• Nie Znaleziono Wyników

Przebojem. R. 3, z. 6=23 (1925)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przebojem. R. 3, z. 6=23 (1925)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Konto P. K. O. N i 63178.

* / V W 1f \ / T N « ______________________

P R Z E B O J E M

MIESIĘCZNIK UCZNIOWSKI POŚJH. NAUCE i ROZRYWCE.

ej

a a a a a aa j ki a r a ra n

sb

® » h m m « ■ ra n ® a u a a a a

K U T N O N f l D O C H N i ą , Dnia 15 Października 1925 roku.

i a a B B B i B g a a i a i . Q a a c i i s i i i i a i ! i a a i a a i i a B i

ROK III | Cena 50 groszy z przesyłką 55 groszy | ZESZYT 6 (23).

TREŚĆ ZESZYTU 6 ego: O obow iązkach ucznia. N a stró j. Łzy. Do słońca.

Bolesław C hrobry. Niebezpieczeństw o n ie m ie ckie w lite ra tu rz e polskie j, flc h ten zegarek. Szekspir i je go tw órczość. Z naszego harcerstwa.

Przegląd kosza redakcyjnego. Przegląd prasy. K ron ika. Podziękow anie.

Rozrywki.

O obowiązkach ucznia. J

Zaczął się rok szkolny, w którym wszyscy uczniojwię zabierają sio do pracy po wakacjach, spędzonych wr ó d różnych rozrywek. Dobrze więc byłoby uświadomić sopie!, jakie obowiązki spoczywają na nas, jako na uczniach i wy­

chowankach szkoły poJskiej, której znaczenie jest niezmjerf nie doniosłe dła bytu i rozwoju naszego narodu i państWal Z polskiej uczelni wyjść muszą generacje, które utrwalą niepodległość Polski i zabezpieczą jej przyszłość, godną wielkiego i cywilizacyjnie twórczego narodu. Generacje owe muszą być jednak wolne od tych wad charakteru i' u-J£

mysłu, które doprowadziły dawną Polskę do upadku i ru-Jj1;

iny. Nasze pokolenie jest tem, któremu pierwszemu danem jest korzystanie ze swobód, wynikających z odzyskania nie­

podległości, i dlatego też winno być ono przygotow anej do tych zadań, jakie nowy tryb życia na nie nakłada. Je­

żeli dawniej, pod obcemi zaborami, pewne zalety charakte­

ru nie były w stanie się rozwinąć, a pewne wady nawet miały ciche uznanie i poparcie, to teraz należy energicznie im przeciwdziałać i starać się o to, by młodzież stała się pożyteczną w przyszłości i by wyrobiła w sobie hart woli, poczucie obowiązku, sumienności i punktualności, pracowi­

tość, obok pewnego zadowolenia życiowego i uświadomienia sobie, jakie są jej cele społeczne. A ponieważ na Wartość człowieka wpływa w dużej mierze i szkoła, winniśmy prze­

to zrozumieć jej rolę współczesną i pamiętać o tych czyn­

nikach, które składają się na godność ucznia. Godność u-

(2)

czniowska jest czynnikiem wychowawczym, o ile przyczy­

nia się do poważniejszego pojmowania życia szkolnego, do uobywatelenia młodzieży, a więc wyrobienia tych cech, któ­

re umożliwiają współżycie i podnoszą wartość ogółu.

W związku z tem pozostaje dążenie do jaknajwyższego u- samodzielnienia myśli, mającej na celu rozwój i dobro mło­

dzieży, a więc i społeczeństwa. Rozważania te muszą nam uświadomić, że mamy niejedno do odrobienia, tak odnośnie do głębszego ujmowania życia szkolnego, jak i uświado­

mienia sobie obowiązków względem domu i szkoły. Kole­

dzy, niechaj od dziś hasłem naszem będzie: przez sumien­

ną, skrupulatną i systematyczną a wytrwałą pracę do praw­

dy; przez codzienne spełnianie obowiązków społeczno-ucz- niowskich do uobywatelenia i zżycia się, a przez szlachet­

ne czyny do poprawy natury ludzkiej.

K. Q. KI. V III.

N a s t r ó j .

Za oknem szaleje jesienna wichura I w szyby podzwania opadłem listow iem Nad światem zawisła mgła szara, ponura 1 niebo tak cięży, jakgdyby ołow iem .

Hej! szaro wokoto... i pusto... i smutno...

W ichr jęczy jakowąś sonatę okrutną

I ostrym podm uchem kołysze drzew wierzchy, Na które jesienne zniżają się zmierzchy

Przez szkliwa m ej duszy zm ierzch-wicher się wtarga, Zm ierzch tajny jak sm utek — wichr ostry jak skarga.

* *

*

Czemuż to w ichrem wszechwładnym nie jestem , Co górny, wolny, górnie, w olno lata,

Któryby jednem skinieniem i gestem

W zniósł na swych skrzydłacłf przyziemność wszechświata 1 podniósł ludzkość w nadczasy, w nadgóry, Poprzez powietrzne sfery, poprzez chm ury Hen! w zwyż, gdzie w wiecznej i złotej koronie Radosnem o kie m wieczne Słońce płonie.

M. Buki. KI. V.

Ł z y...

Polaty się z błękitu

Strugi podniebnych łez...

Pieśń skargi, pieśń wszechbytu Drży z nich w bezdal, w bezkres. . Pelały się z błękitu,

Strugi podniebnych łez...

(3)

Z CYKLU:

W tej to p ie li niebnej, Brzm i jakiś tajny jęk...

Ja kb y w sym fo n ji srebrnej G łęboki, tęskny dźwięk... 1 I z nieba m o je j duszy

B łę kitn e j jako sny — W ycisnął w ir katuszy, Perlistą strugą — łzy...

1 spadły z w ró t błękitu Strugi podniebnych łez...

Pieśń skargi, pieśń wszechbytu Drży z nich w bezdal, w bezkres...

...Polały się z błękitu Strugi podniebnych łez...

M. Buki. KI. V

Do słońca!

Leżę w ogrodzie uśm iechnięty Na szm aragdowem ziem i łonie, W m arzony w hym n wiosenny, święty i w barwnych kw iatów tajne wonie...

Przez liście drzew prześwieca słońce, W iosennem o kie m płonie , praży;

P rom ienie ja k fluidow e gońce, Ślizgają się po m ojej twarzy...

...W ślizgują się w zakątki duszy I rozjaśniają choć na chwilę Otęczą kw ietnych pióropuszy,

M am idłem , w którem snów je st tyle.

0 słońce! Światło m oje drogie, Pozostań we m nie przesłonecznie 1 swe p rom ienie złoto-błogie, Pozostaw w duszy m o je j wiecznie 0 słońce! Św iatło m oje drogie,

Słońce w iośniane i wspaniałe!

Pójdź ze m ną przez życiową drogę, 1 świeć m i poprzez życie całe.

M. Buki. KI. V.

B o le s ła w C h ro b ry.

(Dokoaczenie.)

BolesłaAv W ielki nie zapomina jednak o wpływie sto­

sunków kuiturałno-oświatpwych, których nie usuwą wobeę

(4)

zagadnień polityczno-gospodai’czych na drugi plan, sznie uważając, że kultura narodowa nie mniejszą gra rolę od potęgi politycznej w sprawie przyszłości Narodu i że od niej także zależy jego byt.

Z tego względu dąży Bolesław do jaknajwiększego una­

rodowienia cywilizacji polskiej, a ponieważ rozsadnikiem jej był Kościół, do zupełnie uniezależnienia kościoła pol­

skiego od Niemiec oraz do spolszczenia kleru i wychowania go w duchu odporności i tężyzny narodowej.

