Głos w telefonie zazwyczaj jest kuszą
cy i miodowy. Można by przysięgać, że osoba telefonująca jest nie tylko oczarowa
na werbalnym kontaktem z PISARZEM, ale już niejako na zapas, raduje się z całej duszy możliwością cielesnego zetknięcia
się z literatem zapraszanym na spotkanie.
Kiedy byłam początkującym adeptem bar
dzo mnie cieszył ten entuzjazm, wierzyłam, że istnieją ludzie, których zachwyca to, co napisałam, a ich autentycznym marzeniem jest osobiste spotkanie z literackim idolem.
Teraz wiem, że duży odsetek tych zapro
szeń jest w pewnym sensie przypadkowy, zapraszająca (są to prawie zawsze damy) zdobyła skądś ten akurat telefon i niezbyt jest świadoma, co właściwie ta pani Nowac
ka napisała, poza ważną i mocno zakodo
waną informacją że uprawia twórczość dla dzieci i młodzieży.
Przez telefon ustalamy termin, tudzież skład personalny uczestników spotkania, w grę wchodzi gimnazjum i liceum, czasem zgadzam się na ostatnie dwie klasy szkoły podstawowej. Bardzo lubię dzieci, ale nie piszę dla nich. Powód jest żenująco oczy
wisty: nie potrafię.
Zawsze, ale to zawsze, proszę biblio
tekarkę lub nauczycielkę, by dokonała mo
jej prezentacji. Nie znaczy to wcale, że nie potrafię się sama przedstawić, bo potrafię doskonale, ale słuchając tego, co ma do powiedzenia przedstawicielka gospodarzy zyskuję na samym wstępie kilka bardzo istotnych informacji, a więc dowiaduję się, czy zaproszenie było świadome, czy przy
padkowe, czy spotkanie zostało przygoto
wane, czy biblioteka ma w ogóle jakieś moje książki, i czy na sali jest przynajmniej kilka osób, które coś przeczytały z okazji wizyty PISARZA, albo i bez okazji, gdyż po prostu mają nawyk czytania. Jeżeli słyszę:
- Pani Nowackiej nie trzeba przedsta
wiać. Wszyscy wiemy, że pisze piękne książki.
Albo:
-To jest pani pisarka z Warszawy, któ
ra opowie wam o sobie.
Jestem jak najgorszej myśli i, co do- smucające, na pewno się nie mylę. Ponie
kąd jeszcze przed rozpoczęciem spotka
nia jestem w sytuacji prelegenta, który ma mieć wykład o, powiedzmy, technice świa
tłowodów dla analfabetów technicznych.
Dlatego bardzo rzadko mówię o literaturze, a jeszcze rzadziej o tym, co sama napisa
łam. Nie widzę sensu w streszczaniu wła
snych książek, nie potrafię mówić o boha
terach, których nie zna nikt poza mną samą nie umiem wydobywać interesujących prze
myśleń na temat procesu twórczego. Nie czuję się dostatecznie fascynującą osobo
wością by można mi uwierzyć na słowo, że naprawdę jestem autorką paru wcale niezłych pozycji beletrystycznych. Krótko mówiąc, zaczynam spotkanie w klimacie irytacji i zniesmaczenia.
Dodajmy, jże dla wykorzystania obec
ności pisarki z Warszawy audytorium może się okazać nader liczne. Widziałam już sale wypełnione przez kilkaset „egzemplarzy”
młodzi płci obojga. Pół biedy, jeżeli organi
zatorzy pomyśleli o mikrofonie. Jeżeli nie przyszło im do głowy, że należałoby w tych okolicznościach wesprzeć wątłość ludzkie
go głosu technicznym urządzeniem, właści
wie należy wyjść, bo nic ze spotkania nie będzie. Tu mogę się pochwalić, że i na ta
kiej sali potrafię wyegzekwować spokój i ci
szę, tyle, że to wszystko, co umiem zdzia
łać w tym wypadku, czując się po trosze jak skrzyżowanie funkcjonariusza organów z treserem tygrysów. Błyskanie swadą czy intelektem nie wchodzi w rachubę. Być może słuchaczom początkowe minuty spo
tkania wydają się chaotyczne i nieuporząd
kowane. W tym szaleństwie jest metoda.
W dosyć chytry sposób usiłuję dokonać
son-Michał Ogórek,
fot. z archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej W Katowicach
62
Anna Onichimowska,
fot. z archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach
dażu, by ustalić, o czym powinniśmy poroz
mawiać. Może zainteresują salę jakieś cie
kawe materiały historyczne? Biograficzne?
