Ireneusz Opacki
Słowackiego "równania z jedną
niewiadomą"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 61/4, 5-44
I.
R O Z P R A W Y
I
A R T Y K U Ł Y
P am iętn ik L itera ck i L X I, 1970, z. 4
IR ENEUSZ OPACK I
SŁOW ACKIEGO „RÓW NANIA Z JEDNĄ NIEW IADOM Ą” 1
W debatach, prow adzonych przez polonistów, może zdarzyć się b a r dzo w iele rzeczy dziw nych. Np. rzecz taka: że Cisza m orska więcej n a robi hałasu niż w iersze o Jow iszu G rom ow ładnym . T ak też się stało. Na posiedzeniu naukow ym , w iele już la t się ciągnącym (poloniści to n a ród gadatliw y), a pośw ięconym d y sk u sji nad m łodzieńczym i so netam i Słowackiego, p ro b lem at C iszy m orskiej staj się przyczyną hałaśliw ej (co częste) i n a d e r jednom yślnej (co rzadkie) debaty, w której k o lejn i m ów cy p opierali się z żarliw ością godną w ażniejszej spraw y.
Posiedzenie otw orzył Hoesick. O dczytaw szy głośno te k s ty C iszy m o r skiej M ickiewicza i sonetu Słowackiego J u ż północ..., zaakcentow ał mocno podobieństw o tercetów :
O m orze! pośród tw o ich w eso ły ch ż y ją tek J e st polip, co śpi na dnie, gd y się niebo chm urzy, A na ciszę d łu gim i w y w ija ram iony.
0 m yśli! w tw o jej g łęb i jest hydra p am iątek, Co śp i w pośród złych lo só w i nam iętnej burzy; A gd y serce spokojne, zatapia w nim szpony.
(Cisza m o r sk a )
J est k w iat, co się o tw iera pośrzód n ocy cienia 1 spogląda na księżyc, i lu b e tch n ie w on ie, Aż póki nie obaczy ju trzen k i prom ienia. J est serce, co się kryjąc w zak rw aw ion ém łonie, W nocy ty lk o odżyw a, w nocy w e łzach tonie, A w dzień p iln ie ukryw a głęb ok ie cierpienia.
(Już pó łn o c ...) 1
1 C ytow an e te k sty p o ety ck ie J. S łow ack iego, A. M ick iew icza, F. D. K niaźnina ' i F. K arp iń sk iego pochodzą z w ydań: J. S ł o w a c k i , D zie ła w s z y s t k i e . Pod
re-Po czym grzm iał:
T en sam ton, ten sam styl, ta sam a m aniera, ta sam a konstrukcja; w sz y s tko jakby w y szło spod pióra M ick iew icza, ty lk o prostoty m n iej.
M ówcy n a stę p n i p o p a rli opinię H oesicka jednom yślnie.
W so n ecie J u ż pó łn o c znać w b u d o w ie i k on stru k cji m yślo w o -o b ra zo w ej w y ra źn y w p ły w C is z y m o r s k i e j .
— orzekł K ridl.
W so n ecie Ju ż p ółn oc w p rost n iew o ln iczo od d ający k om p ozycję C i s z y m o r
skiej, stale jest tu u czn iem M ickiew icza.
— p rz y ta k n ą ł K rid lo w i K leiner.
B ez trudu m ożna zesta w ić długą listę bezpośred n ich i p ośrednich zależn ości [od M ick iew icza], od o czy w isteg o n aślad ow an ia C isz y m o r s k i e j w so n ecie Już
północ...
— dołączył do znam ienitej czw órki T re u g u tt. Wobec tak ie j zgodności poglądów — fra n c u sk i u czestn ik d e b a ty urozm aicił ją li ty lko fak tem obco j ęzy czności:
p o u r ses s o n n e t s d'a m our, il a d o p t e la te c h n i q u e utilisée d a n s q u e lq u e s -u n s des '„Sonnets d e C r im é e ’’ ce lle n o t a m m e n t qu 'illustre le d e u x i è m e : („Cisza morska" : „ C alm e plat") e t selon la q u e lle le p o è m e se t r o u v e p a r t a g é en d e u x m o m e n ts : a p rè s les d e u x q u a tr a in s q u i so n t d ’o r d r e d e s c r ip ti f, les d e u x te r c e ts disposen t, dan s un r a p p o r t a b s o l u m e n t s y m é t r i q u e , un e im a g e e x t é r i e u r e (tirée de la natur e) e t u n é ta t de l’â m e ou du s e n t i m e n t 2.
Dla ostatecznego u g ru n to w an ia słuszności jednom yślnego osądu
w uzasadnieniu w yroku podano — oprócz oczywistej zbieżności obu te k s tów — rów nież garść fak tó w ,,z życia” . P rz y p o m n ia n o 3, że S o n e ty Mic kiew icza u k a z ały się d ru k iem w M oskwie n a początku g rud n ia 1826. M alewski, nie zw lekając, ju ż pod koniec tego m iesiąca p rzesłał jeden egzem plarz do W ilna; chociaż więc p a n i Słow acka dopiero 21 stycznia
dakcją J. K l e i n e r a . T. 8, 15. W rocław 1958, 1955. — A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W yd an ie J u b ileu szo w e. T. 1. W arszaw a 1955'. — F. D. К n i a ź n i n, D zieła. W ydał F. K. D m o c h o w s k i . T. 1— 2. W arszaw a 1828— 1829. — F. K a r p i ń s k i , P ism a
w i e r s z e m i pro zą. W ydał P. C h m i e l o w s k i . W arszaw a 1896. — W szy stk ie pod
k reślen ia w cytatach — z w y ją tk ie m te k s tó w N o rw id a — I. O.
2 F. H o e s i c k , Z y c i e J u liu sza S ło w a c k ie g o . T. 1. K ra k ó w 1896, s. 183. — M. K r i d l , A n t a g o n i z m w i e s z c z ó w . W arszaw a 1925, s. 22. T am że — dok ład n iejsza a n a liza d ok u m en tu jąca ten osąd. — J. K l e i n e r , Ju liu sz S ło w a c k i . T. 1. W arsza w a 1924, s. 21. — S. T r e u g u t t , P is a r s k a m ł o d o ś ć S ło w a c k ie g o . W rocław 1958, s. 38. N a s. 42 jeszcze ostrzej: „M ick iew iczow sk a »hydra p am iątek« za m ien iła się w k w ia t o tw iera ją cy się w n o cy ”. — J. B o u r r i l l y , La Jeuness e de Jule s S ło
w a ck i. P aris 1960, s. 218—219.
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 7
1827 radośnie donosiła Odyńcowi: „kupiłam sobie S o n e ty M ickiewicza, wyszłe w Moskwie, i d elek tu ję się n im i” 4 — Ju liu sz najpraw dopodobniej poznał je ju ż nieco wcześniej. Pisząc więc w dniu 16 stycznia 1827 sonet J u ż północ... — zapew ne dysponował już znajom ością C iszy m orskiej, dzięki czemu m ogła ona w płynąć n a k sz ta łt tercetów jego w iersza.
W św ietle ta k w ielostronnej arg u m en tacji spraw a przestała być w n a j m niejszym choćby stopniu dyskusyjna. Rozmówcy m ogli w końcu spo kojnie się rozejść — pozostaw iając w pustej sali spłonionego w stydem gim nazjalnego ducha poety, bezlitośnie zgrom ionego przez uczone w li te ra tu rz e a u to ry tety . Ducha, k tó ry — choć bardzo jeszcze b y ł m łodziutki i speszony dostojeństw em sędziów — nie stracił całkow icie przekory. I złośliwie ściskał w ręk u m łodzieńczy rękopis, zw any później rękopisem nicejskim . Rękopis, w k tó ry m znajdow ał się tek st zarów no so n etu J u ż północ... jak i te k s ty innych, w ty m i wcześniejszych, u tw orów liry c z nych 5.
2
T eksty, w śród k tó ry ch były też tłum aczone i oryginalne M elodie, p i sane n a pew no przed grudniem 1826, a więc wówczas, gdy o znajom ości C iszy m orskiej nie było co i mówić 6. A tu właśnie... P rzeczytajm y:
P rzyjm ij w ięc k w i a t , co b lask iem w d zięk ó w n ie zachw yca, B iały jak p ierw sze czucie w n iew in n ości ł o n i e ,
I t ak j ak c z u ł e s e r c e z e w s c h o d e m k s i ę ż y c a R o z t w i e r a s w o j e l i ś c i e i l u b e t c h n i e w o n i e . . .
СM elodia 2)
Ju ż więc p r z e d le k tu rą C iszy m o rskiej gotow y był w liryce m ło dego Słow ackiego kom pozycyjny m odel paralelizm u „człowiek — p rz y ro d a ”, k tó ry tak n ieopatrznie przypisano w pływ ow i sonetów M ickiew i cza 7. Co więcej: gotowy był o b r a z , k tó ry m w ypełnił po kilku m
iesią-4 W k r ę g u b liskich p o e ty . L i s t y r o d z in y S ło w a c k ie g o . W arszaw a 1960, s. 188. 5 O losach tego rękopisu, z podaniem jego zaw artości, p isze J. U j e j s k i (w stęp do: S ł o w a c k i , op. cit., t. 8, s. 9 n.).
