i u duchowieństwa, jako udająca zawsze prawo­ w ierną i gorliwą schizm atyczkę, uprzedziła go: i w ten czas, kiedy on o dwie m ili od Petersburga zabaw iał się najswobodniej pijatyką, am orami i przekształ­ ceniem form y dawnej rządu na manijerę pruską, podniósłszy w Petersburgu przeciw niemu rewolucyją, porwała go i wtrąciła do więzienia, a po m a ły m czasie w ty m ż e więzieniu biednego głupca zam ordow ać rozkazała. M ordercy za instrument śmierci u żyli rożna rozpalonego, k tó r y Pio trow i w t y l n y odchód w raziw szy, za zmarłego na kolki hemorodyjalne ogłosili. Katarzyna osiadła tron zaraz po mężu w tr ą c o n y m do więzienia, którego d etronizacyja p rze z dekret senatu nastąpiła dnia 29 czerwca; zamordowanie zaś jego stało się ostatnich dni sierpnia roku 1762. Do tego zamordowania n a jp ie r w s z y m stał się powodem patryja rcha moskiewski. G d y go albow iem w e zw a n o do zaprzysię żenia t hołdu K atarzynie , odpowiedział: „Jak ja m a m przysięgać n o w ej monarchini, k ie d y nie w idzę na p aradn ym łożu z w ło k ó w dawniejszego mojego m on arch y”. Tę s u b tel­ ną o dpow iedź w zięto za radę, iż trzeba zgubić Piotra chcąc siebie i K atarzyn ę nadal od w s ze lk ie j jakie j m ogącej w y b uchn ąć za ż y ją c y m Piotrem rewolu cji ocalić. Z ate m szkru pu ły, jeżeli jakie miała K a ta rzyn a w z g lę d e m zabicia męża, odstąpiły ją, jako pobożną schiz matyczkę, skoro ta ką re zolu cyją od n a jw y ż s z e j głow y duchownej swego zakonu odebrała. [BK 59/60]

Wszystko, co w cytowanych tu przykładach wyróżniono kursywą, zostało usunięte z pierwszego wydania. Ponadto w licznych miejscach pojawia się charakterystyczna poprawka: zamiast pogardliwej nazwy „Moskale”, „Moskwa” (w znaczeniu zbiorowym) — „Rosjanie”, „wojska

(10)

„ H IS T O R IA P O L S K A ” K IT O W IC Z A 373

rosyjskie”, „nieprzyjaciel”. Że zmian tych dokonywano w sposób mecha­ niczny, świadczyć może zwichnięte składniowo zdanie w pierw odruku (R II 94): „przym knąw szy się bliżej ku Rosjanom pod kapliczką świętej B arbary u szykow anej” (w rękopisie było „ku Moskwie”, BK 167).

To przeoczenie wskazuje, że korekta tekstu nie była dość uważna. Istniała wszakże, i to w zakresie o wiele szerszym, niżby n a to pozwalały zasady uczciwego edytorstw a. Wiele form właściwych językowi K ito­ wicza zastąpiono nowszymi lub zdaniem wydawców bardziej poprawnym i (np. „siedm” zam. „siedym ”, „odźwierni” zam. „odźwierniowie”, „cze­ m u ” zam. „za co”, „o Sanguszce” zam. „o Sanguszku”). Zm iany tego typu w ydają się jeszcze najbardziej uzasadnione i łatw o je w ytłum a­ czyć chęcią przybliżenia tekstu ówczesnemu czytelnikowi. Podobnie szlachetnej intencji patriotycznej można się dopatrzyć w eliminowaniu w yrazów obcych, najczęściej niemieckich, na korzyść rodzim ych lub przynajm niej bardziej spolszczonych („podoficerowie” zam. „unterofi- cyjerow ie”, „główny odwach” zam. „haubw ach”). Przejaw y purystycz- nej tendencji językowej wydawców działających na terenie zaboru pruskiego' uzyskują w tym konkretnym w ypadku sens swoiście poję­ tego protestu przeciw germanizacji.

Trudniej znaleźć w yjaśnienie d la p raktyk polegających na sztucz­ nym archaizowaniu języka pam iętnikarza. A są i takie wypadki. Tam gdzie Kitowicz pisze „odpraw iona”, w druku czytamy „odpraw ow ana” (BK 17 — R I 41), gdzie Kitowicz używa form y „sw oją” (w bierniku), w ydaw cy dru ku ją najczęściej „sw oję”.

W reszcie szereg zmian, zarówno leksykalnych, jak i składniowych, należy przypisać niezrozum ieniu przez wydawców właściwej stru k tu ry zdania, choć często opartej na najlepszych tradycjach daw nej polszczy­ zny. Kitowicz pisał na przykład (O' szarańczy i jej zwalczaniu, BK 13): „Mimo jednak te sposoby, mnogości nierówne, znajdowała się w Polszczę po w ielu miejscach aż do roku 1750” — w w ydaniu Raczyńskiego zda­ nie to ma postać: „Mimo jednak te sposoby mnogość niezm ierna znajdo­ w ała się” itd. (R I 32); w w ydaniu Woykowskiego z tegoż roku: Mimo jednak tych sposobów mnogości znajdow ały się w Polsce” itd. (W 11) Kiedy indziej, w opisie źle zorganizowanej potyczki: „piechota [...] stała w linii na polu prosto w dw ór o strzelenie z harm aty cały dzień” (BK 206) — u Raczyńskiego: „piechota [...] szła w linii na polu prosto, we dwór, skąd strzelano z arm aty cały dzień” (R II 167/168). O przywód­ cach barskich bawiących w Preszowie napisał pam iętnikarz: „stam tąd w ydaw ali uniw ersały do województw, aby się do konfederacyi bijącej się w kraju, albo właściwiej pisząc bitej ciągle, w iązali” (BK 135/136). W z d a ­ niu tym zam iast „bitej” w ydrukow ano „bilety” (R II 19), przez co straciło w ogóle sens. Jeszcze gorszy lapsus zdarzył się wydawcom, gdy „P ru ­

