• Nie Znaleziono Wyników

MATEUSZEK W TRASIE, CZYLI JAK TO BYWA MIĘDZY

RODZICAMI I DZIEĆMI

Życie chłopca, którego pomysły są prze­

ważnie niewłaściwie interpretowane przez otoczenie, nie należy do łatwych. Zwłasz­

cza, kiedy ma się w głowie tak dużo myśli, że trudno je zmieścić. Przekonujemy się 0 tym śledząc losy Mateuszka Okularnika, który znakomicie przystaje do obecnego już w literaturze dla dzieci typu bohatera paidial- nie wyjaśniającego świat ludzi dorosłych1.

Najcenniejsze jest właśnie to dziecięce od­

krywanie poważnych, dojrzałych zasad, rzą­

dzących porządkiem codzienności. Zdumie­

wa zwłaszcza przenikliwość spojrzenia 1 trafność dokonywanych konstatacji.

W piątym tomie szczególne miejsce za­

jął, raczej efemerydycznie pojawiający się we wcześniejszych częściach, ojciec Mate­

usz, głowa rodziny Garcia Moreno. Relacje syna i ojca zajmujątu więc zasadnicze miej­

sce, choć lwią objętość książki i tak stano­

wią opisy rozmów, a właściwie monologów nader gadatliwego chłopca, poświęcone podstawowym postaciom serii, a zatem so­

bie samemu, Głupkowi, mamie, dziadkowi, sąsiadce Lusi i kolegom z klasy.

Niebywale trafne z psychologicznego punktu widzenia okazują się zwłaszcza na­

kreślone relacje pomiędzy matką i ojcem, w które uwikłane zostają dzieci. Rodzina nie jest upiększona, wyraziście widać źródła nie­

porozumień, ale wszystko odbywa się w for­

mie „nieinwazyjnej", bo nacechowanej poczu­

ciem humoru, które to potrafi zm ienić wymowę tekstu i ułatwić jego odbiór, nie zmie­

niając ogólnego oglądu sytuacji trudnych w życiu najbliższych osób. Kwintesencją ich z pewnościąjest pewna wymiana komunika­

tów, do której dochodzi przed wyruszeniem na męską Mateuszowąojcowsko-synowską wędrówkę ciężarówką, której nie złagodzi nawet uporczywe poszukiwanie sztucznej szczęki przez dziadka. Kiedy ojciec informu­

je, że koniecznie musi zrezygnować z kilku wolnych dni:

Mama rozpłakała się i poszła ze szczot­

ką do swojego pokoju. Zostaliśmy z Głup­

kiem sami. Siedzieliśmy na stołkach ja k dwoje opuszczonych dzieci. - Niunio zaraz się zsiusia - oświadczył mój brat (...) nie potrafi kłamać. (...). Z moich oczu zaczęły kapać łzy. Jak Głupek zobaczył, że płaczę, też się rozbeczał. Ten dzieciak zawsze musi robić to samo co ja [s.14-16]2.

Całe zdarzenie ukazane jest z wielkim humorem, jednak wymowa swoistego trans­

feru emocji, empatycznego wczuwania się

av,R A N tx m mmmmm

dzieci w atmosferę generowaną zachowa­

niem dorosłych jest istotnie czytelna. Rodzi­

ce wzajemnie wysuwają wobec siebie za­

rzuty, formułują pretensje, a dzieci płaczą to ze względu na współczucie wobec matki, to ojca.

Przepaść istniejąca pomiędzy kobietą a mężczyzną widoczna jest w wielu momen­

tach, świetnie rysuje się zwłaszcza podczas przygotowań do wyjazdu:

Daj mu trzy pary majtek i trzy koszulki, niczego więcej nie potrzebuje. Mama uzna­

ła, że potrzebuję znacznie więcej rzeczy.

Przez całe popołudnie pakowała moją tor­

bę [s. 22],

Znalazły się w niej dziesiątki, zupełnie niepotrzebnych w trasie ubrań, a nawet ka­

seta z filmem video.