6 P ierw od ru k C isz y m o r s k i e j — dopiero w w yd an iu m o sk iew sk im z r. 1826, p rzyw oływ an ym przed chw ilą. „M elodie” n atom iast S łow ackiego, tłu m aczon e i ory gin aln e, p o w sta ły n ajp ew n iej przed sierp n iem 1826. Zob. E. S a w r y m o w i c z ,
K a le n d a r z ż y c i a i t w ó r c z o ś c i J u liu sza S ło w a c k ie g o . W rocław 1960, s. 43— 45 (pozycje
47, 49).
7 W e w szystk ich cytow an ych om ów ieniach sonetu J uż północ... N a jsiln iej __ T r e u g u t t (op. cit., s. 41), gd y m ów i o „ m ick iew iczo w sk im ty p ie so n etu ”, ch a rak tery zu ją cy m się w ła śn ie ow ym p aralelizm em . W edle niego tak a „analogia (lub kontrast) zm ien ia son et w rodzaj w ielk iej, bogatej m etafory, której oba człon y w zb ogacają się w z a je m n ie ”. W ydaje się, że w p a ra lelizm ie u żytym przez S ło w a c k iego o coś zu p ełn ie in n ego chodzi — o czym dalej.
each Słow acki te rc e ty so netu J u ż północ... S kład n ik i są tu tożsam e: i po rów nanie serca do kw iatu, i koncepcja k w ia tu otw ierającego się ze w scho dem księżyca tudzież tchnącego „lube w onie’’ (uderzające zbieżności n a w e t frazeologiczno-rym ow e: „Rożt w iera sw oje liście i lu be tch n ie w o n ie ” — „I spogląda n a księżyc, i lube tchnie w onie”), i koncepcja zesta w ionego z nim serca, k tó re też w nocy się otw iera... W szystko to, cały obraz, było gotow e ju ż w cześniej. J a k widać, w gruncie rzeczy niew iele tu Słow acki od M ickiewicza zapożyczył: n a dobrą spraw ę ty lk o „sone- tow ość”, a n a w e t — „tercetow ość” u k ład u dwóch członów porów nania. Z takiego „ w p ły w u ” n ie w arto uku w ać arg u m en tu o uległości „m anierze M ickiew iczow skiej” ; zakres M ickiewiczowskiej insp iracji je st tu bardzo m ały.
Choć m ały — pozw ala jed n ak n a p ostaw ienie k ilku dość zasadniczych p ytań. W szakże takich, k tóre program ow o p o niechają p ersp ek ty w y docie kań „w pływ ologicznych” , przechodząc n a płaszczyznę w y b o r u — p y tań , k tó re s k ie ru ją uw agę n a to, dlaczego m łody Słow acki w y b r a ł spośród w ielu w arian tó w kom pozycyjnych sonetu, zadem onstrow anych w Sonetach k rym skic h , w łaśnie ten, o p a rty n a paralelizm ie. W a rian t re p rezen to w an y w tak w y razistej postaci t y l k o przez Ciszą m orską w w ielosonetow ym cyklu M ickiewicza.
W ydaje się, iż pierw sza część odpowiedzi tkw i w kom pozycyjnym p rofilu m łodzieńczej liry k i Słowackiego, k tó ry zdecydow ał o ty m , że paraleliczn y w zorzec C iszy m o rsk ie j n ie stw o rz y ł w tej tw órczości rzeczy now ej, ale został p rzeniesiony n a g ru n t ju ż gotowy. W yrazista bowiem fig u ra analogii je st ju ż obecna w najw cześniejszej z dochow anych prób poetyckich Słow ackiego — w tłu m aczen iu Elegii L a m a rtin e ’a:
Tak m ajtek , u d erzon y w straszn ym fa li biegu, W idzi sw ó j w ą tły sta tek b lisk i zatonienia, N a b rzeg sw e ob łąk an e obraca w ejrzen ia I żału je, choć późno, p rzy jem n o ści brzegu.
[ 1
T ak czło w ie k , k ied y sm u tn a starość go zagarnie, P o u p łyn ion ej w io śn ie d ręczy się i sm uci.
(E leg ia )
Rzec m ożna, że przyszły w y bó r C iszy m o rskiej jako w zorca dla sone tów rozstrzy g n ął się już w m om encie, gdy Słow acki zabrał się do tłu m a czenia tej elegii, osnutej na p aralelizm ach. R ozstrzygnął się, gdyż dalszy to k jego twórczości, poprzedzającej sonety, w skazuje n a szczególne um i łow anie tego tropu. W ystąpi on — z różną siłą — w tłum aczonych z Moo- r e ’a M elodiach:
D ługo m e serce, szczęścia ch ow ając p am iątki, P odobne b ęd zie czarze n ap ełn ion ej różą,
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 9 K tórą chociaż rozbiją, choć do szczętu zburzą,
Zapach róży rozbite zachow ają szczątki.
(Melodia p r z e z Tom asza Moora. Pożegnanie)
Ż ycie jest k ilk a godzin zatrute cierpien iem , N a które rzadko z nieba rosa szczęścia spływ a.
[ ]
N iech naszą m łodość słońce ośw ieca m iłości, A przy zachodzie św ia tło p rzyjaźni jaśn ieje.
(Melodia Moora)
W ostatnim cytacie niech nie m y li m etaforyka, nie rozdzielająca kom pozycyjnie analogizow anych sfer rzeczywistości: zostaje tu przyw ołany u ta rty już podówczas schem at analogii „pory życia — p o ry d o by lub pory ro k u ”, dzięki czemu jest on czytelny wyraziście. Z resztą nie to jest najw ażniejsze: w ażniejszy jest fakt, że m łody Słow acki z chw ilą, gdy od tłum aczenia m elodii poety irlandzkiego przejdzie do p ró b stw orzenia w łasnych w ierszy tego typu, znacznie rozw inie tę m anierę, n asilając obecność „obrazów zanalogizow anych” w stosunku do u tw orów tłu m a czonych, dając ty m św iadectw o przyw iązyw aniu do nich szczególnej wagi. Pochodząca z lipca 1826 Melodia 1 aż trz y spośród pięciu sw oich stro f opiera w łaśnie na uw yraźnionej figurze analogii, przy czym stro fa śro d kow a w w y razisty p a r a l e l i z m z a m i e n i a ów bardziej scalony
obraz z m elodii tłum aczonej, m ów iący o „rosie szczęścia” :
R adość w ten czas n ied łu go b aw i na m ej tw arzy, G aśnie, a w sercu sm u tk i zostaw ia ponure; Tak zachodni b la sk słoń ca w obłoku się żarzy, C hociaż zim ną i sm utną zdobi ty lk o chmurę* S zczęście m u si być często k u p ion e cierpieniem , Sercem naszym m iotają u czucia niezgodne; K w ia t, w y p a lo n y słońca gorącym prom ieniem ,
Z w ięk szą rozkoszą p ije k rople rosy chłodne.
[ 1
Po n im przyszłość już pom nik zasłania grobow y, A szczęścia n ie dozna, tak jak czuł za m łodu, Jeg o radość jak słońce, które w dzień zim ow y R ozjaśn i m g liste niebo, lecz n ie stopi lodu.
(M elodia 1)
O statnia analogia — lekko przetw orzona — odezwie się pow tórnie w gru d n iu 1826, w wierszu N o w y R o k :
P am iętam : potem na m nie zw róciła sw e oko, S p łon ąłem tak jak księżyc w g ęsty m m g ły tum anie...
[ 1
N ie ste ty w zrok te n luby, droższy m i nad życie, Z im ny b ył tak jak prom ień zim ow ego słońca — A ja jak lód ta ja łem i niszczałem skrycie:
W persp ek ty w ie w y ra sta ją już czterow iersze S o n e tu I, m ówiące o p rzetw orzen iu m gły w „łzy ro sy ” pod w pływ em niedo brych p ro m ien i słonecznych oraz o p rzetw o rzen iu „m gły om am ień” w łzy pod w pływ em ró w nie niedobrego sp o jrzen ia „dziew icy”. A co tk w i w zapleczu? Je st tu w szak i „księżyc”, co spłonął „w gęstym m gły tu m a n ie ” :
L ecz czem uż tw o je drżące i b lad e p rom ien ie N ie rozpędzą zu p ełn ie czarne nocy cien ie? T y obrazem n a d ziei w sm u tn ej je s te ś duszy: O trze ona łe z k ilk a, ca łk iem n ie o su szy.
t... ł W iatr b u rzliw y, g w a łto w n y przedarł obłok m g listy I znow u w d aw n ym b lask u b ły sn ą ł k sięży c czysty, J a k cnota i poczciw ość, czernione p otw arzą, P ręd zej czy późn iej za w sze w b lask u się okażą.