Pragnąc położyć raz koniec mieszaniu się Niemców w sprawy Słowian, jak również i zapewnić Polsce miejsce naczelne wśród ludów słowiańskich, podniósł Bolesław Chro­

bry myśl stworzenia imperjum słowiańskiego ze wszystkich ziem od Elby do Dniestru, od zatoki Ryskiej do ujść D u­

naju. Monarchja taka mogłaby się zwycięsko mierzyć z si­

li: cesarzów rzymsko-niemieckich i dawała narodowi pol­

skiemu sposobność do ogarnięcia swemi wpływami całej Europy wschodniej'. Łatwo zaś przychodziło, podbiwszy lu­

dy słowiańskie, utrzyma:'1 je w jedności, różnice bowiem ję­

zykowe były nadzwyczaj nieznaczne, a plemiona te, które nie tworzyły jeszcze narodowości i pod względem społecz­

nym niżej stały od Polaków, mogłyby przy tej okazji zjed­

noczyć się z narodem polskim, wnosząc w życie polskie nowe pierwiastki, młode społecznie i świeże. Opór też tej myśli stawiały nie ludy, lecz tylko książęta, broniąc swojej władzy, wbrew rdzennym interesom swoich krain. W myśli Bolesława Chrobrego nie było zaborczości, było to zrozu­

mienie tylko potrzeb Słowiańszczyzny, którą chciał ujrzeć zjednoczoną pod prezydencją Polski. Nie uciskał on ludów, lecz wnosił wszędzie nową a wielką ideę związku sło­

wiańskiego, opartego na unji personalnej młodych, tworzą­

cych się dopiero narodów i państw, czego przykładem bę­

dzie jego stosunek do Czech i jego próby zbudowania gmachu niepodległości czeskiej i złączenia tego narodu z polskim na zasadach unji i równorzędności ludów. A że nie starał się Bolesław o ujarzmianie Czechów, lecz tylko chciał ich bronić przed Niemcami, dowodem tego będzie na zawsze fakt, że gdy nie udały mu się jego projekty cze­

skie z powodu rywalizowania z nim dawnej dynastji cze­

skiej, która odebrała kraj ten Bolesławowi, to sam król polski szukał pokoju ze swoimi przeciwnikami z Pragi, w celu wspólnej walki z Niemcami.

Dla zapewnienia Polsce rozwoju potęgi i znaczenia mocarstwowego, wytknął on narodowi kierunek ekspansji narodowej i określił nasz stosunek do Wschodu i Zachodu.

Bolesław Chrobry, mądry i przewidujący polityk, od­

czuł i zrozumiał misję dziejową i zadania Polski. Wiedział

(5)

on, że Polska musi byt* państwem Zachodu, że nic może ona przesunąć się ku Wschodowi, bo to stałoby się przy­

czyną jej upadku. Polacy bowiem są narodem o charakte­

rze dużej samodzielności i swobody indywidualnej, są o- gromnie ruchliwi i przedsiębiorczy, podobnie jak i wię­

kszość szczepów Zachodu. A ponieważ rozumiał król, że narody wschodnie, odznaczając się i natury już, wielką biernością, tylko wtenczas mogą stać- się potężnemi, jeżeli posiadają energicznych, absolutnych władców, prz.do też słusznie obawiał się o to, ażeby destrukcyjne wpływy wschodnie nie zakaziły duszy narodowej i nie zai; .ircfcizo- wały ludu, który nie znosił żadnej ostrej władzy nad sobą i słuchał tylko tej, która mu odpowiadała.

Wychodząc z tego założenia, kierował Bolesław eks­

pansję polską na Zachód, a ponieważ granica niemiecka by­

ła dla wpływów polskich zamknięta, wyznaczył on dwie dla nich drogi.

Pierwszym szlakiem morskim miała iść ekspansja naro­

dowa na północo-zachód, nad Bałtyk i morze Północne, ogar­

niając swym wpływem wszystkie plemiorgi zachodnio-sło- wiańskie. Tą drogą miała się Polska komunikować z Europą zachodnią, a zwłaszcza z Francją. Druga linja prowadziła na południe i południo-zachód, mając na celu wzmocnić autory­

tet Polski w krajach bałkańskich, oraz przygotować odpo­

wiednie warunki dla nawiązania stosunków polskich z Rzy- mem i Włochami.

Mimo to jednak, nie zapominał Chrobry o Wschodzie i wpływy polskie tam szerzył. Uważał 011 , że, chociaż Polska jest krajem cywilizacji zachodniej i do państw zachodnich na­

leży, to jednak i o Wschodzie musi ona pamiętać w celu po­

mnożenia narodowej siły, musi wciągać tamtejsze ludy sło­

wiańskie w życie swojego typu, naginać je do ducha Zachodu i asymilować powoli, nie zatracając jednak swojego chara­

kteru narodowego i nie wyrzekając się swojej pracy na Za­

chodzie. Bez Zachodu bowiem istnieć Polska nie może, Wschód pozwoli jej rozwinąć twórcze zdolności narodowe i zużytkować całą energję. W edług tej prawdy postępował zawsze Bolesław. Kierując większą część pracy narodowej na Zachód, dążył on jednocześnie do cywilizowania się Polski, do jej uprzemysłowienia i zbogacenia, do jej rozwo­

ju mocarstwowego i narodowego. Szerząc zaś, wprawdzie nie z takim naciskiem, wpływy i władzę polską na Wscho­

dzie, hartował król naród polski, zaprawiał go do rywali­

zacji narodowej i czynił odpornym na reakcje innych lu­

dów i ich charakteru. To też, jakkolwiek nie powiodły mu się próby zjednoczenia Słowian, stworzył on wielkie i po­

tężne mocarstwo i wykonał ogromną część planów swoich,

a co najważniejsze, połączył (wprawdzie nie na długo, bo

(6)

następcy jego nie wykorzystali tego) Lechitów pogan z Lechitami-chrześcijanami, rozszerzył wpływy polskie i zbu­

dował państwo od Łaby do Dniepru, pierwsze europejskie­

go znaczenia i potęgi państwo słowiańskie.

A gdy z jednej strony starał się Bolesław zabezpie­

czyć powagę Polski na gruncie międzynarodowym, to z dru­

giej dążył on do tego celu przez organizowanie państwa na sposób zachodni, przez budowanie wewnętrznego gmachu państwowego, opartego na zasadach sprawiedliwości i pra­

wa, a doskonale i sprawnie odministrowego.

Bolesław Chrobry zaraz na wstępie swych rządów za­

jął się sprawą stworzenia systemu skarbowego, urządze­

nia wewnętrznego kraju i zorganizowania obrony państwo­

wej. Myśli te wyprzedzały o wieki całe ówczesne pokole­

nie i były jedynym z rzutów genjuszu, Chrobrego w przy­

szłość, jednym z punktów jego testamentu państwowego. Na tle tych urządzeń zarysowuje się wyraźnie ogromny talent organizacyjny króla. Doprowadza on ziemie swoje do stanu kwitnącego, wzbogaca ludność, cywilizuje państwo, prowa­

dząc jednocześnie •wytężoną pracę chrystjanizacyjną.

Takie są zasługi Bolesława około założenia państwa polskiego, niemniejsze są również jego zasługi czysto naro- dowo-polskie. Bolesław Chrobry przyspieszył proces two­

rzenia się narodu i doprowadził do skutku zjednoczenie ple­

mion lechickich w jeden Naród polski, świadomy swych za­

dań i obowiązków dziejowych.

Prowadząc wojny o niepodległość kraju, łączył orga­

nicznie wielki ten król wszystkich Polaków i zagrzewał ich do czynu w obronie wspólnej wolności. W walkach tych krzepnęła powoli myśl jedności polskiej, utrwalało się po­

czucie narodowe, zapalały się serca dla wspólnej sprawy i tworzyła się Jedność polska. I to największa jest jego za­

sługa dla naszego plemienia.

A uwieńczeniem całej jego działalności, apogeum jego polityki jest koronacja królewska, która wielkie dzieło Bo­

lesława utwierdziła i stygmatem wielkości przypieczętowała.

Podziśdzień myśli Bolesława nie straciły na swej war­

tości, lecz żyją i żyć będą, bo są wielkim testamentem potężne­

go władcy, wyznaczającym prawą a prostą Narodowi drogę do wielkości i potęgi. Drogo, bo długoletnią niewolą przypłacili- śmydawną politykę Polski, która zerwała z zasadami bolesła- wowskiemi. Tylko wtenczas będziemy wielkim narodem, gdy myśli te będziemy wcielali życie, tylko wtenczas zdo­

będziemy sobie znaczenie, spełnimy nasze obowiązki wzglę­

dem tradycji i względem ludzkości, gdy słuchać będziemy nieśmiertelnych wskazań tego, który jest najwyższem wcie­

leniem instynktu sr.mosachowcsego narodu, szczytem jego

(7)

-

7

mądrości i rozumu, przez Bolesława Chrobrego bowiem przepłynął najgłębszy nurt ducha narodu, strumienie krwi bohaterskiej, czystej i ofiarnej, a w sarkofagu jego mieszka wielka cząstka genjuszu i nieśmiertelności Polski.

Wl. Kam iński. KI. V III.

Niebezpieczeństwa niemieckie w literaturze polskiej.

(D okończenie).

W XV w. n ikn ie niebezpieczeństwo niem ieckie . Krzyżactwo jest już za słabe, by m ogło wyciągać oręż przeciw ko m ocarstwu Jagiellonów . Bitwa pod G runw aldem druzgoce potęgę krzy­

żacką.