(11)

saków” zastąpili „Polakam i” w zdaniu mówiącym o paszportach w y­ danych byłym konfederatom po kapitulacji Zaremby:

każdy bezpiecznie ciągnął w swoją stronę, nie m ając przy takich paszportach żadnej napaści ani od M oskałów, ani od Pru saków. [BK 279 — R III 158J W obu ostatnich przykładach m am y do czynienia z odm ianam i tekstu pow stałym i już w yraźnie przez przypadek, w brew intencjom w ydaw ­ ców. Podobnych błędów, choć nie zawsze rów nie jaskraw ych, nie b rak w pierw szym w ydaniu poznańskim Historii Kitowicza. Mimo ich oczy­ wistości pokutują nadal — z nielicznym i tylko w yjątkam i — u Za­ wadzkiego, rażąc tym bardziej, że usunięcie ich w wielu w ypadkach było możliwe naw et bez sięgania do autografu. W ystarczyłoby zajrzeć do drugiej edycji poznańskiej, która ukazała się w tym sam ym roku co pierw sza i nosi ch arakter konkurencyjnej im prezy w ydaw niczej. Do­ konał jej A ntoni Woykowski, „którem u p. Popliński udzielił ręko­ pisu” — jak inform uje ks. Kiliński. W lakonicznej i obojętnej notatce trud no dostrzec posmak skandalu, jaki tow arzyszył owemu „udzieleniu rękopisu”. Odsłania go dopiero list Poplińskiego do Michała Wiszniew­ skiego, pisany n a gorąco, w roku 1840:

Co się tycze P a m ię tn ik ó w K itow icza [...], rzecz ma się tak: [...] ponieważ hr. Raczyński w ydaje takie pam iętniki i posiadał już inne dość w ażne, dałem mu je do przepasania. Żeby atoli m ieć i dla „Tygodnika” kopię do czynienia w ycirgów , radziłem W oykowskiem u, żeby kazał odpisać. Tym sposobem Woy­ kow ski stał się posiadaczem tych pam iętników , których autora nie w iedzieliśm y. Dopiero gdy Sienkiew icz w ydał swój Skarbiec, Łukaszewicz wpadł na tę m yśl, że nasze Pam iętn iki jest to Kitowicz, i w tym w zględzie zrob łem w „Tygodni­ ku ” porów nanie 17. Otóż tedy gdy się pan Raczyński zabrał do w ydaw ania swego zbioru, p. W oykowski przez zazdrość, chcąc łatw ym sposobem nabyć sław y autorskiej i ustroić się w cudze piórka, pokw apił się także z w ydaniem tych sam ych przepisanych pam iętników , choć do nich nie m iał żadnego p r a w a 18. Rękopis Kitowicza był więc jednym z przedm iotów narastającego przed r. 1840 pomiędzy redaktoram i „Tygodnika Literackiego” konfliktu, zakończonego — jak wiem y — wycofaniem się Poplińskiego i Łukasze­ wicza i opanowaniem pisma niepodzielnie przez Woykowskiego. Kon­ flik t miał podłoże ideologiczne, choć uzew nętrzniał się często w postaci osobistych pretensji i porachunków, wnoszących jeszcze długo potem elem ent sensacji do czasopism poznańskich. W polemikach „Tygodnika Literackiego” z „Orędownikiem N aukow ym ” byw a też Kitowicz uży­ w any do uzasadniania krytycznych sądów o przeszłości polskiej.

Czemu partia Czartoryskich znienawidzona była, to K 'tow icz, drukowany w Poznaniu z lepszego rękopism u jak w Skarbcu, w yw iód ł doskonale.

17 „Tygodnik L ;teracki” z 19 VIII 1839, nr 21. 18 L is ty do Michała Wiszniewskiego, 1886, s. 391

(12)

„ H IS T O R IA P O L S K A ” K IT O W IC Z A 375

— pisał Jędrzej M oraczew ski19. Mówiąc o Kitowiczu drukow anym w Poznaniu miał zapewne na myśli nie wydanie Raczyńskiego, z któ­ rego usuw ano zdania nieprzychylne C zartoryskim (choć i tak zostało ich sporo), lecz w łaśnie Woykcwskiego. Wychodziło ono zeszytami; w chwili kiedy Moraczewski pisał swą recenzję ze Skarbca, dw a ze­ szyty Pamiętników Kitowicza były już gotowe; w następnym num erze „Tygodnika”, z 3 lutego 1840, ukazała się zapowiedź dalszych:

W tych dniach w yjdzie trzeci zeszyt K itow icza P am ię tn ik ów. Czwarty i ostatni, do którego dodany będzie tytuł, przedm owa i okładka, w yjdzie w przy­ szłym ty g o d n iu 20. Drugi tom K itow icza zaw ierać będzie: Z w y cza je i obyczaje polskie za Augusta III.

Z ostatniego zdania wynikałoby, że Woykowski zam ierzał w ydać również Opis obyczajów. Z jakiego rękopisu? Dlaczego zam iaru swego nie zrealizował? Odpowiedź na te pytania, a przynajm niej jakieś w ska­ zówki do dalszych poszukiwań mogło kryć w sobie nie istniejące już dziś archiw um redakcyjne „Tygodnika Literackiego”. Jedno w ydaje się pewme: nie obaw a konkurencji z Raczyńskim pow strzym ała go przed ow ym zamiarem, skoro poważył się na tę konkurencję oddając do d ru k u Deckerowi pam iętniki historyczne. Prawdopodobnie też nie znał jeszcze w tedy autora tych pam iętników. Nie w ym ienił go naw et w ogłoszeniu reklam ow ym o ukazaniu się pierwszego zeszy tu 21, choć było to już w kilka miesięcy po odkryciu Łukaszewicza. W ykorzystał je dopiero w późniejszych anonsach i na karcie tytułow ej, uzyskując w ten sposób łatw ą przew agę nad Raczyńskim, k tó ry nie zdążył za­ stąpić „nieznajomego au to ra” nazw iskiem Kitowicza.

