• Nie Znaleziono Wyników

Kategorie opowiadania literackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kategorie opowiadania literackiego"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

Tzvetan Todorov

Kategorie opowiadania literackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 293-325

(2)

Badać „literacko ść”, a nie lite ra tu rę — oto form uła, k tó ra przed niem al pięćdziesięciu laty oznajm iła pojaw ienie się pierw szych now o­ czesnych ten d en cji w badaniach literackich, a m ianow ice form alizm u rosyjskiego. In ten cją tego zadania Jakobsona było zdefiniow anie n a no­ wo przed m io tu b adań; a przecież przez długi czas m ylono się co do jego praw dziw ego znaczenia. Celem nie je st zastąpienie badaniem im - m an en tn y m — transcen d en tn eg o (psychologicznego, socjologicznego, filo­ zoficznego), k tó re dotychczas panow ało: nie ograniczam y się b y n ajm n iej do opisu dzieła, co zresztą nie m oże być w yłącznym celem n a u k i (a idzie tu przecież o naukę). Słuszniej będzie powiedzieć, że zam iast rzutow ać dzieło n a inny rodzaj w ypow iedzi [discours], rzu tu jem y je n a w y po ­ w iedź literacką. B adam y nie samo dzieło, lecz m ożliwości w ypow iedzi literackiej, k tó re uczyniły m ożliw ym jego pow stanie. W te n sposób badania literack ie będą m ogły stać się n a u k ą o literatu rze.

S e n s i i n t e r p r e t a c j a . Aby poznać język w ogóle, trzeba n a jp ie rw zbadać poszczególne języki, podobnie, by dotrzeć do w ypo­ w iedzi literack iej, trz e b a uchw ycić ją w k o nk retn y ch dziełach. Pow ­ staje tu pew ien problem : jak spośród licznych znaczeń, w yłaniających się z lek tu ry , w ybrać te, k tó re odnoszą się do literackości? J a k w y­ odrębnić dziedzinę tego, co ściśle literackie, pozostaw iając psychologii i histo rii to, co im się należy? Chcąc u łatw ić tę p ra c ę opisową, p o sta­ now iliśm y zdefiniow ać dw a w stępne pojęcia — sens i in te rp re ta c ja.

Sens (lub funkcja) danego elem entu dzieła to jego zdolność do w

cho-[Tzvetan T o d o r o v — wykładowca U niwersytetu w Sofii, współpracownik R. Barthes’a, ogłosił wybór przekładów form alistów rosyjskich pt. Théorie de la

littérature (1965) i rozprawę Littérature et signification (1967), będącą rozszerzeniem

publikowanego tu tekstu.

Przekład w edług wyd.: T. T o d o r o v , Les Catégories du récit littéraire. “Com­ m unications” 1966, nr 8.]

(3)

2 9 4 T Z V E T A N T O D O R O V

dzenia w zw iązki z in n y m i elem en tam i dzieła i z całym dziełem ^. Sen­ sem m eta fo ry je s t przeciw staw ić się in n em u obrazowi, albo też być silniejszą od niego o jed e n czy w ięcej stopni. Sensem m onologu m oże być c h a ra k te ry sty k a postaci. F la u b e rt m yślał o sensie elem entów dzieła, gdy pisał: „Nie m a w m ojej książce oderw anego, dow olnego opisu; w szy­ stk ie s ł u ż ą m oim postaciom i m a ją p o śred n i lub bezpośredni w p ły w n a ak cję” . K ażd y śkładnik dzieła (w yjąw szy dzieła bezw artościow e), m a jeden lub k ilk a sensów , k tó ry c h liczba je s t określona i k tó re m ożna u stalić raz n a zawsze.

Jeśli idzie o in te rp re ta c ję , sp raw a p rzed staw ia się inaczej. In te rp re ­ tac ja danego elem entu dzieła je st różna zależnie od osobowości k ry ty k a , jego stanow isk a ideologicznego, epoki. In te rp re ta c ja określonego sk ład ­ nika um ieszcza go nie w system ie dzieła, lecz w system ie k ry ty k a . Tak więc in te rp re ta c ją m e ta fo ry m oże być na p rzy k ład tw ierd zenie o pulso­ w an iu m otyw u śm ierci u poety, albo też o fascyn acji ty m czy innym żyw iołem . Ten sam m onolog m ożna z in terp reto w ać jako negację istn ie ­ jącego porząd ku lub, pow iedzm y, zakw estionow anie doli człow ieczej.

In te rp re ta c je te m ogą być uzasadnione, na pew no zaś są pożyteczne — nie trzeb a jed n a k zapom inać, że są tylk o in te rp re ta c jam i.

O pozycja m iędzy sensem a in te rp re ta c ją danego elem entu dzieła od­ pow iada klasycznem u rozróżnieniu Fregego m iędzy S in n a Vorstellung. Celem opisu dzieła je s t u stalen ie znaczenia elem entów literackich, k r y ­ ty k a zaś sta ra się je zin terp reto w ać.

S e n s d z i e ł a . Cóż jednak, pow iedzą n iektó rzy , dzieje się z 's a ­ m ym dziełem ? Je śli sens każdego elem en tu polega n a zdolności w ciela­ nia się w system , jak i stanow i dzieło, jak i sen s m a samo dzieło?

Je śli u zn am y dzieło za najw iększą całostkę literack ą, jasne jest, iż zagadnienie sen su dzieła nie m a sensu. A by zyskać sens, dzieło m usi zostać włączone w jak iś w yższy system . Inaczej dzieło sensu nie po­ siada. W chodzi w zw iązki jed y n ie ze sobą, stanow i in d e x sui, w skazuje sam o siebie, nie odsy łając do niczego innego.

Z łudzeniem b yłoby jed n ak w ierzyć, że dzieło istn ieje niezależnie. P o jaw ia się w św iecie lite ra tu ry , zaludnionym istniejącym i już dzie­ łam i; w ten św iat w łaśnie zostaje w łączone. K ażde dzieło sztuki w chodzi w złożone zw iązki z dziełam i przeszłości, k tó re — zależnie od epok — tw orzą różne h ierarch ie. Sensem Pani B ovary je st p rzeciw staw ienie się lite ra tu rz e ro m an ty czn ej. Jeśli zaś idzie o in te rp re ta c ję tej książki, zm ienia się ona zależnie od epok i k ry ty k ów .

1 Cyt. za T y n i a n o w e m , De l’évolution littéraire, s. 123; w całym tym tekście cytaty z form alistów rosyjskich zaczerpnięto ze zbioru Théorie de la litté ­

(4)

N aszym zadaniem je st zaproponow anie system u pojęć, k tó re u łatw ią badanie w ypow iedzi literack iej. O graniczym y się do dzieł prozatorskich; pozostaniem y rów nież n a bardzo ogólnym poziomie dzieła, n a poziomie o p o w i a d a n i a [récit]. Choć przew aża ono zw ykle w stru k tu rz e dzieł prozatorskich, nie jest jednak składnikiem jedynym . Spośród utw orów , k tó re będziem y analizow ać, najczęściej pow racać będziem y do Niebezpiecznych związków.

H i s t o r i a i w y p o w i e d ź [Histoire et discours]. N a poziomie n ajb ard ziej ogólnym dzieło literack ie m a dw a aspekty: jest rów nocześnie h isto rią i wypow iedzią. Je st h isto rią w ty m znaczeniu, że przyw o łuje pew ną rzeczyw istość, w ypadki, jakie ponoć się zdarzyły, postacie, k tó ­ re — ta k ujm ow ane — sta p ia ją się z postaciam i rzeczyw istego życia. Tę sam ą historię m ożna nam przekazać in ny m i środkam i — n a p rzykład film ow ym i; m ożna poznać ją z ustnego opow iadania św iadka, nie w cie­ loną w książkę. Dzieło jest jed n ak rów nocześnie w ypow iedzią: istnieje bow iem n a rr a to r relacjo n u jący historię, po przeciw nej zaś stro n ie czy­ telnik, k tó ry ją odbiera. Na ty m poziomie nie liczą się już zrelacjono­ w ane zdarzenia, lecz sposób, w jaki podaje je nam n a rra to r. Pojęcia h isto rii i w ypow iedzi zostały ostatecznie w prow adzone do b ad ań języ ­ kow ych dzięki w y raźn ym sform ułow aniom Em ila B env eniste’a [Prob­ lèmes de linguistique générale, 1966].

P ierw si w yodrębnili te d w a pojęcia form aliści rosyjscy, dając im nazw y fab u ła (,,to, co się rzeczyw iście zd arzyło”) i su jet („sposób, w jaki czytelnik się z nią zapoznaje”) (Tomaszewski, TL, s. 268). Ju ż jednak Laclos odczuw ał istnienie obu tych aspektów dzieła; napisał dlatego dw a w prow adzenia: „Przedm ow a R ed ak to ra” [„Préface du Rédacteur”] w prow adza ńas w historię, „U w agi W ydaw cy” [Avertissem ent de l’Édi­ teur] — w wypow iedź. Szkłow ski tw ierdził, że histo ria nie jest czyn­ nikiem artystycznym , lecz m ateriałem w stępnym , przed literack im ; jed y ­ nie w ypow iedź jest k o n stru k c ją estetyczną. Za istotne d la stru k tu ry dzieła uw ażał n a przykład, że rozw iązanie um ieszczone jest przed za­ w iązaniem in try g i; za obojętne n atom iast — takie czy inne działania b o h atera (w p rak ty ce form aliści badali jedno i drugie). A przecież oba te aspekty, h isto ria i wypow iedź, są w rów nej m ierze literackie. R eto ryka klasyczna zajm ow ała się obydwom a: h isto ria należała do in- ventio, w ypow iedź — do dispositio.

