• Nie Znaleziono Wyników

Motyl. R. 3, kwartał 3, nr 27=79 (16 lipca 1830)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Motyl. R. 3, kwartał 3, nr 27=79 (16 lipca 1830)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

PIĄTEK. DNIA 16. LIPCA 1830. ROKU.

P R Z Y G O D A Z C Y G A N A M I ,

B y ł e m n a W o ł o s z c z y ź n i e u m e g o p r z y j a c i e l a , k u ­ p c a , w i c d n ^ j z t y c h n ę d z n y c h w io se k , k l ó r y c h p i e r w s z y

p r z e c h o d z i e ń m o ż e si ę n a z w a ć parieu i , b y l e b y miał*

■konia o k i e ł z n a n e g o i k i l k opi.is.lro wy h a n d e l . W k r a i u t y i n p o d d a n y m z a w c z a s u p i e r w s z e m u n a i e z d n i k o w i ' , ie -

■dynym p r z e m y s ł e m m o ż e b y d ź k o r z y ś ć z p a ń - rz e z y z n y a b a t o g i e d y n e r n o g n i w e m ł ą c z ą c y m P a n a i s ł u g ę , m i ę ­

d z y k l ó r e m i z r e s z t ą ż a d n a p r a w i e p r ó c z b o g a c t w n i e z a c h o d z i r ó ż n i c a . —

P rz y b y w a łe m w w idokach handlow ych u p r z y ia - cielą m e g o , .który b ę d ą c g ło w ą z n ak o m ite g o dom u y częste o d b y w a ł p o d r ó ż e , zo staw ił więc m n ie sam t/go na wsi... M łody b ez dośw iadczenia w śród ludzi k tó ry c h nie z n a łe m obyczaiów n i i^ ż y k a, p rz e p ę d z a łe m czas ia k większa część b o g aty ch W ołochów na ie d z e n iu , piciu , polowaniu i nudzi® , biciem ch ło p ó w p rz e ry w a n e j. — Pewnego wieczora gdy c h ło p i wracali z roboty a ia

11

(2)

V- 2 12

kazałam b ył ogradzać płótfcm towary maiące tam nód przepędzić, usłyszałem krzyk nieznany uszom moim ktory z różu daleki, coraz się zbliżał i wzrastał. B y­

ła to mieszanina głosów m ęzkich, żeń sk ich , dziecin­

nych i bydlęcych. Niewiem co miała przerażającego na nieprzejrzanych błoniach Wołoskich ta harmonja przez wiatr donaszana. Gdybym b y ł na pustyni sądziłbym , że te horda Beduinów — Coż to iest Matko Bożka zapytałem pierwszego sługę mego przyiaciela, barczystego draba którego mimo chęci zrobiono mieszkańcem kantoru.—

To Panie ósma plaga Egipska. — Iakto czy nie szarań­

cza.— Nie Panie, gorsza, Cyganie— Cyganie zawołałem i zbladłem na myśl towarów przyiaciela mego na dwo­

rze ogrodzonych. — Czyż tu będą nocować, trzeba ich ko­

niecznie przepędzić. Ha Panie, będziemy dobrze strze­

gli i złodzieje chyba kury wędruiące połapią. — A ia- kże możemy dopuścić, ażeby łotry wieś naszę plądro­

w ały, trzeba zebrać się w kilku i zmuśić ich aby gdzie indziej sobie szukali noclegu.— O Panie lepiej się do nich nie wdawać, bo Cyganie iak cierniska tego kaleczą kto się ich tknie.

Tu rada była najzdrowszą, lecz nie posłuchałem iej i aby szed ł za mną, kiwnąłem na s łu g ę , który nie­

mniej przeto żem popełniał, głupstwo, gotowym b y ł do bronienia mię od onego skutków .-— Wkrótce przyby­

liśmy do kuczy cygańskiej o dwieście kroków za w io­

ską rozłożonej. Stare namioty z kozich skór wejściem od wsi odwrocone b y ły . Przybyliśmy więc nie postrze­

żeni. Zajrzałem przez iednę z licznych dziur Namiotu i (czego twe oko może nie widziało) ujrzałem w k o ło ogniska iozpalonego przed wnijściem, nagromadzoną kupę, ludzi a zwierząt, z których pierwsi tern tylko nad ostatnimi górow ali} i e się bliżej ogniska układli dla nad-

(3)

