• Nie Znaleziono Wyników

Kamena : dwutygodnik społeczno-kulturalny, R. XXXII Nr 10 (320), 1-15.VI.1965

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kamena : dwutygodnik społeczno-kulturalny, R. XXXII Nr 10 (320), 1-15.VI.1965"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Z A Ł O Ż E N I A 1 9 3 3 (XXXII)

LUBLIN 1-15.VI.1965 Nr 10 (320) CENA 2 ZŁ

D W U T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - K U L T U R A L N Y

B i a ł y s t o k - K i e l c e - L u b l i n - R z e s z ó w

ZENON KLISZKO

Artystyczne świadectwo

..Kształtując politykę k u l t u r a l n ą , npcwnlamy w a r u n k i d l a s w o - bodnego i nieskrępowanego roz- woju literatury 1 sztuki. S t a r a m y

sio stworzyć jak najlepszy klimat dla twórczej pracy pisarzy i art>-

1 Nasza polityka k u l t u r a l n a , obca pozbawionemu zasad eklektyzmowi, nie kieruje się jednak r e g u ł a m i sztywnymi, przeciwnie, d a j e m y nanse i możliwości twórczości wszystkim pisarzom. N a w e t p i s a - n e Ideologicznie dalecy od n a s korzystają wszak z n a s z e j opieki I posiadają przysługujące Im g w a - rancje zawodowe.

Wychodząc z tych saloicń, n i e ograniczamy literatury d o proble- mów aktualnej polityki i r e s p e k - tujemy prawo każdego twórcy d o przeżyć własnych 1 w ł a s n e j I n t y m - nej tematyki. Stoimy n a stanowt- iku, że nie reglamentacja ad mini- itracyjna, lecz Ideowa, m e r y t o - ryczna krytyka stanowi właściwy lnitrument oddziaływania n a kie- runek i kształt współczesnej t w ó r - czości.

W tej dyskusji 1 w t e j k r y t y c e winni brać udział również s a m i twórcy. Mają prawo postulować i prezentować swoje stanowisko we wszystkich s p r a w a c h dotyczą- cych pisarzy.

-Każda z żyjących 1 tworzących obecnie generacji pisarskich wnosi swój niepowtarzalny w k ł a d w do- robek współczesnej polskiej l i t e r a - Jnry. Pisarze starszej generacji, którym dane było dzielić los n a - rodu w czasach przełomowych, worcy ogarniający w ł a s n y m ż y - łowym doświadczeniem dwie róż- ne epoki w życiu naszego społe- czeństwa, dają i c h a r l y s t / c z n y

„?l?z- Przerzucają pomost między niedawnymi, a nowymi czasy. P l -

których pierwszym I n a j - doświadczeniem życio- r ™ .b.yl,a wojna I czas walki o wolność 1 godność człowieka prze- W7h„ I o w s k i e n i u barbarzyństwu,

^bogacają współczesną Utcraturę t w Z Przepojonymi patrlo- I w o W , ?s^ ? a j ą c y i i i i faszyzm w S E L °B a l c w wydarzenia o dxi- il _ . *naczenlu powojenne x reakntó >u n M ł cK ° — walki Uzach r e' ° r m a rolna, nacjona- nlc kraln"C?,?,S?u' "Pracmysłowlc- c y j n f " ^ wielkie procesy mlgra-

» > • k u l t u r a l -

°y o t r n » . , • nuituTłu- w « k l a n Ky-C h ludzkich, p o - nące t v J 6 ł V d o w l e k a towarzy- kają „ J Procesom — wciąż cze-

«' o b Ł ^ f i 'd"J r ł a , y 1 n d n i e j -

~Z s n J literaturze polskiej.

"oScl |c h h "o I50 , e n. * różnorod-

r e r«Preze„7n.U t ó w •"sarsklch, k t ó -

««ana i K S * ~ Powstaje współ- K " W y f c D a j e ona a r t y - P ^ z e d i i Ł, ,e c t w o drogi, f tóra

» l d z I e naród

iycla Ścieżkami swego losu,

^ ' y c h lndri " ś c i e r a j ą miliony Wląkszą «„„,?•, T o oni tworzą n a j -

"aroa? w historii naszego

§S Zlem,e wa>k«. Powrotu

" • t f c l l s b i , g o d n i e I Północne.

f Z ^ i pe b« d o w y kraju...

c h o s i t e z i e m z a- 0135Xtł ™™nvch w

Wojciech Suiewski „Jak zginął „Czuwasz"? 9 Wojciech Jankowerny

„Poletka i ugory" o Sleian llenel „Lubelska nauka" 0 Ądoll Jaku- bowicz „GO groszy i liiII tysięcy dolarów"

Fot. A. Polakowikt

„Rodzinne" zdjęcie ze Zjazdu Pisarzy Ludowych. O zjeździe piszemy na str. 5.

Zielone święto

J

T AK corocznie, w r o k u bieżąoym I obchodsić będziemy Święto L u - w dowc. Dzień 6 czerwca stanie się czymś w r o d z a j u wielkiego festynu wsi uroczyście d e m o n s t r u j ą c e j po w y - borach do S e J m i ^ J rad narodowych s w ó j udział w ^ pracy U r a j u ^ S w ą d ą ż - ność do urzi ( zywistnienia perspektyw r o z w o j o t r a y ^ K u l t u r ę i folklor.

Nie trzeba ^zaglgdae do .kronik, b y stwierdzić zmiany, Jakie w tym I k f i ę - risie za&ly. P n S j t t j k u i y j ą ^ K z c z e uczestnicy s t r a j k ó w chłopskich; t ł u - mionych; kulłT p u k . ) i więzieniem przez rzącrsanitfeyjny. Ówczesna mani- festacja mouła b y ć tylka ^ P & i k ą o chleb.

Nie wolno I H R T i l ^ P R c ć 1> wkładzie wsi w w a l k ę z o k u p a n t e m ! Po lasach i rozstajach rozsiane są uffamlętnione pomnikami miejsca w a l k f i straceń, przy drogach I p a g ó r k a c M w z n o s i s i ę jeszcze wiele bezlmlennycy p a r t y z a n c - kich mogli.

Ale treścią L u d o w e g o ^ w i ę t a będzie przede wszystkim a f l r m a c j a tycia i przyszłości, jak symbolem ż y d a Jest zieleń, w k t ó r e j wieś tonie w okresie wiosennym. Zaszumią zielone drogo- wskazy drzew, zafurkoczą b a r w n e wstęgi, popłyną w słoneczny przestwór dźwięki orkiestr.

Święto ludzi pracy, d l a których w a r s z t a t e m jest ziemia, święto współ- gospodarzy naszego k r a j u . - Zielone Święto. Zielone światło d l a n a s z e j przyszłości.

Eto s ł y s z a ł o Zaklikowie?Oczywiśnie wszyscy.

Zagubiona wśród lasów,gdzieś między Annopolem a Kraśnikiem l e ż ą c a miejscowość.Synonim.•.pro-

wincjonalizmu?

