• Nie Znaleziono Wyników

BLISKIE SPOTKANIA DRUGIEGO STOPNIA (1)

Głos w telefonie zazwyczaj jest kuszą­

cy i miodowy. Można by przysięgać, że osoba telefonująca jest nie tylko oczarowa­

na werbalnym kontaktem z PISARZEM, ale już niejako na zapas, raduje się z całej duszy możliwością cielesnego zetknięcia

się z literatem zapraszanym na spotkanie.

Kiedy byłam początkującym adeptem bar­

dzo mnie cieszył ten entuzjazm, wierzyłam, że istnieją ludzie, których zachwyca to, co napisałam, a ich autentycznym marzeniem jest osobiste spotkanie z literackim idolem.

Teraz wiem, że duży odsetek tych zapro­

szeń jest w pewnym sensie przypadkowy, zapraszająca (są to prawie zawsze damy) zdobyła skądś ten akurat telefon i niezbyt jest świadoma, co właściwie ta pani Nowac­

ka napisała, poza ważną i mocno zakodo­

waną informacją że uprawia twórczość dla dzieci i młodzieży.

Przez telefon ustalamy termin, tudzież skład personalny uczestników spotkania, w grę wchodzi gimnazjum i liceum, czasem zgadzam się na ostatnie dwie klasy szkoły podstawowej. Bardzo lubię dzieci, ale nie piszę dla nich. Powód jest żenująco oczy­

wisty: nie potrafię.

Zawsze, ale to zawsze, proszę biblio­

tekarkę lub nauczycielkę, by dokonała mo­

jej prezentacji. Nie znaczy to wcale, że nie potrafię się sama przedstawić, bo potrafię doskonale, ale słuchając tego, co ma do powiedzenia przedstawicielka gospodarzy zyskuję na samym wstępie kilka bardzo istotnych informacji, a więc dowiaduję się, czy zaproszenie było świadome, czy przy­

padkowe, czy spotkanie zostało przygoto­

wane, czy biblioteka ma w ogóle jakieś moje książki, i czy na sali jest przynajmniej kilka osób, które coś przeczytały z okazji wizyty PISARZA, albo i bez okazji, gdyż po prostu mają nawyk czytania. Jeżeli słyszę:

- Pani Nowackiej nie trzeba przedsta­

wiać. Wszyscy wiemy, że pisze piękne książki.

Albo:

-To jest pani pisarka z Warszawy, któ­

ra opowie wam o sobie.

Jestem jak najgorszej myśli i, co do- smucające, na pewno się nie mylę. Ponie­

kąd jeszcze przed rozpoczęciem spotka­

nia jestem w sytuacji prelegenta, który ma mieć wykład o, powiedzmy, technice świa­

tłowodów dla analfabetów technicznych.

Dlatego bardzo rzadko mówię o literaturze, a jeszcze rzadziej o tym, co sama napisa­

łam. Nie widzę sensu w streszczaniu wła­

snych książek, nie potrafię mówić o boha­

terach, których nie zna nikt poza mną samą nie umiem wydobywać interesujących prze­

myśleń na temat procesu twórczego. Nie czuję się dostatecznie fascynującą osobo­

wością by można mi uwierzyć na słowo, że naprawdę jestem autorką paru wcale niezłych pozycji beletrystycznych. Krótko mówiąc, zaczynam spotkanie w klimacie irytacji i zniesmaczenia.

Dodajmy, jże dla wykorzystania obec­

ności pisarki z Warszawy audytorium może się okazać nader liczne. Widziałam już sale wypełnione przez kilkaset „egzemplarzy”

młodzi płci obojga. Pół biedy, jeżeli organi­

zatorzy pomyśleli o mikrofonie. Jeżeli nie przyszło im do głowy, że należałoby w tych okolicznościach wesprzeć wątłość ludzkie­

go głosu technicznym urządzeniem, właści­

wie należy wyjść, bo nic ze spotkania nie będzie. Tu mogę się pochwalić, że i na ta­

kiej sali potrafię wyegzekwować spokój i ci­

szę, tyle, że to wszystko, co umiem zdzia­

łać w tym wypadku, czując się po trosze jak skrzyżowanie funkcjonariusza organów z treserem tygrysów. Błyskanie swadą czy intelektem nie wchodzi w rachubę. Być może słuchaczom początkowe minuty spo­

tkania wydają się chaotyczne i nieuporząd­

kowane. W tym szaleństwie jest metoda.

W dosyć chytry sposób usiłuję dokonać

son-Michał Ogórek,

fot. z archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej W Katowicach

62

Anna Onichimowska,

fot. z archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach

dażu, by ustalić, o czym powinniśmy poroz­

mawiać. Może zainteresują salę jakieś cie­

kawe materiały historyczne? Biograficzne?