O sadnictw o niem ie ckie po w ypędzeniu A lberta nie p o d n o ­ si więcej czoła, zajm ując się ty lk o handlem . Słabnie też liczbo­

wo i łatw o się asym iluje. Tym czasem je d n a k wzrasta coraz bar­

dziej uśw iadom ienie narodowe, potęguje się dum a narodowa, która nie może ścierpieć objaw ów cudzoziem czyzny lub zależności od innych państw. W ybitnym przedstawicielem uśw iadom ionego narodow o społeczeństwa jest pierwszy znako­

m ity św iecki pisarz Jan O stroróg, k tó ry chlubi się tem , że jest Polakiem i sarka na cudzoziem skie obyczaje i nawyki.*

W słynnem swym dziele p. t : „M e m o rja ł w sprawie uporzą d ko ­ wania R zeczpospolitej" oburza się on na to, że „ku wzgardzie króla, ku poniew ierce m ożnych panów i ku niesławie całej wo- góle społeczności szlacheckiej" istnieje zwyczaj szukania sp ra ­ w iedliw ości w M agdeburgu, „ja k gdyby w całem naszem k ró ­ lestwie nie znalazł się ani jeden spraw iedliw y i biegły sędzia, jakgdyby nam brakow ało m ężów m ądrych, ^ro ztro pnych i w y­

kształconych". N aw ołuje więc O stroróg do zrzucenia tej „hańby sprośnej" i zaklina, by nie kalano się więcej ty m brudem . K r y rykuje rów nież znakom ity pisarz głoszenie kazań w ję zyku n ie ­ m ie ckim . „N iechaj uczy m ów ić po polsku ten, kto chce w Pol­

sce m ieszkać". W całem swem dziele stoi Ostroj-óg na straży spraw narodow o-polskich, baczy, by nie czyniono uszczerbku g o d ­ ności Polaków i Polski, a w pierwszej m ierze naw ołuje do u s u ­ nięcia z siebie wszelkich śladów niem czyzny.

Przez cały w iek XVI i XVII nie doświadcza Polska niebez­

pieczeństwa niem ieckie go. W XVIII je d n a k w ieku następuje w zm ożenie się państwa pruskiego, które w espół z flu s trją i Ro­

sją dokonyw a rozbioru Polski. Zagarnąwszy pod swoją władzę część Polski, jął się Prusak usilnej pracy zupełnej zagłady p o l­

skości na ziem iach swego zaboru. Zaprowadza wszędzie n ie ­ m iecki język, niem iecką ^ m in is tra c ję , n ie m ie ckie prawa. Z apro­

wadza ścisłą ko n tro lę nad dziedziną um ysłow ą i m oralną spo-

(8)

łeczeństwa, ustanawia cenzurę pism , germ anizuje szkoły, a wresz­

cie stosuje przym usowe wywłaszczenie Polaków. Cały w iek XIX, a szczególnie okres popow staniow y jest w idow nią usilnego tę ­ pienia polskości na ziem iach zaboru pruskiego. Bogata i różnorodna literatura tego w ieku głośnem echem odpowiedziała na głos um ęczanej braci w zaborze pruskim . Szczególnie jed n a k pozytyw izm , któ ry wszechwładnie zapanował po r. 1863, w m yśl swoich celów był w ierneni odbicie m w szel­

kich objaw ów ucisku w zaborze pruskim . Nie pozostał rów nież o b o ję tn ym na tę sprawę i rom antyzm , ujął go jed n a k ze swego sta­

nowiska. Zauważyć przy hem należy, że kie ru n e k ten, którego rozkw it przypada na czasy po pow staniu 1831 r. nie czuł po serdecznem nawet przyjęciu wówczas przez N iem ców bohaterów ostatniej w ojny poiskiej o niepodległość, specjalnej niena­

wiści do państwa germ ańskiego, upatrując przedewszystkiem w Rosji głów nego zaborcę. Ja ko kierunek jednak, czerpiący nat­

chnienie z epoki średniow iecznej, szukał często m otyw ów w b o ­ haterskich zmaganiach się Polski i Litw y z Krzyżakami, Największe znaczenie z tych utw orów posiada „Graży- n a “ i „K onrad W alle n ro d ' M ickiewicza. U tw ory te, przedstaw ia­

jące zapasy L itw in ó w z Krzyżakami i uw ydatniające m ęstwo dzielnych Litw inów , przenosiły myśl rodaków w te czasy, kiedy ani plem ię germ ańskie, ani n ik t inny nie panował nad Polską, a wszelkie zakusy Krzyżaków rozbijały się o żelazne tarcze ry­

cerzy polskich. W skrzeszony obraz XIV w. m iał na celu ubudzić w rodat^ach „daw ne serca bicie i dawną w ielkość duszy", by choć „chw ilę jedną tak górnie przeżyli, ja k ich przodkow ie n ie ­ gdyś całe życie".

Największy ucisk zapanował w zaborze pruskim po r. 1863.

Rok ten, zwiastujący rów nież schyłek rom antyzm u a rozkw it p o ­ zytyw izm u, oznacza, też zw rot w ujęciu sprawy polskiej pod za­

boram i W myśl zasad now ego kie ru n ku literatura popow stanio­

wa je st w iernem odbiciem stosunków i potrzeb polskiego spo­

łeczeństwa.

Sprawą polską pod zaborem pruskim zajm uje się w ielu p i­

sarzy. W śród nich — na pierwszem m iejscu H enryk Sienkiewicz.

A czko lw ićk Sienkiew icz udziału w życiu politycznem nie brał, to jednak, uważany powszechnie za pierwszego obyw a­

ła Polski, nieraz był wobec zagranicy orę d o w n ikie m sprawy polskiej. Jego „list do baronow ej S u ttn e r14, je g o „L is t otw arty Polaka do m inistra ro syjskie g o ", jego ankieta o wywłaszczeniu, to protest całego narodu polskiego przeciw ko gw ałtom i krzy­

w dom , doznawanym pod zaborczem i rządami. Rozum iał S ie n kie ­ wicz, że w jego ręce składa naród polski obronę swych naj­

świętszych praw, że uważa go za swego duchow ego wodza,

i chcąc w ypełnić w ielki swój obowiązek, nie ogranicza się do

napisania i podpisania kilku odezw, le ^ f całą tw órczość swoją

poświęca służbie dla narodu polskiego. W tej pracy wydatną

część zajm uje ośw iecenie spsuwy poiskiej w zaborze pruskim .

(9)

Krzywdy i gwałty, doznawane przez Polaków w zaborze pruskim , zostały najlepiej przedstawione w „B artku Zw ycięzcy", w dziejach tytułow ej postaci noweli. Kiedy wybuchła wojna w zię­

to Bartka do w ojska i kazano m u „g rzm o cić Francuza". Bił się dzielnie. I ja k nie m iał dzielnie walczyć, kiedy go „u św ia d o m io ­ n o *, że bije się w obro n ie ojczyzny, jak nie m iał czynić srogich spustoszeń wśród wrogów, kiedy m u zagrali hym n polski — na dźw ięk marsza „Jeszcze Polska nie zginęła" Polak wszędzie p ó j­

dzie! A kiedy, obdarzony m edalam i, w rócił do swej w ioski, to coraz to nowe krzywdy go spotykały, a t wreszcie wyzuto go zu­

pełnie z roli ojczystej. I w chm urny, jesienn y poranek B artek ze sw ojem i m edalam i i z torbą za pazuchą szedł... szukać le p ­ szej doli.

Lecz wszystkie te gwałty, zadawane Polakom , ustąpiły w cień przed największą zbrodnią, ja kie j dopuścił się rząd pruski, germ anizując przem ocą m łodzież polską. W now eli p. t.

„Z pam iętnika poznańskiego nauczyciela“ przedstawia S ie n kie ­ wicz, ja k niem ieccy nauczyciele starają się w szelkiem i spo­

sobam i przerobić na swoją m odłę uczniów polskich, nie baczęc na to, że polska dusza ucznia m oże w obcej atm osferze ty lk o skarleć, a przym usow e niem czenie prowadzi do losu, jakie g o * doznał nieszczęśliwy bohater utw oru.

D robne te utw ory były gruntem , na k tó ry m pow stało w ie l­

kie epos narodow e — Krzyżacy. Obraz przeszłości, k tó ry w y­

krzesał czasy m ocarstw sw ej Polski Ja g ie llo n ó w , ukazał w szacie historycznej jeszcze raz właściwe oblicze germ aństwa — jego podłość i ohydę, a odzw ierciedlając dni chwały i triu m fu Pol­

ski w ie lkie j i niepod ległej nad zakonem te u to ń skim wskazał na fakt, żew ielki naród ja k polski zginąć nie m oże i że „jeszcze Polska nie zginęła*.