Jeszcze dosadniej zabrzmi różnica zdań w innym miejscu:

- A mama zawsze mi powtarza, że ją zanudzę, ja k będę do niej gadał przez cały dzień.

- Bo mama nie wie, co jest dobre [s.

86],

Matka bezwzględnie jest najważniejszą osobą w domu, pozostali członkowie rodzi­

ny raczej starają się unikać z nią konfliktów, niemniej nie zawsze okazuje się to możli­

we. Posiada nietuzinkowe umiejętności:

węch, który lokalizuje wszelkie nadużycia napojów nie pozbawionych procentów, sil­

ny uścisk (mogłaby pracować w akwarium jako ośmiornica), umiejętności śledcze („po­

winni ją zaangażować do Brygady Kryminal­

nej”) i wiele innych cennych z punktu widze­

nia życia rodzinnego zalet.

Frustracja kobiety rozdartej miedzy dwójką dość kłopotliwych pociech, z których jedna wciąż płacze, druga zaś bez ustanku gada, wydaje się naprawdę uzasadniona.

Ojciec natomiast, określany przez Mateusz- ka jako tajemniczy osobnik, który nigdy się

Rys. Julian Bohdanowicz

nie odzywa [s. 21] to bezwzględnie słabsze ogniwo rodzinnej struktury. Podporządkowa­

ny, niejako wyalienowany wobec podstawo­

wych problemów „dziejących się” podczas jego licznych nieobecności. W tym tomie przejawia jednak niebotyczną odwagę, de­

cydując się zabrać ze sobą syna w trasę.

Sprzeciwia się w ten sposób żonie, ale zy­

skuje podziw syna.

Ta odmienność stanowisk to również niejako zapowiedź solidarności męskiej, a także męskiego punktu widzenia, co staje się znaczące zwłaszcza w czasie wymiany zdań dotyczących różnic anatomicznych, w obszarze dość newralgicznym. Porówna­

nie „męskich atrybutów”, ocena ich rozmia­

rów tó najbardziej intymny moment wspól­

nego podróżowania ojca i syna [s. 102-103], ale też ważna wskazówka dla czytelników dorosłych. Nie ma w takich sytuacjach te­

matów tabu, ojciec staje się przewodnikiem syna we wszystkich sferach życia, i niewąt­

pliwie godny jest ten fakt podkreślenia.

Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę wyja­

śnienie, że tematy dotyczące tego wymiaru są przedmiotem rozmów rodziny Garcia od XV wieku! Możemy zatem mówić o swoistej tradycji przekazywanej z ojca na syna, co staje się przejawem m. in. funkcji socjaliza- cyjnej3.

Ciekawie przedstawia się też interakcja z ojcem, który w normalnych warunkach ra­

czej nie przebywa sam na sam z synem, a teraz podczas wspólnej jazdy ciężarówką odkrywa dopiero skłonności retoryczne Ma- teuszka, odczuwa zmęczenie jego nadmier­

ną aktywnością werbalną. Chłopiec dużo mówi, bo to jego sposób na zwrócenie na siebie uwagi4. Sam także staje się odkryciem dla syna, bowiem okazuje się, że jest zupeł­

nie innym tatąniż ten, powracający do domu, który rzadko się odzywa. Paradny jest zwłasz­

cza moment, w którym Mateuszek pyta ojca A jaki ty w ogóle jesteś? [s. 42] - syn sam odpowie na to pytanie: Jesteś (...) dość do­

bry, bo prawie nigdy cię nie ma w domu, więc mniej na nas krzyczysz niż mama.

Mateuszek fantastycznie rozpoznaje sła­

bości obu stron, wie, co należy powiedzieć mamie, by uzyskać dodatkowe punkty. Trze­

ba na przykład zrobić smutną minę przy po­

żegnaniu, utwierdzić ją w przekonaniu, że na pewno będzie się miało niestrawność, jeśli tego oczekuje. Czy już się porzygateśl - spyta mama podczas pierwszej rozmowy te­

lefonicznej przeprowadzonej „z trasy”, jakieś 10 minut po opuszczeniu domu - Jeszcze nie, ale niedługo wjedziemy na autostradę, to na pewno się porzygam, obiecuję ci[s. 32]

- odpowie kochający syn.