Trzydzieści la t później ten sam Szkłowski, og arn ięty skruchą, zajął stanow isko krańcow o przeciw staw ne, tw ierdząc: „Niem ożliwe i zbytecz­ ne jest oddzielanie części zdarzeniow ej od jej u k ład u kom pozycyjnego, gdyż zawsze idzie o to samo: o poznanie zjaw iska” (Художественная проза [1959], s. 439). Tw ierdzenie to w ydaje się nam rów nie nie do p rz y ­ jęcia jak pierw sze: każe bowiem zapomnieć, że dzieło posiada nie jeden

(5)

29G T Z V E T A N T O D O R O V

tylko, ale dw a aspekty. Co praw da, nie zawsze łatw o je dostrzec; sądzi­ m y jednak, że w łaśnie, ab y zrozum ieć jedność dzieła, n ależy aspekty te p rzed tem od siebie oddzielić. Będziem y się więc sta ra li tego dokonać.

1. OPOWIADANIE JAKO HISTORIA

N ie n ależy sądzić, że h isto ria odpow iada idealnem u porządkow i chronologicznem u. W ystarczy, aby pojaw iała się więcej niż jedna p o ­ stać, by ten id ealn y p orządek stał się n iezm iernie daleki od „ n a tu ra ln e j” historii. A by bow iem u trzy m ać ów porządek, m usielibyśm y p rzy k a ż ­ dym zdaniu p rzeskakiw ać od jed n ej osoby do dru giej, by opowiedzieć, co d ru g a postać robiła „przez ten czas” . H istoria bow iem rzadko byw a p rosta: zaw iera najczęściej kilk a „w ątk ó w ” [„fils”], k tó re łączą się dopiero począw szy od pew nego m om entu.

Id ealn y p orządek chronologiczny je st raczej sposobem p rezentacji, którego pisarze spróbow ali dopiero niedaw no; n ie do niego odwoływać się więc będziem y m ów iąc o h isto rii. P ojęcie to odpow iada raczej czy­ sto prag m aty czn em u p rzed staw ien iu w ydarzeń. H i s t o r i a je st więc konw encją: nie istn ieje n a poziom ie sam ych w ydarzeń . R aport agenta policji o jak im ś p rzestęp stw ie podporządkow any jest w łaśnie norm om tej konw encji, u k a z u je w y d arzen ia m ożliw ie n a jja śn ie j (podczas gdy pisarz, k tó ry z takiego w y d arzen ia zaczerpnął in try g ę swego opow iada­ nia, przem ilcza ten czy in n y w ażn y szczegół, b y u jaw n ić go dopiero na końcu). K onw encja ta je st tak rozpow szechniona, że szczególną d e ­ form ację, jak iej dokonał pisarz w p rzed staw ien iu w ydarzeń, k o n fro n tu ­ jem y w łaśnie z nią, a nie z porządkiem chronologicznym . H istoria jest ab strakcją, poniew aż zawsze jest przez kogoś p ostrzegana i opow ia­ dana — „sam a w sobie” nie istn ieje.

Zgodnie z tra d y c ją rozróżniać będziem y dw a poziom y historii. A. Logika działań

S pró b u jm y n a jp ie rw p rzy jrze ć się w opow iadaniu działaniom jako takim , nie u w zględniając związku, w jak im pozostają z innym i skład­ nikam i. Ja k ie dziedzictw o pozostaw iła nam tu klasyczna poetyka?

P o w t ó r z e n i a . W szystkie k o m en tarze dotyczące „ tech n ik i” opo­ w iadania o p ierają się na p ro stej obserw acji: w każdym dziele istn ie ­ je ten d en cja do pow tórzeń, zarów no akcji, postaci, jak szczegółów opisu. To praw o pow tórzeń, którego w pływ sięga daleko poza dzieło lite ­ rackie, w y raża się w szczególnych form ach, n ie bez rac ji noszących te sam e nazw y co pew ne fig u ry retory czn e. Je d n ą z tak ich form będzie na p rzy k ład a n t y t e z a , a więc k o n tra st, k tó ry — aby zostać do­ strzeżony — m usi zaw ierać w każdym ze sw ych dw u członów jak ąś

(6)

część jednakow ą. M ożna powiedzieć, że w Niebezpiecznych związkach n a stęp stw o listów podporządkow ane zostało k o ntrastow i: poszczególne historie m uszą się w ym ieniać, k olejne listy nie dotyczą tej sam ej postaci, a jeśli pisze je ta sam a osoba, różnią się przynajm niej treścią lub tonem .

Inną form ą pow tórzenia jest g r a d a c j a . K iedy stosunek m iędzy postaciam i pozostaje przez kilkanaście stron ten sam, listom grozi n ie ­ bezpieczeństw o m onotonii. Так. je st na p rzy k ład w p rzy p ad k u pani de T ourvel. P rzez całą d ru g ą część powieści listy jej w y ra ż ają to samo uczucie. M onotonii u n ik n ął pisarz dzięki stopniow aniu: każdy list p rz y ­ nosi now e oznaki m iłości do V alm onta, tak iż w yznanie tej m iłości (w liście 90) jaw i się jako logiczna konsekw encja poprzednich.

N ajpow szechniejszą jednak form ą zasady tożsam ości jest to, co p o ­ w szechnie określa się m ianem p a r a l e l i z m u . P aralelizm tw orzą p rzy n ajm n iej dw ie sekw encje, zaw ierające zarówno elem enty podobne, jak i różne. Dzięki elem entom identycznym u w y d atn iają się różnice, a jak wiadom o, przede w szystkim różnice um ożliw iają funkcjonow anie mowy.

W yróżnić m ożna dw a ty p y paralelizm u: p aralelizm w ątków in tryg i, ob ejm ujący w ielkie całostki opowiadania, oraz p aralelizm form uł słow ­ nych („szczegóły”). P rzy to czm y kilka przykładów pierw szego ty p u, a więc przeciw staw ienie p a ry V alm ont — T ourvel i D anceny — Cecylia. D anceny zaleca się do Cecylii, prosząc o p raw o korespondow ania; po­ dobnie prow adzi f lirt V alm ont. Cecylia odm aw ia D anceny’em u pozw ole­ nia na pisanie do niej listów , jak i pani de Tourvel — V alm ontow i. P o ­ rów nanie uw yraźn ia c h a ra k te ry sty k ę każdego z bohaterów : uczucia p an i de Tourvel k o n tra stu ją z uczuciam i Cecylii, podobnie jest z V al- m ontem i D anceny’m.

In n y ry su n ek p a ra le ln y dotyczy par: V alm ont :— Cecylia i pani de M erteuil — Danceny. Służy on nie ty le ch ara k te ry sty c e bohaterów , co kom pozycji książki: inaczej bowiem pani de M erteuil nie b y łab y po- wieściowo zw iązana z innym i postaciam i. Można tu zauważyć, że jed ną z nielicznych w ad kom pozycyjnych książki je st słabe w łączenie p an i de M erteuil w sieć związków m iędzy postaciam i. Nie m am y dostatecznych dowodów jej kobiecego uroku, k tó ry odgryw a tak w ielką rolę w rozw ią­ zaniu fab u larn y m (ani Belleroche, ani P rév an nie są bezpośrednio obecni w powieści).

D rugi ty p paralelizm u opiera się n a podobieństw ie form uł słow nych w ypow iadanych w identycznych okolicznościach. Cecylia n a p rzy k ład tak kończy jeden ze sw ych listów: „Muszę kończyć, ju ż blisko pierw sza, pa n de V alm ont pow inien lada chw ila n ad ejść” . P a n i de T ourvel zam y­ ka swój list podobnie: „Próżno bym chciała pisać dłużej: nadchodzi

(7)

go-2 9 8 T Z V E T A N T O D O R O V

dżina, w k tó re j oczekuję jego (Valm onta), i w szelka inn a m yśl znika m i z oczu” . Podobne fo rm u ły i sy tu acje (dwie k ob iety oczekują k o ch an ­ ka, k tó ry jest je d n ą i tą sam ą osobą) p o d k reślają różnice uczuć obu k o ­ ch anek V alm onta, pośrednio go zarazem oskarżając.

P o w staje k w estia, czy podobieństw a te b ędą zauw ażone: dw a takie fra g m en ty dzielą dziesiątki, czy n a w e t setk i stron. Z arzu t ten jed n ak m oże dotyczyć ty lk o b ad a ń odnoszących się do odbioru tek stu ; m y zaś stoim y zawsze n a płaszczyźnie samego dzieła. U tożsam ienie dzieła z je ­ go jednostkow ym odbiorem jest szczególnie niebezpieczne: dobra jest nie le k tu ra „p rz e c ię tn a ” , ale op ty m aln a.

T ra d y cy jn a p o e ty k a zna d obrze podobne rozw ażania o p o w tórze­ niach. Schem at, k tó ry zaproponow aliśm y tu ta j, jest jed n ak tak ogólny, że może odnosić się do każdego ty p u opow iadania. Z dru g iej stro n y p o ­ dejście to jest zbyt „fo rm alisty czn e” : z a jm u je się tylko form alnym i zw iązkam i działań, nie uw zględniając ich n a tu ry . W istocie jed nak nie chodzi tu o opozycję m iędzy b ad an iem „stosunków ” a badaniem „esen- c y j” , lecz o opozycję m iędzy dw om a poziom am i a b stra k cji; pierw szy okazuje się zbyt w ysoki.

