• Nie Znaleziono Wyników

Niemcy weszli do Pawłowa 7 października 1939 r. wjeżdżając po południu na kilku motocyklach a za nimi nieco później przyjechały ciężarowe samochody z żołnierzami - od strony północnej, szosą łączącą trakt Lublin-Chełm, dobrze zorientowani w topografii miasteczka.

Na początku zajęli budynek gminy, aby następnie zająć pomieszczenia posterunku po byłej policji państwowej i zainstalować tam przybyłych następnymi samochodami żandarmów niemieckich.

Następnego dnia już w towarzystwie Somera Wacława, mieszkańca Pawłowa z pochodzenia Austriaka, (który pozostał w Pawłowie po zakończeniu pierwszej wojny światowej, zakładając tu rodzinę i od wielu lat był on zatrudniony jako woźny w miejscowej gminie), który znał dobrze język niemiecki i występował tym razem w roli tłumacza.

Większość pawłowian obawiająca się nowych okupantów przyjęła ze zrozumieniem działania Somera jako naturalne w tej wyjątkowej sytuacji.

Niemcy z pomocą Somera nakazali zabrać wszystkich pracowników dawnej gminy w celu ich weryfikacji i dalszego zatrudnienia dla jak najszybszego zapewnienia funkcjonowania gminy, jako urzędu okupacyjnej administracji.

Gdzieś w połowie października 1939r, oficer niemiecki zarządzający tymczasowo gminą nakazał rozlepienie na okolicznych budynkach przywiezione z Chełma -„obwieszczenie” w treści, którego władze okupacyjne wzywały mieszkańców do zachowania spokoju i poddania się zarządzeniom władz niemieckich.

Następnie nakazywały:

- powszechne złożenie posiadanej broni palnej w miejscowym posterunku policji oraz oddanie posiadanych odbiorników radiowych wraz z demontażem anten odbiorczych, w tym także inne polecenia o charakterze nakazowym.

Jednocześnie w tym obwieszczeniu wyraźnie zaznaczono, że w przypadkach niepodporządkowania się tym zarządzeniom - sprawcom grozi kara śmierci.

Ponadto poinformowano mieszkańców gminy, że wszelkie próby oporu skierowanego przeciwko władzom okupacyjnym, będą surowo karane w drodze wyroków sądów doraźnych.

Pod koniec października - pawłowianie dowiedzieli się że nowym wójtem został mianowany przez Niemców-Wacław Somer - folksdojcz, który będzie sprawował władzę w gminie Pawłów jako burmistrz (bürgermaister).

Początkowo przerażeni przegraną wojną oraz wprowadzonym okupacyjnymi restrykcjami, mieszkańcy Pawłowa z ulgą przyjęli fakt zarządzania gminą przez znanego im osobiście człowieka, z którym spotykali się, na co dzień, który jest ich sąsiadem a i nieraz gościł w ich domach.

I tak było na początku, ale później okazało się, jak się pomylili.

W powiecie chełmskim w początkowym okresie, władza okupacyjna opierała się na urzędnikach byłej administracji polskiej, kiedy to reaktywowano przedwojenny skład urzędniczy z niewielkimi zmianami personalnymi, co przeniosło się także na obsadę urzędniczą w podległych urzędach gminnych.

Powołane przez Niemców związki gmin przejęły aktywa przedwojennych powiatowych jednostek samorządowych, które uległy likwidacji a burmistrzowie, którym podlegali sołtysi stali się funkcjonariuszami hitlerowskiej administracji w ramach struktur Generalnego Gubernatorstwa.

Aby zapewnić dopływ dochodów - okupanci uruchomili Powiatowy Urząd skarbowy, wzywając wszystkich podatników do uregulowania zaległych należności, grożąc im ściąganiem przy pomocy policji.

W Pawłowie działająca w nowej strukturze gmina, zarządzana przez nowego burmistrza na żądanie władz powiatowych w Chełmie zajęła się przede wszystkim opracowaniem list uzupełniających stan posiadanej ziemi, ilości inwentarza domowego, warsztatów rzemieślniczych i innych składników gospodarczych.

Było to potrzebne nowej władzy dla ustalenia norm kontyngentowych, podatkowych i innych obciążeń ludności.

