• Nie Znaleziono Wyników

Lecz niema żadnego innego sposobu działania: i »świat« jest tylko wyrazem na oznaczenie całości

W dokumencie http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn wm (Stron 172-194)

gry tych akcyi. R e a l n o ś ć sprowadza się ściśle

do tych oddzielnych akcyi i reakcyi każdej jednostki

względem całości . . .

2 2

338

Nie pozostaje ani śladu p r a w a , pozwalającego mówić tutaj o pozorze . . .

S p e c y f i c z n y s p o s ó b r e a g o w a n i a jest jedynym sposobem reagowania: nie wiemy, ile spo­ sobów i jakie sposoby tego rodzaju istnieją.

Lecz niema bytu »innego«, »prawdziwego«, istot­ nego, — przeto możnaby było wyrazić świat b e z akcyi i reakcyi . . .

Przeciwieństwo między światem pozornym i praw­ dziwym sprowadza się do przeciwieństwa: »świat« i »nic« —

295.

Jeszcze raz » ś w i a t p r a w d z i w y « i » ś w i a t p o z o r n y«. —

A. U w o d z i c i e l s t w a , wypływające z tego pojęcia, są trojakiego rodzaju:

świat n i e z n a n y , — my jesteśmy awanturnikami, jesteśmy ciekawi, — co znane zdaje się nas nu­ żyć (— niebezpieczeństwo pojęcia polega na tem, że insynuuje, jakoby »ten« świat był nam znany. . .);

świat i n n y , gdzie jest inaczej: — coś w nas za­ czyna obliczać, — być może wszystko będzie dobrze, niedaremnie mieliśmy nadzieję . . . Świat, w którym jest inaczej, gdzie my sami — kto wie? jesteśmy inni . . .

świat p r a w d z i w y : — to jest najdziwaczniejszy zamach, jaki na nas uczyniono; tak wiele inkru­ stowano w wyraz »prawdziwy«, mimowolnie

339

czynimy z tego dar też »światu prawdziwemu«; świat p r a w d z i w y musi być także w i a r o -g o d n y m , takim, który nas nie oszukuje, nie wyprowadza w pole: wierzyć w niego jest to niemal: być z m u s z o n y m wierzyć (—z przy­ zwoitości, jak bywa między istotami, godnemi zaufania — ) .

Pojęcie: »świat nieznany« insynuuje nam, że t e n świat jest »znany« (nudny — ) ;

pojęcie: »świat inny« insynuuje, jakoby świat m ó g ł b y ć i n n y m , — znosi konieczność i fatum ( — bezpożyteczna p o d d a w a ć się, p r z y s t o s o ­ w y w a ć — ) ;

pojęcie: »świat prawdziwy« insynuuje, iż ten świat jest niewiarogodny, oszukańczy, nieuczciwy, nieprawdziwy, nieistotny, — skutkiem tego nie odpo­ wiadający naszej korzyści (— nierozsądna przystoso­ wywać się do niego; l e p i e j : opierać się).

U c h y l a m y się przeto od tego świata w spo­ sób trojaki:

swoją c i e k a w o ś c i ą , jak gdyby część interesu­ j ą c a była gdzieindziej;

swojem p o d d a n i e m się, — jak gdyby nie była konieczna poddawać się, — jak gdyby ten świat nie był koniecznością ostateczną;

swoją s y m p a t y ą i szacunkiem,—jak gdyby świat ten na to nie zasługiwał, jak gdyby był nielo­ jalny i nieuczciwy względem nas . . .

In summa: jesteśmy b u n t o w a n i w trojaki

sposób: czynimy jakieś x krytyką »świata znanego«. B . P i e r w s z y k r o k k u o p a m i ę t a n i u : po­ jąć, jak bardzo zostaliśmy z w i e d z e n i . — Mogłoby bowiem być ściśle n a o d w r ó t :

a) świat n i e z n a n y mógłby być tak urządzony, żeby obudzić w nas upodobanie do tego świata, t, zn. mógłby być głupszą i nędzniejszą formą istnienia;

b) świat i n n y , nie mówiąc już o tem, żeby się liczył z temi naszemi pragnieniami, które tutaj nie znalazły zadośćuczynienia, mógłby stanowić część masy tego, co t e n świat czyni dla nas możliwem: poznanie jego byłoby może środkiem do uczynienia nas zadowolonymi;