Istn ieje jeszcze inna próba opisu logiki działań. Bada ona rów nież zw iązki istn iejące m iędzy działaniam i: jed n akże stopień ogólności jest dużo niższy, a d ziałan ia o k reślan e b ardziej szczegółowo. M owa oczy­ w iście o b a d an iu bajek ludow ych i m itów . Ich znaczenie dla b ad ań nad opow iadaniem litera c k im jest z pew nością dużo większe, niż się n a ogół sądzi.

S tru k tu ra ln e b ad an ia folk lo ru są stosunkow o świeże. N ie m ożna też powiedzieć, aby zdołano uzgodnić, jak analizow ać opow iadanie. P ó źn iej­ sze b ad ania dow iodą zapew ne m niejszej lub w iększej przyd atno ści a k tu ­ alnych m odeli. T y tu łem ilu stra c ji o graniczym y się do zastosow ania dw óch różnych m odeli do cen traln ej h isto rii N ieb ezpieczn ych zw iązkó w , by przedyskutow ać m ożliw ości m etody.

M o d e l t r ó j k o w y . P ierw sza z p rzed staw io ny ch tu m etod jest uproszczeniem koncepcji C laude B rem onda (Le M essage narratif. „Com ­

m u n icatio n s” [1964], n r 4). W edług B rem onda każde opow iadanie składa się z u k ład u „łańcuchow ego” lub „enklaw ow ego” . K ażde znow u m ikro- opow iadanie sk ład a się z trzech (a czasem ty lk o dwóch) niezbędnie ko­ niecznych elem entów . N a w szystkie opow iadania św iata sk ład ają się więc różne kom binacje k ilk u n a stu m ikroopow iadań o sta łe j stru k tu rz e , odpow iadających niew ielkiej stosunkow o liczbie podstaw ow ych sy tu a c ji życiowych: określić je m ożna tak im i term in am i, jak „podstęp” , „um o­ w a ” , „obrona” itp.

Tak więc h isto rię stosunków V alm ont — pan i de T ourvel m ożna przedstaw ić następująco :

(8)

Valmont chce się spodobać

Uwodzenie

Pani de Tourvel ofiarowuje przyjaźń =

Pożądanie Valmonta

Uwodzenie

i

Pani de Tourvel odrzuca miłość V al­ monta ! i Pożądanie Valmonta I I Uwodzenie

j

Pani de Tourvel ofiarowuje miłość

Pożądanie Valmonta I / Podstęp Valmonta I I Spełnienie miłości Zabiegi Valmonta

Zastrzeżenia pani de M erteuil

j

Odrzucenie zastrzeżeń

_________ I

Zabiegi pani de Tourvel

Zastrzeżenia pani de Volanges

Odrzucenie zastrzeżeń

= Niebezpieczeństwo grożące pani de Tourvel

Ucieczka od m iłości

= Rozstanie zakochanych

= Zawarcie umowy itd.

Składające się n a każdą tró jk ę działania są w zględnie jednorodne i łatw o je w yodrębnić. Rozróżnić m ożna trz y ty p y tró jek : p ierw szy obejm u je (udaną lub nieudaną) próbę spełnienia p ro je k tu (tró jk i po le­ wej), d rugi „zabiegi”, trzeci — niebezpieczeństw o.

M o d e l h o m o l o g i c z n y . Zanim w yciągniem y jakiekolw iek w nioski z te j pierw szej analizy, p rzejd źm y do drugiej, o partej n a po­ p u larnej m etodzie b ad an ia folkloru, a zwłaszcza m itów . P rzyp isyw anie je j au to rstw a L évi-S traussow i byłoby niesłuszne: d a ł w praw dzie jej

(9)

300 T Z V E T A N T O D O R O V

wzór, ale nie sposób obarczać go odpow iedzialnością za uproszczenie, którego tu dokonaliśm y. Z akładam y m ianow icie, że opow iadanie s ta ­ nowi syn tag m aty czn ą p ro jek cję sieci stosunków parady gm atyczn ych . N ależy więc odkryć w o pow iadaniu zależność m iędzy p ew ny m i elem en­ tam i, n astępn ie zaś — odnaleźć ją w ich sukcesyw ności. Zależność ta w w iększości w ypadków stanow ić będzie „hom ologię”, czyli związek pro p o rcjo n aln y o czterech członkach (A : В : : a : b). Postępow ać m ożna rów nież w k ie ru n k u odw rotnym , sta ra ją c isię ta k ułożyć n astęp u jące po sobie składniki, b y w oparciu o p o w stałe zw iązki odkryć s tru k tu rę przedstaw ian ej całości. M y postępow ać będziem y zgodnie z drugą m eto ­ dą; w b ra k u p rz y ję te j ogólnie zasady zadow olim y się bezpośrednią i p ro stą sukcesyw nością składników .

Zdania w pisane w poniższej tab eli streszczają tę sam ą intrygę, sto ­ sunki V alm onta i p a n i de T ourvel aż do up ad k u tej ostatniej. Chcąc prześledzić w ą te k trz e b a odczytać linie poziom e, p rzed staw iające sy n - tag m aty czn y w y g ląd opow iadania, n astęp n ie zaś porów nać zdania u - m ieszczone w ty m sam ym rzędzie, jed n e pod d ru g im i (w tej samej k o ­ lum nie, przypuszczalnie p arad y g m aty czn ej) i odszukać ich w spólny m ianow nik.

VaLmont chce się Pani de Tourvel Pani de M erteuil Valm ont odrzuca spodobać pozwala się podzi- próbuje stanąć na rady pani de M

er-wiać przeszkodzie p ierw - teuil szemu pożądaniu

Valmont próbuje u- Pani de Tourvel Pani de Volanges Pani de Tourvel wodzić ofiarowuje mu próbuje stanąć na odrzuca rady pani

przyjaźń przeszkodzie przy- de Volanges jaźni

Valmont w yzn aje Pani de Tourvel się Valm ont prześladu- ,Pani de Tourvel

m iłość opiera je ją uparcie odrzuca miłość

Valmont znowu Pani de Tourvel Pani de Tourvel Valmont pozornie próbuje uwodzić ofiarow uje mu swą ucieka przed m i- odrzuca m iłość

miłość łością

Miłość zostaje sp eł­ niona. ..

P o sta ra jm y się teraz znaleźć w spólny m ianow nik dla każdej z k o ­ lum n. W szystkie zdania pierw szej dotyczą zachow ania się V alm onta wobec pan i d e T ourvel. N a odw rót, d ru g a k o lu m n a d otyczy w yłącznie pan i de T ourvel, c h a ra k te ry z u je jej stosunek do V alm onta. Trzecia k o ­ lum na nie m a określonego podm iotu jak o w spólnego m ianow nika — ale w szystkie zdania opisują d ziałan ia w ścisłym słowa znaczeniu. C zw ar­ ta wreszcie posiada w spólne orzeczenie — odm ówić, odrzucić (w p rz y ­

(10)

padku o statn iej pozycji jest to odrzucenie udaw ane). Oba człony każdej p a ry zn a jd u ją się w stosunku quasi-przeciw staw nym i m ożem y ująć je w proporcję:

Valmont : Tourvel : : działanie : odrzucenie działania.

Pow yższe ujęcie w y d aje się ty m bardziej trafne, że popraw nie u k a ­ zuje istotę stosunku m iędzy V alm ontem a panią de Tourvel, jed yn e gw ałtow ne posunięcie pani de T ourvel itp.

Z analizy tej w y n ik a ją n astęp u jące w nioski:

1. W ydaje się oczywiste, że n astępstw o działań w opow iadaniu nie je s t dowolne, lecz podlega pew nej logice. P o jaw ieniu się zam iaru odpo­ w iada pow stanie przeszkody, niebezpieczeństw o w yw ołuje opór lub u- cieczkę itp. Ilość podstaw ow ych schem atów jest zapew ne ograniczona i in try g ę każdego opow iadania przedstaw ić m ożna jako ich pochod­ ną.

Czy m usim y w y bierać m iędzy tym i dw om a m odelami? T rudno uczy­ nić to n a podstaw ie jednego przykładu. B adania specjalistów folkloru (C. B rem onda n a m odelu tró jk o w y m oraz P . M arandy na m odelu hom o­ logicznym) dow iodą zapew ne, k tó ry z m odeli jest lepiej przystosow any do prosty ch form opow iadania.

Dla zrozum ienia dzieła potrzeb n a jest znajom ość ipowyższych te c h ­ n ik oraz o siągniętych dzięki nim w yników. Skoro w iem y, że dane n a ­ stępstw o działań opiera się n a takiej, a nie innej logice k o n stru k cji, nie m usim y ju ż szukać w dziele innej m otyw acji. N aw et jeśli a u to r nie jest posłuszny tej logice, m usim y ją znać: jego nieposłuszeństw o n ab iera bo­ w iem znaczenia w łaśnie w zestaw ieniu z norm ą, jak ą logika ta narzuca. 2. Niepokoi nieco, że badając to samo opow iadanie otrzym am y różny w ynik, zależnie od w ybranego m odelu. O kazuje się, że to samo opow ia­

danie posiadać może kilk a stru k tu r, a stosow ane przez nas techniki b a ­ daw cze nie d a ją żadnego k ry te riu m w skazującego, k tó rą ze s tru k tu r n ależy w ybrać. Co w ięcej — pew ne p a rtie opow iadania są w obydw u m odelach p rzedstaw ione różnym i zdaniam i — mimo iż za każdym r a ­ zem jesteśm y w ie rn i historii. Ta giętkość h istorii ostrzega nas o pew ­ n ym niebezpieczeństw ie: jeśli h isto ria pozostaje ta sam a, m im o iż zm ie­ n iam y n iek tó re jej części, nie mogą to być n ap raw d ę części. F ak t, że w tym sam ym m iejscu łańcucha raz p o jaw ia się zdanie „zabiegi V al- m o n ta ”, a raz „P an i de T ourvel pozwala się podziw iać”, sygnalizuje nie­ bezpieczny m arg in es dowolności i dowodzi, że nie m ożna być pew nym w artości o trzym anych w yników .