Podróżnicze? Przyrodnicze? Albo literatura ukazana od strony niekonwencjonalnej, albo skandalizującej (to ostatnie for adults onty).
Nie wykluczam także możliwości opowie
dzenia czegoś o sobie, nie mam tu na myśli twórcy zmagającego się z brakiem natchnie
nia czy profety z gorejącym węglem na war
gach, ostatecznie zdarzyło mi się wżyciu widzieć trochę ciekawych rzeczy, poznać wielu interesujących ludzi i po trosze zaznać smaku szeroko pojmowanej przygody. Cza
sami okazuje się, że to właśnie będzie naj
lepszy temat spotkania szczególnie z młod
szą młodzieżą (tak, wiem, że to paskudna tautologia, ale używam jej z całym cynicz
nym rozmysłem).
Ponieważ redakcja „Guliwera" nie za
mówiła u mnie materiału przedstawiające
go blaski i cienie spotkań autorskich, a coś w rodzaju poradnika dla organizatorów ta
kich spotkań, pozwolę sobie zrekapitulować pierwszą część mojego artykuliku w spo
sób następujący:
Drogie panie bibliotekarki i polonistki!
Nie zapraszajcie pisarzy na ślepo, to nie randka w ciemno. Jeżeli nazwisko nie ko
jarzy się wam z konkretnymi tytułami, je
żeli nie znacie twórczości waszego wybrań
ca (wybranki), nie wykręcajcie numeru na telefonicznej tarczy. Ogólna wiedza, że ona (on) pisze dla dzieci i młodzieży nie przy
da się na wiele.
Chyba nie będzie nietaktem powie
dzieć wam, że gigantyczne audytoria, wiel
kie aule, czy sale gimnastyczne, wypełnio
ne ściśniętym, niczym sardynki w puszce, tłumem wcale nie zachwycą zaproszone
go pisarza. Nie zachwyci go także ignoran
cja, by nie powiedzieć lekceważenie z wa
szej strony, bo jak inaczej nazwać brak podstawowej wiedzy o zaproszonym pisa
rzu i jego twórczości. Żaden bukiet kwia
tów i żadne honorarium nie zmażą tego obraźliwego uchybienia.
Być może jest to przypomnienie try
wialne, ale często pisarz odbywa długą pod
róż, by dotrzeć na umówione spotkanie, nie zaganiajcie bardzo zmęczonego człowieka od razu na salę. Argument, że młodzież się niecierpliwi jest z pewnością ważny, ale po
zwólcie zdrożonemu wędrowcowi wypić łyk ciepłej herbaty (o tzw. umyciu rąk już nawet nie wspominam). Oswójcie przybysza, poroz
mawiajcie z nim chwilę, stwórzcie wrażenie, żejest naprawdę oczekiwanym niecierpliwie gościem. To wymaga tylko kilku zdań, a stwa
rza zupełnie inny początkowy klimat.
Pamiętajcie, że szczególnie w dużych miastach, zaproszony pisarz może mieć
Andrzej Sapkowski,
fot. z archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach
trudności z dotarciem do biblioteki czy szkoły. Gdy to możliwe spotkajcie się z nim na kolejowym peronie czy autobusowym przystanku i bądźcie przew odnikam i.
Puszczając gościa na nieznane wody wy
tłumaczcie listownie lub telefonicznie, jak dotrzeć do umówionego miejsca. Nie uwa
żam siebie za ofermę i gapę, ale kilka razy miałam naprawdę duże trudności nim uda
ło mi się odnaleźć to, co odnaleźć musia
łam. Szczególnie ciepło wspominam ba
rak, który w zasadzie był opuszczony i zamknięty na głucho, ale w którym miało się odbyć spotkanie (fakt znany tylko or
ganizatorom). Mój pech polegał na tym, że dotarłam do baraku trzy kwadranse przed terminem i miałam wrażenie, że ktoś okrutnie ze mnie zakpił.
A przede wszystkim, drogie panie bi
bliotekarki i polonistki, pamiętajcie o praw
dzie podstawowej: pisarz i jego książki są jednością. Nie można organizować spotkań jeżeli nie macie w bibliotekach utworów waszego wybrańca. O tym, co zrobić, żeby chociaż część potencjalnych uczestników spotkania dowiedziała się czegoś o twór
czości zaproszonego literata, opowiem kie
dy indziej.