Ponadto jednym z głównych zadań było założenie nowej ewidencji ludności zamieszkałej na terenie gminy dla wprowadzenia kart rozpoznawczych (kenkarte) jako dowodów tożsamości osób w celu prawidłowego nadzorowania i kontrolowania tych ziem, przez uprawnione organy władzy okupanta.

Pierwsze tygodnie po wkroczeniu Niemców na teren Pawłowa i okolicznych wsi przynależnych do gminy, schodziły okupantom na organizowaniu władz gminnych i rozpoznawaniu zajętego obszaru. Pawłowianie uważnie przyglądali się przedstawicielom okupacyjnej władzy najczęściej z poza zamkniętych okien własnych domów, gdzie w gronach rodzinnych i ścisłych znajomych rozważano często o dalszym życiu w warunkach okupacji.

Chodzono prawie na wszystkie nabożeństwa kościelne i uważnie słuchano wyważonych kazań proboszcza Jędrzejewskiego.

Jakkolwiek Niemcy w pierwszych miesiącach okupacji nie dokonywali spodziewanych aresztowań, to jednak w sercach pawłowian stale tkwił niepokój i oczekiwanie, co będzie dalej.

W początkowym okresie okupacji hitlerowskiej, społeczność pawłowska pozbawiona została dopływu wszelkich prawdziwych wiadomości ze świata, co powodowało, że panoszące się wtedy plotki urastały do rangi podstawowych informacji.

Okupacyjna propaganda (radio i prasa) była dla pawłowian trudno dostępna a do tego tendencyjna a stąd uważana powszechnie za niewiarygodną.

Dlatego pawłowianie z konieczności utworzyli na własny użytek swój kanał informacyjny, który funkcjonował przez cały okres okupacji.

A były to wiadomości przekazywane ustnie, przywożone najczęściej przez pawłowskich rzemieślników, którzy jak i przed wojną handlowali swoimi wyrobami na placach targowych Chełma, Piask, Krasnegostawu i innych miejscowości i tam spotykali się z ludźmi z innych stron i środowisk, uzyskując od nich wiadomości o sprawach dziejących się na świecie i w regionie.

I właśnie tą nieoficjalną drogą napływały do wiadomości pawłowian fakty o aktach grabienia ludności i bestialskich mordach dokonywanych przez hitlerowskich agresorów.

Pierwszym przekazem represji niemieckich była wiadomość, w początkach listopada 1939 r.,.że chełmskie gestapo aresztowało obywateli m. Chełma w liczbie 19 osób w tym także i księży - za rzekome usiłowanie napadu na niemieckiego żołnierza.

Bliższym faktem, który bulwersował mieszkańców Pawłowa była wiadomość, że 11 listopada 1939 r. W nieodległym Siedliszczu aresztowano i rozstrzelano ks. Leona Szyszkę proboszcza parafii, którego posądzono o branie udziału w zamachu na wójta gminy w Siedliszczu.

W grudniu doszła do mieszkańców Pawłowa wieść, że Niemcy zamierzają wysiedlić z Chełma około 500 osób narodowości żydowskiej na tereny zajęte przez Sowietów, zabijając po drodze do Hrubieszowa ponad połowę prowadzonych pieszo Żydów

Wielkim wstrząsem dla pawłowian była wiadomość, która nadeszła z Chełma, gdzie na początku stycznia 1940 r. Oprawcy z gestapo dokonali zbiorowej egzekucji pacjentów szpitala psychiatrycznego gdzie zamordowano 114 kobiet, 300 mężczyzn i 17 dzieci.

Z upływem tygodni takich wieści dochodziło do Pawłowa coraz więcej obrazujących zamiary i czyny hitlerowskich zbrodniarzy.

Jednak najbardziej dotkliwą zagrażającą bezpośrednio ludności formą ucisku okupacyjnego, był aparat policyjny, który w strukturach niemieckiej władzy na terenie generalnego gubernatorstwa dzielił się na dwa piony:

policję porządkową (ordonungspolizei – Orpo)- policje bezpieczeństwa (sicherheistpolizei - Sipo)

W skład policji porządkowej wchodziły:

- policja ochronna, czyli - niemiecka (żandarmeria), ukraińska, żydowska i polska(granatowa) oraz policje pomocnicze, jak kolejowa, pocztowa, fabryczna itp.

W dystrykcie lubelskim policja ochronna działała w każdym powiecie a w tym i powiecie chełmskim.