Historia poucza nas, iż było t o kie- dyś miasteczko rzemieślnicze, jeszcze za czasów króla Zygmunta Augusta założone przez kasztelana Zakllka, właściciela tutejszych ziem. Miesz- kańcy żywią w związku z tym duży sentyment d o zarośniętego chaszcza- mi pagórka — położonego nad brze- giem rzeki S a n n y — k r y j ą c e g o jakoby w swym wnętrzu resztki m u r ó w kasz- telańskiego zamczyska. Z biegiem czu- su miasteczko zeszło d o roli zwykłej osady; w konsekwencji, j a k zwykł w takich wypadkach, kompletne z a - niedbanie, prowincjonalny smętek podkreślany jeszcze melodyjnym gło- sem kościelnej sygnaturki, w sumie obraz aż proszący się n a pierwsze stro- ny niektórych książek Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Zresztą pełniejsze jeszcze w y o b r a - żenie, j a k to wszystko dawniej w y - glądało (łącznie z zamkiem), może zyskać przybysz o g l ą d a j ą c potężnych rozmiarów malowidło wykonane przez współcześnie żyjącego, miejscowego artystę. Przechowywane obecnio w zaklikowskicj szkole zamyka całą ścianę jednej z klas. Powstanie obra- zu wiąże się ściśle z punktem zwrot- n y m w karierze Zaklikowa 1 dlatego od niego należy rozpocząć relację o dniu dzisiejszym osady.

Zaklików właściwie n i e posiada przedmieść. W pewnym momencie urywają się otaczające osadę z jed-

n e j strony łąki, następuje kilka czyś- ciutkich uliczek, potem Jest rynek, a właściwie piękny s k w e r o b r a m o w a - ny kolorowymi kamieniczkami, zno- w u kilka uliczek i r a p t e m , n i e w i a - domo kiedy, zaczynają się piaski i po- rastające j e ogromne sosnowe lasy.

Uderza w t e j miejscowości czystość i porządek. T u t a j n i e m a walących się r u d e r ani spodziewanego zaniedba-

ŁABĘDZIE

w Zaklikowie

nia. Porządnie wybrukowano ulice, chodniki, ławki ogrodowe n a skwo- rach I przed wielu domami, kolorowe kosze na śmiecie, n o 1 kwiaty. W ogródkach, przed domami, n a t r a w n i - kach. Całkowite 1 kompletne zasko- czenie dla zwiedzającego. B o Zakli- ków t o przecież... tylko Zaklików. A tymczasem: kino, anteny telewizyjne,

zmotoryzowani strażacy zamiast k o n - nego beczkowozu, jeszcze może tylko chwila zdumienia przy k u f l u piwa w

„Restauracji myśliwskiej", gdzie n a ścianach wiszą w y p c h a n e cietrzewie 1 dzikie kaczki, a z pociemniałych l n n d - szaftów spoglądają osobnicy w tyrol- skich kapeluszach, z dubeltówką w dłoni i w i e r n y m psem u nogi, jeszcze dźwięk dzwonka umieszczonego w drzwiach apteki, p e ł n e j słojów i s t a - roświeckich flakonów — pozwala z a - nurzyć się w czasy przeszłe. Ale już wpada w oczy spora tablica, i n f o r m u - jąca, w k t ó r y m k i e r u n k u należy iść do miejscowego ośrodka wczasowo- wypoczynkowego; napis jak napis, ale

^ \ v s k a z u j ą c a kierunek n a m a l o w a n a po- dziewczyna w blkini, którego ąpość świadczy, że mieszkańcom jzlsiejszcgo Zaklikowa obca jest p r u - deria. Gdzieżeś ekstrakcie prowincji—?

Codzienne wędrówki

Wszystko tym bardziej dziwne, że przy pozorach dobrobytu Zaklików jest n a d a l biedną 1 właściwie zupeł- nie boz sensu położoną miejscowoś- cią. Ziemia t u t a j podła, większość uprawnych g r u n t ó w należy d o p i ą t e j 1 szóstej kategorii; z Jednej strony piachy, z drugiej podmokłe, torfowe łąki. Przemysłu brak. Na jednego mieszkańca gromady przypada^. 0.16 h a ziemi u p r a w n e j . Kiedyś Zaklików był miasteczkiem murarzy. Mężczyź- ni wyjeżdżali n a kilkumiesięczne

„rajzy", n a miejscu zostawały kobie- ty i dzioci Dzisiaj t r a d y c y j n y zawód nlo cieszy s i ę j u t t a k wielką popu- larnością j a k dawniej. Poza tym l u -

(Dokończenie na str. 7)

MIROSŁAW DERECKI

(2)

„19 maja wieczorem po długiej chorobie zmarła w Warszawie zna- korni la pisarka Maria Dąbrowska"-.

I oto jeszcze Jeden wyłom w lite- raturze polskiej, którego zapeir c nikt z żyjących nic potrafL Z listy współczesnych pisarzy ubyło jedno nazwisko, by wzbogacić grono k l a - syków.

M a r i a Dąbrowska, urodzona w roku 1889 w Russowie kolo Kalisza, s w o j e pracowite tycie pośwlqctla bez reszty literaturze, którą t r a k - towała zawsze j a k o służbę społecz- ną. Po studiach przyrodniczych, socjologicznych 1 ekonomicznych w Szwajcarii 1 Belgii, następnie zaś pobycie w Anglii (gdzie prze- bywała Jako stypendystka T o w a - rzystwa Kooperatystów). poświę- ciła się początkowo p r a c y publicy- stycznej. Szczególnie były j e j bli- skie ideały r u c h u spółdzielczego.

Jeśli chodzi o l i t e r a t u r ę piękną.

w pierwszym okresie twórczości po- święcilu się głównie pisaniu książek dla młodzieży: „Dzieci ojczyzny"

(1018). „Gałąź czereśni" (1922),

„Uśmiech dzieciństwa' (1923), „ M a r - cin K o z e r a " (1926) i In.

Rok 1925, stanowiący pewnego rodzaju przełom w n a s z e j l i t e r a t u - rze, k t ó r a coraz w y r a ź n i e j zaczęła wyzbywać się wszelkich złudzeń w odniesieniu do k i e r u n k u , j a k i obrała sobie ówczesna Polska (w rok późnie] miał n a s t ą p i ć p r z e - wrót m a j o w y Piłsudskiego), p r z y - niósł wiele cennych pozycji. W tym właśnie czasie ukazały sie takie dzieli; Jak: „Przedwiośnie" S t e f a - na Żeromskiego. „Generał Burcz"

Jujllusza Kadena-Bandrowsklcgo.

„Pokolenie Marka S w i d y " A n d r z e - j a S t r u g a i wreszcie „Ludzie s t a m -

t ą d " Marli Dąbrowskiej.

W tym właśnie tomie opowiadań ukazała D ą b r o w s k a życie wsi pol-

Maria Dąbrowska

sklej, kreśląc niezapomniane, po- głębione psychologicznie sylwetki fornali I robotników rolnych.