( K się ży c )
T ym razem — dla odm ian y — cofnęliśm y się do r. 1825, wówczas bow iem n a p isa ł Słow acki ów w iersz. I fak t, że je ś li'w tej poezji uchw yci się jakąś fig u rę analogii, to prow adzi o na zaraz bądź do' w ierszy wcześ niejszych, bądź późniejszych, a czasem w obu k ieru n k ach jednocześnie — w iele m ów i o jednolitości tej tw órczości. Jednolitości, k tó ra leży w łaśnie w owym kom pozycyjnym „klim acie analogii” , spow ijającym całą m ło dzieńczą liry k ę Słow ackiego i zn ajd u jący m sw e k u lm in acy jn e ujęcie w so netach. W św ietle tej jedn o litości — k tó ra o bejm uje rów nież tłum acze n ia z L a m a rtin e ’a i M oore’a — niczym dziw nym je st fak t, że cytow any o b raz z K siężyca posiada swój odpow iednik u p o ety irlandzkiego w w ier szu nie w iadom o n aw et, czy Słow ackiem u znanym . W K siężycu — przed „p rzerw an iem ” obłoku przez w ia tr — było
w id ać nadchodzącą chm urę, Ta w k ró tce w cien iu całą pogrąży naturę. N ad eszła; już n ie w id ać p ięk n ego księżyca;
Id en ty czny obraz-analogia w ystęp u je w M yśli nocnej M oore’a, któ rą tu w ypadnie przytoczyć w sklasycyzow anym tłum aczeniu Franciszk a Mo raw skiego:
Patrz! jak te ch m u rk i zazdrością pędzone Czarną na k sięży c rzucają zasłonę,
C hociaż ta k sk rom n ie i tak cich o p ły n ie P rzez w ielk ą nocy pu styn ię!
Tak to i czarne sk ry ty ch cnót oszczercę C hm urzą n iejed n o b o ja źliw e serce,
K tóre b y chciało ta k cicho i sk rycie Przez ziem sk ie p rzem k n ąć się ż y c ie ! 8
8 F. D z i e r ż y k r a j - M o r a w s k i , P is m a z b i o r o w e w i e r s z e m i p rozą. T. 3. P ozn ań 1882, s. 309.
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 11
Podobne obrazy znajdziem y rów nież w M edytacjach L a m a rtin e ’a, w ydanych w 1822 r. w tłum aczeniu D om inika Lisieckiego, co dość jasno tłum aczy spotkanie się ty ch dwóch poetów u Słowackiego, osiągnięte zresztą kosztem nieco krzyw dzącego doboru tekstów do tłum aczenia z M oore’a 9. W arto tu też w ym ienić p rzy n ajm n iej w ażniejsze perso n y bio rące udział w ty m lunaty czny m spotkaniu. Otóż podobnie o księżycu n a pisał M acpherson w słynnych Pieśniach Osjana:
R adość w sm u tk u jest jak blady prom ień księżyca, który dotyka gęstej chm ury, a n ie przenika jej. [Cro m a] 10
Nie odbiegnie od tej analogii i Y oung w Nocach, chociaż — w brew księżycow em u kolorytow i całości u tw o ru — ty m razem o słońcu tak p o wiedział:
S łoń ce św ietn iejsze w ych od zi zza chm ur, które go zaćm iły. J e st to obraz cn oty u .
Z rym otw órców zaś rodzim ych — w arto upom nieć się p rzyn ajm n iej 0 K niaźnina:
O srebrne koło m iesięczn e! Z w ierciad ło serca praw ego
C zyste i w d zięczne.
(Do Nocy)
Poeci, k tó rzy sp o tk ali się o księżycu w w yznaczonym przez m łodego Słow ackiego m iejscu, nie p rzy b y li n a to spotkanie przypadkow o. Young 1 M acpherson, aczkolwiek uznaw ani powszechnie za „poprzedników ro m an ty z m u ” 12, by li przecie tw órcam i rdzennie X V III-w iecznym i rów no cześnie, co w m oralizato rstw ie Younga zaznaczyło się szczególnie m oc no 13. Dzięki tem u nie dziw i fakt, że Pieśni Osjana tłu m aczy li zarów no
9 A. de L a m a r t i n e , D u m a n ia poety . W arszaw a 1822 — zob. S am otn ość (strofa ostatnia), Jesień (finał) i inne. — O ‘„lam artyn izow an iu ” m łod ego S ło w a ck ie go najszerzej p is a ł T r e u g u t t (op. cit., s. 16 п.). O „ n ierom an tyczn ym ” doborze tłu m aczon ych z M oore’a te k s tó w p isze T r e u g u t t (ibidem , s. 20— 21). Tam też — u zasadniono sąd o ich „lam artyn izu jącym ” dobieraniu i sty liza cji w przekładzie.
10 Cyt. za: M. S z y j к o w s к i, O sja n го Polsce na t l e g e n e z y r o m a n ty c z n e g o
ruchu. K ra k ó w 1912, s. 19. Tu rów n ież w ie le są d ó w o roli p aralelizm u „czło w iek —
przyroda” w P ieśn ia ch Osjana.
11 N o c e Y o u n g a . T. 1. L ublin 1809, s. 380.
13 Zob. na te n tem a t — n a jp ełn iejsze na gru n cie p olskim — o m ó w ien ia M. S z y j k o w s - k i e g o : op. cit.; E d w a r d a Y o u n g a „M yś li n oc n e ” w p o e z j i p o ls k ie j. K ra k ó w 1916.
13 W isto cie N oce są — w w ersji oryginalnej — obciążone ogrom nym balastem w y w o d ó w dyd ak tyczn ych . T łu m aczen ie L etourneura, które rozprzestrzeniło się w E uropie (ono też b y ło pod staw ą tłu m aczeń polskich), okroiło p ok aźn ie ten bagaż X V III-w ieczn y , p rzesu w ając go do p rzyp isów — dzięki czem u w „ tek ście g łó w n y m ”
K rasick i i Kniaźnin. — ja k i Goszczyński. Nie jest też dziwne, że Noce Y ounga uzy sk ały n a d e r pochlebne oceny u K rasickiego, F. K. Dm ochow skiego (k tó ry je tłum aczył), K arpińskiego. N ieprzypadkow o też zjaw ił się n a ty m sp o tk an iu sk lasycyzow any ro m an ty k , L am artin e: nie ty lk o dla tego, że jego w cześniejsze poezje dość silnie zw iązane są z tendencjam i, k tó re rep rezen to w ał Y oung 14. Rów nież dlatego, że poezja L a m a rtin e ’a w m iarę up ły w u la t coraz silniej u jaw n ia stylow e w łaściw ości k lasy cy- styczne 15, nie dość jasno dostrzegane p rzez współczesność. I to ju ż tłu m aczy obecność n a ty m spotk aniu K niaźnina, p oety rów nież rdzenn ie X V III-w iecznego n a grun cie polskim . T łum aczy szczególnie wówczas, gdy m a się w pam ięci fak t, że n a spotkanie sprow adziło tych poetów u ja w nione, a w spólne im w różnym stopniu, zam iłow anie do poetyckiej figu ry analogii.
3
F igury, k tó rą w po ezji X V III-w iecznej spotyk a się n a d e r często. P rz y kład am i niech ty m raz e m posłuży K arpiński:
L ed w ie nad b rzegiem b ystrego potoku, M łoda la to ro śl że s ię ro zw in ęła ,
P rzyp ad k iem burza, przy w ielk im w ód stoku, S łabą jej g w a łte m g ałązk ę odjęła.
[ ]
M ó j t o j e s t o b r a z ; na w sz y stk ie ob roty O strego losu w yp ogad zam czoło;
(Z a b a w a na ustro niu )
P ew n ie m ilczen ie m e w as n ie zraża; D ogadzam w a szej skrom ności: S łoń ce w cich o ści ziem ię obdarza, Ona m u w d zięczn a w cichości.
(O łta rz w d z ię c z n o ś c i N N)
S tam tąd spogląd am , jak te w o d y siad ły, Co w sp ok ojn ości sw y c h b rzeg ó w pilnują; P otem się jed n ym zakątem w y k ra d ły , I g w a łte m z sw o ich ło ży sk u stęp u ją ; P otem z szelestem po zielo n ej błon i, W d zięcznym stru m ien iem w od a "wodę goni.
siln iej u w y d a tn iły się „rysy p rzed ro m a n ty czn e”, k oloryt „poezji grob ów ”. To jed n ak p osu n ięcie tłu m acza n ie zd ołało w p ełn i z n iw elo w a ć dydaktyki.
