• Nie Znaleziono Wyników

Nie można dość potępić chrześcijanizmu, ponie­ waż przez pomysł nieśmiertelnej jednostki unicestwił

W dokumencie http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn wm (Stron 85-93)

on w a r t o ś ć takiego o c z y s z c z a j ą c e g o wiel­

kiego ruchu nihilistycznego, jaki był może wszczęty:

uczynił to również przez nadzieję na zmartwych­

wstanie: jednem słowem, zawsze przez wstrzymanie

od c z y n u n i h i 1 i s t y c z n e g o, od samobójstwa...

chrześcijanizm podstawił zamiast tego samobójstwo

powolne; z czasem małe, biedne, ale trwałe życie;

z czasem całkiem zwykłe, mieszczańskie, życie

mierne i t. d.

kiedy wskutek krańcowej antynaturalności mógł on być przezwyciężony przez wręcz przeciwne ocenianie wartości. — Następstwo: ideał arystokratyczny w y ­ n a t u r z a się odtąd (»człowiek wyższy«, »wytworny«, »artysta«, »namiętność«, »poznanie«; romantyka jako kult wyjątku, geniusza i t d.

154.

Ewangelia: wieść, że dla poniżonych i biednych szczęście stoi otworem, — że pozostaje tylko uwol­ nić się od instytucyi, tradycyi i opieki warstw wyż­ szych : o tyle pojawienie się chrześcijanizmu nie jest niczem więcej, jak t y p o w ą n a u k ą s o c y a l i -s t y c z n ą .

Własność, zarobkowanie, ojczyzna, stan i god­ ność, trybunały, policya, państwo, kościół, nauczanie, sztuka, wojskowość: wszystko to same tylko prze­ szkody do szczęścia, same błędy, sidła, dzieła dya-belskie, którym Ewangielia sąd obwieszcza — wszystko to cechuje naukę socyalistów.

W głębi rozruch, eksplozya wezbranej niechęci do »panów«, instynktowne wyczucie tego, jak wiele szczęścia mogłoby tkwić w samem już czuciu się wolnym po tak długim u c i s k u . . . (Przeważnie sympto-mat tego, że warstwy niższe były zbyt ludzko trak­ towane i że czują już na języku przyjemny smak szczęścia zakazanego... Rewolucye wywołuje nie głód, lecz to, iż lud en mangeant nabrał apetytu,..).

155.

K i e d y » p a n o w i e « t a k ż e m o g ą s t a ć s i ę c h r z e ś c i j a n a m i . — Leży to w instynkcie s p o ­ ł e c z n o ś c i (pokolenia, rodu, stada, gminy), że od­ czuwa ona jako c e n n e s a m e p r z e z s i ę t e stany i pożądania, którym zawdzięcza swoje istnienie, np. posłuszeństwo, wzajemność, wzgląd na drugich, umiarkowanie, współczucie — i że zatem t ł u m i ona wszystko, co stoi im na drodze lub przeczy.

Podobnież w instynkcie p a n u j ą c y c h (czy to jednostek, czy to stanów) leży popieranie i wyróżnia­ nie cnót, na których podstawie podlegający są po­ t u l n i i o d d a n i (— popieranie i wyróżnianie sta­ nów psychicznych i afektów, które własnym stanom i afektom mogą być zgoła obce).

I n s t y n k t s t a d n y i i n s t y n k t p a n u j ą ­ c y c h z g a d z a j ą s i ę w chwaleniu pewnej ilości przymiotów i stanów, — ale z różnych powodów: pierwszy czyni to z egoizmu bezpośredniego, drugi z egoizmu pośredniego.

P o d d a n i e s i ę r a s y p a ń s k i e j chrzęści-janizmowi jest głównie następstwem przeświadcze­ nia, że chrześcijanizm jest r e l i g i ą s t a d n ą , że nakazuje posłuszeństwo: jednem słowem, że nad chrześcijanami łatwiej jest panować, niż nad nie chrześcijanami. Dając to do zrozumienia, jeszcze dziś papież zaleca cesarzowi chińskiemu chrześcijańską propagandę.

Przyłącza się tu jeszcze i to, że uwodzicielska siła ideału chrześcijańskiego najmocniej działała może na takie natury, które lubią niebezpieczeństwa,

przy-164

156.