Autorka nie skomentowała w p r a w - dzie obrazu, przedstawionego w niezwykle piękny ale w prosty sposób. Realizm I artyzm Jej opo- wiadań, nagle fakty, to wszystko pozwoliło czytelnikowi dopowie- dzieć s a m e m u resztę.

Lata 1932—1934 przyniosły n a j - większą zdobycz w postaci czterech tomów „Nocy I dni", tego prawdzi- wego eposu. Jaki można porównać

Jedynie chyba z „Panem T a d e u - szem" (o Ile, oczywiście, można w ogólo zestawiać prozę z DOW'»I.

Późniejsze lata dodały jeszcze kil- k a pozycji, m . In. tom opowiadań

„Znaki czasu" (1938), sztukę ..Sta- nisław I Bogumił" (1943), opowia- dania „Gwiazda z a r a n n a " (1953), zbiór p r a c krytyczno-literackich

„Myśli o s p r a w a c h 1 ludziach"

(1956), . P i s m a rozproszone" (1964) i In.

T r u d n o o-syntetyczną ocenę w a r - tości ideowo-artystycznych dorob- ku Dąbrowskiej. J e d n o nie ulega wątpliwości, że poczesne miejsce zajęły w nim miłość i praca, o czym tak pisze a u t o r k a :

„Dobra, rzetelna p r a c a jest jak miłość. Wystarcza sama sobie".

..Milotć. która sprawia, te cię koło nas dom stanowi, choćby i da- chu nie było. Owa Miłość, przez którą jak pół rodziny wymrze, to drugie pół na nowo do łyda powstaje".

Niepodważalną wartością d o r o b - k u D ą b r o w s k i e j jest język j e j utworów. Właśnie on zadecydował 0 czołowym miojscu autorki „Nocy 1 d n i " w naszej literaturze. K o n - t y n u u j ą c najpiękniejsze t r a d y c j e prozy polskiej, zbudowała D ą b r o w - ska swymi u t w o r a m i piękny p o m - nik językowi polskiemu, pomnik, k t ó r y p r z e t r w a lata.

Ż e g n a j ą c Marię Dąbrowską w a r - to przypomnieć leż o związkach z Ziemią Lubelską, jakie d a t u j ą się w życiu D ą b r o w s k i e j od roku 1914.

W tym właśnie czasie przyszła a u t o r k a „Nocy 1' d n i " odwiedziła Lublin, by u d a ć się stąd do K r a - sienlna w celu napisania r e p o r t a - . źu, który w r a m a c h cyklu pt.

„Szlakiem p r a c y " ukazał się w

„ P r a w d z i e " w roku 1914 (nr 29. s.

12. 13: n r 30, s. 12—13).

W styczniu 1916 r. D ą b r o w s k a

zamieszkała w Lublinie, gdzie prze.

bywała niemal "cały rok, by w

grudniu powrócić do Warszawy, T u prowadziła bardzo ożywioną działalność publicystyczną, druku- j ą c n a łamach .Polski Lodowej**, organu Polskiego Stronnictwa Lo- dowego, w którego komitecie re- dakcyjnym znalazła się I pisarka, około pięćdziesięciu artykułów, podpisywanych czasem pseudoni- mem J a n Stęk. O Ich głębokim pa- triotyzmie I silnych akcentach spo- łecznych n a j w y m o w n i e j świadczy f a k t . że w wielu z nich spotyka się puste miejsca — świadectwo Ingerencji ówczesnej cenzury.

W okresie pobytu w Lublinie współpracowała D ą b r o w s k a również ze ..Sprawą Polską", dwutygodni- kiem polityczno-społecznym, stano- wiącym organ Wydziału Narodowe- go Lubelskiego, którego redaktora- mi byli Jadwiga Marcinkowska I Andrzej Strug. I tu również, zwłaszcza w artykułach poświęco- nych problematyce ludowej, nie- jednokrotnie Ingerowała cenzura.

W dniach 1, 2. ». 9. 15. 16 kwiet- nia 1916 r . na zaproszenie Wandy Paplewskiej D ą b r o w s k a wygłosiła w ramach cyklu odczytów zorgani- zowanych przez Lubelskie Stowa- rzyszenie Spożywcze sześć prelek- cji n a t e m a t y spółdzielczości. 16, 23, 28 m a r c a oraz 6 kwietnia 1916 r. w Uniwersytecie Ludowym, który zo- stał założony przez Towarzystwo Krzewienia Oświaty, wygłosiła czte- ry wykłady pC „Z przeszłości wsi polskiej".

W roku 1925 odbyła podróż po Lubelszczyżnie, k t ó r e j efektem był

„Tydzień w Lubelskiem", cykl re- portaży poświęconych głównie Frampolowi. Szczebrzeszynowi I Zamościowi, opublikowany na ła- mach „Bluszczu" w roku 1925 (nr 28. s. 775; n r 29, s. 804: nr 30, s. 840—841: n r 31, s. 873: n r 32, s. 903).

Z konieczności wymieniliśmy tyl- ko najważniejsze fakty, świadczące o związkach Dąbrowskiej z Ziemią Lubelską Były one z n««."io4clą szerszo i dlatego w pamięci ówcze- snych mieszkańców naszego miasta zapisała się ona jako niestrudzony działacz społeczny I narodowościo- wy. propagator idei gospodarki kolektywnej, bezkompromisowy p u - bllcysta.-

R o m a n R o s i a k

przegląd

P R A S Y

D ZISIEJSZY przegląd prasy b ę - dzie wyłącznie kielecki. Nie t y l -

1 ko dlatego, że z gazel z t e r e n u unii czterech województw jedynie kieleckie „Słowo L u d u " przychodzi do nas regularnie, ale I dlatego, że woje- wództwo kieleckie m a szczęście do publicystyki, często dostaje się pod dziennikarskie pióra 1 to często dobrej m a r k i J e s t ono przy tym prawdziwą kopalnią tematów.

„Głos Nauczycielski" p u b l i k u j e i n - t e r e s u j ą c y wywiad z I sekretarzem KW P Z P R w Kielcach, Franciszkiem Wachowiczem pt. O nauczycielach Kielecczyzny w przededniu wyborów.

T e m a t to aktualny 1 ważki, wszak nauczycielstwo tradycyjnie uczestniczy w najszerzej p o j ę t y m społecznym działaniu. W województwie kieleckim brało udział w pracach rad okpło 2 ty- siące nauczycieli, na radnyclj k a n d y - dowało 1500 nauczycieli. I sekretarz bardzo pozytywnie ocenił ten udział nauczycielstwa w pracach społecznych:

.Przynosi on (.„) poważne wpływy 1 korzyści bezpośrednio zaangatowanym.

Wnikają oni głębiej w sprawy admini- stracyjno • państwowe. Zyskują więk- sze moiliwości oddziaływania na śro- dowiska Upatrują lei w tym niemały wpływ na rezultaty pracy zawodowej.