14 Zob. F. B a l d e n s p e r g e r , Y o u n g e t ses „ N u its” en France. É tu d e s d ’hi-
to i r e li tté ra ire . P aris 1907, s. 86. P o d o b n ie zresztą są u L a m a rtin e’a w id oczn e te n
d en cje o sja n iczn e — zob. T. A. de P o p L a w s k y , L ’In f lu e n c e d ’O ssian sur l’o e u v r e d e L a m a rtin e . H eid elb erg 1905.
15 Zob. M .-F. G u y a r d , La S u r v i v a n c e du s t y le et des f o r m e s cla ssiques dan s
la poésie d e L a m a rtin e. W zbiorze: S ti l- u n d F o r m p r o b le m e in der L iteratu r. H ei
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 13 M ó j t o j e s t o b r a z !... zapędzony w lata,
S p ok ojn e m i się podobają w czasy. L u b ię ustronia, gdzie m niej w id zę św iata, L u b ię tę cichość, którą m ają lasy; A m im o te g o częstokroć, jak m łody, I śp iew am p ieśn i, i biegam w zawody^
(Na W o k lu z, w o d y i d o m g o c k i pod B ia ł y m s t o k i e m )
W szędzie tu ta j m am y — z pozoru — do czynienia z k o n stru k c ją poe tyckiego porów nania, z tą ty lk o różnicą wobec porów nania „rzeczyw is tego”, że nie zostało ono przeprow adzone przez form alne w yznaczniki „tak — ja k ”. Bliższe jed n ak w niknięcie w te k st pozw ala stw ierdzić, że różnice nie sprow adzają się do tego ty lko drobiazgu. Ów cześni teo rety cy w yróżniali p orów nanie poetyckie jako cenny trop, pełniący rolę „ozdoby” dzięki tem u , że tw orzył „obrazy, w któ ry ch im aginacja może rozw inąć w szystkie swoje bogactw a i do któ ry ch p oeta dobiera farb n ajży w szych” 16. I ta k ie porów nanie uzyskiw ało tak ą oto egzem plifikację:
Jako lew , na którego w ie ś cała uderza, Z u ch w ale idzie gardząc grożącym m u razem; Lecz, gd y go który m łodzian d o sięg n ie żelazem , Z w raca się, pysk otw iera, k ły ostre zapienia, Jęczy i z p iersi straszn e w yd ając ryczenia, Z abiera się do w a lk i z m n óstw em uzbrojonem , I boki oba długim u d erza ogonem ;
A tocząc w zrok okropny w pada w pośrzód grotów , Lub w szy stk o m ordem zniszczyć, lub sam zginąć gotów: T a k w i e l k i e g o A c h i l l a z a p a ł n i e s i e m ę s k i .
P om ińm y efektow ność żywiołowej rzeczywistości, do której zostaje tu p rzy ró w n an y Achilles. Zw róćm y uwagę na niesym etryczność kom po zycji tego porów nania, na bardzo nierów nom ierne ukształtow anie obu jego członów. O grom nie rozbudow any jest efektow ny „człon porów naw
czy”, zaś „człon po ró w n yw any ” w ystępuje w zasadzie w yłącznie w posta ci nazw y, nie tw orzy w istocie obrazu: obejm uje ty lk o jeden, o statn i w e r set całej konstrukcji, gdy człon pierw szy — aż dziewięć w ersetów! F u n k cja tego jest oczywista: m a się ów człon niejako „usam odzielnić” , zapa now ać nad w yobraźnią czytelnika, ma narzucić s w o j ą postać człono w i drugiem u — aby te n dzięki owemu zabiegowi „uczynił m ocniejsze n a im aginacji w rażen ie”17. Rów noległe rozbudow anie drugiego członu p ro w adziłoby do deziluzji, unicestw iałoby cały „w rażeniow y” sens porów nania. S tąd rodzi się owa c h a rak tery sty czn a asym etria, nie dopuszczająca do „dublow ania” się dwóch członów w płaszczyźnie kom pozycyjnej.
16 E. S ł o w a c k i , P r a w i d ł a w y m o w y i poezji. W arszaw a 1833, s. 101. 17 Ib idem .
Gdy z tego .punktu w idzenia podda się obserw acji zacytow ane fra gm enty w ierszy K arpińskiego — w szczególności p a ra lelę z u tw o ru Na W oklu z, w o d y i dom gocki pod B ia ly m sto k ie m — u d erzy odw rotność sy tuacji. P a ra le la przeprow adzona jest z w y raźną trosk ą o p ełną sy m etry - zację obu członów w płaszczyźnie kom pozycyjnej, co uw idocznia się za rów no w przy znan iu obu skrzydłom analogii jednakow ej ilości w ersetów , przedzielonych p rzerw ą m iędzystroficzną, ja k i w sym etry czny m u k ł a
d z i e elem entów p rzy ró w n an y ch rzeczyw istości. T aka kom pozycja
spraw ia, że tru d n o tu mówić o n a k ład an iu się jednej rzeczyw istości na drugą. Przeciw nie, k ażda z nich zachow uje sw oją odrębność — ujaw n iają się jedyn ie analogie m iędzy nim i.
T aki w łaśnie ty p analogii c h a ra k te ry sty c z n y je st dla m łodzieńczej liry k i Słowackiego. W y stęp u je w najw cześniejszej tłum aczonej Elegii, w y stęp u je też w n ajw cześniejszym w ierszu oryginalnym :
L ecz czem uż tw o je drżące i b la d e p rom ien ie N ie rozpędzą zu p ełn ie czarne nocy cienie? Ty ob razem n ad ziei w sm u tn ej je ste ś duszy: O trze ona łez k ilk a, ca łk iem n ie osuszy.
СK s i ę ż y c )
Księżyc pozostaje tu księżycem , nadzieja — nadzieją; istn ieją na całkow icie jed nak o w y ch praw ach. Tam, w obrazie z Iliady, ,,rea ln ie ” w ram ach św iata przedstaw ionego istn iał ty lk o Achilles, w ygląd lwa w ty m św iecie został tylko „fik cy jn ie” przy w ołan y po to, by „p o k ry ł” sobą w ygląd Achillesa. T utaj w yp ad ek ta k i nie zachodzi: oba przy ró w n a n e elem enty w św iecie tego w iersza istn ieją r ó w n i e „ realn ie” i niezależnie od siebie, co po d k reśla sy m etry zacja rozw inięcia obu czło nów . U jaw nia się tylko a n a l o g i a m iędzy nim i.
Do k u lm in ac ji dochodzi to zjaw isko w sonetach. U w yraźnione zostaje dlatego, że sy m etry czn a k o n stru k c ja stro ficzna so netu — p a ra cztefo- w ierszy i p a ra tercetó w — ułatw ia, a n a w e t n a rz u c a sy m etry zację dwu odrębnych członów analogii poprzez rów nom ierne ich rozw inięcie w są siadujących ze sobą p a ra c h stro f rów no wersow ych. Słow acki ta k w łaś n ie sonetow ą kom pozycję w y k o rzy stu je. Raz figurę analogii rozprow adzi w tercetach:
Tak w ęd ro w iec, grożącej śm ierci n ied alek i, Choć już do dna w y c h y lił tru cizn y napoje, Jed n ak d łu go się m ęczy, nim zaw rze p ow iek i. Ja! co p iłem tak słod k ie, zgubne szczęścia zdroje, P iłe m śm ierć z rozkosz czary — i zasnę na w ieki... Lecz n im zasn ę — ach b ied n e! b ied n e! serce m oje! —
S Ł O W A C K IE G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 15
In ny m razem — w czterow ierszach, ustaw icznie dążąc do w ykorzy sty w an ia dla obrazów zanalogizow anych — stro f „przestrzenn ie” wobec
siebie analogicznych:
L e d w o słońce na w sch od zie od słon i sw e lica, L e d w o s p o j r z y po cichej sam otnej dolinie, M g ł a s i ę m i e n i w ł z y rosy i na k w ia ty sp łyn ie, C h yli się p o d p e r ł a m i róża krasnolica.
Z a l e d w i e w serce m oje s p o j r z a ł a dziew ica, L e d w o m zaczął żyć dla niej i dla niej jed yn ie,
Szczęście w ł z y s i ę z m i e n i ł o , m g ł a om am ień ginie, Z ostała tylko ł z a m i zalana źrzenica.
(S o n et I)
P odkreślenia w ydobyły w tych strofach pokrew ieństw a słow niko- wo-frazeologiczne. Pokrew ieństw a rozłożone ta k sym etrycznie, że u w y p u k la ją one kom pozycyjną sym etrię obu strof-obrazów zanalogizow a nych. P aralela jest tu niem al idealna: kolejnem u w ersetow i stro fy p ie rw szej odpowiada w ty m układzie te n sam w kolejności w erset stro fy d ru giej. Dochodzi do zdublow ania, w iernego „pow tórzenia się ” obrazów — przy rów noczesnym zastąpieniu elem entów jednej rzeczyw istości przez elem enty drugiej. O brazy niem al idealnie się pow ielają.
