• Nie Znaleziono Wyników

Motyl. R. 3, kwartał 3, nr 35=87 (10 września 1830)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Motyl. R. 3, kwartał 3, nr 35=87 (10 września 1830)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

F I E D O R T A L W O S Z

P O W I E Ś Ć L I T E W S K A .

2.

Na m iękkiej łą c e , na w ierzchołkach b oru , N iep ew n e św ia tło , snuie się i d rzem ie, Bo x ię ź y c senną pielęgnuiąc ziem ię Objaśnia słabo , sklepienie przestworu; - Gdy b ły śn ie okiem , do szklannej topieli T ak się przegląda iak płocha dziewica Co tw arz um yślnym uśm iechem w eseli I swych s ię .p o n ę t , obrazem zachwyca, P ółn oc iuż b liS k o ;— C ałe przyrodzenie Snem w iekuistym zdaje się spoczywać Ied n a k , tajemnie wietrzyka westchnienie

Grobową cich o ść, śmie czasem' przerywać Z boja z nią ■ w; listkach kryjąc się — oddycha K ropelki rosy zdmuchnie i ucicha. —

35

(2)

276 Kędy W ilenka d^> spólnego łoża W stępuie z W ilją, i nurty swe mięsza T um an, srebrzystą oponę zawiesza U wielkiej góry podnoża,

Dalej: zapewne czarodziejską sprawą W zniesiony pałac, ze m gły się p rzeb ija,

Szerokie skrzydła opodal rozwija 1 wyciosaną z granitu podstawą D epce m aiowe nadbreża za to k i, A hoże lipy, > ]°d ły posępne

Rosną w dziedzińcu , — szaniec zaś wysoki Nadstawia w k o ło ściany nie dostępne , L ecz straży nie ma na dworcu sam otnym , Znać bezpieczeństwo , w czem innein polega , Bo się i hasło czujne nie rozlega

Odbite echem okolic stokrotnym;

T ylko puszczyska , przeraźliwe wrzaski Trwożą niekiedy, cisze uroczyste, la k gdyby widma i dachy nieczyste Rozpocząć miały pląsy, i niesnaski; — Straszno! iuż ognie w szędzie pogaszon e, M iędzy g a łęzie, ledwo się przeciska Śm ielszy z promyków xiężyca , i błyska Budząc kolory w szybach utajone. — D osyć się zbliżyć do tego przybytku Aby w esołość , stracić i odwagę ,

N o c , zwiększa murów rozległych pow agę, Zraża sam otność, zasmuca zniszczenie To dziecię cza su , co z wieków zabytku W krotce zostaw i, gruzy i wspom nienie. , D o tą d , ofiarnik Palemona bogów

Krywe- krywejte w owym gmachu m ieszka A wązka tylko doń prowadzi ścieżka Krążąc gęstwiną czerem chy, i głogów . —

Gdziekolwiek Litwin rozstał się z ży w otem , Duch iego śpiesząc za obręby świata T u , przed krużgankiem pałacu przelata

(3)

*77 t-

I we d r z w i, siln y m , dobija się g ro tem , K oniecznie b o w iem , ulatniać z ziemi S k o n , sam p ow in ien , Krywejcie objawić I łacno , w ten czas potrafi się zbawić W yznaiąc grzechy słowam i szczeremi:

K iedy co zm ilczy, nie pomogą modły;

A ni ofiary, iakich lud nie s k ą p i, N igdy i uż zm arły, nieba nie dostąpi Czy b y ł w aleczny, — cnotliw y, czy p o d ły , N aw et moc ta k a , w kapłańskiej osobie Iż często w edług samowolnej 'ch ęci Sądząc i ż y w y ch , i złożonych w grobie P o tę p ia , k arze, lub św ięci. —

N a g le , w ietrzyków czuwaiących roje W p ad łszy z ukrycia na pow ierzchnie wody D m u ch n ęły znowu przyiem nem i ch łod y, — W p a ła c u , w ielk ie zadrżały p od w oie, M oże św ieckiem u nie widzialne o k u , U m arłych c ie n ie , skw apliwie p rzyb iegły A b y zasięgnąć Krywejty wyroku

N im ruszą na świat w ieczny i odległy.