D rugim atutem Woykowskiego, a zarazem — jak można się do­ myślać — głównym powodem ponownego ogłoszenia tuż pod bokiem Raczyńskiego Pamiętników Kitowicza, była owa cenzura ideologiczna, jakiej poddano tekst w pierw szej edycji. Radykał Woykowski z saty­ sfakcją ogłaszał kom prom itujące m agnaterię i szlachtę zdania K ito­ wicza. Dał tekst praw ie pełny, opuszczając jedynie najdrastyczniejsze szczegóły i sformułowania. Choć na książce nie figuruje ostentacyjnie cenzorskie imprimatur, trud n o przypuścić, by ominęła ją kontrola ze strony władz; wyszła przecież najzupełniej legalnie, nosi też ślady cięć o charakterze politycznym. Mimo to zaw iera tekst znacznie m niej ska­ żony niż w ydanie Raczyńskiego, i należy żałować, że tak m ałą rolę odegrała w dalszych dziejach Pamiętników Kitowicza. Pew ne drobne

19 „Tygodrrk Literacki”, 1840, nr 4.

20 Zapowiedź zrealizowana z opóźnieniem ; dopiero w nrze 26, z 29 VI, pojaw ił się anons: „Kitowicza F am iętników w yszedł zeszyt czw arty i ostatni, z przedmo­ wą i rejestrem . Cena całego dzieła 4 zł.”

(13)

popraw ki w w ydaniu lwowskim w 1882 r. wskazywałyby, że Zawadzki miał w ręku w ydanie Woykowskiego (bo przecież chyba nie autograf spoczywający w Kórniku). Dlaczego jednak w ykorzystał je w tak m ałym zakresie, idąc niem al bezkrytycznie za Raczyńskim — tru d n o dopraw dy zrozumieć. Być może, cenzura w zaborze rosyjskim była surowsza, ale też i czasy bardziej odległe, a tym samym mniejsze niż w 1840 r. praw dopodobieństwo urażenia kogoś z żyjących. Tekst o p arty n a edycji Woykowskiego dałby wówczas czytelnikom możność poznania praw ­ dziwszego Kitowicza niż ten, jaki jeszcze przez następnych 80 lat miał być czytany. Dziś, gdy oczekujem y nowego, po raz pierw szy zaw iera­ jącego pełny tekst w ydania Pamiętników K itow icza22, należy w yeks­ ponować zasługę Woykowskiego, którem u zawdzięczamy najlepsze z wy­ dań dotychczasowych, niesłusznie usunięte w cień przez znacznie gorszy pierw odruk.

Dla badacza dziejów Historii polskiej Kitowicza edycja W oykowskie­ go przedstaw ia ponadto cenny m ateriał porównawczy, pozw alający spro­ wadzić do właściwych rozm iarów udział cenzury zaborczej w okrojeniu tekstu. Opuszczeń wspólnych obu w ydaniom poznańskim jest stosunko­ wo niewiele. Resztę należałoby zatem przypisać raczej nadgorliwości bądź osobistym uprzedzeniom Poplińskiego i Łukaszewicza niż obie­ ktyw nym przeszkodom. G dyby nie braw ura Woykowskiego, uw ierzy­ libyśm y z pewnością Łukaszewiczowi, k tó ry 29 m arca 1842 dzielił się swymi obawami z Wiszniewskim:

druga część jego [Kitowicza] Pam iętn ików będzież mogła być żyw cem druko­ waną? Cenzura nasza, chociaż dosyć łagodna, wym azała nam w pierwszej części sprawki Stackelbergów, R epninów itp. drużyny. W drugiej części są zapewne częste w zm ianki o m ałych i w ielkich w isielcach, bo sum ienny i bystry K itow icz poznawał ich z oczu i nie ochraniał nikogo. Takich w zm ianek cenzura nasza nie przepuści, gdyż uważa je za obelgę osób żyjących, toż samo nazw isko co owi w isielcy noszących. Man muss niemanden beleidigen jest naszą m aksymą. M usiał ten passus przekonać Wiszniewskiego, że jego idea w ydania

Pamiętników „tak jak są, bez przerabiania te k stu ” nie d a się przepro­

wadzić. Był to bowiem fragm ent odpowiedzi na propozycję Wiszniew­ skiego, k tóry w liście z 25 m arca 1842 skierow anym do redaktorów „O rędow nika” zachęcał ich do podjęcia tej im prezy wydawniczej „na wspólny koszt, zysk i stra tę ”, obiecywał napisać przedmowę, przygoto­ wać tekst i opatrzyć przypiekami, „także z papierów, które mam w ręk u ”. Oczami w yobraźni widział już naw et „ze 6 tom ików [...] w tym

guście jak K rystyn a ” 2S.

** W ydanie takie przygotowuje Państw ow y In stytu t W ydaw niczy w serii „Bi­ blioteka Pam iętników Polskich i Obcych”.

** Chodzi o romans K. z T a ń s k i c h H o f f m a n o w e j , w ydany u B reit-kopfa, Lipsk 1841, 16°.

(14)

„ H IS T O R IA P O L S K A ” K IT O W IC Z A 377

Odpowieddział na to Łukaszewicz — jak wspominałam wyżej — już 29 marca:

Propozycję pańską wydrukow ania P am ię tn ików K itow icza chętnie i skw apli­ w ie przyjm ujem y pod następującym i warunkami: pan dobrodziej dasz ręko- pism z przedmową, przypiskami, biografią autora i nazw iskiem swoim jako w ydaw ca (ostatnie jest conditio sine qua non; z jakich względów , dom yślisz się pan dobrodziej łatwo); my damy papier w szystek i druk. Pieniędzm i za sprze­ dane egzemplarze podzielim y się w iernie, w połowie na korzyść pańską, w poło­ w ie na korzyść naszą. Dwóch przecież tysięcy egzem plarzy nie w arto jest dru­ kować: k ilkuletnie bow iem doświadczenie nauczyło nas, że najlepsze, najpopular­ n iejsze dzieło ledw ie się w 750 egzem plarzach po całej dawnej Polsce rozchodzi. [...] Kitow icza w ięc będzie w iele, bodaj nie zanadto, puścić w św iat w 1500 egzemplarzach. Zresztą oznaczenie liczby egzem plarzy zostaw iam y zupełnie do w oli pańskiej 24.