Ówczesne teo rie m etafo ry i porów nania często głosiły, że m iędzy m e tafo rą i porów naniem istnieje li tylko różnica „gram atyczna” : w ystarczy usunąć łączniki „tak — ja k ”, by porów nanie zmieniło się w m etaforę 18. Teoria ta opierała się na fu n k cji porów nania, zilustrow anego cytatem z Ilia d y : w k tó ry m jeden człon staw ał się „obrazem zastępczym ” dla członu drugiego. T utaj — jak w idzim y — sy tu acja jest diam etralnie różna. Oba człony dążą do zarysow ania zestaw ionych ze sobą rzeczy w istości z rów ną dokładnością, żadna z nich nie rości p re te n sji do za stąpienia drugiej. Chodzi w łaśnie o wydobycie dowodne ich w zajem nych podobieństw , p rzy zachow aniu ich pełnopraw nej odrębności.
Zjaw isko to stanie się wyraźniejsze, gdy zobaczymy, jak ich sp raw dotyczy w tych strofach przeprow adzona operacja analogii. Otóż każda ze stro f nie p rezen tu je pojedynczych elem entów członów zestaw ianych, lecz pew ną rzeczywistość złożoną, pełną w ew nętrznych napięć, rzeczy wistość „u stru k tu raliżo w an ą”, w której nie przedm ioty, ale stosu nki m iędzy przedm iotam i s ta ją w centrum obserw acji. W zacytow anym so necie — w strofie pierw szej — nie chodzi ani o dolinę, an i o słońce, ani o mgłę, ani o rosę. W zestaw ieniu zaś ze stro fą drugą — nie chodzi o to, by m gła stała się kształtem dla „mgły om am ień”, zaś „rosa”
pokry-18 Np. ib i d e m , s. 100. S ło w a ck i eg zem p lifik u je naw et tę teorię dokonując „za m ia n y ” m etafory na porów nanie.
ła się porów naw czo z „łzam i” . Te p okrew ieństw a, jeśli n a w e t wchodzą w rachubę, z n a jd u ją się n a dalszym planie.
Na p lan ie p ierw szym n ato m iast w y stę p u je s tru k tu ra stosunków m ię dzy p rzedm iotam i, sk ład ający m i się n a k ażd ą z dw u rzeczyw istości. Idzie w stro fie pierw szej o w skazanie, że p o d w p ł y w e m słońca m gła p r z e m i e n i a s i ę w rosę, ginąc. W drugiej — że p o d w p ł y w e m sp o jrzen ia dziew icy złuda p r z e m i e n i a s i ę w łzy. K ażda z rzeczyw istości pozostaje tu sobą — ro sa rosą, łzy łzam i. U podobniają się jedynie, analogizują się — s tru k tu ry obu rzeczyw istości, sto su nk i p a n u jące m iędzy ich elem entam i składow ym i. T eraz w idać ju ż dokładnie, dlaczego oba człony m u siały zostać rozw inięte z ró w n ą dokładnością — i sym etrycznie. W p rzeciw nym w y p ad k u u w y raźn iłab y się „analogia ele m en tó w ”, w yglądów — zaś z a ta rc iu uleg łab y „analogia s tr u k tu r ” , sto su n k ó w m iędzy elem entam i. N a takiej zasadzie zbudow ane p o rów na n ie — nie m oże p rzejść w p ro stą m etafo rę. N ie jest ono też — posłuż m y się ówczesną term ino lo g ią 19 — „ozdobne”. Je st to porów nanie inn e go typu; jedno z tych , k tó re — znów zacy tu jm y owoczesną form ułę —
zatru d n iają u m y s ł u p a t r y w a n i e m r o z m a i t y c h s t o s u n k ó w z a c h o d z ą c y c h m i ę d z y r z e c z a m i 20.
K tóre to „porów nanie trz y m a często m iejsce d o w o d u i służy szczególniej do o b j a ś n i e n i a m y ś l i ” 21. A więc — bliskie figu rze analogii, p o jętej jak o fig u ra r o z u m o w a n i a 22. M a zatrudnić „ u m y sł”, a nie — „im aginację” przede w szystkim .
Gdzie wówczas — w lata ch 1825— 1827 — szukać tra d y c ji dla tego ty p u fig u r w poezji? Rodow ód w y d aje się tu w yraźny; oto fra g m en t z K niaźnina:
U w a żm y sieb ie nad ty m stru m yk iem : B ieg je g o c z e g o ś n a s u c z y . M us w o d ę k ręty m p ę d z i p rzesm yk iem :
S łu ch a ć g o m u si, choć m ruczy. N a jed n y m krzaku o w e p taszęta Coś, w id zę, razem dum ały,
N iesm a k czy ja k a ś w zb u d zi ponęta: I z sobą się rozleciały..
N ad ch od zi burza: sły ch a ć ją z grom u. K ryją się zw ierze i ptak i.
19 E. S ł o w a c k i (jw., s. 100— 101) pisze: „ozdoba jest n a jceln iejszy m jego za m ia rem ”.
20 J. K o r z e n i o w s k i , K u r s p o e z j i. W arszaw a 1829, s. 58— 59. 21 E. S ł o w a c k i , op. cit., s. 100.
22 S p raw y te szczeg ó ło w o o m a w ia М. A. К r ą p i e с (Teoria ana lo gii bytu . L u b lin 1959).
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 17 A h, przyjacielu! pójdźm y do domu.
A cóż? i n a s z l o s n i e t a k i ?
(Do Dionizego Hrebnickiego)
W sparcie tej serii sytuacyj analogicznych n a fundam encie r o z u m o w a n i a je st tu bardzo w yraźne. P o d kreśla to postaw a „ p o d p atry w a n ia ” zjaw isk dla „nauczenia się”, podkreśla dążenie do argum ento w ania w niosków („Nadchodzi burza: słychać ją z grom u”). N ajm ocniej wszakże ak cen tu je to fin ał wiersza. Finał, w k tó ry m m am y do czynienia z przedsięw zięciem „pójścia do dom u” dlatego, że n ak azu ją je a n a l o g i c z n e „ fak ty dokonane”, zaobserw ow ane w życiu przyrody. O statni w erset tę analogię podkreśla właśnie jak o m otyw ację poczynania roz mówców.
Zważm y, że identyczną sytuację spotykam y w tłum aczonej przez Słowackiego Elegii L a m artin e ’a. Tam rów nież — po ukazaniu w figurze analogii sy tuacji starca, k tó ry zm arnow ał młodość i nie m oże ju ż do sięgnąć k w iatu — zostaje w y sn u ty w n i o s e k , sta ją c y się m otyw acją d la takiego w ykrzyknikow ego wezwania:
K och ajm y się, mojia luba!
[ 1
N iech aj nas b la sk w ielk o ści i p y ch y nie łudzi, N ad zieję długą w ład com zosta w ia jm y ludzi, A m y, n iep ew n i jednej godziny i chw ili, G dy m am y czarę życia, czas, b yśm y z niej pili.
(Eleg ia)
T ropy — jak w skazał K niaźnin — prow adzą do w ieku Oświecenia.
4
Do w ieku, k tó ry w filozofii jest okresem ł a d u : tu bowiem , w ła dzie, o d n ajdu ją p u n k ty styczne w szystkie niem al, bardzo różnorodne, koncepcje system owe.
Ład jest ob iegow ą kategorią ośw iecen iow ą, sch em a tem organizującym ' w św iatop ogląd d o św iad czen ie potoczne, dane nauki, w a rto ści m oralne, re fle k sję i o b serw ację socjologiczną, odczucia estety czn e itd. [...] Obok „n atu ry” i „rozum u” centralna to k ategoria w o św iecen io w y m obrazie św ia ta — o ile daje się w ogóle przeprow adzić w yraźną gran icę m ięd zy ty m i kategoriam i. „N atu ra” jest b ow iem rozum iana jako „racjonalny porząd ek ”, a „rozum ” jako dające się odkryć w św iecie uporządkow anie p rocesów i rzeczy. W śród kon- fu zji zn aczen iow ej w ok ół ty c h term in ów daje się n aw et w yróżn ić in ten cja u zn ająca „ład” za k ategorię nadrzędną w stosu n k u do natury.
G dy w p o ło w ie la t p ięćd ziesiątych w ie le okoliczności [...] pow od u je d ezin teg ra cję k oh eren tn ego obrazu św iata W oltera i staw ia go w o b ec problem u „jak żyć d a lej”, to kryzys ten m oże być rozw iązan y w za leżn o ści od
w ied zi na p ytan ie: „czy n apraw dę istn ie je ła d w św ie c ie ? ” T rzęsienie ziem i w L izb on ie m ogło stać się d od atk ow ą p rzyczyn ą n a silen ia teg o kryzysu m oral nego d latego ty lk o , że W olter nie rozp atru je go jako fak tu przyrodniczego i n ie pyta o jego p rzyrodnicze d eterm inanty. Zagłada L izbony jest dlań pro b lem em św iatop ogląd ow ym , p o n iew a ż w d ram atyczny sposób k w estio n u je is tn ie n ie ład u . [...] Casus V oltaire jest n ajbardziej (obok R ousseau) dram atyczny, ale cała ożyw iona d y sk u sja św ia to p o g lą d o w a w ok ół k a ta stro fy lizb oń sk iej, n am iętn ości oraz ty p p ro b lem a ty k i filo zo ficzn ej, które ona zrodziła, są n ie zm iernie p ou czające d la zrozu m ien ia d o n io sło ści p ojęcia „ładu” w m y ślen iu o św iecen io w y m .