Z tym, że powiat chełmski został podzielony na cztery odcinki jak-: Chełm wschodni, Chełm zachodni, Włodawa i Cyców, (który później przeniesiony został do Trawnik). Każdy z tych odcinków składał się z sieci posterunków, który w zależności od wielkości nadzorowanego obszaru obsadzony był przez od 12 do 15 policjantów.

Gmina Pawłów podlegała stałemu nadzorowi policji ochronnej i była to policja polska zwana powszechnie granatową (od koloru umundurowania) ściśle współpracująca z władzami okupacyjnymi.

Do obowiązków, której m.in. należało obok utrzymywania ładu i porządku na terenie swojego działania także monitorowania i meldowanie o wszelkich ruchach i akcjach partyzanckich policji bezpieczeństwa lub tajnej policji (geheimstatatspolizei) zwanej w skrócie gestapo.

W Pawłowie jeszcze od przed wojny policja państwowa posiadała stały posterunek gminny, mieszczący się w dzielnicy Zakościele w kamienicy rodziny Kopytłowskich.

Dodać należy, że większość policjantów była dobrze znana tak w Pawłowie jak i w gminie a wynikało to z ich wieloletniej służby.

Ponadto część z nich była związana więzami rodzinnymi z miejscem służby gdyż zamieszkiwała w Pawłowie na stałe, zakładając tu własne rodziny. A do tych należeli: Stacharski, Sobiński, Nocon, Kobak a później Twarowski i Chlebowicz. Inni policjanci przebywali raczej krótko i byli przenoszeni w ramach zmian służbowych i uzupełnień w miarę potrzeb.

Ciekawym zjawiskiem dającym wiele do myślenia było nagłe zniknięcie znanych pawłowianom policjantów na kilka dni przed wejściem Armii Sowieckiej do Pawłowa we wrześniu 1939 r. i późniejsze ich pojawienie się po wkroczeniu Armii niemieckiej w październiku tegoż roku i podjecie policyjnej służby tym razem na rzecz hitlerowskich okupantów w dawnych pomieszczeniach przedwojennego posterunku. Tak utworzony posterunek policji (granatowej) należał do liczniejszych w powiecie chełmskim, gdyż jego obsada osobowa liczyła 15 ludzi, często wzmacniana przez niemiecka żandarmerię.

W składzie osobowym tego posterunku służyli policjanci znani pawłowianom jeszcze z okresu przedwojennego.

W związku z drastycznym ograniczeniem dostaw produktów związanych z wyżywieniem na miejscowy rynek, spowodowany polityką wprowadzoną przez okupanta a w tym ścisłego kontyngentowania zbóż, hodowli zwierząt oraz mleka w Pawłowie wystąpiły trudności aprowizacyjne. Pawłowianie dla zapewnienia możliwości przeżycia i utrzymania rodziny, musieli przestroić dotychczasowy tok myślenia w tym zakresie.

Ponieważ konieczność wymusiła szybkie działanie, gospodynie pawłowskie rozszerzyły zasięg upraw żywieniowych, najpierw w przydomowych ogródkach warzywnych, dotychczas będących

uzupełnieniem podstawowych produktów rolnych. I tak zaczęto uprawiać w większej ilości warzywa, które nie podlegały obowiązkom kontyngentu a do których należały: marchew, cebula, pietruszka, czosnek itp. Więcej pojawiło się upraw pomidorów, ogórków, kapusty, buraków czerwonych i cukrowych. Z uwagi na braki rynkowe w zakresie dostaw wyrobów tekstylnych zaczęto więcej siać konopi, lnu, rzepaku i innych a to z dwóch powodów. Ziarno z lnu i rzepaku, przeznaczone było na tłoczenie olejów a reszta była przerabiana na włókno, z którego produkowano płótno na worki i ubiory. Pojawiły się w niektórych domach pawłowskich gospodyń warsztaty tkackie, na których przerabiano włókno z lnu i konopi na sznurki, worki, płachty oraz nici do szycia a także materiały na koszule, ręczniki, prześcieradła, obrusy i inne.

Także więcej niż dotychczasowo sadzono kartofli, które z wolna stawały się podstawowym produktem wyżywienia rodziny i spożywane były codziennie w różnych odmianach a w tym najczęściej w postaci placków smażonych na rzepakowym czy lnianym oleju.

