• Nie Znaleziono Wyników

O WOLNOŚĆ

о opuszczeniu kraju rodzinnego, udał się Kościuszko do Francji, gdzie z czasów dawniejszego swego pobytu posiadał kolegów i znajomych.

W Paryżu dowiedział się już szczegółów o zatargu kolo- nij amerykańskich z metropoljg, o którym jeszcze w Polsce głu­ che go dochodziły wieści. Jako wykwalifikowany inżynier mógł z łatwością otrzymać odpowiednie i korzystne stanowisko w ar-mji angielskiej, która poszukiwała zdolnych oficerów inżynierji i suto im płaciła, przyjął jednak niepewną i chwiejną propozycję Ameryki, gdyż tam miano walczyć o wolność, której był gorą­ cym czcicielem.

Po przybyciu do Ameryki, zapisał się w Wydziale Wojny i w dniu 31 sierpnia roku 1776-go otrzymał polecenie opraco­ wania planów fortyfikacji Billingsportu, mających zabezpieczyć to miasto, siedzibę kongresu, od ataku floty angielskiej przez zagrodzenie rzeki Delaware.

Z zadania tego wywiązał się bardzo dobrze.

Za pracę tę Kościuszko otrzymał wynagrodzenie w wyso­ kości 50 funtów szterlingów od Rady Bezpieczeństwa stanu Pen-sylwanja, jednocześnie zaś złożył dowód swego uzdolnienia fa­

chowego, co zjednało mu przychylne świadectwo Wydziału Wojny i otrzymał od Kongresu nominację na „inżyniera w służ­

bie Stanów Zjednoczonych“, w randze pułkownika.

Zasługi pod Saratogq

Nadeszły pierwsze zwycięstwa Amerykan. Okrzyk trium­ fu, rozbrzmiewajqcy w całych Stanach Zjednoczonych, potęż- nem echem odbił się w Europie, budzqc uwielbienie, szczegól­ nie we Francji.

Ochotnicy z najpierwszych rodzin, za przykładem Lafaye-te‘a, dqżyli do Ameryki, by walczyć za jej wolność, a idea nie­ podległości amerykańskiej stała się sprawq rodu ludzkiego.

Kościuszko tymczasem nie ustawał w pracy. Na wszyst­ kich drogach, któremi posuwać się mogła armja angielska, pou- rzgdzał przeróżne przeszkody, przytem dość zaznał niewygód i nędzy obozowej.

Dowództwo Stanów Zjednoczonych postanowiło posunqc się na północ, ku pozycjom angielskim. W tym celu wysłało przodem pułkownika Kościuszkę i Hay'a, polecajqc im upatrzyć miejsce na obóz obronny na prawym, wyższym i górzystym brzegu rzeki Hudson. Wynalazł miejsce takie Kościuszko w po­ bliżu wioski, zwanej Saratoga i tu dopiero w całej pełni zabły-snqł jego talent. Plany fortyfikacji Saratogi zachowały się po dziś dzień. Rozbiły się o niq wszelkie usiłowania generała an­ gielskiego, zmierzajqcego do zniesienia armji nieprzyjacielskiej.

Posuwanie się armji angielskiej w znacznym stopniu zostało utrudnione przez zasieki i zmaganie się z milicje; amerykańskg, prowadzqcq pomyślnie walkę partyzanckq. Każdy oddział an­

gielski, który odłgczył się od głównych sił, w celu zdobycia ży­

wności i furażu, był rozbity lub zniesiony.

Topniały siły Anglików, aż wreszcie poddali się, rnajqc w niewoli u Amerykanów około sześć tysięcy swoich żołnierzy.

Ten triumf w znacznym stopniu zawdzięczali Amerykanie dobrze ufortyfikowanej przez Kościuszkę pozycji. Bo czyż bez niej niewyćwiczone należycie zastępy milicji, pomimo całego swego patrjotyzmu i zapału, mogłyby stawić czoło regularnym i wyćwiczonym żołnierzom angielskim?

Od tego czasu zwycięstwo pod Saratogq na zawsze zwiq-zane jest z imieniem Kościuszki, które po dziś dzień z wdzięcz- nościq wspominajq młode pokolenia amerykańskie.