S tosunkam i n ie m ie cko -p o lskie m i zajm ow ał się gorliw ie Prus, któ ry pośw ięcił tej sprawie dużo artyku łó w publicystycz­

nych, ja k również w iele m iejsca w swej pow ieści i now eli, flu to r

„P la có w ki" zajm uje się kwestją niem iecką ty lk o w zaborze ro ­ syjskim , a sprawa ta znajduje pełne ja k i bezstronne ośw ietle nie. N iem ców osiedlonych w zaborze pruskim dzieli Prus na trzy ka- tegorje. pierwsza z nich to ci, którzy osie d lili się w m ieście i dostali się do ośrodka kulturalnego życia polski. Łatw o się oni asym ilują, stają się nieraz najlepszym i obyw atelam i kraju i zasługują na pełny szacunek. M inzlow ie i Katz w „L a lce * ra­

zem z „p ielgrzym am i p o ls k im i*, idą walczyć za w olność wę­

gierską, z całej duszy nienawidząc „szwaba". m M ile ro - wie z „Zem sty* oburzają sią na skierow ane przeciw ko P olakom prawa i gotow i są szukać odw etu. S onntagow ie bronią Polaków

przed zachłannością niem iecką. '

Druga grupa, bardzo nieliczna, to je d n o stki, które poczu­

wają się do odrębności narodow ej, lecz, znajdując się na poi-

(10)

skiej ziem i, chcą współżyć i w spółpracować z ludnością polską.

Takim jest np. nauczyciel z „P laców ki" i B ohm e z “ Powracającej fa li".

Trzecia wreszcie najliczniejsza grupa, to ci osadnicy n ie ­ m ieccy, którzy, faworyzowani przez rząd rosyjski, osiadają na ro ­ li, nie zdradzają żadnej dążności do asym ilowania się, a wobec ludności polskiej zachowują się zaczepnie, wyzuwając często polskich właścicieli z ich m ajątku.

Obrazem tej kolonizacji, stanowiącej poważne niebez­

pieczeństwo dla Polski jest „P laców ka". W utworze tym widzi­

my, ja k koloniści niem ieccy wydają w ojnę chłopu polskiem u, chcąc go wszelkim sposobem pozbawić ojcow izny. Nie udaje im się jednak dopiąć celu. Zbyt silny jest bow iem instynkt chłopa, by go nawet gwałt i nieszczęścia m ogty z roli w yru g o ­ wać. ft jeśli chłop w przystępie rozpaczy gotów jest już odstąpić swą rolę N iem com , to wówczas nie pozw oli na to żona jego, nie pozwoli rodzina, nie pozwolą sąsiedzi, którzy mogą się między sobą kłócić i sprzeczać, ale nie pozwolą zm arnieć rodakow i na korzyść znienawidzonych przybyszów.

C hłop polski jest najlepszą placówką polskości.

Podobnym typ e m do H am m erów z „P laców ki" jest fld le r w „Powracającej fa li", który, wyzyskując w ohydny sposób ro ­ b o tn ikó w polskich, dorabia się w ielkiego m ajątku. Lecz i on

• doczekał się kary: fala przezeń wzniecona — powraca.

Sprawą niem iecką w Polsce interesowała się również Ko­

nopnicka. W now eli p t. „N iem czaki" interesuje się autorka zagadnieniem , czy duszę polską można zniemczyć. Dwaj m łodzi chłopcy, w ychowani w kulturze n iem ieckie j, zdają się być zu­

pełnie „n iem czakam i" i są z tego pow odu pogardzani przez dziadka, któ ry nienawidzi wszystKich tych, co idą „z łokcia na ło k ie ć ". O kazuje się jednak, że w m łodych „niem czakach"

nie zgasł ogień duszy polskiej i m łodzi wracają na ło n o swej m atki — ku ltu ry polskiej.

A utorka „N iem czaków " jest rów nież twórczynią Roty, pieśni d u m y i g o d n o ś c i n a r o d o w e j . Za wszystkie gwałty i cierpienia, ja kie germ aństwo zadawało Polsce od najdaw niej­

szych czasów, pow inien naród polski „skruszyć krzyżacką za­

w ieruchę", by już w przyszłości żaden „N ie m ie c nie pluł Pola­

kow i w twarz i nie germ anił jego d zieci".

Kiedy po długich latach niew oli zajaśniała nowa jutrznia zm artwychwstania Polski, a nad ziem ią niegdy polską znowu za- łogotała chorągiew biało-czerwona, niebezpieczeństwo n ie ­ m ieckie jednak nie m inęło. Sąsiad z nad zachodniej granicy nie p o ­ godził się z myślą utracenia zagarniętych ziem polskich i nie za­

pom niał o swem odwiecznem „D rang nach O sten". Dla litera­

tury polskiej pow stało zadanie um ocnien ia duchow ego znowu

złączonych pod sztandarem ojczystym ziemie dawnej Polski, od-

(11)

-

11

-

\

krywania wszelkich grożących niebezpieczeństw i uświadam iania ro ­ dakom , że „Polska to wielka rzecz". W tej twórczości, znowu tak zwią­

zanej z kwestją niem iecką, pierwsze m iejsce zajm uje „W ia tr od m orza", pieśń o Pom orzu polskiem , które po tak długiej nie­

w oli złączyło się wreszcie, choć znacznie uszczuplone, z m a ­ cierzą. Przedstawia Ż erom ski w sym bolicznych obrazach niedolę tego kraju, od czasów przedhistorycznych znoszącego niedolę najazdów i niew oli niem ieckie j. G nębili ten kraj N o r­

m anow ie w zam ierzchłych czasach. Pławili się w m orzu krwi Pom orzan Krzyżacy, którzy, przyjęci gościnnie przez księcia poi- skiego, przybyli tu, by pod wodzą, Herm ana Dalka z ło iy c hołd Szatanow i-S m ętkow ski i pastwić się nad ludnością polską.

Na tle opisu przeszłości snuje Ż e ro m ski obraz przyszłości tego kraju pod rządami polskiem i. N iem cy nie dbali o kraj ten.

utwierdzali lud p o m o rski w ciem nocie, nie szerzyli tam ku ltu ry zachodniej. O becnie Pom orze polskie coraz więcej się p o d ­ nosi kulturalnie i wzbudza nawet podziw u cudzoziem ców którzy chwalą energję Polaków. Lecz i teraz w róg nie śpi. N ie m ­ cy starają się w szelkiem i sposobam i przyciągnąć łudność p o ­ m orską na swoją stronę. Próżne są jednak ich zabiegi. A g ita ­ to ro m n ie m ie ckim , którzv podburzają ro b o tn ikó w polskich, żoł­

nierz polski odpowiada: „N a to m nie wszy żarły, na to głód cierpiałem , by teraz była Polska".

* * *

Jeżeli rzucim y o kie m na całość literatury polskiej, przed­

stawiającej niebezpieczeństwo niem ie ckie u nas, przekonam y się, że wszystkie dzieła propagują jedną ideę: najlepszą sam o­

obroną narodu przed obcem i w pływ am i, jest jego własna siła, nabyta drogą m ozolnej, ustawicznej pracy.

A. Weber. KI. VIII.

Ach ten zegarek!

Kom adzyn 2/X 1925.

...flch m ój Boże! Już w pół do dziewiątej! Co ja zrobię?

M am usiu, m oja złota, niech m i m am usia znajdzie szczotkę, bo nie m ogę się uczesać!

F\ widzisz! F\ m ów ię ci zawsze, że kto rano wstaje, tem u Pan Bóg daje, a jak cię budzić, to... Eh! M atuchna znowu za­

czyna swoje, a biedna córeczka gotowa tym czasem naprawdę spóźnić się do biura...

Cela! M oja kochana! Co ty sobie właściwie myślisz! Rozło­

żyłaś się na całej kanapie i niem a nawet gdzie sukienki p o ło ­

żyć! Przecież ja nie jestem taki próżniak, ja k ty, któ ry nic nie

robi i ogląda się ty lk o na wszystkich .. Patrz, już trzy m in u ty

przeszły, a ja?

(12)

12

-

Z n ie cie rp liw io n a i z zaspanem i jeszcze oczym a biegnie panna Kasia do um yw alni. M łodsza siostra, leniw ie wyciągnięta na kanapie, wodzi za nią w zrokiem u śm ie ch n ię tym , w któ ry m przebija się coś, nakształt politow ania, połączonego z zadow ole­

n ie m z samej siebie; lewą nóżką, założoną niedbale na prawą, wybija ja kiś ta k t na stojącym tuż obok stołeczku...

flle ż to nie żarty, wszak panna Kazia spieszyć się m usi!

W łaśnie stoi o to przed lustrem i czesze odnalezioną już szczot­

ką swe czarne, o jedw abistym połysku w łosy, gdy nagle szpara uchylonych drzwi powiększa s ię .g w a łto w n ie i do p o k o ju wpada w radosnych podskokach mała o przedziwnie w ko lo ry znaczo­

nej sierści psinka — T itina.