Często osobiście stwierdzam, te wy- różniający się nauczyciel-radny mu nie tylko lepszą pozycję w kolektywie nauczyciettktm. Jego szkoła m a za-

dbany wygląd. Ctęsto z jego Inicjaty- wy staje się ośrodkiem tycia kultu- ralnego wsi

Ten typ pedagoga prezentuje też znacznie szersze horyzonty. Nie wy- starcza mu Jut własne środowisko za- wodowe. S p o t y k a m y go w kółkach rol- niczych, GS. organizacjach młodzie- żowych. sportowyćh. Partie polityczne wysoko oceniają laką postawę".

Praca nauczyciela w r a d a c h nic tjtf- k o nic koliduje i obowiązkami szkol- nymi, ale może wiele szkole pomóc przez organizowanie opinii miejscowe- go społeczeństwa ha rzecz szkoły.

Kilka ciekawych problemów podno- si „Magazyn Niedzielny Słowa Ludu".

Teresa Łęcka w artykule Sercem w legionie porusz ił s p r a w ę kontaktów władz województwa z różnymi ośrod- kami młodzieży studenckiej. J e s t to zrozumiale, wszak w najbliższej pię- ciolatce potrzeba będzie Ziemi Kielec- k i e j około 6 tysięcy młodych specjali- stów z wyższym wykształceniem.

Wprawdzie n a różnych uniwersytetach s t u d i u j e około 5 tysięcy studentów z Kielecczyzny, ale po pierwsze — nie wszyscy w rodzinne strony powrócą, po drugie — nie wszyscy będą n a l e - żeli do g r u p fachowców n a j b a r d z i e j po- szukiwanych i pożądanych. Dlatego władze wojewódzkie szukają różnych sposobów, aby zapownić sobie dopływ młodej, wysoko kwalifikowanej kadry.

„Jest rzeczą (...) słuszną — pisze autorka — te wreszcie uznano potrze- bę porozumienia się na długo przed uzyskaniem przez młode osoby dyplo- mów. Dodajmy: porozumienia osobiste- go, a nie tylko przez papiery. Dalej sięgającego, nit sucha wymiana urzę-

dowych zapewnień w umowach sty- pendialnych.

Bo to tak: Zanim student podejmie pracę w naszej fabryce czy szkole, nlechie sobie pochodzi po regionie.

Niech się rozejrzy po ludziach, po sprawach, a i po lesie. W materialną kalkulację młodego człowieka (miesz-

kania, etaty, zarobki) postanowiono włączyć elementy emocjonalnego za- interesowania, które — jak wiadomo

— potrafią równie mocno związać".

Zaczynem akcji stall się studenci skupieni w różnych środowiskach w kołach Studentów Ziemi Kieleckiej.

Najaktywniejsze z nich kolo lubelskie zorganizowało niedawno w Lublinie specjalne Dni Klelic. W ubiegłym roku ogłoszony został n a wszystkich wyż- szych uczelniach n i e u s t a j ą c y k o n k u r s na prace magisterskie i doktorskie związane z Ziemią Kielecką.

Plan współdziałania na rok bieżą- cy Jest j u ż prawie gotowy 1 przewi- d u j e on m . In. wiele odczytów, białe 1 zielone niedziele, udział studentów w pracach społecznych. To Jest zresztą dopiero początek działalności, k t ó r a powinna obu zainteresowanym stro- nom przynieść Jedynie korzyści.

Potrzeba współdziałania z sąsiadami z n a j d u j e w Kielcach coraz więcej zro- zumienia. Odnosi się to przede wszyst- kim do tzw. „unii czterech". Jut dziś możemy patrzeć z pewnej perspekty- wy na całą uprawę, która swego cza- su narobiła wiele szumu w prasie za- interesowanych województw a także Krajowej. Początkowa euforia towarzy-

sząca zwykle nowym Inicjatywom ustą- piła później miejsca trzeźwej ocenie dokonanych przedsięwzięć (nie było ich za wiele) i postulatom ściślejszego ze- spolenia wymienionych regionów oraz pełniejszego programu Ich współpra- cy". To c y t a t z artykułu Ryszarda Krzyszycha pod znamiennym tytułem Wydawnictwo Unii Lubelskiej a więc i Kielecczyzny, zamieszczonego w „Ma- gazynie Niedzielnym". Mowa tu jest, rzecz jasna, o Wydawnictwie Lubel- skim.

O k a z u j e się, że Kielce były do tej pory w jego planach najsłabiej repre- zentowane. Wyszedł tylko tomik „Po*

nidzia" i zbiór reportaży Okiennice,

„narosło natomiast sporo nieporozu- mień, wzajemnych uprzedzeń I podej- rzeń, gdzie ol»ł» strony nic były toiny". Obecnie zanosi się na przeto®

w t e j dziedzinie. Ostatnio kontakty si<

zacieśniły. J u ż teraz d r u k u j e się V"

wieść W. Babinicza, zgłoszono parę Interesujących propozycji. Wojewód*"

i w o kieleckie m a do pokazania I bogaty folklor, wicie ciekawych p r * mogą dostarczyć Kieleckie i Radomski*

Towarzystwa Naukowe, Muzeum S**"

tokrzyskic czy środowisko dziennikar- skie. Zgódźmy się więc z wnioskiem a u t o r a :

.Jest więc i czym się poka**i?'L równo na forum ,,unll" Jak równiei kroju. Wydaumlctwo Lubelskie V***' no się stać dla Kielecczyzny giełdą, na której będzie motna t*1*^

stawić wszystko, co najlepsze • izystnle to sprzedać".

T. K-

(3)

a AW MROZOWSKI

Spojrzenie wstecz

, ...A* garić na świeże, siemię M k^a.%1rzenlo wstecz. którą teraz z milczeniom

- 4§ S M H i mflr"n,,m

mowy o '0" " ' '

• H E r a A, u r o u v n'

J/ucrurcWapa /!•».

- cudzych drzew nie

Oieocow z Ł • rwałem

,, ulotny ogród mam.

' " Z f « # J nie grywałem f i t # n e nutu miałem i J S z ielasnych dalej oram.

Vfl bocmwm ł o r" - 2 U , i c r- e "c n i t e' l i toielu lat . . . g j f f i wcM ml szyją buty.

alkoholik niepoprawny, j S * nie znal iwiat.

Sir wiele łyda już zostało, a,o nim, samotny trakt.

L którym, myślę, ocalało

„ wszystko co się ukochało:

bijąc* serce.

Fakt.

5 czerwca

DZIEŃ DRUKARZA

Z lej okazji Redakcja „Kameny"

składa pracownikom Lubelskich Zakładów Graficznych najser- deczniejsze życzenia pomyśl- ności w pracy i w życiu oso- bistym.'

JAN GRYGIEL

R z e s z o w s z c z y z n a

- t e m a t l i t e r a c k i ?