Jak bardzo zależało przyszłym w spólnikom n a nazwisku wydawcy, świadczy post scriptum , gdzie pow raca jeszcze spraw a Kitowicza:

Gdybyś pan dobrodziej im ienia sw ego jako wydawca na Pamiętn ik ach K i­ towicza nie mógł położyć, m usiałbyś się o jakieś im ię wystarać, bo m y nie możemy żadną miarą jako w ydaw cy w ystępować.

Wiszniewski jednak — czy to nie chcąc firm ować w ydania zbyt okrojonego, czy też obaw iając się jaw nie robić konkurencję Raczyń­

skiemu — nie udzielił swego nazwiska ani nie „w ystarał się” o inne. Zrezygnowany, dał wolną rękę Poplińskiem u i Łukaszewiczowi:

Posyłam rękopis Kitow icza — napisał 23 października 1842 — w d aw niej­ szym liście podawałem wam jakieś warunki, z których to mi tylko zostało w pam ięci

iż były uciążliw e dla was. Więc teraz posyłam bez żadnego warunku: co zrobicie i jak zrobicie — będzie dobrze, byleście tylko komu innemu nie oddali i tłustego połcia nie sm a ro w a li25.

Sam wszakże Wiszniewski wycofał się z im prezy, przedm owy nie napisał, a rękopis przysłał w stanie surowym.

Z późniejszych listów Łukaszewicza wynika, że już z początkiem następnego roku zaczęto w jego D rukarni Nowej składać Kitowicza, całość jednak była gotowa dopiero w końcu roku 1845. Śmierć Ra­ czyńskiego, która nastąpiła w tym czasie (20 stycznia 1845), nie w pły­ nęła już na zmianę charakteru publikacji. Książka wyszła bez nazwiska wydawcy, opatrzona jedynie adresem typograficznym . Podwójna k arta tytułow a m iała informować czytelnika, że o trzym uje w łaśnie konty­ nuację Dzieł historycznych ks. J. K itowicza — tom iki 4, 5 i 6. Na próżno jednak szukałby pierwszych trzech pod w skazanym tytułem .

24 L is ty do Michała V/iszniewskiego, 1886, s. 267. 25 P o l l a k , op. cit., s. 613.

(15)

Chodzi tu bowiem o w ydanie Raczyńskiego w serii „O braz Polaków i P olski”, do którego w te n zagadkowy sposób naw iązał Popliński.

Zawartość tomików poddana została tym samym zabiegom, co w y­ dana przez Raczyńskiego część pierw sza Pam iętników. U sunięto — za­ pewne pod naciskiem cenzury — mogące razić zaborców określenia w rodzaju: „chytra i szyderska” (o polityce P ru s wobec Polski, PAU 226 — P I 131), „i grubijańsko” (o obchodzeniu się Stackelberga z Po­ lakami, PAU 179 — P I 59), „podejrzana” (o przyjaźni Stanisław a Augusta z K atarzyną, PAU 139 — P I 5); inne ostre sform ułow ania Kitowicza złagodzono d ru k u jąc „rozebrać” ilekroć pam iętnikarz pisze „rozdrapać” (Polskę), „sąsiedzi” zam. „wielcy drapieżni” (PAU 302 — P I 191), „wojsko wprowadzić do Polski” zam. „wojskiem najechać Polskę” (PAU 440 — P II 105), „poddanych” zam. „niewolników ” (PAU 478 — P II 156), „Niemców” zam. „P ru sak a” (PAU 175 — P I 55) itp. Opuszczono też w druku przytoczony in extenso przez Kitowicza do­ kum ent przym ierza polsko-pruskiego z r. 1790 (PAU 227—234 — P I 132/133).

W trosce o honor narodu pom inięto kom entarz do przysięgi skła­ danej przez Polaków n a w ierność królowi pruskiem u:

Nie m asz nad czym skrupulizować, przysięgam y posłuszeństw o mocy, w ięc gdzie się moc przenosi, tam za nią i przysięgą. [PAU 461 — P i l 133]

W ykreślono rów nież fragm ent mówiący o słabej obronie Polaków: Dobrze powiedział jeden, że król pruski do opanowania kraju polskiego nie zażył harm aty ani flin t, tylko ćw ieczków i m łotka do przybijania uniw ersałów i orłów. [PAU 464 — P i l 136]

K onstytucję 3 Maja, która dla Kitowicza była „uczynkiem sztucznie dokazanym ”, opatrzono w d ru k u przysłów kiem „słusznie”, zgodnie z w łasnym i poglądami, lecz w brew intencjom autora.

N ajwięcej kłopotu przysporzyła w ydaw cy relacja o rozruchach w ar­ szawskich w m aju 1794. Po otrzym aniu rękopisu od Wiszniewskiego ogłosił on ten fragm ent w „O rędow niku N aukow ym ” pt. Katalog po­

w ieszonych w W arszawie 1794 r o k u 26. O ile jednak tekst „O rędow nika”

pow tarza w iernie zapis pam iętnikarza w edług kopii Wiszniewskiego, o tyle w w ydaniu książkowym z 1845 r. rozdział nosz;ący ten sam ty tu ł (P II 236) m a postać zmienioną. Co ciekawsze, zm iany nie polegają tylko na skreśleniach lub przekształceniach stylistycznych. Początek rozdziału wypełnia opis okoliczności poprzedzających egzekucję i śmierć Ankwicza. Fragm entu tego nie m a w rękopisie. Nie jest to zresztą je­ dyny w ypadek. Niewiele dalej, w ty m samym rozdziale napotykam y

(16)

.H IS T O H IA P O L S K A ” K ITO W IC Z A 3 7 9

obszerną, kilkustronicow ą relację o m niem anej próbie ucieczki króla i o śmierci prym asa, jego brata. Tej partii tekstu również nie ma w rę­ kopisie, przynajm niej nie w tym miejscu i — co w ażniejsze — nie w tej postaci. F ragm ent Pam iętników poświęcony przez Kitowicza tym w łaś­ nie zdarzeniom mieści się bowiem zupełnie gdzie indziej, tworząc wy­ odrębniony rozdział pt. O Książęciu Prym asie (pomiędzy rozdziałami

O M adalińskim i O królu polskim, PAU 566—569 — P III 17/18), w d ru ­

ku opuszczony. Opowiedziane w nim fakty, nieraz naw et drobiazgowe spostrzeżenia, znajdują się także w w ersji drukow anej, różnice są jednak dość istotne, i to nie tylko w zakresie kompozycji, ale i naświetlenia postaci czy sytuacji.

