• Nie Znaleziono Wyników

Słowackiego "równania z jedną niewiadomą"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Słowackiego "równania z jedną niewiadomą""

Copied!
41
0
0

Pełen tekst

(1)

Ireneusz Opacki

Słowackiego "równania z jedną

niewiadomą"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 61/4, 5-44

(2)

I.

R O Z P R A W Y

I

A R T Y K U Ł Y

P am iętn ik L itera ck i L X I, 1970, z. 4

IR ENEUSZ OPACK I

SŁOW ACKIEGO „RÓW NANIA Z JEDNĄ NIEW IADOM Ą” 1

W debatach, prow adzonych przez polonistów, może zdarzyć się b a r­ dzo w iele rzeczy dziw nych. Np. rzecz taka: że Cisza m orska więcej n a ­ robi hałasu niż w iersze o Jow iszu G rom ow ładnym . T ak też się stało. Na posiedzeniu naukow ym , w iele już la t się ciągnącym (poloniści to n a ­ ród gadatliw y), a pośw ięconym d y sk u sji nad m łodzieńczym i so netam i Słowackiego, p ro b lem at C iszy m orskiej staj się przyczyną hałaśliw ej (co częste) i n a d e r jednom yślnej (co rzadkie) debaty, w której k o lejn i m ów cy p opierali się z żarliw ością godną w ażniejszej spraw y.

Posiedzenie otw orzył Hoesick. O dczytaw szy głośno te k s ty C iszy m o r­ skiej M ickiewicza i sonetu Słowackiego J u ż północ..., zaakcentow ał mocno podobieństw o tercetów :

O m orze! pośród tw o ich w eso ły ch ż y ją tek J e st polip, co śpi na dnie, gd y się niebo chm urzy, A na ciszę d łu gim i w y w ija ram iony.

0 m yśli! w tw o jej g łęb i jest hydra p am iątek, Co śp i w pośród złych lo só w i nam iętnej burzy; A gd y serce spokojne, zatapia w nim szpony.

(Cisza m o r sk a )

J est k w iat, co się o tw iera pośrzód n ocy cienia 1 spogląda na księżyc, i lu b e tch n ie w on ie, Aż póki nie obaczy ju trzen k i prom ienia. J est serce, co się kryjąc w zak rw aw ion ém łonie, W nocy ty lk o odżyw a, w nocy w e łzach tonie, A w dzień p iln ie ukryw a głęb ok ie cierpienia.

(Już pó łn o c ...) 1

1 C ytow an e te k sty p o ety ck ie J. S łow ack iego, A. M ick iew icza, F. D. K niaźnina ' i F. K arp iń sk iego pochodzą z w ydań: J. S ł o w a c k i , D zie ła w s z y s t k i e . Pod

(3)

re-Po czym grzm iał:

T en sam ton, ten sam styl, ta sam a m aniera, ta sam a konstrukcja; w sz y s­ tko jakby w y szło spod pióra M ick iew icza, ty lk o prostoty m n iej.

M ówcy n a stę p n i p o p a rli opinię H oesicka jednom yślnie.

W so n ecie J u ż pó łn o c znać w b u d o w ie i k on stru k cji m yślo w o -o b ra zo w ej w y ra źn y w p ły w C is z y m o r s k i e j .

— orzekł K ridl.

W so n ecie Ju ż p ółn oc w p rost n iew o ln iczo od d ający k om p ozycję C i s z y m o r ­

skiej, stale jest tu u czn iem M ickiew icza.

— p rz y ta k n ą ł K rid lo w i K leiner.

B ez trudu m ożna zesta w ić długą listę bezpośred n ich i p ośrednich zależn ości [od M ick iew icza], od o czy w isteg o n aślad ow an ia C isz y m o r s k i e j w so n ecie Już

północ...

— dołączył do znam ienitej czw órki T re u g u tt. Wobec tak ie j zgodności poglądów — fra n c u sk i u czestn ik d e b a ty urozm aicił ją li ty lko fak tem obco j ęzy czności:

p o u r ses s o n n e t s d'a m our, il a d o p t e la te c h n i q u e utilisée d a n s q u e lq u e s -u n s des '„Sonnets d e C r im é e ’’ ce lle n o t a m m e n t qu 'illustre le d e u x i è m e : („Cisza morska" : „ C alm e plat") e t selon la q u e lle le p o è m e se t r o u v e p a r t a g é en d e u x m o m e n ts : a p rè s les d e u x q u a tr a in s q u i so n t d ’o r d r e d e s c r ip ti f, les d e u x te r c e ts disposen t, dan s un r a p p o r t a b s o l u m e n t s y m é t r i q u e , un e im a g e e x t é r i e u r e (tirée de la natur e) e t u n é ta t de l’â m e ou du s e n t i m e n t 2.

Dla ostatecznego u g ru n to w an ia słuszności jednom yślnego osądu

w uzasadnieniu w yroku podano — oprócz oczywistej zbieżności obu te k s ­ tów — rów nież garść fak tó w ,,z życia” . P rz y p o m n ia n o 3, że S o n e ty Mic­ kiew icza u k a z ały się d ru k iem w M oskwie n a początku g rud n ia 1826. M alewski, nie zw lekając, ju ż pod koniec tego m iesiąca p rzesłał jeden egzem plarz do W ilna; chociaż więc p a n i Słow acka dopiero 21 stycznia

dakcją J. K l e i n e r a . T. 8, 15. W rocław 1958, 1955. — A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W yd an ie J u b ileu szo w e. T. 1. W arszaw a 1955'. — F. D. К n i a ź n i n, D zieła. W ydał F. K. D m o c h o w s k i . T. 1— 2. W arszaw a 1828— 1829. — F. K a r p i ń s k i , P ism a

w i e r s z e m i pro zą. W ydał P. C h m i e l o w s k i . W arszaw a 1896. — W szy stk ie pod­

k reślen ia w cytatach — z w y ją tk ie m te k s tó w N o rw id a — I. O.

2 F. H o e s i c k , Z y c i e J u liu sza S ło w a c k ie g o . T. 1. K ra k ó w 1896, s. 183. — M. K r i d l , A n t a g o n i z m w i e s z c z ó w . W arszaw a 1925, s. 22. T am że — dok ład n iejsza a n a liza d ok u m en tu jąca ten osąd. — J. K l e i n e r , Ju liu sz S ło w a c k i . T. 1. W arsza­ w a 1924, s. 21. — S. T r e u g u t t , P is a r s k a m ł o d o ś ć S ło w a c k ie g o . W rocław 1958, s. 38. N a s. 42 jeszcze ostrzej: „M ick iew iczow sk a »hydra p am iątek« za m ien iła się w k w ia t o tw iera ją cy się w n o cy ”. — J. B o u r r i l l y , La Jeuness e de Jule s S ło ­

w a ck i. P aris 1960, s. 218—219.

(4)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 7

1827 radośnie donosiła Odyńcowi: „kupiłam sobie S o n e ty M ickiewicza, wyszłe w Moskwie, i d elek tu ję się n im i” 4 — Ju liu sz najpraw dopodobniej poznał je ju ż nieco wcześniej. Pisząc więc w dniu 16 stycznia 1827 sonet J u ż północ... — zapew ne dysponował już znajom ością C iszy m orskiej, dzięki czemu m ogła ona w płynąć n a k sz ta łt tercetów jego w iersza.

W św ietle ta k w ielostronnej arg u m en tacji spraw a przestała być w n a j­ m niejszym choćby stopniu dyskusyjna. Rozmówcy m ogli w końcu spo­ kojnie się rozejść — pozostaw iając w pustej sali spłonionego w stydem gim nazjalnego ducha poety, bezlitośnie zgrom ionego przez uczone w li­ te ra tu rz e a u to ry tety . Ducha, k tó ry — choć bardzo jeszcze b y ł m łodziutki i speszony dostojeństw em sędziów — nie stracił całkow icie przekory. I złośliwie ściskał w ręk u m łodzieńczy rękopis, zw any później rękopisem nicejskim . Rękopis, w k tó ry m znajdow ał się tek st zarów no so n etu J u ż północ... jak i te k s ty innych, w ty m i wcześniejszych, u tw orów liry c z ­ nych 5.

2

T eksty, w śród k tó ry ch były też tłum aczone i oryginalne M elodie, p i­ sane n a pew no przed grudniem 1826, a więc wówczas, gdy o znajom ości C iszy m orskiej nie było co i mówić 6. A tu właśnie... P rzeczytajm y:

P rzyjm ij w ięc k w i a t , co b lask iem w d zięk ó w n ie zachw yca, B iały jak p ierw sze czucie w n iew in n ości ł o n i e ,

I t ak j ak c z u ł e s e r c e z e w s c h o d e m k s i ę ż y c a R o z t w i e r a s w o j e l i ś c i e i l u b e t c h n i e w o n i e . . .

СM elodia 2)

Ju ż więc p r z e d le k tu rą C iszy m o rskiej gotow y był w liryce m ło­ dego Słow ackiego kom pozycyjny m odel paralelizm u „człowiek — p rz y ­ ro d a ”, k tó ry tak n ieopatrznie przypisano w pływ ow i sonetów M ickiew i­ cza 7. Co więcej: gotowy był o b r a z , k tó ry m w ypełnił po kilku m

iesią-4 W k r ę g u b liskich p o e ty . L i s t y r o d z in y S ło w a c k ie g o . W arszaw a 1960, s. 188. 5 O losach tego rękopisu, z podaniem jego zaw artości, p isze J. U j e j s k i (w stęp do: S ł o w a c k i , op. cit., t. 8, s. 9 n.).

