I. S p o ł e c z e ń s t w o i p a ń s t w o . 325.
Zasada podstawowa: tylko jednostki czują się o d p o w i e d z i a l n e m i . Gromady wynaleziono po to, żeby robić rzeczy, do których jednostce brak śmiałości. Właśnie dlatego wszelkie gminy, społeczeń-stwa są sto razy s z c z e r s z e i b a r d z i e j p o u c z a j ą c e o istocie człowieka, niż indywiduum, które jest za słabe, żeby posiadać śmiałość swych żądz . . . Cały »altruizm« okazuje się przebiegłością c z ł o w i e k a p r y w a t n e g o : społeczeństwa nie s ą wzglę dem siebie altruistyczne . . . Przykazanie miłości bliźniego nigdy nie zostało jeszcze rozszerzone do przykazania miłości sąsiada. Przeciwnie, stosuje się tam jeszcze to, co stoi w księgach Manu . . .
Studyowanie społeczeństwa jest przeto tak nie ocenione, ponieważ człowiek jako społeczność jest »Okrucieństwo przyrody«, o którem się tyle mówi,
znajduję gdzieindziej: okrutną jest ona względem swych dzieci szczęścia, oszczędza, chroni i miłuje les humbles.
In summa. Wzrost m o c y gatunku mniej gwa
rantuje przewaga jednostek udanych, silnych, niż przewaga typów średnich i niższych . . . W tych ostatnich wielka płodność jest trwałością; wraz z pierwszymi wzrasta niebezpieczeństwo, szybkie spu-stoszenie, rychłe zmniejszenie liczby.
382
o wiele n a i w n i e j s z y, niż człowiek jako »jedność«. »Społeczeństwo« nigdy nie zapatrywało się na c n o t ę inaczej, tylko jako na środek siły, władzy, porządku.
326.
P a ń s t w o czyli zorganizowana n i e m o r a l n o ś ć , — w e w n ą t r z : jako policya, prawo karne, stany, handel, rodzina; z e w n ą t r z : jako wola mocy, wojen, podboju, zemsty.
Czem się to dzieje, że w i e l k i t ł u m popełnia czyny, na które indywiduum nigdyby się zdecydować nie umiało? Przez podział odpowiedzialności, przez oddzielenie rozkazu do wykonania, przez w p r o w a d z e n i e cnót posłuszeństwa, obowiązku, miłości ku ojczyźnie i panującemu. Przez zachowanie dumy, surowości, siły, nienawiści, zemsty, jednem słowem wszystkich cech typowych, które p r z e c z ą typowi stadnemu . . .
327.
P o d s t ę p y , zmierzające do umożliwienia dzia łań, zarządzeń, afektów, które, mierzone indywidual nie, nie są »dozwolone«, — i nie są też w »dobrym guście«: — s z t u k a , pozwalająca nam wkraczać w takie światy »obce«, »nadaje im smak«; — hi s t o r y k wykazuje nam ich rodzaj prawności i ro zumności; dalej podróże; egzotyzm; psychologia;
383 prawo karne; dom obłąkanych; przestępca; socyolo-gia; — » b e z o s o b i s t o ś ć « (tak iż jako m e d i a istoty kollektywnej pozwalamy sobie na te uczucia i postępki — kollegia sądowe, jury, obywatel, żoł nierz, minister, książę, społeczeństwo, »krytyk« —) wywołuje u nas uczucie, j a k g d y b y ś m y s k ł a -d a l i o f i a r ę . . .
Z a c h o w a n i e p a ń s t w a m i l i t a r n e g o jest ostatecznym środkiem lubo przejęcia, lubo zachowa nia w i e l k i e j t r a d y c y i n a j w y ż s z e g o t y p u człowieka, t y p u s i l n e g o . I wszystkie pojęcia uwieczniające wrogość i różnice w godności między państwami, mogą być z tego względu usankcyono-wane (np. nacyonalizm, cła ochronne) . . .
328.
C e l z punktu widzenia i l o ś c i i jej wpływ na optykę przy ocenianiu wartości: w i e l k i i m a ł y przestępca. Ilość w c e l u , którego się chce, rozstrzyga też co do samego chcącego, czy odczuwa przytem dla siebie szacunek, czy czuje się małodusznym i nędznym. —
Następnie wpływ stopnia d u c h o w o ś c i środ ków na optykę oceniania wartości. Jakże innym wy daje się nowator filozof, pioner i despota w porów naniu z rozbójnikiem, barbarzyńcą i awanturnikiem! — Pozór »bezinteresowności«.
