• Nie Znaleziono Wyników

29.XI.1830.

padły resztki dymów wojen napoleońskich i świat za­

padał w martwą odrętwiałość, a wówczas obywatel polski ujrzał wkoło siebie ruiny. Jak sen minęły piękne marzenia o odbudowa­ niu wolnej ojczyzny: pod znakiem obcej woli rozpoczynał naród

nową erę życia.

Konstytucja, którą car,jako król polski,ogłosił, zapowiadała zgóry, że Królestwo Polskie na wieki zostaje połączone z Cesar­

stwem, ale obok tego gwarantowała Polakom ustrój odrębny i całkowitą samodzielność wewnętrzną.

Ale już pierwsze zarządzenia nowego króla przyniosły roz­ czarowanie.

Na namiestnika Królestwa, a więc najwyższyw kraju urząd, opinja publiczna przeznaczała księcia Adama Czartoryskiego, a na czelewojsk chciała widzieć Kościuszkę. Tymczasem, ku po­

wszechnemu zdumieniu, naczelnym dowódcą wojsk polskich zo­ stał brat cesarski, Wielki Książę Konstanty, który nie budził w ni­

kim zaufania. W ruchliwej jego twarzy było coś dziwacznie śmiesznego i okrutnego zarazem. Patrząc na tę twarz, każdy od­ czuwał, że W. Książę łatwo zapala się gniewem i że gniew jego musi być straszny. Zasady konstytucyjne ciążyły mu jak kajdany.

Więc zaczął je rozluźniać i szarpać, a w tern dziele niszczenia konstytucji tajny senator rosyjski, Nowosilcow, okazał się najlep­

szym pomocnikiem.

100

Tyranja W. Księcia Konstantego

Rozpoczęły się w Królestwie rządy samowoli.

Słynne przeglądy wojska na placu Saskim w Warszawie stały się torturowaniem żołnierzy i oficerów. Najmniejsze uchy­

bienie przepisom wojskowym wprawiało W. Księcia w stan niesły chanego rozdrażnienia.

Tymczasem w armji polskiej przechowywało się wysokie pojęcie honoru. Starzy żołnierze z zaciśniętemi zębami znosili tyranję naczelnego wodza, a oficerowie, nie mogąc znieść wy­

rządzanych im obelg, podawalisię do dymisji. Kilku szlachetnych młodzieńców, nie chcąc żyć po doznanych zniewagach, ode­

brało sobie życie.

A za plecami W. Księcia knował swe intrygi Nowosilcow i powoli, lecz systematycznie doprowadzał kraj do rozpaczy...

Intrygant ten poprzysiągł sobie zniszczyć odrębność Kró­ lestwa i połączyć je w jedną całość z Cesarstwem. Swoją krecią robotę rozpoczął od zorganizowania policji tajnej i wprowadze­ nia do wszystkich sfer życia systemu szpiegowskiego. Niepokój ogarnął kraj cały, życie stawało się duszne, ciężkie.

W roku 1819 powstała głośna później organizacja pod nazwą Wolnomularstwa Narodowego. Twórcą tej organizacji był major czwartego pułku linjowego, Walerjan Łukasiński, czło­ wiek o duszy czystej i pięknej, obdarzony niezłomną wolą i har­ tem, a cały przeniknięty myślą o odbudowaniu ojczyzny. Wolno­

mularstwo Narodowe miało pozory legalności, ale dążyło do te­

go, abycały naród ożywić jednym buntowniczym duchem i wró­

cić Polsce niepodległość. Organizacja ta została wkrótce za­ mknięta, ale Łukasiński nie składał broni i, nie myśląc wyrzekać się konspiracji, utworzył w r. 1821 nowy spisek, ściślejszy i złożony z ludzi zaufania, a znany pod nazwą Towarzystwa Patriotycz­ nego.

Policja tajna często wpadała na tropy sprzysiężenia, ale dopiero w r. 1822 aresztowany został Łukasiński i, oskarżony o zbrodnię stanu, wtrącony do lochu. Dwa lata nękano go i drę­ czono, lecz twórca Towarzystwa milczał, jak grób, nic nie po­

wiedział i nikogo nie wydał.Wbrew istniejącym prawom oddano Łukasińskiego na dziesięć latciężkiego więzienia.

Łukasiński, potem podchorążowie...

Spiski, pociqgajqc w swój wir ludzi starszych, szerzyły się jednocześnie i śród ksztatcqcej się młodzieży. Upokorzenia, ja­

kich doznawał naród, odczuwała ona głęboko, a nie mogqc jawnie uczuć swych wyrażać, zaczęła naradzać się szeptem i skrycie marzyć o odbudowaniu utraconej ojczyzny.