3. Jed n a z u ste re k naszego dowodzenia w ynika z c h a ra k te ru w y ­ branego przy k ład u . Takie b adanie działań ujm u je je bow iem jako n ie­ zależny elem ent dzieła, a w ten sposób pozbaw iam y się m ożliwości po­

(11)

3 0 2 T Z V E T A N T O D O R O V

łączenia działań z postaciam i. Otóż N iebezpieczne zw ią zki są typem opow iadania, k tó re m ożna nazw ać „psychologicznym ”, gdzie oba sk ład­ niki są silnie pow iązane. Inaczej w p rzy p ad k u b a jk i ludow ej, czy n a w e t now el Boccaccia, gdzie postać jest zazw yczaj tylko im ieniem pozw ala­ jącym połączyć n ajró żn iejsze działan ia (pole do popisu m ają tam więc p rzed e w szystkim m etody stosow ane do b ad an ia logiki działań). Zoba­ czym y dalej, ja k om ów ione tu tech nik i zastosować do opow iadań ty p u N iebezpiecznych zw ią zków .

B. Postacie i ich związki

„B oh ater w cale n ie je s t n iezbęd n y h isto rii. H istoria jako system w ątków m oże sw obodnie obejść się bez b o h a te ra i jego cech c h a ra k te ­ ry sty czn y ch ” — pisze Tom aszew ski (TL, s. 206). Tw ierdzenie to, n a ­ szym zdaniem , bard ziej odnosi się do an egd oty czy now el renesan so ­ w ych niż do klasy cznej lite r a tu r y zachodniej od Don Kichota' po U lisse­ sa. W. lite ra tu rz e tej postać odgryw a pierw szorzędną rolę i w okół niej o rg an izu ją się in n e sk ład n ik i opow iadania. Inaczej m a się w przypad k u n iek tó ry ch n u rtó w lite r a tu r y now oczesnej, gdzie postać znów u tra c iła n a znaczeniu.

B adanie p ostaci staw ia rozliczne, d o tąd nie rozw iązane problem y. Z a­ trz y m am y się n a stosunkow o n ajlep iej zbadanym ty pie bohaterów , n a ty m m ianow icie, któ reg o w p e łn i c h a ra k te ry z u ją jego stosun ki z innym i postaciam i. N ie n a le ż y bow iem sądzić, że jeśli sen s każdego ze sk ład ni­ ków dzieła zaw iera się w całości jego zw iązków z innym i, to w szystkie postacie d e fin iu je w p e łn i ich stosunek do in n ych postaci. Dzieje się tak jedy nie w p ew n y m ro d zaju lite r a tu r y — w dram acie. W łaśnie w y ­ chodząc od d ra m a tu E. S ou riau [Les d e u x cent m ille situations dram a­ tiques, 1950] opracow ał p ierw szy m odel stosunków m iędzy postaciam i; w yko rzy stam y go w form ie, ja k ą m u n ad ał A .-J. G reim as [Sém antique structurale, 1966]. N iebezpieczne zw ią zki, pow ieść w form ie listów, w w ielu p u n k tac h zbliża się do d ram atu , m odel ten okazuje się więc p rzy d atn y .

O r z e c z e n i a p o d s t a w o w e . N a pierw szy rz u t oka, ze w zglę­ du n a dużą ilość postaci, sto su n k i te w ydać się m ogą n a z b y t różnorod­ ne; szybko jed n a k dostrzec m ożna, że d ają się łatw o sprow adzić do trz e ch podstaw ow ych: pożądania, p o rozum ienia i w spółudziału. Z acznij­ m y od p o ż ą d a n i a , k tó re stw ierd zam y u w szystkich p ra w ie postaci. W najpow szechniejszej form ie — k tó rą o kreślić by m ożna jako „m i­ łość” — o d n a jd u je m y je u V alm onta (wobec p ani de T ourvel, Cecylii, pani de M erteuil, W icehrabiny, Em ilii), u p a n i de M erteuil (wobec B el- leroche’a, P rév an a, D anceny’ego), a tak że u p a n i de T ourvel, Cecylii

(12)

i D anceny’ego. D ruga oś, m niej w yraźna, choć rów nie w ażna, to poro­ zum ienie, spełniające się w „zw ierzeniu wobec p o w iern ika”. W łaśnie jego istnienie m o ty w u je pisanie listów szczerych, otw artych , bo gatych w inform acje, jak to zazw yczaj się dzieje m iędzy osobami, k tó re łączy p rzyjaźń. T ak więc przez w iększą część powieści V alm ont i pani de M erteu il pozostają w stosunku p o w iernictw a [confidence] 2. P o w iernicą pan i de T ourvel jest p a n i de Rosem onde, pow iernicą Cecylii początko­ wo Zofia, p o tem p an i de M erteuil. D anceny zw ierza się pani d e M erteuil i V alm ontow i, p an i de V olanges — pan i de M erteuil itd. T rzecim ty ­ pem stosunków je st to, co nazw iem y w s p ó ł u d z i a ł e m , a co w y ­ raża się „pom ocą” . V alm ont na p rzy kład w spom aga p a n ią de M erteuil w jej p ro je k tac h ; pani de M erteuil pom aga n ajp ierw p a rz e C ecylia-D an- ceny, potem V alm ontow i w jego zw iązku z Cecylią. Pom aga m u też, n ie ­ chcący, D anceny. Ten trzeci stosunek p ojaw ia się dużo rzadziej, i to za­ zwyczaj przyp orząd kow an y pożądaniu.

Te trz y stosunki m ają c h a ra k te r bardzo ogólny, skoro w y stę p u ją ju ż w form ule m odelu zaproponow anej przez A .-J. G reim asa. Nie chce­ m y jed nak tw ierdzić, że w e w szystkich opow iadaniach należy sp row a­ dzać ludzkie istosunki tylko do ty ch trzech. Byłoby to n ad m iern y m u - proszczeniem , uniem ożliw iającym scharakteryzow anie ty p u opow iada­ nia. Sądzim y n atom iast, że we w szystkich opow iadaniach stosunki m ię­ dzy b o h ateram i sprow adzić m ożna zawsze do niew ielkiej licżby i że ta sieć zw iązków m a podstaw ow e, znaczenie d la s tru k tu ry dzieła. D latego w łaśnie uw ażam y nasze postępow anie za uspraw iedliw ione.

M am y więc trz y orzeczenia, o kreślające podstaw ow e stosunki. Z nich w yprow adzić m ożna w szystkie inne przy pom ocy dw óch r e g u ł d e ­ r y w a c j i . Reguła tak a określa form alnie relacje m iędzy orzeczeniem podstaw ow ym a pochodnym . W ybraliśm y ten sposób przed staw ien ia zw iązków m iędzy orzeczeniam i, gdyż jest logicznie prostszy, a ponadto popraw nie oddaje przem ian ę uczuć dokonyw ającą się w ciągu opowia­ dania.

R e g u ł a p r z e c i w s t a w i e n i a . P ierw szą, najpow szechniejszą, nazw iem y r e g u ł ą p r z e c i w s t a w i e n i a [règle d’opposition]. K aż­ de z trzech orzeczeń posiada orzeczenie przeciw staw ne (pojęcie węższe od negacji). O rzeczenia przeciw staw ne w y stę p u ją tu rzadziej od swoich pozytyw n y ch korelatów ; jest to o ty le oczyw iste, że istnienie listu już samo w sobie jest znakiem p rzyjaznych stosunków . T ak więc p rzeciw ­ staw ienie m iłość — nienaw iść je st raczej p retekstem , w stęp ny m zało­ żeniem , niż w y raźn ie rozw iniętym stosunkiem . Można je dostrzec u M

ar-2 [Z braku innego słowa tłum aczym y confidence jako „powiernictwo”, m ody­

(13)

3 0 4 T Z V E T A N T O D O R O V

k izy wobec G erco urta, u V alm onta wobec ipani de Volanges, u D ance- n y ’ego wobec V alm onta. Idzie tu zawsze o m otyw działania, nie o a k tu ­ aln e działanie.

Stosunek p rzeciw staw n y zw ierzeniu jest częstszy, choć rów nież ty l­ ko założony im p licite — to rozgłoszenie tajem nicy, jej rozpow szechnie­ nie. O pow iadanie o P ré v an ie o p a rte jest w yłącznie n a p raw ie p ie rw ­ szeństw a w zrefero w an iu w ydarzenia. P odobny gest kończy głów ną in ­ try g ę: V alm ont, a potem D anceny ogłaszają listy M arkizy, co stanow i dla niej n a jstra sz n ie jsz ą k arę. W istocie, orzeczenie to, choć u k ry te , obecne jest dużo częściej, niż się n a ogół sądzi; lęk przed tym , by dać się poznać ludziom , d e te rm in u je większość d ziałań w szystkich niem al postaci. P rzerażo n a ty m w łaśnie niebezpieczeństw em Cecylia ulega V al- m ontow i. Na ty m też po w iększej części polegała isto ta ed ukacji pan i de M erteuil. W ty m celu tak że V alm ont i p a n i de M erteu il n ieustann ie s ta ra ją się zdobyć k o m p ro m itu jące listy (Cecylii): n ajlepszy to sposób, by zaszkodzić G ercourtow i. U p a n i de T ourvel orzeczenie to zostaje indyw idualnie przekształcone; lęk przed opinią bliźnich jest u z ew n ętrz­ niony i objaw ia się w znaczeniu, jak ie p rzy p isu je ona głosowi sum ienia. T ak więc pod koniec powieści, n a k ró tk o przed śm iercią, żałować będzie nie utraconej m iłości, lecz pogw ałcenia w łasnych zasad, k tó re o sta­ tecznie ró w n a ją się opinii publicznej, słowom ludzi: „Na koniec, opo­ w iadając o okrucieństw ie, z jak im została po trak to w an a, dodała: »By­ łam pew na, że doprow adzi m nie to do śm ierci — i tego się nie lęk a ­ łam — ale nie p o tra fię przeżyć nieszczęścia i h ań b y « ” (list 149).