Jednocze śnie spada coś niespodziew anego, om a l nie osza­

łam iające go na biedne zwierzątko.

O to ru jn u ją c w je d n e j chw ili cały porządek i ład w p o ko - / ju, w szelkiego rodzaju w ałki, jaśki i poduszki, ba! naw et pan­

to fle , lecą na chybił tra fił w stronę niezbyt zresztą przerażone­

go zwierzęcia, które, m achając radośnie ogone m , znika za drzwia­

m i i unika w ten sposób grożącego m u niebezpieczeństwa.

Przez chw ilę o g ó ln y śm iech, poczem uryw ane zdania i w y­

razy, rzucane w pośpiechu... R ównocześnie i panna Kasia k o ń ­ czy swą tualetę.

Nie! Ja już w ytrzym ać nie m ogę z tem w szystkiem ... Prze­

cież to m ożna oszaleć, człek się spieszy, ja k b y był niespełna rozum u, a tu już dziewiąta dochodzi — woła panna Kasia, s p o j­

rzawszy na zegar... Cela! Dawaj kapelusz! N ie ten. flc h to n ie ­ zdara, zanim ty się ruszysz! flle , ale! Prawda! M am usiu, gdy tu przyjdzie Stefa, powiedz je j, żeby przyszła do m nie, do biura, bo chusteczki jeszcze nie zdążyłam wykończyć... chcę się z nią rozm ów ić.

Jed n ą ręką popychając drzwi, drugą chwyta za to re b kę i wypada ja k w icher. Zrazu słychać je j k ro k i na podw órzu, p o ­ te m odgłos ich cichnie w gwarze ulicznym ...

f l w ślad za te m sprężystem stąpaniem leci niedosłyszane w ołanie tro skliw e j m a tki: Kasiu! a śniadanie?

A ch, Boże drogi, jacy ci ludzie na ulicy są nieznośni! Każ­

dy lezie z nosem , u tk w io n y m gdzieś w przestrzeni, nie usuwa

*ię na bok .. f \ tu naprawdę już późno — m yśli Kasia — żeby ty lk o in żyn ie r nie spostrzegł!

No! Nareszcie! Parę schodów i biuro...

Zgrzana i zadyszana, z zaróżow ioną od pośpiechu buzią wpada do sieni, naciska szybko klam kę...

Inżyniera niem a! F \ ch, ja k to dobrze! flle , co to? Na b iu r­

ku, na paczce papierów do pilneg o załatwienia, spoczywa w ca­

łej okazałości zegarek.

(13)

-

13

-

Tak, zegarek inżyniera, ja kb y nie m y w yrzut za spóźnienie!

Z jasnego tła tarczy uśm iechają się drw iąco dwie, prze­

ślicznie zresztą o d ro b io n e w skazów ki!

Godzina dziewiąta m in u t dwadzieścia.

Ach te n ... zegar!

J. J a ło w ie c k i kl. VII

Szekspir i jego twórczość.

(c. d.)

Rok 1594 sta n o w i ważną datą w h is to rji tw ó rczo ści S zek­

spira. O b c u ją c y z a ry s to k ra c ją poeta p rz e jm u je się je j sm o ­ kie m i zaczyna pisać na w zó r m o d n e g o Spensera. P ow stają m iędzy in n e m i d w ie epopee: „Venus i A d o n is " oraz „L u k re c ja ".

Poezje te z ro b iły w rażenie na w sp ó łcze sn ych i za p e w n iły p o ­ ecie pierw szy w ie lki trju m f. A le on p o zo sta je na szczęście w ie rn y m p o g ardza nem u przez uczonych i p o e tó w d w o rs k ic h d ra m a to w i lu d o w e m u . W ko ła ch a ry s to k ra ty c z n y c h gra on ro ­ lę to le ro w a n e g o , zu p e łn ie zaś inaczej czuje się p o m ię d zy ró w ­ nym i sobie a k to ra m i i d ra m a tu rg a m i. S p e tk a n iu z Ben Jon- s o n e m zaw dzięcza on sw o je n ow e skło n n o ści. N ow y je g o d ra ­ m at cechuje przedew s?ystkiem zd ro w a i jędrna naturalność i zm ysło w o ść, przez u tw o ry te g o okresu przebija się n ie w ą t­

pliw a w esołość i radość ze św iata, w yra sta ją ca z g łę b o kie g o , w e w n ę trzn e g o zad o w o le n ia poety, z a d o w o le n ia ze siebie 3a m ego. Je g o chęć poznania życia w y s tę p u je teraz w cały swej potędze. A rty s ty c z n a o drębno ść i o ry g in a ln o ś ć je g o n a tu ry u- ja w n ia się ca łk o w ic ie . S zekspir odw raca się od o b cych w z o ­ ró w i z zapałem pośw ięca się ża rliw e j i b e zp o śre d n ie j o b s e r­

w acji natury, życia i rze czyw isto ści. Poeta p a trzy się pa nie już nie w z ro k ie m M a rlo w e ’a, lecz sw o im w ła sn ym , i surow o a s k ru p u la tn ie ocenia realność rzeczy, tak, ie fantazja zysku je na b o g a c tw ie i w yra zisto ści, nie tw o rz ą c już, ja k u M a rlo w e ’a, b e zkszta łtn ych , ro z w ic h rz o n y c h i fa n ta s ty c z n y c h postaci. N ie ­ jasna w y o b ra ź n ia M a rlo w e ’a u o g ó ln i? się, jasna S zekspira d o ­ chodzi do in d y w id u a liz a c ji. Poeta staje na tych już w yżyn a ch tw ó rczo ści, gdzie m oże n a jg w a łto w n ie js z e i n ajpotę żniejsze przedstaw ia ć uczucia, nie tracąc je J n a k n a tu ra ln e g o g ru n tu p ra w d o p c d o b n o ś c i pod n o g a m i. W ijlk o ś ć i siła łączą się ze sk ro m n o ścią i serdecznośc ą, k ró tk ie m o n o lo g i o d z w ie rc ie d la ją c h a ra k te ry i zacierają ostre p ie rw o tn ie rysy. K ró lo w ie i b o h a ­ te ro w ie poruszają się ze sw o b o d ą i o ro s to tą , a najid e a ln ie jsza o so b isto ść m iędzy m o n a rch a m i Szekspira, H e n ry k V, n a j­

w z n io śle jszy ze w s zystkich w ła d c ó w , j^ k o ks H einz hula z Fal- stafem i je g o k o m p a n a m i w p o d rzę d n ym szynku, G o rą s o -k rw i­

sty Percy, rycerz bez trw o g i i skazy, drażni s i* z Kasią. Sam o

(14)

14

p o stę p o w a n ie S h y lo c k ’a, k tó ry nosi g ro te sko w e cechy i n a j­

bliżej stoi Ryszarda III, je st s iln ie _ u m o tyw o w a n e i nosi z u p e ł­

nie inne piętno, niż m a rlo w e js k i Zyd z M a lty . S zekspir nie p o ­ zostaje zd u m io n y i u p o jo n y w lasnem l kre a cja m i, ale stara się je zrozum ieć i pojąć. Poważnem u i p a te tyczn e m u um ie dodać d e lika tn e g o h u m o ru i ko m izm u , h u m o rystyczn e m u i k o ­ m icznem u daje pow ażniejszy ko n tu r. Tragizm i h u m o r, w z n io ­ słość i pow szedniość nie oddzielają się od siebie, lecz, prze­

ciw nie, p rze n ika ją zię w zajem nie.

Szekspir staje się w tym czasie o b se rw a to re m , w szystkie- mi organam i w ch ła n ia ;ącym w siebie św ia t cały, staje się żąd­

nym fo rm o w a n ia i p o sta cio w a n ia realistą. Ale on nie patrzy się na ziem ię i byt, ja k A rjo st, on nie widzi tu ta j w id o w is k a , k tó re go ty lk o ja k o a rty s tę obchodzić m oże. Ś w iat dla niego, są to rzeczyw iści ludzie, k tó ty c h tra g e d je i k o m e d je ro z g ry w a ­ ją się przed nam i, ludzie tacy, jak on. Ból, k tó ry grozi im , grozi i je m u , a eo przynosi im szczęście, je m u rów nież daje to sam o. Z ich postę p o w a n ia w yciąga on ważne w n io ski, jak ma k ie ro w a ć swem życiem i jak ma się tu ta j, na ziem i, u trz y ­ mać, urabia sobie pojęcia na św ia t i m oralność, k tó re sa m o ­ ro d n e i o d rębne noszą p ię tn o i b ezpośred nio się w je g o p o ­ ezji u ja w n ia ją . S ztuka je g o nie ma w tej epoce głębszej is to ­ ty, duch tw ó rczo ści p o d o b n y jest do ducha M ach ia ve ll’ego, M orusa i M o n ta ig n e ’a, duch m ądrości życio w e j i dośw iadcze­

nia, duch p ra k tyczn o ści i czynu. N ieubłaganie w alczą ze sobą ludzie i idee, in te re sy i nam iętno ści ludzkie, i co jeden z d o ­ będzie, to drugi utraci. Każdego nęcą uciechy ziem skie, m i­

łość, bogactw a, zaszczyty, sława i potęga, ale najzaciętsza w a l­

ka w yb u ch a o k o ro n ę i tro n . Z w y c ię s tw o przypada cnocie i_ zd o ln o ścio m , sile, odw adze i m ęstw u, m ądrości i s p ry to w i.