6 P ierw od ru k C isz y m o r s k i e j — dopiero w w yd an iu m o sk iew sk im z r. 1826, p rzyw oływ an ym przed chw ilą. „M elodie” n atom iast S łow ackiego, tłu m aczon e i ory ­ gin aln e, p o w sta ły n ajp ew n iej przed sierp n iem 1826. Zob. E. S a w r y m o w i c z ,

K a le n d a r z ż y c i a i t w ó r c z o ś c i J u liu sza S ło w a c k ie g o . W rocław 1960, s. 43— 45 (pozycje

47, 49).

7 W e w szystk ich cytow an ych om ów ieniach sonetu J uż północ... N a jsiln iej __ T r e u g u t t (op. cit., s. 41), gd y m ów i o „ m ick iew iczo w sk im ty p ie so n etu ”, ch a­ rak tery zu ją cy m się w ła śn ie ow ym p aralelizm em . W edle niego tak a „analogia (lub kontrast) zm ien ia son et w rodzaj w ielk iej, bogatej m etafory, której oba człon y w zb ogacają się w z a je m n ie ”. W ydaje się, że w p a ra lelizm ie u żytym przez S ło w a c ­ k iego o coś zu p ełn ie in n ego chodzi — o czym dalej.

(5)

each Słow acki te rc e ty so netu J u ż północ... S kład n ik i są tu tożsam e: i po­ rów nanie serca do kw iatu, i koncepcja k w ia tu otw ierającego się ze w scho­ dem księżyca tudzież tchnącego „lube w onie’’ (uderzające zbieżności n a w e t frazeologiczno-rym ow e: „Rożt w iera sw oje liście i lu be tch n ie w o­ n ie ” — „I spogląda n a księżyc, i lube tchnie w onie”), i koncepcja zesta­ w ionego z nim serca, k tó re też w nocy się otw iera... W szystko to, cały obraz, było gotow e ju ż w cześniej. J a k widać, w gruncie rzeczy niew iele tu Słow acki od M ickiewicza zapożyczył: n a dobrą spraw ę ty lk o „sone- tow ość”, a n a w e t — „tercetow ość” u k ład u dwóch członów porów nania. Z takiego „ w p ły w u ” n ie w arto uku w ać arg u m en tu o uległości „m anierze M ickiew iczow skiej” ; zakres M ickiewiczowskiej insp iracji je st tu bardzo m ały.

Choć m ały — pozw ala jed n ak n a p ostaw ienie k ilku dość zasadniczych p ytań. W szakże takich, k tóre program ow o p o niechają p ersp ek ty w y docie­ kań „w pływ ologicznych” , przechodząc n a płaszczyznę w y b o r u — p y ­ tań , k tó re s k ie ru ją uw agę n a to, dlaczego m łody Słow acki w y b r a ł spośród w ielu w arian tó w kom pozycyjnych sonetu, zadem onstrow anych w Sonetach k rym skic h , w łaśnie ten, o p a rty n a paralelizm ie. W a rian t re ­ p rezen to w an y w tak w y razistej postaci t y l k o przez Ciszą m orską w w ielosonetow ym cyklu M ickiewicza.

W ydaje się, iż pierw sza część odpowiedzi tkw i w kom pozycyjnym p rofilu m łodzieńczej liry k i Słowackiego, k tó ry zdecydow ał o ty m , że paraleliczn y w zorzec C iszy m o rsk ie j n ie stw o rz y ł w tej tw órczości rzeczy now ej, ale został p rzeniesiony n a g ru n t ju ż gotowy. W yrazista bowiem fig u ra analogii je st ju ż obecna w najw cześniejszej z dochow anych prób poetyckich Słow ackiego — w tłu m aczen iu Elegii L a m a rtin e ’a:

Tak m ajtek , u d erzon y w straszn ym fa li biegu, W idzi sw ó j w ą tły sta tek b lisk i zatonienia, N a b rzeg sw e ob łąk an e obraca w ejrzen ia I żału je, choć późno, p rzy jem n o ści brzegu.

[ 1

T ak czło w ie k , k ied y sm u tn a starość go zagarnie, P o u p łyn ion ej w io śn ie d ręczy się i sm uci.

(E leg ia )

Rzec m ożna, że przyszły w y bó r C iszy m o rskiej jako w zorca dla sone­ tów rozstrzy g n ął się już w m om encie, gdy Słow acki zabrał się do tłu m a ­ czenia tej elegii, osnutej na p aralelizm ach. R ozstrzygnął się, gdyż dalszy to k jego twórczości, poprzedzającej sonety, w skazuje n a szczególne um i­ łow anie tego tropu. W ystąpi on — z różną siłą — w tłum aczonych z Moo- r e ’a M elodiach:

D ługo m e serce, szczęścia ch ow ając p am iątki, P odobne b ęd zie czarze n ap ełn ion ej różą,

(6)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 9 K tórą chociaż rozbiją, choć do szczętu zburzą,

Zapach róży rozbite zachow ają szczątki.

(Melodia p r z e z Tom asza Moora. Pożegnanie)

Ż ycie jest k ilk a godzin zatrute cierpien iem , N a które rzadko z nieba rosa szczęścia spływ a.

[ ]

N iech naszą m łodość słońce ośw ieca m iłości, A przy zachodzie św ia tło p rzyjaźni jaśn ieje.

(Melodia Moora)

W ostatnim cytacie niech nie m y li m etaforyka, nie rozdzielająca kom ­ pozycyjnie analogizow anych sfer rzeczywistości: zostaje tu przyw ołany u ta rty już podówczas schem at analogii „pory życia — p o ry d o by lub pory ro k u ”, dzięki czemu jest on czytelny wyraziście. Z resztą nie to jest najw ażniejsze: w ażniejszy jest fakt, że m łody Słow acki z chw ilą, gdy od tłum aczenia m elodii poety irlandzkiego przejdzie do p ró b stw orzenia w łasnych w ierszy tego typu, znacznie rozw inie tę m anierę, n asilając obecność „obrazów zanalogizow anych” w stosunku do u tw orów tłu m a ­ czonych, dając ty m św iadectw o przyw iązyw aniu do nich szczególnej wagi. Pochodząca z lipca 1826 Melodia 1 aż trz y spośród pięciu sw oich stro f opiera w łaśnie na uw yraźnionej figurze analogii, przy czym stro fa śro d­ kow a w w y razisty p a r a l e l i z m z a m i e n i a ów bardziej scalony

obraz z m elodii tłum aczonej, m ów iący o „rosie szczęścia” :

R adość w ten czas n ied łu go b aw i na m ej tw arzy, G aśnie, a w sercu sm u tk i zostaw ia ponure; Tak zachodni b la sk słoń ca w obłoku się żarzy, C hociaż zim ną i sm utną zdobi ty lk o chmurę* S zczęście m u si być często k u p ion e cierpieniem , Sercem naszym m iotają u czucia niezgodne; K w ia t, w y p a lo n y słońca gorącym prom ieniem ,

Z w ięk szą rozkoszą p ije k rople rosy chłodne.

[ 1

Po n im przyszłość już pom nik zasłania grobow y, A szczęścia n ie dozna, tak jak czuł za m łodu, Jeg o radość jak słońce, które w dzień zim ow y R ozjaśn i m g liste niebo, lecz n ie stopi lodu.

(M elodia 1)

O statnia analogia — lekko przetw orzona — odezwie się pow tórnie w gru d n iu 1826, w wierszu N o w y R o k :

P am iętam : potem na m nie zw róciła sw e oko, S p łon ąłem tak jak księżyc w g ęsty m m g ły tum anie...

[ 1

N ie ste ty w zrok te n luby, droższy m i nad życie, Z im ny b ył tak jak prom ień zim ow ego słońca — A ja jak lód ta ja łem i niszczałem skrycie:

(7)

W persp ek ty w ie w y ra sta ją już czterow iersze S o n e tu I, m ówiące o p rzetw orzen iu m gły w „łzy ro sy ” pod w pływ em niedo brych p ro m ien i słonecznych oraz o p rzetw o rzen iu „m gły om am ień” w łzy pod w pływ em ró w nie niedobrego sp o jrzen ia „dziew icy”. A co tk w i w zapleczu? Je st tu w szak i „księżyc”, co spłonął „w gęstym m gły tu m a n ie ” :

L ecz czem uż tw o je drżące i b lad e p rom ien ie N ie rozpędzą zu p ełn ie czarne nocy cien ie? T y obrazem n a d ziei w sm u tn ej je s te ś duszy: O trze ona łe z k ilk a, ca łk iem n ie o su szy.

t... ł W iatr b u rzliw y, g w a łto w n y przedarł obłok m g listy I znow u w d aw n ym b lask u b ły sn ą ł k sięży c czysty, J a k cnota i poczciw ość, czernione p otw arzą, P ręd zej czy późn iej za w sze w b lask u się okażą.