W reszcie przeciw staw ieniem a k tu pom ocy je st staw ianie oporu, p rze ­ szkadzanie. I tak V alm ont — podobnie ja k pani de V olanges — sta ra się przeszkodzić związkow i p a n i de M erteu il i P rév an a, D anceny’ego i Ce­ cylii.

R e g u ł a s t r o n y b i e r n e j . Rzadsze są w y n ik i d rugiej d e ry - w acji orzeczeń podstaw ow ych: odpow iadają one p rzejściu ze stro n y czynnej n a b ie rn ą i nazw iem y je r e g u ł ą s t r o n y b i e r n e j [règle du passif]. V alm ont pożąda pani de Tourvel, lecz je s t także przez nią pożądany; n ienaw idzi p a n i de V olanges i jest znienaw idzony przez D an­ c en y ’ego; zw ierza się pan i de M erteu il i je s t pow iernikiem D ance­ n y ’ego; u jaw n ia publicznie sw oją przygodę z W icehrabiną, lecz pani de V olanges sam a rozgłasza w łasne działania; pom aga D an ceny’emu, lecz rów nocześnie ten w sp iera go p rzy zdobyw aniu Cecylii; przeciw staw ia się n iek tó ry m działaniom p a n i de M erteuil, nap o ty k ając zarazem n a przeciw działanie ze stro n y pan i de V olanges lub p ani de M erteuil. In ­ n ym i słowy, każde działanie m a swój podm iot i swój przedm iot. Inaczej jed n ak niż w w y p ad k u przek ształcen ia gram atycznego ze stro n y czynnej n a biern ą — n ie będziem y zam ieniać m iejsc podm iotu i dopełnienia;

(14)

tylko czasow nik przejdzie na stronę bierną. A zatem w szystkie orze­ czenia będziem y trak to w ać ja k czasow niki przechodnie.

O dnaleźliśm y więc w opow iadaniu dw anaście różnych stosunków , k tó re opisaliśm y przy pom ocy trzech podstaw ow ych orzeczeń i dwóch reg u ł dery w acji. D odajm y jeszcze, że reg u ły te nie spełn iają tej samej funkcji: zasada przeciw staw ienia służy tw orzeniu zdania, którego nie m ożna w yrazić inaczej (np. zdanie: P a n i d e M e r t e u i l p r z e ­ s z k a d z a V a l m o n t o w i , w yprow adzam y od: P a n i d e M e r ­ t e u i l p o m a g a V a l m o n t o w i ) ; reg u ła stro n y b iern ej służy u k a ­ zaniu po k rew ień stw a dwóch ju ż istniejących zdań (np. V a l m o n t k o ­ c h a p a n i ą d e T o u r v e l i P a n i d e T o u r v e l k o c h a V a l ­ m o n t a ; to ostatnie, na mocy naszej zasady, w y stęp u je jako d ery w acja pierw szego, w form ie zdania: V a l m o n t j e s t k o c h a n y p r z e z p a n i ą d e T o u r v e l ) .

B y ć i w y d a w a ć s i ę . Pow yższy opis stosunków nie uw zglę­ d n ia tego, ja k w cielają się one w postać. Jeśli p rzy ją ć ten p u n k t w idze­ nia, okaże się, że istn ieje tu inne jeszcze rozróżnienie. K ażde działanie m oże n a jp ie rw w ydaw ać się m iłością, zw ierzeniem itp., potem zaś obja­ wić się jak o in n y całkiem stosunek — nienaw iści, przeszkadzania etc. Z ew nętrzny pozór niekoniecznie odpow iada istocie stosunku, n aw et w w y padk u tej sam ej osoby czy tej samej chw ili. Możemy w ięc założyć istnienie dw óch poziomów stosunków : tego, co istnieje, i tego, co się w y daje — rzeczyw istości i pozoru [l’être et le paraître]. (Nie trzeba; zapom inać, że określenia te dotyczą poznania, do jakiego zdolne są po­ stacie, nie zaś m y sami.) Istnienie obu poziomów jest świadom e u pani de M erteu il czy V alm onta, k tó rz y dla osiągnięcia w łasnych celów od­ w o łują się do pom ocy obłudy. P a n i de M erteuil jest na pozór pow iernicą pani de V olanges i Cecylii. N apraw dę jed n ak posługuje się nim i, by się zemścić n a G ercourcie. Tak samo z D anceny’m p ostępuje V alm ont.

Dw oiste b y w ają rów nież stosunki m iędzy innym i postaciam i: tłu m a ­ czą się one jednak nie hipokryzją, lecz złą w iarą lub naiw nością. Tak więc pani de Tourvel kocha V alm onta, ale nie chce się przyznać naw et sobie i u k ry w a m iłość pod pozoram i pow iernictw a. Podobnie postępuje Cecylia oraz D anceny (w stosunkach z panią de M erteuil). Pozw ala nam to założyć istnienie nowego orzeczenia, k tó re pojaw ia się jedynie w g ru ­ pie ofiar, a mieści na poziom ie w tórnym , zależnym od poprzedniego: jest to u ś w i a d a m i a n i e s o b i e c z e g o ś , z m i a r k o w a n i e s i ę . O kreślać będzie działanie pojaw iające się w tedy, gdy d ana postać zdaje sobie spraw ę, że stosunek, k tó ry łączy ją z inn ą postacią, jest inny, niż p ierw otnie sądziła.

T r a n s f o r m a c j e i n d y w i d u a l n e . Podobną nazw ą — p o ­ w iedzm y „m iłość” czy „pow iernictw o” — określiliśm y uczucia, jak ie

(15)

3 0 6 T Z V E T A N T O D O R O V

czuw ają różne postaci. U czucia te m ają jed n a k często rozm aitą treść. Dla u sta le n ia odcieni w prow adzić m ożem y pojęcie i n d y w i d u a l n e j t r a n s f o r m a c j i stosunku. Zw róciliśm y ju ż u w agę n a tra n s fo r­ m ację, jak iej u p an i de T o u rvel ulega lęk przed rozgłosem. Innego p rz y ­ k ład u dostarcza spełnienie m iłości V alm onta i pan i d e M erteuil. Oboje niejako w stęp n ie rozłożyli uczucie miłości i odkry li w n im p rag nien ie posiadania, a jednocześnie uległość wobec ukochanego: zachow ali tylko część pierw szą — p rag n ien ie posiadania. Skoro p rag n ien ie to zostanie zaspokojone, p ojaw ia się obojętność. T ak zachow uje się wobec sw ych kochanek V alm ont, podobne je st tak że zachow anie pani d e M erteuil.

P o ra te ra z n a szybki bilans. A by opisać św iat postaci, potrzeba nam , jak się w yd aje, trzech pojęć. M am y w ięc n a jp ie rw o r z e c z e ­ n i a — pojęcie fu n k cjonaln e, tak ie ja k „kochać”, „zw ierzać się” itd. D alej postacie: V alm ont, p a n i de M erteu il itp. Mogą one pełnić dw ie fu n k cje — m ogą być podm iotam i lu b przedm iotam i działań opisyw anych przez orzeczenia. Z asto su jem y określenie c z y n n i k [agent] d la ozna­ czenia zarazem podm iotu i p rzed m io tu działań. C zynniki i orzeczenia są w dziele litera c k im jedn o stk am i stałym i, zm ieniają się tylko kom bi­ n a c ję obu gru p. T rzecim w reszcie pojęciem są r e g u ł y d e r y w a c j i [règles de d ériva tio n ]: opisują one stosunki pom iędzy poszczególnym i orzeczeniam i. Jed n ak że opis, jakiego m ożem y dokonać p rzy pom ocy tych pojęć, pozostanie czysto staty czn y ; aby opisać stosunki w ruch u, a ty m sam ym rozw ój opow iadania, w prow adzić trzeb a no w y szereg regu ł, któ re w odróżnieniu od reg u ł d ery w acji nazw iem y r e g u ł a m i a k c j i [règles d ’ action].

R e g u ł y a k c j i . Jak o d ane w yjściow e reg u ł akcji przyjm iem y w spom niane ju ż czynniki i orzeczenia, pozostające w określonym sto ­ sunku. W yznaczą one, jako w ynik końcow y, now e stosunki, któ re w in ­ n y pow stać m iędzy czynnikam i. A by objaśnić to now e pojęcie, o kreślm y kilk a reguł, rządzących N ie b ezp ieczn ym i zw ią zkam i.

P ierw sze zasady dotyczyć będą osi p o ż ą d a n i a .

R eguła 1. Istn ie ją d w a czynniki, A i B. A kocha B. A p o stęp uje tak , by n a stą p iła rów nież tra n sfo rm a c ja b iern a tego orzeczenia (to znaczy, by p rzy b ra ło ono postać zdania „A j e s t k o c h a n e p r z e z B”).