C zy to duch w mylnej postaci człow ieka P rzyb liżać zda się stopami Olbrzyma ? S p ie s z y — a jednak ostrożnie oczyma S ied zi te m iejsca, — i słucha z daleka.

Sam iego widok wprawi w o s łu p ie n ie , P rzy migaiącym promieniu xiężyca I skrzy się na n im , stalona przyłbica Zdradzaiąc każde czoła poruszenie

T o F ie d o r ! — zgadnąć go można z postawy,!

1 któż zuchwalszym stąpi nadeń krokiem ? Kto rów nie wszelkiej daleki obawy?

T o on! dumania zasąpiony m ro k iem ;’

G ardził z a p e w n e , m oże też nie u m ia ł, W ybrać godnego sercu przyjaciela , K tóryby m yśli najskrytsze r o z u m ia ł, P o d zielił t r o s k i, i chwile wesela

Gdyż wiatrom tylko tajemnice zwierza

(4)

278

W e s t c h n i e n i e m t y l k o , boleści u ś m i e r z a ; ’

>>Czas ieszcze! w y r z e k ł , g ł o s e m p r z y t ł u m i o n y m

» W r ó c ić n a ł o n o i w ia ry i c n o ty , ))W y rw ać to ż ą d ł o u t k w i o n e , z g r y z o t y

» O d zy sk ać' p o k ó j i m ą k b y ć z b a w i o n y m ,

» C z as ieszcze! — A ch n i e — p r e c z b ł a h e p o m y s ł y ,

» i ccii c z a r t ? * iak sw oią pastw i sie z d o b y c z ą )>Niech p o r w i e d u s z ę w p r z e p a ś ć taic n in icz ą

tr a p i ciągle i n n e m i w y m y sły :

» N i e c h c a ł e , n i e b o m ś c iw y g n i e w w y w ie ra J>I d u c h , i c ia ło ? n ie c h s t o k r o ć u m ie ra J a ! .. . śm iać się b ę d ę , g ł u c h y n a c ie r p ie n i a

^ U p 0j o n s z c z ę śc ie m n a m i ę t n e j < m ił o ś c i

))Ach p a m i ę ć p i e s z c z o t ! ■— w o tch ła n ia ch cieiłiności

» N a g r o d z i n a w e t u t r a t ę z b a w i e n ia .'

»la*n p i e r w s z y u c a ł o w a ł , iej usta dziewicz e ,

» S s a ł w nich p i e r w ia s t e k szc zę śc ia,' n ie z n a n e s ł o d y c z e ' S s a ł rad o ś ć., iak ie j lu d zio m Stw ó rc a nie u d z i e l a ł ,

am p i e r w s z y ią u k o c h a ł , —- w pieszczotach' o ś m i e l a ł

•)»'Miałźebym v n ę d z n y zdradliw ie uc ie kać ))Dlą urojo'nej c n o ty , lub, su m ien ia?

» T a l w o ś z i ( k o c h a n k i m i a ł b y się w y r z e k a ć

»,Rad ze n iew in o n ś ć p o k o iu p o z b a w ił?

» 0 ! ' w s t r a s z n e j chwili moi ego zn is zc ze n ia ) > S p ie k łe m i u s t y , b ę d ę b ł o g o s ł a w i ł

» D r o g i e • t w e im ie --- i ;w g łę b i a c h m o g i ł y ))L u b ej ł z y , i s i n o ś ć m o ią b y w s k r z e s i ł y ))I o ż y w i o n e z n ó w o d d a ł b y m s e r c e ,

» W y d a r ł s z y b y t mój.,, z k r a i n S i e c z n y c h cierni

» N i e c h c i a ł b y m d z ie n n y c h , ogląda ć p r o m ie n i

» Z n a j d u i ą c ś w ia t ło , w iej oka i s k i e r c e . . . . »