K t ó r y ś z n a s z y c h k r y t y k ó w p o w i e d z i a ł k i l k a lat t e m u . żo c z e k a n a n a p i s a n i e w i e l k a powie.se o w s p ó ł c z e s n e j p o l s k i e j p r o w i n c j i . T r u d n o s t w i e r d z i ć * cal<| p e w n o ś c i ą , c z y t e n p o - s t u l a t z o s t a ł j u z d z i ś z r e n l i z o w a n y . J e ś l i p o j ę c i e „ p r o w i n c j a " u w o l n i m y o d p e j o r a t y w n e g o z a b a r w i e n i a i b ę d z i e m y p r z e z n i e r o z u m i e ć b a r d z i e j , c z y m n i e ! p e r y f e r y j n e r e g i o n y k r a j u o d - l e g l e o d c e n t r u m a d m i n i s t r a c y j n e g o i k u l t u r a l n e g o , n a l e ż a ł o b y s i ę z a s t a n o w i ć r ó w n i e i n a d t y m ,

" ' { .J®?1 u d« « l t e j p r o w i n c j i w c a ł o k s z t a ł c i e p o l s k i e j p o w o j e n n e j l i t e r a t u r y . II SCI l i t e r a c k i e j z a j m u j e m i e j s c a i j a k i e t o j e s t m i e j s c e ?

j a k i

czości o n a w t w ó r -

Jeśli bowiem wiadomo, i e literatura ogólnonarodowa wyrasta z przeżyć, doświadczeń, świadomości całego kraju, to także Jest pewne, że suma tych doświadczeń, tempo przeobrażeń, wresz-

cie aktywność życiowa, inaczej wyglą- da w każdym regionie. Należałoby więc sądzić, że regiony o dużej dynamice rozwoju ekonomicznego i społeczno - kulturalnego będą cieszyć się szczegól- n y m zainteresowaniem pisarzy i twór- ców. Nie zawsze jednak tak bywa lub przynajmniej nie tak logicznie się u - klada w obrazie literatury dwudzie- stolecia. Chciałbym dokonać próby u - ważniejszego spojrzenia na te sprawy w wąskim wycinkowym zakresie jedne- go tylko terenu. Czyli Rzeszowszczy- zna jako temat literacki w okresie powojennym. Ta próba w Rzeszowskiem

jest dość trudna. Nie istnieje tu bowiem (tak jak np. na Śląsku czy Wybrzeżu) 1 nie istniało w ciągu ostatnich 20 lat jakieś środowisko literackie, jakaś gru- pa aktywnych pisarzy coś znacząca na m a p i e kulturalnej kraju. Ale równo- cześnie z tych ziem wyszło wielu zna- komitych poetów 1 pisarzy, którzy, m i - mo odejścia do centrów życia kultural- nego, nłgdy nic zerwali więzi z rodzin- nymi stronami, są one jedynym źród- łem ich inspiracji twórczej. Bywa wreszcie i tak, że niektórzy pisarze z Innych stron k r a j u znaleźli tu pasjo- n u j ą c e problemy 1 poświęcili im utwo- r y literackie. Łatwiej więc będzie po- wiedzieć. o czym pisano w utworach literackich o tematyce rzeszowskiej niż

ZBIGNIEW STRZAŁKOWSKI

Szkic do portretu z pamięci

Ścieram I rysuję

— linią grubą jak ciężar topoli zwalonej pod zapach

krokwi stodolnej

— Unią wysmuklą niczym osnowa pajęczej kądzieli rozwarta u wejścia.

Szukam dalekich odlotów żurawi, kiedy się znienacka stanic nad pochylnią z ziemi przcżólconej fosforem a z oczu płyną kry targanych chmur. Gra flet. Dym się śolele.

Dzwonią. Na lewo w cerkwiach kościele.

Idę śladem poparzeń pachnących końcem wojny* Jechało się biotem.

Dwa miesiące. Z busolą na czole kobyły. Jesienią. Zlotem pnei południki naddlcl smutków 1 drogowskazy wplcrod na Berlin.

Bliżej Odry dalej Bugu. Po krzywej linii frontowego huku.

Ścieram I rysuję

— linią ostrą ostrością szrapnell drących noc polską Jak płótno pod bandaż dla piersi

— Unią wypukłą pod wzniesienie się pól, Rdailc Jęczmień się kąpie I żyto i burak I gryka.

Wchłaniam wiatr tygodnia walący północą niespokojną Jak myśl o siadaniu sa stołem sosnowym.

p»le* skrzywione w kształt rękojeści pługa. Dźwięczy misa of"»wa- Pachnie chleb klonem od dołu.

84 d tylko uskokiem na piec. Spało się w czworo z kożuchem. Pod pieśń koguta w sieni zaklętego.

Palce trudno bardziej zakrzywić w delikatność pióra... To był rok 45. Śląsk... Słońce... Trzy rasy tak...

IjPl? ścieram I rysuję. . . . Brązem Uścia. Tyle mądrości w ^ g ^ ^ S S S S ^

Czerwienią tła. Czerwień Jak o ę i e g UTA S ^ S Nutą mazurka. Wieś pod Ę Z

Węgłem „a płótnie. P ^ p l ^

Z twardą Jak wspomnienie. B l d e w twarz.

- " n i ą niespokojną w kształt żył wypukłych pośród plamistych nat.

Próbuję samknąć dłoń w łagodność ziemi.

Próbuję samknąć dłoń w gest ocierania potu.

Próbuję zamknąć dłoń w profil mojej Ojczyzny. Lublin

szczegółowo dociekać, kto z twórców I w Jaki sposób związany był z tym re- gionem.

Obrachunki z przeszłością

Nie ulega wątpliwości, że przeszłość tego zakątka kraju została ukazana w literaturze w sposób dostatecznie wy- razisty. Powieści, wspomnienia, nawet utwory liryczne wielokrotnie obrazowa- ły nędzę 1 przeludnienie rzeszowskiej wsi, zacofanie kulturalne, cierniste ścieżki Bwansu społecznego chłopskich dzieci. W wielu, najczęściej autobiogra- ficznych utworach, sprawdzał się w doświadczeniu życiowym autorów czy bohaterów literackich los Andrzeja Radka aż do roku. 1039. Poprzez obra- chunki ze swoją własną, z reguły chmurną młodością, dokonywali pisa- rze obrachunku z przeszłością tej zie- mi nazywanej Polską B, z mitami o sielankowym bytowaniu włościanina poczciwego. Wystarczy tu przypomnieć niektóre książki Jana Wiktora. Stani- sława Piętaka, Wilhelma Macha, wier- sze 1 opowiadania Jana Bolesława Ożo- ga, zbeletryzowane pamiętniki Roma- na Turka i sporo innych. Te mity jesz- cze skuteczniej rozbijały utwory zwią- zane tematycznie z okresem szczególnie dramatycznym w przeszłości rzeszow- skiej wsi, ze strajkami i buntami chłopskimi. Takich relacji literackich także było sporo. (M. Jarochowska, B o - gusław Kogut, Władysław Machejek, Władysław Odojewski, sporo reporta- ży, wierszy itd.).