— 211 —

*orn ogromnego Sagana w którym się ich wieczerza wspólna gotowała. D zieci nagie wiszące u łona matek nagich i opalonych, tworzyły straszne obrazy nieochę- dóztwa i nędzy. Mylnie powiedziałem Matek. Wszystko wspólne w tej Rzeczypospolitej kobiety i dzieci: niemasz tam ani żon ani matek* Kobieta karmi dziecię l^tóra przy niej, a które może cudze: prosięta ssą su k ę , szcze­

nięta maciorę lub kotkę. Wszystko w nieładzie, wszy­

stko pomieszano. Różnicy p okoleń, zw iązków , niema w tej anarchji, gdzie człow iek nie posiada innej w yż­

szości nad s iłę , innych związków nad przypadkowe, in­

nych skłonności nad chucie*

Moie podsłuchy w krotce zdradziły psy lub nie*

mniej czu łe Cygańskie uszy. Powstał ruch ogólny w tej massie: wszystko wróciło do życia iak w rozr/.u- conem mrowisku. Dwóch czy trzech cyganów z namio­

tu w yszło i zapytało mię dosyć hardzie czegom chciał?

Iednakże Odzież moia cudzoziemska w zbudziła w nich nieiakieś poszanowanie i gdy im dałem poznać moj zamiar wysłania ich gdzieindziej, niem a wyrazów któ­

rych by nie użyli dla przebłagania mię. Byli tak zm or­

dow ani, od wiosek tek daleko, potrzebowali tak mało ziemi i wody, to co rzuca się psom: nie żebrali nawet ża­

dnego wsparcia i t. d. Przyznam się , Że w styczności z narodem ciągle żebrzącym i zgłodniałym byłem n ie ­ czu ły na te lita n je, nalegałem stale i im głos moj bar­

dziej się w znosił tym się i(ch bardziej zniżał zw łasz­

cza na widok ogromnego kiia którym paradował moj to ­ warzysz. Wreszcie zniecierpliwiony wyrwałem ieden ze sznurów namiotu i wątła budowa zachwiała się.

Przebrałem miarkę i niedługom się postrzegł; całe .grono zdało się buntować: cztery czy pięć kobiet zu ­ pełnie nagich wypadło z namiotu. T e iędze pokryte

(4)

— 214 —

długiem* a czarnemi i brudnemi włosami r, oczyma is­

krzącemu, wyciągaiące ku mnie szponow ate r ęce, zaczę­

ły w swoim b a rb a rz y ń s k im Dyalekcie wszystkie jakie tylko ludzki ięzyk w ym yślić m o ż e, miotać na mnie p rz e k le ń s tw a . Wre.ście gdy słow a im zabrakły, gdy.

g a rd ła ochrzypły, każda z nich porywaląc za nogę jed n o z tych obrzydliwych stworzeń które nosiły na ręku wy­

wijały niemi w powietrzu iak dziecię zakręca procą i groziły mi uderzeniem. Cofnąłem się p rz e ra ż o n y tym os tutti im- gestem cygańskiej wymowy; moj wierny sługa b y ł równicfc osłupiał i wzrok iego w ty ł się- oglądaiący, zdawał doradzać mi ocalenie w ucieczce. — W krótceśmy się porozumieli a słuchaiąc za późno rady za którą bym b y ł iśdź pierwej powienien, uczy­

niłem odw rot, krokiem dosyć do biegu podobnym po- rzucaiąc losowi lube pary którem b y ł zamącił. Nie zapominajmy dodadź, ze mimo prędkości odwrotu, £ci- gany byłem do samej wioski przez całą zgraie kobiet dzieci, psów, wieprzów i koni których niezgodne krzy- ki ieszcze mię długo sięgały po za granice których przejśdź nic śm iały. Wróciwszy do domu oczekiwa­

łem sługę który za mną b y ł został. Wkrótce przy­

b y ł , lecz nie sam ieden: w iódł z sobą za czuprynę, wielkiego dragana opalonego; odzianego w płócienną tunikę opasanego pasem wełnianym z czapką baranią wręku. B ył to naczelnik pokolenia którego zwierszch- nictwa jedynym znakiem była dyscyplina skórzana % drócianemi w ę/łam i: spotkano go przed chatą, dokąd przybył dla żebrania lub kradzieży wedle okoliczno­

ści. W dość złym humorze iak zwykle poczuwaiąc się do winy, nie gniewałem się na tę zdobycz i wkrótce lekkie kiie w ykryły mu zauńary mego miłosierdzia , które a£ nadto przewidział. Celem moim, zatrzymując