c) świat p r a w d z i w y : lecz kto właściwie mówi nam, że świat pozorny musi być wart mniej, niż prawdziwy? Instynkt nasz nie przeczyż temu sądowi? Czyż człowiek nie tworzy wiecznie świata zmyślonego, ponieważ chce posiadać świat lepszy, niż realność? P r z e d e w s z y s t -k i e m : w ja-ki sposób doszliśmy do tego, że n i e n a s z świat jest prawdziwy? . . . na­ stępnie, mógłby przecież świat inny być świa­ tem pozornym (w rzeczy samej, Grecy, naprzkład, wyobrażali sobie, ś w i a t c i e n i ó w , e g z y-s t e n c y ę p o z o r n ą obok egzyy-stencyi p r a w ­ d z i w e j — ) . W końcu: skąd prawo ustanawia­ nia s t o p n i r e a 1 n o ś c i ? To jest coś innego, niż świat nieznany — to już jest c h c i e ć z n a ć c o ś n i e z n a n e g o . Świat »inny«, »nieznany« — zgoda! lecz mówić »świat prawdziwy« to zna­ czy w i e d z i e ć coś o nim, przeczy to zało­ żeniu, iż istnieje jakiś świat x . . .

In-summa: świat x mógłby być nudniejszy, mniej

ludzki i bardziej niegodny, niż świat ten.

Rzecz miałaby się inaczej, jeśliby twierdzono, że

istnieje x światów, t. zn. najrozmaitsze światy oprócz tego. Lecz tego n i e t w i e r d z o n o n i g d y . . .

C . Problemat: czemu w y o b r a ż a n i e ś w i a t a i n n e g o wypadało zawsze na niekorzyść, wzgl. słu­ żyło jako krytyka t e g o świata, — na co to wska­ zuje ? —

Naród, dumny z siebie, znajdujący się u wschodu życia, wyobraża sobie, że być i n n y m , to zawsze znaczy być niższym, posiadać mniejszą wartość; świat obcy, nieznany uważa za swego wroga, nie czuje w sobie ciekawości i odpycha od siebie zupeł­ nie to, co jest obce . . . Naród taki nie przyznałby, że inny naród ma być »narodem prawdziwym« . . .

Już to, że takie rozróżnianie jest możliwe, — że ten świat uważa się za »pozorny« a t a m t e n za

»prawdziwy«, jest symptomatem.

Ogniska powstania wyobrażenia: »świat inny«: filozof, wynajdujący świat rozumny, gdzie r o z u m

i funkcye l o g i c z n e są zgodne: — stąd też pochodzi świat »prawdziwy«;

człowiek religijny, wynajdujący »świat boski«: — stamtąd pochodzi świat »wynaturzony«, świat

»przeciw naturze«;

człowiek moralny, zmyślający »świat wolny«: — stąd pochodzi świat »dobry, doskonały, spra­ wiedliwy, święty«.

Właściwość w s p ó l n a tych trzech ognisk po­ chodzenia: chybienie p s y c h o l o g i c z n e i pomie­ szanie psychologiczne.

»Świat inny«, jaki rzeczywiście ukazuje się w historyi, — jakimiż predykatami bywa on wyróż­ niany? Stygmatami przesądu filozoficznego, moral­ nego i religijnego.

342

»Świat inny«, — ujawniający się z tych faktów, jest s y n o n i m e m n i e b y t u , n i e ż y c i a , w o l i n i e -ż y c i a . . .

P o g l ą d o g ó l n y : Instynkt z n u ż e n i a ż y ­ ciem, nie zaś życia stworzył »świat inny«.

K o n s e k w e n c y a : filozofia, religia i moral­ ność są symptomatami dekadencyi.

II.

WOLA M O C Y W P R Z Y R O D Z I E .

1 . W o l a m o c y j a k o p r a w o n a t u r y . 296.

K r y t y k a p o j ę c i a »przy c z y n y « . — Z punktu widzenia psychologicznego pojęcie »przyczyny« jest to poczucie swojej mocy w tak zwanem chceniu, — nasze pojęcie »działania« przesądem, iż poczucie mocy jest samą mocą poruszającą . . .

