• Nie Znaleziono Wyników

Wrocławia

Część 2: Allegro a piacere

MIASTA MAJĄ SWOJE MUZYKI.

Mają swoje motywy, rytmy i tła. Synkopy pojedynczych bloków i kantyleny średnio-wiecznych uliczek. Są dziełami talentu, wrażliwości i tęsknoty za czymś tak nieracjo-nalnym i zgoła niepotrzebnym, jak muzyka.

MUZYKĘ MIASTA SŁYSZY SIĘ TYLKO W CZASIE I W PRZESTRZENI, w „dobrym” czasie,

067

spacerów nad brzegami rzek, rowerowych przejażdżek, szukania tła dla selfie. W chwi-lach spokoju, kiedy trudno przejść obojętnie obok muzycznych aranżacji czterech pór roku, albo nie dostrzec różnic w rozwoju danego tematu o świcie i w blasku księżyca. Miasto przyjazne, to takie, którego muzyki można i chce się słuchać.

MIASTO SPOTKAŃ,

żywe, prowokujące do wyjścia z domu, ot tak – dla przyjemności powałęsania się, posiedzenia z kimś znajomym przy kawie. W „miejscu z klasą”, jakim miał się stać WROCŁAW 2000+. I jakim się poniekąd stał.

W rdzeniu MIASTA MITYCZNEGO dniem i nocą rozbrzmiewa orkiestra symfonicz-na. Są tu partie na wszystkie instrumenty: na wodę, zieleń, na krasnale, kamieniczki i kościoły, na ogródki kawiarniane i magiczne zakątki w dziedzińcach Ossolineum. A jeszcze do niedawna życie skupiało się przede wszystkim wzdłuż głównej osi Starego Miasta: od ulicy Świerczewskiego/Piłsudskiego do Odry.

Tutaj wątek muzyczny rozpoczyna się znienacka, bez przygotowania. Motyw arkad niczym motyw losu w V symfonii Beethovena powtarza się w kilku sekwencjach za-nim urośnie do wielkiego wolumenu pierzei prowadzących do placu Kościuszki. To pierwsza brama Starego Miasta. Dalej smyczki opływają plac, gubią się między drze-wami, gdzieś błyśnie przygotowawczy dźwięk rogu, napięcie rośnie aż nagle wyłania się repryza. Forma arkad powraca w innej, zabudowanej postaci, ale motyw ten sam. Rośnie przez całą pierzeję aż do narożnika kawiarni Tutti Frutti, wchłania rozbudo-wane struktury Renomy i Podwala. To druga brama i jednocześnie Coda, zamykająca część allegro con brio.

Dalej spacerowo – andante con moto aż do Rynku.

Najpierw Promenada - wyciszona otwarta przestrzeń budowana przez altówki i wio-lonczele. Spojrzenie ucieka na boki, wędruje wzdłuż drzew i wody, zatrzymuje się na detalach. Powoli włączają się jasne dźwięki klarnetu i fagotu, atmosfera się zagęszcza przy pomniku Chrobrego, aż nie wiadomo kiedy wyrasta ku niebu kolumnowy portyk Opery i bryła kościoła Bożego Ciała. Wznoszą się w górę fanfarą trąbek, jakby chciały przywołać z niebytu obraz Bramy Świdnickiej, która niegdyś strzegła miasta w tym miejscu.