(5)

— 215

go nie była podła zemsta, lecz p rz y n ag len ie b a u dy do u s tą p ie n ia p rz y rz e k a ją c iej u w o ln ien ie naczelnika sko­

ro by się oddalili. Nieszczęściem źle wy k a 1 k u 1 o w a -I cm . Cy­

gan od pierwszego u d e rze n ia zacząw szy co gardła w rz es zc z eć , sprowadził piekielną zg rai ę ludzi bydląt i ogorzałych czarownic z żyiacem i procami któremi

•wywiiały po nad w ą tłe mi o g ro d z en iam i moiego dzie­

dzińca. G roziły mi wyrzuceniem pod okna płodoir swoiej miłości oświadczaiąc, że opłacił bym ie. T e balistki nowego rodzaiu przeraziły by najodważniej­

szy garnizon, iakoż i iam wkrótce kapitulował W oła­

ły o swego naczelnika, którego gwałtem mieć chciały, gdyż Król Azjatycki nie wzbudza więcej uszanowa­

nia ludowi swoiemu, ile Naczelnik cyganów swoiej ban­

dzie. W krotce kapitulacja stanęła: oddałem Cygań­

stwu ich głow ę, klorego tylko dyscyplinę zatrymałem iako sztandar mego zwycjęztwa. Zatwierdziłem tę wol­

ność darem kilku sztuk drobiu i zgraia oddaliła się błogosław iąc mi. Nazaiutrz z wielką mieszkańców wio­

ski a moią największy radością, zaśpiewawszy Wand&r w dalszą puścili się drogę.

RĘKA PRAWA I LEWA.

Tobie hańba a m nie sława:

Tak mówiła ręka prawa.

Tyś niezgrabna, a iam zw inna, Tyś leniw a, a iam czynna.

Tak lżąc lewą rękę dalej Prawa sama siebie chwali:

Ja człeka karmie i bawię , Daj mi o r ę ż , wnet go w sław ią,

(6)

L aurem inu uw ieńczę sk ro n ie , WdomUj wdróaze ia go bronię;

Tak gdy cie dźwiga daremnie , Sław nym , bogatym przezem nie, I hojnym człowiek się staie.

Mną b ie r z e , mną dłiie.

Człow?ek temu potakiwał Bo człow iek nieprze widywał.

Wiem się łam ie ręka prawa, Gała iej władza ustawa.

Niema komu Pana stroić Niema karm ić, niema p oić, Wtedy do lewej: ratunku!

Podaj chleba! dajno trunku!

Lewa ręka w tej potrzebie Daie piękny przykład z siebie, Krzywdy swoiej niepam ięta, Gała nauką z a ię ti,

Do wszystkiego się sposobi, Wnet wszystko iak prawa robi.

Człowiek w tedy mówił sobie:

Bóg dał równe ręce obie.

Dobrze Se los mi dokuczył Zacom obudwóch nie uczył?

Tak gdy nad swemi przymioty Nad władzami swej istoty Nieraz się człek zadupii^wa.

Wieleź m ole zaniedbywał Wy tcśfc stąd uczcie się matki., Iak równo traktować dziatki

W cukierkach, w lalkach, wśniadaniu A najbardziej w wychowaniu.

Wybaczcie Kazaniu.

W ik to r L en k iew icz

(7)

— 217 —

P O C H W A Ł A S Z U W A X U.

Razu maiac bydź w gościnie Odym się g o lił w rannym stroiu, Wrzaski kota przy kominie R ozległy się po pokoi u.

Oglądam się w prawo w lewo , Nie mogłem nie bydź zdziwionym , Przed czysty buta cholewą,

S ta ł k o t z g rz b ie ty m w k łą b zw inionym . Miauczał i skry z oczu ciskał.

I sykał iakby psem szczwany, I trącił But zwierciadlany, W którym drugi kot mu błyskał*

Bledniejcie wszystkie lakiery, Wykryj się sławo taiona, Oddajmy prawdzie hołd szczery.

Q pl iest nad szuwax Hudszona? (*)

Hudszon obyś z korony należnej twej s ła w ie , Dopoty i p ół listka lauru inie postradał!

Póki kurzawa z błotem trwać będą w Warszawie , 1 poki deszcz będzie padał.

(*) Przy Ulicy długiej w domu Lasockich*

Z D A R Z E N I E .