Kościuszko i Pułaski na ziemi amerykańskiej

W krótkim czasie potej bitwie Kościuszko poprosił o urlop, a uzyskawszy go, podążył, jak mógł najspieszniej, do Trentonu.

Co było przyczyną tego?...

Ciągnęło go tam serce, ciągnęła myśl, że zobaczy przyby­

sza z Ojczyzny, i to nie byle jakiego, lecz wsławionego już w walkach o jej wolność.

Oto pod koniec długiej tułaczki po ziemiach obcych przy­

był w dniu 20 sierpnia r. 1777-go do Ameryki jeden z wodzów konfederacji Barskiej, nieszczęsny Kazimierz Pułaski. Na decyzję jego w znacznym stopniu wpłynął Benjamin Franklin, z którym za­ poznał się w Paryżu.

— Spodziewam się — rzekł do Pułaskiego wielki Ameryka­ nin, — że panowie Polacy,którzy w całym świecie cieszą się sła­

wą dzielnych wojowników, będą wielką pomocą dla biednej mo­ jej Ojczyzny.

— W narodzie naszym — odrzekł mu Pułaski — obrzydze­

nie jest do wszelkiej tyranji, a zwłaszcza do cudzoziemskiej — więc,gdzie tylko na kuli ziemskiej bijąsię o wolność,tam jest jak gdyby nasza własna sprawa.

Bez długiego namysłu podążył Pułaski na drugą półkulę z wiernym towarzyszem wygnania, Rogowskim.

Zaraz po przybyciu w szczęśliwszych od Kościuszki zna­

leźli się warunkach.

Za pośrednictwem Lafayette'a dostali siędo obozu i przed­ stawieni zostali Washingtonowi. Obóz ten wywarł na Pułaskim nadzwyczaj ujemne wrażenie. Była to raczej wieś ogromna,oto­

czona wałami i rowami, w której mieściła się armja amerykań­

ska, licząca od 10 — 11 tysięcy ludzi. Armja ta, z powodu braku jednolitych mundurów, podobna była raczej do jakiegoś oddzia­

łu partyzanckiego,niżdo armjiregularnej.Większa część żołnie­

rzy ubrana była w szare kurty, a niektórzy tylko w płócienne opończe; jedni w butach, drudzy w trzewikach, a niektórzy zu­ pełnie boso — słowem lichota i zbieranina wielka, i gdyby nie karabiny i ładownice,łatwoby ich można było wziąć za spędzo­

ną gromadę prostego chłopstwa.

Szarża i śmierć Pułaskiego pod Savannah

Lecz zaraz po pierwszej bitwie Pułaski zmienił swe zdanie.

— Nie mają butów— rzekł do Rogowskiego — ale mają serca, a z tem, bracie, można iść daleko, choć i na bosaka.

Pułaskiego wysłano do Trentonu, gdzie miał pomagać Amerykanom w zwalczaniu wycieczek nieprzyjacielskich.

Tam też podążył Kościuszko, ażeby zobaczyć się z roda­ kiem.

Kościuszko i Pułaski, choć równego wieku, nie znali się z so­

bą w kraju, ale tu oto na cudzoziemskiej ziemi pokochali się mocno, przyjaźń dozgonną sobie obiecując.

Zasługą wielką Pułaskiego dla Ameryki była reorganizacja kawalerji, uczynienie z niej niezwyciężonej prawie jednostki bo­

jowej. Miewał nieraz zatargi z władzami wyższemi, zwłaszcza, gdy zadraśnięto jego dumę szlachecką. Wracał jednak do służ­

by, aż wreszcie znalazł się pod Savannah, miastem oblężonem przez angielskiego generała.

Z małym oddziałem kawalerji puścił się obces w lukę mię­ dzy okopami angielskiemi, żeby wpaść w środek miasta i tym sposobem zrobić nieprzyjaciołom dywersję, a mieszkańcom uciechę.

„Pułaski krzyknął: naprzód! — pisze Rogowski — a my za nim, w dwieście koni, kopnęliśmy się galopem, że aż ziemia się zatrzęsła. Pierwsze dwie minuty szło znakomicie: lecieliśmy, jak na stracenie, ale gracko, po polsku. Dopiero, gdyśmy mijali owe dwie baterje, między któremi była luka, wstrzymał nas ogień krzyżowy i zmieszał się hufiec. Padł Pułaski. Kula armatnia ur­ wała mu nogę, a z piersi krew buchała, snadźod innego strzału.