S z e l e s t — .k t o ś i d z ie — .zbliża sie *—- t o ■ ona W d z i ę c z n a i a k u ś m i e c h p i e r w s z y , n i e m o w l ę c i a , l a k ł z a 'l ito śc i , . c zu ła, i n iew in n a ,

S k r o m n a , . iak m y śl d o b r o c z y n n a I jie ząe ki} n i e m u , . wyciąg a r a m i o n a , - I u ż ią p o c h w y c i ł , w obięcia;-, :

J a k b y w tej chwili S tw órca w la ł w ńicli Sycie

(5)

279

Z ginęła p rzeszłość , i p rzyszłość , i c lię c i, W szystko zg in ęło z oczu i pamięci T ylk o , wzaiemnie czuią serca bicie , I drżąca ręk ę oddała do r ę k i,

Schyla twarz p ię k n ą , na twarz oblubieńca U sta , zdradneini umilone w dzięki Przytula do ust m łod zień ca, Iakie u czu cie, p o ry w a , zachw yca,

P ie r ś, chciwym ogniem ż ą lz największych p ło n ie , Błąka się u m y s ł, serce w szczęśćiu tonie

I ciąle p ragnąc, ciągle się nasyca.

( d a ls z y c ią g n a s tą p i).

Z E M S T A

A w a n tu r a F ra n c u zk a w R 1815.

O iak okropno bydź przez kobietę zw iedzionym , p r z e z /k o b ie t ę , która zdawała się k och ać, której p o­

ś w ię c iłe ś zn aczen ie, m aiątek a częstokroć i spokojnosc sum ienia.

/Obowiązki iego rangi Maiora trzym ały go od mej w oddaleniu. Z rzek ł sie swego stopnia ranami dorobio­

nego , i przeciągłym dostąpionego czekaniem . Ażeby ią dostatki otoczyć aby najwietrzniejszym dogodzić ka­

prysom , przedał swoi maiątek i w szystko co tylko po­

siadał: p rzy szed ł do stanu blizkiego nędzy! Gdybyż to tylko b y ł z r o b ił!... -

O puścił cnotliwą m a ł ż o n k ę, która go najczulszym kochała affektem, op u ścił ią i ani rozpacz nieszczęsnej ani skargi z n ie w a ż o n e j fam ilji, ani zgryzoty sum ienia, v nędznika n a drogę powinności nie zw róciły.

Z dradził zonę dla k ochanki, kochanka zdradza go teraz. N iem a prawa się u s k a r ż a ć — sprawiedliwe sądy B o ż e .... N ie ... cżyliż to b yła M arja, Marja tak czule kochana , tak obłąkanie wielbiona. Onaż to miała go karać za w iny przez M iłość ku niej p op ełn ion e?

Przekleństwo; zw ied zio n y , zw iedziony z zimną k r w ią , z rachuby* za trochę złota. Garść pieniędzy l e ­ psza iej od niego, od n ie g o , który ią kochał nad ma~

(6)

V

2S0 —.

iątek, nad sum ienie. Marja sprzedaie starcowi sw oie uściski: takie m y śli, śmiercią, piekłem .

Trzeba mu zem sty, trzeba mu iej strasznej niez- m iękczonej. D alej... N ie cli p ła c z e , niech z rozpaczą wyciąga r ę c e , niech się suwa na kolanach w niew ym ó- wi em utrapieniu. Niech by ią m ógł uspokoić słow em , g e ste m , spojrzeniem , i tego słow a nie wymówi, tego gestu nie z r o b i, tego spojrzenia nie rzuci.

Zemsta, zemsta ... biegnie , przybywa pod okna t e ­ go domu na którego w idok niedawno tak rozkosznie b iło mu serce. Wnika do tego ciem nego kurytarza , przychodzi do tych utaionych schodków, które potyle- kroć p r zeb ieg a ł, stawa przed temi drzw iam i, które dla niego tylko odmykać się m ia ły . Tam się zatrzymuie , siły go opuszczają, gną się kolana. Zimny pot po czele mu spływ a. C ałe iego dawne sz c z ę śc ie , dzisiaj w spom nie­

niem okrutnem , cięży mii na piersiach i najokropniej­

szych nabawia go m ęczarni.