Podróżnicze? Przyrodnicze? Albo literatura ukazana od strony niekonwencjonalnej, albo skandalizującej (to ostatnie for adults onty).

Nie wykluczam także możliwości opowie­

dzenia czegoś o sobie, nie mam tu na myśli twórcy zmagającego się z brakiem natchnie­

nia czy profety z gorejącym węglem na war­

gach, ostatecznie zdarzyło mi się wżyciu widzieć trochę ciekawych rzeczy, poznać wielu interesujących ludzi i po trosze zaznać smaku szeroko pojmowanej przygody. Cza­

sami okazuje się, że to właśnie będzie naj­

lepszy temat spotkania szczególnie z młod­

szą młodzieżą (tak, wiem, że to paskudna tautologia, ale używam jej z całym cynicz­

nym rozmysłem).

Ponieważ redakcja „Guliwera" nie za­

mówiła u mnie materiału przedstawiające­

go blaski i cienie spotkań autorskich, a coś w rodzaju poradnika dla organizatorów ta­

kich spotkań, pozwolę sobie zrekapitulować pierwszą część mojego artykuliku w spo­

sób następujący:

Drogie panie bibliotekarki i polonistki!

Nie zapraszajcie pisarzy na ślepo, to nie randka w ciemno. Jeżeli nazwisko nie ko­

jarzy się wam z konkretnymi tytułami, je­

żeli nie znacie twórczości waszego wybrań­

ca (wybranki), nie wykręcajcie numeru na telefonicznej tarczy. Ogólna wiedza, że ona (on) pisze dla dzieci i młodzieży nie przy­

da się na wiele.

Chyba nie będzie nietaktem powie­

dzieć wam, że gigantyczne audytoria, wiel­

kie aule, czy sale gimnastyczne, wypełnio­

ne ściśniętym, niczym sardynki w puszce, tłumem wcale nie zachwycą zaproszone­

go pisarza. Nie zachwyci go także ignoran­

cja, by nie powiedzieć lekceważenie z wa­

szej strony, bo jak inaczej nazwać brak podstawowej wiedzy o zaproszonym pisa­

rzu i jego twórczości. Żaden bukiet kwia­

tów i żadne honorarium nie zmażą tego obraźliwego uchybienia.

Być może jest to przypomnienie try­

wialne, ale często pisarz odbywa długą pod­

róż, by dotrzeć na umówione spotkanie, nie zaganiajcie bardzo zmęczonego człowieka od razu na salę. Argument, że młodzież się niecierpliwi jest z pewnością ważny, ale po­

zwólcie zdrożonemu wędrowcowi wypić łyk ciepłej herbaty (o tzw. umyciu rąk już nawet nie wspominam). Oswójcie przybysza, poroz­

mawiajcie z nim chwilę, stwórzcie wrażenie, żejest naprawdę oczekiwanym niecierpliwie gościem. To wymaga tylko kilku zdań, a stwa­

rza zupełnie inny początkowy klimat.

Pamiętajcie, że szczególnie w dużych miastach, zaproszony pisarz może mieć

Andrzej Sapkowski,

fot. z archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach

trudności z dotarciem do biblioteki czy szkoły. Gdy to możliwe spotkajcie się z nim na kolejowym peronie czy autobusowym przystanku i bądźcie przew odnikam i.

Puszczając gościa na nieznane wody wy­

tłumaczcie listownie lub telefonicznie, jak dotrzeć do umówionego miejsca. Nie uwa­

żam siebie za ofermę i gapę, ale kilka razy miałam naprawdę duże trudności nim uda­

ło mi się odnaleźć to, co odnaleźć musia­

łam. Szczególnie ciepło wspominam ba­

rak, który w zasadzie był opuszczony i zamknięty na głucho, ale w którym miało się odbyć spotkanie (fakt znany tylko or­

ganizatorom). Mój pech polegał na tym, że dotarłam do baraku trzy kwadranse przed terminem i miałam wrażenie, że ktoś okrutnie ze mnie zakpił.

A przede wszystkim, drogie panie bi­

bliotekarki i polonistki, pamiętajcie o praw­

dzie podstawowej: pisarz i jego książki są jednością. Nie można organizować spotkań jeżeli nie macie w bibliotekach utworów waszego wybrańca. O tym, co zrobić, żeby chociaż część potencjalnych uczestników spotkania dowiedziała się czegoś o twór­

czości zaproszonego literata, opowiem kie­

dy indziej.

WSPOMNIENIA