Specyficzny charakter

A współczesność? Przemiany społecz- ne, obyczajowe i psychiczne nn wsi rzeszowskiej po wojnie? Wielka migra- cja chłopskiej młodzieży z przeludnio- nych wiosek do miast, fabryk i szkół?

Żywiołowy rozwój ekonomiczny tych ziem? Te "sprawy nie znalazły w lite- raturze dość wyrazistego obrazu. A szkoda! Bo chociaż działały tu te same prawa ogólnego rozwoju, choć zacho- dziły te same procesy gospodarczo-spo- łeczne, co w całym kraju, to jednak dro- gi awansu w. Rzeszowszczyźnie mają specyficzny charakter. Dramatyczność tych przemian umlal dojrzeć w kilku swoich powieściach Stanisław Piętak.

Mówi o nich „Jaworowy dom" Macha i niektóre opowiadania Ożoga. Stąd czerpał obserwacje do uogólnień w swych książkach Julian Kawalec. Ale

mimo wszystko Jest to temat nie pod- jęty szerzej przez literaturę. Niewiele się możemy z niej dowiedzieć, Jacy lu- dzie mieszkają dziś w tych murowa- nych, zamożnych wsiach rozciągających się wzdłuż głównych szlaków komuni- kacyjnych, w których nie brak moto- rów, pralek, telewizorów, kin i klu- bów — kawiarni, a które tak zwraca- ją uwagę przyjezdnych.

Specyficzny dla tren regionu produkt raybklrj Industrializacji — „chlopo-robolnl- ey" równie! nic u l n K r n o n l piłartf. A chyli .i trarld podjąć I len lemat. To osobli- w e utkniecie w polowie drogi miedzy lil.ua robotniczą 1 chłopstwem — tysięcy ludzi zasługują Jako zjawisko aa penetrację lite- racką. Kto napisze powlei/ o tyciu osad- ników w lllettczariaeh, o pionierskiej pracy lud> i tam mieszkających?..

Bieszczady tak, ale...

Bieszczady wprawdzie zyskały w li- teraturze polskiej dużą popularność 1 były często tłem utworów literackich.

Jest rzeczą oczywistą i naturalną, że uwagę twórców przykuwają drama- tyczno wydarzenia, gwałtowne konflik- ty, lub egzotyczny sztafarz wydarzeń.

Wszystkie te momenty znalazła litera- tura w Bieszczadach. Zacięte walki z

bandami UPA, terror I mord, wydarze- nia daleko wykraczające swoim zna- czeniem poza teren tych gór zaintere- sowały wielu pisarzy. Największą po- pularność zdobyły wśród czytelników w całym kraju (I nagroda w konkursie

„Złotego Kłosa" 1 kilka wydań) „Lu- ny w Bieszczadach" Gerharda, dzięki swemu autentyzmowi I epickiemu roz- machowi w kreśleniu tragicznych walk w górach. Temat walk w Bieszcza- dach podjął również Robert Plck w

„Boju o Wetlinę", Wacław BlUńskl w

„Boju", Roman Bratny, Ryszard Klyś i inni. Najbardziej jednak spopularyzo- wały te tragiczne sprawy filmy pol*

sicie — „Ogniomistrz Kaleń", „Zerwa- ny most", „Milczące ślady" czy odno- szące się j u ż do spraw późniejszych

„Rancho Texas" i „Baza ludzi umar- łych".

Pótniej, gdy umilkły strzały, egzotyka górskiej, dzikiej przyrody nadal przykuwa- ła wyobrainlę twórców, Stąd próby osiedla- nia sl« w Bieszczadach niektórych pisarzy, eksploatowania tła tych gór dla literatury młodzieżowej, sporo reporlaty literackich I opowladnif. Z lirycznych wierszy „bie- szczadzkich" mołna by zestasrlt Jut ładną antologie, a Jednak nie ma literackiego o- brązu Bieszczadów na co dzień. Jak slf Jut wy tej rzekło. Jeden z pamiętników osad- nlezkl w Bieszczadach, opublikowanych w zbiorze „Miesiąc mojego tycia", ukazuje.

Jak duto tkwi raotllwołcl epickich w takim lemacie.

(Dokończenie na str. U '

Machów kolo Tarnobrzegu. Zakłady prztwórcze siarki. 'Fot. Z. PostępskI

3

(4)

W O T O E C H J A N K O W J K K M

poetyka i ugory

KRASNYSTAW — niewielkie mia- sto powiatowe na Lubelszczyź- nie. Czym dysponuje? Jakie stworzyło warunki tamtejszej kultu- rze?

W zasadzie tylko trzy punkty kon- centrują wszelkie przejawy tej dzie- dziny życia. Budynek, który tu nazwę

kombinatem kulturalnym mieici w so- bie kino. powiatowy dom kultury, bl-

Debiuty

URSZULA AMBROZIEWICZ

Ból bólów

Jak wielki musiał być ból pedała

patrzącego na śmierć jedynego syna Jak ogromna musiała być rozpacz Nlobe

po utracie dzieci Jak niewymierna była miłość I męka Korczaka

w obliczu dymiących kominów krematorium Dzisiaj

w domu dziecka widziałam dziecinne oczy

dojrzałe w bólu oczekiwania.

Mamo ja żyję — Przyjdź!

Mijają bezmatczyne dni I lata odmierzane rytmem dziecięcego

serca.

Zamość

TADEUSZ SOWA

ciężko

rodzi się dziecko

w tunelu nocy wolną biegną minuty świt nie nadchodzi noc długa usta spieczone pragnieniem wody świt nie nadchodzi

Jak długo światło nadziel

głowa gorąca syn córka bul wilczy

ugryzł spocone włosy

pachną wysiłek mięśni nerwów

świt nie nadchodzi ciężko rod?! się dziecko...

Janów Lubelski

EUGENIUSZ PUDEŁKIEWICZ

M y ś l

Uoleczka przed odbiciem od słońca

na tropie przedmiotów rzuconych n a ekran Jest niemożliwa Jak tu zapomnieć odległy krzyk wtopiony w obraz oczu Jak cień

przesuwającej się zbrodni Przedawnienie wspomnień odciśniętych

na zawsze Nie Myśl nie podlega przedawnieniu

bliotekę i wydział kultury. Ponadto Istnieje jeszcze klub w domu nauczy- ciela powszechnie nazywany piekieł- kiem I sąd. Ta ostatnia Instytucja we- szła na listę placówek kulturalnych ' z tej racji, że rozgościło się w nim

Towarzystwo Wiedzy Powszechnej pro- wadzące w powiecie dosyć ożywioną działalność odczytową. Sąd jest jed- nak wyłącznie punktem dyspozycyj- nym. Do prowadzenia pracy środowi- skowej pozostaje więc tylko piekiełko i kombinat.