Nie koniec na tym. W innym rozdziale O królu polskim (Kitowicz, przynajm niej w tej fazie pracy, jaką reprezentuje om aw iany tekst, nie starał się zbytnio o zróżnicowanie tytułów ) jest znowu w staw ka — pół strony — zaw ierająca szczegóły pobytu króla w Grodnie. Wreszcie roz­ dział ostatni, zatytułow any jeszcze raz tak samo, otrzym ał w dru k u początek znacznie obszerniejszy niż w rękopisie, przy czym uzupełnie­ nia dotyczą głównie przyjaznych stosunków byłego króla polskiego z carem Pawłem .

Nim podejm ę próbę w yjaśnienia genezy tych am plifikacji — jeszcze kilka spostrzeżeń. Rękopis będący podstawą wydania zawiera na końcu

Dodatki: trzy fragm enty Kitowicza dotyczące konfederacji barskiej oraz

odpis popularnego paszkwilu na Ponińskiego — M owy Puhaczewa re-

belizanta 27. Z niej to właśnie, a raczej z kom entarza do niej, pochodzą

ostatnie słowa tego rękopisu przytoczone przez Wiszniewskiego („um arł powróciwszy do Polski roku 1785, w ieku swego circiter 54”). Tymcza­ sem w w ydaniu Poplińskiego pojawia się jeszcze jeden dodatek E kstrakt

z dowodów autentycznych i regestrów m oskiewskich na pensją braną od M oskwy, przez deputacją rew izyjną roztrząsanych i spisanych. Pod

tym tytułem umieszczono dowody kom prom itujące Ponińskiego 28. Dalej następuje obszerny, w ypełniający więcej niż połowę tomu, dział zaty tu ­ łow any Uzupełnienia. Ogłosił tu Popliński szereg interesujących m a­ teriałów historycznych, jak dokum enty (raporty dowódców, d ek ret są­ dowy) oraz wspomnienia uczestników w ażnych w ydarzeń (np. szczegó­ łowy Opis rew olucyjnych w ypadków w roku 1794 w W ilnie w ydarzo­

nych). M ateriały te, podobnie jak i tek st Kitowicza, opatrzone zostały

przypisam i bogatymi w szczegóły, często o charakterze anegdotycznym.

27 Mow a Puhaczewa rebelizanta m o sk iew skiego p rzy stosow an a do Ponińskiego, k tó r y byt na sejmie 1773, delegacyjn ym , m arszałkiem ; na k t ó r y m sejm ie stanął tr a k ta t podziału Polski.

28 Ciekawe, że tego samego Ponińskiego oszczędził w ydaw ca w innym m iejscu, opuszczając przydawkę „łotr”, użytą przez K i t o w i c z a przy jego nazwisku.

(17)

Jedne i drugie najniesłuszniej przedrukow yw ali późniejsi w ydaw cy

Pam iętników.

Uzupełnienia i przypisy dodane przez Poplińskiego zasługują w szak­ że na specjalną uwagę nie tylko zawodowego historyka. Mogą one n a­ prowadzić na ślad wiodący do w yjaśnienia zagadkowych zm ian w sa­ mym tekście Kitowicza. Nic nie w skazuje bowiem na to, żeby Popliński w okresie w ydaw ania owych Dzieł historycznych pam iętnikarza rozpo­ rządzał drugim , pełniejszym jego rękopisem. Bardziej praw dopodobny w ydaje się związek m iędzy tym i dodatkam i a papieram i, k tó re Wisz­ niewski miał w ręku i z których zamierzał „przydać liczne przypiski” do Kitowicza. Niektóre z U zupełnień były przed w ydaniem książkowym ogłoszone w „O rędow niku” w latach 1843— 1844. W jednym z num erów redakcja składa publiczne podziękowanie

Szanownemu nadsełaczow i artykułów: W ypraw a Sierakowskiego r. 1794, Od­ w r ó t generała W y szkow skiego i niniejszego Opisu powstania na L itw ie [...], upraszając go dla dopełnienia całości o nadesłanie przyrzeczonego opisu działań armii litew skiej pod Judyckim i Z a b ie łłą 29.

Trop wszakże uryw a się wobec zniszczenia archiw um redakcyjnego, gdzie m usiał znajdować się list zaw ierający tę obietnicę. Dziś można jedynie snuć domysły zm ierzające do identyfikacji „szanownego nad- sełacza” z osobą M ichała Wiszniewskiego, który — jak świadczy docho­ wana część korespondencji — chętnie dostarczał wydawcom poznańskim m ateriałów do ich publikacji historycznych. Spraw a w ym agałaby jednak dalszych żmudnych poszukiwań.

Nie jest zresztą powiedziane, że w szystkie dodatki pochodzą z jed­ nego źródła. Dla historii P am iętników Kitowicza interesujące są przede w szystkim te, które m ają bezpośredni związek ze zmianami dokonany­ m i przez wydawcę w sam ym tekście. Otóż uderza na w stępie zbieżność tem atyczna przypisów do relacji pam iętnikarza i większości w ykrytych wstawek. Jedne i drugie dotyczą najczęściej osoby k ió la bądź jego n aj­ bliższego otoczenia, obfitując ponadto w nieznane Kitowiczowi szczegóły z pryw atnego życia m onarchy. Inform ator Poplińskiego m usiał zatem należeć do grona w tajem niczonych w obyczaje panujące n a dw orze Sta­ nisław a Augusta.