( K się ży c )

T ym razem — dla odm ian y — cofnęliśm y się do r. 1825, wówczas bow iem n a p isa ł Słow acki ów w iersz. I fak t, że je ś li'w tej poezji uchw yci się jakąś fig u rę analogii, to prow adzi o na zaraz bądź do' w ierszy wcześ­ niejszych, bądź późniejszych, a czasem w obu k ieru n k ach jednocześnie — w iele m ów i o jednolitości tej tw órczości. Jednolitości, k tó ra leży w łaśnie w owym kom pozycyjnym „klim acie analogii” , spow ijającym całą m ło­ dzieńczą liry k ę Słow ackiego i zn ajd u jący m sw e k u lm in acy jn e ujęcie w so­ netach. W św ietle tej jedn o litości — k tó ra o bejm uje rów nież tłum acze­ n ia z L a m a rtin e ’a i M oore’a — niczym dziw nym je st fak t, że cytow any o b raz z K siężyca posiada swój odpow iednik u p o ety irlandzkiego w w ier­ szu nie w iadom o n aw et, czy Słow ackiem u znanym . W K siężycu — przed „p rzerw an iem ” obłoku przez w ia tr — było

w id ać nadchodzącą chm urę, Ta w k ró tce w cien iu całą pogrąży naturę. N ad eszła; już n ie w id ać p ięk n ego księżyca;

Id en ty czny obraz-analogia w ystęp u je w M yśli nocnej M oore’a, któ rą tu w ypadnie przytoczyć w sklasycyzow anym tłum aczeniu Franciszk a Mo­ raw skiego:

Patrz! jak te ch m u rk i zazdrością pędzone Czarną na k sięży c rzucają zasłonę,

C hociaż ta k sk rom n ie i tak cich o p ły n ie P rzez w ielk ą nocy pu styn ię!

Tak to i czarne sk ry ty ch cnót oszczercę C hm urzą n iejed n o b o ja źliw e serce,

K tóre b y chciało ta k cicho i sk rycie Przez ziem sk ie p rzem k n ąć się ż y c ie ! 8

8 F. D z i e r ż y k r a j - M o r a w s k i , P is m a z b i o r o w e w i e r s z e m i p rozą. T. 3. P ozn ań 1882, s. 309.

(8)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 11

Podobne obrazy znajdziem y rów nież w M edytacjach L a m a rtin e ’a, w ydanych w 1822 r. w tłum aczeniu D om inika Lisieckiego, co dość jasno tłum aczy spotkanie się ty ch dwóch poetów u Słowackiego, osiągnięte zresztą kosztem nieco krzyw dzącego doboru tekstów do tłum aczenia z M oore’a 9. W arto tu też w ym ienić p rzy n ajm n iej w ażniejsze perso n y bio­ rące udział w ty m lunaty czny m spotkaniu. Otóż podobnie o księżycu n a ­ pisał M acpherson w słynnych Pieśniach Osjana:

R adość w sm u tk u jest jak blady prom ień księżyca, który dotyka gęstej chm ury, a n ie przenika jej. [Cro m a] 10

Nie odbiegnie od tej analogii i Y oung w Nocach, chociaż — w brew księżycow em u kolorytow i całości u tw o ru — ty m razem o słońcu tak p o ­ wiedział:

S łoń ce św ietn iejsze w ych od zi zza chm ur, które go zaćm iły. J e st to obraz cn oty u .

Z rym otw órców zaś rodzim ych — w arto upom nieć się p rzyn ajm n iej 0 K niaźnina:

O srebrne koło m iesięczn e! Z w ierciad ło serca praw ego

C zyste i w d zięczne.

(Do Nocy)

Poeci, k tó rzy sp o tk ali się o księżycu w w yznaczonym przez m łodego Słow ackiego m iejscu, nie p rzy b y li n a to spotkanie przypadkow o. Young 1 M acpherson, aczkolwiek uznaw ani powszechnie za „poprzedników ro ­ m an ty z m u ” 12, by li przecie tw órcam i rdzennie X V III-w iecznym i rów no­ cześnie, co w m oralizato rstw ie Younga zaznaczyło się szczególnie m oc­ no 13. Dzięki tem u nie dziw i fakt, że Pieśni Osjana tłu m aczy li zarów no

9 A. de L a m a r t i n e , D u m a n ia poety . W arszaw a 1822 — zob. S am otn ość (strofa ostatnia), Jesień (finał) i inne. — O ‘„lam artyn izow an iu ” m łod ego S ło w a ck ie­ go najszerzej p is a ł T r e u g u t t (op. cit., s. 16 п.). O „ n ierom an tyczn ym ” doborze tłu m aczon ych z M oore’a te k s tó w p isze T r e u g u t t (ibidem , s. 20— 21). Tam też — u zasadniono sąd o ich „lam artyn izu jącym ” dobieraniu i sty liza cji w przekładzie.

10 Cyt. za: M. S z y j к o w s к i, O sja n го Polsce na t l e g e n e z y r o m a n ty c z n e g o

ruchu. K ra k ó w 1912, s. 19. Tu rów n ież w ie le są d ó w o roli p aralelizm u „czło w iek —

przyroda” w P ieśn ia ch Osjana.

11 N o c e Y o u n g a . T. 1. L ublin 1809, s. 380.

13 Zob. na te n tem a t — n a jp ełn iejsze na gru n cie p olskim — o m ó w ien ia M. S z y j k o w s - k i e g o : op. cit.; E d w a r d a Y o u n g a „M yś li n oc n e ” w p o e z j i p o ls k ie j. K ra k ó w 1916.

13 W isto cie N oce są — w w ersji oryginalnej — obciążone ogrom nym balastem w y w o d ó w dyd ak tyczn ych . T łu m aczen ie L etourneura, które rozprzestrzeniło się w E uropie (ono też b y ło pod staw ą tłu m aczeń polskich), okroiło p ok aźn ie ten bagaż X V III-w ieczn y , p rzesu w ając go do p rzyp isów — dzięki czem u w „ tek ście g łó w n y m ”

(9)

K rasick i i Kniaźnin. — ja k i Goszczyński. Nie jest też dziwne, że Noce Y ounga uzy sk ały n a d e r pochlebne oceny u K rasickiego, F. K. Dm ochow­ skiego (k tó ry je tłum aczył), K arpińskiego. N ieprzypadkow o też zjaw ił się n a ty m sp o tk an iu sk lasycyzow any ro m an ty k , L am artin e: nie ty lk o dla­ tego, że jego w cześniejsze poezje dość silnie zw iązane są z tendencjam i, k tó re rep rezen to w ał Y oung 14. Rów nież dlatego, że poezja L a m a rtin e ’a w m iarę up ły w u la t coraz silniej u jaw n ia stylow e w łaściw ości k lasy cy- styczne 15, nie dość jasno dostrzegane p rzez współczesność. I to ju ż tłu ­ m aczy obecność n a ty m spotk aniu K niaźnina, p oety rów nież rdzenn ie X V III-w iecznego n a grun cie polskim . T łum aczy szczególnie wówczas, gdy m a się w pam ięci fak t, że n a spotkanie sprow adziło tych poetów u ja w ­ nione, a w spólne im w różnym stopniu, zam iłow anie do poetyckiej figu ry analogii.

3

F igury, k tó rą w po ezji X V III-w iecznej spotyk a się n a d e r często. P rz y ­ kład am i niech ty m raz e m posłuży K arpiński:

L ed w ie nad b rzegiem b ystrego potoku, M łoda la to ro śl że s ię ro zw in ęła ,

P rzyp ad k iem burza, przy w ielk im w ód stoku, S łabą jej g w a łte m g ałązk ę odjęła.

[ ]

M ó j t o j e s t o b r a z ; na w sz y stk ie ob roty O strego losu w yp ogad zam czoło;

(Z a b a w a na ustro niu )

P ew n ie m ilczen ie m e w as n ie zraża; D ogadzam w a szej skrom ności: S łoń ce w cich o ści ziem ię obdarza, Ona m u w d zięczn a w cichości.

(O łta rz w d z ię c z n o ś c i N N)

S tam tąd spogląd am , jak te w o d y siad ły, Co w sp ok ojn ości sw y c h b rzeg ó w pilnują; P otem się jed n ym zakątem w y k ra d ły , I g w a łte m z sw o ich ło ży sk u stęp u ją ; P otem z szelestem po zielo n ej błon i, W d zięcznym stru m ien iem w od a "wodę goni.

siln iej u w y d a tn iły się „rysy p rzed ro m a n ty czn e”, k oloryt „poezji grob ów ”. To jed n ak p osu n ięcie tłu m acza n ie zd ołało w p ełn i z n iw elo w a ć dydaktyki.

14 Zob. F. B a l d e n s p e r g e r , Y o u n g e t ses „ N u its” en France. É tu d e s d ’hi-

to i r e li tté ra ire . P aris 1907, s. 86. P o d o b n ie zresztą są u L a m a rtin e’a w id oczn e te n ­

d en cje o sja n iczn e — zob. T. A. de P o p L a w s k y , L ’In f lu e n c e d ’O ssian sur l’o e u v r e d e L a m a rtin e . H eid elb erg 1905.