Ś w ia d o m o ść tego uspakaja poetę. O n w idzi, że św iat je s t r o ­ zum n ie urządzony i sam pragnie zakosztow ać p rzyjem nośęi zie w s k ic h . Uakiś o p ty m iz m o b ja w ia się w ty m czasie u niego, a je g o zapatryw ania na człow ieka m ają w sobie coś m iłe g o i u jm u ją ce g o . Przeważa radość i zad o w o le n ie ze siebie, s w o ­ jego zd ro w ia i szczęścia, ze sw o je j odw agi i śm ia ło ści, z m y ­ sło w o ści i m ądrości, siły i m ęstwa. O dnosi się on z niechęcią do te try k ó w i b ig o te rji, a ' iro n iczn ie szydzi z tych , co się rozkoszy życio w ych zrzec m ogą i ucieczkę od św iata głoszą.

Jasno i stanow czo w ys tę p u je głębszy i szlachetniejszy in d y ­ w idualizm odcienia g erm ańskieg o przeciw ko w ło s k ie m u in d y w id u a lizm o w i egoizm u. Z a b ó js tw o p o lity c z n e nie znajduje w nim o b ro ń cy: św iętem niech będzie b o w ie m pra w o i życie każdego, znienaw idzoną w szeika sam ow ola i o k ru c ie ń s tw o , b ru ta ln o ść i gm inna zw ierzęcość. W ie lk i i szlachetny czło w ie k Szekspira osładza in n ym w alkę życiow ą, uznaje prawa wszyst- kiuh i dąży do zw ycię stw a nie nienaw iści, lecz p rzyja źn i i c n o ty .

W tych latach kończy poeta swoje dramaty z cyklu hi-

(15)

15

s to rji A n g lji. M acchiavelli i G uicciardini we W łoszech, a A ugust de Thou we Francji, w yrzu cili suchą m e to d ę kro n ika rską z d zie jo p isa rstw a i nauczyli rozum ieć w za je m n y zw iązek fa ­ k tó w i przyczyn. Taki też cha ra kte r nosi poezja historyczna Szekspira. O na szuka przyczyn u p a d ku i zw ycięstw a k ró ló w i narodów , a ego d ra m a t jest księgą m ądrości p o lity c z n e j, rozum u i dośw iadczenia. B ezw ątpie nia od p o e ty oczekiw ać m ożna ty lk o tak>ego pog lą d u na h is to rję ,’ ja ki r r ó g ł dać w iek XVI, nie zaś najgłę bszych badań now szych czasów. Ja k o p ra w d ziw y a d ept renesansu, staw ia S zekspir na pierw szem m iejscu p o lity k ę , ja k o oś w yp a d kó w , usuw ając na dalszy plan stosunki fin a n so w e i socjalne. A d ra m a t jego jest w p ie r­

w szym rzędzie dram atem ch a ra kte ró w . Są to je d n o a tki, któ re tw orzą h is to rję i trz y m a ją w rę ku losy n a ro d ó w . J a k w tu rn ie ­ ju, walczą one ze sobą, ty lk o już nie zręcznością i siłą fiz y c z ­ ną, a w e w n ę trzn e m i zd o ln o ścia m i. Ryszarda III gubi w łasne zaślepienie i słabość, w zniosłe m arzenia śre d n io w ie czn e u je ­ go łasce u Boga. Z am iast m ieć przed oczym a rzeczyw istość, pogrąża się on w m is tycyżm ie i w ierzy w cuda i w ielki® zna­

ki. Je st on p iłk ą w rę ku bezw zględnego p o lity k a B o lin g b ro k e ’a.

.R o m e o i J u lja ", m istrzo w skie d zie ło te g o okresu odra- zu zyska ło na sła w ie i pop u la rn o ści. Po raz pierw szy bow iem rozw ija poeta w tej pieśni trju m fu m iłości najgłębsze, n a jp o ­ tężniejsze i n a jisto tn ie jsze , co m oże dać św iatu: sw oją w ielką sztukę w od zw ie rcie d la n iu do najw yższego stopnia ro zn a m ię t- nioneg o uczucia, k tó re g o w ta k ie j praw dzie i naturaln ości p o ­ ezja dotąd nie znała. W tem a rtystyczn e m przt dstaw ieniu u- czuć opano w anego z m ysło w ą m iłością c zło w ie ka leży cała w artość i istota te g o arcydzieła. Żadnego innego zadania nie ma tu artysta, jak uzew nętrznianie p ija ire g ra w itu ją ce j e ro ty k i.

J a k każda nam iętność posiada u Szekspira d e m o n iczn y, dzi­

ki charakter, tak i to uczucie jest jakąś pie rw o tn ą siłą p rz y ­ ro d y , któ ra nakazuje czło w ie k o w i zapom nieć o w szystkie m , co nie może lub nie jest w stanie jej z a d o w o lić Potężny pęd do połączenia się z ukochaną z o b o ję tn ia go na strach i grozę śm ierci. N am iętność czyni z m ego bohate ra , trju m fa to ra nad życiem i śm iercią, zw ycięzcę przeznaczenia. N iem a nic w spa­

nialszego, nic w iększego i g w a łto w n ie jsze g o nad obraz czło ­ w ieka, żyjąceg® w jej ogniach, Je) oddany, czuje on całą rozkosz bvć sobą, korzysta ze w szelkich uciech życiow ych Ca­

ła radość pow szechna, sw obodna zm ysło w o ść i naturalność ro zb a w io n e g o czło w ie ka renesansu o b ja w ia się w najczystrzej swej fo rm ie w „R o m eu i J u lji“ . Sam poeta jest p ija n y m ba- chantem : chce ty lk o używ ać. D ziew iętna sty w iek m o ra liz a to r­

ski i realnie „te n d e n cyjn y*1, k tó ry po latach czterdziestych

hasło .sztu ka d!a s z tu k i" p o tę p ił, znalazł i w S zekspirze p o ­

etę te n d e n cyjn e g o i nauczającego, m o ra listę , sędziego o b y ­

czajów. Dla 19 w moralizator, „poeta sumienia" więcej często­

(16)

16

k ro ć znaczył, n i m istrz-a rtysta , Lecz S zekspir za bardzo jest a g n e s ty k ie m , a je g o dążenia zanadte są s kie ro w a n e na w i­

dzialne i zm ysłow e, ażeby ten sąd m ó g ł się u trzym a ć. Za m a­

ło p o jm o w a n o wów czas różnicę p o m ię d zy poetą te n d e n c y j­

n ym a ś w ia to p o g lą d o w y m , p o m ię d zy m yślą cym a z a m y ś lo n y m , a zanadto sądzono -w ó rc ó w w e d łu g ich, „z a m ia ró w , p rz e k o ­ nań, p o g lą d ó w '1. S zekspir jest za m yślo n ym , ś w ia to p o g lą d o w y m poetą, natarą samą już przez się w ie lką , k tó ra nie pozostaje przy p o w ie rz c h o w n o ś c i zjaw isk, lecz stara s>e w n ikn ą ć w is to ­ tę rzeczy. Bez ta k ie g o zam yślenia nie ma p ra w d ziw ych w ie l­

kości lite ra ckich S zekspir nie chce, ja k D ante, po p ra w ia ć i na­

wracać, w yrażać idee i te n d e n cje lub m oralne p rzekonan ia — lecz w sw oje postacie przelew a ducha i całą wiedzę sw oją.