P rzy k ła d y m ożna b y zresztą m n ożyć. D id ero t u znaje „poczucie ła d u ” („goût.
de l ’o r d r e ”) za u czu cie n a jg łęb iej zak orzen ion e w sercu lu d zk im i starsze od
ja k ieg o k o lw iek in n ego. F izjo k ra ci u k ład ają ta b licę „porządku fizyczno-m onal- n eg o ” [...]. D om D esch am p s w y w o d zi z an alizy „ładu” sw ój „ w ielk i sy s te m ”.
W d eisty czn y ch w ersja ch idei „ład u ” p ow szech n eg o B óg w y stęp u je, naj ogólniej m ów iąc, jako gw aran t trw ałości i stab iln ości ładu, n iezm ien n ego p o rządku św iata, [...] zred u k ow an y jest do ty c h ty lk o fu n k cji. B óg u leg a natura- liza cji — jego m y śl i czyn u to żsa m ia n e są n iem al c a łk o w icie z zesp ołem b ez o sob ow ych p raw za p ew n ia ją cy ch trw a ło ść św iatu , stałą p o w t a r z a l n o ś ć zjaw isk i p rocesów 23.
W ażny jest p rzy ty m fak t — i to ju ż n a stęp n a kw estia — że ów „ład” ośw ieceniow ych koncepcji św iata w spierał się n a odczytyw aniu „po rząd ku p rz y ro d y ” . To jej ustrój budow ał prześw iadczenie o stałości i po w szechności p ra w rządzących u k ład em św iata, n a podstaw ie jej obser w acji budow ano w izję całości. N ajm ocniej — rzecz jasn a — tend en cja ta uw idoczniła się w rozw ażaniach m aterialistów .
M aterializm o św ie c e n io w y oznaczał w y cią g n ięcie w szy stk ich k o n sek w en cji z [...] n a tu ra listy czn ej ten d en cji O św iecen ia. [...] Z esp olon y z ateizm em , nego w a ł istn ie n ie ja k iejk o lw iek siły w ob ec przyrody zew n ętrzn ej i różnej od niej — jako p rzy czy n y ca ło k szta łtu zjaw isk . O gół b y tó w u to żsa m ia ł z m a t e r ią 24.
Tak było u H olbacha, D iderota, La M ettriego... Je d n a k — nie ty lk o u nich: w szak n a w e t ksiądz K ołłątaj swój Porządek fizyczn o -m o ra ln y rozpocznie od rozdziału O p rzyro d zen iu i jego praw ach w ogólności, da jąc św iadectw o, że
O ile m aterializm jako zw arta doktryna rep rezen tow an y jest tylko przez n iew ielk ą stosu n k ow o grupę m y ślic ie li, o ty le m a teria listy czn e ten d en cje są n iezm iern ie w yraźn e w całej filo zo fii o ś w ie c e n io w e j25.
23 B. B a c z k o , R ousseau: sa m o tn o ś ć i w sp ó ln o ta . W arszaw a 1964, s. 289— 290, 290— 292, 298 (znakom itą ilu stracją tego jest w iersz K n i a ź n i n a H y m n do Boga
(„O jcze! to b o w iem Im ię Ci w ła śc iw e ...”)).
24 B. B a c z k o , F ilozofia fr a n c u s k ie g o O św ie c e n ia i p o s z u k iw a n ie c z ł o w i e k a
k o n k re tn e g o . W: C z ło w i e k i ś w i a t o p o g lą d y . W arszaw a 1965, s. 61.
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 19
U jaw niały się one głów nie poprzez n adaw anie dużej ro li rozw aża niom n a d „system em p rz y ro d y ” w budow aniu św iatopoglądu, w tw o rzeniu z „system u p rzy ro d y ” k o n tek stu dla różnorakich kw estii. Z a j m ie ona — p rzyroda — cen tralne m iejsca w dziełach H olbacha i B uffo- na. O działaniu p rzyro d y będzie pisał La M ettrie, V auvenargues, O k o niecznej rów now adze dobra i zła w przyrodzie — Robinet, o Granicach w a łki człow ieka z przyrodą D iderot, n a doskonałość „praw Tw órcy przy ro d y ” pow oła się Q uesnay, o „ładzie p rzy ro d y ” i jego odniesieniu do układów społecznych napiszą B ernardin de S ain t-P ierre, Dom Des- cham ps 26. Także i H erd er swoje historiozoficzne dzieło M yśli do filo zofii dziejów rozpocznie od znam iennie zatytułow anych rozdziałów: K rólestw o roślin na naszej ziem i w sw y m sto su n ku do dziejów ludzkich oraz K rólestw o zw ierzą t w sw y m stosun ku do dziejów ludzkich 27.
Oczywiście: w nioski będą tu dość rozm aite, od sk rajn eg o m ate ria liz m u po m ocne w yakcentow anie koncepcji religijnych. W spólnota jed nak ogólnego profilu m yślenia i w spólnota m ateriału „przesłankow ego” w ie le tu mówi. I m ów i w yraziście — co najm niej rów nie ostro, jak sp o tk a nie się tej oto fo rm u ły skrajn eg o m aterialisty , Holbacha:
przyroda działa na zasadzie p rostych, jednorodnych i n iezm ien n ych pr,aw, które m ożem y poznać dzięki dośw iadczeniu. N asze zm ysły w iążą nas z pow szech n ą przyrodą i d zięk i zm ysłom m ożem y poddaw ać ją d ośw iadczeniu oraz odkryw ać jej ta jem n ice.
— z tą oto form ułą zw olennika O bjaw ienia, księdza K ołłątaja:
Po długim dostrzeganiu skutków niezliczonych jestestw , które rozpoznać m ożem y za pom ocą naszych zm ysłów [...], w n osim y, że w szy stk ie [...] jestestw a p od legają p ew n y m praw idłom [...]. A p on iew aż te p raw id ła zaw sze trw ają i n ig d y się n ie odm ieniają, p rzeto u w ażam y je za stateczn e i nigdy n ieod m ien n e, ow szem za k on ieczn e dla każdego jestestw a w szczególn ości i dla w szy stk ich w o g ó ln o ś c i28.
W wizję takiego św iata, którem u nadano jednorodne i powszechne praw idłow ości, a pozbawiono go przypadków , zostaje w pisany człowiek. Zostaje w pisany jako „elem ent p rzy ro d y ”, jako tw ó r praw om p rzy ro d y
26 B u f f o n a Epoki n a tu r y m iał S łow ack i w b ib lioteczce odziedziczonej po ojcu — i, w ed le jego zapisu p am iętn ik arsk iego, p rzeczytanej z „ n a jn u d n iejszy m i” k siążkam i w łączn ie. Spis dzieł w chodzących w skład b iblioteczki podaje L. M é - y e t w k om en tarzu do lw o w sk ie j ed y cji L i s t ó w J. S ł o w a c k i e g o (t. 1. L w ó w 1899, s. 3). T am też przedruk od n ośn ego fragm en tu P a m ię tn ik a . — Zob. F ilozofia
fr a n c u s k ie g o O św iecen ia. W arszaw a 1961, s. 167 n., 182, 177, 221, 294—295, 354 n.
(szczególnie 356 n.), 386 n.
27 Zob. J. G. H e r d e r , M y ś l i do filo zofii d z i e jó w . T. 1. W arszaw a 1962, 28 P.-H . d’ H o l b a c h , S y s t e m p r z y r o d y . T. 1. W arszaw a 1957, s. 57. — H. K o ł ł ą t a j , P o r z ą d e k fi z y c z n o - m o r a l n y . W arszaw a 1955, s. 19.
podległy. Oczywiście — i tu ta j stopień podległości człow ieka ty m p ra wom różnie byw ał precyzow any, jego w topienie w „system n a tu r y ”
różną m iało intensyw ność. Sam fa k t jed n ak tego w pisania był dla m yśli ośw ieceniow ej nieodłączny, p rzy ro d a stanow iła n ajb liższy i n ajbard ziej podstaw ow y k o n tek st dla rozw ażań n ad człow iekiem i jego sy tu acją w świecie.
C złow iek jest ty lk o cząstk ą n iesk o ń czo n eg o p rzy czy n o w o -sk u tk o w eg o ła ń cucha zjaw isk , p ołą czo n y ch ze sobą na m ocy sta ły ch , n iew zru szo n y ch praw przyrody. [...] Sam czło w ie k je st częścią p rzyrody, [...] p od k reśla się, że czło w iek jest ty lk o cząstk ą przyrody, sp rzeciw ia ją c się n ad aw an iu mu ran gi w y jątk ow ej ze w zg lęd u na ja k ie k o lw ie k p o w o ła n ie w y k ra cza ją ce poza św iat naturalny.
