• Nie Znaleziono Wyników

czywistości, wtedy gdy wykracza ona poza zasady etyczności określające to, co młody Hegel nazwał „sprawami, jakich potrzeba

człowieczeństwu"56, jest efektem rozpoznania, iż uniwersytet czerpie swą mądrość nie z upojenia się przeszłością, lecz z pokory wobec przyszłości.

To znaczy ze świadomości faktu, że nie jestsami nie może w swym działaniu nie dostrzegać realiów świata. W tym sensieuni­

wersytet mógłby powtórzyć zaProustem, że „tylko wtedy rozporządzamy całym potencjałem naszego umysłu, gdy uświadamiamy sobie, że nie działamy niezależnieicelunaszych dążeń nie wybieramy arbitralnie"57.

54 H. A. Giroux: Theory and Resistance in Education: A Pedagogy for the Opposition. New York: Bergin and Garvey, 1983, s. 203.

” H. A. Giroux: Public Spaces, Private Lives..., s. 99.

56 G. W. F. Hegel: Pisma wczesne z filozofii religii. Przeł. G. Sowiński. Kraków: Znak, 1999, s. 114.

57 M. Proust: John Ruskin. Przeł. J. Margański. W: M. Proust: Pamięć i styl. Wy­

bór oprać, i wstęp W. P. Markowski. Kraków: Znak, 2001, s. 71.

~ 79 ~

Jest więc naszym pragnieniem określającym przyszłość uniwersy­

tetu, aby był on uczestnikiem wielu społecznych kontaktówi kontrak­

tów, nie tracąc jednocześnie prawa do krytycznej refleksji nad owymi zjawiskami. Uniwersytetjako krytyczny uczestnik w grze społecznych planów i ambicji, zamierzeń i negocjacji nie może się wtej grzezatopić bez reszty. Nie wolno sprawić, by ową „resztą” stało się „milczenie"

panujące często w świecie, w którym dzięki rozpowszechnieniu się technik komputerowych następuje proces

dezintermediacji,

zanika­ nia agencji i jednostek pośredniczących między partnerami dialogu czy transakcji. Sklepy coraz częściej są sklepami wirtualnymi, w których nie spotykamy żadnego ekspedienta; nawet edukacja w swojej wersji elektronicznej, zwana nauczaniem na odległość, obywa się (pozornie, na szczęście) bez pośrednictwaprofesora.

Uniwersytet z jednej strony musiwyjść ze swych murów i dyscy­

plin i przestać korzystać z usług „pośredników". Odpowiada to du­

chowi autonomii uczelni: nie potrzeba jej zgody ani pośrednictwa władz centralnych na podejmowanie wielu przedsięwzięć. To nie

„resort" ustala nam partnerów i określa warunki współpracy; uni­ wersytetdokonuje tego sam, często z własnej inicjatywy. Nim Mini­ sterstwo spostrzegło konieczność istnienia szkół wyższych w rejo­ nach szczególnie dotkniętych procesami transformacji gospodarczej (patrz „Gazeta Wyborcza"z 8 marca 2002 roku), uniwersytety i inne uczelnie dawno odpowiedziały na tę potrzebę (Rybnik, Jastrzębie Zdrój). Jest kwestią bardzo istotną, aby bronić autonomii wyższej uczelni przed wciąż widocznymi zakusami centralistycznej mental­ ności, wedle której jedynie „rząd" winien decydować o lokalnych wydarzeniach.

Zdrugiej wszakże stronyuniwersytetwinien dążyć do tego, bystać się swoistym „pośrednikiem", by wprzenośni i dosłownie spotykali się w nim ludzie reprezentujący rozmaite rodzaje działalnościi zaangażo­

wania. Także, aby student zetknął się ze swym potencjalnym przyszłym pracodawcą, by absolwent, poczuwając się do serdecznej więzi ze swą Alma Mater, mógł wesprzećją w jej działalności.