Stan towarzyszący temu, co się dzieje, i będący już skutkiem tego, co się dzieje, rzutujemy jako »przy­ czynę wystarczającą« tegoż; — stosunek napięcia na­ szego poczucia mocy (przyjemność jako poczucie mocy), pokonania przeszkody — czyż są to złu­ dzenia? —

Przenieśmy z powrotem pojęcie przyczyny do jedynie znanej nam sfery, z której ją wzięliśmy: tedy nie będziemy mogli wyobrazić sobie żadnej z m i a n y ,

w którejby nie było woli mocy. Nie zdołamy wywieść zmiany, gdy niema tej przewagi jednej mocy na drugą. Mechanika ukazuje nam tylko skutki i przytem tylko obrazowo (ruch jest mową obrazową). Nawet ciążenie powszechne nie ma przyczyny mechanicz­ nej, ponieważ jest dopiero podstawą skutków mecha­ nicznych.

Wola akumulowania siły jest cechą swoistą zja­ wiska życia, pożywienia, płodzenia, dziedziczenia, — społeczeństwa, państwa, obyczajów, autorytetu. Czyby nie było wolno uznawać tej woli za przyczynę dzia­ łającą w chemii? — i w układzie kosmicznym?

Nietylko stałość energii: lecz największa oszczęd­ ność w spożywaniu: i ż w o l a s t a n i a s i ę s i l n i e j ­ s z y m w k a ż d y m o g n i s k u s i ł y jest jedyną realnością, — nie samozachowanie, lecz przywłasz­ czanie, opanowywanie, przewaga, chęć stania się sil­ niejszym.

Zasada przyczynowości ma nam d o w i e ś ć , że nauka jest możliwa? »Z jednakowych przyczyn je­ dnakowe skutki« — »Stałe prawo rzeczy« — »Nie­ zmienny porządek«? — Że coś daje się obliczyć, czyż jest już przeto konieczne?

Jeśli coś dzieje się tak, a nie inaczej, niema w tem »zasady«, »prawa«, »porządku«, lecz działają tu ilości siły, których istota polega na tem, że wy­ wierają władzę na wszystkie inne ilości sił.

Czy możemy przypuścić d ą ż e n i e d o m o c y bez odczuwania przyjemności i nieprzyjemności, t. zn. bez poczucia wzrostu lub ubytku mocy. Mechanizm nie jestże czasem tylko mową obrazową do wyra­ żania świata zjawisk w e w n ę t r z n y c h , walczących i pokonywających ilości sił? Wszystkie przesłanki

mechanizmu, materya, atom, ciśnienie i uderzenie, ciężar nie są »faktami samymi w sobie«, lecz inter-pretacyami przy pomocy fikcyi p s y c h i c z n y c h .

Życie jako forma bytu, znana nam najlepiej, jest specyficznie wolą akumulowania siły —: wszystkie procesy życiowe znajdują w niej swoją dźwignię: nic nie dąży do zachowania się, wszystko winno się sumować i akumulować.

Życie, jako przypadek poszczególny (stąd hipo­ teza o ogólnym charakterze istnienia —) dąży do

maximum p o c z u c i a m o c y ; z istoty swojej jest

dążeniem do wzrostu mocy; dążenie nie jest niczem innem, tylko dążeniem do mocy; wola ta jest rzeczą najgłębszą i najwnętrzniejszą: mechanika jest tylko semiotyką skutków.

297.

K r y t y k a m e c h a n i z m u . — Oddalmy stąd dwa pojęcia popularne: »konieczność« i »prawo«: pierwsze wprowadza w świat fałszywy mus, drugie fałszywą wolność. »Rzeczy« nie zachowują się pra­ widłowo, nie podług r e g u ł y : niema rzeczy (— to nasza fikcya); nie zachowują się też pod musem ko­ nieczności. Tutaj niema posłuszeństwa: albowiem, że c o ś j e s t t a k , j a k j e s t , tak mocne, tak słabe, nie jest to skutkiem posłuszeństwa, lub reguły, lub musu . . .

O stopień oporu i o stopień przewagi — oto, o co chodzi we wszystkiem, co się dzieje: jeśli m y, dla naszego codziennego użytku w rachunkach, umiemy wyrazić to zapomocą formuł i »praw«, tem lepiej

346

dla nas! Lecz przez to nie wprowadziliśmy m o r a l ­ n o ś c i w świat, który sobie wyobrażamy jako j e j posłuszny —.

Niema prawa: każda moc wyciąga w każdym momencie swoją ostateczną konsekwencyę. Właśnie, ponieważ niema mezzi divini, na tem opiera się obli-czalność.