P ierw sza reg u ła m a być odbiciem działań postaci, k tó re są zakocha­ ne (lub ud ają, że są). T ak więc V alm ont, zakochany w pan i de T ourvel, robi w szystko, ab y z kolei i ona go pokochała. Podobnie p ostępuje za­ kochany w Cecylii D anceny, a tak że p an i de M erteu il i Cecylia.

J a k pam iętam y, w poprzed n ich rozw ażaniach w prow adziliśm y roz­ różnienie m iędzy uczuciem pozornym a rzeczyw istym — m iędzy „być” a „w ydaw ać się” — w zależności od uczucia d an ej postaci. Rozróżnienie to potrzebne będzie dla sform ułow ania następ u jącej reguły:

(16)

Reguła 2. Istn ieją dw a czynniki, A i B, p rzy czym A kocha В na poziomie rzeczyw istości („być”), a nie pozoru („w ydaw ać się”). Je śli A uśw iadom i sobie istnienie poziom u „być”, zaczyna działać przeciw ko tej m iłości.

P rz y k ła d u zastosow ania tej reg u ły dostarcza zachow anie pan i de Tourvel, gdy ta uśw iadam ia sobie, że zakochała się w V alm oncie — opuszcza nagle zam ek, sam a sta ją c się przeszkodą w spełnieniu uczucia. Podobnie z D anceny’m, k tó ry początkow o w ierzy, że pozostaje tylko w stosunku pow iernictw a z panią de M erteuil. K iedy V alm ont uśw iada­ m ia mu, że uczucie to nie różni się od miłości, jak ą żyw i do Cecylii, D anceny czuje się zm uszony do rezy g n acji z nowego zw iązku. ^Reguła ta, ja k już zaznaczyliśm y, w ym aga „o dkrycia”, będącego przyw ilejem g ru p y osób, k tó re nazw ać m ożna „słabym i”. V alm ont i pani de M er­ teuil, k tó rz y do tej g ru p y nie należą, nie mogą „uśw iadom ić sobie” różnicy dw óch poziomów, poniew aż zawsze zdaw ali sobie z niej spraw ę.

P rz ejd ź m y tera z do związków, k tó re określiliśm y ogólnie m ianem w s p ó ł u d z i a ł u .

Reguła 3. Istn ieją trz y czynniki А, В, C, p rzy czym A i В pozostają w pew nym stosunku z C. Jeśli A uśw iadom i sobie, że związek В — С jest identyczny ze stosunkiem A — C, działać będzie przeciw ko B.

Z anotujm y n a początek, że reg uła ta nie oddaje działań „oczyw i­ s ty c h ” . A m ogłoby przecież działać przeciw ko C. M ożna przytoczyć w iele przykładów . D anceny koch a Cecylię i w ierzy, że V alm ont jest jed y n ie jej pow iernikiem . K iedy się dowie, że w rzeczyw istości je s t to a fe ra m iłosna, działać będzie przeciw V alm ontow i, w yzw ie go n a poje­ dynek. Podobnie V alm ont sądzi, że jest pow iernikiem m arkizy d e M er­ teuil, i nie w yobraża sobie, b y tak i związek m ógł łączyć z n ią D an­ c e n y ’ego. G dy się tylko o tym przekona, zaczyna działać przeciw ko D ancen y’em u (posługując się Cecylią). P a n i de M erteuil, k tó ra zna tę regułę, posłuży się nią, b y w yw rzeć presję n a Valm oncie — pisze list, aby m u w ykazać, że Belleroche zagarnął pew ne m ienie, k tó re V alm ont uw ażał za swTą w yłączną własność. Reakcja jest natychm iastow a.

Zapew ne, nie m ożna tą reg u łą w ytłum aczyć w ielu działań polega­ jących na przeciw staw ien iu się lu b udzieleniu pomocy. Jeśli jed nak przyjrzeć się im bliżej, łatw o dostrzec, że zawsze w y n ik ają one z in ­ n ych działań, należących do pierw szej g ru p y stosunków , skupionych wokół pożądania. Jeśli pan i de M erteuil pom aga D anceny’em u zdobyć Cecylię, to d latego że nienaw idzi G ercou rta i szuka sposobności do zem ­ sty; z podobnych pow odów pom aga V alm ontow i w zabiegach wokół Cecylii. V alm ont przeszkadza D anceny’em u zalecać się do M arkizy, po­ niew aż sam jej pożąda. Jeśli w reszcie D anceny pom aga V alm ontow i zw iązać się z Cecylią, to w prześw iadczeniu, że sam zbliży się w ten

(17)

3 0 8 T Z V E T A N T O D O R O V

sposób do Cecylii, w k tó re j je st zakochany. I tak dalej. Zauw ażyć m oż­ na także, że d ziałan ia w spółudziału b ęd ą św iadom e u bohaterów „sil­ n y c h ” (Valm ont, p an i de M erteuil), n ieśw iadom e zaś (i przypadkow e) — u „ sła b y c h ^

P rzejd źm y teraz do o statn iej g ru p y związków, o k tó ry c h w spom ina­ liśm y już — do p o r o z u m i e n i a . Oto nasza cz w a rta reguła:

R eguła 4. Istn ie ją d w a czynniki A i B, z tymi że В jest p o w iern i­ kiem A. Je śli A s ta je się czynnikiem zdania w ynikającego z reg u ły 1 — zm ienia p ow iern ik a (b rak pow iern ik a u w ażany jest za p rzy padek g ra ­ niczny zm iany p o w iernika).

By zilustrow ać c z w a rtą regułę, przypom inam y, że Cecylia zm ienia pow iernicę n a początku zw iązku z V alm ontem (Zofię zastęp u je p an i de M erteuil). T akże p a n i de T ourvel, zakochaw szy się w Valm oncie, bierze za pow iernicę p a n ią de Rosem onde; z ty ch sam ych powodów, choć nie ta k w y raźnych, p rze staje zw ierzać się pan i de Volanges. Miłość do C ecylii prow adzi D anceny’ego do zw ierzenia się V alm ontow i; zw ierze­ n ia p rze ry w a zw iązek z p an ią de M erteuil. R eguła ta n arzu ca n ajw iększe ograniczenia V alm ontow i i p a n i de M erteuil, gdyż oboje zw ierzać się m ogą tylk o sobie naw zajem . W ty m więc w ypadku w szelka zm iana p o w iernik a oznacza w strzy m an ie w szelkich zw ierzeń. M arkiza de M er­ teu il p rze staje zw ierzać się od m om entu, g dy V alm ont sta je się zbyt n a ta rc z y w y w m iłosnym pożądaniu. Podobnie V alm ont — od chw ili, k ied y pani de M erteu il objaw ia w łasne, różne niż on pragnienia. U czu­ ciem ożyw iającym M arkizę w o statn iej części pow ieści jest w łaśnie p rag n ien ie posiadania.

P rz e rw ijm y w yliczanie reg u ł w y tw arzający ch n a rra c ję naszej po­ wieści, aby dorzucić k ilk a uwag.

1. Na początek o kreślm y zasięg ow ych r e g u ł a k c j i . Są one od­ biciem p ra w rządzących życiem społeczeństw a, do k tórego należą bo­ h atero w ie naszej powieści. S form ułow anie nie rozgranicza postaci fik c y jn y ch od rzeczyw istych: p rzy pom ocy podobnych, założonych im p li­ cite reg u ł opisać m ożna b y p raw a i zw yczaje każdej jednorodnej g ru p y lud zk iej. Sam e postacie m ogą uśw iadam iać sobie te re g u ły — jesteśm y w ięc na poziom ie histo rii, a nie w ypow iedzi. Nasze reg u ły odpow iadają głów nym liniom opow iadania, nie p o kazują jed n a k dokładnie, jak speł­ nia się k ażde z opisyw anych działań. Opisać, ja k ry su n ek zostanie „w y­ p ełn io n y ”, m ogłyby — naszym zdaniem — om ówione uprzednio tec h ­ niki, ukazujące „logikę d z ia łań ” .

Dodać należy, że — w swej treści — w szystkie te reg u ły nie różnią się ta k bardzo od spostrzeżeń, k tó re k ry ty c y pośw ięcili daw niej N ieb ez­ p ieczn ym zw ią zkom . P o w sta je więc py tan ie, czy nasz sposób p rze d sta ­ w ienia posiada w arto ść w y jaśn iającą: jest bowiem oczyw iste, że opis,

(18)

k tó ry nie pobudza zarazem do in te rp re ta c ji in tuicyjn ych , m ija się z celem. Dość przełożyć te reg u ły na język powszechnie używ any, b y dostrzec, jak są podobne do opinii w ygłaszanych często na tem a t etyki N iebezp iecznych zw iązków . Na przykład: pierw szą regułę, k tó ra m ówi o p ragn ien iu n arzucenia swej w oli innym , dostrzegli w szyscy niem al k rytycy, in te rp re tu ją c ją jako „pragnienie w ładzy” lub ,,m itologię in te ­ ligencji” . Co w ięcej, w ysoce znam ienny w y d aje się fakt, iż term in y, jakim i posłużyliśm y się, zaczerpnięte zostały w łaśnie z term inologii etycznej. Ł atw o w yobrazić sobie opowiadanie, gdzie reg u ły te m iałyby c h a ra k te r społeczny, fo rm aln y itp.