Przychodzi czas, w którym musimy z a p ł a c i ć za to, że przez dwa tysiące lat byliśmy c h r z e ś c i ­ j a n a m i : tracimy ś r o d e k c i ę ż k o ś c i , który p o zwalał nam żyć, — od dłuższego czasu nie wiemy, co począć. Raptownie rzucamy się w wręcz p r z e ­ c i w n e oceny wartości, z tą ilością energii, jaką wy­ tworzyło właśnie takie krańcowe p r z e c e n i a n i e człowieka w człowieku.

Teraz wszystko jest nawskroś fałszywe, wszę­ dzie »wyrazy« pomieszane, słabe lub egzaltowane:

a) próbuje się jakiegoś z i e m s k i e g o r o z w i ą ­ z a n i a , ale w tym samym sensie, mianowicie w sensie o s t a t e c z n e g o t r y u m f u prawdy, miłości, sprawiedliwości (socyalizm: »równość osobista«);

b) próbuje się również zachować i d e a ł m o r a l ­

n o ś c i (pierwszeństwo czynów nieegoistycz-nych, zaparcia się siebie, zaprzeczenia woli);

c) próbuje się zachować nawet »tamten świat«:

chociażby tylko jako antylogiczne x: ale zaraz wykłada się je tak, że można wyciągnąć zeń

pe-165 wien rodzaj metafizycznej pociechy w starym stylu ;

d) próbuje się wyczytać z wydarzeń b o s k i e k i e ­

r o w n i c t w o w s t a r y m s t y l u , porządek rzeczy, który nagradza, karze, wychowuje, wie dzie do l e p s z e g o ;

e) jak poprzednio tak i teraz wierzy się w dobro

i z ł o : tak iż zwycięstwo dobra a pokonanie zła odczuwane jest jako z a d a n i e (— to jest angielskie: typowy przykład przedstawia płytka głowa John Stuarta Milla);

f) pogarda dla »naturalności«, żądzy, dla ego:

usi-łowanie pojmowania nawet najwyższej ducho­ wości i sztuki jako następstwa jakiegoś wyzu­ cia się z osobistości i jako desinteressement:

g) pozwala się k o ś c i o ł o w i wciąż jeszcze wcis­

kać się we wszystkie istotne przeżycia i główne punkty w życiu jednostki, aby je u ś w i ę c i ć , nadać im s e n s w y ż s z y : wciąż jeszcze mamy »państwo chrześcijańskie«, »małżeństwo chrześ­ cijańskie« —

157.

N a l e ż y r o z w a ż y ć : jak dalece wciąż jeszcze istnieje zgubna wiara w o p a t r z n o ś ć b o s k ą — ta najbardziej paraliżująca rękę i rozum wiara, jaka kiedykolwiek była; jak dalece pod formułami: »na­ tura«, »postęp«, »udoskonalenie«, »darwinizm«, jak da­ lece pod przesądem, iż istnieje pewna łączność mię­ dzy szczęściem i cnotą, między nieszczęściem i winą gody i przeciwieństwa, które lubią wszystko, p r z y

c z e m r y z y k u j ą s i e b i e s a m e g o , ale przy czem można osiągnąć non plus ultra uczucia mocy. Proszę wyobrazić sobie świętą Teresę wśród heroicznych in­ stynktów jej braci: — chrześcijanizm objawia się tam jako pewna forma wyuzdania woli, siły woli, jako jakaś donkiszoterya heroizmu...

wciąż jeszcze wegetuje chrześcijańskie założenie i in-terpretacya. To niedorzeczne z a u f a n i e do przebiegu rzeczy, do »życia«, do »instynktu życia«, ta r e z y ­ g n a c j a poczciwiny, która mniema, że byle każden czynił, co jest jego obowiązkiem, w s z y s t k o pój­ dzie dobrze — coś podobnego ma sens tylko wtedy, jeśli się przypuszcza jakieś kierownictwo wszystkiem

sub specie boni. Nawet f a t a l i z m , nasza teraźniejsza

forma filozoficznej wrażliwości jest jeszcze następ­ stwem owej n a j d a w n i e j s z e j wiary w zrządzenie boskie, następstwem nieświadomem: mianowicie, jak gdyby nie od n a s właśnie zależało, w jaki sposób wszystko idzie - (jak gdyby w o l n o nam było pozo­ stawić wszystko tak, jak się toczy: każden z osobna to tylko modus absolutnej rzeczywistości — ) .