Ilość mocy określa się działaniem, które ona wy­ wiera i oporem, który stawia. Niema adyaforyi, która sama przez się dałaby się pomyśleć. Jest to zasadni­ czo wola gwałtu i obrony przed gwałtem. Nie samo-zachowanie: każdy atom działa na cały byt, — nie można go sobie wyobrazić, jeśli przestaniemy sobie wyobrażać to promieniowanie woli mocy. Dlatego na­ zywam je ilością » w o l i m o c y « : przez to zostaje wyrażony charakter, którego nie można usunąć z wyob­ rażenia porządku mechanicznego, nie usuwając tego samego porządku.

Przełożenie tego świata działań na świat w i ­ d o c z n y — świat dla oka — jest to pojęcie »ru­ chu«. Pod tem zawsze rozumiemy, że coś jest poru­ szane. — czy to jest fikcya globulki atomu, lub nawet jej abstrakcya, zawsze jeszcze wyobrażamy sobie rzecz działającą — t.. zn. nie wyzbyliśmy się przy­ zwyczajenia, ku któremu nas zwodzą zmysły i mowa. Podmiot i przedmiot, czynnik czynu, czyn i to, co on czyni, oddzielone od siebie: nie zapominajmy, że to jest tylko semiotyka i nie oznacza nic realnego. Me­ chanika jako nauka o r u c h u jest już przekładem na język zmysłów człowieka.

Potrzebujemy jedności, żeby móc liczyć: przeto nie należy przypuszczać, że takie jedności i s t n i e j ą . Pojęcie jedności zapożyczyliśmy od swego pojęcia

347

»ja«, — naszego najstarszego artykułu wiary. Jeśli­ byśmy siebie nie uważali za jedności, nigdybyśmy nie utworzyli pojęcia »rzecz«. Teraz, dość późno, je-steśmy dostatecznie o tem przekonani, że nasza kon-cepcya pojęcia »ja« w niczem nie daje rękojmi za jednością realną. Żeby więc świat mechaniczny teo­ retycznie obronić, musimy zawsze czynić to zastrze­ żenie, iż przeprowadzamy to zapomocą dwuch fik-cyi: zapomocą pojęcia ruchu (wziętego z naszej mowy zmysłów) i zapomocą pojęcia atomu (= jedności, wy­ prowadzonej z naszego »doświadczenia« fizycznego): jako przesłanki posiada o n p r z e s ą d z m y s ł ó w i p r z e s ą d p s y c h o l o g i c z n y .

Ś w i a t m e c h a n i c z n y został tak wyimagino­ wany, jak jedynie oko i dotyk świat sobie wyobra­ zić mogą (jako »poruszany») tak, iż może być obliczony, iż zmyślamy jedności będące przyczyną, »rzeczy« (atomy), których działanie pozostaje stałem (— prze­ niesienie błędnego pojęcia podmiotowego na pojęcie atomu): pojęcie liczby, pojęcie rzeczy (pojęcie pod­ miotu), pojęcie działalności (oddzielenie przyczyny i skutku), ruch (oko i dotyk): iż wszelki skutek jest r u c h e m : że, gdzie ruch jest, c o ś jest poruszane. F e n o m e n a l n e m więc jest: wtrącenie poję­ cia liczby, pojęcia podmiotu, pojęcia ruchu: nasze o k o , nasza p s y c h o l o g i a wciąż jeszcze w nim się znajduje.

Jeśli wyeliminujemy te dodatki, nie pozostaną rzeczy, lecz ilości dynamiczne, w stosunku napię­ cia do wszystkich innych ilości dynamicznych, któ­ rych istota kryje się w ich stosunku do wszystkich innych ilości, w ich działaniu na nie. Wola mocy nie jest bytem, nie jest stawaniem się, lecz p a t o s e m —

jest faktem elementarnym, z którego dopiero w y w o ­ dzi się stawanie, działanie . . .

Mechanika formułuje zjawiska następcze i przy-tem jeszcze semiotycznie, zapomocą zmysłowych i psychologicznych środków ekspresyjnych: nie do­ tyka ona siły przyczynowej.