15 Zob. M .-F. G u y a r d , La S u r v i v a n c e du s t y le et des f o r m e s cla ssiques dan s

la poésie d e L a m a rtin e. W zbiorze: S ti l- u n d F o r m p r o b le m e in der L iteratu r. H ei­

(10)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 13 M ó j t o j e s t o b r a z !... zapędzony w lata,

S p ok ojn e m i się podobają w czasy. L u b ię ustronia, gdzie m niej w id zę św iata, L u b ię tę cichość, którą m ają lasy; A m im o te g o częstokroć, jak m łody, I śp iew am p ieśn i, i biegam w zawody^

(Na W o k lu z, w o d y i d o m g o c k i pod B ia ł y m s t o k i e m )

W szędzie tu ta j m am y — z pozoru — do czynienia z k o n stru k c ją poe­ tyckiego porów nania, z tą ty lk o różnicą wobec porów nania „rzeczyw is­ tego”, że nie zostało ono przeprow adzone przez form alne w yznaczniki „tak — ja k ”. Bliższe jed n ak w niknięcie w te k st pozw ala stw ierdzić, że różnice nie sprow adzają się do tego ty lko drobiazgu. Ów cześni teo rety cy w yróżniali p orów nanie poetyckie jako cenny trop, pełniący rolę „ozdoby” dzięki tem u , że tw orzył „obrazy, w któ ry ch im aginacja może rozw inąć w szystkie swoje bogactw a i do któ ry ch p oeta dobiera farb n ajży w ­ szych” 16. I ta k ie porów nanie uzyskiw ało tak ą oto egzem plifikację:

Jako lew , na którego w ie ś cała uderza, Z u ch w ale idzie gardząc grożącym m u razem; Lecz, gd y go który m łodzian d o sięg n ie żelazem , Z w raca się, pysk otw iera, k ły ostre zapienia, Jęczy i z p iersi straszn e w yd ając ryczenia, Z abiera się do w a lk i z m n óstw em uzbrojonem , I boki oba długim u d erza ogonem ;

A tocząc w zrok okropny w pada w pośrzód grotów , Lub w szy stk o m ordem zniszczyć, lub sam zginąć gotów: T a k w i e l k i e g o A c h i l l a z a p a ł n i e s i e m ę s k i .

P om ińm y efektow ność żywiołowej rzeczywistości, do której zostaje tu p rzy ró w n an y Achilles. Zw róćm y uwagę na niesym etryczność kom po­ zycji tego porów nania, na bardzo nierów nom ierne ukształtow anie obu jego członów. O grom nie rozbudow any jest efektow ny „człon porów naw ­

czy”, zaś „człon po ró w n yw any ” w ystępuje w zasadzie w yłącznie w posta­ ci nazw y, nie tw orzy w istocie obrazu: obejm uje ty lk o jeden, o statn i w e r­ set całej konstrukcji, gdy człon pierw szy — aż dziewięć w ersetów! F u n k ­ cja tego jest oczywista: m a się ów człon niejako „usam odzielnić” , zapa­ now ać nad w yobraźnią czytelnika, ma narzucić s w o j ą postać człono­ w i drugiem u — aby te n dzięki owemu zabiegowi „uczynił m ocniejsze n a im aginacji w rażen ie”17. Rów noległe rozbudow anie drugiego członu p ro ­ w adziłoby do deziluzji, unicestw iałoby cały „w rażeniow y” sens porów ­ nania. S tąd rodzi się owa c h a rak tery sty czn a asym etria, nie dopuszczająca do „dublow ania” się dwóch członów w płaszczyźnie kom pozycyjnej.

16 E. S ł o w a c k i , P r a w i d ł a w y m o w y i poezji. W arszaw a 1833, s. 101. 17 Ib idem .

(11)

Gdy z tego .punktu w idzenia podda się obserw acji zacytow ane fra ­ gm enty w ierszy K arpińskiego — w szczególności p a ra lelę z u tw o ru Na W oklu z, w o d y i dom gocki pod B ia ly m sto k ie m — u d erzy odw rotność sy ­ tuacji. P a ra le la przeprow adzona jest z w y raźną trosk ą o p ełną sy m etry - zację obu członów w płaszczyźnie kom pozycyjnej, co uw idocznia się za­ rów no w przy znan iu obu skrzydłom analogii jednakow ej ilości w ersetów , przedzielonych p rzerw ą m iędzystroficzną, ja k i w sym etry czny m u k ł a ­

d z i e elem entów p rzy ró w n an y ch rzeczyw istości. T aka kom pozycja

spraw ia, że tru d n o tu mówić o n a k ład an iu się jednej rzeczyw istości na drugą. Przeciw nie, k ażda z nich zachow uje sw oją odrębność — ujaw n iają się jedyn ie analogie m iędzy nim i.

T aki w łaśnie ty p analogii c h a ra k te ry sty c z n y je st dla m łodzieńczej liry k i Słowackiego. W y stęp u je w najw cześniejszej tłum aczonej Elegii, w y stęp u je też w n ajw cześniejszym w ierszu oryginalnym :

L ecz czem uż tw o je drżące i b la d e p rom ien ie N ie rozpędzą zu p ełn ie czarne nocy cienie? Ty ob razem n ad ziei w sm u tn ej je ste ś duszy: O trze ona łez k ilk a, ca łk iem n ie osuszy.

СK s i ę ż y c )

Księżyc pozostaje tu księżycem , nadzieja — nadzieją; istn ieją na całkow icie jed nak o w y ch praw ach. Tam, w obrazie z Iliady, ,,rea ln ie ” w ram ach św iata przedstaw ionego istn iał ty lk o Achilles, w ygląd lwa w ty m św iecie został tylko „fik cy jn ie” przy w ołan y po to, by „p o k ry ł” sobą w ygląd Achillesa. T utaj w yp ad ek ta k i nie zachodzi: oba przy ró w ­ n a n e elem enty w św iecie tego w iersza istn ieją r ó w n i e „ realn ie” i niezależnie od siebie, co po d k reśla sy m etry zacja rozw inięcia obu czło­ nów . U jaw nia się tylko a n a l o g i a m iędzy nim i.

Do k u lm in ac ji dochodzi to zjaw isko w sonetach. U w yraźnione zostaje dlatego, że sy m etry czn a k o n stru k c ja stro ficzna so netu — p a ra cztefo- w ierszy i p a ra tercetó w — ułatw ia, a n a w e t n a rz u c a sy m etry zację dwu odrębnych członów analogii poprzez rów nom ierne ich rozw inięcie w są ­ siadujących ze sobą p a ra c h stro f rów no wersow ych. Słow acki ta k w łaś­ n ie sonetow ą kom pozycję w y k o rzy stu je. Raz figurę analogii rozprow adzi w tercetach:

Tak w ęd ro w iec, grożącej śm ierci n ied alek i, Choć już do dna w y c h y lił tru cizn y napoje, Jed n ak d łu go się m ęczy, nim zaw rze p ow iek i. Ja! co p iłem tak słod k ie, zgubne szczęścia zdroje, P iłe m śm ierć z rozkosz czary — i zasnę na w ieki... Lecz n im zasn ę — ach b ied n e! b ied n e! serce m oje! —

(12)

S Ł O W A C K IE G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 15

In ny m razem — w czterow ierszach, ustaw icznie dążąc do w ykorzy­ sty w an ia dla obrazów zanalogizow anych — stro f „przestrzenn ie” wobec

siebie analogicznych:

L e d w o słońce na w sch od zie od słon i sw e lica, L e d w o s p o j r z y po cichej sam otnej dolinie, M g ł a s i ę m i e n i w ł z y rosy i na k w ia ty sp łyn ie, C h yli się p o d p e r ł a m i róża krasnolica.

Z a l e d w i e w serce m oje s p o j r z a ł a dziew ica, L e d w o m zaczął żyć dla niej i dla niej jed yn ie,

Szczęście w ł z y s i ę z m i e n i ł o , m g ł a om am ień ginie, Z ostała tylko ł z a m i zalana źrzenica.

(S o n et I)

P odkreślenia w ydobyły w tych strofach pokrew ieństw a słow niko- wo-frazeologiczne. Pokrew ieństw a rozłożone ta k sym etrycznie, że u w y ­ p u k la ją one kom pozycyjną sym etrię obu strof-obrazów zanalogizow a­ nych. P aralela jest tu niem al idealna: kolejnem u w ersetow i stro fy p ie rw ­ szej odpowiada w ty m układzie te n sam w kolejności w erset stro fy d ru ­ giej. Dochodzi do zdublow ania, w iernego „pow tórzenia się ” obrazów — przy rów noczesnym zastąpieniu elem entów jednej rzeczyw istości przez elem enty drugiej. O brazy niem al idealnie się pow ielają.

Ówczesne teo rie m etafo ry i porów nania często głosiły, że m iędzy m e­ tafo rą i porów naniem istnieje li tylko różnica „gram atyczna” : w ystarczy usunąć łączniki „tak — ja k ”, by porów nanie zmieniło się w m etaforę 18. Teoria ta opierała się na fu n k cji porów nania, zilustrow anego cytatem z Ilia d y : w k tó ry m jeden człon staw ał się „obrazem zastępczym ” dla członu drugiego. T utaj — jak w idzim y — sy tu acja jest diam etralnie różna. Oba człony dążą do zarysow ania zestaw ionych ze sobą rzeczy­ w istości z rów ną dokładnością, żadna z nich nie rości p re te n sji do za­ stąpienia drugiej. Chodzi w łaśnie o wydobycie dowodne ich w zajem ­ nych podobieństw , p rzy zachow aniu ich pełnopraw nej odrębności.