158.

B a r d z i e j u k r y t e f o r m y k u l t u d l a c h r z e ś c i j a ń s k i e g o i d e a ł u m o r a l n e g o . — Z n i e w i e ś c i a ł e i t c h ó r z l i w e p o j ę c i e : »na­ tura«, które wprowadzili sentymentalni wielbiciele natury (-- zdala od wszelkich instynktów dla rze­ czy strasznych, nieubłaganych i cynicznych nawet w »najpiękniejszych« widokach); rodzaj próby wy­ c z y t a n i a z natury owej moralno-chrześcijańskiej »ludzkości«, — pojęcie natury, stworzone przez Rous­ seau, jakoby »natura«, wolność, dobroć, niewinność, słuszność, sprawiedliwość było t o s a m o , — zawsze k u l t c h r z e ś c i j a ń s k i e j m o r a l n o ś c i n a dnie.— Zebrać ustępy, wskazujące, co właściwie poeci

czcili, np. w górach wysokich i t. d. — Co Goethe chciał w niej widzieć, — dlaczego czcił Spinozę —. Zupełna n i e z n a j o m o ś ć założeń tego k u l t u . . .

Z n i e w i e ś c i a ł e i t c h ó r z l i w e p o j ę c i e »człowiek« a la Comte i Stuart Mill, o ile się da, czy­ nione nawet przedmiotem kultu... Jest to zawsze znowuż kult moralności chrześcijańskiej pod nową n a z w ą . . . Wolnomyśliciele, np. Guyau.

Z n i e w i e ś c i a ł e i t c h ó r z l i w e p o j ę c i e »sztuka« jako współczucie dla wszystkiego, co cierpi, co jest upośledzone (nawet h i s t o r y a jest taką, np. Thierry'ego): jest to zawsze znowuż kult chrześcijań-skiego ideału moralnego.

A teraz jeszcze i cały i d e a ł s o c y a l i s t y c z-n y : z-nic, jak tylko prostackie z-niezrozumiez-nie chrześ­ cijańskiego ideału moralnego.

159.

S t a n k o r r u p c y i . Należy pojąć łączność wzajemną wszystkich form korrupcyi, nie zapomina­ j ą c przytem o korrupcyi chrześcijańskiej (Pascal jako typ); również o socyalistyczno-komunistycznej korrup­ cyi (będącej następstwem korrupcyi chrześcijańskiej; — z punktu widzenia wiedzy przyrodniczej n a j w y ż -s z a koncepcya u-stroju -społecznego, wymyślona przez socyalistów j e s t n a j n i ż s z ą w hierarchii społe­ czeństw); korrupcya, tkwiąca w pojęciu »tamtego świata«: jak gdyby oprócz świata rzeczywistego, tego, w którym wszystko powstaje i mija, był jeszcze świat istnienia niezmiennego.

168

160.

Co zostało z e p s u t e przez nadużycie ze strony kościoła:

1) a s c e t y z m : zaledwie że się ma odwagę do tego, by wydobyć na jaw jego pożyteczność i niezbędność, jako narzędzia do w y c h o w a ­ n i a w o l i . Nasz niedorzeczny świat wychowaw-ców, któremu »użyteczny sługa państwa« przy­ świeca, jako schemat regulujący, mniema, iż można poprzestać na »nauczaniu«, tresurze mózgu: brak mu nawet wyobrażenia o tem, że w p i e r w trzeba czegoś innego — mianowicie wychowania s i ł y w o l i ; składa się egzaminy ze wszystkiego, jeno nie z rzeczy g ł ó w n e j : czy potrafi się c h c i e ć , czy może się p r z y r z e k a ć :

mło-169 dzieniec staje się skończonym, nie mając choćby tylko pytania, choćby tylko ciekawości co do tego najwyższego problematu wartości swej natury; 2) p o s t : pod każdym względem, — także jako

środek do zachowania zdolności subtelnego roz­ koszowania się wszystkiemi dobremi rzeczami (np. od czasu do czasu nie czytać, nie słuchać żadnej muzyki, nie być miłym; trzeba mieć dni postu także i dla swojej cnoty);