— pisze badacz m yśli ośw ieceniow ej. I dalej:
P rzed sta w ia n o p e w ie n id ea ł czło w ie k a jak o dany, jak o to żsa m y z porząd k iem natu raln ym , p rzyrod n iczym , a p o stu lo w a n y u k ład sto su n k ó w m ięd zy lu d z k ich jako to żsa m y z k o n ieczn o ścią ty p u p rzyrodniczego 29.
N ajm ocniej u jaw n iły 'się te poglądy w X V III-w iecznym m aterializ m ie, k tó ry b y ł „ ra d y k a ln y w in te rp re ta c ji człow ieka jako części skła dowej i w y tw o ru p rz y ro d y ” 30. O to ja k p isał Holbach, p recy zując for m u ły determ inistyczne:
C złow iek je st d ziełem p rzyrody, ż y je w przyrodzie i pod lega jej praw om ; n ie m oże się w y z w o lić z jej m ocy; n a w et m y ślą n ie m oże w y jść poza nią. [...] D la isto ty , u k szta łto w a n ej p rzez przyrodę i ograniczonej przez nią, istn ieje ty lk o w ie lk a całość, k tórej jest częścią i której w p ły w o m podlega. [...] W e w szy stk ich zja w isk a ch ży cia czło w ie k a od narodzin aż do śm ierci w id zim y tylk o n astęp stw o k o n ieczn y ch przyczyn i sk u tk ó w zgodnych z praw am i w sp óln ym i w szy stk im bytom przyrody. [...] W idzim y w ię c jasno, ż e przyroda zach ow u je bezstronność w ob ec w szy stk ich sw o ich tw o ró w i że podporządkow uje nas — podobnie ja k w sz y stk ie inne b y ty — w ieczn y m p raw om , spod których w ładzy n ie m ogła nas w y łą c z y ć 31.
I choć n ie zawsze precy zacje były ta k sk ra jn ie determ inistyczne, przecie wiele m ów i fak t, iż p rzy w o ły w an y ju ż K ołłątaj — inaczej w osta tecznych k onsekw encjach rzecz u staw iając — rów nież ten aspekt weź m ie pod uw agę i sp otka się tu p o w tó rn ie z Holbachem :
C zło w iek p od d an y jest p ra w o m p rzyrod zen ia, k tóre m u są spólne ze w szy stk im i in n y m i jestestw a m i. [...] W pod ziale ta k o w y ch je s te stw pod zm ysły pod p ad ających n a leży on do w y d z ia łu zw ierzą t, a zatem p odlega praw om , k tóre m u są ze zw ierzęta m i sp óln e; p od lega i tym , k tóre są sp óln e r o ś lin o m 32. 29 B a c z k o , F ilozofia fr a n c u s k ie g o O ś w ie c e n ia i p o s z u k i w a n i e c z ł o w i e k a k o n
k r e t n e g o , s. 54, 63.
30 Ib i d e m , s. 61.
31 H o l b а с h, op. cit., s. 53, 122, 294. 32 К o 11 ą t a j, op. cit., s. 26.
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 21
O braz św iata, w yłan iający się z cytow anych form uł, w śród w ielu cech m a i tę n iebyw ale w yrazistą: składa się on z rzeczy a n a l o g i c z n y c h wobec siebie, rzeczy zostają w nim uchw ycone w pryzm acie w za jem nej r ó w n o l e g ł o ś c i . I to jest jedno z podstaw ow ych p raw oświeceniowego m yślenia: praw o m yślenia drogą porów nania, per ana logiam. B ezpośrednio sfo rm u łu je to K ołłątaj:
chociaż przez n ied ostatek sto su n k ó w nie znam y ty c h w szy stk ich praw , do strzegam y jednak p r z e z p o r ó w n a n i e , że w sz y stk ie je s te stw a p rzy w ią zan e są do praw ogólnych, jak gdyby do łańcucha, który łą czy w jedno p orządek w szy stk ich rzeczy 33.
Jeszcze dobitniej w yrazi to w jednej z N ocy Young:
T e to są w n iosk i, do k tórych prow adzi a n a l o g i a , n a j p e w n i e j s z y p r z e w o d n i k , którego m a człow iek, aby doszedł p raw d y 34.
Z takiego obrazu św iata i z takiej m etody jego poznaw ania — w y ra s ta w X V III-w iecznych tra k ta ta c h filozoficznych bardzo w nich po p u la rn a językow a fig u ra analogii, fig u ra porów nania, n a tu ra ln a dla tego system u rozum ow ania. Posłuży się nią K ołłątaj:
W idzim y na przykład, że człow iek rozm naża się podobnie j a k zw ierzęta
* i roślin y, że m a ten sam ruch sam ow olny, co i zw ierzęta, [...] że u m iera j a k
zw ierzęta i roślin y 35.
Posłuży się nią i Holbach; po zanalizow aniu „kolei życia” m otyla, n a pisze, że
A n a l o g i c z n e przem ian y i rozwój w id zim y też u w sz y stk ic h roślin. D zięki układow i, tkance i p ierw otnej energii, jakim i przyroda obdarzyła aloes, roślina ta n ied ostrzegaln ie rośn ie i przek ształca się, by po w ielu latach w yd ać k w ia ty b ędące zw iastu n am i jej śm ierci. P o d o b n i e rzecz m a się z czło w iek iem . D osk on aląc się i u leg a ją c przem ianom , d ziała on zaw sze zgodnie z p raw am i w ła śc iw y m i jego m a terii oraz k o n sty tu cji, z jakiej zb u d ow ała go p r z y r o d a 36.
Skorzysta z tej fig u ry i Young:
Ty, który na ty m p adole nie m ożesz ch w ilą czasu w ład ać jak w łasn ą, ty, który rów n ie sk aziteln ym jesteś j a k k w ia t ogrodu tw ego, p rzem ijający j а к p o w ia n ie w iatru 37.
Zakończm y rzecz cytatem z H erdera:
C złow iek i zw ierzę rodzi się, t a k j a k one [tj. roślin y], z n a sien ia [...]. O kresy naszego życia są okresam i życia rośliny: rodzim y się, rośn iem y, k w itn ie 33 Ib id em .
34 Y o u n g , op. cit., s. 248. 35 К o 11 ą t a j, op. cit., s. 27. 36 H o l b a c h , op. cit., s. 56. 37 Y o u n g , op. cit., s. 240.
m y, p rzek w ita m y i um ieram y. [...] W ty m w szy stk im czło w iek m u si b yć po słu szn y w y ższy m praw om , co do k tó ry ch ró w n ie m ało, j а к roślina, otrzym uje w y ja śn ień . [...] D opóki czło w iek rośnie i soki w nim są m łode, jakże rozległy i rad osn y w y d a je się św iat. W yciąga dookoła sw e ga łęzie i sądzi, że n ieb a d osięgn ie. [...] W jak ież bogactw a p ełn a jest zaw sze przyroda w czasie w iosn y i naszej m łodości. [...] A jakże w szy stk o się zm ien ia już po kilk u m iesiącach! W iększość k w ia tó w opadła; dojrzew ają ty lk o n ieliczn e ow oce, [...] a le zaraz po tem liśc ie zaczyn ają w ięd n ąć. U w ię d łe w ło sy drzew a syp ią się w ślad za u k o ch a n y m i dziećm i; stoi tera z b ezlistn e, w ich er o b ła m u je jego su ch e gałęzie, aż w końcu drzew o w a li się na ziem ię [...]. Czyż in aczej m a się rzecz z czło w iek iem [...]? Jak iż ogrom n ad ziei, p la n ó w na przyszłość i dążeń w y p ełn ia m niej lub w ięcej św ia d o m ie jego m łod ocian ą duszę? [...] K ilka la t m ija, w sz y s tko zm ien ia się d ookoła niego, a to d latego tylko, że on sam się zm ienia. [...] W oczach jak iejś w yższej isto ty d ziałan ia nasze na ziem i m ogą m ieć taką sam ą w ażność, a są zap ew n e p rzynajm niej t a k ustalon e i określone, j a k czyny i p rzed sięw zięcia jakiegoś drzew a.
I — dalej — k o n k ludu je H erder; „P rzez całą żyw ą «przyrodę n a ziemi p rzew ija się a n a l o g i a do jed n ej budow y organicznej” 38. Oto i sens tej „fig ury słow nej analogii”. F igury, k tó ra — to isto tne — w zakres analogatów wciąga rów nież u c z u c i a ludzkie: jakże w yraziście n a w et „n ad zieja” uzyskuje sw oje analo g aty w obrazie drzewa!