Jednocześnie z budzeniem się nowych uczuć i nowych po-żqdań powiałświeżywiatr i wliteraturze ojczystej. Adam Mickie­ wicz rzucił był właśnie w świat swq słynnq Odę do mło­ dości i tym grzmiqcym utworem, nawołujgcym do śmiałego czynu i do odpowiadania gwałtem na gwałt, ujarzmił wyobraźnię swego pokolenia.

Na widownię występie mieli niebawem podchorgżowie.

Byli to młodzi żołnierze, którzy, służqc w szeregach, do­

służylisięstopnia podoficerskiego, a pilnem wypełnianiemswoich obowigzków zwrócili na siebie uwagę zwierzchności. W. Ks.

Konstanty postanowił kształcić tych młodych ludzi i przygotować ich na dzielnych, dobrze znajqcych swoje rzemiosło oficerów.

W tym celu utworzyłszkołę, w której podchorgżowie ćwiczylisię we władaniu wszelkq broniq i zdobywali wiedzę fachowq.

Szkoła mieściła się w jednej z oficyn pałacu Łazienkowskie­

go w Warszawie. Nikt nie wiedział, że W. Ksiqżę tuż pod swoim bokiem umieścił najstraszniejszych swych wrogów, że te młode dusze, skazane na atmosferę koszar, przenika ogień uniesienia patriotycznego, że głowy podchorgżych płonq i rojq o czynach wielkich a śmiałych.

Marzenia te, poczqtkowo niejasne i nieokreślone, znalazły ujście w łajnem sprzysiężeniu, zwanem Spiskiem podchorgżych.

Spisek ten utworzył w grudniu 1828 r. podporucznik gre­ nadierów gwardji, a zarazem instruktor w szkole podchorgżych.

Piotr Wysocki. Była to płomiena dusza, gotowa do największych poświęceń.

Spisek rósł szybko w siły i znaczenie, w szeregach spi­

skowców znalazło się wkrótce wielu oficerów z różnych pułków, konsystujqcych w Warszawie i na prowincji, a zczasem do spi­

sku przyłqczyło się grono cywilne, gotowe oddać swe siły na usługi sprawy.

Przygotowania do wybuchu

Dzień 29 listopada 1830 r. przeznaczony został na rozpo­

częcie wybuchu.

Zbliżał się wieczór i mrok poczqł otulać miasto. Spiskowcy, ukończywszy przygotowania, podgżyli na umówione stanowiska i w niezmiernem naprężeniu oczekiwali uderzenia godziny szó­ stej, która wyznaczona została na rozpoczęcie kroków stanow­ czych. luny pożarów, jednego na Solcu, drugiego na Nowolipiu,

Piotr Wysocki

miały wezwać spiskowców do dzieła i oznajmić stolicy o po­ wstaniu.

Dwa główne zadania mieli przed sobą sprzysiężeni.

Jednem z nich było pochwycenie lub zabicie W. Księcia, drugiem — rozbrojenie wojsk rosyjskich. Jednocześnie garść spi­

skowców miała poruszyć lud Starego Miasta, a wojskowi, po do­ konaniu rozbrojenia, skoncentrować w jednem miejscu wszystkie pułki polskie, na które można było liczyć.

W Belwederze panowała cisza.

Atak spiskowców na Belweder

W. Ks. Konstanty spał spokojnie, nie przeczuwajqc, co się święci tego wieczora. Naraz na dziedzińcu przed ksiqżęcq sie- dzibq rozległy się przerażajgce okrzyki, jęknęły szyby pałacowe i rozprysły się z trzaskiem, jacyś ludzie wyważyli drzwi i jak hu­ ragan wtargnęli do komnat, wołajqc strasznym głosem:

— Śmierć tyranowi!

Budzi się Konstanty, słyszy hałas i złowróżbne okrzyki, zry­

wa się na równe nogi i, podtrzymywany przez kamerdynera, bie­ gnie do pokojów żony i w otoczeniu kobiet szuka dla siebie ra­ tunku.

Tymczasem oddział sprzysiężonych, wpadłszy do wnętrza pałacu, przebiega jeden pokój po drugim, lecz nigdzie nie znaj­ duje oporu. Wtem od tyłów pałacu, na które napadła inna grupa spiskowców, rozlega się okrzyk:

— Wielki Ksiqżę zabity!...