3) » k l a s z t o r « : czasowe odosobnienie się wraz

z nieugiętem nieprzyjmowaniem np. listów; ro­ dzaj najgłębszego rozpamiętywania i odnalezie­ nia siebie samego, które chce zejść z drogi nie »pokusom«, lecz »dopływom«: wystąpienie z wier-cącego się w kółko środowiska; stanie na ubo­ czu zdala od tyranii podniet skazującej nas na wydawanie siły tylko w reagowaniu i nie pozwalającej n a g r o m a d z i ć się jej aż do sa-m o r z u t n e g o d z i a ł a n i a , (proszę przyjrzeć się zblizka naszym uczonym: myślą oni jeszcze tylko r e a k t y w n i e , t. zn. muszą oni wpierw czytać, aby myśleć);

4) ś w i ę t a . Trzeba mieć grubą skórę, żeby obec­ ności chrześcijan i wartości chrześcijańskich nie odczuwać jako c i ś n i e n i a , pod którem wszelki właściwie świąteczny nastrój dyabli biorą. W po­ jęciu święta mieści się: duma, junactwo, swa­ wola; szyderstwo ze wszelkiego rodzaju powagi i poczciwości; boskie przytakiwanie sobie wsku­ tek żywotnej pełni i doskonałości, — same stany wewnętrzne, którym chrześcijanin absolutnie nie może przytaknąć. Ś w i ę t o j e s t p o g a n i z -m e -m par excellence.

Tutaj nie powinno być żadnej u g o d y : tutaj trzeba wyplenić, zniszczyć, walczyć, — chrześcijań­ sko - nihilistyczną miarę wartości trzeba zewsząd jeszcze w y c i ą g n ą ć i zwalczać ją pod wszelką m a s k ą . . . wyciągnąć ją np. z teraźniejszej s o c y o -l o g i i , z teraźniejszej m u z y k i , z teraźniejszego p e s s y m i z m u — (wszystko formy chrześcijańskiego ideału wartości — ) .

Albo jedno, albo drugie jest p r a w d ą : prawdą, to znaczy tutaj, że podnosi typ człowieka...

Kapłan, duszpasterz, jako formy istnienia, za­ sługujące na pogardę. Całe wychowanie jest dotych­ czas bezradne, bez oparcia, bez ciężaru, obarczone sprzecznością wartości —

5 ) B r a k o d w a g i w o b e c w ł a s n e j n a t u r y :

s t r o j e n i e s i ę w k o s t y u m » m o r a l n y « .

Że nie potrzebuje się żadnej f o r m u ł y mo­

r a l n e j , aby p o c h w a l i ć w sobie jakiś afekt,

jest to miarą, o ile ktoś może p r z y t a k n ą ć

swej naturze, — miarą jak wiele, lub jak mało

musi się uciekać do moralności...

6. Ś m i e r ć .

161.

Nie powinno się nigdy przebaczyć

chrześcijani-zmowi, że zniszczył takich ludzi jak Pascal. Nie po­

winno się nigdy przestać zwalczać w

chrześcijaniź-mie właśnie tego, że ma wolę po temu, by ła­

mać akurat dusze najsilniejsze i najwytworniejsze.