Wreszcie m a n i e r y wytworne, postawa, mę stwo, pewność siebie, — jakże zmieniają one szaco wanie tego, co się w ten sposób osiąga!
D o o p t y k i o c e n y w a r t o ś c i :
Wpływ w i e l k o ś c i (wielki, mały) c e l u . Wpływ d u c h o w o ś c i ś r o d k ó w . Wpływ m a n i e r w d z i a ł a n i u . Wpływ u d a n i a s i ę lub chybienia.
Wpływ sił p r z e c i w n y c h i ich wartość. Wpływ tego, co jest d o z w o l o n e i z a b r o n i o n e .
329.
Skutek z a k a z u . — Wszelka władza, która wy daje zakazy, która potrafi wzbudzać strach w tym, komu się czegoś zakazuje, rodzi »nieczyste sumienie« (to znaczy żądzę czegoś, połączoną ze świadomością n i e b e z p i e c z e ń s t w a , jakie pociąga za sobą jej zaspokojenie, z przymusem do tajemniczości, do dróg krętych, do ostrożności). Każdy zakaz psuje charak ter w tych, którzy się poddają mu nie ochotnie, lecz z musu.
330.
»Nagroda i kara«. — Żyje to razem, ginie to społem. Dziś nie chce się być nagradzanym, nie chce się uznawać nikogo, który karze . . . Przywrócono stan wojenny: jeśli się c h c e czegoś, jeśli się ma przytem przeciwnika, osiąga się rzecz być może
naj-rozsądniej, j e ś l i s i ę c z ł o w i e k g o d z i , — jeśli się zawiera ugodę.
W społeczeństwie nowoczesnem, w którem ka żda jednostka zawiera »ugodę«: przestępca jest zry w a j ą c y m u g o d ę . . . Toby było pojęcie jasne. Ale wtedy nie możnaby było wewnątrz społeczeń stwa cierpieć anarchistów i z a s a d n i c z y c h prze ciwników formy społecznej . . .
331.
P r z e s t ę p s t w o wchodzi w skład pojęcia »bunt przeciwko porządkowi społecznemu«. Buntow nika nie karze się: ujarzmia się go. Buntownik może być człowiekiem nędznym i godnym pogardy: sam przez się bunt nie zawiera nic, czemby należało po gardzać, — i w stosunku do naszego rodzaju społe-czeństwa to, iż się człowiek buntuje, samo przez się nie obniża jeszcze wartości człowieka. Bywają wy padki, kiedyby należało nawet czcić takiego buntow nika, iż w naszem społeczeństwie odczuwa coś, prze ciw czemu wojna jest konieczna: — iż budzi nas ze snu.
To, iż przestępca popełnia jakiś czyn jeden względem jednostki, nie wyłącza zgoła tego, że cały jego instynkt może być na stopie wojennej z całym porządkiem społecznym: czyn jako symptomat tylko. Pojęcie »kary« należy zredukować do pojęcia: stłumienie buntu, środki bezpieczeństwa przeciw po konanym (zupełne lub połowiczne niewolnictwo). Ale karą nie należy wyrażać p o g a r d y ; przestępca
2 5 DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. XII.
386
w każdym razie jest człowiekiem, który ryzykuje swe życie, swą cześć, swą wolność, — jest człowie kiem odważnym. Podobnie nie należy pojmować kary jako pokuty; lub jako odpłaty, jak gdyby między winą i karą zachodził stosunek wymiany, kara nie oczyszcza, a l b o w i e m przestępstwo nie plami.
Przestępcy nie należy odejmować możliwości zawarcia pokoju ze społeczeństwem, jeśli tylko nie należy do r a s y p r z e s t ę p c z e j . W ostatnim wy padku winno się walczyć z nim, zanim jeszcze po pełni coś wrogiego (pierwsza operacya, skoro go się posiada w swej mocy: kastrować go).