Na popularną nazwę piekiełka za- służył klub dzięki iście oryginalnemu wystrojowi wnętrza. Pochlapana czar- ną i czerwoną farbą piwnica sprawia wrażenie ponurej spelunki. Czyżby dlatego stronili od niej mieszkańcy miasta? Z pewnością nie Jest to Jedy- na przyczyna. Być może w. czasie swej trzydniowej bytności w Krasnymsta- wle miałem wyjątkowego pecha. W każdym razie mimo wolnego dla wszystkich wstępu zastawałem piekieł- ko niezbyt przepełnione. Kilka młodych miejscowych piękności ślęcząc nad fili- żanką kawy. gdyż na koniak prawdo- podobnie miały zbyt wysuszone port- monetki. wyraźnie oczekiwało na zain- teresowanie ze strony przedstawicieli brzydszej polowy ludzkości. Ci z kolei, nie przejawiając entuzjazmu, oceniali klubowe bywalczynie długo i z na- mysłem. Jakby je widzieli pierwszy raz, jakby nie spotykali się z nimi poza klubem. W piekiełku trafiłem na dosyć zamknięte 1 intymne uroczysto- ści. Są nimi spotkania towarzyskie w rodzaju prywatek I przyjęć imienino- wych. Oczywiście zdarzają się w k l u - bie prelekcje i odczyty, przeprowadza się dyskusje, jest tam bilard. Ale Im- prezy te są tak rzadkie, że nie potrafią skupić wokół siebie większej liczby mieszkańców.

Kombinat pod tym względem bije p e k l e ł k o na głowę. W domu kultury dz'ala zespól teatralny i teatr poezji, istnieje ognisko baletowe, koło recyta- torskie. klub kobiet, kółko fotograficz- ne i klika innych zespołów zaintereso- wań. Rzeczywiście wieczory w domu kultury są ludne i gwarne. Można by fakt ten uznać za osiągnięcie nie lada.

Można by na tej podstawie piać peany na cześć krasnostawskiej inicjatywy kulturalnej. Te pozytywne obrazki nie mogą jednak przesłonić niedomagań, których, niestety, jest tu sporo. Wy- starczy przecież uświadomić sobie, że w pracy kółek I zespołów uczestniczy

niewielkie grono tych samych osób.

że dla ogromnej większości mieszkań- ców miasta sprawy te, nawet w mini- malnym stopniu, nie stanowią ele- mentu Ich życia, nie zahaczaj^ nie tyl- ko o Ich codzienność, ale także o ich święto. Istnieje też cały zaniedbany margines pracy kulturalnej w terenie.

Samo TWP dostarczające prelegentów, i to nie ze wszystkich dziedzin, nie może zaspokoić potrzeb w tym zakre- sie. Wydaje się. że Instytucje powo- łane do spełnienia zadań Instrukcyjno- metodycznych. mimo elokwentnle roz- taczanych przede mną wizji, niewiele w tym zakresie robią.

W ubiegłym roku instruktorzy po- wiatowego domu kultury tylko 53 razy wyjechali do placówek wiejskich. W powiecie Istnieje 18 świetlic. 52 ośrodki przyszkolne. 7 klubów rolnika 1 kilka- naście klubów „Ruchu". Nie trzeba chyba przeprowadzać śdslych wyliczeń matematycznych, b y stwierdzić, że nie- mal polowa wiejskich działaczy k u l t u - ralnych z utęskn'enlem wyczekujących porad i wskazówek nie miała szczęścia oglądać upragnionego instruktora PDK.

Czemu przypisać taki stan rzeczy?

Gdzie szukać przyczyn? Przecież t a m - tejsi zarządcy kultury kierujący nią od lat znają środowisko i posiedli f a - chowość dobrych gospodarzy. Krasny- staw szczycić się może sędzią Litwiń- skim, czy sędzią Jackiewiczem, czyn- nymi i przedsiębiorczymi popularyza- torami wiedzy. Takich przedstawicieli inteligencji angażujących się w pracę kulturalną jest tam więcej. Dlaczegóż więc na obrazie kulturalnym Krasne- gostawu widnieją rysy, pęknięcia i pla- my?

Decyduje o tym przede wszystkim tradycjonalna stereotypowość przedsię- wzięć i brak współpracy między part- nerami. Nowe metody do Krasnego- stawu nie docierają. To, co robiono przed dzies'ęclu laty. kontynuuje się w dalszym ciągu. Wspomniana uprawa wydzielonych poletek dominuje tu nad wszelkimi Inicjatywami. Towarzystwo Wiedzy Powszechnej skrupulatnie liczy przeprowadzone odczyty, dom kultury prowadzi statystykę zespołów i prób, biblioteka skrzętnie n o t u j e liczbę czy- telników I wypożyczeń. ZMW zapisuje swoje poczynania itd. W tej poszatko- wnnej kulturze trudno się zorientować.

Wyraźnie widać tylko efekty i zasługi poszczególnych placówek i organizacji.

Działacze porównują swe sprawozdaw- cze konta I na tej podstawie ustalają

swój wkład w zbożne dzieło popularv I zacjl bacząc przy tym uważnie, by „u dać się wyprzedzić konkurentom. £ w mieście tym wytworzyła się j,k2 dziwna atmosfera. Współpartnerzy i u ! się rywalami. I jakoś dotychczas nilu!!

mu nie przyszło na myśl. że ten nie*

zdrowy, absurdalny wyścig powoduU spłycenie działalności. W zasadde poza nielicznymi tylko formami prac*

które potrafiły się tu przyjąć, hodtitt się namiastki. Kolorowe, blyakotli.

we. nadęte banieczki jak mydlana du*

da w środku są puste 1 szybko pękaj* ' Gdyby nie Istniał tu zespół amatorski teatr poezji. TWP. Krasnystaw na nu.

ple kulturalnej k r a j u byłby nleikad.

teinie białą plamą.

Postulat współpracy nazywany koor.

dynacją niedługo już święcić będzie dziesięciolecie swego Istnienia. Nieite- ty, nie wszędzie potrafiono zrozumieć kryjące się za terminem Idee 1 nie wszędzie wprowadzono je w życie. Do takich ośrodków należy właśnie Kras- nystaw. Wydział Kultury ogranicza się tylko do administrowania i gromadze- nia sprawozdań. Słowo koordynacja brzmi dla niego obco i niezrozumiale.

Wprawdzie w myśl instrukcji powoła- no w Krasnymstawie dostojne ciało zwane komisją koordynacyjną, ale ten nlewydarzony twór szybko zszedł z te- go padołu i dziś nikt nawet nie pa- mięta o miejscu jego wiecznego ipo- czynku.

Krasnostawscy pracownicy kultury znają się dobrze, współżyją ze sobą na stopie towarzyskiej, ale wcale im to nie przeszkadza, że w sprawach za- wodowego współdziałania nie potrafią s'ę dogadać. Nawet placówki zlokali- zowane w kombinacie, pracują w oder- waniu 1 izolacji. Kierownik Wydziału Kultury, Maria Gładkowska, jest ław- nikiem i często styka się w sądzie z sędziami, spotyka się też z działa- czami TWP. Ten fakt nie podsunął jej Jednak myśli o żywszych kontaktach.