Nie powinno się zaznać spokoju, dopóki to jedno nie

jest jeszcze doszczętnie zburzone: ideał człowieka,

wynaleziony przez chrześcijanizm, jego wymagania,

stawiane człowiekowi, jego »tak« i jego »nie« w sto­

sunku do człowieka. Cała niedorzeczna reszta chrześ­

cijańskiej bajki: przędzalni pojęć i teologii nic nas

nie obchodzi; mogłaby ona być jeszcze tysiąc razy

niedorzeczniejszą, a nie podnieślibyśmy nawet je­

dnego palca przeciwko niej. Ale zwalczamy ów

ideał, który ze swoją chorobliwą pięknością i pokusą

niewieścią, ze swoją tajemną wymową potwarcy

przytakuje wszelkiemu tchórzostwu i wszelkiej próż­

ności dusz znużonych — a i najsilniejsi mają chwile

znużenia —, jak gdyby wszystko to, co w takich

chwilach najpożyteczniejszem i najpożądańszem

wy-dawać się może: ufność, prostoduszność, skromność,

cierpliwość, miłość do równych sobie, poddanie się,

oddanie się Bogu, rodzaj wyprzężenia i uwolnienia

ze służby całego swego »ja«, było także i samo

przez się najpożyteczniejszem i najpożądańszem: jak

gdyby ta mała, skromna, potworna duszyczka, to

cnotliwe zwierzę przeciętne i owca stadna, »człowiek«,

miała nietylko pierwszeństwo przed silniejszym,

źlej-szym, pożądliwźlej-szym, zuchwalźlej-szym, rozrzutniejszym

i przeto stokroć bardziej narażonym gatunkiem czło­

wieka, lecz jak gdyby stanowiła właśnie dla czło­

wieka wogóle ideał, cel, miarę, najwyższe pragnie­

nie. To wyniesienie ideału było dotychczas

najniesa-mowitszą pokusą, na jaką człowiek był wystawiony:

albowiem przezeń groził upadek osobnikom, stano­

wiącym tężej udane wyjątki i szczęśliwe wypadki,

tym, w których wola mocy i dążenie do wzrostu całego

typu człowieka czyni krok naprzód; przez wartości

tego ideału miał być podkopany u korzenia wzrost

owych więcej niż ludzi, którzy gwoli swoim wyższym

wymaganiom i zadaniom biorą dobrowolnie także

i niebezpieczniejsze życie (wyrażając się językiem

ekonomii: wzrost kosztów przedsiębiorstwa w równie

wielkim stopniu jak i nieprawdopodobieństwa udania

się). Co zwalczamy w chrześcijanizmie? To, że chce

on złamać silnych, że chce ich onieśmielić, że chce

wyzyskać ich złe godziny i chwile znużenia, ich

dumną pewność siebie przekręcić na niepokój i nie­

dolę sumienia, że instynkty wytworne umie czynić

jadowitymi i chorymi, aż ich siła, aż ich wola mocy

wstecz się obraca, aż się przeciwko sobie samej

zwraca, — aż silni niszczeją z wyuzdania

samopo-gardy i złego obchodzenia się z sobą: ów okropny

172

rodzaj upadku, którego najsłynniejszym przykładem jest Pascal.

162.

Dotychczas atakowano chrześcijanizm zawsze w sposób fałszywy, nie zaś tylko nieśmiały. Dopóki moralność chrześcijańska nie będzie odczuwana jako g a r d ł o w a z b r o d n i a w z g l ę d e m ż y c i a , obrońcy chrześcijanizmu mogą być pewni wygranej. Pytanie co do samej tylko »prawdy« chrześcijanizmu, dotyczące bądź istnienia Boga, bądź historyczności legendy o jego powstaniu, nie mówiąc już wcale o chrześcijańskiej astronomii i przyrodoznawstwie — jest sprawą całkiem podrzędną, dopóki pytanie co do wartości m o r a l n o ś c i chrześcijańskiej nie jest po­ ruszone. Czy w a r t a jest coś moralność chrześcijań-ska, czy też jest ona hańbą i sromotą mimo wszel­ kiej świętości sztuk uwodzicielskich? Dla problematu prawdy istnieją wszelkiego rodzaju kryjówki i je­ dnostki najbardziej wierzące mogą się w końcu po-sługiwać logiką jednostek najbardziej niewierzących, by zjednać sobie prawo do potwierdzania pewnych rzeczy — jako niezbitych, jako będących p o z a środ­ kami wszelkiego zbijania (— ten fortel zwie się np. krytycyzmem Kanta).

163.

Uważam chrześcijanizm za najzgubniejsze kłam­ stwo uwodzicielskie, jakie dotychczas istniało, za wielkie

173

k ł a m s t w o n i e ś w i ę t e : odrostki i wysypki jego ideału wydobywam na jaw jeszcze i z pod wszel-kiego możliwego przebrania, odpieram wszelkie poło­ wiczne i częściowe stanowiska względem niego, — zmuszam do walki z nim.

M o r a l n o ś ć l u d z i m a ł y c h jako miara rze-czy: jest to najobrzydliwsze zwyrodnienie, jakiem kultura dotychczas poszczycić się może. I t e n r o ­ d z a j i d e a ł u zawieszony stale nad ludzkością, jako »Bóg« !