Zjaw isko to stanie się wyraźniejsze, gdy zobaczymy, jak ich sp raw dotyczy w tych strofach przeprow adzona operacja analogii. Otóż każda ze stro f nie p rezen tu je pojedynczych elem entów członów zestaw ianych, lecz pew ną rzeczywistość złożoną, pełną w ew nętrznych napięć, rzeczy­ wistość „u stru k tu raliżo w an ą”, w której nie przedm ioty, ale stosu nki m iędzy przedm iotam i s ta ją w centrum obserw acji. W zacytow anym so­ necie — w strofie pierw szej — nie chodzi ani o dolinę, an i o słońce, ani o mgłę, ani o rosę. W zestaw ieniu zaś ze stro fą drugą — nie chodzi o to, by m gła stała się kształtem dla „mgły om am ień”, zaś „rosa”

pokry-18 Np. ib i d e m , s. 100. S ło w a ck i eg zem p lifik u je naw et tę teorię dokonując „za­ m ia n y ” m etafory na porów nanie.

(13)

ła się porów naw czo z „łzam i” . Te p okrew ieństw a, jeśli n a w e t wchodzą w rachubę, z n a jd u ją się n a dalszym planie.

Na p lan ie p ierw szym n ato m iast w y stę p u je s tru k tu ra stosunków m ię­ dzy p rzedm iotam i, sk ład ający m i się n a k ażd ą z dw u rzeczyw istości. Idzie w stro fie pierw szej o w skazanie, że p o d w p ł y w e m słońca m gła p r z e m i e n i a s i ę w rosę, ginąc. W drugiej — że p o d w p ł y ­ w e m sp o jrzen ia dziew icy złuda p r z e m i e n i a s i ę w łzy. K ażda z rzeczyw istości pozostaje tu sobą — ro sa rosą, łzy łzam i. U podobniają się jedynie, analogizują się — s tru k tu ry obu rzeczyw istości, sto su nk i p a n u ­ jące m iędzy ich elem entam i składow ym i. T eraz w idać ju ż dokładnie, dlaczego oba człony m u siały zostać rozw inięte z ró w n ą dokładnością — i sym etrycznie. W p rzeciw nym w y p ad k u u w y raźn iłab y się „analogia ele­ m en tó w ”, w yglądów — zaś z a ta rc iu uleg łab y „analogia s tr u k tu r ” , sto­ su n k ó w m iędzy elem entam i. N a takiej zasadzie zbudow ane p o rów na­ n ie — nie m oże p rzejść w p ro stą m etafo rę. N ie jest ono też — posłuż­ m y się ówczesną term ino lo g ią 19 — „ozdobne”. Je st to porów nanie inn e­ go typu; jedno z tych , k tó re — znów zacy tu jm y owoczesną form ułę —

zatru d n iają u m y s ł u p a t r y w a n i e m r o z m a i t y c h s t o s u n k ó w z a ­ c h o d z ą c y c h m i ę d z y r z e c z a m i 20.

K tóre to „porów nanie trz y m a często m iejsce d o w o d u i służy szczególniej do o b j a ś n i e n i a m y ś l i ” 21. A więc — bliskie figu­ rze analogii, p o jętej jak o fig u ra r o z u m o w a n i a 22. M a zatrudnić „ u m y sł”, a nie — „im aginację” przede w szystkim .

Gdzie wówczas — w lata ch 1825— 1827 — szukać tra d y c ji dla tego ty p u fig u r w poezji? Rodow ód w y d aje się tu w yraźny; oto fra g m en t z K niaźnina:

U w a żm y sieb ie nad ty m stru m yk iem : B ieg je g o c z e g o ś n a s u c z y . M us w o d ę k ręty m p ę d z i p rzesm yk iem :

S łu ch a ć g o m u si, choć m ruczy. N a jed n y m krzaku o w e p taszęta Coś, w id zę, razem dum ały,

N iesm a k czy ja k a ś w zb u d zi ponęta: I z sobą się rozleciały..

N ad ch od zi burza: sły ch a ć ją z grom u. K ryją się zw ierze i ptak i.

19 E. S ł o w a c k i (jw., s. 100— 101) pisze: „ozdoba jest n a jceln iejszy m jego za ­ m ia rem ”.

20 J. K o r z e n i o w s k i , K u r s p o e z j i. W arszaw a 1829, s. 58— 59. 21 E. S ł o w a c k i , op. cit., s. 100.

22 S p raw y te szczeg ó ło w o o m a w ia М. A. К r ą p i e с (Teoria ana lo gii bytu . L u b lin 1959).

(14)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 17 A h, przyjacielu! pójdźm y do domu.

A cóż? i n a s z l o s n i e t a k i ?

(Do Dionizego Hrebnickiego)

W sparcie tej serii sytuacyj analogicznych n a fundam encie r o z u ­ m o w a n i a je st tu bardzo w yraźne. P o d kreśla to postaw a „ p o d p atry ­ w a n ia ” zjaw isk dla „nauczenia się”, podkreśla dążenie do argum ento ­ w ania w niosków („Nadchodzi burza: słychać ją z grom u”). N ajm ocniej wszakże ak cen tu je to fin ał wiersza. Finał, w k tó ry m m am y do czynienia z przedsięw zięciem „pójścia do dom u” dlatego, że n ak azu ją je a n a l o ­ g i c z n e „ fak ty dokonane”, zaobserw ow ane w życiu przyrody. O statni w erset tę analogię podkreśla właśnie jak o m otyw ację poczynania roz­ mówców.

Zważm y, że identyczną sytuację spotykam y w tłum aczonej przez Słowackiego Elegii L a m artin e ’a. Tam rów nież — po ukazaniu w figurze analogii sy tuacji starca, k tó ry zm arnow ał młodość i nie m oże ju ż do­ sięgnąć k w iatu — zostaje w y sn u ty w n i o s e k , sta ją c y się m otyw acją d la takiego w ykrzyknikow ego wezwania:

K och ajm y się, mojia luba!

[ 1

N iech aj nas b la sk w ielk o ści i p y ch y nie łudzi, N ad zieję długą w ład com zosta w ia jm y ludzi, A m y, n iep ew n i jednej godziny i chw ili, G dy m am y czarę życia, czas, b yśm y z niej pili.

(Eleg ia)

T ropy — jak w skazał K niaźnin — prow adzą do w ieku Oświecenia.

4

Do w ieku, k tó ry w filozofii jest okresem ł a d u : tu bowiem , w ła ­ dzie, o d n ajdu ją p u n k ty styczne w szystkie niem al, bardzo różnorodne, koncepcje system owe.

Ład jest ob iegow ą kategorią ośw iecen iow ą, sch em a tem organizującym ' w św iatop ogląd d o św iad czen ie potoczne, dane nauki, w a rto ści m oralne, re­ fle k sję i o b serw ację socjologiczną, odczucia estety czn e itd. [...] Obok „n atu ry” i „rozum u” centralna to k ategoria w o św iecen io w y m obrazie św ia ta — o ile daje się w ogóle przeprow adzić w yraźną gran icę m ięd zy ty m i kategoriam i. „N atu ra” jest b ow iem rozum iana jako „racjonalny porząd ek ”, a „rozum ” jako dające się odkryć w św iecie uporządkow anie p rocesów i rzeczy. W śród kon- fu zji zn aczen iow ej w ok ół ty c h term in ów daje się n aw et w yróżn ić in ten cja u zn ająca „ład” za k ategorię nadrzędną w stosu n k u do natury.

G dy w p o ło w ie la t p ięćd ziesiątych w ie le okoliczności [...] pow od u je d ezin ­ teg ra cję k oh eren tn ego obrazu św iata W oltera i staw ia go w o b ec problem u „jak żyć d a lej”, to kryzys ten m oże być rozw iązan y w za leżn o ści od

(15)

w ied zi na p ytan ie: „czy n apraw dę istn ie je ła d w św ie c ie ? ” T rzęsienie ziem i w L izb on ie m ogło stać się d od atk ow ą p rzyczyn ą n a silen ia teg o kryzysu m oral­ nego d latego ty lk o , że W olter nie rozp atru je go jako fak tu przyrodniczego i n ie pyta o jego p rzyrodnicze d eterm inanty. Zagłada L izbony jest dlań pro­ b lem em św iatop ogląd ow ym , p o n iew a ż w d ram atyczny sposób k w estio n u je is tn ie ­ n ie ład u . [...] Casus V oltaire jest n ajbardziej (obok R ousseau) dram atyczny, ale cała ożyw iona d y sk u sja św ia to p o g lą d o w a w ok ół k a ta stro fy lizb oń sk iej, n am iętn ości oraz ty p p ro b lem a ty k i filo zo ficzn ej, które ona zrodziła, są n ie­ zm iernie p ou czające d la zrozu m ien ia d o n io sło ści p ojęcia „ładu” w m y ślen iu o św iecen io w y m .

P rzy k ła d y m ożna b y zresztą m n ożyć. D id ero t u znaje „poczucie ła d u ” („goût.

de l ’o r d r e ”) za u czu cie n a jg łęb iej zak orzen ion e w sercu lu d zk im i starsze od

ja k ieg o k o lw iek in n ego. F izjo k ra ci u k ład ają ta b licę „porządku fizyczno-m onal- n eg o ” [...]. D om D esch am p s w y w o d zi z an alizy „ładu” sw ój „ w ielk i sy s te m ”.