Wówczas pierwszy oddział przerywa dalsze poszukiwania i z tq samq szybkościq, z jakq wpadł, wybiega z pałacu. Lecz cóż się okazało? Oto wkrótce przed napadem przyjechał do Belwederu generał rosyjski. Usłyszawszy groźne okrzyki, rzucił się do tylnegowyjścia i jak kula wpadł pomiędzy oddział, pozo­

stawiony na straży tyłów pałacowych. Spiskowcy, dostrzegłszy w ciemnościach mundur generalski, wzięli uciekajqcego za W.

Księcia i przeszyli pierśgenerała bagnetem.

Po chwili cały ten oddział spiskowców cywilnych połqczył się i szybkim krokiem zmierzał do mostu Łazienkowskiego.

A w tym samym czasie, gdy W. Ksiqżę szukał dla siebie schronienia w pokoju żony, do szkoły podchorgżych wszedł PiotrWysocki, przerwał odbywajqcysięo tej porze wykład,i, do-bywajqc szpady, zawołał grzmiqcym głosem:

— Polacy! godzina zemsty wybiła. Dzisiaj zwyciężymy, albo polegniem...

W sali zapanował entuzjazm.

— Do broni! do broni! — odpowiedzieli mu hucznym gło­

sem podchorgżowie, pochwycili karabiny, rozebrali ostre ła­

dunki, wypadł zeszkoły i w mgnieniu oka sformowalisię w

ordy-Piotr Wysocki na czele podchorqzych

nek bojowy. Teraz szli się odpłacać za długq naukę na Saskim Placu! Na czele kolumny postępował Wysocki wprost do koszar trzech pułków jazdy nieprzyjacielskiej. Noc ciemna nie pozwo­ liła zorjentować się wojskom rosyjskim, ilu nieprzyjaciół majq przed sobq, i podchorqżowie z łatwościq mogli opanować ko­ szary. Wysocki dał rozkaz do odwrotu i cały oddział cofnqł się w kierunku Łazienek. Spotkawszy po drodze spiskowców belwe- derskich, podchorqzowie zabrali ich z sobq i razem ciggnęli ku miastu. Strzelajqc do zastępujqcej im drogę konnicy, to robiqc sobie przejście bagnetem, dostali się w Aleje i, trupem usławszy drogę, wpadli nareszcie do miasta.

Ulice były puste. Mieszkańcy, przestraszeni wrzawq i kur-sujqcemi pogłoskami, zamykali okiennice, ryglowali sklepy.

— Do broni! do broni! — wołali podchorqzowie.

Odpowiadała im cisza.

Wreszcie po kilku drobnych utarczkach podchorqzowie przyszli pod arsenał. Teraz dopiero otoczył ich gwar miasta, ruch i ożywienie. Do arsenału ciggnęły oddziały wojska polskiego, prowadzone przez należgcych do spisku oficerów, a ze Starego Miasta dqżył lud warszawski, żqdny broni i walki. Rozbito arsenał i uzbrojono mieszczaństwo. Powstanie, w pierwszych swych kro­

kach niepewne i chwiejne, powaznq zaczęło przybierać po­

stawę. Było zbuntowane wojsko, był lud uzbrojony, tworzyła się siła, rewolucyjna i groźna, rosnqca nieustannie i nabierajqca za­

ufania do sprawy.

Tymczasem W. Ks. Konstanty ochłongł z pierwszego stra­

chu i, namawiany przez generałów, którzy doń przybyli, ruszył w Aleje Ujazdowskie, gdzie zgromadzono już całq jazdę rosyj-skq. Namawiano W. Księcia, aby uderzył na powstańców, ale Konstanty stracił głowę, a szmer zbuntowanej stolicy napełniał go przerażeniem. Więc stał bezczynnie i z trwogq wlepiał swe oczy wzbuntowane miasto. Wreszcie po długich wahaniachwy­

prawił ku miastu pułk strzelców konnych. Ci zajęli Nowy Świat i przylegajqce ulice, lecz przekonawszy się, że powstańcy za­

Wojna z carem rozpoczęta

garnęli całq przestrzeń od Placu Bankowego aż po Plac Zamko­

wy, zatrzymali się niepewni, to posuwajqc się ku Krakowskiemu Przedmieściu, to cofajqc się aż w Aleje...

Dobrze po północy strzałyucichły.

Na ulicach i placach zapłonęły ogniska, rzucajqc krwawe światło na zgromadzony lud i żołnierzy, a zgiełk orężny pomie­

szał się z odgłosami patroli, wysuniętych poza linję dwu wojsk nieprzyjacielskich.

Tak się zaczęła wojna o niepodległość w r. 1830.

Photo-Plat Belweder