Pobożny pewien Iczuitów zakonu wychowaniec w ciągłej przez nich utrzymywany żarliwości nie znalazł lepszego środka zawdzięczenia im swoiego zbawienia du­

szy iak czyniąc formalny zapis całego maiątku na rzecz Towarzystwa. Ze zaś nie m iał intencji syna iedynnka wydziedziczać oddał go na łaskę ‘/gromadzenia w przeko­

naniu z naturalny iego następca najlepiej z zacnymi wej­

dzie legatarjuszami. Testament brzm iał następnym spo­

sobem. Daię i zapisuię moim tym w łasnoręcznym i nieodzownym dokumentem, Dobra moie ruchome i nieruchome (których spisane Inwentarze). Przewicle-

(8)

bnym Ojcom S o cieta łis I e s u , * których to imienia Sanowi m oicm u, Ignacemu na Chrzcie L oyola, wydzielonem zostanie co się P rzew ielebnem u zgrom a­

d zen iu p o d o b a i t. d. Umarł gorliwy ale mało na na­

stępstwa swego zapisu oglądający się Testator i Zgroma­

dzenie w dopełnieniu ostatniej woli iego, wszedłszy w w posiadanie rozległych maiątków, synowi nieokazuiące- mu duchowanego powołania, wydzieliło folwarczck na bagnie w którym siedząc, mógł się wybornie okrzyknąć Szlachcicem rów nym W o z iw o d zie . Dotknięty swym godnym pożałowania losem udał się w protekcję roz­

sądnych przyjaciół nieboszczyka ojca swego: za ich po­

średnictwem wytoczony process zgromadzeniu o nie pra­

wnie posiadany maiątek; i następuiący w tej mierze po kilku apellacjach sądowy zapadł wyrok. »Ponieważ T e­

stator naznaczył swego prawego sukcessora panem tego co sie Zgromadzeniu X X . Iezuitów podoba, ponieważ zaś rzeczonemu zgromadzeniu podobały się inaiątki, które do dziś dnia w swoiem posiadaniu trzym a, na mocy źle zrozumianegó testamentu którego znacznie trybunał najwyzszej instancji obiaśnia, prawy dziedzic ma wejśdź, w posiadanie tego co się Zgromadzeniu So- cietatis Iesu podobało i na powrot oddadź mu, dotąd, trzymany Colwark po zaspokoieniu przez kpinprómiss lub Trybunał wszelkich pretensji oraz wzaiemnych nale&yto- ści e x re zobopolnie a bezprawnie dzierżonych posiadłości* m Do dzisejszego Numeru dołącza sie koniec Wyzygina.

E\plieation de li giavure Nro. 79. Chapeau de Cr ćpa orne d*une jj Lunie spirale, liobe en gros de Naples glace garnie de rab ans. et de blondas.— Objaśnienie ryciny iNro. 79 tLapeiusz kre­

powy z piórem krecunein. Suknia grodenaplowa glansowana osz; - ta wstążkami i blondynami.

W A Pi S Z A W A.

W DRUKARNI PRZY ULICY LESZNO Nro. 600.,

(9)
(10)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Udaniem nikt nie zwycięża, Ześ rycerz znam cię po zbroi.. Niechże pomoc martwych ojob Albo przedwieczna

dywał tysiąc myśli następuiącycfy bez ładu iak cienie Szejnokatarynki, gdy nagle zdało mu się i i zdała słyszy piszczałkę koźlarza i głuche warki iego

Ale nie domyślaiąc się związku narzędzi z ich przywołaniem, zapytały ojca czego od nich żądał.. Moście Panny, rzecze Mazaryni, wiecie iaki

On wszystko widział ale ostatnićj chwytaiąc się nadziei iak zawsze n ieszczęśliw i, zaczął iej przypom i­. nać dni ubóztwa i

Baron Heath chiał ią rozdzielić na 'małe części i oddał w posiadanie kilku prze m y­.. śl nycn

chwale płeć pięknę o niestałość posądzać, i utrzym uie, że kobiety umieią ze zdarzonej sposobności korzystać... Lecz ieżeli ie nie ieden p ok ład a,

słość iego , dąży do zachowania spokojności duszny; nie lęka się niestałości i dziwactwa losu: niedba o bogactwa', i pogardza znikomcmi wielkościami

go wychowania i do tonu delikatnego przyzwyczaioney j czytamy, że iednemu kawalerowi odmówiła r ę k i, dJa tego, iż przyiąwszy raz od niego w dzień swoich