Nie należy wyrzucać przestępcy jego złych ma nier, ani nizkiego stopnia jego inteligencyi. Niema nic bardziej zwykłego, niż to, że on sam źle się rozumie, (mianowicie, jego instynkt buntowniczy, jego mści
wość zdeklasowanego bywają często nieświadomą sie-bie — faute de lecture, że pod wrażeniem obawy, niepowodzenia czyn swój oczernia i bezcześci: pomi-jając zupełnie już takie wypadki, w których, jakby się dało wykazać psychologicznie, przestępca ustę puje niepojętemu popędowi, i czynowi swemu, dzięki okolicznościom ubocznym, przypisuje fałszywe mo tywy (np. kradzież, podczas kiedy zależało mu na krwi . . .)
Należy się wystrzegać wydawania sądu o czło wieku na zasadzie oddzielnego czynu. Ostrzegał przed tem Napoleon. Szczególniej czyny bardzo wypukłe są małoznaczące. Jeśli ktoś z nas nie ma na sumie-niu przestępstwa, np. mordu - czemu to przypi sać należy? Iż zbywało nam na kilku sprzyjających temu okolicznościach. I jeślibyśmy to uczynili, coby to mówiło o naszej wartości? Wogóle gardzonoby
387 nami, jeśliby przypuszczano, że nie jesteśmy w sta-nie zabić człowieka, kiedy tego okoliczności wymagać będą. Niemal we wszystkich przestępstwach wyra żają się zarazem własności, na których człowiekowi zbywać nie powinno. Nie bez słuszności powiedział Dostojewski o mieszkańcach owych sybirskich do-mów kary, iż tworzą oni najsilniejszą i najcenniejszą część składową ludu rosyjskiego. Jeśli między nami przestępca jest źle odżywianą i więdnącą rośliną, stanowi to ujmę dla naszych stosunków społecznych; w epoce Odrodzenia przestępca prosperował i zdobył sobie swój rodzaj cnoty, — cnoty w stylu renesan sowym, virtu, cnoty wolnej od moralizny.
Podnosić można tylko takich ludzi, których nie traktuje się z pogardą; pogarda moralna jest więk-szem upodleniem i krzywdą, niż jakiekolwiek prze-stępstwo.
332.
W naszym świecie cywilizowanym spotykamy niemal wyłącznie zmarniałych przestępców, uginają cych się pod potępieniem i pogardą społeczną, nieuf nych względem siebie, często umalających i oczer niających swój czyn, n i e u d a n y t y p p r z e s t ę p c y ; i bronimy się przed wyobrażeniem, że w s z y s c y l u d z i e w i e l c y b y l i p r z e s t ę p c a m i , tylko w stylu wielkim, nie zaś nędznym, że przestępstwo idzie w parze z wielkością (— tak przemawia coś ze świadomości badaczów nerek i wszystkich tych, co
najgłębiej z s t ą p i l i w dusze wielkie — ) . »Wolny ptak« względem tradycyi, sumienia, obowiązku — każdy człowiek wielki zna to niebezpieczeństwo. Ale on go także p r a g n i e : p r a g n i e celu wielkiego a przeto i środków ku niemu.
333.
W dawnem prawie karnem potężnem było po-jęcie r e l i g i j n e : pokutniczej siły kary. Kara oczy-szcza: w świecie nowoczesnym plami. Kara jest spłatą: człowiek p o z b y w a s i ę rzeczywiście tego, dlaczego c h c i a ł cierpieć tyle. Pod warunkiem, że się wierzy w tę siłę kary, następuje po niej u l g a i w y t c h n i e n i e , które się rzeczywiście zbliża do nowego zdro-wia, do wyzdrowienia. Nietylko zawarło się znowu pokój ze społeczeństwem, ale i w oczach własnych przywróconym się znowu zostało do czci, stało się — »czystym« . . . Obecnie kara odosabnia jeszcze bardziej niż przestępstwo; f a t a l n o ś ć , ciążąca nad przestępstwem, wzrosła do tego stopnia, że stała się nieuleczalna. Z kary wychodzi się w r o g i e m społe czeństwa . . . Odtąd istnieje jeden w r ó g wię cej . . .
Jus talionis może być dyktowany przez ducha
odpłaty (t. j. przez złagodzony instynkt zemsty); lecz np. u M a n u jest potrzeba posiadania równoważnika, żeby o d p o k u t o w a ć , żeby z punktu widzenia reli gijnego znowu stać się »wolnym«.
334.