W d eisty czn y ch w ersja ch idei „ład u ” p ow szech n eg o B óg w y stęp u je, naj­ ogólniej m ów iąc, jako gw aran t trw ałości i stab iln ości ładu, n iezm ien n ego p o ­ rządku św iata, [...] zred u k ow an y jest do ty c h ty lk o fu n k cji. B óg u leg a natura- liza cji — jego m y śl i czyn u to żsa m ia n e są n iem al c a łk o w icie z zesp ołem b ez­ o sob ow ych p raw za p ew n ia ją cy ch trw a ło ść św iatu , stałą p o w t a r z a l n o ś ć zjaw isk i p rocesów 23.

W ażny jest p rzy ty m fak t — i to ju ż n a stęp n a kw estia — że ów „ład” ośw ieceniow ych koncepcji św iata w spierał się n a odczytyw aniu „po­ rząd ku p rz y ro d y ” . To jej ustrój budow ał prześw iadczenie o stałości i po­ w szechności p ra w rządzących u k ład em św iata, n a podstaw ie jej obser­ w acji budow ano w izję całości. N ajm ocniej — rzecz jasn a — tend en cja ta uw idoczniła się w rozw ażaniach m aterialistów .

M aterializm o św ie c e n io w y oznaczał w y cią g n ięcie w szy stk ich k o n sek w en cji z [...] n a tu ra listy czn ej ten d en cji O św iecen ia. [...] Z esp olon y z ateizm em , nego­ w a ł istn ie n ie ja k iejk o lw iek siły w ob ec przyrody zew n ętrzn ej i różnej od niej — jako p rzy czy n y ca ło k szta łtu zjaw isk . O gół b y tó w u to żsa m ia ł z m a t e r ią 24.

Tak było u H olbacha, D iderota, La M ettriego... Je d n a k — nie ty lk o u nich: w szak n a w e t ksiądz K ołłątaj swój Porządek fizyczn o -m o ra ln y rozpocznie od rozdziału O p rzyro d zen iu i jego praw ach w ogólności, da­ jąc św iadectw o, że

O ile m aterializm jako zw arta doktryna rep rezen tow an y jest tylko przez n iew ielk ą stosu n k ow o grupę m y ślic ie li, o ty le m a teria listy czn e ten d en cje są n iezm iern ie w yraźn e w całej filo zo fii o ś w ie c e n io w e j25.

23 B. B a c z k o , R ousseau: sa m o tn o ś ć i w sp ó ln o ta . W arszaw a 1964, s. 289— 290, 290— 292, 298 (znakom itą ilu stracją tego jest w iersz K n i a ź n i n a H y m n do Boga

(„O jcze! to b o w iem Im ię Ci w ła śc iw e ...”)).

24 B. B a c z k o , F ilozofia fr a n c u s k ie g o O św ie c e n ia i p o s z u k iw a n ie c z ł o w i e k a

k o n k re tn e g o . W: C z ło w i e k i ś w i a t o p o g lą d y . W arszaw a 1965, s. 61.

(16)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 19

U jaw niały się one głów nie poprzez n adaw anie dużej ro li rozw aża­ niom n a d „system em p rz y ro d y ” w budow aniu św iatopoglądu, w tw o ­ rzeniu z „system u p rzy ro d y ” k o n tek stu dla różnorakich kw estii. Z a j­ m ie ona — p rzyroda — cen tralne m iejsca w dziełach H olbacha i B uffo- na. O działaniu p rzyro d y będzie pisał La M ettrie, V auvenargues, O k o ­ niecznej rów now adze dobra i zła w przyrodzie — Robinet, o Granicach w a łki człow ieka z przyrodą D iderot, n a doskonałość „praw Tw órcy przy­ ro d y ” pow oła się Q uesnay, o „ładzie p rzy ro d y ” i jego odniesieniu do układów społecznych napiszą B ernardin de S ain t-P ierre, Dom Des- cham ps 26. Także i H erd er swoje historiozoficzne dzieło M yśli do filo ­ zofii dziejów rozpocznie od znam iennie zatytułow anych rozdziałów: K rólestw o roślin na naszej ziem i w sw y m sto su n ku do dziejów ludzkich oraz K rólestw o zw ierzą t w sw y m stosun ku do dziejów ludzkich 27.

Oczywiście: w nioski będą tu dość rozm aite, od sk rajn eg o m ate ria liz ­ m u po m ocne w yakcentow anie koncepcji religijnych. W spólnota jed nak ogólnego profilu m yślenia i w spólnota m ateriału „przesłankow ego” w ie­ le tu mówi. I m ów i w yraziście — co najm niej rów nie ostro, jak sp o tk a­ nie się tej oto fo rm u ły skrajn eg o m aterialisty , Holbacha:

przyroda działa na zasadzie p rostych, jednorodnych i n iezm ien n ych pr,aw, które m ożem y poznać dzięki dośw iadczeniu. N asze zm ysły w iążą nas z pow szech n ą przyrodą i d zięk i zm ysłom m ożem y poddaw ać ją d ośw iadczeniu oraz odkryw ać jej ta jem n ice.

— z tą oto form ułą zw olennika O bjaw ienia, księdza K ołłątaja:

Po długim dostrzeganiu skutków niezliczonych jestestw , które rozpoznać m ożem y za pom ocą naszych zm ysłów [...], w n osim y, że w szy stk ie [...] jestestw a p od legają p ew n y m praw idłom [...]. A p on iew aż te p raw id ła zaw sze trw ają i n ig d y się n ie odm ieniają, p rzeto u w ażam y je za stateczn e i nigdy n ieod ­ m ien n e, ow szem za k on ieczn e dla każdego jestestw a w szczególn ości i dla w szy stk ich w o g ó ln o ś c i28.

W wizję takiego św iata, którem u nadano jednorodne i powszechne praw idłow ości, a pozbawiono go przypadków , zostaje w pisany człowiek. Zostaje w pisany jako „elem ent p rzy ro d y ”, jako tw ó r praw om p rzy ro d y

26 B u f f o n a Epoki n a tu r y m iał S łow ack i w b ib lioteczce odziedziczonej po ojcu — i, w ed le jego zapisu p am iętn ik arsk iego, p rzeczytanej z „ n a jn u d n iejszy m i” k siążkam i w łączn ie. Spis dzieł w chodzących w skład b iblioteczki podaje L. M é - y e t w k om en tarzu do lw o w sk ie j ed y cji L i s t ó w J. S ł o w a c k i e g o (t. 1. L w ó w 1899, s. 3). T am też przedruk od n ośn ego fragm en tu P a m ię tn ik a . — Zob. F ilozofia

fr a n c u s k ie g o O św iecen ia. W arszaw a 1961, s. 167 n., 182, 177, 221, 294—295, 354 n.

(szczególnie 356 n.), 386 n.

27 Zob. J. G. H e r d e r , M y ś l i do filo zofii d z i e jó w . T. 1. W arszaw a 1962, 28 P.-H . d’ H o l b a c h , S y s t e m p r z y r o d y . T. 1. W arszaw a 1957, s. 57. — H. K o ł ł ą t a j , P o r z ą d e k fi z y c z n o - m o r a l n y . W arszaw a 1955, s. 19.

(17)

podległy. Oczywiście — i tu ta j stopień podległości człow ieka ty m p ra ­ wom różnie byw ał precyzow any, jego w topienie w „system n a tu r y ”

różną m iało intensyw ność. Sam fa k t jed n ak tego w pisania był dla m yśli ośw ieceniow ej nieodłączny, p rzy ro d a stanow iła n ajb liższy i n ajbard ziej podstaw ow y k o n tek st dla rozw ażań n ad człow iekiem i jego sy tu acją w świecie.

C złow iek jest ty lk o cząstk ą n iesk o ń czo n eg o p rzy czy n o w o -sk u tk o w eg o ła ń ­ cucha zjaw isk , p ołą czo n y ch ze sobą na m ocy sta ły ch , n iew zru szo n y ch praw przyrody. [...] Sam czło w ie k je st częścią p rzyrody, [...] p od k reśla się, że czło­ w iek jest ty lk o cząstk ą przyrody, sp rzeciw ia ją c się n ad aw an iu mu ran gi w y ­ jątk ow ej ze w zg lęd u na ja k ie k o lw ie k p o w o ła n ie w y k ra cza ją ce poza św iat naturalny.

— pisze badacz m yśli ośw ieceniow ej. I dalej:

P rzed sta w ia n o p e w ie n id ea ł czło w ie k a jak o dany, jak o to żsa m y z porząd­ k iem natu raln ym , p rzyrod n iczym , a p o stu lo w a n y u k ład sto su n k ó w m ięd zy lu d z­ k ich jako to żsa m y z k o n ieczn o ścią ty p u p rzyrodniczego 29.