2. Szczegółowego w y jaśn ien ia w ym aga form a n ad ana naszym reg u ­ łom. Bez tru d u m ożna nam w ytknąć, że n ad ajem y pseudouczone sfor­ m ułow ania banałom . Czemu mówić: „A p ostępuje tak, b y n astąp iła rów nież tran sfo rm acja b iern a tego orzeczenia”, zam iast: „V alm ont n a ­ rzu ca sw ą wolę p an i de T ou rv el” ? Nie jest jed n ak chyba błędem chęć n ad an ia naszym tw ierdzeniom precy zji i jasności; jest nim raczej to, że nie zawsze są one w ystarczająco dokładne. H istoria k ry ty k i literack iej roi się od przykładów kuszących często tw ierdzeń, k tó re z pow odu n ie ­ dokładności term inologicznych sprow adziły badania n a m anow ce. Form a „ re g u ł”, ja k ą nad aliśm y naszym wnioskom, pozwala je sprawdzić-, b ada­ jąc, jak stopniowo „w y tw a rza ją ” one p ery p etie opow iadania.

Co w ięcej, tylko daleko posunięta p recy zja sform ułow ań pozw ala na zasadne porów nyw anie p raw rządzących św iatem rozm aitych dzieł. Dla p rzy k ład u — Szkłow ski w sw ych studiach nad opow iadaniem sfo rm uło ­ w ał regułę, k tó ra jego zdaniem oddaje rozwój stosunków m iędzyludz­ kich u B oiarda (Orland zakochany) i P uszkina (E ugeniusz O niegin): ^ J e ś li A kocha В, В nie kocha A. Gdy В zaczyna kochać A, A ju ż nie kocha Èfr (TL, s. 171). Dzięki tem u, że reg u ła Szkłowskiego je s t sfor­ m ułow ana podobnie ja k nasze, m ożem y bezpośrednio skonfrontow ać św iat w szystkich tych dzieł.

3. By spraw dzić tak u ję te reguły, n ależy postaw ić dw a p y tan ia. Czy w szystkie działania powieściowe można w ytw orzyć za pom ocą p rze d ­ staw ionych zasad? Czy w szystkie tak w ytw orzone działania odnaleźć m ożna w powieści? Nim odpow iem y n a pierw sze pytanie, przypom nieć m usim y, że sform ułow ane tu reg u ły m ają przede w szystkim w artość p rzykładu, nie zaś w yczerpującego opisu; co w ięcej, w dalszej części ukażem y m oty w y p ew n y ch działań, k tó re zależą od innych czynników opow iadania. Jeśli idzie o drugie pytanie, sądzim y, że naw et przecząca odpowiedź nie m oże podw ażyć w artości proponow anego m odelu. Czy­ tają c powieść czujem y instynktow nie, że opisyw anym i działaniam i kie­ ru je pew na logika: o innych zaś — znajdujących się poza pow ieścią — m ożem y powiedzieć, że są lub też nie są posłuszne owej logice. Inaczej

(19)

3 1 0 T Z V E T A N T O D O R O V

m ówiąc, poza każdym dziełem , będącym tylk o parole, w yczuw am y także istnien ie pew nego langue, k tórego dzieło jest tylko jed n ą z re a li­ zacji. T ylko z tej p e rsp e k ty w y m ożna się zastanaw iać, dlaczego au to r w y b ra ł dla swoich postaci takie, a nie inne perypetie, gdy zarów no jedne, jak i d ru g ie po d leg ają tej sam ej logice.

2. OPOWIADANIE JAKO WYPOWIEDŹ

S ta ra liśm y się do te j p o ry nie b rać pod uw agę, że czytam y książkę, że więc opow iedziana h isto ria nie n ależy do ,,życia” , lecz do św iata fikcyjnego, znanego n a m jed y nie z książki. Chcąc zbadać d ru g ą część problem u, p rzy jm ie m y o d w ro tn y p u n k t w yjścia: ro zp atry w ać będziem y opow iadanie jed y n ie jak o w ypow iedź — słowo rzeczyw iste adresow ane przez n a rra to ra do czytelnika.

Sposoby k o n stru o w an ia w ypow iedzi podzielim y n a trz y grupy: na c z a s o p o w i a d a n i a , w k tó ry m w y raża się stosunek m iędzy cza­ sem opow iedzianej histo rii a czasem w ypow iedzi; na a s p e k t y o p o ­ w i a d a n i a , czyli sposób p o strzegania h isto rii przez n a rra to ra ; na t r y b y o p o w i a d a n i a , k tó re zależą od ty p u w ypow iedzi, jak i sto ­ suje n a rra to r, by zapoznać n as z historią.

A. Czas opowiadania

P ro b lem p rzed staw ien ia czasu w opow iadaniu p ow staje dlatego, że m iędzy czasow ością h isto rii (anegdoty) a czasowością w ypow iedzi istn ieje różnica. Czas w ypow iedzi jest n iejak o czasem linearnym , czas h isto rii zaś je st w ielow ym iarow y. W h isto rii w iele zdarzeń rozgry w a się ró w no­ cześnie, w ypow iedź m usi jed n ak rozm ieszczać je kolejno, jedno po d r u ­ gim ; figurę złożoną rz u tu je n a linię „.prostą. S tąd w łaśnie konieczność p rzery w an ia „n a tu raln e g o ” n a stę p stw a zdarzeń, n a w e t jeśli au to r p ra g ­ nie dokładn ie do niego się stosować. Zazw yczaj jed n ak nie p ró bu je on odnaleźć „ n a tu ra ln e g o ” n astęp stw a, w y k o rz y stu je bow iem d eform ację czasow ą d la celów estetycznych.

D e f o r m a c j a c z a s o w a . Form aliści ro sy jscy w deform acji cza-l sowej w idzieli jed y n ą cechę o dróżniającą w ypow iedź od historii: dlatego/ też tk w iła ona w cen tru m ich badań. P rzy p o m n ijm y frag m en t p rac y psychologa Lw a W ygotskiego Психология искусства, k tó ra — choć n a ­ pisana w 1925 ro k u — w y d ana została dopiero niedaw no [M oskwa 1965]:

Wiadomo, że podstawą m elodii jest korelacja dynam iczna składających się na nią dźw ięków. Podobnie jest z wierszem , który nie jest jedynie sumą dźw ię­ ków, które się nań składają, lecz dynam icznym ich następstwem , określoną korelacją. Podobnie jak dwa łączące się dźwięki lub następujące po sobie sło­

(20)

wa tworzą związek, określony w pełni porządkiem następstwa poszczególnych składników, tak dwa wydarzenia lub działania łącząc się dają razem nową dy­ namiczną korelację, w pełni określoną przez porządek i układ wydarzeń. Tak w ięc dźw ięki a,b,c, lub słow a a,b,c całkowicie zmieniają sens i znaczenie emocjonalne, jeśli ułożymy je w porządku b,c,a, b,a,c. Wyobraźmy sobie groźbę, a następnie zaś jej spełnienie — zabójstwo. Odbierzemy określone wrażenie, jeśli czytelnik zostanie najpierw powiadomiony o groźbie, następnie utrzym a­ ny w nieśw iadom ości co do jej wykonania, w reszcie po tym zawieszeniu po­ wiadom iony o zabójstwie. Natomiast zupełnie inne wrażenie powstanie, jeśli autor zacznie opowieść od znalezienia zwłok i dopiero później w chronologicz­ nie odwrotnym porządku opowie o zabójstwie i groźbie. Tak w ięc sam układ w ydarzeń w opowiadaniu, sama kombinacja zdań, przedstawień, obrazów, dzia­ łań, replik jest podporządkowana tym samym prawom kombinacji artystycz­ nych, co kombinacje dźwięków w melodii lub słów w w ierszu (s. 196).

Widać tu w y raźn ie jedną z naczelnych cech teorii form alistów , a n aw et w spółczesnej im sztuki; nie liczy się niem al n a tu ra w ydarzeń, w ażne są jedyn ie związki m iędzy w ydarzeniam i (w naszym w ypadku kolejność w czasie). Form aliści ignorow ali więc opow iadanie jak o h i­ storię, zajm ow ali się w yłącznie opow iadaniem jako w ypow iedzią. P rz y ­ pom ina to teorie rosyjskich film ow ców tej epoki: uw ażano w te d y m on­ taż za jed y n y elem ent film u sensu stricto artystyczny.

Z auw ażm y n a m arginesie, że obie opisyw ane przez W ygotskiego m ożliwości zostały w ykorzy stan e w rozm aitych form ach powieści k ry ­ m inalnej. Pow ieść „d etek ty w isty czn a” zaczyna się od końca h istorii, od m orderstw a, by cofnąć się do początku. N atom iast „czarn a” powieść odw rotnie — przynosi n a jp ie rw groźby, a dopiero w ostatnich rozdzia­ łach oglądam y tru p y .

U k ł a d ł a ń c u c h o w y , r a m o w y , p r z e m i e n n y . U w agi po­ przednie odnoszą się do układów czasowych w ew nątrz jednej historii. Jednakże bardziej złożone fo rm y opow iadania literackiego zaw ierają kilk a historii. W w ypadku N iebezpiecznych zw ią zków p rzy jąć można, że jest ich trzy : m ów ią o przygodach V alm onta z p anią de Tourvel, Cecylią i panią de M erteuil. W zajem ny ich układ odsłania rozm aite asp ek ty czasu opow iadania.

Poszczególne h isto rie m ogą wiązać się rozm aicie. Ludow a b a jk a i zbiory now el zn ają dw a sposoby — ł a ń c u c h o w y i r a m o w y . U kład łańcuchow y [enchaînem ent] to po p ro stu postaw ienie obok siebie (iuxtapositiö) poszczególnych historii: jedna się kończy, a zaczyna d r u ­ ga. Jedność zostaje tu zapew niona przez podobieństw o k o n stru kcji: na p rzyk ład trzej b racia w yjeżdżają kolejno n a poszukiw anie skarb u — k ażda z podróży stanow i fu n dam en t jednej z anegdot.