Dalej smyczki wracają do otwartej przestrzeni pierwszego tematu. Odsłaniają dalekie widoki na wzgórze Partyzantów z jednej strony, z drugiej – na plac Wolności z Narodo-wym Forum Muzyki. Chwila postoju i powtórna fanfara mocnych brył: Monopolu,

co wycofanej sylwety kościoła pod potrójnym wezwaniem świętych Doroty, Stanisława i Wacława, i dziobatej fasady Solpolu. Powracają fagoty, klarnety, trąbki, a po nich wyciszenie tak zdecydowane, jak wejście pod ziemię. Spacer trwa, wzrok napotyka ko-lejne akcenty aż do ostatniej „bramy” prowadzącej do Rynku. Kamienicy „Pod koroną”. Tutaj scherzo zaczyna się od wstrzymania oddechu . Od przygotowania na spotkanie z widokiem Ratusza i Sukiennic. Znowu brzmią smyczki i instrumenty dęte. Powraca główny motyw monumentalnej architektury na przemian z motywami spaceru, a wła-ściwie tańca wirującego wokół rynkowych kamienic. Raz po raz przerywają go fanfary przy widokach placu Solnego a potem kościoła św. Elżbiety. Ale taniec toczy się dalej w jakimś wewnętrznym zapamiętaniu, wpada w ulicę Kuźniczą: jeszcze chwila, jeszcze moment, jeszcze jakieś inne powtórzenia...

I wreszcie: allegro presto – ostatnia brama osi tryumfalnej – barokowa pierzeja głów-nego gmachu Uniwersytetu, kościoła Jezuitów, Ossolineum. Niemal bez przestanku brzmią fanfary całej orkiestry: z puzonami, fletem, rogami. To nie jest zwykłe pięcie się w górę. Presto atacca to szturm. Fale dźwięków uderzają w ściany budynków. Roz-pryskują się, omywają pilastry i wieże, zaglądają w okna, w zdobienia, a kiedy wyczer-pią pierwszy impet − przecisną się wąską wyciszoną sienią na drugą stronę. Barokowe pierzeje zyskają odbicie w lśniącym nurcie Odry, widok wzbogaci się o mosty, jazy, śluzy, wyspy… Aż w końcu zamknie się wielką finałową Codą.

Mało miejsc może sprostać tej klasie przestrzeni.

Ostrów Tumski jest inny: wzniosły, nie z tego świata. Można tu usłyszeć toccatę d-moll Bacha, majestatyczne, powolne uderzenia dzwonów, albo hymn templariuszy przecho-dzący w uroczyste Te Deum z adaptacji Henryka V przez Kennetha Branagha. NON NOBIS DOMINE … nie nam Panie.

Ostrów Tumski pozostał MIASTEM ZAKAZANYM, nie ludzkim, a pewnie i nie bo-skim. Bez wątpienia jednak – kościelnym. NON NOBIS… Miejscem pielgrzymek ale nie dla pielgrzymów. Nawet ogrody, które w końcu otwarły się dla ludzi (za pieniądze magistratu), nie zachęcają do zatrzymania się na dłużej. Są drętwe, oficjalne, pozba-wione cienia, jak ukamienowana strefa recepcyjna przy mostach Tumskich.

Ostrów to miejsce magii, celebracji i wzniosłości. Non nobis...

Znacznie lepiej pod tym względem zaczęły się rozwijać MIEJSCA SPOTKAŃ na dru-gim brzegu rzeki. Bulwar Dunikowskiego to wielki amfiteatr otwarty na

najwspanial-Rys. 2 Symfonia Staromiejska Rys. A. Drapella-Hermansdorfer, opracowanie typograficzne Agnieszka Wierzbicka.

Rys. 3 Wrocław 2015+ jako ośrodek rozwoju regionalnego U góry: Wrocław jako centrum śląskiego Nadodrza

U dołu: Parki rzeczne Wrocławia jako korytarze ekologiczne i kulturowe łączące miasto z Parkami Agrarnymi strefy metropolitalnej. Rys. A. Drapella-Hermansdorfer, opracowanie graf.

Agnieszka Wierzbicka.

sze panoramy Wrocławia. Brama WIELKIEGO MIASTA,

które rozwija się skąd w górę rzeki – w kierunku uniwersyteckiej DZIELNICY ŁACIŃSKIEJ

i WIELKIEJ WYSPY;

miasta, które w końcu zwróciło się ku Odrze.