164.

Ani przez godzinę w mem życiu nie byłem chrześcijaninem: wszystko, com widział jako chrześ-cijanizm, uważam z a d w u z n a c z n o ś ć s ł ó w , za­ s ł u g u j ą c ą n a w z g a r d ę , z a rzeczywiste t c h ó ­ r z o s t w o przed wszelkiemi potęgami, jakie zresztą p a n u j ą .

Chrześcijanie, uznający powszechną służbę woj­ skową, parlamentarne prawo głosowania, kulturę ga­ zet, — a wśród tego wszystkiego mówiący o »grze-chu«, o »zbawieniu«, o »tamtym świecie«, o »śmierci na krzyżu«—: jakże można wytrzymać w takiej nie­ chlujnej gospodarce !

165.

C h r z e ś c i j a n i z m . — Czyj stosunek do chrześ­ cijanizmu staje się dzisiaj dla mnie dwuznacznym,

temu nie podaję ani małego palca żadnej z moich obu rąk. Na tym punkcie istnieje tylko jedna prawość: bezwarunkowe »nie«, »nie« ze strony woli i czynu... Kto potrafi wskazać mi jeszcze coś, przeciwko czemu byłoby więcej zbijających zarzutów, coś, co byłoby tak ostatecznie zasądzone przez wszystkie wyższe uczucia wartości, jak jest nim chrześcijanizm? Roz-poznanie w nim pokusy jako pokusy, Roz-poznanie w nim wielkiego niebezpieczeństwa, drogi do nicości, która umiała przedstawić się jako droga do boskości,

roz-poznanie tych »wartości wieczystych« jako wartości

oczerniających — czyż nie to stanowi naszą dumę, czyż nie to wyróżnia nas wobec dwuch tysiącoleci ?.. .

166.

O d w r ó c e n i e h i e r a r c h i i . — Pobożni fał­ szerze, kapłani stają się wśród nas czandalami: — zajmują oni stanowisko szarlatanów, olejkarzy, fał­ szerzy monet, czarowników: uważamy ich za niszczy-cieli woli, za wielkich potwarców życia, żądnych zemsty nad niem, za b u n t o w n i k ó w między upo­ śledzonymi. Z kasty służących, z sudrasów uczyni­ liśmy nasz stan średni', nasz »lud«, to, w czyjem ręku znajduje się władza rozstrzygania w polityce.

Natomiast górą jest dawniejszy czandala: na czele są b l u ź n i ą c y B o g u , i m m o r a l i ś c i , wszel­ kiego rodzaju włóczęgi, artyści, żydzi, grajkowie, — w istocie w s z y s t k i e o k r z y c z a n e klasy ludzi —: wznieśliśmy się na stanowisko rzemiosł z a s z c z y t ­ n y c h , co więcej, my o z n a c z a m y co jest za­

szczytem na ziemi, »wytwornością«... My wszyscy jesteśmy dzisiaj o r ę d o w n i k a m i ż y c i a . — My i m m o r a l i ś c i jesteśmy dzisiaj n a j s i l n i e j s z ą w ł a d z ą : inne wielkie władze potrzebują nas... my konstruujemy świat wedle swego obrazu —

Pojęcie czahdali przenieśliśmy na k a p ł a n ó w , na tych, k t ó r z y g ł o s z ą n a u k ę o t a m t y m ś w i e c i e , oraz na zrośnięte z nimi s p o ł e c z e ń ­ s t w o c h r z e ś c i j a ń s k i e z dodatkiem wszystkiego, co jest tego samego pochodzenia, pessymistów, nihi-listów, romantyków współczucia, zbrodniarzy, występ-nych, — na całą sferę, w której pojęcie »Bóg« jest wyobrażane jako z b a w i c i e l . . .

Jesteśmy dumni z tego, że nie mamy już po­ trzeby być kłamcami, potwarcami, posądzaczami życia...

II.

M O R A L N O Ś Ć J A K O W Y R A Z D E K A D E N C Y I .

167.

M y H i p e r b o r e j c z y c y (przedmowa).

1 .

Jeśli skądinąd filozofami jesteśmy, my

W dokumencie http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn wm (Stron 85-93)