Jeśli najwnętrzniejszą istotą bytu jest wola mocy, jeśli przyjemność jest wzrostem mocy, nieprzy­ jemność wszeikiem uczuciem niemożliwości oparcia się i opanowania: czyż nie wolno ustanowić przy­ jemności i nieprzyjemności jako faktów kardynal­ nych? Czyż wola jest możliwa bez tych dwuch oscy-lacyi między t a k i n i e ? — lecz k t o odczuwa przy­ jemność? . . . lecz k t o chce m o c y ? . . . Py­ tanie bez sensu! jeśli sama istota jest wolą mocy, a przeto odczuwaniem przyjemności i nieprzyjemności! Mimo to potrzebne są przeciwieństwa, opory a względ­ nie i j e d n o ś c i p r z e m a g a j ą c e . . .

298.

K r y t y k a p o j ę c i a » p r z y c z y n y « . — Nie posiadamy absolutnie żadnego doświadczenia o p r z y -c z y n i e ; rozważywszy psy-chologi-cznie, -cała idea w y p ł y w a z przekonania podmiotowego, że my je­ steśmy przyczyną, mianowicie, że ramię się poru­ sza . . . L e c z j e s t to b ł ę d e m . Odróżniamy sie­ bie, sprawców, od działania i z tego schematu robimy ogólny użytek, — we wszystkiem, co się dzieje, i szukamy sprawcy. Cośmy t u uczynili? B ł ę d n i e p o j ę l i ś m y

poczucie siły, natężenia, oporu, uczucie mięśniowe, które już jest początkiem działania, jako przyczynę, lub zrozumieliśmy jako przyczynę w o l ę uczynienia tego a tego, ponieważ po niej następuje akcya.

»Przyczyny« zgoła nie b y w a : w kilku wypad­ kach, gdzie, jak nam się zdawało, była dana, i w któ­ rych rzutowaliśmy ją z siebie do z r o z u m i e n i a tego, co się d z i e j e , wykazano, że łudzimy się. Na­ sze »zrozumienie tego, co się dzieje« polegało na tem, że wynaleźliśmy podmiot odpowiedzialny za to, co się stało i jak się stało. Złączyliśmy w pojęcie »przy­ czyn« swoje uczucie woli, swoje poczucie »wol­ ności«, swoje uczucie odpowiedzialności i swój za­ miar działania: causa efficiens i finalis w koncepcyi podstawowej jest jedno.

Sądziliśmy, że działanie jest objaśnione, jeśli wy­ każemy stan, w którym ono już tkwi nieodłącznie. W rzeczywistości wynajdujemy wszystkie przyczyny według schematu skutku: ten ostatni jest nam znany . . . Odwrotnie, nie jesteśmy w stanie o ja­ kiejkolwiek rzeczy przepowiedzieć, jak będzie »dzia-łać«. Rzecz, podmiot, wola, zamiar — wszystko to tkwi nieodłącznie w koncepcyi »przyczyny«. Chcąc objaśnić, dlaczego zaszła jakaś zmiana, szukamy rze­ czy. Nawet atom jest jedną z takich wymyślonych w tym celu »rzeczą« i prapodmiotem . . .

W końcu pojmujemy, że rzeczy — co za tem idzie i atomy — nie działają: p o n i e w a ż z g o ł a n i e i s t n i e j ą , — że pojęcie przyczynowości do ni­ czego zgoła nie jest przydatne. — Z koniecznego na­ stępstwa stanów n i e w y p ł y w a , iż znajdują się one w stosunku przyczynowym (— znaczyłoby to rozcią-gać z d o l n o ś ć ich d z i a ł a n i a z 1 na 2, na 3,

350

n a 4 , n a 5 ) . N i e m a a n i p r z y c z y n a n i s k u t ­ k ó w . W mowie nie umiemy się od nich uwolnić. Lecz to nie znaczy n i c Jeśli wyobrażam sobie m i ę ­ s i e ń niezależnie od jego »działań«, tedy go ne­ guję . . .

I n summa: to, c o s i ę d z i e j e a n i n i e j e s t

w y w o ł a n e , a n i n i e w y w o ł u j e . Causa jest t o z d o l n o ś ć d z i a ł a n i a , wynaleziona jako dodatek do tego, co się dzieje . . .

I n t e r p r e t a c y a p r z y c z y n o w o ś c i j e s t z ł u d z e n i e m . . . Drzewo jest to wyraz; drzewo nie jest przyczyną—. »Rzecz« jest sumą swych skut­ ków, powiązanych syntetycznie zapomocą pojęcia, obrazu . . . W rzeczywistości nauka pozbawiła treści pojęcie przyczynowości i zachowała je tylko jako formułę przenośniową, w której, w gruncie rze­ czy, stało się obojętnem, z której strony znajduje się przyczyna lub skutek. Twierdzi się, że w dwuch sta­ nach złożonych (konstelacyach sił) ilości siły są równe.