Tak w y s o k o należy stawiać i oso b istą w ie lk o ś ć S zekspira, ta k w y s o k o p o d ziw ia ć w je g o poezji najgłębsze i n a jo g ó ln ie jsze w yrażenie życia d u ch o w e g o jego czasów, — tak je d n a k z d ru ­ giej s tro n y nie m ożna p o m in ą ć fa k tu , że św iat m yśli i p o zn a ­ nia 16 w., p o ró w n a n y z naszym , do pew neg o sto p n ia z n a jd u ­ je się w sta n ;e n ie w yko ń cze n ia i chaosu. Z m y s ły przew yższa­

ją ducha. I d la te g o nie m o że m y w tw ó rczo ści S zekspira zn a ­ leźć w yrazu najw yzszej in te l gencji. Często się uważa S zekspi- za p o e tę m o ra ln ę g o po rzą d ku św iata, ale zdanie to u trzym a się ty lk o z o g ra n icze n ia m i. Przerabia się tem adepta 16 w. na dziecię 19 stulecia, na ucznia Kanta, na zw iastuna nauki m o ­ ralności, któ ra zyskała pochw ałę i uzn a sie w ieku re w o lu c y j i n ow ych p rądów duch ow ych , w ieku, k tó ry , n ie ia d o w o lo n y z d o g m a tó w ko ście ln ych , u cie k ł s ę do e ty k i i s p ra w ie d liw e ­ go, m ądrego, prastarego Boga, któ re g o m ia ły one usunąć z re- lig ji, p rz y w ró c ił do „d a w n y c h " praw boskich. Ale pozornie estetyczne poję cie tragicznej w iny i p o k u ty w gruncie rzeczy nie b y ło n^czem w ięcej, ja k pojęcie m m o ra ln o ści i ja k o ta k ie nie odegrało żadnej roli w tw ó rczo ści Szekspira. N a tu ra lis ty c z n y i is to tn ie m echaniczn y św ia to p o g lą d p o e ty w ystę p u je najostrzej i n a jw yra ziście j w „R o m e u i J u lji“ . Na św iecie p anuje n ie u s ta n ­ na w alka sił m iędzy sobą. W iększa siła zw ycięża. Co je d n a k pod tę fo rm u łą n ;e da się ująć, pozostaje, ja k o przypadek, los, ja k o szczęście lub nieszczęście: śm ierć Romea i J u lji m ia ­ ła sw oje n aturaln e p rzyczyn y w stosunkach, w ja k ic h oni ży­

li, w niezgodzie p o m ię d zy ro d a m i M o n te c c h i’ch i C a p u le tti’ch i w nieszczęśliw ym zbiegu oko liczn o ści. Żadną m iarą nie ozna­

cza ona Tragicznej p o k u ty za obyczajow e prze w in ie n ie z ich

stro n y. Ż egnają się oni z ty m św ia te m nie js k o poko n a n i,

lecz ja k o zw ycięzcy. W o g ó le nie m ożna przenieść pojęcia

o śm ierci, jakie panuje w poezji X IX w ieku, na tw ó rc z o ś ć

Szekspira. Dla poezji 19 stulecia je st ona skazaniem i karą,

aktem zem sty, niszczącą b łyska w icą obrażone go, „w ie czn e g o *

prąw a m o ra ln e g o ; u Szekspira nic?em zaś innem , ja k rfatural

nym czynem p rz y ro d y i elem enta rn em w ydarzenie m , któ re ,

(17)

17

nie przebierając, d o b rych i złych s p o tyka , D esdem onę i Jago*

na. D la za d o w o lo n e g o p o to m k a renesansu śm ierć nie była tak straszną, ja k dla re fle k s y jn e g o społeczeństw a XIX w , nad kt<4- rem unoszą się harpie m o ra ln o ś c i, a k tó re m u w yd a je się, że śm ierć w tedy ty lk o jest „s łu s z n a ", jeżeli c /ło w ie k na n'ą za­

sługuje. T ym czasem Szekspir uważa, że śm ierć jest k o n ie c z ­ nością życia i na m yśl o tern uśm iecha się sceptycznie: Idzie­

m y poszukać tego, co je s t rm rdzo m o żliw e m . P rzychodzi rr.u na m yśl M a rlo w e ’a M o rtim e r:

D laczego ja m am w ięc narzekać na m ó j upadek?

Bądź zdrow a, księżno m iła, nie o p ła k u j mnie!

K tó ry , w zgardziw szy tym św iatem , ja k w ę d ro w ie c Idzie o d k ry w a ć now e św ia ty, ziem ie.

I kłania się, ja k h szpański p ic rro szubienicy, lub z w ycię ­ ża ją, jak R om eo i Ju lja , któ rzy, u .n i^ ra ją r, o d n a jd u ją i p rze ży­

w ają to, czego najnam ętn ie j szukali, a co jest n a jisto tn ie jsze m i najgłębszem '«h jaźm: najw yższy za ch w yt i n a jw sp a n ia lszy koniec upojenia, śm ierć dla mitoś<ti.

(D. n.)

W ł. K a m iń s k i. KI. VIII.

Z naszego harcerstwa.

* K om enda 1 szej K u tn o w skie j D rużyny h a rce rskie j im . T.

Rejtana. Pracę w ro k u ha rce rskim 1924/25 rozpoczęto 14-g©

września 1924 r.

K om endę d ru żyn y o b ją ł, po ustę p u ją cym druhu Pod- czaskim , druh K arol D ob ński. D rużyna liczyła wtenczas 25 c zło n kó w w d w óch zastępach: „K o g u tó w * i „D z ik ó w * W cią*

gu jesieni liczba czlo n k a w spadła do 23 Z p o czą tkie m pracy w id flć b yło ja kb y osłabienia ducha i znieęhęcerne: na z b ió r­

kach zastępów b ra k o w a ło do 50°/o. na zbiórkach dru żyn y do 39°/0. Siedem nastu obecnych na dw u d zie stu trzech c z ło n k ó w to praw ie stała riorm a. W y ją te k s ta n o w iło ty lk o św ię to Przy-

•p o s o b ie n ia W o js k o w e g o 19-go k w ie tn ia r. ub., w k tó re m d ru ­ żyna brała udział w k o m p le cie . Na radach d ru żyn y zastana­

w iano się nad przyczynam i tego u p a d ku s;l oraz ducha a i za­

radzono złem u Poczęto p ro w a d z ;ć z b ió rk i w sposób bardziej za jm u ją cy, w p ro w a d z o n o w ięcej ruchu i w esołości (czasam i b y ło tej w esołości aż nadto), to też sku te k b y ł n a ty c h m ia s to ­ w y, chociaż jeszcze przez jakie c /te ry m iesiące zdarzały się ro z m a ite a w antury i związane z niem i karne ra p o rty , nagany i t. d

Lecz był to okres przejściow y, praca i karność w zrosły i już w lu tym p rze p ro w a d zo n o oo nsz pierw szy próbę m ło d z i­

ka, k tó rą o d b y ło trzech • d ru h ó w . 11 go stycznia r. b. o d b y ła

(18)

-

18

-

się pierwsza zbió rka d ru żyn y poza o brębem gim nazjum i o d ­ tąd p o w ta rza n o to jaknajczę ściej i na coraz w iększą skalę, tak, że 25-go stycznia, p rze m yka ją c się i przekradają c, d o sta ­ ła się drużyna aż do parku p. Zaw adzkieg o, gdzie n ie sp o d zia ­ nie s p o tk a liś m y .się z IV ta K utnow ską D rużyną.

O żyw ie n ie pracy w drużynie s p o w o d o w a ł n a p ły w o ch o tn i k ó w do dru żyn y m n ie jw ię ce j od m iesiąca lutego. Z p o c z ą t­

kiem m arca do d ru żyn y z g ło s iło się odrazu 20 o c h o tn ik ó w , z k tó ry c h zo rganizo w ano dwa now e zastępy: „ O r łó w “ i „ L i­

s ó w ". Tym czasem dwa stare zastępy p rz y g o to w y w a ły się do próby m łodzika, cześć d ru h ó w ją o d b yła i 15 go marca, b. r.

6 d ru h ó w z ło ż y ło przyrzeczenie.

5 go kw ie tn ia o d b y ły się ćw iczenia po lo w e , k tó re w y k a ­ zały, że dw ie ważne za le ty, w yczucie terenu oraz zm ysł orjen- tacji, są wśród d ru h ó w dobrze rozw inięte.

Na tydzień przed 3-im maja rozpoczęto p rzyg o to w yw a ć się do należytego w ystą p ie n ia w tern ś c ię c ie . W ciągu tego ty g o d n ia odbyła się 'a ra ze m próba m łodzika, k tó rą z ło ż y ło 6 d ru h ó w . 3 go maja drużyna wraz z H ufcem w zięła udział w pochodzie, a następnie w popisach harcerskich.

W m iesiącu m aju pierw sza dryżyna im. T. Rejtana u- rządziła w ycie czki do Ł o w icza (k o le ją ) i do Siem ienie (pieszo).

21-go m aja przed p o łu d n ie m o d b y ły się ćw iczenia H ufca K u tn o w skie g o w p arku p. Zaw id z k ie g o i na o k o lic z n y m terenie.

O godz. 19 ej (7-ej pp ) ro zp o czą ł się dalszy ciąg (w ie czo rn y) tych ćw iczeń, podczas k tó ry c h drużyna popisała się swem w y ­ ro b ie n ie m .