Wędrówka Bulwarem Dunikowskiego rozpoczyna się czymś na kształt rozlewnej, srebrnoszarej I symfonii Brahmsa. Nabiera jej napięć w odbiciach monumentalnej ar-chitektury, płynie pod prąd pomiędzy statkami na wodzie, mija pierwsze przejście pod mostem Pokoju. Ma swoją głębię, moc i klasę. Przy Urzędzie Wojewódzkim wstrzymuje oddech w nadziei, że w końcu ktoś dosłyszy, otworzy drzwi oraz umysły na rzekę za oknami. Za mostem Grunwaldzkim główny temat pojawia się w aranżacji elektronicz-nej, wersji dla młodych, jak Polinka i nowa przystań Politechniki Wrocławskiej. Staje się remixem poszukującym własnego wyrazu, eksperymentującym.

To samo można powiedzieć o MIEŚCIE PIĘKNYM w obszarze Nadodrza,

Gdzie rozbrzmiewa IX symfonia Dvořáka „Z Nowego Świata”. Pełna ruchliwych ulic, dalekich prospektów, zróżnicowanej zabudowy pełnej kontrastów i niespodzianek. W podwórkach ukrywa prawdziwe perełki: EkoCentrum, Mizer Art, Zielone-nieskoń-czone przy Barlickiego. Miejsc przyjaznych nie ma za wiele, a jeszcze trudniej o pasaże spacerowe, ale niewątpliwie coś zaczyna pulsować, jakiś powiew życia - w przeciwień-stwie do pozostałych części Śródmieścia, Krzyków, czy ulicy Legnickiej – „zielonej tętnicy” Wrocławia. Nie pomógł Sky Tower, zastygły w synkopie erekcji bez spełnienia. Poza Aquaparkiem i starymi parkami, MIEJSCA SPOTKAŃ jeszcze tu nie dotarły. Nie ma ich też w od dawna nieprzewietrzanym,

PIERŚCIENIU MIAST OGRODÓW.

Wśród zapachów grilla snują się czasem piosenki biesiadne, lecz rzadko wykraczają poza znajomość pierwszej zwrotki oraz granice własnego ogrodu. Ulice pogrążają się w bałaganie przypadkowo parkowanych samochodów. Jest sennie, sentymentalnie, geriatrycznie.

W tej konkurencji MIASTO SPÓŁDZIELCZE wypada bardziej dynamicznie, chociaż trudno mu się wydostać z monotonii

„Różnych pociągów” Steva Reicha.

Monotonia chłonie wszystko, jak gąbka. U Reicha przypadkowo nagrane głosy – słowa wnoszą własne życie w skrzypcowy stukot kół. Problem z tym, że nowe motywy

spół-dzielcze nie wychodzą poza równie monotonny standard społecznej infrastruktury. Brakuje powiewu czegoś świeżego, nowej tożsamości, sztuki przez duże S. Ale Magi-strat tego nie słyszy, zaprzątnięty gentryfikacją centrum. MIASTO SPÓŁDZIELCZE pozostaje więc wdzięcznym polem dla pop-u, dla niewymuszonych MIEJSC SPOTKAŃ, dla sensownych powiązań z zielenią.

W końcu stukot przechodzi w KAKOFONIĘ. CZARCI KRĄG

nie rozwija żadnych tematów melodycznych.

Ochroniarze i kamery strzegą pilnie odrębności pojedynczych fraz, architekci dokładają starań, aby każda była unikatowa,

niepodobna do innych,

podobnie jak one pogłębiająca chaos fraz pozbawionych kontekstu, oderwanych od siebie, a jednak ściśniętych

bez najmniejszej szczeliny na MIEJSCE SPOTKAŃ, na widok z okna, na marzenia. CZARCI KRĄG

skazany na wyjałowioną ziemię. Taki jest klimat Wrocławia 2015+. Klimat melo-dramatyczny.