O b i i c z a l n o ś ć t e g o , c o s i ę d z i e j e , nie polega na tem, że zachowana została reguła, doko­ nana konieczność, lub że rzutujemy prawo przyczy-nowości we wszystko, co się dzieje —: polega ona na p o w r a c a n i u w y p a d k ó w i d e n t y c z n y c h.

Niema, jak to utrzymuje Kant, z m y s ł u p r z y ­ c z y n o w o ś c i . Człowiek dziwi się, niepokoi, pragnie rzeczy znanych, których się trzymać można . . . Skoro w nowem ukażą nam coś starego, uspaka­ jamy się. Rzekomy instynkt przyczynowości jest tylko o b a w ą p r z e d n i e z w y k ł o ś c i ą i próbą odkry­ cia w niej czegoś starego, poszukiwanie nie przyczyn, lecz tego, co znane.

351

299.

Dwa stany następujące po sobie, jeden »przy­ czyna«, drugi »skutek« —: oto twierdzenie błędne. Stan pierwszy nie ma nic do wywoływania, drugiego nic nie wywołało.

Chodzi o walkę dwuch nierównych pod wzglę­ dem mocy elementów: osiąga się nowe ugrupowanie sił, zależnie od miary mocy każdego. Stan drugi jest czemś z gruntu odmiennym od pierwszego ( n i e jest jego skutkiem): rzeczą zasadniczą jest to, że czyn­ niki, prowadzące walkę, osiągają różne ilości mocy.

300.

Fizycy wierzą w »świat prawdziwy« na swój sposób: w jednakową dla wszystkich istot systema-tyzacyę atomów w ruchach koniecznych tak, iż dla nich »świat pozorny« redukuje się dla każdej istoty do dostępnej dla niej strony powszechnego i po­ wszechnie koniecznego bytu, (dostępnej a także i do­ stosowanej, uczynionej »subjektywną«). Ale w tem błąkają się oni: atom, taki, jaki został przez nich ustalony, wynaleziony został zapomocą logiki owego perspektywizmu świadomości, — tem samem jest i on fikcyą podmiotową. Ten obraz świata, który oni na­ rzucają, zgoła nie jest zasadniczo różny od podmio­ towego obrazu świata: skonstruowany został tylko zapomocą dalej sięgających zmysłów, lecz bądź co-bądź zapomocą n a s z y c h zmysłów . . . I w końcu, nieświadomie, w konstelacyi swojej opuścili coś:

właś-nie kowłaś-nieczny perspektywizm, zapomocą którego każde ognisko siły — i nietylko człowiek — cały po­ zostały świat z siebie wyprowadza, t. j. niszczy go swoją siłą, dotyka i kształtuje . . . Zapomnieli za­ liczyć do »prawdziwego bytu« tej siły u s t a n a w i a ­ j ą c e j perspektywy, — wyrażając się językiem szkol­ nym: zapomnieli o własnościach podmiotu. Wyobra­ żają sobie, że to się »rozwinęło«, przybyło w następ­ stwie, — lecz jeszcze chemik potrzebuje go: jest to bowiem b y t s p e c y f i c z n y , określa takie lub owa­ kie działanie i reagowanie zależnie od okoliczności.

P e r s p e k t y w i z m j e s t t y l k o z ł o ż o n ą f o r m ą s p e c y f i k a c y i. Wyobrażam sobie, że każde ciało specyficzne dąży do zapanowania nad całą prze­ strzenią i rozpostarcia swej siły (— swej woli mocy;) i do odepchnięcia tego, co jego rozpostarciu się prze-ciwi. Lecz ustawicznie natyka się na takie same dą­ żenia ciał innych i kończy na układaniu się (»łącze­ niu«) z temi, które są z niem dostatecznie pokrewne: — w t e d y ł ą c z n i e s p i s k u j ą d o o s i ą g n i ę c i a m o c y . I proces trwa w ciągu dalszym . . .