N ajm ocniej u jaw n iły 'się te poglądy w X V III-w iecznym m aterializ­ m ie, k tó ry b y ł „ ra d y k a ln y w in te rp re ta c ji człow ieka jako części skła­ dowej i w y tw o ru p rz y ro d y ” 30. O to ja k p isał Holbach, p recy zując for­ m u ły determ inistyczne:

C złow iek je st d ziełem p rzyrody, ż y je w przyrodzie i pod lega jej praw om ; n ie m oże się w y z w o lić z jej m ocy; n a w et m y ślą n ie m oże w y jść poza nią. [...] D la isto ty , u k szta łto w a n ej p rzez przyrodę i ograniczonej przez nią, istn ieje ty lk o w ie lk a całość, k tórej jest częścią i której w p ły w o m podlega. [...] W e w szy ­ stk ich zja w isk a ch ży cia czło w ie k a od narodzin aż do śm ierci w id zim y tylk o n astęp stw o k o n ieczn y ch przyczyn i sk u tk ó w zgodnych z praw am i w sp óln ym i w szy stk im bytom przyrody. [...] W idzim y w ię c jasno, ż e przyroda zach ow u je bezstronność w ob ec w szy stk ich sw o ich tw o ró w i że podporządkow uje nas — podobnie ja k w sz y stk ie inne b y ty — w ieczn y m p raw om , spod których w ładzy n ie m ogła nas w y łą c z y ć 31.

I choć n ie zawsze precy zacje były ta k sk ra jn ie determ inistyczne, przecie wiele m ów i fak t, iż p rzy w o ły w an y ju ż K ołłątaj — inaczej w osta­ tecznych k onsekw encjach rzecz u staw iając — rów nież ten aspekt weź­ m ie pod uw agę i sp otka się tu p o w tó rn ie z Holbachem :

C zło w iek p od d an y jest p ra w o m p rzyrod zen ia, k tóre m u są spólne ze w szy ­ stk im i in n y m i jestestw a m i. [...] W pod ziale ta k o w y ch je s te stw pod zm ysły pod p ad ających n a leży on do w y d z ia łu zw ierzą t, a zatem p odlega praw om , k tóre m u są ze zw ierzęta m i sp óln e; p od lega i tym , k tóre są sp óln e r o ś lin o m 32. 29 B a c z k o , F ilozofia fr a n c u s k ie g o O ś w ie c e n ia i p o s z u k i w a n i e c z ł o w i e k a k o n ­

k r e t n e g o , s. 54, 63.

30 Ib i d e m , s. 61.

31 H o l b а с h, op. cit., s. 53, 122, 294. 32 К o 11 ą t a j, op. cit., s. 26.

(18)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 21

O braz św iata, w yłan iający się z cytow anych form uł, w śród w ielu cech m a i tę n iebyw ale w yrazistą: składa się on z rzeczy a n a l o g i c z ­ n y c h wobec siebie, rzeczy zostają w nim uchw ycone w pryzm acie w za­ jem nej r ó w n o l e g ł o ś c i . I to jest jedno z podstaw ow ych p raw oświeceniowego m yślenia: praw o m yślenia drogą porów nania, per ana­ logiam. B ezpośrednio sfo rm u łu je to K ołłątaj:

chociaż przez n ied ostatek sto su n k ó w nie znam y ty c h w szy stk ich praw , do­ strzegam y jednak p r z e z p o r ó w n a n i e , że w sz y stk ie je s te stw a p rzy w ią ­ zan e są do praw ogólnych, jak gdyby do łańcucha, który łą czy w jedno p orządek w szy stk ich rzeczy 33.

Jeszcze dobitniej w yrazi to w jednej z N ocy Young:

T e to są w n iosk i, do k tórych prow adzi a n a l o g i a , n a j p e w n i e j s z y p r z e w o d n i k , którego m a człow iek, aby doszedł p raw d y 34.

Z takiego obrazu św iata i z takiej m etody jego poznaw ania — w y­ ra s ta w X V III-w iecznych tra k ta ta c h filozoficznych bardzo w nich po­ p u la rn a językow a fig u ra analogii, fig u ra porów nania, n a tu ra ln a dla tego system u rozum ow ania. Posłuży się nią K ołłątaj:

W idzim y na przykład, że człow iek rozm naża się podobnie j a k zw ierzęta

* i roślin y, że m a ten sam ruch sam ow olny, co i zw ierzęta, [...] że u m iera j a k

zw ierzęta i roślin y 35.

Posłuży się nią i Holbach; po zanalizow aniu „kolei życia” m otyla, n a ­ pisze, że

A n a l o g i c z n e przem ian y i rozwój w id zim y też u w sz y stk ic h roślin. D zięki układow i, tkance i p ierw otnej energii, jakim i przyroda obdarzyła aloes, roślina ta n ied ostrzegaln ie rośn ie i przek ształca się, by po w ielu latach w yd ać k w ia ty b ędące zw iastu n am i jej śm ierci. P o d o b n i e rzecz m a się z czło­ w iek iem . D osk on aląc się i u leg a ją c przem ianom , d ziała on zaw sze zgodnie z p raw am i w ła śc iw y m i jego m a terii oraz k o n sty tu cji, z jakiej zb u d ow ała go p r z y r o d a 36.

Skorzysta z tej fig u ry i Young:

Ty, który na ty m p adole nie m ożesz ch w ilą czasu w ład ać jak w łasn ą, ty, który rów n ie sk aziteln ym jesteś j a k k w ia t ogrodu tw ego, p rzem ijający j а к p o w ia n ie w iatru 37.

Zakończm y rzecz cytatem z H erdera:

C złow iek i zw ierzę rodzi się, t a k j a k one [tj. roślin y], z n a sien ia [...]. O kresy naszego życia są okresam i życia rośliny: rodzim y się, rośn iem y, k w itn ie ­ 33 Ib id em .

34 Y o u n g , op. cit., s. 248. 35 К o 11 ą t a j, op. cit., s. 27. 36 H o l b a c h , op. cit., s. 56. 37 Y o u n g , op. cit., s. 240.

(19)

m y, p rzek w ita m y i um ieram y. [...] W ty m w szy stk im czło w iek m u si b yć po­ słu szn y w y ższy m praw om , co do k tó ry ch ró w n ie m ało, j а к roślina, otrzym uje w y ja śn ień . [...] D opóki czło w iek rośnie i soki w nim są m łode, jakże rozległy i rad osn y w y d a je się św iat. W yciąga dookoła sw e ga łęzie i sądzi, że n ieb a d osięgn ie. [...] W jak ież bogactw a p ełn a jest zaw sze przyroda w czasie w iosn y i naszej m łodości. [...] A jakże w szy stk o się zm ien ia już po kilk u m iesiącach! W iększość k w ia tó w opadła; dojrzew ają ty lk o n ieliczn e ow oce, [...] a le zaraz po­ tem liśc ie zaczyn ają w ięd n ąć. U w ię d łe w ło sy drzew a syp ią się w ślad za u k o ch a n y m i dziećm i; stoi tera z b ezlistn e, w ich er o b ła m u je jego su ch e gałęzie, aż w końcu drzew o w a li się na ziem ię [...]. Czyż in aczej m a się rzecz z czło­ w iek iem [...]? Jak iż ogrom n ad ziei, p la n ó w na przyszłość i dążeń w y p ełn ia m niej lub w ięcej św ia d o m ie jego m łod ocian ą duszę? [...] K ilka la t m ija, w sz y s­ tko zm ien ia się d ookoła niego, a to d latego tylko, że on sam się zm ienia. [...] W oczach jak iejś w yższej isto ty d ziałan ia nasze na ziem i m ogą m ieć taką sam ą w ażność, a są zap ew n e p rzynajm niej t a k ustalon e i określone, j a k czyny i p rzed sięw zięcia jakiegoś drzew a.

I — dalej — k o n k ludu je H erder; „P rzez całą żyw ą «przyrodę n a ziemi p rzew ija się a n a l o g i a do jed n ej budow y organicznej” 38. Oto i sens tej „fig ury słow nej analogii”. F igury, k tó ra — to isto tne — w zakres analogatów wciąga rów nież u c z u c i a ludzkie: jakże w yraziście n a ­ w et „n ad zieja” uzyskuje sw oje analo g aty w obrazie drzewa!

Z acytow any obraz z H erd era — podobnie zresztą jak i pozostałe, jeno z w iększą w yrazistością — d em o n stru je kilka w ażnych dla p ro w a ­ dzonych tu rozw ażań właściwości. P ierw sza z nich — to znam ienne ograniczenie h o ryzo n tu poznawczego w obserw ow aniu analogizow anych zjaw isk. N a p lan pierw szy w y b ija się analogiczność zachodzących w nich procesów — om inięte natom iast zostają ich źródła i przyczyny. P łyn ie to ze znam iennej te n d e n c ji ośw ieceniow ego system u m yślenia: z pop u ­ larn ej w nim tezy o ograniczeniu p o znania ludzkiego.

N iech [człow iek] pogodzi się z tym , że n ie b ędzie znał przyczyn otoczo­ nych dlań n iep rzen ik n ion ą zasłoną 39.

— pisał H olbach. P odobna teza — o o trzym aniu m ałej ilości „w y jaś­ n ie ń ” — w yeksplikow ana je st w przytoczonym fragm encie z H erdera. T a m yśl istn iała nie ty lk o w obrębie tra k ta tó w filozoficznych, ale scho­ dziła — co było zresztą ch arak tery sty czn e dla św iatopoglądow ych for­ m u ł Ośw iecenia — rów nież do kręgów m yślenia potocznego. O dzyw a­ ła się n a w e t w pop u larn ej poezji K niaźnina:

G dzież to się słabość m y śli m ej zacieka? Rada by dojrzeć n a jw y ższy porządek. U stać tu m u si n ied ołężn ość człeka:. T ęp y w zrok jego i m y ln y rozsądek.