Zawiera się to w pojęciu wszystkiego, co żyje, iż musi wzrastać, — iż moc swoją musi rozsze rzać a skutkiem tego obce siły w siebie przyjmować. Mówi się pod otumanieniem narkozy moralnej o pra wie indywiduum do obrony: w tem samem znacze-niu możnaby mówić o jego prawie do atakowania: albowiem o b o j e — i drugie więcej nawet niż pierw sze — są koniecznościami wszystkiego, co żyje: — egoizm agresywny i defensywny nie są sprawą wy boru lub zgoła »wolnej woli«, lecz f a t a l i z m e m życia samego.
Przytem wszystko jedno, czy się ma na wzglę dzie indywiduum, czy też ciało żywotne, dążące w górę, »społeczeństwo«. Prawo karania (lub samo obrona społeczna) w gruncie rzeczy przybrało nazwę »prawa« tylko przez nadużycie wyrazu: prawo zdo-bywa się przez umowy, lecz ochrona, obrona sie bie nie spoczywa na podstawie umowy. Albo przy najmniej z równie dobrą słusznością naród miałby prawo nazywać swoją potrzebę zdobyczy, swą żądzę władzy, czy to na drodze orężnej, czy przez handel, wymianę i kolonizacyę — prawem wzrostu naprzy-kład. Społeczeństwo, które ostatecznie i z i n s t y n k t u wyrzekło się wojny i zdobyczy, znajduje się w upadku: dojrzałem jest do demokracyi i rządów kramar skich . . . Wprawdzie, najczęściej zapewnienia pokojowe są tylko zwykłymi środkami usypiającymi.
390 2 . I n d y w i d u u m . 335. M o r f o l o g i a p o c z u c i a s w o j e j w a r t o ś c i : — P i e r w s z y p u n k t w i d z e n i a : w ja kiem znaczeniu w s p ó ł c z u c i e i s o l i d a r n o ś ć s ą niższym, przygotowawczym stopniem, w czasach, kiedy osobiste poczucie swojej wartości, inicyatywa oce niania dla jednostki zgoła jeszcze nie jest możliwa.
D r u g i p u n k t w i d z e n i a : w jakiem znacze niu s a m o p o c z u c i e w a r t o ś c i z b i o r o w e j n a pewnym stopniu wysokości, duma z odległości życio wych, z poczucia nierówności, niechęć do pośredni ctwa, równouprawnienia, godzenia się jest szkołą p o-c z u o-c i a i n d y w i d u a l n e g o : szo-czególniej o ile
zmusza jednostkę do r e p r e z e n t o w a n i a dumy całości: musi ona mówić i postępować z krańco wym dla siebie szacunkiem, o ile przedstawia w swo jej osobie społeczność. Podobnie: gdy indywiduum czuje się n a r z ę d z i e m i h e r o l d e m b ó s t w a .
T r z e c i p u n k t w i d z e n i a : . w jakiem zna -czeniu t e formy w y z b y c i a s i ę s w e j o s o b i s t o ś c i nadają rzeczywiście niezmierną ważność oso bie: o ile potęgi wyższe posługują się nią: lęk reli gijny przed sobą samym; stan proroka, poety . . .
C z w a r t y p u n k t w i d z e n i a : o ile odpowie dzialność za całość p o z w a l a jednostce na rozleg-lejszy pogląd, surowszą i straszliwszą dłoń, roz wagą i chłód i p r z y u c z a do wspaniałości po-stawy i gestów, których tylko ze względu na samą siebie nie przyznałaby sobie.
391
In summa: Egoizmy kollektywne są wielką
szkolą przygotowawczą udzielności jednostki. Sta nem przodującym jest ten, który dziedziczy tę wprawę.
336.
Miarą w o l n o ś c i , czy to dla jednostki, czy to dla społeczeństw, jest stopień oporu, który ustawicz nie pokonywać należy, żeby pozostać u g ó r y : wol ności, rzecz prosta, rozpatrywanej, jako moc pozy tywna, jako wola mocy. A przeto najwyższa forma wolności indywidualnej, udzielność, wzrastałaby, bar dzo prawdopodobnie, nie dalej niż o pięć kroków od swego przeciwieństwa, tam, gdzie groźba niewolnic twa, niby sto mieczów damoklesowych nad istnieniem zawisła. Zważcie na to w przebiegu dziejów: czasy, kiedy »indywiduum« dojrzało do owej doskonałości, to znaczy stało się w o l n e , kiedy został osiągnięty klasyczny typ człowieka u d z i e l n e g o : och nie! te czasy nie były nigdy humanitarnymi!