Z acytow any obraz z H erd era — podobnie zresztą jak i pozostałe, jeno z w iększą w yrazistością — d em o n stru je kilka w ażnych dla p ro w a dzonych tu rozw ażań właściwości. P ierw sza z nich — to znam ienne ograniczenie h o ryzo n tu poznawczego w obserw ow aniu analogizow anych zjaw isk. N a p lan pierw szy w y b ija się analogiczność zachodzących w nich procesów — om inięte natom iast zostają ich źródła i przyczyny. P łyn ie to ze znam iennej te n d e n c ji ośw ieceniow ego system u m yślenia: z pop u larn ej w nim tezy o ograniczeniu p o znania ludzkiego.
N iech [człow iek] pogodzi się z tym , że n ie b ędzie znał przyczyn otoczo nych dlań n iep rzen ik n ion ą zasłoną 39.
— pisał H olbach. P odobna teza — o o trzym aniu m ałej ilości „w y jaś n ie ń ” — w yeksplikow ana je st w przytoczonym fragm encie z H erdera. T a m yśl istn iała nie ty lk o w obrębie tra k ta tó w filozoficznych, ale scho dziła — co było zresztą ch arak tery sty czn e dla św iatopoglądow ych for m u ł Ośw iecenia — rów nież do kręgów m yślenia potocznego. O dzyw a ła się n a w e t w pop u larn ej poezji K niaźnina:
G dzież to się słabość m y śli m ej zacieka? Rada by dojrzeć n a jw y ższy porządek. U stać tu m u si n ied ołężn ość człeka:. T ęp y w zrok jego i m y ln y rozsądek.
[ 1
38 H e r d e r , op. cit., s. 61—62, 82. 39 H o l b a c h , op. cit., s. 54.
S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 23 D ałeś N aturze n ied ociek łej praw a,
P odług się k tórych p ow in n a spraw ow ać: W u staw n ym ruchu w ieczn a jej zabaw a, T w orzyć i niszczyć, a ty m się zachow ać. Zda się k oleb k ę w sw oim trzym ać grobie: N a jaki koniec?... u k ry łeś to sobie.
(H y m n do Boga)
Siłą rzeczy — p rzy tego rodzaju założeniach — budow anie w izji św ia ta szło w k ieru n k u „synchronizow ania” jego elem entów składow ych, równoległego „przym ierzania” ich do siebie drogą analogii w zajem nych. Prow adziło to do zaniku m otyw acji genetycznej faktów . W ażne było ich w zajem ne podobieństwo, a nie ich przyczyny. Podobieństw o, k tó re tw o rzyło w tych w arun k ach w łaśnie m otyw ację: m otyw ację per analo giam.
Takie „uzasadniające” w nioskow anie o jednym fakcie na podstaw ie drugiego fa k tu możliwe było wówczas, gdy uznało się, że w k o n k re t nym fakcie p rzejaw ia się szersze „praw o św iata” , że je s t on r e p r e z e n t a n t e m takiego p raw a. Tak w łaśnie było w Oświeceniu. W ślad bowiem za prześw iadczeniem o ograniczeniu horyzontu poznawczego człowieka szło prześw iadczenie w pew nym sensie m u przeciw staw ne, w każdym zaś razie „w ynagradzające” zaakcentow ane braki. Było to prześw iadczenie, że m ały zasięg horyzontu obserw acji nie je st przeszko dą w budow aniu w izji św iata całościowej — św iat bowiem, dzięki obec nej w nim zasadzie „ład u ”, jest ta k skonstruow any, że w każdym jego szczególe p rzejaw iają się „praw a pow szechne” 40. U w ażna więc obser w acja szczegółów może doprowadzić rów nie dobrze do w ykrycia „praw św iata”, jak obserw acja całości. Takie u sy tuow anie k o n k retu — u sy tuow anie go jako „ rep rezen tan ta całości” , „rep rezen tan ta reg u ły cało ści” — dawało m u „upraw nienia m o ty w acy jne”. Równocześnie zaś — i to jest dla dalszych rozw ażań rów nież ważne — prow adziło do jego t y p i z a c j i , do w idzenia go w kategoriach pow szechnych, ponad ind y- w idualnych 41.
W idoczne jest to bardzo w yraziście w cytow anym fragm encie z H er dera, w k tó ry m n astęp u je sw oiste zatarcie granicy m iędzy jednostko wym konkretem a abstrakcją. K o nk ret — dzięki swojej re p re z e n ta ty w ności — pełni tu rolę uogólniającego ab strak tu , a b stra k t zaś może w k a ż dej chw ili przerosnąć w tak i stypizow any k o n k r e t42, co jest widoczne w wyw odzie H erdera w tych m om entach, gdy od uogólnionych fo rm u ł
40 Zob. B a c z k o , Filozofia fr ancuskie go O św ie c e n ia i p o s z u k iw a n ie c z ł o w i e k a
k o n k re tn e g o , s. 60 n.
41 I b id e m , s. 46.
przechodzi do ich u k o n k retn iającej egzem plifikacji m otyw em drzew a. To tłum aczy, dlaczego w ty m obrazie ujęcie drzew a jest swoiście „ukon k re tn io n e ”, odległe od fo rm u ły a b strak cy jn ej — pełniąc rów nocześnie jej rolę. Dlaczego — i to dalsza z w ażnych sp ra w — obraz z tra k ta tu H erdera da się zanalizow ać w kateg o riach obrazu p o e t y c k i e g o , w kateg oriach obrazu l i r y c z n e g o , obrazu, k tó ry w ypow iada uogól nienia poprzez konkrety. Jakoż „poetycką” m etodę jego utw orzenia łatw o tu w y k ry ć — ujrzaw szy, że o peru je on w słow nej m etodzie ana- logizow ania człow ieka i d rzew a fo rm u łam i m etafo ry czny m i („soki” i „gałęzie” w określan iu człowieka, „uw iędłe w łosy”, „ukochane dzieci” w określaniu drzew a. P o ety zacja p o su n ięta zostaje bardzo daleko!).
T akie bezpośrednie przechodzenie od rozw ażań nad m ateriałem tek s tów filozoficznych do rozw ażań n ad m ate ria łe m tek stó w poetyckich nie pow inno tu ta j razić: c h a ra k te r obu tych języków w om aw ianej epoce upraw n ia do tego. O to w ypow iedź klasy k a n a tem at m etod k ształtow a nia poetyckiej w izji św iata:
iPodczas k ied y rom an tyk op isu je w sz y stk ie g a łą zk i i listk i na drzew ie, k la sy k w y b iera ty lk o p ięk n iejsze i z nich układa drzew o idealne, czy li w z o row e pod w zg lęd em gustu. J e st to tw ó r o rygin aln ości ty m tru d n iejszy, że zarazem zm y ślo n y i p ra w d ziw y ; zm y ślo n y , b o n ie ten sam zu p ełn ie, jak jest w n atu rze, a p ra w d ziw y przecież, bo do natu ry podobny. [...] N aturalność i p raw d a są w ię c d w ie p o d sta w y orygin aln ości i dlatego, co n ie jest p raw d ziw e ani do p raw d y podobne, w szy stk o , co n ie tra fia do przyrodzonego rozsądku lu d zi alb o go obraża, jest n ie ty lk o n ieo ry g in a ln e w e w zg lęd zie n aśladow ania, ale n a w e t fa łsz y w e i n ieg u sto w n e w e w zg lęd zie s z t u k i43.
S tarczy w tej w ypow iedzi zam ienić w y rażenia „piękniejsze” i „wzo row e pod w zględem g u stu ” n a w yrażen ia „bardziej ty p o w e” i „wzorowe pod w zględem rep re z en ta ty w n o śc i” — a zam iast teo rii k ształto w ania poetyckiej w izji św iata pow stanie, ściśle przy legająca do przytoczonych fragm entów , teo ria k ształto w ania poznaw czej w izji św iata. A zam iana to upraw n ion a — w tekście, w k tó ry m „piękno” i „wzorowość pod względem g u stu ” zostały utożsam ione z „ n atu raln o ścią”, „p raw d ą” i t r a fianiem „do przyrodzonego r o z s ą d k u lud zi”. Cóż: m am y do czy n ienia z e ste ty k ą „poezji ro zsąd k u ” ! I z filozofią, któ rej „służyć m ają rów nież g a tu n k i litera c k ie ”, co dla w ieku O św iecenia jest bardzo cha rak te ry sty cz n e 44.
Obraz, k tó ry m a tra fia ć do „przyrodzonego” rozsądku. O tw iera się tu ta j dalsza cecha fra g m e n tu z H erdera: potoczność jego elem entów .
43 w***^ O k l a s y c z n o ś c i i r o m a n ty c z n o ś c i. W zbiorze: W a l k a r o m a n t y k ó w z k la
s y k a m i . W rocław 1963, s. 143— 144. B N I, 183.
44 В а с z к o, F ilozofia fr a n c u s k ie g o O ś w ie c e n ia i p o s z u k iw a n ie c z ł o w i e k a k o n