[ 1

38 H e r d e r , op. cit., s. 61—62, 82. 39 H o l b a c h , op. cit., s. 54.

(20)

S Ł O W A C K I E G O „ R Ó W N A N I A Z J E D N Ą N I E W I A D O M Ą ” 23 D ałeś N aturze n ied ociek łej praw a,

P odług się k tórych p ow in n a spraw ow ać: W u staw n ym ruchu w ieczn a jej zabaw a, T w orzyć i niszczyć, a ty m się zachow ać. Zda się k oleb k ę w sw oim trzym ać grobie: N a jaki koniec?... u k ry łeś to sobie.

(H y m n do Boga)

Siłą rzeczy — p rzy tego rodzaju założeniach — budow anie w izji św ia­ ta szło w k ieru n k u „synchronizow ania” jego elem entów składow ych, równoległego „przym ierzania” ich do siebie drogą analogii w zajem nych. Prow adziło to do zaniku m otyw acji genetycznej faktów . W ażne było ich w zajem ne podobieństwo, a nie ich przyczyny. Podobieństw o, k tó re tw o ­ rzyło w tych w arun k ach w łaśnie m otyw ację: m otyw ację per analo­ giam.

Takie „uzasadniające” w nioskow anie o jednym fakcie na podstaw ie drugiego fa k tu możliwe było wówczas, gdy uznało się, że w k o n k re t­ nym fakcie p rzejaw ia się szersze „praw o św iata” , że je s t on r e p r e ­ z e n t a n t e m takiego p raw a. Tak w łaśnie było w Oświeceniu. W ślad bowiem za prześw iadczeniem o ograniczeniu horyzontu poznawczego człowieka szło prześw iadczenie w pew nym sensie m u przeciw staw ne, w każdym zaś razie „w ynagradzające” zaakcentow ane braki. Było to prześw iadczenie, że m ały zasięg horyzontu obserw acji nie je st przeszko­ dą w budow aniu w izji św iata całościowej — św iat bowiem, dzięki obec­ nej w nim zasadzie „ład u ”, jest ta k skonstruow any, że w każdym jego szczególe p rzejaw iają się „praw a pow szechne” 40. U w ażna więc obser­ w acja szczegółów może doprowadzić rów nie dobrze do w ykrycia „praw św iata”, jak obserw acja całości. Takie u sy tuow anie k o n k retu — u sy ­ tuow anie go jako „ rep rezen tan ta całości” , „rep rezen tan ta reg u ły cało­ ści” — dawało m u „upraw nienia m o ty w acy jne”. Równocześnie zaś — i to jest dla dalszych rozw ażań rów nież ważne — prow adziło do jego t y p i z a c j i , do w idzenia go w kategoriach pow szechnych, ponad ind y- w idualnych 41.

W idoczne jest to bardzo w yraziście w cytow anym fragm encie z H er­ dera, w k tó ry m n astęp u je sw oiste zatarcie granicy m iędzy jednostko­ wym konkretem a abstrakcją. K o nk ret — dzięki swojej re p re z e n ta ty w ­ ności — pełni tu rolę uogólniającego ab strak tu , a b stra k t zaś może w k a ż ­ dej chw ili przerosnąć w tak i stypizow any k o n k r e t42, co jest widoczne w wyw odzie H erdera w tych m om entach, gdy od uogólnionych fo rm u ł

40 Zob. B a c z k o , Filozofia fr ancuskie go O św ie c e n ia i p o s z u k iw a n ie c z ł o w i e k a

k o n k re tn e g o , s. 60 n.

41 I b id e m , s. 46.

(21)

przechodzi do ich u k o n k retn iającej egzem plifikacji m otyw em drzew a. To tłum aczy, dlaczego w ty m obrazie ujęcie drzew a jest swoiście „ukon­ k re tn io n e ”, odległe od fo rm u ły a b strak cy jn ej — pełniąc rów nocześnie jej rolę. Dlaczego — i to dalsza z w ażnych sp ra w — obraz z tra k ta tu H erdera da się zanalizow ać w kateg o riach obrazu p o e t y c k i e g o , w kateg oriach obrazu l i r y c z n e g o , obrazu, k tó ry w ypow iada uogól­ nienia poprzez konkrety. Jakoż „poetycką” m etodę jego utw orzenia łatw o tu w y k ry ć — ujrzaw szy, że o peru je on w słow nej m etodzie ana- logizow ania człow ieka i d rzew a fo rm u łam i m etafo ry czny m i („soki” i „gałęzie” w określan iu człowieka, „uw iędłe w łosy”, „ukochane dzieci” w określaniu drzew a. P o ety zacja p o su n ięta zostaje bardzo daleko!).

T akie bezpośrednie przechodzenie od rozw ażań nad m ateriałem tek s­ tów filozoficznych do rozw ażań n ad m ate ria łe m tek stó w poetyckich nie pow inno tu ta j razić: c h a ra k te r obu tych języków w om aw ianej epoce upraw n ia do tego. O to w ypow iedź klasy k a n a tem at m etod k ształtow a­ nia poetyckiej w izji św iata:

iPodczas k ied y rom an tyk op isu je w sz y stk ie g a łą zk i i listk i na drzew ie, k la sy k w y b iera ty lk o p ięk n iejsze i z nich układa drzew o idealne, czy li w z o ­ row e pod w zg lęd em gustu. J e st to tw ó r o rygin aln ości ty m tru d n iejszy, że zarazem zm y ślo n y i p ra w d ziw y ; zm y ślo n y , b o n ie ten sam zu p ełn ie, jak jest w n atu rze, a p ra w d ziw y przecież, bo do natu ry podobny. [...] N aturalność i p raw d a są w ię c d w ie p o d sta w y orygin aln ości i dlatego, co n ie jest p raw d ziw e ani do p raw d y podobne, w szy stk o , co n ie tra fia do przyrodzonego rozsądku lu d zi alb o go obraża, jest n ie ty lk o n ieo ry g in a ln e w e w zg lęd zie n aśladow ania, ale n a w e t fa łsz y w e i n ieg u sto w n e w e w zg lęd zie s z t u k i43.

S tarczy w tej w ypow iedzi zam ienić w y rażenia „piękniejsze” i „wzo­ row e pod w zględem g u stu ” n a w yrażen ia „bardziej ty p o w e” i „wzorowe pod w zględem rep re z en ta ty w n o śc i” — a zam iast teo rii k ształto w ania poetyckiej w izji św iata pow stanie, ściśle przy legająca do przytoczonych fragm entów , teo ria k ształto w ania poznaw czej w izji św iata. A zam iana to upraw n ion a — w tekście, w k tó ry m „piękno” i „wzorowość pod względem g u stu ” zostały utożsam ione z „ n atu raln o ścią”, „p raw d ą” i t r a ­ fianiem „do przyrodzonego r o z s ą d k u lud zi”. Cóż: m am y do czy­ n ienia z e ste ty k ą „poezji ro zsąd k u ” ! I z filozofią, któ rej „służyć m ają rów nież g a tu n k i litera c k ie ”, co dla w ieku O św iecenia jest bardzo cha­ rak te ry sty cz n e 44.

Obraz, k tó ry m a tra fia ć do „przyrodzonego” rozsądku. O tw iera się tu ta j dalsza cecha fra g m e n tu z H erdera: potoczność jego elem entów .

43 w***^ O k l a s y c z n o ś c i i r o m a n ty c z n o ś c i. W zbiorze: W a l k a r o m a n t y k ó w z k la ­

s y k a m i . W rocław 1963, s. 143— 144. B N I, 183.

44 В а с z к o, F ilozofia fr a n c u s k ie g o O ś w ie c e n ia i p o s z u k iw a n ie c z ł o w i e k a k o n ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli obie strony równania podzielimy lub pomnożymy przez taką samą liczbę różną od zera, to otrzymamy równanie równoważne danemu2. Jeśli do obu stron równania dodamy lub

Karta zawiera dwa rodzaje zadań o różnym stopniu trudności: uczeń zapisuje i rozwiązuje proste równania mając narysowaną sytuację na wadze lub rysuje wagę, jako pomoc

Przy rozwiązywaniu równań wygodnie jest przenosić (pamiętając o zmianie znaku na przeciwny) niewiadome na jedną stronę równania, a liczby (czyli wiadome) na druga stronę.. Jest

Równanie pierwszego stopnia z jedną niewiadomą może mieć jedno rozwiązanie, nieskończenie wiele rozwiązań lub może nie mieć żadnego rozwiązania. Równanie, które ma tylko

Zrób zdjęcie swojego rozwiązania i prześlij na adres

Sprawdź, czy kładka wytrzyma obciąŜenie F = 13 kN w połowie jej długości, jeŜeli jest wykonana ze stali ST4, dla której dopuszczalne napręŜenie gnące jest równe Ϭ gdop

Trzeba umieć ustalić wartość parametru w danym równaniu na podstawie informacji o rozwiązaniach tego równania oraz uzależnić liczbę rozwiązań od parametru.... Funkcja jest

Temat: Równania pierwszego stopnia z jedną niewiadomą, czyli jaki ciężar podniesiesz, gdy poczujesz się wielką mrówką.. Grupa docelowa: III etap edukacyjny, liceum,