Żył jeszcze blisko godzinę, ale mówił tylko słowa przerywane: to o Polsce,to o przyszłości, to o jakiejś Franciszce“.

Amerykanie miejsce, gdzie padł, upamiętnili wysokim obe­

liskiem; jest też w Georgji miasto, zwane Pułaski, a imię jego po dziś dzień jest wspominane w Ameryce ze czcią, obok imion naj­

szanowniejszych twórców Unji.

Wojna toczyła się dalej .

Wielki i zasłużony — a zawsze skromny...

Kościuszko położył wielkie zasługi w tym czasie, fortyfiku-jqc twierdzę West-Point.

Nadchodziły ciężkie bardzo czasy dla walczqcych o swq wolnośćAmerykanów.Szczupła armja znużyła się, azasoby były na wyczerpaniu. Brakło pieniędzy, brakło żywności. Jakże mu-siał skromnie żyć ubogi pułkownik inżynierji! A jednak ze szczu­

płych zasobów swoich wspierał on jeszcze jeńców angielskich, którzywdzięczng pamięć o tern zachowali.

Jeden z pamiętnikarzy we wspomnieniach swoich opowia­

da, co następuje: „W czasie wędrówek moich po Australji za­

chorowałem na febrę, pewien sklepikarz zabrał mnie do swego domu i zaopiekował się mnq troskliwie, jako Polakiem, dlatego, że dziad jego, będqc żołnierzem angielskim, dostał się do nie­ woli i byłby zginqł z głodu w West-Point, gdyby go własnym chlebem nie żywił polski generał „Koskcusko“.

Wódz naczelny wyrażał się o nim jak następuje:

„Do liczby najużyteczniejszych i najmilszych dla mnie to­

warzyszów broni należał pułkownik Kościuszko. Z niczem nie da-je się porównać gorliwość jego dla służby publicznej, a w roz-wiqzywaniu poważnych zadań, jakie się nam nastręczały wśród drobnej, ale czynnej wojny, nie mogło być nic pożyteczniejszego nad jego uwagę, czujność i staranność. Przy wykonywaniu zale­ ceń moich we wszelkich wydziałach służby zawsze był chętny, zdatny, słowem — nieprzystępny żadnej pokusie przyjemności, niestrudzony żadnq pracq, nieustraszony wśród niebezpie­ czeństw. Bardzo się też wyróżniał bezprzykładnq skromnościq i zupelnq nieświadomościq tego, że dokonał czegoś niezwykłe­

go. Nigdy nie objawiał żqdań dla siebie samego i nigdy nie po-minqł sposobności odznaczenia i zalecenia cudzych zasług“.

Przez cały rok 1782-gi znajdował się Kościuszko w polu, dowodzqc tam oddziałami frontowemi wojska, przyczem poczy­ nał sobie nader dzielnie.

Wreszcie w dniu 14 grudnia tegoż roku Charleston oddane zostało Amerykanom.

Generał Kościuszko wraca do Ojczyzny

Radość panowała ogólna, a jednoczyły się w niej wszyst­

kie Stany.

W uczczeniu zaś zasług Kościuszki Kongres wydał następu ■ jqcq rezolucję:

„Postanawia się, że sekretarz wojny ma wydać pułkowni­ kowi Kościuszce patent na szarżę generała-brygadjera i oświad­ czyć temu oficerowi,że Kongres jest przejęty Wysokiem uznaniem dla jego długich, wiernych i cennych wielce zasług“.

W dniu 23 grudnia 1783-go r. Washington złożył uroczy­

ście w ręce Kongresu całq władzę swojq, poczem, pożegnawszy się z oficerami, odjechał dowiejskiej siedziby, by miecz zamienić na lemiesz.

Kościuszko mógł iść w jego ślady, gdyż miał przyznany so­ bie kawał ziemi w Ameryce, lecz wszystko ciqgnęło go do Oj­

czyzny, którq opuścił przed ośmiu laty.

Kazimierz Pułaski