Na bliższy, zupełnie już konkretny ślad, naprow adza nieoczekiwa­ nie anegdota. Oto ona:

Gdy król przejeżdżał z Grodna do Wilna, w przejeździe do Petersburga, za­ proszony został od pew nego szlachcica na obiad. Przy stole dano w in o w ęg'er- skie, ale król mało pił, jako do francuskiego w ina przyzwyczajony; żeby jednak pocieszyć szlachcica, rzekł: Dobre W. Pan masz wino! — Znajdzie się i lepsze,

(18)

„ H IS T O R IA P O L S K A ” K IT O W IC Z A 381

N ajjaśniejszy Panie — odpowiedział szlachcic. Urażony król rzekł: To je za­ pew ne dla godniejszego gościa zachowujesz. Przytom ny Trembecki, chcąc rzecz tę załagodzić i szlachcica gładko wyprowadzić z tarapaty, dodał: Tamto zapewne przy końcu obiadu pić będziemy. Lecz gospodarz niezm ieszany rzekł: Tamto w ów czas pić będziem y, gdy N ajjaśniejszy Pan z pom yślnością dla kraju szczęśli­ w ie z Petersburga powrócisz.

Umieścił tę anegdotę Popliński w przypisie do Kitowicza (P III 39), niedawno zaś przypom niał Roman K aleta 3,). Ale — i tu dochodzimy do sedna spraw y — zaczerpnął ją z całkiem innego źródła: z pam iętnika byłego pazia Stanisław a Augusta, Jan a Sagatyńskiego. Wszystko się zgadza. Pam iętniczek ten wydano w Poznaniu, w r. 1845, u Stefańskie­ go. A utor żył jeszcze i — jak inform uje nota wydawcy — „zaledwie na usilne nalegania znajomych dał on się nakłonić do ich [tzn. pam ięt­ ników] napisania w ten sposób, jak je tu publiczności przedstaw iam y”. Popliński mógł więc z łatwością korzystać ze wspomnień Sagatyńskiego, zanim naw et ukazały się drukiem . K orzystał też obficie. Jak się oka­ zuje po konfrontacji obu tekstów, nie tylko anegdotę o lepszym winie, opowiedzianą własnym i słowami w przypisie, zawdzięczał byłem u pa­ ziowi królewskiem u; także drugi, blisko dwie strony w ypełniający przy­ pis (P III 20—22); także — co gorsza — w szystkie partie „wzbogacają­ ce” sam tekst Kitowicza. Mamy więc źródło owych niepokojących in ter­ polacji. Na dowód — przynajm niej jedno zestawienie.

Kitowicz (PAU 568):

Po śm ierci prymasa nie dowierzając król pospólstwu rozhukanemu chciał uciec z Warszawy. Na ten koniec w yjech aw szy z Zamku w karecie, szedł pieszo jakoby dla przechadzki przez m ost w iślan y na Pragę, za którą w karczmie czekał na niego konwój ułanów z inną karetą; lecz gdy tak postępując pieszo m inął ostatniego przy moście szylw acha, ten zawołał: „Raus\”, głos jego doszedł drugiego, na środku m ostu stojącego, który powtórzył go trzeciem u szylw achowi, przy brzegu w arszawskim stojącemu. Gdy na głos szylw achów poczęli wybiegać żołnierze z kordygardy i dow iedzieli się od nich przyczyny w ołania, że król uchodzi, nie czekając król, aż za nim poskoczą, gdy w idział, że rozruch powstaje i w W arszawie, i na Pradze, w rócił się, rzekłszy: „Nie uchodzę ja, nie turbujcie się ”.

Sagatyński:

L edw o co się uspokoiło, aż w kilka dni nowe niebezpieczeństw o zagroziło królow i utratą życia. Przyszła chęć królow i przejechania się na spacer. Dzień był pogodny, powietrze nader przyjem ne, w szystko sprzyjało projektow i; o 5 po południu zajechał sześciokonny zaprzężony pojazd; w siadł król do niego ubrany w mundurze gwardyi koronnej, ozdobiony w stęgą niebieską orderu Białego Orła, i z orszakiem swoim ruszył z Zamku przez K rakow skie Przedm ieście, Bednarską ulicą ku m ostowi, dając rozkaz, aby pojazd w prost jechał na Pragę. Tam przy-30 A n e g d o ty i sensacje o byczajow e w ie k u Oświecenia w Polsce. Zebrał i opra­ cował R. K a l e t a . Warszawa 1958, s. 82. !

(19)

bywszy w ysiada, ogląda okopy, które właśnie podówczas sypano, w łasn ą swą ręką przyczynia się do kopania; gdy się tym sposobem spokojnie zatrudnia na Pradze, aż tu raptownie roznosi się niespodzianie po całej W arszawie odgłos, iż król uciekł. Wrzawa, tum ult i krzyk okropny ludu rozlegał się po całym m ieście; rozruch posunął się do najw yższego stopnia. Jeden z pozostałej św ity w Zamku przebrawszy się po cyw ilnem u dopadł konia i w najw iększym galopie, dowiedziawszy się, że król jest na Pradze, pośpieszył do niego, uwiadam iając go, co się dzieje w W arszawie. Zmieszany król tą niespodzianą w iadom ością w aha się i nie w ie, co m a dalej czynić; w tem mu poradzono, aby n ie tracąc i jednej ch w ili powracał do W arszawy, lecz nie w pojeździe krytym, ale konno, aby go widziano. U słuchał król tej rady i w siad łszy na konia, którego mu ktoś ze św ity podał, z twarzą trw ożliw ą zbliżał się ku Warszawie.

