• Nie Znaleziono Wyników

ty naiwności, nienowoczesności, a w konsekwencji wyeliminuje z uprawianej przez państwo i instytucje gry, w której stawką są

korzyści i beneficja.

Oworozbicie semantyczne przymiotnika „dobry", który nie tylko od­ nosi się do różnych sfer naszej działalności i nie obejmuje sobąsfery na­

szych zachowań publicznych czy „wspólnościowych", lecz także sugeruje możliwą lub nawetwręcz pożądaną sytuację, w której jesteśmy „dobrym"

ekspertem/fachowcem/menedżerem, lecz marnym obywatelem, jest speł­

nieniem marzenia Oświecenia, które wyśniło sobie rozwód nauki i etyki.

Sposób mojego postępowania i traktowania innych niewiąże się już ni­

czym z decyzjami, jakie podejmujęjako osobaoficjalnawypełniającaswoją funkcję. Mówiącinaczej, nieudzielam się, skąpięswojegoczasu iwiedzy, nieodsłaniamkulis swojego rozumowania, przestaję być Mistrzem,zostaję ekspertem, skutecznym fachowcem. Ale to oznacza również, że wycofuję się ze sferypublicznej, rezygnuję z czynnej roliwżyciu społeczności.

Taki model nauczyciela i studenta (ten ostatni bowiem zmierza również do ideału eksperta/fachowca/specjalisty) utrudnia w istocie

45 A. M a c I n t y r e: Dziedzictwo cnoty..., s. 148—154.

~ 69 ~

partycypowanie w kulturze, ponieważwprowadza zamieszanie polega­

jące na podstawieniu kultury firmy w miejsce kultury jako zasobu wartości, z którego mam korzystać, aby wzbogacić siebie, przy czym muszę to czynić tak, aby jednocześnieodnawiać zasoby kultury, z któ­

rych zaczerpnąłem. Mój zysk powinien mieć także w jakimś stopniu wymiar i zasięg wspólnotowy; to, co dobre wyłącznie dla mniei „mojej"

firmy, najczęściej nie przynosi pożytkuspołeczności.

Przyjąwszy model uniwersytetu, którego wzorem kształcenia jest ekspert/specjalista, bierzemy na siebie ryzyko stworzenia społeczeń­

stwa, które kulturowo będzie pozbawione siły. Cornelius Castoriadis pokazał dobitnie46, iż społeczeństwo, którepopadłszy — wbrew po­ zornemu zabieganiu poszczególnych jednostek noszącemu wszelkie znamiona euforii — w stan apatii, nierozważnie powierza bez reszty sferę publiczną władaniu „zawodowych", „fachowych" polityków, czyni to dlatego, że uprzednio zaniknęły mechanizmy pobudzające aktywność publiczną obywateli, w efekcie czego stali się oni, jako wyizolowane jednostki, oddane wyłącznie pościgowi za własnym suk­ cesem, ubezwłasnowolnionymi przedmiotami działania „ekspertów".

W demokracjibowiem nie chodzi o same formalne procedury głoso­ wania (z których znaczna część społeczeństwa nie korzysta z powodu niewiedzy lub bezwolności), lecz o skuteczność i siłę oddziaływania sfery znaczeń społecznej wyobraźni (social imaginary significations) na nasze życie codzienne. Ta zaś kształtuje się tylko w procesie odpo­ wiednio szerokiej w swych horyzontach edukacji. Gdy zadaniem uni­

wersytetu stanie się jedynie wyuczenie specjalisty/eksperta/fachowca obojętnego na potrzeby etyki solidarności publicznej, bezpowrotnie zubożymy sferę tego, co w kręgu społecznej mitologii jawi się jako ważne i istotne dla człowieka. Zredukujemy zarazem to, co dla demo­

kracji jest niezbędne: możliwość kompetentnego, odpowiedzialnego (a więc niepowodowanego partyjnym interesem, lecz poczuciem rze­ telności wobec społeczności) krytycznego komentarza otwierającego sposobność do modyfikacji rzeczywistości. Zadaniem edukacji jest kształcić tak, aby otwierać adeptom możliwości nie samego korzysta­ nia z mechanizmów rynku, ale przede wszystkim krytycznego ich rozumienia i modyfikowania. W ten bowiem sposób uniwersytet 16 Patrz np. C. Castoriadis: The World in Fragments. Przekł. ang. D. Curtis. Stan­

ford: Stanford University Press, 1997.

~ 70 ~

przyczynia się walnie do osłaniania zasad demokracji opierających się na przeświadczeniu, iż „kultury rynku, moralności rynku, mentalne przekonania rynku rozbijają wspólnotę, przyczyniając się do erozji społeczeństwa obywatelskiego"47.