Sprawy odczytów zna ze sprawozdań i narad. Sekretarz oddziału TWP na- tomiast nie wie nic o prelekcjach i wy- kładach w klubach „Ruchu", ponieważ organizacja, której przewodzi, nie ob- jęła swą działalnością tych placówek.

Tym z a j m u j e się Wydział Kultury.

Nic więc dziwnego, że niekiedy w tej s a m e j miejscowości i w tym samym dniu spotykają się, niemało zaskoczeni, dwaj

(Dokończenie na str. 6)

-rwirSROD publicystyczno - psy-.

Wy etiologicznych etykietek ist- nieje słówko „niemożność".

Podobno w psyche współczesnej za- chodzą takie procesy, że człowiek nie może nawet pójść do kina. Nie wiem. nie doświadczyłem.

Natomiast zdarza mi się doświad- czać i to dość dotkliwie niemoż- ności społecznej. Ta ma przyczyni/

zupełnie konkretne i całą istotę cał- kiem uchu>i/tn<|, ponieważ nio jest zjawiskiem z dziedziny psychologii, ale organizacji. Każda krytyczna notatka w dzienniku to 1:0 dla owej niemożności społecznej, przez którą już dawno powinna nas zalać krew, gdyby potop krwi w takim rozmia- rze był możliwy.

W pewnym miejscu ma się znaj- dować elektryczna żarówka — nie ma jej. Ekspedientka wyskoczyła na

„pięć minut" — czekasz jui piętna- ście. Na przystanku, gdzie — jak wynika z rozkładu — trolejbus masz co kilka chwil, stoisz niczym ów anegdotyczny szyldwach postawio- ny przez majora wojsk carskich.

7 u nie ma, tam się zepsuło, ówdzie nie doszło do skutku. Tragiczna i komiczna „niemożność" życia co- dziennego.

Ale jest również niemożność

„wyższego rzędu". „Problemowa".

„Instytucjonalna". Tu już nie, że nawaliło. Gorzej: nie można podjąć.

Aż chce się zacytować Przelęckie- 00 z „Przepióreczki", który prze-

drzeźniając Bączkowskiego ironizu- je, że nie ma w kraju siły finan- sowej mogącej podołać jednemu da- chowi Ten okres ma dzisiejszą biu- rokratyczną i administracyjną re- cydywę.

Pólóżmy na zdrowy rozsądek: jak zakwalifikować funkcje wymagane od pracownika zwanego zaopatrze- niowcem? Wymaga się od niego ni mniej, ni więcej, tylko prywatnych, a nawet tajnych zabiegów dla spo- łecznego dobra. Pokątnej konsump-

Podnieść igłę?

Za trudno!

cjl alkoholu na zdrowie Jawnej in- stytucji. Z góry się wie, że oficjal- ny zwrot w danej sprawie trafi w pustkę niemożności społecznej i powierza się pilotowanie społeczne- go Interesu towarzyskiej przedsię- biorczości jednego człowieka. Nie pójdzie w gronie dyrektorów, na- czelników, buchalterów. No to puśćmy sprawę „po Unii" kuzynek, ciotek, barmana.

Bywa l tak: albo dany obszar społeczny nie Jest objęty żadną kompetencją, albo tych kompeten- cji jest za dużo I wtedy dochodzi do „dynamicznego bezruchu". Po- szczególne kompetencje tworzą

ZYGMUNT MIKULSKI

„równowagę sił", którą trudno na- ruszy*? jednej inicjatywie. Tym bar- dziej, gdy czując zagrożenie swego autorytetu kompetencje łączą się, by stworzyć mur wobec inicjatywy.

Jakże przebiegle musi wtedy postę- pować, by nie urazić lwiej bezczyn- ności. Jakże wiotką postawę musi przybierać np. komisja koordynacyj- na. By nic dotknąć, by nie rozgnie- wać, by nie pogrzebać sprawy.

(Nawiasem. To o jej trudnościach.

Ale czy sam fakt je] Istnienia rów- nież nie jest przejawem niemożno- ści społecznej? Dyskusje na ten te- mat już przebrzmiały, ale wciąż uparcie powraca myśl, czy wobec istnienia tylu wydziałów i komisji ten kopciuszek w jaskini lwów jest potrzebny. Szczególnie — wobrc faktu Jego wiadomych „osiągnięć")•

Do diabla. Chce się zakląć i ma się do tego prawo. Serdecznie i siarczyście. Jak dyrektor Kukuła z ostatnio w Lublinie granej sztuki Marka Domańskiego „Ktoś nowy"

Kukuła jest niecierpliwy, Kukula jest apodyktyczny, Kukuła jest bez- litosny. Ale czasami jak kanio deszczu pragnie się tej niecierpli- woścl, apodyktyczności i bezlitości, żeby potargały wreszcie łańcuch bzdury, partactwa i lenistwa splą- tany w kłqb ogólnej społecznej nie- możności. Tej „zalegalizowanej • tej przyjętej od lat utartą prakty- ką. Bo inaczej nasze życie społecz- ne coraz bardziej będzie obrastała rozkładaniem rąk, a intelektualni

— inteligentnymi etykietkami dla zjawisk, któro z życia i z terminolo- gii powinny być przepędzone *a

siódmą górę.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiedziano ml, że podmuch powie- trza (eksplodował nasz czołg) odrzu- cił mnie bardzo daleko, że znaleźli mnie leżącego bez ducha Jacyś prze- chodnie i odnieśli do szpitala

iskry.. Śmierć staje się anonimowa. Trzeba zaprzeczyć historii. począłem od cmentarza. problemy tycia 1 śmierci splatały się ze sobą bardziej, niż to Jest naturalne.

nie z nami, ten przeciwko nam. Ciekawi Clę, drogi bracie, w jaki sposób znalazłem się w kieleckim szpi- talu wojewódzkim, gdzie siostry za- konne stale i wciąż troszczą się o moją

Na temat kieleckiej telewizji roz- mawiamy z kierownikiem Wydzia- łu Propagandy KW PZPR w Kiel- cach tow. ANDRZEJEM P1ERZ- CHAŁĄ. powodów, na które tu, w jelcach, nie mieliśmy

W powiatowym miasteczku szuka- my PZGS-u. Idziemy do prezesa. Docent z płaszczem na ręku. Jesteśmy śwlalowcaml, naszych roz- mówców częstujemy „Carmenami&#34;, chociaż

Stroiński zja- wił się wreszcie, trafił na w y - kład prawa kościelnego.«Wpa- trywałem się w niego natrętnie, siedział po drugiej stronie stołu, pokój był do tego

Marta Urban —

I wypełniły się dni... W schronisku nie było prawie nikogo. Umył się, oddal pościel i poszedł na śniada- nie. Przy- patrywał clę. Te obrazy chciał utrwalić,