Finał książki, która - w przeciwieństwie do poprzednich „odcinkowych” części cyklu - podporządkowana została przewodniej idei podróżowania, przynosi całkowity happy end.

Chociaż konflikt wisiał w powietrzu, zwłasz­

cza, kiedy chłopiec bezceremonialnie (bo niby co miał uznać za niestosowne) opowiedział przez telefon mamie o nocnej rozmowie taty z panią Alicją z pensjonatu „Pod Papugami”, o prezencie jej ofiarowanym. Potem jeszcze Mateuszek nadużył napoju wyskokowego, wsiadł do niewłaściwej ciężarówki, zgubił się... Wydawało się, że katastrofa stanie się faktem. Ale przeciwnie, takie momenty kon­

solidują rodzinę. Odnalezienie chłopca od­

sunęło w niepamięć wszelkie nieporozumie­

nia, wspólnota okazała się być ważniejsza od wszelkich ujawniających się wcześniej róż­

nic, zaś więź oparta na prawdziwym uczuciu staje się gwarantem stabilności. Jest to też moment, w którym bohater doznaje czegoś niebywale istotnego, ukierunkowanej uwagi, kiedy wszyscy koncentrują się na nim. Po­

święcają mu pełną, niepodzielnąuwagę w ta­

ki sposób, że czuje on bez chwili wahania, iż jest całkowicie kochany. Że jest sam przez się kimś wystarczająco ważnym dla rodziców, by zyskać całkowite ich zainteresowanie, uznanie i troskę. Krótko mówiąc, ukierunko­

wana uwaga wytwarza w dziecku poczucie, że jest ono w oczach rodziców najważniejszą osobą na świecie5.

Obok celnych relacji rodzinnych po­

mieszczono w książce opowieść dygresyj­

ną, czyli historię, którą Mateuszek umilał czas podróży ojcu. „Tydzień Japoński” z opi­

sem przymierzania kimon skonfigurowanym z jedzeniem udek kurczaka w przymierzal- ni i wyławianiem odciętej kurzej głowy to prawdziwy majstersztyk. Doskonała, nieby­

wale śmieszna wersja sklepowych

promo-Rys. Julian Bohdanowicz

cji i akcji, które kończąsię tym, że większość okolicznych mieszkańców bliźniaczo się ubiera i posiada wiele podobnych, zupełnie niepotrzebnych przedmiotów (np. figurki za­

paśników sumo).

Mateuszek w trasie to znakomita lektu­

ra na wspólne rodzinne czytania wieczor­

ne. Autorka tych słów przetestowała to oso­

biście, bowiem do codziennego rytuału powszechnego Mateuszkowego chichota­

nia, które było udziałem jej i siedmioletnie­

go Kuby dołączył z czasem także tata. Wo­

bec takich wieczornych literackich sesji

„radowania się” nikt przecież nie może po­

zostać obojętny.

1 Takim bohaterem jest Mikołajek Sempe i Gościnnego, analogia z tą kreacją nasuwa się już podczas pierwszego kontaktu z książką Elwi­

ry Lindo, bowiem format i szata graficzna bliźnia­

czo nawiązują do kultowej już serii o przygodach francuskiego pierwszoklasisty.

2 Wszystkie cytaty pochodząz E. Lindo, Ma­

teuszek w trasie, przełożyła A. Trznadel-Szcze- panek, ilustrował J. Bohdanowicz, Nasza Księgar­

nia, Warszawa 2003.

3 Zob. M. Ziemska: Wpływ przemian funkcji rodziny na socjalizację dzieci, [W:j Rodzina i dziec­

ko, red. tejże, Warszawa 1986, s. 234.

4 O potrzebie zwrócenia na siebie uwagi pi­

sze B. Łaciak, Świat społeczny dziecka. Warsza­

wa 1998, s. 105.

5 R. Campbell: Sztuka zrozumienia, czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko. Warszawa 1999, s. 67.

Rys. Julian Bohdanowicz