Uniwersytet będzie więc chronił ducha dobrej „mediacji", rzetelnego pośrednictwa będącego duchem spotkania.

Przedsiębiorczość uniwersytetu mie­

rzy się nie tylko cyframi bilansu, te bowiem bywajązawodnei krótko­

trwałe, lecz przede wszystkim gotowością do podjęcia roli pomostu

~ 80 ~

Jerzy Handermander Pejzaż Katowic olej

Roman Nowotarski Dom olej/akryl

Roman Nowotarski Podwórko olej/akryl

Jacek Rykała Podwórko Sielec olej/akryl

Jan Szmatloch Okno akwaforta

Maciej Bieniasz Podwórko rysunek/gwasz

w:

U'

Tomasz Jura i Arieta Guździoł Tradycja i nowoczesność

Marian Oslislo Księgi grafika komputerowa

Eugeniusz Delekta Przenikania katowickie (akwaforta)

Eugeniusz Delekta Widok z okna (akwaforta)

między rozmaitymi dziedzinami życia społecznego. „Jako wyposażona w pewne normy społeczność, uniwersytet dążący do tego, aby być przedsiębiorczym, jest instytucjonalną wersją społeczeństwa obywatel­ skiego pośredniczącą między państwem a rynkiem, nie poddającą się przytymdominacji żadnejze stron"58. Andrzej Kiepas słusznie wprowa­

dza zagadnienie wspomagania aktywności społeczności lokalnychw krąg problematyki odpowiedzialności naukii techniki. Poszerzenie pola od­ powiedzialności tych dziedzin nie tylko „nakłada odpowiednie wyma­

gania na poszczególne podmioty uczestniczące w tym procesie", wy­

magania łączenia „kultury technicznej z kulturą polityczną i wrażliwo­ ścią moralną", alekonieczne jest także „upodmiotowienie społeczności lokalnych oraz pogłębianie warunków dla rozwoju demokracji uczest­

niczącej"59. Tak więc z racji etycznych, politycznych i ekonomicznych pierwszorzędnym partnerem uniwersytetu są uczestnicy lokalnych społeczności. To w dialogu z nimi uniwersytet winien wypracować nie tylko własną przyszłość, alebyć głównym partnerem miast, gmin, regio­

nów wkreśleniu wizji ich przyszłości, anastępnie w tejże wizji wypeł­ nianiu. Pisząc o relacjach między uniwersytetem a władzą lokalną (town-gown relationships), Duderstadt zauważa: „Przypuszczalnie najważ­

niejsze jest to, aby uniwersytetmógł pomagaćmiastu w kształtowaniu wizji przyszłości. [...] Jest nadzwyczaj istotne, by podtrzymywać sieć relacji i strategicznych wysiłków podejmowanych po to, by wspierać lokalne społeczności. [... ] Uniwersytety winny zabiegać o to, aby stać się wzorami zachowania obywatelskiego oraz aby pracowaćwrazz miej­

scowymi społecznościami w celu stworzenia w przyszłościjak najlepszej jakości życia"60.

W pewnym sensie „spotkanie" jest — mówiąc dramatycznie — warunkiem przetrwania uniwersytetu. Jednym z zasadniczych proble­ mów, które ujawniły się wraz z rosnącą rolą studiów płatnych w pań­

58 B. Clark: The Entrepeneurial University: New Foundations for Collegiality, Autonomy, and Achievement. „Higher Education Management" 2001, vol. 13, s. 23.

” A. Kiepas: Człowiek wobec dylematów filozofii techniki. Katowice: Gnome 2000, s. 108.