Lud niecierpliw y i oburzony, z bronią w ręku nabitą, w szybkim pędzie spieszył ku m ostowi. Na próżno ludzie rozsądniejsi i w ojskow i w yższego stopnia przedstaw iali ludowi zapalonem u niepodobieństw o ucieczki króla, dowodząc, że gdyby m iał intencyją uciekać, nie czyniłby tego w dzień, nie w pojeździe sześcio- konnie zaprzężonym, ubrany w mundurze ze w stęgą orderową, lecz chcąc usku­ tecznić swój zamiar przedsięw ziąłby go król w nocy, ubrany incognito i bez żadnej św ity. W szystkie te przedstaw ienia, chociaż spraw iedliwe, b yły nada­ remne. Lud tego nic nie słuchał i pędem szybkim dążył na Pragę. W łaśnie w ów czas z mostu na początku Bednarskiej u licy wjeżdżał król konno. Gdy go spostrzeżono, p ow stały przeraźliw e krzyki. Jedni w ołają: „Wiwat! niech żyje!” — drudzy: „Niech ginie zdrajca!” I już jeden m ierzył dość blisko do króla strzelbą i byłby pew nie w ystrzelił, gdyby mu Kicki tuż przy boku króla jadący nie w y ­ trącił silnie strzelby, odzyw ając się jak najgłośniej, aby był słyszany od ludu: „Czyliż się godzi bez żadnego powodu i bez przekonania zabijać sw ego Monar­ chę?” Te słow a piorunującym głosem powiedziane, przy tym kilku oficerów broniących sprawy króla, w strzym ały zapalczywość ludu.

Wśród najw iększego tłoku, z odkrytą głow ą, kłaniając się kapeluszem na obydwie strony cisnącem u się ludow i, postępow ał król powolnym krokiem do Zamku. [...]

Gdy się już cokolw iek uspokoiło, król udał się do spoczynku; lecz ledw o co zasnął, gdy o samej północy kilkunastu obyw ateli z bronią w ręku raptownie 1 z hałasem w padli na pokoje żądając, aby w id zieli króla, i zapew nili się, czyli się znajduje w Zamku. Szam belan pełniący służbę ledw o ich uprosił, aby byli m oment cierpliwym i, iż pójdzie do króla uprzedzić go, że to ich przybycie nic inne­ go nie znaczy jak tylk o pew ność obecności jego osoby, i że król n atychm iast im się ukaże. Z w ielką trudnością pozwolono na to. W szedł zatem szambelan do sypialnego pokoju i zastał króla już nie śpiącego, przebudzonego przez hałas przybyłych. „Cóż znowu now ego?” — zapytał król; a dowiedziaw szy s'ę, o co rzecz idzie: „Dobrze w ięc, bądź łaskaw, szam belanie, podaj mi szlafrok, pójdę im się pckazać”. W ziąwszy szlafrok na siebie w yszedł do nich. „Witam w as, zacni obyw atele — rzecze im — nigdy nie m yślałem ani m yślę w as opuścić i proszę im ieniem moim ośw iadczyć narodowi, że jakikolw iek los w ypadnie dla naszej ojczyzny, pom yślny lub, Boże zachowaj, przeciw ny, n ;gdy w as nie opuszczę i w szelk i rodzaj szczęścia, rów nie jak nieszczęścia, niezachw ianie z w am i dzielić będę; przyrzekam to n ajuroczyściej”. „Wiwat! niech żyje k ról” — zaw ołali i spo­ k ojnie odeszli, a król zn ów udał się do sp oczyn k u 31.

31 J. S a g a t y ń s k i . P am iętn ik byłego pazia S ta nisła wa Augusta. Poznań 1845, s. 12— 17

(20)

.H IS T O R IA P O b S K A ” K IT O W IC Z A

Kitowicz w w ydaniu Poplińskiego (P II 247—250):

Sam król, choć tak zręcznie um iał m ataczyć, znajdował się kilkakrotnie w n iebezpieczeństw ie życia. W dniu jednym pogodnym przyszło mu na m yśl, dla przypodobania się ludowi, przejechać się na Pragę, gdzie okopy z w ielkim za­ pałem sypano, i pokazać także sw oją w sypaniu gorliwość. W yjechał w ięc po obiedzie dla straw ności żołądka sześciokonną karetą w mundurze gw ardyi ko­ ronnej, m ając na sobie w stęgę orderu Orła Białego, w asysten cyi sw ych dworzan, ulicą Bednarską prosto ku m ostow i na Pragę, gdzie w ysiadłszy i obejrzawszy roboty w ziął rydel do ręki, udając chęć do kopania. Tym czasem w m ieście p ow stał w ielk i rozruch m iędzy pospólstw em , rozgłaszającym, że król zemknął do M oskwy. Dano mu natychm iast znać o szerzącym się coraz bardziej tum ul­ cie, a gdy zm ieszany król swoim obyczajem nie w iedział co uczynić, doradzo­ no, aby n atychm iast powrócił do W arszawy i swoją obecnością lud uspokoił. W siadłszy w ięc król na konia, aby go w szyscy w idzieli, blady jak chusta po­ w racał do W arszawy. Gdy zjeżdżał z mostu, spotkał w ielk i tium zbrojnego ludu dążącego szukać króla. Skoro go niespodzianie spostrzegli, zaczęli jedni krzyczeć: „Niech żyje król!”, inni: „Niech ginie zdrajca!” i już ktoś z tej krzykliw ej hałastry w ym ierzył rusznicą do króla i byłby niechybnie w ypalił, gdyby mu b ył koniuszy K icki obok jadący, który jeden króla w najgorszym razie nie odstępował, nie w ytrącił strzelby z ręku, odzywając się groźnie, że jest zbrodnią poryw ać się na sw ego Monarchę! Słow a te rezolutnie wyrzeczo­ ne, jako też pomoc kilku oficerów, którzy się do orszaku królewskiego przy­ łączyli, ocaliły w ielce zalterow anego M onarchę, który zapom niawszy w tenczas o sw ej tak łatw ej i przekonyw ającej w ym ow ie jechał jak truśka, kłaniając się nisko kapeluszem na prawo i na lew o złorzeczącemu ludowi.

U m iarkow ańsi starali się ludow i w ypersw adow ać, że król nie m iał zamiaru w yjechać z W arszawy, że gdyby to chciał uczynić, nie byłby w yjeżdżał wśród dnia i w takiej kalw akacie. Nareszcie lud rozszedł się spokojnie i uwolnił króla od trw ogi.