Zaczęto w wielu domach używać od lat zapomnianych żaren i to z dwóch powodów: po pierwsze, dlatego że każdy przemiał zboża w miejscowym młynie musiał być rejestrowany a po drugie można było na domowych żarnach zemleć część ukrywanego przed okupantem zboża przeznaczając je dla rodziny czy też dla chowanego w ukryciu prosiaka.

W codziennych jadłospisach rodzin pojawiły się nowe potrawy, które wymusiły warunki okupacyjnego życia, a dotyczyło to zbierania i spożywania zielonej rośliny dziko rosnącej zwanej łobodą (lebioda), którą gotowano, zaprawiano olejem z zasmażką z mąki oraz dodatkiem czosnku.

Tak przygotowaną potrawę jedzono z gotowanymi kartoflami lub z chlebem. Podobnie czyniono z młodymi liśćmi buraka cukrowego, którą to potrawę nazwano woloczkami.

Ponadto dość często, szczególnie w okresie jesieni, smażono lub pieczono placki z tartego buraka cukrowego, które spożywano z kawą zbożową lub odciąganym mlekiem.

I w ten lub inny sposób kombinując, na co dzień, większość pawłowskich rodzin starała się zaradzić coraz większym trudnościom aprowizacyjnym narastającym w miarę umacniania się hitlerowskiej okupacji.

Po kilkunastu miesiącach życia w tych warunkach, pawłowianie zaczęli jakby oswajać się z tą myślą, że nawet w tak ciężkich czasach trzeba starać się żyć dla siebie i rodziny.

Dlatego szukali usilnie luk i szczelin w narzucanym im systemie aby go można wykorzystać na swoją korzyść.

Kiedy pod koniec 1940 roku - Niemcy dopuścili możliwość podróżowania pociągami po terenie generalnego gubernatorstwa, pojawiała się szansa, obok przewozu osób, na przewożenie towarów i wówczas rozpoczął się handel wymienny między wsią a miastem. Początkowo polegało to ma tym, że pojedyncze osoby, a później zorganizowane grupy dostarczały najczęściej pociągami do miast większe lub mniejsze ilości żywności, aby ją tam sprzedać z dużym zyskiem a z powrotem przywieźć produkty, które prawie bez ograniczeń wchłaniała tak zwana prowincja, czyli wieś.

Głównym przedmiotem takiego handlu, który stawał się powszechnie znany pod specyficzną nazwą „szmugiel” były: mięso, alkohol i tytoń.

I były to przez cały okres hitlerowskiej okupacji podstawowe produkty nielegalnego handlu, a rzecz polegała na tym, aby ten „trefny” towar dostarczyć do odbiorców w mieście a to nie było łatwe.

Jednak w Pawłowie znalazła się grupa mieszkańców, którzy dla utrzymania rodzin mimo drakońskich kar, jakie stawiał okupant za prowadzenie nielegalnego handlu, widząc możliwość dużego zarobku, decydowała na podjęcie się tego niebezpiecznego procederu.

Wstępnie po pewnym okresie czasu, gdy rozpoznano trasy handlowe oraz miasta docelowe wywozu towarów a także sposoby stosowane przez policję wobec szmuglerów zaczęto poszukiwać i przygotowywać towar do wywozu.

Na początku były to podróże sondażowe z niewielka ilością produktów poparte dobrze wykonaną kenkartą (karta rozpoznawcza) lub innymi papierami uzasadniającymi przejazd osoby na ustalonej trasie a także stosowny ubiór (wygląd) osoby handlującej.

Jak pokazało życie to były to konieczne warunki, których przestrzeganie gwarantowało dobre wyniki tego nielegalnego handlu.

Chodziło tu przede wszystkim o to, aby w oczach kontrolującej władzy (policji, żandarmerii czy banschutzów) osoby wiozące szmuglowany towar uzyskały minimum zaufania, aby tym sposobem przechodzić przez sita obław czy kontroli.

Dlatego do szmuglu (kolejowego) nadawały się bardziej kobiety w średnim wieku, silne, szczupłe, przeciętnie ubrane i odporne na ewentualne przykre zdarzenia, jeżdżące w trasę w niewielkich zespołach. Przewożony towar musiał być odpowiednio przygotowany i ukryty.