Tak więc, głośno reklamowane jako standard nowoczesności i po­ wodzenia siła nabywcza i moc osobistej kariery dyskontowane będą przeżywaną w milczeniu depresją jałowości i brakiem uczestnictwa.

Przestrzegał przed tym Wittgenstein, dla którego współczesna kultura była jedynie „widowiskiem tłumu, podczas którego najlepsi dążą tylko do celów prywatnych": „Kultura jest niczym wielka organizacja, wskazująca każdemu, kto do niej należy, miejsce, w którym może on pracować zgodnie z duchem całości, a jego siły słusznie mierzy się wkładem, jaki zdoła do tej całościwnieść"48.

W istocie bowiem poczucie kryzysu towarzyszącedzisiaj uniwersy­ tetowi, a wynikające z upowszechniającego się ruchuod „wykształcenia"

(education) do „nabywania umiejętności" (training) jest doznaniembraku uczestnictwa opartego z jednejstrony na rozpoznaniuregułpanujących wdanej rzeczywistości, a z drugiej — na satysfakcji płynącej z ich twór­

czej i krytycznej oceny i modyfikacji. Mówiąc jeszcze inaczej, jesteśmy świadkami zmagania się uczonych, nauczycieli istudentów z doskwie­ rającą im potrzebą wspólnoty w spełnianiu pewnej misji i z pokusą całkowitegoulegnięciapokusomświata regulowanego zasadąkonsumpcji.

Człowiek uniwersytetu nie wie dzisiaj, czy ma — jak ufam, wciąż chciałby — utożsamiać się z człowiekiem pewnych wspólnotowych ideałów, czy też (a w tę stronę popycha gopresja otoczenia) zeskrajnie zindywidualizowaną, „sprywatyzowaną" osobą definiującą się głównie przez pryzmat asortymentu dóbr, z których korzysta. Dylemat: „uni­ wersytet czy korporacja" stanowi ważny przyczynek do obrazu współ­

czesności, odzwierciedla bowiem również wątpliwości dotyczące kształtu dzisiejszej demokracji; tego, czy jest ona istotnie krytycznym udzielaniem się na rzecz dobra publicznego, czy też jedynie (a patrząc na ewolucję polskiego życia politycznego, takiepodejrzenie coraz bardziej staje się pewnością) wygodną kulisą zasłaniającą skrzętne i bezkry­ tyczne zabiegi o dobro prywatne. Henry Girouxdotykaistotyproblemu:

47 C. West: America's Three-Fold Crisis. „Tikkun", 9 February, s. 41—44.

■“L. Wittgenstein: Uwagi o religii i etyce. Przeł. M. Kawecka, W. Sady, W. Walentukiewicz. Kraków: Znak, 1995, s. 114.

~ 71

„W obrębie języka i wyobrażeń związanych z kulturąkorporacyjną bycie obywatelem ukazywanejest jako rzecz całkowicie oddanapragnieniom jednostki, rzecz, której celem jest powołanie do życia rywalizujących

z sobą egoistycznych jednostek, zabiegającycho swewłasne materialne i ideologiczne korzyści. Redefiniując sprawy społeczne jako wyłącznie tyczące się jednostek ikwestii ekonomicznych, działaniekultury korpo­

racyjnejzmierzaprzedewszystkim do unieważnieniademokratycznych impulsów i praktyk społeczeństwa obywatelskiegoprzez ich dyskredy­ towanie lub wciągnięcie ich w obieg logiki rynku. Tracącwymiar poli­ tycznej debaty, kultura w modelu korporacyjnym staje się wszech­ ogarniającym horyzontem, w którego obrębie wytwarza się wartości, zachowania i produkty na użytek rynku. W retoryce tej sfery oznacza to, iż godne życie »kształtowane jest według naszej tożsamości jako konsumentów —jesteśmy tym, co kupujemy«"49.

Nasze zachowania świadczą więc o tym, iż zastanawiamy się, czy jako nauczyciele akademiccy i uczeni poruszamy się jeszcze w ogóle w sferze publicznej czy też jużwyłącznie w kręgu wyborów dyktowa­

nych interesami ekonomicznymi.

Gdyby przyjąć trafność diagnozy Wittgensteina, należałoby uczynić następny krok i powiedzieć, że obecnie kultura szkoły wyższej jest bliższa kulturze korporacyjnej niż wspólnościowej, tzn.

inteligenta wkraczającego w mury uniwersytetu będą uczyli ludzie, którzy sami widzą się już głównie w roli ekspertów, w związku z czym absolwent szkoły wyższej będzie wykazywał co najmniej tę sa­

mą, jeśli nie większą tendencję do całkowitego poświęcania

Outline

Powiązane dokumenty