Jednakże gdy się udał na spoczynek, wpadła znowu na zam ek zbrojna banda, chcąc koniecznie króla widzieć, czyli nie uszedł. Król nie tusząc sobie nic dobrego w zbraniał się przyjąć tak niew czesną w izytę; ale go przecie uspo­ kojono, że to jedynie troskliw ość poddanych o życie sw ego Monarchy. Kazał w ięc podać sebie szlafrok szam belanow i w przedpokoju czuwającem u i w y­ szedłszy na ich spotkanie rzekł: „Witam w as, zacni obywatele (jest to teraz zw yczajny i ulubiony tytuł), nigdy nie m yślałem opuszczać w as, m oje ukocha­ ne dzieci; ośw iadczcie to ukochanem u narodowi, że jest m oim mocnym po­ stanow ieniem każdą dolę, szczęśliwą, czy, Boże uchowaj, niepom yślną, z nim podzielić. To w am uroczyście przysięgam ”. Tu król, jak był skory do przysiąg, podniósł z powagą rękę do góry. „Niech żyje k ról!” — w ykrzyknęło pospólstwo i cichuteńko rozeszło się do domów, a król z ulżonym sercem położył się spać. Ja k z tego widać, Popliński skontam inow ał oba teksty, skracając roz­ w lekłą relację Sagatyńskiego, upraszczając zawiłą składnię Kitowicza i dodając gdzieniegdzie od siebie zjadliw e uw agi pod adresem króla. I ta k spreparow ane Pam iętniki puścił w św iat pod nazw iskiem K ito­ wicza.

Trudno dziś dociec, czym się kierow ał p rzy tej robocie. Czy była ona tylko przejaw em bezceremonialnego stosunku do publikowanych źródeł,

(21)

czy też m iała swój — zak ry ty dziś dla n as — sens polityczny. F aktem jest, że ułatw iła m u to zadanie widoczna szczególnie w łaśnie w drugiej części fragm entaryczność Historii polskiej, nieraz wręcz prow okująca do zabiegów redakcyjnych. Na przykład do spraw y Ponińskiego autor pow raca trzy razy, w ydaw ca złączył te partie tekstu w jedną ciągłą relację. Dziś, gdy staram y się przywrócić Pam iętnikom Kitowicza ich postać możliwie najbardziej autentyczną, wypada zrezygnować naw et z te j na pozór słusznej propozycji, zachowując n atu raln ą kolejność bie­ żących zapisów kronikarskich. Skłańia do tego analiza porównawcza rę­ kopisów, której w yniki przedstaw iam w dalszym ciągu artykułu.

*

Mimo wszystkich zastrzeżeń, jakie budzi w nas dziś „sztuka edy­ to rsk a” poznańskich wydawców Kitowicza, nie możemy przyznać racji W iszniewskiemu, kiedy porów nując swój rękopis z w ydaniem Raczyń­ skiego pisał do jego współpracowników: „widać, żeście przerabiali” 32. Nie m iał on bowiem na myśli tych przeróbek, których istotnie dokonali w stosunku do autografu, lecz różnice, za które odpowiedzialność ponosi sam Kitowicz. Odpowiedzialność zresztą w sensie dodatnim, bo naw et pobieżny rz u t Oka pozwala stwierdzić, że pierw sza część jego Pam ięt­

ników jest czymś o wiele pełniejszym i doskonalszym literacko od

owych 135 stron poprzedzających w rękopisie Wiszniewskiego właściwą część drugą.

Różnica objętości (135 stron wobec 305) tłum aczy się stosunkowo najprościej: rękopis PAU nie zaw iera opowieści o czasach saskich, bez­ królew iu i elekcji Stanisława Poniatowskiego. Zaczyna od zawiązania konfederacji w Barze i od tego dopiero m om entu tow arzyszy autogra­ fowi kórnickiemu, przedstaw iając czasem identycznie, czasem z dużymi odchyleniam i i w odmiennym układzie poszczególnych konfederatów, ich zwycięstwa i porażki, wreszcie ostateczną klęskę całego ruchu. Po opisie dziejów konfederacji umieścił Kitowicz w pierw szej części Pa­

m iętników jeszcze kilka rozdziałków (O potyczce pod Kompielem, O oso­ bach składających rząd państwa, O osobach p rzy boku królewskim, O tajnych konsyliarzach królewskich). I te m ają swój odpowiednik w rę­

kopisie PAU, zam knięty — na s. 135 — tym sam ym zdaniem, na którym kończy się również autograf kórnicki- Dalej następuje już rozdział

O Branickim, otw ierający drugą część Pam iętników , w ydaną przez Po-

plińskiego w roku 1845.

Zatrzym ując uwagę na tej p artii dziejów, któ ra otrzym ała w ręko­ pisach Kitowicza podwójną dokum entację, możemy śledzić kolejne fazy

Cytaty

Powiązane dokumenty

W środku jajka zazwyczaj kryła się niespodzianka, która aż do momentu otworzenia podarunku była objęta ścisłą tajemnicą.. Współczesne

Podrzucać kukułcze jajo .... Delikatny jak przepiórcze jajo

Spięcie brzucha wykonuje dziecko, rodzic przytrzymuje 10.Spięcie brzucha wykonuje rodzic, dziecko przytrzymuje 11.Dziecko przysiad, rodzic unoszenie nóg.. 12.Turlanie piłki w

Do obu serii można przystąpić ekster- nistycznie, choć na bardziej zaawansowanym poziomie nauka biologii, fizyki czy chemii staje się niepraktyczna – przychodzi moment, kiedy

Historia trójkąta Pascala pokazuje, że matematyka rozwijała się i była niezależnie odkrywana w różnym czasie, na różnych kontynentach, w różnych kulturach,

Nieco więcej, niekiedy jednak odmiennych szczegółów – co sygnalizowano już wcze- śniej – przytoczył Wojciech Mikuła. Słusznie stwierdził on, że: Wokół sprawy pojmania

Dlatego też fraza ta jest ambiwalentna w ocenie: człowiek może bowiem odmienić się nie według schematu, czyli zachować wolność i indywidualizm, ale może też zmienić się

Przebieg: dzieci oglądają dwa jajka (jedno surowe, drugie ugotowane) i zastanawiają się, które jajko jest surowe – stawiają hipotezy4. Prowadzący wprawia jedno jajko po drugim