60 J. Duderstadt: A Universityforthe21st Century..., s. 59.

~ 81 ~

6 Antygona...

stwowych uczelniach, była kwestia jednolitości uczelni. Tożsamości uniwersytetu jako jednej struktury zagroziło dążenie do coraz silniej­

szych separatyzmów, zyskujące zwolenników z racjichoćby „twardości"

kryteriów, jakimi kierowano się przy doborze argumentacji na rzecz takiej koncepcji. W grę wchodziły bowiem już nie ulotne i nieporówny­ walnesprawy związane zjakością dorobkunaukowegoczydydaktyczne­ go zawsze będące zaczynem niekończącej się dyskusji i utyskiwań. Tym razemprzemawiały wyłącznie cyfry, w dodatku często ubrane w retory­ kę neoliberalnej ekonomii: oto „sprawni" i „rynkowi" „wnosili swój wkład", a nawet wręcz „utrzymywali" „nierynkowych" i, o zgrozo,

„niezaradnych" lub „samych sobie winnych". Jednym z najbardziej przykrych doświadczeńw trakcie sprawowaniaurzędu było oświad­

czenie jednego z profesorów wydziałówtak zwanychrynkowych, który w trakcie spotkania komisji budżetowej naszego Uniwersytetu oznaj­ mił, iż „niebędzie utrzymywał fizyków".

Uniwersytet miałwięc dwie drogi: albo stać się luźną federacją cał­

kowicie niezależnych wydziałów, albo wypracować sposób godzenia rozbieżnych interesów. Dlanas nie ulegałowątpliwości, iżwłaściwą jest ta ostatnia ścieżka, lecz aby móc się nią poruszać, należało wykonać ogromną pracę przygotowawczą i opracować etapy marszu. Nie wni­ kając w szczegóły, powiedzmyjedynie, że w ciągu kilkunastu miesięcy powstał program reformy sposobu prowadzenia polityki finansowej w Uniwersytecie, mozolnie dopracowano się właściwego wzoru doku­ mentacji stanowiącej podstawę prac,lecz abywszystkoto mogło okazać się skuteczne, należało przede wszystkimpozyskać dla tych zamierzeń pracowników samego Uniwersytetu.

Organizując trudną do zliczenia ilość spotkań gremiów uniwersy­ teckich, zdawaliśmy sobie sprawę, że stopień wsparcia naszych zamie­

rzeń zależy od tego, zjakim skutkiemuświadomimy sobietrzy fakty. Po pierwsze, ten, że jeśli poszczególne wydziały szczycą się wysokimi dochodami, wynika to z faktu, żesą

wydziałami jednego uniwersy­

tetu.

Wszelka zatem dyskusja

o osobności

i niezależności wydziału musi być poprzedzona skrupulatnym rozważeniem, iż jej źródłem jest

wsobność,

czyli zanurzenie, zakorzenienie w strukturze uniwersytetu.

Po drugie, wydziały i wszelkie inne jednostkiuczelni dają świadectwo o uniwersytecie, dlatego sposób ich działania musi być zestrojony ze skomplikowanym mechanizmem potrzeb całej szkoły. Ktoś zatem, kto

~ 82 ~

reprezentuje wydział, nie może, bez dyskredytowania się jako „czło­ wiek uniwersytetu",zgłosić całkowitej obojętności na to, co dziejesię w całej uczelni. „Dawać świadectwo" w naszym rozumieniu — to nie tyle

„heroicznie" iprzyużyciu wszelkich środków walczyćocel swojej grupy interesów po to, aby zniwelować cele, do których zmierzająinni, ile

mo­

dyfikować swoje cele tak, aby nie rezygnując z nich, zmniejszyć pole ich kolizji z celami innych.

Po trzecie, czysto ekonomiczna retoryka generowania dochodów musi zostać skorelowana z odrębnym mechanizmem ukazującym stopień udziału poszczególnych wydziałów w tym, co stanowi podstawę funkcjonowania uczelni — dotacji ministe­ rialnej. Dopiero po ustaleniu, jak jednostki organizacyjne uniwersytetu przedstawiają się w owym algorytmie będącym elementarną formułą Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu określenia wysokościdotacji na kolejny rok,trzeba ponowniespojrzeć na bilansprzychodów wydziałów.