U kład ram ow y [enchâssement] to w sunięcie jednej historii w drugą. W szystkie opowieści Tysiąca i jed n ej nocy zostały włączone w ram y baśni o Szeherezadzie. J a k w idać, te oba ty p y kom binacji stanow ią

(21)

312 T Z V E T A N T O D O R O V

ścisłą p ro jek cję dw óch podstaw ow ych stosunków syn tak ty czn y ch — stosun ku w spółrzędności i podrzędności.

Istn ieje jed n a k i u k ład trzeci, k tó ry nazw iem y p rzem iennym [alter­ nance]. Polega on n a opow iadaniu rów nocześnie dw óch historii w ten sposób, że się je p rze ry w a i opow iada n a przem ian. J e st to form a ty p o ­ w a dla gatun k ó w literack ich , k tó re u tra c iły w szelką w ięź z lite ra tu rą m ów ioną: ta bowiem n ie zna i znać nie m oże przem ienności. Słynnym p rzyk ładem będzie O pow iadanie o cierpieniu K ierk e g a a rd a o raz powieść H offm anna K o ta M ruczyslaw a poglądy na życie, gdzie opow iadanie kota w ym ienia się z opow iadaniem m uzyka.

Dwie z ty ch form dostrzec m ożna w N ieb ezp iecznych zw iązkach. Z jed n ej stro n y przez ca łe opow iadanie w ym ien iają się h isto rie p a n i de T ourvel i Cecylii; z d ru g ie j — obie włączone zostały w y raźnie w dzieje p a ry M erteu il-V alm o nt. Jed n ak że powieść ta — bardzo dobrze zbudo­ w an ą — nie pozw ala w ytyczyć w y raźn y ch granic m iędzy poszczegól­ nym i historiam i. P rz ejśc ia zostały zata rte , rozw iązanie każdej histo rii służy rozw inięciu n astęp n ej. Co w ięcej, w szystkie one są pow iązane przez postać V alm onta, k tó ry u trz y m u je bliskie stosunki z każdą z trzech b ohaterek. Istn ie ją tak że inne liczne zw iązki m iędzy historiam i: re a li­ zu ją się one p rzy pom ocy postaci d rugoplanow ych, pełniących różne fu n k cje w każdej z histo rii. P a n i de Volanges, m atk a Cecylii, je st p rzy ­ jaciółką i k re w n ą p an i de M erteuil, a rów nocześnie doradczynią pani de T ourvel. D anceny w iąże się k o lejn o z C ecylią V olanges i p an ią de M erteuil. P a n i de R osem onde ofiarow uje gościnę zarów no p a n i de T ourvel, ja k Cecylii i jej m atce. G ercourt, były k ochanek pan i de M erteuil, chce poślubić Cecylię itd. K ażda postać łączyć może różne funkcje.

Obok głów nych h isto rii powieść m oże zaw ierać inne, drugorzędne, służące zw ykle tylko c h a ra k te ry sty c e postaci. Owe h isto rie (przygody V alm onta n a zam ku H rabiny, ro m an s z Em ilią, p rzyg od y P ré v a n a z „niero złączn y m i”, M arkizy z P ré v an e m czy B élleroch e’em w rozpa­ try w an y m p rzy p a d k u są słabiej włączone w całość opow iadania niż histo rie głów ne — od b ieram y je jak o „ w trą c e n ia ”.

C z a s p i s a n i a i c z a s c z y t a n i a . Do czasowości postaci, k tó re w szystkie o b jęte są podobną p ersp ek tyw ą, dodać trzeba dw ie inne, należące do odm ien n y ch płaszczyzn: czas w ypow iedzenia (pisania) i czas o dbioru (lek tu ry ). fCzas w ypow iedzenia staje się elem entem literack im od m om entu, gdy w prow adza się go do h isto rii — jest to przypadek, gdy n a rra to r m ów i o sw oim w łasn y m opow iadaniu, o czasie, jak im roz­ porządza, b y je napisać lub opowiedzieć. Ten rodzaj czasowości pojaw ia się zw ykle w opow iadaniach p o d ających się za to, czym n a p ra w d ę są, a więc za opow iadania: przypom nieć w y sta rc z y sły nn y w yw ód T ris tra

(22)

-m a Sha n d y o nie-m ożności ukończenia swej opowieści. K rańcow y-m przypadkiem będzie ten, w k tó ry m czas w ypow iedzenia je s t jedynym czasem obecnym w opow iadaniu: będzie to opow iadanie całkow icie zw rócone k u sobie, n a rra c ja o n a rra c ji. Czas le k tu ry to czas nieo d w ra­ calny, o kreślający odbiór całości dzieła; i on także może stać się e le ­ m entem literackim , jeśli au to r uw zględni go w opow iadaniu: zaznaczy n a przykład n a pierw szej stro n ie, że jest godzina 10, n a następnej zaś — 10.05. Istn ie ją inne, m niej n aiw n e sposoby w prow adzania czasu czyta­ nia; pom iniem y je jednak, sygnalizując tylko kw estię estetycznego zna­ czenia rozm iarów dzieła.

B. Aspekty opowiadania

Czytając dzieło będące fik cją literack ą nie odbieram y bezpośrednio opisyw anych w ydarzeń. Równocześnie z jego w ydarzeniam i — choć w inny sposób -—■ postrzegamy* ja k odbiera je ..n a rra to r. T erm in: „aspek­ t y ” opow iadania (rozum iem y to słowo w jego niem al etym ologicznym znaczeniu — „sp o jrzen ie” [„regard”]) określa widoczne w nim różne ty p y postrzegania. D okładniej: aspekt odzw ierciedla stosunek m iędzy form ą on (w historii) a form ą ja (w wypowiedzi), m iędzy postacią a n a rra to re m .

P rzed staw im y tu z dro b n y m i zm ianam i k lasy fik ację aspektów opo­ w iadania, k tó rą zaproponow ał J. Eouillon [Temps et roman, 1946]. O d­ biór w e w n ętrzn y podzielić m ożna na trz y zasadnicze typy.

N a r r a t o r > p o s t a ć ( w i d z e n i e „ o d t y ł u ” [„par d er­ rière”]). F o rm u ły tej najczęściej używa opow iadanie klasyczne. N a rra ­ to r w ie tu w ięcej niż postać. N ie sta ra się nam w yjaśnić, jak zdobył tę wiedzę. Wie, co dzieje się za m u ram i dom ostw i w głow ie bohatera. Postacie nie m ają dla niego tajem nic. Oczywiście, form a ta m a roz­ m aite stopnie. Wyższość n a rra to ra objaw ia się znajom ością u k ry ty c h pragnięń b o h atera (których często nie zna on sam) lub też rów noczesną znajom ością m yśli k ilk u postaci (do czego żadna z n ich nie jest zdolna) czy w reszcie opow iadaniem w ydarzeń, k tó ry c h żadna nie była św iad­ kiem . Tołstoj w now eli T r z y śm ierci opowiada kolejno historię śm ierci a ry sto k ra ty , w ieśniaka i drzew a. Żadna z w ystępu jących tam postaci n ie w idziała nigdy w szystkich bohaterów razem — m am y tu więc do czynienia z odm ianą w idzenia „od ty łu ”.

N ą r _ r a t o r = p o s t a ć ( w i d z e n i e „ w r a z ” [„avec”]). Form a to rozpow szechniona zwłaszcza w lite ra tu rz e w spółczesnej. N a rra to r wie tyle, co postać, i nie p o tra fi w yjaśnić w ydarzeń, nim w y jaśn ienia nie znajdą sam i bohaterow ie opow iadania. Tu także istn ieją pew ne rozróż­ nienia. O pow iadanie może być prow adzone w pierw szej osobie (co

Cytaty

Powiązane dokumenty

Drugim pozaepistemicznym rozwiązaniem pozwalającym ominąć problem zależności epistemicznej jest zaproponowany przez Krick taki dobór decydentów, by dyskusje toczyły

Uczniowie bardzo różnią się pod względem rodzaju i poziomu lęku oraz wrażliwości na niego. U niektórych występuje uogólniony lęk przed wszelkimi sytuacjami szkolnymi, a inni

 Czas wiary jest podobny do czasu zasiewu; nie trzeba tracić ducha i nie wolno załamywać się – aż do końca. Bądź wytrwały do czasu, kiedy bę- dziesz mógł zebrać co

Nauczyciel wyznacza grupy, w których parami uczniowie napiszą i zainscenizują osiąganie kompromisów w sytuacji gdy: kłótliwa sąsiadka nie pozwala wam zorganizować

Nauczyciel pyta uczniów, czy słyszeli o pomniku Małego Powstańca oraz czy wiedzą, co to była Harcerska Poczta Polowa. W krótkim wprowadzeniu opowiada, iż nawet małe

Przeczytajcie uważnie tekst o naszym znajomym profesorze Planetce i na podstawie podręcznika, Atlasu geograficznego, przewodników, folderów oraz map

Mechanizm leżący u  podstaw podwyższonego ciśnienia tętniczego u  osób z  pierwotnym chrapaniem nie jest w pełni wyjaśniony, ale może mieć związek ze zwiększoną

Nie bez znaczenia jest również i to, że świat nowoczesny (czy ponowoczesny - rozstrzygnięcia terminologiczne pozostawiam czytelnikom) staje się coraz bardziej jednolity,