Trzeba nie mieć wyboru: albo górą — albo na spodzie, jak robak być wyszydzonym, unicestwionym, rozdeptanym. Trzeba tyranów mieć przeciw sobie, żeby stać się tyranem, t. j. w o l n y m . Nie mała to korzyść sto mieczów damoklesowych mieć nad sobą: to uczy tańczyć, dzięki temu dochodzi się do »wol ności ruchów«.
337.
I n d y w i d u a l i z m jest skromnym i nieświa domym jeszcze rodzajem »woli mocy«: tutaj jednostce wydaje się już dosyć, jeśli się w y z w o l i z prze wagi społeczeństwa (bądź to państwa, bądź ko ścioła . . .). Przeciwstawia się n i e j a k o o s o b a , lecz tylko jako jednostka; przedstawia wszystkie je dnostki wobec zbiorowości. To znaczy instynktownie s t a j e n a r ó w n i z k a ż d ą j e d n o s t k ą ; c o zdo bywa, zdobywa nie dla siebie jako osoba, lecz jako j e d n o ś ć n a zbiorowości.
S o c y a l i z m jest tylko ś r o d k i e m a g i t a c y j n y m i n d y w i d u a l i z m u : pojmuje on, że, aby coś osiągnąć, trzeba zorganizować działanie zbiorowe, »moc«. Lecz to, czego on chce, nie jest społeczność jako cel jednostki, lecz społeczność jako ś r o d e k d o u m o ż l i w i e n i a w i e l u j e d n o s t e k : t o jest instynktem socyalistów, co do którego często się mylą (— pominąwszy to, że, aby dopiąć swego celu, często oszukiwać muszą). Altruistyczne kazania mo ralne w służbie egoizmu indywidualnego jedno z naj-zwyklejszych oszustw wieku dziewiętnastego.
A n a r c h i z m jest znowu tylko ś r o d k i e m a g i t a c y j n y m s o c y a l i z m u ; zapomocą niego wzbudza strach, strachem zaczyna fascynować i ter roryzować: przedewszystkiem — przyciąga odważ nych, ryzykujących na swą stronę, nawet w spra wach najbardziej duchowych.
Mimo to wszystko: i n d y w i d u a l i z m jest n a j s k r o m n i e j s z y m stopniem woli mocy.
Skoro osiągnęło się pewną niezależność, chce
się więcej: następuje w y o d r ę b n i e n i e się stosow-nie do stopnia siły: jednostka stosow-nie stawia się już na równi bez wyboru, lecz s z u k a s o b i e r ó w n y c h , odsuwa od siebie inne. Po indywidualizmie następuje t w o r z e n i e c z ł o n k ó w i o r g a n ó w : tendencye pokrewne łączą się i występują jako moc: między temi ogniskami mocy tarcie, wojna, rozpoznawanie sił wzajemnych, wyrównywanie, zbliżanie się, usta nowienie w y m i a n y w y d a j n o ś c i . W końcu: u k ł a d h i e r a r c h i c z n y .
1. Indywidua w y z w a l a j ą się;
2. rozpoczynają walkę, dochodzą do zgody co do »równych praw« (-- sprawiedliwość jako cel—); 3. skoro to osiągnięto, rzeczywista n i e r ó w n o ś ć
s i ł występuje z w z m o ż o n e m o d d z i a ł y -w a n i e m -- (albo-wiem naogół panuje pokój i wiele drobnych ilości sił wytwarza już takie różnice, które dawniej równały się niemal zeru); teraz jednostki organizują się w g r u p y ; grupy dążą do przywilejów i przewagi. Walka w for mie łagodniejszej wrze na nowo.
Pragnie się w o l n o ś c i , póki się nie ma mocy. Skoro się ją posiadło, pragnie się przemocy; jeśli się tej nie osiąga (jeśli się jest za słabym do niej), prag nie się »sprawiedliwości«, to znaczy »równej mocy«.
338.
Z a m a s k o w a n e r o d z a j e w o l i m o c y : 1) Pragnienie w o l n o ś c i , niezależności, a także