Słucha, nie iest sama, mówi, oh cóż mówi? » N ie- w iesz iak cię kocham ulubiony moiej duszy, n ie wiesz!

Czy uw ierzysz, powiedz m i, ze cię będę kochać za­

w sze na wieki ? »

T ez sam e obietnice, które wczora i emu czyniła ten że sam g ło s , toż samo wzruszenie

Oh niech się to skończy,- niech się to skończy.

Nadto cierpi słuchaiąc te g o .——Nagle, drzwi się otwierają pokazuje się blady, bez litości. Marja omdlewa.

Stary iej kochanek stoi wryty od strachu i boiaźni.

Jutro krzyknie Maior, iutro będzie ci wolno wrócić tu, słu ­ chać iej słodkich słów ek i przym ileń. Ale ta noc, ta ostatnia noc b ędzie moią. Ona co mię zdradziła, ieszcze do mnie należy.

Starzec chciał się o p rzeć, lecz straszna ręka trzęsąca się od w ściekłości u ięła słabą iego rękę £ koniec zim nego pistoleta, przytknięty do iego czoła p rzeią ł go dreszczem , i starzec zniknął.

K iedy wróciła do przytom ności znalazła się sama z tym któremu w yrządziła obelgę. Stoiąc z rękam i na krzyż załozonem i w najstraszniejszej spokojności, star r a ­

(7)

t y straszniejszej od wybuchów ^wałtownegó gniewu wyciąga zegarek oddaie go Marji mówiąc ie j, weź.

Odw róciła głow ę i odm ówiła. Weź* powtórzy na­

glącym i przytłum iouym g ło s e m , weź to iedyne dobro które mi pozostaie: to mój ostatni podarunek, w eź, ia chcę.

Chciała by nie bydź p osłu szn ą ale nie może się oprzeć w pływ ow i tego ponurego głosu . Uiarzmiona, w zięła zegarek. Potem usiadł w p r z e śle , o k ilka kroków przed nią i u czyn ił iej pytanie, która godzina ?

W niewypowiedzianym steku i pomieszaniu myśli pod­

niosła k a niem u oczy które dotąd spuszczone trzym ała i odpowiedziała: iedenasta. Za godzinę, p rzeią ł, odłożysz mi w szystkie klejnoty w szystkie djamenty, które ci da­

łe m , zniszczę ie.

G w ałtownem poruszeniem chciała dopaśdź dzw on­

ka. S korszy od niej Maior porywa ią za ręce posądzą na m iejscu i pokazuie iej broń którę chow ał pod o d z ie ­ n iem . U padła w K rzesło ...

P ółn oc uderzyła, .oboie do siebie nie w yrzekli słó w ­ k a . D osyć b y ło kilku chwil do złamania i zdeptania nogam i bogatych ca cek , do podarcia drogich tkanek.

K iedy sk oń czył, w yrzucił przez okno co pozostawało: i potem usiadł spokojnie i drugi raz zapytał' która go dżina ? ——

Marja nie chciała odpow iadać, lecz on sięg n ą ł r ę ­ ką po pistolet i odpowiedziała: Po£noc« Za godzinę p o ła ­ m ię w szystkie te sprzęty, p otłu k ę w szystkie te lustra w szystko co tylko iest w tem m ieszkaniu w yporządzo- nem przezem nie.

Zegar uderzył i najpierwszy b y ł stłuczonym., póź­

niej w szystko. Ied y n ie k rzesła na którym siedziała Ma- rja i on oszczędzone. K iedy sk oń czył, u czynił po trzeci raz p ytan ie , która godzina. —

Z w łosam i rozczochra nenii umierająca z przestra­

chu rzuciła się do nog Mai ora upraszała go o litość , prosiła o przebaczenie p r z e sz ło śe i, najczulsze na przy­

sz ło ść robiła obietnice — Która godzina?— To przeszywa-

i ą c e pytanie b y ło iego odpowiedzią. Pierw sza— Za go­

dzinę dostaniesz w twarz tym oto biczem . —

(8)

282

Upadła bez czucia. Maior ozięble p ok rop ił twar#

iej zimną wodą i ocucił ią.