25 go tegoż m iesiąca na m iejsce u stę p u ją ce g o p K ra ­ je w skie g o . z ram ienia Rady P edagogicznej g im n a zju m , o p ie ­ kunem d ru żyn y został p D ro zd o w ski.

W pierw szy dzień Z ie lo n y c h Ś w iątek o d b y ło się przyrze­

czenie, do k tó re g o stanęło 6 d ru h ó w P opołu dniu tego same go dnia część d ru ż y n y p e łn iła służbę podczas św ięta s p o rto ­ wego gim nazjnm .

7 go czerwca z ro b iła drużyna w ycieczkę do Tom czyna (k o le ją i w ozam i), aby wziąć udział w uroczystości p o św ię ce ­ nia p ro p o rca ta m te jsze j drużyny.

21-go czerw ca o d b yła się o sta tn ia zb ió rka w ro ku h a r­

cerskim 1924 25.

S tan liczebny drużyny w yn o sił: 14-go września r. ub. — 24, dn. 21-go czerwca r. b. — 46. W ciągu ro ku p rz y b y ło ogółem 28, u b y ło 7. H irc e rz y ze s to p n ie m b y ło z po czą tku 9 (w tern jeoien ćw ik , ośm iu rn ło d z ik ś w , z nich jeden bez przyrzeczenia), urkońcu zaś ro k u — 17 (w tern jeden harcerz R ze czyp o sp o li­

tej, szasnastu m ło d z ik ó w , z nich jeden bez przyrzeczenia).

W ciągu ro ku o g ó łe m o d b y ło próbę m ło d z ik a 12, przyrzecze­

(19)

-

19

-

nie złożyło 12, u b yło

7

. dru żyn y h a rce rzy— m ło d z ik ó w 4. Z a ­ stępów było p o czą tko w o 2, później 4. 46 c zło n kó w było w drużynie p o n ż e j lat 16— 41, m iędzy 16 a ! 8 — 3. pow yżej

18— 4.

Na 46 d ru h ó w było m kl. 1— 14, w kl. II — 11, w kl III — 12, w kl. IV — 3, w kl. V — 4, w kl V II— 1, p >za gim n a zju m 1, (kla sy VI i VI11 n i* m ia ły ucze stn ikó w ). Pozostało na drugi ro k w te j samej k-asie na 4 6 — 4. W hufcu s z k o ln ym P. W.

ćw iczył 1 harcerz.

Praca I-ej d ru ż y n y harcerskiej w m iesiącu wrześniu r. b.

przedstaw ia się następująco: Stan liczebny ti-n v: 48, w 4 rech zastępach. P rzyb yło c z ło n k ó w 9. Z b ió re k d ru ­ żyny o d b y ło sie 5 Praca w zflstępsćhw m iesiącu w rześ­

niu nie była jeszcze rozpoczęta. Z b ió re k rady drużyny 1.

W hu fcu s z k o ln y m P. 'W . ćw iczy się harcerzy 9. D rużyna wzięła udział w święcie 37 p. p. 9 /iX , w św ięcie 10-cio lec'a służby bezpieczeństw a p ubliczn ego 20/IX. Część d ny ochotniczo należała do ćwiczeń H ufca K u n o w skie g o na tarenie: K utno, Kom adzyn, Muchnice, S ó jki, G ołęb'ew . Podczas ćw iczeń odbyła się praba w yw ia d o w cy: u zyska liśm y trzech w y w ia d o w có w .

Przegląd kosza redakcyjnego.

Zdarzyło mi się być samemu w redakcji pisma, jakie­

go, nie powiem... Siedziałem sam, czekając na redaktora, który przez ten czas gdzieś się absentował.

Marzyłem... Zegar ścienny wysykał, czy wysylabizo- wał godzinę — i jednocześnie jednostajnem gdakaniem swo- jem zaczynał mnie usypiać.

W powtarzanej poraź setny wycieczce po kątach oczy­

ma, wzrok mój zatrzymał się na jednym kijcie, gdzie obok spluwaczki stał w kontemplacyjnej zadumie kosz, napełniony mnóstwem pomiętych szpargałów, reklam, ko- respondencyj, odrzuconych artykułów i t. p.

Jakiś zły demon szepnął mi do ucha:

— Zajrzyjmy do tego kosza!...

Zbliżam się więc cichutko — wtem w koszu coś za­

szeleściło, zaskrobało, zgrzytnęło — i przycichło...

Byłyżby to duchy autorów, których artykuły zapeł­

niały kosz... Ze tak było, nie wątpię, zaraz wam tego do­

wiodę.

Gdym się nachylił nad koszem, wybiegła z niego na

moje przywitanie mysz. Siadła przedemną na podłodze,

ziewnęła szeroko (musiała także dopełniać literackiego

(20)

przeglądu), ułożyła przedmij prawa łapkę w figę i, kiw­

nąwszy mi figlarnie ogonkiem, uciekła pod próg, gdzie czekał na nią utęskniony małżonek wraz z liczneini kon- solacjami.

Jakoś mi się fizjognomja te] myszy zdawała podej­

rzaną — to ziewnięcie, ta figa — oho!... nieczysty inte­

res!... my, literaci, znamy się na tych djałflich figlach!

Ale, pomimo żem cokolwiek był zalterowany, nie ZAvażałem na ten prognostyk i śmiało sięgnąłem do kosza.

Pierwszy świstek wyciągam i — własnym oczom nie wierzę!... to moja własna korespodeneja z Pekinu o dzie­

sięciu tysiącach ceremonij. Na niej niebieskim ołówkiem zadeklarowano: do kosza!

— A więc to tak, panie redaktorze!! to pan chwalisz mnie w oczy i Bakę (przez duże B, pamiętając o nieśmier­

telnym autorze „uwag o śmierci niechybnej") mi świecisz, a za oczy, to moje artykuły pakujesz do kosza? no, no...

zobaczymy!

I znowu zatopiłem rękę w pękate łono straszliwego kosza, aż tu nagle coś mię w palce ukłuło.

— Co, u licha ciężkiego! pomyślałem, czy on hoduje tu skorpiony?... I wydobyłem naraz aż trzy, spięte razem

— jak galernicy jednym okuci łańcuchem, artykuły i, o zgrozo!... wszystkie trzy moje!... — O Wandalu!... o barba­

rzyński kalifie OmarzeL. zawołałem av słusznem oburze­

niu!... a więc to tak szanujesz moje utwory — te kwiaty i perły mej duszy?... chcesz zabić natchnienie we mnie, po­

lot moich myśli! wydrzeć mi wiarę w siebie samego! Nic z te­

go!... będę pisał, będę tworzył... i na złość Tobie... zostanę naszym nieśmiertelnym Wieszczem!... tak! będę zasilał ko­

lumny wszystkich pism, których redakcje nie znają szka­

radnej instytucji kosza!...

Bo i osądźcie sami, moi czytelnicy, naprzykład ten wierszyk:

DO W Y M A R ZO N EJ GERTRUDY.

Trudziu!... kiedy Cię widzę, wnet cała istność Drga, I całe serce me i wszystko mi

Drży!...

Oh!... dławi mię, padnę bez tchu,

Tu!!!...

Czytelnicy! połóżcie rękę na sercu i wyznajcie, ile tu bajronowskiego ognia, ile werwy, ile natchnienia?

I taki wiersz butwieje w koszu!

20

Cytaty

Powiązane dokumenty

ii. Uczniowie, korzystając ze wskazówek wypisanych na tablicy, przygotowują się do czytania. Nauczyciel przed rozdaniem tekstów informuje uczniów, że pracują samodzielnie nad

Wybrano formułę stanowiska prezydium komisji stomato- logicznej WIL.Aby jednak nie zawracać sobie głowy zwoływaniem prezydium, ryzykiem, że się nie zbierze albo, nie daj Boże,

3UDFH Z GUHZQLH RUD] PRQWDĪ RGE\á\ VLĊ Z SU]\VSLHV]RQ\P WHP-

– Noo, nie frasuj się tak, nie przystoi – uśmiechnął się zawadiacko Bóg Ciemnej Strony Życia.. – Świat przecież nie zaczyna się, a tym bardziej nie kończy

AP-G: Mnie się bardzo podobało też to w tej książce, że ona jest taka niewygładzona, że nie ma w tym jakiegoś patosu i takiego podnoszenia tych ludzi, którzy często poświęcają

Po wypełnieniu wszystkich dokumentów, (wniosek z załącznikiem oraz oświadczenia) rodzice przesyłają skan lub zdjęcie z poziomu konta w systemie nabór lub

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

rów jesiennych, i rapsodami, szumiącemi wśród orlich skrzydeł husarskich i stworzył pifeśń o Polsce... Jesień uchodzi a ukejetaie słodkie spływa na całą