Dlatego słoninę, rąbankę wyroby masarskie, najczęściej wożono bezpośrednio na sobie pod wierzchnią odzieżą, opasując się wiezionym towarem. Ponadto do tego należało wieźć inne drobne wiktuały w kilku niedbale zawiązanych luźnych tłumoczkach czy zawiniątkach dla odwrócenia uwagi kontrolerów.

Dotyczyło to także przewożonego na handel bimbru czy tytoniu. Wypróbowanymi szlakami szmuglerów była trasa - Rejowiec-Warszawa, Rejowiec-Lwów czy Rejowiec-Lublin.

Z tego najwięcej można było sprzedać i zarobić w stolicy, ale, do której najtrudniej było dojechać.

Po udanym dotarciu do wyznaczonego celu i sprzedaży przewiezionych towarów - szmuglerzy przywozili najczęściej do dalszej odsprzedaży złoto i dolary, które dość łatwo można było ukryć.

Dla kamuflażu przywozili większą ilość używanej odzieży, którą można było sprzedać lub zamienić na nowy „towar” w samym Pawłowie czy okolicznych wsiach.

Obok nielegalnego handlu mięsem, które pochodziło z pokątnych hodowli, drugim produktem, który nie wchodził w kontyngentowy przymus był alkohol, wytwarzany przez znających się na rzeczy gospodarzy.

Najczęściej zwany bimbrem czy samogonem, produkowany był z ogólnodostępnych surowców,- jak kartofle i buraki cukrowe, i na który był stale ogromny popyt.

Chociaż za pędzenie bimbru i handel nim, były stosowane duże kary, to handlowano nim powszechnie i niemal jawnie przy akceptacji nie tylko miejscowej społeczności.

Wiele osób w Pawłowie w okresie okupacji zajmowało się uprawianiem tytoniu i jego przerobem na machorkę i papierosy. Ta ścieżka, mniej niebezpieczna, dawała także szansę dobrego zarobku, bez konieczność większego ryzyka.

Można dodać, że do nielegalnego handlu dołączali się czasem pawłowscy rzemieślnicy, których wytwarzając swoje wyroby sprzedawali je na placach targowych większych czy mniejszych miast, gdzie zawsze można było spotkać chętnych na kupno poszukiwanych towarów.

A przecież możliwości przewozu i dostarczenia ich na targi i jarmarki mieli większe i bezpieczniejsze niż inni szmuglerzy.

Pewnie łatwiej było przewieść „trefny towar” lokując go w furmance ze stolarką, bednarką czy garnkami, by bezpieczniej dostarczyć go na miejsce przeznaczenia.

Z czasem, gdy okupacyjna machina policyjna coraz bardziej dobierała się do szmuglerów, tym bardziej oni wymyślali coraz to nowsze pomysły omijanie obław, rewizji czy konfiskat szmuglowanych towarów.

I tak trwali w uprawianiu tego procederu do końca okupacji.

Jakkolwiek szczegółowych wiadomości ze świata do Pawłowa nie trafiało zbyt wiele to jednak napływały one coraz częściej i to z najbliższych okolic, przypominając pawłowianom, o tym, że okupacyjny terror istnieje i dotyka na razie innych.

Z przekazów osób przebywających w okolicznych miejscowościach dowiadywano się, że w czerwcu 1940 roku w sąsiednim Siedliszczu, Niemcy zaczęli gnębić tamtejszą społeczność żydowską zamykając jej członków w specjalnie utworzonym getcie.

Gdzie obok miejscowych Żydów przebywają rodziny semickie z innych miast Polski oraz narażeni na bardzo trudne i wręcz nieznośne warunki bytowania wobec stałego zagęszczanie terenu getta coraz nowymi transportami rodzin semickich z Czech, Holandii, Belgii czy Rzeszy Niemieckiej.

Prawie codziennie nadchodziły nowe wieści, że nowe getta czy obozy pracy, organizują Niemcy w prawie każdym większym ośrodku miejskim szczególnie tam gdzie mieszka większa ilość Żydów.

I tak powstawały kolejne getta w Krasnymstawie, Chełmie Sawinie, Osowie, Rudzie Opalin, Dorohusku a także w Trawnikach czy nieodległym Rejowcu i innych miejscowościach.

Los Żydów gromadzonych w gettach przez hitlerowskich okupantów, budził wśród pawłowian nie tylko zainteresowanie a także współczucie i chęć niesienia pomocy.