Jakich udręczeń Marja nie doznała przez te d łu ­ gą godzinę czekania i rozpaczy: przez godzinę poprzedza­

jącą gwałtowną katuszę która ią piętnow ała na całe ż y ­ cie. I Sądnej nadziei sk łon ien ia go ani się temu nawet pokuszać. —

Druga w y b iła ; U derzył ią w twarz i rzu cił za- krwawionę o posadzkę. Potem w yciągnął p istolet i po­

ło ż y ł go na ułam ku stołu . Po tych przygotowaniach nastąpiło pytanie, która godzina?

Umrzeć , um rzeć, taka była mysi której przestrach opanował M arję... P odniosł ią drżącą i zginioną* Oh życie , ż y c ie , zaw ołała: ż y c ie , ży cie, zostaw życie.

R ozśm iał się gorzko Maior, odepchnął ią i zapytał któ­

ra godzina. - ,

Ta razą nie odpowiedziała; myślała tylko o śmierci*

U derzyła trzecia, Maior odwiodł kurek pistoletu objął Marję ręką i pokazał iej broń. Chciała poraź ostatni o litość go błagać ale usta iej ścięte, czczy dźw ięk w ydały. C iesząc-się chwilę iej [trwogą, r z e k ł. )>1Nie umrzesz: później kładąc pistolet we własne usta pocią­

g n ą ł kurek i w ystrzelił. —

Służący nadbiegli na huk w ystrzału i drzwi w y­

łam ali i znaleźli Panię w objęciu Maiora okrytę krwią i drgaiącemi ieszczft szczątkami. —

Miała dość szczęścia iż uderzenie biczem nie zos- stawiło śladów na iej twarzy a wkilka dni zmieniaiąc m ieszkanie i nazwisko znalazła rychło drugiego kochan­

ka. Przyiaciołkę bogatego Bankiera, widziałem ią nieda­

wno śm ieiącą się i w esołą.

' Explication de la grayure Nro. 87. Chvpeau P a ille de riz obe en gcize Popeline .brodee-

- Objaśnienie ryciny J^ro. 87. Kapelusz ryz owy Suknia z ga*

| Popeliny;.

W A R S Z A W A .

W DRUKARNI PRZY ULICY LESZNO Kro. 660.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Iezuitów podoba, ponieważ zaś rzeczonemu zgromadzeniu podobały się inaiątki, które do dziś dnia w swoiem posiadaniu trzym a, na mocy źle zrozumianegó

Ale nie domyślaiąc się związku narzędzi z ich przywołaniem, zapytały ojca czego od nich żądał.. Moście Panny, rzecze Mazaryni, wiecie iaki

On wszystko widział ale ostatnićj chwytaiąc się nadziei iak zawsze n ieszczęśliw i, zaczął iej przypom i­. nać dni ubóztwa i

Baron Heath chiał ią rozdzielić na 'małe części i oddał w posiadanie kilku prze m y­.. śl nycn

chwale płeć pięknę o niestałość posądzać, i utrzym uie, że kobiety umieią ze zdarzonej sposobności korzystać... Lecz ieżeli ie nie ieden p ok ład a,

słość iego , dąży do zachowania spokojności duszny; nie lęka się niestałości i dziwactwa losu: niedba o bogactwa', i pogardza znikomcmi wielkościami

U siłuj Redaktorze zatrudniać się w yłącznie takimi przedmioty kióre wszystkich obchodzą, będziesz dla wszystkich c ie ­ kawy.. Krzyczą na samolubstwo, na

Próżno pochlebiasz sobie Ze losu twego zmiana Uczyni z ciebie pana Ze dosyć b ędzie T obie.. Owszem spokoyność