Niema nic niezmiennego w chemii, jest to tylko pozór, zwykły przesąd szkolny. Niezmienność z a ­ w l e k l i ś m y , moi panowie fizycy, znowu z tejże me­ tafizyki. Jest to całkiem naiwne i powierzchowne twierdzenie, że dyament, grafit i węgiel są iden­ tyczne. Dlaczego? Tylko dlatego, że zapomocą wagi nie można stwierdzić żadnej straty materyi! Zgoda, dzięki temu mają jeszcze coś wspólnego; lecz praca molekularna przy przemianach, których nie możemy ani widzieć, ani ważyć, czyni z materyi coś innego,— ze specyficznie innemi własnościami.

301.

Punkt widzenia »wartości« jest punktem widze­ nia w a r u n k ó w z a c h o w a n i a i p o t ę g o w a n i a s i ę w stosunku do tworów złożonych ze względną trwałością życia pośród stawania się. Niema trwa­ łych jedności ostatecznych, niema atomów, niema monad (- i tutaj także »bytowanie« dopiero przez nas zostało w ł o ż o n e , z praktycznych, pożytkowych, per­ spektywicznych przyczyn), istnieją »twory panujące«; sfera opanowujących bezustannie wzrasta lub peryo-dycznie maleje, powiększa się; znajduje się w wa­ runkach przyjaznych lub nieprzyjaznych (odżywia­ nia —). »Wartość« jest zasadniczo punktem widzenia dla przyrostu lub ubywania ognisk władających (w ka­ żdym razie »wielości«; lecz »jedność« w stającej się przyrodzie zgoła nie istnieje). Środki wyrażania mowy nie są zdatne do wryrażania stawania się: jest to n i e -o d ł ą c z n ą p -o t r z e b ą naszeg-o z a c h -o w a n i a s i ę , że ustawicznie ustanawiamy grubszy świat trwałości, »rzeczy« i t. d. Względnie wolno wszakże mówić o atomach i monadach: a pewna jest, że ś w i a t n a j m n i e j s z y p o d w z g l ę d e m t r w a n i a j e s t n a j t r w a l s z y . . . Niema woli: istnieją punkta-cye woli, stale s w ą moc pomnażające lub tracące.

P o j ę c i e j edn o ś c i w psychologii. Przywykliśmy uważać wytwarzanie się niezmiernej

354

ilości form za dające się pogodzić z pochodzeniem od jedności. — Moją teoryą byłoby: — że wola mocy jest prymitywną formą afektu, że wszystkie inne afekty są tylko jej transformacyami; że staje się znacznie jaśniej, jeśli zamiast endemonistycznego »szczęścia« (do którego każde życie ma dążyć) po­ stawimy m o c : »dąży do mocy, do przyrostu mocy«; -przyjemność jest tylko symptomatem poczucia osiąg­ niętej mocy, świadomością różnicy — (— zgoła nie dąży się do przyjemności; lecz przyjemność nastę­ puje, skoro się osiąga to, do czego się dąży: przy­ jemność towarzyszy, przyjemność nie jest bodźcem — ) ; iż wszelka siła pobudzająca jest wolą mocy, że oprócz niej niema żadnej siły fizycznej, dynamicznej lub psychicznej . . . W naszej nauce, gdzie pojęcie przyczyny i skutku sprowadzone zostało do stosunku równania, w ambicyi dowiedzenia, iż z każdej strony jest t a sama ilość siły, b r a k s i ł y p o r u s z a j ą ­ c e j : rozważamy tylko rezultaty, uważamy je za rów­ noważne ze względu na zawartość siły . . .

Jest to tylko rzeczą doświadczenia, że zmiana n i e u s t a j e : nie mamy najmniejszego powodu przy­ puszczać, że po zmianie musi następować inna. Prze­ ciwnie: wydaje się, iż s t a n o s i ą g n i ę t y musi sam się zachowywać, jeśli niema w nim zdolności, która sprawia właśnie, iż n i e chce się zachować . . . Twierdzenie Spinozy o samozachowaniu się musia­ łoby właściwie kłaść kres zmianie: lecz twierdzenie to jest błędne, przeciwieństwo jest prawdą. Właśnie na wszystkiem, co żyje, najwyraźniej można wyka­ zać, iż czyni wszystko, n i e żeby się zachować, lecz żeby się stawać c z e m ś w i ę c e j . . .

355

Mechaniczne pojęcie r u c h u jest już przekła-dem zjawiska oryginalnego n a u m ó w i o n y j ę z y k o c z u i d o t y k u .

Pojęcie »atomu« i rozróżnianie między »siedli-skiem siły poruszającej a nią samą« jest m o w ą zna­

W dokumencie http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn wm (Stron 172-194)