Należącajuż szczęśliwie do przeszłości tendencja do radykalnego separowania się wydziałów od uniwersytetu rodziła się więc z pew­

nego przemilczenia. Niektóre jednostki zresztą chętnie je przyjmo­

wały: ignorując bowiem to, co stanowi o przyszłości uczelni — siłę naukowąkadry czy liczbę studentów dziennych, dwaważneelementy algorytmu ministerialnego, można byłood razu odczytać sumę przy­ chodów wydziału pochodzących z działalności dydaktycznej w bło­ gosławionym a złudnym zapomnieniu, iż zniekształca ona obraz podstawowej rzeczywistości uniwersytetu i opiera się na groźnym dlaprzyszłości szkoły wyższej przeroście liczby studentów zaocznych orazjego konsekwencji — na spowalniającym awans naukowy prze­ pracowaniu uczonych.

Uświadomienie sobie tych trzech elementówwarunkuje to, co stanowi istotę polityki w obrębie uczelni: wzmacnianie i rozszerzanie samo­ dzielności wydziałów z jednoczesną ochroną prawa uniwersytetu do ustalania hierarchii potrzeb i zapewnienie rektorowi środków na ich realizację. Aby zamierzenie takie zostało zaakceptowane, potrzebne są rozmowy irektor jest tym, który — aby pełnić swój urząd z dobrym dla uczelni skutkiem — mógłby powiedzieć za Gabrielem Marcelem:

„Należę do tych, którzyprzywiązująniezmiernąwagę do spotkań. Są wnichnaprawdęistotne dane duchowe

61 G. Marcel: Być i mieć..., s. 306.

~ 83 ~

6*

Owe„istotne dane"były przede wszystkim nie tylko „duchowe": jak powiedzieliśmy stopniowo gremiazarządzające jednostkami uniwersytetu zapoznawały się z wszystkimi danymi tyczącymi się wielu aspektów jego działalności i za wiele z nich przejmowałyczęść odpowiedzialności.

Ale mówiąc o odpowiedzialności, dotykamy przecież również innej dziedziny owych spotkań, o której Marcel rzeklby, iż byłaona„ducho­

wa". Wartością spotkania jest jego wpływ na to, jak jego uczestnicy postępują, jak dalej kształtują swoje wybory i preferencje;

spotkanie daje do myślenia.

Wszystkie dane przedstawiane w trakcie zebrań komisji senackich czy na posiedzeniach Senatu miały bez wątpienia walor poznawczy, ale jednocześnie wywoływały efekt wyrywania z pew­

nych wygodnych złudzeń,wybijaniaz utartych stereotypów. Zapatrzonym we własne finansowe przychody wydziałom mówiły: „uzyskujecie je jako uniwersytet, a ten kreowany jest głównie przez tych, których pozycja w algorytmie Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu jest silna" (wydziały „rynkowe" na ogół wypadały słabo na owej fotografii sporządzonej przy użyciu aparatu zwanego algorytmem). Ale pozosta­ łymkolegom komunikowały wyraźnie, iż wcoraz wyższym stopniu ich zasobność, możliwość prowadzenia badań, wykonywania remontów zależą od przychodów, jakie uzyskują jednostki prowadzące licznie obsadzone studia zaoczne czy podyplomowe.

Spotkania owe, dając domyślenia, budziłyzpewnegoodrętwienia, a otwierając pole dla sporów, jednocześnie stwarzały podstawę poro­

zumienia i kompromisu. Co więcej, to w trakcie tych spotkań, często trudnych, a nawet przykrych, można było obserwować, jak powoli odfunkcjonalizowuje się ich uczestnik: przestaje być zamknięty wkręgu czynności i celów odrębnych dla każdego wydziału,natomiast owe cele zaczynają się łączyć we w miarę spójną całość, jak w uniwersytecie zarysowuje się kontur wspólnoty losu.

Byt uniwersytetu nie pokry­

wa się z bytem mojego wydziału; uniwersytet przerasta swoje

Outline

Powiązane dokumenty