Dochodziło do tych przemyśleń i działań także poczucie jakiejś wspólnoty losu, wzajemnej ciężkiej udręki a w tym i beznadziejności wobec silniejszego, gotowego na wszystko ciemięzcy.

W większości mieszkańcy Pawłowa dochodzili do świadomości, że maltretowanym Żydom jest nie porównywalnie ciężej i że taki los może z kolei czekać nas - Polaków.

W Pawłowie gdzie żydowska społeczność żyjąca tu od lat była niewielka, a w zasadzie zarządzała nią jedynie rodzina Nysynkornów, do której dochodziło grono dalszych i bliższych krewnych, liczyła na początku lat 40 około 50 osób. Z tego należy odliczyć kilkunastu młodych Żydów, którzy wyjechali z Polski z Sowietami październiku 1939 roku. Pewnie, dlatego Niemcy nie otworzyli dla nich osobnego getta, a tylko od chwili zajęcia Pawłowa - władza okupacyjna objęła miejscowych Żydów szeregiem zakazów, a w tym — prowadzenia handlu, swobody przemieszczania się itp. A ponadto byli pod stałym nadzorem miejscowej policji.

Na początku 1941 roku niemiecka żandarmeria wraz z policją przetransportowali wszystkich pawłowskich Żydów do getta w Rejowcu i tam (przebywali do kwietnia 1942 roku), kiedy po uprzedniej selekcji zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego Sobiborze gdzie prawdopodobnie zostali zgładzeni.

Pozostawiona własność majątkowa wywiezionych Żydów przeszła w ramach obowiązującej konfiskaty na rzecz gminy. Tymczasem do Pawłowa nadal dochodziły wieści, że w okresie lutego

1941 roku na podstawie donosów miejscowych ukraińskich nacjonalistów - Niemcy na terenie powiatu, włodawskiego dokonali aresztowań wśród nauczycieli aktywistów działających przed wojną w organizacjach społeczno- politycznych, których rozstrzelali w lasach pod Chełmem i Włodawą.

W marcu 1941 na podstawie list sporządzonych przez Ukraińców okupanci dokonali aresztowań członków Związku Walki Zbrojnej w Rejowcu i okolicach.

Także w marcu tegoż roku w czasie drogi powrotnej z targu w Chełmie zastrzelony został przez Niemców - Ciechomski Stefan, mieszkaniec Pawłowa, którego (prawdopodobnie) oprawcy hitlerowscy wzięli za Żyda.

Ale pod koniec kwietnia 1941 roku inna sytuacja wojenna zaskoczyła pawłowian, gdyż z dnia na dzień zaczęły do Pawłowa przemieszczać się duże oddziały wojsk niemieckich, Które zajęły szkołę i szereg większych domów gdzie kwaterowano żołnierzy i oficerów. Jak się później okazało- był to batalion remontowy Wermachtu, dla którego wybrano Pawłów na bazę przeglądów remontów sprzętu wojskowego przed uderzeniem Niemiec na związek sowiecki.

W ciągu następnego tygodnia na boisku szkolnym ulokowano baterię kuchni polowych wraz z zapleczem żywnościowym mieszczącym się w dużych brezentowych namiotach.

Na placu przykościelnym między posesją Domańskich a budynkiem organistówki, żołnierze zaczęli budować z przywiezionych kantówek i desek — wiaty i boksy na stanowiska remontowe, oparte bezpośrednio o parkan okalający kościół.

Następne dostawy dotyczyły sprzętu zwożonego ciężarowymi samochodami, z którego montowano stanowiska przeglądowe. Po ich szybkim ukończeniu zaczął napływać sprzęt wojskowy, który był przeglądany, remontowany i konserwowany, a następnie przemieszczany na wschód szosą do Chełma lub koleją ze stacji w Rejowcu.

Ponadto Niemcy w lesie „na Pańskim” za Poczekajką zlokalizowali duży magazyn materiałów pędnych, które gromadzono przez kilka tygodni zwożąc je szosą od strony Lublina oraz drogą ze

Ponadto Niemcy w lesie „na Pańskim” za Poczekajką zlokalizowali duży magazyn materiałów pędnych, które gromadzono przez kilka tygodni zwożąc je szosą od strony Lublina oraz drogą ze

Powiązane dokumenty